Leonardo… da Vinci Vita-życie
Część zdjęć Leonarda da Vinci za młodu, jako że nie mamy ani jednego jego prawdziwego wizerunku z okresu młodości pochodzi z serialu Demony da Vinci. Książka powstała też dzięki pewnej pomocy Polskiej Wikipedii.
Dedykuję ją w całości.
Leonardowi da Vinci. autor
Rok 1452
Napisać książkę o genialnym Leonardo da Vinci, nie jest wcale sprawą łatwą, chociaż i nie aż tak trudną jak by się na pozór komuś to wydawało. Jednak dokumenty archiwalne często są bardzo sprzeczne same ze sobą, i zaprzeczają jedne drugim. Leonarda z Vinci otacza zatem pewien nimb tajemniczości jak mglista zasłona, ale chyba potrzeba, i należy w końcu uchylić rąbka tajemnic i wielu tych niedomówień, prawd, albo półprawd. Ja jednak postanowiłem ten trud podjąć właśnie i proszę czytelnika o wyrozumiałość, jeśli w czymś zbłądziłem czasami, to mniej więcej jak sam wielki geniusz Leonardo błądził częściej, niż by się nam wydawało. Bo tak po prawdzie, Leonardo di ser Pierro da Vinci, kim on jest? I kim był za swojego pełnego przygód życia, ten niezrównany Geniusz wszech czasów?
Do napisania tej książki, po prostu zmusił mnie on sam, jako postać o takich niesamowitych dokonaniach, jakimi były jego własne przemyślenia i dokonania. Jego dalekowzroczne wizjonerstwo, i ten niesamowity talent do którego, nikt z jemu współczesnych ani obecnie żyjących ludzi, nie mógł się nawet przybliżyć na przysłowiowy cal. Nawet największy geniusz dwudziestego wieku Albert Einstein, spoglądał z najwyższym uznaniem i podziwem na gigantyczne dokonania Leonarda. Oto my dziś wspólnie, wejdźmy w jego własne vita, życie. Sam tego chyba chciał? Skoro zgodnie ze swoim zwyczajem zawsze nieco bezpośrednim, i tak zwyczajnie, po prostu a nieco po swojemu bezczelnie nawiedził mnie w moim własnym śnie, i opowiedział mi swoją jak się wkrótce przekonacie, dość pasjonującą historię o sobie samym. Zaproszeni zostaliśmy przez niego samego i jego własnoręcznie napisany testament, jaki nam zostawił poprzez swoje wszystkie dzieła. Leonardo da Vinci urodził się dnia 15 kwietnia 1452 roku, o godzinie 22 minut 30. Był nieślubnym synem Pierra da Vinci notariusza, prawnika i adwokata przy tym, człowieka będącego biegłym księgowym. Urodził się z matki, a przepięknej jak mawiają uczeni chłopskiej córki, wiejskiej dziewczyny imieniem Catherine. Jednak co do nazwiska matki Leonarda uczeni, toczą zacięte spory, które wprawdzie przynoszą więcej chaosu niż samej prawdy o tej pięknej kobiecie. Matka Leonarda miała z całą pewnością na imię Catherine, pierwsze jej nazwisko brzmi. Catherine di Meo Lippi. Ale że wyszła za mąż, jako że ojciec Leonarda był w tym czasie zaręczony już z inną szlachcianką, Catherine przyjęła, nazwisko Buti del Vacca. Leonardo zaś został ochrzczony niemal natychmiast następnego dnia, bowiem 16 kwietnia w kościele Santo Crosso we Vinci. Od tej pory przebywał i wychowywany był tylko przez Katarzynę swoją, nad wyraz piękną matkę, przez niemal pięć lat we wsi Anchiano. Jednak po roku samotności Catherine wychodzi za mąż i, mały jeszcze Leonardo chcąc nie chcąc, mieszka przez następne cztery lata z matką i ojczymem, czyli nowym mężem swej matki.
Jednak w piątym roku jego życia ojciec zabiera, mnie małego Leonarda od matki, z powodów nam i jemu samemu bliżej nieznanych. Opowiadał mi o tym sam mistrz. Z tym że jak wspomniał mi w moim własnym śnie, kiedy się w nim pojawił sam swoją osobą i dosłownie jak zwiewny duch Leonardo, szarpiąc mnie za ramię. Powiedział do mnie, nie budź się ale posłuchaj co mam ci do przekazania. Pomyślałem ze strachem we śnie, ki diabeł mnie tu nachodzi jakiś duch czy zjawa? Na co on, spokojnie skrybo to tylko ja, Leonardo da Vinci. Opowiem ci moją historię, powiedział cicho. Po jakiego grzyba? Wiem o tobie wystarczająco dużo. Powiadam mu we śnie. A tobie wypada wkradać się we śnie do mojej jaźni? Pytam geniusza wszystkiego, nieco zdumiony. A co mi tam? Odpowiedział bezczelnie jak zwykle, miał to powiedzenie jak by w zanadrzu na zawołanie. Po chwili, dodał patrząc uporczywie na mnie. Ale nie wiesz o mnie wszystkiego, po czym mówił tak. Jeszcze kiedy mieszkałem w domu mojej mamy. Pewnego dnia moja matka w piękną pogodę wystawiła moją kołyskę kiedy miałem niemal rok, stąd pamiętam dobrze ten fakt. Przed nasz dom w sadzie, przy nim położonym. Nagle na drążku mojej kołyski, tuż przede mną usiadł olbrzymi sokół i wpatrywał się we mnie długo i uporczywie, łącząc się ze mną czymś niepojętym, jak by jakimś pomostem telepatycznym. Moja mama Katarzyna zobaczywszy ten widok, wystraszyła się co oczywiste straszliwie. Tak, że natychmiast rzuciła w ogromnego ptaka, brzozową miotłą którą to, akurat zamiatała obejście naszej wiejskiej chałupy.
Los mojego życia potoczył się dla mnie jako Leonarda nie zbyt szczęśliwie. Moja matka porzuciła nas, albo właściwie mnie, niemal po pięciu latach samotności, bez obiecanego jej ślubu przez mojego ojca Pierra. A to świnia jedna, powiadam mu na to. Nie obrażaj mojego ojca bo zamienię cię w jakąś mysz. Po czym opowiada dalej, bezczelnie jak zwykle u niego. No i później zniknęła na długie lata z mojego życia. Stało się tak, ponieważ o ślubie moich rodziców w tych czasach, nie mogło być w ogóle mowy. Zatem po niemal pięciu latach pobytu w Anchiano z moją matką, mój ojciec zabrał mnie, jako jeszcze małego pięcioletniego Leonarda do swojego rodzinnego domu, położonego tuż nieopodal, w miasteczku Vinci, gdzie opiekowała się mną dalej, moja babka i dziadek, a rodzice mojego ojca, oraz brat mojego ojca Francesco. Stąd pochodzi moje nazwisko Vinci. A, cha powiadam, dobrze że mnie mistrzu poinformowałeś o tym fakcie, bo był bym dalej chyba nieświadomy owego pochodzenia. Dobra, dobra powiada, słuchaj dalej.
