E-book
15.75
Lista

Bezpłatny fragment - Lista


5
Objętość:
403 str.
ISBN:
978-83-8273-553-6

Prolog

„Potrzebuję bohatera!”

I need a hero — Bonny Tayler

Jacksonville, bar na przedmieściach, wiosna rok 1989

Wstałem przecierając mokrą od potu twarz. Miał czelność nadal się uśmiechać, mimo ogromnej ilości ciosów. Maxim podniósł się wycierając zakrwawione czoło rękawem. Śmiał się niewzruszony, co tylko jeszcze bardziej potęgowało moją wściekłość.

— Zamknąć się!

Krzyk dochodził od strony drzwi wejściowych. Właśnie miałem zamiar zadać łysolowi kolejny cios.

Odsunąłem się od Wasiliewa gromiąc go wzrokiem. Bob i Paul zdążyli się pozbierać. Jeden miał rozcięte czoło i podbite oko. Drugi wyszedł z tego odrobinę lepiej. Poprawiał właśnie podartą klubową kurtkę. Jeśli trener zobaczy nas w tym stanie, to za karę zawiesi nas w następnym meczu.

— Co tu się kurwa dzieje?

Silny europejski akcent nieprzyjemnie kuł w uszy. Wysoki, na oko czterdziestoletni, ciemnowłosy mężczyzna stał w wejściu, a za nim kotłowało się kilku kolejnych łysych palantów. Nie wyglądał na zadowolonego całym zajściem. Blizna zaczynająca się na szyi, a kończąca na jego czole przykuła moją uwagę.

Rozejrzałem się po zdemolowanym lokalu. Barman zdążył schować się na zapleczu, nim kilka butelek zdążyło rozbić olbrzymie lustro za ladą. Kelnerka niepewnie wyjrzała zza drzwi toalety. Na jej ślicznej twarzyczce malowało się uczucie ulgi. Stoliki i krzesełka leżały porozrzucane po całej podłodze, a pod stopami chrzęściło potłuczone szkło.

— To oni zaczęli szefie.

— Trzech jankesów dało radę waszej bandzie? Za co ja wam płacę, pieprzone nieroby…

— To blondyn. On zrobił największe zamieszanie! — wskazał na mnie najmniej poturbowany ze wszystkich.

— Nie trzech tylko jeden? I co głąby? Mam być z tego dumny?

Obity mężczyzna ucichł unikając spojrzenia szefa. Ciężko mi było określić, czy nowo przybyły człowiek jest wściekły, czy próbuje się nie roześmiać. Jednym skinieniem głowy kazał wszystkim wyjść.

— Ty zostajesz. — skierował palec w moją stronę.

Zacisnąłem pięści. Czułem lepką krew spływającą po mojej szyi. Zastanawiałem się, co mam zrobić. Nie chcę, aby kumple ryzykowali swoje kariery przez moje wybryki. Przecież stanęli tylko w mojej obronie.

— Idźcie. Załatwię to.

Skinąłem głową do reszty. Zniknęli za drzwiami równie szybko, co ludzie podejrzanego Europejczyka. Stawiam, że jest to Polak albo Rosjanin.

Dłonią przywołał barmana. Ten w ciągu chwili podniósł jeden ze stołów, a następnie dosunął do niego dwa całe krzesełka. Mężczyzna kazał mi usiąść naprzeciwko niego. Nie uszło mojej uwadze, że pod marynarką rysował się zarys broni. Specjalnie poprawił przy mnie nakrycie, abym przypadkiem nie spróbował uciec.

Nie protestowałem, bo wiedziałem, że i tak jestem w czarnej dupie. Olbrzym nie odezwał się ani słowem wyglądając na mocno zamyślonego.

Po kolejnej, pełnej ciszy minucie podeszła kelnerka. Poniekąd, to przez nią wybuchło całe zamieszanie. Postawiła między nami butelkę wódki oraz dwa spore kieliszki. Patrzyła na mnie przez ten cały czas swoimi ogromnymi, przestraszonymi oczami.

— Jestem Siergiej Bogdanow — w końcu mężczyzna odezwał się — i lubię wiedzieć z kim mam zamiar się napić.

— Robert Walker, atakujący drużyny Miami Dolphins — szybko odpowiedziałem.

— Zauważyłem — spojrzał wymownie na moją bluzę — jesteś zatem synem tego znanego Walkera… Przypływały do mnie jego statki.

Miałem już pewność, że mam do czynienia z rodowitym Rosjaninem. Ojciec potajemnie współpracował z kilkoma portami z ZSRR przed jego rozpadem. Bogdanow szybko rozgryzł moje pochodzenie. W każdym razie, nadal nie wiedziałem, czego mogę się po nim spodziewać.

Czarnowłosy mężczyzna wziął kieliszek w dłonie i zaczął dokładnie oglądać jego zawartość. Wychylił się. Jednym łykiem przełknął cały przezroczysty płyn. Poszedłem jego śladem. Zmusiłem się do połknięcia gorzkiej cieczy pozostając niewzruszonym.

— Robercie, powiedz mi, na czym zależy ci najbardziej?

— Na karierze sportowej — odpowiedziałem bez namysłu.

— I na czym jeszcze?

Musiałem się chwilę zastanowić.

— Na mojej narzeczonej. Na rodzinie, którą mam zamiar kiedyś z nią założyć.

— Kochasz ją?

— Tak.

— Ach, miłość… — kiwnął głową nalewając kolejną porcję alkoholu. — Co zamierzasz zapewnić swojej kobiecie?

Rozmowa zaczęła iść w niebezpiecznym kierunku, co przestało mi się podobać. Ponownie musiałem pomyśleć nad odpowiedzią. W tym czasie, czujne oko Rosjanina uważnie prześwietlało moją sylwetkę. Po karku ściekał zimny pot, gdy słyszałem, jak barman z kelnerką zamiatali podłogi ze szkła.

— Zamierzam zapewnić jej pewną, bezpieczną przyszłość….

— Dobra odpowiedź… Bezpieczeństwo… Wypijmy za nie…

Kolejny kieliszek wszedł gładko. Po chwili ogarnęły mnie mdłości. Stres powoli przejmował władzę nad moim ciałem. Rosjanin nalał po kolejnej porcji.

— Koniec tej ckliwej gadki. Dostałem już to, co chciałem wiedzieć — przeszły mnie ciarki, lecz mimo to zachowałem kamienną twarz — pewnie już to zdążyłeś zauważyć… Jestem właścicielem tego przybytku, ale również i innych w stanie.

— Tak. Na pierwszy rzut oka widać, kto rządzi w tym lokalu.

Po twarzy mężczyzny przebiegł nikły cień uśmiechu.

— Moją pierwszą myślą było posłanie ciebie i twoich kumpli do piachu — stukał palcami o blat stolika, co powoli wytrącało mnie z równowagi — jednak mam też pewien dar. Dar do znajdywania talentów, które mogą mi się w przyszłości przydać.

— Miło to słyszeć.

Próbowałem grać w jego grę.

— Wspominałeś, że chcesz zapewnić swojej kobiecie bezpieczeństwo. Mam zatem dla ciebie pewną propozycję, oczywiście nie do odrzucenia.

— Zamieniam się w słuch.

Boże, wdepnąłem w ogromne gówno.

— Zaimponowałeś mi. Sprałeś na kwaśne jabłko trzech najlepszych ludzi, jakich mam. To spory wyczyn. Widzę cię obok mnie, jako potencjalnego partnera biznesowego. Ty masz przed sobą szczyt kariery, a ja kontakty oraz władzę w miejscach, o których ci się nie śniło. Jesteś również jedynym spadkobiercą imperium transportowego. Przedstawię cię kilku wpływowym ludziom, a gdy ganianie za piłką ci się znudzi, znajdziesz się u mego boku.

— Rozumiem, że nie mam innego wyjścia?

Rosjanin rozejrzał się po zdemolowanym barze, po czym skierował na mnie ciężkie spojrzenie zwiastujące niebezpieczeństwo.

— Nikt nie ma prawa mi odmówić, gdyż grozi to poważnymi konsekwencjami. Lokal to małe piwo. Poznęcałbym się nad wami przez jakiś czas. Zapłacilibyście za szkody i byłoby po wszystkim. Jestem ogromnym fanem footballu amerykańskiego. Kibicuję wam, od kiedy przybyłem do tego pięknego stanu. Jednak oprócz budynku ucierpiało coś jeszcze.

Nie spieszył się zbytnio z odpowiedzią. W głowie kalkulowałem wszystkie za i przeciw przedstawionego układu. Trafiłem na gangstera. Odmowa w tym przypadku grozi utratą głowy.

— Ucierpiała duma moich ludzi, a przy tym i moja. Zatem, albo wzmocnisz swoją osobą moje szeregi, albo bezpieczeństwo twojej kobiety, na którym tak bardzo ci zależy, pęknie jak bańka mydlana.

Musiałem się chwilę zastanowić. Ten człowiek mówił śmiertelnie poważnie. Jeśli wejdę w ten nieprzyjemny biznes, to w przyszłości mogę mieć ogromne kłopoty. Z drugiej strony, współpraca może nieść za sobą parasol ochronny. Praca dla tego człowieka prócz negatywnych stron, zapewni mi bezpieczeństwo. Niech stracę.

— Zgadzam się. Jak to u was mówią? Na zdrowie!

Opróżniłem kieliszek nie czekając na mężczyznę.

1

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to,

co już masz w sobie.”

Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru

Lake City, księgarnia Hallów, teraz

Dzwonek przy drzwiach poinformował Avę, że weszłam do sklepu. Wzięłam głęboki wdech koncentrując się na zapachu nowych książek zmieszanym z aromatem świeżo palonej kawy. Uwielbiam to miejsce od bardzo dawna. Od kiedy moja przyjaciółka tu pracuje, jestem jej stałym klientem.

— Tu jestem! Już idę.

Moja najlepsza kumpela z czasów liceum krzątała się niespiesznie za olbrzymimi kartonowymi pudłami. Dziś jest dzień dostawy. Jutro dziadek Avy rozpakuje nowe pozycje i starannie porozkłada je na półkach.

— Nie musisz się śpieszyć, to tylko ja — krzyknęłam jej w odpowiedzi upewniwszy się, że jesteśmy tu same.

— O, cześć Vicky!

Dochodziła właśnie szósta popołudniu. Rzuciłam oko na puste ulice. Po okolicy nie kręciła się żadna żywa dusza, więc bez skrępowania obróciłam tabliczkę na drzwiach informującą o zamknięciu sklepu.

Rzuciłam niedbale płaszcz i torebkę na jeden ze stolików w malutkiej części dla kawoholików. Ta część sklepu urzekła mnie najbardziej. Trzy pięknie odnowione, malutkie stoliczki znalezione na targu staroci stoją przy oknach, gdzie parapety obite miękkim materiałem służą za siedzenia. Uwielbiałam się tu uczyć do egzaminów.

Z tęsknym westchnieniem podeszłam do ekspresu zrobić sobie kolejną kawę.

— Wiadomo coś o moim zamówieniu?

Wzięłam czystą filiżankę z pięknym kwiatowym wzorem i położyłam ją na ekspresie.

— Nic się w tej sprawie nie zmieniło — widziałam tylko bladoróżowe włosy Avy — poczekasz sobie jeszcze trochę na te swoje białe kruki. Śnieżyce ciągle blokują połączenia samolotowe. Prędzej te książki dopłyną statkiem.

— Szkoda, przydałyby mi się na zajęcia z młodej literatury angielskiej.

— Ale te zajęcia mamy dopiero w przyszłym tygodniu — układała pudła w stabilną wieżę, odblokowując sobie przejście do lady — może do tego czasu przyjdą? — westchnęła głęboko — jutro są wykłady z tym nudziarzem z pedagogiki. Nie wiem, jak to wytrzymam.

Prawie potknęła się o najmniejsze z nich. Starałam się powstrzymać śmiech, lecz z marnym skutkiem. W końcu dotarła do mnie i z groźną miną pokazała mi język.

Ava była bardzo niska i szczupła. Uwielbiała farbować włosy na dziwne kolory oraz ostatnimi czasy wciągnęła się we wschodnie sztuki medytacji. Chce w ten sposób okiełznać choć trochę swój wybuchowy temperament.

Przyjaciółka od liceum pomaga dziadkowi prowadzić malutką księgarnię, a teraz jest jej współwłaścicielem. Aby się zabezpieczyć na przyszłość zapisała się ze mną na studia weekendowe z anglistyki. Sama zdecydowałam się na nie mimo ukończonego pielęgniarstwa.

— Dobra. Pośmiałyśmy się ze mnie, a teraz pora na ciebie. Jak było w tym tygodniu? Czy panowie z pod trójki znów pobili się o zaginioną maszynkę do golenia?

Oparła się łokciami o starą, drewnianą ladę. Obdarzyła mnie szerokim uśmiechem mrugając uroczo.

— Mam niestety smutną informację — wzięłam łyk kawy rozgrzewając się od środka. — Na początku tygodnia zmarła Daisy — miła, osiemdziesięcioparoletnia pani, emerytowana nauczycielka.

— To ta miła staruszka, co podarowała ci całą swoją kolekcję książek Agathy Christie?

— Tak, to ona pierwsza przeczytała całą moją powieść — spojrzałam wymownym wzrokiem na przyjaciółkę.

— Wielka szkoda. Dobrze wiesz, że zbieram się do tego od kilku dni — dodała.

— Ciągle się zastanawiam, czemu rodzina ją tutaj zostawiła. Przecież takiej babci ze świecą szukać. Przez cały czas była samodzielna. Umysłowo również bardzo dobrze dawała sobie radę. Nikt nie rozwiązywał takiej ilości krzyżówek, co ona.

— Ludzie to nieczułe istoty. Dostrzegasz to bardziej, bo taką pracę wybrałaś.

— Bycie pielęgniarką w domu spokojnej starości jest dużo lżejsze niż latanie po ostrym dyżurze. Ojciec miał rację, polecając mi ten ośrodek.

— Ale nie widujesz już tych wszystkich przystojnych lekarzy — zamyśliła się — wracając do twojej powieści. Odezwał się ktokolwiek w jej sprawie?

Pochyliłam głowę. Sprawdzam skrzynkę mailową kilka razy dziennie. Przeczesuję nawet spam, jakby rzez przypadek przekierowało tam wiadomość od wydawcy. Niestety od trzech miesięcy trwa głucha cisza. Poprawiłam blond pasemko, które wpadło mi do oczu.

— Nikt nie odpisał — odparłam cicho.

— To jeszcze nie koniec świata. Są jeszcze inne wydawnictwa. Zaczekaj jeszcze tydzień, a następnie wyślij swoją propozycję do kilku kolejnych. Ktoś musi się tym dziełem w końcu zainteresować.

— Masz rację. I zanim znów powiesz, że to dzieło, to najpierw je przeczytaj — rozciągnęłam ramiona — to co, zbieramy się?

— No, już myślałam, że zapomniałaś o naszej tradycji.

— Co to, to nie. Cały tydzień czekałam na tą chwilę.

Dokończyłam kawę, a Ava szybko ogarnęła ostatnie porządki w sklepie. Wyszłam chwilę przed nią, aby rozgrzać auto. Śnieg już na szczęście przestał padać, ale ciągle było mokro. Wiosno przyjdź w końcu.

Po zamknięciu księgarni przyjaciółka szybko znalazła się w moim małym fordzie. Skierowałyśmy się najpierw pod moje mieszkanie, aby zostawić pod nim pojazd. Następnie, pieszo przeszłyśmy dwie ulice do jednego z naszych ulubionych barów.

W zależności od humoru, nawału pracy i studiów chodzimy do różnych lokali. W tą zimę królowały dwa. Pierwsze miejsce jest niewielkie, tajemnicze i ma swój unikalny klimat. Najczęściej przychodzą tu zakochane parki albo osoby chcące się w spokoju spotkać.

Drugie miejsce znajduje się trochę dalej. Jest to większy klub z parkietem i sceną dla DJ-a. Stoi na uboczu, dzięki czemu nigdy nie jest zapchany ludźmi. Ava mnie tam zawsze ciągnie, gdy czuje się samotna albo, gdy ponownie zrywa z kolejnym chłopakiem. Jej związki jakoś nigdy nie trwają długo.

Dzisiaj idziemy do naszego klimatycznego baru „Ogrodowego”. W wakacje jest tu przepięknie. Kelnerki wystawiają stoliki w małym ogródeczku oddzielonym od reszty świata płotem porośniętym ciemnozielonym bluszczem. Teraz marzę jedynie, aby ugrzać się w jego środku z grzańcem w dłoniach. Jeden z byłych chłopaków Avy pokazał jej to miejsce kilka lat temu. Od tamtej pory jesteśmy jego stałymi bywalczyniami.

Gdy otworzyłam drzwi do lokalu od razu uderzył we mnie zapach korzennych przypraw i ciepłego wina. Jak na piątek nie było dużo ludzi, więc od razu namierzyłyśmy nasz ulubiony stolik. W rogu wisiał telewizor, na którym aktualnie leciała powtórka meczu futbolu amerykańskiego. No tak, ostatnio rozgrywany był finał sezonu Super Bowl. Ludzie siedzą w sportowych barach świętując zakończenie sezonu.

