E-book
17.33 13
drukowana A5
79.85
Krwawy Medalion
20%zniżka

Bezpłatny fragment - Krwawy Medalion

Przebudzenie Ciemności


Objętość:
499 str.
ISBN:
978-83-8414-058-1
E-book
za 17.33 13
drukowana A5
za 79.85

Rozdział 1: Ostatnie pożegnanie

Janek siedział przy biurku w swojej małej, skromnej sypialni. Przed nim leżały książki, zeszyty, ale jego myśli były daleko stąd. Myśli błądziły w jednym kierunku — do babci. Do tej, która zawsze go rozumiała, bez słów. Babcia była jedyną osobą, która potrafiła przytulić go wtedy, gdy świat wydawał się za głośny, za szybki, za trudny. Babcia, która odeszła 23 czerwca 2024 roku. To dzień, który na zawsze pozostanie w jego pamięci.

Spojrzał na portret babci, który wisiał na ścianie. Miała na sobie swoją ulubioną sukienkę, tę niebieską, w kwiatki. Janek poczuł, jak serce mu ściska. Tęsknił za nią, za jej uśmiechem, za jej ciepłym głosem. Czuł się sam, zrozumiany tylko przez nią, a teraz zostawał tylko ten obrazek, ta cisza. Czasami miał wrażenie, że usłyszy jej głos, że wyjdzie zza rogu i powie mu, że wszystko będzie dobrze. Ale to była tylko złudna nadzieja.

Kuba, jego starszy brat, był teraz jedynym, który mu towarzyszył. Janek wiedział, że Kuba stara się, żeby jakoś sobie poradzili. W końcu był tylko o rok starszy, a przecież sam miał swoje problemy. Tak samo jak Janek. Ale Kuba miał dziewczynę, Ziyi, która pochodziła z Chin. Ziya mówiła po chińsku, a Kuba starał się tłumaczyć Janowi, co mówi. Janek nie znał angielskiego, ale starał się, mówił czasem coś nieśmiało, trochę jąkając się. Ziya się uśmiechała, przyzwyczaiła się do tego. Janek miał poczucie, że ona go rozumie, nawet jeśli nie mówiła wszystkiego wprost.

Ale tego wieczoru, tuż przed snem, coś dziwnego się wydarzyło. Janek, zmęczony całym dniem, zamknął oczy. Zegar na ścianie wybijał północ. I wtedy, jakby znikąd, pojawiła się sylwetka. Przy oknie. Ciemna, tajemnicza. Janek poczuł, jak jego serce przyspiesza. Wtedy usłyszał krzyk dziadka, który obudził się z przerażeniem.

Janek otworzył oczy i spojrzał na okno. Zanim zdążył zareagować, sylwetka obróciła się, a Janek wstrzymał oddech. Stała tam, jego babcia. Ta sama babcia, która odeszła. Miała na sobie swoją ulubioną sukienkę, jakby czas się cofnął. Trzymała coś w ręku. Janek nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Wydawało się to nierealne. Babcia spojrzała na niego, ale jej oczy były puste, jakby patrzyły w dal, nie do niego.

I wtedy, jakby niechcący, babcia upuściła przedmiot. Upadł na podłogę z cichym brzękiem. Janek nie wiedział, czy zrobiła to celowo, czy nie. Przedmiot leżał teraz przed nim. Janek, wciąż niepewny, podszedł do niego. Dotknął go, a w momencie, gdy jego palce zetknęły się z tym dziwnym przedmiotem, poczuł dziwny dreszcz przechodzący przez jego ciało. Wokół zaczęły pojawiać się znaki. W powietrzu, na ścianach, na podłodze. Znaki w różnych językach: chiński, polski, hebrajski, angielski, niemiecki. Każdy z tych języków zdawał się mówić coś, czego Janek nie rozumiał.

Na ścianie pojawił się znak: „Uwaga! Grozi ci niebezpieczeństwo! Dotykaj go ostrożnie!” Janek cofnął rękę, ale poczuł, jak podłoga zaczyna się trząść. Cała przestrzeń wokół niego zaczęła się rwać, jakby ziemia była na krawędzi. W tej samej chwili poczuł, jak coś ciągnie go w dół. Serce biło mu mocniej, a jego oddech przyspieszył.

To dopiero początek. Coś się zaczyna dziać.

Janek cofnął się gwałtownie, potykając się o własne nogi. Serce waliło mu w piersi, a dłonie drżały. Podłoga pod nim pękała dalej, tworząc coraz większe szczeliny, z których wydobywało się czerwone światło — takie same jak to, które biło od tajemniczego przedmiotu.

— Kuba! — krzyknął, ale jego głos utonął w narastającym huku.

Zerknął na okno. Sylwetka babci zniknęła. Jakby nigdy jej tam nie było. Ale przedmiot, ten dziwny, pulsujący światłem artefakt, wciąż leżał u jego stóp. Janek nie mógł odwrócić od niego wzroku. Coś kazało mu pochylić się jeszcze raz i dotknąć go.

— Nie! — wykrzyczał nagle.

Ale było za późno. W momencie, gdy jego palce zetknęły się z powierzchnią przedmiotu, czerwone światło rozbłysło tak intensywnie, że Janek musiał zamknąć oczy. Poczuł, jak coś go otacza — prąd, wibracje, dźwięki przypominające szepty w wielu językach. Usłyszał chiński głos Ziyi, angielski szept Kuby, nawet zrozumiał kilka słów po niemiecku, choć nigdy wcześniej ich się nie uczył.

— Nie dotykaj tego znowu! — słowa wybrzmiały w jego głowie, ale nie potrafił określić, kto je wypowiedział.

Gdy otworzył oczy, znalazł się w zupełnie innym miejscu. Podłoga była gładka, jakby wykonana z czarnego szkła, a wokół unosiły się świetliste symbole. Chińskie znaki obok hebrajskich liter. Angielskie ostrzeżenia mieszały się z niemieckimi poleceniami.

Janek przełknął ślinę i zrobił krok naprzód. Każdy jego ruch wywoływał delikatny dźwięk, jakby poruszał się po powierzchni wody.

— Kuba? — zawołał niepewnie.

Żadnej odpowiedzi. Tylko echo jego głosu.

Podszedł do jednego z symboli. Był to duży chiński znak otoczony jasnym światłem. Janek spróbował sobie przypomnieć coś, co Ziya kiedyś mu tłumaczyła.

— Zhùyì… — powiedział niepewnie.

Symbol zadrżał. Janek cofnął się, ale symbol nagle zmienił kształt. Litery zaczęły się przesuwać, tworząc nowy napis — tym razem po polsku.

„Przygotuj się.”

Janek przełknął ślinę. Przygotować się? Na co?

Z tyłu dobiegł go odgłos kroków. Obrócił się gwałtownie i zobaczył… babcię. Stała tam, nieruchoma, w swojej ulubionej sukience.

— Babciu? — szepnął.

Tym razem jej oczy nie były puste. Patrzyły na niego czule, ale jednocześnie poważnie. Uniosła rękę i wskazała na czerwony znak, który nagle pojawił się na podłodze tuż przed nim.

— Musisz to zniszczyć, Janek — powiedziała, a jej głos zabrzmiał dziwnie odlegle, jakby dochodził z innego wymiaru.

— Ale… jak? — spytał, a jego głos załamał się od strachu.

Babcia nie odpowiedziała. Jej postać zaczęła blaknąć, aż w końcu rozpłynęła się w powietrzu. Janek został sam.

Podszedł do znaku. Czerwony symbol pulsował, jakby żył własnym życiem. Próbował go dotknąć, ale w tej samej chwili coś uderzyło go w pierś niewidzialną siłą. Upadł na plecy, czując, jak podłoga znowu zaczyna drżeć.

— Nie dam rady… — wyszeptał, zamykając oczy.

I wtedy usłyszał znajomy głos.

— Janek, wstawaj!

To był Kuba. Ale jak się tu dostał?

— Bracie, musisz to zrobić! Nie możemy wrócić, dopóki tego nie skończysz!

Janek otworzył oczy i zobaczył Kubę, który wyciągał do niego rękę. Obok niego stała Ziya, a jej oczy błyszczały złotym światłem.

— Zaufaj nam — powiedziała łamaną polszczyzną.

Janek poczuł, jak coś w nim pęka. Strach zaczął ustępować miejsca determinacji.

Podniósł się i spojrzał na czerwony znak. Tym razem nie cofnął się.

To był dopiero początek jego drogi.

Janek zrobił głęboki oddech i zacisnął pięści. Patrzył na pulsujący czerwony symbol, który zdawał się oddychać jak żywa istota. Kuba i Ziya stali obok, gotowi mu pomóc, ale wiedział, że to on musi zrobić pierwszy krok.

— Co mam z tym zrobić? — zapytał, odwracając się do brata.

— Musisz to dotknąć jeszcze raz — odpowiedział Kuba, ale w jego głosie zabrzmiała niepewność. — Tylko tym razem nie możesz się bać.

— Łatwo ci mówić — mruknął Janek.

Ziya podeszła bliżej. Miała w rękach mały przedmiot — wyglądał jak starożytna moneta z dziwnymi symbolami.

— Xìnniàn — powiedziała cicho.

— Co to znaczy? — Janek spojrzał na nią zdezorientowany.

— Nadzieja — wyjaśniła Ziya.

Te słowa dodały mu otuchy. Spojrzał jeszcze raz na czerwony znak i zrobił krok do przodu. Gdy jego palce dotknęły powierzchni symbolu, jasne światło zalało całe pomieszczenie.

Ziemia pod jego stopami zaczęła się trząść, a ściany pokryły się migającymi obrazami. Janek zobaczył fragmenty wspomnień — swoją babcię, jak siedzi na werandzie i czyta książkę. Siebie i Kubę bawiących się w ogrodzie. Chwile, które wydawały się tak odległe, a teraz były na wyciągnięcie ręki.

Ale obrazy szybko zmieniły się w coś innego. Janek zobaczył mężczyznę w czarnej pelerynie, stojącego w ciemności. Jego twarz była ukryta w cieniu, ale oczy błyszczały złowrogim światłem.

— Kim on jest? — wyszeptał Janek.

— Wróg — odpowiedziała Ziya, ściskając mocniej monetę. — I nie możemy pozwolić, żeby zdobył ten symbol.

— Musimy go zniszczyć — powiedział Kuba. — Teraz, zanim będzie za późno!

Janek czuł, jak energia bijąca od symbolu zaczyna przenikać jego ciało. Znaki na ścianach zaczęły wirować, układając się w nowe słowa. Tym razem były to zdania w języku polskim:

„Przekrocz granicę światów. Znajdź klucz.”

— Klucz? Jaki klucz? — zapytał Janek, ale zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, ziemia pod nimi rozstąpiła się.

Janek poczuł, jak spada. Krzyczał, próbując złapać Kubę za rękę, ale jego brat zniknął gdzieś w oddali. Świat wokół rozmył się w ciemność.

A potem nagle uderzył o twardą ziemię.

Rozejrzał się dookoła. Był w zupełnie innym miejscu. Niebo było krwistoczerwone, a powietrze pachniało siarką. W oddali majaczyły czarne góry, a na ich szczytach błyszczały złote światła.

Janek wstał, chwiejąc się na nogach. Ziya i Kuba leżeli obok niego, również zdezorientowani.

— Gdzie my jesteśmy? — zapytała Ziya, podnosząc się powoli.

— Nie wiem — odpowiedział Janek. — Ale musimy się dowiedzieć.

Kuba wskazał na coś w oddali. Była to wieża, wysoka i cienka, jak igła wbita w ziemię. Na jej szczycie pulsowało światło — takie samo jak to, które biło od symbolu.

— To tam musimy iść — powiedział Kuba.

Janek poczuł, jak coś zaciska się w jego żołądku. Bał się. Ale wiedział, że nie ma odwrotu.

Zrobił pierwszy krok w stronę wieży.

Janek szedł powoli, czując, jak ziemia drży pod jego stopami. Każdy krok wydawał się coraz cięższy, jakby jakaś niewidzialna siła próbowała go zatrzymać. Kuba i Ziya szli tuż za nim, rozglądając się nerwowo na boki.

— To miejsce jest dziwne — powiedziała Ziya, ściskając swoją monetę. — Czuję, że coś nas obserwuje.

Janek zatrzymał się i spojrzał w stronę wieży. Była daleko, ale jej światło wydawało się pulsować coraz szybciej, jakby coś tam na nich czekało.

— Musimy się pospieszyć — powiedział Kuba. — Nie możemy tu zostać na dłużej.

Zrobili kilka kolejnych kroków, gdy nagle ziemia pod nimi zadrżała mocniej. Przed nimi rozstąpiła się szczelina, z której buchnął żar. Z wnętrza wyłoniła się postać — wysoka, odziana w czarne szaty. To był ten sam mężczyzna, którego Janek widział wcześniej w swojej wizji.

— Nie możecie przejść! — Jego głos odbił się echem, przyprawiając Janka o dreszcze. — Ten świat nie jest dla takich jak wy.

— Kim jesteś? — zapytał Janek, próbując opanować drżenie w głosie.

— Strażnik — odpowiedział mężczyzna, podnosząc rękę. — A wy jesteście intruzami.

Janek cofnął się o krok, ale Kuba stanął przed nim, osłaniając go własnym ciałem.

— Nie cofniemy się! — zawołał Kuba.

Strażnik uśmiechnął się szyderczo.

— Zobaczymy.

W tej chwili rzucił się na nich. Ziya krzyknęła coś po chińsku i uniosła swoją monetę. Moneta rozbłysła jasnym światłem, które na chwilę zatrzymało Strażnika.

— Janek! Teraz! — krzyknęła.

Janek nie wiedział, co ma zrobić, ale instynktownie spojrzał na ziemię. Czerwony symbol, który wcześniej pulsował pod jego stopami, nagle pojawił się znowu, jakby czekał, aż go użyje.

Zebrał całą swoją odwagę i dotknął symbolu obiema dłońmi. Znak rozjarzył się jasnym światłem, a z jego wnętrza wydobyły się promienie, które uderzyły w Strażnika.

Postać zaczęła krzyczeć, wijąc się w świetle, aż w końcu zniknęła w rozbłysku energii.

Janek upadł na kolana, dysząc ciężko.

— Udało się? — zapytał z niedowierzaniem.

— Na razie — odpowiedziała Ziya, podchodząc do niego. — Ale to dopiero początek.

Kuba pomógł Jankowi wstać, a potem spojrzał w stronę wieży.

