Renata wchodzi do mieszkania, jest spóźniona. Dwunastoletni Jacek i dziesięcioletnia Agatka sprzątają talerze ze stołu po obiedzie. Mąż Arek wyszedł do dużego pokoju. Coś musiało go tam zapędzić, może coś związanego z pracą. Jest kierowcą ciężarówki. Jeśli ona stoi pod domem to i Arka tu można znaleźć. Renata jest sprzątaczką w szkole.
Dziś spóźniła się na obiad. Gdzieś była i coś przyniosła. Kiedy zdejmuje płaszcz wiesza go na wieszaku, z reklamówki wyjmuje tekturowe pudełeczko. Pierwsza zauważa to Agatka. Podchodzi patrząc na milcząco tajemniczą mamę. Ta lekko się uśmiecha, chyba nie bardzo chce zdradzić co jest w środku. Jacek odchodzi od zlewozmywaka zainteresowany tym co dzieje się przy tapczanie. Już tam jest. Mama zdejmuje wieczko pudełeczka, malutkiego jak na buty dla lalek. W nim jest maleńki piesek, który bardziej czuje świat niż widzi. Dzieci komentują wygląd zwierzątka. Mama wyjmuje go z pudełka. Dzieci głaszczą pieska, komentują wygląd. Jacek biegnie do pokoju po tatę. Mówi by przyszedł. Mama psa przyniosła. Arek odrywa się od komputera i zagląda do kuchni. Nie jest zbytnio zadowolony. Kilka dni temu musiał zawieźć psa do uśpienia. W tajemnicy przed dziećmi to zrobił. Argus był już bardzo stary i schorowany. Nikt nie wiedział ile ma lat, skąd pochodzi.
Przygarnęli go by biegał nocą po podwórku, a za dnia przy budzie. Nie sprawiał problemów. Nie gryzł, mało szczekał. Nie ganiał za kurami z kotami trzymał jakąś tajemniczą sztamę. Nie wadziły mu, on ich nie zauważał. Jakikolwiek kot mógł sobie przejść przez podwórko i tylko Argus o tym wiedział, nikt inny. Cięty był na lisy i kuny, tępił szczury. Wrony i inne ptaki odganiał od miski. Nie ważne czy pełna była czy pusta. Jeśli jakąś wronę zobaczył w oddali od miski, to wrona nie przeszkadzała. Już pod koniec życia zetknął się z jednym zapachem o jakim nie miał pojęcia. Jednak kiedy pierwszy raz dotarł do jego nosa, natychmiast, nie wiadomo skąd, kark mu się lekko zjeżył, ale nie warczał, nie szczekał. Dotarł ten aromat jak sygnał od dawnych psich pokoleń. Nie można było go pomylić z czym innym. I mimo że nigdy o czyś takim nie słyszał i nie widział, aromat dał wyraźnie do zrozumienia. Trzeba być czujnym. Kolejny lekki powiew wiatru zabrał zapach wilka i już nigdy się nie pojawił.
Po miesiącu Argus musiał pojechać do lekarza od którego nigdy nie wrócił i tej nocy mieszkańcy wioski usłyszeli wycie wilka. Na drugi dzień we wsi wszyscy o tym mówili. Dzieci w domu spytały o Argusa. Tato powiedział, że chyba wilki go porwały. Kiedyś znikał nawet na kilka dni i zawsze wracał. Kiedy wilki przyszły pewnie go gdzieś przydybały. Dzieci zrozumiały jak złym zwierzęciem musi być wilk i obiecały nie dopuścić by ten piesek na tapczanie, ta pchełka malutka, nigdy nie miała do czynienia z takim leśnym obwiesiem, co wykorzystuje swoją siłę i znęca się nad słabszymi.
Arek patrząc na zaangażowanie dzieci obecnością nowego domownika uśmiecha się. Jakiś smutek w nim przepada. Bierze szczeniaczka do rąk i pyta się dzieci jak go nazwą, czy to pies czy suka? Gdzie będzie miał legowisko i jaki duży będzie. Bo jak duży, to budę mu trzeba odnowić. Dzieci zaprotestowały. Taki mały piesek do budy? Renata tłumaczy, że to dopiero na przyszłość. Trzeba zaplanować i pogodzić się z tym. Widziała jego mamę i ona zbyt duża nie jest. Dzieci zaczęły pytać czy piesek miał rodzeństwo. Renia otrzymała okazję do wyjaśnienia dlaczego tego właśnie wybrała. Ma on szóstkę rodzeństwa i tylko on jeden nie spał. Był najbardziej ożywiony, rozbrykany i nie zważał na śpiące rodzeństwo. Chodził i biegał po nich, a tamci smacznie sobie spali. I wybiegał tym samym przeniesienie do innego świata.
