E-book
14.7
drukowana A5
22
Kwartet kryminalny

Bezpłatny fragment - Kwartet kryminalny

NOWELE


Objętość:
69 str.
ISBN:
978-83-8104-126-3
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 22

Projekt okładki wykonała Marta Korabowicz

Ten zbiór nowel dedykuję
wszystkim, którzy wspierają moją twórczość, dobrym słowem, gestem, pochwałami czy krytyką.

Dziękuję najbliższym, bliskim i tym trochę dalszym
oraz Bogu, za talent, którym mnie obdarzył

1. Bo amor się pomylił

I


Ciemna noc, mrok rozjaśnia jedynie lekki blask księżyca. W gęstym powietrzu unosi się delikatny zapach. To słodki zapach świeżej krwi.

Na ziemi leży on, księżyc oświetla jego ciało, ciało pozbawione ducha. Ciało, które jeszcze kilka godzin wcześniej tętniło życiem, a teraz jest sztywne i martwe. Cios prosto w serce pozbawił go wszelkich szans, wszelkich nadziei na ratunek, wyrwał z niego ducha.

Nad nim stoi ona, w jej oczach widać obłęd. W blasku księżyca wyraz jej twarzy jest jeszcze bardziej wyraźny, choć trudno go zinterpretować. Przerażenie, satysfakcja, a może żal? Trudno powiedzieć, co siedzi teraz w jej głowie. Co ją do tego posunęło? Co zadecydowało o tak radykalnym kroku, co zrobiło z niej morderczynię?

Odpowiedź jest prosta — miłość. Może i miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, ale tylko do czasu. Ten czas właśnie się skończył w ich przypadku. Nie wytrzymała, uniosła się gniewem i postanowiła zakończyć wszystko. Może nie chciała go zabić, ale jednak to stało się i na pewno się nie odstanie.

Krew na jego klatce piersiowej powoli krzepnie, skóra sinieje, a powietrze coraz bardziej gęstnieje. Ona spogląda na jego twarz. Twarz, na której tak często malował się uśmiech, a teraz nie ma na niej żadnego wyrazu, jego osobowość zniknęła wraz z duszą. Ona dopiero teraz zaczyna rozumieć co zrobiła.

Wybucha płaczem, ale na łzy jest już za późno. Chyba po chwili zrozumiała i to, bo ciszę nocy przerwał nagle szaleńczy śmiech…


II


Sala prosektoryjna miejskiego szpitala. W powietrzu wisi śmierć, która dusi jej gardło. Jej gardło ściśnięte żalem. Żalem, który wbija się w serce niczym sztylet.

Jeszcze wczoraj była najszczęśliwszą osobą na świecie, gdyż miała u swego boku mężczyznę swojego życia. Wiernego i kochającego partnera, przyszłego męża. Przecież już wkrótce mieli się zaręczyć. A teraz? Teraz balon jej szczęścia pękł i z hukiem odbił ją od ściany zwanej życiem.

Powoli podchodzi do stołu, na którym leży przykryte ciało. W jej duszy tli się jeszcze nadzieja, że to jednak nie on, że to fatalna pomyłka. Nadzieja ulatuje wraz z odkrywaniem zmasakrowanego ciała. Jego włosy, jego twarz, jego ciało. To on, ale jednak jakiś inny. Brak uśmiechu, który rozświetlał jego twarz, brak wszelkich oznak osobowości, którą pokochała.

Teraz padła na ziemię zanosząc się płaczem, który idealnie imituje dźwięk łamiącego się serca.

— Panno Wiktorio, czy potrzebuje Pani pomocy? — zapytał się lekarz.

Jednak jedyną jej odpowiedzią był płacz, niepohamowany odruch zranionej duszy. Jej łzy spływały niczym wodospad bólu na zimną posadzkę prosektorium. Jej pięści ze złością uderzały w śnieżnobiałe kafelki, a w głowie huczało niczym dźwięk moździerzy jedno pytanie.

Dlaczego? Na to pytanie chyba nigdy nie będzie w stanie sobie odpowiedzieć.

Lekarz pomaga jej wstać, powoli staje na roztrzęsionych nogach. Z tej pozycji znów widzi jego ciało.