Rok 1466
No i co było dalej? Pytam go właściwie zainteresowany w tym moim śnie. No i co?! Powiada nieco zagniewany Leonardo, że chyba nie wierzę w mój własny sen. Nieco później w 1466 roku, ojciec zabiera mnie małego jeszcze Leonarda do Florencji, gdzie miał swoją kancelarię adwokacką na ulicy Via dei Gondi. Ojciec wykształcił mnie bardzo dokładnie, ale niestety całkiem nieformalnie, gdyż jako dziecko z nieprawego łoża nie mogłem pójść, do żadnych lepszych szkół prowadzonych, we Florencji. Jednak dzięki mojej niesamowitej inteligencji, opanowałem biegle już za młodu, język łaciński, geometrię i matematykę. Nie chwal się Leonardo, nie kłamiesz mnie? Pytam nieco jak by mu na złość. Puknij się w ten swój pusty łeb, pisarzyno. Lepiej zapamiętaj co mówię i spisz wszystko, w książce o mnie dokładnie. To pytam go tak. Nie jesteś ty, aby nieco zbyt zarozumiały i przy tym bezczelny? Ja nie, powiada Leonardo, stojąc nade mną jak jakiś duch. Ale ty pewnie jako skryba, osiągniesz chwałę i sławę za to że opisałeś mój bardzo trudny i skomplikowany żywot. Strasznie mi się nagle śmiać zachciało, z jego oświadczenia że oto ja skryba osiągnę sławę za opisanie jego żywota, ale przemilczałem te wywody i powiadam mu prosto w oczy. Dziś nie mówi się już na pisarzy skryba, tylko jak nieraz dawniej mawiano, pisarz. Po czym złośliwie go zapytałem A widziałeś Leonardo takie coś? Popatrz jak dziś wygląda twoja Mona liza mamy tu w dwudziestym pierwszym wieku, kilka takich transpozycji. Zobacz sobie mistrzu, po czym w myśli pokazałem mu jego dzieła przerobione nieco dla żartu. Patrz ponownie powiadam. Bo w pierwszej chwili zaniemówił, a po chwili wlepił wzrok we mnie jak sowa a nie na swoje obrazy. I jak by wrócił z zaświatów. Przyjrzał się naszym współczesnym transpozycją z uśmiechem i powiedział. No no macie gust, panienki cudne jak z moich obrazów. Na to ja, powiedziałem zaskoczony jego reakcją tylko jedno słowo. No.
Powiadam mistrzowi wszystkiego właściwie w rewanżu, także nieco bezmyślnie ale i za to bardzo krótko. A że pomyślałem w tej chwili o swojej ukochanej Basi. Dodałem mu w wątku, tak przewidująco aby wzbudzić zazdrość mistrza. Wiesz ty mój Leonardo jaką ja mam przecudną panienkę? I jest sto razy piękniejsza od twojej Giocondy? Mniej więcej wiem o tobie wszystko, ale tej twojej dziewczyny jeszcze na oczy nie widziałem powiada. To pokaż mi ją zobaczymy czy warta jest chciał pewnie dodać grzechu, ale się pochamował i powtórzył pytanie. Pokaż tą swoją piękność. No to proszę, ja mu na to i w naszej jaźni ukazał się portret mojej ukochanej Basi. Popatrz mistrzu na to zdjęcie zrobiłem jej we Francji nad Loarą.
Popatrzał i bez namysłu wypalił. Wygląda ta twoja mała jak włoszka, albo jak jakaś francuska no i ładna jest trzeba powiedzieć, dodał z uznaniem. Co z kolei ja uznałem za wielki komplement, nie tyle wyrażony wobec mnie co wobec mojej jedynej dziewczyny w życiu, którą kochałem i kocham do dziś od zawsze iktóra jest zemną na dobre i złe. Po chwili jedna zmieniłem przewidująco temat rozmowy z uwagi na jego jak by tu powiedzieć napalczywość na nie swoje kobiety, więc mówię geniuszowi tak na temat różnych profesji w tym i pisarzy jako takich.
Po za tym wracając do pisarzy mówię tak zatem mistrzowi. Skryba czy pisarz? Jako że specjalnego wrażenia na nim modelki w tych transpozycjach nie odniosły. Wobec tego zbity nieco z pantałyku powiadam. Wolę jak się pisarz mówi do mnie. Co to za różnica, każdy wie co to znaczy skryba, czy tam pisarz, odpowiedział Leonardo, i nagle niespodziewanie usiadł mi na kołdrę. Nie pchaj się za bardzo na mnie, mówię mu. Bo słyszałem, że masz ciągoty do przystojnych pisarzy, za jakiego się ja mam. Spokojnie, raczej wolę piękne dziewki, powiada mistrz. Ja także i to z całą pewnością, odciąłem się mu szybką ripostą. Zobaczymy jak będzie, powiadam mu we śnie. To opowiadaj dalej słucham z uwagą. Dobrze słuchaj uważnie, powiada Leonardo. Nasza wyśniona rozmowa odbywała się oczywiście w języku włoskim. Jako że na szczęście znam i ten język. No to słucham cię mistrzu palety i podniety, powiadam drugi raz. To nie gadaj tyle i nie mów wierszem, tylko słuchaj i s, pamiętaj dokładnie wszystko. Później spiszesz to w swojej książce o mnie. Powiada Leonardo. Przecież i tak zaraz na jaw wyjdzie mój niesamowity talent w każdej, i to absolutnie każdej dziedzinie. No to mu na to powiedziałem co napisał o nim pewien pisarz z Polski. Wiesz Leonardo że pewien skryba z Polski nie ma cię wcale za geniusza,a za zwykłego kmiotka bez talentu? Nie wiem,ale co za cham jakiś z tamtego niby pisarza,mnie Leonarda zrównać z kmiotkiem? Oburzające,dodał. Popatrz co też ten pan napisał,i chciałem mu pod nos wsadzić przedruk z tym paszkwilem na jego temat. Jednak nic z tego nie wyszło bo kopia gdzieś przepadła. No i co? Zapytał Leonardo. Nie masz żadnych dowodów na brak mojego geniuszu więc mnie nie denerwuj.A może to ty sam napisałeś coś złego na mój temat i teraz się pogubiłeś w zeznaniach? Zapytał Leonardo.Ja skąd wiem tylko że takie coś jest o tobie. Nie ma podkreślił mistrz. A jak nie ma to jestem geniuszem czy się komuś podoba czy nie. Nic na to nie odpowiedziałem bo nie miałem co. Co za zarozumialec za to sobie pomyślałem. A on machnął na to ręką, widać słyszał nawet moje ukryte myśli. I opowiadał dalej o sobie. Od lat młodzieńczych zaczyna się moja wielka kariera jako utalentowanego niemal nieziemskimi mocami i wiedzą prawie absolutną, we wszystkich znanych i nieznanych ówczesnej dziedzinach nauce. Oraz we wszystkich znanych ówczesnej nauce kierunkach.
