zapyta Bóg
w swym niebie
jak spłacę dług
ja nie wiem
wierzyłem i
kochałem
i byłem tym kim chciał bym był
trudno nie wierzyć w nic
Raz Dwa Trzy, „Trudno nie wierzyć w nic”
słuchałam
mówiłam
czytałam
pisałam
ale póki one się nie wyprostują
pozostanę splątana
Iwona Białożyńska, „całe życie zajmowałam się słowami”
Beskid w sikorkach namalowany, kontynuacja
.
.
.
.
aromat deszczu
na ogródku dziadkowym
w kąpieli z pokrzyw
Deszcze
Różne bywają deszcze
jak różni bywają ludzie
czasem zbyt monotonne
czasem mogłyby dłużej
przedzierać się przez szyk szklany
tłuc się po mokrych głowach
Może by zdjęły rozum
który pod czapką się schował
Deszcze to nastrajanie
pod nutę ledwie wyraźną
słów letnich odpuszczanie
po co je korcić każdą
co wżyna się w ciało struną
a deszcz … powtarza motyw
Wierzę w ultramarynę
wrastam w bezgrzeszne kłopoty
Napisano 11.07.2020
pokoniczyje
boso
uczepiłam się dali
póki bezczynna jeszcze
zielona
młoda
a konie? pogoniły hen
po koniczynie w niczyje
na pagórki
na zielone
na niedokończone
nad Straconę
na wajde — pokoniczyje — daleko — dawno
i bajdy
za pagórki
za znikome
zagrodzone
ku Magurce
Straconka się w niej
zatraca
Napisano 14.12.2018
.
.
.
.
czereśnie z deszczem
metformina z aptek
— słaby debiut lata
Ogrodnicy
W wieczór pszczoły brzęczą nad iglastą spadzią.
Z co czwartej gałązki o żółtawym śladzie
brązowieją szyszki, skąpane w żywicy
dla nich — sztukateria. Rankiem przy werandzie
Czerwiec w twarz zaglądnął drobniutkiej pokrzewce,
spadła na bzy białe. Resztek dnia pochwycił
na kamiennym schodzie, jeśli słyszeć zechcesz,
że ten śpiew jest o czymś, zamieszkaj w ogrodzie.
W wieczór pszczoły brzęczą
nad iglastą spadzią.
Z co czwartej gałązki
o żółtawym śladzie
Brązowieją szyszki,
skąpane w żywicy
dla nich — sztukateria.
Rankiem przy werandzie
Czerwiec w twarz zaglądnął
drobniutkiej pokrzewce,
spadła na bzy białe.
Resztek dnia pochwycił
Na kamiennym schodzie,
jeśli słyszeć zechcesz,
że ten śpiew jest o czymś,
zamieszkaj w ogrodzie.
Napisano 14 czerwca 2020
Równouprawnienie
Ona ma własny krzyżyk drewniany
Do niej łabędzie nieme o brzasku
W odosobnieniu z dwudziestu pięciu
Jemu dwadzieścia jeszcze zostało
Znad melancholii
on pisał wiersze, zamiatał liście
I niedopałki niesforne z ławek
Obok niej wlecze gałęzie wierzba
Pociąg się snuje wolno po szynach
Bar dogorywa
Jego nie chciała, więc strzaskał jej głowę
Przez cztery lata jak kamień miał w sobie
To dla niej dęby, rosnąc, wołały
Znad zagajnika, a płakał ktoś dalej
Powiedział matce: Nie, nie widziałem
Gdy jej szukali, szukał i Marek
Telefon szybko się rozładował
Włączyła żona, wiersz może blisko
Był z żołędziami
Dzisiaj alejką z dworca, tą samą
Nasyp niewielki, nie karm łabędzi
Krzyżyk wśród śmiechu dzieci i zabaw
Marek Zet wróci? Pięćdziesięcioletni
Wczoraj rocznica śmierci Joanny Surowieckiej
Napisano 8 czerwca 2020
*** (Kto jeszcze… )
Kto jeszcze chodzi na Sokołówkę?
W błocie przy ścieżce ślady dwóch kopyt.
Na cyferblacie miękkim ołówkiem
W poranny świergot przed popołudniem
rozmaz pamięci, leśny drzeworyt —
zapisz, kto wchodzi na Sokołówkę?
Zawróć słoneczny promień, przycupnie,
gdzie świerk wąsaty usechł, a podszyt
na cyrografie z jarzębin włóknem.
Butwieją budki dla sikor, ciurkiem
opad pierzynek buczyny w niebyt.
Jak pięknie stąpać po Sokołówce,
Zamkniętej w cieniu, nim w jej połówce
hamulec z piskiem wciśnie kuszony
przez dźwięk soczystej ciszy nad kółkiem
Ktoś, kogo niesie. Grafik w laurkę
wyzwań, przecinek, skrótów… niedosyt.
A ja się nieco zsarnię, przesunę.
Ktoś jeszcze chodzi na Sokołówkę?…
Napisano 22 maja 2020
Epidemia strachu
.
.
.
.