Poszłam do drewnianej lady i zamówiłam dwa grzane wina. Czarnowłosa kelnerka, której imienia nigdy nie mogę zapamiętać, sprawinie przyjęła zamówienie. Poinformowała nas, że z początkiem kwietnia kończy się ich zimowa oferta.

— To dziś będziemy świętować całkowity koniec zimy. — Posłałam jej ciepły uśmiech zabierając dwie ciepłe szklanki z lady.

Ava skupiła się na powtórkowej transmisji meczu. Oderwała się na chwilę, gdy postawiłam przed nią przepięknie pachnące, alkoholowe cudo.

— Jak myślisz, czy jeszcze go spotkasz?

Wypaliła wprawiając mnie w lekkie zamieszanie. Przyjaciółka posiada jedną cechę, która mnie w niej niesamowicie bardzo drażni. A w sumie to nawet dwie. Skacze pomiędzy tematami rozmów tak szybko, że nie jestem w stanie się zorientować, o czym właśnie mówi. Lubi bawić się również w mojego terapeutę.

— O co ci znowu chodzi? — zapytałam, a ta ciągle gapiła się w telewizor.

Skierowałam wzrok na ekran. No tak. Trwała powtórka meczu rozgrywanego pomiędzy Atlanta Falcons a Miami Dolphins w samym sercu Florydy. Komentator zachwycał się nad zawodnikiem numer 60.

— Kawał z niego ciacha — przygryzła wargę w swój charakterystyczny sposób.

— Nawet nie zaczynaj tego tematu. Co było, to było. I nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie widzieliśmy się ponad dziesięć lat.

Mimo, że jego matka i brat ciągle mieszkają kilka ulic od moich rodziców. Powtarzam to za każdym razem. Co jakiś czas musi mi specjalnie wspomnieć o Ethanie Walkerze. Kiedyś się z nim przyjaźniłam.

— Wiem przecież… Dobrze, przepraszam. Po prostu… — próbowała zmienić temat — Kevin dziś będzie? Wspominałaś mu, że wychodzimy?

Wzięła łyk wina ze zwycięskim wyrazem twarzy, że udało jej się skierować moje myślenie na inne tory. Co jakiś czas wypytuje mnie o Ethana. Bardziej natarczywa stała się po moim załamaniu. Pewnie liczy, że młodzieńcza, pierwsza miłość wyleczy mnie z aktualnych problemów. Puszczam jej uwagi płazem, bo aktualnie mam osobę, na której bardzo mi zależy.

— Kevin ostatnio ma wielkie urwanie głowy w robocie przez inwentaryzację kilku placówek medycznych. Rachunki, recepty, liczenie sprzętu i takie tam. Mówię ci, jest to ogromne przedsięwzięcie. Ostatnio dość rzadko się widujemy i nie prędko się to zmieni. Odbijemy sobie to podczas przerwy wiosennej albo wakacji. Może zrobimy sobie jakiś mały, trzydniowy wypad do Miami.

Kevin, mój chłopak, pracuje w biurze rachunkowym. Spotykamy się od kilku miesięcy. Jest typowym korporacyjnym pracownikiem tyranym do granic możliwości przez wymagającego szefa. Jednak mimo to, bardzo lubi swoją pracę.

— A jak z waszą bliskością? — szturchnęła mnie w ramię.

— Ciągle tak samo. Nie spieszymy się. On doskonale rozumie moją sytuację, w przeciwieństwie do mojej przyjaciółki. Może ją znasz? Taki karzełek z różowymi włosami — Ava szturchnęła mnie ponownie, ale tym razem mocnej — nie nalega na seks i dodatkowo wspiera mnie w terapii. Na razie mam kilka miesięcy przerwy od wizyt. Kolejny blok terapeutyczny zacznę dopiero jakoś pod koniec lata.

— Boże, ja bym tak nie mogła. Dziewczyno, masz prawie dwadzieścia cztery lata i nie lubisz się bzykać? Co z tobą nie tak?

— Ciszej Ava. Nie chcę się dzielić ze światem intymnymi problemami. Moja znakomita terapeutka również próbuje do tego dojść.

— No, co poradzę? Posucha u mnie powoduje histerię. Mogą ją uleczyć tylko ramiona przystojnego mężczyzny…

— To już nie jesteś z tym gorącym strażakiem? Jak mu było na imię… — podrapałam się po podbródku.

— Matt, i nie on był ostatni. To było dawno temu.

— No mi się wydaje, że z dwa tygodnie temu zaczęłaś się z nim spotykać.

— Stare dzieje. Ostatnio spotykałam się z gościem poznanym na uczelni. Studiuje chyba finanse albo coś takiego. Nie wyszło nam. Jednak różnica charakterów nas za bardzo wystraszyła.

— Tydzień to chyba twój nowy rekord. W końcu będziesz musiała znaleźć kogoś na stałe albo zostaniesz starą panną z tuzinem kotów — zaśmiałam się.

— Może kiedyś… Na razie, póki jestem młoda i piękna, próbuję różnych opcji. Zanim się ostatecznie ustatkuję nie chcę żałować, że czegoś nie spróbowałam. Nie spieszę się ze ślubem, choć moja matka ciągle truje mi dupę z tego powodu.

— To się w końcu od niej wyprowadź.

— Gdyby byłoby to takie łatwe… Już ci mówiłam. Albo studia, albo mieszkanie. Zostały jeszcze nam dwa semestry. Gdy je opłacę, będę mogła się wyprowadzić na drugi koniec miasta, żeby jej twarzy nie widzieć tak często. Mi tatuś mieszkania nie kupił…

— Ava…

— No, co? Nie bierz tego zbytnio do siebie. To tylko chwila zazdrości.

Uwagi skierowane w stronę mojego statusu finansowego zwykle puszczam w niepamięć. Mój ojciec pracuje, jako ordynator w szpitalu miejskim. Zarabia dobre pieniądze, plus odziedziczył trochę majątku po dziadku, który zarządzał jedną z większych firm farmaceutycznych w tej części kraju.

Ava jest bezpośrednia i nigdy nie owija w bawełnę. Człowiek, którego ona nazywała ojcem zostawił ją i jej matkę. Przyjaciółka miała wtedy piętnaście lat. Uciekł do innej, sporo młodszej kobiety, niewiele starszej od nas samych. Od tamtego czasu, dziewczyna musiała zacząć pracować dorywczo, by pomagać matce w utrzymaniu sporego domu. Po wyprowadzce starszego brata dom sprzedały i kupiły mniejsze mieszkanie. Część pieniędzy ze sprzedaży poszła również na studia weekendowe. Sama ją do tego namówiłam.

— Wybaczam ci. Nie potrafię się na ciebie długo gniewać — wypiłam kolejny duży łyk wina.

Po kilkunastu minutach Ava poszła zamówić kolejne porcje, a ja zapatrzyłam się w transmisję. Ethan jest gwiazdą. Cięgle pokazują go na ekranie. Czasem, w internecie rzucały mi się artykuły o jego aktualnych sukcesach. Staram się je pomijać, lecz zdarza się, że ciekawość zwycięża. Rzadziej, coś napomina mi tata. Mój ojciec do tej pory przyjaźni się z ojcem Ethana. Mają ze sobą stały kontakt.

Ze mną było inaczej. Zostałam odepchnięta, gdy chłopak dziesięć lat temu otrzymał propozycję nie do odrzucenia w Atlancie. Od kiedy wyjechał, nie odezwał się do mnie ani słowem. Było to bardzo dziwne. Przyjaźniliśmy się od dziecka. Przez chwilę wydawało mi się, że może zostaniemy parą. Niestety, życie jest okrutne. Ludzie się zmieniają. Ethan wybrał karierę, a mi zostało rozczarowanie i złamane, nastoletnie serce.

Ava przerwała moje natrętne myśli serwując kolejną porcję ciepłego napoju bogów.

— Przepraszam, że straciłaś przeze mnie humor. Może pójdziemy jutro potańczyć? Z chęcią poszalałabym w objęciach przystojnego faceta.

Przyjaciółka zdecydowanie chce poszukać kolejnej ofiary. Co ja poradzę, że w tej kwestii różnimy się diametralnie?

— W sumie, to, czemu nie? Napiszę do Kevina, czy znajdzie chwilkę na drinka albo dwa.

— Po jutrzejszych wykładach będę chciała się totalnie zrelaksować. Albo nie, zrelaksuje się na zajęciach. Przyniosę sobie poduszkę, zajmę miejsce w ostatnim rzędzie i zatopię się w objęciach snu.

— Nie radzę. Profesor zapowiadał, że zrobi nam jutro test na koniec zajęć z omawianego materiału.

— Nie no… A już myślałam, że trochę odeśpię kolejną noc.

— Nie martw się. Połowa studiów za nami. Trochę się pomęczysz i koniec. Jeszcze mi podziękujesz za dyplom.

Upiłam kolejny łyk słodkiego wina zagłębiając się w plotki z poprzedniego tygodnia, które Ava usłyszała od stałych klientek księgarni.

2

„Życie jest jak pudełko czekoladek — nigdy nie wiesz,

co ci się trafi.”

Winston Groom, Forrest Gump

Obudziłam się rano bez negatywnych skutków kaca. Uwielbiam nasze spokojne, babskie spotkania. W przeciwieństwie do klubowych wypadów, rano czuję się znakomicie.

Przeciągnęłam się leniwie jednocześnie rozglądając się po moim niewielkim i przytulnie urządzonym pokoju. Wyciszyłam budzik i ruszyłam w stronę szafy, z której ciuchy się już wylewały na podłogę. Zastanawiając się nad dzisiejszą stylizacją obiecałam sobie ponownie, że co najmniej połowę ubrań oddam albo wyrzucę.

Na dzisiaj wybrałam czarne jeansy oraz granatowy, bardzo ciepły sweter. Mama stwierdziła, że ten kolor idealnie pasuje do mojej jasnej cery i szarych oczu. Nie kłócę się z nią o takie rzeczy, bo zwykle miewa rację.

Pod budynkiem uczelni czekała na mnie Ava z kubkiem parującej, karmelowej kawy. Podziękowałam delektując się gorzkim smakiem gorącego napoju. Przemierzając korytarze zdawkowo odpowiadałam przyjaciółce na pytania dotyczące dzisiejszych zajęć.

Sala zapełniła się w ciągu piętnastu minut. Znajomi zajmowali po kolei ławki, a po auli niosły się luźne rozmowy przerywane co jakiś czas, wybuchem śmiechu. Profesor, jak zwykle, spóźnił się kolejny kwadrans. Poprawiał co chwila swoje okulary czytając listę obecności. W końcu zajęcia się rozpoczęły. Ava ziewała co jakiś czas ukrywając twarz za podręcznikiem.

Przerwa obiadowa przyszła wyjątkowo szybko. Stołówka w weekendy jest krócej otwarta. Musiałyśmy się pospieszyć z obiadem.

— Błagam, niech ta pogoda w końcu się ogarnie — jęczała przyjaciółka grzebiąc widelcem w swojej zapiekance.

Po tonie głosu Avy domyśliłam się, że jest już zmęczona zimą oraz nudnymi zajęciami. Zatopiłam widelec w sałatce odpowiadając jej.

— Jeszcze z miesiąc i będziemy mogły spędzać przerwy na dziedzińcu, a nie w tej brzydkiej stołówce. Jest tu trochę przygnębiająco i przypominają mi się czasy liceum.

— Masz rację. Posiłki przygotowywane przez panią Turner do dziś nawiedzają mnie w koszmarach — zaśmiała się.

— Tęsknię za zielenią i świętym spokojem.

— Będę koczować specjalnie na ławki przy boisku. Niedługo zaczną się treningi biegaczy i futbolistów.

— Skąd wiedziałam, że nie chodzi ci o wiosnę, kwitnące drzewa i świeże powietrze?

— Mogłabyś przystopować z tym romantyzmem? — prawie wylała sok z butelki. — W przeciwieństwie do ciebie interesują mnie inne, równie piękne widoki.

Zapatrzyła się na wysokiego mężczyznę mijającego nasz stolik.

— Mogłabyś się ogarnąć chociaż na czas obiadu? Oglądaj sobie, kogo chcesz, ale nie w czasie, gdy mamy chwilę dla siebie. W klubie sobie odbijesz dzisiejsze zajęcia.

Utkwiłam swój wzrok w notatkach, aby powtórzyć informacje przed testem. Ava zaczęła się zachwycać nad kolejnym ciachem, lecz zdążyłam uspokoić ją, zanim się na dobre rozkręciła.

Tak, jak profesor zapowiadał, na sam koniec zajęć przygotował test zaliczeniowy. Jako wzorowa studentka napisałam go najszybciej z całej grupy. Pierwsza oddałam kartę z odpowiedziami i wyszłam z sali, aby przewietrzyć się na dziedzińcu. Stwierdziłam, że zaczekam na Avę na parkingu. Zrobił się istny zamęt. Akurat inna grupa również skończyła zajęcia. Korytarz zapełnił się ludźmi w kilka sekund.

Przyspieszyłam krok szczelniej owijając się ciepłym, popielatym płaszczem. Przeciskając się pomiędzy młodszymi studentami dotarłam w końcu do swojego samochodu. Pogoda dziś mnie rozpieszczała. Wczorajszy śnieg stopniał całkowicie, a słoneczko zachęca do popołudniowego spaceru. Może nawet skuszę się na krótkie bieganie?

Akurat szukałam kluczyków w torbie, gdy poczułam na szyi nieprzyjemne ciarki. Dzieje się tak często, jak ktoś się na mnie bezczelnie gapi lub mam dziwne wrażenie, że zaraz wpadnę w kłopoty.

Rozejrzałam się czujnie wokoło. Oprócz mnie, po parkingu krążyło kilka grupek studentów powoli opuszczając teren uczelni. Delikatny wiatr trącał nagimi gałęziami drzew. Szczelniej owinęłam się puchatym, różowym szalikiem.

Nagle dostrzegłam go. Musiałam parę razy mrugnąć, bo nie dowierzałam własnym oczom. To niemożliwe. Jeszcze wczoraj widziałam jego sylwetkę w telewizji na wielkim meczu w Miami. Co on tu, do cholery robi?

Po drugiej stronie ulicy stał Ethan, lub ktoś identycznie do niego podobny. Mężczyzna opierał się o czarny, sportowy samochód. Pojazd wyglądał na bardzo drogi, zdecydowanie był poza moim zasięgiem. Zwracał nim na siebie uwagę młodzieży.

Przetarłam oczy. To musiał być on. Spoglądał w stronę sąsiedniego budynku. Nie zauważył jeszcze, że się mu przyglądam. Był akurat zajęty rozmową telefoniczną. Poruszał się identycznie, jak zapamiętałam. Chociaż, może umysł płata sobie ze mnie figle?

Mężczyzna miał dłuższe, niż zapamiętałam, jasne włosy, delikatnie opaloną skórę oraz gładką, świeżo ogoloną twarz. Na dobrze zbudowane ciało zarzucił niedbale ciemną kurtkę. Gdybym bliżej podeszła, na pewno ujrzałabym te same, zielone oczy, które lata temu towarzyszyły mi na każdym kroku.

Przesadzasz — pomyślałam. Na pewno pomyliłam obcego człowieka ze starym znajomym. Ava niepotrzebnie zaczęła wczoraj ten drażliwy temat. Przez jej głupie gadanie wkręciłam sobie natrętne myśli o człowieku, który opuścił mnie lata temu.

W końcu znalazłam te nieszczęsne kluczyki do samochodu. Zagapiłam się i nacisnęłam na pilocie nie ten guzik, co trzeba. Samochód zaczął niespodziewanie strasznie głośno wyć. Spanikowana uciszyłam go bardzo szybko, lecz zdążyłam zwrócić na siebie uwagę kilku osób, w tym znajomego mężczyzny.

Kątem oka dostrzegłam, jak opuścił dłoń, w której trzymał telefon. Zrobił krok od swojego pojazdu uważnie mi się przyglądając. Może sama sobie to wmówiłam? Ta chwila dłużyła się w nieskończoność.

„To nie mógł być Ethan. To niemożliwe. To nie jest prawda.” — w kółko powtarzałam.

Na całe szczęście usłyszałam za sobą głos przyjaciółki. Odwróciłam się za szybko, niż bym chciała, a kobieta niespodziewanie rzuciła się w moje ramiona. W tym momencie ledwo stałam na nogach. Moje autko pomogło mi utrzymać pion.

— Zdałam, zdałam! No może nie tak dobrze, jak ty, ale zdałam.

Trzymała w dłoniach dwie kartki papieru. Podała mi poprawiony test nadal prowadząc radosny monolog. Przeglądnęłam moje wypociny. Nie było tak źle. Zrobiłam tylko jeden błąd na czterdzieści pytań.

— Facet poprawiał testy na bieżąco. Zaczekałam chwilę, aby dowiedzieć się, czy zaliczyłam. Odebrałam również twój wynik. Jej, mamy jeden przedmiot już z głowy — podniosła w geście zwycięstwa obie ręce — to, co? Idziemy wieczorem to uczcić?

