E-book
17.64
drukowana A5
31.35
drukowana A5
Kolorowa
56.32
Ksiądz, kobieta i konfesjonał

Bezpłatny fragment - Ksiądz, kobieta i konfesjonał


5
Objętość:
146 str.
ISBN:
978-83-8324-174-6
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 31.35
drukowana A5
Kolorowa
za 56.32
Strona tytułowa pierwszego wydania „The Priest, The Woman and The Confessional”

Ksiądz, kobieta i konfesjonał

Przedmowa

Księga Ezechiela, VIII rozdział

A w szóstym roku, w szóstym miesiącu, piątego dnia, kiedy siedziałem w swym domu, a starsi Judy siedzieli przede mną, dotknęła mnie tam ręka Pana BOGA.

Spojrzałem, a oto coś z wyglądu podobnego do ognia: od bioder w dół wyglądało jak ogień, a od bioder wzwyż wyglądało jak blask, jak blask bursztynu. Wtedy wyciągnął coś w kształcie ręki i uchwycił mnie za kędziory mojej głowy; a duch uniósł mnie między ziemią a niebem i zaprowadził mnie w widzeniach Bożych do Jerozolimy, do wejścia bramy wewnętrznej zwróconej ku północy, gdzie znajdował się tron posągu zawiści, pobudzający do zazdrości. A oto była tam chwała Boga Izraela, podobna do tej, którą widziałem na równinie. I powiedział do mnie: Synu człowieczy, podnieś teraz swe oczy w kierunku północy. Podniosłem więc swe oczy w kierunku północy, a oto na północ od bramy ołtarza, u wejścia, stał bożek pobudzający do zazdrości. Znowu powiedział do mnie: Synu człowieczy, czy widzisz, co oni czynią? Te wielkie obrzydliwości, które czyni tu dom Izraela, tak że muszę się oddalić od swojej świątyni? Ale odwróć się i ujrzysz jeszcze większe obrzydliwości.

I przyprowadził mnie do drzwi dziedzińca, a gdy spojrzałem, oto dziura w ścianie. I powiedział do mnie: Synu człowieczy, przebij teraz tę ścianę. I przebiłem ścianę, a oto drzwi. I powiedział do mnie: Wejdź i zobacz te niegodziwe obrzydliwości, które oni tu czynią. Wszedłem więc i patrzyłem, a oto wszelkiego rodzaju zwierzęta pełzające, zwierzęta obrzydłe i wszystkie posągi domu Izraela były wyryte na ścianie, wszędzie dokoła. Siedemdziesięciu mężów spośród starszych domu Izraela — wśród nich stał Jaazaniasz, syn Szafana — stało przed nimi, każdy miał w ręku swoją kadzielnicę, a unosił się gęsty obłok kadzidła. Wtedy zapytał mnie: Czy widziałeś, synu człowieczy, co starsi domu Izraela czynią w ciemności, każdy w swoich komnatach pełnych obrazów? Mówią bowiem: PAN nas nie widzi, PAN opuścił tę ziemię. Ponadto powiedział do mnie: Odwróć się znowu i zobaczysz jeszcze większe obrzydliwości, które oni czynią.

I zaprowadził mnie do wejścia bramy domu PANA, która znajdowała się po stronie północnej, a oto siedziały tam kobiety opłakujące Tammuza. I zapytał mnie: Czy widziałeś to, synu człowieczy? Odwróć się znowu i zobaczysz jeszcze większe obrzydliwości niż te.

Wtedy wprowadził mnie na wewnętrzny dziedziniec domu PANA, a oto u wejścia do świątyni PANA, między przedsionkiem a ołtarzem, było około dwudziestu pięciu mężczyzn. Każdy z nich był odwrócony plecami do świątyni PANA, ich twarze były zwrócone na wschód i oddawali pokłon słońcu w kierunku wschodu. I zapytał mnie: Czy widziałeś, synu człowieczy? Czy to zbyt mało dla domu Judy czynić takie obrzydliwości, jakie tu czynią? Napełnili bowiem ziemię nieprawością, odwrócili się, aby pobudzać mnie do gniewu, i oto przykładają gałązkę do swoich nosów. Dlatego ja również postąpię z nimi w zapalczywości. Moje oko ich nie oszczędzi i nie zlituję się nad nimi. Będą wołać do moich uszu donośnym głosem, lecz ich nie wysłucham.

Rozdział I
Walka z wyrzeczeniem się kobiecego poczucia własnej godności w konfesjonale

Istnieją dwie kobiety, które powinny być stałym obiektem współczucia uczniów Chrystusa i za które codzienne modlitwy powinny być zanoszone jako okazanie miłosierdzia. Kobieta bramińska, która zwiedziona przez swoich kapłanów spala się na zwłokach swego męża dla powstrzymania gniewu swych drewnianych bożków, i kobieta rzymskokatolicka, która niemniej zwiedziona przez swych kapłanów, cierpi tortury daleko bardziej okrutne i sromotne w konfesjonale w celu powstrzymania gniewu swego opłatkowego bożka.

Nie przesadzam, kiedy mówię, że dla wielu kobiet szlachetnego serca, dobrze wykształconych, wielkodusznych, bycie zmuszoną do odsłonięcia swych serc przed oczami mężczyzny w celu wyjawienia mu wszystkich najbardziej świętych zakątków swej duszy, wszystkich najświętszych tajemnic swego panieńskiego lub małżeńskiego życia, w celu pozwolenia mu na zadawanie pytań, których najbardziej zdeprawowana kobieta nie godziłaby się słyszeć od jej najpodlejszego uwodziciela, jest często okropniejsze niż bycie związaną na rozpalonych węglach.

Niejeden raz widziałem kobietę mdlejącą pod konfesjonałem, która powiedziała mi następnie, że konieczność powiedzenia nieżonatemu mężczyźnie pewnych rzeczy, co do których powszechne prawa przyzwoitości nakazują na zawsze zamknąć usta, prawie ją zabiła! Nie setki, a tysiące razy słyszałem z umierających ust zarówno samotnych, jak i zamężnych kobiet i dziewczyn, okropne słowa: „Jestem na zawsze zgubiona! Wszystkie moje przeszłe spowiedzi i komunie stały się jak liczne świętokradztwa. Nigdy nie odważyłabym się odpowiedzieć szczerze na pytania moich spowiedników! Wstyd zamknął moje usta i otoczył moją duszę!”.

Ile razy trwałem jak skamieniały przy zwłokach, kiedy te ostatnie słowa ledwo wyszły z ust jednej z moich penitentek, która została porwana ode mnie przez bezlitosną rękę śmierci przed tym, jak udzieliłem jej przebaczenia przez fałszywe, sakramentalne rozgrzeszenie. I następnie wierzyłem, że — jak sama umarła grzesznica wierzyła — ona nigdy nie otrzyma przebaczenia bez rozgrzeszenia.

Są nie tylko tysiące, ale też miliony rzymskokatolickich dziewczyn i kobiet, które wierne w poczuciu skromności i poczuciu kobiecej godności są pod wpływem tych sofizmatów i diabolicznych machinacji ich kapłanów. One nigdy nie będą przekonane, by odpowiedzieć „tak” na pewne pytania swoich spowiedników. Wolałyby być wrzucone w płomienie i spalone na popiół wraz z wdowami bramińskimi niż pozwolić oczom mężczyzny zaglądać w święte sanktuarium ich dusz. Chociaż czasami są winne przed Bogiem i mają wrażenie, że ich grzechy nigdy nie będą odpuszczone, jeśli nie zostaną wyznane, to prawa przyzwoitości okazują się silniejsze w ich sercach niż prawa ich okrutnego i perfidnego kościoła. Ani rozwaga, ani nawet strach przed wiecznym potępieniem nie może przekonać je do wyznania grzesznemu mężczyźnie grzechów, które sam tylko Bóg ma prawo słyszeć, gdyż On sam może wymazać je przez krew Jego Syna przelaną na krzyżu.

Co za okropne jest życie tych wyjątkowych, szlachetnych dusz, które Rzym zatrzymuje w mrocznych lochach swych zabobonów! Czytają one we wszystkich ich książkach i słyszą ze wszystkich ich kazalnic, że jeśli zatają pojedynczy grzech przed ich spowiednikami, będą na zawsze zgubione! Ale będąc całkowicie niezdolne do zdeptania zasad szacunku do siebie i przyzwoitości, które Bóg wpoił w ich dusze, żyją w ciągłym strachu przed wiecznym potępieniem. Żadne słowa nie mogą opisać ich zmartwienia i udręki, kiedy znajdują się u stóp ich spowiedników pomiędzy okropnym wymogiem mówienia o rzeczach, przez które wolałyby raczej cierpieć najokrutniejszą śmierć niż otwierać swe usta, a potępieniem wiecznym, jeśli nie upodlą się na zawsze we własnych oczach przez mówienie o sprawach, o których szanująca się kobieta nigdy nie powie swojej własnej matce, a co dopiero mężczyźnie!

Poznałem zbyt wiele kobiet o szlachetnym sercu, które kiedy były same z Bogiem, w prawdziwej udręce spustoszenia i z gorącymi łzami prosiły Go o udzielenie im tego, co uważały za największą łaskę, to jest utratę szacunku do siebie samej, aby być zdolnymi do mówienia o tych niewymawialnych rzeczach tak, jak ich spowiednicy chcieli, aby mówiły; i mając nadzieję, że ich prośba będzie spełniona, szły jeszcze raz do konfesjonału, zdecydowane obnażyć swoją skromność przed oczami bezlitosnego mężczyzny. Ale kiedy nadszedł moment samospalenia, ich odwaga znikała, ich kolana drżały, a ich usta pobladły jak śmierć. Zimny pot spływał z ich wszystkich porów! Głos skromności i kobiecego szacunku do siebie przemówił głośniej niż głos ich fałszywej religii. Musiały odejść od konfesjonału bez aktu łaski, z ciężarem świętokradztwa na ich sumieniu.

Och, jak ciężkie jest jarzmo Rzymu, jak gorzkie jest ludzkie życie, jakże pozbawiona zachęty jest tajemnica krzyża dla tych oszukanych i ginących dusz! Jakże ochoczo pośpieszyłyby do płonących stosów kobiet bramińskich, jeśli mogłyby mieć nadzieję na zobaczenie końca ich niewysłowionych cierpień przez chwilowe tortury, które mogłyby otworzyć im bramy do lepszego życia!

W tym miejscu publicznie wzywam całe rzymskokatolickie kapłaństwo, aby zaprzeczyło, że większa część ich penitentek zostaje przez pewien okres, raz dłuższy, raz krótszy, w tym najbardziej wstrząsającym stanie umysłu.