Coś podobnego? Na to powiadam Leonardowi z przekąsem. Do czego podobnego? Pyta z głupia frant Leonardo. Do myszy powiadam mu także złośliwie. A tam bzdury gadasz, odciął się mistrz, słuchaj lepiej. Mój ojciec Pierro, widząc jakiego to niesamowitego syna dała mu przepiękna Catherine, przedstawia mnie jako jeszcze zupełnie małego, chyba jak pamiętam, wówczas dziesięcioletniego Leonarda swojemu znajomemu. Innemu geniuszowi tych czasów malarzowi Andrei Verrocchio. Tu w jego pracowni jako młody geniusz praktykowałem, w jego ekipie malarskiej. Gdy już wyrobiłem sobie markę artysty malarza, wkrótce król francuski Franciszek pierwszy ściągnął mnie do siebie na kilka lat. Moją popularność po dziś dzień, zawdzięczam swoim niesamowitym dziełom malarskim. Stosowałem zawsze, technikę malarską zwaną sfumato. A wiesz ty co to jest sfumato? Pyta się mnie jak jakiś profesor akademii sztuk pięknych. Nie wiem, powiadam. Na cholerę mi potrzebne twoje sfumato, do pisania książek? Powiadam mu co myślę o jego sfumato. Wobec czego na moje oświadczenie, zaśmiał się, na swojej młodej i sympatycznej twarzy. Bo zapomniałem wam powiedzieć, że przyśnił mi się, jak miał chyba jakieś tak na oko, dwadzieścia cztery czy dwadzieścia pięć lat. Przy czym zachwycała wielowymiarowość wszystkich ludzi, moja tytaniczna praca, powiada po chwili.
Bardzo twórczy był mój okres działalności, jako już uznanego w świecie, Leonarda da Vinci zwanego florenckim. Przyniósł on dzieła takie jak, te popatrz sobie. Po czym pod nos, wsuwa mi po kolei swoje, wszystkie wielkie dzieła. Powoli, powiadam nie tak szybko, bo nie zapamiętam wszystkiego po kolei. Dobra, dobra, nic nie zapomnisz moja w tym głowa. To pytam się go, żeby nie zapomnieć. A powiedz mi mistrzu Leonardo? Dlaczego to przyczepiłeś się akurat, do mnie? A nie na przykład, do pisarza Dona Browna? Wszystko mi jedno, kto opisze moje dzieła, powiada. Ale on jest, angielskojęzyczny, a że ja nie znoszę sztywniaków, a ty rozumiesz po włosku, jako pół polak, i pół francuz. Szachownicą nie jestem, odciąłem się mu zaraz. Może i nie jesteś, ale patrz na to moje dzieło. Bo się jeszcze mi obudzisz i będzie dopiero wesoło albo raczej nieco mniej.
Pokłon trzech króli
Patrz tu powtórzył, oto mój Pokłon trzech króli. Tak gadasz mi mój mistrzu, jak bym nie widział nigdy twoich dzieł i nie wiedział które jest które. No ale oto on, powiada uparcie. Po włosku mówi się na ten mój szkic Adorazione dei Magi, obraz ten był namalowany w latach 1481 do roku 1482, przez nieznanego włoskiego artystę renesansowego, ale pierwszy szkic opracowałem właśnie ja sam, jako Leonardo da Vinci. Bo widzisz. W marcu 1481 roku, podpisałem umowę z klasztorem Saint Donato a Scopeto na wykonanie obrazu ołtarzowego w ciągu trzydziestu miesięcy. No i co? Pytam przyjmując od niechcenia jego protekcjonalny ton. Leonardo jak zwykle nie dokończył obrazu? Zapytałem mistrza. Popatrzał na mnie dziwnie i zapytał skąd wiem taką rzecz i po czym powiada. Prawdopodobnie uświadomiłem sobie, iż nie jestem w stanie zrealizować wszystkich założonych celów, bądź raczej głosi się pogląd, że zakonnicy nie zaakceptowali, twojego szkicu Leonardo, z powodu widocznej bitwy dwóch wojowników na koniach. Szkic trafił do piwnic zakonu gdzie uległ niestety zniszczeniu. A po piętnastu latach leżenia twojego dzieła w piwnicy klasztoru, zakonnicy zlecili jego ponowne wykonanie jakiemuś nieznanemu malarzowi. Na początku tamten artysta narysował delikatnymi liniami na jasno zagruntowanej drewnianej tablicy postacie. Na niektóre części obrazu nałożył jasny pod malunek, by wypracować plastycznie formy poprzez zastosowanie gry światła i cienia. Następnie cienkimi, przezroczystymi warstwami naniósł farbę. Technika ta polegała na posługiwaniu się jasnymi i ciemnymi tonacjami. To u ciebie Leonardo normalne, brałeś zlecenia ale ich nigdy nie wykonałeś do końca. I co z tego, obruszył się nagle zarozumiały mistrz. Popatrz jak pięknie rozplanowałem ten świetny obraz. W centrum jest usytuowana Madonna, trzymająca na kolanach Dzieciątko Jezus. Maryja stanowi ostoję spokoju wśród impulsywnie poruszających się postaci na kompozycji. Do Dzieciątka zbliżają się także Trzej Królowie, aby oddać mu należny hołd. W ukazanych gestach widać bogactwo ludzkich reakcji, ukazanych z głębią psychologiczną. Niektóre elementy dzieła jak gesty, czy typy głów, pojawiły się w moich późniejszych malowidłach. Jako przykład można podać żołnierzy na koniach w tle, występujących też w Bitwie pod Anghiari. Jako artysta pierwszy raz ustawiłem postacie w formie piramidy, co wywarło potem wielki wpływ na malarstwo renesansowe. No i zrozum, powiada mi z żalem w oczach, wybrałem dla swego dzieła zbyt duży format, no i wymagający wielkich umiejętności. A tych nie miał nigdy nikt takich jak ja sam. Samochwała jesteś a nie żaden geniusz, powiedziałem mu w odwecie, na co spojrzał na mnie z wyrzutem i powiedział. Uważaj sobie jestem także wizjonerem. Raczej byłeś wizjonerem, odpowiedziałem mistrzowi. No tak byłem, potwierdził zapomniałem że przecież chyba nie żyję. To nie jesteś tego zupełnie pewny, pytam Leonarda ze zdziwieniem? Nie wiem sam, od pewnego czasu unoszę się w przestworzach niebieskich, jak jakiś duch potępiony. Powiedział z lekkim smutkiem Leonardo. To pewnie albo raczej na pewno jesteś już dawno w zaświatach, co my z kolei wiemy z historii o Tobie Leonardo, powiadam do mistrza.
Rok 1472
Zwiastowanie
To jest właściwie dla mnie bez znaczenia gdzie jestem, powiedział Leonardo. Teraz popatrz jak pięknie ująłem Zwiastowanie Maryi Pannie. To jest mój obraz namalowany w latach 1472 do roku 1475, przeze mnie. Jest to mój chyba pierwszy obraz jako uznanego w świecie artysty. Namalowany czy nasmarowany? Pytam zarozumiałego nieco mistrza. Ale w sumie powiem Ci Leonardo że Zwiastowanie jest przepiękne. Naprawdę? Pyta nagle Leonardo. No pewnie jest przecudnie skomponowany, powiedziałem mistrzowi, zgodnie z moim własnym odczuciem. Na co mistrz uśmiechnął się do mnie i powiada. Dziękuję ci za uznanie.