— A my przypadkiem nie ustaliłyśmy już wcześniej tego wyjścia? — odpowiedziałam beznamiętnie.

Skakała wokół mnie jak wariatka, gdy przeglądałam swój test już trzeci raz. Szukałam w nim nieistniejących błędów lub jeszcze nie wiadomo czego. Próbowałam wyrzucić z głowy Ethana.

— A ty nie cieszysz się? Największego nudziarza mamy już z głowy. Bardzo dobrze, że było z nim tak mało spotkań.

— Cieszę się. Bardzo. Tylko…

— Żadne tylko… Najlepiej z całej grupy go napisałaś. Nie ma co się nad tym dłużej zastanawiać. Dzwonisz po Kevina, ubierasz najseksowniejszą sukienkę, jaką masz i wieczorem widzimy się w naszym klubie.

Cały czas gwałtownie gestykulowała. Nie mogła nacieszyć się z naszego sukcesu oraz z tego, że w końcu się wyrwie na kolejny podryw.

Pożegnała się szybko i tanecznym krokiem ruszyła w stronę swojego vana. Usiadłam za kierownicą oddychając głęboko. Sprawdziłam, czy mam ze sobą wszystkie rzeczy. Mając zamiar wyjechać z parkingu spojrzałam w stronę, gdzie wcześniej stał mężczyzna.

Po Ethanie i sportowym samochodzie nie było już śladu. Widocznie pomyliłam przypadkowego kolesia z człowiekiem, którego nie chcę już nigdy więcej widzieć żywo na oczy. Niestety zmuszona jestem czasem oglądać jego twarz w tv, tak jak wczoraj. Do tego przywykłam.

Odetchnęłam głęboko. Uświadomiłam sobie, że nie byłam przygotowana na spotkanie z mężczyzną twarzą w twarz. Już dawno temu obiecałam sobie jedno i będę się starać z całych sił nie złamać tej przysięgi. Będę się z dala trzymać od Ethana oraz jego rodziny.

Nigdy więcej nie dam się zranić przez tego człowieka.

3

„-Puchatku?

— Tak Prosiaczku?

— Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę

— Chciałem się tylko upewnić, że jesteś.”

Alan Alexander Milne, Kubuś Puchatek

Lake City, basen miejski, wakacje dziesięć lat wcześniej

Spóźnia się. Przecież zawsze stawiał się o czasie. Powtarzałam w kółko w myślach różne powody, dla których Ethan jeszcze się nie zjawił. Może się rozchorował? A może mu coś ważniejszego wypadło? Gdyby nie mógł, to wysłałby mi sms albo oddzwoniłby. Zostawiłam mu na skrzynce chyba z cztery wiadomości.

Początek wakacji zapowiadał się fantastycznie. Słońce przygrzewało bardzo mocno, przez co mama kazała mi używać bardzo tłustego kremu z filtrem. Nie cierpię go. Ma nieprzyjemny zapach i cała się od niego lepię.

Czekałam we właściwym miejscu. Przecież tutaj wczoraj się umówiliśmy. Stałam obok budek z jedzeniem przy jednym z miejskich kąpielisk. Jest jeszcze ranek i nie ma zbyt dużo ludzi. Moja sąsiadka, która zaczyna niedługo studia, znalazła tu wakacyjną pracę. Kątem oka dostrzegłam ją i pomachałam. Odwzajemniła gest, a następnie wróciła do układania stolików.

Ponownie spojrzałam na telefon. Zero wiadomości od przyjaciela. Miałam zacząć z nim w końcu naukę pływania. Ethan obiecał mi, że się na pewno zjawi. A przyjaciele przecież nie łamią obietnic.

Zaczynam liceum w tym roku. Bardzo chciałam zapisać się na zajęcia z basenu, lecz nie mam bladego pojęcia o pływaniu. Ethan zaproponował mi, że pokaże mi podstawy, abym nie zbłaźniła się przed wuefistą oraz nowymi znajomymi z klasy. Jest wysportowany oraz należy do szkolnej drużyny sportowej.

No, co jest? Spóźnia się już jakąś godzinę. Dzwoniłam, co najmniej kolejne kilka razy, lecz teraz za każdym razem odrzucał połączenie. Czy ja coś złego zrobiłam? Zrezygnowana stwierdziłam, że nie ma, co dłużej czekać. Już i tak nie przyjdzie.

Nie jestem na tyle odważna, aby sama iść na kąpielisko. Nie ufam też nowemu ratownikowi. Ten licealista ciągle bajeruje opalające się starsze dziewczyny zamiast patrzeć, co się dzieje w wodzie. Natomiast koleżanki, z którymi się trzymałam w szkole wolą chodzić do galerii handlowej albo plotkować w cukierni. Pokazanie się z mamą to obciach.

Z głową pełną zmartwień założyłam słuchawki na uszy. Włączyłam na MP3 moją ukochaną składankę z Avril Lavigne. Odpięłam swój rower ze stojaka i zrezygnowana ruszyłam w stronę domu.

W drodze powrotnej mijałam willę należącą do rodziców Ethana. Państwo Walker posiadają olbrzymi, dwupiętrowy dom z przepięknym ogrodem. Otacza go równie piękny, ozdobny płot z motywem winorośli oraz wysokie tuje.

Spędzałam tam wiele czasu od kiedy pamiętam, ponieważ tata przyjaźni się z panem Robertem. Nigdy jakoś nie przepadałam za tym miejscem. Wydawał mi się mroczny, jakby krył tajemnicę. Kręciło się tam również dużo podejrzanych osób z pracy pana Walkera. Nie lubiłam ich, bo za każdym razem patrzyli się na mnie dziwnie. Zdecydowanie wolałam piękny, zadbany ogród otaczający dom.

Byłam zdziwiona, ponieważ na podjeździe nie stał żaden samochód. Drzwi do garażu stały otwarte na oścież, lecz i tam nie dojrzałam mercedesa pana Roya ani tego drugiego należącego do pani Samanty. Nigdzie nie było też nowego, sportowego auta chłopaka. Ethan wspominał, że jego tata ma teraz wolne. Spędza sporo czasu z nim, z Troyem i bliźniaczkami. Nie mogli pojechać na zakupy, bo robi je za nich gosposia. Gdyby mieli wyjechać do rodziny, to Ethan na pewno powiedziałby mi wcześniej. Okna zostały pozasłaniane. Dom świecił pustką.

Rozejrzałam się jeszcze raz po podwórku, lecz po chwili zmusiłam się do powrotu do domu. Rzuciłam niedbale rower pod garażem wściekła na Ethana.

Wchodząc słyszałam, jak mama przygotowuje się w salonie na dodatkowe lekcje. Prowadzi zajęcia w szkole muzycznej. Jej ukochanym instrumentem jest wiolonczela. Potrafi również grać na flecie podłużnym i fortepianie. Kiedyś nawet występowała w filharmonii, lecz nie ma już na to siły i cierpliwości.

— Wszystko w porządku kochanie?

Trzasnęłam trochę za mocno drzwiami wejściowymi. Wiedziałam, że teraz mama mi nie odpuści.

— Tak mamo — skłamałam.

Muzyka ucichła. Weszłam szybko do kuchni, aby wyciągnąć z lodówki butelkę soku. Jak się czymś szybko nie zajmę, to zacznę płakać.

— Co to za maniery, młoda damo? Nie powinnaś trzaskać drzwiami. Tata odsypia nocny dyżur.

— Przepraszam — zaczęłam czytać etykietę.

Mama wiedziała, że coś się święci. Podeszła do lodówki, ale otworzyła zamrażarkę. Wyjęła z niej duże pudełko lodów. Następnie z szuflady wyciągnęła dwie łyżki jedną kładąc przede mną.

— Widzę, że lekcji pływania nie było?

— Niestety. Ethan nie przyszedł.

Mama mocowała się z wieczkiem. Po chwili udało się jej otworzyć wiadro z moimi ulubionymi lodami o smaku ciasteczek. Trochę się zdziwiłam, bo rodzice nie pozwalają mi zajadać się lodami o tak wczesnej porze.

— A twoja dieta? — zapytałam — musisz uważać.

Martwię się o problemy mamy z utrzymaniem odpowiedniego poziomu cukru.

— Od takiej porcji nic mi się nie stanie, kochanie — wzięła olbrzymią łyżkę lodowego deseru — muszę ci o czymś powiedzieć. Za szybko wyszłaś z domu.

— Czy to coś ważnego? — niecierpliwiłam się.

Nie miałam najmniejszej ochoty teraz na pogadanki z mamą. Jedyne, co by mi teraz pomogło, to powtórka Pamiętników Wampirów i wylanie żali na papier.

— To ma związek z panem Walkerem i Ethanem.

Zamarłam. Przed oczami przeleciały najgorsze scenariusze. Ethan z ojcem mieli wypadek samochodowy? Pani Walker nie przeżyłaby tego. Coś się stało z dziadkami chłopaka? Albo sama już nie wiem… To tłumaczy, czemu mój telefon milczał od wczoraj.

— Co się takiego stało? — zapytałam.

— Nie zdążyłam cię wcześniej złapać ani się do ciebie dodzwonić. Państwo Walker pojechali do Atlanty.

— Ale czemu?

Przecież Atlanta znajduje się w innym stanie. Nie mają tam rodziny ani ojciec Ethana nie prowadzi w tym mieście interesów. Sporo wiedziałam o firmie Walkerów, bo chłopak strasznie się żalił na pracoholizm ojca. To się kupy nie trzyma.

— Ethan dostał propozycję od klubu sportowego. Trener juniorskiej drużyny Atlanta Falcons skontaktował się z Robertem. Chcą chłopaka już teraz.

— Co? Co to znaczy?

— Ethan z panem Walkerem przenoszą się do Atlanty.

— Ale… Na ile? Kiedy wrócą?

— Z tego, co mówiła mi Samanta to początkowo kontrakt ma trwać trzy lata. Wszystko zależy od umiejętności Ethana oraz jak potoczy się jego kariera.

Nie wierzyłam własnym uszom. Wybrał karierę sportową nie mówiąc mi ani słowa? Przecież zrozumiałabym jego decyzję. To tak, jakby trafił los na loterii. Takie rzeczy dzieją się naprawdę. Ale… Dlaczego nic mi nie powiedział?

Ethan jakoś nigdy nie lubił się z footballem, lecz ze względu na dawne sukcesy ojca grał w licealnej drużynie. Jego ostatni mecz widocznie musiał być obserwowany przez ktoś ważnego. Dostrzegł on talent chłopaka i zaproponował kontrakt.

— Wszystko w porządku?

— Tak. Wszystko okej. Po prostu się jednocześnie cieszę i zastanawiam.

— Nad czym kochanie?

— Dlaczego nie powiedział mi o tym wcześniej?

— Nie mam pojęcia. Widocznie tak się podekscytował, że zapomniał?

Nie mógł zapomnieć. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Był moim przyjacielem od zawsze… Znajdywał dla mnie czas mimo treningów, czy spotkań z kolegami.

— Zapomniał… — powtórzyłam beznamiętnie — będę u siebie w pokoju.

Wybiegłam szybko z kuchni. Nie chciałam, aby mama zauważyła moje łzy rozczarowania. Wszystkie sekretne plany się posypały. Chciałam, aby Ethan oprowadził mnie po szkole. Marzyłam o wspólnych obiadach na stołówce. Może zostalibyśmy parą. Tak bardzo chciałam mu wyznać, ile do niego czuję, a teraz kotłują się we mnie sprzeczne emocje.

Rzuciłam się na łóżko. Widocznie sama rozpocznę mój najlepszy etap w życiu. Oglądając powtórki Pamiętników Wampirów próbowałam dodzwonić się do niego jeszcze kilka razy. Chciałam pogratulować mu sukcesu oraz dowiedzieć się, czy będzie wracał chociaż na weekendy do Lake City. Chciałam dowiedzieć się czegokolwiek. Niestety telefon pozostawał głuchy, a po jakimś czasie numer całkowicie przestał być aktywny.

Wściekłam się kolejny raz słysząc kobiecy zapętlony głos automatycznej sekretarki: „Ten numer nie istnieje”. To nie może dziać się naprawdę.

Wakacje mijały, a ja ciągle nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Zaczęłam więcej sama chodzić po mieście. Zalazłam nawet fajną małą księgarnię prowadzoną przez uroczego, starszego pana. Siedząc w niej popołudniami i zaczytując się w moje nowe odkrycie: Dumę i Uprzedzenie Jane Austin.

W sumie… przez całe wakacje, aż do września nie dostałam ani jednej wiadomości od Ethana. Nawet nie wrócił do domu po swoje rzeczy. Doszłam po czasie do jednego wniosku. Skoro on o mnie zapomniał, to ja też o nim zapomnę.

4

„Istniejemy póki ktoś o nas pamięta.”

Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru

Lake City, willa państwa Walkerów, teraz

Ten dzień mógł się zdecydowanie lepiej zacząć.

— Tak, tak panie doktorze — nie rozumiałem nic z tego medycznego bełkotu — skoro to będzie dla niej najlepsze.

Kurwa, dlaczego poprzednia terapia nie zadziałała?

— Dobrze, czyli na ten moment zostaje w ośrodku na dwa miesiące z możliwością przedłużenia pobytu?

W tym domu nic się nie zmieniło od dziesięciu lat. Nawet mój pokój zastałem w takim stanie, jakim go zostawiłem lata temu. Plecak leżał pod biurkiem, zeszyty stały poukładane na szafce, a na pucharach zdobytych w zawodach sportowych nie było ani grama kurzu.

Chodziłem po korytarzach pokrytych drogimi dywanami z telefonem przy uchu odwiedzając kolejne pokoje. Nie byłem w stanie się od niego odkleić od samego rana. Poczułem wibracje przy udzie.

Słuchając słów lekarza zerknąłem na wyświetlacz służbowego telefonu. Kurwa, tylko nie teraz. Wiem, że szef nie lubi nieodebranych połączeń, ale teraz naprawdę muszę coś ważnego załatwić.

— Oczywiście. Czek dostarczę do kliniki w przeciągu tygodnia. Nie, nie ma powodów do obaw o brata. Na ten moment zostaje w mieście do czerwca, a może nawet dłużej. Będę się nim w tym czasie zajmował. Niestety, ojciec nie jest w stanie na razie wrócić. Wie pan, służbowe sprawy.

Troy jest prawie dorosły, da sobie radę. Nie dość, że ojciec ciągle zatrudnia gospodynię to brat ma swojego opiekuna przydzielonego od Bogdanowa, więc jest podwójnie pilnowany.

Echo moich kroków odbijało się od kolorowych ścian wypełnionych mrocznymi obrazami. Mama kolekcjonowała je od bardzo dawna. Znienawidziłem ten dom głownie przez ojca. Jego praca całkowicie wypełniła moje życie swoją trucizną. Zbrzydził mi to piękne miejsce na dobre.

— Tak. Dokumenty również podpiszę w przyszłym tygodniu. To wszystko? Dobrze. To do zobaczenia.

Odetchnąłem głęboko chowając prywatny telefon do kieszeni luźnej marynarki. Teraz pora na drugą, chyba zdecydowanie łatwiejszą rozmowę. Powinienem się już dawno przyzwyczaić do podwójnego życia.

— Walker — wiedziałem, że tym razem nie chodziło o listę.

— Słyszałem, że od razu skorzystałeś z okazji i wróciłeś do Lake City — wszędzie poznam ten chłodny rosyjski akcent.

— Nic się przed tobą nie ukryje, prawda Wasin?

Jacob Wasin, prawa ręka Siergieja Bogdanowa — jest to człowiek o twarzy lisa z diabelnie paskudnym charakterem. Na oko może być z dziesięć lat ode mnie starszy, a ma większe doświadczenie w zabijaniu, niż ja razem z ojcem razem wzięci. Gdyby mógł, to na pewno sprzedałby własną matkę, byleby ciągle pozostać nieuchwytnym.

— Da — Jacob nie cierpiał zbędnych gadek — ciesz się wolnym, ile możesz. Praca ci nie ucieknie.

— Dobrze cię znam. Doskonale wiem, że nigdy nie dzwonisz bez powodu.

— Cóż. Spostrzegawczy jesteś młody. Szef kazał ci pogratulować ostatniego zadania. Bardzo dobrze się spisaliście. W nagrodę da ci trochę odpocząć od pracy. Lecz skoro odwiedziłeś stare śmieci, to masz przy okazji jeszcze jedną sprawę do załatwienia w jego imieniu.

— Szczegóły.

— Dostaniesz je w przeciągu godziny. To nic skomplikowanego. Nie popsujemy ci wiosennych wakacji — zaśmiał się głębokim głosem — do usłyszenia.

Rozłączył się zanim zdążyłem mu siarczyście odpowiedzieć. Nie cierpię swojego życia. Przeczesałem palcami włosy zastanawiając się, czego ode mnie chce jeszcze Siergiej. Specjalnie pozamykałem wcześniej sprawy w Atlancie, aby mieć więcej czasu na rozwiązanie rodzinnych problemów. Nie potrzebuje teraz kolejnych powodów do zmartwień, jakbym sam nie miał ich za dużo.

