Wszystkim tym, których kocham.
„Ktoś ma wielki płomień w duszy, ale nikt nie przychodzi się przy nim ogrzać; przechodnie widzą tylko nikły dym
unoszący się z komina i idą dalej swoją drogą”.
— Vincent Van Gogh
Pomyłka
przed pomyłką była niepewność
która czasem zamieniała się w gorycz
potem gubiła pancerz
by przekształcić się w słodycz i nadzieję
czasem była ulga przed pomyłką
i niesłychane uczucie spełnienia
radość
podniecenie
żar
po pomyłce została już tylko niepewność
Modlitwa
I pustka.
Wszędzie pustka.
Nawet mało słyszę.
Tylko dzięki Tobie moja dioda nie wygasa.
Raj
Nieważna dla świata
bo nie ma nic do oddania.
Trzeba mieć by być.
Skoro nazywasz to miejscem wolności,
dlaczego tak wiele kosztuje by żyć?
Czekanie
Czekam
na cytrynowe słońce
na pierwsze tchnienie wiosny
na smutne suche liście
na okrzyk radosny dziecka
poczętego przez moją wyobraźnię
które powoli otwiera oczy
i wstaje by biec
Czekam
na zdecydowany fiolet wrzosu
na nieśmiałą szarość ścian
na siwy pysk psa w ogrodzie
na naprawione myśli
na zepsute sny
Czekam cierpliwie
Czekam na Ciebie
Bezradny
Na orbicie przypadkowych zdarzeń
samotnie zataczał koła
szukał wciąż nowych wrażeń
o przywiązanie cichutko wołał…
Rodzinny obrazek
Spadł na posadzkę rodzinny obrazek.
Ze szklaną szybką
potłukł się szybko…
A niech to!
Nasze zdjęcie wzięła cholera!
głowa rodziny czule się wydziera…
Nasza pamiątka,
wspomnienia,
dni razem spędzone!
Rodzinny obrazek —
— to wszystko stracone.
Lampa
Pierwszym pozwoliła przetrwać
Roztropnym pozwoliła ujrzeć Pana
Przegranym pozwoliła się ogrzać
My pozwoliliśmy się jej zakurzyć
Bezradność
śpię
jem
czytam
aby nie zakrztusić się głębią twych oczu
gniję w przestrzeni niczego
bojąc się szybkiej zagłady w szerokich ramionach
Bez ciebie
nawet gdy będzie cicho i pusto
ciebie wspomnieniem przywołam
uschniętą mą duszę zamienię w lustro
w nim ujrzę postać anioła
Autor nierozpoznany
Jestem dla siebie obcym człowiekiem.
Piję przez ścianę,
połykam wiatr.
Bardzo bym chciała pozna się z wiekiem,
lecz chyba nigdy nie zdołam do końca.
Wyglądam za chmurę,
widzę dwa słońca.
Jestem dla siebie obcym człowiekiem.
Bajka o samodzielnym dziecku
Raz było sobie dziecko
egoistyczne
małe
słabe
Nie potrzebowało miłości
opieki
ciepła
matki
Mówiło jak jest silne
duże
ładne
szczęśliwe
Samotnie chodziło chodnikiem
trawnikiem
asfaltem
boso
Jadło tylko owoce
jagody
maliny
jabłka
Nie miało nic prócz latarki
sznureczka
nożyczek
kocyka
Spotykało mnóstwo handlarzy
kupców
krawców
piekarzy
lecz nie pamiętało ich twarzy
Aż wreszcie weszło na górę
stromą
zieloną
wysoką
i zrozumiało jak mu brakuje
domu
bliskości
i matki
O człowieczych stopach
Te stopy
całowali wierni
należące do Pana gdy umierał
Te stopy
wymierzały sprawiedliwość
depcząc po skorupach ciał ofiar
zabitych przez zwykłą nienawiść