E-book
7.88
drukowana A5
31.43
drukowana A5
Kolorowa
55.88
„Kto mi odda moje zapatrzenie”?

Bezpłatny fragment - „Kto mi odda moje zapatrzenie”?

Wiersze wybrane z lat 1995-2018


Objętość:
136 str.
ISBN:
978-83-8221-364-5
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 31.43
drukowana A5
Kolorowa
za 55.88

Wstęp

W jesieni 2017 roku wpadła w moje ręce książka Danuty Grechuty, w której opisuje ona perypetie życiowe swojego męża-Marka. Ta niezwykła na naszym rynku wydawniczym pozycja pokazuje wspaniały krakowski świat bardzo zdolnych artystów występujących w „Piwnicy pod baranami”. Był to czas genialnych wokalistów takich jak Czesław Niemen, Ewa Demarczyk, Jan Pietrzak oraz czas wschodzących gwiazd, jaką niewątpliwie był Marek Grechuta. Pod wpływem tego niezwyczajnego obrazu oraz swoich własnych inspiracji postanowiłem wydać ten zbiór wszystkich moich wierszy zebranych w jedną książkę o znamiennym tytule przypominającym poezję śpiewaną Marka: „Kto mi odda moje zapatrzenia?” Bowiem rzeczywiście niejeden współczesny poeta i artysta estradowy może się „zapatrzeć” w tę niecodzienną twórczość tego wielkiego piosenkarza. Wielu wokalistów w naszych czasach próbowało śpiewać poezję. Ale piosenki tego wspaniałego człowieka zrobiły na mnie największe wrażenie. Dlaczego? Nie wiem sam. Przecież w latach, kiedy dorastałem, chodzi mi o lata osiemdziesiąte, słuchało się pieśni Ewy Demarczyk, Skaldów, oryginalnej muzyki Maryli Rodowicz czy lekkich piosenek disco-polo.

Jednak pierwszym powodem wydania tego zbioru jest 100 Rocznica narodzin Jana Pawła II przypadająca w 2020 roku. Nie trzeba chyba przypominać, że Jan Paweł II był jednym z największych polskich patriotów. Jego pielgrzymki do Polski były wielką manifestacją wiary i polskości. Wydanie zbioru wierszy, w którym dwa „rozdziały” są Jemu poświęcone uświadomi czytelnikowi, że wiara i miłość do ojczyzny są nierozerwalnie związane. W pewnym wierszu Czesława Miłosza można znaleźć ciekawy zwrot: „w mojej ojczyźnie, do której nie wrócę”. Można te słowa zrozumieć biorąc pod uwagę sytuację polityczną, w jakiej wtedy znalazł się nasz kraj. Muszę jednak powiedzieć, że bohaterowie moich wierszy mają całkiem inne podejście do zagadnienia ojczyzny i mówią o niej jako kraju, „którego nie opuszczą” (Śpiew emigranta). Kraj ten wprawdzie wymaga „posprzątania”, ale jest bardzo drogi i pełen niezwykłych wspomnień-jest więc godny tego, aby w nim pozostać na zawsze. Czasami pojawia się tu pewna nutka goryczy z powodu nieprzyjemnych doznań (Żal żebraka nad utraconą przeszłością), ale generalnie ojczyzna kojarzy się z krwią Polaków, którzy za nią oddali swoje życie pod Monte Casino ( Niepodległość ). Ojczyzna pokazuje swoją godność i wielkość poprzez swoich wielkich synów (Myśląc). Liryki te nie pokazują taniego patriotyzmu czy recepty na rozwiązanie wszystkich problemów w naszym coraz bardziej podzielonym kraju, ale są próbą dyskusji na temat naszej polskiej rzeczywistości w roku 100 Rocznicy urodzin jednego z największych naszych Rodaków. Niech to będzie jeszcze jeden wyraz przygotowań do tej ważnej dla wszystkich Polaków Rocznicy.

