E-book
23.63
drukowana A5
53.85
drukowana A5
Kolorowa
77.47
Let’s fall in love

Bezpłatny fragment - Let’s fall in love

Antologia opowiadań Grupy Literackiej FORCE

Objętość:
246 str.
ISBN:
978-83-8351-558-8
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 53.85
drukowana A5
Kolorowa
za 77.47

Od autorek

Grupa Literacka Force to mała społeczność, której celem jest promowanie literatury i działalność charytatywna. W jej skład wchodzą: Patty Goodman, Darcy Trigovise, Anett Lievre, P. D. Hutton, Justyna Dziura, Jolanta Sad, Adriana Rak, Emily May, K. G. Lewis, Marta Kaczmarczyk, Sasha Tirunul.

Grupa działa od 2019 roku i wspiera nie tylko autorki, które są członkiniami Force, ale i również innych pisarzy, obejmując patronaty medialne oraz recenzując powieści. Na naszym Instagramie czy Facebooku znajdziecie niekiedy trochę zabaw, jak wymiany kartek okolicznościowych, czy adwentowe odliczanie do świąt. Okazjonalnie również organizowane są grupowe rozdania, gdzie można wygrać książki naszych autorek, bądź patronatów medialnych.

„Let’s fall in love”, to zbiór opowiadań, które łączy jeden wyraz: MIŁOŚĆ. Postanowiłyśmy przedstawić, jak wiele kryje się w tym słowie.

Andrzej Sapkowski w „Pani Jeziora” napisał: Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno. To idealny cytat do naszej antologii. Nie da się racjonalizować miłości, ani przypisywać jej odpowiednich zachowań. Każde uczucie jest na swój sposób inne, piękne, a czasami nawet zaskakujące.

Dziewięć autorek postarało się uchwycić odpowiedni moment i przelać na papier emocje, które towarzyszą różnym odcieniom miłości. Dlatego serdecznie zapraszamy do zapoznania się z naszymi historiami.

O czym są?

W jednym z opowiadań mamy młodzieńczą miłość, jakże silną, ale i łamiącą serce. Jednak czy pierwszy związek będzie tym ostatnim? Może jednak obserwowanie kogoś z daleka okaże się być lepszym rozwiązaniem niż ponowne spotkanie? („Stalkerka” Anett Lievre).

Inne zaś skupia się na relacji, która się rozpadła. Ale czy aby na pewno nie zasługuje na kolejną szansę? Czy warto ryzykować ponowne złamanie serca? Serce i rozum jak zawsze toczą walkę, ale jaki będzie tego finał? („Daj mi jeszcze jedną szansę…” Adriana Rak).

Mamy również bohaterkę, która poświęciła swoje życie karierze, zapominając o tym, jak wiele w życiu ją omija. Dopiero spotkanie obcego mężczyzny pośród żywiołowego armagedonu, uświadamia jej, że może jednak warto się na chwilę zatrzymać („Burza” Jolanta Sad).

Znajdziemy tu także kobietę, która ma pecha w randkowaniu i żaden facet nie potrafi dostrzec, jak jest wyjątkowa. Jednak czy sąsiad mieszkający obok okaże się być odstępstwem od reguły? („Dziewczyna w deszczu” P. D. Hutton).

Znajdziecie tu również opowiadanie na poły łączące sen ze świadomością. Opowiada o tęsknocie za kimś, kogo się nie spotkało, a jednocześnie ma się na punkcie tej osoby obsesję. Jak może zakończyć się taka historia? („Wyśniona” Emily May).

Jest również bohater, który fachowo zajmuję się „zabawianiem” kobiet. Czy bycie mężczyzną do towarzystwa sprawia, że jest gorszą partią? A może jest wręcz odwrotnie? („Karnet na miłość” Patty Goodman).

W antologii znajduje się także historia niewidomej dziewczyny, która pokazuje jak ważne jest, abyśmy podczas trudnych momentów mieli przy sobie kogoś bliskiego. Jednak czy wyznanie uczuć przyjacielowi nie skończy się katastrofą? („Żelazna Magdalena” Marta Kaczmarczyk).

W innym opowiadaniu mamy faceta, który poznawszy łamiącą serce historię chłopca, postanawia zrobić dla niego i jego matki wszystko. Jednak czy taki związek może mieć rację bytu, gdy dwie osoby pochodzą z różnych światów? („Wyścig o życie” Justyna Dziura).

Z kolei historia pewnego nieporozumienia, wywraca życie małżeńskie bohaterki do góry nogami. Zemsta jeszcze nigdy nie smakowała tak słodko i boleśnie, ale czy aby na pewno kobieta zawsze ma rację? (”(Nie) odpowiedni czas” Darcy Trigovise).

Dziewczyna w deszczu

P. D. Hutton

I don’t know you

But you make me wonder who you are

„I Don’t Know You” — The Rose

Spojrzałam w lustro i mimowolnie skrzywiłam się. Kobieta patrząca na mnie, wyglądała na przeciętną. Delikatne zmarszczki w kącikach oczu zdradzały, że nastoletnie lata ma już za sobą, zaś surowość jej spojrzenia obnażała to, że wcale nie podoba jej się to, co widzi. Lekko rozjaśnione włosy w kolorze zimnego blondu, wzbogacone szarymi refleksami, sięgały za łopatki. Drobne piersi oraz niewielkie wcięcie w talii absolutnie w żaden sposób nie wyróżniały jej spośród innych dziewczyn mijanych na ulicy. Była całkowicie zwyczajna.

Przestąpiłam z nogi na nogę i jęknęłam z frustracji.

Nie lubiłam siebie. Tego jak wyglądałam. Tego w jaki sposób się uśmiechałam. Mimo że nie należałam do słabych kobiet, bo wiele rzeczy, które osiągnęłam, można było uznać za sukces, to nie potrafiłam spojrzeć na siebie z podziwem. Tak, dawałam sobie radę w życiu, jednak moją piętą achillesową była potrzeba zadowolenia wszystkich dookoła. Lubiłam czuć się potrzebna, widzialna dla innych. Jednak w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że nic nie robię dla siebie.

Odhaczałam każdy etap po kolei, cały czas patrząc naprzód, zamiast żyć i doceniać to, co działo się wokół. Nim się obejrzałam, byłam samotna. Moi przyjaciele wiedli swoje życie, okazjonalnie sprawdzając co u mnie słychać, jednak nasza zażyłość już dawno przestała być na pierwszym planie. Dawniej to ja byłam matką grupy. To ja pisałam na czacie, proponowałam termin wyjścia, rezerwowałam stolik, a także pamiętałam o urodzinach każdego z nas i oczywiście zajmowałam się kupnem prezentów. Do pewnego momentu mi to odpowiadało. Jednak później zdałam sobie sprawę, że moje życie prywatne utknęło w martwym punkcie. Każdy poznał swoją drugą połówkę albo chociażby partnera, z którym chciałby spędzić kilka kolejnych lat i to właśnie na tych relacjach się skupiali.

Na świecie nie było miejsca dla osób niezdecydowanych, tych które nie potrafiły przeskoczyć tak błahego dla innych zadania jak randkowanie. Ludzie z natury łączyli się w pary, by przetrwać. Jednak pęd życia, który mną kierował, sprawił, że introwertyczna część charakteru stała się tą dominującą. Przestałam polegać na kimkolwiek, aby nauczyć się akceptować siebie, co stanowiło nie lada wyzwanie. Jak każda kobieta chciałam być kochana, doceniana, ale niestety nie było mi dane zaznać czułości, której tak wyczekiwałam.

Nie chodziło w tym wszystkim o jakiś feministyczny odruch, że byłam samowystarczająca i nie potrzebowałam mężczyzny. Potrzebowałam go. Naprawdę. Tylko że żaden z chłopaków, których spotkałam, nie potrafił sprawić, abym poczuła się dobrze. Abym patrząc w lustro mogła powiedzieć: jestem wystarczająco dobra.

Wiedziałam, że jeśli sama nie zatroszczę się o siebie, nikt inny o mnie nie zadba. Uświadomienie sobie tego, stanowiło dla mnie najboleśniejszą lekcję życia.

Sięgnęłam po kosmetyki i zaczęłam nakładać makijaż. Jasnozielone oczy pomalowałam w taki sposób, by wydawały się większe, a na górnej powiece nakreśliłam kreskę eyelinerem. Wymodelowałam brwi za pomocą paletki cieni oraz nałożyłam na policzki odrobinę różu. Przyjrzałam się krytycznie swojemu odbiciu, mrużąc oczy. Jeszcze usta. Wybrałam najbardziej czerwoną szminkę, jaką miałam.

Powinno mu się spodobać.

Facet, którego poznałam na randce w ciemno, zorganizowanej przez moją koleżankę, chyba lubił podobne dziewczyny. Wystylizowane, spontaniczne i uśmiechnięte. Nie byłam taką kobietą, ale chciałam choć przez moment za takową uchodzić. Aby chociaż przez chwilę ktoś zwrócił na mnie uwagę. Randkowanie w okolicach trzydziestki nie stanowiło najłatwiejszego zadania. Ci wszyscy „doświadczeni” mężczyźni zamiast oferować wsparcie, potrafili być jedynie zadufanymi w sobie dupkami, chcącymi szybko kogoś zaliczyć. A ja naprawdę potrzebowałam intymności czy ciepła drugiego ciała, dlatego niekiedy musiałam wyjść ze swojej strefy komfortu, licząc, że tym razem się nie zawiodę.

Wstałam od toaletki i poszłam do salonu by włączyć Folklore na odtwarzaczu. Kochałam muzykę. Z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że najszczęśliwsze momenty, które zdarzyły się w moim życiu, wiązały się właśnie z muzyką. Chodziłam na koncerty i lubiłam odkrywać nowe gatunki. Stanowiło to dla mnie niesamowite ukojenie. Ludzie, których spotykałam na występach, zawsze byli podekscytowani i ochoczo dzielili się pozytywną energią, której na co dzień tak bardzo mi brakowało.

Zdjęłam szlafrok z wątłych ramion i przyjrzałam się swojemu odbiciu.

Czy wyglądałam seksownie?

Poszłam po wyjątkowo wysokie szpilki i dopiero wtedy zobaczyłam światełko w tunelu. Zdjęcia powinny wyjść dobrze, jeśli odpowiednio je wykadruję.

Zapaliłam kilka świeczek, zmieniłam oświetlenie w sypialni i ustawiłam statyw z aparatem.

Czy na fotografiach będzie widać, jak bardzo niekomfortowo czuję się, robiąc coś podobnego?

Potrzebowałam rozluźnienia, dlatego poszłam do kuchni i otworzyłam czerwone wino. Nie lubiłam go, ale tylko takie stało się na półce. Pociągnęłam solidny łyk i przymknęłam oczy.

Dlaczego innym kobietom przychodziło to tak naturalnie?

Rozproszył mnie dzwonek do drzwi.

Rozejrzałam się spanikowana. Kto miałby do mnie przyjść? Nikogo nie zapraszałam. Pobiegłam szybko po szlafrok, którym szczelnie się okryłam i popędziłam do drzwi. O mały włos wyrżnęłabym orła na korytarzu, a to wszystko przez te przeklęte szpilki.

Otworzyłam drzwi i skrzywiłam się. Kurier.

— Dzień dobry — przywitał się.

Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem, przez co przeszył mnie dreszcz.

— Paczka do pani. — Wskazał na pudło, stojące przed nim.

Niczego ostatnio nie zamawiałam, dlatego zmarszczyłam brwi. Zerknęłam na etykietę i zobaczyłam dane mężczyzny mieszkającego obok, dlatego przytaknęłam.

Moje relacje z sąsiadem były raczej neutralne. Prawdę powiedziawszy Calum Williams trochę mnie przypominał. Uprzejmy, ale zdystansowany, jakby od razu założył, że nie mamy o czym rozmawiać. Nie przeszkadzało mi to tak naprawdę, bo właściwie niewiele czasu spędzałam w domu. Pracowałam do piątej, chodziłam na siłownię, by zminimalizować skutki podjadania słodyczy, a kiedy wracałam do siebie, jedyne, co byłam w stanie zrobić, to położyć się na kanapie przed telewizorem.

Wprowadziliśmy się mniej więcej w tym samym czasie i choć dzieliło nas kilka metrów, nigdy nie spędzaliśmy razem czasu, mimo podobnego wieku. Właściwie to chyba jego praca wiązała się z podróżowaniem, ponieważ często widziałam go na korytarzu z torbą podróżną, ale nigdy nie zapytałam o szczegóły.

— Dziękuję. — Podpisałam odbiór na tablecie i oddałam mu jego własność.

— Pomóc wnieść ją do mieszkania? — zapytał kurier, szczerząc się.

