Dochodziła godzina osiemnasta, kiedy Andrzej chwycił za klamkę od drzwi wejściowych. Nie chciał się spóźnić na spotkanie AA, jednocześnie być na miejscu pierwszym też nie wchodziło w grę. Chciał to wypośrodkować, jednak mu się to nie udało. Kiedy wszedł do środka sali, było już kilka osób w tym prowadzący zajęcia. Oczywiście wszystkie twarze, skierowane były teraz na jego skromną osobę. Pragnę zaznaczyć że Andrzej, dopiero miał zamiar skorzystać z terapii. Więc nikt go do tej pory tutaj nie widział, on sam siebie też, jednak w swoim życiu doszedł do takiego momentu, że już sobie sam nie radzi. W sali było pięć osób plus terapeuta, mężczyzna nieśmiało przywitał się z gronem uzależnionych.
— Dobry wieczór wszystkim.
— Dobry wieczór — odpowiedziała większość z nich.
Prowadzący zajęcia podszedł do niego i wyciągnął rękę na powitanie.
— Nazywam się Witold.
— Andrzej.
— Miło nam.
— A to Zenek, Piotrek, Patrycja i Dariusz — terapeuta przedstawił uczestników.
— Napijesz się czegoś?
— Akurat parzymy kawę — odezwał się do nowo przybyłego.
— Nie, dziękuję.
— Za chwilę zaczniemy, poczekamy jeszcze trochę może ktoś do nas dołączy.
— Rozumiem.
Andrzej rozejrzał się po sali, z tego co zauważył było tam dużo krzeseł. Część była ustawiona w okręgu, może ze dwanaście sztuk. Reszta stała pod ścianą, czekając zapewne na większą liczbę osób jeśli by taka się zjawiła. Kiedy wszyscy obecni zaopatrzyli się już w gorącą kawę, prowadzący Witold zaproponował zajęcie miejsc.
— Siadajcie moi drodzy.
— Dziękujemy.
— Powitajmy oficjalnie naszego nowego kolegę.
— Cześć Andrzeju.
— Witam wszystkich — odezwał się mężczyzna.
— Zanim zaczniemy, pragnę tylko przypomnieć że wszystko co powiemy sobie na tej sali zostaje między nami.
— Tak, oczywiście — odparła grupa niemalże chórem.
— Ja mam na imię Witold i prowadzę tutaj z wami terapię uzależnień.
— Co cię do nas sprowadza Andrzeju?
Mężczyzna przez chwilę milczał, zaskoczony trochę bezpośredniością prowadzącego. Jednak po chwili zabrał głos.
— Mam na imię Andrzej.
— Cześć Andrzeju, witamy cię — odparła grupa.
— Jaki masz problem? — zapytał Witold.
— Jakby to powiedzieć, nie radzę sobie z alkoholem — odparł.
— Tak jak większość z nas.
— Jak to u ciebie wygląda na co dzień?
— No cóż, większość mojego dnia i nieraz nocy to szukanie mocnych wrażeń.
— Możesz nam to rozwinąć? — zaproponował terapeuta.
— Kiedyś piłem tylko w weekendy, przez cały tydzień pracowałem i jednocześnie czekałem na te dwa dni w tygodniu aby się napić.
— Rozumiem że to uległo zmianie?
— Tak i to bardzo.
— Jak bardzo?
— Jakby to powiedzieć, mój weekend zaczął się nieznacznie wydłużać.
— Masz rodzinę?
— Już nie.
— Jak długo jesteś sam? — zapytał prowadzący.
— Od dwóch lat.
— Czy twoja kobieta odeszła od ciebie z powodu alkoholu?
— Nie.
— Był inny powód?
— Tak.
— Chcesz nam o tym powiedzieć?
— Po prostu znalazła sobie innego — odparł mężczyzna.
— I wtedy zacząłeś sięgać po alkohol?
— Tak, chciałem zagłuszyć wewnętrzne myśli.
— Udało ci się to?
— Z początku tak, jednak pustka po mojej kobiecie była tak duża, że z czasem potrzebowałem coraz więcej tego alkoholu.
— A co z twoją pracą? — zapytał terapeuta.
— Wisi na włosku.
— To znaczy?
— Dostałem już kilka ostrzeżeń ze strony szefostwa.
— Czym się w ogóle zajmujesz?
— Jestem policjantem — odparł Andrzej.
— Serio? — wtrąciła się Patrycja.
Mężczyzna spojrzał na nią z zaciekawieniem, do tej pory starał się nie patrzeć nikomu w oczy. Teraz to się zmieniło.
— A co w tym dziwnego? — zapytał ją.
— W sumie nic, w każdym zawodzie można popaść w alkoholizm, nawet w policji — odparła.
— Może ktoś ma jakieś pytanie do naszego kolegi — zaproponował terapeuta.
— Czym się tam zajmujesz? — zapytał Zenek.
— Pracuję w kryminalnej.
— Morderstwa?
— Różnie — odparł Andrzej.
— Dużo gliniarzy pije? — zapytała Patrycja.
— Nie ma chyba takiego co nie pije, może poza komisarzem ale tego też nie można być pewnym. To że jest trzeźwy w pracy, nie znaczy wcale że nie pociąga sobie z flaszki wieczorami.
— Jaki jest twój dzienny limit?
— Alkoholu?
— Tak.
— Pół litra to już prawie norma, czasami pójdzie więcej — odparł mężczyzna.
— To już najwyższa pora, żeby coś z tym zrobić — zauważył Witold.
— Też mi się tak wydaje.
— Może teraz ty masz jakieś pytania do naszej grupy?
— Z czym się zmagasz? — zadał pytanie Patrycji.
Kobieta chyba nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, jednak po chwili milczenia odezwała się do policjanta po służbie.
— Ja mam problem z alkoholem i proszkami nasennymi.
— Masz rodzinę?
— Mam córkę nastoletnią — odparła.
— Jak ona radzi sobie w tej sytuacji? — ciągnął dalej Andrzej.
— Mam z nią utrudniony kontakt.
— A ojciec dziewczyny?
Patrycja spojrzała na terapeutę, jakby czekając na jego kolej aby to przerwać.
— Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj — odparł Witold.
— Nie spodziewałam się takich pytań.
— W porządku, już milczę.
— Nie o to chodzi.
— A o co?
— Nie znamy się.
— Rozumiem — dodał Andrzej.
— Dolać komuś kawy? — zmienił temat prowadzący.
— Ja poproszę — odezwał się Dariusz.
— Mam pytanie?
— Tak Andrzeju? — zaoferował się terapeuta.
— Czy wy wszyscy już jesteście trzeźwi?
— Staramy się, w miarę swoich możliwości.
— Ja nie piję od dziesięciu lat, Patrycja od dwóch miesięcy, Darek od roku, Piotrek sześć miesięcy, Zenek dwa lata i trzy miesiące.
— A ty Andrzeju?
Mężczyzna spojrzał na zegarek, który miał na ręce i nieśmiało odparł swoim kolegom.
— W sumie od dwóch godzin — odparł nieśmiało.
— Więc jesteś w stanie wskazującym? — zapytał Witold.
— Możliwe, ale nieznacznie.
— Rozumiem że chcesz nad tym popracować?
— Po to tu przyszedłem — odparł policjant.
— Na drugi raz postaraj się zachować trzeźwość.
— Okej.
— To by było na tyle, dzisiaj już koniec zajęć — dodał prowadzący.
— Kiedy kolejne spotkanie?
— Za tydzień o tej samej porze, chyba że ktoś będzie potrzebował natychmiastowego wsparcia, to proszę do mnie dzwonić — poinformował Witold.
— A numer?
— Dam ci moją wizytówkę — terapeuta sięgnął do kieszeni marynarki i podał mu prostokątną karteczkę z jego namiarami.
— Dziękuję.
— Proszę bardzo.
Andrzej skierował swe kroki do wyjścia, wyszedł drzwiami na korytarz a stamtąd schodami w dół. Po chwili był już przed budynkiem, sięgnął do kieszeni po papierosa i go zapalił. Chwilę potem na ulicę wyszli pozostali uczestnicy terapii. Patrycja podeszła do niego i się odezwała.
— Poczęstujesz mnie papierosem?
— Oczywiście.
Kobieta wzięła z paczki jednego, wsadziła go sobie do ust, a kiedy policjant użyczył jej ognia, mocno się zaciągnęła dymem.
— Dzięki.
— Drobiazg.
— Wracasz do domu? — zapytała go.
— W sumie miałem zamiar iść na drinka do baru.
— Ale się zastanawiasz czy to dobry pomysł?
— Wiesz, jedna jaskółka nie czyni wiosny, więc czy jedno spotkanie w grupie AA rozwiąże mój problem z alkoholem?
— Też zadaję sobie to pytanie — odparła kobieta.
— Więc co robimy? — zapytał mężczyzna.
Patrycja spojrzała na zegarek, jakby się zastanawiała co ma dalej robić. Dochodziła dwudziesta, więc jeszcze młoda godzina, jednak jeśli zdecyduje się pójść z Andrzejem do baru, to może się ten wieczór przedłużyć.
— Gdzie pracujesz? — zapytał kobietę.
— Ja?
— Tak ty.
— Mam swój interes.
— To znaczy?
— Mam sklep z ciuchami — odparła Patrycja.
— Damskie ciuszki?
— Powiedzmy.
— Jak na tym wychodzisz?
— Jakoś wiążę koniec z końcem.
— Rozumiem.
— Czyli jesteś szefem i pracownikiem w jednym?
— Zgadłeś.
— To jaka decyzja?
— Zastanawiam się jeszcze.
— Wiem, nie znasz mnie i trochę się obawiasz — odparł Andrzej.