Jednak jak by się chciał usprawiedliwić powiada. Wyobraź sobie że przed przystąpieniem do prac nad tym dziełem, bardzo starannie ćwiczyłem formę, w jakiej ma ono zostać wykonane. Wykonałem między innymi studium szaty siedzącej postaci. Odtworzenie szat w owym czasie było niezwykle istotne. Giorgio Vasari wspomina w swojej biografii mnie jako Leonarda, iż prowadziłem studia szat postaci, nakładając na gliniane figury sukna, które były nasączone surową gliną. Z tamtego okresu zachował się mi, także jeden z rysunków przedstawiający rękaw anioła. Wydarzenia na obrazie wydają się rozgrywać tuż obok. Obecność przedmiotów codziennego użytku i sposób konstruowania architektoniki pogłębiają to wrażenie. No fakt, talent masz mistrzu pędzla, powiadam mu, aby go nieco jak by wesprzeć, w jego własnym talencie. Chociaż pomyślałem sobie, niepotrzebnie bo i tak świat ma Leonarda za geniusza, nawet biorąc pod uwagę jego dziwaczną zarozumiałość.
Po czym ponownie usłyszałem głos mistrza, jak by mi wykładał dalej na zajęciach w akademii sztuk pięknych. Mówił tak o Zwiastowaniu. Spotkanie Maryi i Gabriela Archanioła, zostało opowiedziane za pomocą mojego języka niewerbalnego. Ciekawie nawet się wyrażasz mistrzu, przerwałem mu nagle. Na co on popatrzał na mnie, i powiedział. Nie przerywaj mi bo się pogubię z tym co chcę ci przekazać skrybo. Popatrz lepiej na ten szkic, oto mój anioł jest w pozycji klęczącej, i unosi rękę w geście pozdrowienia i przekazuje Marii pannie, boskie posłanie. Biała lilia w lewej ręce mojego anioła stanowi symbol Niepokalanego Poczęcia Maryi. Natomiast Maryja, unosząc rękę, wyraża powitanie i radość z tego spotkania. Scenerią wydarzeń jest ogród otoczony murem. Maryja jest przedstawiona w pozycji siedzącej przed domem, którego styl architektoniczny odnosi się do epoki renesansu. Jakiego renesansu? Zapytałem złośliwie. Przecież w czasach Marii Panny nie było na świecie żadnego renesansu. No i co że nie było? A u mnie jest, i co ci do tego? Pyta mnie nagle mistrz. Nic, jak sobie tam chcesz może być i renesans, konwenans, kredens, czy rezonans, wszystko mi jedno powiedziałem z nadzieją że mu się odciąłem.
Ale ty jesteś złośliwy powiedział ze smutkiem mistrz. Ja złośliwy? Pytam tym razem. Po czym mówię mu. Z kim przestajesz takim się stajesz.Na co Leonardo westchnął i powiedział z przekąsem Hm, hm. Patrz i zapisuj w myślach lepiej dalej, co mówię powiedział Leonardo. To ja mistrzowi jako ripostę powiadam. Nie tak bardzo jest to doskonałe jak sobie myślisz mistrzu. A to dlaczego? Pyta z wyrzutem w oczach mistrz. Bo, powiadam mu na to. W prawej części obrazu pojawiają się pewne braki i jakieś paskudne niedoskonałości. Znawca sztuki też mi się znalazł, powiedział mistrz. Jak nie ma? Jak są, popatrz mistrzu powiadam. Oto prawe ramię Maryi jest o wiele za długie, a jego usytuowanie przestrzenne w stosunku do pulpitu jest zupełnie nieprzejrzyste. Te cechy pozwalają przypuszczać, iż jest to jedna z najwcześniejszych, twoich prac jako malarza. Ogród, w którym ma miejsce zdarzenie, jest prastarym symbolem dziewictwa Maryi. Przed Matką Boską stoi pulpit z książką, który stanowi symbol jej mądrości. Zaś lilia na obrazie symbolizuje dziewictwo Maryi. No i co z tego marudzisz, za to obraz jest piękny powiedział na swoją obronę Leonardo. No jest to prawda obraz jest piękny, mistrzu mój. Powiedziałem pojednawczo.
Wizjoner
Nie krytykuj mnie za bardzo, bo nie lubię żadnej krytyki powiedział mistrz z błyskiem w oczach. Dobrze dobrze tak, tylko się przekomarzałem z Tobą mistrzu. Masz szczęście bo mógł bym Cię wyzwać na pojedynek. Powiedział Leonardo. We śnie na pojedynek? Jakaś bzdura, powiedziałem mając jednocześnie nadzieję iż on żartuje bo słyszałem że był całkiem niezły w szermierce. Może bzdura a może i nie, powiedział mistrz. Patrz dalej powiada. Ale przede wszystkim, zawsze obserwowałem otaczającą mnie rzeczywistość. Stąd brały się moje wszystkie innowacje i nowe pomysły. Byłem kreatorem nowych idei, które doczekały się materializacji dopiero, teraz niedawno bo aż w XX wieku. Tak właśnie Leonardo da Vinci określił mi odpowiedź na pytanie, kim właściwie jest człowiek w szczególności a renesansu w szczególe. Byłem bowiem osobą dążącą do swej nieskrępowanej pełni, zaś jedyną moją tajemnicą była w zasadzie nieograniczona niczym twórczość. Jako inżynier tworzący projekty wyprzedzałem swój czas, na bardzo długo. Wystarczy wspomnieć o technice, w szczególności o takich rozwiązaniach jak samolot, lotnia, lub czołg. Opracowałem również teorię mieszczącą się dziś w ramach geologii, mianowicie interesowałem się tektoniką płyt ziemskich. Wiedziałem i przeczuwałem również z arabskich map, iż na zachodzie, istnieje jakiś stały ląd. No właśnie tam istnieje Ameryka, powiadam mu. Ach tak, byłem tam i widziałem, przed tym nim tam dotarłem, z Amerigo Vespuccim, czułem zawsze że coś tam jest, powiada Leonardo.
To byłeś w Ameryce? Wcześniej niż Kolumb mój imiennik? Zapytałem Leonarda, Odpowiedział dopiero po dłuższej chwili. Byłem ale to moja wielka tajemnica. Oprócz tego wymyśliłem specjalne podwójne poszycie burt statku oraz wiele innych innowacji, które zachwycają was do dziś dnia, jako moją wiarę a mnie Leonarda w potęgę ludzkiej pomysłowości. Tymczasem wobec ogromu projektów powstałych w mojej pracowni, względnie bardzo mała ich liczba doczekała się budowy za twoich czasów współczesnych. Powiadam mu zawiedziony. Niestety, były to zawsze problemy, natury technicznej, powiedział też jeszcze mocniej zawiedziony. Musisz zapisać, że ja wynalazłem urządzenia, takie jak na ten przykład, maszyna do sprawdzania wytrzymałości drutu, czy też automatyczna nawijarka do szpul, są moimi pomysłami, nikogo innego jak moje własne, Leonarda da Vinci. Ty jesteś trochę zbyt dumny, i zarozumiały jak ten paw, powiadam mu. A paw w operze przynosi primadonnom operowym pecha, powiadam. Nie jestem śpiewaczką operową na szczęście. Skąd ci to przyszło do głowy? Przecież nawet nie wyglądam na taką, ale czy to nie prawda? Prawda, prawda, powiadam, na wszelki wypadek. Należy przy tym podkreślić, że gros z moich podobnych pomysłów przeszło bez specjalnego echa. Mój wczesny okres życia, jako Leonarda należy bardziej do mitów.