— Nie, dziękuję.

— Nalegam, karton jest bardzo ciężki i to aż wstyd, by sama musiała się pani z nim szamotać.

Zerknęłam na niego i znowu to dziwne uczucie niepokoju przemknęło wzdłuż kręgosłupa.

— Za chwilę przyjdzie mój chłopak, który mi pomoże — powiedziałam, siląc się na uśmiech.

Jakby na potwierdzenie tych słów usłyszałam:

— Kochanie, wróciłem.

Calum Williams we własnej osobie szedł w moim kierunku, a jego szeroki uśmiech, który widziałam chyba po raz pierwszy w życiu, sprawił, że zamarłam na moment. Mężczyzna był znacznie wyższy ode mnie. Miał smukłe, ale wyrzeźbione ramiona, które opinała skórzana kurtka. Ciemne loki niekiedy wyglądały, jakby dopiero wstał albo niespokojnie przeczesywał je palcami. Jednak to jego wzrok zawsze sprawiał, że moje wnętrzności skręcały się z oczekiwania. Jasnozielone tęczówki z żółtymi plamkami potrafiły wyrażać znacznie więcej emocji niż słowa.

— Nareszcie — westchnęłam zirytowana.

— Wybacz, słonko, lot się opóźnił. Wszystko ci wynagrodzę. — Uśmiechnął się leniwie i pocałował mnie w skroń. — Obiecuję, że będę bardzo delikatny. — Zniżył głos i popatrzył mi w oczy.

Rzadko kiedy zdarzało mi się dobrze reagować na obecność mężczyzny. Cechował mnie naturalny brak zaufania do ludzi. Dlatego moje ciało rozluźniało się dopiero mniej więcej na piątej randce. Choć nigdy nie byłam aż tak blisko Caluma, w tym momencie czułam, że nie stanowił dla mnie zagrożenia.

— Czasem lubię, gdy jesteś nieco niegrzeczny — odpowiedziałam podobnym tonem, czego najwyraźniej się nie spodziewał, bo jego oczy nieco się rozszerzyły. — Dziękujemy za paczkę, damy sobie radę — powiedziałam do kuriera, który nadal się na nas gapił.

Zmieszany mężczyzna odwrócił wzrok i odszedł w kierunku klatki schodowej.

— No, no, no, sąsiadko. — Calum popatrzył na mnie z uznaniem.

— Nie waż się tego komentować — zastrzegłam i odepchnęłam go od siebie. — Zabieraj to pudło sprzed moich drzwi.

— Ach, sama słodycz wydobywa się z twoich pięknych ust — zakpił i przesunął karton. — Swoją drogą, masz gościa albo spodziewasz się takowego?

— Nie. — Zmarszczyłam brwi.

Otworzył swoje mieszkanie i zabrawszy paczkę, zniknął mi z pola widzenia. Wróciłam do siebie i nagle poczułam się jak idiotka. W korytarzu popatrzyłam na własne odbicie w lustrze.

Co ja, do cholery, wyprawiałam? Czemu robiłam coś takiego, aby przypodobać się na siłę mężczyźnie, którego ani nie lubiłam, ani jakoś szczególnie mnie nie kręcił. Fakt, miał dobre wykształcenie, niezłe maniery i przyjazną aparycję, ale na jego widok nie czułam absolutnie nic. Czy to faktycznie mogłoby sprawić, że tym razem facet wybierze mnie, a nie inną przypadkową dziewczynę? A może naprawdę miałam tak mało do zaoferowania?

Wróciłam do sypialni i zdjęłam szpilki, kopiąc je w róg pokoju. Sfrustrowana wyjęłam spinki z włosów i pomasowałam skórę. Chyba nic z tego nie będzie. Zmyłam makijaż i nałożyłam szare spodnie od dresu oraz T-shirt z logo zespołu Stray Kids. Byłam ich wielką fanką, a trasa koncertowa Maniac, wypaliła w moim wnętrzu piętno. Zdarłam całe gardło, płakałam i wracałam do domu z ogromnym uśmiechem na twarzy. Następnie poszłam do kuchni zrobić sobie jakąś kolację. Nie pozostało mi nic innego, jak wieczór przed telewizorem w samotności.

Pół godziny później, najedzona oglądałam Przyjaciół, gdy nagle wszystko zgasło. W pomieszczeniu zrobiło się dziwnie cicho. Wyciągnęłam telefon, by poświecić sobie latarką, i zorientowałam się, że na zewnątrz nie działało nawet oświetlenie uliczne.

Zadzwoniłam do administracji, ale niestety było zajęte. Zapewne inni mieszkańcy również chcieli się dowiedzieć, co się stało. Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi.

— Sąsiadko, poratuj! — Usłyszałam zbolały głos Caluma. — Porter, wpuść mnie, nie bądź taka!

Westchnęłam zirytowana i otworzyłam drzwi, świecąc w niego latarką.

— Ała! To nie jest żadne przesłuchanie! — Zakrył oczy aż nadto dramatycznym gestem.

— Czemu robisz takie zamieszanie?

— Zrób mi herbatę. U mnie wszystko jest na prąd, a jestem zmęczony po podróży.

— Nie kłam. — Przestąpiłam z nogi na nogę i popatrzyłam na niego zirytowana.

— Dobra, nudzi mi się. Posiedzimy razem? — Zatrzepotał rzęsami i uśmiechnął się głupkowato.

— Co takiego? — zdziwiłam się. — Nigdy nawet kawy razem nie piliśmy, dlaczego teraz mielibyśmy spędzać razem czas?

— Nie wiedzą, co się stało, a że mamy już wieczór, więc raczej dziś nie przywrócą nam prądu. Chyba nie zamierzasz iść spać o tej porze, co?

— Zamierzałam poczytać, ściągnęłam kilka świetnych książek na czytnik.

— Ajjj, teraz to ty oszukujesz. Słyszałem, jak oglądałaś telewizję. — Zacmokał karcąco i wyciągnął zza pleców butelkę. — Mam dobry alkohol, dostałem w prezencie i nie mam go z kim wypić.

Przechyliłam głowę patrząc na niego. Był świeżo po prysznicu. Wilgotne loki sterczały mu we wszystkie strony, a strój stanowił odzwierciedlenie mojego. Wygodne dresy i T-shirt z wizerunkiem Lewisa Capaldi’ego. Skoro miał jego merch, nie mógł być całkowicie do kitu, co?

— Jesteśmy sąsiadami od przeszło pół roku i niemal w ogóle się nie znamy. Czas to zmienić.

Zawahałam się.

— Okej.

Przepuściłam go i zaprosiłam do środka. W chwili, gdy wszedł za próg, wokoło zajaśniało światło.

— Z tą administracją też zmyślałeś? — zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.

— Chyba mnie teraz nie wygonisz? — Błysnął uśmiechem i wszedł w głąb mieszkania, gdzie trafił do salonu łączonego z aneksem kuchennym.

Wskazałam na kanapę, a on od razu zajął miejsce, rozglądając się dookoła.

— Jestem nieco zaskoczony, ale nie do końca, jeśli mam być szczery.

— Jak mam to rozumieć?

— Mieszkanie jest odzwierciedleniem ich właścicieli. Wiedziałem, że bardzo lubisz muzykę, co potwierdza twoja kolekcja płyt winylowych, ale jestem zaskoczony tym, jak ciepło jest urządzone. Mnóstwo poduszek, koc i odpowiednie oświetlenie. Chyba nawet używasz świec zapachowych. Kiedyś zastanawiałem się czy to twoje perfumy, czy coś innego. I chyba po prostu ich zapach został na tobie.

— Obwąchiwałeś mnie ukradkiem? — Popatrzyłam na niego zaskoczona.

— Byłem po prostu ciekawy. Nie mów, że ty nie zastanawiałaś się, kto mieszka po sąsiedzku. — Spojrzał na mnie wymownie.

Miał rację, dlatego potaknęłam.

— Mogę wybrać płytę? — zapytał nagle.

— Pewnie — powiedziałam zaskoczona.

Poszłam do części kuchennej i zaczęłam szykować coś na ząb, a kiedy po kwadransie wróciłam, Calum nadal przeglądał płyty.

— Nie widzisz nic dla siebie? — zakpiłam. Lubiłam pop, choć wiele osób uważało go za kiczowaty. Nie wydawało mi się, aby mój sąsiad podzielał mój gust muzyczny. — Jak wolisz, możemy włączyć Spotify albo YouTube’a.

— Tom Odell czy James Bay? — Podniósł dwie płyty. — Nie potrafię zdecydować. W głowie nadal mam widok Toma na jego koncercie, gdy skakał po fortepianie, a z drugiej strony James i jego umiejętności czarowania własnym wokalem są totalnie na innym poziomie.

— Byłam na ich koncertach i doskonale wiem, o czym mówisz — powiedziałam z uśmiechem.

Rzadko wśród znajomych znajdowałam kompana do rozmów o muzyce, a naprawdę brakowało mi tego, dlatego z miejsca dodałam mu kilka punktów do atrakcyjności.

— Który kawałek Baya przemawia do ciebie najbardziej? — Zerknął na mnie przez ramię.

Podobała mi się jego pewność siebie i swoboda, którą wokół siebie roztaczał. Zawsze doceniałam ekstrawertyków, którzy pomagali mi przezwyciężać pierwsze lęki, albo pozwalali mi się w swoim tempie zaaklimatyzować w danym otoczeniu. Cieszyłam się więc, że Calum podejmował rozmowę pierwszy i nie zachowywał się jak nadęty zarozumialec. Właściwie jego przebywanie w mojej osobistej przestrzeni wydawało mi się naturalne.

— Wszystko, co śpiewa akustycznie — powiedziałam w zamyśleniu — ale największą słabość mam do Need the Sun to Break.

— Tak jak podejrzewałem. — Uśmiechnął się i włączył winyl, po czym usiadł na kanapie, szykując dla nas drinki.

— Słuchasz popu? — Zerknęłam na niego.

Miał długie i ciemne rzęsy, a brwi wyrażały skupienie. Twarz świeżo ogolona nieco błyszczała po balsamie. Ładnie pachniał. Mój nos był bardzo wrażliwy, więc mocne zapachy często przyprawiały mnie o ból głowy. Jednak Calum posiadał coś w sobie, co zaskoczyło mnie samą. Chciałam usiąść bliżej i sprawdzić, czy będą między nami jakieś granice.

Powinnam to zrobić? Po co właściwie dziś przyszedł?

— Nie ma gatunku muzycznego, którego bym nie słuchał. Jednak to czego słucham, a co lubię, stanowi największą różnicę. Jestem dziennikarzem muzycznym, dlatego interesuję się wszystkim, co jest związane z moim zawodem.

— Poważnie? — zdziwiłam się. — To dlatego tyle podróżujesz.

Potaknął.

— Widziałem cię na kilku koncertach. — Zerknął na mnie, a w jego oczach dostrzegłam ciekawość. — Zawsze, gdy wychodzisz na miasto, jest wokół ciebie sporo ludzi, ale na koncerty chodzisz sama.

— Tak naprawdę jestem samotnym wilkiem — powiedziałam nieco żartując. — Wolę iść na koncert sama i dobrze się bawić, niż iść z kimś, kto nie rozumie mojego gustu muzycznego, albo co gorsza będzie krytykował muzykę, która w jakiś sposób mnie porusza.

Znowu się uśmiechnął, a ja mimowolnie odwzajemniłam gest. Był naprawdę przystojny, gdy jego usta rozciągały się, ukazując rząd ładnych zębów. W kącikach oczu pojawiały się niewielkie zmarszczki, a nos marszczył w zabawny sposób.

— Chyba cię polubię, Porter.

Podał mi jedną szklankę, wznosząc toast.

— Cholera, mocne — powiedziałam, biorąc pierwszy łyk.

— Odwołałaś plany ze swoim chłopakiem? — Wskazał na zmyty makijaż i mój strój.

— Nie. — Wykręciłam palce nieco zażenowana. — Jest ktoś, kto chyba mnie lubi, ale to dość skomplikowane.

— Porter — popatrzył mi w oczy — to wcale nie jest skomplikowane. O tym czy ktoś ci się podoba, decyduje kilka momentów i nie muszą to być chwile sam na sam. Jeśli po randce nie oczekiwałaś kolejnej, powinnaś dać sobie z tym spokój. Nie warto iść z kimś do łóżka, gdy jest się średnio zainteresowanym.

— To nawet nie jest na takim etapie! Tylko się całowaliśmy, nie wyobrażaj sobie za wiele.