— Ale coś mnie korci, żeby ciebie lepiej poznać.
— Tylko?
— Tylko nie wiem czy to dobra decyzja.
— W każdej chwili możesz zakończyć naszą znajomość — dodał mężczyzna.
— No dobrze, chwilę mogę ci poświęcić.
— No to idziemy.
Patrycja i jej nowo poznany kolega, udali się w kierunku najbliższego baru. Kiedy dotarli do celu, weszli do środka lokalu o nazwie Zefir. Tam znaleźli wolny stolik w rogu sali, usiedli więc przy nim.
— Co pijemy? — zapytał.
— Dla mnie coś bezalkoholowego.
— Rozumiem.
— A ty?
— Ja jednak wybiorę procenty — odparł Andrzej.
Mężczyzna udał się do baru, usiadł przy blacie i poczekał na swoją kolej. Akurat barman robił drinka jednej blondynce, takiego ze słomką i parasolką. Kobieta spojrzała zalotnie na policjanta, jakby szukała towarzystwa na dzisiejszy wieczór. Gdyby mężczyzna przyszedł tutaj sam, pewnie skusiłby się na jej zaloty. Jednak był już zajęty, więc nie odwzajemnił kobiecie spojrzenia, takiego jakiego by sobie w tym momencie życzyła. Kiedy barman skończył, zwrócił się z pytaniem do niego.
— Co podać?
— Dwa piwa, jedno zero procent, drugie normalne i do tego setkę wódki.
— Rozumiem.
Po chwili oczekiwania, mężczyzna wrócił do stolika ze swoim zamówieniem. Kiedy usiadł, jego towarzyszka odparła.
— Dziękuję za piwo.
— Twoje zdrowie.
Andrzej wychylił zawartość kieliszka, która to spłynęła mu teraz do gardła. Nawet się nie skrzywił, co oznaczało że czekał na ten moment jak na zbawienie. Zaraz po tym wziął się za piwo. Patrycja obserwowała zachowanie mężczyzny, popijając swoje bezalkoholowe. W głębi duszy też chciała napić się wódki, jednak w jej przypadku zaprzepaściłaby ten okres w którym jest trzeźwa. Co prawda nie jest trzeźwa tyle czasu co Witold, jednak on też zaczynał od zera aby teraz mieć dziesięć lat niepicia. Wszystko co chcemy zrobić potrzebuje samodyscypliny, w przypadku uzależnienia od alkoholu trzeba też samozaparcia, aby widząc jak inni piją samemu zachować trzeźwość. Andrzej jej w tym nie pomagał a jedynie wzmagał chęć napicia się razem z nim. Kiedy on i ona mieli już puste butelki, mężczyzna wstał z krzesła aby pójść po kolejne rozdanie.
— Dla mnie już nie bierz — odparła.
— Nie chcesz?
— Powiem ci szczerze że się męczę.
— Moim widokiem?
— Nie twoim, ale jak widzę alkohol to włącza się we mnie chęć wypicia.
— Przepraszam, nie pomyślałem o tym.
— To nie twoja wina.
— Czyli chcesz wracać do domu? — zapytał ją.
— Jeśli nie masz nic przeciwko.
— Ależ skąd, w porządku.
Oboje wstali ze swoich miejsc i udali się do wyjścia z lokalu. Na zewnątrz Patrycja poprosiła go o papierosa. Kiedy oboje zapalili, skierowali swe kroki w stronę powrotną.
— Gdzie mieszkasz? — zapytał.
— Parę ulic stąd.
— A ty?
— Podobnie.
— Masz swoje czy wynajmujesz?
— Wynajmuję.
— Ja mam swoje lokum — pochwaliła się Patrycja.
— Swoje mieszkanie, swój sklep, to nie idzie w parze z alkoholem — zauważył policjant.
— Dlatego staram się z tym zerwać.
— Co na to twoja córka?
— Jest jej to obojętne.
— Nie martwi się swoją matką? — zapytał.
— A które dziecko w dzisiejszych czasach martwi się o swoich rodziców?
— Nie mam dzieci to nie wiem — odparł mężczyzna.
— Dla niej ważne jest to aby miała co jeść, w co się ubrać i mieć internet w telefonie. Ale skąd na to wszystko wziąć, to już ją nie interesuje.
— Samolubne myślenie i zachowanie z jej strony — stwierdził Andrzej.
— Wiem o tym.
— A ojciec dziewczyny?
— Mój były?
— Tak.
— Płaci alimenty, jeśli o to chodzi.
— Dlaczego się rozstaliście?
— Znalazł sobie młodszą i ładniejszą — odparła.
— Jesteś zadbaną kobietą, więc dziwi mnie jego decyzja.
— Kto by tam za nim nadążył.
— Ma kontakt z dzieckiem?
— Sporadyczny.
— A z tamtą kobietą założył rodzinę?
— O ile mi wiadomo, to naciągnęła go na ciążę, więc jedno ma na pewno.
— No a ty?
— Chodzi ci o żonę?
— Żonę, dzieci — odparła Patrycja.
— Z moją byłą nie dochowaliśmy się potomstwa.
— Nie chcieliście?
— Z początku się staraliśmy.
— Ale?
— Nie wiem czyja to wina że nie zaszła w ciążę. Nie robiliśmy badań, ona w końcu odpuściła.
— A z innym facetem?
— Nie śledzę jej życia prywatnego, wyprowadziła się na północ więc nie mam z nią kontaktu.
— W dodatku moja praca kolidowała z naszym życiem prywatnym. Policjant nie jest dobrym kandydatem na męża.
— Po jej odejściu nie szukałeś nikogo?
— Nie miałem na to czasu.
— Wolałeś się napić?
— Tak.
Kiedy tak szli i ze sobą rozmawiali, Patrycja w końcu się zatrzymała.
— Co się stało? — zapytał ją.
— Tutaj mieszkam.
— W tym bloku?
— Tak.
— A to twój sklep? — mężczyzna wskazał palcem na okno wystawowe.
— Zgadłeś — uśmiechnęła się do niego.
— To daleko do pracy nie masz — zauważył.
— Tylko zejdę po schodach z pierwszego piętra.
— Pomysłowo i bardzo praktycznie.
— Dziękuję za uznanie — odparła.
Stali teraz na wprost siebie i milczeli patrząc sobie w oczy. Andrzej zastanawiał się czy kobieta, którą dopiero co poznał zaprosi go do siebie na górę. Nie liczył za bardzo na to, wiadomo że się jeszcze nie znają. Jednak dobrze im się ze sobą rozmawia, widać że coś mogłoby z tego być.
— To co dalej? — odezwał się pierwszy.
— Właśnie się zastanawiam.
— Nad czym?
— Czy jeszcze się spotkamy — odparła Patrycja.
— Jest taka możliwość.
— Naprawdę?
— Nic nie stoi na przeszkodzie.
— Wiesz Andrzeju.
— Co takiego?
— Chętnie bym cię zaprosiła do siebie na górę.
— Ale nie możesz.
— W mieszkaniu jest moja córka, do tej pory nie przyprowadzałam tam obcych facetów.
— Jak długo?
— Od rozwodu minęło pięć lat.
— Rozumiem.
— Ale jak zostawisz mi swój numer telefonu, to na pewno się odezwę.
— Nie ma sprawy.
— 603 233 885.
— Zapisałaś?
— Tak.
Patrycja zbliżyła się do swojego znajomego i pocałowała go w usta. On przytrzymał ją chwilę za ramiona. Trwało to może kilka sekund, jednak dla kobiety która się w tej chwili rozmarzyła było wiecznością. Po pocałunku podali sobie ręce na pożegnanie.
— To do następnego razu — odezwała się do niego.
— Na razie.
Andrzej odprowadził ją wzrokiem do drzwi wejściowych, tam jeszcze pomachała do niego ręką. W końcu zniknęła mu z oczu. Mężczyzna zapalił papierosa i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Mógł zaczekać na przystanku na autobus, jednak w tym momencie wolał się przejść. Kiedy dotarł na miejsce, dochodziła dwudziesta druga. Odruchowo spojrzał do telefonu, miał tam wiadomość od swojej dzisiejszej znajomej; spokojnej nocy ci życzę Andrzeju. Zapisał sobie numer który mu się wyświetlił, na wszelki wypadek jakby mu się niechcący skasował. W mieszkaniu zajrzał do lodówki, wyciągnął z niej butelkę z alkoholem. Odkręcił nakrętkę i wlał sobie do szklanki sporą ilość. Dwa porządne łyki i szkło puste, nalał sobie ponownie. Teraz przeniósł się do pokoju na fotel, usiadł w nim i ponowił dawkę. W butelce niewiele zostało, może na jedno rozlanie, zostawił sobie na jutro rano jak będzie miał kaca. Z fotela przeniósł się na kanapę aby tam się położyć. Ściągnął kurtkę i buty, tak położył się do snu. Spojrzał jeszcze na budzik, włączył go aby nie zaspać do pracy. Andrzej Zawadzki to wysoki mężczyzna, brunet krótko ścięty, dobrze zbudowany, wiek czterdzieści trzy lata, w policji od piętnastu lat. Czy dotrzyma tam do emerytury? W sumie już mógłby pójść, tylko co by robił z wolnym czasem. Skoro teraz ma problem z alkoholem, to potem piłby chyba na okrągło. Tak ma przynajmniej motywację do życia, wyjścia z domu. W innym przypadku byłoby już po nim, stąd ten pomysł na terapię zajęciową w grupie wsparcia AA. Tylko że po dzisiejszych zajęciach, powinien odstawić wódkę na bok a on tego nie zrobił, ciągnie dalej to samo jakby się nic nie zmieniło. Jednak na jego drodze stanęła dzisiaj Patrycja, która nie pije już od dwóch miesięcy. Jeśli chce ciągnąć tą znajomość w dobrym kierunku, musi zdecydować o swojej przyszłości. Na pewno nie będzie chciała się spotykać z facetem, który notorycznie spożywa alkohol. Musi brać to pod uwagę, ponieważ już na samym starcie znajdzie się na straconej pozycji.