Owiany jest bowiem dość sporymi niejasnościami, a to ze względu na ubóstwo źródeł. W życiorysach ciebie jako twórcy z XVI wieku. No to teraz wyjaśniaj, jest ku temu znakomita okazja. Powiedziałem do Leonarda. Nie ma na to teraz zbytnio czasu, noc jest zbyt krótka, czasem obudzisz się i mnie pewnie już nie wpuścisz do swojego snu. Nie martw się, jestem raczej zaszczycony że mnie nawiedziłeś w moim śnie własnym, powiadam do Leonarda. Naprawdę? Cieszę się. Powiedział mistrz. Nie ma aż tak bardzo z czego, odciąłem się. Budzisz mnie po nocach, albo hipnotyzujesz? Później zaraz, każesz zapamiętywać swoje wszystkie dokonania. Na ciebie wypadło, więc nie narzekaj, skrybo. Mówiłem ci że dziś, że już nie ma skrybów, a są tylko pisarze, i literaci.No i dziennikarze ale ci zajmują się raczej plotkami i doniesieniami jedni na drugich. Powiadam mu na to. Wszystko mi jedno jak was zwą, odparł Leonardo. Popatrz na moje dzieło jakim jest Madonna z goździkiem.
Madonna z goździkiem
Ten obraz namalowałem tak między 1472 a 1478 rokiem, powiedział mi przerwie innych rozważań. Na to ja, zerknąwszy na madonnę wiedziałem od razu, iż jest to dzieło uznawane za jeden z najwcześniejszych obrazów Lenarda. i powiedziałem mistrzowi że, współcześni nasi uczeni wskazują na ogromne podobieństwo do innych malowideł z pracowni Verrocchia, u którego ty jako artysta mój Leonardo pobierałeś nauki. Sfałdowana w niektórych fragmentach powierzchnia farby jest świadectwem eksperymentowania ze spoiwami o dużej zawartości oleju. Czerwony goździk jest w tym przedstawieniu symbolem czystej i głębokiej miłości Marii do Jezusa. Do niedawna autorstwo tego obrazu było niepewne. Badacze podejrzewali, iż twórcą jest jeden z artystów z pracowni Verrocchia, lecz nie wiązali go z twoją postacią jako Leonarda. Ocenę dodatkowo utrudniały przemalowania pogrubiające rysy partii ciał postaci. Co mnie tam wasi uczeni zarzucają że co? Że może nie ja namalowałem któregoś z moich dzieł? Tego nikt specjalnie nie kwestionuje, ale gdyby nie twoje wyjaśnienia u mnie we śnie dziś, to kto wie? Jak by potoczyła się kwestia, twoich dzieł i umiejętności? To czysta bezczelność ze strony tych nieuków, powiedział wściekły Leonardo. Na co mnie nie pozostało nic innego, jak powiedzieć mu. Nie wściekaj się mistrzu wszyscy uznają twój geniusz. A ty mój skrybo? Zapytał mistrz. Ja? A co ja mam do gadania? Nic, piszę tylko w myślach co mam zapisać jak się obudzę. No dobrze, że chociaż uczciwie podchodzisz do mnie jako Leonarda. Podchodzę do ciebie tak jak ty do mnie, czyli byle jak. Oj boże, westchnął Leonardo i mówi dalej
Rok 1480
Il condotiro Condotier portret
Mówimy po włosku na Condotierów condottiere we Włoszech, w okresie od XIV do XVI wieku, był to dowódca oddziałów wojsk najemnych w służbie miast lub dworów książęcych, który na własny rachunek werbował ludzi do swojego oddziału. Powiedział Leonardo i narysowałem takiego osiłka w roku 1480. Na co mu zaraz wyjaśniłem nie chcąc uchodzić za nieuka iż. Zdaniem Giovanniego Villaniego, kronikarza florenckiego, ojcem najemników był Roger z Flor, były templariusz, który dowodził katalońskim oddziałem w służbie bizantyjskiego cesarza Andronika II Paleologa. W Italii pierwsi najemni żołnierze pojawili się w latach 60 tych XIII wieku. Po bitwie pod Buonconvento w armii Gwelfów pojawiły się pierwsze oddziały kawalerii z Francji i Prowansji. Kampania włoska cesarza Henryka VII Luksemburskiego z 1310 w znaczącym stopniu opierała się na oddziałach flamandzkich, brabanckich i niemieckich. Znaczącymi dowódcami najemników w tym czasie byli Katalończycy William della Torre i Diego de Rat i Niemiec Werner von Urslingen. Werner von Urslingen swój oddział trzech tysięcy najemników, skaptowanych spośród weteranów wojen prowadzonych między miastami włoskimi, nazwał Wielką Kompanią. Struktura tego oddziału, na którego czele stał dowódca najmujący żołnierzy, a który dowodził wspólnie z radą podkomendnych, była powielana przez kolejnych kondotierów. U boku Wernera wyrósł słynny kondotier Montreal d’Albarno, były mnich, zwany przez współczesnych Fra Moriale. W Toskanii od lat 60 tych XIII wieku, w armiach służyli zagraniczni najemnicy. Z czasem oddziały tworzone przez kondotierów używane były w innych krajach europejskich, m.in. w krainach niemieckich, w Czechach czy w Austrii. W Polsce korzystano z usług kondotierów tylko w czasie wojny trzynastoletniej. Zauważyłem po wykładzie mistrza. No dobra jedziemy dalej powiedział Leonardo.
Lata 1476 do 1478
Madonna z dzieciątkiem i kotkiem
Szkic do obrazu Madonna z Dzieciątkiem i kotkiem obraz został namalowany w 1478 roku, także przez Leonarda da Vinci. Samo istnienie obrazu jest udokumentowane tylko rysunkami. Sam rysunek był wykonywany przez Leonarda szybko i dość niestarannie. Sama Madonna i Dzieciątko są ujęte w bardzo swobodny sposób. Z wyważonych ruchów postaci promieniuje życie. Maria jest ukazana niemal jak dziewczynka. Namazałeś Leonardo nieco ten szkic Madonny z kotem i dzieciątkiem, powiedziałem patrząc okiem krytyka na ten obraz. No trochę się spieszyłem odparł mistrz. Na co ja a, cha nic dziwnego. Ale wiesz jest też tak, powiedział nagle Leonardo. Bowiem czasami realne fakty zdążyły się wymieszać z legendami o mojej postaci. Za powstanie wielu mitów o moim życiu, jako Leonarda odpowiedzialnych jest wielu innych ludzi, ale na szczególną uwagę zasługuje niejaki dziejopisarz dziejów malarzy włoskich Giorgio Vasari. Człowiek ten dokonując spisu faktów z życia mnie jako Da Vinciego, zawarł przy tym wiele niepotrzebnych przejaskrawień. Wiadomo jednak, iż lata najbardziej wytężonej mojej pracy w życiu, i mnie jako żywego wówczas Leonarda, dzielić można na oddzielne i poszczególne okresy pierwszy florencki, pierwszy mediolański, drugi florencki, drugi mediolański i mój okres rzymski. Popatrz oto madonna z kądzielą. Ale może o tym za chwilę najpierw wskoczymy trochę do przodu mój Leonardo powiedziałem wiedząc o odkryciu z 1498 roku.