— Musimy tam dotrzeć, zanim pojawi się kolejny strażnik.

Janek spojrzał na symbol, który teraz powoli bladł, aż w końcu zniknął. Czuł, że coś w nim się zmieniło. Nie był już tylko zagubionym chłopcem, który zmagał się z chorobą. Był kimś więcej — kimś, kto musiał odkryć, dlaczego to wszystko się wydarzyło.

— Idziemy — powiedział, czując w sobie nową siłę.

Ruszyli przed siebie, a czerwona wieża zdawała się być coraz bliżej.

— Tak. Ale klucz może być czymkolwiek — symbolem, przedmiotem albo… kimś.

Janek poczuł, jak ogarnia go niepokój. Czy to możliwe, że kluczem był on sam?

Nagle powietrze wokół nich zgęstniało. Ziemia znów zaczęła drżeć, a z oddali dobiegł niski, przeciągły dźwięk, przypominający ryk.

— Co to było? — zapytał Janek, rozglądając się nerwowo.

Ziya spojrzała w górę. Na horyzoncie zobaczyli ciemną chmurę, która przesuwała się szybko w ich stronę.

— Uciekajmy! — krzyknęła.

Zaczęli biec w stronę wieży, ale chmura poruszała się szybciej. Wkrótce ich otoczyła, a powietrze wypełniło się szeptami. Głosy dochodziły ze wszystkich stron — mówiły w wielu językach, niektóre znajome, inne całkowicie obce.

— Nie słuchajcie ich! — ostrzegła Ziya. — To iluzje!

Ale Janek nie mógł się powstrzymać. W jednym z szeptów rozpoznał głos swojej babci.

— Janku… — szeptała. — Pomóż mi…

Stanął jak wryty, rozglądając się wokół.

— Babciu? Gdzie jesteś?!

— Janek, nie! — zawołał Kuba, ale było już za późno.

Janek ruszył w stronę głosu, ignorując ostrzeżenia. Chmura zgęstniała, pochłaniając go.

Czuł, jak traci kontakt z rzeczywistością. Przed sobą zobaczył postać babci — wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętał ją z dnia, kiedy odeszła.

— Babciu! — Janek rzucił się do przodu, ale gdy dotknął jej ręki, postać rozpłynęła się jak dym.

Nagle pod nim otworzyła się czarna otchłań, a Janek zaczął spadać.

— Janek! — usłyszał jeszcze krzyk Kuby, zanim wszystko wokół spowiła ciemność.

Obudził się na zimnym kamiennym podłożu. Gdy otworzył oczy, zobaczył, że jest w innym miejscu. Było to wnętrze jakiejś katedry, pełnej dziwnych rzeźb i symboli na ścianach.

Przed nim na piedestale leżał nowy przedmiot — srebrny klucz, który migotał bladym światłem.

— To… klucz? — wyszeptał Janek, wstając ostrożnie.

Podniósł go, czując, jak energia przepływa przez jego ciało. Ale w tym samym momencie zza jednej z kolumn wyłoniła się znajoma sylwetka — Strażnik. Tym razem nie był sam.

Za nim stały trzy postacie, równie przerażające, co on.

— Nie powinniście tu być — powiedział Strażnik niskim głosem. — A teraz zapłacicie za swoją pychę.

Janek cofnął się, ściskając klucz. Wiedział, że nie może się poddać.

— Ziya… Kuba… — wyszeptał, mając nadzieję, że gdzieś tam są i znajdą sposób, żeby go uratować.

Ale tym razem musiał stawić czoła zagrożeniu sam.

Janek zacisnął dłoń na kluczu, czując jego pulsującą energię. Strażnik i jego towarzysze powoli zbliżali się, a ich kroki rozbrzmiewały echem w ogromnej sali.

— Nie boję się was! — zawołał, choć jego głos lekko zadrżał.

Strażnik uśmiechnął się złowieszczo.

— Strach nie ma tu znaczenia, chłopcze. Liczy się tylko siła. A ty jej nie masz.

Janek spojrzał na klucz. Co miał z nim zrobić? Czy to był tylko zwykły przedmiot, czy coś więcej? Przypomniał sobie słowa Ziyi o nadziei. Musiał zaufać, że klucz go ochroni.

Podniósł go wysoko, a światło z klucza rozbłysło nagle, oślepiając przeciwników. Strażnik syknął, zasłaniając oczy, a pozostali cofnęli się o krok.

— Teraz albo nigdy! — krzyknął Janek, biegnąc do wyjścia z sali.

Znalazł wąski korytarz, który prowadził dalej w głąb budowli. Słyszał za sobą kroki — Strażnik i jego słudzy ruszyli w pościg.

Janek biegł, starając się nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli go złapią.

Muszę znaleźć wyjście. Muszę odnaleźć Kubę i Ziyę.

Dotarł do wielkich, zdobionych drzwi, które wydawały się zablokowane. Serce mu zamarło.

— Nie teraz… Proszę, nie teraz! — wyszeptał, próbując je pchnąć.

Wtedy klucz w jego dłoni zaczął drgać i nagrzewać się. Instynktownie włożył go do szczeliny w drzwiach. Klucz idealnie pasował.

Zamek kliknął, a drzwi zaczęły się powoli otwierać.

Za nimi rozciągała się kolejna sala — jeszcze większa, z kopułą pełną gwiazd migoczących na suficie. Na środku znajdował się kolejny symbol, tym razem w kolorze niebieskim, i coś, co wyglądało jak portal.

Ale zanim Janek zdążył się zbliżyć, Strażnik pojawił się w drzwiach.

— Koniec drogi — powiedział, wyciągając rękę.

Z jego dłoni trysnęła czarna energia, która pomknęła w stronę Janka.

Janek rzucił się w bok, unikając ataku, i spojrzał na portal. Wiedział, że to jego jedyna szansa.

— Proszę, proszę… — powiedział do siebie, wbiegając w stronę niebieskiego symbolu.

Portal rozjarzył się światłem, gdy tylko stanął na znaku. Poczuł, jak jego ciało zaczyna się unosić. Strażnik krzyknął, rzucając kolejny atak, ale promienie światła z portalu go odepchnęły.

Janek zamknął oczy, czując, jak świat wokół niego wiruje.

A potem nagle wszystko ucichło.

Otworzył oczy.

Znajdował się w innym miejscu.

Był z powrotem w swoim pokoju.

Obok niego leżał klucz, który nadal pulsował delikatnym światłem.

Janek usiadł, próbując uspokoić oddech.

— To… było prawdziwe?

W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Kuba.

— Janek! Nic ci nie jest? — zapytał z przerażeniem.

Za nim weszła Ziya, również zdyszana.

— Znaleźliśmy cię. Zniknąłeś nagle, a potem… wszystko zaczęło się trząść.

Janek spojrzał na klucz, a potem na nich.

— To dopiero początek — powiedział cicho.

Kuba i Ziya spojrzeli po sobie.

— Początek czego? — zapytała Ziya.

— Tego, co musimy zrobić. To miejsce… i ci strażnicy… Oni wrócą.

Kuba położył mu rękę na ramieniu.

— Nieważne, co się stanie, poradzimy sobie. Razem.

Janek spojrzał na nich i poczuł, że mimo strachu, nie jest sam.

Ale gdzieś w głębi siebie wiedział, że ta historia dopiero się zaczęła.

Janek siedział na swoim łóżku, ściskając klucz w dłoni. Choć znajdował się we własnym pokoju, wciąż czuł dziwne mrowienie w palcach — jakby energia z tamtego miejsca nadal przez niego przepływała.

Kuba i Ziya nie spuszczali z niego wzroku.

— Musimy dowiedzieć się, czym jest ten klucz — powiedziała Ziya, zerkając na świecący przedmiot. — To coś więcej niż zwykły artefakt.

— Może babcia coś wiedziała — mruknął Janek, patrząc na jej portret stojący na biurku.

Cisza zawisła w pokoju.

— Babcia… — Janek przerwał milczenie. — Ona tam była. Widziałem ją.

Kuba zmarszczył brwi.

— Co masz na myśli?

— W tym miejscu… w tej chmurze… usłyszałem jej głos. A potem zobaczyłem ją. Była taka sama jak zawsze, ale kiedy próbowałem ją dotknąć, zniknęła.

Ziya spojrzała na niego poważnie.

— To mógł być fałszywy obraz. Iluzja. Ale… — zawahała się — czasami duchy naprawdę próbują nas ostrzec.

Janek spojrzał z powrotem na klucz.

— A co, jeśli babcia chciała, żebym znalazł ten klucz? Może ona wiedziała coś, czego my nie wiemy.

Ziya spojrzała na Kubę.

— Musimy dowiedzieć się, co oznaczają te symbole, które widzieliśmy na ścianach i w chmurze. Były w wielu językach. Polskim, chińskim, hebrajskim, niemieckim…

Janek nagle poczuł, jak coś go tknęło.

— Ta wiadomość na ścianie! „Uwaga, bo grozi ci niebezpieczeństwo”.

— Myślisz, że to było ostrzeżenie? — zapytał Kuba.

— Tak — odpowiedział Janek. — Ale może też wskazówka.

Ziya wzięła monetę, którą cały czas miała przy sobie, i spojrzała na nią.

— Te symbole są połączone. Może musimy je jakoś odszyfrować?

Nagle klucz w dłoni Janka zaczął świecić mocniej.

— Co się dzieje? — wykrzyknął Kuba.

Klucz wibrował, a światło zaczęło rysować na ścianie pokoju kolejne symbole. Tym razem pojawiła się mapa.

— To wygląda jak labirynt — powiedziała Ziya.

Janek podszedł bliżej.

— A tu… — wskazał palcem punkt na mapie. — To jest wieża, w której byłem.

— Więc to nie koniec — powiedział Kuba.

— To dopiero początek — dodała Ziya.

Janek czuł, że serce bije mu szybciej. Wiedział, że ta mapa prowadzi ich do kolejnych tajemnic. Ale wiedział też, że muszą być ostrożni.

— Musimy się przygotować — powiedział.

Ziya spojrzała na niego poważnie.

— I dowiedzieć się, kim są ci strażnicy.

Janek skinął głową.

— I dlaczego ja? Dlaczego to wszystko dzieje się właśnie mnie?

Czuł, że odpowiedzi są blisko. Ale jednocześnie czuł, że to, co przed nimi, będzie jeszcze bardziej niebezpieczne.

Światło z klucza powoli przygasło, ale mapa pozostała na ścianie — jakby czekała na ich kolejny ruch.

Janek spojrzał na Kubę i Ziyę.

— Gotowi?

— Gotowi — odpowiedzieli jednocześnie.

I wtedy światło w pokoju zaczęło migotać, a podłoga znów zadrżała lekko, jakby ostrzegając, że czas się kończy.

Janek, Kuba i Ziya stali wpatrzeni w mapę, która wciąż migotała na ścianie. Każdy symbol wydawał się pulsować, jakby żył własnym życiem.

— Musimy działać szybko — powiedziała Ziya, podchodząc bliżej. — Jeśli te wibracje wracają, może to oznaczać, że Strażnicy znowu nas namierzyli.

Janek przygryzł wargę, czując, jak serce mu przyspiesza.

— A co, jeśli to pułapka?

— Może i tak — odparła Ziya — ale jeśli zostaniemy tutaj, mogą nas znaleźć. Ta mapa coś oznacza. Musimy się dowiedzieć, dokąd prowadzi.

Kuba spojrzał na Janka i położył mu rękę na ramieniu.

— Razem damy radę.

Janek wziął głęboki oddech i skinął głową.

— Dobrze. Zaczynajmy.

Podszedł do ściany i dotknął najjaśniejszego punktu na mapie — miejsca oznaczonego symbolem wieży, którą już widział. W tym momencie mapa rozbłysła jeszcze jaśniej, a na podłodze pojawił się nowy krąg światła.

— Co to jest? — zapytał Kuba, robiąc krok w tył.

— Portal — wyszeptała Ziya. — Podobny do tego, przez który przeszliśmy wcześniej.

Janek poczuł chłodny powiew powietrza bijący z kręgu.

— To chyba jedyna droga.

Bez dalszego wahania wszedł do środka. Świat wokół niego zawirował, a jego ciało zaczęło drżeć, jakby rozrywała je niewidzialna siła. Kuba i Ziya szybko podążyli za nim.

Kiedy otworzył oczy, znaleźli się w zupełnie innym miejscu.

Była to ogromna, kamienna sala, której ściany pokrywały symbole — identyczne jak te, które widzieli wcześniej. Nad głowami migotały światła przypominające gwiazdy.

— Gdzie my jesteśmy? — zapytał Kuba, rozglądając się.

Ziya podeszła do jednej ze ścian i dotknęła symbolu w kształcie koła.

— To miejsce wygląda jak starożytna świątynia — powiedziała cicho. — Ale nie pochodzi z naszego świata.

Janek spojrzał na posadzkę. Znów zobaczył znajome znaki — chińskie, hebrajskie, polskie, niemieckie. Jeden z nich błyszczał mocniej od reszty.

— Patrzcie na to — powiedział, wskazując na symbol przypominający oko otoczone promieniami.

— Co to znaczy? — zapytał Kuba.

Ziya zmarszczyła brwi.

— To znak strażników. Symbol obserwatora.

W tym momencie rozległ się głuchy dźwięk, jakby coś ciężkiego przesuwało się po kamiennej posadzce.

— Oni tu są — szepnął Janek, ściskając klucz.

Cienie zaczęły poruszać się po ścianach. Z ciemności wyłoniły się postacie — Strażnicy. Byli więksi i bardziej złowieszczy niż wcześniej.

— Nie możemy walczyć! — krzyknął Kuba. — Musimy znaleźć wyjście!

— To nie wystarczy — odpowiedziała Ziya. — Musimy aktywować kolejny portal!

Janek rozejrzał się gorączkowo. Na końcu sali zobaczył ołtarz, na którym znajdowało się coś, co wyglądało jak kryształ.

— Tam! — wskazał palcem. — Może to klucz do następnego przejścia!

Strażnicy zbliżali się, ich cienie falowały i wydawały niskie, dudniące dźwięki.

— Biegnijcie! — krzyknął Janek.

Pobiegli w stronę ołtarza. Janek dotknął kryształu, a ten zaczął się świecić, pulsując tym samym światłem, co klucz w jego dłoni.

Strażnicy byli coraz bliżej. Ziya spojrzała na Janka.

— Zrób to teraz!

Janek podniósł klucz i przyłożył go do kryształu. Sala zatrzęsła się, a światło z kryształu rozlało się na podłogę, tworząc kolejny portal.