Kiedy Patrycja weszła do mieszkania, zastała swoją córkę w łazience. Widocznie brała prysznic lub myła zęby. W każdym bądź razie drzwi były zamknięte i świeciło się światło.
— Jolu, kończysz już? — spytała szesnastoletnią córkę.
— Zaraz wychodzę.
Matka dziewczyny to czterdziestoletnia szatynka, z włosami do ramion. Szczupła, 170 cm wzrostu, oczy niebieskie, miła aparycja. Taka kobieta podoba się mężczyznom, a przynajmniej temu poznanemu dzisiaj. Czekając na córkę, zaczęła przeglądać swój telefon. Liczyła na to, że dostanie jakąś wiadomość od Andrzeja, jednak żaden SMS nie przyszedł. Pocieszała się tym, że może jest czymś zajęty i napisze później. Jednak podświadomie patrzyła w ekran jak w jakąś czarodziejską kulę. W tym czasie córka wyszła z łazienki.
— Co tak siedzisz z telefonem w ręku?
— Czekasz na połączenie? — No to na co? — dopytywała dziewczyna.
— Nie ważne.
— Jak minął ci dzień? — spytała Jolę.
— Normalnie.
— Mam się o coś martwić?
— Niby dlaczego?
— Tak tylko pytam, zapobiegawczo — odparła matka.
— Wszystko gra.
— A w szkole?
— Też.
— To co tak długo siedzisz?
— Jest dopiero po dziesiątej.
— Powinnaś być już w łóżku — dodała kobieta.
— Nie mam dziesięciu lat, o co ci chodzi?
— Już o nic.
Córka udała się do swojego pokoju, zamknęła za sobą drzwi i włączyła muzykę. Patrycja zastanawiała się nad tym, czy ma coś jeszcze jeść, czy też iść do łazienki i wziąć prysznic. Wybrała to drugie. Kiedy była już w kabinie i ciepła woda lała się na nią z góry, wyobraziła sobie że jest teraz z Andrzejem. Zrobiło jej się przyjemnie na samą myśl, że mógłby ją teraz dotykać i pieścić. Ten pocałunek przed blokiem wystarczył, aby załączyła się w niej wizja wspólnej przyszłości. Dawno nie odczuwała czegoś podobnego. Na co dzień ma kontakt jedynie z kobietami, które odwiedzają jej sklep przychodząc robić zakupy. A co do tych jej kolegów z terapii, to ani Piotrek, ani Darek ani Zenek nie zrobili na niej takiego wrażenia, jak dzisiejsze przyjście Andrzeja. Ten facet ma w sobie coś, co nie pozwala jej o nim zapomnieć. Czyżby to miała być miłość od pierwszego wejrzenia? W dodatku w tym wieku? Co prawda czterdziestka u kobiety, to nie koniec świata, jednak takie rzeczy zdarzają się raczej w młodości, a nie jak ma się już rozwód za sobą i na karku wychowanie nastoletniej córki. Jednak patrząc na to z drugiej strony, jeśli nie teraz to kiedy? Po wyjściu z łazienki, kobieta udała się do swojego pokoju. Po drodze jeszcze zajrzała do córki, aby pogonić ją do spania. Kiedy ta zgasiła już światło i wyłączyła muzykę, w mieszkaniu wreszcie nastała cisza. Leżąc w swoim łóżku, znów się rozmarzyła. Zamknęła oczy, zaczęła myśleć o nowo poznanym facecie. Sklep otwiera o dziesiątej, więc rano jak córka pójdzie do szkoły, będzie miała okazję aby wysłać wiadomość do Andrzeja. Z tą myślą w końcu zasnęła.
Kiedy budzik zadzwonił, mężczyzna w ogóle na niego nie reagował, jakby miał zamiar dalej spać. Jednak po chwili otworzył jedno oko, potem drugie, w końcu ociężale usiadł na łóżku. Chciało mu się pić, jednak nie miał siły aby wstać i ruszyć do kuchni. Zaczął szukać papierosów, kiedy w końcu je znalazł, zapalił jednego i mocno się zaciągnął. Gdy go wypalił do połowy, wtedy dopiero wstał i wolnym krokiem ruszył do lodówki. Tam wyjął z niej butelkę z resztką wódki, nie bawił się w szukanie szklanki, tylko odkręcił zakrętkę i przyłożył sobie szyjkę do ust. Pociągnął z gwintu raz, potem drugi, w końcu wypił wszystko do dna. Teraz dopiero poczuł się lepiej. Postawił butelkę na stole i udał się do łazienki. Stanął przed lustrem we wczorajszym ubraniu, zarośnięty na twarzy z worami pod oczami. Zastanawiał się przez chwilę, co ma ze sobą zrobić. Na pewno musi się ogolić i wziąć prysznic. Zmienić garderobę na coś świeżego, inaczej nie ma co się pokazywać w pracy. Tak też zrobił, zajęło mu to godzinę, chciał jeszcze napić się kawy przed wyjściem ale było już późno. Jak dotrze na posterunek, to kawę wypije na miejscu. Kiedy w końcu wyszedł z mieszkania i znalazł się na chodniku, zapalił kolejnego papierosa. Do pracy miał trzy kilometry, autobusem dziesięć minut, na nogach pół godziny. W komunikacji miejskiej nie wolno palić, więc wybrał poranny spacer. Przynajmniej się trochę przewietrzy, może nie będzie po nim tak widać wczorajszej i dzisiejszej dawki alkoholu. Kiedy dotarł pod budynek policji, był już spóźniony dziesięć minut. Odprawa u starego już pewnie trwa, ciekawe co mu powie na dzień dobry. Kiedy w końcu stanął przed drzwiami gabinetu komisarza, wytarł chusteczką pot z czoła i zapukał.
— Wejść! — usłyszał.
— A, wreszcie się zjawiłeś — odparł szef.
— Dzień dobry wszystkim.
— Cześć Andrzeju.
W gabinecie komisarza Nawrockiego były trzy osoby. Oprócz niego siedział tam aspirant Podkowa i podkomisarz Wrona. Wszyscy trzej spoglądali teraz na swojego kolegę po fachu.
— Czemu się spóźniłeś? — zapytał szef.
— Źle spałem — odparł mężczyzna.
— A ja myślałem że może się tobie samochód zepsuł, lub były korki na drodze.
— Przyszedłem pieszo.
— Czyli samochód?
— Auto w porządku — odparł mężczyzna.
— Co, boisz się wsiąść za kierownicę? — ciągnął dalej komisarz.
— Nie o to chodzi.
— A o co? — powiedz nam.
— Jestem trochę wczorajszy — odparł.
— Znowu piłeś?
— Tak.
— Miałeś z tym skończyć i iść na terapię.
— Byłem wczoraj.
— I chciałeś to uczcić? — zapytał szef.
— To nie takie proste.
— Pewnie że nie, bo to ciągnie za sobą pewną odpowiedzialność.
— Nie rozumiem.
— Już ci tłumaczę, otóż pracujesz na odpowiedzialnym stanowisku. Masz kontakt z przestępcami, musisz myśleć trzeźwo, reagować stosownie do sytuacji. Co będzie jak zrobisz komuś krzywdę, a ten poda cię do sądu o odszkodowanie. Kto będzie za to płacił?
— Policja? — A może ty, tylko ciekawe z czego?
— To proszę mnie wywalić z roboty — odrzekł przełożonemu.
— Szukasz najprostszej drogi, wiesz że masz wyniki w pracy i na twoje miejsce ciężko będzie znaleźć kogoś odpowiedniego. Mamy braki kadrowe, nikt już nie chce pracować w policji za takie pieniądze.
— Więc proszę dać mi pracować — odparł Andrzej.
— Pracuj, tylko w miarę trzeźwy.
— Przecież się nie zataczam.
— Jeszcze nie, jest dopiero dziewiąta, co będzie potem?
— Nic.
— Serio?
— No tak.
— Dobra, kończymy tę rozmowę, szkoda czasu.
— Też tak myślę — skwitował Zawacki.
Mężczyzna poczuł w sobie chęć wypicia setki na ex, jednak w tej chwili nie miał takiej możliwości. Podszedł więc do czajnika, włączył go, następnie nasypał sobie kawy do kubka i czekał aż woda się zagotuje. W tym czasie szef zwrócił się do Podkowy i Wrony.
— Na czym to skończyliśmy?
— Że poziom przestępczości w naszym mieście nieznacznie wzrósł — odparł aspirant.
— Właśnie.
— A powinien?
— Spaść.
— Dobrze podkomisarzu Wrona.
— Ale jeśli będziemy mieli policjantów, którzy zamiast ścigać przestępców, patrzą tylko jak tu się napić, to nasze chęci pójdą na marne.
W końcu Zawacki zrobił sobie kawę i z kubkiem w ręku podszedł do swojego krzesła aby usiąść. Przez moment przysłuchiwał się rozmowie, potem jakby się zawiesił. Pomyślał o Patrycji, kobiecie którą wczoraj poznał. Ciekawe co teraz porabia, ukradkiem spojrzał na telefon czy aby nie ma jakiejś wiadomości.
— Nudzisz się? — zapytał go szef.
— Ależ skąd — odparł.
— To pij tą kawę i bierz się do roboty.
— Oczywiście.
