E-book
23.63
drukowana A5
39.7
La Vie

Bezpłatny fragment - La Vie

Fidrygałkowa poezja


5
Objętość:
158 str.
ISBN:
978-83-8431-941-3
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 39.7


Przed wyruszeniem w podróż…

Rozważałam siebie i doszłam donikąd

a przecież wczoraj wydawało się być

tak długim i dobrym dniem,

by choć jedną nową myśl o sobie znaleźć.

No cóż, wydaje mi się, że dziś też będę tylko

błądzić.


Nieśmiertelny tułacz tysiąca mil myśli.

— przyjaciołom, dzięki którym nadal piszę

rodzicom, którzy pozwalali mi marzyć.

Pęd

Pędzą konie ciągnąc wóz

Ciężki od głazów i cierni

Droga długa, trwająca aż do końca


Pędzą konie ciągnąc wóz

Zwinnie dość, choć droga kręta

A na barkach ciężar


Pędzą konie ciągnąc wóz

Nie czekając na nic

Pędzą wśród słońc i burz

Pędzą bezustannie

Kawa I

Jak co dzień, zaparzyłam kawę,

Zjadłam śniadanie, jak zwykle

I standardowo poszłam do pracy

Wszystko tu miało swoje miejsce,

Poza moim szczęściem,

Które dawno zostało zastąpione

Przez rutynę


Jak co dzień tylko narzekam,

Jem i pije, to co zwykle

I wykonuje czynności beznadziejnie

standardowe

Przemijam w tym świecie i rozmijam się

z sobą


Nienawidzę porannej kawy

Tytan ze szkła

Traktują mnie

Jakbym była z tytanu,

A gdy uderzą

Ja wiem, że rozkruszę się

Jakbym była z cieniutkiego szkła

Co nawet pustej filiżanki nie jest

Już w stanie utrzymać


Traktują mnie

Jakbym była pokryta

Materiałem ogniotrwałym

A ja wiem,

Że mała iskra wystarczy

Bym zapłonęła potężnym

Płomieniem, który gasi się

Następnymi tygodniami


Traktują mnie tak

Jakbym była kuloodporna

A mnie dziś boli nawet

Najmniejsze zadrapanie

Każda kula przechodzi na wylot


Jestem podziurawiona tak,

Że nawet nie warto już szyć


Traktują mnie tak,

Jak sami by nie chcieli

Być traktowani


Traktują mnie tak,

Jakbym nie istniała wcale

Albo istniała za mocno

Kokon

Kolejny dzień przemijam

Rozpadając się na kawałki

Nie miałam ochoty ich zbierać

Aż do momentu, w którym

Straciłam cząstkę, jaśniejszą

I bardziej błyszczącą od innych


Musiałam ją podnieść,

A skoro schyliłam się,

To podniosłam także tą zaraz obok

I potem drugą i kolejną

Aż do momentu, w którym

Zebrałam je wszystkie


Chciałam połączyć je ponownie, tak samo,

Skoro miały się jeszcze przysłużyć

I wiedząc, że wcześniej były ważne

Próbowałam znaleźć im ich dawne miejsce

Aż do momentu, w którym

Zrozumiałam, że tego miejsca już nie ma


Zaczęłam łączyć je raz jeszcze,

Należało je złożyć w jakąś całość,


Wszystko to, zdawało się mnie przerastać

Aż do momentu, w którym

Zrozumiałam, że choć wszystkie mi

potrzebne,

to zmieniły swoje miejsce

Dawna całość nabrała nowego kształtu


Dawne kawałki mnie zaczęły znowu

błyszczeć

Zmieniając miejsce stworzyły nową całość

Ten rozpad zabijający mnie od wewnątrz,

był jak nieludzkie tortury zadane samej sobie

Aż do momentu, w którym

Zrozumiałam, że był to moment przemiany

Kokonu w motyla

Kawa II

Wstałam dziś dwie minuty wcześniej,

Zaparzyłam kawę, dziś jednak rozpuszczalną

I zjadłam śniadanie, po przeciwnej stronie

stołu


Rozejrzałam się w drodze do pracy

I wcale nie widziałam tego, co zwykle


Poranna rosa pachniała dziś wyraźniej,

A droga była bardziej świadoma

Zatrzymałam się nawet na chwilę,

żeby przyjrzeć się

wiewiórce


Ta kawa była już lepsza, dało się ją wypić,

ale czy ze smakiem?

