E-book
29.4
drukowana A5
46.75
drukowana A5
Kolorowa
64.06
liczę gniazda na niebie

Bezpłatny fragment - liczę gniazda na niebie

wiersze, haiku


Objętość:
85 str.
ISBN:
978-83-8221-481-9
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 46.75
drukowana A5
Kolorowa
za 64.06

zapyta Bóg

w swym niebie

jak spłacę dług

ja nie wiem

wierzyłem i

kochałem

i byłem tym kim chciał bym był


trudno nie wierzyć w nic

Raz Dwa Trzy,Trudno nie wierzyć w nic”


słuchałam

mówiłam

czytałam

pisałam


ale póki one się nie wyprostują


pozostanę splątana

Iwona Białożyńska, „całe życie zajmowałam się słowami”


Beskid w sikorkach namalowany, kontynuacja

.

.

.

.

aromat deszczu

na ogródku dziadkowym

w kąpieli z pokrzyw

Deszcze

Różne bywają deszcze

jak różni bywają ludzie

czasem zbyt monotonne


czasem mogłyby dłużej

przedzierać się przez szyk szklany

tłuc się po mokrych głowach


Może by zdjęły rozum

który pod czapką się schował


Deszcze to nastrajanie

pod nutę ledwie wyraźną

słów letnich odpuszczanie


po co je korcić każdą

co wżyna się w ciało struną

a deszcz … powtarza motyw


Wierzę w ultramarynę

wrastam w bezgrzeszne kłopoty

Napisano 11.07.2020

pokoniczyje

boso

uczepiłam się dali

póki bezczynna jeszcze

zielona

młoda


a konie? pogoniły hen

po koniczynie w niczyje

na pagórki

na zielone

na niedokończone

nad Straconę


na wajde — pokoniczyje — daleko — dawno

i bajdy


za pagórki

za znikome

zagrodzone


ku Magurce

Straconka się w niej

zatraca

Napisano 14.12.2018

.

.

.

.

czereśnie z deszczem

metformina z aptek

— słaby debiut lata

Ogrodnicy

W wieczór pszczoły brzęczą nad iglastą spadzią.

Z co czwartej gałązki o żółtawym śladzie

brązowieją szyszki, skąpane w żywicy

dla nich — sztukateria. Rankiem przy werandzie


Czerwiec w twarz zaglądnął drobniutkiej pokrzewce,

spadła na bzy białe. Resztek dnia pochwycił

na kamiennym schodzie, jeśli słyszeć zechcesz,

że ten śpiew jest o czymś, zamieszkaj w ogrodzie.

W wieczór pszczoły brzęczą

nad iglastą spadzią.

Z co czwartej gałązki

o żółtawym śladzie


Brązowieją szyszki,

skąpane w żywicy

dla nich — sztukateria.

Rankiem przy werandzie


Czerwiec w twarz zaglądnął

drobniutkiej pokrzewce,

spadła na bzy białe.

Resztek dnia pochwycił


Na kamiennym schodzie,

jeśli słyszeć zechcesz,

że ten śpiew jest o czymś,


zamieszkaj w ogrodzie.

Napisano 14 czerwca 2020

Równouprawnienie

Ona ma własny krzyżyk drewniany

Do niej łabędzie nieme o brzasku

W odosobnieniu z dwudziestu pięciu

Jemu dwadzieścia jeszcze zostało

Znad melancholii


on pisał wiersze, zamiatał liście

I niedopałki niesforne z ławek

Obok niej wlecze gałęzie wierzba

Pociąg się snuje wolno po szynach

Bar dogorywa


Jego nie chciała, więc strzaskał jej głowę

Przez cztery lata jak kamień miał w sobie

To dla niej dęby, rosnąc, wołały

Znad zagajnika, a płakał ktoś dalej


Powiedział matce: Nie, nie widziałem

Gdy jej szukali, szukał i Marek

Telefon szybko się rozładował

Włączyła żona, wiersz może blisko

Był z żołędziami


Dzisiaj alejką z dworca, tą samą

Nasyp niewielki, nie karm łabędzi

Krzyżyk wśród śmiechu dzieci i zabaw

Marek Zet wróci? Pięćdziesięcioletni

Wczoraj rocznica śmierci Joanny Surowieckiej

Napisano 8 czerwca 2020

*** (Kto jeszcze… )

Kto jeszcze chodzi na Sokołówkę?