Zawacki pracował nad zabójstwem kobiety, której to zwłoki znaleziono w piwnicy bloku, przy ulicy Cichej 11/6. Nie jaka Maria Dałkowska lat 46, sprzedawczyni w sklepie spożywczym została znaleziona martwa. Policję zawiadomił jeden z mieszkańców, Piotr Trębacz. Wszedł do piwnicy po ziemniaki, zauważył otwarte drzwi i nogę wystającą z pomieszczenia. Zaniepokoił się tym faktem, jednak dalej nie wchodził. Po przyjeździe na miejsce funkcjonariuszy, w tym podkomisarza Zawackiego, stwierdzono zgon kobiety. Śmiertelny cios w głowę zadano tępym narzędziem, którego to do tej pory nie znaleziono. Częściowo obnażone ciało kobiety, wskazywałoby na próbę gwałtu, jednak do niczego nie doszło. Widocznie ktoś spłoszył mordercę lub nie był w stanie współżyć. Sekcja zwłok wykazała brak oznak bronienia się denatki, więc sprawca mógł znać ofiarę lub wziąć ją z zaskoczenia. Przesłuchano świadków na okoliczność morderstwa, sąsiadów kobiety, jej byłego męża ponieważ mieszkała sama, oraz znajomych z pracy. Zabezpieczone ślady i pobrane próbki odcisków palców nic nie wykazały. Więc sprawca działał w rękawiczkach, lub jego dane nie figurują w rejestrze policyjnym. Śledztwo stanęło w martwym punkcie, od zdarzenia mijają już dwa miesiące a podkomisarz Zawacki nie rozwiązał sprawy do końca.
— Coś ciekawego w sprawie Dałkowskiej? — zapytał go komisarz Nawrocki.
— Na razie nic.
— Mówisz tak codziennie.
— A co mam powiedzieć?
— Że sprawa się ruszyła, że mamy podejrzanego.
— Niestety nie mamy.
— Jakbyś się może wziął za tą sprawę, to i wyniki by się znalazły.
— Co mam zrobić? — chodzić codziennie na zakupy, do tego sklepu gdzie pracowała denatka?
— A może to dobry pomysł — oświadczył szef.
— Może morderca kobiety w ten sposób ją poznał.
Andrzejowi coś nagle zaświtało w głowie, wypił dwa łyki kawy i się zamyślił. Może faktycznie to dobry pomysł, pokręcić się trochę w tamtej okolicy. Że też wcześniej sam na to nie wpadł, ale jak miał to zrobić, skoro każdą wolną chwilę poświęcał na to aby się napić. Nawet teraz pijąc kawę, krzywił się nieznacznie. Wolał przecież wychylić coś mocniejszego, jednak nie w tym towarzystwie. Jaka szkoda że jego koledzy po fachu, nie popierają jego zainteresowań napojami wyskokowymi. Łatwiej i przyjemniej by mu się przez to pracowało, a może i wyniki w śledztwie byłyby zadowalające. A tak trafili mu się kumple, którzy za awans i pochwałę w rozkazie wbiliby mu nóż w plecy.
— Dobra panowie, szkoda naszego cennego czasu.
— Idźcie do siebie.
— Ja mam trochę papierkowej roboty — odparł komisarz.
— Tak jest szefie — odezwali się Podkowa i Wrona.
— Ty też możesz iść — zwrócił się do Zawackiego.
— Okej szefie.
Policjanci wyszli z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Andrzej skierował swe kroki do pokoju który zajmował sam. Kiedyś dzielił go z podkomisarzem Wroną, jednak Nawrocki przeniósł go do Podkowy. Zresztą Zawacki wolał pracować sam, kiedyś razem prowadzili sprawę o morderstwo. A jak przyszło co do czego, to Wrona całe zwycięstwo przypisał sobie, podlizując się szefowi. Jednym słowem niezła menda z tego gliniarza. W dodatku w jego towarzystwie, nie mógł się spokojnie napić. Teraz ma tę możliwość, więc kiedy już usiadł za biurkiem, nachylił się do szuflady i stamtąd wyciągnął nadpoczętą flaszkę wódki. Odkręcił nakrętkę i zrobił porządnego łyka, niczym nie popijając. W tym czasie zadzwonił jego telefon, spojrzał na wyświetlacz, to była Patrycja. Przez moment zastanawiał się nad tym, czy ma odebrać połączenie. W końcu schował butelkę do szuflady.
— Halo?
— To ty Andrzeju?
— Tak to ja.
— Gdzie jesteś?
— W pracy.
— Możesz rozmawiać? — zapytała go.
— Mogę.
— Co porabiasz?
— Akurat wróciłem z narady od szefa.
— Pewnie masz dużo pracy?
— Trochę by się uzbierało — odparł mężczyzna.
— Znalazłbyś czas na kawę ze mną?
— O której?
— A o której możesz?
— Za godzinę.
— Może być.
— Gdzie się spotkamy?
— Na przeciwko mojego sklepu jest kawiarnia.
— Rozumiem.
— Będę tam.
— Przyjdę jak tylko się stąd wyrwę — odparł Andrzej.
— Jak się dzisiaj czujesz?
— Chyba dobrze.
— To nie przeszkadzam, czekam na ciebie.
— Na razie.
Po skończonej rozmowie Zawacki miał mieszane uczucia, wiedział że chce się napić. Jednak jest w pracy, w każdej chwili może być wezwany do starego. A jeśli będzie jakiś wyjazd w teren? W dodatku Patrycja chce się z nim spotkać, jak jeszcze raz pociągnie z butelki, kobieta od razu skapnie się że dzisiaj pił i to całkiem niedawno. Posrane to wszystko, dlaczego ma wybierać co jest dla niego lepsze? Mógł zostać w mieszkaniu, urżnąć się w pień a wcześniej jeszcze załatwić sobie chorobowe na cały tydzień. A tak tkwi w tym pokoju i ma dylemat co zrobić. Sięgnął więc znów do szuflady, pociągnął łyka z butelki i wtedy wyszedł na korytarz. Chciał zajrzeć do gabinetu szefa i powiedzieć mu że wychodzi. Bał się jednak że go zawoła do siebie, a wtedy poznałby od razu że coś jest na rzeczy. Wolał więc skierować swe kroki na zewnątrz budynku. Na świeżym powietrzu poczuł się lepiej, w dodatku sięgnął po papierosa i go zapalił. Spojrzał na zegarek, do spotkania z kobietą miał całe czterdzieści pięć minut. Mógł więc iść spokojnym krokiem, nie spiesząc się. Szkoda tak szybko wypocić alkohol z organizmu, teraz czuł się swobodnie i niech tak zostanie jak najdłużej. Kiedy w końcu dotarł na miejsce, zauważył Patrycję jak macha do niego siedząc przy oknie w kawiarni. Zgasił niedopałek papierosa, poprawił nieco swoją garderobę i ruszył do drzwi wejściowych. Kiedy znalazł się w środku, jego znajoma wstała z miejsca aby się z nim przywitać. Kiedy zbliżyła się do jego ust, poczuła woń alkoholu. W tym momencie uśmiech na jej twarzy lekko zelżał. Mężczyzna to zauważył i spuścił na chwilę z niej wzrok.
— Witaj Andrzeju.
— Hej Patrycja.
— Chodź usiądziemy.
— Czego się napijesz? — zapytała go.
— Mocnej kawy.
— Z mlekiem?
— Raczej bez.
Kiedy podeszła do nich kelnerka, kobieta złożyła zamówienie.
— Dwie kawy poprosimy, jedna podwójna bez mleka a druga dla mnie z mlekiem.
— Rozumiem, zaraz podam — odparła kelnerka.
Patrycja spojrzała na swojego znajomego, był w dobrym humorze, jednak zmęczenie rysowało się na jego twarzy, tego nie da się ukryć.
— Jak ci się spało? — zapytała go.
— W miarę dobrze a tobie?
— Też niczego sobie.
— Jak postanowienia?
— Mianowicie? — zapytał Andrzej.
— No te alkoholowe.
— A o to ci chodzi.
— No cóż, jakby ci tu powiedzieć, to nie takie proste.
— Wiem że to wymaga poświęceń — odparła jego znajoma.
— Może jakbym zmienił pracę na inną.
— Czyli jaką? — zapytała.
— No nie wiem, mniej stresującą.
— Robiłeś w swoim życiu coś innego, przed pracą w policji?
— Tak.
— Co to było?
— Byłem wojskowym.
— Czyli zmieniłeś tylko mundur na inny?
— Zgadza się.
— Nie umiem robić nic innego, a jestem w takim wieku że przekwalifikowanie się nie wchodzi raczej w grę — odparł.
— Rozumiem cię.
— A jakby cię wyrzucili z policji, co byś zrobił? — przepraszam za bezpośredniość.
— Nie wiem, chyba sięgnąłbym dna.
— Więc masz o co walczyć — dodała Patrycja.
— No a ty?
— Co ja?
— Jak tobie się udało zerwać z piciem? — zapytał ją.
— Wiesz Andrzeju, to jest dopiero dwa miesiące.
— Codziennie mam pokusę aby się znowu napić.
— Serio?
— No tak, wiesz w sklepie nie ma ruchu, interesy nie idą tak jak sobie to zaplanowałam. W dodatku córka mnie nie szanuje, a wymagania ma takie jak królowa Anglii.
— Zawsze jest coś nie tak, więc kiedy ręce opadają i dopada mnie chandra, to wtedy myślę aby znów się nawalić i nie myśleć o niczym.
— Nie trzeba być policjantem czy też wojskowym aby mieć chęć na alkohol. Jeszcze ten brak bliskiej osoby, w której to miałabym jakiekolwiek wsparcie.
— Myślisz o mężczyźnie?
— Zgadłeś mój drogi.