— Szybko! — zawołał Kuba.

Wskoczyli do środka, czując, jak świat wokół nich znów się rozpada.

Kiedy wylądowali, znaleźli się w gęstym lesie. Powietrze było wilgotne, a drzewa wyglądały jak z innej epoki — ogromne i pokryte dziwnymi znakami.

— Co teraz? — zapytał Kuba, pomagając Ziyi wstać.

Janek spojrzał na klucz, który znów pulsował, jakby wskazywał drogę.

— Idziemy dalej — powiedział cicho.

Ziya spojrzała na niego poważnie.

— Ale tym razem musimy być przygotowani. Bo to miejsce wygląda na jeszcze bardziej niebezpieczne niż poprzednie.

Janek skinął głową.

— Cokolwiek nas czeka… nie poddamy się.

Ruszyli w głąb lasu, nie wiedząc, jakie zagrożenia jeszcze przed nimi stoją.

Janek, Kuba i Ziya wędrowali przez gęsty las, którego drzewa wydawały się żywe — ich korzenie poruszały się, jakby chciały złapać intruzów. Powietrze było ciężkie i wilgotne, a wokół unosiła się dziwna, fluorescencyjna mgła.

— To miejsce… — zaczął Kuba, ale przerwał, gdy usłyszał niski, głuchy dźwięk, jakby echo kroków wielkiego stworzenia.

Ziya zatrzymała się, unosząc rękę w geście ciszy.

— Coś nas obserwuje — szepnęła.

Janek spojrzał na klucz, który znów zaczął pulsować ciepłym, czerwonym światłem.

— To klucz wskazuje drogę. Ale wydaje mi się, że ktoś lub coś wie, że go mamy.

W tym momencie z mgły wyłoniły się dwie świecące, czerwone oczy. Stworzenie było ogromne, z ciałem przypominającym skrzyżowanie wilka i smoka. Jego łuski błyszczały, a z pyska wydobywał się gorący oddech.

— Co to jest? — zapytał Kuba, cofając się o krok.

Ziya wyciągnęła mały nóż z plecaka, który zawsze nosiła przy sobie.

— To strażnik lasu — powiedziała. — Ale nie taki jak tamci. To jest bardziej… pierwotne.

Stworzenie zaryczało, a echo jego głosu odbiło się od drzew, które zadrżały.

Janek, mimo strachu, poczuł, że klucz w jego dłoni staje się cieplejszy.

— Musimy to przejść. Klucz nas ochroni — powiedział, choć sam nie był tego pewien.

Stworzenie zrobiło krok w ich stronę, obnażając rzędy ostrych zębów. Ziya rzuciła się na bok, próbując odwrócić jego uwagę, a Kuba podbiegł do Janka.

— Co teraz? — zapytał, patrząc na brata z desperacją.

Janek zamknął oczy i skupił się na kluczu. W jego głowie rozbrzmiało echo słów babci:

„Nigdy nie zapominaj, Janeczku, że siła płynie z twojej odwagi, a nie z twoich rąk.”

Janek otworzył oczy i uniósł klucz wysoko nad głowę. Światło, które z niego wybuchło, było oślepiające. Stworzenie zatrzymało się, rycząc i cofając się w głąb lasu, jakby światło go parzyło.

— Janek! Udało ci się! — krzyknął Kuba, chwytając brata za ramię.

— Jeszcze nie — powiedziała Ziya, wracając do nich. — Ten las nas nie wypuści tak łatwo.

Z klucza zaczęły wydobywać się kolejne promienie światła, tworząc na ziemi ścieżkę.

— To nasza droga — powiedział Janek, spoglądając na nią. — Ale musimy się spieszyć.

Ścieżka zaprowadziła ich do polany, na której stała dziwna konstrukcja. Wyglądała jak ołtarz, otoczony przez krąg runicznych kamieni. Na środku ołtarza leżał kolejny kryształ, tym razem błyszczący niebieskim światłem.

— To wygląda jak następny fragment układanki — powiedziała Ziya, podchodząc bliżej.

Kuba spojrzał na kamienie.

— Coś mi tu nie pasuje. Wygląda na pułapkę.

Janek nie miał wątpliwości. Czuł, że musi dotknąć kryształu, ale jednocześnie wiedział, że to nie będzie łatwe.

Kiedy zbliżył się do ołtarza, kamienie wokół zaczęły się poruszać. Z ziemi wystrzeliły korzenie, które zaczęły oplatać jego nogi.

— Janek! — krzyknął Kuba, próbując go uwolnić.

Ziya rzuciła nóż w korzenie, ale te szybko odrosły, jeszcze mocniej zaciskając się na Janku.

Chłopak ścisnął klucz, który zaczął świecić mocniej. Skupił się na kryształowej strukturze, ignorując ból i strach.

W momencie, gdy dotknął kryształu, świat wokół zatrzymał się. Mgła zniknęła, a korzenie opadły. Janek poczuł, jak coś w nim się zmienia — jakby światło z kryształu wypełniało jego ciało nową energią.

Kiedy wszystko wróciło do normy, kryształ przestał świecić, a las wokół nich stał się spokojniejszy.

— Co to było? — zapytał Kuba.

Ziya spojrzała na Janka z podziwem.

— Zdobyłeś kolejny fragment mocy klucza.

Janek spojrzał na klucz, który teraz świecił nie tylko czerwonym, ale i niebieskim światłem.

— Co dalej? — zapytał.

Ziya uśmiechnęła się lekko.

— Teraz jesteśmy bliżej prawdy. Ale droga dopiero się zaczyna.

Ruszyli dalej, wiedząc, że kolejne wyzwania będą jeszcze trudniejsze.

Janek, Kuba i Ziya szli przez las, który teraz wydawał się spokojniejszy, choć nadal spowity dziwną aurą tajemnicy. Klucz w dłoni Janka świecił delikatnym, pulsującym światłem, jakby prowadził ich dalej.

— To miejsce jest inne — powiedział Kuba, rozglądając się. — Jakby mniej groźne, ale wciąż… dziwne.

Janek spojrzał na drzewa. Ich kora była pokryta starymi symbolami, które wyglądały znajomo.

— Ziya, widziałaś już kiedyś takie znaki? — zapytał, wskazując na jeden z nich.

Dziewczyna podeszła bliżej i dotknęła kory.

— Te symbole… To język, który znam tylko częściowo. Chińskie znaki przeplatają się tu z runami, których nigdy wcześniej nie widziałam.

Janek przyjrzał się im uważnie. Jeden z symboli — przypominający oko — pulsował lekko, podobnie jak klucz w jego ręku.

— Może musimy go aktywować — powiedział, przykładając klucz do symbolu.

W chwili, gdy klucz zetknął się z korą, ziemia pod ich stopami zadrżała. Pień drzewa rozsunął się, ukazując ukryte przejście prowadzące w dół.

— Schody… — powiedział Kuba, zaglądając do środka.

— To wygląda na pułapkę — ostrzegła Ziya, cofając się o krok.

— Może i tak — odpowiedział Janek — ale nie mamy wyboru.

Zeszli ostrożnie po kamiennych stopniach, aż dotarli do ciemnej, wilgotnej groty. Ściany były pokryte znakami podobnymi do tych na drzewach, ale teraz świeciły lekko, oświetlając ich drogę.

— Coś tu jest — wyszeptała Ziya.

Janek podszedł bliżej jednego z napisów. Znowu pojawiły się różne języki: chiński, hebrajski, angielski, niemiecki i polski. Tym razem tekst układał się w jasny komunikat:

„Strzeż się cieni. Światło jest twoim przewodnikiem.”

— Strzeż się cieni? — powtórzył Kuba. — Co to ma znaczyć?

Zanim Ziya zdążyła odpowiedzieć, na końcu korytarza pojawił się ruch. Z cienia wyłoniła się postać — wysoka, z długimi ramionami i twarzą skrytą w ciemności.

— Uciekajmy! — krzyknął Kuba, ciągnąc Janka za ramię.

— Nie możemy — odparła Ziya, sięgając po klucz. — Musimy znaleźć światło.

Postać ruszyła w ich stronę, a jej kroki odbijały się echem od ścian.

Janek spojrzał na klucz, który nagle zaczął pulsować jaśniejszym światłem.

— Tutaj! — zawołał, podnosząc go wysoko.

Światło eksplodowało, rozświetlając grotę i odsłaniając prawdziwą formę istoty. Była zbudowana z cienia, a każdy promień światła wypalał w niej dziury. Stwór zawył i cofnął się, znikając w ciemności.

— Udało się! — zawołał Kuba.

— Na razie — dodała Ziya. — Ale to jeszcze nie koniec.

Ruszyli dalej, przechodząc przez kolejne korytarze, aż dotarli do sali wypełnionej kryształami. Pośrodku stał piedestał, na którym leżał kolejny klucz — tym razem w kolorze zielonym.

— Coś mi się nie podoba — powiedział Kuba, oglądając się za siebie.

Janek podszedł do piedestału i delikatnie podniósł klucz.

W tym momencie ściany zaczęły drżeć, a kryształy na suficie rozbłysły oślepiającym światłem.

— Coś się dzieje! — krzyknęła Ziya.

Janek spojrzał na klucz, który nagle połączył się światłem z pierwszym kluczem, tworząc jasny promień, który uderzył w ścianę naprzeciwko nich.

Kamienie rozsunęły się, tworząc nowe przejście.

— Chyba to nasza droga — powiedział Janek, chowając klucze.

Przeszli przez otwarte drzwi i znaleźli się w jeszcze większej sali. Pośrodku stała figura przypominająca człowieka, ale miała skrzydła i koronę z kamieni. W jednej dłoni trzymała miecz, a w drugiej kulę światła.

— To wygląda jak strażnik tego miejsca — powiedziała Ziya.

— Albo jego obrońca — dodał Kuba.

Janek zrobił krok do przodu, czując, jak klucz w jego dłoni nagrzewa się coraz bardziej.

— Musimy się dowiedzieć, kim jest — powiedział cicho, patrząc na tajemniczą postać.

Janek czuł, jak klucz pulsuje w jego dłoni, a ciepło bijące od niego zdawało się niemal palić skórę. Spojrzał na kamienną postać — jej oczy, choć martwe, zdawały się go obserwować.

— Co teraz? — zapytał Kuba, ściskając ramiona, jakby próbował ukryć swój strach.

Ziya podeszła ostrożnie do figury, unosząc dłonie, jakby chciała ją uspokoić.

— To nie jest zwykły posąg. Może być strażnikiem… albo czymś znacznie gorszym — powiedziała cicho.

W tym momencie kamienne skrzydła poruszyły się, rozsypując wokół chmurę pyłu. Janek odskoczył, a Kuba chwycił go za ramię.

— Rusza się! — krzyknął.

Oczy posągu rozbłysły złotym światłem, a głos rozbrzmiał w całej komnacie:

— Kto zakłóca spokój świątyni światła?

Ziya uklękła, próbując pokazać szacunek, ale Janek, mimo strachu, stanął na wprost figury.

— Ja… jestem Janek — powiedział, a jego głos zabrzmiał niepewnie. — Szukamy odpowiedzi. Klucz nas tu zaprowadził.

Postać uniosła miecz, a jego ostrze rozbłysło srebrnym światłem.

— Klucz jest twoim przewodnikiem, ale także ciężarem. Każdy krok, który stawiasz, prowadzi cię bliżej prawdy, ale i bliżej niebezpieczeństwa. Czy jesteś gotów zaryzykować wszystko?

Janek zawahał się, ale potem spojrzał na Kubę i Ziyę, którzy czekali na jego decyzję.

— Tak — odpowiedział.

Wtedy miecz opuścił się, a kula światła w drugiej ręce figury zaczęła unosić się w powietrzu.

— Przejdziesz próbę serca i odwagi. Tylko ci, którzy wytrwają, dostąpią mocy światła.

Nagle podłoga pod nimi zaczęła się rozsuwać, a Janek, Kuba i Ziya zostali otoczeni przez kręgi światła. Każdy z nich został oddzielony, a echo głosu figury wypełniło komnatę.

— Pierwsza próba należy do serca. Udowodnij, że potrafisz spojrzeć w głąb własnych lęków.

Janek nagle znalazł się sam. Komnata zniknęła, a on stał w pustce. Spojrzał wokół i zobaczył postać swojej babci — takiej, jaką zapamiętał z dzieciństwa.

— Babciu? — wyszeptał, ale kobieta odwróciła się plecami.

— Dlaczego mnie zostawiłaś? — zapytał, a głos zadrżał mu ze wzruszenia.

— To nie ja cię zostawiłam, Janeczku — odpowiedziała, ale jej głos brzmiał chłodno. — To ty boisz się odejść dalej.

Janek poczuł, jak coś ściska go w gardle.

— Ale ja… Ja tęsknię. Nie wiem, jak żyć bez ciebie.

— Musisz przestać żyć przeszłością — powiedziała. — Bo inaczej nigdy nie zobaczysz przyszłości.

Wtedy postać zaczęła się rozmywać, a Janek czuł, jak świat wokół niego zaczyna się walić.

— Babciu! — zawołał, ale jej już nie było.

Nagle wrócił do komnaty, gdzie stał zaszokowany, z bijącym sercem.

Kuba i Ziya również wrócili z własnych prób, wyglądając na zmęczonych i przestraszonych.

— Co się stało? — zapytał Kuba, oddychając ciężko.

— To była próba… przeszliśmy? — spytała Ziya.

Kamienna postać opuściła miecz i spojrzała na nich surowym wzrokiem.

— Pierwsza próba została zakończona. Ale jeszcze wiele przed wami.

Wtedy kula światła opadła na ziemię i zamieniła się w kolejny klucz — tym razem biały, lśniący niczym kryształ.

— Kolejny klucz — powiedział Janek, podnosząc go z ostrożnością.

Ale zanim zdążyli odetchnąć, komnata znów zaczęła drżeć. Tym razem nie było już ostrzeżeń. Kamienna postać ożyła całkowicie, unosząc miecz i kierując go w stronę Janka.

— To nie koniec — wyszeptała Ziya, wyciągając swój nóż.

Janek zacisnął dłonie na kluczach, czując, że teraz muszą walczyć nie tylko o odpowiedzi, ale i o własne życie.

Kamienna postać uniosła miecz, a jego ostrze zabłysło oślepiającym światłem. Janek cofnął się odruchowo, czując, jak serce podskakuje mu do gardła. Ziya stanęła obok niego, unosząc nóż, choć jej ręka lekko drżała. Kuba rozglądał się desperacko, szukając wyjścia.