Tak, zdecydowana większość kobiet uważa na początku, że prawie niemożliwe jest zburzenie świętych barier szacunku do siebie, które sam Bóg zbudował wokół ich serc, rozumu i dusz jako najlepsze zabezpieczenie przeciwko sidłom tego zepsutego świata. Te prawa szacunku do siebie sprawiają, że nie mogą zgodzić się na to, aby powiedzieć nieczyste słowo do uszu mężczyzny i zamykają wszystkie aleje ich serc przed jego nieczystymi pytaniami, nawet jeśli są wypowiadane w imieniu Boga. Te prawa są tak wyraźnie napisane w ich sumieniu i są tak dobrze przez nie zrozumiane jako najbardziej boski dar — tak, jak już powiedziałem — że wiele z nich woli narazić się na ryzyko bycia na zawsze zgubionymi przez pozostanie w milczeniu.

Potrzeba wielu lat najbardziej pomysłowych (nie waham się nazwać — diabolicznych) wysiłków części kapłanów, by przekonać większość żeńskich penitentek do odpowiedzenia na pytania, na wspomnienie których zarumieniliby się nawet dzicy poganie. Niektóre milczą w tych sprawach przez większość ich życia i wiele z nich woli rzucić się w ręce pełnego przebaczenia Boga i umrzeć bez poddania się bezczeszczącej próbie, nawet jeśli później poczuły zatrute strzały wroga, niż otrzymać przebaczenie od mężczyzny, który zostałby zgorszony recytowaniem ich ludzkich słabości. Wszyscy kapłani Rzymu są świadomi tej naturalnej cechy ich żeńskich penitentek. Nie ma ani jednego — nie, ani jednego wśród ich teologów moralności — którzy nie ostrzegają spowiedników o tej poważnej i powszechnej determinacji dziewczyn i zamężnych kobiet, aby nie mówić w konfesjonale o sprawach, które mogą bardziej lub mniej dotyczyć grzechów przeciwko siódmemu przykazaniu. Dens, Liguori, Debreyene, Baily itd., słowem wszyscy teolodzy Rzymu, wiedzą, że jest to jedna z największych trudności, z którą spowiednicy muszą zmagać się w konfesjonale.

Żaden rzymskokatolicki ksiądz nie ośmieli się zaprzeczyć temu, co mówię w tej sprawie, gdyż wiedzą oni, że łatwe byłoby dla mnie przytłoczyć ich takim tłumem świadectw, że ich wielkie oszustwo byłoby na zawsze zdemaskowane.

Mam zamiar któregoś dnia, jeśli Bóg pozwoli i da mi na to czas, sprawić, aby zostały poznane niektóre z tych niezliczonych rzeczy, które teolodzy rzymskokatoliccy oraz etycy napisali na temat tych pytań. Wypełniłoby to najbardziej dziwną książkę, która kiedykolwiek została napisana i dałoby niepodważalny dowód tego, że instynktownie, bez konsultowania się nawzajem, z jednomyślnością, które jest niemalże cudowna, rzymskokatolickie kobiety prowadzone przez uczciwe instynkty, które Bóg im dał, wpadają w sidła zastawiane na nie w konfesjonale; i że wszędzie ośmielają się, aby z nadludzką odwagą walczyć z katem, który jest wysłany przez papieża, by doprowadzić je do ruiny i rozbić ich dusze. Kobieta zawsze czuje, że są rzeczy, o których nigdy nie powinno się mówić, tak, jak są rzeczy, które nigdy nie powinny być robione w obecności Boga najświętszego. Rozumie ona, że recytowanie historii pewnych grzechów, nawet tych popełnionych w myślach, jest nie mniej haniebne i przestępcze niż popełnienie ich. Słyszy głos Boga szepczący do jej uszu: „Czy nie wystarczy, że byłaś winna wtedy, kiedy sama, w Mojej obecności, bez powiększania twej niegodziwości, pozwoliłaś temu mężczyźnie poznać to, czego nigdy nie powinno mu się wyjawić? Czy nie czujesz, że uczyniłaś tego mężczyznę swoim współsprawcą w momencie wrzucenia do jego serca i duszy błota twej niegodziwości? Jest tak słaby, jak ty jesteś; nie jest mniejszym grzesznikiem niż ty. Czy to, co osłabiło ciebie, nie osłabi jego? Co skaziło ciebie, skazi jego; co rzuciło ciebie w proch, rzuci także jego. Czy nie dość, że moje oczy musiały widzieć twoją niegodziwość? A moje uszy codziennie musiały słuchać twych nieczystych rozmów z tym mężczyzną? Czy ten mężczyzna był tak święty jak mój prorok Dawid, mógł nie upaść przed nieczystym odsłonięciem nowej Batszeby? Czy był tak silny jak Samson, by nie znaleźć w tobie kuszącej Dalili? Czy był on tak wspaniałomyślny jak Piotr, by nie stać się zdrajcą na głos służącej?”

Być może świat nigdy nie widział bardziej okropnej, desperackiej i poważniejszej walki niż ta, która ma miejsce w duszy biednej, drżącej, młodej kobiety. Tej, która u stóp mężczyzny musi zdecydować, czy będzie otwierała swe usta do wyjawienia tych rzeczy, o których nieomylny głos Boga zjednoczony z niemniej nieomylnym głosem jej kobiecego honoru i szacunku do siebie mówi jej, aby nigdy nie wyjawiała ich żadnemu mężczyźnie.

Historia tej tajemnej, zawziętej, desperackiej walki nigdy jeszcze, o ile wiem, nie była w pełni przedstawiona. Gdyby to mogłoby być napisane z prostym, podniosłym i okropnym realizmem, mogłoby wywołać łzy podziwu i współczucia całego świata.

Ile razy płakałem jak dziecko, gdy szlachetnego serca i inteligentna, młoda dziewczyna lub jakaś szanowana mężatka ulegając sofizmatom, do których ja lub jakiś inny spowiednik ją namówił, porzucała szacunek do siebie, swoją kobiecą godność, aby rozmawiać ze mną w sprawach, w których przyzwoita kobieta nigdy nie powiedziałaby ani słowa mężczyźnie! Powiedziały mi one o ich nieprzezwyciężonej odrazie, ich koszmarze związanym z tymi pytaniami i odpowiedziami i poprosiły mnie, abym miał nad nimi litość. Tak! Często płakałem nad moim upodleniem jako kapłan Rzymu. Czułem całą tę siłę, dostojeństwo i świętość ich milczenia w tych upadlających sprawach. Nie mogłem ich nie podziwiać. W tych chwilach zdawało się, że mówią one językiem aniołów światłości i że powinienem upaść u ich stóp i prosić o przebaczenie za zadawanie pytań, których człowiek honoru nigdy nie powinien zadawać kobiecie, którą szanuje.

Ale niestety! Wkrótce musiałem zarzucić sobie chwiejność wiary w nieomylność głosu mojego Kościoła i żałować tych krótkich chwil, w których to miało miejsce. Musiałem wkrótce uciszyć głos mego sumienia, które mówiło mi: „Czy to nie wstyd, że ty, nieżonaty mężczyzna, śmiesz mówić o tych sprawach z kobietą? Jak nie wstyd ci zadawać takich pytań młodej dziewczynie? Gdzie jest twój szacunek do siebie? Gdzie jest twoja bojaźń Boża? Czy przez zmuszanie jej do mówienia z mężczyzną o tych sprawach nie doprowadzasz tej dziewczyny do ruiny?

Zostałem zwiedziony przez wszystkich papieży, teologów moralności i sobory, aby wierzyć Rzymowi, że ostrzegający głos mojego miłosiernego Boga był głosem Szatana; musiałem wierzyć rozumowi na przekór mojemu sumieniu, że to było dobre, mało tego, wymagane, aby stawiać te nieczyste pytania. Mój nieomylny kościół bezlitośnie zmuszał mnie do skłaniania tych biednych, drżących, płaczących, załamanych, dziewczyn i kobiet do pływania ze mną i ze wszystkimi jego kapłanami w tych wodach Sodomy i Gomory pod pretekstem, że ich wolna wola zostanie złamana, ich strach przed grzechem i ich pokora wzrosną, a one zostaną oczyszczone przez nasze rozgrzeszenie.

Na początku mego kapłaństwa byłem niemało zaskoczony i zmieszany, kiedy zobaczyłem wchodzącą do mojego konfesjonału dostojną, młodą damę, którą spotykałem niemal co tydzień w domu jej ojca. Chodziła do spowiedzi u innego, młodego księdza, który był moim znajomym i uchodziła za jedną z najbardziej pobożnych dziewczyn w mieście. Chociaż przebrała się tak bardzo, jak to tylko możliwe, abym jej nie poznał, ale myślę, że nie mogłem się mylić — była miłą Marią.

Nie będąc całkowicie pewny słuszności moich wrażeń, pozostawiłem ją w poczuciu, że była dla mnie zupełnie obca. Na początku ledwo co mogła mówić, a jej głos był całkowicie zdławiony z powodu szlochania. Przez mały otwór w cienkiej ściance oddzielającej ją ode mnie widziałem strumienie łez spływające po jej policzkach.

Po wielu wysiłkach powiedziała: „Drogi ojcze, mam nadzieję, że mnie nie znasz i że nigdy nie będziesz próbował mnie poznać. Jestem potwornie wielką grzesznicą. Och! Obawiam się, że jestem zgubiona! Jeśli jednak jest jeszcze jakaś nadzieja na moje zbawienie, to na Boga, nie gromcie mnie! Zanim rozpocznę moją spowiedź, chcę was prosić o to, abyście nie zabrudzali moich uszu pytaniami, które nasi spowiednicy mają zwyczaj zadawać swoim penitentkom. Przez nie już zostałam zniszczona. Zanim skończyłam siedemnaście lat, Bóg wiedział, że Jego anioły nie były czystsze niż ja, ale kapelan u sióstr, do których moi rodzice wysłali mnie na edukację, choć posunięty w latach, postawił mi w konfesjonale pytanie, którego na początku nie zrozumiałam. Ale, na moje nieszczęście, to samo pytanie zadał jednej z moich koleżanek z klasy, która w mojej obecności robiła sobie z nich żarty i wytłumaczyła mi je, bo dla niej było dobrze zrozumiałe. Ta pierwsza nieczysta rozmowa mojego życia popchnęła mnie w morze nieprawości dotąd w ogóle mi nieznanej; w morze najbardziej upokarzających pokus prześladujących mnie całymi tygodniami, dniami i nocami, po których grzechy, jakie zmazałabym własną krwią, jeśli byłoby to możliwe, zalały moją duszę niczym powódź. Ale radość z grzechu jest krótka. Uderzona grozą na myśl o Bożym sądzie po kilku tygodniach życia godnego pożałowania, zdecydowałam się porzucić mój grzech i pojednać się z Bogiem. Okryta wstydem i roztrzęsiona od stóp do głów poszłam wyznać moje grzechy staremu spowiednikowi, którego szanowałam jak świętego, ceniłam jak ojca. Wydawało mi się, że z moimi szczerymi łzami żalu wyznałam mu większość moich grzechów, chociaż ukryłam jeden z nich ze wstydu i szacunku do mojego duchowego przewodnika. Ale nie ukryłam przed nim, że te dziwne pytania, które mi zadał na ostatniej spowiedzi, były razem z moją wrodzoną skłonnością serca głównym powodem mojego upadku.

