Opowieść pierwsza:
Co się dobrego tu dzisiaj stanie, czyli przyjaciół pierwsze spotkanie.
Opowieść druga:
Pierwsza przygoda, będzie się działo, czyli zaświstało…, zagwizdało…
Opowieść trzecia:
Zamiast muzyki szum wkoło wielki, czyli jak złożyć w piosenkę dźwięki.
Mojej wspaniałej rodzinie, która zawsze mnie wspierała, i wszystkim dzieciom, które odkryją świat moich opowieści. Dziękuję za miłość i wsparcie, a recenzentom dziękuję za komentarze i wskazówki, które pomogły mi stworzyć tę książkę.
Autor.
Copyright © 2023 Zuzanna Izabelska Wszystkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie w całości albo fragmentów książki możliwe tylko na podstawie pisemnej zgody.
Zezwalam na udostępnianie okładki książki w Internecie.
Wstęp.
Jak to się wszystko zaczęło?
My, rodzice, co wieczór słyszymy od swoich dzieci: „mamo/ tato przeczytaj mi bajkę na dobranoc”, a jeśli nie słyszymy, to sami chcemy ją im przeczytać. No, chyba, że nie chcemy, ale wtedy bylibyśmy złymi rodzicami a przecież jesteśmy najlepsi na świecie. Bierzemy, więc do ręki książkę, i z nadzieją, że nie padnie to samo zdanie, otwieramy kolejny raz na „Czerwonym Kapturku” lub innej bajce, którą znamy już chyba na pamięć. I co? I, mrożące krew w żyłach zdanie, pada: „mamo/ tato, to już znam, poproszę coś innego”. Przeglądamy spis treści, po czym stwierdzamy z przerażeniem, że nasz bąbel wszystkie bajki już zna, nawet lepiej niż my sami.
Skąd to wiem?
Ponieważ mam takie same, traumatyczne wspomnienia. Pozostało mi zatem jedno. Znalezienie bajki, której moja córka nie zna. A gdzie? A w głowie.
W takich właśnie sensacyjnych okolicznościach sypialni mojej córki, powołałam do życia Krysię i Filipka.
Krysia to rezolutna dziewczynka, która jest królewną, mieszkającą w zamku strzeżonym przez dwa niezdarne smoki a Filipek to jej serdeczny przyjaciel. On jest, i tu proszę o uwagę — robaczkiem, mieszkającym w dziupli jabłoni rosnącej w sadzie przy zamku Krysi. Filipek ma mnóstwo różnych zdolności, a umiejętność mówienia to tylko jedna, i to nie najważniejsza z nich. Na głowie ma cylinder, dzięki któremu, wspólnie z Krysią, przenoszą się w zadziwiające miejsca, przeżywają liczne, czasami straszne, czasami śmieszne, lecz za każdym razem, zaskakujące przygody. W ich trakcie pomagają napotkanym istotom, nawiązują nowe przyjaźnie oraz wyciągają pouczające wnioski.
Czy przygody Krysi i Filipka są ciekawe? Odpowiem w ten sposób: moja córka, co wieczór prosi o nową. Skoro tak się dzieje, a jak powiadają, „dzieci są najlepszymi krytykami”, pozwólmy właśnie im ocenić te historie.
Chciałabym, aby dzięki Krysi i Filipkowi, dzieci będące na etapie nauki czytania, mogły doskonalić tą cudowną umiejętność.
Na koniec pragnę gorąco podziękować wszystkim moim recenzentom, a w szczególności mojej rodzinie.
Życzę miłej zabawy.
Opowieść pierwsza:
Co się dobrego tu dzisiaj stanie, czyli przyjaciół pierwsze spotkanie
Za siedmioma morzami, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami i za jednym małym strumykiem, rósł ogromny las. Las był tak duży, że najszybsza sarenka w lesie, biegła z jednego jego końca na drugi aż dziewięć dni.
