E-book
23.63
drukowana A5
27.34
drukowana A5
Kolorowa
51.19
Lipiec

Bezpłatny fragment - Lipiec


Objętość:
107 str.
ISBN:
978-83-8384-542-5
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 27.34
drukowana A5
Kolorowa
za 51.19
On, mój ulubiony Cień

Drogi Czytelniku

Przedstawiam Ci pewien proces. Proces, w którym człowiek pogrąża się we własnym mroku. Każda kolejna część Lipca to pewien etap drogi, która nieraz będzie prowadzić do tragedii. W moich utworach będzie wiele bólu, cierpienia, a nawet śmierci.

Jeśli chcesz zapoznać się z moją pracą, po prostu czuj się na to wszystko gotowy.

Zapraszam.

Część 1

Pustka

Zaczyna się „niewinnie”, od poczucia pustki…

Betonowy raj

Mieszkam tu w mieście

Gdzie niezbyt pasuję

I wszystko mi ciąży

Mam betonowe myśli


Ludzie patrzą wilkiem

Na jakikolwiek kolor

Może wydaje im się

„Wszystko żyje szarością”


Mieszkam tu w mieście

Niestarannie i na chwilę

Całe życie tak przeleci

Ku betonowej beznadziei


Wszelkie moje sentymenty

Rozmieniam na nieczułości

Przecież za coś muszę żyć

I palić wstyd w samotności


Mieszkam tu w mieście

Znieczulam się każdego dnia

Tylko tak będzie mi łatwiej

Trwać w betonowym raju


Nie przyznam się do myśli

Że chciałbym żyć inaczej

Tu brak miejsca na zmiany

Próbowałem już tyle razy…


Mieszkam tu w mieście

Z cieniem na kwadracie

Razem przeklinamy mój los

Przy betonowej rozpaczy


Moja wiara i zasady

Oddałem je, by przetrwać

Nie zostało mi już nic

Tępy ból i czarny dym


Mieszkam tu w mieście

Gdzie nie mam znaczenia

I tylko w snach jestem wolny

Od betonowego raju

Puste miejsca

Zbyt wiele pustych miejsc

Znajduje się obok mnie

Gdy wychodzę z domu

Wydaje się jakbym szedł

Aleją samotności i ciszy


Nawet ptaki gdzieś odleciały

Liście smętnie drżą na drzewach

Boję się tej pustki dookoła

Czy ostatnio spałem zbyt długo?

Czy stałem się własnym cieniem?

Na ławkach puste miejsca

Boję się


Autobusy dziwnie puste

Jakby wszyscy zniknęli

Żadnej pracy, żadnej szkoły

Czy wyszedłem dziś z domu?

Czy znów jestem z nim?


Nawet ptaki gdzieś odleciały

Liście smętnie drżą na drzewach

Boję się tej pustki dookoła

Czy ostatnio spałem zbyt długo?

Czy stałem się własnym cieniem?

Na ławkach puste miejsca

Boję się


Opustoszały wszelkie bary

Muzyka gra ostatkiem sił

Zatrzymam się w którymś

Tylko na krótką chwilę

By topić pustkę w szklance


Nawet ptaki gdzieś odleciały

Liście smętnie drżą na drzewach

Boję się tej pustki dookoła

Czy ostatnio spałem zbyt długo?

Czy stałem się własnym cieniem?

Na ławkach puste miejsca

Boję się


Zasiedziałem się do późna

Wracam do pustego domu

Oprócz pustki utopiłem

Również samego siebie

Jestem na dnie strachu


Nawet ptaki gdzieś odleciały

Liście smętnie drżą na drzewach

Boję się tej pustki dookoła

Czy ostatnio spałem zbyt długo?

Czy stałem się własnym cieniem?

Na ławkach puste miejsca

Boję się

Jutro

Jeśli jutro jest ostatni dzień

Który dany mi tu przeżyć

Muszę powiedzieć, że

Nie boję się odejść

Lecz boję się, że nigdy

Nie mogłem pokochać

Tak, jak tego pragnąłem

Jak puste było moje życie?


Może było tylko filmem

Złożonym z sentymentów

Kadry malowane sepią

Piękne melodie w tle

I tylko w sercu pustka

Zabrakło w tym kochania


Jeśli jutro jest ostatni dzień

Który dany mi tu przeżyć

Muszę powiedzieć, że

Widziałem wiele barw życia

Lecz żadna nie mogła opisać

Wszystkich moich pragnień

Życie jest zbyt krótkie

By przywiązywać się do nich


Klisze z czerni i z bieli

W których mieszka stary duch

Chłodne tony melancholii

Czasem były jak płomień

Lecz w sercu kryła się pustka

Zabrakło tam kochania


Jeśli jutro jest ostatni dzień

Który dany mi tu przeżyć

Muszę powiedzieć, że

Czasem będzie brakowało

Zwykłych, ludzkich spraw

I dźwięków, które zawsze

Potrafiły przywrócić nadzieję

Że kiedyś też będę kochać

Sauté

Odziera mnie z radości

Szarość, którą czuję

Mimo gorącego lata

Wieczna zima w sercu

Roztacza martwy sen


W surowy minimalizm

Wpadają moje myśli

Chciałbym zrobić coś

Lecz brak mi żywej iskry

Czy ja powoli umieram?