— Doktorze, jak to się stało? — zapytała resztką sił.

Mężczyzna przez chwilę zastanawiał się czy odpowiedzieć jej teraz.

— Kilkanaście ciosów w klatkę piersiową ostrym narzędziem — w końcu odpowiedział. Kobieta schowała twarz w dłoniach, co stłumiło jęk bólu. Niemal osunęła się na ziemię, lecz lekarz zdążył ją złapać.

— Pani Wiktorio, proszę się uspokoić, wszystko będzie dobrze.

Spojrzała na niego wzrokiem pełnym żalu.

— Nie doktorze, już nic nie będzie dobrze — odpowiedziała, a jej oczom ukazała się ciemność. Zemdlała.


III


Tygodnie mijały, lecz ból nie ustawał. Jego śmierć nadal jest owiana pewną tajemnicą, śledztwo trwa, ale nie wnosi nic nowego. Wiktoria próbuje wrócić do normalnego życia, lecz jest to syzyfowa praca, gdyż każde wspomnienie ukochanego budzi w niej coraz głębszy ból.

Jej urlop powoli się kończy. Wie, że będzie musiała wrócić do normalnego życia. Ale czy te życie może być jeszcze normalne? Od czasu jego pogrzebu wychodzi tylko na cmentarz, gdzie spędza kilka godzin. W domu odwiedzają ją przyjaciele, codziennie zjawia się rodzina. Wszyscy chcą obudzić w niej ponowną radość z życia, ale nawet oni widzą, że to w niej umarło.

Teraz leży w bezruchu i patrzy w sufit, słuchając „„Don’t Cry” Guns N” Roses, ich wspólną ulubioną piosenkę. Tragiczne jest to, że stali się jej bohaterami.

Nagle w mieszkaniu rozlega się pukanie. Pewnie znów ktoś z rodziny przyszedł wesprzeć ją dobrym słowem. Wstać czy nie wstać? Toczyła walkę ze sobą za każdym razem, gdy słyszała pukanie. Rozmowa z bliskimi pomagała, lecz po ich wyjściu było tylko gorzej. Jednak wie, że izolacja nie pomoże jej w powrocie do normalnego życia.

Wstała, podeszła do drzwi i otworzyła bez patrzenia kto przyszedł. Za progiem stała jej najlepsza przyjaciółka Alicja. Nie widziała jej od czasu pogrzebu.

— Hej Wiki, przepraszam, że nie było mnie przez jakiś czas, ale… — powiedziała.

— Nic się nie stało. Wejdź, tęskniłam za Tobą — przerwała jej Wiktoria.

Od dzieciństwa były najlepszymi przyjaciółkami, zawsze i w każdej sytuacji mogły na siebie liczyć. Ostatnio jednak Alicja dostała awans w dużej korporacji i często wyjeżdża. Mimo to, ich kontakt nie uległ zmianie, nadal są dla siebie siebie jak siostry, a Alicja jest osobą, której Wiktoria teraz potrzebuje najbardziej.

Usiadły naprzeciw siebie, spojrzały sobie w oczy. Na twarzy Wiktorii pojawił się uśmiech, który tylko krył ból.

— Jak się trzymasz? — zapytała Alicja.

Zapadła chwila ciszy.

— W miarę dobrze — odpowiedziała po chwili Wiktoria.

— Udajesz — odparła przyjaciółka.

— Możesz uśmiechać się ile chcesz, ale widzę co kryje się w Twoich oczach — dodała.

— Alicja znała ją lepiej niż ktokolwiek inny, przez lata nauczyła się rozpoznawać stan duchowy swojej przyjaciółki.

— Masz rację — odpowiedziała. — Staram się wrócić do normalnego życia, odnaleźć w sobie szczęście, ale ono chyba umarło. Nic już nie ma sensu. Po co ja w ogóle żyję?

— Przestań tak mówić! — Alicja podniosła ton głosu, z żalem spojrzała w oczy przyjaciółki.

— Myślisz, że on chce tego? Chce patrzeć tam z góry, jak jego ukochana umiera z żalu, mając przed sobą całe życie? — dodała.

