E-book
14.7
drukowana A5
27.49
Listy rozproszone

Bezpłatny fragment - Listy rozproszone


5
Objętość:
108 str.
ISBN:
978-83-8245-419-2
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 27.49

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów

A miłości bym nie miał,

Stałbym się jak miedź brzęcząca

Albo cymbał brzmiący.

Gdybym też miał dar prorokowania

I znał wszystkie tajemnice,

I posiadał wszelką wiedzę,

I wszelką [możliwą] wiarę,

Tak, iżbym góry przenosił,

A miłości bym nie miał,

Byłbym niczym.

I gdybym rozdał na jałmużnę

Całą majętność moją,

A ciało wystawił na spalenie,

Lecz miłości bym nie miał,

Nic bym nie zyskał.

— 1 Kor 13,1 —3

Podziękowania

Jeszcze nie tak dawno byłam niechętna pokazywaniu tego, co piszę, światu. Wolałam, aby moje „stworki” były bezpiecznie schowane w szufladzie, gdzie nikt by ich nie mógł odnaleźć. Dlaczego? Bo obnażały mnie, odkrywały moją duszę, pozwalały dostrzec we mnie głębię. Odkrywały prawdę o tym, kim jestem, a nie pokazywały człowieka, którego usiłowałam przed wszystkimi grać. Jestem szczęśliwa, ponieważ spełniło się moje marzenie. A jednocześnie wiem, że na jednym tomiku nie poprzestanę, ponieważ jeśli komuś podoba się to, co tworzę, to warto to przekazać dalej. Piszę, odkąd pamiętam, początkowo były to jakieś opowiadania, krótkie zdania, wersy. Dzisiaj całkowicie zatapiam się w słowach, przelewam na papier emocje i uczucia, których nie jestem w stanie wyrazić inaczej niż wierszem. Jestem wdzięczna Bogu, że obdarzył mnie płynnością słowa, i dziękuję mu za każdym razem, gdy napiszę coś nowego.

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali, dawali merytoryczne uwagi, a także inspirację i tematy do powstających w mojej głowie szkieletów wierszy, które następnie zapisywałam — początkowo na papierze, a potem na telefonie lub komputerze. Dziękuję za poświęcony czas, zaangażowanie i wytrwałość, za dobre słowa, które dodawały mi skrzydeł i pozwalały uwierzyć we własne siły.

Chciałabym podziękować w szczególności:

• Piotrowi Stasiowskiemu — bez Ciebie część wierszy by nigdy nie powstała, a Twoje wsparcie i wiara we mnie były przeogromne; jesteś moją inspiracją i „muzą”, nie tylko w tworzeniu, ale też w codziennym życiu;

• Joannie Domańskiej — wspierałaś mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam, i byłaś przy mnie;

• Katarzynie Pietruszyńskiej (katrina_czyta) — za to, że namawiałaś mnie do pokazania tego, co piszę, światu i wręcz męczyłaś mnie, żebym wydała własny tomik — myślę, że było warto; dziękuję też za pomoc przy wydaniu tomiku i Twój patronat;

• Pawłowi Bodeńce — wiele wierszy i bez Twojego udziału by nie powstało, dziękuję za celne uwagi i wsparcie; dziękuję też za pomoc w wymyślaniu tytułów — robisz to o wiele lepiej niż ja;

• Teresie Rogalskiej — lubiłaś czytać moje wiersze i zawsze przekazywałaś celne uwagi;

• Ewelinie Rokosie (Graphika) — za wspaniałą okładkę i cierpliwość przy jej tworzeniu, bo byłam dość trudnym klientem; okładka przeszła moje najśmielsze oczekiwania!

• moim Patronom — Magdzie (madziara.malfoy), Julii Chmielewskiej (dzuliareads), Ewelinie Kwiatkowskiej-Tabaczyńskiej (Zaczytana Ewelka), Warszawskiej Grupie Luka&Maro, Monice Halman (Halmanowa), Rafałowi Augustyńskiemu (samotnewersy) oraz Natalii (bookish_side) za wsparcie i patronat;

• Jackowi, Doris, Marcie, Łukaszowi, Piotrowi, Przemkowi oraz reszcie grupy — Wasze wsparcie i wysłuchiwanie mojego marudzenia pomogło w tworzeniu oraz pomagało jakoś znosić codzienność.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego tomiku, a których zapomniałam wymienić — bez Was by się nie udało!