Innym powodem powstania tej książki jest obecna sytuacja na rynku wydawniczym. Ludzie kupują w księgarniach i empikach tylko książki służące do rozrywki, zawierające przepisy kulinarne czy podręczniki do nauki szkolnej. Napisałem na ten temat o pokoleniu współczesnym takie słowa w liryku „Wiersze i upał”:


leżą nad wodą i czytają horoskopy

i patrzą na półki pełne

wielkiej sztuki

jak na wiedzę bezużyteczną.

Rzeczywiście tak jest. Dzisiaj sprzedać książki może tylko autor o bardzo stabilnej pozycji albo klasyk, którego wydanie wznowiono w bardzo atrakcyjnej formie i wykłada się je po bardzo niskiej cenie w marketach obok artykułów żywnościowych czy odzieży, ponieważ żaden czytelnik sam po te książki nie pójdzie do księgarni. Jednak gdy je spotka przy robieniu świątecznych zakupów, może zapragnie dać je komuś na Bożonarodzeniowy prezent.

Istnieje też pewna pusta przestrzeń, jeśli chodzi o poezję religijną. Po latach wielkiej obfitości, gdy tworzył swoje poezje ks. Jan Twardowski zauważam pewne braki w tej dziedzinie. Wprawdzie pojawiają się efemeryczne wydania takiej twórczości, ale ogólnie mówiąc nie ma tak dużo tego typu utworów. Moja książka obejmujące trzy tomiki wierszy napisane w różnych okresach mojego życia miałaby ambicję dodać nowy „wątek” do tego nurtu współczesnej poezji. "Santo subito"- zbiór wierszy o Papieżu-Polaku powstał niedługo po pierwszym ("Blask świętości"-opublikowany w 2014 roku w innej książce), bo w wakacje w 2017 roku i został wydany tylko w formie e-booka. Od sierpnia 2017 roku do listopada tegoż roku miał ten tomik w internecie ok. 1200 wyświetleń. Można więc powiedzieć, że wyżej wspomniane tomiki w pewnym sensie są jakąś „nowością”, jeśli chodzi o poezję religijną, która była tak popularna w dawniejszych epokach, a obecnie rzadko jest czytana i wydawana.

W tym zbiorze wierszy-który można by nazwać tytułem „poezje zebrane”-da się wyróżnić dwa inne podzbiory powstałe przy różnych okazjach. Tomik „Szukając Andromedy” zawiera teksty z wczesnej młodości, kiedy to uświadomiłem sobie potrzebę pracy twórczej, choć nigdy nie miałem na to dość wiary, że mogę w tej dziedzinie coś osiągnąć. Zbiór pt. „Emolandia” powstał po doświadczeniu brania udziału w pewnym konkursie poetyckim dla autorów „po debiucie”. Organizatorzy tego konkursu jednak nie potraktowali zbyt poważnie moich utworów zawartych w innym tomiku i nawet nie odpowiedzieli na moje pytanie, czy moje teksty do nich dotarły. Pamiętam, że w tych zawodach poetyckich zwyciężyła książka ich lokalnego poety pod tytułem: „Brudy prać”. Nie chciałem prać brudów. To doświadczenie zniechęciło mnie na zawsze do uczestniczenia w tego typu konkursach. Postanowiłem szukać swojej drogi twórczej wydając książki nawet własnym kosztem nie licząc na wydawnictwa i redaktorów, którzy nie byli mi przychylni. Wracając jednak do „Emolandii” chciałbym powiedzieć, że to nie tylko próba rozliczenia z poezją tworzoną dla „własnej chwały”, jak to czasami ma miejsce w pewnych środowiskach, ale przede wszystkim chcę tu pokazać swoje motywacje do podjęcia pracy literackiej. Ta motywacja w moim przypadku jest bardzo prosta. Jest to „czysta radość tworzenia wierszy” oraz chęć spotkania się z ludźmi jakby w innej przestrzeni. Wprawdzie coraz mniej używanej, ale jeszcze aktywnej z powodu długowiekowej tradycji i wspaniałej twórczości tak wielu moich genialnych poprzedników, do których się odwołuję i których wymieniam w moich utworach.