Kiedy się dziwić przestanę,
Kiedy się dziwić przestanę,
Będzie po mnie.
Jonasz Kofta
Piersi Angeliny Jolie
W rękawiczkach nitrylowych
w okieneczka klawiatury
raz po raz zaokrąglone
paznokcie i sygnatury
Poganiacz przy kasie dusi
się w burkocie marudera
w srebrny diadem jam przebrana
i przejrzysty słów oddzielacz
Zagubiony ktoś w koszulce
obciśniętej agrafkami
zdrutowane wokół uszu
niedosłuchy między nami
Kobieta o włosach długich
z trojgiem dzieci z których każde
ciągnie w inną świata stronę
w maseczce okalającej
Mój prywatny kąt widzenia
leży w trawie i spod cienia
natychmiast spatrolowany
tak jak nigdy dotąd
pierzcha
Napisano 24 kwietnia 2020
.
.
.
.
japońska zieleń
wieczorem odwrócona
na tafli wody
Japońska zieleń
Zasłuchało się niebieskie drzewo
zamyśliło się drzewo niebieskie
i w zieleni nieba się skryło
i w falistej pierzei podmiejskiej
jak w szeregu nienaturalnych
całkiem sprzecznych ze sobą rzeczy
tak jak gdyby słońce i w wodzie
czasem mogło odbiciem zaświecić
zza przyłbicy z oddali nad światem
to kałuży czy stawku nie szkoda
piszesz do mnie: najdroższe słońce
utuliłem cię w listu ramionach
moje oczy zielone w niebieskim
jedną nazwą obejmiesz w haiku
w stary wieczór zapewniam są ciemne
wstyd się skulił w źrenicy i przykuł
Twą uwagę na domiar Słowa
czy odpowiedź jaka bądź przystoi
głuchy Horeb niech nam nie wyśni
Morza które pojmie w czułości
Napisano 22 kwietnia 2020
Fort
Trzeba zważyć — engram z sobą
ścięłam włosy zatem lżejsza
dla różnicy obchód — balkon
w rozpaczliwie bladych wierszach
Dożywocie w grupie Zero
może z żółwiem choć na smyczy
wraz z sałatą przymus mięsa
jemu znajdę zad dżdżownicy
Mam wrażenie że świat ze mną
w grupie krwią dla towarzystwa
zmarszczkę w torfie mu wyżłobię
plastik z zamkiem gdy po wszystkim
Napisano 10 kwietnia 2020, Wielki Piątek
Nawsia
Jutro Palmowa choć czas nieubogi
nie zamówiłam stroju Iron Mana
i w galaretce — po torcie usnęłam
niestarczy umyć nieszczęsne podłogi
w końcu się mole do ryżu dobiorą
nie ma jak dawniej kiszona kapusta
z worem ziemniaków w komorze i tłusta
nadzieja w lepsze co życia osłodą
nawet na kocie lśnią sprężyste pręgi
co nadliczbowo urodził się na wsi
zwinięty w kłębek wróciwszy z dworu śpi
tak dekadencko na fotelu miękkim
zbudujmy Nawsię jak arkę na miot — len —
znów krowy muczą niefioletowe dniem
Napisano 5 kwietnia 2020
Dla dzieci. O miśku Pizzly, piracie czystym
Zdarzył się taki oto wypadek:
pewien Polarek miał niezły kawałek
do swojej wybranki brązowej.
Z tego powodu i problem na głowie.
Czy płynąć wraz z prądem?
Czy najpierw się wyspać porządnie?
Pod krą na prezent poszukać małży?
A czy w ogóle do niego zajrzy,
sprawdzi, czy w futrze wciąż serce pika,
i czy, no wiecie, jak on, też ma bzika?
Któż by, powiedzcie, tak długo płynął
za rybożerną grizzly dziewczyną?
Tymczasem mały jak cappuccino
tęsknił do taty, choć sezon minął,
bo mama stale: Myj misie łapki,
łowca nie szuka łososi statkiem.
Cóż jednak z tego, ledwie się skąpał,
znowu za uchem jak denna flądra.
Przewrotka w błocie, nie wiem, w co jeszcze
małe niedźwiadki lubią się wetrzeć.
Może w igliwie sosnowe?
A może w mrowisko ażurowe?
A może w pajęcze niteczki
albo przegniłe, urocze listeczki?
Albo w kikuty z ogniska?
Albo i w ślinę, co leci z pyska
(lecz może i lepiej nie wiedzieć,
co nocą zżera i w co włazi niedźwiedź).
A grizzly mama ciągle prosiła:
— Pamiętaj synu, nieważna siła,
lecz higieniczne, zdrowe nawyki.
Bez tej czystości Polar jest nikim.
Mydła kropelki
weź w skrzyżowane łapko-muszelki,
blisko ze sobą jak dwa ślimaczki
i rób wiatraczki;
gdy ciurka woda,
w łódeczkę swoje pazurki schowaj,
potem obejmij kciuk jak śrubeczkę
i kręć chwileczkę.
Nadgarstek, misiu, to też część łapki,
bo się zdarzają takie przypadki,
że głodny niedźwiedź długim jęzorem
z miodu wyliże i ramię swoje.