— Chcesz wiedzieć, co sobie wyobrażałem? — Wskazałam dłonią, by kontynuował, choć czułam, że mogę tego pożałować. — Kiedy dziś zobaczyłem cię z tym kurierem, pomyślałem: musi mieć dziś seks-randkę. Kiedy kobieta tak bardzo się stara: układa włosy, robi makijaż i zakłada pończochy oraz szpilki, to oznacza jedno: ma ochotę na seks.

Zażenowanie zaczęło palić moje policzki. Mowy nie było, abym się przyznała przed nim, co chciałam zrobić.

— Miałaś bieliznę? — zapytał znienacka, a jego wzrok przesunął się po moim ciele.

— Oczywiście!

Wyglądał na zawiedzionego.

— Dla kogo tak się odstawiłaś? — Upił łyk drinka i ponownie skupił na mnie wzrok. — Chyba nie dla tego kolesia sprzed trzech tygodni.

— Skąd o nim wiesz? — zapytałam zaskoczona.

— Byłem w barze, kiedy mieliście, jak mniemam, randkę w ciemno. — Wyjaśnił. — Bawiłaś się chyba całkiem nieźle, dopóki nie położył ramienia na twoim krześle i nie przybliżył się do ciebie. Wyraźnie poczułaś się skrępowana. Wydaje mi się, że jego bajer nie do końca na ciebie działał.

Skrzywiłam się.

— Jake był w porządku — zaczęłam go bronić. Notabene nie zrobił nic, co mogłoby mnie urazić. Nie było jego winą, że zawsze tak reagowałam na mężczyzn. — Po prostu musimy się lepiej poznać.

— Pieprzenie — prychnął i pochylił się, zaglądając mi w oczy. — Czy powiedział ci, jak odjazdowo wyglądałaś tamtego wieczoru? Albo że czerwona szminka sprawia, że nie potrafi przestać patrzeć na twoje usta?

Powietrze między nami zgęstniało. I znowu te jego oczy! Miałam wrażenie, że kryje się w nich znacznie więcej, niż chce pokazać. Zagapiłam się na niego, delikatnie uchylając wargi. Był tak blisko, że musiałam wstrzymać oddech. Palce zaczęły mnie mrowić, aby jakkolwiek spróbować go dotknąć. Przeczesać tę niesforną czuprynę, albo po prostu pocałować.

— Serio? Nawet nie wysilił się na komplement? — zapytał, gdy nadal nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu.

— Powiedział, że bardzo ładnie wyglądam.

Wybuchł śmiechem po raz kolejny, roztaczając swój czar.

— Wcale się nie dziwię, czemu cię nie kręci. To jakiś totalny przegryw. Szkoda marnować czasu na takich facetów i kiepski seks.

Wiedziałam, że mnie podpuszcza, ale i tak wpadłam w jego sidła.

— Och, panie wszechwiedzący, a twoim zdaniem jak powinna potoczyć się nasza rozmowa?

Spoglądał na mnie z zawadiackim uśmiechem, po czym przysunął się w moim kierunku. Coś drapieżnego w nim było. Albo może ekscytującego? To, w jaki sposób na mnie patrzył, sprawiało, że wszystko wokół zamierało. Głos wokalisty rozmywał się w tle, a moje zmysły koncentrowały się na każdym jego geście i słowie.

— Strasznie lubię, kiedy kobiety noszą delikatną biżuterię — powiedział miękko i założył pasmo włosów za moje ucho, jakby podziwiał rząd kolczyków na moim płatku. — Wyjątkowo pasuje ci taki styl. I jeszcze te perfumy. — Obniżył ton. — Gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, z chęcią bym sprawdził, czy smakujesz tak samo dobrze, jak pachniesz.

Zaschło mi w ustach. W żołądku jakby stado motyli toczyło zaciekłą bitwę, chcąc wydostać się na zewnątrz. Podobało mi się to, co widziałam w jego oczach, dlatego podjęłam grę. Musiałam zrobić kolejny krok naprzód, bo oczekiwanie tego, co mogłoby się wydarzyć, ciążyło mi z każdą minutą.

— Muszę cię rozczarować, bo nie zamierzam wyjść stąd, dopóki nie zjem deseru. — Uniosłam zaczepnie brwi.

— A podzielisz się swoim ciastkiem? — Przechylił głowę, a jego wzrok spoczął na moich ustach.

Wow. Chciałam, by przysunął się jeszcze bliżej. Z tej odległości czułam zapach wyjątkowo przyjemnego żelu pod prysznic i nagle zapragnęłam sprawdzić, jak komponował się na jego skórze.

Zamrugałam kilka razy, po czym odchrząknęłam.

— Okej, to było w porządku — powiedziałam, odsuwając się od niego.

— Myślę, że podobało ci się bardziej, niż chcesz przyznać. — Puścił mi oczko. — Naprawdę jesteś nieśmiała?

— Zależy, o co pytasz. U mnie wszystko sprowadza się do poczucia komfortu. Bardzo trudno idzie mi otworzenie się na nową znajomość.

— Nam chyba nie wychodzi to wcale tak tragicznie — zauważył trafnie, a ja musiałam się z nim zgodzić. — Z jakiegoś konkretnego powodu nie akceptujesz swojego wyglądu? — Zmarszczył brwi, jakby sam ten pomysł mu się nie podobał.

— Wydaje mi się, że po prostu za bardzo uzależniałam poczucie własnej wartości od innych. Walczę z tym, starając się robić to, na co mam ochotę i co mi przynosi radość.

— Jak chodzenie samotnie do kina — wtrącił, a ja przytaknęłam.

— Chyba po prostu nie jestem typem kobiety, którą zaprasza się na randki. Musi być we mnie coś wyjątkowo odstraszającego, co nie pozwala mi zatrzymać faceta. Zawsze znajdzie się ktoś ładniejszy, fajniejszy albo bardziej cool. — Skrzywiłam się. — A mnie po prostu marzy się intymność zbudowana od podstaw. Abym czuła ekscytację podczas pocałunku, abym wiedziała, że komplement, który mówi, jest szczery i że naprawdę pragnie mnie — nie tylko w aspekcie fizycznym. Jasne, może oglądam żenujące filmy, słucham oklepanej muzyki, ale to część mnie.

Nie potrafiłam uciec od jego badawczego spojrzenia. Jeszcze nigdy nikt nie patrzył na mnie z taką mieszanką uczuć, która wyrażała zainteresowanie, jak i fascynację. Podniecenie łaskotało wnętrze mojego brzucha i z każdą chwilą czułam się jeszcze bardziej zrelaksowana.

— Jesteś naprawdę cool, więc nie widzę potrzeby, abyś miała się zmieniać. Gust to kwestia subiektywna, wiem o tym znacznie więcej niż wszyscy inni. Dla przykładu, kiedyś widziałem cię wychodzącą z kina, całą zasmarkaną i ogólnie… bardzo rozemocjonowaną. — Wykonał bliżej nieokreślony gest. — Chciałem podejść i zapytać czy wszystko okej. A wtedy ty zadzwoniłaś do kogoś i powiedziałaś: „Dobrze, że nie nałożyłam makijażu, bo to była absolutnie najpiękniejsza rzecz, jaką widziałam”.

Zakryłam twarz zażenowana.

— Szybko się wzruszam — potaknęłam. — Ja raczej miałam cię za odludka — powiedziałam szczerze, na co roześmiał się głośno. — Nigdy nie okazałeś chęci, by jakoś zapoznać się.

— Widywałem cię na randkach, dlatego raczej to nie moja bajka, by pchać się tam, gdzie nie potrzeba.

— To przez moich znajomych. Nie znoszę, gdy to robią — jęknęłam. — Ogólnie nie lubię niespodzianek i wszystkiego, co wiąże się z utratą kontroli, ale te randki najbardziej mnie denerwują. Lubię moich przyjaciół, ale te złote rady typu: umów się na randkę przez Internet, to totalna porażka. Gdyby to faktycznie było dla mnie takie proste, uwierz mi, zrobiłabym to.

— Więc po prostu nie potrafisz znaleźć odpowiedniego faceta do łóżka — podsumował.

— Jesteś bardzo dosadny.

— Lubię nazywać rzeczy po imieniu. Mnie również ciężko znaleźć odpowiednią partnerkę. Nie kryję tego, że przez większość moich związków wszystko było po prostu okej. Nawet w tej początkowej fazie. Zdaję sobie sprawę, że to nie była wina tych dziewczyn, bo były świetne. Posiadały listę samych zalet, ale, mimo wszystko, choć pod względem partnerskim dobrze nam się układało, tak łóżko nie zawsze było idealne. Prawdziwa intymność nie zdarza się zbyt często.

— Żebyś wiedział! — potaknęłam ochoczo. — Lubię się całować, lubię być dotykana, ale nie zawsze faceci zabierają się do tego w odpowiedni sposób. W dużej mierze to moja wina, bo zazwyczaj nie ma szans na macanki przed piątą randką i chyba nie jestem warta takiego zachodu, ale…

— Co takiego? — Zaśmiał się, przerywając mi. — To największa bzdura jaką kiedykolwiek usłyszałem. Chcesz usłyszeć, co sobie pomyślałem, kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem?

— Będzie to coś zboczonego?

— Rozmawiamy otwarcie. Wychodziłaś akurat na miasto, odstawiona, jakby cały Londyn miał należeć do ciebie. Pomyślałem, że ten, którego przyprowadzisz do domu, będzie cholernym szczęściarzem, bo ja oddałbym wszystko w tamtym momencie, nawet niesamowicie wysoką kaucję za tę żałosną chatę, abyś pozwoliła się pocałować. Tamtej nocy waliłem sobie konia, wyobrażając sobie twoje usta.

Po raz pierwszy coś takiego usłyszałam od faceta. Choć było to wulgarne, wydawało mi się znacznie bardziej prawdziwe niż zblazowane i wymuszone komplementy, które dostawałam od innych mężczyzn. Zapewne powinno mnie to urazić, jednak wyraz jego twarzy utwierdzał mnie w przekonaniu, że taki scenariusz faktycznie miał miejsce.

Naprawdę podobałam mu się?

— Czy teraz też chciałbyś mnie pocałować?

— Czy oddałabyś mój pocałunek, gdybym to zrobił?

Przybliżył się w moją stronę, zmniejszając dystans między nami. Wyciągnęłam dłoń, która była zimna za sprawą drinka, którego wcześniej trzymałam, i dotknęłam jego twarzy. Patrzył na mnie z niemym pytaniem, delikatnie marszcząc brwi. Wygładziłam pionową zmarszczkę i spojrzałam na usta.

— Podobasz mi się — powiedziałam cicho.

— Czemu wydajesz się być tym faktem zaskoczona? Całkiem atrakcyjny ze mnie mężczyzna.

— Chodzi o to, że moje ciało fizycznie uważa cię za pociągającego. Nie czuję niezręczności ani dyskomfortu, a to naprawdę miła odmiana.

Pochyliłam się ku niemu, delikatnie go całując. Nie odpowiedział. Patrzył na mnie otwartymi oczami, a kiedy wzięłam jego górną wargę między swoje, delikatnie ssąc, z jego gardła wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk. Był to dla mnie kolejny sygnał, żeby posunąć się dalej. Przeniosłam ramiona na jego szyję, wsuwając dłonie w jego gęste loki, a wtedy on pocałował mnie tak, jak tego pragnęłam. Poczułam go aż w czubkach palców u stóp. Nie wiem, kiedy znalazłam się na jego kolanach, ale naprawdę chciałam więcej. Pieścił mnie w taki sposób, że całkowicie zapomniałam o tym, że jest kimś, kogo tak naprawdę nie znałam.

— Nic dziwnego, że lubisz się całować, skoro robisz to w taki sposób — powiedział niskim tonem. — Zaczynam żałować, że tak długo powstrzymywałem się przed przyjściem tutaj.

— Chcę więcej usłyszeć o twojej pracy — powiedziałam.

— Nie wiem, czy będę w stanie sklecić sensowne zdanie, kiedy siedzisz na mnie.

Roześmiałam się.

— Postaraj się.

Zniżyłam głos i possałam płatek jego ucha. Miałam rację, obłędnie pachniał.

— Czy to oznacza zgodę, bym mógł cię dotykać? Jestem bardzo ciekawy bielizny, którą miałaś na sobie wcześniej.

— Coś za coś. — Spojrzałam na niego przekornie. — Czemu akurat dziś przyszedłeś? — Zniżyłam głos i delikatnie polizałam zagłębienie pomiędzy jego obojczykami.

Wziął głębszy oddech zanim podjął.

— Podpisałem umowę na serię felietonów dla muzycznego czasopisma, dlatego sporo podróżuję. Przez minione pół roku więcej spałem w hotelowym łóżku niż w swoim, dlatego ostatnio dopadło mnie okropne zmęczenie.