Sala delle Assa z roku 1498
Sala del Assa w języku włoskim, znaczy to pokój na wieży lub pokój z desek, jest to miejsce na ścianie i suficie malarstwa w temperą na tynku, zdobione przeplatających się roślin z owocami i monochromów korzeni i skały autorstwa Leonarda da Vinci, pochodzący z około 1498 roku i znajdujący się w Castello Sforzesco w Mediolanie. Obiekt Leonarda znajduje się w Mediolanie, w Zamku Sforzów, i jest ważnym dziedzictwem przez Leonarda da Vinci jako, Sala delle Asse, to pokój ze ścianami malowanymi z fascynującym trompe l’oeil, przedstawiający pni, liście, owoce, węzłów, jakby znajdował się na świeżym powietrzu, a nie w zamku. Pokój został udekorowany w 1498 roku, O czym świadczy list z dnia 21 kwietnia 1498 roku. Do księcia Mediolanu Ludovico Sforzy, zwanego Moro czyli wrzosowisko. W liście Gualtiero Bascapè, kanclerz księcia, stwierdza iż Magistro Leonardo obiecuje, że zakończy go do września. 23 marca pisze, że duża komnata jest wolna od desek. Obecna nazwa sali jest niejednoznaczna a niektórzy eksperci twierdzą, że została ona nadana, ponieważ ściany pokryto drewnianymi deskami. Asse po włosku oznacza deski. Inni eksperci twierdzą, że było to błędne odczytanie listu. Kanclerz swoimi słowami stwierdzał fakt pozbywanie się desek, nie podając nazwy sali. Zaraz po tym liście, w 1499 roku, Mediolan przejęły wojska francuskie pod wodzą króla Ludwika XII. Na przestrzeni wieków nastąpiło kilka obcych dominacji jak Hiszpanie, Austriacy. Zamek Sforzów był wykorzystywany do celów wojskowych: ściany pomieszczenia pomalowano na biało, a jego pamięć zaginęła. Kiedy Włochy zostały zjednoczone w roku 1861, zamek był w całkowitym upadku, a ludzie dyskutowali o jego zburzeniu. Pod koniec XIX wieku, architekt Luca Beltrami zrealizował plan renowacji zamku, tak jak można go zobaczyć dzisiaj. Podczas renowacji, w 1893 roku, pod białą powierzchnią pokrywającą pomieszczenie wykryto ślady oryginalnej farby. Beltrami znalazł odpowiednie finansowanie głównie ze źródeł prywatnych i wybrał Ernesto Rusca do renowacji Sala delle Asse. W 1902 roku, oszołomieni zwiedzający mogli zobaczyć efekt tej renowacji: cudowne przedstawienie pni na ścianach, tworzących osłonę z gałęzi i liści na suficie. Kolory były jaskrawe i krytycy natychmiast zauważyli, że styl nie przypominał typowego stylu malarskiego Leonarda. Dodatkowo podejrzenia budził brak dokumentacji fotograficznej na temat sytuacji pomieszczenia podczas renowacji. W 1956 roku, częściowo dla uspokojenia krytyków, przeprowadzono drugą renowację. Zasadniczo kolory zostały stonowane, a pokój nabrał bardziej antycznego posmaku, który można zobaczyć dzisiaj. W 2012 roku, rozpoczęła się nowa renowacja. Głównym celem było zablokowanie degradacji pod wpływem wilgoci i innych czynników. Celem naukowym było dalsze badanie dekoracji, odkrywając jak najwięcej oryginalnego dzieła Leonarda. To ostatnie przywrócenie jest w toku a w grudniu 2018 roku.Niektóre ważne wyniki zostały już osiągnięte, w tym ponowne odkrycie w dolnych partiach ścian pięknych czarnych rysunków zwanych monochromatycznymi i wstępnych szkiców. Pietro Marani członek komitetu naukowego zajmującego się obecną renowacją, mówi o pokoju który zadziwia spektakularny sklepienie, ozdobione gałęziami i węzłami, wszystkie splątane razem: długi sznur, splatający wszystkie te gałęzie, jest splecione z elementami roślinnymi. Według innej członkini komitetu naukowego. Obecnej renowacji, Marii Teresy Fiorio, gość odczuwa silne emocje na widok tego wspaniałego przykładu dekoracji ściennej autorstwa da Vinci. To, co zwiedzający może dziś zobaczyć, wynika głównie z pierwszej renowacji, koordynowanej przez architekta Beltramiego, na początku XX wieku. Ta renowacja pozostawiła pomieszczenie w pełni udekorowane w sklepieniu, z mocnymi pniami na ścianach bocznych, przerwanymi drewnianymi panelami. Jasne kolory używane przez konserwatora Ernesto Rusca pozostawiały zdziwienie wielu czołowych ekspertów tamtych czasów, przyzwyczajonych do wyblakłych kolorów Ostatniej Wieczerzy. Ślady tej renowacji wciąż można zobaczyć w kilku miejscach na sklepieniu. Odwiedzający dziś widzą znacznie bardziej ponure kolory, będące wynikiem drugiej renowacji przeprowadzonej przez Ottemi della Rotta w latach pięćdziesiątych. Jasne kolory nie pasowały do stylu Leonarda da Vinci. Eksperci komitetu naukowego wciąż mają sprzeczne opinie na ten temat. Na ścianach bocznych nadal pozostawiono drewniane panele. Największą część dekoracji sklepienia stanowią gałęzie, liście i jagody. Gałęzie i liście tworzą iluzję przebywania na otwartej przestrzeni, a nie w pomieszczeniu zamku. Czerwone jagody oprócz tego, że zapewniają urocze, jasne plamy koloru, są prawdopodobnie aluzją do księcia Mediolanu, nazywanego il Moro. W rzeczywistości morwy w lokalnym dialekcie były i nadal są nazywane Moroni. Przeplecione gałęziami są liny i węzły. Według Francesca Tasso, wiceprzewodniczącej komitetu naukowego, liny skręcające się w węzły, z których niektóre są niezwykle skomplikowane, to powracający temat w twórczości Leonarda da Vinci podczas dwóch dekad spędzonych w Mediolanie. Po pierwszej renowacji, solidne brązowe pnie były punktem wyjścia dla gałęzi; drewniane wezgłowia, z miejscami dla gości, zakrywały dolne partie tych pni. Podczas drugiej renowacji w latach 50 tych XX wieku odsłonięto rysunki przygotowawcze pomalowane na czarno na biało. Beltrami, podczas pierwszej renowacji, uważał je za dodatki z XVII wieku, iz tego powodu zostały ponownie zakryte po drugiej renowacji. Jedną z zalet obecnej renowacji jest odsłonięcie wielu z tych rysunków, zwanych przez ekspertów Monochromatycznymi. Niektóre z nich pokazują korzenie drzew wnikające w boczne ściany i łamiąc je, z dekoracyjnym schematem nawiązującym do wystroju Palazzo del Te w Mantui. Co bardziej zaskakujące, niektóre inne rysunki sugerują inne rozwiązanie dla kufrów. Cecilia Frosinini z Opificio delle Pietre dure i członkini komitetu naukowego mówi, że sugerują stworzenie cienkich, skośnych pni, wyrastających z korzeni, a następnie łączących dekorację na suficie. Bezpośrednim celem jest powstrzymanie widocznego pogorszenia. W tym przypadku zidentyfikowano kilka czynników jak, wilgotność budynku, zmiany mikroklimatu spowodowane negatywnym oddziaływaniem wiązanie chemiczne między substancjami użytymi do oryginalnego malowania a materiałem użytym do różnych uzupełnień, gromadzenie się brudu ponieważ takie artefakty nie można go czyścić codziennie, jak w normalnym domu. Długofalowym celem jest zapewnienie ważnej estetycznej odbudowy. Przede wszystkim pomalowane powierzchnie należy oczyścić i ustabilizować. Następnie należy stawić czoła problemowi zdzierania warstw w wyniku wcześniejszych uzupełnień i lub łączenia brakujących miejsc z nowym malowaniem (przy użyciu nowoczesnego materiału, na przykład akwareli. Istnieją różne opinie na temat kilku kwestii, poprzednie warstwy malarskie i to z powodu renowacji należy całkowicie usunąć? Ile nowego malowania jest dozwolone? Za mało pozostawi pomieszczenie w nieprzyjemnym estetycznie stanie, za dużo będzie niejako fałszywe. Komitet naukowy dziś debatuje nad zagadnieniami, kieruje i nadzoruje działania. Cecilia Frosinini z Opificio delle pietre dure mówi że do nowoczesnej restauracji należy podchodzić z wielką pokorą. Konieczne jest docenienie zarówno oryginalnej pracy autora, jak i pracy różnych ekspertów od renowacji, którzy przyszli później. Odnowienie monochromatycznego to inna historia. Poprzednie renowacje nie miały na niego wpływu: uznano go za nieistotny i pokryto go drewnianymi deskami.