Dziękuję też Wam, Czytelnikom — bo po cóż mówić, gdy nikt nie słucha?

O mnie

Wypełniasz moją pustkę, znalazłam w Tobie wszystko —

Wszystko, czego mogę chcieć i potrzebować.

Ale nie pokażę Ci, jak boli mnie — tylko bądź blisko,

Bym nigdy nie musiała życia zrestartować.


Ciągle się mylę i popełniam błędy — lecz to cała ja.

Jeżeli choć trochę swej duszy mi podarujesz,

Obiecuję, że nie tylko będę na wieki Twoja,

Ale postaram się sprawić, że szczęścia skosztujesz.


I czasem tylko pokażę Ci słabą mnie, Kochanie,

Byś życie miał lżejsze, niż mi było to dane.

To będzie dość krótkie, chwilowe załamanie,

Bo nasze zjednoczenie było tak wyczekane.


Wiem, że błądzę też często, lecz Ty drogowskazem.

Zawsze jesteś celem, do którego chcę dążyć.

Gdybym miała żyć, to tylko z Tobą — my razem.

Mą osobą chcę świat Twój naprawić i serce odciążyć.

Wątpliwości

Dyszę ledwością objęta przez miłości tej ból.

Jakże nie cierpieć, gdy dusza się tak rwie do Ciebie?

Czy jeśli odejdę, stracisz — tak jak ja — siebie?

Czy jeśli odejdę, wrócisz na słowa: „przebacz i utul”?


Przecieram zmęczone oczy i myślę o tych nocach,

Tych wszystkich, które poświęcam na śnienie o Tobie.

Już miliony dni zamieszkujesz w mych myślach,

Już miliony dni tak zatopić chcę uczucia w sobie.


Otwieram serce i daję Ci ciało — czy to nie zbyt śmiałe?

Chcę dziś oczami wypowiadać obietnice, bo usta kłamią.

Tysiące dni nasze dusze się poznawały i szukały,

Tysiące dni błagałam o Ciebie jak o miłość zbłąkaną.

Prośba

Pustka.

Ciemność.

Chłód i ból.

Przyjdź do mnie, Kochany,

I mnie w siebie wtul.

Nie będę nic mówić,

Wystarczy, że jesteś.

Poza Tobą i mną

Tak nic nieznacząca przestrzeń.

Krzyczę i tonę,

Jesteś jak za szybą.

Podejdź w moją stronę,

Nim stanę się chwilą…

Zatrzymaj moje serce

Zatrzymaj moje serce — bez Ciebie już na nic mi ono.

Złamaliśmy miłość na odłamki — dla zasady się raniąc.

Pożegnanie — więcej słów nie trzeba, niż mi dano.

Dziękuję za miłość — odejdę, że Cię nie kocham, kłamiąc.


Zatrzymaj moje serce — zgnieć albo utul rękami.

Niespokojna jestem w środku, gdy wszystko tak boli.

Pożegnanie — już więcej słów nie wypowiem ustami,

Już wyrzutów sumienia mam dość i tej niedoli.


Zatrzymaj moje serce — ucałuj jak niegdyś mnie wargami.

Przegrana zawsze byłam, nawet mając miliony szans.

Pożegnanie — już więcej nie spojrzę tymi samymi oczami,

Pełno łez w tę noc zostawię, popadając w rozpaczy trans.


Zatrzymaj moje serce — słowami opowiedz, ile znaczyło.

Twoją na wieki mi być nie dane, już nigdy Ty kochanym.

Pożegnanie — odpuściłam, gdy nasze ocalenie nie przybyło.

Naszym przeznaczeniem — zgubić się w kręgu przegranym.

Mój dzień

Jesteś moim rankiem — jak wskazówki odmierzasz czas.

Nową falą biegniemy po kręgu życia, tracąc siebie.

Językiem na ciele chciałabym zapisać moją miłość.

Dziś i jutro — schowaj ręce pod moją koszulą.


Jesteś moim południem — słońcem ogrzewasz twarz.

Nową falą puszczamy swoje dłonie, uciekając od siebie.

Oczami patrząc, chciałabym zapytać: „jak kochać?”.

Dziś i jutro — ukryj serce w moich dłoniach.


Jesteś moim wieczorem — jak księżyc rozświetlasz mrok.