Przesunął dłonie na moje uda, delikatnie je masując, a następnie przeniósł je na pośladki, jeszcze bardziej mnie do siebie przybliżając. Oparłam czoło o jego i przymknęłam oczy. Podobało mi się to, co robił z moim ciałem. Całkowicie poddawałam mu się, bez zbędnego skrępowania czy rozmyślania o kolejnym ruchu. Wszystko między nami wydawało się takie naturalne.

— Do wczoraj byłem w Manchesterze na koncercie — kontynuował cichym tonem, okazjonalnie składając drobne pocałunki na mojej twarzy. — Zostałem tam na kilka dni, by przeprowadzić wywiad z zespołem oraz wziąć udział w zaprzyjaźnionym podcaście muzycznym. Tam dziennikarz zapytał mnie o emocje, w związku z oglądaniem koncertów na żywo. I jasne, mogę się precyzyjnie wypowiedzieć o technicznych parametrach, warstwie tekstowej czy muzycznej. Tyle że to nie była odpowiedź na to pytanie. Zawsze, kiedy jestem wśród tłumu ludzi, obserwuję ich reakcje. Dlatego podczas naszej pogadanki przypomniała mi się pewna kobieta. Nazwałem ją Dziewczyną w deszczu.

— Ładna? — Pocałowałam go tuż za uchem, a jego dłonie niecierpliwie wkradły się pod mój T-shirt. Na mojej skórze automatycznie pojawiła się gęsia skórka.

— Śliczna.

— Podobał się jej koncert? — Głos mi się załamał, gdy uszczypnął sutek przez materiał biustonosza.

— Tańczyła jak wariatka i śpiewała każdą linijkę tekstu, nawet tego, który był w obcym języku — powiedział z uśmiechem błąkającym się po ustach. — Pomyślałem wówczas, że to musi być najlepszy czas w jej życiu.

— Czyj to był koncert? — Przeniósł usta na moją szyję, delikatnie mnie kąsając, a moje myśli zaczynały się zlewać w całość.

— The Rose, trasa The Heal.

Szeroki uśmiech wpełzł na moje usta.

— Byłam na ich koncercie w Londynie! Kochałam Woo-sunga od samego początku, zwłaszcza po usłyszeniu covera Lany ILYSB, ale to Do-joon skradł moje serce na żywo. Jego energia i prezencja na scenie to totalnie inny poziom.

— Są naprawdę świetni — potaknął i powrócił do moich ust. — Przygotowali niesamowity materiał, a trasa ma na ich fanów kojący wpływ.

— To prawda. Płakałam na koncercie, ale jednocześnie wyszłam z niego z takim lekkim sercem. Dlatego doskonale wiem, o czym mówisz.

Znowu spojrzał na mnie w taki sposób, że wewnątrz robiło mi się ciepło. Przesunął dłonią po moich włosach, po czym delikatnie ujął mój podbródek, cały czas patrząc mi w oczy. Nie panowałam nad własnym ciałem. Coraz większa ilość doznań sprawiała, że potrzebowałam czegoś więcej. Roztapiałam się pod jego spojrzeniem, a każdy pocałunek wypalał piętno na mojej skórze.

— Pytałaś czemu akurat dziś przyszedłem do ciebie. Widziałem cię na wielu wydarzeniach, obserwując z daleka, jakie wrażenia wywiera na tobie muzyka. Zastanawiałem się, jaka jesteś naprawdę. Zaintrygowałaś mnie od samego początku, ale nie było sposobności, aby poznać się bliżej. Dlatego musiałem takową wymyślić, by przekonać się, jaką osobą jest moja sąsiadka.

— I czego do tej pory się dowiedziałeś? — zapytałam na wydechu.

— Potwierdziło się, że jesteś niesamowicie seksowna. Twoje usta smakują jak niebo i naprawdę jesteś taka jak na koncercie.

— Czyli?

— Masz w sobie ogień, ale potrzebujesz iskry, aby się on rozniecił.

— Myślisz, że jesteś w stanie to uczynić? — Uniosłam jedną brew, patrząc na niego wyzywająco.

— Siedzisz na moich kolanach, a to nasza pierwsza randka. — Uśmiechnął się, ponownie łącząc nasze usta. Nie mogłam sobie odmówić jego pocałunków. — Twoje ciało mówi wszystko.

Ponownie wsunął dłonie pod mój podkoszulek i mocniej mnie do siebie przyciągnął, tak że stykaliśmy się torsami. Odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając całować się po szyi. Pieścił wszystkie wrażliwe miejsca, doskonale wiedząc, jak mnie pobudzić na tyle, bym żądała więcej. Brakowało mi tego rodzaju bliskości. Szczerej uwagi, która przynosiła korzyści nam obydwojgu.

— Nie godzę się, aby to miała być randka.

Odsunęłam się od niego i odrzuciłam włosy na plecy.

— Więc jak to nazwiesz? — Uniósł brwi.

— Spotkanie zapoznawcze? — podsunęłam. — Chcę prawdziwych randek, a nie tylko ich imitacji. Jesteś w stanie mi to dać?

Przysunęłam się w jego stronę, a nasze usta dzieliły milimetry. Nie mogłam się powstrzymać. Nie, kiedy dłońmi badał krzywiznę mojego kręgosłupa, okazjonalnie pieszcząc brzuch oraz bawiąc się na granicy gumki paska od dresów. Nie marzyłam o niczym innym jak o tym, by w końcu dotknął mnie w moim najwrażliwszym punkcie.

— Tak — powiedział na wydechu.

— Bardzo chcesz mnie zaciągnąć do łóżka, co?

— Tak.

Obydwoje parsknęliśmy śmiechem.

— Więc chyba dziś jest więc twój szczęśliwy dzień. Przenieśmy się do drugiego pokoju.

Skinęłam głową w kierunku drzwi sypialni.

Nie musiałam mu dwa razy powtarzać. Jednym ruchem podniósł mnie, trzymając za pośladki, i ruszył w kierunku drugiego pokoju. Kiedy posadził mnie na łóżku, odsunął się na kilka chwil, przyglądając mi się.

— Jesteś naprawdę śliczna, Katie. — Pochylił się i mnie pocałował. Tym razem już nie tak delikatnie, co mi się spodobało. Miałam już coraz mniej cierpliwości na subtelne pieszczoty.

— Chyba po raz pierwszy wymawiasz moje imię — zauważyłam.

— Chciałem to sobie zostawić na wyjątkową okazję.

— Planowałeś więc od samego początku zaciągnąć mnie do sypialni.

Pomógł mi zdjąć mój T-shirt i to samo zrobił ze swoim, a następnie wylądowałam plecami na miękkim posłaniu. Chwycił mnie za nadgarstki i po raz kolejny pocałował, wydobywając z mojego gardła kolejny jęk.

— Jesteś fantastyczna pod każdym względem, Katie Porter — powiedział, schodząc coraz niżej. Moje dłonie znalazły się w jego włosach, a oddech stał się urywany. — Czy to zasmarkana po wyjątkowo łzawym filmie, czy fałszująca podczas sprzątania albo szalejąca na koncercie, jakby jutra miało nie być. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

— Och, nawet nie wiesz jak mi teraz dobrze — jęknęłam, gdy zszedł na brzuch, obsypując go pocałunkami.

— Wszystko zrobimy powoli.

— Nie! Calum… ja… — Nie potrafiłam dokończyć, bo jego dłonie zsunęły moje dresy i zaczęły masować moją kobiecość.

— Obiecuję, że nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała. W każdym momencie możemy przestać.

Spojrzał mi w oczy, a ja dostrzegłam, ile szczerości w nich było.

— Wszystko w porządku — zapewniłam.

— W takim razie uśmiechnij się do mnie i ciesz się z wszystkiego, tak mocno jak ja.

***

Obudziłam się nad ranem. Calum spał, cały czas ciasno mnie obejmując. Jego ciemne włosy leżały na poduszce obok, a niesamowicie długie rzęsy rzucały cień na lekko zaczerwienione policzki. Przeczesałam palcami te urocze loki i mimowolnie się uśmiechnęłam. Po raz pierwszy przeżyłam coś tak intymnego. Pod powiekami przeplatały mi się kolejne wspomnienia z wczorajszego wieczoru, ale nie potrafiłam ich żałować. To, co widziałam w jego oczach, sprawiało, że wreszcie poczułam się swobodnie. W żaden sposób nie czułam skrępowania ani zażenowania.

Wymknęłam się do łazienki i na chwilę usiadłam w salonie z telefonem w dłoni. Musiałam coś sprawdzić. Zaintrygowała mnie wspomniana wczoraj Dziewczyna w deszczu. Znalazłam odcinek podcastu, którego był gościem i na dźwięk jego głosu ponownie poczułam skurcz w podbrzuszu. Z uśmiechem na ustach słuchałam o tym, jak mówił o muzyce.

— Odwiedziłeś wiele miejsc, widziałeś setki koncertów — powiedział prowadzący. — Kto spośród publiczności najbardziej zapadł ci w pamięć?

— Dziewczyna w deszczu — odpowiedział Calum bez zawahania. — Południowo-koreański zespół popowo-rockowy jakiś czas temu wypuścił piosenkę She’s In The Rain. Miałem okazję być na ich koncercie podczas trasy koncertowej The Heal. Wśród tłumu dostrzegłem dziewczynę, która płakała na tym utworze. Wydawało mi się, że utożsamiła się z tym tekstem, który jest bardzo piękny, ale jednocześnie niesamowicie smutny. By rozszerzyć kontekst trzeba powiedzieć, że Korea Południowa to kraj, w którym jest bardzo duży odsetek samobójstw. Dlatego mówi się, że owa kobieta właśnie chce odebrać sobie życie. Podmiot liryczny chce ją pocieszyć i być przy niej: She’s in the rain; You wanna hurt yourself, I’ll stay with you; You wanna make yourself go through the pain; It’s better to be held than holding on.

— Wow, to piękne — powiedział w zachwycie prowadzący. — „It’s better to be held than holding on” — powtórzył. — Ta linijka daje takie uderzenie. Jakby podmiot liryczny mówił: to w porządku przyjąć czyjąś pomoc. To okej być przez chwilę słabym.

— Dokładnie — potaknął Calum.

— Wróćmy jednak do tytułowej Dziewczyny w deszczu. Co było w niej takiego wyjątkowego?

— Rzecz w tym, że to moja sąsiadka. Nie znamy się za bardzo, ale jest naprawdę zapierająca dech. Strasznie mnie wkurza, że chodzi na te aranżowane randki przez jej „życzliwych” znajomych. Żaden z tych kolesi nawet nie dostrzega tego, jak cudowna, niezależna i silna jest. A najgorsze jest to, że ani jeden facet nie zadaje sobie trudu, aby postawić ją na piedestale i sprawić, aby poczuła się doceniona i ważna. Zamiast tego zachowują się, jakby łapali zdobycz. Są raczej z tych kolesi, co wyśmiewają jej upodobania filmowe czy muzyczne, jednocześnie sprawiając jej przykrość. I to nie są żartobliwe przepychanki słowne, mające na celu flirt. Oni po prostu chcą pokazać, że są ważniejsi i niestety przez to jej poczucie własnej wartości spada. Gdybyś tylko widział, jak krzyczała na koncercie: I know I don’t belong here; Why am I so insecure? — Zacmokał niezadowolony. — To strasznie frustrujące, że właśnie tak wspaniałe kobiety kończą z totalnymi dupkami.

Jak mógł tak wiele zauważyć, jednocześnie tak niewiele ze mną rozmawiając?

Wyłączyłam telefon i wróciłam do sypialni. Położyłam się obok Caluma, a kiedy wyczuł, że znajduję się obok niego, jego ramiona zamknęły mnie w szczelnym uścisku. Jakby instynktownie przesunął ustami po moim czole, a mnie ogarnął błogi spokój. Zwyczajność tej sytuacji uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. On w moim łóżku, zero niezręczności i …

— Katie, jeśli nie przestaniesz się wiercić, na tym zakończy się nasze wspólne spanie i zajmiemy się znacznie aktywniejszymi rzeczami — powiedział niskim głosem, nie otwierając oczu.

— Widziałeś mnie na The Rose — zaczęłam cicho — i mimo wszystko nadal chcesz mnie lepiej poznać.

Uśmiechnął się leniwie i po raz kolejny pocałował moje w czoło.

— Do końca życia będę ci wypominał, że stałaś z transparentem: „Nadal czekam na wasz nagi teledysk do Childchood”.

Roześmiałam się.

— Bo naprawdę czekam.