Dzieci bardzo szybko zaczęły organizować kącik dla pieska bez nawy. Agatka przyniosła kołyskę, którą musiała opuścić jakaś laka. Zostały po niej kocyk i kołderka. Jacek pamiętając na czym lubił leżeć Argus przed domem, przyniósł swoją zużytą kurtkę i rozłożył ją w rogu pokoju. Rodzice tylko się przyglądali. Rodzeństwo starało się dogodzić nowemu domownikowi, aż między nimi doszło do awantury. Każde chciało by piesek właśnie na ich posłaniu znalazł luksusowe miejsce do wypoczynku i relaksu. Trzeba te początki zapasów przerwać i zrobił to piesek siusiając. Renia szybko zareagowała. Powiedziała rodzeństwu o poważniejszym podejściu do sprawy. Kiedy wytarto plamkę zaczęto się rozwodzić nad imieniem dla pieska. Było o tyle łatwiej, że żadne ograniczenia obowiązujące ludzi w nadawaniu imion swoim dzieciom, nie obowiązują. Ale i to było problemem. Teraz zniknęły wszystkie ograniczenia i dowolność też stała się problemem. I tak się głowiono nad tym, aż wieczorem przyszła w odwiedziny kotka. Nie ma jeszcze roku, więc rocznikowo są rówieśnikami. Kotka czasem śpi w domu, najczęściej jej nie ma. Ma na imię Kucia. Renata w pewnej chwili patrzy Arkowi w oczy i ten ze śmiechem mówi Kuciuś. Natychmiast spotyka się to imię z pełną akceptacją wszystkich.
Pierwsza noc minęła Kuciusiowi spokojnie, choć mogło dojść do zatargu. Jacek i Agatka koniecznie chcieli by Kuciuś spał z nimi w łóżku. Dopiero mama potrafiła im wytłumaczyć jak bardzo jest to działanie nieroztropne. Kuciuś musi zadomowić się. Wiedzieć jakie miejsce w mieszkaniu przynależy jemu. I dopiero kiedy się zadomowi będzie można go kusić, namawiać, przekupywać i delikatnie nakłaniać, przekonywać gdzie dzisiejszej nocy może chcieć sobie pospać. Tato Poinformował, że żadnych gotowych karm dla psów nie chce widzieć w domu. Oczywiście pieska należy karmić, dbać o niego. Można nawet gotować czy przygotowywać posiłki po swojemu i pod smak Kuciusia.
Pierwsza noc Kuciusia w domu była wydarzeniem dla wszystkich. Dzieci nie mogły zasnąć rozmawiając ze sobą, później rozmyślają. Myśli zmieniły się w marzenia, one przyniosły sen głęboki. Kucia musiała przywyknąć do nowego mieszkańca. Arek mimo że nigdy o takim przypadku nie słyszał wyprowadził kotkę na dwór, by tam spędziła noc. Obawiał się by nie wzięła Kuciusia za szczura jakiegoś. Renata wcale o czymś takim nie myślała, ale nie protestowała wobec postępowania Arka. Przed zaśnięciem podzieliła się radością z przyniesienia pieska. Marzyła by nie wyrósł za duży, by mógł ze wszystkimi domownikami być nieustannie.
Kolejny dzień był zwykłym dniem poznawania świata i życia przez Kuciusia, Jacka i Agatkę. Mamę i tatę i Kucię. W nowym miejscu zaaklimatyzował się Kuciuś szybko. Pokwilił sobie tęsknie i kolejny dzień pokazał się z całkiem innej strony. Inny świat, pomieszczenia, ludzie i zwierzęta. Nie wiedział kto jest kim, ale czuł przyjemny dotyk, skupioną uwagę. Ufał wszystkiemu i każdemu. I zdawało się dzieciom, że Kuciuś już taki będzie zawsze. Sąsiedzi i znajomi w szkole, panie nauczycielki, sprzedawczynie w sklepie. Wszyscy wiedzieli o Kuciusiu, skąd jest i co stało się Argusowi. Dzień się zaczynał od witania się z Kuciusiem, rozmów, raczej monologów w jego stronę. On brykał jak potrafił i po chwili już spał. Miejsce nie ma znaczenia. Po chwili budził się. Bez przeciągania. Sikał gdzie akurat mu się zachciało. Poznał też Kucię. I ona poznała jego. Wiedziała, że nie jest szczurem. Zna szczury. Potrafi je odróżnić natychmiast od małego pieska. Arek będący dziś cały dzień w domu sam postukał się w głowę, jak mógł mieć takie myśli o kotce. Aż sam z siebie się śmiał.