Madonna z kądzielą
Ten obraz olejny stworzyłem około 1501 roku. Był skopiowany dwukrotnie przez moich uczniów. Przedstawia Maryję z Dzieciątkiem Jezus wpatrującym się w kądziel. Gdzie ty Leonardo widzisz tam jakąś kądziel? Ja nie widzę. Bo nie umiesz patrzeć jak Madonna, powiada Leonardo. Dupek pomyślałem sobie. Ale żeby znowu nie wygadywał mi od rzeczy powiadam fachowo. Oryginał zamówiony został prawdopodobnie przez Florimunda Roberteta, sekretarza stanu francuskiego króla Ludwika XII? Jak byś zgadł, powiedział Leonardo. Ale powiem ci mistrzu coś czego nie wiesz. A czego nie wiem? Zapytał Leonardo. Bowiem niedawno w 2003 roku, obraz należący wówczas do księcia Buccleuch został skradziony z jego zamku w Dumfries and Galloway. Cztery lata później, w październiku 2007 roku, odnalazła go szkocka policja.
Obecnie jest wypożyczony do National Gallery of Scotland. Wszystko mi jedno gdzie się znajdują moje dzieła, grunt że je namalowałem, powiada Leonardo. Czym postawił mnie w stan zdziwienia o ile można dziwić się we śnie? Chciałem go zapytać o taki stanowczy ton, i czy coś na ten temat wie? Ale on zaczął gadać dalej. Więc słuchałem mistrza. A powiedział dokładnie takie coś. Tylko proszę cię, weź z łaski swojej nie pomieszaj wszystkiego jak mój współczesny skryba Vasari. Bo co? Może będzie weselej, jak wszystko wymiksuję? No ale dobrze niech jest jak sobie życzysz, odparłem mistrzowi. Masz szczęście że też ciebie lubię i twoje dokonania powiedziałem. Dziękuję, odpowiedział Leonardo. Nie ma za co, należy ci się, moje uznanie. Jest jedna rzecz o którą muszę cię zapytać bo to bardzo ważne a wiem o tym. Bo przed tym wszystkim co było później nagle, bowiem aż na całe dwa lata czyli w roku 1476 aż do 1478 roku. Mówiliśmy o tym przed chwilą, ale to ważne dodałem. Jako Leonardo da Vinci znikasz nam sobie ze wszelkich zapisków, tak jak by cię nigdy nie było, wśród ówczesnych tobie ludzi. Gdzie ty byłeś wówczas mój mistrzu Leonardo? Pytam z nadzieją że może się dowiem, gdzie zniknął na całe dwa lata. Sam nie wiem, i nie mam pojęcia, powiada zasmucony nagle Leonardo. Kłamiesz jak pies, przed chwilą mi opowiadałeś że byłeś gdzieś tam z Vespuccim. Czuję że mnie okłamujesz mistrzu. Powiedz zatem raz, prawdę która, cię w końcu uwolni. Nikt też nie wie, gdzieś się podziewał. Gdzie mógł się ukryć ten twój dwudziestoczteroletni geniusz? Jako że teraz masz akurat podczas mojego snu, dwadzieścia cztery lata, to znikniesz czy znikłeś już wcześniej? Po dwóch latach pojawiasz się nagle jak kometa, z jeszcze większym zasobem geniuszu niż przed twoim dosłownym zniknięciem. Przy czym na zapytania współczesnych ci ludzi nic nie mówisz, i dlaczego milczysz o fakcie zniknięcia? Pytam ciekawy tej niesamowitej sprawy. Ot tak po prostu, i mówi mi, sam nie wiem, wzruszając na niewygodne dla niego zapytania ramionami, jako jego zwykła w takich okolicznościach, postawa i maniera. Coś chyba ty mnie jednak bujasz co? Słowo, powiada, mam zupełną przerwę w swoim życiorysie. Ale pamiętam nowy ląd, leżący na zachodzie. Chyba nie byłeś napity przez te całe dwa lata i przez cały ten czas na rauszu, że nic nie pamiętasz? Pytam ponownie. Nie truj mi, chyba tego nie wiem, i basta. Odparł mistrz i położył się na drugiej kanapie jaka stała w moim pokoju. Mówisz mi, że chyba nie wiesz? To ja jednak wiem, że ty wiesz, gdzie byłeś przez te brakujące, ci dwa lata w twoim życiorysie. Dobrze, jak wiesz to powiedz. Wtedy okaże się czy jesteś godnym geniuszem mojego wyznania? Czy też nie jesteś godny tej wiedzy. Więc ja Ci powiem, gdzie byłeś te dwa lata. Powiadam. Zatem mów geniuszu, pióra, powiedział Leonardo. To jest Leonardo tylko gra słów, powiadam. Zatem odpowiedz, Leonardo na moje pierwsze pytanie. Słucham, powiedział Leonardo. Powiedz mi czy ty znałeś? Niejakiego kartografa Amerigo Vespucci. Znałem bardzo dobrze, odpowiedział zgodnie z prawdą. Teraz odpowiedz mi czy? Wy razem we dwóch, ukradliście okręt należący do papieża Sykstusa IV? Tak ukradliśmy go i przejęliśmy. Czy popłynęliście tym okrętem na zachód tam, gdzie czułeś, że jest tam jakiś tajemniczy ląd? Tak, popłynęliśmy tam. Więc wówczas Amerigo Vespucci, odkrył tam razem z Tobą, ten nowy ląd? Tak było. No i wielka tajemnica się wyjaśniła bardzo prozaicznie, powiadam z miną zwycięscy. Zajęła wam ta wyprawa dokładnie brakujące ci dwa lata w życiorysie. Poczułem nad wielkim Leonardem aurę tajemniczego odkrywcy Ameryki. Tego jedynego faktu który nikomu, nawet nie przyszedł do głowy. Bo przecież było przecież tak, powiadam mu. Krzysztof Kolumb, znasz takiego? Pytam wiedząc że może nie znać odkrywcy ameryki. Znam dobrze, powiada Leonardo. Bo przecież Kolumb popłynął tam dopiero w 1492 roku, czyli niemal szesnaście lat później po was. A Vasco da Gama, jeszcze później bo w roku 1498. Pasuje mi zatem wszystko, ale ludzie i tak nie uwierzą, że pierwszym który był w Ameryce byłeś ty Leonardo. Mam to gdzieś, czy uwierzą czy nie, powiada zdegustowany tym faktem nieco mistrz. Zatem zapisz to, i