— Mam nadzieję, że zawsze taka będziesz, Katie. Nieustraszona, zabawna i pełna tych wszystkich zwariowanych emocji, które tobą targają. Nigdy nie wstydź się ich okazywać, łącznie z tymi złymi. Ludzie muszą wiedzieć, że istnieją granice. Nie pozwól im się krzywdzić, ani nie rób rzeczy, które sprawiają, że czujesz się niekomfortowo.

— Naprawdę zaczynam żałować, że nie poderwałeś mnie podczas naszego pierwszego spotkania.

— Ta fantazja nadal mnie nawiedza — jęknął zbolałym tonem.

Wstałam na moment i podeszłam do toaletki w poszukiwaniu mojej czerwonej szminki.

— Chyba nadal jesteś zmęczony po podróży, więc będę na tyle dobra, że postaram sprawić, abyś poczuł się nieco rozluźniony.

Pomalowałam usta i zdjęłam podkoszulek przez głowę, pozostając w samych koronkowych majtkach.

— Ja pierdolę, mam nadzieję, że to nie sen — powiedział jedynie, a mnie całkowicie wystarczyła jego reakcja.

Karnet na miłość

Patty Goodman

— Jesteś boski — zamruczała mi do ucha i zarzuciła na mnie swoje smukłe udo.

Jej gorące ciało, drżące i lepkie od potu, paliło mi skórę. Twarz zagłębiła w mojej szyi i muskała ją, lekko podgryzając. Nie krępowała się przy mnie oraz nie ukrywała swoich walorów, a nawet umyślnie je eksponowała. Cała June, otwarta i wyzwolona kobieta sukcesu. Pani prawnik i od ponad roku wspólnik w Callahan & Cromwell a także od sześciu miesięcy moja partnerka seksualna. Nie był to żaden związek. Zero uczuć czy zwierzeń. Zero marzeń bądź wspólnych planów. Po prostu seks bez zobowiązań i na tym koniec.

Nie odpowiedziałem na zaczepki, po prostu zrzuciłem jej kolano i usiadłem na łóżku. Przetarłem dłońmi twarz i włosy. Coś czułem, że ta grzecznościowa wymiana zdań, tuż po szybkim numerku, może zmienić się w smędzenie o zmianach w naszej relacji.

Ta kobieta zaczynała mnie już coraz bardziej irytować. Chociaż na seks nie mogłem narzekać — zawsze chętna, gotowa i namiętna — to nagle włączył jej się syndrom wicia gniazda. Coraz częściej pieprzyła o kolejnym kroku, stabilizacji i etapach życiowych.

A co może być po seksie? Nuda, przykre obowiązki oraz monotonia. Dokładnie to czego nie znosiłem i w najbliższej przyszłości nie planowałem.

— Dokąd się wybierasz? Zostań jeszcze trochę. Najlepiej na noc. Chociaż dzisiaj… — marudziła w poduszkę.

— Wiesz, jak to działa June, i nie ukrywałem, jak to będzie wyglądało. Zgodziłaś się, więc przestań robić to, co robisz — powiedziałem i wstałem z posłania.

Byłem wykończony, ale spełniony. Moje ciało zrelaksowało się, a umysł nie chciał teraz kolejnej kłótni o coś, co nigdy się nie wydarzy.

— A co ja takiego robię? Proponuję ci tylko drugą rundę i pyszne śniadanko. Czy to źle? — jęknęła i przewróciła się na plecy, wlepiając we mnie swoje błękitne oczy.

Sprawnym ruchem założyłem bokserki i podszedłem po spodnie, które wisiały przewieszone przez krzesło.

— Rano mam robotę. Muszę wypocząć.

— Znowu te kobiety? Ty to nazywasz robotą? Całe dnie wdzięczysz się do bogatych bab, mógłbyś to rzucić. Znaleźć porządną pracę. Pomogłabym ci. Nie musiałbyś tego robić. Devon, proszę… — zaczęła jazgot.

Jak ja nie cierpiałem takiej gadki. Smęcenia o zmianach, poważnym życiu, ciepłych kapciuszkach i gazetce przed telewizorem.

— Dobrze wiesz, że nie zrobisz ze mnie potulnego misia i tatuśka dla swoich dzieci. Nie jestem stworzony do życia w parze. Mnie jest dobrze tak, jak jest.

Zacząłem ubierać się z prędkością światła. Zanosiło się na dłuższą dramę.

Spodnie i koszulka znalazły się na swoim miejscu w ułamku sekundy. Zapiąłem pasek, spoglądając na kobietę, która siedziała na łóżku z roztrzepanymi blond włosami, za które jeszcze kilka minut temu ciągnąłem w ekstazie.

— Ty się nie zmienisz, prawda? Nie chcesz tego. Bierzesz tylko to, co jest tu i teraz, i nic w zamian — kontynuowała.

— June, daj spokój. Dostałaś to, co chciałaś z wzajemnością. Już o tym rozmawialiśmy. Tylko seks. Nie rób mi tu kłótni małżeńskiej i nie udawaj zranionej dziewicy. Dobrze wiedziałaś, na co się piszesz — powiedziałem, nie ukrywając znudzenia.

Zarzuciłem skórzaną kurtkę na szary podkoszulek i byłem gotowy do wyjścia.

— Tak, wiedziałam, ale nie sądziłam, że to będzie takie trudne. Nie mogę znieść, że całe dnie usługujesz innym kobietom, kiedy ja…

— Kiedy ty co… June? — warknąłem i odwróciłem się do niej, zaciskając zęby.

Miałem po dziurki w nosie tej histerii.

— Kiedy ja… czekam i tęsknię…

Kobieta stanęła, zagradzając mi drogę do drzwi i zaczęła łasić się jak kotka, obcałowując mi szyję.

— Przeginasz…

— Powiedz, że nie sypiasz z żadną, że nie dotykasz ich tak jak mnie… — wysapała i zaczęła nerwowo obłapiać moje całe ciało, jakby chciała więcej niż to, co robiliśmy przed chwilą.

— Daj spokój! — złapałem jej rozdygotane dłonie. — Nie sypiam z klientkami i dobrze to wiesz.

— Ja też byłam twoją klientką, a teraz co? Nie dziw się, że jestem zazdrosna — burknęła z wyrzutem i oswobodziła ręce z mojego uścisku.

Ta huśtawka nastrojów była nie do zniesienia. Bawiło mnie to i wkurzało jednocześnie. Od napalonej kocicy po naburmuszoną jędzę. Jej zadarty nos i nadąsana mina oraz gniewny wzrok powodowały, że byłem pewien, że najwyższy czas opuścić nie tylko to mieszkanie. Stała wpatrzona w moją twarz z miną władczyni absolutnej. Jakby była przekonana o tym, że miała prawo mówić do mnie w ten sposób. Jakby to, co mówiła, miało na mnie jakikolwiek wpływ. Jakby cokolwiek była w stanie we mnie zmienić. Nie ze mną te numery, June Gibson.

— W naszej relacji nie ma czegoś takiego jak zazdrość, zapomniałaś?

Chwyciłem za klamkę, by ewakuować się z apartamentu.

— Mam nadzieję, że kiedyś ktoś potraktuje ciebie w ten sam sposób, ty egoisto, nimfomanie…

— O już, już. Uspokój się, Gibson. Takie słownictwo nie przystoi pani prawnik. — Zaśmiałem się szyderczo i opuściłem mieszkanie, nawet się nie oglądając.

Zanim wsiadłem do windy słyszałem jeszcze obelgi skierowane pod moim adresem. Wiedziałem, że wystarczy weekend bez mojego towarzystwa, aby panna Gibson wróciła do mnie na kolanach, i to dosłownie.

Ruszyłem autem w drogę powrotną do domu. Dzięki mojej nietypowej, za to dobrze płatnej pracy, wynajmowałem równie okazały apartament, co moja kochanka, tyle że na uboczu. Wolałem spokojniejszą okolicę, a poza tym nie chciałem rzucać się w oczy.

Mój fach wymagał przede wszystkim dyskrecji. Zawodowo byłem mężczyzną do towarzystwa, ale nie byle jakim. Byłem najwyżej w hierarchii ekskluzywnych żigolaków. Moje usługi zawsze miały charakter elitarny. „Luksusowy pan do towarzystwa dla dojrzałych i wyjątkowych kobiet”. Taki slogan widniał na mojej stronie internetowej i na grupie dla singli. Miałem dwie żelazne zasady: zero seksu i żadnych randek z facetami. O ile czasem zdarzyło się tę pierwszą zasadę lekko nagiąć, tak z drugą nie było mowy o jakichkolwiek ustępstwach.

Wszedłem do mieszkania i rzuciłem klucze na blat. Padałem na twarz z wykończenia. Ta mała June może miała kłótliwą naturę, jak to prawnik, ale umiała „bawić się w te klocki”. Tylko czy umówiony seks dwa, trzy razy w tygodniu był tego wart? Coraz częściej suszyła mi głowę przez co wszystko straciło swój sens i urok. Należało zakończyć tę znajomość, i to jak najszybciej. Bez problemu znajdę zastępczynię i na jakiś czas będzie spokój.

Prysznic ukoił trochę rozgrzane i spracowane mięśnie, powodując, że natychmiast odczułem ulgę. Ciało to mój warsztat pracy, dlatego dbałem o nie z odpowiednim namaszczeniem. Dieta i siłownia trzy razy w tygodniu pozwoliły mi utrzymać kondycję i rzeźbę. Kobiety nie płacą za gościa z oponą na brzuchu, dla którego jedynym wysiłkiem jest przerzucanie kanałów telewizyjnych. Tym bardziej ekskluzywny chłopak do wynajęcia musi mieć odpowiednie warunki. Szeroka klata, wąskie biodra, krata na brzuchu to wymóg konieczny, by w ogóle zostać zauważonym w „branży”. Konkurencja jest przeogromna, tym bardziej na najwyższym szczeblu. Już nie wystarczy przystojna buźka i napakowana klata. Trzeba było oprócz wyglądu mieć klasę i umieć brylować w towarzystwie. Bogate babki płaciły za możliwość pokazania się nie tylko z seksownym gościem, ale z wartościowym mężczyzną, który musiał być w nie zapatrzony. Gdy spełniło się te kryteria, można było liczyć na najwyższe stawki, które bez problemu płaciły zaniedbane żonki, ambitne singielki czy wesołe rozwódki.

A ja posiadałem wszystko to, co było potrzebne. Ukończyłem nauki społeczne na wyższej uczelni, bez wyróżnień, ale zawsze. Dzięki swoim zdolnościom sportowym i wyczynom na boisku miałem pełnopłatne stypendium. Może nie byłem typem mózgowca, ale udało się to zrobić tylko dzięki trenerowi, który nie raz wybawił mnie z kłopotów. Języków liznęło się trochę tu to tam, więc nie było z tym całkiem najgorzej. Mimo wszystko, nie widziałem się jako urzędnik siedzący za biurkiem. Zawsze byłem wolnym duchem, a z domu nie wyniosłem zbyt wiele pozytywnych wartości. Dlatego gdy pod koniec studiów okazało się, że jest możliwość dorobienia parę groszy w nietypowy sposób, skorzystałem z wielką ochotą. Proszenie starych o kasę nie wchodziło w grę, zwłaszcza gdy matka skupiała się na kolejnym kochasiu. Ojca natomiast bardziej interesował baseball niż jego własny syn.

Zawsze byłem duszą towarzystwa i flirtowanie z dziewczynami miałem w małym paluszku. Na początku podobało mi się bajerowanie babeczek, tym bardziej, gdy mogłem zarobić łatwym sposobem niezłą kasę. Zdarzyło mi się też sypiać z niektórymi, przecież byłem młodym chłopakiem. Po jakimś czasie nabrałem ogłady i awansowałem do wyższych grup społecznych, gdzie kasa lała się strumieniami, a bogate babki nie skąpiły mi na wygląd, ciuchy czy wakacje na Hawajach tylko po to, by móc poczuć silne męskie ramię obok siebie. Miałem wszystko na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba było umiejętnie nimi pokierować. Tak, by te samotne kobiety czuły się docenione i piękne. Sypianie z klientkami przestało mi odpowiadać, bo seks zawsze komplikował sytuację. Musiała być naprawdę gorąca, bym skusił się na coś więcej. Od dłuższego czasu preferowałem tylko romantyczne spotkania za kasę i na tym koniec, o dziwo większości z tych kobiet tylko o to chodziło.