Dziś wolne, zabiera się za obieranie ziemniaków i kątem oka obserwuje Kuciusia. Jego zachowania i reakcję Kuci na niego. Ona już usamodzielniła się. Ma w mieszkaniu malutką kuwetkę i z tym nie ma problemu. Piesek niezależnie jak dorosły, on potrzebuje wyjść na dwór by się wysikać, pobiegać. Wyszczekać się i powłóczyć. Kiedy dzieci wróciły. Pierwsze kroki w stronę Kuciusia. Agatka dodatkowo jeszcze przekonywała Kucię, że to nie tak, że o niej zapomnieli i teraz najważniejszy jest tylko szczeniaczek. Jacek w reakcji na te czułe wywody przypominał sobie ile Kucia musiała znieść. Dla niej, jego siostra przygotowała wózek dla lalek. Jakiś czas kotka potrafiła znieść tą matczyną czułość. Nawet chwilę potrafiła leżeć na plecach przykryta kołderką. Imitacją przyszłego dziecka dla Agatki była wspaniałą. Nawet dojrzała błyskawicznie by porzucić te rodzinne pielesze z wszelkimi wygodami i luksusowym jedzonkiem. Szybko zdała sobie sprawę z wolności, jaką daje możliwość robienia wszystkiego po kociemu. I Agatka musiała się z tym pogodzić.
Renia też natychmiast po przyjściu zajęła się Kuciusiem. Gładziła jego delikatną sierść, wpatrywała się w oczka. Rozkoszowała się jego szczenięcym zapachem. Mówiła mu komplementy i czułe słówka.
Po tygodniu zauważono zmiany. Były tak niezauważalne, dopiero czas pozwolił je spostrzec. Kucióś podrósł. Nadal zachowuje swój szczenięcy urok, jednak widać zmiany. Postanowiono wynieść go na dwór. Podwórko jest duże. Wspólne z sąsiadami. Tylko zagroda kur jest wygrodzona. Żadnych innych barier. Od ulicy jest tylko siatka. Na podwórzu parkują samochody dwóch rodzin. Ciężarówka jaką jeździ Arek parkuje u pracodawcy, jeśli Arek ma wolne. Jest to wygodne i praktyczne. Pracy jest dużo. Choć raz na tydzień stara się pojechać gdzieś na ryby. Przeważnie to Kozielno czy Topola.
Kuciuś poznaje nowy, nigdy nie widziany świat. Każda kępka trawy czy większy kamyczek jest przeszkodą. I te zapachy, aromaty ich wielość. Każdy z nich dokądś szczeniaczka ciągnie. Odróżnia już je, ale nic one nie znaczą. Nic o sobie nie mówią, za żadnym piesek nie pójdzie, nad żadnym się nie zastanawia. Jednak już wie jak pachną domownicy i mieszkanie. Te aromaty są wzorcem. One w umyśle pieska ryją z wolna najgłębsze bruzdy, kojarzą się z bezpieczeństwem, a z czasem z pełnym brzuszkiem i tym, że on jest ich częścią. Tu na podwórku dopiero potrafi rozróżniać przyjemność i radość, oraz zagubienie kiedy znany zapach aromat gdzieś znika. Z radosnym dziecięcym galopem biegnie w stronę niosącą znajomy zapach i powolny spacer w stronę nieznanego.
Kuciuś uczony jest by kupkę czy siusiu robić na podwórku. Na tym mija drugi tydzień i taka nauka powolutku sama rodzi swoje owoce, jak powoli jabłoń rodzi jabłko. Zaczynają się pierwsze zabawy i powolna zmiana jadłospisu. Poznaje smak surowego mięsa. Z czasem najlepszą towarzyszką zabaw staje się Kucia. Dziecięca dłoń lub skarpetka nieostrożnie wałęsająca się po podłodze. Skarpetka nigdy nie ma dość zabawy, zawsze czeka na Kuciusia i jest gotowa do wszelkich poświęceń. Tylko czasem zmienia miejsce oczekiwań. Kuciuś nauczył się tropić skarpetkę. Czasami jest ona dziecięca, a czasem kogoś dorosłego. Wszystkie zapachy mieszkania Kuciuś zdążył poznać i pewnego razu wytropił drogę do raju. Coś samo go do niego przyciągnęło wołając dziwnie znanym aromatem obiecującym. Dopiero po czasie zorientował się gdzie jest ten rajski ogród wabiący najcudowniejszymi zapachami, kusząc obietnicą najcudowniejszych zabaw.