Parę dni temu matka ponownie trafiła do szpitala z powodu przepicia. Na szczęście Roy był wtedy na dyżurze i sprawa nie rozeszła się dalej. Już przed oczami miałem nagłówki gazet: „Znana projektantka upiła się na śmierć”. Muszę ponownie wysłać ją na odwyk, jednocześnie zostając tymczasowym opiekunem Troya.

Całe szczęście pobyt matki pokrywa się z moją przerwą między sezonami. Trener poszedł mi na rękę, zwalniając z wiosennych treningów.

Zgodnie ze słowami Jacoba, szczegółowe informacje otrzymałem jeszcze przed południem. Z wiadomości dowiedziałem się o kolejnym celu Bogdanowa. Mam przypomnieć pewnej osobie o spłacie olbrzymiego długu.

Głośno westchnąłem. Co się stało z jego łysymi łepkami od brudnej roboty? Siergiej nie wykorzystuje mnie do straszenia byle płotek. W ciągu kolejnych piętnastu minut pod drzwiami zjawił się kurier z paczką z prywatnego magazynu Rosjanina.

Jadąc w umówione miejsce ponownie zadzwonił prywatny telefon. W głowie układałem plan zadania. Kurwa, czy ci ludzie dadzą mi w końcu spokój?

— Walker — burknąłem do słuchawki.

— Ethan? Kto ci tak na odcisk nadepnął? Brachu, tak szybko odjechałeś, że nie zdążyłem się pożegnać.

— Nie gniewaj się Louis. Mam kilka ważnych spraw do załatwienia w rodzinnych stronach.

Mój najlepszy przyjaciel z drużyny się za mną stęsknił.

— Żałuj. Słońce, plaża, panienki, litry alkoholu. Od kiedy trener odpuścił, zabawa trwa na całego.

Skręciłem w boczną uliczkę, aby zaparkować wóz. Znalazłem miejsce naprzeciw miejskiej uczelni, przed docelowym miejscem zamieszkania celu. Sądząc po ilości samochodów dziś muszą się odbywać jakieś zajęcia. Kto mądry męczy się nauką w weekendy?

— Fajnie.

Nie miałem ochoty na kontynuowanie tej rozmowy teraz, lecz do głowy wpadł mi świetny pomysł.

— Bracie, co powiesz, żebym ogarnął drużynę i zorganizował tajną imprezę w Lake City z okazji rozpoczęcia nowego sezonu? Bez dziennikarzy i wścibskich oczu trenera?

— Koleś, ty tak na serio? Pewnie, że w to wchodzę. A laski będą?

— Oczywiście, że będą — zarezerwuję dla nas najlepszy lokal Siergieja w ramach małej zemsty Jacobowi — tylko wiesz, ogarnij chłopaków tak, aby informacja nigdzie dalej nie wypłynęła, dobra?

Wyszedłem z samochodu sprawdzając, czy broń jest na swoim miejscu. Zerknąłem na zegarek. Według planu dnia dłużnika, mam jeszcze dziesięć minut do wejścia. Oparłem się o swojego mustanga omawiając szczegóły tajnej imprezy z najlepszym kumplem.

— Tylko szybko określ datę. Treningi, zaczną się za dwa miesiące panie kapitanie.

— Myślę, że do miesiąca wszystko ogarniemy. Niech chłopaki spędzą trochę czasu z rodzinami — sam również chcę nadrobić trochę czasu z bratem.

Zdawkowo odpowiadałem na grad pytań Louisa. Moją uwagę odwrócił na chwilę alarm samochodowy. Z ciekawości spojrzałem, z której strony dochodził nieprzyjemny dźwięk. Dostrzegłem młodą kobietę męczącą się z zamkiem szarego focusa. Na pierwszy rzut oka stwierdziłem, że nawet jest ładna. Zastanowiłem się. Chyba ją mogę znać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego tak intensywnie gapi się w moim kierunku.

— Wiesz co Louis. Mam coś ważnego do załatwienia. Muszę kończyć.

Opuściłem rękę chowając telefon do kieszeni kurtki. Ten dzień, nie mógł stać się jeszcze gorszy. Podświadomie coś mi mówiło, że to będzie olbrzymi błąd. Powrót do rodzinnego miasta nie mógł się gorzej skończyć.

Ta chwila dłużyła się w nieskończoność, przez którą wróciły wszystkie emocje i wspomnienia z nastoletnich lat. Czułem, że tracę kontrolę nad umysłem. Powietrze pomiędzy nami naelektryzowało się. Nie potrafiłem odwrócić wzroku od jej ciała.

Victoria nie zmieniła się wcale. Mimo rozjaśnionych włosów i dziesięciu lat więcej, ciągle olśniewała, lecz teraz w inny sposób. Dziecięca sylwetka całkowicie zniknęła. Stała się bardziej pociągająca. Jej przenikliwe oczy spoglądały z niedowierzaniem w moim kierunku, a na twarzy malował się szok i zdziwienie.

Nie bez powodu urwałem z nią całkowicie kontakt. Liczyłem, że zdąży o mnie zapomnieć i ułożyć sobie spokojne życie. Nie spodziewałem się natomiast, że dziewczyna zdecyduje się zostać w tym okrutnym i zniszczonym mieście. Zawsze miała daleko idące, ambitne plany wyrwania się z tej dziury.

Dopiero, gdy jakaś koleżanka zaczepiła Victorię zmusiłem się do ewakuacji. Szybko wsiadłem do samochodu uważając, aby nie ruszyć zbyt gwałtownie. Serce waliło w klatce jak oszalałe. Mam nadzieję, że tamta kobieta dostatecznie zwróciła sobą uwagę Victorii.

Nie powinienem teraz rezygnować. Mogę być obserwowany przez Wasina lub jego ludzi. Spojrzałem szybko w telefon na szczegóły misji od Bogdanowa. Mam jeszcze dziesięć godzin na dorwanie drania. Zakończę zadanie pod osłoną nocy. Najpierw, musze ochłonąć, ponownie zapomnieć.

5

„Świat cierpi na brak mężczyzn, szczególnie tych,

którzy są cokolwiek warci.”

Jane Austen, Duma i uprzedzenie

Lake City, mieszkanie Victorii

Kevin odpowiedział mi na wiadomość wysłaną popołudniu. Ucieszyłam się. Uda mu się na chwilę wpaść do klubu na drinka albo dwa. Przynajmniej będę miała z kim chwilę pogadać, jak Ava ruszy na kolejny wielkie łowy.

Wywalając pół szafy na środek pokoju wkurzałam się na ilość ubrań, które aktualnie posiadam. Stwierdziłam, że po dzisiejszym dniu mam ochotę się dobrze bawić. A co za tym idzie? Mimo, że będę się widziała z chłopakiem tylko przez chwilę, to chcę się wystroić. Ava miała rację. Podniesie to moje samopoczucie oraz pozwoli zapomnieć o zmartwieniach.

Wmawiałam sobie to wszystko nakładając eyeliner na powieki. Miałam na sobie obcisłą, czarną sukienkę z odkrytymi plecami i dłuższym rękawem. Nałożyłam na nogi ciemne rajstopy, a na stopach pojawiły się botki. Włosy spięłam w kok zostawiając kilka luźnych pasemek. W ostatniej chwili ubrałam płaszcz, bo kierowca taksówki już czekał pod drzwiami.

Dość szybko dojechałam na miejsce spotkania. W klubie czekali już znajomi. Dojrzałam ich siedzących przy samym barze. Żeby do nich dotrzeć, musiałam przecisnąć się pomiędzy ludźmi kotłującymi się przy szatni. Nie mam pojęcia, co to za okazja, że akurat dzisiaj tyle osób kręci się w około szukając rozrywki.

Kevin przywitał mnie przytulasem i szybkim buziakiem w policzek. Od razu postawił przede mną mojego ulubionego drinka. Ava zdążyła uruchomić swój radar. Przeczesywała wzrokiem parkiet w poszukiwaniu kolejnej ofiary.

Przyjaciółka wyglądała obłędnie. Zdawała się nie zauważać spojrzeń kilku napalonych facetów. Zapewne ją nie interesowali lub nie byli w jej typie. Rozpuściła kolorowe włosy, a oczy bardzo wyraźnie podkreśliła ciemną kredką. Ubrała czarną spódniczkę i obcisły, błyszczący sweterek. Aby wyglądać na wyższą, miała na nogach kozaki z bardzo wysokim obcasem.

— Co tam u mojej ślicznotki? Jak tam dzisiejsze zajęcia? — zapytał Kevin sącząc colę ze szklanki.

— Dzisiejszy test zdany celująco.

— Cieszę się, moja studentko. Czemu się wcześniej nie pochwaliłaś?

— Nie chciałam odrywać cię od pracy. Zwłaszcza teraz, gdy masz w firmie urwanie głowy.

— Nie wspominaj mi już dzisiaj o pracy. Wyskoczyłem na drinka z moją prześliczną dziewczyną i nie zamierzam w tym czasie zagłębiać się w robotę — poprawił okulary na nosie.

Kevin jest wysoki, szczupły i przypomina mi bardzo takiego jednego aktora, który grał Supermana. Dodatkowo, jest mega uroczy. Miał na sobie koszulę w kratę i czarne jeansy. Marynarka z firmowym identyfikatorem wisiała na krześle. Widocznie musiał tu przyjechać od razu po pracy.

Poprawił swoją grzywkę a następnie przyjrzał mi się dokładnie.

— Coś ci nie odpowiada? — zapytałam się go zastanawiając, czy może nie przesadziłam z wyglądem.

— Nie, nie, broń boże. Wyglądasz przepięknie. Teraz to się zastanawiam, czy dobrym pomysłem jest zostawienie was samych w klubie — roześmiałam się.

— Nie musisz się o nas martwić — wtrąciła się w rozmowę Ava kładąc mi rękę na ramieniu. — przypilnuję ją — mrugnęła.

Przewróciłam oczami. Ava i pilnowanie? Chyba w tym wypadku będzie na odwrót. Może się też zdarzyć, że sama wrócę do siebie taksówką.

— O nią się nie martwię — odpowiedział.

— Wyjaśnisz dokładnie, co masz na myśli?

Przyjaciółka przyjęła bojową postawę. Powstrzymałam chichot, aby bardziej jej nie zdenerwować. Ciągle nie potrafi rozróżnić momentu, kiedy Kevin z niej żartuje, a kiedy mówi coś poważnie. Zwłaszcza wtedy, gdy jest już pod wpływem procentów.

Sączyłam powoli napój słuchając żartobliwej kłótni pomiędzy dwójką najlepszych przyjaciół. Niespodziewanie, całe moje ciało ogarnęło to same uczucie, co w południe na parkingu. W pierwszym momencie pomyślałam, że teraz to los sobie ze mnie na serio kpi.

Miewałam to uczucie również często podczas wizyt w domu Ethana za dziecka. Czasami, po jego korytarzach chodzili współpracownicy pana Walkera. Byli strasznie dziwni i jak na mój dziecięcy umysł, zachowali się podejrzanie.

Rozejrzałam się po sali w dłoniach trzymając alkoholowe cudo. Na parkiecie tłum ludzi podskakiwał w rytm muzyki. W każdym razie, część osób tańczyła, a inna część ocierała się o siebie, jak podczas gry wstępnej. DJ szalał na scenie, a pijane towarzystwo próbowało naśladować jego ruchy. Przy stolikach siedziały pijące osoby dyskutując na różne tematy. Ich głosy mieszały się z dudniącą muzyką.

Nie dostrzegając żadnego zagrożenia obróciłam się z powrotem w stronę baru. Pewnie ciągle przeżywam popołudniowe, niespodziewane spotkanie. Wołając barmana zamówiłam jeszcze jednego tropikalnego drinka. Kevin z Avą chyba zdążyli się pogodzić. Stojąc obok mnie razem przeglądali parkiet w poszukiwaniu nowego celu dla przyjaciółki nie szczędząc przy tym wrednych komentarzy.

Wtrąciłam się im do rozmowy wiedząc, że w przyszłym tygodniu również będę mieć mało czasu z chłopakiem. Po jakimś czasie i kilku bezalkoholowych drinkach, Kevin musiał wyjść. Pożegnał się, a ja obiecałam mu, że napiszę do niego, jak wrócę do domu.

— Zazdroszczę ci takiego chłopaka — westchnęła głośno Ava, gdy zostałyśmy same.

— Dlaczego? Nie uważam, żeby nasza relacja była jakaś wyjątkowa. Jest normalna — zaczęłam się niepotrzebnie tłumaczyć.

— Rozumie, troszczy się. Mimo braku czasu znajduje jednak dla ciebie chwilę.

— Szkoda tylko, że był od razu po pracy. Następnym razem może będzie bardziej wyluzowany. W końcu zaciągnę go na parkiet — zaśmiałam się.

— To co kochana? Jeszcze po jednym i idziemy poszaleć?

— Jak stawiasz.

Barman położył przed nami dwie szklanki wypełnione wódką z lodem i sokiem pomarańczowym. W międzyczasie, Ava pokazała mi ukradkiem gościa, którego co chwila przyłapuje na gapieniu się w naszą stronę. Stał z kumplami po drugiej stronie baru. Widziałam po niej, że wpadł jej w oko. Zalotnie puszczała oczka w jego kierunku.

Dyskutując o głupotach i popijając zimne napoje usłyszałam za plecami męski głos. Odsunęłam się nie zwracając uwagi na faceta, bo co chwila ktoś próbuje dostać się do baru. Sięgając po swoją szklankę kątem oka spojrzałam na nowoprzybyłego mężczyznę i zamarłam. Szkło prawie wyleciało mi z dłoni.

Udałam przed koleżanką, że go nie znam. Los serio sobie ze mną pogrywa. W ciągu ostatnich kilku godzin obiecałam sobie kilkanaście razy zapomnieć o Ethanie oraz trzymać się z daleka od jego domu. Niestety istota wyższa nie wysłuchała mojego błagalnego wołania, bo Ethan właśnie stał mniej niż pół metra ode mnie.

Ava miała przynajmniej na tyle rozsądku, że umilkła i zajęła się niezobowiązującą dyskusją z drugim barmanem. Kątem oka obserwowałam, jak mężczyzna składa zamówienie. Oparł się o blat kierując wzrok w moją stronę.

— Hej.

To było do mnie? Rozejrzałam się, lecz jego wzrok był skierowany prosto w moją stronę. Rozbrajające spojrzenie przeszyło mnie na ułamek sekundy. Ostatkiem sił odwróciłam oczy.

— Cześć — odpowiedziałam beznamiętnie starając się nie patrzeć w jego kierunku.

— Długo się nie widzieliśmy.

Wzięłam duży łyk zimnego napoju, aby się ocucić.

— Trochę czasu upłynęło.

Tylko nie spoglądaj w jego oczy, tylko nie w oczy — pomyślałam.

— Nie spodziewałem się ciebie tu spotkać.

— A ja w ogóle jeszcze kiedykolwiek na ciebie trafić — odpowiedziałam sarkazmem.

— Pana zamówienie.

Barman postawił przed mężczyzną dwie wysokie szklanki z przeźroczystym płynem.

— Dziękuję bardzo — odparł — miło było cię znów zobaczyć, Victorio — odpowiedział radośnie odchodząc.

Zmusiłam się do pozostania w miejscu, a Ava zaczęła zasypywać mnie dziesiątkami pytań. Coś czuję, że nie wyrwę się teraz z jej macek. Dopiero po chwili obejrzałam się w kierunku, w którym poszedł. Już wiem, dlaczego klub się zapełnił. Gwiazda sportowa zawsze musi robić wokół siebie spore zamieszanie.

Ścisnęłam pięści tak mocno, że dłonie zbielały. Siedział w loży z niską, roześmianą brunetką szepcząc jej coś do ucha. Była przepiękna. Mogła być prezenterką telewizyjną lub supermodelką. Jej nieskazitelny uśmiech przykuwał uwagę wszystkich wokół. Sączyła jeden z napojów macając go mężczyznę skrupułów.

Po chwili podeszła do nich druga, również ciemnowłosa supermodelka siadając Ethanowi okrakiem na kolanach. Wypiła drinka za jednym zamachem eksponując przy tym swój ogromny biust. Ta chwila mi wystarczyła, abym wiedziała, z jakim człowiekiem mam teraz do czynienia. Wraca na stare śmieci… Zabawia się z panienkami… Robi mi na złość… Te natrętne myśli mogły być również skutkiem wypitego alkoholu.

Zmienił się. Czego mogłam się spodziewać? Ma nowe życie. Muszę przestać patrzeć na niego przez pryzmat dzieciństwa. Jest sławnym sportowcem z ogromnymi osiągami oraz kapitanem drużyny. Ma kupę kasy i robi poza sezonem to, na co ma ochotę. Kątem oka spojrzał w moim kierunku przyłapując mnie na intensywnym gapieniu się w jego stronę.

— Czy to jest naprawdę on? Boże, przecież ma ze dwa metry wzrostu — fakt, od zawsze był wysoki, pomyślałam. — Nie wierzę. No nie wierzę. Wygląda jeszcze lepiej, niż w telewizji.

— Zamknij się Ava. Jeszcze bardziej zwracasz na nas jego uwagę.