Życzę potencjalnym moim czytelnikom, aby odnaleźli czas na realizację swoich marzeń nawet wtedy, gdy te zainteresowania są dalekie od pisania wierszy. Może się też tak zdarzyć-czego bardzo bym pragnął- że te moje skromne teksty nie tylko nie przeszkodzą, ale wręcz pomogą w lepszym poznaniu własnych fascynacji i inspiracji życiowych. Na koniec chciałbym serdecznie podziękować Władzom Gminy Ostrowa Lubelskiego z Panem Burmistrzem Józefem Gruszczykiem na czele za inspirację, a także Pani Dyrektor Szkoły Podstawowej w Rozkopaczewie Annie Czubackiej za wspieranie mojej pracy twórczej, córce Kasi za wykonanie szkicu Jana Pawła II, Panu Witoldowi Czubackiemu z Zamościa za dostarczenie mi zdjęć oraz wszystkim innym osobom, które przyczyniły się do powstania tej rocznicowej książki.

Autor

I. Szukając Andromedy

Wiersze, które pisane były w latach 1995—2015

Spokój bibliotek

Zawsze urzekał mnie czar szeleszczących kartek

Pachnących pieprzem i wanilii


Urok pustych sal tchnących

Widmami przodków

Półki pełne kurzu i wspomnień

Ciężkie od brzemienia lat

I treści patetycznej

Nikt tutaj już nie siedzi

Spadacie do przeszłości

Od tego okropnego patriotyzmu

Aż mi się chce wymiotować

Ale dla mnie jesteście wszystkim

Nawet jeśli nikt was nie otworzy

Za dziesięć lat

Kupimy sobie nowe karty pamięci

Lepsze dyski twarde

Będą przechowywały więcej danych

Wirusy nie zniszczą ich więcej

Tak jak białych kartek nie niszczy czas

Chyba że zabraknie prądu

Pamięci przeszłych pokoleń

Tak jak w przeszłości nasze dzieje są

Dla nas ważne

W dobie chwili

I plastikowych komputerów


Zawsze urzekał mnie spokój

Pustych bibliotek

I czar

Nie czytanych już książek

Spotkanie z Miłoszem

Szukam formy bardziej pojemnej

Powiedział kiedyś pewien człowiek

I zamieszkał w Kalifornii

Obcy ludzie inny klimat

Bardziej mu były miłe

Niż swój

Przyjechał do ojczyzny

Do której miał nie wrócić

Środek lata centrum Lublina

Biegłem by zdążyć na czas

Pomyliłem aule

Przyjechał DX

Nie on

Gdy słuchałem wykładu

Tego bęcwała brzmiały mi

W uszach słowa z doliny issy

Widziałem czaszki przestrzelone


Polskich poetów

kulą propagandy

Zbyt ciasno aby wyjść

Zbyt ciemno aby zostać

Za stary by żyć

Za młody aby umrzeć

Szukał formy bardziej pojemnej

Od najgorszego scenariusza grudniowych

Wydarzeń

Zniewolonych służalców

Tutaj było pełno

Ja jednak nie pogardzę

Staroświeckim wierszem

I jego rytm kołysze mnie do snu

Locja

Andrzejowi N.