— Janek, klucz! — krzyknęła Ziya. — Użyj go, zanim nas zaatakuje!

Janek spojrzał na dwa klucze w swoich dłoniach. Czerwony pulsował intensywnie, ale biały lśnił stałym, spokojnym światłem. Nie miał pojęcia, jak ich użyć, ale czuł, że musi działać natychmiast.

— Zaufaj sobie! — usłyszał nagle w myślach głos babci.

Chłopak uniósł biały klucz wysoko nad głowę, a światło z niego rozbłysło w kierunku posągu. Kamienna figura zatrzymała się na moment, jakby zawahała.

— Jeszcze trochę! — krzyknęła Ziya.

Janek skupił całą swoją siłę na kluczu, który zaczął drżeć w jego dłoni. Nagle światło eksplodowało, wypełniając całą salę. Echo uderzenia odbiło się od ścian, a posąg został odrzucony do tyłu.

Kiedy pył opadł, postać wciąż stała, ale jej zbroja była popękana, a miecz wypadł z dłoni.

— To działa! — zawołał Kuba.

Ale nagle posąg uniósł dłoń, a z jego oczu wystrzeliły promienie ciemnego światła. Uderzyły w ściany, tworząc pęknięcia, przez które zaczęły wychodzić cieniste istoty — smukłe, czarne sylwetki o pustych oczach.

— Nie damy rady walczyć z nimi wszystkimi! — krzyknął Kuba, chwytając Janka za ramię.

— Nie musimy! — odpowiedział Janek. — Musimy otworzyć przejście!

Ziya spojrzała na klucze.

— Połącz je! — zawołała.

Janek wziął głęboki oddech i przyłożył biały klucz do czerwonego. W momencie, gdy się zetknęły, oba rozbłysły jasnym światłem, a z ich połączenia powstała złota energia, która uniosła się ku sufitowi.

Podłoga zaczęła się trząść, a w samym środku sali otworzył się portal. Był pełen wirujących symboli w różnych językach — chińskich znaków, hebrajskich liter, niemieckich i polskich napisów.

— To nasza szansa! — krzyknęła Ziya, chwytając Kubę za rękę.

— Janek, ruszaj się! — dodał Kuba, ale Janek zawahał się na moment, spoglądając na posąg.

Kamienna postać, choć zniszczona, spojrzała na niego ostatni raz, a jej oczy przestały świecić. Zamiast gniewu, pojawiła się w nich akceptacja — jakby uznała, że Janek przeszedł próbę.

— Chodź! — zawołał Kuba jeszcze raz, a Janek w końcu ruszył.

Przeskoczyli przez portal, a świat wokół nich rozmył się w feerię kolorów i dźwięków.

Kiedy wylądowali po drugiej stronie, znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Był to ogromny, otwarty teren, pełen dziwnych konstrukcji, które wyglądały jak mieszanka technologii i starożytnej architektury.

— Gdzie my jesteśmy? — zapytał Kuba, pomagając Jankowi wstać.

Ziya spojrzała na horyzont, gdzie widniał olbrzymi zamek z wieżami sięgającymi chmur.

— Myślę, że to… kolejny etap.

Janek spojrzał na swoje dłonie. Klucze po połączeniu stały się jednym, złotym artefaktem, który pulsował delikatnym światłem.

— Jeszcze nie koniec — powiedział cicho.

— Zaczyna się dopiero prawdziwa walka — dodała Ziya.

I ruszyli w stronę zamku, nie wiedząc, jakie nowe próby na nich czekają.

Janek, Kuba i Ziya ruszyli w stronę zamku, a każdy krok rozbrzmiewał echem wśród dziwnych, metalicznych konstrukcji, które otaczały ich z każdej strony. Powietrze było ciężkie i przesycone dziwną energią — jakby cały świat tutaj tętnił życiem, choć nie było widać żadnych innych istot.

Janek ściskał w dłoni złoty klucz, który delikatnie pulsował, wskazując im drogę.

— To miejsce jest… inne — powiedział Kuba, rozglądając się z niepokojem. — Jakby ktoś nas obserwował.

— Nie tylko obserwował — odpowiedziała Ziya, zatrzymując się nagle. — Czuję ruch.

Zatrzymali się wszyscy. W oddali słychać było ciche buczenie, które narastało z każdą sekundą. Nagle zza jednej z metalowych ścian wyłoniła się postać — wysoka, humanoidalna, ale z połyskującym, metalowym pancerzem. Jej oczy lśniły czerwonym światłem.

— Co to jest? — szepnął Janek, cofając się o krok.

— Strażnik — powiedziała Ziya, podnosząc nóż. — Nie cofajcie się. Jeśli wyczują strach, zaatakują.

Strażnik zrobił krok do przodu, a jego pancerz wydał dźwięk przypominający zgrzyt metalu o metal. Z ręki wyciągnął coś, co wyglądało jak broń energetyczna, a czerwona poświata zaczęła pulsować na jej końcu.

— Janek, klucz! — zawołała Ziya.

Janek uniósł klucz, który nagle rozbłysnął złotym światłem. Promień energii wystrzelił z klucza, trafiając strażnika prosto w pierś. Istota cofnęła się o kilka kroków, wydając z siebie metaliczny, zgrzytliwy dźwięk, ale nie upadła.

— To go tylko spowolniło! — krzyknął Kuba. — Musimy się pospieszyć!

Ziya popchnęła Janka do przodu.

— Biegnij do zamku! Klucz musi tam nas zaprowadzić!

Ruszyli biegiem, a strażnik rzucił się za nimi, poruszając się z przerażającą prędkością. Z każdą sekundą dźwięk jego kroków stawał się głośniejszy, ale Janek nie odwracał się. Klucz pulsował coraz jaśniej, jakby reagował na ich zbliżanie się do celu.

W końcu dotarli do bramy zamku. Była wysoka, zbudowana z czarnego kamienia i pokryta symbolami podobnymi do tych, które widzieli wcześniej. Janek podbiegł do niej pierwszy i uniósł klucz.

— Otwórz się! — krzyknął, dotykając kluczem powierzchni drzwi.

Złote światło rozlało się po symbolach, które zaczęły pulsować, układając się w napisy w różnych językach:

„Wejdź tylko wtedy, gdy twoje serce jest czyste.”

Janek poczuł, jak klucz zaczyna drżeć, a brama zaczęła się powoli otwierać. W tym samym momencie strażnik dotarł do nich, unosząc broń.

— Teraz albo nigdy! — krzyknął Kuba, popychając Janka do środka.

Weszli przez otwierającą się bramę, a Ziya, będąc ostatnia, odwróciła się i cisnęła swój nóż w strażnika, trafiając go prosto w świecący punkt na piersi.

Strażnik zawył, ale zanim zdążył się podnieść, brama zamknęła się za nimi z hukiem.

— To było blisko — powiedział Kuba, opierając się o ścianę. — Zbyt blisko.

Janek spojrzał przed siebie. Byli teraz w długim, ciemnym korytarzu, który rozciągał się daleko w głąb zamku. Ściany pokrywały freski przedstawiające postacie walczące ze sobą przy użyciu światła i cienia.

— Co teraz? — zapytał Janek.

— Idziemy dalej — odpowiedziała Ziya. — Klucz nas tutaj zaprowadził, więc musimy dowiedzieć się, dlaczego.

Ruszając naprzód, Janek czuł, że to miejsce kryje jeszcze więcej tajemnic. Każdy krok wydawał się prowadzić go głębiej w coś, czego jeszcze nie rozumiał — ale wiedział, że nie może się teraz cofnąć.

Korytarz, w którym znaleźli się Janek, Kuba i Ziya, wydawał się nie mieć końca. Każdy krok odbijał się echem od kamiennych ścian, ozdobionych tajemniczymi freskami. Złoty klucz w dłoni Janka pulsował ciepłym światłem, jakby wskazywał im drogę, choć w powietrzu wciąż czuć było napięcie.

Janek zerknął na brata.

— Myślisz, że jesteśmy bezpieczni? — zapytał cicho.

Kuba spojrzał na niego i uśmiechnął się uspokajająco.

— Teraz tak. Ale musimy być ostrożni. — Położył rękę na ramieniu Janka. — Razem damy radę, tak?

Janek skinął głową, choć w środku czuł, jak jego serce nadal bije szybciej po ostatnich wydarzeniach. Spojrzał na Ziyę, która przesuwała dłonią po freskach, jakby szukała czegoś istotnego.

— Ziya? — zapytał. — Co to wszystko znaczy?

Dziewczyna odwróciła się do niego.

— Te obrazy… — wskazała na ścianę. — Pokazują walkę światła z ciemnością. Ale tu jest coś więcej. — Zatrzymała się przy jednej z postaci, która trzymała przedmiot przypominający klucz. — To wygląda jak twój klucz.

Janek zbliżył się, przyglądając się uważnie. Rzeczywiście, figura na fresku trzymała przedmiot niemal identyczny jak ten, który miał w dłoni.

— To znaczy, że… ktoś już tu był przede mną? — zapytał, zaskoczony.

— Być może. A może to tylko wskazówka, że twój klucz jest częścią czegoś większego — odpowiedziała Ziya.

W tym momencie złoty klucz rozbłysnął jaśniej, a na ścianie pojawiły się kolejne symbole. Tym razem były one prostsze, bardziej znajome — litery układały się w zdanie, które Kuba odczytał na głos:

„Słuchaj głosu serca, bo ono zna prawdę.”

Janek poczuł, jak dreszcz przechodzi mu po plecach.

— To chyba jakaś wskazówka — powiedział cicho.

— Albo ostrzeżenie — dodał Kuba, rozglądając się ostrożnie.

Szli dalej korytarzem, który zaczynał się rozszerzać, aż w końcu weszli do dużej, okrągłej sali. Na środku znajdował się podest, na którym spoczywało coś, co wyglądało jak kryształowa kula.

Janek podszedł powoli, czując, jak klucz w jego dłoni zaczyna pulsować coraz szybciej.

— Myślisz, że to część tej układanki? — zapytał, zerkając na Ziyę.

— Na to wygląda — odpowiedziała, ale jej głos był ostrożny. — Nie dotykaj tego jeszcze. Może być pułapka.

Janek jednak czuł, że kula go woła. Zbliżył się jeszcze bardziej i delikatnie położył klucz na jej powierzchni.

Światło wypełniło całą salę, oświetlając ich twarze. Kryształowa kula zaczęła wirować, a w jej wnętrzu pojawiły się obrazy — najpierw zamazane, potem coraz wyraźniejsze.

Janek zobaczył swoją babcię — tę samą, którą widział wcześniej w wizji. Stała w ogrodzie, uśmiechając się do niego. Potem obraz zmienił się, pokazując starą księgę i znaki podobne do tych, które widzieli na freskach.

— To jakieś wskazówki — powiedziała Ziya.

— Ale co one oznaczają? — zapytał Kuba.

— Musimy to rozszyfrować — dodała Ziya. — Ale najpierw odpocznijmy.

Janek odsunął się od kuli, która powoli przestała się obracać. W jego sercu czuł jednak, że to dopiero początek — i że odpowiedzi, których szukał, są coraz bliżej

Po krótkim odpoczynku Janek, Kuba i Ziya znów ruszyli przed siebie. Sala z kryształową kulą pozostawiła w nich wiele pytań, ale wiedzieli, że muszą iść dalej. Janek czuł, jak złoty klucz w jego dłoni nadal delikatnie pulsuje, jakby prowadził ich ku kolejnemu odkryciu.

Korytarz, którym szli, stopniowo zmieniał się. Ściany, wcześniej gładkie i kamienne, zaczęły pokrywać wzory przypominające korzenie drzew. Powietrze stało się chłodniejsze, a echo ich kroków ucichło.

— Czuję coś dziwnego — powiedział Janek, ściskając klucz mocniej.

— Ja też — przyznała Ziya, oglądając się za siebie. — Jakby to miejsce żyło.

W końcu dotarli do kolejnych drzwi — wielkich, drewnianych, z rzeźbionymi symbolami podobnymi do tych, które widzieli wcześniej. Janek podszedł do nich, a klucz w jego dłoni zaczął świecić jaśniej.

— To chyba tutaj — powiedział, spoglądając na Ziyę i Kubę.

— Spróbuj — zachęcił Kuba.

Janek podniósł klucz i włożył go do otworu w drzwiach. Mechanizm zaskrzypiał, a drzwi powoli zaczęły się otwierać.

Za nimi ukazał się ogromny, oświetlony naturalnym światłem dziedziniec. Pośrodku stało drzewo — wielkie i majestatyczne, z gałęziami rozciągającymi się wysoko ku niebu. Jego liście lśniły srebrzystym blaskiem, a na korze widniały symbole podobne do tych, które widzieli wcześniej.

— To musi być ważne miejsce — powiedziała Ziya, podchodząc ostrożnie bliżej.

Janek poczuł, że drzewo go przyciąga. Zrobił kilka kroków, aż stanął tuż przy jego pniu. Nagle liście zaczęły delikatnie drżeć, a z drzewa wydobył się cichy, melodyjny dźwięk — jakby szept.

— Słyszycie to? — zapytał Janek, odwracając się do pozostałych.

— Słyszymy — odpowiedział Kuba, ale jego twarz zdradzała niepokój.

Janek wyciągnął rękę i dotknął kory drzewa. W momencie, gdy jego palce zetknęły się z powierzchnią, srebrzyste światło rozlało się po całym dziedzińcu. Symbole na korze zaczęły się przesuwać i układać w nowe wzory.

— Patrzcie! — zawołała Ziya, wskazując na jeden z symboli. — To ten sam znak, co na kluczu!

Z drzewa nagle spadł mały, srebrzysty liść, który powoli opadł prosto w dłonie Janka. Był lekki, niemal przeźroczysty, ale gdy tylko go dotknął, poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele.

— Co to jest? — zapytał szeptem.

— Może odpowiedź? — zasugerował Kuba.

Ale zanim zdążyli zastanowić się, co dalej, usłyszeli cichy trzask. Od strony drzwi, którymi przyszli, pojawiła się kolejna postać. Była zakapturzona, a jej twarz skrywał cień. W jednej dłoni trzymała laskę, a drugą uniosła w ich stronę.

— Oddajcie klucz — powiedziała niskim, pewnym głosem.

Janek cofnął się o krok, ściskając klucz jeszcze mocniej.

— Kim jesteś? — zapytała Ziya, stając przed Jankiem.