Mówił do mnie bardzo uprzejmie, zachęcił mnie do walki z moimi złymi skłonnościami, przede wszystkim dał mi bardzo uprzejmą i dobrą radę. Ale kiedy pomyślałam, że skończył mówić i przygotowywałam się do opuszczenia konfesjonału, zadał mi dwa nowe pytania o tak nieczystym charakterze, iż obawiałam się, że ani krew Chrystusa, ani wszystkie ognie piekieł nie będą w stanie kiedykolwiek wymazać ich z mojej pamięci. Pytania te doprowadziły mnie do ruiny, utkwiły w mej pamięci niczym dwie śmiertelne strzały, są w mej wyobraźni dzień i noc; wypełniły śmiertelną trucizną nawet moje żyły i tętnice.

To prawda, że najpierw wypełniły mnie one przerażeniem i obrzydzeniem, ale niestety! Wkrótce przyzwyczaiłem się do nich i stały się one dla mnie niczym druga natura. Myśli te stały się nowym źródłem niezliczonych zbrodniczych zamiarów, pragnień i czynów.

Miesiąc później mieliśmy obowiązek zgodnie z regułami naszych sióstr iść do spowiedzi. Ale byłam tak całkowicie zgubiona, że już nie przerażała mnie myśl wyznania moich wstydliwych grzechów mężczyźnie; było zupełnie przeciwnie. Miałam prawdziwą, diabelską przyjemność na myśl, że muszę odbyć dłuższą rozmowę na temat tych spraw z moim spowiednikiem i na myśl, że mógłby mi zadać jeszcze więcej dziwnych pytań.

W rzeczywistości, kiedy powiedziałam mu wszystko, bez wstydu zaczął mnie przesłuchiwać i Bóg wie, jakie demoralizujące rzeczy wychodziły z jego ust i trafiały w moje biedne, zbrodnicze serce. Każde z tych pytań pobudzało moje nerwy i wypełniało mnie najbardziej wstydliwymi uczuciami. Po godzinie tego przestępczego sam na sam z moim starym spowiednikiem (bo to było nic innego, jak przestępcze sam na sam) dostrzegłam, że jest on tak samo upadły jak ja. W dwuznacznych słowach dał mi zbrodniczą propozycję, którą także przyjęłam dwuznacznymi słowami i przez ponad rok żyliśmy razem w najbardziej grzesznej intymności. Chociaż był on znacznie starszy niż ja, kochałam go w najbardziej lekkomyślny sposób. Kiedy czas mojej edukacji u sióstr zakończył się, moi rodzice zabrali mnie z powrotem do ich domu. Byłam bardzo zadowolona z tej zmiany zamieszkania, bo zaczynało mnie męczyć prowadzenie tak haniebnego życia. Moja nadzieja była w tym, że pod przewodnictwem lepszego spowiednika powinnam pojednać się z Bogiem i rozpocząć chrześcijańskie życie.

Na moje nieszczęście mój nowy spowiednik, który był bardzo młody, również rozpoczął swoje przesłuchania. Wkrótce zakochał się we mnie, a jak pokochałam go w najbardziej haniebny sposób. Robiłam z nim rzeczy, których, mam nadzieję, nie będziecie wymagać, aby wam wyjawić. Są bowiem zbyt potworne, aby je powtarzać mężczyźnie przez kobietę, nawet w konfesjonale.

Nie mówię o tych rzeczach, aby uniknąć odpowiedzialności za swoje nieprawości popełnione z tym młodym spowiednikiem, ponieważ myślę, że byłam bardziej haniebna niż on. To jest moje silne przekonanie, że był świętym i dobrym księdzem przed tym, zanim mnie poznał. Ale pytania, które mi zadał i odpowiedzi, których mu udzieliłam, stopiły jego serce — wiem to — jak wrzący ołów roztopi lód, na którym płynie.

Wiem, że nie jest to szczegółowa spowiedź zgodna z wymogami świętego kościoła, ale pomyślałam, że jest to konieczne dla mnie, aby przedstawić tę krótką historię największego i najbardziej pożałowania godnego grzesznika, który kiedykolwiek prosił was o pomoc w wyjściu z grobu jego nieprawości. To jest życie, które prowadziłam przez ostatnie kilka lat. Ale w zeszłą niedzielę Bóg w swym nieskończonym miłosierdziu wejrzał na mnie. Natchnął On was, aby dać nam syna marnotrawnego jako symbol prawdziwego nawrócenia i jako cudowny dowód nieskończonego współczucia drogiego Zbawiciela do grzeszników. Płakałam dzień i noc od czasu tego szczęśliwego dnia, kiedy rzuciłam się w objęcia mojego kochanego, miłosiernego Ojca. Nawet teraz mówię o tym z trudem, gdyż żal mi moich przeszłych nieprawości, a moja radość z tego, że mogę obmyć swymi łzami stopy Zbawiciela jest tak wielka, że mój głos jest zdławiony.

Zrozumcie, że nigdy nie porzuciłam mojego ostatniego spowiednika. Przyszłam poprosić was o to, abyście zechcieli przyjąć mnie jako swoją penitentkę. Ach, nie odrzucajcie mnie i nie gańcie, na miłość boską! Nie bójcie się mieć przy boku takiego potwora nieprawości! Ale zanim przejdę dalej, mam dwie rzeczy, o które chcę poprosić. Pierwszą jest to, abyście nigdy nie robili czegokolwiek, aby poznać moje imię; drugą to, że nigdy nie zadacie mi tych pytań, przez które tak wiele penitentek jest zgubionych i tak wiele księży jest na zawsze straconych. Z powodu tych pytań dwa razy zostałam zgubiona. Przychodzimy do naszych spowiedników z nastawieniem takim, że mają wlać w nasze winne dusze czyste wody płynące z niebios dla naszego oczyszczenia. Zamiast tego, swoimi pytaniami, których nie godzi się powtarzać, dolewają oliwy do ognia, który już płonie w naszych biednych, grzesznych sercach. Och, drogi ojcze! Pozwólcie mi być twoją penitentką, której możecie pomóc pójść i płakać u stóp Zbawiciela z Marią Magdaleną. Uszanujcie mnie tak, jak On uszanował ten prawdziwy wzór wszystkich grzesznych, ale pokutujących kobiet. Czy nasz Zbawiciel skierował do niej jakieś pytania? Czy On wymuszał od niej opowiedzenie historii o rzeczach, których grzeszna kobieta nie może powiedzieć bez wyrzeczenia się szacunku, który ma do siebie i do Boga? Nie! Powiedzieliście mi, że jedyną rzeczą, jaką zrobił nasz Zbawiciel, było spojrzenie na jej łzy i na jej miłość. Dobrze, zróbcie to proszę, a ocalicie mnie!”.

Byłem bardzo młodym księdzem i nigdy jakiekolwiek słowa, tak podniosłe, nie trafiły do moich uszu w konfesjonale. Jej łzy i jej szloch połączone ze szczerym wyznaniem najbardziej upokarzających czynów wywarły na mnie tak głębokie wrażenie, że jakiś czas nie byłem w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. Dotarło do mego umysłu także to, że mogłem się mylić odnośnie jej tożsamości i że może nie jest tą młodą damą, którą sobie wyobrażałem. Mógłbym wtedy łatwo spełnić jej pierwszy wymóg, bym nie robił nic, aby ją rozpoznać. Druga część jej prośby była bardziej kłopotliwa; gdyż teolodzy są przychylnie nastawieni do nakazywania spowiednikom wypytywania w wielu sprawach swych penitentów, zwłaszcza tych płci żeńskiej.

Zachęciłem ją w najlepszy sposób, jaki mogłem, do pozostania w jej dobrych postanowieniach przez wezwanie błogosławionej Dziewicy Maryi i św. Filemony, która wówczas była „modną świętą”, jak Maria Alacoque jest dzisiaj wśród ślepych niewolników Rzymu. Powiedziałem jej, że mógłbym się modlić i przemyśleć sprawę jej drugiej prośby. Poprosiłem ją, aby przyszła z powrotem za tydzień po moją odpowiedź.

Tego samego dnia poszedłem do mojego własnego spowiednika, wielebnego ks. Baillargeon, wówczas proboszcza Quebec, a później arcybiskupa Kanady. Powiedziałem mu o szczególnym i niezwykłym wymogu, jaki ona mi postawiła, abym nie zadawał jej nigdy żadnych z tych pytań, które sugerują teolodzy w celu zachowania ważności spowiedzi. Nie ukryłem przed nim, że skłonny byłem spełnić jej prośbę, gdyż wielokrotnie mu powtarzałem, że sam byłem zdegustowany nieprzyzwoitymi i nieczystymi pytaniami, co do których teolodzy nalegali, abyśmy zadawali naszym penitentkom. Powiedziałem mu otwarcie, że kilku starych i młodych księży już przyszło wyspowiadać się u mnie; wyznali mi oni (z wyjątkiem dwóch), że nie są w stanie zadawać tych pytań i słyszeć odpowiedzi na nie bez popadania w najbardziej godne potępienia grzechy.

Mój spowiednik wydawał się bardzo zakłopotany tym, co miałby odpowiedzieć. Poprosił mnie o przyjście następnego dnia, aby mógł przejrzeć niektóre podręczniki teologiczne. Następnego dnia zanotowałem jego odpowiedź, którą znalazłem w moich starych zapiskach i przytaczam ją tu w jej całej przykrej ordynarności.

„Takie przypadki destrukcji kobiecych cnót przez pytania spowiedników są nieuniknionym złem. Nie można temu zaradzić; pytania te są absolutnie konieczne w większości przypadków, z którymi musimy sobie radzić. Mężczyźni zwykle wyznają swoje grzechy z tak wielką szczerością, że rzadko pojawia się potrzeba wypytywania ich, z wyjątkiem przypadków, w których są bardzo nieświadomi. Ale św. Liguori, zupełnie zgodnie z moimi obserwacjami, mówi nam, że większa część kobiet i dziewczyn z powodu fałszywego i występnego wstydu bardzo rzadko wyznaje grzechy popełniane przeciwko czystości. Wymaga to wyjątkowej wyrozumiałości od spowiedników, aby uchronić te nieszczęsne niewolnice swoich sekretnych namiętności od ich świętokradczych spowiedzi i komunii. Z największą gorliwością i ostrożnością musi pytać je w tych sprawach, rozpoczynając od najmniejszych grzechów, przechodząc do większych, aby tak, jak to możliwe, niezauważalnymi krokami przejść do najbardziej przestępczych czynów. Na ile widać, że penitentka, o którą pytałeś wczoraj, jest nieskłonna odbyć pełną i szczegółową spowiedź wszystkich jej nieprawości, nie możesz obiecać jej rozgrzeszenia bez upewnienia się za pomocą mądrych i właściwych pytań, że wyznała wszystko.