W środku lasu była polana. Stał na niej całkiem duży zamek. Miał wysokie i grube mury, okien tak dużo, że nikt ich nigdy nie policzył, dużą drewnianą bramę z malutką furtką oraz osiem strzelistych wież, na których powiewały kolorowe flagi.
Zamku pilnowały dwa, groźnie wyglądające smoki. Gdy stanęły na tylnych łapach mogły zajrzeć do zamku przez najniższe okna. Były zielone, miały grube ogony, kolce na grzbietach oraz małe skrzydełka. Smoki były wiecznie smutne, ponieważ nie mogły latać. Często próbowały wzbić się w powietrze, ale tylko niezdarnie podskakiwały do góry machając skrzydełkami. Unosiły w powietrze suche liście i rozśmieszały, siedzące na gałęziach ptaszki.
Za zamkiem rósł owocowy sad. Były w nim grusze, czereśnie, śliwy oraz jabłonie. W ich konarach mieszkało mnóstwo ptaków, które radośnie ćwierkały, śpiewały i gwizdały od rana do wieczora.
W zamku mieszkała ośmioletnia dziewczynka imieniem Krysia. Nie była to taka zwykła dziewczynka. To była królewna. Jak wysoka była Krysia? Gdy stanęła na palcach, mogła zerwać jabłko z najniższej gałęzi jej ulubionej jabłoni. Miała włosy do ramion, niebieskie jak niebo oczy i piegi na nosie. Lubiła sukienki i bluzki w wiosennych kolorach. Krysia byłaby szczęśliwa, gdyby nie jeden mały szczegół. No, może nie taki mały. W sumie to całkiem duży, a nawet ogromny szczegół. Czuła się strasznie, ale to strasznie samotna. Nie miała się z kim bawić, bo w zamku nie było innych dzieci, a smoki były ciągle zajęte niezdarnym podskakiwaniem.
Jedyną rozrywką Krysi było chodzenie do sadu. Królewna uwielbiała szum i zapach drzew oraz łaskotanie trawy w stopy. Najbardziej lubiła słuchać śpiewu ptaszków, które tak przyzwyczaiły się do Krysi, że w cale nie uciekały na jej widok. Lubiły dziewczynkę, ponieważ za każdym razem, przynosiła im ziarenka do jedzenia. Wiedziała dobrze, że nie może dawać latającym przyjaciołom okruszków chleba, bo wtedy rozbolałyby ich brzuszki. W podziękowaniu ptaszki siadały na jej ramionach i śpiewały najpiękniej jak potrafiły.
Każdy dzień Krysi wyglądał podobnie: rano ubieranie, gimnastyka, śniadanie i mycie zębów. Później nauka i obiadek. Po obiedzie, z zapasem ziarenek dla ptaszków, królewna biegła do sadu. Tam spędzała czas ze swymi skrzydlatymi przyjaciółmi. Gdy owoce były już dojrzałe, zajadała je z apetytem, bo jak mówiła do ptaszków:
Mądre dziewczynki jedzą witaminki,
zdrowe są jak rybki, mają dziarskie minki.
Po powrocie do zamku zjadała kolację, myła ząbki i zasypiała.
Upływał czas. Za oknem zmieniały się pory roku. Sad pokrywał się kwiatami, później owocami a jesienią złotymi liśćmi, które zimą opadały. Królewna Krysia myślała, że nic się nie zmieni, aż pewnego dnia…
Było piękne, wrześniowe popołudnie. Słońce przygrzewało przyjemnie, a Krysia spacerowała po sadzie karmiąc ptaki i słuchając ich radosnego śpiewu. Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem soczystych gruszek, pachnących jabłek i fioletowych śliwek.
Powiedziawszy: mądre dziewczynki jedzą witaminki, zdrowe są jak rybki, mają dziarskie minki, wyciągnęła dłoń by zerwać jabłko z jej ulubionej jabłoni. Zdziwiła się, bo nie musiała już stawać na palcach, aby zerwać owoc z najniższej gałęzi. Nawet nie zauważyła, kiedy urosła. Wytarła jabłko o sukienkę i już je miała ugryźć, gdy…
— Nie jedz mnie. — Usłyszała cichy głos.