Wypiłam do końca mojego drinka, a gorzki płyn spływał po moim przełyku dając mi chwilę orzeźwienia. Nie chciałam być dłużej w tym miejscu. Moja strefa komfortu została poważnie naruszona. Cała chęć na zabawę całkowicie zniknęła.

— Nawet rozmawialiście — nie kryła ekscytacji — może jest jeszcze dla was jakaś nadzieja?

— O czym ty pieprzysz? Jaka nadzieja?

— No, na przyjaźń… A może coś więcej… — zdecydowanie za dużo wypiła i nie wie, o czym właśnie ze mną gada.

— Nie, nie, nie… — chciałam, aby jej myślenie wróciło na właściwy tor — po pierwsze, mam kogoś, na kim mi zależy. Kevin jest blisko mnie i mnie wspiera. Po drugie… Ethan nie przypomina w najmniejszym stopniu chłopaka, z którym się kiedyś przyjaźniłam. Zapłacę za nas. Straciłam całkowicie ochotę na tańce. Wchodzę.

Ava próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale zamarła w pół słowa. Mimo swojego niewyparzonego języka czasami potrafi się zamknąć w odpowiednim momencie. A ten moment właśnie nadszedł. Nie protestowała, jak płaciłam barmanowi. Byłam wściekła. Mój wymarzony wieczór został zniszczony.

Nie czekałam na przyjaciółkę. Zaczęłam przeciskać się pomiędzy ludźmi zmierzając w stronę wyjścia. Czułam palący wzrok Ethana na karku. Założyłam płaszcz jednocześnie próbując dodzwonić się po taksówkę.

Ava została w środku. Widocznie stwierdziła, że nie odpuści dzisiejszej imprezy. Każda z nas ma swoje sposoby na odreagowanie dnia. Zdecydowanie nie wróci ona sama do domu. Ja natomiast, mam chyba jeszcze jakieś wino w lodówce.

Nie jest za późno, aby się wyciszyć. Sięgnę po jedną z moich ulubionych książek — Wichrowe Wzgórza. Zatopię się w opowieści zapominając o otaczających mnie problemach. Jak za każdym razem.

Czekając na taksówkę zastanawiałam się nad beznadziejnością mojej sytuacji. Wiele czasu zajęło mi zapomnienie o tym człowieku oraz wyleczenie się samotności. Zostałam za młodu mocno przez niego zraniona. Nie przeżyłam tego za dobrze. Dalej, los również mnie nie rozpieszczał.

Zapłaciłam szybko kierowcy. Deszcz, jak na złość, zaczął intensywnie padać. W kilka sekund znalazłam się pod drzwiami mieszkania. Dwa razy upewniłam się, że drzwi są zamknięte. Rzuciłam płaszcz i torebkę na krzesło. Napisałam szybkiego smsa Kevinowi, aby się o mnie nie martwił.

Padłam na łóżko bez siły. Ten dzień jest totalnie beznadziejny. Wzięłam książkę do ręki oraz lampkę wina na wyciszenie. Nie miałam jednak siły czytać. Dopiłam trunek i zgasiłam światło.

Wystarczyła minuta rozmowy, aby stare blizny znowu zaczęły krwawić.

6

„Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę”.

Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru

Lake City, willa Walkerów, lato trzynaście lat wcześniej

Tego popołudnia mogłam iść do Ethana. Mama miała mnie tylko odprowadzić, lecz została na chwilę na plotkach u pani Samanty. Jak zawsze. Przecież jestem na tyle dorosła, że sama potrafię trafić do domu państwa Walkerów.

Pani Samanta otworzyła nam drzwi z Troyem na rękach. Chłopiec ma już trzy lata. A na dodatek słyszałam, że jest ona w kolejnej ciąży. Zazdroszczę Ethanowi młodszego rodzeństwa. Niestety mama jest za bardzo chora, aby dać mi siostrzyczkę.

W ogóle, to pani Walker jest bardzo ładna i bardzo wysoka. Ma śliczne, długie blond włosy. Jak będę starsza to sobie rozjaśnię. Bardzo podoba mi się kolor blond. Moje niestety są ciemniejsze.

Powiedziała mi, że Ethan jest w ogrodzie, więc szybko pobiegłam do niego zostawiając mamę. Okrążyłam dom naokoło, bo nie mogę biegać po korytarzach w domu. Pan Robert nie lubi, jak się hałasuje. Często pracuje z domu, a czasem w biurze w mieście.

Zauważyłam Ethana po chwili. Kopał piłkę razem z panem ogrodnikiem. Zazdroszczę mu. W tym roku chłopak idzie do liceum, a ja jeszcze będę musiała się użerać w młodszych klasach. Jestem przecież najlepsza z klasy, a inne dziewczyny są serio głupie.

Chłopak pomachał na mój widok i wskazał stolik na kamiennym tarasie. Pod parasolem stały przygotowane ciastka, świeże owoce oraz lemoniada. Usiadłam nalewając sobie do szklanki zimnego napoju. Po chwili, Ethan dołączył do mnie, a pan ogrodnik wrócił do swoich zajęć.

— Co raz lepiej ci idzie kopanie tej piłki — skomentowałam.

— Muszę dużo ćwiczyć, jeśli chcę dołączyć do licealnej drużyny. Tata na to bardzo liczy. Chce, abym poszedł w jego ślady.

— Na moje oko to radzisz sobie naprawdę dobrze.

— To super, jak ci się podoba. Jestem pewien, że innym dziewczynom też się będzie podobało.

— Słyszałam, że niektórym to odwala. Zrobią wszystko, żeby mieć chłopaka z drużyny — Ethan się zaśmiał, a ja nie wiem nawet z czego — o co ci chodzi.

— Oj mała… — poklepał mnie po głowie — kiedyś się dowiesz.

Założyłam ręce na ramiona udając obrażoną. Nie cierpię jak tak mówi.

— A chłopaki to są nie lepsi od dziewczyn — dodałam.

— A mnie to lubisz? — droczył się dalej.

— No bo ciebie znam od zawsze. A tamci to pajace. Przecież mówiłam ci, jak Zack schował Natalie żabę do piórnika albo jak schowali mi zeszyty abym nie miała pracy domowej bo nikt inny nie miał.

— Też lubię łapać żaby — zaśmiał się.

— Ej.

— No dobra. Jest twoja mama?

— Chyba jeszcze tak. Chwilę temu rozmawiała z twoją.

— Dobra, to chodź. Przebiorę się i wezmę szybki prysznic. Pograsz sobie w salonie na konsoli. Potem pójdziemy gdzieś z Lily i Cody’m.

Bliźniacze rodzeństwo — są wnukami sąsiadów Ethana. Przyjeżdżają od lat na wakacje do dziadków i tak się jakoś złożyło, że rok temu się zakumplowaliśmy. Pochodzą z Miami i nikogo oprócz nas tutaj nie znają. Lubię ich, bo tak jak ja uwielbiają jeździć na rowerze i grać w te same gry co ja.

Wzięłam ciastka na drogę i poszłam za Ethanem. Weszliśmy do kuchni przez taras i przeszliśmy olbrzymim holem, który przechodzi przez cały dom do salonu. Wielki telewizor zajmuje prawie całą ścianę. Olbrzymia kanapa stoi do niego przodem, przez co jest to idealne miejsce do grania. Zaczekałam, jak Ethan włączy mi Raymana i wręczy pada.

— Dobra, to będę za jakieś piętnaście do dwudziestu minut. Nie pogłaśniaj zbytnio dźwięku i nie kładź nóg na stoliku, bo mnie mama zabije — mrugnął.

— Okej. Poradzę sobie — skoczyłam na kanapę, kładąc się na niej — widzisz? Moje buty nie dotykają ani kanapy, ani stolika — wystawały z jednej strony.

— I tak ma zostać.

Zniknął w niewielkim korytarzyku po lewej stronie salonu, który prowadził do jego pokoju oraz łazienki. Nie mam pojęcia, ile go nie było. Po kilkunastu minutach gry usłyszałam głosy dobiegające od strony głównych drzwi.

— Samy? Jesteś? Mam gości — to był głos pana Walkera.

Podświadomie bardzo się bałam ojca Ethana. Znaczy nigdy mi nic nie zrobił, ale czuję się w jego towarzystwie bardzo dziwnie. Jest wysoki i tajemniczy. Dodatkowo ma głos, jak jedna ze złych postaci mojego ulubionego serialu.

— Pani Samanta wyszła na spacer z Troyem i panią Lewis — odpowiedziała gosposia, bardzo miła pani, która potrafi bardzo dobrze gotować i piecze najlepsze czekoladowe ciastka na świecie.

— To nawet lepiej. Możesz podać kawę w gabinecie?

— Oczywiście, proszę pana — oddaliła się w stronę kuchni.

Gabinet znajduje się naprzeciwko salonu po drugiej stronie holu. Nie przejęłam się zbytnio dziwnymi gośćmi, lecz usłyszałam, że rozmawiają w obcym języku. Ściszyłam bardziej telewizor, aby nie zwrócić na siebie uwagi.

Oprócz pana Walkera weszło kilka osób. Nie wiedziałam ile, bo chyba nie wszyscy się odzywali. Grube dywany wygłuszały odgłosy kroków. Na moje nieszczęście ojciec Ethana zauważył, że ktoś jest w salonie.

— Ethan? Możesz na chwilę przerwać grę i przynieść teczki z dokumentami z drugiego samochodu?

— Daj chłopakowi chwilę spokoju. Jeszcze zdąży się dla nas napracować — gość pana Roberta miał silny obcy akcent.

— Widzę, że tam jesteś — moje stopy wystawały zza kanapy — znów chodzisz w trampkach po perskich dywanach? Mama coś ci o tym mówiła młody człowieku.

Powinnam od razu się przyznać, że nie jestem Ethanem, lecz ze strachu nie mogłam się ruszyć. Kątem oka dostrzegłam przyjaciela machającego do mnie z korytarza. Miał mokre włosy, bladą skórę i przestraszoną twarz. Pokazywał mi, abym siedziała cicho.

Ostrożnie szedł wzdłuż ściany, aby nikt go nie zobaczył. Mężczyźni wymieniali ze sobą zdania w dziwnym języku chwilowo o mnie zapominając. Chłopak zbliżył się do mnie na tyle, ile mógł. Skuliłam się na kanapie.

— Dobrze tato zaraz je przyniosę. Tylko skończę poziom i wyłączę grę — odezwał się.

— Wiesz, że jak otrzymasz kiedyś zadanie od Siergieja, to nie będzie czasu na jeszcze jedną rundę? — odezwał się jeden z gości śmiejąc się głośno.

— No chyba, że z kobietą, prawda Wasin?. — zarechotał drugi.

Na całe szczęście pojawiła się gospodyni z tacą. Słyszałam, jak szła z poczęstunkiem pomiędzy mężczyznami mamrocząc pod nosem.

— Panie Walker, nie mówił pan, że będziemy mieć aż tylu gości! Przecież za mało ciasta przygotowałam. Masz tu złociutki potrzymaj tą tacę na chwilę — widziałam kątem oka, jak Ethan powstrzymuje śmiech. — Przecież na tylu chłopa, to przynajmniej dwie blachy ciasta pójdą. A ja taka nieprzygotowana…

— No, już pani tak nie lamentuje. Chodźcie panowie, zróbmy przyjemność mojej ukochanej gosposi i spróbujmy jej przepysznego ciasta.

Słyszałam, jak zamieszanie cichnie. Ethan wyjrzał zza ściany. Szybkim skokiem znalazł się na kanapie obok mnie. Następnie teatralnie wstał z kanapy poprawiając koszulkę.

— Już idę po dokumenty tato — spojrzał na mnie kątem oka.

— Dobrze, przynieś je migiem do gabinetu. Zatem zapraszam panów. Pora w końcu przygotować plan na dzisiejszy wieczór. Mam przygotowanych kilka nowych kartotek od mojego partnera. Jest w czym wybierać — drzwi do biura zamknęły się.

Ethan złapał mnie szybko za rękę i wyprowadził przez kuchnię na ogród uważnie się rozglądając.

— Kto to był? — zapytałam ciekawa.

— Współpracownicy mojego ojca. Przyjechali z daleka. Nie ostrzegł mnie, że będą.

Tata Ethana nie lubił, jak podczas pracy się mu przeszkadza. Zwłaszcza, jak ma gości. Wtedy wychodzimy do parku albo do centrum handlowego.

— Dobrze — odpowiedziałam cicho.

Chłopak wyjrzał zza róg domu. Na podjeździe stały cztery olbrzymie, czarne samochody. Pewnie należą do gości. Obok nich przechadzał się łysy pan ubrany cały na czarno. Jak on się w tych ubraniach nie gotuje? Przecież jest straszny upał.

— Okej. Zatem ja go zagaduje, a ty wychodzisz jak nigdy nic. Albo lepiej, zagrajmy w naszą grę. Twoje zadanie to… Masz być cicho, okej? Ten człowiek nie może cię zobaczyć. Jak pomogę tacie, to przyjdę po ciebie z resztą paczki.

— Dobrze — kiwnęłam głową — a nagroda?

— Pójdziemy do kawiarni i będziesz mogła wybrać jeden z największych deserów lodowych.

— Zgadzam się.

Udało mi się wymknąć niezauważonej. Wróciłam do domu podekscytowana, że wygrałam deser lodowy. Wchodząc do domu zauważyłam tatę, który przygotowywał się na nocny dyżur.

— Nie jesteś u Ethana?

— Ma po mnie przyjść. Jego tata ma bardzo dużo gości, co gadają w śmiesznym języku. Przyjechały aż cztery samochody. Nie chciałam przeszkadzać, więc wróciłam. Ethan po mnie przyjdzie i pójdziemy potem do parku.

Nie wiedzieć czemu tata upuścił teczkę z dokumentami. Pomogłam mu je pozbierać. Tata zbladł tak samo, jak Ethan wcześniej.

— Widzieli cię?

— Nie. Wymknęłam się, aby nie przeszkadzać. Wiem, że praca pana Roberta jest bardzo ważna i trudna.

— Bardzo dobrze córeczko. A mama?

— Wyszła z panią Samantą na spacer.

Pogłaskał mnie po głowie, a następnie spojrzał na zegarek.

— Jestem spóźniony. Muszę lecieć.

7

Udając uśmiech i pewność siebie,

Przejeżdżając mile by uchwycić tę ekscytację,

Której już nie zniosę.

„We don’t have to dnce” Andy Black

Lake City, Willa państwa Walkerów, teraz

Doskonale wiedziałem, że mój spokój nie potrwa zbyt długo. Po dwóch tygodniach urlopu otrzymałem kolejną listę od Siergieja. I tak, jak na niego to wytrzymał beze mnie długo. Od kiedy zacząłem sam na siebie zarabiać oraz piąć się wyżej po szczeblach kariery, przejąłem w sporej części robotę mojego ojca. Rosjanin coraz rzadziej zwraca się do niego w sprawach listy, co nie znaczy, że ojciec jest całkowicie wolny od umowy.

Tata wrócił z Atlanty kilka dni temu. Jeździ codziennie do matki, aby dodać jej otuchy podczas terapii. Wcześniej, przez niedokończone sprawy, nie mogliśmy się latami pokazywać w rodzinnym mieście. Dla bezpieczeństwa swojego oraz rodziny, musieliśmy podjąć tą ciężką decyzję.

Kładąc nogi na biurko w gabinecie ojca dokładniej przyjrzałem się treści wiadomości. Tak, jak miał to Bogdanow w zwyczaju, list został zapisany po rosyjsku jego szyfrem oraz wysłany tradycyjną pocztą z odległego zakątka kraju. Czy on nie wie, że przez internet też da się wysyłać wiadomości? Oczywiście, że doskonale to wszystko wie.

Usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Troy wrócił ze szkoły. Słyszałem, jak gosposia woła go na obiad. Musiał zjeść przed treningiem. Nie przejąłem się nim zbytnio, choć zapewne powinienem mu trochę potowarzyszyć.

Przez ostatnie dziesięć lat rozmawiałem z nim prawie wyłącznie przez telefon. No może z wyjątkiem świąt, gdy przyjeżdżał z matką. Była tylko jedna sytuacja, przez którą wróciliśmy tu na jeden dzień. Widzieliśmy się na pogrzebie sióstr, lecz wtedy nie było czasu na umacnianie braterskiej więzi. Nie zmienia to faktu, że nie powinniśmy być dla siebie tak bardzo obcy. Robię co mogę. Wcześniej, przesyłałem mu bilety na mecze. Starałem się przez ostatnie dni spędzić z nim choć trochę więcej czasu, ale brat przeżywa okres buntu.

Przechodziłem przez to długo po ucieczce. Doskonale wiem, w jakiej sytuacji się młody znalazł. Czuję się poniekąd winny, że pozwoliłem zostawić go z matką alkoholiczką po tym wszystkim, co spotkało moją rodzinę niedługo po przeprowadzce.