Nie możesz dać się zniechęcić, kiedy w konfesjonale lub w jakikolwiek inny sposób dowiesz się o upadku księży w zwykłe słabości ludzkiej natury z ich penitentkami. Nasz Zbawiciel wiedział bardzo dobrze, że okazje i pokusy, z którymi się spotykamy, w czasie spowiedzi dziewczyn i kobiet są tak liczne, czasami tak nieodparte, że wielu odpadnie. Ale dał im świętą Dziewicę Maryję, która nieustannie wstawia się i uzyskuje dla nich przebaczenie. Dał im sakrament pokuty, w którym mogą otrzymać przebaczenia tak często, jak tylko proszą. Śluby doskonałej czystości są wielkim przywilejem i honorem, ale nie możemy ukrywać przed sobą, że kładzie to na nasze barki ciężar, który wielu nie jest w stanie nieść do końca. Św. Liguori mówi, że nie powinniśmy ganić księży penitentów, którzy upadają tylko raz na miesiąc, a inni, godni zaufania teolodzy, są jeszcze bardziej wyrozumiali”.

Odpowiedź była daleka od usatysfakcjonowania mnie. Wydawała się ułożona z pochlebiających reguł. Wróciłem z ciężkim sercem i niespokojnym umysłem. Bóg wie, że odbyłem wiele żarliwych modlitw, aby ta dziewczyna nie pojawiła się więcej w celu przedstawienia mi swej smutnej historii. Byłem wówczas niespełna dwudziestosześcioletnim, pełnym życia i wigoru człowiekiem. Wydawało mi się, że tysiąc osich żądeł w mych uszach nie jest w stanie wyrządzić mi więcej krzywdy niż słowa tej drogiej, pięknej, wykształconej, lecz zgubionej dziewczyny.

Nie mam na myśli tego, że jej wyznanie, które uczyniła, w jakikolwiek sposób pomniejszyło mój szacunek dla niej. Wręcz przeciwnie. Jej łzy i jej szloch u mych stóp, jej przejmujące wyrazy wstydu i żalu, jej wzniosłe słowa sprzeciwu dla odrażających i gorszących przesłuchań spowiedników sprawiły, że zyskała w moich oczach. Moja szczera nadzieja była w tym, że będzie dla niej miejsce w królestwie Chrystusa wraz z Samarytanką, Marią Magdaleną i wszystkimi tymi, którzy obmyli swoje szaty we krwi Baranka.

W wyznaczony dzień byłem w moim konfesjonale i słuchałem spowiedzi młodego mężczyzny, kiedy ujrzałem Marię wchodzącą do zakrystii i idącą bezpośrednio do mojego konfesjonału, gdzie uklęknęła przede mną. Chociaż miała bardziej niż pierwszego razu zakrywający ją długi, cienki, czarny szal, nie mogłem się mylić. Była tą samą, sympatyczną młodą damą, w której ojca domu spędziłem wiele przyjemnych i szczęśliwych godzin. Często z zapartym tchem słuchałem jej melodyjnego głosu, kiedy dawała nam posłuchać niektórych naszych pięknych, kościelnych hymnów przy akompaniamencie swego pianina. Kto mógłby zobaczyć ją i niemal nie oddawać jej czci? Dostojeństwo jej kroków i jej wyglądu, kiedy zbliżała się do mojego konfesjonału, zdradzało ją całkowicie i niweczyło jej incognito.

Och! Mógłbym oddać każdą kroplę mojej krwi w tej doniosłej godzinie, aby móc postąpić z nią właśnie tak, jak wymownie prosiła, aby postąpić — pozwolić jej płakać i szlochać u stóp Jezusa ile serce zapragnie! Och! Gdybym miał wolność wziąć ją za rękę i po cichu pokazać jej konającego Zbawiciela, tak by mogła obmyć Jego nogi swymi łzami i namaścić olejkiem swej miłości Jego głowę bez mówienia jej czegokolwiek innego oprócz: „Idź w pokoju, twoje grzechy są odpuszczone!”.

Ale tutaj, w konfesjonale, nie byłem sługą Chrystusa w naśladowaniu Jego boskich, zbawiennych słów i słuchaniu poleceń mojego uczciwego sumienia. Byłem sługą papieża! Musiałem uciszyć krzyk mojego sumienia, ignorując natchnienie od mojego Boga. Tutaj moje sumienie nie miało prawa mówić, moja inteligencja była rzeczą martwą! Jedynie teolodzy papieża mieli prawo być słuchani i uznawani za godnych posłuszeństwa! Nie byłem tu, aby ratować, ale by niszczyć, gdyż pod pretekstem oczyszczenia prawdziwą misją spowiednika, często brew sobie, jest to, aby zgorszyć i potępić dusze.

W momencie, kiedy młody mężczyzna, który odbył swą spowiedź przy mej lewej ręce skończył, ja bezszelestnie odwróciłem się w jej stronę i powiedziałem przez mały otworek: „Czy jesteś gotowa rozpocząć swoją spowiedź?”.

Ale nie odpowiedziała mi. Wszystko, co mogłem usłyszeć, to: „O mój Jezu, miej litość nade mną! Drogi Zbawco, jestem tu ze wszystkimi mymi grzechami, nie odrzucaj mnie! Przychodzę obmyć mą duszę w Twej krwi. Czy zgromisz mnie?”.

Przez kilka minut wznosiła swe ręce i swe oczy ku niebu, płakała i modliła się. Widać było, że nie miała pojęcia, iż ją obserwowałem; myślała, że drzwi w małej ściance pomiędzy mną a nią były zamknięte.

Ale moje oczy były skupione na niej, moje łzy płynęły razem z jej łzami, a moje żarliwe modlitwy szły do stóp Jezusa wraz z Jej modlitwami. Nie mogłem przerwać tej wzniosłej jedności z jej miłosiernym Zbawicielem z jakiegokolwiek powodu.

Ale po dłuższym czasie poruszyłem ręką i przykładając moje usta blisko otworu w ściance rozdzielającej nas, powiedziałem ściszonym głosem: „Droga siostro, czy jesteś gotowa rozpocząć twą spowiedź?”.

Odwróciła swoją twarz nieco w moją stronę i powiedziała drżącym głosem: „Tak, drogi ojcze, jestem gotowa”.

Ale następnie ponownie się zatrzymała, aby płakać i modlić się, ale nie mogłem usłyszeć, co mówiła.

Po chwili cichej modlitwy powiedziałem: „Moja droga siostro, jeśli jesteś gotowa, proszę, rozpocznij twoją spowiedź”.

Następnie powiedziała: „Mój drogi ojcze, czy pamiętacie prośby, które skierowałam do was tamtego dnia? Czy pozwalacie mi wyznać moje grzechy bez zmuszania mnie do zapomnienia o szacunku, który mam do siebie, co was i do Boga słyszącego nas? I czy możecie obiecać, że nie będziecie zadawać mi żadnego z tych pytań, które już zadały mi ranę nie do naprawienia? Szczerze oświadczam, że są we mnie grzechy, których nie mogę wyjawić żadnemu mężczyźnie poza Chrystusem, moim Zbawicielem, ponieważ jest on mym Bogiem i zna już je wszystkie. Pozwól mi płakać i szlochać u Jego stóp i przebacz mi bez powiększania mojej nieprawości przez zmuszanie mnie do mówienia rzeczy, których język chrześcijańskiej kobiety nie może wyjawić mężczyźnie!”.

„Moja droga siostro — odpowiedziałem — gdybym był wolny pójść za głosem swoich własnych odczuć, mógłbym być zbyt szczęśliwy przychyliwszy się do twej prośby; ale jestem tutaj jedynie sługą naszego świętego Kościoła, którego prawa zobowiązany jestem przestrzegać. Przez swoich najświętszych papieży i teologów mówi on nam, że nie mogę odpuścić ci grzechów, jeśli nie wyznasz ich wszystkich tak, jak je popełniłaś. Kościół mówi mi także, że musisz podać szczegóły, które mogą zwiększyć zło lub zmienić charakter twych grzechów. Jest mi także przykro, że muszę powiedzieć ci, iż nasi najświętsi teolodzy obowiązkiem spowiednika zrobili to, aby wypytywać jego penitentów o grzechy, co do których ma on podstawy przypuszczać, że zostały świadomie lub nieświadomie pominięte.”

Z przejmującym szlochem zawołała: „Zatem, o mój Boże, jestem zgubiona — na zawsze zgubiona!”.

Ten okrzyk spadł na mnie jak grom, ale jeszcze bardziej przeraziłem się, kiedy patrząc przez otwór, zobaczyłem, że zemdlała — usłyszałem odgłos jej ciała upadającego na podłogę i głowy uderzającej o ścianę konfesjonału.

Błyskawicznie wybiegłem jej pomóc, wziąłem ją w moje ramiona i zawołałem dwóch mężczyzn, którzy byli w pobliżu, aby pomogli mi położyć ją na ławce. Opłukałem jej twarz zimną wodą i octem. Była blada jak śmierć, ale jej usta poruszały się i mówiła coś, czego nikt nie mógł zrozumieć, tylko ja.

„Jestem zgubiona — na zawsze zgubiona!”

Zabraliśmy ją do jej zrozpaczonej rodziny, gdzie spędziła następny miesiąc zawieszona między życiem a śmiercią.

Przyszli dwaj jej pierwsi spowiednicy, aby ją odwiedzić, ale poprosiwszy wszystkich o opuszczenie pokoju, uprzejmie i stanowczo wymogła na nich, aby odeszli i nigdy nie wrócili. Poprosiła mnie o odwiedzanie jej każdego dnia, „ponieważ — powiedziała — pozostało mi tylko kilka dni życia. Pomóż mi przygotować się na tę doniosłą godzinę, która otworzy mi bramy wieczności”.

Odwiedzałem ją każdego dnia, modliłem się i płakałem wraz z nią. Wiele razy ze łzami w oczach dopominałem się, aby dokończyła swoją spowiedź, ale ze stanowczością, która wydawała mi się tajemnicza i niewytłumaczalna, uprzejmie mi odmawiała.

Któregoś dnia, kiedy byłem z nią sam, klęczałem przy jej łóżku, modląc się i nie byłem w stanie wymówić ani jednego słowa, niewyobrażalnie cierpiąc na duszy z jej powodu, spytała mnie: „Drogi ojcze, dlaczego płaczesz?”.

Odpowiedziałem: „Jak możesz zadawać takie pytania swojemu mordercy? Płaczę, ponieważ zabiłem cię, droga przyjaciółko”.