W błocie przy ścieżce ślady dwóch kopyt.

Na cyferblacie miękkim ołówkiem


W poranny świergot przed popołudniem

rozmaz pamięci, leśny drzeworyt —

zapisz, kto wchodzi na Sokołówkę?


Zawróć słoneczny promień, przycupnie,

gdzie świerk wąsaty usechł, a podszyt

na cyrografie z jarzębin włóknem.


Butwieją budki dla sikor, ciurkiem

opad pierzynek buczyny w niebyt.

Jak pięknie stąpać po Sokołówce,


Zamkniętej w cieniu, nim w jej połówce

hamulec z piskiem wciśnie kuszony

przez dźwięk soczystej ciszy nad kółkiem


Ktoś, kogo niesie. Grafik w laurkę

wyzwań, przecinek, skrótów… niedosyt.

A ja się nieco zsarnię, przesunę.

Ktoś jeszcze chodzi na Sokołówkę?…

Napisano 22 maja 2020


Epidemia strachu

.

.

.

.

Kiedy się dziwić przestanę,

Kiedy się dziwić przestanę,

Będzie po mnie.

Jonasz Kofta

Piersi Angeliny Jolie

W rękawiczkach nitrylowych

w okieneczka klawiatury

raz po raz zaokrąglone

paznokcie i sygnatury


Poganiacz przy kasie dusi

się w burkocie marudera

w srebrny diadem jam przebrana

i przejrzysty słów oddzielacz


Zagubiony ktoś w koszulce

obciśniętej agrafkami

zdrutowane wokół uszu

niedosłuchy między nami


Kobieta o włosach długich

z trojgiem dzieci z których każde

ciągnie w inną świata stronę

w maseczce okalającej


Mój prywatny kąt widzenia


leży w trawie i spod cienia

natychmiast spatrolowany

tak jak nigdy dotąd


                                        pierzcha

Napisano 24 kwietnia 2020

.

.

.

.