wymyślone kosmiczne krainy

świat nierealny ale bardzo współczesny

co z nami zrobią za kilka lat

nie chciałem do nich nigdy wracać

kosmykami swojej pamięci

omiatałem zieleń otwartej przestrzeni

tu i ówdzie walały się horyzonty przeszłości

niemy maszt nieistniejącej rzeczywistości

zakotwiczałem się w glebie medialnego kolosa

wszedłem do hiperprzestrzeni

wirtualny szlak mnie doganiał

gdy biegłem zmęczony na cmentarzysko

jakichś tęczowych cywilizacji

nie było już nieba

zostały tylko atrapy

skróty myślowe

puste przestrzenie pauzy niedomówień

i przecinki życia

co jeszcze nas spotka

niczego już nie pragniemy

jak małe dzieci tarzamy się w piaskownicy

księżycowych uroków

tajemniczych egzorcyzmów człowieczeństwa

utraconego raju

dawnego dzieciństwa

nikt nam nie wmówi niedouczenia

kiedy układamy pasjanse z gwiazd

nieistniejących już dawno galaktyk

nim światło doszło tu

my umarliśmy nadzy z bezsensu

obdarci z godności i czerwieni

było tak mało

z nas

Silentium

Nic nie wiem nic nie wiem

Ogłuszony głośnikami jestestwa cieni

Zdumiony życiem mikrokosmosu

Szedłem dalej w głąb atomu

Nie było nasycenia nauka jest nieskończona

Tak jak dno kosmosu

Nie istnieje w karminowej chorej wyobraźni

Pogoń za literaturą

Niespełnionymi wytworami ludzkiej kultury

I znowu pustka

Fascynacja i rozgoryczenie

Miłość i nienawiść

Mazurek Chopina

Mój dobry przyjaciel

Chory na schizofrenię

Rozczepione światło czyjegoś życia

Biel i wszystkie kolory tęczy

Jakiś koszmar nocnego lokalu

Upiorne noce w Casablance

Bójka na ulicy

Blade światło latarni rzucało cień

Na idące prostytutki

Do snu utajenia łagodnego monsunu

Chiński syndrom przetrąconego motyla

Wszystko się zmienia

Skąd pochodzisz i dokąd zmierzasz

W tym kalejdoskopie kolorowych świateł

Wielkich miast

Piękne są w nocy

I tak smutne za dnia

Jakby zabrakło marzeń

Jakby zabrakło milczenia

Tak jakby wysublimowano coś

W śnie małego dziecka

Przeklęty rym

Metajęzyk poezji

Szeleszczące głoski podczerwieni

Uparte apostrofy niedomówień

I ten głupi niepotrzebny już dzisiaj rym

Tchnący staroświeckością i banałem

Ciągle mnie prześladuje

Jak niepotrzebny rupieć

Na śmietniku poezji

Jak wygasłe źródło jaskrawości

Próbuję od niego uciekać

Ale bez skutku jest za mną wciąż

O krok

Tak się już nie pisze wierszy

Pan wybaczy to niewspółczesne

Staromodne i sztuczne

Mówi mi mój niedoszły wydawca

Kiedy ratuję resztę swego honoru

Przetrąconą przez alkohol metaforą

Kiedy naginam potoczne słowa

W dymie wypalonego przed chwilą papierosa

Do klasycznego piękna

Ale one nie chcą mnie słuchać

Dalej biegną swoim torem prymitywnych konotacji

Niedorosłe do wielkich wierszy

Idealne do pospolitej konwersacji

Przekleństw i kłótni robotników

Wracających z pracy późnym wieczorem

Produkt uboczny

Zawsze obserwowałem trociny po cięciu drzewa

Strużyny metalu pozostałe po pracy ślusarza

Resztki mąki na świeżym chlebie

Ślady kół po wielkich ciężarówkach

Napełniały mnie zdumieniem

Ślady po procesji Bożego Ciała

Resztki zmiksowanych kwiatów

Rzucanych przez posłuszne dziewczynki

Tony metalu na złomowiskach

Sterty śmieci wywożone poza miasta

Hałdy odpadów radioaktywnych

Gromadzonych na dnie oceanów

Wielkie skarby naszej cywilizacji

Złoto Azteków i Inków

Jest niczym wobec nich