Odpowiedź ta bardzo ją zaniepokoiła. Tego dnia była bardzo słaba. Po tym, jak płakała i modliła się w ciszy, powiedziała: „Nie płacz nade mną, ale płacz nad tak wieloma kapłanami, którzy niszczą swoje penitentki w konfesjonałach. Wierzę w świętość sakramentu pokuty, odkąd nasz święty Kościół ustanowił go. Ale jest coś wyjątkowo złego w tym konfesjonale. Dwa razy zostałam zniszczona i znam wiele dziewcząt, które także zostały zniszczone przez konfesjonał. To jest tajemnica, ale czy tajemnica będzie niewyjaśniona na zawsze? Żal mi tych biednych księży w tym dniu, kiedy nasi ojcowie dowiedzą się, co stało się z czystością ich córek w rękach ich spowiedników. Ojciec z pewnością zabiłby moich dwóch poprzednich spowiedników, gdyby wiedział, jak zniszczyli jego biedne dziecko”.

Nie mogłem odpowiedzieć inaczej jak płaczem.

Pozostaliśmy w milczeniu przez długi czas; następnie ona odpowiedziała: „Prawdą jest, że nie byłam przygotowana na upomnienie, jakiego mi udzieliłeś, ale działałeś zgodnie z sumieniem tak dobrze, jak uczciwy kapłan. Wiem, że musisz być związany pewnymi prawami”.

Następnie uścisnęła moją dłoń swoją zimną dłonią i powiedziała: „Nie płaczcie, drogi ojcze, z powodu nagłej burzy, która rozbiła moją zbyt kruchą łódź. Ta burza miała wyrzucić mnie z bezdennego morza mojej nieprawości na płycizny, gdzie Jezus czekał, aby przyjąć mnie i przebaczyć mi. W tę noc, kiedy przynieśliście mnie tutaj, półżywą do domu mojego ojca, miałam sen. Och nie! To nie był sen, to była rzeczywistość. Mój Jezus przyszedł do mnie. On krwawił. Jego korona cierniowa na głowie, ciężki krzyż kaleczył Jego ramiona. Przemówił do mnie głosem tak słodkim, że nie mógłby go podrobić żaden ludzki głos. Zobaczyłem twe łzy, usłyszałem płacz i poznałem twą miłość do Mnie; twe grzechy zostały odpuszczone. Odwagi, za kilka dni będziesz ze Mną!”.

Z wielkim trudem skończyła ostatnie zdanie i zemdlała. Przestraszyłem się, że umrze właśnie wtedy, kiedy byłem z nią sam na sam.

Zawołałem rodzinę, która pośpieszyła do pokoju. Posłano po lekarza. Zastał ją tak słabą, że stwierdził, iż nie powinna się znajdować w pokoju więcej niż jedna, dwie osoby. Wymógł na nas to, aby w ogóle się nie odzywać, „ponieważ — powiedział — najmniejsze wzruszenie może natychmiast ją zabić, cierpi najprawdopodobniej na tętniaka aorty, tej wielkiej żyły, co niesie krew do serca; kiedy pęknie, ta kobieta odejdzie błyskawicznie”.

Była prawie dziesiąta wieczorem, kiedy opuściłem jej dom, aby wyjść i zażyć trochę odpoczynku. Ale nie trzeba mówić, że miałem bezsenną noc. Moja biedna Maria była tam blada, konająca z powodu śmiertelnego ciosu, jaki zadałem jej w konfesjonale. Była tam na łożu śmierci, jej serce przebite było sztyletem, który mój Kościół włożył mi w dłonie. I zamiast ganić mnie, przeklinać za mój bezlitosny i bestialski fanatyzm, błogosławiła mnie! Umierała z powodu złamanego serca i nie miałem zezwolenia od mojego Kościoła, by dać jej pojedyncze słowo pociechy i nadziei, gdyż nie dokończyła jeszcze swojej spowiedzi. Bezlitośnie okaleczyłem tę kruchą roślinę i nie było nic w moich rękach, czym mógłbym uleczyć rany, które zadałem!

Było bardzo prawdopodobne, że ona umrze następnego dnia, a ja miałem zakazane, aby pokazać jej koronę chwały, którą Jezus przygotował w swym królestwie dla skruszonych grzeszników!

Moja rozpacz była nieopisana i myślałem, że umrę tej nocy. Tylko strumienie łez, które nieustannie płynęły z mych oczu, były jak balsam dla mojego zbolałego serca.

Jakże ciemne i długie wydawały się dla mnie godziny tamtej nocy!

Przed świtem wstałem, aby jeszcze raz czytać moich teologów i sprawdzić, czy nie mógłbym znaleźć czegoś lub kogoś, co pozwoliłoby mi odpuścić grzechy tego drogiego dziecka bez zmuszania go do mówienia mi wszystkiego, co zrobiło. Ale wyglądało to jeszcze bardziej niż kiedykolwiek nieubłaganie, więc odłożyłem je [księgi] ze złamanym sercem z powrotem na półkę w mojej bibliotece.

O dziewiątej rano byłem już przy łóżku naszej drogiej, chorej Marii. Nie mogłem odpowiednio wyrazić szczęścia, które poczułem, kiedy doktor i cała rodzina powiedzieli do mnie: „Ona ma się znacznie lepiej, odpoczynek tej nocy spowodował cudowną zmianę”.

Z prawdziwie anielskim uśmiechem wyciągnęła swe ręce w moją stroną, a ja mogłem przycisnąć ją do siebie. Powiedziała: „Myślałam zeszłej nocy, że drogi Zbawiciel zabierze mnie do siebie, ale chce ode mnie, drogi ojcze, abym sprawiła wam trochę więcej kłopotów; ale bądźcie cierpliwi, nie upłynie wiele czasu przed tym, jak nastanie wzniosła godzina odejścia. Czy moglibyście przeczytać mi historię cierpienia i śmierci kochanego Zbawiciela, którą czytasz mi każdego dnia? Tak dobrze mi, gdy mogę zobaczyć, jak bardzo On mnie ukochał, takiego nędznego grzesznika.

W jej słowach był spokój i powaga, które osobiście mocno mnie dotykały, jak i wszystkich, którzy tam byli.

Po tym, jak skończyłem czytać, zawołała: „On umiłował mnie tak bardzo, że umarł za moje grzechy!”. Następnie zamknęła swoje oczy jakby do cichej medytacji. Ale po jej policzkach spływały strumienie łez.

Wraz z rodziną uklęknąłem przy jej łóżku do modlitwy, lecz nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku. Świadomość, że to drogie dziecko umiera tu od okrutnego fanatyzmu moich teologów oraz moje własne tchórzostwo w byciu posłusznym im było kamieniem młyńskim zawieszonym na mojej szyi. To mnie zabijało.

Och, gdybym umierając klika razy mógł dodać jeden dzień do jej życia. Z jaką przyjemnością przyjąłbym te tysiące śmierci!

Po tym, jak przy jej łóżku cicho pomodliliśmy się i popłakaliśmy, wymogła na swej matce to, aby zostawiła ją samą ze mną.

Kiedy odczułem nieodparte wrażenie, że to był jej ostatni dzień, upadłem na moje kolana i ze łzami najbardziej szczerego współczucia dla jej duszy wymogłem na niej, aby wyzbyła się swego wstydu i była posłuszna naszemu świętemu Kościołowi, który wymaga od każdego, aby wyspowiadał się ze swoich grzechów, jeśli chce, aby zostały przebaczone.

Ona spokojnie, ale z powagą, którą żadne ludzkie słowo nie jest w stanie wyrazić, powiedziała: „Czy jest prawdą, że po tym, jak Adam i Ewa zgrzeszyli, Bóg sam zrobił okrycia ze skóry i ubrał ich tak, że nie mogli już ujrzeć swojej nagości?”.

„Tak — odpowiedziałem — o tym mówi nam Pismo”. „Dobrze, zatem jak to możliwe, że nasi spowiednicy ośmielają się zabierać nam to święte, boskie okrycie skromności i szacunku do siebie? Czy wszechmogący Bóg sam nie zrobił swoimi rękami tego okrycia kobiecej skromności i szacunku do siebie, abyśmy nie mogły dla nas i dla was być powodem wstydu i grzechu?”

Byłem naprawdę oszołomiony pięknem, prostotą i wzniosłością tego porównania. Całkowicie zaniemówiłem i byłem zmieszany. Chociaż było to burzeniem wszystkich tradycji i doktryn mojego Kościoła oraz niszczeniem wszystkich świętych doktorów i teologów, ta wdzięczna odpowiedź odbiła się takim echem w mojej duszy, że wydało mi się świętokradztwem, by to kwestionować.

Po krótkiej chwili ciszy kontynuowała: „Dwa razy zostałam zniszczona przez księży w konfesjonale. Zabrali ode mnie to boskie okrycie skromności i szacunku do siebie, które Bóg daje każdemu, kto przychodzi na ten świat i dwa razy stałam się dla samych księży głębokim dołem zatracenia, w który wpadli, w którym — obawiam się — są na zawsze zgubieni! Mój miłosierny, niebiański Ojciec dał mi z powrotem to okrycie ze skór jak weselną szatę skromności i szacunku do siebie, która została mi odebrana. Nie może pozwolić tobie ani żadnemu innemu mężczyźnie znowu porwać i zepsuć ten ornat, który jest dziełem Jego rąk”.

Słowa te wycieńczyły ją; dla mnie było to potwierdzeniem tego, że potrzebowała odpoczynku. Zostawiłem ją samą, ale nie mogłem dojść do siebie. Wypełniony podziwem dla wzniosłej lekcji, którą otrzymałem z ust tego anioła, który — co potwierdziło się — wkrótce odleciał od nas, poczułem największe zniesmaczenie do siebie, moich teologów i do… mam to powiedzieć? Tak, czułem w tej wzniosłej godzinie największe zniesmaczenie do mojego Kościoła, który tak okrutnie skazał mnie i wszystkich kapłanów w konfesjonale. Czułem w tej godzinie największą odrazę dla usznej spowiedzi, która tak często jest padołem zepsucia i największą niedolą dla spowiednika i penitenta. Wyszedłem na dwie godziny, aby na Równinach Abrahama nabrać czystego i orzeźwiającego powietrza górskiego. Tam usiadłem sam na kamieniu, tam, gdzie było miejsce walki i śmierci Wolfe’a i Montcalma i płakałem w głębi mego serca nad upadkiem moim i wszystkich księży, który był nie do naprawienia, a jej powodem był konfesjonał.

O czwartej po południu wróciłem do domu mojej drogiej, umierającej Marii. Matka wzięła mnie na bok i na osobności powiedziała: „Mój drogi panie Chiniquy, czy nie myślicie, że jest to czas, aby nasze drogie dziecko otrzymało ostatni sakrament? Wydawało się, że jest z nią znacznie lepiej tego ranka i byliśmy pełni nadziei, ale teraz szybko gaśnie. Proszę, nie traćcie czasu, aby dać jej święty wiatyk i ostatnie namaszczenie.

I powiedziałem: „Tak, madame, pozwól mi spędzić kilka minut sam na sam z naszym biednym, chorym, drogim dzieckiem, aby przygotować ją do ostatniego sakramentu”.

