Wstęp
Legendę o Trzech Królach, Magach lub Mędrcach, zmierzających do Betlejem, mających odwiedzić nowo narodzone dziecię, zna chyba każdy. Umówmy się, że w tej opowieści będą to królowie, tacy jak widnieją na świętych obrazach w kościołach.
Imiona Trzech Królów: Kacper, Melchior i Baltazar zna każde dziecko. Wiadomo, że przybyli do ubogiej stajenki, w której z rodzicami- Maryją i Józefem- przebywał mały Jezus. Wiemy z Biblii, co każdy król podarował dzieciątku. Król Kacper przywiózł kadzidło z żywicy kadzidłowca, w postaci wonnego olejku — co miało symbolizować boskie pochodzenie dzieciątka, gdyż niewątpliwie Jezus był Synem Boga Jedynego. Król Melchior podarował dziecięciu złoto, co na świętych obrazach zazwyczaj przedstawione jest jako złota szkatuła, co symbolizuje władzę królewską Jezusa. Chodzi tu jednak nie o władzę w Judei, jak sądzili Żydzi, ale o władzę królewską w niebie i na ziemi, gdyż nowo narodzone dziecię jest Królem królów, a Jego władza nie pochodzi z tego świata. Trzeci król imieniem Baltazar, podarował dziecku mirrę, symbol człowieczeństwa Jezusa i zarazem zapowiedź Jego męczeńskiej śmierci. Wszyscy trzej złożyli pokłon i hołd Jezusowi. Czy wiemy skąd pochodzili królowie? Według Biblii Kacper był królem z północnej Grecji, Melchior był królem południowego Babilonu, natomiast Baltazar był czarnym królem z zachodniej Afryki. Wszyscy trzej oddali pokłon dzieciątku, w imieniu krainy północy, wschodu i południa. Dlaczego zabrakło przedstawiciela z zachodu? Czy w ogóle istniał ktoś, kto reprezentował władzę zachodu? Jeśli tak, to kim był, jak miał na imię i skąd pochodził? Czy miał jakieś dary dla małego Jezusa? Jakie to mogły być dary i co one symbolizowały? Co mogło dziać się z tym władcą, że nie zdążył złożyć pokłonu dziecięciu w Betlejem? Właśnie o tym będzie ta legenda…
Ale po kolei… co stało się z Trzema Królami, których do Betlejem przywiodła kometa wędrująca po niebie, a zwana odtąd Gwiazdą Betlejemską? Biblia milczy na ten temat, milczą legendy, co nieco opowiadają o nich stare przypowieści ludów ze wschodu. Rąbka tajemnicy uchyla też średniowieczny podróżnik wenecki Marco Polo, który zawarł w swoim sławnym Opisaniu świata następujący fragment: „Jest w Persji miasto Saveh, z którego wyszli Trzej Magowie, którzy udali się, aby pokłon złożyć Jezusowi Chrystusowi. W mieście tym znajdują się trzy wspaniałe i potężne grobowce, w których zostali złożeni Trzej Magowie. Ciała ich są aż dotąd pięknie zachowane cało tak, że nawet można oglądać ich włosy i brody”. Później nikt już nie widział i nie słyszał o Trzech Królach ani o miejscu ich wiecznego spoczynku, Marco Polo był ostatni.
Wiemy też, że Trzej Królowie przed wyruszeniem do Betlejem spotkali się właśnie w mieście Saveh w Persji. To miasto zostało wyznaczone na spotkanie monarchów przez Boga, który wysłał do nich swego posłańca Archanioła imieniem Metatron. Archanioł rozkazał im spotkać się w mieście Saveh i razem ruszyć za gwiazdą, która powiedzie ich do Betlejem, do nowo narodzonego dziecięcia.
Archanioł Metatron ukazał się każdemu z królów w ich pałacach i przemówił do każdego z nich z osobna w imieniu Boga tymi słowami: „...idź i pokłoń się nowo narodzonemu dziecięciu w Betlejem, gdyż jest On Synem człowieczym zrodzonym z Boga-Ojca Jedynego i On zasiądzie w niebie po prawicy Jego. On jest Królem królów i Barankiem Bożym, który zgładzi grzechy świata i obdarzy świat pokojem. Idź do miasta Saveh w Persji, tam spotkasz królów z każdej strony świata i razem udacie się za znakiem zesłanym przez Pana. Będzie to wędrująca po niebie gwiazda i zawiedzie was ona do miejsca narodzin dziecięcia. Idź i spełnij wolę Pana”.