Kuciuś wytropił niedomknięte drzwi do łazienki, a w nich mięciutki foliowy worek z brudnymi ubraniami. Dla jego ząbków nie było przeszkody. Szybko dokonał szturmu i brudne obrania zaczęły wypełniać sobą przestrzeń cudownego pomieszczenia. Kiedy się zmęczył zasnął na zimnych kafelka studzących jego rozgrzane ciałko. Kiedy się zbudził rozpoczął cudowne harce. To jest najpiękniejszy dzień w życiu pieska od kiedy opuścił rodzeństwo i mamę. Jeszcze gdzieś w głębi psiej duszy tkwi pamięć o nich, ale jest już tylko odległym wspomnieniem snu. Teraz po długiej zabawie przychodzi nieuchronnie pora regeneracji sił, pora na sen. W którym brudne skarpetki, majtki, koszulki i wszystko inne nadal śmigają wraz z Kuciusiem po łazienkowym raju.
Pobudka jest zaskakująca. Dookoła szare ściany. Co się stało? Jest w pudełku na buty tylko większym. Jakoś udaje mu się wydostać na zewnątrz, ale przekroczenie tych szarych sztywnych ścian jest wyzwaniem nie lada. Nie wie Kuciuś, że Arek zajrzał do domu w przerwie chwilowej w pracy. Znalazł śpiącego szczeniaczka w porozwalanych brudnych ciuchach, pośród strzępów worka walających się po łazience. Zobaczył ten armagedon i spokojnie zaniósł pieska do pudełka, ułożył go w nim bez budzenia i uśmiechnął się. Bezwiednie stał się przyczyną największej zagadki życiowej dla Kuciusia, jakiej piesek nie potrafił swym małym rozumkiem rozwikłać, ale rozwiązanie jej się nie trapił. Znał już drogę do raju, ale on jak dawniej, był już przed nim zamknięty.
Wielką radością dla Jacka i Agatki stała się chwila kiedy Kuciuś zaczął reagować na swoje imię. Z czasem potrafił przybiec z drugiego końca podwórka na jego dźwięk. Poznał też innych ludzi. Elwirkę, Waldka i Frania rówieśnika Jacka. Dla niego byli zapachami, aromatami snującymi się wcześniej po podwórku, nie miały ciał. Dopiero później się zmaterializowały. Zdarzało się, że odczuwał ich na rękach lub ubraniach domowników, lecz po czasie zobaczył kto tak pachnie i że są obcy. Nie ma to dla pieska znaczenia. Jest życie i nowe tereny do poznania. Bardzo chętnie pozwala się wynosić na podwórko. Na nim jest wiele rzeczy chętnie bawiących się ze szczeniaczkiem.
Jednego razu Kuciuś zobaczył stwora. Widział go wcześniej, ale stwór się poruszył. Jego zapachy były inne. Można powiedzieć martwe, tyko nie całkiem to dobre określenie. Poznał je i nie sprawiały przyjemność. Tym razem zobaczył jak stwór się poruszył. Pierwszy raz widział jak ogrodzenie dotąd całe i jednolite otwiera się. Stwór wytacza się, ogrodzenie zamyka Jacek, który znika w stworze. Kuciuś widzi to i tęsknie popiskuje. Dla pieska Jacek przepadł. Podchodzi do ogrodzenia i wkłada nosek w otwory siatki. Każdy zapach tam, po jej drugiej stronie jest identyczny jak tu. Jednak nauczył się czegoś. Podobne stwory poruszają się tam. Ten z podwórka niczym się od nich nie różni. Kuciusiowi w tym młodym wieku zdarza się coraz częściej być przy siatce i chłonąć świat zewnętrzny.