Zapadła cisza. Cisza głośniejsza niż jakikolwiek krzyk.

Wiktoria nagle wybuchła płaczem. Alicja usiadła obok niej i pogładziła ją po głowie.

— Będzie dobrze, musisz być silna. Dla niego — szepnęła jej do ucha.

Przytuliła przyjaciółkę i znów zapadła martwa cisza.

Ciszę przerwało nagłe i gwałtowne pukanie. Wiktoria momentalnie porwała się z miejsca i podeszła do drzwi.

Otworzyła.

Policja.


IV


Pół godziny później znajdowała się już na komisariacie.

Policjanci nie wytłumaczyli jej dlaczego musiała tutaj przyjechać. Przyprowadzili ją do ciemnego pokoju, w którym czekał na nią nieznajomy mężczyzna.

Siwy i tęgi, wyglądający jak policjant z amerykańskich serialów. Nie miał jednak na sobie munduru, lecz garnitur. Siedział przy stole na środku pokoju i milczał, jednak po chwili wstał.

— Dzień dobry, nazywam się Jerzy Nowak. Jestem prokuratorem zajmującym się sprawą zabójstwa pani partnera. Proszę usiąść — wskazał na krzesło po drugiej stronie stołu.

Wiktoria spojrzała na niego niepewnie, lecz po chwili usiadła.

— Nie rozumiem — rzekła. — Przecież byłam już przesłuchiwana przez policję.

Zapadła cisza. Prokurator patrzył na nią przeszywającym wzrokiem tak, jakby chciał znaleźć odpowiedzi na swoje pytania w jej oczach.

— Tak, ma pani rację — oznajmił spokojnie. — Lecz pojawiły się nowe, istotne okoliczności w tej sprawie.

Wiktorię przeszedł zimny dreszcz, ścisnął jej się żołądek. Na twarzy pojawiło się coś przechodzącego z szoku w przerażenie.

— Ja..jakie okoliczności? — wydukała.

Prokurator nie odpowiadał. Obserwował jedynie jej nerwowe reakcje.

— Znaleziono telefon Pani chłopaka — w końcu oznajmił. — Domyśla się więc pani, o co chodzi?

Nie odpowiedziała, lecz już wiedziała do czego dąży prokurator. Czuła się bezbronna.

— Oczywiście przejrzeliśmy korespondencję z ostatnich godzin przed śmiercią — kontynuował.

Wiktoria czuła się coraz bardziej beznadziejnie.

— Chyba nie myśli pan, że… — odpowiedziała.

— Dowody mówią co innego — przerwał.

— Dowody? Jakie to dowody? Przecież to zwykłe… — odpowiedziała.

— Wiadomości. Tak, to zwykłe wiadomości, które jednak stawiają sprawę w innym świetle — ponownie jej przerwał. — To poważna poszlaka.

Wiktoria schowała twarz w dłonie. Nie wiedziała co ma zrobić, co odpowiedzieć. Czuła się jak mała dziewczynka zagubiona w lesie. Ale czy właśnie nie była taką dziewczynką, a jej życie nie było lasem?

Nie wytrzymała, z jej ust wydał się jęk rozpaczy.

— Płacz w tym momencie nie pomoże — rzekł prokurator i wstał z miejsca.

Przechadzając się w tą i z powrotem po pokoju obserwował płaczącą kobietę.

— „Chcesz mnie zostawić? Po moim albo Twoim trupie kochany” albo może „Nie uspokajaj mnie, bo nie ręczę za siebie” — przeczytał z trzymanej przez sobą kartki.

— Ciekawe wiadomości dostał kilka godzin przez śmiercią, czyż nie? — dodał.

Dziewczyna wstała gwałtownie z krzesła.

— Ale ja go nie zabiłam — wrzasnęła.

Prokurator wrócił do stołu, na który rzucił kartkę.

— A co to ma być? Wiadomości miłosne? Może jest pani sadomasochistką? — podniósł ton. Dziewczyna spojrzała na niego z pogardą i usiadła na krześle. Chciała wyrzucić z siebie, co w tej chwili o nim myśli, ale wiedziała, że to tylko pogorszy jej sytuację.