Kiedy byłem z nią sam na sam, ponownie upadłem na moje kolana i wśród potoków łez powiedziałem: „Droga siostro, moim pragnieniem jest dać ci święty wiatyk i ostatnie namaszczenie, ale powiedz mi, jak mógłbym odważyć się, aby zrobić tak poważne wykroczenie przeciwko zakazom naszego Kościoła? Jak mogę udzielić ci świętej komunii bez uprzedniego udzielenia ci rozgrzeszenia? I jak mogę udzielić ci rozgrzeszenia, kiedy nadal mówisz mi, że masz tak wiele grzechów, których nigdy nie wyjawisz mi ani żadnemu innemu spowiednikowi?

Wiesz, że cenię ciebie i szanuję tak, jakbyś była aniołem posłanym do mnie z nieba. Powiedziałaś mi przedwczoraj, że błogosławiłaś dzień, kiedy pierwszy raz ujrzałaś mnie i poznałaś. Mówię to samo o tobie. Błogosławię dzień, kiedy pierwszy raz ujrzałem ciebie, błogosławię każdą twoją godzinę, którą spędziliśmy razem, patrząc na naszego kochanego, umierającego Zbawiciela; błogosławię cię za to, że przebaczyłaś mi swoją śmierć! Gdyż wiem i wyznaję to wobec Boga tysiąc razy, że zabiłem cię, droga siostro. Ale teraz wolę tysiąc razy umrzeć niż powiedzieć ci słowo, które mogłoby sprawić tobie ból w jakikolwiek sposób lub zakłócić spokój twojej duszy. Proszę, moja droga siostro, powiedz, co mogę i muszę dla ciebie zrobić w tej doniosłej godzinie.”

Ze spokojem i uśmiechem, którego nigdy wcześniej nie widziałem, powiedziała: „Dziękuję ci i błogosławię, drogi ojcze, za przypowieść o synu marnotrawnym, na podstawie której głosiłeś miesiąc temu. Przyprowadziłeś mnie do stóp drogiego Zbawiciela, tam znalazłam pokój i szczęście, które przewyższają to, co ludzkie serce może czuć; rzuciłam się w objęcia mojego niebiańskiego Ojca i wiem, że z miłosierdziem przyjął mnie i przebaczył swojemu biednemu, marnotrawnemu dziecku! Och, widzę aniołów z ich złotymi harfami wokół tronu Baranka! Czy nie słyszycie niebiańskiej harmonii ich pieśni? Idę, idę dołączyć do nich w domu mego Ojca. Nie będę zgubiona!”.

Kiedy tak mówiła do mnie, strumienie łez popłynęły z moich oczu i nie mogłem ani nie chciałem niczego widzieć, byłem zupełnie pokonany przez podniosłe słowa, które wypłynęły z umierających ust tego drogiego dziecka, które już nie było grzesznikiem, ale prawdziwym aniołem z nieba dla mnie. Słuchałem jej słów; w każdym z nich była niebiańska muzyka. W tak dziwny sposób podniosła swój głos, kiedy zaczęła mówić do mnie: „Idę do domu mego Ojca” i tak płakała, kiedy wypowiadała ostatnie słowa: „nie będę zgubiona”, że podniosłem głowę i otworzyłem moje oczy, aby spojrzeć na nią. Podejrzewałem, że stało się coś dziwnego.

Stanąłem na nogi, otarłem chusteczką moje łzy, które przeszkadzały mi dokładnie ją zobaczyć i spojrzałem na nią.

Jej ręce były skrzyżowane na piersi, a na jej twarzy widniał wyraz nadludzkiego szczęścia; jej piękne oczy były utkwione, jak gdyby patrzyły na jakiś wspaniały i podniosły spektakl; na początku wydawało mi się, że się modli.

W tej chwili matka śpiesznie weszła do pokoju, krzycząc: „Mój Boże, mój Boże! Co znaczy ten okrzyk zgubiona”? Dla niej słowa „nie będę zgubiona”, szczególnie ostatnie słowo, zostało wymówione tak donośnie, że było słyszane prawie w całym domu.

Rękami dałem znak w celu powstrzymania roztrzęsionej matki przed robieniem jakiekolwiek hałasu i przeszkadzaniem umierającemu dziecku w modlitwie, gdyż naprawdę myślałem, że przestała mówić, co zwykła często robić, kiedy była sama ze mną.

Ale byłem w błędzie. Ta odkupiona dusza odeszła na złotych skrzydłach miłości, by dołączyć do mnóstwa tych, którzy obmyli swe szaty we krwi Baranka, aby śpiewać wieczne „Alleluja”.

Rozdział II
Uszna spowiedź głębokim padołem zatracenia dla księdza

Było to jakiś czas po pogrzebie naszej Mary. Okropna i tajemnicza przyczyna śmierci była znana tylko mi i Bogu. Chociaż jej kochająca matka wciąż płakała nad jej grobem, wkrótce, jak zwykle większość tych, którzy ją znali, zapomniała o niej. Ale ona wciąż była obecna w mojej pamięci. Nigdy nie wchodziłem do konfesjonału bez słyszenia jej poważnego, choć tak łagodnego głosu mówiącego mi: „Gdzieś coś złego musi być w usznej spowiedzi. Dwa razy zostałam zniszczona przez swoich spowiedników i poznałam kilka innych kobiet, które zostały zniszczone w ten sam sposób”.

Niejeden raz, kiedy jej głos rozbrzmiewał w moich uszach zza grobu, wylewałem gorzkie łzy z powodu wielkiego i bezmiernego upadku, który dotyczył mnie i innych księży w konfesjonale. Gdyż wiele razy były wyznawane historie tak godne ubolewania jak historia tej dziewczyny przez kobiety zarówno z miast, jak i ze wsi.

Pewnej nocy obudziły mnie dudniące grzmoty i usłyszałem kogoś stukającego do drzwi. Wstałem z łóżka, aby spytać, kto to. Odpowiedź była taka, że szanowny ks. … był umierający i że chciał mnie zobaczyć przed śmiercią. Ubrałem się i zaraz byłem w drodze. Panowała przeraźliwa ciemność; gdyby nie pioruny, które często rozświetlały niebo, nie wiedzielibyśmy, gdzie jesteśmy. Po długiej i ciężkiej podróży przez ciemność i burzę przybyliśmy do domu umierającego księdza. Poszedłem bezpośrednio do jego pokoju i zastałem go naprawdę w złym stanie; mówił z wielkim trudem. Skinięciem dłoni poprosił swoją służącą dziewczynę i młodego mężczyznę, którzy tam byli, aby wyszli i pozostawili go samego ze mną.

Następnie słabym głosem powiedział: „Jesteś tym, który przygotował biedną Marię do śmierci?”.

„Tak, panie” — odpowiedziałem.

„Proszę, powiedz mi prawdę. Czy to fakt, że ona umarła śmiercią człowieka potępionego i że jej ostatnie słowa to: «O mój Boże, jestem zgubiona!»?”

Odpowiedziałem: „Jako spowiednik tej dziewczyny rozmawiałem z nią o sprawach dotyczących jej spowiedzi, w tej właśnie chwili, w której została wezwana do ukazania się przed Bogiem i nie mogę odpowiedzieć na wasze pytanie w żaden sposób; proszę zatem, wybaczcie, jeśli nie mogę powiedzieć nic więcej na ten temat, ale powiedzcie mi, proszę, kto zapewnił was, że ona umarła śmiercią potępionego”.

„To była jej własna matka“ — odpowiedział umierający mężczyzna. „Przyszła w zeszłym tygodniu, aby mnie odwiedzić i kiedy była sama ze mną, pośród wielu łez i szlochów powiedziała, jak jej biedne dziecko odmówiło otrzymania najświętszego sakramentu i że jej ostatni okrzyk to: «Jestem zgubiona!». Dodała, że ten okrzyk «Zgubiona!» był wypowiedziany z tak przerażającą mocą, że był słyszany w całym domu.”

„Jeśli jej matka powiedziała wam to — odpowiedziałem — możecie wierzyć w to, co chcecie odnośnie sposobu, w jaki to biedne dziecko umarło. Nie mogę, wiecie o tym, powiedzieć ani słowa w związku z tą sprawą.”

„Ale jeśli jest zgubiona“ — odrzekł stary, umierający ksiądz — „to jestem tym nędznikiem, który ją zniszczył. Była aniołem czystości, kiedy przyszła do zakonu. Och! Droga Mary, jeśli jesteś zgubiona, jestem tysiąckroć bardziej zgubiony! O, mój Boże! Co ze mną będzie? Umieram i jestem zgubiony!”

To było naprawdę straszne, patrzeć, jak stary grzesznik załamuje swoje ręce, wijąc się na łóżku, jak gdyby znajdował się na rozpalonych węglach, z przerażeniem na twarzy, wołając: „Jestem zgubiony! O mój Boże, jestem zgubiony!”.

Byłem uradowany tym, że huk grzmotów trząsł domem i dudnił bez przerwy. Dzięki temu osoby spoza pokoju nie słyszały tych okrzyków utrapienia wydawanych przez tego księdza, którego każdy uważał za wielkiego świętego.

Kiedy zdawało mi się, że jego trwoga jakby ucichła, a jego umysł uspokoił się trochę, powiedziałem do niego: „Mój drogi przyjacielu, nie możecie poddawać się takiej desperacji. Nasz miłosierny Bóg obiecał wybaczyć skruszonym grzesznikom, którzy przychodzą do niego, nawet w ostatniej godzinie dnia. Zwróćcie się do Maryi Dziewicy, ona wyprosi dla was przebaczenie”.

„Czy nie myślisz, że jest za późno na przebaczenie? Doktor uczciwie ostrzegł mnie, że śmierć jest bardzo bliska i czuję, że już teraz umieram. Czy nie za późno, aby poprosić o przebaczenie i uzyskać je?” — spytał umierający ksiądz.

„Nie, drogi księże, nie jest za późno, jeśli szczerze żałujecie swych grzechów. Rzućcie się w ramiona Jezusa, Marii i Józefa; odbądźcie swoją spowiedź bez zwlekania a otrzymacie zbawienie.”

„Ale nigdy nie zrobiłem szczerej spowiedzi. Czy pomożesz mi odbyć generalną?”

Obowiązkiem moim było spełnienie jego życzenia i reszta nocy była spędzona na spowiedzi z jego całego życia.

Nie chcę przedstawiać wielu szczegółów z życia tego księdza. Wspomnę tylko o dwóch rzeczach. Pierwsza; wtedy zrozumiałem, dlaczego młoda Maria była całkowicie niezdolna wymienić niegodziwości, które z nim popełniła. One były po prostu nadzwyczaj okropne — nie do opisania. Żaden ludzki język nie może tego wyrazić — tylko kilka osób zniosłoby słuchanie o nich.

