Srebrna Brama Nocy
Wieczór w Krzeczynie Wielkim był cichy i pełen letniego uroku. Z pól niósł się zapach skoszonego zboża, a w oddali szemrały świerszcze, grając swój nocny koncert. Lara siedziała na schodach przed domem i głaskała Lolka, który przeciągał się leniwie po całym dniu zabaw.
— Loluś, zobacz, jak pięknie świeci księżyc — szepnęła dziewczynka, wskazując srebrny blask rozlewający się po niebie.
Piesek zaszczekał cicho, jakby potwierdzając, że widzi coś niezwykłego. I rzeczywiście — na horyzoncie pojawiło się coś, czego Lara jeszcze nigdy nie widziała. Z mgły i światła, tuż między starymi wierzbami na końcu ogrodu, zaczynała rysować się kształt ogromnej bramy. Jej łuk migotał jak zrobiony z tysiąca srebrnych nici, a pośrodku jarzył się znak przypominający gwiazdę.
Lara poczuła, jak serce bije jej szybciej. Przypomniała sobie wszystkie poprzednie przygody — mapy, kosmiczne podróże, labirynty czasu, ogrody pełne cudownych kwiatów. Ale ta brama była inna. W jej świetle było coś kojącego, jakby zapraszała do świata, gdzie marzenia stają się prawdą.
Lolek pierwszy podbiegł do tajemniczego łuku. Zamiast szczekać głośno, usiadł i zawył melodyjnie, jakby wyczuwał senne zaklęcie unoszące się w powietrzu.
— Czyżby to była… Brama Nocy? — zastanowiła się Lara, dotykając srebrnych nici.
W tej samej chwili poczuła ciepło w dłoniach i nagle całe otoczenie zaczęło się zmieniać. Niebo rozświetliły setki gwiazd, które zdawały się tańczyć jak świetliki. Trawa pod stopami zamieniła się w miękkie poduszki, a powietrze wypełnił zapach wanilii i miodu.
— Loluś… weszliśmy do Krainy Sennych Marzeń! — zawołała dziewczynka z zachwytem.
Lolek obrócił się w kółko, po czym z radością skoczył w stronę migoczącej drogi prowadzącej w głąb nowego świata. Lara nie wahała się ani chwili i pobiegła za nim.
Ścieżka prowadziła ku srebrnemu jezioru, którego powierzchnia odbijała niebo jak lustro. Po drugiej stronie widać było zarys postaci… jakby ktoś na nich czekał.
— Kto to może być? — pomyślała Lara, ściskając mocniej łapkę Lolka.
Tak rozpoczęła się ich nowa przygoda — w świecie, gdzie sny miały swoje prawa, a wyobraźnia stawała się rzeczywistością.
Klucz ze światła księżyca
Lara i Lolek stanęli na brzegu srebrnego jeziora. Woda migotała jak tafla szkła, a każda fala układała się w świetlisty wzór przypominający symbole i litery. Lara pochyliła się, by przyjrzeć się bliżej.
— To wygląda jak… alfabet ze snów — szepnęła z zachwytem.
Lolek wpatrywał się w wodę i nagle zaszczekał. W miejscu, gdzie jego łapki musnęły powierzchnię, pojawił się obraz: ogromny klucz utkany z promieni księżyca. Był lekki jak piórko, a jednocześnie błyszczał tak mocno, że rozświetlał całą okolicę.
Nad jeziorem rozległ się miękki, melodyjny głos:
— Tylko ten, kto zdobędzie Klucz ze Światła, będzie mógł otworzyć dalszą drogę w Krainie Sennych Marzeń. Ale uważaj, dziewczynko… nie każdy klucz pasuje do każdej bramy.
Lara rozejrzała się, próbując odnaleźć źródło głosu. Z mgły wyłoniła się postać przypominająca starą kobietę w płaszczu utkanym z nocy. Na głowie miała koronę z księżycowych odłamków. Jej oczy świeciły jak dwa refleksy pełni.
— Kim jesteś? — zapytała Lara, czując lekkie drżenie w sercu.
— Jestem Prządka Snów. Pilnuję, by tylko odważni i czyści sercem mogli przejść dalej. — Kobieta uśmiechnęła się tajemniczo. — Klucz jest w jeziorze, ale nie dostaniesz go ot tak. Musisz najpierw odpowiedzieć na zagadkę.
Lara skinęła głową. Wiedziała, że w tym świecie każde zadanie ma swój sens.
Prządka Snów uniosła dłoń i wyszeptała:
— Co widać w nocy, choć nie świeci samo,
Czasem jest pełne, czasem półmrok samo.
To ono maluje sny w tafli wody,
I zawsze powraca, choć znika dla ozdoby.
Lara uśmiechnęła się lekko.
— To księżyc! — odpowiedziała pewnym głosem.
W tej samej chwili woda w jeziorze rozstąpiła się, a z jej wnętrza uniósł się świetlisty klucz. Lara wyciągnęła ręce i poczuła, że jest lekki jak marzenie, a zarazem mocny jak odwaga.