Znów spojrzałem na list. Bogdanowa. Wróciłem siłą myślami do obowiązków. Daje mi ponad miesiąc na znalezienie kobiet odpowiadającym poniższym opisom dla nowych klientów. Potem, mam dwa tygodnie na zorganizowanie transportu oraz pochwycenie towaru. Sugeruje mi również, abym zaczął szkolić brata do łowów, co starałem się jak najdłużej odwlekać. Muszę znaleźć sposób, aby się wyrwać w końcu z tej pojebanej sieci. Chciałbym chociaż uwolnić Troya. Nie chcę, aby poszedł w moje ślady.

Spojrzałem na ekran monitora, aby przejrzeć wiadomości od Jacoba. Jeszcze nie otrzymałem informacji dotyczących zamiarów policji. Aby działać, muszę mieć pewność, że będę bezkarny. Pewne dowody mają zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Przez mój błąd musiałem zrezygnować z nastoletniego życia i uciekać, jak jakiś tchórz.

Napisałem wiadomość do Wasina, już jakiś czas temu. Ciągle pracuje nad informatorami, a rozmowy przebiegają na razie bez żadnych problemów. Nie mogę działać, nie znając dokładnie terenu. Przez dziesięć lat sporo się zmieniło w tym mieście. Skoro jeden punkt mam prawie załatwiony, to pora na zalezienie odpowiednich kobiet.

Na liście jest mowa o czterech dziewczynach. Mają mieć nie więcej niż dwadzieścia cztery lata. Znam jedną, która idealnie pasuje do opisu. Niska brunetka, najlepiej z dobrym wykształceniem. Klient życzy sobie dodatkowo, aby miała brązowe oczy oraz mówiła płynnie w co najmniej dwóch obcych językach. Ashley, dziewczyna którą wyrwałem jakiś czas temu, aby się zabawić, będzie pierwszą moją zdobyczą. Barbara z dużym biustem jest za głupia.

Zostaną jeszcze trzy, więc będę musiał to dobrze rozegrać. Ludzie mnie znają, bo jestem dość rozpoznawalną osobą. Zwłaszcza po ostatnim meczu sezonowym. Idealnie się wszystko układa. Zaplanowałem tajną imprezę w klubie Siergieja. Znajdę pozostałe trzy, a w trakcie trwania sekretnej alkoholowej zabawy znikną w niejasnych okolicznościach.

Ponownie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Pochyliłem się nad biurkiem kładąc kartki papieru na blacie stołu. Ojciec zjawił się kilka minut później. Zdążył ściągnąć krawat i marynarkę, które niedbale rzucił na fotel stojący w rogu pomieszczenia. Miał zaczerwienione oczy, bladą skórę oraz zapadnięte policzki. Choroba go nie oszczędza. Lekarze nie są w stanie dokładnie określić, co się z nim dzieje. Bezradni rozkładają ręce. Dodatkowo, cierpi widząc problemy swojej żony. Nie był w stanie jej sam upilnować.

Usiadł zrezygnowany naprzeciwko mnie spoglądając na list. Rozpoznał bez problemu charakter pisma.

— To długi urlop miałeś, co synu? — wiedziałem, że go od razu zauważy.

— Wystarczający — odpowiedziałem.

— Ile towaru tym razem?

— Cztery sztuki.

Dużo łatwiej jest uciszyć sumienie określając kobiety, jako towar.

— To nie tak źle. Ile masz czasu? Dwa tygodnie? Miesiąc.

— Półtora.

— To poradzisz sobie beze mnie.

— Wiem. Mam już wstępny plan. Roy również otrzymał wiadomość. Jeśli się znajdzie jakaś ćpunka pasująca do opisu to da znać.

— Będziesz ryzykował?

— Nie zacznę w pełni pracować, dopóki nie upewnię się, że tamta sprawa została całkowicie zamknięta, a osoby pracujące nad nią uciszone.

— Kto się ma tym zająć? — stukał palcami o blat biurka, co zaczęło działać mi na nerwy.

— Jacob Wasin.

— To możesz być pewny, że nic ci nie grozi.

— Ostatnio też tak miało być — spojrzałem groźnie na ojca.

— Teraz jesteś starszy, silniejszy i mądrzejszy. Nikt ci nie mógł dorównać na szkoleniu…

Przed oczami ujrzałem sceny mojego prywatnego horroru. Lata morderczego treningu u najgroźniejszych zabójców na zlecenie Bogdanowa… Tego nie robi się nastolatkowi.

— …oraz na boisku — dodał dumnie ojciec.

— Wiem, że jestem najlepszy we wszystkim, za co się biorę, dlatego nie zajmuję się brudną robotą. Znajdę dziewczyny, a moi ludzie je zgarną w odpowiednim momencie. Nie chcę, aby Rosjanie się tu kręcili — dopóki sam się kręcę koło Victorii — przekazałem już dalej, że mają mi dać wolną rękę, aby nie narażać niepotrzebnie zbyt dużej ilości ludzi.

— I tak się będą plątać. Nic na to nie poradzisz. Siergiej jest wyjątkowo ostrożny, więc chce mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Sądząc po czasie, jaki ci dał, zamawiający musi być grubą rybą.

— Rozleniwił się. Nawet nie przyjechał po ostatnią dostawę do Atlanty — oparłem się o krzesło biurowe.

— Mylisz się. Znam go dłużej od ciebie. On tylko się nie wychyla. Myślisz, że dlaczego tu wróciliśmy?

— Bo się moja sprawa przedawniła? — po co się mnie o to pyta?

— I tamtejsza policja zaczęła bardziej węszyć. Ktoś puścił parę. Mimo, że Siergiej już dawno wykosił całą konkurencję w tym stanie, to garstka ludzi ciągle żywi do niego urazę. — W tym ja, pomyślałem. — Pora zatem wrócić na stare śmieci. Jest tu zdecydowanie bezpieczniej dzięki Royowi.

Ojciec trzyma się bliżej szefa, niż ja — chłopiec na posyłki. Dzięki temu nie jestem pod stałą kontrolą. Mogę sobie sam dobierać ludzi. Z ich pomocą mogę śledzić kogo chcę i gdzie mi się zamarzy. Rosjanin nie wchodzi mi w drogę.

— Do czasu — zaśmiałem się gorzko — to był zły pomysł — dodałem do męczącej chwili ciszy.

— Z powrotem do miasta? — ojciec wyciągnął tablet i zaczął przeglądać dzisiejsze wiadomości.

— Tak. Nie powinienem robić sobie przerwy akurat tutaj. Lepiej byłoby mi w Jacksonville albo w Miami.

Wstałem i podszedłem do okna. Im dłużej tu jestem, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że powrót był fatalnym pomysłem. Włożyłem ręce do kieszeni ciemnych jeansów.

— Nie mówisz mi wszystkiego — dalej czytał newsy.

— Nie muszę.

— Takie sztuczki możesz wciskać Siergiejowi lub jego bandzie. Doskonale wiem, gdzie posłałeś swoje pieski. David pilnuje domu Roya, a Hunter zapewne jej mieszkania… — ściszył głos.

— To moi ludzie. Nie twój interes.

— To jest mój interes. Nie byłem w stanie ochronić ciebie, Troya, Samy przed Bogdanowem. Dziewczynki pewnie też byłyby na celowniku. Royowi udało się wynegocjować inne warunki umowy z szefem, dzięki swojej ciężkiej pracy oraz wysokiego stanowiska. W zamian otrzymał nietykalność i anonimowość dla żony i córki. A zdaje mi się, że nie powinieneś nawet spoglądać w jej kierunku. Znasz szefa. Twardo trzyma się zasad i umów, chyba że się mu podskoczy. Jeśli wplatasz ją w cokolwiek, a on się o tym dowie to będzie po nas i po nich. Będzie jeszcze gorzej, jeśli jej zapragnie.

— Tak, pamiętam o umowie.

Ścisnąłem dłonie tak mocno, że zaczęły mnie boleć palce. Doskonale wiedziałem, co może się stać, jeśli do głowy Rosjanina wpadnie coś szalonego. Uwielbia on dwie rzeczy: mocny alkohol i piękne, młode kobiety. A Victoria jest zniewalająco piękna, jak jej matka.

— To będzie trudne, tym bardziej, że przez kolejne kilka miesięcy tu utknąłem — nie chciałem się kłócić, bo wiedziałem, że ojciec ma rację.

— Dla mnie też jest to bardzo ciężkie. Matka przez leki prawie nie kontaktuje. Nie potrafi odróżnić prawdy od fikcji. Muszę jej pilnować… A został jeszcze Troy… — ojciec starał się twardo trzymać.

— Wiem tato.

— Doskonale pamiętam, co czułeś do Victorii. Jak na nią patrzyłeś i jak się o nią troszczyłeś. Myślałeś, że nie widziałem, jak ją chroniłeś? Niestety, musisz ją trzymać z dala od siebie jednocześnie będąc blisko. Najlepiej, nie wchodź jej w drogę. Niech sobie spokojnie żyje. Nawet, niech ją twoi ludzie obserwują, ale Siergiej i jego pachołek Jacob mają nic nie wiedzieć.

— Oczywiście…

— Dodatkowo, ciągle musimy osłaniać Roya. Dostałem info, że prześwietlają jego szpital pod kątem prawnym. Nie obędzie się od przyjaznych wizyt, czy odwiedzin z jego rodziną. W ten sposób przekażemy mu dokumenty do podmiany. Musimy utrzymać pozory normalnych ludzi.

— Po co? To wszystko…

— Aby zapewnić bezpieczeństwo bliskim, których kochamy. — Odpowiedział ojciec wychodząc.

8

„Strach tnie głębiej niż miecze.”

George R.R. Martin, Gra o tron

Jacksonville, bar studencki na kampusie, lato rok 1989

Nerwowo rozglądałem się po lokalu. Roy jeszcze się nie zjawił. Nie mogę tak długo na niego czekać. Lekko zdenerwowany spojrzałem na zegarek. Dochodzi ósma wieczorem. O dziesiątej czeka mnie kolejna akcja z szefem. Nie mogę się na nią spóźnić.

Śliczna, rudowłosa kelnerka przyniosła mi kolejną szklankę coli. Muszę zachować trzeźwy umysł podczas transportu. Siergiej nie lubi, jak jego ludzie zachowują się nieprofesjonalnie. A ona, nawet niczego sobie. Widocznie wpadłem jej w oko.

Moje myśli co chwila przerywał dźwięk dzwonka przy drzwiach. Do baru weszło kilku studentów. Nerwowo podrapałem się po karku poprawiając granatową czapkę z daszkiem. Jestem dość rozpoznawalną osobą, więc muszę bardzo uważać w miejscach tego typu. Fani są zdolni dosłownie do wszystkiego.

Dla pewności i bezpieczeństwa wybrałem studencki lokal znajdujący się w pobliżu uniwersytetu. Mój stolik znajdował się w najdalszej części sali oraz jest częściowo osłonięty barem. Dodatkowo, stąd widzę wszystkie osoby wchodzące i opuszczające ten przybytek. Mam nadzieję, że nikt mnie nie śledził.

Bar jest on poza zainteresowaniem szefa oraz jego piesków. Przychodzą tu wyłącznie biedni studenci napić się taniego piwa i pograć w bilard. Dla pewności, sprawdziłem, że jego ludzie będą dziś zajęci. Zauważyłem również, że pracująca tu kobieta pasuje do aktualnej listy. Opiekun dał mi wolną rękę i transport. Jeden telefon i wrócę do bazy z nowym towarem.

W końcu dojrzałem Roya. Na szczęście przyszedł sam, tak jak go prosiłem. Poprawił oprawki swoich okularów rozglądając się po sali wypełnionej młodymi ludźmi. Wstałem i pomachałem mu. Usiadł naprzeciwko mnie rozpinając bluzę z logiem bractwa studenckiego. Poprawił szybko rozczochrane włosy.

— Cześć Rob! Fajnie cię widzieć brachu.

— Ciszej Roy. Jestem tu trochę nielegalnie. Nie chcę niepotrzebnego zamieszania — obejrzałem się wokół.

— Dobra, to gadaj. Podobno masz jakąś sprawę.

Schyliłem się zmniejszając dystans pomiędzy nami. Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo wróciła kelnerka, aby spisać zamówienie przyjaciela. Po chwili odeszła, a ja odprowadziłem ją wzrokiem do samego baru.

— Jesteś coś nie w sosie. Co się dzieje?

Roy musiał pojrzeć panikę w moich oczach. Tylko on jest w stanie odczytać emocje z mojej twarzy.

— Muszę się jakoś wykręcić z pewnej… sprawy — zacząłem temat niepewny odpowiedzi przyjaciela.

— Sam zaciążyła? Masz zrobić testy na doping? Potrzebujesz czegoś mocniejszego? — zaczął wymieniać szeptem.

— Nie, nie, nie… — przerwałem — chodzi… o pewien biznes, w który się bardzo głupio wkręciłem.

Szare oczy mojego kumpla pociemniały. Chciał coś powiedzieć, lecz przerwała mu dziewczyna niosąc tacę z jego zamówionym piwem. Kiwnął jej głową w podziękowaniu, a ona zawiesiła wzrok na mnie i poszła do kolejnego stolika.

— Jakiego rodzaju… jest to biznes? — zapytał.

— Niebezpieczny — upiłem łyk coli — muszę z niego jakoś wyrwać. Nawet, jeśli to oznacza definitywny koniec mojej kariery.

— Jesteś przecież prawie na szczycie. Dopiero co zostałeś mianowany kapitanem Miami Dolphins. Przecież nie zaprzepaścisz tak wielkiej szansy!

— Ciszej Roy. To, w co się wplątałem… Jest bardzo, bardzo niebezpieczne. Jeden zły ruch i mogę zginąć. W najlepszej opcji zgniję za kratami. A jeśli z nich wyjdę, to i tak strzelą mi w głowę przy najbliższej możliwej okazji.

— W coś ty się wpakował?

Wyciągnąłem z kieszeni skórzanej kurtki świstek papieru. Był to fragment ostatniej listy otrzymanej od Bogdanowa, który udało mi się wyratować przed spaleniem. Ostrożnie przesunąłem kawałek kartki w stronę przyjaciela. Niepewnie rozwinął ją i spojrzał na jej zawartość.

— To jest napisane cyrylicą — skomentował.

— Grażdanką. Jest to fragment mojego zadania.

— Od kiedy znasz rosyjski?

— Od pewnego czasu. Musiałem przejść kurs przyspieszony. Mój szef nie lubi posługiwać się językiem angielskim.

— W coś ty się wpakował? — wyprostował się na krześle z szeroko otwartymi oczami.

Delikatnie odsunąłem fragment kurtki pokazując fragment gnata, z którym mam obowiązek teraz się nie rozstawać. Konkurencja nie przepada zbytnio za moim szefem.

— W pewien biznes. Zajmuję się handlem pięknych towarów. — Ukradkiem spojrzałem na rudowłosą kelnerkę, a przyjaciel odwrócił się w jej kierunku. Mrugnęła do Roya zalotnie.

— Chodzi o kobiety? Jak? Ale jak? — nie mógł dojść do słowa.

— Znalazłem się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze oraz zrobiłem nieodpowiednie zamieszanie. Mogli mnie zabić, ale… — przewałem, bo ktoś przeszedł obok naszego stolika. — Dostałem propozycję nie do odrzucenia.

— I tak cud, że nie znaleźli cię martwego gdzieś na plaży.

— Uratowało mnie jeszcze to, że jestem dość rozpoznawalną twarzą, wokół której się kręci sporo dziewczyn. Traktują mnie jak wabik, a następnie łapią w siatkę i znajdują… pracę w odległych zakątkach globu.

Nie wiedziałem, jak to wszystko ująć.

— Ile w tym siedzisz?

— Pół roku — odpowiedziałem szybko.

— Czego zatem chcesz ode mnie?

— Chciałbym zniknąć. Upozorować własną śmierć. A ty mi w tym pomożesz.

— Robert, ale ja jestem dopiero rezydentem.

— Ale masz dostęp do szpitala. Ja mam pieniądze. Zrobicie mi jakąś nieistotną operację, a ja nie obudzę się po narkozie. Następnie zorganizuję dokumenty, transport i wyjadę gdzieś daleko. Niedługo później dołączy do mnie Samanta, aby nie wzbudzać podejrzeń.

— To będzie bardzo trudne. Nie wiem, czy…

— Ulituj się nade mną… Nie mogę spać przez wyrzuty sumienia. Nie tylko zajmuję się towarem… Odwiedzam też… dłużników mojego szefa. Jestem jak… egzekutor. Nie chcę narażać Samy. Widzę, jak przez to cierpi. Ja… Nie chciałem tego wszystkiego… Nie tak… Miało to wyglądać.

— Dobrze… Coś wymyślę. Musisz mi dać trochę więcej czasu.

— Oczywiście. Dostaniesz tyle, ile potrzebujesz. Wszystko musi pójść zgodnie z planem. Będę się z tobą kontaktował w sprawie szczegółów.

— Robercie… Wiesz co robisz? — upił łyk piwa.

— Nie mam innego wyjścia. Albo ja, albo ona.

Wskazałem na kelnerkę, która znów zaczęła się blisko nas kręcić. Podeszła i zabrała pusty kufel Roya. Chwilę razem pożartowali. Następnie zagadałem ją umawiając się z nią na wyjście po pracy.