Aż podskoczyła zdziwiona. Rozejrzała się, jednak nie zobaczyła nikogo, kto mógłby to powiedzieć. Pomyślała, że tylko jej się wydawało i ponownie zbliżyła owoc do ust.
— Nie jedz mnie!
Tym razem Krysia była pewna, że się nie przesłyszała.
Dziewczynka spojrzała uważnie na owoc. „Gadające jabłko” — pomyślała.
— Jabłko…, jabłuszko…, ty mówisz? — zapytała.
— Oj Krysiu, jabłka nie mówią. To ja. Jestem w środku i właśnie jem podwieczorek.
I wtedy właśnie Krysia zobaczyła wychylającą się z dziurki w jabłku, małą główkę w kapeluszu.
— Kim jesteś? — szepnęła ze zdziwieniem dziewczynka,
— Witaj. Mam na imię Filipek i jestem robaczkiem. Nie bój się. Jestem bardzo przyjacielski i jeśli tylko chcesz, możemy się zaprzyjaźnić.
— Bardzo chętnie zostanę twoją przyjaciółką. Mam na imię Krysia i jestem królewną. Mieszkam w zamku. Powiedz mi Filipku, jak to się dzieje, że ty mówisz?
— Widzisz Krysiu. Nie jestem takim zwyczajnym robaczkiem. Oprócz tego, że potrafię mówić, mam jeszcze wiele innych zalet, o których z czasem się dowiesz. Opowiedz mi teraz coś o sobie i o tym miejscu.
Krysia opowiedziała Filipkowi o sobie, o tym, co lubi, o ulubionym zajęciu — czyli przebywaniu w sadzie, o zamku, o smokach, o ptaszkach….
— Jakie ptaszki?! — krzyknął Filipek. — Tutaj mieszkają ptaszki?! Przecież one mogą mnie zjeść. Szybko schowaj mnie!
I nim Krysia zdążyła cokolwiek powiedzieć, Filipek już siedział w kieszonce jej sukienki.
— Nie bój się głuptasie. To moi przyjaciele. Oni nie zrobią ci krzywdy i jestem pewna, że też się zaprzyjaźnicie.
Filipek nieśmiało wychylił małą główkę z kieszonki sukienki. Wtedy, na ramieniu Krysi, usiadł wróbelek z kawałkiem jabłka w dziobie i podał go robaczkowi. Filipek wziął poczęstunek i odwdzięczył się ziarenkiem znalezionym w kieszonce. Ptaszek skubnął ziarenko i radośnie machając skrzydłami, odleciał na pobliską gałąź.
— Gdzie mieszkasz Filipku? — zapytała dziewczynka.
— W dziupli tej jabłoni. — Odpowiedział i wskazał na drzewo, które, jak się okazało, było ulubioną jabłonią Krysi.
— Czy możesz odnieść mnie do mojego domu? Sam będę się bardzo długo wspinał.
— Oczywiście — odparła Krysia i delikatnie włożyła go do dziupli w drzewie. Zajrzała jeszcze do niej i wpadła na pewien pomysł.
— Poczekaj chwilkę. Zaraz wracam. — Zawołała wesoło i szybko pobiegła do zamku.
Po chwili wróciła niosąc coś w dłoniach.
— To dla ciebie. — Powiedziała, i włożyła do dziupli małe pudełeczko wypełnione miękkim puchem, który ofiarowały jej ptaszki. — Mam nadzieję, że będzie ci wygodnie.
— Bardzo dziękuję, Krysiu. Ja też coś dla ciebie mam, ale musisz poczekać do jutra.
Powoli zapadał zmierzch, więc Krysia pożegnała się ze swoim nowym przyjacielem i pobiegła cichutko do zamku. Szybko zjadła kolację, wykąpała się, umyła ząbki, i położyła w swoim łóżku.
Ciekawa jutrzejszego dnia…
zasnęła.