W mieście Saveh spotkali się Kacper, Melchior i Baltazar. A gdzie był czwarty władca? Co się z nim stało? Dlaczego nie spotkał się z pozostałymi i razem z nimi nie udał się do stajenki? Znam odpowiedź na te i inne pytania. Wiem z jakiego królestwa pochodził czwarty król i jak miał na imię. Wiem jakie dary wiózł dla małego Jezusa i dlaczego nie spotkał się z trzema pozostałymi władcami, którzy odwiedzili stajenkę i dzieciątko w Betlejem. Znam jego historię od mojego pra pra dziadka, który mi ją opowiedział, a jemu opowiedział ją jego pra dziadek i tak od pokoleń przekazywana jest ona w mojej rodzinie. Teraz postanowiłem podzielić się tą legendą z Wami, legendą o czwartym Królu…
Dary
Gdzieś daleko, między morzem Bałtyckim na północy, a morzem Czarnym na południu, między rzeką Łabą na zachodzie, rzeką Dunaj na południu i górami Ural na wschodzie, było potężne i starożytne królestwo Sarmatów. Sarmaci spokrewnieni byli ze Scytami, Medami i Persami żyjącymi w Azji Mniejszej. Władcy tych krajów utrzymywali stałe kontakty między sobą, a ich posłowie przewozili listy między stolicami wszystkich państw starożytnego świata.
Królem Sarmatów w owym czasie był bardzo młody wojownik imieniem Poalan z plemienia Alanów. Mało kto wie, ale byli to przodkowie naszych Słowian — jednak to historia na inną opowieść, o której też Wam kiedyś opowiem…
Król Poalan był najmłodszym z władców, którzy mieli udać się do Betlejem. Pewnego dnia, gdy wrócił z polowania na wielkie, dzikie tury, w jego królewskim namiocie pojawili się posłowie trzech nieznanych mu władców. Posłowie przedstawili mu listy od władcy północnej Grecji- króla Kacpra, od władcy południowego Babilonu- króla Melchiora i od władcy jednego z legendarnych czarnych królestw na zachodzie Afryki- króla Baltazara. W swoich listach prosili króla Wielkiej Sarmacji, aby zechciał spotkać się z nimi w mieście Saveh w Persji i razem z nimi udać się do Betlejem, gdzie w ubogiej rodzinie ma narodzić się dziecię, które zostanie królem żydowskim i zbawcą świata. Królowie chcieli razem z Poalanem złożyć dziecku pokłon i królewskie dary. W listach wyjaśniali z jaką świtą będą jechali oraz jakie dary wezmą ze sobą. Pisali, że w drodze do Saveh, a potem do Betlejem, prowadzić ich będzie wędrująca po niebie gwiazda z pióropuszem ognia jako ogonem. Prosili o jak najszybsze przybycie, gdyż czas naglił, a oni do drogi się szykowali. W Saveh mieli na niego czekać do czasu, aż gwiazda nie wskaże dalszego kierunku ich wspólnej wędrówki i dokładnego miejsca narodzenia dziecka.
Król Poalan nie chciał jechać do jakiegoś tam Betlejem i do mającego się narodzić nieznanego, biednego dziecięcia. Nie chciał składać mu pokłonu i bogatych darów w ofierze. Poalan marzył o wielkich bitwach, bogactwie, sławie i podbiciu całego Imperium Rzymskiego. Nie w głowie mu były podróże ze starcami, którzy piszą o zbawieniu świata i dziecku z Betlejem. Kiedy dostał listy od trzech władców, właśnie szykował swoje wojska do kolejnego najazdu na granice Cesarstwa Rzymskiego. Postanowił jednak napisać list do władcy Judei, władającego za pozwoleniem rzymskim, Heroda z pytaniem, czy wiadomo mu coś o mających nadejść narodzinach króla żydowskiego w mieście Betlejem i czy on także zamierza złożyć pokłon dziecięciu. Czekając na odpowiedź nadal jeździł na polowania i zbierał wojów na wyprawę, która miała mu przynieść bogate łupy i sławę.