Osuszyłem ręcznikiem ciało i ruszyłem nagi do kuchni w poszukiwaniu zimnego piwka. Wyjąłem z lodówki butelkę z napojem i pospiesznie odkapslowałem. Wreszcie mogłem zaspokoić dręczące mnie pragnienie. Usiadłem przy dużej wyspie kuchennej i sięgnąłem po terminarz w czarnej oprawie, który rano zostawiłem na marmurowym blacie. W nim zapisywałem wszystkie umówione spotkania oraz kilka kluczowych informacji o następnej klientce. Otworzyłem kalendarz w miejscu tasiemkowej zakładki i przełożyłem kartkę na kolejną stronę. Na środku widniał wielki napis, który kilka dni temu wykaligrafowałem: „Weekendowe spa w Northwille”. Zapatrzyłem się w zapisane informacje na dole.

— Amber Owens — przeczytałem na głos.

Dopiero uświadomiłem sobie to nietypowe zlecenie. Miałem jechać na jakieś trzy dni na zadupie by skorzystać z pakietu odnowy biologicznej z jakąś brzydulą.

Zgodziłem się, lecz niechętnie. Tylko podwójna kasa i weekend pełen relaksu mnie przekonał, ale nie znosiłem takich niejasnych sytuacji. Nie miałem pojęcia, kim była moja klientka. Niewyraźne zdjęcie dołączone do maila odtworzyłem w pamięci i obstawiałem, że dziewczyna urodą nie grzeszyła. Wszystko, co wiedziałem, to jedynie tyle, ile udało mi się dowiedzieć przez telefon od jej przyjaciółki Tracy: „Kobieta, trzydzieści lat, brunetka, ładna. Weekend jest jej potrzebny, a przede wszystkim towarzystwo kulturalnego mężczyzny” — jakoś tak to brzmiało. Takie atrakcje za tę kasę mogłem maszkaronowi zapewnić. Pierwsza transza przelewu doszła na czas, więc nie było innego wyjścia, jak pojechać w umówione miejsce. Z moją weekendową poczwarą miałem spotkać się w hotelu. Czekał mnie długi i trudny weekend, dlatego padłem na łóżko jak kłoda. Dźwięk przychodzącej wiadomości obudził mnie, gdy na chwilę odleciałem. Zmrużyłem oczy, po czym sięgnąłem ospale po telefon i odczytałem:

„Nie wiem, co mi odbiło. Mnie też jest dobrze tak, jak jest. Do następnego spotkania”.

Wiedziałem, że pani prawnik długo nie będzie się boczyć, ale nie sądziłem, że zmieni zdanie tak szybko. Nic nie odpisałem. Nie miałem ani ochoty, ani siły. Temat June Gibson już się dla mnie skończył. Nim zdążyłem wykombinować, jak się jej pozbyć, zasnąłem jak dziecko.

***

Ten ranek był zapowiedzią koszmarnego dnia, tego byłem pewien. Nic nie układało się tak, jak powinno. Blender odmówił współpracy, gdy próbowałem zrobić sobie mój ulubiony koktajl białkowy z płatkami orkiszowymi. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że połowa napoju wylądowała na mojej twarzy i koszulce. Mimo wszystko to był tylko drobny incydent, ale dalej było już tylko gorzej. Co prawda trening poszedł sprawnie i bez komplikacji, jednak mandat za wycieraczką skutecznie popsuł mi humor. W dalszym ciągu najgorsze było jeszcze przede mną. Wychodząc z pralni wjechał we mnie kurier na rowerze, w wyniku czego skręciłem kostkę i trafiłem do szpitala na izbę przyjęć.

Pół dnia spędziłem w poczekalni, nim ktokolwiek raczył mnie przebadać. Nawet wrodzony urok oraz wdzięk wyparowały, gdy walczyłem o życie umierając z powodu nieznośnego bólu w kostce. Na szczęście, po kilku badaniach, okazało się, że uraz był niegroźny, mogłem wrócić do domu. Dostałem receptę na maść, stabilizator na nogę a także bandaże elastyczne na kilka najbliższych dni.

Zastanawiałem się, jak odwołać moje zlecenie. Przecież byłem niedysponowany, a od kilku godzin powinienem być w Northwille. Odnalazłem w komórce numer telefonu do przyjaciółki brzyduli, która uzgadniała ze mną szczegóły wyjazdu. Półgodzinna rozmowa i ból mojej nogi nie przekonały dziewczyny, która szła w zaparte, wymagając ode mnie stawienia się na miejscu. Nawet zwrot kasy jej nie satysfakcjonował. Podobno ta cała Amber była już w hotelu, a moja rozmówczyni wraz z innymi znajomymi złożyli się na ten wyjazd i kolejny raz nie wchodził w grę. Co prawda miałem to w dupie, ale jak kobieta zaczęła straszyć mnie odpowiednią reklamą na wszystkich stronach internetowych, dałem za wygraną.

Nie pozostawało mi nic innego, niż jechać do tej zatęchłej dziury by podawać się za miłego gościa dla jakiejś poczwary. Noga nie bolała i nie dokuczała mi podczas drogi. Może dlatego, że łyknąłem końską dawkę leków przeciwbólowych. Ośmiogodzinna trasa minęła bez jakichkolwiek niespodzianek. Do niewielkiego hotelu na obrzeżach Northwille trafiłem przed północą. Nie marzyłem o niczym innym niż o łóżku, a przede wszystkim zdjęciu stabilizatora z nogi. Pokuśtykałem z torbą do recepcji, gdzie otrzymałem kartę do pokoju z informacją, że pani Owens zameldowała się wcześniej. Nie obyło się bez ironicznych uśmiechów czy dziwnych spojrzeń, ale do tego byłem przyzwyczajony. Ruszyłem do windy i wjechałem na pierwsze piętro. Szedłem szarym korytarzem w poszukiwaniu numeru pokoju. Po chwili stałem przy drzwiach przykładając kartę. Cichy dźwięk oznajmił, że zamek odblokował się, więc chwyciłem za klamkę i wszedłem do środka.

— Halo? Jest tu pani? Pani Owens? — zawołałem, ale nic się nie wydarzyło.

Zrobiłem dwa kroki do przodu, a następnie rozejrzałem się po sporym pomieszczeniu. Dwa łóżka stały w centralnej części. Sądząc po rozbabranej białej pościeli, moja lokatorka zajęła posłanie od strony balkonu, za to na drugim rozgościła się z ubraniami. Podniosłem koronkowe czarne majtki i rozłożyłem z ciekawości. Nie byłem zboczeńcem, chciałem jedynie ocenić, jaki rozmiar nosi moja klientka. Przyglądałem się bieliźnie przez chwilę i naciągałem gumkę w pasie, ale z zadowoleniem stwierdziłem, że nie mam do czynienia z wielorybem.

— Zostaw to, zboku, i ani drgnij. — Usłyszałem za sobą czując zimną lufę na karku.

Zaskoczony grzecznie podniosłem ręce.

— Pani Amber Owens? Jestem… — zacząłem, wpatrując się przed siebie, starając się wytłumaczyć moje zachowanie.

Pospiesznie wyrzuciłem czarne figi, które nadal trzymałem w garści.

— Gówno mnie obchodzi, kim jesteś. Zaraz będzie tu policja i ochrona hotelu. — Usłyszałem ostry głos i poczułem mocniejsze szturchnięcie tępym przedmiotem w potylicę.

Nie sądziłem, że z brzyduli taka ostra babka.

— Nie radzę ich tu sprowadzać, bo wyda się, że wynajęła pani żigolaka, a teraz robi aferę na cały hotel… — powiedziałem, ale przerwała mi, wciskając żelastwo jeszcze mocniej w kark.

— Co ty pieprzysz, zboku? Nikogo nie wynajmowałam — warknęła wściekle.

— Pani nie, ale Tracy tak! Jestem do pani dyspozycji przez trzy dni, a zważywszy na porę dnia to raczej dwa, dlatego proszę nie trzymać mnie na muszce, bo dzisiaj mam naprawdę kiepski dzień — wytłumaczyłem i westchnąłem przeciągle, jednak dalej stałem nieruchomo, czekając na ruch kobiety. Nie widziałem jej twarzy, a nie chciałem ryzykować. Wkurzona baba to nieprzewidywalna baba.

Widać trafiła mi się kompletna wariatka.

— Tracy? Jaka Tracy? — zapytała podejrzliwie, ale w jej głosie wyczułem lekkie zawahanie.

— Tracy, pani przyjaciółka… — Szukałem w głowie odpowiedniego nazwiska — P…P …Powell — sapnąłem z ulgą, gdy wreszcie przypomniałem je sobie.

— Jeszcze raz. Co ty mówisz? — Usłyszałem za sobą i poczułem ponownie zimny przedmiot tuż przy moim uchu.

— Proszę zadzwonić do swojej przyjaciółki i z nią to uzgodnić. Ja spokojnie poczekam, nawet za drzwiami, jeśli poczuje się pani pewniej — wypaplałem pospiesznie.

— Wynocha! — Nim zdążyłem się odwrócić, kobieta wypchnęła mnie za drzwi.

Usiadłem zrezygnowany na ziemi, by zdjąć ustrojstwo z nogi. Westchnąłem z ulgą, gdy pozbyłem się usztywniacza. Facet, który mijał mnie na korytarzu, pokiwał głową ze zrozumieniem, ale poszedł dalej bez słowa. Nie mam pojęcia, ile czasu tak spędziłem, gdy nagle drzwi się otworzyły, a ja runąłem plecami do środka. Leżałem na wznak i patrzyłem na nachylającą się nade mną postać dziewczyny.

Wielkie czekoladowe oczy ozdobione falbanami z czarnych rzęs patrzyły wprost na mnie. Przekrzywiłem głowę, by spionizować ten niesamowity obraz.

— Właź. Musimy obgadać sprawę. — Panna Owens zmarszczyła czoło po czym odsunęła się od drzwi.

Wstałem z trudnością i chwyciłem usztywniacz.

Pokuśtykałem do pokoju i znowu mnie zamurowało, gdy spojrzałem na tę drobną osóbkę. Była śliczna, wyglądała jak seksowny, eteryczny, baśniowy elf. Długi, zebrany na czubku głowy, ciemny kucyk kołysał się na boki. W luźnych szortach i szerokim podkoszulku nie było widać figury, ale sądząc po smukłych nogach oraz ramionach posiadała szczupłe ciało.. Krążyła po pomieszczeniu, wzburzona, w tę i z powrotem jak tygrys w klatce. Małe piąstki były zaciśnięte, policzki zaczerwienione, pełne usta poruszały się szybko, bezgłośnie wypowiadając przekleństwa. Stanęła pośrodku pokoju i złapała się za głowę.

— Nie mogę uwierzyć, że te wariatki to zrobiły! — krzyknęła i zaczęła wymachiwać rękoma. — To dlatego ten weekend, żadna wygrana, tylko cholerny spisek!

— Mógłbym sięgnąć do torby po tabletkę? — zapytałem niepewnie, bo moja noga i głowa zaczęły spór o to, która będzie bardziej dokuczliwa w bólu, a zapowiadało się na dłuższy dialog. Rozejrzałem się ostrożnie, tym bardziej że nie byłem pewien, gdzie odłożyła broń.

— Cholera… Tyle kasy wydały i wynajęły mi chłopa do towarzystwa. Całkiem im odbiło! Cholerne pipy! Już ja im pokażę, niech tylko wrócę do domu. Wszystkim się oberwie, po kolei.

Wstałem z krzesła, na którym przysiadłem chwilę wcześniej, i ruszyłem, kuśtykając w stronę swojej torby.

— A ty dokąd, zboku?! — Wyprostowała się nagle i wycelowała we mnie palec.

— Mówiłem, po tabletkę… — Wskazałem na swoje rzeczy leżące na podłodze przy łóżku.

— Boże! One nic nie potrafią dobrze załatwić. Nawet to! Ze wszystkich męskich dziwek w Stanach zafundowały mi niepełnosprawnego lekomana. Skąd one cię wzięły? Z wyprzedaży? — jęknęła, wywracając oczami.

— Nie prostytuuję się. Kobiety płacą mi tylko za towarzyszenie. Nie oferuję nic więcej — odparłem, wyjmując opakowanie z proszkami.

— Jaka szkoda, bo ja nie chcę twojego zakichanego towarzystwa. Bierz swoje rzeczy i sajonara, Dave — warknęła w moim kierunku.

— Devon. Mam na imię Devon i nigdzie się nie ruszę. Boli mnie noga, którą dzisiaj skręciłem, a podróż tu zajęła mi cholerne osiem godzin. Poza tym, jeśli nie wykonam zlecenia, twoja kumpela zniszczy mi karierę i nie zapłaci reszty kasy, więc tym bardziej nigdzie się stąd nie ruszę, skoro już tu trafiłem — odparłem i przysiadłem na łóżku.

Tak naprawdę miałem wszystkiego dość. Potrzebowałem tylko drzemki i tabletki przeciwbólowej.