Druga rzecz, którą związany sumieniem jestem wyjawić, jest prawie niewiarygodna, ale niemniej prawdziwa. Ilość zamężnych i niezamężnych kobiet, których wysłuchał w konfesjonale, wynosiła około tysiąc pięćset, z których — powiedział — przynajmniej tysiąc zniszczył lub zgorszył przez wypytywanie ich o najbardziej deprawujące rzeczy dla czystej przyjemności lub zaspokojenia swego zepsutego serca, nie ujawniając im jakichkolwiek swoich grzesznych myśli i występnych pożądliwości w stosunku do nich. Ale wyznał, że zniweczył czystość dziewięćdziesięciu pięciu tych penitentek, które zgodziły się z nim zgrzeszyć.

I dałby Bóg, aby ten ksiądz był tylko jednym, o którym wiem, że jest zgubiony z powodu usznej spowiedzi! Ale niestety! Jak nieliczni są ci, którzy uniknęli sideł kusiciela w porównaniu z tymi, którzy zginęli! Wysłuchałem spowiedzi więcej niż dwustu księży i, aby powiedzieć prawdę tak jak Bóg to wie, muszę oznajmić, że tylko dwudziestu jeden nie płakało nad osobistymi lub publicznymi grzechami popełnionymi z powodu nieodpartego i powodującego zepsucie wpływu usznej spowiedzi!

Mam sześćdziesiąt sześć lat; za niedługo znajdę się w grobie. Zdam rachunek z tego, co powiedziałem do dzisiejszego dnia. Tak, w obecności mojego wielkiego Sędziego i mając przed oczami grób, oznajmiam światu, że aż kilkoro — tak, kilkoro księży — uniknęło wpadnięcia z powodu spowiedzi w padół najobrzydliwszej moralnej deprawacji, jaką świat kiedykolwiek widział.

Mówię to nie dlatego, że żywię jakieś negatywne uczucia w stosunku do tych księży, Bóg to wie, że tak nie jest. Raczej uczucie najwyższego współczucia i litości. Nie ujawniam tych okropnych rzeczy po to, aby świat uwierzył, że kapłani Rzymu są gorszymi mężczyznami niż reszta nieliczonych, upadłych dzieci Adama. Nie, nie przyjmuję tego rodzaju poglądów, gdyż rozpatrzyłem to i rozważyłem, biorąc pod uwagę na równi religię, miłosierdzie i zdrowy rozsądek, że kapłani Rzymu są dalecy od bycia gorszymi niż inni mężczyźni, którzy zostaliby wystawieni na te same pokusy, niebezpieczeństwa i okazje do grzechu nie do uniknięcia.

Dla przykładu weźmy prawników, rzemieślników lub farmerów i zabrońmy im żyć z ich prawowitymi żonami, następnie pozwólmy otoczyć każdego z nich od rana do nocy przez dziesięć, dwadzieścia i czasami więcej pięknych kobiet i kuszących dziewczyn, które będą mówić im o rzeczach, które mogą skruszyć szkocki granit i zobaczycie, ilu z tych prawników, rzemieślników i farmerów opuści to okropne pole moralnej bitwy, nie będąc śmiertelnie rannymi.

Przyczyna najpoważniejszej — ośmielę się powiedzieć niewiarygodnej, choć nieprzypisywanej im — niemoralności kapłanów Rzymu jest bardzo jasna i logiczna. Poprzez diaboliczną siłę papieża księża są usunięci z drogi, którą Bóg przygotował ogółowi mężczyzn po to, aby byli uczciwi, prawi i święci. I po tym, jak papież pozbawił ich godnego i świętego, tu mówię Bożego (w tym sensie, że pochodzi bezpośrednio od Boga) sposobu, który On sam dał mężczyźnie przeciwko jego żądzy — świętego małżeństwa, pozostali niechronieni i niestrzeżeni od najbardziej ryzykownych, trudnych i niepowstrzymanych niebezpieczeństw moralnych, które ludzka pomysłowość lub deprawacja może sobie wyobrazić. Ci nieżonaci mężczyźni są zmuszani przebywać od rana do nocy pośród pięknych dziewczyn i kuszących, czarujących kobiet, które mówią im rzeczy mogące stopić najtwardszą stal. Jak możecie oczekiwać, że przestaną być mężczyznami i staną się̨ mocniejsi niż aniołowie?

Kapłani Rzymu są nie tylko pozbawieni przez diabła jedynego sposobu, który Bóg dał im, aby mogli się ostać, ale mają w konfesjonale największe ułatwienie dla usatysfakcjonowania wszystkich złych skłonności upadłej, ludzkiej natury, jakie można tylko sobie wyobrazić. W konfesjonale wiedzą oni, które są silne i wiedzą, które kobiety są słabe, spośród tych które ich otaczają; wiedzą, które mogłyby odeprzeć każdą pokusę wroga i wiedzą, które są chętne, mało tego, które tęsknią za podstępnym wdziękiem grzechu. Jeśli oni wciąż postępują zgodnie z upadłą naturą człowieka, to co za okropna godzina nastała dla nich! Co za przerażająca walka rozgrywa się w biednym sercu! Jakie nadludzkie wysiłki i jaka siła byłaby odpowiednia do wyjścia zwycięsko z tego pola walki, na którym Dawid i Samson zostali ranni, śmiertelnie ranni!

To jest po prostu akt najwyższej głupoty wśród części protestantów, tak samo jak dla społeczności katolickiej, przypuszczać, domyślać się lub mieć nadzieję, że ogół księży może znieść to doświadczenie. Karty historii Rzymu same są wypełnione dowodami potwierdzającymi, że większość spowiedników upada. Gdyby tak nie było, to cud Jozuego polegający na zatrzymaniu wędrówki Słońca i Księżyca byłby dziecinną zabawą w porównaniu z cudem, który mógłby zatrzymać i odwrócić wszystkie prawa naszej wspólnej, upadłej natury w sercach stu tysięcy rzymskokatolickich spowiedników Kościoła Rzymu. Kiedy publicznie za pomocą faktów próbuję udowodnić, co wiem o okropnej deprawacji spowodowanej przez konfesjonał wśród księży we Francji, Włoszech, w Kanadzie, Hiszpanii i Anglii, to powinienem napisać wiele ogromnych tomów w formacie folio. Ze względu na zwięzłość opowiem tylko o tym, co dzieje się we Włoszech. Wziąłem pod uwagę to państwo, ponieważ będąc na oku samego nieomylnego i najwyższego (?) kapłana, będąc w ziemi codziennych cudów, malowanych Madonn, które płaczą i poruszają swymi oczami w prawo i w lewo, w górę i w dół w najcudowniejszy sposób, będąc na ziemi cudownych medali i niebiańskich, duchowych łask bezustannie wypływających z tronu św. Piotra, spowiednicy we Włoszech znajdują się w najlepszych możliwych okolicznościach do bycia silnymi, pełnymi wiary i świętymi. Dobrze, pozwólcie nam posłuchać naocznego świadka, współczesnego, nieskazitelnego świadka w sprawie sposobu, w jaki spowiednicy radzą sobie z ich penitentkami w jedynym świętym, apostolskim, nieomylnym (?) Kościele rzymskim.

Świadek, którego usłyszymy, ma najczystszą książęcą krew we Włoszech. Nazywa się Henrietta Carracciolo, córka Marshala Carracciolo, gubernatora włoskiej prowincji Bari. Zobaczmy, co mówi ona o ojcu spowiedniku po dwudziestu latach osobistego doświadczenia w różnych włoskich zakonach w swojej wybitnej książce „Tajemnice neapolitańskich zakonów”, s. 150, 151 i 152: Mój spowiednik przyszedł następnego dnia i wyjawiłam mu naturę problemów, które mnie dotknęły. Później, tego samego dnia, widząc, że zeszłam do miejsca, gdzie otrzymywaliśmy komunię, zwaną Communichino, zakonnica pełniąca służbę zadzwoniła w dzwonek po to, aby przyszedł ksiądz z cyborium. Był mężczyzną w wieku około pięćdziesięciu lat, bardzo korpulentnym z rumianą twarzą, o typie fizjonomii tak grubiańskim, że odpychającym.

Zbliżyłam się do małego okienka w celu przyjęcia świętego opłatka na mój język z zamkniętymi oczami, jak to było w zwyczaju. Położyłam go na mój język i kiedy cofnęłam się, poczułam głaskanie na policzkach. Otworzyłam moje oczy, ale ksiądz cofnął swoją rękę i myśląc, że się pomyliłam, przestałem zwracać na to uwagę.

Gdy nadarzyła się kolejna okazja, pamiętając o tym, co miało miejsce przedtem, przyjęłam najświętszy sakrament ponownie z zamkniętymi oczami, stosując się do nakazu. W tym czasie wyraźnie poczułam znowu, że mój podbródek jest głaskany i otworzywszy nagle oczy, ujrzałam kapłana nieprzyzwoicie patrzącego się prosto na mnie z czułym uśmiechem na twarzy.

Nie mogło być już żadnych wątpliwości. Te działania nie były rezultatem przypadku.

Córka Ewy jest obdarowana większą ciekawością niż mężczyźni. Przytrafiło mi się przebywać w przyległym pokoju, z którego mogłam obserwować, czy ten rozpustny ksiądz przywykł do takiej rozpusty z zakonnicami. I okazało się, że tak i było całkowicie pewne, że tylko starsze nie były przez niego pieszczone.
Wszystkie pozostałe pozwalały jemu na robienie z nimi tego, co mu się podobało, a żegnając się z nim, robiły to z najwyższą czcią.

I to jest szacunek — powiedziałam sama do siebie — który księża i małżonkowie Chrystusa mają dla sakramentu eucharystii? Czy biedna nowicjuszka będzie zachęcona do opuszczenia świata w celu pobierania w tej szkole takich lekcji własnej godności i czystości?

Na stronie 163 czytamy: Fanatyczna namiętność zakonnic do ich spowiedników, księży i mnichów przechodzi ludzkie pojęcie. Tym, co szczególnie sprawia, że ich uwięzienie jest możliwe do zniesienia, jest możliwość czerpania przyjemności ze spotykania się i korespondowania z tymi osobami, w których są zakochane. Ta wolność umiejscawia i identyfikuje ich z zakonem tak mocno, że są one nieszczęśliwe, kiedy z powodu jakiejś poważnej choroby lub podczas przygotowania do wstąpienia do zakonu są zmuszone do spędzenia kilku miesięcy wśród ich rodzin, w towarzystwie ich ojców, matek, braci i sióstr. Nie należy przypuszczać, że ci krewni pozwoliliby młodej dziewczynie spędzić wiele godzin każdego dnia na potajemnej rozmowie z księdzem lub mnichem i utrzymywać z nim ciągłą korespondencję. Jest to swoboda, z której mogą czerpać przyjemność jedynie w zakonie.

Wiele jest godzin, które Héloïse spędziła w konfesjonale na przyjemnej rozrywce z jej Abelardem w sutannie.

Inne, których spowiednicy są starzy, mają w dodatku duchowego przewodnika, z którym dobrze się bawią każdego dna, sam na sam w parlatorium. Kiedy to nie wystarczy, symulują one chorobę po to, aby tylko on sam przebywał w ich pokojach.