Minęło kilka długich tygodni. Król Poalan zapomniał o wizycie posłów i ich listach. Pewnej ciepłej nocy, gdy spał, zarówno jemu, jak i pozostałym władcom, we śnie ukazał się Archanioł Metatron i rzekł do króla — „Poalnie, królu Sarmatów, idź i pokłoń się nowo narodzonemu dziecięciu w Betlejem, gdyż jest On Synem człowieczym, zrodzonym z Boga-Ojca Jedynego i On zasiądzie w niebie po prawicy Jego. On jest Królem królów i Barankiem Bożym, który zgładzi grzechy świata i obdarzy świat pokojem. Idź do miasta Saveh w Persji, tam spotkasz królów z każdej strony świta i razem udacie się za znakiem zesłanym przez Pana. Będzie, to wędrująca po niebie gwiazda i zawiedzie was ona do miejsca narodzin dziecięcia. Idź i spełnij wolę Pana”.
Władca zerwał się na równe nogi, był przerażony i zaskoczony zarazem. Wezwał strażników i kazał sprowadzić do siebie najstarszych mędrców z królestwa. Kiedy po kilku dniach mędrcy przybyli, Paolan opowiedział im o tym, że co noc widuje we śnie anioła wysłanego z nieba i powtórzył im jego słowa. Pokazał im listy od trzech władców, którzy już wyruszyli na spotkanie z dziecięciem. Opowiedział o swoich planach podboju Cesarstwa Rzymskiego oraz o tym, że zebrał już armię, jakiej do tej pory nie udało się zebrać żadnemu z władców Sarmacji. Mędrcy kochali swego władcę i znali jego najskrytsze marzenia. Wszyscy byli jednak zgodni co do tego, że musi on odesłać swoich wojowników do domów. Przekonali go, że wyprawę wojenną trzeba odłożyć na przyszły rok, a teraz, aby nie rozgniewać nieznanego im Boga, który ma takich posłańców, trzeba zaplanować podróż do Saveh i spotkać się z trzema pozostałymi władcami.
Za radą mędrców Król Poalan rozkazał wojom udać się do domów i przybyć za rok, aby ponownie zaplanować atak na Rzymian. Wspólnie z mędrcami ustalono, kto będzie władał Sarmacją w czasie jego nieobecności. Wybrali też dary dla dziecięcia, a trzeba Wam wiedzieć, że Sarmacja w owych czasach była bajecznie bogatym krajem, tak bogatym, jak samo Cesarstwo Rzymskie. Tajemne groty i jaskinie, w których przechowywano skarby władców Sarmacji, kipiały od bogactw z całego ówczesnego świata. Kosztowne gobeliny, dywany, makaty, bele jedwabiu, leżały obok skrzyń pełnych złotych naczyń, monet i drogocennych klejnotów, a bogato zdobione szaty leżały obok inkrustowanych złotem i szlachetnymi kamieniami wspaniałej broni różnego rodzaju. Miecze, szable, topory i tarcze z dalekiego Kitaju, Persji, Babilonu, Egiptu i Rzymu, korony i diademy, berła i puchary, wszystko tak piękne i drogocenne, że za jeden z tych przedmiotów można byłoby kupić dziesięć wiosek razem z ludźmi i inwentarzem. Mędrcy wybrali dziecięciu trzy niezwykłe i przepiękne dary. Pierwszy, to wielki, czerwony jak krew rubin, symbolizujący miłość i szczęście — podobno sam Bóg przy tworzeniu świata wybrał rubin, jako najpiękniejszy z klejnotów. Drugi, to przepiękna, biała jak śnieg perła — symbolizująca królestwo niebieskie, czystość duszy, wiarę i poświęcenie. Trzeci, to wspaniały, niebieski szafir, skrzący się wszystkimi odcieniami czystego, błękitnego nieba- symbolizujący mądrość i nieśmiertelność. Młodego władcę wyprawiono w sto wozów, a na każdym znajdowały się nieprzebrane, bajkowe wprost bogactwa. Do ochrony króla i wyprawy wyznaczono hufiec tysiąca najdzielniejszych sarmackich jeźdźców, w pancerzach ze złotych łusek, hełmach skrzących się od drogich kamieni, zbrojnych w bogato zdobione długie włócznie, a zarówno mocne miecze oraz przepiękne, okrągłe, czerwono-złote tarcze z wymalowanym srebrnym orłem.