— Nie będę już z panem rozmawiała bez obecności adwokata — rzekła spokojnie.

Prokurator uśmiechnął się ironicznie.

— Spokorniała pani — zaśmiał się. — Wyjątkowo grzecznie jak na morderczynię.

Dziewczyna milczała. Wiedziała, że każde słowo może być użyte przeciwko niej i walka słowna nic jej nie da. Zacisnęła pięść i skierowała wzrok na ścianę.

— Skoro nie chce pani rozmawiać, to zakończymy szopkę. Jest pani podejrzana i w najbliższym czasie może spodziewać się oskarżenia — rzekł prokurator.

— A teraz żegnam, proszę nie opuszczać miasta. Policjanci odwiozą Panią do mieszkania — dodał i wyszedł trzaskając drzwiami.

Ona siedziała w bezruchu patrząc na ścianę, jej dusza dostała kolejny cios. Tym razem jeszcze potężniejszy.


V


Kolejna nieprzespana noc. Kolejne litry łez wylane na poduszkę, na której jeszcze niedawno leżał on. Wielka pustka, choć w tym przypadku i słowo pustka jest niewymierne.

Ona leży w łóżku i patrzy martwym wzrokiem w sufit. Wielokrotnie tej nocy rozlegało się pukanie do drzwi, lecz nie miała sił, by wstać i otworzyć. Wielokrotnie dzwonił też telefon, lecz nie miała siły podnieść słuchawki. Nie miała siły być żyć, ale nie miała też siły by umrzeć. Zdecydowała się jednak wstać, bo wiedziała, że patrzenie w sufit nic nie da. Musi zaprzeć się w sobie i wziąć w garść, innego wyjścia nie było.

Poszła do kuchni i wstawiła wodę na kawę, obok stał jego ulubiony kubek. Kolejne wspomnienie, równoznaczne z kolejnym ciosem w obolałe serce.

Westchnęła z bólem i zdecydowała się sprawdzić komórkę. Kilka połączeń od rodziców i Alicji. Oni jeszcze nie wiedzą, że jest podejrzana. Jak im to powie? Jak zareagują? Czy też wezmą ją za morderczynię? Wolała jeszcze ich nie informować, nie wiedziała nawet co powiedzieć. Podeszła do okna i w ciszy obserwowała bawiące się dzieci. Od zawsze uwielbiała dzieci i chciała już wkrótce mieć je z nim.

Po jej policzku spłynęła łza.

Nagle martwą ciszę przerwał pisk czajnika. Wzdrygnęła, zalała kawę i usiadła przy stole. Siedzenie tutaj przywoływało kolejne wspomnienia, z którymi nie mogła walczyć. Obrazy te pojawiały się w jej głowie automatycznie i nie mogła przed nimi uciec. Kawa nie smakowała już tak samo, miała smak żalu i łez, które ściskały jej gardło.


VI


Godzinę później była już na cmentarzu.

Patrzyła na jego grób, a wewnątrz modliła się, by to wszystko okazało się snem. Niestety sen ten ciągnął się już tygodniami, a pozytywny koniec był przecież niemożliwy. Najchętniej położyłaby się na ławce obok i zasnęła, ale tak, by nie doczekać pobudki.

Łzy płynęły z jej oczu coraz intensywniej, ale nie zwracała na to uwagi, gdyż stan ten towarzyszył jej niemal cały czas. Jeśli kiedykolwiek myślała, że istnieje granica łez, to w ostatnim czasie przekonała się, że one się nie kończą.

Trwała tak w stanie przypominającym wegetację długi czas, aż nagle spostrzegła zbliżającą się postać.

Była to dość niska dziewczyna o czarnych włosach, której twarz wydawała się znana Wiktorii.

Podeszła i wyciągnęła z torebki dwa znicze. Bez słowa odpaliła zapalniczkę i postawiła je na jego grobie. Wiktoria obserwowała, gdyż nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę. Pierwsza odezwać zdecydowała się przybyła kobieta.

— Wiktoria? Pamiętasz mnie? — zapytała.

Przez głowę Wiktorii przeszły setki wspomnień, aż wśród nich pojawił się obraz studiów.