Bezgłośnie w mej duszy

Cień plecie wątki żalu

Uśmiecha się pobłażliwie

Pewnie się domyślił

Że znów się poddałem


Bez makijażu na smutek

Bez zbędnej jaskrawości

Ubieram się przezroczyście i

Mimo wyraźnego tonu mroku

Próbuję wtopić się w tło


W sprzeczności i złudzenia

Wpadam bez powrotów

Beznamiętnie chłonę dni

Próbuję zaklinać czas

Niech choć trochę ulży mi


Coraz chłodniejsza krew

Bez żaru i bez miłości

Życie mi ulatuje jak dym

Chyba spalam uczucia

Żeby czuć jak najmniej


Wypalam się ostatnio

Dla wzniosłych słów

By wypełniły całą pustkę

Wypalam się minimalnie

W surowej szarości myśli

Pomarańcze

Mój przyjaciel odszedł

W tajemnicy przed światem

Na jego stole pomarańcze

Ułożone w mały stos


Ostatnio był przygaszony

Coraz rzadziej się śmiał

Chciał wyjechać w nieznane

Przytłaczał go wielki świat


Patrzę na jego rzeczy

Jakby ktoś odebrał im

Ostatnią nadzieję życia

Myślę sobie dlaczego

Boże, dlaczego


Rozmawialiśmy wczoraj

Mówił, że nie ma czasu

Napomknął, że zniknie

I będzie za mną tęsknił


Nie pamiętam co dalej

Może to szok, może rozpacz

Zadali mi kilka pytań

Zadzwoniłem, nie odebrał


Nie mogą stąd wynieść

Jego najświętszych rzeczy

Przecież on zaraz wróci

Bo to się nigdy nie stało

Boże, dlaczego


Kto ukoi mój cały żal?

Kto usłyszy martwy krzyk?

Mój przyjaciel nie żyje

Boże, pochowali Go dziś


Na jego stole pomarańcze

Wszystko leży na miejscu

Jego zdjęcia sprzed roku

Rozrywają mnie na strzępy


Boże, dlaczego

Dlaczego strzelił…

Część 2

Rozstanie

Czy to była prawdziwa miłość?

Może tylko tragiczny romans…

Kłamstwo

Ta chwila wisiała nad głową

Nie czekałem, lecz byłem gotów

Rozbiła mnie na krótki czas

Jednak nie mogę rozpamiętywać

Dziś oddalamy się od siebie

Mam trochę żalu, wiesz?


Blakną kolejne ciepłe dni

I we mnie więcej chłodu

Złam mi serce, proszę

Chcę zobaczyć czy przeżyję

Jesteś daleko, brak Ci czasu

Nie czekam aż zadzwonisz


Krótko przetrwa miłość

W której okłamuje się

Co dziś chcesz powiedzieć?

Spiesz się, nim ucieknę

Może łatwo było zwodzić

Prawda zawsze się obroni

Dłużej tak nie potrafię

Odchodzę stąd i zapomnę


Nie będę unosić się gniewem

Straciłem w życiu już wiele

Idź, jeśli nie możesz zostać

Tylko powiedz mi dlaczego

Nie zasługuję na prawdę

I dostaję wyłącznie kłamstwa


Chcę czuć więcej ciepła

Mieć bardziej równy oddech

Zabiorę klika swoich rzeczy

Odejdę i więcej nie wrócę

Zostawię Ci klucze, krótki list

Zrób z tym, co tylko chcesz


Kłamstwem karmisz mnie

Nie smakuje mi, znam prawdę

Mogę całkowicie oszaleć

Naprawdę już nic nie stracę

Nie chcę dłużej się zastanawiać

Resztkami sił, moją decyzją

Z małą walizką, bez zbędnych łez

Odchodzę stąd


Zapomnę Cię

Whisky

Zapach whisky przypomina

Jego ulubione perfumy

Często grał na gitarze

W rozpiętej koszuli

Nauczył mnie pięknych dźwięków

Które noszę w martwym sercu

Tamto lato było nasze

Odeszło


Nie znam słów

Które opisałyby

Moją tęsknotę

Chcę z nim być

Nawet jeśli świat

Nie pozwoli nam

Choć był draniem

I byliśmy na dnie

Był wszystkim

Wszystkim


Kolor whisky przypomina

Błysk w jego ciemnych oczach

Gdy tylko się uśmiechał

Zatrzymywał się czas

Pokazał mi sens miłości

Choć potrafił też zranić

Tamto lato było nasze

Odeszło


Nie znam myśli

Która uleczyłaby

Mój stan duszy

Nie chcę nikogo

Nawet jeśli kiedyś

Zapomnę o nim

Choć skrzywdził

I byliśmy na dnie

Był wszystkim

Wszystkim


Smak whisky przypomina

Nie byliśmy doskonali

Lecz nasze uczucie było

Prawdą wśród kłamstw

Teraz mam zimny cień i

Zdarte gardło od krzyku

Tamto lato było nasze

Odeszło!


Nie znam nikogo

Kto wypełniłby

Miejsce po nim

Nie chcę budzić się

Bo tylko w snach

Jesteśmy razem

Choć był złem

Kochaliśmy się

I był wszystkim

Wszystkim

Czerń

Mój kochany

Mój utracony

Pozornie dobrze mi

Stroję się w czerń

Oczy maluję węglem

Usta szklaną wiśnią

Na głowie welon

Na znak wielkiej żałoby


Mój kochany

Mój zapomniany

Czerń wspólne zdjęcia

Pokrywa co dnia

Nasze wspomnienia

Gasną w popielniczce

Jak gorzkie papierosy

Wypaliłem wszystkie


Mój kochany

Mój nieszczery

Wiem o Tobie wszystko

Noszę brzemię czerni

Może odejdę jutro

Zostawię Ci klucz

Kiedy już wrócisz

Zastaniesz pustkę


Mój kochany

Mój przeklęty

Czerń w mych oczach

Chcę Cię znienawidzić

Po co wszystkie kwiaty

Słodkie poezje i noce?

Byś odszedł jak tchórz

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 27.34
drukowana A5
Kolorowa
za 51.19