— Strażnikiem tego miejsca — odpowiedziała postać. — A wy zakłóciliście spokój drzewa. Klucz musi zostać oddany, zanim sprowadzicie na siebie i ten świat zgubę.

— Nie możemy go oddać — powiedział Janek, czując, że jego głos lekko drży. — Potrzebujemy go, żeby odnaleźć odpowiedzi.

— Odpowiedzi czasem przynoszą więcej pytań — odparła postać. — I nie zawsze są bezpieczne.

Ziya zacisnęła dłonie na nożu, gotowa do obrony. Kuba stanął przy Janku, jakby chciał go osłonić.

— Nie cofniemy się — powiedział Kuba stanowczo.

Zakapturzona postać zbliżyła się o krok, a jej laska rozbłysła bladym światłem.

— Zobaczymy — powiedziała cicho, a jej głos zabrzmiał jak echo wśród gałęzi drzewa.

Janek czuł, że musi podjąć decyzję. Spojrzał na klucz, na drzewo i na swoich przyjaciół. Wiedział, że to, co zrobi teraz, może zmienić wszystko.

— Nie oddam klucza — powiedział nagle, prostując się. — Jest częścią mnie.

Zakapturzona postać uniosła laskę wyżej, a światło zaczęło migotać.

— W takim razie — powiedziała — przygotujcie się na próbę.

W powietrzu rozległ się niski pomruk, a ziemia pod ich stopami zaczęła lekko drżeć.

Ziemia pod ich stopami drżała coraz mocniej, jakby coś ogromnego budziło się w głębinach. Janek czuł, jak klucz w jego dłoni nagrzewa się, pulsując coraz szybciej. Spojrzał na Kubę, który ścisnął jego ramię, dając mu znać, że nie jest sam.

— Co to za próba? — zapytała Ziya, patrząc wyzywająco na zakapturzoną postać.

— Próba odwagi i serca — odpowiedziała tajemnicza istota, a jej głos wydawał się rozbrzmiewać echem w powietrzu. — Musicie udowodnić, że jesteście godni tego, czego szukacie.

Nagle ziemia pękła, a z rozpadliny zaczęły wypełzać długie, cieniopodobne macki. Poruszały się powoli, jakby badały przestrzeń wokół siebie. Janek cofnął się odruchowo, ale zaraz potem poczuł ciepło bijące od klucza.

— Janek, klucz! — krzyknął Kuba.

Janek uniósł go wysoko, a światło rozbłysło, rozcinając ciemność. Macki cofnęły się, ale tylko na chwilę — po czym zaczęły oplatać podest, na którym rosło drzewo.

— Bronią się! — zawołała Ziya.

— Nie, to nie one — odparł Janek, czując dziwne mrowienie w dłoni, jakby klucz próbował mu coś powiedzieć. — To ja muszę coś zrobić.

Podszedł bliżej drzewa, ignorując macki, które poruszały się coraz szybciej. Gdy tylko zbliżył się na wyciągnięcie ręki, liść, który trzymał wcześniej, zaczął świecić — tym razem jeszcze jaśniej niż klucz.

— Janek, ostrożnie! — ostrzegł Kuba, ale Janek już dotknął liściem jednej z macek.

W jednej chwili macka rozpadła się na tysiące iskrzących drobinek, a reszta cieni zaczęła się cofać. Zakapturzona postać wyciągnęła laskę, próbując powstrzymać ich działanie, ale światło liścia było silniejsze.

— To światło… — wyszeptała Ziya. — Ono niszczy ciemność.

Janek poczuł nagły przypływ pewności siebie. Podszedł jeszcze bliżej drzewa i dotknął kory liściem. Całe drzewo rozbłysło jasnym blaskiem, który rozlał się po całym dziedzińcu, rozpraszając cienie i zmuszając zakapturzoną postać do cofnięcia się.

— Nie możecie tego zrobić! — krzyknęła, ale jej głos stawał się coraz słabszy, aż w końcu zniknęła w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko cichy szept.

Kiedy światło powoli zgasło, Janek poczuł, jak nogi mu się uginają. Kuba podbiegł do niego i złapał go, zanim upadł.

— Wszystko dobrze? — zapytał z niepokojem.

— Tak… chyba tak — odpowiedział Janek, oddychając ciężko.

Ziya spojrzała na drzewo, które teraz wydawało się jeszcze piękniejsze niż wcześniej.

— Udało się — powiedziała cicho. — Ale co teraz?

Janek spojrzał na liść, który nadal świecił delikatnym blaskiem, i na klucz, który przestał pulsować.

— To dopiero początek — odpowiedział, czując, że gdzieś tam, poza tym miejscem, czekają na nich kolejne tajemnice.

Kuba położył mu dłoń na ramieniu.

— W takim razie ruszamy dalej.

Ziya skinęła głową, a Janek, choć zmęczony, poczuł w sercu iskrę nadziei. Wciąż nie wiedział, co czeka ich za kolejnymi drzwiami, ale był gotowy, by się tego dowiedzieć.

Janek, Kuba i Ziya opuścili świetlisty dziedziniec, kierując się dalej w głąb korytarza, który rozciągał się za drzewem. Powietrze było tam ciężkie, niemal lepkie, a echo ich kroków wydawało się głośniejsze niż wcześniej.

Janek ściskał klucz w dłoni, czując, że jego ciepło zaczyna powoli przygasać. Wiedział, że to miejsce jest inne — bardziej mroczne, bardziej tajemnicze.

— Czujesz to? — zapytała Ziya, rozglądając się uważnie.

— Tak — odpowiedział Janek, starając się ukryć niepokój w głosie. — Jakby coś nas obserwowało.

Kuba stanął bliżej brata, gotowy go bronić.

— Może powinniśmy wrócić? — zaproponował, ale Janek pokręcił głową.

— Nie możemy. Musimy iść dalej.

Ziya spojrzała na niego z uznaniem.

— Masz rację. Nie możemy się teraz zatrzymać.

Ruszyli przed siebie, a korytarz stopniowo się zwężał. Ściany, które wcześniej były gładkie, teraz pokrywały pęknięcia i ciemne, wijące się wzory przypominające korzenie drzewa z dziedzińca. Janek nagle zatrzymał się, gdy na końcu korytarza zauważył kolejne drzwi — tym razem czarne, z czerwonymi symbolami, które pulsowały słabym blaskiem.

— Co to jest? — zapytał, robiąc krok w stronę drzwi.

Ziya podeszła bliżej, ale zatrzymała się nagle.

— To nie jest zwykłe przejście — powiedziała, marszcząc brwi. — To pieczęć.

— Pieczęć? — powtórzył Kuba.

— Tak. I wygląda na to, że ktoś ją stworzył, żeby coś zamknąć… albo żeby coś nie wydostało się stąd.

Janek poczuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej.

— A jeśli musimy tam wejść?

Ziya spojrzała na niego poważnie.

— Wtedy będziemy musieli ją złamać.

Janek podszedł bliżej i wyciągnął klucz. Gdy tylko go podniósł, symbole na drzwiach rozbłysły mocniejszym światłem.

— Ostrożnie! — krzyknął Kuba, ale było już za późno.

Janek dotknął kluczem jednego z symboli, a drzwi zaczęły drżeć. Blask rozświetlił korytarz, a echo dziwnego, niskiego dźwięku wypełniło przestrzeń.

Nagle drzwi rozsunęły się, ukazując wnętrze sali, która wyglądała, jakby była wyrwana z innego świata. Ściany pokrywały złote ornamenty, a na środku stał ogromny piedestał. Na nim spoczywała czarna skrzynia ozdobiona tymi samymi czerwonymi symbolami, które widzieli na drzwiach.

— Co to jest? — wyszeptała Ziya.

— Nie wiem — odpowiedział Janek, podchodząc powoli.

Ale zanim zdążył sięgnąć po skrzynię, usłyszał niski, chrapliwy głos:

— Nie wolno.

Wszyscy troje odwrócili się gwałtownie. W cieniu sali pojawiła się postać — wysoka, okryta ciemnym płaszczem, z twarzą skrytą pod maską przypominającą czaszkę.

— Kim jesteś? — zapytał Janek, czując, jak jego dłonie zaczynają drżeć.

— Strażnikiem tego, co tu zamknięte — odparła postać. — Odejdźcie, póki możecie.

— Ale my szukamy odpowiedzi — powiedział Janek, robiąc krok w stronę skrzyni. — Musimy wiedzieć, co tu jest.

Postać uniosła rękę, a powietrze wypełniło się mroźnym chłodem.

— Każda odpowiedź ma swoją cenę — powiedziała. — A ty jeszcze nie jesteś gotowy, by ją zapłacić.

Ziya stanęła między Janem a strażnikiem.

— Może ty zdecydujesz za niego? — rzuciła wyzywająco.

Strażnik uniósł dłoń, a czarne cienie zaczęły wypełzać z podłogi.

— Będziemy musieli walczyć! — zawołał Kuba, chwytając Janka za ramię.

Janek spojrzał na klucz, który znów zaczął świecić. Wiedział, że nie mogą się teraz cofnąć.

— Razem damy radę — powiedział, a światło klucza rozjaśniło mrok, rzucając wyzwanie cieniom, które zaczęły zbliżać się do nich coraz szybciej.

Cienie wypełzające z podłogi zaczęły nabierać kształtów — wydłużonych, zdeformowanych postaci o pustych, czarnych oczodołach. Ich ruchy były nienaturalne, szarpane, jakby nie do końca należały do tego świata. Powietrze zgęstniało, stając się zimne i ciężkie, a Janek poczuł, jak jego serce przyspiesza.

— Nie ruszajcie się — wyszeptała Ziya, ale było już za późno.

Jedna z postaci rzuciła się na nich, wydając z siebie niski, gardłowy dźwięk, jakby z głębin czeluści. Kuba odepchnął Janka na bok, ledwo unikając cienia, który rozciągnął swoje ramiona jak macki.

— Janek, klucz! — krzyknął.

Janek podniósł go wysoko, ale tym razem światło nie było wystarczająco silne. Cienie zawahały się tylko na moment, po czym ruszyły naprzód z jeszcze większą furią.

— To nie działa! — krzyknął Janek, a jego głos zabrzmiał jak echo w ciemności.

Strażnik zbliżył się powoli, a jego maska-czaszka zdawała się uśmiechać złowieszczo.

— Światło nie wystarczy, chłopcze. Musisz ofiarować coś więcej…

— Niczego ci nie damy! — krzyknęła Ziya, wyciągając rękę z niewielkim nożem, ale cień pochwycił jej ramię, unieruchamiając ją w miejscu.

Janek poczuł, jak jego ciało drży. Obraz przed oczami zaczął mu się rozmazywać. Widział twarz swojej babci — uśmiechniętą, spokojną, ale jej oczy wydawały się teraz puste, jak oczy tych cieni.

— Babciu? — wyszeptał, ale nikt mu nie odpowiedział.

Nagle w jego dłoni klucz zaczął parzyć. Janek wrzasnął, ale nie puścił go. Światło ponownie się nasiliło, tym razem przebijając mrok na moment. Cienie odskoczyły, wyjąc przeraźliwie, jakby światło było dla nich czymś nie do zniesienia.

— Teraz! — krzyknął Kuba, chwytając Janka za ramię i ciągnąc go w stronę skrzyni.

Ziya wyrwała się z uścisku cienia, ale jej twarz była blada, a oczy szeroko otwarte.

— To coś jest żywe! — krzyknęła, wskazując na skrzynię.

Janek podbiegł do niej, wciąż czując pulsujące ciepło klucza. Kiedy go zbliżył, czerwone symbole rozbłysły, a wieko skrzyni zaczęło drżeć.

— Nie rób tego! — zawołał strażnik, jego głos tym razem brzmiał bardziej desperacko niż groźnie.

Ale było już za późno. Janek wcisnął klucz w otwór zamka, a mechanizm zaskoczył z cichym kliknięciem. Wieko powoli zaczęło się otwierać, a zimne powietrze buchnęło na nich, przyprawiając wszystkich o dreszcze.

Wewnątrz skrzyni leżał przedmiot — czarna, wypolerowana kula, która zdawała się pochłaniać światło wokół siebie. Janek poczuł, jak coś wciąga jego myśli, zmuszając go do zbliżenia się.

— Nie dotykaj tego! — krzyknął Kuba, ale Janek już wyciągnął rękę.

W chwili, gdy jego palce musnęły powierzchnię kuli, sala zaczęła się trząść, a z jej ścian zaczęła sączyć się czarna, lejąca się substancja, przypominająca krew.

— Cofnij się! — wrzasnęła Ziya, ale Janek nie mógł się ruszyć.

Jego ciało ogarnęło zimno, a w głowie usłyszał szept — cichy, upiorny głos, który powtarzał jego imię.

„Janek… Janek… Oddaj się…”

W tym momencie cienie zaczęły się ponownie zbliżać, ale tym razem nie atakowały — klękały przed kulą, jakby czciły ją jak bóstwo.

Janek spojrzał na swoje odbicie w jej powierzchni — ale to, co zobaczył, nie było jego twarzą. Było czymś innym. Zniekształconym.

— Nie… — wyszeptał, ale głos w jego głowie był coraz głośniejszy.

Kuba rzucił się na niego, wytrącając mu kulę z rąk. Ta potoczyła się po podłodze, a cienie nagle zawyły z wściekłości.

— Biegniemy! Teraz! — wrzasnął Kuba.

Janek, nadal oszołomiony, dał się pociągnąć bratu. Ziya podniosła nóż, odcinając jedną z macek, która próbowała ich zatrzymać.

Wybiegli z sali, a drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem. Echo tego dźwięku rozniosło się po korytarzu, a klucz w dłoni Janka rozpadł się na drobne kawałki.

— Co to było? — wysapał Kuba, patrząc na drzwi, które zaczęły pokrywać się pęknięciami.

Janek spojrzał na swoje dłonie.

— Nie wiem… ale to coś wciąż tam jest. I myślę, że jeszcze nas znajdzie.

Rozdział 2 — Cienie Przeszłości

Janek siedział na zimnej, kamiennej podłodze, opierając się plecami o ścianę. Oddychał ciężko, starając się uspokoić bijące serce. Kuba i Ziya również opadli bez sił, choć ich spojrzenia co chwilę błądziły ku zamkniętym drzwiom, za którymi rozlegało się przerażające łomotanie.

— Co teraz? — zapytała Ziya, zaciskając dłonie na swoim nożu.