ErupcJa

Zmieszałam się na ilość słów

Wypowiedzianych wbrew sobie

Mówię łatwo, nie męcząc się wcale

Choć myśli już dawno zgubiłam po drodze

Lecz mówię nadal

Nie wiem do kogo

I nie wiem dlaczego


Bezsensownie gdakam

Czując się obco w swojej głowie

A reszta ciała wstydzi się za usta


Potok słów wypływa ze mnie

Jak lawa wulkanu

Zaraz po erupcji


Do powiedzenia tak dużo

Czy tak mało


Nie odpowiem,

Słów mi zabrakło

Quasimodo

Wyjdź z ukrycia

Będąc stale w cieniu nie da się rozkwitnąć


Pokaż się światu

W bliznach jest zapisana historia, nie ty


Pokaż światu twarz

Jesteś kimś, kogo ktoś nieustannie szuka


Daj usłyszeć światu głos

Jest on miodem na czyjeś uszy


Wyjdź z ukrycia i idź za marzeniami

A pewnego dnia, sam się staniesz czyimś

marzeniem

Kawa III

Dziś nie zaparzyłam kawy,

To ona zaparzyła mnie


W smaku obrzydliwa

Zguba

Gdzieś po drodze zgubiłam dwie godziny

Nie mogę ich znaleźć,

Nikt nie chce pożyczyć


Może zamiast szukać moich dwóch godzin

Poszukam siebie w dwóch godzinach?

Gdzie byłam, kiedy one były?

A gdzie jestem, gdy ich nie ma?


Próżno szukać minionych godzin,

Są one katem jeszcze nienadeszłych

A pięknym dopełnieniem już nastałych


Zamiast godzin lepiej, bym odnalazła siebie

I ja, i godziny, i wszystko inne przeminie

Ale ze znalezionym sobą, wszystko inne

przemija łatwiej

Tylko, Byle, Chociaż, Jeszcze

Wielki świat

Wielkie marzenia

Wielcy panowie

Wielkie plany

Wszystko, żeby było dostatecznie dobre,

Dziś musi być wielkie


A wystarczyły by

Małe słowa

Małe marzenia

Mali zwykli ludzie


Kiedyś marzono inaczej…

Tylko być

Byle być

Chociaż być

Jeszcze być


Czy dziś ktoś o jakikolwiek byt się troszczy?


Tylko ja i moje

Byle ja i moje było lepsze

Chociaż ja i moje ma się dobrze

Jeszcze ja i moje musimy zdobyć więcej…


“tylko”, “chociaż”, “byle”

i “jeszcze”


Te same słowa, w nowym świecie,

Odmieniają swe znaczenie


Zmieniło się zatem dużo czy mało?