— Więc brakuje ci mężczyzn?
— Nie mężczyzn ale mężczyzny, wystarczy mi jeden abym poczuła się kochana i potrzebna.
— To dlaczego żadnego nie szukasz?
— A skąd wiesz że nie szukam?
— Nie wiem.
— Po rozwodzie rzuciłam się w wir randek, myślałam że odstawię jednego od siebie a za chwilę będzie ich mnóstwo.
— Będą się o mnie starać, rozpieszczać, nosić na rękach.
— A tak nie było? — zapytał mężczyzna.
— Wyobrażenia kobiety o związku to jedno, a rzeczywistość to drugie.
— Czyli rozczarowałaś się?
— I to bardzo.
W tym czasie kelnerka przyniosła kawę, postawiła filiżanki na stoliku i odeszła życząc smacznego.
— Czym się rozczarowałaś?
— Całą tą męską rasą.
— Kogo poznałam a potem się z nim spotkałam, to myślał tylko o jednym aby mnie przelecieć i zdążyć jeszcze na mecz w telewizji.
— Serio?
— No może nie dosłownie, ale tak mniej więcej było.
— Czyli trafiali ci się sami nieudacznicy?
— Czułam się poniekąd jak na jakimś targu niewolników, dobrze że nie zaglądali mi jeszcze w zęby. Chociaż trafił mi się jeden dentysta, co lustrował mój uśmiech. W pewnym momencie zaproponował mi usunięcie kamienia nazębnego w promocyjnej cenie.
— Żartujesz? — zaśmiał się Andrzej.
— Wcale nie, tak było.
— Jak nie maminsynki to notoryczni podrywacze i debeciarze.
— Może szukałaś tam gdzie nie trzeba?
— A gdzie mam szukać, skoro większość dnia siedzę w sklepie. Tylko internet przychodził mi do głowy.
— Co prawda koleżanki wyciągnęły mnie kilka razy do klubu, jednak po paru drinkach myślałam tylko o jednym.
— Aby cię ktoś przeleciał?
— Właśnie że nie.
— A co?
— Chciało mi się spać — odparła Patrycja.
— W końcu znalazłaś kogoś odpowiedniego?
— Był taki jeden Marcin.
— No i co z nim?
— Okazał się kłamcą i żonatym.
— Czyli standard.
— Wiesz jak to kobietę boli, kiedy starasz się uwierzyć w każde jego słowo które do ciebie mówi. A na końcu i tak to wszystko okazuje się kłamstwem.
— Czyli dałaś sobie spokój z facetami?
— Chciałabym ale nie mogę.
— Wolisz cierpieć?
— Może w końcu trafię na tego jedynego — odparła kobieta.
— Może będziesz nim ty.
— Ja? — Andrzej o mało co nie parsknął kawą na swoją znajomą.
— A co, nie nadajesz się do związku?
— Czy ja wiem, kiedyś w jednym byłem.
— I co poszło nie tak?
— Mówiłem ci przecież, moja praca.
— Ale przecież dużo policjantów jest w związkach.
— I jak one wyglądają?
— Nie wiem, powiedz mi.
— Właśnie tak że ich nie ma, są tylko formalnością na papierze, sztucznie podtrzymywane przez jednego z małżonków. Ze względu na rodzinę, dzieci lub z innego powodu.
— Smutne to co mówisz — odparła.
— Chciałaś znać prawdę to ci ją wyjawiłem.
— Czyli co, chcesz być sam do końca swoich dni?
— Tego nie powiedziałem.
— Też czasami mam ochotę na kobietę, choć zdarza się to u mnie coraz rzadziej.
— Zadowalasz się sam? — przepraszam za wyrażenie.
— Zdarza mi się.
— A nie wolałbyś robić tego z kobietą?
— A jeśli jej nie ma pod ręką?
— A co myślisz o mnie?
— Że robisz błąd.
— Dlaczego?
— Bo mnie nie znasz.
— Ale chcę ciebie poznać — dodała Patrycja.
— Nie masz dość zmartwień?
— Mam, ale chcę zaryzykować.
— Naprawdę?
— Tak.
— Wiesz, podobasz mi się ale…
— Ale co?
— Sam nie wiem.
— Co ci szkodzi, najwyżej bzykniemy się raz, jak ci się to nie spodoba to zostaniemy przyjaciółmi — odparła kobieta.
— A mój nałóg?
— Popracujemy nad nim.
— Sam nie wiem.
Patrycja chwyciła swoją dłonią rękę mężczyzny i spojrzała mu w oczy, on odwzajemnił się tym samym. Trwali tak chwilę w milczeniu, jakby wymieniali się swoimi myślami. W tym czasie zadzwonił telefon mężczyzny, który wyrwał ich z tego letargu. Andrzej ocknął się, zabrał swoją dłoń którą to wyciągnął telefon z kieszeni kurtki.
— Przepraszam cię na moment.
— Kto dzwoni?
— Mój szef.
— To odbierz.
— Halo szefie?
— Zawadzki gdzie się podziewasz?
— Jem lunch na mieście.
— To kończ szybko i wracaj na komisariat.
— Stało się coś?
— A żebyś wiedział!
— Zaraz będę — odparł mężczyzna.
— Musisz iść? — spytała go.
— Niestety.
— Ale spotkamy się wieczorem?
— Dam ci znać, dobrze?
— Będę czekała na telefon.
Andrzej dopił swoją kawę, podziękował kobiecie za spotkanie. Chciał zapłacić rachunek, ale ona mu na to nie pozwoliła.
— Następnym razem.
— No dobrze.
Kobieta odprowadziła wzrokiem swojego znajomego do wyjścia, będąc na ulicy pomachał jej na do widzenia i zniknął za rogiem. Korzystając z okazji że jest sam, wyciągnął z kieszeni papierosa i go zapalił. Mijał przechodniów, puszczając na nich co jakiś czas kłęby dymu. Miał świadomość że nie każdemu to pasuje, jednak nie jest to prawnie zabronione więc z tego przywileju korzysta. Czuł że trzeźwieje, alkohol który miał do tej pory w swoich żyłach przestał działać. Chęć napicia się była większa, niż praca którą wykonywał. Postanowił więc wstąpić do sklepu po „małpkę”, żeby móc wlać w siebie dawkę procentów. Tak też zrobił, ale żeby dwa razy nie kupować, zaopatrzył się w dwie piersiówki. Jedną opróżnił w zaułku bramy, prowadzącej do jednej z kamienic. Drugą zostawił sobie na później, kiedy ta pierwsza przestanie już działać. Humor mu się nieznacznie poprawił, kiedy wchodził do budynku komendy. Zapukał do drzwi gabinetu szefa, po usłyszeniu jego głosu wszedł do środka.
— Jesteś wreszcie — odezwał się do niego Nawrocki.
— Jestem.
— Pewnie chcesz kawy?
— Niekoniecznie.
— Akurat nie ma na to czasu — odparł szef.
— Aż tak źle?
— Jest robota do zrobienia.
— Jaka?
— Dobrze że pytasz.
— Jest kolejna ofiara.
— To znaczy?
— Zginęła kolejna ekspedientka z tego sklepu.
— Bierz Wronę ze sobą i jedźcie tam.
— Gdzie znaleziono ciało? — zapytał mężczyzna.
— W kolejnej piwnicy.
— Adres masz tutaj na kartce, Ewa Tokarz, lat trzydzieści sześć, samotna, ulica Długa 2/18.
— To wszystko, możecie tam jechać — dodał komisarz.
Wrona spojrzał na Zawadzkiego i lekko westchnął, tak jakby praca z kolegą po fachu nie była szczytem jego marzeń tylko przykrym obowiązkiem. Obaj wyszli na korytarz, tam Andrzej się do niego odezwał.
— Jedziemy autem?
— A co, masz zamiar drałować na piechotę? — zapytał Wrona.
— No nie.
— Więc chodź ze mną na parking.
Kiedy byli już przy aucie podkomisarza, mężczyzna sięgnął po papierosa. To nie spodobało się jego koledze.
— Teraz chcesz palić?
— A kiedy?
— Może najpierw pojedźmy tam.
— Coś ty taki nerwowy? — zapytał go Zawacki.
— Bo z tobą to tak zawsze.
— Co zawsze?
— Jak nie papierosy to alkohol i tak w kółko.
— Masz coś do mnie?
— Tak.
— To mów.
— Mógłbyś się w końcu ogarnąć — zasugerował mu kolega po fachu.
— Wiesz co, mi też nie pasuje to że razem pracujemy. Ale to nie koncert życzeń, tylko szara rzeczywistość. Więc skargi i zażalenia kieruj do szefa, a nie do mnie.
W końcu obaj gliniarze odjechali z parkingu, szarym golfem w kierunku ulicy Długiej. Kiedy byli już na miejscu, w końcu Andrzej mógł sobie zapalić. Oprócz nich byli też technicy, którzy czekali aż ci dwaj łaskawie zbadają zwłoki kobiety, aby potem przejść do swoich czynności. Po schodach do piwnicy pierwszy zszedł Wrona, za nim podążył jego partner. Obok zwłok kobiety stało dwóch mundurowych i jeden cywil, zapewne świadek który ją tam znalazł.
— Dzień dobry panowie.
— Dzień dobry.
— Co my tu mamy? — zagadał do nich podkomisarz.
— Martwą kobietę.
— A coś więcej?
— Ten pan ją tu znalazł — odparł jeden z policjantów.
— Jak się pan nazywa?
— Dariusz Olszański.
— Mieszka pan w tym bloku? — ciągnął Wrona.
— Tak, na drugim piętrze.
— A denatka?
— To Ewa Tokarz, spod osiemnastki.
— Mieszkała z kimś?