— Aleksandra? — odparła.

Nie myliła się, była to jego koleżanka z roku. Wiktoria nigdy nie przepadała za nią, gdyż miała podejrzenia co do niej, a dokładniej to nawet myślała, że jest w nim zakochana. On w sumie też traktował ją z dystansem, ale nie chciała dać mu spokoju i pod przykrywką zwykłej znajomości chciała się do niego zbliżyć. Tylko co ona robi na jego grobie?

— Dowiedziałam się o tej tragedii kilka dni temu. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież jeszcze niedawno widzieliśmy się na zjeździe absolwentów — rzekła Aleksandra nie kryjąc wzruszenia.

Wiktoria patrzyła w jej ciemne oczy, próbując odczytać jej intencję dotyczące przyjścia tutaj.

— Pewnie nadal jest w nim zadłużona — pomyślała. Lecz przecież jej to teraz nieistotne, gdyż on leży tutaj dwa metry pod ziemią, a ona może zrobić jedynie tyle co Wiktoria.

Czyli nic.

— Rozumiem, że jest Ci teraz niezmiernie ciężko. Jeśli potrzebowałabyś pomocy to zawsze możesz napisać czy zadzwonić — dodała Aleksandra.

— Dziękuję za troskę — odrzekła Wiktoria i wstała z ławki. — Do zobaczenia.

— Głupia suka pewnie nadal go kocha, ale czy go jeszcze da się kochać? — pomyślała, wybuchła płaczem i odeszła cmentarną aleją.


VII


Dwa tygodnie później odbyła się pierwsza rozprawa.

Prokurator zdołał wysunąć solidny akt oskarżenia i doprowadził sprawę na sądową wokandę. Wszystkie tłumaczenia Wiktorii, zeznania rodziny i przyjaciół, nie zadziałały na Jerzego Nowaka, który był prokuratorem bezwzględnym.

Wiktoria siedziała na ławie oskarżonych i spokojnie wysłuchiwała aktu przedstawianego przez Nowaka, a na jej policzkach znów pojawiły się strumyki łez. Słowa wypowiadane przez prokuratora łamały jej serce jeszcze bardziej i nie kontrolowała tego co działo się w niej. Wewnętrznego umierania.

Wśród „»publiczności«” znajdowała się rodzina Wiktorii, ale także jego rodzice, którzy nie wierzyli w zbrodnię wybranki swojego syna. Lecz również i ich starania o odsunięcie oskarżenia zakończyły się fiaskiem, gdyż Jerzy Nowak czuł powinność, by sprawa zakończyła się wyrokiem sprawiedliwości. Tylko czy naciągany akt oskarżenia był aktem sprawiedliwości, czy może spełnianiem chorych ambicji prokuratora, który wybił się na kilku trafnych śledztwach?

Każdy z słuchaczy rozmyślał nad słowami Nowaka, które momentami brzmiały absurdalnie. Później nadszedł czas na wyjaśnienie Wiktorii, która wstała i chwiejąc się na nogach przedstawiła swoją linię obrony.

— Kochałam go. Nikogo wcześniej nie kochałam tak ja jego i nigdy więcej nikogo tak nie pokocham — zaczęła łamiącym się głosem. — Może brzmię banalnie, ale tak jest. Jeśli kogoś się kocha, to się go nie zabija. To chyba logiczne.

— Chyba, że robi się coś pod wpływem emocji — przerwał jej Nowak.

— Panie prokuratorze, na pytania i dalsze wnioski przyjdzie czas później — zainterweniował wysoki sąd.

— Nawet pod wpływem silnych emocji nie byłabym w stanie go zabić — kontynuowała. — Nigdy przecież nie jest tak, że cały czas jest idealnie. W każdym związku zdarzają się burze, lecz są one po to, by je przetrwać, a nie zwalczać — załkała i schowała twarz w dłoniach.

— Czyli nie przyznaje się Pani do zarzucanego czynu? — zapytał wysoki sąd, by dopełnić formalności.

— Nie, nie zabiłam go. A akt oskarżenia jest wyssany z palca — odrzekła.