Nową falą myślimy o wspomnieniach, co nas oddalają.

Nosem przy szyi chciałabym zapamiętać, jak żyć.

Dziś i jutro — wdychaj powietrze mojego wnętrza.


Jesteś moją nocą — jak gwiazdy spełniasz marzenia ukryte.

Nową falą odejdziemy, zapominając, jacy byliśmy.

Łzami na piersi chciałabym wyrzucić cały ból.

Dziś i jutro — kochaj moje ciało, bym czuła się Twoją.

Kolejny rok

Tak blisko, a tak daleko

Spojrzenia oczu Twoich.

I dotyk dłoni ciepłych,

Ciche szepty wieczorne

I ranne słowa miłe.

Powiedziałeś, że chwilę,

Tylko chwilę Cię nie będzie.

A to już kolejne lato,

Kolejna chłodna jesień.

Opadają iskry nadziei

Niczym ten pożółkły

Ostatni liść jesienny.

A Ciebie nadal nie ma.

I przyjdzie kolejna zima.

Już w sercu pustka,

Już nie czekam wytrwale

Na cichy, słodki szept.

Tęsknota

Dzisiaj znów obudził mnie chłód pościeli.

Nie ma Cię obok…

Szukam Twej obecności w każdym kącie.

Dom jest tak cichy…

Wdycham perfumy z Twojej koszuli.

Powoli traci zapach…

Czy kiedykolwiek wrócisz do mnie?

Czy znów do siebie przytulisz?

Minęło lato, jesień przyszła.

Czy blisko jesteś, czy daleko?

Czuję obecność w noc jak dzisiaj,

Może wreszcie mi się przyśnisz…

Niepewność

Pisać o szczęściu i miłości — jeszcze nie potrafię, Kochanie.

Czy uczucie to wtedy, jak pragnę mieć Cię tylko dla siebie?

Czy radość to gdy widzę Twoje włosy wiatrem całowane?

Naucz mnie, proszę, czym jest szczere zaufanie.


Pokaż mi, czym jest szczere i gorące odczuwanie Ciebie,

Gdy tak z niepewnością dłonią Twój policzek gładzę.

Czy to jest prawdziwe, czy tylko jak malowane?

Czy z moim szczęściem szczerze komuś wadzę?


Pełna niepewności wciąż jestem od nowa i stale.

Poddać bym się chciała uczuciu kiedyś znanemu.

Co jeśli nie kochasz mnie tak, jak myślę — trwale?

I być Twoją bym chciała, lecz się waham — czemu?

Nie wiem

Myślę wciąż, czy nadal chcę

Na nowo poznać Cię,

Błędy zmazać gąbką

Z tablicy pamięci,

Czy chcę zostać

Twą Bezpieczną Przystanią,

Stałą kobietą na kilka lat,

Do końca żyć naszych,

Gdy serce me bić by miało

W serca twego takt.

Czy zobaczyć chcę to samo niebo,

Które widzisz Ty,

I patrzyć na te same słońce.

Bo teraz Ty widzisz inne chmury

I inne słońce niż ja.

Czy chcę widzieć wspomnień

Niedzisiejszych blask.

Wciąż i wciąż wątpliwości mam.

Raz postanowię, że chcę Ciebie,

Drugim razem — że już nie.

Ale, jak to mówią,

Kobieta zmienną jest,

A ja ważnych decyzji

Nie podejmuję z dnia na dzień…

Zmarnować

Kochać nad wieczność,

Pić gorzką kawę z rana,

Sączyć Twą serdeczność,

Aż będę pijana.

Ufać bez sprzeciwu słowa —

Zawsze byłam na to gotowa.

Kochać Twe wady,

Pielęgnować wspaniałe zalety,

Nie szukać codziennej zwady,

Na starość prowadzać do toalety.

Piec Ci ciasta starannie,

Kochać Cię, kochanie,

I uczestniczyć w codziennych rozmowach,

By sobie z Tobą życie zmarnować…

Idę

Kroczę dziś szeroką drogą

I jeszcze wiele rozstajów przede mną.

Choć bardzo bym chciała Cię zatrzymać,

Nie zostaniesz już tutaj na pewno.

Każda chwila spędzona przy Tobie

Tak wiele mi szczęścia dawała.

Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczyła

I jak ważna się stawała.