Zmęczenie materiału mówił

Stary fachowiec wyrzucając stare elementy

Zniszczonej maszyny

Resztki po sałatce mojej żony

Ktoś zjadł ze smakiem

Tak jak moje wiersze

Produkt uboczny w procesie finalnym

Czy początkowym

Bycia człowiekiem

Jakiś odpad od głównej produkcji

Życia

List bez adresata

Piszę jeszcze jeden tekst

Pewnie zupełnie absurdalny

I nie wiem ile czasu mi zostało

Pozbawiony większego sensu

W całym tym zamieszaniu zwanym sztuką

Non omnis moriar

Memento mori

Jakieś przepowiednie starych delfickich

Wyroczni

Bzdury Nostradamusa

Pieśń o końcu świata

To mnie nie osłabia ani przerasta

Stoję bardzo dumny i spokojny pośród

Swojego losu

Jak kamień milowy

Jak znak orientacyjny dla nowych pokoleń

Jeśli one nastąpią na ten szlak

Ale myśl o tym że nikt nie odszyfruje

Tego kodu

Że nigdy nie odtworzą tego komunikatu

Skierowanego do nich

Mnie przeraża

Pośród nieskończonego kosmosu

Zaistniał cud życia

Na kilka chwil

Pośród szumu i szmeru łączy powstała

Nowa treść do kogoś skierowana

Nikt nie odebrał telefonu zza światów

Cud porozumienia występuje rzadko

Współbrzmienie i empatia tylko

W wyobraźni poetów

Ważna jest gotowość do kontaktów

Nawet wtedy gdy ich już nie ma

Przesilenie wiosenne

I znowu ktoś się powiesił

Zabili kilka tysięcy w nairobi czy na końcu świata

Tego nie wie nikt

Kilka setek zostało z trzęsienia ziemi

W chinach

Już nie dokonuje się aborcji ani eutanazji

W stanach zapomnieli zamknąć gaz

Rurociągiem prowadzącym pod oceanem

Strzępy wiadomości codziennie nas prześladują

Okropnie pokręcone newsy

Odmieniane przez przypadki

We wszystkich językach świata

Tak rzadko życie

Tak często śmierć

Wiośnie niosącej nas do raju

Paranormalność jak zwykle w modzie

Idący inaczej na topie

Tylko ci zwykli śmiertelnicy

Do kasacji

Nowy rezerwat przyrody

Przedpotopowe mamuty

I kilka innych stadionów

Wybudują nam na igrzyska

Dinozaury zostaną na swoim miejscu

Reszta gametów niekoniecznie

Nie zwątpić w czarujące idee

Resztek wartości

Sen rodzącej się do życia metaepoki

W sens pisania wierszy

Trudno tak

Harmagedon

Koniec epoki lodowcowej

Zwiastuje nowe problemy

Ktoś bawi się w proroka i odgaduje

Przyszłość świata z drogi mlecznej

Wcześniej wróżono już z fusów czy wypitej

Przed 12 kawy

Z kart tarota i czarodziejskiej kuli

Dobre wróżki już nie istnieją

Tylko w bajkach zwycięża dobro

Nie ma już nic kolorowego

Dominuje czerń i nieśmiertelne okulary

Przeszłości

Z nowego nieba nie wrócił nikt

Gdzieś pogrzebano sen radości i marzenia

Stara ziemia to mit

Są raczej nieokreślone i niedokładne

Nim wypito poranną herbatę zasypała ich lawa

Pamiątka dla przyszłych pokoleń

Które nie nastąpią

Martwe posągi życia

Przetrwają miliony lat

Płacz małego dziecka

Znowu obudzi świat

***

Pamięci T. Różewicza


Niezbyt przychylny artykuł w Poezji

Szukano rymów na lekcjach poetyki

Treść zginęła im nagle z oczu

Przerost formy nad sztuką

Brak starodawnej metafory i klasycznych reguł

Udziwnionej interpunkcji błąd

Wyrzucał mu niedouczony gmin

Nieznający się na wielkiej poezji

Wielki krytyk pisał złośliwy pobrzmiewający drwiną esej

A jednak On był mistrzem

Któremu nie dorastaliśmy do początku zgłosek

Słup granitowy znaczący nowy nieznany szlak

Poetyzowanie nie umarło ale nabrało nowej krwi

