Krzyk
Krzyk, którego nigdy nikt nie usłyszy
Krzyk, który narodził się, po czym umarł w bezlitosnej
ciszy
Ostatnie bicie serca w niespełnionej miłości
Smak goryczy pozostanie na zawsze w świadomości
Nie ma tylu łez, nie ma takiej skruchy
Umysł poraniony cierpieniem już nigdy nie zazna otuchy
Autobusy śmierci w drogę po raz kolejny wyruszają
Nieszczęsne Matki, szczęśliwe tylko dzieci, celu tej
podróży nie znają
Przystanek — tu śmierć jest dozwolona
Serce dziecka miłością krwawi, nim na zawsze skona
Padł wyrok, lecz nigdy nie było rozprawy
tylko ta łza, co wciąż po policzku płynie
Bezbronne, niewinne Życie każdego dnia na naszych
znieczulonych oczach ginie!
Jak sen
Jest noc, znów próbuje zabrać mi ktoś okruch wiary
Wszędobylska czerń zalewa kielich samotności
Skwar nieznanych doznań pojawia się we mgle
Myśli potworne rozdzierają szaty umysłu
Skrępowane usta, zmuszone do niewoli
Każdy ruch warg jakby przetarty cierniem w skroń
Jakaś potężna siła każe trwać w bezruchu świadomości
Czekać w nadziei na lepszy morał
Przepełnieni rozpaczą własnej pychy
Złudna nadzieja rozwieje każdy wątek samozwańczej
aprobaty
Początek staje się końcem a koniec początkiem
Trwa i trwać będzie w nieustraszonym ładzie przestworzy
Zmierzch
Już zmierzch, słońce utraciło swój blask
Gałęzie snów rozrastają w umysłach niepojętych
Tysiące korytarzy, miliony rozpoczętych zdarzeń
Mijają godziny, jak płaskorzeźby w narracji skruszonego
umysłu
Pogrążeni upadkiem wczorajszego dnia
Jak ociężałe truchła własnego losu
Podnieście się bezlitosne emocje, przygarbione sielskim
spojrzeniem
Podejdźcie i spójrzcie w oczy splątane wszechobecną
nienawiścią
Zerwijcie łańcuchy żelaznej, skrępowanej przestrzeni
Nie pozwólcie umierać w beznadziejnej świadomości
Miłość
Znów cię prowadzi w drogę nieznaną, czy mógłbyś dla niej
uczynić wszystko?