niech w końcu świat się dowie, jak to było i to wszystko. Nie wracajmy więcej do tamtej wyprawy. Spamiętaj tylko co mówię proszę, powiada. Słucham zatem dalej z wielką uwagą, mistrzu. Nie musisz mówić do mnie mistrzu, jestem Leonardo da Vinci. Po czym wyciągnął rękę i podał mi do uściśnięcia. Jak bym nie wiedział z kim, mam do czynienia ale, powiedziałem mu. Miło mi, kim ja jestem przecież wiesz, nie muszę się przedstawiać. Wiem, inaczej nie pojawił bym się w tym twoim śnie. No dobra, są jednak zagadki które chciałbym abyś mi wyjaśnił powiadam. Słucham, odpowiedział Leonardo. Jest taka sprawa, mianowicie, Dzisiaj teoretycy spiskowi i badacze starożytnych kosmitów, mówią o tobie Leonardo tak. Otóż że właśnie ty jako Leonardo zostałeś uprowadzony przez, jakąś obcą cywilizację, która już wcześniej zaszczepiła w tobie ten niespotykany u ludzi zwykłego pokroju geniusz. Ponoć właśnie obcy mieli cię zapoznać z takimi wynalazkami, o jakich twoi współcześni uczeni nie mieli zielonego pojęcia. Nic mi o tym nie jest wiadomo, powiedział i zaraz dodał. To są jakieś wierutne bzdury. Ja, jako Leonardo pojawiam się we Florencji w 1478 roku, ale moja kreatywność i wiedza wkracza w już tak nieosiągalny dla nikogo poziom że budzi, to powszechny entuzjazm i zachwyt ludzi mi współczesnych. Całą moją późniejszą wiedzę, posiadłem tam daleko za wielkim oceanem, gdzie odkryliśmy wspólnie z Amerigo Vespuccim, nowy ląd. Nazwany na jego cześć później Ameryką, a nie Kolumbią. To wszystko. Szkoda że Ameryki nie nazwano Leonardią, było by zabawnie nie? Powiadam mu złośliwie. Pal diabli Leonardię, i tak zrobiłem więcej niż niejeden człowiek na świecie, powiada nieco dumnie Leonardo. Prawda, odparłem zgodnie z prawdą. W międzyczasie popatrz na ten obraz matki bożej. Albo nie, powiedział popatrz na ten, jest jeszcze wcześniejszy. Bo mi się nieco daty poplątały powiada mistrz, albo tobie bo Madonna z kądzięlą jest z roku 1501. Wszystko jedno nie patrz na daty ale na swój kunszt, jaki masz w tych swoich chudych łapach. Powiadam mu na pocieszenie.
Wizje świętego Bernarda
Jest to obraz namalowany w 1478 roku prze zemnie, powiedział Leonardo jak bym nie wiedział czego namalował w życiu. 10 stycznia 1478 roku. Pewna Signoria zamówiła u mnie duży obraz ołtarzowy, który miał zdobić kaplicę świętego Bernarda w pałacu Vecchio. Bardziej mnie interesuje czyś ją wyobracał w pracowni? Zapytałem nieco wrednie. Na co Leonardo wzruszył ramionami i mówi. A co cię to obchodzi? Czy ja się ciebie pytam kogo ty wyobracałeś? No to na pewno była powzięta i wyobracana powiadam mu w oczy. Na co on przemilczał sprawę obrotu owej senioriny i mówi. Władze wybrały mnie jako artystę na twórcę obrazu jako drugiego w kolejności po tym, jak umowę odrzucił Piero del Pollaiulo. Otrzymałem na poczet przyszłych prac zaliczkę w wysokości 250 florenów. Obraz miał zastąpić malowidło Bernarda Daddiego, które przedstawiało Maryję ukazującą się świętemu Bernardowi.
Podjąłem się namalowania obrazu na ten sam temat co Bernardo Daddi. Jednakże wśród jego szkiców ani studiów nie ma żadnych rysunków do Wizji świętego Bernarda. Anonim Gaddiano twierdzi, że ty Leonardo przystąpiłeś do pracy nad malowidłem, które ukończył Filippino Lippi, jednakże inne źródła tego nie potwierdzają. Co ty na to Leonardo? Zapytałem ciekawy sprawy. A co mam powiedzieć? Zapytał na pytanie pytaniem Leonardo. Mało mi to łatek nadoszywali na portkach w których dziur nie miałem? Fakt powiadam. To patrz dalej powiada Leonardo.
Święty Hieronim na pustyni
Jest to także mój obraz tworzony w latach 1479 do roku 1481. Na to mu mówię, iż nie mamy informacji o zleceniodawcy i miejscu powstania dzieła. Obraz nie został ukończony. Jest to jedno z najwcześniejszych twoich dzieł jako artysty, choć dla badaczy jest trudne do oceniania ze względu na zły stan, w jakim się zachowało. Obraz ukazuje świętego Hieronima ze Strydonu, który pokutuje na pustyni w pobliżu dzisiejszej miejscowości Aleppo, mówię mu jako artyście który czasmi sam nie wie gdzie jest. Ta twoja pustynia Leonardo jest przedstawiona jako wyimaginowany pejzaż urozmaicony skalistymi szczytami. Zaprezentowana scena nawiązuje do ważnego momentu w życiu świętego. W 374 roku, gdy był poważnie chory, miał sen, który spowodował, że podjął decyzję o rezygnacji ze studiów na literaturą pogańską. Wybrał się na pustynię, by odpokutować. Potem poświęcił się studiom języka hebrajskiego i tekstów biblijnych. Przedstawiłeś tego świętego trochę byle jak, powiadam, bo jako półnagiego mężczyznę, który w formie pokuty bije się w pierś kamieniem. Ukazana z trzech czwartych wychudzona po długim poście i pełna ekspresji twarz świadczy o prowadzonych przez ciebie jako malarza studiach nad mimiką. Poza skręconego ciała potęguje nastrój żarliwego błagania. Obok leży lew, któremu zgodnie z tradycją a święty wyciągnął cierń z łapy, który utrudniał mu chodzenie, ratując mu w ten sposób życie. Z wdzięczności zwierzę pozostało przy nim, stając się w ten sposób jego atrybutem.