Obraz czy piękno makijażu

Starannie dobieranych wyrazów

Światło czy dźwięk

Słowo lub czyn

Uczucia bez uczuć

Wyrazy bez słów

Odwieczny dylemat

Uderzyć tak mocno i celnie

Bez patosu i wielkich sylab

Lakonicznie i oszczędnie

Bez niepotrzebnych emocji

By trafić w środek serca

Zabitego przez słowa

Nieodgadnionego sensu

***

Pamięci S. Lema

Czy lem zna lena i lenę

Wielka łuna wznosi się ponad horyzontem

Nikt tedy jeszcze nie przechodził

Solarna zorza świeci jasno w ciemnym półmroku

Sztuki współczesnej

Powracający z gwiazd szukają cię w kosmosie

Czy innym życiu

Gdzie jesteś nowy bajkopisarzu królestwa

Przyszłych pokoleń fantasto

Czekają na ciebie twoje niezniszczalne roboty

Przerobione na złom

Wielka literatura pada na kolana

Filozofia czy etyka

Science fiction ale niezupełnie

Powieść kosmiczna albo kosmogoniczna odyseja

Mnożą się terminy jak grzyby po deszczu

Rozważają od lat krytycy

Pieśń o Bogu w którego nie wierzył

Ze znakiem zapytania

Przerobiono wszystkie tytuły

Pandemia grafomanii ogarnęła historyków

jakiejś literatury

Tak bardzo niewspółczesnej


Gdy nic nie wymyślili oprócz powtarzania

dawno znanych sloganów

i zgłupieli od zgadywanek

usłyszałem głos Pana

Upał i wiersze

Bo jak jest upał

To wiersze stają się krótsze

Maleją i znikają

Szukając swoich normalnych rozmiarów

Bo jak jest upał

To wiersze ledwie dyszą

Tarzają się w mokrym piasku

Szukając staroświeckiego czytelnika

Ale ludzie wtedy idą na basen

Albo do teatru

Robią zakupy w supermarketach

Rozmawiają o handlu i remontach

Czy o seksie

Leżą nad wodą i czytają horoskopy

i patrzą na półki pełne

wielkiej sztuki

jak na wiedzę bezużyteczną


Piją schłodzone napoje albo piwo

Marząc o dalekich podróżach

Do nieznanych odległych krajów

Bo jak jest upał to wiersze stają się

Krótsze jakby poecie zabrakło sił

Do ich napisania

Są takie przezroczyste

I pocą się straszliwie i męczą

W tym okropnym upale

TABLICA NA DOMU, W KTÓRYM URODZIŁ SIĘ MAREK GRECHUTA

Wiersze są wszędzie

codziennie bawię się słowami

jak znalezionymi

na plaży zabawkami

idę na długie spacery

i patrzę jak wędrują po niebie

ptaki a każdy z nich inny

siadają na drutach

jak na pięciolinii

nuty Chopina

a ja zbieram wyrazy i łączę

w usłyszane melodie

w nieznane triady

zbieram je jak grzyby w lesie

starsza pani

jak mała dziewczynka kwiaty

na zielonej łące

i umieszczam je w książce


wiersze są wszędzie

wystarczy dobrze posłuchać

wystarczy psalm o radości zaśpiewać

a przyjdą do ciebie same

i przytulą się do twego snu

tuż nad ranem

Piękna twarz

piękna twarz to brzmi znajomo

to patetyczny song

czy pobożne życzenie

już kiedyś o nią walczono

nikt nie wie jak wygląda

ten mój zwykły wizerunek

fizjonomia bohatera

czy łotra spod ciemnej gwiazdy

maluję portret swojego życia

pastelowymi i czarnymi kolorami

niepewny i przez wszystkich

do końca niepoznany

i zadaję sobie ciągle

i od nowa proste pytanie

czy oryginał jest prawdziwszy

czy ten pan na obrazie namalowany

Zginanie

Chciałbym napisać nowy wiersz

Odporny na zginanie

Wytrzymały na uszkodzenia mechaniczne

Nie tylko bardzo uodporniony na krytykę

Ale i na błędy poety

I na niedouczenie zwykłego czytelnika

Jeśli jakimś cudem się trafi

Na śmietniku świata

Na rupieciach internetu