— Ma pan na myśli mężczyznę? — zapytał świadek.
— Pytam czy miała rodzinę, czy mieszkała sama?
— Z tego co wiem to mieszkała samotnie, chociaż od czasu do czasu sprowadzała do siebie jakichś facetów.
— Czyli mieszkali z nią?
— Pewnie tak, ale nie za długo.
— To znaczy?
— Zaglądali do niej raczej w weekendy — odparł świadek.
— Rozumiem.
Kiedy podkomisarz przesłuchiwał mężczyznę, Zawacki w tym czasie pochylił się nad ofiarą i dokonywał oględzin zwłok kobiety. Leżała sztywna na wznak, z rozdartą na piersi koszulą i ściągniętymi spodniami do kostek. Widać że sprawca chciał ją wykorzystać seksualnie, może nawet to zrobił, ponieważ piersi kobiety były wyciągnięte na zewnątrz biustonosza. Jak też jej łono było pozbawione majtek, które zatrzymały się na kostkach ofiary. Na szyi były widoczne ślady od duszenia, jakby sprawca zaciskał na niej swoje dłonie.
— Zauważyłeś coś? — zwrócił się Wrona do partnera.
— Myślę że to ten sam napastnik.
— Po czym to stwierdzasz?
— Po ułożeniu zwłok.
— Ja bym nie był tego taki pewien.
— Oczywiście, coś więcej będzie wiadomo dopiero po sekcji zwłok.
— Masz może jakieś pytania do świadka?
— Ci mężczyźni?
— Tak?
— Jacy oni byli?
— Nie rozumiem? — odparł Olszański.
— No wie pan, wyróżniali się czymś szczególnym?
— Mianowicie?
— Mieli jakieś blizny, tatuaże, może któryś z nich nosił brodę, okulary?
— Nie przyglądałem się im za bardzo — odparł świadek.
— Nawet z ciekawości?
— W bloku ludzie się zazwyczaj nie znają.
— Ale jak nazywa się denatka, to pan wiedział?
— To co innego.
— Mianowicie?
— Robiłem zakupy w sklepie, w którym ona sprzedawała — odparł mężczyzna.
— Ja też robię zakupy, a jakoś nie znam nazwisk ekspedientek — dodał Zawacki.
— Powiem szczerze, że pani Ewa podobała mi się jako kobieta.
— Ma pan żonę?
— Nie, mieszkam sam.
— Ile ma pan lat?
— Czterdzieści — odparł Olszański.
— Stary kawaler?
— Tak.
— Co to ma wspólnego z zabójstwem? — zapytał go Wrona.
— Nie przeszkadzaj mi.
— Skoro interesował się pan denatką, to pewnie zauważył pan kogoś w sklepie, kto też często robił tam zakupy?
— Możliwe.
— Więc jak on wyglądał?
— Niech się zastanowię — odparł świadek.
— Byle szybko — ponaglił go Wrona.
— A gdzie ci się spieszy?
— Nie będę tu tkwił, w tej piwnicy cały dzień — dodał partner.
— To idź na ulicę, jak się źle czujesz.
Podkomisarz Wrona spojrzał na swojego kolegę po fachu, raczej nieprzychylnym wzrokiem. Jakby dawał mu widoczne znaki zniechęcenia jego osobą. Po czym machnął ręką i wyszedł z miejsca zbrodni.
— A może to pan jest mordercą? — zaskoczył go pytaniem Zawacki.
— Ja?
— W końcu już dwie kobiety zginęły w ten sam sposób, w dodatku koleżanki z pracy.
— To nie ja — wzbraniał się mężczyzna.
— Spokojnie panie Olszański, żartowałem.
— Ładne mi żarty panie komisarzu.
— Nie zna się pan na żartach?
— Znam, ale nie na takich.
— A wracając do rozmowy, znał pan tą drugą kobietę?
— A jak się nazywała?
— Maria Dałkowska.
Policjant wyciągnął zdjęcie z kieszeni i pokazał je mężczyźnie. Ten chwilę na nie patrzył, w końcu się odezwał.
— Teraz kojarzę.
— To ona też nie żyje? — a ja myślałem że może się zwolniła, lub jest na urlopie.
— Do niej pan nie zagadywał?
— Do niej nie, choć też ładna kobieta — stwierdził Olszański.
— Jak często robi pan zakupy w tym sklepie?
— Niech pomyślę.
— Raz, dwa razy w tygodniu? — dopytywał podkomisarz.
— Trochę częściej.
— Częściej?
— Tak, prawie codziennie — odparł świadek.
— Co można kupować codziennie?
— Chleb, bułki, piwo, takie tam rzeczy.
— A teraz, jak Ewa Tokarz nie żyje?
— No nie wiem, zawsze chodziłem dla niej — stwierdził.
— Wracając do klientów sklepu, to kto też tak często jak pan robił tam zakupy?
— Było kilku facetów.
— Zna pan kogoś z nich?
— Nie bardzo.
— No dobra, nie będę już pana męczył. Jakby sobie pan coś przypomniał, odnoście sprawy to proszę dać nam znać na komisariat.
— Obojętnie komu? — spytał Olszański.
— Najlepiej mi osobiście.
Podkomisarz wyciągnął z kieszeni kartkę i długopis, zapisał na niej swój numer telefonu i dał go świadkowi.
— To wszystko, jest pan wolny.
— Dobra panowie, możecie wziąć się za zwłoki — zwrócił się do techników.
Sam wyszedł schodami na górę do klatki schodowej, a stamtąd na ulicę. Kiedy był już na chodniku przed blokiem, sięgnął do kieszeni po papierosy, wyciągnął jednego i zapalił. Wtedy uświadomił sobie, że jego kolegi już nie ma ani jego auta. Wygląda na to że miał już dosyć towarzystwa Zawackiego i go normalnie zostawił. Gliniarz uśmiechnął się pod nosem, potraktował to jako przysługę. Teraz miał okazję, do opróżnienia drugiej buteleczki z alkoholem. Wrócił więc na klatkę schodową i tam najzwyczajniej w świecie, sięgnął po piersiówkę i ją opróżnił. Od razu poczuł się lepiej, wódka spłynęła mu po gardle do przełyku, a stamtąd do żołądka. Takie przesłuchania na miejscu zbrodni są bardzo wyczerpujące. Szczególnie gdy męczy kac, który już od dawna nie opuszcza naszego podkomisarza. Kiedy mężczyzna znów znalazł się na ulicy, postanowił nie czekać na powrót Wrony, tylko na pieszo udał się w kierunku komisariatu. Po drodze jednak zajrzał do sklepu, gdzie wcześniej pracowały obie denatki. Miał zamiar zrobić tam drobne zakupy, no i się rozejrzeć. Kiedy był już na miejscu, wszedł do marketu, wziął do ręki koszyk i ruszył pomiędzy półki. O tej porze nie było dużo ludzi, nie mniej jednak ktoś zawsze się kręci tak jak on teraz. Co mógł facet uzależniony wsadzić do swojego koszyka? Oczywiście kolejne dwie małpki z alkoholem. Kiedy więc podszedł do kasy i wyłożył swoje zakupy na taśmę, spotkał się ze wzrokiem politowania ze strony ekspedientki.
— Kartą czy gotówką? — usłyszał pytanie.
— Zaraz zobaczę, czy mam drobne — odparł zmieszany.
Chwilę to trwało, nim zapłacił za alkohol.
— Poproszę jeszcze papierosy.
— Jakie?
— Camele.
Kiedy było już po wszystkim, policjant korzystając z okazji że przy kasie nie ma nikogo, zagadał do kobiety.
— Długo pani już tu pracuje?
— Nie rozumiem?
— Jestem z policji — mężczyzna pokazał swoją odznakę i legitymację.
Ekspedientka lekko się zmieszała, w tym czasie podeszła do nich inna pracownica. Okazało się że to kierowniczka sklepu.
— Ten pan jest z policji — zwróciła się do przełożonej.
— Ach tak.
— Nazywam się podkomisarz Andrzej Zawacki.
— Prowadzę dochodzenie w sprawie zabójstwa pani pracownic.
— Rozumiem.
— Może przejdziemy na zaplecze? — zaproponowała kierowniczka.
— Ależ oczywiście.
Kiedy byli już na osobności, kobieta zaproponowała aby oboje usiedli. Mężczyzna chętnie skorzystał z tej propozycji.
— Mógłbym tutaj zapalić? — spytał.
— Proszę bardzo, od razu ja sobie zapalę.
— Może Camele?
— Wolę swoje — odparła z uśmiechem kierowniczka.
— Ależ oczywiście.
Kiedy oboje już siedzieli w fotelach i palili papierosy, kobieta zaproponowała do tego kawę.
— Skoro pani taka miła, to bardzo chętnie.
— To żaden problem — odparła.
Kiedy już kawa była na stole, mężczyzna zaczął rozmowę.
— Nie dziwi to panią?
— Co takiego?
— Te morderstwa pani pracownic? — zapytał podkomisarz.
— Oczywiście że dziwi.
— Wie pan, jedno zabójstwo można jeszcze jakoś wytłumaczyć.
— Ale już dwa, w dodatku tak krótkim odstępie czasu.
— No właśnie.
— Nie zauważyła pani czegoś podejrzanego w sklepie? — ciągnął Zawadzki.
— Takich znaczących incydentów nie było.
— Co prawda czasami ktoś się awanturuje, ktoś coś ukradnie z półki i schowa sobie do kieszeni. Jakiś menel wypije na miejscu małpkę i udaje że nic się nie stało.
W tym momencie policjant poczuł się nieswojo, sam miał w kieszeniach kurtki wspomniane wcześniej małpki, jednak on za swoje zapłacił. Nie mniej jednak też pewnie był postrzeżony przez ekspedientkę, jako ten człowiek drugiej kategorii.