Kuba rozejrzał się po pomieszczeniu. Było to niewielkie, okrągłe pomieszczenie o wysokim sklepieniu, przypominające starożytną komnatę rytualną. Ściany pokrywały dziwne symbole, podobne do tych, które wcześniej widzieli na skrzyni — pulsowały one bladym światłem, jakby żyły własnym życiem.

— Musimy znaleźć kolejne wyjście — powiedział Kuba, wstając i podchodząc do ściany. — Te znaki… one coś oznaczają.

Janek podniósł się z trudem, wciąż trzymając medalion. Jego palce drżały, a w głowie wciąż słyszał echo słów babci.

„Użyj serca, Janku…”

Spojrzał na medalion. Jego powierzchnia była gładka, ale teraz dostrzegł na niej delikatne grawerunki — znaki podobne do tych na ścianach.

— Janek, zobacz tutaj — zawołała Ziya, wskazując na jeden ze znaków.

Był większy od pozostałych i przedstawiał coś, co przypominało drzwi otoczone płomieniami. Janek podszedł bliżej i poczuł nagły chłód, gdy położył na nim dłoń.

W tym momencie ściana zaczęła wibrować, a symbol rozbłysnął czerwonym światłem.

— Co zrobiłeś?! — krzyknął Kuba, chwytając Janka za ramię.

Zanim Janek zdążył odpowiedzieć, ściana zaczęła się rozsuwać, ukazując wąski korytarz prowadzący w dół. Z jego wnętrza wydobywał się niepokojący szum, jakby echo odległych głosów.

— Nie wiem… — powiedział Janek cicho. — Ale myślę, że musimy tam wejść.

— Zwariowałeś?! — zawołał Kuba. — Właśnie uciekliśmy z jednego koszmaru, a ty chcesz nas wpakować w kolejny?!

Ziya spojrzała na niego poważnie.

— Nie mamy wyboru. Tu nie jesteśmy bezpieczni. Tam… może znajdziemy odpowiedzi.

Janek wziął głęboki oddech i zrobił pierwszy krok w stronę ciemności.

— Chodźcie.

Kuba westchnął ciężko i podążył za nim, a Ziya zamknęła pochód, wciąż ściskając nóż.

Korytarz był wąski i duszny. Ściany zdawały się poruszać na skraju pola widzenia, a echo kroków brzmiało nienaturalnie głośno.

— Co to za miejsce? — szepnął Janek, przesuwając palcami po kamiennych ścianach.

— Tunel ucieczki? Albo coś znacznie gorszego — odpowiedziała Ziya.

Po kilku minutach marszu dotarli do rozwidlenia. Jeden z korytarzy prowadził w głąb ciemności, drugi zaś był oświetlony dziwnym, zielonkawym światłem.

— Którędy? — zapytał Kuba.

Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, z ciemniejszego tunelu dobiegł niski, przeciągły ryk.

— Tam nie idziemy — powiedziała Ziya bez chwili zawahania.

Ruszyli w stronę światła.

W miarę jak zbliżali się do jego źródła, Janek zauważył, że symbole na medalionie znów zaczęły świecić — tym razem na zielono. Światło pulsowało w rytm jego serca, a chłód przenikający powietrze zdawał się narastać.

— Coś tu jest — powiedział Janek, zatrzymując się przed kolejnymi drzwiami. Były one wykonane z czarnego kamienia, a na ich powierzchni widniał znajomy symbol — płonące słońce.

— Medalion… — szepnęła Ziya. — Musisz go użyć.

Janek, choć drżał, uniósł medalion i przyłożył go do drzwi.

W tym momencie światło eksplodowało, oślepiając ich wszystkich. Janek poczuł, jak coś chwyta go za ramię i szarpie do przodu.

— Janek! — usłyszał krzyk Kuby, zanim ogarnęła go ciemność.

Janek otworzył oczy, ale wokół niego wciąż panowała ciemność. Powietrze było ciężkie, niemal lepkie, a w nozdrza uderzył zapach wilgoci i zbutwiałego drewna. Medalion w jego dłoni wciąż świecił bladym, zielonym światłem, rzucając migotliwe refleksy na ściany wąskiego korytarza.

— Janek! — głos Kuby dochodził jakby z oddali. — Słyszysz mnie?!

Janek spróbował wstać, ale nogi miał jak z waty. Gdy w końcu udało mu się podnieść, zobaczył Kuby i Ziyę, którzy stali kilka kroków dalej. Ziya miała rozcięcie na ramieniu, z którego powoli sączyła się krew.

— Co się stało? — zapytał Janek, rozglądając się nerwowo.

— Te drzwi… one nas wciągnęły — powiedział Kuba, trzymając Ziyę za rękę. — Ale nie jesteśmy sami. Coś tu jest, Janek. Coś, czego nie potrafię opisać.

Janek poczuł dreszcz przebiegający po plecach. Spojrzał na medalion, który nagle rozbłysnął intensywnym światłem. W tej samej chwili ściany zaczęły drgać, a z głębi tunelu dobiegł niski, wibrujący dźwięk, przypominający warczenie.

— Biegiem! — krzyknęła Ziya, chwytając Janka za rękę.

Rzucili się do ucieczki, przemierzając kręty tunel, którego ściany zdawały się zbliżać do nich z każdą sekundą. Janek potknął się o wystający kamień, ale Kuba natychmiast go podniósł.

— Nie zatrzymuj się! — wrzasnął.

W końcu dotarli do kolejnej komnaty, znacznie większej niż poprzednia. W jej centrum znajdował się kamienny ołtarz, a na nim — czerwony przedmiot, który przypominał kryształ. Jego powierzchnia pulsowała jasnym blaskiem, jakby żył własnym życiem.

Janek zbliżył się do ołtarza, niemal zahipnotyzowany. Medalion w jego dłoni zaczął rezonować, emitując delikatne drżenie.

— Janek, nie dotykaj tego! — ostrzegła Ziya, ale było za późno.

Chłopiec wyciągnął rękę i delikatnie musnął kryształ opuszkami palców. W tym momencie pomieszczenie rozświetliło się oślepiającym światłem, a z podłogi zaczęły wyłaniać się cienie. Twarze zniekształcone bólem i gniewem patrzyły na nich pustymi oczodołami.

— Coś obudziliśmy… — wyszeptał Kuba, cofając się powoli.

Cienie zaczęły przesuwać się w ich stronę, a Janek zrozumiał, że nie mają czasu na ucieczkę. Ścisnął medalion, czując, jak w jego wnętrzu budzi się dziwna siła. Z jego ust popłynęły słowa, których nie rozumiał:

— דַלְקִי, אוֹר! —

Światło z medalionu eksplodowało, rozpraszając cienie na wszystkie strony. Na chwilę zapadła cisza, ale Janek wiedział, że to dopiero początek.

Z ciemności dobiegł przeciągły szelest, jakby tysiące małych nóg przemieszczało się po kamiennej podłodze. Janek cofnął się, starając się dostrzec źródło dźwięku. Medalion znów rozbłysnął, ukazując falującą masę ciemności, która zdawała się pochłaniać światło.

— To nie koniec! — krzyknęła Ziya, podnosząc z ziemi kawałek rozbitego kryształu. — Musimy się bronić!

Janek ścisnął medalion jeszcze mocniej, czując, jak ciepło rozlewa się po jego dłoni. Światło zaczęło pulsować szybciej, a cień zatrzymał się na chwilę, jakby wahanie dało im przewagę.

— Teraz! — wrzasnął Kuba, popychając Janka w stronę wyjścia z komnaty.

Pobiegli dalej, zostawiając za sobą rozszalałe cienie. Korytarz zdawał się nie mieć końca, a echo ich kroków mieszało się z odległymi, upiornymi dźwiękami. Janek spojrzał na Ziyę, która wciąż ściskała odłamek kryształu.

— To coś więcej niż tylko kamień — powiedziała cicho. — Musimy dowiedzieć się, czym naprawdę jest ten medalion.

Janek otworzył oczy, ale wokół niego wciąż panowała ciemność. Powietrze było ciężkie, niemal lepkie, a w nozdrza uderzył zapach wilgoci i zbutwiałego drewna. Medalion w jego dłoni wciąż świecił bladym, zielonym światłem, rzucając migotliwe refleksy na ściany wąskiego korytarza.

— Janek! — głos Kuby dochodził jakby z oddali. — Słyszysz mnie?!

Janek spróbował wstać, ale nogi miał jak z waty. Gdy w końcu udało mu się podnieść, zobaczył Kuby i Ziyę, którzy stali kilka kroków dalej. Ziya miała rozcięcie na ramieniu, z którego powoli sączyła się krew.

— Co się stało? — zapytał Janek, rozglądając się nerwowo.

— Te drzwi… one nas wciągnęły — powiedział Kuba, trzymając Ziyę za rękę. — Ale nie jesteśmy sami. Coś tu jest, Janek. Coś, czego nie potrafię opisać.

Janek poczuł dreszcz przebiegający po plecach. Spojrzał na medalion, który nagle rozbłysnął intensywnym światłem. W tej samej chwili ściany zaczęły drgać, a z głębi tunelu dobiegł niski, wibrujący dźwięk, przypominający warczenie.

— Biegiem! — krzyknęła Ziya, chwytając Janka za rękę.

Rzucili się do ucieczki, przemierzając kręty tunel, którego ściany zdawały się zbliżać do nich z każdą sekundą. Janek potknął się o wystający kamień, ale Kuba natychmiast go podniósł.

— Nie zatrzymuj się! — wrzasnął.

W końcu dotarli do kolejnej komnaty, znacznie większej niż poprzednia. W jej centrum znajdował się kamienny ołtarz, a na nim — czerwony przedmiot, który przypominał kryształ. Jego powierzchnia pulsowała jasnym blaskiem, jakby żył własnym życiem.

Janek zbliżył się do ołtarza, niemal zahipnotyzowany. Medalion w jego dłoni zaczął rezonować, emitując delikatne drżenie.

— Janek, nie dotykaj tego! — ostrzegła Ziya, ale było za późno.

Chłopiec wyciągnął rękę i delikatnie musnął kryształ opuszkami palców. W tym momencie pomieszczenie rozświetliło się oślepiającym światłem, a z podłogi zaczęły wyłaniać się cienie. Twarze zniekształcone bólem i gniewem patrzyły na nich pustymi oczodołami.

— Coś obudziliśmy… — wyszeptał Kuba, cofając się powoli.

Cienie zaczęły przesuwać się w ich stronę, a Janek zrozumiał, że nie mają czasu na ucieczkę. Ścisnął medalion, czując, jak w jego wnętrzu budzi się dziwna siła. Z jego ust popłynęły słowa, których nie rozumiał:

— דַלְקִי, אוֹר! —

Światło z medalionu eksplodowało, rozpraszając cienie na wszystkie strony. Na chwilę zapadła cisza, ale Janek wiedział, że to dopiero początek.

Z ciemności dobiegł przeciągły szelest, jakby tysiące małych nóg przemieszczało się po kamiennej podłodze. Janek cofnął się, starając się dostrzec źródło dźwięku. Medalion znów rozbłysnął, ukazując falującą masę ciemności, która zdawała się pochłaniać światło.

— To nie koniec! — krzyknęła Ziya, podnosząc z ziemi kawałek rozbitego kryształu. — Musimy się bronić!

Janek ścisnął medalion jeszcze mocniej, czując, jak ciepło rozlewa się po jego dłoni. Światło zaczęło pulsować szybciej, a cień zatrzymał się na chwilę, jakby wahanie dało im przewagę.

— Teraz! — wrzasnął Kuba, popychając Janka w stronę wyjścia z komnaty.

Pobiegli dalej, zostawiając za sobą rozszalałe cienie. Korytarz zdawał się nie mieć końca, a echo ich kroków mieszało się z odległymi, upiornymi dźwiękami. Janek spojrzał na Ziyę, która wciąż ściskała odłamek kryształu.

— To coś więcej niż tylko kamień — powiedziała cicho. — Musimy dowiedzieć się, czym naprawdę jest ten medalion.

Zanim zdążyli zrobić kolejny krok, tunel zatrząsł się gwałtownie. Ze ścian zaczęły odpadać kawałki skał, a powietrze wypełnił odgłos przesuwających się kamieni. Kuba wskazał na wąską szczelinę po lewej stronie.

— Tędy! — krzyknął, prowadząc resztę.

Przecisnęli się przez szczelinę, która prowadziła do jeszcze mniejszej komnaty. Jej ściany pokryte były tajemniczymi symbolami, a na środku stał posąg przedstawiający postać z zakrytą twarzą. Posąg trzymał w dłoniach coś, co przypominało identyczny medalion.

— To ten sam medalion… — szepnął Janek, zbliżając się powoli.

Gdy tylko zbliżył rękę do posągu, pomieszczenie wypełniło się głębokim, dudniącym dźwiękiem. Medalion w dłoni Janka zaczął jarzyć się tak mocno, że chłopak musiał zmrużyć oczy.

— Janek, uważaj! — krzyknęła Ziya.

Ale było już za późno. Z posągu wystrzeliła smuga światła, uderzając w medalion Janka. Chłopiec poczuł, jak coś rozrywa jego myśli na strzępy, a w głowie rozbrzmiał obcy, gardłowy głos:

— Przebudzony…

Janek upadł na kolana, chwytając się za głowę. Obrazy przelatywały przez jego umysł — tajemnicze krainy, nieznane symbole i twarze, których nigdy wcześniej nie widział. Wi Janek wciąż trzymał się za głowę, czując, jak fale obcego głosu rozrywają jego myśli. Z każdego zakamarka umysłu wyłaniały się obrazy, w których rozpoznawał miejsca, które nigdy wcześniej nie widział, twarze, które nie należały do nikogo, kogo znał. Czuł, jakby jego ciało było jednocześnie tu, w tej mrocznej komnacie, i gdzieś zupełnie indziej — w innych światach, pełnych dziwnych, pulsujących energii.

— Przebudzony… — ten głos brzmiał niczym echo w jego umyśle. — Jestem częścią ciebie.

Janek jęknął, próbując się opanować. Kiedy otworzył oczy, jego wzrok padł na posąg, który stał nieruchomo w centrum pomieszczenia. Jego oczy, choć zakryte, wydawały się pełne życia, jakby śledziły każdy ruch Janka.

— Janek, musisz się opamiętać! — Ziya rzuciła się w stronę chłopca, chwytając go za ramiona.

Kuba, z trudem złapawszy oddech, stanął tuż obok. Jego twarz była blada, a dłonie drżały.

— Co się dzieje z tobą? — zapytał Kuba, spoglądając na Janka z niepokojem. — Ten głos… Znasz go?