Towarzyszka zabaw Kucia coraz częściej ma dosyć ostrych ząbków pieska. Kiedy to następowało, z podłogi wskakiwała na tapczan będący szczytem marzeń pieska. Ona się tam ukrywała. Ruszała skórą na grzbiecie i machała ogonem. Inaczej jak robią to pieski. Kuciuś opierał się przednimi łapkami i próbował się wspiąć na szczyt, co mu się nie udawało. Któregoś razu tak dokuczył kotce, że ta nie widząc drogi ucieczki na tapczan zaczęła się wspinać po firance. Psiątko nie mogło uwierzyć w to co widzi. Renata wtedy krzyknęła coś w ich stronę. Od tej pory Kucia broniąc się przed Kuciem potrafiła użyć pazurów. Była to straszliwa broń, ale i piesek znalazł na nią sposób. Atakując kotkę podchodził tyłem kopiąc tylnymi łapkami i patrząc na reakcje. Najbardziej zaskakiwała go reakcja domowników. Coś wtedy mówili, dziwnie się przy tym poruszając. Kotka ratowała się wtedy ucieczką na krzesło, które też było szczytem nieosiągalnym.
***
Przyszedł czas kiedy u pieska budził się nieodparty przymus szalonej i radosnej galopady po kuchnie. Z wirtuozerią i szaloną brawurą wykonywał nieprzeciętne slalomy omijając nogi krzeseł i stołów, omijając domowników. Nawet Kucia patrzyła się na te harce z kocim spokojem. Za moment następowała kilkusekundowa przerwa na kilka oddechów. I szalona galopada zaczynała się od nowa. Gdziekolwiek naszła Kuciusia na to ochota, dawał upust popisom dla samych popisów.
Przyszedł czas kiedy jedną z największych atrakcji stała się gonitwa za własnym ogonem. Próbował go uchwycić i oszukać zmieniając kierunek kręcenia. Któregoś razu zobaczył na podwórku jeża. Podbiegł, powąchał. Jeż się skulił, a piesek przekonał się jak ostre są jeża kolce. Zaczął oszczekiwać go, to z jednej strony, to z drugiej. Mając pretensje do jeża za takie lekceważenie. Kiedy dał sobie z nim spokój pobiegał po podwórku i kiedy chciał sprawdzić co robi jeż, jego już nie było. Zaczął tropić. Ale ten zniknął gdzieś za siatką. Za jakąś skrzynką była dziura w siatce z jakiej korzystał ten kolczasty ignorant. Kuciuś wykorzystał ją. Był za ogrodzeniem, ale nie wiedział z czym się to wiąże. Zapachy i aromaty identyczne jak na podwórku, tylko przestrzeń nieograniczona. Pierwsze metry wykorzystał do tropienia jeża. Tylko natychmiast do noska trafiały aromaty znane z podwórka tylko żywsze. Zaczął podążać za nimi, do momentu gdy inny silniejszy bardziej poruszający psie zmysły trafiał do noska. I tak szedł Kuciuś niczym nie ograniczany. Dotąd była siatka, która ograniczała jego świat. Może myślał o siatce w tym świecie, jakaś musi chyba tu być. Dokąd jej nie widział, nie zaprzątał sobie nią głowy.
Agatka wychodzi na podwórko przynieść Kuciusia na obiadek. Nie ma go, zaczyna szukać. Kiedy nie znajduje zaczyna się nawoływanie, kiedy i to nie przynosi efektu wchodzi do domu. Może gdzieś się zaszył, ale nie. Pyta mamy. Ta odpowiada, że nie trzeba było zostawiać psa na podwórku samego. Jest jeszcze mały i nawet głodny jastrząb mógł go porwać w zastępstwie kurczaka. Przecież oglądały razem filmik na którym była pokazana taka sytuacja. Agatka wybiegła ze łzami w oczach. Czy możliwe by coś takiego się stało? Renata wychodzi za nią. Sprawdzają kurnik. Może tam przeszedł? Zrezygnowane wracają. Agatkta nie dowierza. Nie może tak być. Najpierw wilki porwały Argusa, teraz jakiś głodny jastrząb zabrał Kuciusia. Renata ją uspokaja. Nagły pisk hamulców jakiegoś samochodu w oddali wyrywa z rozpaczy Agatkę. Wybiega na ulicę, za nią Renata krzyczy by uważała na auta, nie uważa. Tylko jedno jej w głowie. Tam pod kołami może być jej piesek. Obok auta kręci się kierowca trzymając coś w dłoni. To Kuciuś. Trzęsący się z rozpaczy. Kierowca powiedział by lepiej pilnowała podopiecznego i odjeżdża. Dobiega Renata. Teraz na buzi Agatki jest uśmiech, radość i czułość. Renata nie ma siły obsztorcować córki. Samochód z tyłu jadący musiał przyhamować kiedy jej córka przebiegała przez drogę. Zachowała się całkiem jak Kuciuś.