Nieszczęsna kraina
Początkowo podróżowali przez kraje Sarmatów, gdzie ludność witała radośnie swojego króla i jego świtę. W dzień i w nocy prowadziła ich gwiazda na niebie, która wskazywała kierunek na południowy wschód. Wytrwale podążali za nią, a król doskonale się bawił w towarzystwie ulubionych wojów. W trakcie marszu polowali na dziki, jelenie, tury i inne leśne zwierzęta. Podczas jazdy na koniu zabawiali się strzelaniem z łuku, celując do naprędce skleconych słomianych kukieł, albo nabijając na włócznie metalowe obręcze osadzone na drewnianych palach. Ścigali się konno po lasach i polach, wśród drzew, łanów zbóż i rzek.
Zabawa nie trwała jednak długo. Kiedy przekroczyli jeden z łańcuchów górskich, który stanowił umowną granicę między ludami Sarmatów, a ludami zamieszkującymi ich południowe stoki, wkroczyli na puste, spalone pola i lasy. Domy w mijanych wioskach były zniszczone i opuszczone, a napotkani ludzie żebrali o strawę. Kraj ten wiele lat temu nawiedziły dzikie hordy, paląc i rabując okolicznych mieszkańców. Następnie krainę nawiedziła susza i klęska nieurodzaju. Większość ludzi opuściła swoje domy i rodzimy kraj, ruszając za chlebem dalej na południe. Ci, którzy zostali, przymierali z głodu i nędzy.
Młody król nigdy nie zetknął się z biedą, nie wiedział co to takiego. Ludzie w jego krainie żyli dostatnio, a o jego kraju mówiono, że jest „mlekiem i miodem płynący”. Na widok tak strasznej nędzy jego młode serce podpowiadało mu, że coś trzeba z tym zrobić, że trzeba pomóc tym ludziom i temu krajowi. Przecież miał bogaty tabor, gdzie było mnóstwo jedzenia i złota. Król Poalan zaczął rozdawać jedzenie każdemu, kto o nie poprosił, rozdawał też ubrania i ciepłe koce. Gdy mijał wsie i miasteczka przyzywał do siebie ich zarządców i w obecności zebranych mieszkańców rozdawał im złoto na odbudowę budynków, młynów i kuźni. Wieść o tak hojnym panu rozeszła się w mgnieniu oka, jak kraj był długi i szeroki. Błagających o pomoc przybywało. Młody król nikomu nie odmawiał, a puste już wozy z jego orszaku odjeżdżały na północ w eskorcie kilku wojów. Pewnego dnia na drodze, którą poruszał się Poalan, stanął dziwny orszak. Dowodził nim starzec w szarej powłóczystej szacie ze srebrnym diademem na siwej głowie. Starzec ten siedział na czarnym, chudym koniu. Jego szata była znoszona, a czasy jej świetności dawno już minęły. Orszak stojący wokół starca składał się z kilku wynędzniałych wojów, których broń była poszczerbiona i zardzewiała. Byli tam też słudzy, którzy właśnie pomagali starcowi zsiąść z grzbietu chudego konia. Poalan także zsiadł ze swego wierzchowca. Starzec podszedł do niego, klęknął i łamiącym sie głosem rzekł:
— Panie, jestem Hexor, król tego nieszczęsnego kraju. Przybyłem na wieść, że ktoś pomaga memu ludowi i mojej ziemi. Chciałem ci podziękować, choć nie mam niczego w zamian aby ci podarować za okazane nam wielkie serce. Jestem pewny, że sprowadziła cię do nas wędrująca po niebie gwiazda. Stała się ona dla nas symbolem szczęścia i nadziei. Ja jestem biednym królem, nie stać mnie na strawę dla mych dworzan, a nawet dla konia. Zechciej przyjąć, w zamian za udzieloną moim poddanym pomoc, srebrną koronę, która jest symbolem mego królestwa. Zrzekam się go dla ciebie, gdyż ja źle nim władałem i sprowadziłem na nie falę nieszczęść i zguby — po tych słowach starzec zaczął łkać: — Ty młodzieńcze na pewno będziesz lepszym władcą ode mnie, oto moja korona.
