E-book
15.75
drukowana A5
38.57
Kto lub co zagraża NATO?

Bezpłatny fragment - Kto lub co zagraża NATO?

książka napisana z pomocą ai


Objętość:
121 str.
ISBN:
978-83-8431-480-7
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 38.57

Wstęp

NATO nie jest wieczne. To zdanie, choć dla wielu brzmi jak herezja, powinno być punktem wyjścia każdej poważnej analizy dotyczącej bezpieczeństwa zbiorowego w XXI wieku. Sojusze nie są dane raz na zawsze, a ich trwałość zależy nie od traktatów, lecz od interesów, zdolności adaptacyjnych i realnej siły odstraszania. NATO, jako struktura powstała w odpowiedzi na zagrożenie sowieckie, przez dekady pełniło funkcję gwaranta stabilności euroatlantyckiej. Jednak świat, w którym powstało, już nie istnieje. Układ sił uległ przesunięciu, technologia zmieniła naturę konfliktu, a wewnętrzna spójność Zachodu została wystawiona na próbę. Dziś NATO nie stoi przed jednym zagrożeniem — stoi przed całym spektrum wyzwań, które podważają jego sens, skuteczność i przyszłość.

Nie chodzi tylko o Rosję, choć to ona najczęściej pojawia się w analizach jako główny przeciwnik. Rosja, mimo ograniczonych zasobów, potrafi skutecznie zakłócać porządek strategiczny, wykorzystując asymetrię, dezinformację i presję militarną. Ale prawdziwe zagrożenie dla NATO nie leży wyłącznie na wschodzie. Chiny, choć geograficznie odległe, prowadzą cichą ofensywę technologiczną i gospodarczą, która wpływa na zdolność państw członkowskich do samodzielnego podejmowania decyzji. Turcja, formalnie sojusznik, coraz częściej działa według własnych interesów, testując granice lojalności. Stany Zjednoczone, filar NATO, przechodzą przez okres strategicznego przewartościowania, w którym Europa przestaje być priorytetem. A wewnątrz samego sojuszu narasta zmęczenie, rozbieżność interesów i brak wspólnej wizji.

W tym kontekście pytanie „kto lub co zagraża NATO?” nie jest retoryczne. Jest kluczowe. Nie da się go rozstrzygnąć prostym wskazaniem wroga. Trzeba zrozumieć, że zagrożenia dla NATO mają charakter wielowymiarowy: są zewnętrzne i wewnętrzne, konwencjonalne i niekinetyczne, jawne i ukryte. To nie tylko czołgi na granicy, ale też algorytmy w sieci, narracje w mediach, decyzje polityczne w stolicach państw członkowskich. NATO nie jest monolitem — jest strukturą złożoną, opartą na konsensusie, który coraz trudniej osiągnąć. A w świecie, który przyspiesza, który nie zna próżni strategicznej, brak decyzji jest decyzją. I to często katastrofalną.

Warto zadać pytanie, czy NATO w ogóle rozumie naturę współczesnych zagrożeń. Czy struktura stworzona w epoce zimnej wojny potrafi funkcjonować w świecie, w którym wojna nie musi być wypowiedziana, a agresja nie musi być zbrojna? Czy sojusz, którego siła opierała się na przewadze technologicznej i ekonomicznej, potrafi odnaleźć się w rzeczywistości, w której przewaga ta została zakwestionowana? Czy NATO, jako organizacja polityczno-wojskowa, jest w stanie reagować na zagrożenia, które nie mają formy dywizji pancernych, lecz przybierają postać kampanii dezinformacyjnych, cyberataków, presji energetycznej i manipulacji opinią publiczną?

Nie mniej istotne jest pytanie o wewnętrzną spójność sojuszu. NATO to nie tylko struktura wojskowa — to przede wszystkim wspólnota polityczna. A ta wspólnota przeżywa kryzys. Różnice interesów między państwami członkowskimi są coraz bardziej widoczne. Niektóre kraje postrzegają Rosję jako egzystencjalne zagrożenie, inne jako partnera w interesach. Jedni chcą zwiększać wydatki na obronność, drudzy wolą inwestować w politykę społeczną. Jedni stawiają na obecność wojskową USA, drudzy marzą o autonomii strategicznej Europy. W takim układzie trudno mówić o wspólnej strategii. A bez strategii NATO staje się strukturą reaktywną, niezdolną do kształtowania rzeczywistości.