Janek starał się zebrać myśli, ale wciąż odczuwał mdłości. Z każdym oddechem w jego umyśle pojawiały się kolejne obrazy: rozbłyskujące niebo, miasto pełne wieżowców, ale jednocześnie zniszczone, jakby zapomniane przez czas. Wśród tych wizji widział postać, stojącą w ciemnościach, z twarzą skrytą w cieniu kaptura. Ta postać mówiła do niego w języku, którego nie rozumiał, ale czuł, że każda wypowiedziana przez nią fraza niosła ze sobą wagę starożytnego przekleństwa.

Jestem częścią ciebie. Te słowa powtarzały się w jego głowie. Janek poczuł, jak zimny dreszcz przeszywa jego ciało.

— To coś nie jest tylko w mojej głowie — wyszeptał. — To nie jest tylko sen. To… coś się budzi.

Ziya wpatrywała się w niego zmartwiona.

— Co się budzi? Co dokładnie się dzieje, Janek?

— To… coś, co było uśpione. Medalion… on jest kluczem. Kiedy dotknąłem tego posągu, obudziłem coś, co nie powinno istnieć w tym świecie. — Janek poczuł, jak jego słowa drżą, jakby były wyjęte z jego umysłu na siłę. — Te obrazy… one są prawdziwe. To nie tylko wizje. To wspomnienia.

— Jakie wspomnienia? — zapytał Kuba, zbliżając się, ale wciąż trzymając się w bezpiecznej odległości.

Janek spojrzał na medalion, który wciąż świecił w jego dłoni. Pulsował w rytm jego bijącego serca, jakby żył własnym życiem. Jego energia była nieziemska, a Janek wiedział, że nie ma już odwrotu.

— Kiedy dotknąłem tego posągu… to coś we mnie weszło. Czuje się, jakby te wspomnienia były moje, a zarazem nie. Jakby ktoś lub coś w tej chwili starało się mnie kontrolować. Muszę się dowiedzieć, kim naprawdę jestem… Co zrobiłem.

Nagle, ziemia zaczęła wibrować, a sufit komnaty wydał dziwny, metaliczny dźwięk, jakby coś wielkiego zbliżało się do nich.

— Musimy stąd wyjść! — krzyknęła Ziya, chwytając Janka za rękę. — To coś nie pozwoli nam uciec, jeśli nie zrobimy tego teraz!

Ale Janek nie mógł się ruszyć. Czuł, jakby jego ciało było związane niewidzialnymi łańcuchami. W jego umyśle rozbrzmiewał głos, teraz głośniejszy, silniejszy, niemal dominujący.

— Nie uciekniesz.

W tej samej chwili cała komnata zaczęła się zmieniać. Kamienie na ścianach zaczęły pękać, a z nich wydobywały się różne symbole, które zaczęły obracać się wokół Janka. Te symbole przypominały runy, ale były bardziej skomplikowane, jakby powstały z nieznanych sił. Medalion w dłoni Janka rozbłysnął w odpowiedzi, a jego światło zaczęło się łączyć z wirującymi symbolami.

— Przebudzenie. — głos mówił coraz szybciej, jakby przyspieszając. — Zbliżają się.

Ziya i Kuba wymienili spojrzenia. Kuba zaczął sięgać po coś w swojej torbie. Ziya, wciąż trzymając odłamek kryształu, podeszła do Janka, próbując go ponownie wyrwać z transu.

— Janek! Musisz przerwać to połączenie. Skup się na sobie! Znajdź sposób, by zapanować nad tym medalionem! — krzyczała, nie mogąc dłużej znieść rosnącego napięcia.

Janek zacisnął dłonie na medalionie. Poczuł, jak energia w nim rośnie, jakby miał w rękach cały świat. Wiedział, że musi podjąć decyzję, ale nie był pewien, czy to, co zrobi, nie zapoczątkuje jeszcze większego chaosu.

wiedział, że to dopiero początek ich koszmaru.

Janek czuł, jak jego umysł rozbija się na kawałki, a obrazy, które pojawiały się przed jego oczami, stawały się coraz bardziej niepokojące. Przeplatały się ze sobą obrazy z innych czasów i miejsc — pradawne krainy, zrujnowane miasta, nieznane stworzenia. W każdej z tych wizji widział tajemnicze symbole, które nie miały żadnego sensu, a jednak czuł, że coś w nich tkwi. Były jak klucze, które miały otworzyć bramy do czegoś jeszcze potężniejszego.

Z każdym oddechem ból w jego głowie stawał się silniejszy. Jego ciało drżało, jakby żyło własnym życiem, a on nie mógł nad nim zapanować. Czuł się, jakby tonął w oceanie nieznanych wspomnień, których nie potrafił zrozumieć. Obrazy wymykały się spod kontroli, jakby coś — ktoś — próbował je przejąć, kierować jego myślami.

— Przebudzenie. — Głos znowu rozbrzmiał w jego umyśle, głęboki i pełen mocy. — Jesteś gotowy.

Nie rozumiał, co to znaczy. Co to znaczy być „gotowym”? Do czego?

W tej samej chwili poczuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna drżeć. Jego światło stawało się coraz silniejsze, a energia, która z niego wypływała, zaczynała przejmować kontrolę nad jego ciałem. Janek zacisnął zęby, próbując się opanować, ale nie miał siły. Wiedział, że jeśli nie uda mu się uwolnić, to nie tylko on, ale i Ziya z Kubą zostaną wciągnięci w ten koszmar.

— Musisz zrozumieć, Janek. To ty jesteś wybrany. — Głos rozbrzmiewał coraz mocniej, przeszywając jego umysł niczym wirująca burza. — To ty… który otworzył Bramę.

Janek poczuł, jak ziemia pod jego stopami zaczyna się trząść. Z każdą chwilą przestrzeń wokół niego stawała się coraz bardziej zniekształcona. Cienie zaczęły się poruszać, ich postacie zacierając granice między rzeczywistością a czymś niepojętym. Zza ich pleców wyłaniały się postacie — zniekształcone, niemal nieludzkie. Widać było tylko ich puste oczodoły, które wwiercały się w Janka, jakby znały jego najskrytsze lęki.

Kuba i Ziya stali z boku, patrząc na Janka z przerażeniem. Ziya, trzymając kawałek rozbitego kryształu, próbowała podejść bliżej, ale zatrzymała się, jakby jakaś niewidzialna bariera uniemożliwiała jej ruch.

— Janek, musisz to powstrzymać! — krzyknęła Ziya, jej głos pełen paniki. — Musisz przejąć kontrolę nad tym medalionem!

Janek próbował się skupić, ale każdy jego myśl była przerywana przez nową falę obrazów. Nie widział już tylko siebie, Kuby i Ziyi — widział siebie jako część czegoś ogromnego, czegoś, co nie miało początku ani końca. Każdy krok w tym nieznanym świecie wiązał się z odkrywaniem czegoś przerażającego.

Zrozumiał. Zrozumiał, co chciał mu przekazać głos. To on był kluczem. On był częścią tego wszystkiego. Ale czy miał siłę, by to kontrolować?

Medalion w jego dłoni rozbłysnął blaskiem tak intensywnym, że Janek musiał zmrużyć oczy. Czuł, jak jego ciało zostaje otoczone wirującą energią, jakby całe jego istnienie zostało wciągnięte w wir. Cienie poruszały się szybciej, ich kształty stawały się coraz bardziej wyraźne, a ich obecność przytłaczająca. Janek poczuł, jak coś zimnego wślizguje się do jego umysłu.

— Nie jesteś gotowy. — Głos rozbrzmiał po raz ostatni, a w jego tonie brzmiała pogarda. — Za późno.

Janek poczuł, jak medalion w jego dłoni wibruje z coraz większą siłą. Wszystko, co widział, zaczęło wirować, a w umyśle rozbrzmiewała tylko jedna myśl: nie ma ucieczki.

W tej chwili obraz przed jego oczami wybuchł blaskiem, który pochłonął całą przestrzeń, i Janek zniknął w ciemności.

Janek otworzył oczy, ale nie był już w tej samej komnacie. Nie było cieni, nie było tajemniczych symboli, a powietrze nie było duszne i ciężkie. Zamiast tego otaczała go nienaturalna cisza, jakby cały świat zniknął. Spojrzał wokół siebie, szukając jakichkolwiek wskazówek, gdzie się znalazł. Jego otoczenie wyglądało jak pustynia, ale nie była to ziemia, którą znał. Powierzchnia, na której stał, była gładka jak lustro, odbijając jego sylwetkę w nieznanej, zniekształconej formie. Niebo nad nim było czarne, ale nie jak noc. Było jak pustka, która pochłaniała wszelkie światło.

Gdzieś w oddali, na horyzoncie, dostrzegł zarys czegoś, co przypominało ogromną bramę, wykutą z nieznanego materiału, który błyszczał na fioletowo. Janek poczuł, jak coś niepokojącego wzbiera w jego wnętrzu. Brama wydawała się go przyciągać,

Janek poczuł, jak jego serce bije szybciej. Coś w tej bramie, w tym błyszczącym materiale, wołało go do siebie. Prawie jakby znał to miejsce, jakby był tu już wcześniej, mimo że nigdy nie widział niczego podobnego. Każdy krok, który stawiał na tej gładkiej powierzchni, był cichy, jakby nie istniał dźwięk w tym wymiarze. Przypomniał sobie chwilę, kiedy po raz pierwszy dotknął posągu w komnacie — jakby to była ta sama siła, która teraz przyciągała go do bramy.

W jego dłoni medalion wciąż pulsował, choć nie emitował już światła. Czuł, jakby energia, którą wytwarzał, była obecna w tym miejscu, przenikała powietrze i ziemię, a sama brama zdawała się ją pochłaniać. Janek poczuł, jak w jego umyśle zaczynają pojawiać się fragmenty wspomnień, które były niepełne i niejasne, ale jedno było pewne — ta brama nie była zwykłym przejściem. To było wejście do czegoś, co nie miało końca, coś, co mogło zmienić wszystko.

Krocząc w stronę bramy, zaczynał odczuwać coraz większą presję. Był pewien, że jeśli przejdzie przez nią, nie będzie już w stanie powrócić. Medytując nad tym, Janek nie zauważył, kiedy jego kroki zaczęły przyspieszać, jakby jakaś siła pchała go naprzód. Zbliżając się, dostrzegł w bramie coś jeszcze — odbicie swojej twarzy, ale nie było to odbicie, które znał. Jego oczy były inne, głębsze, pełne cierpienia, jakby widziały rzeczy, które nie były przeznaczone dla niego. I wtedy, mimo że czuł rosnący niepokój, w jego sercu zagościła dziwna pewność. Musiał przejść przez tę bramę.

Zbliżył się do niej, a metaliczna powierzchnia zaczęła wibrować w odpowiedzi na jego obecność. Medalik w jego dłoni zaczął rozbłyskiwać, jakby dostrzegał coś, co nie istniało dla jego oczu, ale było obecne w tym świecie. Kiedy w końcu dotknął bramy, nie poczuł chłodnej powierzchni, której się spodziewał. Zamiast tego poczuł ciepło, pulsującą energię, która zaczęła przejmować kontrolę nad jego ciałem. Czuł, jak wibrująca moc przenika do jego wnętrza, wypełniając go dziwnym uczuciem, które było jednocześnie przyjemne i przerażające.

Nagle brama zaczęła się otwierać. Nie była to zwykła otchłań, przez którą mógłby przejść. To była brama, która wydzielała całą przestrzeń na nowo, jakby dostosowywała świat wokół niego do nowej rzeczywistości. Janek zobaczył, jak za bramą zaczynają pojawiać się nieznane mu krajobrazy — wznoszące się wieże z opalizującego kamienia, niebo w odcieniach fioletu i różu, pełne tajemniczych, unoszących się w powietrzu symboli. Ale to, co uderzyło go najbardziej, to była obecność innych istot. Były to postacie, które nie przypominały żadnego człowieka, którego znał, ale ich spojrzenia były pełne mocy i wiedzy. Czuł się jakby wkraczał w ich świat, nie przygotowany na to, co miało nadejść.

Zanim zdążył zrozumieć, co się dzieje, jedna z tych postaci uniosła rękę, a w powietrzu rozbłysła intensywna energia. Janek poczuł, jak jego ciało zostaje otoczone przez niewidzialną siłę, jakby wszystko wokół niego zostało skondensowane w jednej, potężnej chwili.

— Przebudzenie… — usłyszał w umyśle ten głos, teraz silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Jego umysł był pełen pytań, ale nie miał czasu na odpowiedzi. W tej samej chwili przestrzeń wokół niego zawirowała. Poczucie kontroli nad sobą i swoim ciałem wyślizgnęło się z jego rąk, a on poczuł, jakby był częścią czegoś większego. W tej nieskończonej rzeczywistości, gdzie nic nie miało granic, wszystko, co znał, zniknęło.

Janek wiedział, że to dopiero początek — początek czegoś, czego nie był w stanie pojąć.

Janek poczuł, jak przestrzeń wokół niego zaczyna się zmieniać. Brama, przez którą przeszedł, wydawała się teraz zaledwie cieniem, przeszłością, którą zostawił za sobą. Wokół niego roztaczała się przestrzeń, jakiej nigdy wcześniej nie widział. Ziemia pod jego stopami była miękka, jakby nie była zrobiona z kamienia czy ziemi, ale z czegoś, co przypominało zapomniane marzenia. Powietrze było wilgotne, pełne jakby elektrycznej energii, a niebo nie miało żadnych chmur. To było niebo, które zdawało się nie mieć końca — rozciągało się w nieskończoność, a jego barwa przypominała spadający meteor, przesuwający się po horyzoncie.

Postacie, które go otaczały, były jakby zawieszone w przestrzeni, nierealne, a jednak pełne obecności. Jedna z nich, wysoka i smukła, z twarzą zakrytą cienką, złotą maską, wyszła na krok do przodu. Jej ruchy były płynne, niemal nadprzyrodzone, jakby poruszała się zgodnie z rytmem jakiejś niewidocznej melodii.

— Witaj, Janek. — Jej głos był nisko brzmiący, pełen mocy, ale zarazem delikatny jak szept w wietrze. — Czekałeś na to.

Janek poczuł, jak ciarki przebiegają mu po plecach, ale w tym samym momencie zrozumiał, że nie ma już odwrotu. Medalion w jego dłoni wciąż pulsował, emitując fioletowe światło, które oświetlało tę dziwną krainę. Wydawało się, że energia z medalionu rezonuje z tym światem, jakby był on częścią większego planu, czegoś, co miało teraz zostać ujawnione.