Na koniec spłukuj, aż brud opadnie,
dlatego palce ustawiaj ładnie,
jakby to kwiaty, a nie pazury, do góry,
aż brzegiem ścieka jak z politury.
Czyż zatem maluch, przyznajcie sami,
wiedząc, że kumple są z tatuśkami,
a z jego ojca taki albinos,
mógł z ciekawości czystej nie płynąć?
I chociaż błony jak Polar nie miał
między palcami, za to arsenał
wprost nieprzebranej w skarby (pirackiej) tęsknoty
jak nigdy przedtem i nigdy potem
żaden miś polar i żaden grizzly,
stąd go nazwano inaczej — Pizzly.
Napisano 2 kwietnia 2020
Kasa fiskalna
Liczę ruchy małych dłoni
nosek — oczka — do pamięci,
z trzech rzodkiewek w detergencie
atopowo niespokojnych
Czy już nie ma epidemii?
Wyzdrowiałem? Powiedz, mamo!
Czy już las nam odemknięto?
Pendrive chowam tam, gdzie kefir
Suną aż do Budapesztu
sny pierzasto-sino-chmurne
dokąd boso szła za pracą
praprababcia, mimo przeszkód
Dziś listonosz bez śledziony
na rowerze i z maseczką,
nie za siódmą górką, rzeczką,
lecz z karteczką, gna do ciebie
A
w srebrnej lodówce
są
cztery szuflady
pendrive i kefir
kostki pamięci
Wpuść w krwiobieg napój
aloesowy,
świeże rzodkiewki
myj w detergencie
Po
licz ile razy
w prze-
ciągu minuty
dotykasz twarzy,
palcujesz grzywy
Bezwierszem stąd aż
do Budapesztu
z chmur wpół widocznych
pierzasto-siwych
Napisano 1 kwietnia 2020
Golem
Po zimie kolorowe
obok stokrotek — kapsle
wyrosły zgrupowane
więcej niż po pięćdziesiąt
Promienie je marcowe
w pejzaże ssą ukośne
w historie zimnych ławek
w tle niedopowiedziane
Ostatnich słów spowiedzi
i daty — nie pamiętam
i tej radości dziecka
i skrzydeł co tak niosły
Dziś tylko się dogadać
a być jak dzbanek mleka
przyjaciel chwil dojrzałych
o smaku obojętnym
Tych drzew obrzmiałych w pąki
jak żywo — zapomniałam
że stroją się w nieśmiałe
przez ptaków świergot tkliwy
Chyboczą się zagadki
jak siatka w zapas chleba
Triduum bez utartych
skojarzeń aureoli
Napisano 1 kwietnia 2020
*** (To już było)
To już było wczoraj: cytrynek w koronach
drzew nad wodospadem;
nieśmiałe dzwonienie w niedzielny poranek;
koszyk z pożywieniem
niesiony w Sobotę i wujek na Święta,
co przyjechał z Niemiec.
A nawet krokusy — białe tego roku
i lodówka srebrna.
Stąd do Anglii kartka, szybka jak łza w oku;
własnoręcznie — babcia.
(We wnętrzu lodówki instrukcja obszerna):
temperatura optymalna
bez drzwi nie ma domu jest przedpokój z miłością na folderze
krokusy też białe tego roku
gdybyśmy mieli dzielić jeden respirator
według metryk dylematów
w biały fartuch
mrowią się w słońcu pszczoły za trejażem
i na patio
na portierze
Napisano 18 marca 2020
.
.
*** (złapałam wiosnę)
złapałam wiosnę
— bezszelestny cytrynek
nad wodospadem
Napisano 15 marca 2020
z fusów
Wczoraj zabrakło mydła, dzisiaj zamknięto uczelnię.
30 sekund wystarczy, instruktaż: inwestuj w chemię.
nie jestem częścią przyrody
chroni mnie mydło i centralne
ogrzewa — nie olej
sezamowy w grzbiet suchych dłoni
nie jestem nie byłam — imię brzmi
chropowato — dla dzieci mleko
czy % gotuję a sama
pęcznieję z mięsistą herbatą
Napisano 12 marca 2020
my za niewinność
to był zwykły Popielec
nikt nie umarł z powodu
koronawirusa
pielęgniarkom z dyżurów
nie golą głów od czasu
do czasu piszemy
wiersze
Epidemia strachu
To był zwykły Popielec,
nikt nie umarł z powodu
koronawirusa,
pielęgniarkom z dyżurów
nie golą głów, wyznaje
się miłość do świata.
Zadrżałam, bo ciemno, pod
bankomatem w palecie
barw, a za plecami
dwóch: Czy już wiesz, kto będzie
kuratorem? Z zakupów
z dostępną butelką,
rozmawiali przed samochodem.
Marzenko, czy wciąż się ubierasz
w ponczo kasztanowe
do blond włosów? Niosłaś odwagę
gdzieś pod ręką, a oni sposób
na pieprz pod sukienką.
Napisano 27 lutego 2020
Beskid w sikorkach namalowany
.
.
.
.