— Spokojna głowa, one niczego nie potrafią dobrze zrobić, więc o swoją „karierę” nie musisz się martwić, ale dobra. Skoro tak, to chcę byś mi towarzyszył do recepcji — powiedziała i chwyciła się pod boki.

— Serio? Teraz mam tam z tobą iść? Jest prawie pierwsza w nocy.

— Chyba nie myślisz, że zostawię cię sam na sam z moimi majtkami! — burknęła.

— Co za wariatka — szepnąłem do siebie, ale podniosłem się do pionu.

Klient nasz pan. A w tym wypadku — pani — i to ostro szurnięta.

Kuśtykałem za nią przez cały korytarz, aż do windy, klnąc w myślach, że przyjąłem to zlecenie. Na dole nie czekając na mnie, pędem pobiegła do hotelowej recepcji. Na szczęście na wielkim holu snuło się tylko kilka pojedynczych osób. Nikt na nikogo nie zwracał uwagi. Nim dotarłem na miejsce, usłyszałem gniewne pomruki wściekłej dziewczyny. Mężczyzna za kontuarem był już czerwony ze złości, a ta wariatka podnosiła głos coraz bardziej. Jakby krzykiem kiedykolwiek można było cokolwiek załatwić.

— Jak to nie ma? W całym hotelu? Nic? A co mnie obchodzi, że macie komplet? Może jakiś składzik dla Dave’a?

— Devon nie chce składziku i przepraszam pana za moją koleżankę. Nie wzięła leków. Chodź, kochanie — powiedziałem, obejmując ją w pasie, przysuwając bliżej do siebie i odciągając siłą na bok.

— Puść mnie zboczeńcu — wysyczała przez zęby lekko zaskoczona.

— Jeśli nie przestaniesz, to oboje nie będziemy mieli gdzie spać. Spójrz na tego gościa, już tylko krok dzieli go od tego, by nas stąd wywalić. Idź grzecznie do windy i przestań robić przedstawienie — wyszeptałem jej do ucha pospiesznie — chyba że masz ochotę spać pod chmurką na tym pustkowiu.

Dziewczyna o dziwo przestała się szarpać i uśmiechnęła się krzywo. Słodki zapach włosów pieścił moje nozdrza, a jej fizyczna bliskość powodowała nagłe bicie serca. Nawet w takiej chwili reagowałem na dotyk i aromat tego kobiecego ciała. Puściłem jej ręce i pozwoliłem iść samodzielnie do windy. Najwyraźniej dzisiejszy dzień dał mi w kość i nawet dostałem dziwnej arytmii.

W osobliwej ciszy weszliśmy do pokoju. Byłem zmęczony i miałem dość przygód na dziś. Dziewczyna najwyraźniej też nie miała ochoty wracać samotnie kilka godzin do domu.

— Już po pierwszej. Powinniśmy się położyć — odparłem i zerknąłem na zamyśloną kobietę.

— Skąd mam pewność, że w nocy nie dobierzesz mi się do bielizny?

Zabrała rzeczy z łóżka przede mną i wrzuciła wszystko do torby, obserwując każdy mój ruch.

— Mówiłem już, że nie sypiam z klientkami. Nie musisz się niczego obawiać. Możesz spać spokojnie — powiedziałem i usiadłem na posłaniu.

— Chyba nie myślisz, że spędzę noc w jednym pomieszczeniu z nieznanym mi facetem, którego jarają damskie gacie.

— Nie jarają mnie żadne gacie. Ale rób, jak chcesz, droga wolna. Ja też jestem tu zameldowany, więc nigdzie się nie wybieram. Przynajmniej do jutra — odpowiedziałem i zrzuciłem skórzaną kurtkę.

Chwyciłem z torby saszetkę z kosmetykami i ruszyłem bez słowa pod prysznic. Po kilku chwilach byłem z powrotem. Dziewczyna siedziała w tym samym miejscu, dokładnie tak jak ją zostawiłem.

— Dobra, jak chcesz. Ale informuję cię, że w tym hotelu są kamery i wszyscy widzieli, że wchodzisz ze mną do tego pokoju — wystrzeliła jak nabój z pistoletu. — A poza tym mam zdjęcia twoich dokumentów i wysłałam je Tracy, w razie gdyby coś ci odbiło. Zresztą mam broń i w razie czego zamierzam jej użyć. — Poklepała poduszkę na swoim łóżku.

— Czy ty się mnie boisz? — zapytałem, patrząc, jak szybko wstała i zaczęła krzątać się po pokoju.

— Ja? Daj spokój. Nie z takimi dawałam sobie radę — zaświergotała nienaturalnie.

Boże, to będzie najdłuższy weekend w moim życiu.

***

Gdy się obudziłem rano, mojej współlokatorki nie było w pokoju. Szybka poranna toaleta i byłem gotowy na śniadanie. Burczało mi w brzuchu, bo wczoraj przez to wszystko nie zjadłem porządnie zbilansowanego posiłku, tylko kilka przekąsek w drodze.

Noga nie dokuczała już tak bardzo jak wczoraj, więc wystarczył elastyczny bandaż, by ją trochę ustabilizować. Zjechałem windą i ruszyłem do hotelowej restauracji. Najwyraźniej wszyscy goście postanowili zjeść dokładnie o tej samej porze co ja. Rozglądałem się w poszukiwaniu klientki, ale po chwili się rozmyśliłem. Nie będę się narzucać, skoro dziewczyna nie może znieść mojego towarzystwa, zjem sam. Mam za swoje, mogłem nie kombinować i zgadzać się na takie wariackie niespodzianki. Postanowiłem, że po posiłku zadzwonię do zleceniodawczyni i ustalę, jak rozwiązać tę sytuację. Nie było sensu tkwić tu, by unieszczęśliwiać dziewczynę, która nie chciała tego typu usługi.

Z pełnym brzuchem wróciłem do pustego pokoju. Nim dobrze zamknąłem drzwi, wparowała, o mało mnie nie taranując, wściekła jak zawsze ta cała Amber.

Rzuciła mi tylko lakonicznie „z drogi”, chwyciła z torebki telefon, wymieniając wszystkie przekleństwa, jakie znałem. Ubrana była w biały szlafrok, a włosy miała zawinięte w supeł na głowie. Gdyby nie mina maniakalnego zabójcy, wyglądałaby całkiem uroczo.

— Tracy, ty żmijo!… Jak, co się stało? Wiesz, gdzie mi zorganizowałyście to pieprzone spa?… Northwill! Northwill! — Dziewczyna chodziła nerwowo wokół i wykrzykiwała do telefonu: — A tak, cholerne Northwill! Nieważne, że to najgorszy hotel, w jakim byłam. Nieważne, że wzięłyście pakiet dla par przez co nie mogę skorzystać z żadnego zabiegu spa bez cholernego żigolaka. Ale najważniejsze i najbardziej pomylone z waszej strony jest to, że w tym pieprzonym hotelu pracuje Simons! Co tak ucichłaś? Co? Tak, Mark! Ten sam!… Jak to nie wiedziałaś? A Evelin czy Dora? Zaraz opuszczam to przeklęte miejsce, a jak tylko wrócę, przetrącę wam wszystkim kark!

Dziewczyna rzuciła telefonem w łóżko i wyszła na spory taras z paczką papierosów. Odczekałem chwilę i ruszyłem za nią.

— Palenie szkodzi zdrowiu — powiedziałem, stając obok niej, wpatrując się w całkiem piękny i sielski krajobraz przed sobą.

— Nie zaczynaj, Dave, bo mam podły humor — burknęła. Zaciągnęła się fajką mocniej niż przed chwilą.

Temperamentu nie można było jej odmówić, którym od rana kipiała jak wulkan.

— Co się stało? — zagaiłem.

— Nie twoja sprawa.

— Nie chcesz, to nie mów — sapnąłem i oparłem się o balustradę.

— Nie znasz mnie, więc nic ci do tego — fuknęła w moim kierunku.

— Masz rację, ale po twoim zachowaniu wnoszę, że albo masz taki podły charakter, albo wydarzyło się coś co wytrąciło cię z równowagi.

Znałem kobiety i większość była taka sama. Wystarczyło je zachęcić do mówienia, a wszystkiego się za chwilę dowiesz i to z nawiązką.

— Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. Chodzi o mojego byłego. Tydzień przed ślubem zerwał zaręczyny i zwiał z jakąś siksą. A teraz spotykam go tutaj! Na jakimś odludziu i to w rocznicę tego cholernego wydarzenia. A wiesz, co jest najgorsze w tym wszystkim? Że on myśli, że przyjechałam tu dla niego. Że go śledzę, bo tęsknię i kocham — wykrzyknęła jednym tchem, patrząc mi prosto w oczy.

— A kochasz?

— Czy można kochać takiego palanta, a szczególnie po tym wszystkim, co mi zafundował? Zniszczył mi życie. Nie wiesz, jak to jest mieszkać w małym mieście z czymś takim w życiorysie. Nie ma dnia, by ktoś nie wspomniał o nim w mojej obecności. Jedni wyzywają go i plują na samo jego wspomnienie, inni podśmiewają się ze mnie. A ja dostaje kociokwiku. Zawsze już będę dziwadłem, któremu uciekł narzeczony przed ślubem. A ty mnie pytasz, czy go kocham? Ja go nie cierpię, nienawidzę i zabiłabym dupka jedną ręką, a jego fałszywe serce pożarła na śniadanie.

— Czyli nie kochasz — westchnąłem — i nie miałaś pojęcia, że on tu pracuje?

— Gdybym wiedziała, że ta menda tu jest, wolałabym spać pod chmurką, niż oddychać tym samym powietrzem — wysyczała z odrazą.

Nim zdążyłem jeszcze cokolwiek ustalić, z wnętrza pokoju dobiegło pukanie.

— Obsługa hotelowa. — Usłyszeliśmy stłumiony głos z wnętrza pokoju.

Spojrzałem na moją towarzyszkę, zdziwiony, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Wszedłem do środka i otworzyłem drzwi. Przede mną stał facet w koszulce z logo hotelu i szczerzył się nienaturalnie. Ręce miał z tyłu, jakby za plecami coś chował.

— Pomyliłem pokoje? — zapytał i zerknął ponownie na numer na drzwiach. — Tu zatrzymała się Amber? Amber Owens?

— A o co chodzi? — zapytałem, bacznie obserwując mężczyznę.

Wydawał mi się jakiś podejrzany. Włosy zbyt starannie ułożone i te rozbiegane oczy.

— Chciałem jej przekazać butelkę szampana. Jestem jej dawnym przyjacielem i… jest może w środku? — zapytał i już rozpędził się, popychając drzwi, które szybko przytrzymałem, skutecznie blokując jego wtargnięcie.

Teraz już wiedziałem, kto stał przede mną. Śmieć, który ją skrzywdził. Miałem nieodpartą ochotę zetrzeć mu ten durnowaty uśmieszek z gęby. Wolałbym rozwiązanie siłowe, ale jak się nie ma, co się lubi…

— Czekaj, sprawdzę, czy moja narzeczona już się ubrała — powiedziałem surowym tonem i wyprostowałem się, naprężając wszystkie mięśnie.

Zajrzałem do pokoju, w dalszym ciągu przytrzymując drzwi wejściowe, w poszukiwaniu dziewczyny. Stała oparta o ścianę tuż za nimi z rozdziawioną buzią i wielkimi oczami. Bezgłośnie wypowiedziała tylko: „Co ty wyprawiasz?”. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie była już taka odważna i bojowa jak przed chwilą. Chyba nie miała ochoty na konfrontację i operacje na otwartym sercu przez swojego byłego.

Otworzyłem szerzej drzwi, chwyciłem za butelkę, którą trzymał jej były narzeczony, i wyrwałem mu ją. Zaskoczony facet nie zdążył jej przytrzymać.

— Przekażę mojej niuni, bo jeszcze nie zdążyła się ubrać i chyba ma ochotę na kolejną rundę. Przyjdź innym razem i dzięki za szampana. Przyda się. — Wyszczerzyłem się i puściłem oko do fagasa, po czym szybko zamknąłem drzwi.

— Co ty wyprawiasz? — Dziewczyna rzuciła się do mnie i złapała mnie za koszulkę.

Jej bliskość, zapach, drobne ręce na moim torsie sprawiły, że serce wywinęło koziołka, albo tylko takie odniosłem wrażenie. Amber znieruchomiała i patrzyła mi w oczy zamglonym wzrokiem. Dałbym sobie palca uciąć, że poczuła dokładnie to samo. Co tam palca, całą dłoń, gdy jej oddech przyspieszył, a soczyste usta rozchyliły się mimowolnie. Moje ciało lgnęło do niej i to było kuriozalnie dziwne, tęskne uczucie. Objąłem ją automatycznie w pasie i przytrzymałem, dociskając delikatnie do lędźwi. Drgnęła, ale nie oderwała wzroku od moich ust, które zaczynałem zbliżać do jej warg. Nim dotarłem do celu, usłyszałem słaby głos:

— Co ty wyprawiasz? — wychrypiała. Wyrwała się z mojego delikatnego uścisku.