Nie chcę już płakać, krzyczeć

I z rozpaczy zapadać się w sobie.

Bo prawdziwą sobą i niezwykłą osobą

Byłam tylko przy Tobie.

Oddałabym wszystko — nawet życie,

Bo cóż ono warte bez Ciebie?

Jeśli nie mam obok tutaj Ciebie,

To tak, jakbym nie miała już siebie.

Moja opoka

Uwielbiam spacery po Warszawie,

Kocham, gdy deszcz też pada,

I ten pałac z piasku,

Co go zburzyć nie wypada.

Głośno śmiejąc się z parasoli,

Idę krokiem szybkim ulicą.

I co z tego, że biją krople,

I co z tego, że chmury krzyczą.


Nie lubi on, gdy serce za mocno bije —

Bólem i żarem się wtedy oblewa,

Blednie i ręce swe załamuje,

Bo wyminęła go bokiem ta ulewa.

Gdzieś tam w oddali ona się wyłania,

Majestatem swoim błyszczy z daleka.

Czy ktoś jej powiedział, że jest piękna?

Czy ktoś jeszcze na nią czeka?


Leżę w sufit wpatrzona.

Myślę i myślę, noc już tak bliska.

Gdzie jest mój dom?

Już krawędź tak śliska,

Lecz czy mam się puścić?

Ściskam.

Gdzie moja opoka?

„Ty jesteś Piotr, skała moja” — szepcę.

Gdzieś spływa łza z krawędzi oka.

Znajomy nieznajomy

Znajomy nieznajomy —

Taki mi się wydajesz.

Zakochana w Księżycu

Wyję do niego jak wilk

W poszukiwaniu utraconych chwil.

A tu nadeszła noc zimna, głucha i ciemna.

Boże, jak Jego mi brak…

Szepcę jak modlitwę te słowa,

W pamięci chcę obraz zachować,

Choć wspomnienia mówią „dobranoc”.

I czemu czuję się tak,

Jakbyśmy mieli wypadek?

Czemu tak, jakbym doświadczyła

Twej śmierci?

Bo czuję Twoją obecność…

Bo znów dałeś o sobie znać…

W taki wieczór jak ten

Przytuliłabym Cię,

Choć nie wiem, czy chcę…

Czy te wszystkie chwile,

które straciłam dla Ciebie,

Były tego warte?

Rozdarte me serce

Pomiędzy me myśli a Twe słowa.

Czuję się, jakbym oddała mą duszę

I nie miała już nic…

Do nieznajomego pisarza

Zawsze będę dla Ciebie,

Mój Nieznajomy Pisarzu…

Schowaj mnie w swoich słowach,

Obłokiem ciepłym ust skrywaj.

Naprędce sklej w ramionach

To, czego nie znają wszyscy.

Oczami wyraź duszę —

Będę w nie patrzeć bez końca.

Bez końca utonę w Tobie,

Bardzo pragnę obok tuż być.

Wiem, że czekać muszę,

Choć trudne są to momenty.

Nie mylę się, mówiąc szczerze,

Że powrócą dobre chwile?

Drzewo

Pozwolę dziś na to — niech wygra miłość, Kochanie.

Zanim Cię poznałam, życie było tylko mętną wodą.

Nic nie znaczyło to upiorne, pełne lęku czekanie.

Przestałam być drzewem — byłam tylko kłodą.


A teraz odkrywam siebie na nowo nieprzerwanie.

Nie chcę podążać za tak znaną powszednią modą.

Miłość, wierność i ufność — składam Ci siebie w darze,

Byś mógł dostrzec, jak kocham Ciebie i nawet wady Twoje.


A jeśli kłamię — niechaj Bóg mnie i duszę moją ukarze.

Od dziś wszystko będzie nasze, nie tylko moje.

Chcę dzielić z Tobą życie, o Tobie, Skarbie, marzę.

Znów drzewem się stanę — będę liczyć lat słoje.

Tęsknię…

Tęsknię za Tobą z każdym mym westchnieniem.

Niech wspomnienia o Tobie nie będą tylko tchnieniem,

A serce pustkę zapełni jakimś nowym ukochanym,

Żebym nie stała się morzem wezbranym.


Jeszcze nie tak dawno słowa te jak mantrę usta me szeptały,

Dziś już nie wznoszę modlitw, bo mam już umysł zamieszkały.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 27.49