— W sklepie jest monitoring? — zapytał kierowniczkę.
— Oczywiście.
— Sprawny?
— O tyle o ile — odparła kobieta.
— To znaczy?
— Wie pan komisarzu, to stary sprzęt więc często się psuje.
— Rozumiem.
— Czy ktoś z policji, zwracał się do pani o udostępnienie nagrań?
— Jeszcze nie.
— Pozwoli pani że ja do nich zajrzę.
— Ależ oczywiście, nie mam nic przeciwko.
— Tylko może najpierw dokończymy kawę?
— Ma się rozumieć droga pani.
Teraz policjant lepiej się przyjrzał swojej rozmówczyni. Kierowniczka sklepu miała około czterdziestki, włosy krótkie farbowane na blond, dosyć mocny makijaż na twarzy, oczy ciemne, uśmiech wskazywał na ładne uzębienie. Nie za wysoka, raczej szczupła, ubrana w firmowy fartuszek i spódnicę przed kolana, na nogach nie za wysokie szpilki. Ona też zlustrowała swojego rozmówcę i powiem szczerze była nim pozytywnie zaskoczona. Po skończonej kawie i papierosie, oboje przeszli do pomieszczenia gdzie znajdował się magnetowid rejestrujący podgląd z kamer.
— Pokaże mi pani co i jak? — zaproponował gliniarz.
— Okej, w porządku — uśmiechnęła się.
— Tutaj wchodzi pan na datę zapisu, a tutaj przewija pan do przodu lub do tyłu.
— Chyba sobie poradzę — odparł lekko zażenowany.
— To nic trudnego.
— Może dla pani, dla mnie to czarna magia.
— Nie macie komputerów na komisariacie? — spytała go.
— Mamy.
— Ale nie korzysta pan?
— Czasem jestem zmuszony — odparł podkomisarz.
— Jestem gliniarzem starej daty.
— Takim jak Columbo?
— Prawie.
— Czas nie stoi w miejscu, wszystko idzie do przodu — dodała kobieta.
— I to mnie martwi.
— Nie jest tak źle.
— Jak pan chce, to chwilę panu potowarzyszę — zaproponowała.
— Będę wdzięczny.
— Czy już sklep zatrudnił nowe ekspedientki?
— Na razie jedną — odparła.
— W jakim jest wieku?
— To młoda osoba, prawie po szkole.
— Rozumiem.
— Tamte kobiety były starsze?
— Zgadza się.
— Do czego pan zmierza? — zapytała kierowniczka.
— Jakimi kategoriami kieruje się zabójca, czy bierze pod uwagę tylko wygląd kobiet, a może też i ich wiek — odparł policjant.
— A może jedno i drugie — dodała.
— Możliwe.
— Myśli pan że te młodsze będą już bezpieczne?
— Tego nie wiem.
— Chciałbym żeby tak było, w ogóle chciałbym już złapać mordercę — odparł.
— To już się staje niebezpieczne.
— No tak, dwa morderstwa.
— To nie New Jork, żeby machnąć na to ręką.
— Właśnie.
— Mogę tu zapalić? — zwrócił się do kobiety.
— Jak pan musi.
— Wie pani chciałbym pracować, bez konieczności przerywania pracy.
— Tylko uchylę okno.
— Dziękuję.
Po chwili oboje palili papierosy i przeglądali nagrania z kamer. Po pół godzinie kobieta go opuściła, ponieważ była potrzebna na sklepie. Zawacki korzystając z okazji że został sam, sięgnął do kieszeni po flaszeczkę z alkoholem. Odkręcił nakrętkę i przechylił zawartość do ust, po chwili buteleczka była już pusta. Schował ją do kieszeni, jak gdyby nigdy nic. Od razu mu się umysł rozjaśnił, nawet zauważył kilka ciekawych sytuacji. Na przykład twarz mężczyzny płacącego za zakupy, przy kasie którą obsługiwała denatka numer jeden, czyli Maria Dałkowska. Dziwnie się patrzy na kogoś, kto już nie żyje, takie miał odczucie nasz podkomisarz. W tym czasie wróciła do niego kierowniczka.
— Ma pan coś ciekawego? — zapytała go.
— Chyba tak.
— Widzi pani tego mężczyznę?
— Tak widzę.
— I co?
— Faktycznie jakiś dziwny — odparła kobieta.
— No właśnie.
— Ten jego wzrok, jakby ją prześwietlał.
— To może być on? — zapytała kierowniczka.
— Prawdopodobnie, choć nie mamy pewności.
— Zrobię sobie jego zdjęcie, a potem wrzucę do bazy danych jak już będę u siebie.
— Jeszcze będzie pan przeglądał?
— Jeśli to nie problem.
— Ależ nie, proszę sobie nie przeszkadzać.
Po dwóch godzinach ślęczenia przed monitorem, Zawacki miał już dość. Tak nadymił papierosami w pomieszczeniu, że można było przysłowiową siekierę zawiesić.
— Na dzisiaj wystarczy — oświadczył kobiecie.
— Rozumiem.
— Jakby co, to może pan tu wrócić — zaproponowała.
— Dziękuję pani za współpracę.
— Ja również.
Kierowniczka sklepu wyprowadziła policjanta na zewnątrz, tam zwrócił się jeszcze do niej.
— Ma pani zdjęcie tego mężczyzny.
— Tak, mam.
— Proszę je pokazać wszystkim pracownicom.
— Jakby się pojawił w sklepie, proszę mnie o tym zawiadomić.
— Tylko dyskretnie, żeby faceta nie spłoszyć.
— Rozumiem.
— Tutaj jest mój numer telefonu.
— Proszę do mnie dzwonić o każdej porze.
— Nawet w nocy?
— Jak będzie trzeba.
— W porządku panie komisarzu.
— To na razie tyle, dziękuję pani za współpracę i do widzenia.
— Do widzenia.
Kierowniczka wróciła do swoich obowiązków, Zawacki zaś sięgnął po papierosa, zapalił go i ruszył w kierunku komisariatu. W tym czasie zadzwonił jego telefon, okazało się że to szef.
— Halo komisarzu?
— Gdzie jesteś? — zapytał go Nawrocki.
— Akurat wracam ze sklepu.
— Co ty na zakupach byłeś, w czasie pracy?
— Zajrzałem do sklepu, gdzie pracowały obie denatki, przejrzałem monitoring, przesłuchałem ekspedientki.
— To czemu nie wziąłeś ze sobą Wronę?
— Bo mi uciekł.
— Jak to?
— Normalnie, wsiadł do auta i odjechał — odparł policjant.
— Dobra, wracaj do komisariatu.
— Tak jest szefie!
Połączenie zostało zakończone, mężczyzna mógł odetchnąć. Co prawda rozmowa z przełożonym nie należy do przyjemności, jednak Zawacki przez tyle lat pracy w policji zdążył się już do tego przyzwyczaić. Traktował to jako zło konieczne, jak gorzką pigułkę którą musi przełknąć. Kiedy był już niedaleko celu, nagle zmienił kierunek przemieszczania się. Postanowił odwiedzić Patrycję w jej sklepie. Jednak żeby to zrobić, musiał coś łyknąć na odwagę. Dlatego wszedł w bramę jakiegoś podwórza i tam wychylił ostatnią małpkę która mu została. Pozbył się obu pustych buteleczek, nie chciał aby zajmowały mu niepotrzebnie miejsce w kurtce. Wiedział że ten strzał alkoholu, wystarczy mu na około dwie godziny, potem znów będzie musiał pójść na zakupy. Kiedy był już na przeciwko sklepu kobiety, postanowił wypalić jeszcze papierosa. Nagle ktoś zaczął do niego machać, to Patrycja zauważyła go przez okno wystawowe. Pociągnął jeszcze dwa machy, zgasił butem niedopałek i ruszył w jej kierunku. Ona wyszła mu naprzeciw.
— Co za miła niespodzianka!
Pocałowała mężczyznę na powitanie, ten odwzajemnił się tym samym.
— Wpadłem cię odwiedzić — odparł z uśmiechem.
— Dobrze zrobiłeś.
— Napijesz się kawy?
— Bardzo chętnie.
Kobieta wyczuła od niego świeżą woń alkoholu, to ją lekko zaniepokoiło, jednak nie chciała poruszać tego tematu. Znają się zbyt krótko aby mogła ingerować w jego życie prywatne. A nie chce się zachowywać jak jego żona, którą przecież nie jest. Jednak trochę ją to zabolało, co prawda poznali się na mitingu, jednak zaczęło jej na nim zależeć do tego stopnia, iż zaczyna się o niego martwić. Andrzej zobaczył lekkie przygaszenie w jej oczach.
— Wszystko w porządku? — zapytał ją.
— Tak.
— A jak interes?
— Miałam od rana dwie klientki, trochę zarobiłam.
— To dobrze — zauważył.
Kiedy Patrycja przyniosła kawę, oboje usiedli na zapleczu jej sklepu. Kobieta uśmiechnęła się do niego i zaczęła rozmowę.
— Co w pracy u ciebie?
— Wszystko w porządku.
— Jak śledztwo?
— Powoli idzie do przodu — odparł podkomisarz.
— A twoja córka?
— Jola?
— Tak ma na imię?
— Zgadza się.
— No cóż, jak to nastolatka, zmienność nastrojów i niechęć do matki — odparła kobieta.
— Daje ci popalić?
— Czasami.
— Ale mam nadzieję że z tego wyrośnie.
— Kiedyś na pewno — dodała Patrycja.
— A twoja walka?
— To znaczy? — zapytał mężczyzna.
— No wiesz, chodzi o alkohol.