Nie można też ignorować roli technologii. Cyberprzestrzeń, sztuczna inteligencja, broń autonomiczna, systemy informacyjne — to wszystko zmienia naturę konfliktu. NATO, choć posiada struktury odpowiedzialne za cyberbezpieczeństwo, wciąż nie wypracowało skutecznego modelu działania w tej sferze. Brakuje wspólnych standardów, procedur, zdolności operacyjnych. A przeciwnicy nie czekają. Atakują, testują, zakłócają. W świecie, w którym wojna może zacząć się od wyłączenia systemu energetycznego, NATO musi nauczyć się działać bez mapy. Musi zrozumieć, że przyszłość konfliktu nie będzie przypominać przeszłości. I że przewaga nie polega na liczbie czołgów, lecz na zdolności do adaptacji.

W tym kontekście szczególne znaczenie ma Europa Środkowo-Wschodnia. Państwa takie jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Rumunia czy Ukraina znajdują się na linii frontu — nie tylko geograficznie, lecz także strategicznie. To tutaj testowana jest zdolność NATO do odstraszania, do szybkiego reagowania, do utrzymania spójności. To tutaj Rosja prowadzi działania hybrydowe, dezinformacyjne, polityczne. To tutaj rozstrzyga się, czy NATO jest zdolne do obrony swoich członków, czy też stanie się strukturą deklaratywną, pozbawioną realnej siły. Europa Środkowo-Wschodnia nie może być traktowana jako strefa buforowa — musi być postrzegana jako rdzeń bezpieczeństwa euroatlantyckiego.

Nie mniej istotna jest rola Stanów Zjednoczonych. USA są fundamentem NATO — militarnym, politycznym, strategicznym. Bez ich zaangażowania sojusz traci sens. Ale Ameryka przechodzi przez okres strategicznego przewartościowania. Azja staje się priorytetem, Europa traci znaczenie. Pojawiają się głosy izolacjonistyczne, krytyka wydatków na obronę innych państw, pytania o sens zaangażowania. W takim układzie NATO musi odpowiedzieć na pytanie, czy potrafi funkcjonować w warunkach ograniczonego wsparcia ze strony USA. Czy Europa jest gotowa przejąć część odpowiedzialności? Czy potrafi zbudować zdolności, które pozwolą jej działać samodzielnie? Czy NATO może przetrwać, jeśli jego fundament strategiczny zacznie się chwiać?

Wreszcie trzeba zadać pytanie o przyszłość. Czy NATO może się przekształcić? Czy potrafi zredefiniować swoją misję, strukturę, strategię? Czy jest zdolne do adaptacji, do innowacji, do działania w świecie, który nie zna stabilności? Scenariusze są różne: rozpad, transformacja, wojna. Każdy z nich jest możliwy. Każdy z nich wymaga refleksji, decyzji, działania. NATO nie może sobie pozwolić na dryf strategiczny. Musi wybrać kierunek. Musi zrozumieć, że przyszłość nie czeka. Że zagrożenia nie są hipotetyczne. Że czas działa na niekorzyść struktur, które nie potrafią się zmieniać.

Ta książka nie daje prostych odpowiedzi. Nie proponuje jednego modelu działania. Nie wskazuje jednego wroga. Jej celem jest postawienie pytań, które są kluczowe dla zrozumienia natury współczesnych zagrożeń. Pytań o to, kto lub co zagraża NATO. Pytań o to, czy sojusz jest zdolny do działania. Pytań o to, czy jego struktura, zbudowana w czasach zimnej wojny, jest w stanie sprostać wyzwaniom XXI wieku. Pytań o to, czy NATO potrafi działać nie tylko w warunkach pokoju, ale również w sytuacji strategicznego chaosu. Pytań o to, czy sojusz jest zdolny do adaptacji, czy też skazany na powolne wypieranie przez nowe układy sił, które nie będą już oparte na traktatach, lecz na interesach, technologiach i zdolności do szybkiego reagowania.