Lolek zaszczekał radośnie, a srebrna droga przed nimi rozświetliła się jeszcze jaśniej.
Prządka Snów skinęła głową.
— Klucz otworzy pierwszą z bram. Ale pamiętaj, Lara: każdy sen ma swoje cienie. Nie bój się ich, bo to one uczą, czym naprawdę jest światło.
Po tych słowach zniknęła, pozostawiając za sobą tylko zapach lawendy i echo delikatnego śpiewu.
Lara spojrzała na Lolka i uśmiechnęła się szeroko.
— Chodź, Loluś. Czeka nas kolejna przygoda.
I ruszyli ku dalszej ścieżce, która prowadziła do miejsca, gdzie sny stawały się jeszcze dziwniejsze i piękniejsze.
Spotkanie z Prządką Snów
Ścieżka ze srebrnych kamieni wiła się niczym wstęga prowadząca w głąb nieznanego świata. Lara trzymała w dłoni lśniący klucz, a jego blask rozpraszał ciemności wokół. Lolek szedł tuż obok, raz po raz zadzierając nos, jakby chciał wywęszyć, dokąd powinni iść.
Nagle z nieba opadły lekkie nici, błyszczące jak pajęczyna utkane ze światła gwiazd. Spadały powoli, otaczając ich jak kurtyna. Lara wyciągnęła rękę i poczuła, że są miękkie jak jedwab, a jednak mocne jak lina.
Wtedy przed nimi ponownie pojawiła się Prządka Snów. Tym razem nie wyglądała jak staruszka — jej twarz była młoda, oczy świeciły jak jeziora w świetle księżyca, a włosy spływały kaskadą srebrnych pasm. Każda jej zmiana przypominała inny obraz marzeń.
— Przyszliście dalej, niż wielu dotarło — powiedziała spokojnym głosem. — Masz klucz, Laro, ale to dopiero początek drogi.
— Dlaczego ta kraina istnieje? — zapytała dziewczynka. — Czy to tylko sen?
Prządka Snów uśmiechnęła się, a wokół nich zatańczyły świetliki.
— Kraina Sennych Marzeń jest domem wszystkich snów — tych radosnych, pięknych i tych, których czasem się boicie. To tutaj rodzą się opowieści, które nocą odwiedzają ludzi. Ja jestem tą, która splata je w nici i wysyła w świat.
Lara spojrzała szeroko otwartymi oczami.
— Czyli każdy sen, który mamy, zaczyna się tutaj?
— Tak. A niektóre są bardzo ważne, bo pomagają sercu rosnąć — odpowiedziała Prządka.
W tym momencie Lolek zaszczekał, jakby chciał zwrócić uwagę na coś niezwykłego. Z mgły wyłonił się most utkany ze snu — most zrobiony z białej mgiełki i gwiezdnego pyłu. Pod nim nie było ziemi ani wody, tylko nieskończona przestrzeń pełna migoczących obrazów. Lara zobaczyła w niej fragmenty snów dzieci: latające smoki, bajkowe zamki, ciepłe domy i miejsca, które wyglądały jak spełnione marzenia.
— To Most Snów — wyjaśniła Prządka. — Możecie przejść, ale pamiętajcie: most pokaże wam także koszmary. Musicie być razem i ufać sobie, inaczej nici mostu się zerwą.
Lara spojrzała na Lolka i przytuliła go mocno.
— Jesteśmy razem. Damy radę.
Prządka skinęła głową, a potem rozpuściła się w powietrzu jak poranna mgła.
Dziewczynka i jej wierny piesek stanęli na pierwszym kroku mostu, czując, że to dopiero początek wielkiej próby, w której marzenia i lęki spotkają się twarzą w twarz.
Taniec na łące gwiezdnych maków
Kiedy Lara i Lolek zeszli z Mostu Snów, poczuli, jak ich stopy dotykają miękkiej, pachnącej ziemi. Przed nimi rozciągała się ogromna łąka, tak piękna, że zapierało dech w piersiach. Wysokie, czerwone maki świeciły delikatnym blaskiem, a na ich płatkach tańczyły maleńkie gwiazdki, jakby ktoś porozrzucał na nich kawałki nieba.
Lolek zanurzył pyszczek wśród kwiatów i zaraz kichnął, bo maki rozsypywały złoty pył przypominający senne marzenia. Lara roześmiała się, ale zaraz zauważyła, że łąka nie jest pusta.
Między makami zaczęły pojawiać się postacie — dzieci w kolorowych strojach, skrzaty, wróżki i zwierzęta. Wszystkie krążyły w rytmie cichej muzyki, której źródła nie było widać. Melodia płynęła jak wiatr, lekka i kojąca.
— Loluś, oni tańczą! — zawołała Lara.