Tego wieczoru skreślę kolejną pozycję z listy.

9

,,Boże użycz mi pogody ducha abym godził się z tym,

czego nie mogę zmienić; odwagi abym zmieniał to,

co mogę zmienić i szczęścia,

aby mi się jedno z drugim nie popieprzyło.”

Stephen King, Miasteczko Salem

Lake City, dom rodzinny Lewisów, teraz

Święta wiosenne, jak zwykle, spędzam w domu rodzinnym. Przyjechałam wcześniej, aby pomóc mamie w domowych obowiązkach: myciu okien, praniu firan, ogarnięciu ogrodu i innych. Ciocia Jenny zapowiedziała się na pierwszy, wolny dzień, więc mama, jak zwykle, chciała się pokazać z jak najlepszej strony.

Rano, dzieci państwa Millerów, nowych sąsiadów, wybiegły do ogrodu szukać czekoladowych jajek. Obudził mnie radosny krzyk kłócących się chłopców o kolorowe pisanki. Starsi państwo, których znałam od dziecka, wyprowadzili się do syna, ponieważ nie byli w stanie dalej opiekować się ogromnym domem. Rok temu wprowadziło się na ich miejsce młode małżeństwo z dwójką rozkosznych dzieci. Rodzice się ucieszyli z nowych twarzy oraz szybko zaprzyjaźnili się z rodziną.

Przetarłam zaspane oczy. W całym domu pachniało już słodkimi wypiekami. Chwyciłam ciepły szlafrok zawieszony na oparciu krzesełka i zeszłam do kuchni, aby zrobić sobie poranną kawę. Przez okno widziałam, jak dwójka dzieci biega po naszym ogrodzie. W sumie, to przez większość czasu było widać tylko czubki głów wraz z kolorowymi czapkami.

— Cześć Vicky!

Przywitał mnie chórek chłopięcych głosów, gdy otworzyłam szerzej okno, aby wpuścić więcej świeżego powietrza.

— Cześć chłopaki! — pomachałam radośnie — mam nadzieję, że zajączek was odwiedził.

— Był u nas!

Obaj pokazali mi swoje pełne koszyczki, a następnie dalej pognali na poszukiwania słodyczy.

Wczoraj z mamą pochowałyśmy w krzakach kilka czekoladowych zajączków, aby chłopcy mieli więcej zabawy. Nie ukrywa ona zachwytu nad szkrabami. Czasem nawet wprost sugeruje mi, że chciałaby już zabawiać własne wnuki. Zwykle, staram się ucinać ten temat, ponieważ rodzice nie wiedzą o mojej traumie i prowadzonym leczeniu.

Ekspres właśnie skończył przygotowywać kawę, więc zabrałam kubek i wyłączyłam urządzenie. Szczelniej owinęłam się szlafrokiem wychodząc na niewielką altankę za domem. Słoneczna pogoda od razu poprawiła mój nastrój. Po bezchmurnym niebie szalały różnego rodzaju ptaki. Po śniegu nie został nawet najmniejszy ślad. Rabatki mamy mieniły się różnymi kolorami wiosennych kwiatów. Lada chwila zaczną męczyć letnie upały.

Wróciłam do kuchni słysząc głosy rodziców. Mama zdążyła wyciągnąć z piekarnika babkę cytrynową oraz położyć ją na parapecie w kuchni. Tata zaczął się koło niej niebezpiecznie kręcić, co chwila prując dobrać się do ciasta. Żona przeganiała go bezskutecznie ścierką.

Oboje już dawno przekroczyli pięćdziesiątkę, a mimo to dalej zachowują się nieadekwatnie do swojego wieku. Chciałabym być również tak beztroska mając tyle lat, co oni. Czuć, że miłość nie wygasła w ich duszach.

Ciocia Jenny zjawiła się dokładnie o umówionym czasie razem ze swoim drugim mężem. Jest najmłodszą siostrą babci oraz tylko kilka lat starsza od jej najstarszej córki, czyli mojej mamy. Niestety babcia odeszła z tego świata, jak byłam w drugiej klasie, więc jej rolę częściowo przejęła ciocia. Jest bardzo luźna oraz ma niewyparzony język, przez co z częścią rodziny jest wiecznie pokłócona.

Nowy mąż cioci — Henry, jest od niej niewiele starszy. Poznali się w klubie brydżowym po śmierci pierwszego męża cioci. Ciocia bardzo szybko owdowiała nie doczekawszy się wymarzonego potomka.

Zwykle odwiedzają nas po drodze do swojej córki. Kuzynka jest ode mnie rok młodsza, co nie przeszkadzało jej w dzieciństwie w ciągłym porównywaniu nas. A kto ma lepsze oceny, lepszego chłopaka, hobby, studia, pracę i tak dalej. Sama kuzynka, w przeciwieństwie do cioci, którą uwielbiam, zaczęła ten cały cyrk. Na całe szczęście wyprowadziła się do chłopaka na drugi koniec stanu, więc nie muszę oglądać jej zawistnej twarzy co święta.

Przywitałam gości na podjeździe ucieszona, jak dziecko. Ciocia ściągła okulary przeciwsłoneczne poprawiając swoją idealną fryzurę w kolorze platynowego blondu. Uściskała mnie mocno całując chyba ze sto razy. Pochwaliła moją figurę oraz czarną sukienkę w kwiaty, która według niej, bardzo mnie odmłodziła.

Zaprowadziłam gości do jadalni, gdzie czekały już przystawki przygotowane chwilę wcześniej. Mama wyciągała kurczaka z piekarnika, gdy ciocia wparowała do kuchni. Henry od razu znalazł tatę, który taktycznie zaczął wyciągać kolejne trunki z barku. Wujek nie protestował, bo to ciocia jest dzisiaj kierowcą.

Obiad bardzo szybko minął w cudownej, rodzinnej atmosferze. Rozmawialiśmy o wszystkim, od pracy po plany wakacyjne. Powiedziałam, że na razie nie myślę o wakacjach, ponieważ chcę skończyć studia oraz rozwinąć się w pisaniu. Ciocia zaczęła więc namawiać mamę na wspólny weekend, lecz bez skutku. Rodzice już od lat sami jeżdżą odpocząć do Miami. Jestem już na tyle dorosła, że nie jeżdżę z nimi. Niech mają coś od życia. Poza tym, ich wakacje są niestety zależne od pracy ojca.

Wujek opowiadał, jak to razem z ciocią latają po całym kraju, a nawet zdarzyły im się wypady za granicę. Ciocia zrezygnowała ze swojego zawodu, gdy jej mąż zaczął pracować w liniach lotniczych. Wujek od kilku lat zajmuje się nadzorowaniem pracy kontrolerów lotów na różnych lotniskach. W zależności od zlecenia zajmuje się różnymi lotniskami. W ferie zimowe polecieli nawet do Dubaju.

W pewnym momencie ciocia zniknęła na chwilę, a następnie wzięła mnie na bok. Powiedziała mi, że niedługo znów lecą w podróż służbową oraz na kolejne wakacje. Tym razem padło na Hawaje. Nie chciała dłużej czekać, więc zamiast wysłać mi prezent urodzinowy za pocztą, to wręczyła mi go teraz.

W porządnie wykonanym, kartonowym pudełku znajdowała się markowa torebka od jednego z najdroższych projektantów. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

— Ciociu, ale ja nie mogę tego przyjąć — rozsądek zdecydowanie wygrał — jest za droga.

— Nawet nie zaczynaj, kochana. Wyrosła z ciebie piękna kobieta z klasą, więc ta torebka jest podkreśleniem twojej klasy.

— Jest przepiękna.

— I idealnie do ciebie pasuje. Potraktuj ją również, jako pamiątkę z Dubaju — ucałowała mnie w oba policzki.

Zszokowana prezentem wróciłam do stołu, na którym pojawił się deser. Słuchałam rozmarzona o podróżach oraz przygodach wujka podziwiając przepiękny prezent. Bardzo bym chciałam kiedyś odwiedzić kilka krajów, o których mowa, ale na razie nie mam na to czasu.

Torebka była mała, uszyta z miękkiego, czerwonego materiału z przytwierdzonymi przy zapięciu błyszczącymi cyrkoniami. Miała delikatny, złoty łańcuszek oraz ozdobnie odciśnięte logo projektanta. Nadaje się na wielkie wyjście. Nie wiem, kiedy znajdzie się okazja, na którą będę mogła się w nią wystroić.

Mama kątem oka dostrzegła mój nowy nabytek. Zauważyłam, jak zaświeciły się jej oczy na widok błyszczących elementów torebki. To po niej jestem typową sroczką. Obie uwielbiamy wszystko, co się błyszczy.

Niestety, wszystko co dobre szybko się skończyło i ciocia musiała się zbierać. Po południowej kawie wstała poganiając męża. Chcą do wieczora dotrzeć do kuzynki. Pożegnałyśmy się przed domem. Trwało to okropnie długo i mogłoby się przeciągać w nieskończoność, ale Henry zachował trzeźwy umysł. Zostałam obcałowana przez ciocię i wujka, jakbym była małą dziewczynką.

Gdy samochód zniknął za zakrętem udałam się do jadalni, aby pomóc mamie posprzątać po gościach.

— Kochanie, przyniesiesz mi naczynia? Zdążę je jeszcze teraz umyć — usłyszałam głos taty dobiegający z kuchni.

— Oczywiście tato! — odkrzyknęłam.

Gdy skończyłam skierowałam się do mamy, która wyciągnęła kolejne, świeże ciasto z piekarnika.

— Ale mamo, zostaje do jutra. Nie musiałaś teraz robić tej pięknej babki.

— Wiem córciu, ale to dla gości. Jeszcze… — urwałam jej w połowie zdania.

— Sąsiadka chyba się nie pogniewa, jak zejdę do niej w rozciągniętym dresie? — zaśmiałam się zauważając, że mam plamę na sukience.

— Mary z synami pojechała do teściowej na kolację. Wpadnie do nas jeszcze Robert z synami. Zaprosiliśmy ich na kolację, aby w końcu się spotkać po ich powrocie. Wcześniej nie było na to czasu, a jeszcze biedna Samanta zaczęła leczenie, więc chłopcy zostali sami.

— Mamo… — spojrzałam na nią z wyrzutem — czemu wcześniej mi nie powiedzieliście?

Rodzice nie wiedzą, jak bardzo źle przeżyłam koniec przyjaźni z Ethanem. Ukrywałam to na tyle dobrze, że widocznie nie musieli mi wcześniej mówić o tym spotkaniu. Gdybym się dowiedziała w odpowiednim momencie, to wróciłabym jeszcze dzisiaj do siebie albo pojechała do Kevina.

— Jakoś wypadło mi to z głowy. Myślałam, że tata ci powiedział… — zachichotała — wszystko w porządku?

Trzymając się poręczy schodów nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Ethan? Tutaj? Lada chwila? Widocznie moja twarz malowała szok zmieszany z przerażeniem. Mama popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem, a ja szybko zebrałam myśli.

— Dasz sobie teraz radę sama? Przebiorę się — wskazałam na plamę — zawołajcie mnie, jak się zjawią.

Zwieje przez okno, dodałam w myślach wściekła, że mój samochód stoi zaparkowany w garażu taty.

Nie czekając na odpowiedź mamy pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi za sobą. Chciałam się szybko uspokoić. Nie wzięłam laptopa ze sobą, więc włączyłam stary komputer ciągle stojący w tym samym miejscu przy biurku. Gdy się odpalał podeszłam do okna i zasunęłam zasłony.

Sprawdziłam telefon szukając jakiegoś wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Niestety, Kevin spędza święta u swoich rodziców, a Ava u brata. Rzuciłam smartphona na fotel. Ściągnęłam sukienkę i w samej bieliźnie usiadłam przed komputerem.

Dość szybko znalazłam swoją starą składankę z piosenkami, których słuchałam na okrągło w liceum podczas okresu buntu. Z głośników uniosły się pierwsze dźwięki jednego z moich, ulubionych zespołów — Three Days Grace. Tymczasowo skutecznie zagłuszyły odgłosy rozmowy rodziców. Z walizki wyciągnęłam zeszyt, by przelać emocje na papier.

Głęboko westchnęłam bawiąc się długopisem. Rzuciłam się na łóżko wściekła na cały świat. Jak to możliwe, że taki piękny, rodzinny dzień zostanie zniszczony jednym niedopowiedzeniem?

10

„Niestety, człowiek najbardziej nienawidzi kogoś,

na kim mu kiedyś zależało.”

Cassandra Clare, Miasto szkła

Lake City, dom Lewisów, wakacje dziewięć lat wcześniej

Dziś mija rok, od kiedy Ethan wyjechał. Czemu o nim znowu dzisiaj myślę? Ava pewnie strzeliłaby mnie gazetą w głowę, gdybym się jej przyznała. Niestety, pomaga dzisiaj do późna dziadkowi w księgarni, więc nici z popołudniowego wypadu do galerii handlowej.

Z myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu.

— Tak mamo? — szybko odebrałam aparat.

— Cześć skarbie, mam prośbę.

Obróciłam się na łóżku ściszając telewizor.

— O co chodzi?

— Dzwoniła Samanta z prośbą. Jestem jeszcze na zajęciach i chwilę mi to zajmie, więc pomyślałam, że może ty dasz radę.

— Ale z czym dam radę?

— Popilnować Troya przez godzinkę albo dwie. Jedna z dziewczynek się pochorowała w przedszkolu, więc pani Walker musi jechać z nimi do lekarza. Bierze nianię, bo nie ma innego kierowcy i przez to nie ma z kim zostawić chłopca. Troy bardzo cię lubi. Nie powinnaś mieć z nim problemów.

Na myśl o posiadłości Walkerów przeszły mnie ciarki. Z drugiej strony, pana Roberta, jego dziwnych współpracowników oraz Ethana nie było tam.

— Co ja będę z tego mieć? — zapytałam, licząc na jakiś zysk.

— Dołożę ci coś do kieszonkowego na przyszły miesiąc. Tylko proszę, pośpiesz się.

— Dobrze mamo — odparłam po chwili.

— Moja dziewczyna. Zobaczymy się na kolacji. Pa.

Po kilku minutach byłam na podjeździe willi rodziców Ethana. Postawiłam rower przy wejściu, a następnie zadzwoniłam do drzwi. Otwarła mi gosposia zbierająca się do wyjścia.

— O dzięki Bogu, jesteś Victorio. Pani Samanta czeka w salonie.

— Dobrze, dziękuję za informację.

Weszłam na hol słysząc krzyk jednej z dziewczynek. Niania trzymała jedną z bliźniaczek na rękach. Natomiast pani Walker starała się ubrać drugą dziewczynkę jednocześnie trzymając telefon przy uchu. Troy siedział na kanapie oglądając bajkę. Nie zwracał najmniejszej uwagi na siostry i panujące wokół zamieszanie.

— Vicky, dobrze że jesteś — Samanta schowała telefon do kieszeni — przepraszam za zamieszanie, ale widzisz jak to wygląda.

— Nic nie szkodzi. Pomogę pani.

— Dobrze, więc tak — zastanowiła się chwilę — Troy zjadł podwieczorek i jest ubrany na spacer. Rowerek czeka tu w przedpokoju. Nie będzie nas może z dwie godziny.

— Vicky! Hurra! — siedmiolatek zeskoczył z kanapy.

— Troy zachowuj się grzecznie, bo inaczej Vicky nie będzie chciała więcej iść na spacer z niegrzecznym chłopcem.

— Dobrze mamo — uspokoił się spoglądając na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami.

— To dla was na lody.

Kobieta wcisnęła mi do ręki banknot pięćdziesięciodolarowy.

— Dla ciebie reszta za fatygę.

— Ale to za dużo!

— W sam raz — przerwała mi — Nina, pakuj Alex do samochodu, zaraz przyjdę.

Pani Walker ponownie zadzwonił telefon.

— No w końcu raczyłeś oddzwonić? — odebrała.

Wzięłam chłopca za rękę i wyszłam na hol w poszukiwaniu jego butów. Chciałam już stąd wyjść. Zauważyłam zdenerwowanie pani Walker. Nie chciałam wchodzić jej w drogę. Ma wybuchowy temperament. Dziennikarze często go wykorzystywali w niemiły sposób ukazując kobietę, jako choleryczkę.

Troy nie chciał mojej pomocy. Sam otworzył szafkę, wyciągnął z niej swoje trampki oraz usiadł na podłodze aby je ubrać. W między czasie, niania wróciła po drugą bliźniaczkę, aby wsadzić ją do samochodu. Chciałam pomóc chłopcu, ale się uparł, że sam zawiąże adidasy. Nauczył się to robić w szkole.

W tle słyszałam, jak pani Walker kłóci się z mężem nie szczędząc przy tym przekleństw.

— Tak cię interesuje rodzina? Pamiętasz? Zostawiłeś tu trójkę dzieci i mnie samą z nimi! — krzyczała — nie obchodzą mnie twoje interesy. Ledwo tutaj sama wytrzymuję.

— Szybciej Troy! — szepnęłam do chłopca, aby mały nie słyszał niemiłych słów.