Wstęp ten nie ma na celu budowania poczucia zagrożenia dla samego zagrożenia. Nie jest też manifestem pesymizmu. Jest raczej próbą uczciwego spojrzenia na rzeczywistość, w której NATO funkcjonuje — rzeczywistość dynamiczną, nieprzewidywalną, pełną napięć i sprzecznych interesów. To spojrzenie nie może być powierzchowne, nie może opierać się na sloganach o „najpotężniejszym sojuszu świata”. Musi być analityczne, krytyczne, pozbawione złudzeń. Musi uwzględniać fakt, że siła NATO nie wynika z przeszłości, lecz z jego zdolności do działania tu i teraz.

Dlatego ta książka nie będzie opowieścią o triumfach sojuszu, lecz o jego próbach, jego słabościach, jego punktach krytycznych. Będzie analizą zagrożeń — tych zewnętrznych i tych wewnętrznych. Będzie próbą zrozumienia, co może doprowadzić do jego osłabienia, a nawet rozpadu. Ale będzie też poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, co musi się wydarzyć, by NATO mogło przetrwać. By mogło się przekształcić. By mogło nadal pełnić funkcję gwaranta bezpieczeństwa w świecie, który nie zna stabilności.

Bo NATO nie zniknie z dnia na dzień. Nie rozpadnie się w spektakularnym geście. Jeśli przegra, to przegra przez zaniedbanie, przez brak decyzji, przez strategiczny dryf. Przez to, że nie rozpozna zagrożeń, nie zareaguje na czas, nie zdoła się dostosować. A jeśli wygra — to nie dlatego, że ma więcej czołgów, lecz dlatego, że potrafi myśleć, przewidywać, działać. Dlatego, że rozumie, że bezpieczeństwo nie jest stanem, lecz procesem. Że nie polega na trwaniu, lecz na ciągłym redefiniowaniu siebie.

Właśnie temu redefiniowaniu poświęcona jest ta książka. Nie jako akademickiemu ćwiczeniu, lecz jako konieczności. Bo pytanie „kto lub co zagraża NATO?” nie jest pytaniem o wroga. Jest pytaniem o zdolność do przetrwania. O zdolność do działania. O zdolność do myślenia strategicznego w świecie, który nie wybacza błędów.

Rozdział I: Zmierzch hegemonii: NATO w epoce strategicznego rozproszenia

NATO powstało jako odpowiedź na jednoznaczne zagrożenie. W 1949 roku świat był prostszy — przynajmniej z punktu widzenia strategicznego. Istniał jeden wróg, jeden front, jeden cel: powstrzymać ekspansję sowiecką i zabezpieczyć interesy państw zachodnich. Sojusz był klarowny, jego struktura przejrzysta, a jego misja nie budziła wątpliwości. Przez dekady funkcjonował jako filar ładu euroatlantyckiego, gwarantując bezpieczeństwo, odstraszanie i stabilność. Jednak świat, który ukształtował NATO, już nie istnieje. Zmieniła się geografia zagrożeń, zmieniła się natura konfliktu, zmieniła się logika siły. Dziś NATO funkcjonuje w epoce strategicznego rozproszenia — w świecie, w którym nie ma jednego wroga, jednej linii frontu, jednej formy wojny. I to właśnie ta zmiana stanowi jego największe wyzwanie.

Hegemonia Zachodu, która przez dekady była fundamentem globalnego porządku, ulega erozji. Nie chodzi tylko o spadek udziału w światowym PKB czy o rosnącą potęgę Chin. Chodzi o coś głębszego — o rozpad monopolu na definiowanie reguł gry. Przez lata NATO mogło działać z pozycji siły, narzucając standardy, organizując interwencje, kształtując przestrzeń strategiczną. Dziś ta pozycja jest kwestionowana. Nie tylko przez państwa spoza sojuszu, lecz także przez jego własnych członków, którzy coraz częściej zadają pytanie: czy NATO nadal odpowiada na realne potrzeby? Czy jego struktura nie jest przestarzała? Czy jego misja nie wymaga redefinicji?

Strategiczne rozproszenie oznacza, że zagrożenia nie są już skoncentrowane, lecz rozproszone w czasie, przestrzeni i formie. Nie ma jednej linii frontu — są punkty zapalne, strefy niestabilności, obszary presji. Nie ma jednego przeciwnika — są aktorzy państwowi i niepaństwowi, są siły asymetryczne, są technologie, które zmieniają naturę konfliktu. Nie ma jednej formy wojny — są działania hybrydowe, cyberataki, presja informacyjna, manipulacja opinią publiczną. W takim świecie NATO musi działać nie jako monolit, lecz jako sieć — elastyczna, zdolna do szybkiego reagowania, zintegrowana technologicznie i politycznie. A to wymaga nie tylko zmiany struktury, lecz także zmiany myślenia.