Kawa IV

Dziś kawę parzoną wypiłam

Czarną,

Gorzką,

Specyficzną

I trudną z niektórymi kroplami

do przełknięcia


Zupełnie jak moje ostanie dni,

Już tęsknię za mlekiem


Ale muszę wyjść,

Muszę stwarzać pozory dobrego smaku,

Znaczy mówię sobie, że muszę,

Tak postanowiłam,

Więźniarka perfekcjonizmu

Nawet śpiew ptaków w drodze dziś

nie zachwycił

A ja od środka utożsamiałam się

z przyrdzewiałą


i wygniecioną puszką,

Którą minęłam na przystanku


Gorycz kawy przelała się w gorycz

dzisiejszego dnia

Titanic

Płynął spokojnie, przecinając fale

Czasem wśród burz, czasem wśród słońca

promieni

Piękny, bogaty w środku, wodny olbrzym


Świadek wielu niezwykłych chwil,

choć też bardzo przeciętnych

Zwyczajnie sobie był,

Potwór morski


Nadeszła jego chwila, uderzył

w lodowiec

Jak całkiem byle jaka łódka

zatapia się w wśród fal,

w pół się łamie

Jeszcze ostanie kilka dźwięków duszy oceanu

Jeszcze ostania iskra

Nagle ryk się pogłaśnia

Tragedia,

kończące się przedstawienie

Już w części jest na dnie



Cisza,

Już po wszystkim,

Niepokonany gigant utonął

Symbol ludzkiego życia,

Zakończył już swoją jednorazową podróż

A morze nadal faluje, czekając na kolejnego

Titanica

Kawa V

W dzieciństwie dziwiłam się jak można

pić kawę,

Utożsamiałam to z dorosłością

I czasem piłam zbożową albo taką z pianką

z ekspresu

Ewentualnie robiłam łyka od mamy

I nie rozumiałam tego fenomenu

Wydawało mi się to czymś przedziwnym,

że to może

smakować


Dziś pijam kawę, niemalże codziennie

Chyba dorosłam,

Przynajmniej do picia kawy,

Bo tak to czuję, jak moje wewnętrzne

dziecko się gubi

I płaczę,

Dosalając moją kawę

Mantra

Zawiodłaś

Choć chciałaś pokazać

Że potrafisz kochać


I znów Ty

Najbardziej zawodzisz

Siebie


Chcesz ciszy,

Przyjmując pierścionek

Chaosu


— Dziecko, zaczekaj,

Daj rękę,

Bo znów się przewrócisz

Za wszystkim i za niczym

Zmęczyłam się pogonią

Za wiatrem niewidzialnym i

Szybkim

Za chwilami ulotnymi,

Tak istotnymi w swej

Trywialności

Za szczerością wśród ludzi,

Nie tylko w wieku przedszkolnym

Za miłością wzajemną i

Nieodpłatną

Za dniami beztroskimi i

Wyjątkowo krótkimi

Zmęczyłam się


nawet pogonią

za myślami,

prowadzącymi donikąd


Najbardziej jednak gonię za sobą,

Która za niczym nie goni

Debata z Echem

Czekałem na Ciebie

Już długo,

Chciałaś porozmawiać,

Jesteś gotowa?


Dalej przypominasz fale,

Raz potężne, raz właściwie nieistniejące

I wciąż szukasz drogi

A Ty w ogóle wiesz, co chcesz znaleźć?

Wszyscy już widzą, że mimo obecności

Jesteś nieobecna

Więc jednak się czegoś boisz..

Czy ten lęk jest racjonalny?

Co z Twoim rozsądkiem?

Nie mów, że nawet on uległ..

I kto Cię teraz obroni?

A świadomość?

Masz chociaż ją?

Czy już sama nawet nie wiesz,

Że właśnie toniesz


Echo w pustce,

Tych braków odpowiedzi


I spójności,

Tak głośno i wyraźnie odbija

Twoją rozpacz,

Że słychać ją nawet w dźwięku

Upadających łez


Wciąż jesteś piękna,

A może zwłaszcza teraz

Odpocznij

Kawa VI

Dziś nie zaparzyłam kawy

Nie było z czego


Tak samo było z dzisiejszym dniem

Był pusty

Chciałam się poczuć z siebie dumna

I na chwilę się udało

Spełniłam nawet marzenie,

Ale

Zapach lęku przed porażką,

Był silniejszy, niż zapach tej wiosny

Ja tylko…

Ja tylko pragnę zrozumieć

— motywy ludzkich działań


Ja tylko chcę działać zgodnie

ze sobą

— choć trudno być sobą

w tak fałszywym świecie


Ja tylko chcę być szczęśliwa

— a szczęście daje mi szczery uśmiech


Ja tylko chcę by mnie akceptowano

— nie potrzeba kogoś rozumieć

i się z nim zgadzać, by darzyć go szacunkiem


Ja tylko chcę wiedzieć, że za to kim jestem i co myślę,

tłum nie będzie mnie biczować

— słowa uderzają głębiej


Tylko, że..

Dziś wielu nie chce zrozumieć

Dziś wielu kłamie

Dziś wielu żąda czyjejś krzywdy

Dziś wielu odbiera godność

Dziś wielu jest katów

Mało malinowe maliny

Czas zacząć liczyć spadające gwiazdy

Bo szczęście piechotą nie chodzi


Czas zacząć jeść wiśnie

Bo maliny stały się za słodkie


Czas zacząć biec szybciej

Bo meta jest daleko

Czuć/poczuć

To takie proste

By wziąć głębszy oddech

By wyjść, zobaczyć co za oknem

I poczuć błogości powiew


To takie proste

Dać sobie chwilę, by odpocząć

Dać komuś uśmiech bez powodu

I poczuć radości ciepło


To takie proste

Być człowiekiem

Być sobą

„Idealny” potomek

Nikt tak słodkim

i rozkosznym głosem nie woła

Nikt tak czule

i ochoczo nie zaprasza do tańca,

Niby tylko do jednego,

ale potem trudno odstąpić

Nikt tak pięknie

i płynnie nie kłamie,

Nikt nie daje tyle złudzeń,

tak bardzo rzeczywistych

i wyraźnych

Nikt nie jest tak bardzo

bezpośrednim,

jednocześnie będąc powściągliwym

Nikt nie jest tak urodziwą

i czarującą bestią

Nikt nie jest tak delikatny

i wrażliwy,

Będąc tak podłym i okrutnym,

Jak Ona —


Samotność, zrodzona z Miłości

Szlak

Pewnego dnia zapragnęłam

Wyruszyć w podróż


Spakowałam więc plecak,

Biorąc butelki dawno wylanych łez,

Puszki jeszcze niespełnionych marzeń,

Duży pojemnik doświadczeń,

Światło

I czas


Droga, trudna, szczególnie, że

Nie do końca określony cel

Stąd też nikomu nie znany,

Nie ma więc mapy ani pomocy


Samotna podróż

Ale czy naprawdę?


Wyruszam poznać siebie


Ile razy jeszcze będę musiała

rozpoczynać wyprawę?


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 39.7