— Ja sam! Ja sam! — uparł się, jak na złość.

— Mam w dupie to, że przygotowujesz Ethana do tych interesów! To przez nie musieliście uciekać! Czuję, że tracę przez to najstarszego syna. A co, jeśli nie okaże się tak silny, jak ty? Co jeśli przesiąknie tym wszystkim? Myślałeś o tym? Ja co noc o tym myślę! A jak twój szef będzie chciał kolejne dzieci w to mieszać?

Nie chciałam się wtrącać w sprawy rodzinne chłopca, ale ciekawość była silniejsza. Dlaczego musieli uciekać? Czy uciekli przed panią Samantą? W co się wkręcił Ethan z ojcem? Pewnie w słaby kontrakt albo coś takiego.

— Pocałuj Siergieja w dupę. Nie chcę ochrony Wasina ani innego byczka. Nie chcę ich ochrony, tylko ciebie. Zostawiłeś mnie samą z problemami oraz z całym biznesem na głowie. Teraz się małe pochorowały, a ja nawet nie miałam z kim zostawić Troya!

Usłyszałam dźwięk klaksonu auta dochodzący z podwórka. Niania czekała z dziewczynkami na ich mamę. Chłopiec w końcu uporał się z bucikami. Chwycił dzielnie swój niebieski rower i wyprowadził go na podjazd. Wyszłam za nim skołowana całą tą sytuacją.

Pani Walker chwilę po nas zamknęła drzwi wejściowe na klucz. Schowała telefon do kieszeni. Jej twarz nie wyrażała żadnej emocji. Ledwo zmusiła się do uśmiechu, gdy podeszła do synka.

— Pamiętaj, bądź grzeczny — następnie zwróciła się do mnie — weź go do spacerze do siebie, Vicky. Jak będziemy wracać to go odbiorę. Pa kochanie.

Pocałowała synka w policzek. Wsiadła do samochodu machając nam. Po chwili zniknęły w oddali, a ja zostałam sama z małym chłopcem. Stwierdziłam, że ostatni raz tu przychodzę. Coś dziwnego się tu stało. Zachowanie pani Samanty tylko mnie w tym utwierdziło.

Spojrzałam na chłopca. Nie będę się więcej mieszała w problemy tej dziwnej rodziny.

— To co mały? Najpierw rundka po parku, a następnie piłka u mnie w ogrodzie?

— A pójdziemy na lody? — zapytał cicho.

— Możemy iść dwa razy, jeśli tylko chcesz.

— Hura!

11

„To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.”

Jonathan Carroll

Lake City, dom Lewisów, teraz

Czułem się nieswojo przekraczając próg tego domu pierwszy raz, od kiedy wyjechałem. Z zewnątrz niewiele się zmienił. Front został odmalowany na biało po same poręcze, po których zawsze pięły się róże. Jeszcze jest za wcześnie, aby zaczęły kwitnąć, ale widzę je już oczami wyobraźni.

Pierwsi weszli ojciec z Troyem głośno witając gospodarzy. Starałem się trzymać z tyłu, lecz wiedziałem, że na niewiele się to zda. W środku natomiast, sporo się zmieniło. W kuchni, umieszczonej po lewej stronie, stały nowe meble. Na korytarzach wśród starych obrazów wisiały nowe nabytki pani Lewis. W salonie wisiał ogromny, nowy telewizor dorównujący temu w domu rodziców. Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Z piętra dobiegała głośna muzyka. Zgaduję, że dochodzi ona z pokoju Victorii. Pamiętałem, że miała słabość do kapeli rockowych.

Zamknąłem za sobą drzwi. Zrobiło się tłoczno w dość ciasnym przedpokoju. Ojciec właśnie radośnie witał się z jej rodzicami.

— Witaj stary, jak miło cię znów widzieć na żywo. To jednak nie to samo co wideo rozmowy — Roy poklepał ojca po plecach.

— Właśnie miałem mówić to samo, bracie.

— Przepraszam na chwilę, zawołam córkę.

Pani Lewis weszła po schodach na piętro znikając mi z oczu.

— Zapraszam do jadalni — pałeczkę przejął jej mąż — widzę, że chłopaki wyrośli na prawdziwych mężczyzn.

Troy nastroszył się jak paw. W jego wieku taki komplement może nieźle zawrócić w głowie. Zabrałem płaszcz od ojca z zamiarem powieszenia go na wieszaku obok drzwi wejściowych.

— Zaraz do was dołączę Chyba jeszcze pamiętam, gdzie jest łazienka?

— Ciągle w tym samym miejscu — odpowiedziała pani Lewis z uśmiechem na ustach schodząc z piętra — tylko wróć szybko do nas, Vicky zaraz zejdzie. Na pewno ucieszy się na twój widok.

— Oczywiście — odpowiedziałem z fałszywym entuzjazmem.

Powiesiłem płaszcze na ozdobnych, drewnianych wieszakach zapewne ręcznie zrobionych przez gospodarza domu. Roy, od kiedy pamiętam, zajmował się rzeźbieniem w drewnie. Przez podwójną pracę zapewne nie ma zbyt dużo czasu na rozwój zainteresowań.

Obróciłem głowę słysząc śmiechy dochodzące z jadalni, a następnie szybko wszedłem do łazienki, aby przemyć twarz chłodną wodą. Nie uśmiecha mi się tu być, ale muszę. Obiecałem to ojcu. Spojrzałem na moje obicie. Wyglądałem koszmarnie. Tak samo się czułem.

Kolejną noc z rzędu szukałem kobiet pasujących do listy Siergieja. Nie wysypiam się, męczę na siłowni oraz prowadzę firmę ojca. Torturuję się. Na ten moment nie mam nikogo ciekawego do zaoferowania Rosjaninowi. Martwi mnie to. Myśli o pracy w tym momencie pomogą mi nie skupiać się na niezręcznych rozmowach z Lewisami.

Wyszedłem, gdy ponownie usłyszałem śmiech. Właśnie kierowałem się w kierunku z którego dochodziły głosy, gdy zauważyłem Vicky. Stała w połowie schodów. Uderzyła mnie fala gorąca, lecz nie dałem nic poznać po sobie.

Burzowe chmury otoczyły naszą dwójkę. Ona sama nie wyglądała zbytnio na zadowoloną moim widokiem. Doskonale wiedziałem dlaczego. Chyba zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Niespodziewanie, poczułem się dziwnie. Pewna część mnie cieszyła się widokiem kobiety w niebezpieczny sposób.

— Cześć — burknąłem.

— Hej — odpowiedziała beznamiętnie.

Przez jej chłodny wyraz twarzy napaliłem się jeszcze bardziej. Dotarło do mnie, że, wpadłem jeszcze głębiej w jej sidła. Uwielbiam wyzwania, a ona właśnie stanowi takie wyzwanie.

Chwilowo odzyskałem zdrowy rozsądek. Skarciłem się w myślach próbując zachować zimną krew. Zdecydowanie po wszystkim zamknę się w siłowni i urządzę sobie morderczy trening.

— Dołączysz do nas? — zapytałem.

— Jasne — odpowiedziała trochę raźniej.

Dokładnie się jej przyjrzałem. Miała na sobie wysokie buty, czarne rajstopy oraz krótką spódnicę, przez którą jej nogi wyglądały na bardzo długie i seksowne. Jej dekolt i ramiona zasłaniał krótki, jasny sweterek eksponując wąską talię. Włosy częściowo upięła, aby nie wpadały jej do oczu. Gdy mijała mnie, poczułem delikatny rumiankowy zapach szamponu.

Wkładając ręce do kieszeni podążyłem za nią. Aby powstrzymać swój pociąg wróciłem myślami do wszystkich okropności, które popełniłem w ciągu ostatniego roku. Kilka wspomnień wystarczyło, abym się dostatecznie uspokoił.

Młoda kobieta usiadła obok swojej matki oraz naprzeciwko Troya. Gdybym nie znał się z nią wcześniej, to pomyślałbym, że to dziewczę dopiero skończyło liceum. Zająłem miejsce pomiędzy ojcem a bratem.

Rozmowa toczyła się wolno krążąc wokół naszego powrotu oraz zdrowia matki. Nie odzywałem się zbytnio. Atmosfera gęstniała, gdy rodzice Victorii próbowali z niej wyciągać odpowiedzi na jakieś trywialne pytania. W międzyczasie, temat przeszedł na osiągnięcia Troya.

— W zeszłym roku dostałem się do finału stanowego olimpiady z matematyki. W tym roku liczę na podium — brat się ekscytował.

— Bardzo dobrze młody. Dzięki temu bez problemu dostaniesz się na wymarzone studia — zachęcał go Roy

— Dzięki takim konkursom Vicky zebrała tyle punktów, że bez problemu dostała się na pielęgniarstwo — dodała pani Lewis.

Dziewczyna przewróciła oczami grzebiąc widelcem w talerzu. Nie podobało jej się, że rozmowy ponownie wróciły na jej temat.

— Studiujesz pielęgniarstwo? — wypaliłem bez namysłu.

— Studiowałam — odpowiedziała z skrzyżowanymi rękami bardziej opierając się o krzesło — ukończyłam studia z wyróżnieniem, a teraz dodatkowo zapisałam się na anglistykę, aby dalej rozwijać swoją pasję.

To jednak ją spotkałem w tamten weekend.

— Czyli dalej piszesz?

— Nigdy nie przestałam.

Popatrzyła się z niechęcią w moją stronę, a następnie zwróciła wróciła do rozmowy z bratem. Stąd widziałem, jak Troy ślini się na jej widok. Zazdrość zakuła szpilą w serce.

Serio? Chciałem właśnie stłuc młodszego brata za taką głupotę. Zacząłem bawić się telefonem, by zacząć myśleć o czymś innym. Ignorowałem pytania kierowane w moją stronę lub odpowiadałem pomrukami.

— Nie zwracajcie na niego uwagi. Jest zapracowany mimo przerwy w sezonie. Ethan przejął część mojego biznesu. Wdraża się. Niektóre sprawy musi sprawdzać na bieżąco — tłumaczył się za mnie ojciec.

Tak, w szczególności moją głowę zaprzątały sprawy od Bogdanowa. Ten drań ma naszą rodzinę na muszce, a na dodatek bez skrupułów manipuluje tą. Te kobiety przecież nie zdają sobie sprawy z kim żyją i z kim się znają.

— Saro, byłabyś tak miła i przyniosła naszym gościom deser? — Roy zwrócił się do żony.

— Ależ oczywiście kochanie.

Pani Lewis nie zdążyła wstać, gdy córka stała już w drzwiach.

— Nie wstawaj mamo, ja się tym zajmę — zniknęła w kuchni.

— To ja korzystając z przerwy wyjdę zapalić — ojciec wstał.

Było to nasze umówione hasło, ale tylko my to wiedzieliśmy. To była pora na zamianę dokumentów oraz przejęcie partii leków od Roya.

— O, to przy okazji pokażę ci swoje nowe nabytki w garażu. Nie poznasz mojej męskiej jaskini. Sam jej czasem nie poznaję, bo przez pracę potrafię tygodniami nie wchodzić.

Mężczyźni zniknęli za drzwiami wejściowymi. Teraz pora na nas. Mamy chwilowo zając rozmową kobiety. Wstałem poprawiając marynarkę.

— To ja rozprostuję kości i zobaczę, czy Vicky sobie radzi tam, w kuchni — odchrząknąłem do brata.

— Wie pani… — nie musiałem bratu przypominać — chwilowo przerwałem naukę gry na pianinie u pani w szkole. Niestety, korepetycje z matematyki zajmują sporo czasu.

— Masz talent Troy. Myślę, że przerwa ci nie zaszkodzi skoro nie celujesz w muzyczną karierę…

Zostawiłem ich samych. Nie czułem się tu komfortowo, a myśl o rozmowie z dawną przyjaciółką wcale nie sprawiała, że będzie lepiej. Zdawałem sobie sprawę, że jej stosunek do mnie związany jest z moim wyjazdem lata temu. Nie spodziewałem się jednak takiej niechęci. Nasz pierwszy kontakt po latach nie wyglądał tak, jak sobie wymarzyłem. Czemu myślałem, że zostanę cieplej przyjęty?

Stanąłem na korytarzu słysząc, jak Vicky rozmawia z kimś przez telefon.

— Wracam dopiero jutro wieczorem kochanie. Tak wiem, ja też tęsknię. Jest dobrze, mam tu spokój, nie myślę o pracy…

Mogłem się tego spodziewać, mimo że w klubie nie wyglądało to na tak oczywiste. Vicky jest za atrakcyjna, żeby być sama. Tym lepiej dla mnie. Mam kolejny powód, przez który będę się trzymać od niej jeszcze dalej.

— Dobrze, już ci nie przeszkadzam. Pozdrów babcię. Może następnym razem uda mi się przyjechać na jej sławny serniczek — zaśmiała się cicho.

Od tak dawna nie słyszałem jej słodkiego śmiechu. Nie było dnia, w którym nie wyobrażał sobie, co by było, gdybym nie wyjechał z miasta… Teraz, już jest wszystko stracone. Mogę co najwyżej fantazjować o jej pięknym ciele. Chyba to bolało najbardziej. Nie dam Siergiejowi jej przenigdy tknąć.

— To pa kochanie.

Oparłem się o framugę drzwi przyglądając się, jak kładzie swój telefon na lodówce i zaczyna krzątać się po kuchni. Nuciła sobie pod nosem jedną z radiowych piosenek. Wyglądała przez chwilę na szczęśliwą.

W każdym razie, dopóki nie zorientowała się, że bezczelnie gapię się na jej każdy ruch. Natychmiast zmieniła wyraz twarzy, na ten sam, którym ostatnio mnie lubiła obdarowywać. Radość zmieniła się na beznamiętność oraz niechęć. Przynajmniej ona nie udawała i wyrażała swoje emocje jasno.

— Dlaczego mnie podglądałeś?

— Bo nie mogłem uwierzyć, że potrafisz okazywać jakieś inne emocje niż pogardę i wrogość.

— Nie wszyscy na nie zasługują. Powinieneś się cieszyć, że w ogóle raczę cię jakimikolwiek emocjami.

— Czuję się zaszczycony.

— Nie ma sprawy, polecam się.

Ponownie skrzyżowała ręce na piersiach. Nie droczyłem się bardziej, bo i tak do niczego to doprowadzi.

— Jakbyś w sumie kiedyś zmieniła zdanie i chciała obdarować mnie jakąś miłą emocją, to możemy się spotkać — wypaliłem.

— Chcesz się spotkać? — teraz wyglądała na zszokowaną.

— Pogadać. Nic więcej. Nie chcę nic więcej. Niedawno wróciłem do miasta. Zostaję tu na jakiś czas. Może to jest odpowiednia pora na wyprostowanie kilku spraw z przeszłości.

— Zastanowię się.

— Dam ci mój numer — zerwałem kartkę z lodówki — jakbyś jednak zmieniła zdanie. — Podałem jej prywatny numer telefonu. — Napisz. Nie zawsze odbieram.

— Okej.

Zabrała ją. Nie wyrzuciła, a to już jakiś plus.

Reszta wieczoru minęła w lepszej atmosferze. Troy objadał się deserem, Vicky za wszelką cenę unikała mojego wzroku, a ojciec uległ Royowi i wspólnie otworzyli dwudziestoletnią Whisky.

Karciłem się w myślach za swój debilny pomysł. Spotkać się? Spotkać? Kuszę samego Diabła. Spotkać się? Przejąłem i dowodzę sporą jednostką przestępczą, potrafię zachować zimną krew i zabić człowieka, a wystarczy jedna kobieta, bym oszalał. Przez Vicky zacząłem zachowywać się, jak napalony nastolatek w trakcie dojrzewania i cholernie mi się to nie podoba.

W końcu nadszedł ten długo przeze mnie oczekiwany moment. Pożegnaliśmy się z gospodarzami kolacji. Vicky nie ukrywała radości, że w końcu wychodzimy. Z ulgą opuszczałem ten dom licząc, że nie prędko ponownie zjawię się w jego progach. Chyba nigdy wcześniej tak szybko nie wsiadałem do samochodu.

— Nie było tragicznie — po chwili ciszy ojciec odezwał się.

— Było. Mam nadzieję, że wszystko, po co przyjechaliśmy jest ogarnięte.

— A nawet więcej. Troy, masz opróżnić bagażnik, jak wrócimy.

— Oczywiście ojcze — odpowiedział brat nawet nie podnosząc oczu znad ekranu telefonu.

— Co masz na myśli mówiąc więcej? — zapytałem.

— Otrzymałem kopię kartoteki z przychodni studenckiej. Będziesz miał spore ułatwienie w poszukiwaniach.

— Nie ukrywam, że to dobra wiadomość. Zwłaszcza, że nowa lista jest strasznie wymagająca, jak na Siergieja.

— Wyślesz chłopaków gdzie trzeba i masz robotę z głowy. Nie próbuj sam się bawić w podrywy. Zbyt dużo ludzi cię tu zna.

Zatrzymałem się przed bramą garażową czekając jak się otworzy. Wjechałem parkując Mercedesa ojca obok swojego mustanga. Troy natychmiast zajął się pudłami z dokumentacją.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.