— Proszę wybaczyć, ale o tym zadecyduje wysoki sąd — przerwał jej prokurator.

Na sali pojawiły się szmery.

— Proszę o spokój! — powiedział podniesionym tonem sędzia. — Zapraszamy pierwszego świadka, Panią Aleksandrę Kowalewską.

Serce Wiktorii momentalnie jakby się zatrzymało z szoku.

— Aleksandra? Co ona tutaj robi i co ona może wiedzieć w tej sprawie? — pomyślała.

Na sali pojawiła się postać z cmentarza i pewnie kroczyła do miejsca składania zeznań. Siedząca na widowni Alicja aż wstała, gdyż wiedziała, że obecność tej dziewczyny nie niesie za sobą nic dobrego.

Aleksandra podeszła do barierki i spojrzała zimnym wzrokiem w stronę Wiktorii. Na twarzy prokuratora Nowaka pojawił się szyderczy uśmiech, wyglądał jakby wyciągnął asa z rękawa.

— Nazywam się Aleksandra Kowalewska. Jestem przyjaciółką zamordowanego.

Wiktoria aż wstała.

— Jaka przyjaciółka? Wy nie mieliście kontaktu od czasu studiów — powiedziała.

— Proszę się uspokoić — upomniał ją wysoki sąd. — Pani Kowalewska, proszę kontynuować.

— Więc tak, jestem, znaczy się byłam przyjaciółką zamordowanego. To prawda, że nie widzieliśmy się jakiś czas, ale regularnie ze sobą mailowaliśmy — powiedziała.

To był kolejny cios dla Wiktorii.

— Zdradzał mnie? Miał romans z tą wariatką? — pomyślała.

— Czy między panią a zamordowanym zaistniał romans? — szybko zareagował obrońca Wiktorii.

— Nie, byliśmy tylko przyjaciółmi — odpowiedziała momentalnie.

— To pewnie ona go zamordowała — rzuciła Wiktoria.

— Kolejny raz panią upominam, jeszcze raz i zostanie pani ukarana karą porządkową — rzekł sędzia uderzając młotkiem.

— Przepraszam, wysoki sądzie — odrzekła Wiktoria chowając twarz w dłoniach.

— Widzę, że nie znajduje się pani w dość dobrym stanie psychicznym — rzekł prokurator.

— O ile dobrze wiem, to nie jest pan biegłym psychiatrą — szybko odparł obrońca Wiktorii.

— Panowie, to nie jest jarmark, wzywam panów do porządku — szybko zareagował sędzia. — A panią proszę o kontynuowanie zeznań.

— Z zamordowanym łączyły mnie jedynie stosunki przyjacielskie — zaczęła. — Oczywiście jak na przyjaciół przystało, zwierzał mi się z różnych spraw.

— Może jeszcze opowiadał Ci o naszym życiu łóżkowym? — rzuciła Wiktoria.

— Nie, o życiu łóżkowym nie opowiadał — odrzekła Aleksandra. — Ale o tym, że jesteś chorą wariatką owszem.

— Pani Kowalewska, proszę lepiej dobierać słowa, gdyż to nie pomaga — przerwał sędzia. Wiktorii momentalnie podskoczyło ciśnienie. Jak mężczyzna jej życia mógł ją przedstawiać jako wariatkę?

— W ostatnim czasie dopadł ich niemały kryzys, o którym dokładnie mi opowiadał. Pani Wiktoria popadła w niemała paranoję i nie wiedział co ma z tym zrobić — kontynuowała.

— O co dokładniej chodzi? — zapytał Nowak.

— Sceny zazdrości i kłótnie o drobnostki, to według niego była w ostatnim czasie codzienność — odpowiedziała.

Wiktoria wstała z miejsca, już chciała coś opowiedzieć Aleksandrze, ale momentalnie osunęła się na ziemię.


VIII


Obudziła się w szpitalnym łóżku, przy którym czuwała Alicja.

— Co się stało? — zapytała przyjaciółkę.

Alicja spojrzała na nią wzrokiem pełnym współczucia.

— Nie wytrzymałaś zeznań Aleksandry i straciłaś przytomność, lekarz powiedział, że to nic groźnego — odpowiedziała.