Problem polega na tym, że NATO wciąż funkcjonuje według logiki zimnowojennej. Jego struktura opiera się na podziale ról, na hierarchii, na konsensusie, który w praktyce często prowadzi do paraliżu decyzyjnego. W epoce, w której czas reakcji decyduje o skuteczności, NATO nie może pozwolić sobie na wielotygodniowe konsultacje, na rozmyte komunikaty, na deklaratywne stanowiska. Musi działać szybko, precyzyjnie, zdecydowanie. A to wymaga nie tylko reformy instytucjonalnej, lecz także odwagi politycznej — odwagi, by przyznać, że obecna struktura nie odpowiada na wyzwania współczesności.

Zmierzch hegemonii Zachodu nie oznacza automatycznie upadku NATO. Ale oznacza konieczność redefinicji jego roli. Sojusz nie może już być narzędziem ekspansji wartości liberalnych — musi stać się strukturą obrony interesów strategicznych. Nie może już działać z pozycji moralnej wyższości — musi działać z pozycji realistycznej kalkulacji. Nie może już zakładać, że jego istnienie jest gwarancją bezpieczeństwa — musi udowodnić, że potrafi skutecznie reagować na zagrożenia. A to oznacza konieczność zmiany paradygmatu — odejścia od logiki instytucjonalnej na rzecz logiki operacyjnej.

W tym kontekście szczególne znaczenie ma rola państw członkowskich. NATO nie jest bytem autonomicznym — jest strukturą zależną od woli politycznej swoich członków. A ta wola jest coraz bardziej rozproszona. Niektóre państwa postrzegają sojusz jako gwaranta bezpieczeństwa, inne jako ciężar polityczny. Niektóre chcą zwiększać wydatki na obronność, inne szukają oszczędności. Niektóre stawiają na obecność wojskową USA, inne marzą o autonomii strategicznej Europy. W takim układzie trudno mówić o spójności. A bez spójności NATO staje się strukturą reaktywną, niezdolną do kształtowania rzeczywistości.

Strategiczne rozproszenie oznacza również, że NATO musi działać w wielu wymiarach jednocześnie. Musi być zdolne do prowadzenia operacji konwencjonalnych, działań cybernetycznych, operacji informacyjnych, misji stabilizacyjnych. Musi integrować różne formy siły — militarną, technologiczną, polityczną, kulturową. Musi być zdolne do działania w warunkach niepewności, presji, chaosu. A to wymaga nie tylko zasobów, lecz także zdolności organizacyjnej, kompetencji analitycznej i odwagi decyzyjnej. NATO nie może być strukturą biurokratyczną — musi być strukturą operacyjną.

W epoce strategicznego rozproszenia nie ma miejsca na złudzenia. Sojusz, który nie potrafi się dostosować, traci znaczenie. Sojusz, który nie potrafi działać, traci wiarygodność. Sojusz, który nie potrafi myśleć strategicznie, traci przyszłość. NATO musi zrozumieć, że jego siła nie polega na przeszłości, lecz na zdolności do działania tu i teraz. Musi zrozumieć, że hegemonia nie jest dana raz na zawsze — że trzeba ją utrzymywać, bronić, aktualizować. Musi zrozumieć, że bezpieczeństwo nie jest stanem, lecz procesem — procesem, który wymaga ciągłej pracy, refleksji, decyzji.

Rozdział ten nie jest diagnozą kryzysu NATO — jest diagnozą zmiany świata, w którym NATO musi funkcjonować. Zmiany, która nie jest chwilowa, lecz strukturalna. Zmiany, która nie dotyczy tylko układu sił, lecz także logiki konfliktu, natury zagrożeń, struktury relacji. NATO, jeśli chce przetrwać, musi stać się czymś więcej niż sojuszem wojskowym. Musi stać się strukturą strategiczną — zdolną do myślenia, do działania, do adaptacji. Musi zrozumieć, że zmierzch hegemonii nie jest końcem — jest początkiem nowej epoki, w której przetrwają tylko ci, którzy potrafią się zmieniać.