japońska zieleń

wieczorem odwrócona

na tafli wody

Japońska zieleń

Zasłuchało się niebieskie drzewo

zamyśliło się drzewo niebieskie

i w zieleni nieba się skryło

i w falistej pierzei podmiejskiej


jak w szeregu nienaturalnych

całkiem sprzecznych ze sobą rzeczy

tak jak gdyby słońce i w wodzie

czasem mogło odbiciem zaświecić


zza przyłbicy z oddali nad światem

to kałuży czy stawku nie szkoda

piszesz do mnie: najdroższe słońce

utuliłem cię w listu ramionach


moje oczy zielone w niebieskim

jedną nazwą obejmiesz w haiku

w stary wieczór zapewniam są ciemne

wstyd się skulił w źrenicy i przykuł


Twą uwagę na domiar Słowa

czy odpowiedź jaka bądź przystoi

głuchy Horeb niech nam nie wyśni

Morza które pojmie w czułości

Napisano 22 kwietnia 2020

Fort

Trzeba zważyć — engram z sobą

ścięłam włosy zatem lżejsza

dla różnicy obchód — balkon

w rozpaczliwie bladych wierszach


Dożywocie w grupie Zero

może z żółwiem choć na smyczy

wraz z sałatą przymus mięsa

jemu znajdę zad dżdżownicy


Mam wrażenie że świat ze mną

w grupie krwią dla towarzystwa

zmarszczkę w torfie mu wyżłobię

plastik z zamkiem gdy po wszystkim

Napisano 10 kwietnia 2020, Wielki Piątek

Nawsia

Jutro Palmowa choć czas nieubogi

nie zamówiłam stroju Iron Mana

i w galaretce — po torcie usnęłam

niestarczy umyć nieszczęsne podłogi


w końcu się mole do ryżu dobiorą

nie ma jak dawniej kiszona kapusta

z worem ziemniaków w komorze i tłusta

nadzieja w lepsze co życia osłodą


nawet na kocie lśnią sprężyste pręgi

co nadliczbowo urodził się na wsi

zwinięty w kłębek wróciwszy z dworu śpi


tak dekadencko na fotelu miękkim

zbudujmy Nawsię jak arkę na miot — len —

znów krowy muczą niefioletowe dniem

Napisano 5 kwietnia 2020

Dla dzieci. O miśku Pizzly, piracie czystym

Zdarzył się taki oto wypadek:

pewien Polarek miał niezły kawałek

do swojej wybranki brązowej.

Z tego powodu i problem na głowie.


Czy płynąć wraz z prądem?

Czy najpierw się wyspać porządnie?

Pod krą na prezent poszukać małży?

A czy w ogóle do niego zajrzy,

sprawdzi, czy w futrze wciąż serce pika,

i czy, no wiecie, jak on, też ma bzika?

Któż by, powiedzcie, tak długo płynął

za rybożerną grizzly dziewczyną?


Tymczasem mały jak cappuccino

tęsknił do taty, choć sezon minął,

bo mama stale: Myj misie łapki,

łowca nie szuka łososi statkiem.


Cóż jednak z tego, ledwie się skąpał,

znowu za uchem jak denna flądra.

Przewrotka w błocie, nie wiem, w co jeszcze

małe niedźwiadki lubią się wetrzeć.


Może w igliwie sosnowe?

A może w mrowisko ażurowe?

A może w pajęcze niteczki

albo przegniłe, urocze listeczki?

Albo w kikuty z ogniska?

Albo i w ślinę, co leci z pyska

(lecz może i lepiej nie wiedzieć,

co nocą zżera i w co włazi niedźwiedź).


A grizzly mama ciągle prosiła:

— Pamiętaj synu, nieważna siła,

lecz higieniczne, zdrowe nawyki.

Bez tej czystości Polar jest nikim.


Mydła kropelki

weź w skrzyżowane łapko-muszelki,

blisko ze sobą jak dwa ślimaczki

i rób wiatraczki;

gdy ciurka woda,

w łódeczkę swoje pazurki schowaj,

potem obejmij kciuk jak śrubeczkę

i kręć chwileczkę.

Nadgarstek, misiu, to też część łapki,

bo się zdarzają takie przypadki,

że głodny niedźwiedź długim jęzorem

z miodu wyliże i ramię swoje.

Na koniec spłukuj, aż brud opadnie,

dlatego palce ustawiaj ładnie,

jakby to kwiaty, a nie pazury, do góry,

aż brzegiem ścieka jak z politury.

Czyż zatem maluch, przyznajcie sami,

wiedząc, że kumple są z tatuśkami,

a z jego ojca taki albinos,

mógł z ciekawości czystej nie płynąć?


I chociaż błony jak Polar nie miał

między palcami, za to arsenał

wprost nieprzebranej w skarby (pirackiej) tęsknoty

jak nigdy przedtem i nigdy potem

żaden miś polar i żaden grizzly,

stąd go nazwano inaczej — Pizzly.

Napisano 2 kwietnia 2020

Kasa fiskalna

Liczę ruchy małych dłoni

nosek — oczka — do pamięci,

z trzech rzodkiewek w detergencie

atopowo niespokojnych


Czy już nie ma epidemii?

Wyzdrowiałem? Powiedz, mamo!

Czy już las nam odemknięto?