— No cóż, jakby to powiedzieć.
— On walczy ze mną a ja z nim — uśmiechnął się nieznacznie.
— Idziesz na kolejne spotkanie?
— AA?
— Tak.
— A kiedy to wypada?
— Jutro o 18.00.
— Może się wyrobię — odparł.
— A ty idziesz?
— Idę.
— To spotkamy się na miejscu?
— Oczywiście.
— Chyba że wcześniej wpadniesz do mnie i pójdziemy razem?
— Nie wiem jak się sprawy potoczą, wiesz jak to w policji — odparł Andrzej.
— Rozumiem.
— Jeszcze pewnie będzie okazja.
— Mam taką nadzieję.
W tym czasie ktoś wszedł do sklepu, zapewne jakaś klientka. Patrycja poderwała się z krzesła.
— Przepraszam cię na chwilę.
— W porządku.
— A, cześć Stella — dało się usłyszeć na zapleczu.
— Ładnie wyglądasz.
— Dziękuję, ty również.
— Nie tak jak ty — odparła właścicielka sklepu.
— Co u ciebie?
— Przyszłam zobaczyć nowy towar.
— Bardzo proszę.
Kiedy Patrycja była zajęta swoją klientką, mężczyzna dopił kawę. Miał ochotę na papierosa, jednak nie wypadało raczej tutaj palić. Więc wyszedł z ukrycia do obu kobiet.
— Idziesz już? — spytała go.
— Chciałem zapalić.
Klientka spojrzała z zaciekawieniem na policjanta, nawet przestały ją interesować ciuchy które oglądała. Teraz numerem jeden był on, ten nieznajomy którego ukrywała Patrycja.
— Widzę że masz gościa?
— Może nas sobie przedstawisz? — zasugerowała kobieta.
— Ależ oczywiście.
— Poznajcie się, mój znajomy Andrzej.
— A to moja koleżanka Stella.
— Miło mi.
— Mi również.
Stella była typem kobiety przebojowej, zgrabna szatynka o długich włosach sięgających połowy pleców. Ubrana w przewiewną sukienkę, uwydatniony dekolt pewnie robiony na zamówienie, wręcz wylewał się z rozpiętej kurtki. Oczy miała ciemniejsze od swojej koleżanki, no i te usta czerwone jak krew.
— Jesteście razem? — wypaliła bez ogródek.
— To znaczy ….
— Poznaliśmy się niedawno — wyręczył Patrycję.
— Nic się nie chwaliłaś — strofowała swoją koleżankę.
— Bo może nie ma czym — odparł mężczyzna.
— Wręcz przeciwnie, widzę tu fajnego przystojniaka.
— Pozwolisz że wyjdę na fajkę? — zwrócił się do Patrycji.
— Ależ oczywiście.
Kiedy Andrzej był na zewnątrz sklepu i palił papierosa, rozmowa między kobietami trwała dalej.
— Ale ciacho z tego twojego faceta.
— Gdzieś ty go dziewczyno wytrzasnęła?
— Poznałam go na mitingu — odparła Patrycja.
— Serio?
— No tak.
— To może i ja się tam wybiorę?
— A masz problem z alkoholem?
— Wiesz przecież, że lubię wypić sobie drinka — dodała Stella.
— Ale masz problem z uzależnieniem?
— Teraz to mam z nim problem.
— Podoba ci się Andrzej?
— No pewnie.
— Mi też.
— Cholera ty to masz szczęście — zauważyła koleżanka.
— Zawsze wyrwiesz najlepszego.
— A ty co sama jesteś?
— Już tak.
— Rozstałaś się z Piotrem?
— Oj tam zaraz rozstałaś, po prostu go pogoniłam i tyle.
— Coś przeskrobał?
— Znalazłam w jego telefonie inną dziunię — skwitowała Stella.
— Czyli jechał na dwa fronty?
— Na to wygląda.
— A ten twój Andrzej jest sam?
— Tak.
— Na pewno?
— Wiesz, tak mi mówił ale gwarancji nie dam.
— Chyba by cię nie oszukiwał?
— Ufam mu.
— Nie za szybko?
— Andrzej jest inny.
— A czym się zajmuje?
— Jest policjantem.
— Serio?
— Podkomisarz.
— Ściga morderców?
— Z tego co wiem to tak.
— Nie wygląda na gliniarza, chociaż czy ja wiem?
W tym czasie do sklepu zajrzał mężczyzna, który wypalił już papierosa i widząc kobiety w pełnej rozmowie oświadczył.
— Przepraszam cię Patrycjo, ale muszę już iść.
— Spieszysz się do pracy?
— Raczej tak.
— Trochę się u ciebie zasiedziałem.
— W porządku, rozumiem.
— To kiedy się spotkamy?
— Zadzwonię i dam ci znać — odparł mężczyzna.
— Okej.
— Miło było cię poznać — zwrócił się do Stelli.
— Mi również.
Zawacki ruszył w końcu w stronę komisariatu, jednak po drodze zrobił sobie przerwę na małe zakupy. Wiadomo czego potrzebował, kolejnych małpek dla podratowania swojego zdrowia fizycznego jak i psychicznego. Kiedy miał już w kieszeni alkohol, znów schował się w jakiejś bramie aby opróżnić jedną z buteleczek. Już taniej by było kupować litrową butelkę, tylko gdzie by ją chował? Może w jakiejś torbie, tylko czy ktoś widział gliniarza z torbą na ramieniu? Chyba nie, więc dalej będzie musiał kupować te śmieszne piersiówki. Kiedy wlał w siebie kolejną dawkę wódki, poczuł się znowu lepiej. Kiedy w końcu dotarł na zamierzone miejsce, minęło trochę czasu. Na korytarzu komendy, spotkał Wronę który akurat zamierzał wejść do gabinetu szefa. Obaj wymienili się mało zachęcającymi spojrzeniami.
— Jesteś wreszcie — zwrócił się do Zawackiego.
— Szef na ciebie czeka.
Obaj weszli przez drzwi, które otworzył jego partner. Na widok mężczyzny, komisarz Nawrocki uśmiechnął się przez zęby.
— No Andrzeju, w końcu dotarłeś?
— Tak szefie.
— Miałeś jakieś przygody po drodze?
— Nie rozumiem?
— Co to tak długo trwało? — ciągnął komisarz.
— Mówiłem panu że byłem w tym sklepie, gdzie pracowały denatki.
— To dlaczego nie wziąłeś ze sobą Wronę?
— Już panu mówiłem, że mi zniknął z oczu.
— A on twierdzi, że nie życzyłeś sobie jego osoby na miejscu zbrodni?
— Ja tak powiedziałem?
— Tak.
— Nic podobnego — oznajmił gliniarz.
— A co?
— Podkomisarz Wrona, strasznie się niecierpliwił podczas oględzin zwłok w piwnicy.
— Nie przykładał się zbytnio do przesłuchania świadka.
— To prawda?
— Ależ skąd szefie!
— Po prostu Zawacki nie dał mi dojść do głosu.
— Trzeba było poczekać na swoją kolej — odparł Andrzej.
— A co ja jestem chłopcem na posyłki? — oburzył się Wrona.
— Też jestem podkomisarzem!
— To zachowuj się jak gliniarz — dodał Zawacki.
— A niby jak się zachowuję?
— Jak gówniarz.
— Chyba sobie kpisz?
— Uspokójcie się panowie — zażądał szef.
— Ja nie mogę z nim pracować — oznajmił Wrona.
— Ja też nie.
— Co wy panowie?
— Zachowujecie się jak dzieci w przedszkolu!
— Jak nie możecie ze sobą wytrzymać, to na to jest jedna rada.
— Jaka? — spytał Wrona.
— Będziecie pracować osobno.
— Bardzo dobrze.
— Zamknij się Zawacki, jak do was mówię!
— Tak jest.
— Andrzej zajmuje się sprawą tych kobiet.
— A ja? — dopytywał Wrona.
— A ty mój drogi, weźmiesz się za sprawę tego martwego bezdomnego.
— Ale szefie, on zmarł przez alkohol.
— Nie jest powiedziane.
— Może ktoś mu pomógł, w przejściu na tamten świat — oznajmił Nawrocki.
— A dlaczego nie mogę zostać przy zabójstwie?
— Bo lepiej się tym zajmie Andrzej.
— Wątpię.
— Dobra, dosyć gadania.
— Bierzcie się do roboty, nie będziecie tu siedzieć cały dzień — oznajmił szef.
Wrona pierwszy wyszedł z gabinetu, zamarzyło mu się nawet trzasnąć drzwiami na odchodnym. Jednak nie śmiał tego zrobić, ze znanych względów. Kiedy i jego były partner zamierzał wyjść tą samą drogą, Nawrocki go zatrzymał.
— Zostań jeszcze na chwilę — odparł szef.
— O co chodzi?
— Widzę że nie trzeźwiejesz.
— Ja?
— Tak ty.
— Coś się panu zdaje — odparł mężczyzna.
— Myślisz że ja nie wiem jak wyglądasz trzeźwy?
— Zresztą już dawno nie widziałem cię trzeźwego — dodał szef.
— Do czego pan zmierza?
— Miałeś przestać pić, a przynajmniej się ograniczyć.
— A ty co?
— Chodzisz w ogóle na te spotkania AA? — zapytał go.
— Raz byłem.
— I co?
— I nic.
— Jak to nic?
— Zwyczajnie, posiedzieliśmy, pogadaliśmy i tyle — odparł Zawacki.
— A jakieś porady, konkretna pomoc?
— Szefie, to nie szpital tylko luźna forma spotkania.
— Tam nikt nikogo nie wiąże, sznurem ani łańcuchem.
— Wiesz co Andrzej?
— Tak szefie?