W kolejnych rozdziałach tej książki przyjrzymy się konkretnym zagrożeniom, które podważają zdolność NATO do działania. Nie po to, by budować obraz katastrofy, lecz po to, by zrozumieć, co musi się zmienić. Bo NATO nie potrzebuje pochwał — potrzebuje reform. Nie potrzebuje deklaracji — potrzebuje decyzji. Nie potrzebuje nostalgii — potrzebuje strategii. I właśnie tej strategii będziemy szukać.

Rozdział II: Rosja: rewizjonizm, asymetria i wojna hybrydowa

Rosja nie musi być silna, by być groźna. To zdanie, choć pozornie paradoksalne, najlepiej oddaje charakter zagrożenia, jakie Federacja Rosyjska stanowi dla NATO. Wbrew kalkulacjom opartym na liczbach, PKB, potencjale technologicznym czy demograficznym, Rosja pozostaje jednym z najtrudniejszych przeciwników strategicznych. Nie dlatego, że dysponuje przewagą konwencjonalną, lecz dlatego, że potrafi skutecznie wykorzystywać słabości systemowe, asymetrię, nieprzewidywalność i polityczną bezwzględność. NATO, jako struktura oparta na konsensusie, procedurach i przewidywalności, jest szczególnie podatne na działania, które wymykają się klasycznym definicjom konfliktu. Rosja nie gra według tych samych reguł — i właśnie dlatego stanowi tak poważne wyzwanie.

Rewizjonizm rosyjski nie jest chwilowym kaprysem politycznym. Jest trwałą cechą rosyjskiej strategii, zakorzenioną w historycznym poczuciu misji, w geopolitycznej logice przestrzeni i w politycznej kulturze, która nie uznaje kompromisu jako wartości. Rosja nie postrzega NATO jako neutralnego sojuszu obronnego — widzi w nim narzędzie ekspansji Zachodu, zagrożenie dla swojej strefy wpływów, strukturę, która musi zostać osłabiona, rozbita lub przynajmniej zneutralizowana. To postrzeganie nie wynika z bieżących kalkulacji, lecz z głęboko zakorzenionego przekonania, że bezpieczeństwo Rosji wymaga strategicznego buforu, kontroli nad sąsiedztwem i ograniczenia wpływów zachodnich struktur.

W tym kontekście działania Rosji wobec NATO nie mają charakteru frontalnego. Rosja nie dąży do otwartego konfliktu z sojuszem — wie, że przegrałaby w starciu konwencjonalnym. Zamiast tego stosuje strategię zakłócania, testowania, prowokowania i rozbijania spójności. Jej celem nie jest pokonanie NATO w klasycznym sensie, lecz doprowadzenie do jego paraliżu decyzyjnego, do erozji zaufania między członkami, do sytuacji, w której sojusz nie będzie w stanie skutecznie reagować. Rosja nie musi wygrywać bitew — wystarczy, że NATO nie podejmie decyzji.

Wojna hybrydowa, którą Rosja prowadzi od lat, jest tego najlepszym przykładem. To nie jest wojna w tradycyjnym sensie — to ciągły proces zakłócania, presji, manipulacji. Cyberataki, kampanie dezinformacyjne, działania wywiadowcze, presja energetyczna, wykorzystanie migracji, prowokacje militarne — wszystko to składa się na strategię, która ma na celu destabilizację. Rosja nie musi wchodzić na terytorium NATO, by wywołać kryzys. Wystarczy, że uruchomi kampanię informacyjną, która podważy zaufanie do instytucji, wywoła chaos polityczny, zablokuje proces decyzyjny. Wystarczy, że przeprowadzi cyberatak na infrastrukturę krytyczną, który sparaliżuje funkcjonowanie państwa. Wystarczy, że wesprze radykalne ruchy polityczne, które będą kwestionować sens istnienia sojuszu.

Rosja doskonale rozumie, że NATO jest strukturą polityczną, nie tylko wojskową. I właśnie dlatego atakuje nie czołgi, lecz decyzje. Nie bazy wojskowe, lecz procesy polityczne. Nie żołnierzy, lecz obywateli. Jej strategia opiera się na wykorzystaniu słabości systemowych, na asymetrii, na nieprzewidywalności. Rosja nie musi być silniejsza — wystarczy, że będzie bardziej zdeterminowana, bardziej elastyczna, bardziej bezwzględna. NATO, jako struktura oparta na konsensusie, jest szczególnie podatne na takie działania. Każdy kryzys polityczny, każda różnica interesów, każda opóźniona reakcja — to dla Rosji okazja do działania.