Kuciuś musiał wysłuchać wielu zdań niezrozumiałych. Nie pojmuje znaczenia słów, ale coraz bardzie rozumie nastroje i odczucia płynące od ludzi. Zaczyna pojmować je lepiej niż oni jego. Pierwszy raz zostawiony na dworze sam i natychmiast takie niespodzianki. Po godzinie znowu nie dawał spokoju Kuci. Która uspokoić go musiała. Więc on znowu ją tyłem zaczął nachodzić i uprzykrzać życie. Kiedy spała czasem wpadł na nią przypadkiem, ona nigdy tego nie robiła. Jednak czasem spali na jednym posłaniu i zajadali się czymś smakowitym z jednej miski.
Wreszcie któregoś dnia stało coś co zapamiętali wszyscy. Kuciuś biegnąc za Kucią wskoczył, raczej z wysiłkiem wspiął się na tapczan. Tam zakończył swój pościg. Mięciutki tapczan zaprosił go do umoszczenia sobie miejsca. Kucia od teraz często musiała znaleźć sobie nowe schronienie, o kryjówce nie było mowy. Nigdzie przed Kuciusiem takiej nie było.
Niemal równocześnie z nauką wskakiwania na tapczan Kuciuś nauczył się szczekać. Nie tak jak szczeniaczek, ale jak pies, jego głos jeszcze w pełni szczenięcy był, ale zyskiwał już odcień tego co chciał osiągnąć. Kiedyś drzemał na tapczanie i Agatka ustawiła krzesło na środku kuchni. Kuciuś po pobudce zeskoczył na podłogę, zobaczył krzesło i zaczął z wolna podchodzić do niego nieufnie. Kiedy był wystarczająco blisko zaczął się krzesłu odszczekiwać. Wzbudził tym zdziwienie i śmiech domowników. Kiedy poczuł ich radość, po chwili skończy oszczekiwanie. Kilka razy tego tygodnia przestawienie krzesła trochę dalej niż było zwykle ustawione, wzbudzało podejrzenia Kuciusia. Podchodził ostrożnie, warczał, zdradzał wielką nieufność. Coś było nie w porządku. Podobnie z autami na podwórku. Kiedy tylko któreś było przestawione o kilka metrów, już budzi to podejrzenia. Warknięcia i kilka zdradzających nieufnych szczeknięć. Zauważono też umiejętność machania ogonem. Dotąd to bardziej ogon machał nim.
Powoli delikatna sierść szczenięca zmieniała się w sierść psią. Gonitwy i galopady trwają nadal. Aż pewnego dnia dom odwiedza gość. Właściwie gości dwóch. Człowiek i pies. Chyba rówieśnik Kuciusia. Niemal natychmiast bawią się i dokazują. Tak jak chłopcy w dzieciństwie bawią się w,,szczelanki,, tak pieski bawią się w gryzienie. Od razu wiedzą jak to robić. Wizyta trwa krótko, ale już ktoś z zewnątrz dał się poznać. Jest jakiś znajomy. Jego zapachu nigdy nie czół.
Któregoś dnia ten znajomy psi koleżka przychodzi z chłopcem na sznurku. Po chwili Jacek i Agatka wychodzą, zakładają coś podobnego Kuciusiowi i wychodzą. Najpierw na podwórko. Później otwierają bramkę i już są po drugiej stronie. Pieski natychmiast się ze sobą bawią, smycze się plączą. Dzieci skręcają w polna dróżkę i przy jakiejś łące psiaki odzyskują wolność. Zaczynają się biegi, szalone slalomy, wywracanki. Wspólne szczekanie. W jakiejś chwili zając zostaje przez tą dwójkę spłoszony. Bez zastanowienia puszczają się za nim w pogoń. Są za mali. Choć dzieci za nimi krzyczą, wołają. To dopiero spryt zająca i jego doświadczenie życiowe, każą pieskom wrócić. Przychodzą do dzieci, które dalej gdzieś idą. Dla piesków nie ma to znaczenia. Dzieci zaczynają rzucać patyki i pieski za nimi goniąc przynoszą je, lub te które im pasują. Czasem jakiś większy patyk dopadają wspólnie i próbują sobie wyrwać. Nie wiedzą pieski jak długi był spacer, znaczenia to dla nich nie ma.