— Nic. Sama mówiłaś, że facet myśli, że przyjechałaś do niego i żebrzesz o jego uczucie. To mu pokazałem, że jesteś zajęta.

— …, ale narzeczony? — Wywróciła oczami i usiadła na łóżku.

— A co miałem według ciebie powiedzieć? Że drżysz jak osika za drzwiami? — zapytałem nerwowo.

Dziewczyna zacisnęła usta i zmarszczyła brwi.

— Daj tego szampana — warknęła i rzuciła się na butelkę.

Walczyła nieumiejętnie z korkiem, zrywając zabezpieczenie zębami, więc w trosce o jej zdrowie, jedynki i paznokcie przejąłem trunek, który szybko otworzyłem.

Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, pociągnęła spory łyk alkoholu, a po chwili jeszcze jeden i kolejny. Zapowiadało się szczególnie ciekawe popołudnie.

Opróżniliśmy wspólnie butelkę szampana, cały barek w lodówce i zamówiliśmy kilka mocniejszych trunków wraz z przekąską do pokoju. Świetnie nam się piło i rozmawiało. Pokrótce streściłem jej swoje życie, a ona zrobiła to samo. Buzie nam się nie zamykały i całkiem dobrze czułem się w jej towarzystwie. Pierwszy raz spędziłem cały dzień z kobietą tylko i wyłącznie na rozmowie. Żadnych tańców, wystawnych kolacji, kina czy teatrów. Amber Owens opowiedziała mi o swoim byłym. O tym, jak dowiedziała się o wszystkim. Jak ten cały fagas ją zdradzał od wielu lat, a planował z nią małżeństwo i wreszcie jak znienawidziła cały ród męski, dając upust frustracji w cukierni, którą prowadziła wspólnie z koleżankami. Wyszło na jaw, dlaczego jej przyjaciółki zorganizowały to rendez-vous ze mną, bo lekko wstawiona Owens ciągle szukała z nimi konfrontacji przez telefon.

Amber kolejny raz wybrała połączenie telefoniczne i wcisnęła ikonę głośnika na ekranie. W międzyczasie wychyliła następny kieliszek tequili, który zagryzła cytryną, kwasząc się niemiłosiernie. Ciemne pasma włosów wymknęły się jej spod koka i kołysały się wokół jej twarzy z każdym ruchem. Nie miała na sobie ani odrobiny makijażu, wyglądała trochę niechlujnie, ale mimo wszystko pociągała mnie jej uroda i naturalność.

— Co znowu, Amber? Jesteś pijana. Daj spokój. — Popłynęły słowa z komórki leżącej na łóżku. Dziewczyna siedziała naprzeciwko mnie po turecku i wymownie poruszała brwiami.

Wyglądała niezwykle seksownie w tych roztrzepanych włosach i białym szlafroku.

— Ty mnie w to wpakowałaś, więc się teraz tłumacz — Czknęła głośno i puściła do mnie oczko, uśmiechając się cwaniacko, jednocześnie odrzucając skórkę od cytrusa za siebie.

— Sto razy ci mówiłam, że żadna z nas nie miała pojęcia, że ten kretyn tam pracuje. Czysty, jebany przypadek!

— Ja nie pytam o tego młotka. Pytam, dlaczego weekend z facetem do towarzystwa? Myślałyście, że jak się prześpię z przystojnym żigolo, to mi wszystko minie? — zapytała i poprawiła włosy, unikając mojego spojrzenia.

— Nie oto chodzi, chociaż dobry seks by ci nie zaszkodził. Ciągle się czepiasz naszych facetów, klientów i ogólnie wszystkich mężczyzn traktujesz jak potencjalnych zboczeńców i kłamców. Weekend z kimś, kto nie ucieknie od ciebie po kilku sekundach, a umie traktować kobiety z szacunkiem, powinien dać ci do myślenia. Nie wszyscy są tacy jak Simons.

— Mhm, pogadamy za jakiś czas, gdy ten twój rzuci cię dla młodszej. Zobaczymy, jaka będziesz wtedy mądra… — fuknęła dziewczyna, ale po pomieszczeniu rozległ się dźwięk zakończonego połączenia.

— Chcą dla ciebie dobrze.

Poprawiłem spodenki, bo szlafrok dziewczyny zsunął się niepostrzeżenie, odsłaniając odrobinę dekoltu i całe ramię. Widok tej nagiej skóry powodował u mnie dreszcze. Przeżywałem istne katusze, wpatrując się w każdy milimetr jej skóry wystający spod białego materiału. Alkohol w moich żyłach rozgrzewał mnie od środka.

— Niech się zajmą sobą. Ja mam dość. Czas pomyśleć o sobie. Powiedz mi, Dave? Jak to jest mieć tyle kobiet? Ja miałam tylko jednego faceta i w dodatku puścił mnie kantem — zaczęła rozmowę, której nie chciałem.

Z jednej strony szumiało mi w głowie, ale ciało domagało się pieszczot i to nie byle jakich, a dokładnie od tej małej elfiej wariatki, która złośliwie przekręcała moje imię.

— Nie miałem wielu kobiet — odpowiedziałem, a po chwili dodałem: — Aktualnie żadnej.

— Niemożliwe? Takie ciacho jak ty? A jak to jest w branży? Bo mnie naszła straszna ochota na igraszki. Co ty na to, panie żigolo? — Bezpruderyjnie odsłoniła rowek między piersiami i zrobiła niewinną minkę, zagryzając śmiesznie wargę.

— Nie sypiam z klientkami — odpowiedziałem z przekory, chociaż miałem wrażenie, że za chwilę moja bielizna eksploduje.

— Oj, daj spokój. Na jeden mały i szybki numerek to ile muszę mieć? A może masz na to jakiś karnet lub zniżkę dla porażek życiowych?

Nie pragnąłem niczego innego od chwili, gdy ją ujrzałem. A teraz mogłem wreszcie jej dotknąć i zasmakować. Moje dłonie paliły mnie ze zniecierpliwienia, a usta wyschły na wiór. Czułem się przy niej jak licealista przed pierwszym razem.

— Sam bym ci zapłacił, byś się ze mną przespała — palnąłem i oblizałem usta, wlepiając wzrok w powiększający się dekolt dziewczyny.

— Wiesz co? Ewidentnie lepiej ci idzie flirt, jak milczysz, więc zamknij się i mnie pocałuj.

Nie musiała mi dwa razy powtarzać. W mgnieniu oka skradłem jej szybki i soczysty pocałunek, obserwując jej reakcję. Nauczyłem się jednego w tej branży, że inicjatywa musi wyjść od kobiety, bo inaczej mogły wyniknąć z tego tylko same kłopoty. Oceniłem, że nie była zbyt mocno pijana. Oboje trochę wysączyliśmy, ale nie było z nami tak źle. Zresztą byliśmy dorośli, samotni i spragnieni siebie.

Nasze ciała połączyły się, a usta odnalazły siebie nawzajem. Z nieznaną mi dotąd namiętnością oddawałem jej gorące pocałunki. Niesamowicie wilgotne wargi i zwinny języczek powodowały, że zaczynałem tracić kontrolę. Westchnęła mi prosto w usta, powodując tym samym, że moje dłonie błądziły po niej szybciej i natarczywiej. Urywany oddech i seksowne pojękiwania nakręcały mnie do granic szaleństwa.

— Devon — usłyszałem szept, gdy całowałem jej szyję.

Wreszcie panna Amber Owens wypowiedziała moje imię poprawnie, a dźwięk mojego imienia w jej ustach doprowadził mnie do szału. Uśmiechnąłem się, widząc te zaczerwienione policzki i półprzymknięte oczy. Jeszcze chwila i nie będę w stanie się kontrolować.

— Jesteś tego pewna? — zapytałem dla formalności, bo całe jej ciało krzyczało: „TAK”.

Dziewczyna jakby rażona piorunem znieruchomiała. Odsunęła się ode mnie powoli, dysząc cicho, i podniosła rękę do góry.

— Będę rzygać…

Amber wydęła policzki i zerwała się z łóżka. Potknęła się o leżącą na ziemi poduszkę i runęła jak długa na ziemię. Ruszyłem jej z pomocą, całkowicie zapominając o swojej zwichniętej kostce, i po chwili również znalazłem się na podłodze.

— Nie masz ostatnio szczęścia, co Devon? — Dziewczyna wybuchła śmiechem, widząc mnie pół metra dalej z nosem w wykładzinie.

— Faktycznie. Ostatnio nic nie idzie zgodnie z planem. — Przekręciłem się na plecy i zacząłem śmiać się razem z moim weekendowym maszkaronem.

***

Do niczego między nami nie doszło. Postanowiliśmy po prostu bawić się dobrze. Długie rozmowy, wspólne drinki, spacery i zabiegi spa obojgu poprawiły nam nastrój.

Polubiłem tę dziewczynę i nawet rozmowy z nią były nad wyraz ciekawe. Traktowałem ją jak młodszą siostrę, a może raczej jak dobrego kumpla. Rozluźniłem się przy niej i mogłem być sobą. Prawdziwym Davonem Cale. Nie chłopakiem do towarzystwa wykreowanym dla innych.

Chociaż nadal nie udało mi się całkowicie wyeliminować wrażenia, jaki wywierała na moje ciało. Łapałem się na tym, że przyglądam się jej soczystym ustom. Skanowałem twarz kobiety od czubka włosów po linię szczęki. Nie potrafiłem przestać jej dotykać. Raz odsuwałem jej włosy z twarzy, innym razem niby przypadkowo dotykałem ręki. Zachowywałem się jak szczeniak, ale póki sprawiało mi to przyjemność, nie zamierzałem z tego rezygnować. Pierwszy raz w mojej karierze romantyczny weekend był dla mnie ciekawym przeżyciem. Mimo że nie byliśmy na Bali czy Hawajach, a małym Northwille. Dobrze wiedziałem, że nie chodziło o miejsce.

Jej byłego spotkaliśmy może ze dwa razy, ale szybko go spławiłem, dając mu do zrozumienia, że ma się trzymać od nas z daleka. Amber przestała na niego reagować, gdy tylko czuła mój dotyk na swojej aksamitnej skórze. Jedynie wzrok zdradzał wrogie nastawienie do byłego narzeczonego.

Niestety to, co dobre, zawsze musi się skończyć. Wymieniliśmy się numerami telefonów i każde poszło w swoją stronę.

Wróciłem do apartamentu, ale nagle wszystko wydało mi się dziwnie obce. Mieszkanie stało się koszmarnie ciche i puste. Brakowało w nim życia, rozmów, czyjejś nieustannej obecności, a ja dokładnie wiedziałem czyjej. Ten weekend, ta dziewczyna rozpieprzyli mi mój sprawdzony, wieloletni system. Kilka dni kręciłem się po mieszkaniu i nie wiedziałem, co począć. Telefon wydzwaniał prawie cały czas, ale gdy tylko patrzyłem na wyświetlacz, przechodziła mi ochota na rozmowy. Któregoś dnia nie wytrzymałem i odpaliłem komputer. Wyszukałem konto Amber na portalu społecznościowym i wpatrywałem się w jej zdjęcie jak jakiś zakochany szczyl.

Czym mnie zauroczyła tak mocno, że nie mogłem zebrać myśli? Nie umiałem sobie tego logicznie wytłumaczyć, ale dziwnie się czułem ze świadomością, że ktoś zapłacił, bym pobył z tą fantastyczną dziewczyną. W Internecie zleciłem przelew zwrotny dla jej koleżanki Tracy. Nie mogłem postąpić inaczej. Chociaż tyle mogłem zrobić, by poczuć się odrobinę lepiej. Położyłem się do łóżka i wyczekiwałem snu. Długo myślałem o weekendzie z Amber Owens.

***

Rano zamiast budzika wył mój telefon i nie zamierzał przestać. Ponieważ pół nocy zarwałem, gapiąc się w sufit, teraz nie mogłem otworzyć oczu ze zmęczenia. Wreszcie miałem dość i nerwowo sięgnąłem po telefon.

— Mów! — sapnąłem i zamknąłem oczy.

— Halo? Tu… Koleżanka Amber, Tracy Powell. Nie wiem, o co chodzi, ale wrócił mi pański przelew. Zaraz spróbuję ponownie przelać kasę — powiedziała szybko spanikowana.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 53.85
drukowana A5
Kolorowa
za 77.47