Warto przyjrzeć się konkretnym przykładom. Aneksja Krymu w 2014 roku była nie tylko aktem agresji wobec Ukrainy — była testem dla NATO. Sojusz nie zareagował militarnie, nie podjął działań, które mogłyby powstrzymać Rosję. Odpowiedź była polityczna, ekonomiczna, deklaratywna. Dla Rosji był to sygnał, że można działać bezkarnie, że NATO nie podejmie ryzyka, że Zachód nie jest gotowy do konfrontacji. Kolejne działania — w Donbasie, w Syrii, w Afryce — tylko potwierdziły tę diagnozę. Rosja nie musi prowadzić wojny z NATO — wystarczy, że NATO nie będzie w stanie jej powstrzymać.

Kolejnym przykładem jest presja na państwa bałtyckie. Rosja nie atakuje ich bezpośrednio, lecz prowadzi działania hybrydowe: cyberataki, kampanie dezinformacyjne, prowokacje lotnicze i morskie, wsparcie dla prorosyjskich środowisk. Celem nie jest zajęcie terytorium, lecz wywołanie chaosu, podważenie zaufania do NATO, zablokowanie procesu decyzyjnego. Rosja testuje granice — sprawdza, jak daleko może się posunąć, zanim NATO zareaguje. I często okazuje się, że może posunąć się bardzo daleko.

Rosja wykorzystuje również asymetrię polityczną. Wspiera ruchy radykalne, finansuje kampanie dezinformacyjne, wpływa na wybory, manipuluje opinią publiczną. Celem jest podważenie spójności Zachodu, wywołanie kryzysów wewnętrznych, osłabienie struktur demokratycznych. NATO, jako sojusz państw demokratycznych, jest szczególnie podatne na takie działania. Każdy kryzys polityczny, każda zmiana rządu, każda kampania wyborcza — to dla Rosji okazja do działania. Nie trzeba prowadzić wojny — wystarczy wpływać na decyzje.

W tym kontekście szczególne znaczenie ma zdolność NATO do odstraszania. Odstraszanie nie polega na posiadaniu siły — polega na przekonaniu przeciwnika, że ta siła zostanie użyta. Rosja testuje to przekonanie. Sprawdza, czy NATO jest gotowe do działania, czy podejmie decyzję, czy zaryzykuje konfrontację. Każde opóźnienie, każda niejednoznaczność, każda różnica interesów — to dla Rosji sygnał, że odstraszanie nie działa. A jeśli odstraszanie nie działa, to NATO traci swoją podstawową funkcję.

Rozdział ten nie ma na celu demonizowania Rosji. Ma na celu zrozumienie jej strategii — strategii, która jest skuteczna, elastyczna, nieprzewidywalna. NATO musi zrozumieć, że nie walczy z przeciwnikiem, który gra według tych samych reguł. Musi zrozumieć, że wojna nie musi być wypowiedziana, by być prowadzona. Musi zrozumieć, że zagrożenie nie musi być militarne, by być realne. Musi zrozumieć, że Rosja nie musi być silniejsza — wystarczy, że będzie bardziej zdeterminowana.

W kolejnych rozdziałach tej książki przyjrzymy się innym zagrożeniom — Chinom, Turcji, technologii, wewnętrznym napięciom. Ale Rosja pozostaje punktem odniesienia. Nie dlatego, że jest najgroźniejsza, lecz dlatego, że najlepiej pokazuje, jak wygląda konflikt w XXI wieku. Konflikt, który nie przypomina przeszłości. Konflikt, który wymaga zupełnie nowego podejścia. Konflikt z Rosją nie będzie przypominał klasycznych kampanii z XX wieku. Nie będzie miał wyraźnego początku ani końca, nie będzie prowadzony wyłącznie na polu bitwy, nie będzie ograniczony do jednego teatru działań. To będzie konflikt rozproszony, wielowymiarowy, prowadzony równolegle w cyberprzestrzeni, w mediach, w polityce, w gospodarce. NATO, jeśli chce zachować skuteczność, musi nauczyć się funkcjonować w tej nowej rzeczywistości — nie jako struktura reaktywna, lecz jako organizm zdolny do przewidywania, adaptacji i działania w warunkach niepewności.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 38.57