Na stronie 166 czytamy: Inną zakonnicę, będąca z jakiegoś powodu w niemocy, jej ksiądz spowiadał w jej własnym pokoju. Po jakimś czasie chora penitentka znalazła się w tym, co zostało nazwane interesującą sytuacją, w związku z czym lekarze orzekli, że powodem jej skargi była opuchlizna, przez co została wydalona z zakonu.

Strona 167: Młoda uczennica w habicie każdej nocy chodziła do klasztornego miejsca pochówku, gdzie przy korytarzu łączącym się z zakrystią rozmawiała z młodym księdzem związanym z Kościołem. Pochłonięta przez miłosną niecierpliwość, nie traciła chęci na te wycieczki nawet z powodu złej pogody czy strachu przed wykryciem.

Pewnej nocy usłyszała ogromny hałas w pobliżu. W gęstej ciemności, która ją otaczała, wyobraziła sobie, że widzi żmiję wijącą się wokół jej stóp. Była tak opanowana przez strach, że umarła z tego powodu kilka miesięcy później.

Strona 168: Pewien spowiednik miał młodą penitentkę z zakonu. Ciągle był wzywany do odwiedzin umierającej siostry i z tego powodu spędzał noc w zakonie. Ta zakonnica wspięła się na przegrodę oddzielającą jej pokój od jego i udawała się do mistrza i przewodnika dusz.

Inna, podczas delirium w trakcie tyfusowej gorączki, na którą cierpiała, nieustannie wysyłała całusy do swego spowiednika, który stał obok jej łóżka. Pokrył on się rumieńcami z powodu obecności obcych, umieścił krucyfiks przed oczami penitentki i litościwym tonem wykrzyknął: „Biedactwo, pocałuj twego własnego małżonka!”

Strona 168: Pewna uczennica o pięknej postaci i dobrych manierach ze szlachetnej rodziny, powiedziała mi o fakcie otrzymania z rąk jej spowiednika bardzo interesującej książki (jak to opisała), która relacjonowała życie monastyczne. Wyraziłam chęć poznania tytułu, ale ona przed pokazaniem mi go, powzięła środki, aby zablokować drzwi.

Okazało się, że jest to „Monaca” autorstwa Dalemberta, książka, o której wszyscy wiedzą, że jest wypełniona najbardziej niesmaczną sprośnością.

Strona 169: Kiedyś otrzymałam od mnicha list, w którym zaznaczył, że musi mnie koniecznie zobaczyć, kiedy „poczuł słodką nadzieję stania się moim spowiednikiem”. Wykwintniś doskonały, wyperfumowany elegancik i eufuizm nie mógłby zastosować zwrotów bardziej melodramatycznych w celu wyrażenia, czy może mieć nadzieję czy musi ją porzucić.

Strona 169: Ksiądz, który cieszył się reputacją nieskorumpowanego kapłana, kiedy zobaczył mnie przekraczającą parlatorium, użył w stosunku do mnie następującego zawołania:

„Pst, droga, przyjdź tutaj! Pst, pst, przyjdź tutaj!”

Słowa te skierowane do mnie przez księdza były powtarzane do skrajnego znudzenia.

W końcu inny kapłan, najbardziej irytujący ze wszystkich z powodu swojej upartej wytrwałości, usiłował za wszelką cenę zdobyć moje uczucia. Nie było takiego obrazu bluźnierczej poezji, na który nie mógł sobie pozwolić, ani sofizmatu, który mógł zapożyczyć z retoryki, czy podstępnej interpretacji, którą mógł zrobić na podstawie Słowa Bożego, których by nie stosował, aby nawrócić mnie zgodnie z jego życzeniem. Oto przykład jego logiki:

„Piękna córko! — powiedział do mnie pewnego dnia. — Czy ty wiesz, kim naprawdę jest Bóg?”

„Jest Stwórcą Wszechświata” — odpowiedziałam poważnie.

„Nie, nie, nie, nie! To nie wszystko — odpowiedział śmiejąc się z mojej ignorancji — Bóg jest miłością, ale miłością w abstrakcji, której wcieleniem jest wzajemne uczucie dwóch serc, które wielbią siebie nawzajem. Tu zatem musisz kochać Boga nie tylko jako Jego abstrakcyjną egzystencję, ale musisz także kochać Go w Jego wcieleniu, a jest to wyłącznie mężczyzna, który ciebie adoruje. Quod Deus est amor, nec colitur, nisi amando.”

„A zatem — odpowiedziałam — kobieta, która adoruje swego kochanka, miałaby adorować samą Boskość?”

„Zapewne!” — wielokrotnie powtórzył ksiądz, nabierając odwagi z powodu mojego spostrzeżenia i chichocząc, jakby wydawało mu się, że jest to efekt jego katechizmu.

„W takim przypadku — powiedziałam pośpiesznie — powinnam dobrać jako mego kochanka raczej mężczyznę świeckiego niż księdza.”

„Boże uchroń ciebie! Córko! Bóg chroni ciebie od tego grzechu! — dodał mój interlokutor, najwyraźniej przestraszony. — Kochać mężczyznę świata, grzesznika, łajdaka, niewierzącego, niewiernego! Dlaczego chciałabyś natychmiast iść do piekła? Kochanie kapłana jest świętą miłością, podczas gdy bluźnierczego mężczyzny jest hańbą; wiara księdza wypływa z tej przyznanej świętemu Kościołowi, podczas gdy wiara bluźniercy jest fałszem; fałszem, bo jest marnością świata. Ksiądz oczyszcza swoje uczucia codziennie w komunii ze Świętym Duchem: mężczyzna światowy (jeśli w ogóle zna miłość) zamiata nimi ubłocone skrzyżowania ulic dzień i noc.”

„Ale serce, tak samo jak sumienie, skłaniają mnie do uciekania od księży” — odpowiedziałam.

„Dobrze, jeśli nie możesz kochać mnie, ponieważ jestem twoim spowiednikiem, znajdę sposób wsparcia ciebie w celu uzyskania uwolnienia od twych skrupułów. Umieścimy imię «Jezus Chrystus» przed naszymi wszystkimi uczuciowymi wyznaniami, a nasza miłość będzie wdzięcznością dawaną Panu i jej przyjemna woń wzniesie się do nieba, jak dym kadzidła z sanktuarium. Powiedz do mnie na przykład: «Kocham ciebie w Jezusie Chrystusie; zeszłej nocy śniłam o tobie w Jezusie Chrystusie»; i uciszysz sumienie, ponieważ w czynieniu tego uświęcisz każdy wypływ twej miłości.”

Nawiasem mówiąc, kilka okoliczności tutaj niewymienionych zmusiło mnie później do częstych kontaktów z tym księdzem i w związku z tym nie podaję jego imienia.

Bardzo odpowiedzialnego mnicha, odpowiedzialnego tak pod względem wieku, jak i moralnego charakteru, spytałam, co znaczyło wstawianie imienia „Jezus Chrystus” do miłosnych apostrof.

„Jest to — odpowiedział — wyrażenie używane przez straszną sektę i na nieszczęście zbyt liczną, która nadużywa imienia naszego Pana i pozwala swoim członkom na najbardziej nieokiełznane wyuzdanie.”

Jest to mój smutny obowiązek mówienia przed całym światem o tym, że wiem, iż jeszcze większa część spowiedników Ameryki, Hiszpanii, Francji i Anglii rozumuje i postępuje jak ten wyuzdany, włoski ksiądz.

Narody chrześcijańskie! Gdybyście mogły wiedzieć, co stanie się z czystością waszych sprawiedliwych córek, jeśli pozwolicie, w sekrecie lub publicznie, niewolnikom Rzymu przywrócić uszną spowiedź, jaka nawałnica świętego oburzenia mogłaby zniweczyć ich plany!

Rozdział III
Konfesjonał jest współczesną Sodomą

Jeśli ktoś chce posłuchać elokwentnego przemówienia, pozwólcie mu pójść tam, gdzie księdza rzymskokatoliccy nauczają o boskiej instytucji usznej spowiedzi. Nie ma tematu, co do którego kapłani wykazywali się taką gorliwością, i na który mówili tak często. Dla nich jest naprawdę kamieniem węgielnym ich zdumiewającej potęgi; jest to sekret ich niepowstrzymanego wpływu. Pozwólmy współczesnym ludziom otworzyć ich oczy i zrozumieć, że uszna spowiedź jest jedną z najbardziej zdumiewających oszustw, za pomocą których Szatan zgorszył i opanował świat; dajmy ludziom porzucić dzisiaj konfesjonał i jutro rzymski katolicyzm obróci się w pył. Księża rozumieją to bardzo dobrze; stąd ich ciągłe wysiłki w celu zwiedzenia ludzi w tej kwestii. W celu osiągnięcia swego celu uciekli się do najbardziej skandalicznego fałszerstwa; Pismo Święte zostało przekręcone, święci ojcowie zostali przekształceni do samego przeciwieństwa tego, co kiedykolwiek ustalili lub napisali; zostały wymyślone najbardziej nadzwyczajne cuda i historie. Ale dwa z twierdzeń, po które najczęściej sięgają są wielkimi i permanentnymi cudami, które Bóg uczynił, aby utrzymać czystość konfesjonału nieskalaną i jej sekrety cudownie zapieczętowane. Utwierdzili ludzi w przekonaniu, że śluby wieczystego celibatu zmieniają ich naturę, zmieniają ich w aniołów i stawiają ich ponad wspólną ułomnością upadłych dzieci Adama.

Brawurowo i z bezczelną twarzą, kiedy są wypytywani w tej sprawie, twierdzą, że mają specjalne łaski dla zachowania czystości i nieskazitelności w centrum największych niebezpieczeństw; twierdzą, że Dziewica Maryja, dla której są konsekrowani jest ich najpotężniejszą orędowniczką w celu wyproszenia tej nadludzkiej cnoty celibatu od jej Syna; toteż to, co mogłoby być powodem pewnego zatracenia dla zwykłego mężczyzny nie jest niebezpieczeństwem dla prawdziwego syna Maryi, a ludzie z zadziwiającą głupotą przystają na bycie otumanianymi, zaślepianymi i zwiedzanymi przez te głupstwa.

Ale pozwólmy tutaj światu usłyszeć prawdę taką, jaka ona jest, od jednego, który wie doskonale o wszystkim, co jest wewnątrz i na zewnątrz murów współczesnego Babilonu; chociaż wielu, wiem nie uwierzy mi i powie: „Mamy nadzieję, że jesteś w błędzie. Niemożliwe jest, aby kapłani Rzymu jawili się być jak szarlatani. Mogą być w błędzie, mogą wierzyć w rzeczy, które nie są prawdą i powtarzać je, ale są uczciwi; nie mogą być jak bezczelni oszuści”.

Tak! Chociaż wiem, że wielu z trudem mi uwierzy, muszę powiedzieć prawdę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 31.35
drukowana A5
Kolorowa
za 56.32