Wiktoria momentalnie się rozpłakała.

— Jak on mógł zwierzać się z wszystkiego tej wariatce? I jeszcze nic mi nie powiedział — powiedziała przez łzy.

Alicja tylko pokiwała głową. Wiedziała, że po zeznaniach Aleksandry, sytuacja jej przyjaciółki tylko się pogorszyła.

— Będzie dobrze — odparła, chociaż sama tak naprawdę w to nie wierzyła.

Nagle do szpitalnej sali wszedł Nowak.

— Przepraszam, ale Wiktoria nie jest w stanie do rozmów — szybko zareagowała Alicja.

— Sądzę, że to ja powinienem rozsądzić, kiedy oskarżona jest gotowa do rozmów — zimno odrzekł prokurator. — A Pani może opuścić salę, no chyba, że chce Pani zostać oskarżona o stwarzanie problemów w śledztwie.

Alicja chciała odpowiedzieć, ale wiedziała, że tym samym tylko pogorszy sprawę i pokornie opuściła salę.

— Pani Wiktorio, powinna pani trafić do aresztu, lecz w związku z pani stanem zdrowia może pozostać Pani w mieszkaniu — rzekł.

— Mam dziękować? — odparła.

— Chyba pyskówka nie jest dobrym rozwiązaniem w Pani sytuacji — odpowiedział Nowak. — Pani mieszkanie zostanie obstawione przez policjantów, więc proszę nie kombinować — dodał i wyszedł trzaskając drzwiami.

Do sali momentalnie wróciła Alicja.

— Co ten kutas znów od Ciebie chciał? — zapytała.

— Będę strzeżona niczym w Guantanamo — zaśmiała się Wiktoria.

Jednak był to tylko śmiech przez łzy.


IX


Kilka godzin później była już w swoim mieszkaniu.

Pod kamienicą stał policyjny radiowóz, a dwójka funkcjonariuszy nieustannie obserwowała główną bramę.

Wiktoria czuła się jak w klatce. Chciała uciec, ale wiedziała, że nie może. Gdyby wyszła główną bramą i zaczęła biec, to tylko kwestią czasu byłoby pojmanie jej przez policjantów. To tylko pogorszyłoby sprawę i z pewnością trafiłaby do aresztu.

Jednak wewnątrz potrzebowała wyjścia z czterech ścian, które coraz bardziej ją przytłaczały. Chciała pójść na jego grób, gdyż lepiej czuła się na cmentarzu niż w swoim mieszkaniu.

W jej głowie nagle zrodziła się szalona myśl.

— Może wyjdę przez balkon? — pomyślała.

W końcu mieszkała na parterze i skok nie skończyłby się jakimiś wielkimi turbulencjami. Zwłaszcza, że z tyłu kamienicy znajduje się miękki trawnik.

Najpierw jednak postanowiła zadzwonić do Alicji. Przyjaciółka odebrała już po pierwszym sygnale. Wiktoria streściła jej swój plan.

— Skoro to ma Ci pomóc to czemu nie. Tylko nie narób sobie gorszych problemów — odpowiedziała Alicja. — Poszłabym z Tobą, ale niestety nie ma mnie teraz w mieście.

— Jak to, przecież wzięłaś wolne — przerwała jej Wiktoria.

— No tak, ale nagłe zebranie. Wiesz jak to jest — Alicja się zaśmiała.

— Dajesz się wykorzystywać kochana — odparła.

— Od zawsze życie kopało mnie w moje szanowne cztery litery, ale nie ma co się rozżalać. Muszę kończyć, odezwij się jutro. Pa. — powiedziała Alicja.

Wiktoria chciała odpowiedzieć, ale nie zdążyła, gdyż przyjaciółka się rozłączyła.

— Dziwne — pomyślała.

Przecież Alicji wiedzie się na wszystkich płaszczyznach. Spełnia się zawodowo, zawsze miała przy sobie wiele mężczyzn i nie narzekała nigdy na poziom swojego życia. Pewnie ktoś z pracy ją zdenerwował i miała gorszy moment. Nawet takim ludziom jak ona zdarzają się chwilowe kryzysy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 22