Nie zdążyła się zastanowić, skąd się tu wzięli, bo już po chwili mała wróżka z włosami jak z promieni księżyca chwyciła ją za rękę. Lara poczuła, jak jej ciało staje się lekkie jak piórko. Zaczęła wirować w tańcu razem z innymi, a jej sukienka połyskiwała srebrnymi drobinkami.
Lolek, nie chcąc być gorszy, zaczął skakać między makami, a wokół niego utworzył się krąg śmiejących się skrzatów, które klaskały w dłonie w rytm jego podskoków.
— To jest taniec marzeń — powiedziała wróżka. — Kto zatańczy na łące gwiezdnych maków, ten odkryje część swojego najskrytszego pragnienia.
Lara spojrzała w niebo. Gwiazdy układały się w obrazy, które przesuwały się jak film: najpierw zobaczyła siebie i Lolka wśród przyjaciół z wcześniejszych przygód, potem zobaczyła mapy, podróże, a w końcu… dom w Krzeczynie Wielkim. Tam, w ciepłym świetle, stała jej rodzina, a obok nich ona z Lolkiem.
— Moje największe marzenie… to zawsze wracać do domu — wyszeptała.
Łąka nagle rozbłysła jeszcze mocniej, a kwiaty zaczęły kołysać się w rytmie jej serca. Muzyka stała się żywsza, a wokół dziewczynki i psa pojawił się świetlisty krąg.
— Zapamiętaj to, Lara — powiedziała wróżka, gdy muzyka powoli cichła. — Kraina Sennych Marzeń spełnia życzenia, ale tylko te, które rodzą się w sercu, a nie w głowie.
Po chwili wszystkie postacie z łąki zaczęły znikać, a maki zamknęły swoje płatki, jakby zasypiały. Została tylko Lara, Lolek i srebrna ścieżka prowadząca dalej.
— Chodź, Loluś — szepnęła dziewczynka, głaszcząc psa po głowie. — Teraz wiem, dlaczego tu jesteśmy.
I ruszyli ku kolejnemu zakrętowi marzeń, nie wiedząc jeszcze, jakie sekrety kryje następne miejsce.
Most utkany z mgły
Srebrna ścieżka prowadziła ich coraz głębiej w krainę snów. Cisza otulała wszystko jak miękki koc, a powietrze pachniało wilgocią i chłodem, jakby nadchodziła poranna mgła. Lara i Lolek szli powoli, aż wreszcie dotarli do miejsca, w którym ziemia kończyła się nagle, ustępując miejsca przepaści.
— I co teraz? — szepnęła Lara, spoglądając w dół.
Pod nimi rozciągała się otchłań, ale nie była pusta. W jej wnętrzu wirowały obrazy snów: jedne wesołe i kolorowe, inne ciemne, mroczne, pełne potworów i cieni. Lara poczuła lekki dreszcz, a Lolek zafalował ogonem, jakby czuł, że to ważna próba.
Nagle nad przepaścią zaczęła unosić się mgła. Zwinęła się w długą, drżącą wstęgę, która stopniowo przybierała kształt mostu. Był delikatny, cienki jak pajęcza nić, a jednak twardniał pod ich stopami, kiedy Lara zrobiła pierwszy krok.
— Most utkany z mgły… — wyszeptała dziewczynka.
Każdy kolejny krok sprawiał, że most zmieniał się w inny obraz. Raz wyglądał jak kryształowa droga, raz jak złoty dywan, a raz jak zwykła drewniana kładka nad rzeką. Lara zrozumiała, że most przybierał kształty ich wyobraźni i wspomnień.
W połowie drogi z mgły zaczęły wyłaniać się cienie. Najpierw przypominały bezkształtne postacie, ale wkrótce stały się wyraźniejsze. Lara rozpoznała w nich własne lęki: samotność, burzowe chmury, a nawet ciemny las, w którym kiedyś się zgubiła.
Lolek warknął, gotów bronić swojej pani.
— Nie bój się, Loluś — powiedziała Lara, choć serce waliło jej mocno. — To tylko sny. One nie mogą nas skrzywdzić.
Wzięła psa na ręce i ruszyła dalej. Cienie próbowały zatrzymać ich na moście, szeptały złowieszcze słowa, ale Lara powtarzała w myślach jedno zdanie:
— Każdy koszmar kończy się, kiedy się obudzę.
I wtedy most rozświetlił się srebrnym światłem. Cienie rozpłynęły się, a mgła stała się miękka i bezpieczna.
Po chwili Lara i Lolek stanęli po drugiej stronie przepaści. Za nimi most powoli rozwiał się w powietrzu, jakby nigdy go nie było.
Przed nimi majaczyła kolejna kraina — pełna kolorów, poduszek i miękkich obłoków.
— Udało się, Loluś! — zawołała Lara, przytulając pieska. — Przeszliśmy przez własne lęki.
Lolek zaszczekał radośnie, a ich nowa droga prowadziła wprost do miejsca, które wyglądało jak… pałac utkany z kołder i poduszek.
Królestwo poduszek i kołder