Pendrive chowam tam, gdzie kefir


Suną aż do Budapesztu

sny pierzasto-sino-chmurne

dokąd boso szła za pracą

praprababcia, mimo przeszkód


Dziś listonosz bez śledziony

na rowerze i z maseczką,

nie za siódmą górką, rzeczką,

lecz z karteczką, gna do ciebie


A

w srebrnej lodówce

cztery szuflady

pendrive i kefir

kostki pamięci


Wpuść w krwiobieg napój

aloesowy,

świeże rzodkiewki

myj w detergencie


Po

licz ile razy

w prze-

ciągu minuty

dotykasz twarzy,

palcujesz grzywy


Bezwierszem stąd aż

do Budapesztu

z chmur wpół widocznych

pierzasto-siwych

Napisano 1 kwietnia 2020

Golem

Po zimie kolorowe

obok stokrotek — kapsle

wyrosły zgrupowane

więcej niż po pięćdziesiąt


Promienie je marcowe

w pejzaże ssą ukośne

w historie zimnych ławek

w tle niedopowiedziane


Ostatnich słów spowiedzi

i daty — nie pamiętam

i tej radości dziecka

i skrzydeł co tak niosły


Dziś tylko się dogadać

a być jak dzbanek mleka

przyjaciel chwil dojrzałych

o smaku obojętnym


Tych drzew obrzmiałych w pąki

jak żywo — zapomniałam

że stroją się w nieśmiałe

przez ptaków świergot tkliwy


Chyboczą się zagadki

jak siatka w zapas chleba

Triduum bez utartych

skojarzeń aureoli

Napisano 1 kwietnia 2020

*** (To już było)

To już było wczoraj: cytrynek w koronach

drzew nad wodospadem;

nieśmiałe dzwonienie w niedzielny poranek;

koszyk z pożywieniem

niesiony w Sobotę i wujek na Święta,

co przyjechał z Niemiec.


A nawet krokusy — białe tego roku

i lodówka srebrna.

Stąd do Anglii kartka, szybka jak łza w oku;

własnoręcznie — babcia.

(We wnętrzu lodówki instrukcja obszerna):

temperatura optymalna

bez drzwi nie ma domu jest przedpokój z miłością na folderze

krokusy też białe tego roku


gdybyśmy mieli dzielić jeden respirator

według metryk dylematów

w biały fartuch


mrowią się w słońcu pszczoły za trejażem

i na patio

na portierze

Napisano 18 marca 2020

.

.

*** (złapałam wiosnę)

złapałam wiosnę

— bezszelestny cytrynek

nad wodospadem

Napisano 15 marca 2020

z fusów

Wczoraj zabrakło mydła, dzisiaj zamknięto uczelnię.

30 sekund wystarczy, instruktaż: inwestuj w chemię.

nie jestem częścią przyrody

chroni mnie mydło i centralne

ogrzewa — nie olej

sezamowy w grzbiet suchych dłoni


nie jestem nie byłam — imię brzmi

chropowato — dla dzieci mleko

czy % gotuję a sama

pęcznieję z mięsistą herbatą

Napisano 12 marca 2020

my za niewinność

to był zwykły Popielec

nikt nie umarł z powodu

koronawirusa


pielęgniarkom z dyżurów

nie golą głów od czasu


do czasu piszemy

wiersze

Epidemia strachu

To był zwykły Popielec,

nikt nie umarł z powodu

koronawirusa,


pielęgniarkom z dyżurów

nie golą głów, wyznaje

się miłość do świata.

Zadrżałam, bo ciemno, pod

bankomatem w palecie

barw, a za plecami


dwóch: Czy już wiesz, kto będzie

kuratorem? Z zakupów

z dostępną butelką,


rozmawiali przed samochodem.

Marzenko, czy wciąż się ubierasz

w ponczo kasztanowe


do blond włosów? Niosłaś odwagę

gdzieś pod ręką, a oni sposób

na pieprz pod sukienką.

Napisano 27 lutego 2020

Beskid w sikorkach namalowany

.

.

.

.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 46.75
drukowana A5
Kolorowa
za 64.06