Młody król podniósł starego władcę z kolan i rzekł:
— Nie potrzebuję twojego królestwa, gdyż mam swoje na północy. Zapraszam cię do mego obozu, gdzie omówimy sprawy twojego królestwa — po tych słowach zaprowadził go do swoich wozów, gdzie zaprosił też jego sługów. Odział wszystkich w nowe, czyste i strojne szaty, nakarmił i każdemu podarował konia. Króla Hexorusa zaprosił do swego namiotu, gdzie jeszcze długo ze sobą rozmawiali. Poalan wyznał, że podąża za gwiazdą na niebie i że idzie za wezwaniem, które objawił mu anioł, do miejsca w którym ma narodzić się dziecię, które zbawi świat od grzechów, które jest Synem Boga i jest Królem królów. Hexorus chciał dołączyć do młodego króla, ale ten stanowczo odmówił, pokazując otaczającą ich krainę. Na koniec powiedział:
— Musisz Hexorusie odbudować swój kraj i zadbać o jego mieszkańców. Obiecuję, że pozdrowię nowo narodzone dziecię w imieniu nas obu — po tych słowach wstał i założył mu na głowę swą złotą koronę.
— Zaprawdę, ty jesteś wielkim władcą Hexorusie. W obliczu tylu klęsk nie poddałeś się i mimo niepowodzeń i przeciwności losu dbałeś o swój lud. Dla nich, dla ich dobra, chciałeś oddać mi we władanie swój kraj. Dziękuję ci, że pokazałeś mi jak wielkim i dobrym jesteś władcą. Dlatego bez wahania pomogę ci, bo wiem, że dobrym jesteś królem Hexorusie — następnie kazał swoim sługom przynieść najlepsze szaty i oddał je staremu królowi. Oddał mu też swojego najlepszego wierzchowca i ostatnie wozy z żywnością i kosztownościami, a do ich eskorty oddał kolejną sotnię wojów.
Królowie pożegnali się na rozstaju dróg. Stary władca pobłogosławił Poalana, jakby ten był jego synem. Hexorus ruszył na północny zachód do swej stolicy, a młody władca na południowy wschód, wciąż podążając za wędrującą gwiazdą.
Łowcy niewolników
Podróż dłużyła się pomimo, że Poalan nie miał już bogatego taboru. Towarzyszyło mu jeszcze dwustu wojów i słudzy. Dalsza podróż mijała Poalanowi na przemyśleniach o życiu i jego wartości. Gwiazda, która prowadziła go do Saveh, zniknęła już dawno. Król wysyłał przodem zwiadowców, by dowiadywali się o dalszą drogę do miasta. Kiedy wkroczyli do krainy pokrytej gęstymi lasami, gdzie często orszak atakowany był za dnia przez zbójców, a w nocy przez dziką zwierzynę, szeregi orszaku stopniały jak śnieg na wiosnę w ojczyźnie Poalana.
W końcu dotarli do miasta Saveh. Paolan natychmiast rozesłał swoich ludzi, by odnaleźli trzech władców, którzy mieli tu na niego czekać. Sam tymczasem zatrzymał się w gospodzie na zasłużony odpoczynek. Rozesłani po mieście posłańcy wracali z miasta, ale żaden nie miał dobrych wieści. Trzej królowie już dawno opuścili Saveh. Kiedy Poalan kładł się spać, do gospody przybył ostatni z jego ludzi i powiedział:
— Panie, w pałacu namiestnika miasta, trzej królowie zostawili dla Ciebie wiadomość — król przeczytał, że Kacper, Melchior i Baltazar udali się miesiąc temu za gwiazdą w stronę Betlejem i żeby on czym prędzej śpieszył za nimi. Poalan wiedział, że spóźnił się z własnej winy, że nie zdąży na narodziny cudownego dziecka. Postanowił jednak, że nazajutrz ruszy ze swą świtą do Betlejem i złoży dary jak obiecał.