I odszyfruje jego ukryty sens

Chciałbym napisać wiersz

Odporny na korozję

Płynącą ze sztuki obrazkowej

Konkurujący z wszędobylskim obrazem

Walczący z you tube

Mający porządną instrukcję obsługi

Na wypadek awarii

I gwarancję obejmującą

Wady wynikłe

Z niewłaściwego użytkowania

Nasz Patron

przedyskutowaliśmy o nim

całe noce

pijąc zimną herbatę nad ranem

omówiliśmy wszystkie za i przeciw

zdziwieni że w zimie znowu

pada śnieg w zakopanem

wymarzyliśmy Go tak

jak dziecko prezent na gwiazdkę

myśląc o królach i wielkich przodkach

pisarzach i pedagogach

z orłami chwały i sławy

w szlacheckim herbie

jak na złotej tarczy

że gdy przyszedł do nas zatroskanych

w pewien zimowy cichy wieczór

w czerwonym papieskim stroju

ze srebrnym pastorałem

oniemieliśmy z zachwytu

przecież to jeden z nas

polak i wielki poeta

największy pasterz

co wzleciał do samego błękitu

prowadząc do samego nieba

nas

zwykłych zjadaczy chleba

Same płyną

Mojej żonie

Rzeki Babilonu

Cywilizacje starożytne

Kultura kreteńska i minoska

Kultura życia i śmierci

Nadziei i zwątpienia

Tak idą przez dzieje

Jak łzy przez ludzkie życie

Twoje łzy

Same płyną

Powiedziałaś mi

Tamtego wieczoru

A miało to urok zagubionego raju

Edenu którego już nie ma

Do którego zdążamy

Idąc śladami Kościoła

Idąc ciągle od nowa

Gubiąc ślady wśród śnieżnej zawiei

Współczesnej cywilizacji

Same płyną mówiłaś

Myśląc o łzach

Które skropiły moje ręce bardzo obficie

I były ciepłe jak dobroć

Która sączyła się z naszych

Serc

Strunami Bożej łaski

W drodze do zagubionej przystani życia

Tren o dziewczynie

K. X. już nie istnieje

Zostawiła po sobie krąg bólu

Lekki kosmyk włosów

Ofiarowany na kilka dni

Przed odejściem

Kilka starych i nowych fotografii

Parę wspomnień subtelnych jak wiatru powiew

Odeszła i nie wróci już więcej

Do swoich spłakanych rodziców

Pozostawiła zagadkową przestrzeń tajemnicy

I zmowę milczenia wszystkich

Mądrych odpowiedzi

Dla tych co ją znali


Definicja tragizmu Arystotelesa

Zanik wszelkich wartości

W samym rozkwicie

Dlaczego piękno zamienia się w brzydotę

Miłość w nienawiść

Nadzieja w rozpacz

Po prostu takie jest życie

Krótki wiersz o miłości

Siedziałem na dworcowej ławce

Zielone światła wsiąkały

W deszczową mgłę

Latarnie rzucały upiorne cienie

Przechodnie wydawali się złowrogimi duchami

Tylko dziewczęta okazywały

Swój zawrotny urok

Tak jak zwykle

I było ciemno smutno i nijako

A nade mną tylko mrok

Sen o Jakubie współczesnym

gdy ukradł oko lasu

to ja ścigałem go zawczasu

gdy ukradł oczy nieba

to ja goniłem go bo było trzeba

gdy schował diament piachu

to ja chwytałem go bez strachu

gdy porwał oczy morza

to ja goniłem go w przestworzach

gdy schwycił sopel ognia

to ja szukałem go aż do dnia

kiedy porwał ramię wiatru

to ja ścigałem go na statku

gdy zagubił jądro ziemi

to ja krzyczałem by się zmienił

gdy zawłaszczył dno jeziora

to ja krzyczałem by przyszła pora

gdy przywłaszczył sobie skarby puszczy

to ja z nim pobiegłem aż w zapusty

gdy skradł obraz z Rzymu

to Papież gonił go do Krymu

gdy zabrał złoto Bogu

to znalazł się gdzieś na niebios progu

gdy ukradł…


i tu nastąpiła…

cisza…

bo dalszych słów poeta

już nie usłyszał

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 31.43
drukowana A5
Kolorowa
za 55.88