— Kim jesteście? Co to za miejsce? — zapytał Janek, próbując zebrać myśli. Jego głos zabrzmiał dziwnie obco w tej przestrzeni, jakby sam dźwięk jego słów nie do końca pasował do tego miejsca.

Wysoka postać uniosła rękę, a powietrze wokół niej zaczęło lśnić jak powierzchnia wody. W chwilę później obraz przed Jankiem zatarł się, a z ciemności wyłoniła się nowa wizja.

Znalazł się w miejscu, które wyglądało na zrujnowane. Starożytne miasta o wysokich wieżach, pełne zniszczonych budowli i nieznanych ruiny. Widać było, że kiedyś to miejsce tętniło życiem, ale teraz było martwe. Cienie powoli poruszały się po tych ruinach, jakby to była ich kraina, a Janek był tylko intruzem.

— To była nasza ziemia, nasza władza. — Głos dochodził znikąd, a Janek poczuł, jak serce bije mu szybciej. — Dawno temu, zanim straciliśmy wszystko. Zostały tylko fragmenty.

Wtedy zbliżyła się kolejna postać, tym razem niższa, o ostrych rysach twarzy, których wyraz był zimny jak stal. Spojrzała na Janka, a jej oczy były pełne oczekiwania, jakby analizowały każdy jego ruch.

— Ty jesteś kluczem, Janek. Ty otworzyłeś Bramę. — Jej słowa miały dziwną moc, jakby dotykały czegoś głęboko ukrytego w jego wnętrzu. — Ty jesteś tym, który przywróci nam to, co utraciliśmy.

Janek nie rozumiał. Jego myśli były zdezorientowane. Co dokładnie miał zrobić? Co oznaczał „klucz”? I dlaczego to wszystko było związane z medalionem?

Wszystko zaczynało być coraz bardziej chaotyczne. Obrazy przeszłości zlewały się z teraźniejszością. Słowa, które wypowiadali, wydawały się być tylko częścią większego planu, który Janek miał dopiero odkryć. Czuł, jakby zostało mu przeznaczone coś, czego nie potrafił pojąć.

— Nie mamy czasu. — Postać z maską rzekła, a jej głos zabrzmiał jak rozkaz. — Musisz podjąć decyzję, Janek. To, co zrobisz teraz, zdecyduje o przyszłości wszystkich.

Janek poczuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna drżeć, a jego wnętrze napełnia się nieznaną siłą. Czuł, jak jego ciało zaczyna reagować na tę moc — nie było to jedynie fizyczne uczucie, ale coś, co przenikało do samej duszy. Jakby cały jego byt wchodził w rezonans z tym, co było przed nim.

Co miał zrobić? To pytanie przerażało go, ale wiedział, że odpowiedź znajdzie tylko wtedy, gdy zdecyduje się ruszyć naprzód. Czuł, że w tym momencie wszystko zależy od niego, że to jego decyzje będą miały konsekwencje. Czuł, że nie ma już odwrotu.

Wziął głęboki oddech.

Janek poczuł, jak ciężar tej decyzji ciąży na jego ramionach. W każdej komnacie, którą przeszedł, w każdej chwili, która prowadziła go aż do tego momentu, czuł, że to nie była tylko przypadkowa wędrówka. Wszystko było częścią czegoś większego, a teraz, w tej chwili, miał podjąć decyzję, która zadecyduje o losie nie tylko jego, ale także tej tajemniczej, zapomnianej cywilizacji.

Postać z maską wciąż patrzyła na niego, a jej obecność była teraz wręcz przytłaczająca. Czuł się, jakby cała przestrzeń wokół niego zmieniała się pod wpływem tego, co miało się wydarzyć. Było coś w jej spojrzeniu, w tej niezmierzonej sile, która emanowała z tych postaci. Czuł, że nie ma już czasu na wahanie.

— Masz wybór, Janek. — Głos znowu dochodził do niego, tym razem głębszy, jakby pochodzący z samego wnętrza tej krainy. — Jeśli wybierzesz, by użyć mocy medalionu, przywrócisz naszą cywilizację. Ale pamiętaj, każda decyzja pociąga za sobą konsekwencje. Musisz wiedzieć, że nie tylko my będziemy zależni od twojego wyboru, ale także… ty sam.

Serce Janka zabiło mocniej. „Ty sam.” To zdanie brzmiało jak ostrzeżenie, jak coś, czego nie chciał usłyszeć. Po tym, co przeszedł, po wszystkim, co odkrył, wiedział, że nie ma już odwrotu. Czuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna pulsować coraz mocniej, jakby jego energia była gotowa, by zalać wszystko wokół. Wiedział, że musi podjąć tę decyzję. W tej chwili nie było miejsca na strach.

Krocząc do przodu, wyciągnął dłoń w stronę symbolu, który pojawił się w jego wizjach. Jakby odpowiedź była tam, na końcu jego ręki. Gdy dotknął powierzchni, wszystko zaczęło drżeć. Ziemia pod jego stopami zadrżała, a powietrze wypełniło się błyskawiczną energią. Na chwilę ogarnęła go ciemność. W jej wnętrzu rozległ się głośny dźwięk, jakby coś wielkiego się budziło. Jakby cała przestrzeń, którą znał, miała się zapaść w siebie.

I wtedy, jakby w odpowiedzi na jego wybór, pojawiła się wizja. Wizja nieznanego świata, którego Janek nie rozumiał, ale wiedział, że to miejsce, które mógłby uratować lub zniszczyć. W jego umyśle wciąż brzmiały słowa tych postaci, które go otaczały:

— To, co zrobisz, przywróci porządek… albo zniszczy równowagę.

Po chwili ciemność zniknęła, a przestrzeń wokół niego zaczęła się formować na nowo. Widział je — te same postacie, ale w innej formie. Ich ciała były teraz otoczone wibrującą energią, a ich twarze wyrażały coś, co przypominało mieszankę ulgi i oczekiwania. Byli gotowi, by przywrócić to, co stracili. Janek poczuł się, jakby był mostem pomiędzy dwoma światami — światem, który mógłby odbudować, i tym, który miałby zniknąć.

— Czas nadszedł, Janek. — Głos z maską rzekł spokojnie. — Otwórz Bramy. Wybierz.

Czuł teraz, jak medalion w jego dłoni jest żywą częścią jego ciała. Pulsował w rytm jego serca. Czuł, jak siła tego przedmiotu przesiąka przez niego, przez jego myśli, przez każdą cząstkę jego istnienia.

Wziął głęboki oddech. Wiedział, że każda decyzja wiązała się z nieodwracalnymi konsekwencjami. Ale nie miał już wątpliwości. Był gotów podjąć ten wybór. Poczucie odpowiedzialności zalało go w całości.

I wtedy wyciągnął dłoń w stronę otwartych Bram. W słabym świetle medalionu zaczęły się tworzyć nieznane znaki, runy, które zaczęły świecić na powierzchni kamienia, wokół niego i w powietrzu. Nagle z miejsca, w którym stał, zaczęła rozchodzić się potężna energia. Z jego ust wyrwały się słowa, które nie brzmiały jak jego własne.

— אור החזרת השלום. (Światło, które przywraca pokój.)

Świat wokół niego rozbłysnął. Wszystko zawirowało, a postacie zbliżyły się do niego, otaczając go z każdej strony. Gdy energia osiągnęła swój punkt kulminacyjny, poczuł, jak przestrzeń pęka, jak wszystko wokoło zaczyna się zmieniać.

I wtedy, w tej nieskończonej chwili, zrozumiał: nie był już tylko Janek. Stał się częścią czegoś większego — czymś, co miało teraz moc zmieniać przyszłość.

Ostateczna decyzja zapadła.

Jankowi wydawało się, że wszystko wokoło zniknęło. Przestrzeń wokół niego stała się nieuchwytna, niczym cień w tunelu, gdzie wszystko zaczęło zlewać się w jeden nieokreślony obraz. Dźwięki, światło, powietrze — wszystko zdawało się być jednym wielkim chaosm, a jednak w tym wszystkim Janek czuł dziwną, niewytłumaczalną ciszę. To było jak zawieszenie w czasie, w którym niemożliwe stało się rozróżnienie, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie.

Czuł pulsującą moc w medalionie, który wciąż trzymał w ręku. Po kilku sekundach, które wydawały się trwać wieczność, przestrzeń wreszcie zaczęła się stabilizować. Światło wokół niego stawało się coraz jaśniejsze, aż w końcu zmaterializowało się w postaci ścian, kamieni i ziemi, które otaczały go z każdej strony. Kiedy Janek spojrzał w górę, ujrzał niebo — wciąż niezwykle jasne, jakby wszystko wokół promieniowało nieznaną energią.

Z jego pleców nagle wyłoniły się figury, które na chwilę zawisły w powietrzu. Postacie, które do tej pory obserwowały go z oddali, teraz były blisko. Ich twarze, choć skryte za maskami, wyrażały coś, czego Janek nie potrafił zrozumieć — nie strach, nie gniew, ale… nadzieję. Nadzieję na coś, czego od dawna nie znali. To były postacie, które — jak teraz wiedział — należały do tej zapomnianej cywilizacji. A jednak teraz czuł, że już nie są tylko bytem z przeszłości. Byli częścią przyszłości, częścią tego, co miał stworzyć. To, co on, Janek, uczynił, obudziło coś w nich. I to coś miało teraz rozświetlić ciemności.

— To dopiero początek. — Głos Ziyi przerwał ciszę, ale brzmiał jak echo. Janek obrócił się, szukając jej wzrokiem.

Ziya stała obok, trzymając w ręce połamaną część kryształu. Jej ramię wciąż było opatrzone, ale widać było, że ból jej nie osłabił. Wręcz przeciwnie. W jej oczach płonęła ta sama determinacja, która kierowała jej działaniami w najmroczniejszych chwilach. — To, co zrobiliśmy, to coś więcej niż tylko walka z cieniami. Zaczęliśmy coś, co nie może zostać zatrzymane.

Janek spojrzał na medalion. Jego powierzchnia zaczęła lśnić jeszcze intensywniej, jakby reagowała na słowa Ziyi. Zatrzymał się, aby poczuć, co dzieje się w jego wnętrzu. To była ta siła, którą musiał teraz zrozumieć. Jego dłonie drżały, nie od strachu, ale od czegoś silniejszego — od nieznanej odpowiedzialności, którą teraz nosił. Zrozumiał, że nie tylko odzyskał fragmenty zaginionego świata tej cywilizacji, ale także… stał się częścią czegoś o wiele większego, niebezpiecznego.

— Cienie… — zaczął, czując, jak jego głos drży. — To one, prawda? To one nas ścigały, to one są częścią tej mocy.

Ziya skinęła głową, a jej twarz była blada, jakby przemieniona przez te wydarzenia. — Tak. Cienie to coś, co zostało tu zostawione, by chronić nasze dziedzictwo… Ale nie miały nas powstrzymać. Ich celem było zniszczenie tego, co dawno temu zostało zapomniane. My… my mamy klucz do tego wszystkiego.

Janek patrzył na posąg, który stał w głębi tej komnaty. Jego kształt stał się bardziej wyrazisty, a w jego rękach pojawił się drugi medalion — ten sam, który wciąż trzymał w dłoni. Zrozumiał, że wszystkie te elementy miały się połączyć. To, co trzymał w ręku, to była część większego mechanizmu, który miał przywrócić równowagę, ale także zniszczyć, jeśli zostanie użyty nieodpowiednio. Czuł to w swojej duszy, jakby jego wybór nie tylko wpływał na niego, ale także na przyszłość wszystkich istot związanych z tą zapomnianą cywilizacją.

Nagłe poczucie mocy, która wiązała się z tym medalionem, przepełniło go po raz kolejny. Jego ręka zaczęła lśnić, a ściany wokół niego zaczęły drgać. Nie był pewny, czy to tylko efekt jego myśli, czy rzeczywiście coś w tym świecie zaczyna się zmieniać, ale poczuł, że musi podjąć decyzję. Musi użyć tej mocy i zapobiec temu, by ciemność, która ich otaczała, zalała całą rzeczywistość.

Ziya spojrzała na niego poważnie, ale w jej oczach nie było lęku. Zamiast tego pojawiła się dziwna pewność. — Janek, jeśli tego nie zatrzymamy teraz, wszystko, co zrobiliśmy, pójdzie na marne. Ta moc… może nas zniszczyć, ale może też ocalić. Musisz wiedzieć, co chcesz z nią zrobić.

Janek skinął głową. Wiedział, że teraz, w tej chwili, nie ma już odwrotu. Medaliion w jego dłoni zaczynał wibrować z nieznaną energią. I to był moment, w którym czuł, że jego decyzja nie będzie już tylko jego własnym wyborem — to, co zrobi, może wpłynąć na przyszłość całej tej cywilizacji.

Z wyciągniętą ręką, Janek patrzył w ciemność, która zaczynała przesuwać się w ich stronę, pełna złośliwej energii. Ziemia zadrżała, a on poczuł, jak zaczyna się coś zmieniać. To, co miało nadejść, było nieuniknione.

W końcu, po chwili milczenia, Janek wyszeptał:

— השלם את הגורל שלנו. (Wypełnij nasz los.)

I wtedy, medalion w jego dłoni wybuchł jasnym światłem, wypełniając przestrzeń wokół.

:

— Światło, które obudziłeś, jest niepełne. W jego mocy jest siła do ocalenia, ale i do zniszczenia. Możesz usunąć ciemność, ale… — postać milczała przez chwilę, jakby wahała się, co powiedzieć. — Jeśli to zrobisz, musisz być gotowy na ofiarę.

Janek poczuł, jak jego ręce zaczynają drżeć. Ofiara? Co to miało oznaczać? Wiedział, że nie ma już odwrotu, ale w tym momencie nie potrafił zrozumieć, co oznacza ta „ofiarna moc”. Czuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna pulsować intensywniej, jakby odpowiadał na zagadkę tej postaci.

Ziya podeszła bliżej. Jej twarz była poważna, ale pełna determinacji. — Janek, musisz podjąć tę decyzję. Zrób to teraz.

Wszystko zdawało się zmieniać wokół niego. Z ciemności, która była obecna od początku, zaczęły wyłaniać się kształty — postacie w cieniu, podobne do tych, które Janek wcześniej widział w wizjach. Ich ciała zdawały się być zdeformowane, zniekształcone bólem i gniewem. Przyglądały się mu z pustymi oczodołami, ale teraz Janek wiedział, że to nie byli tylko wrogowie. To była część równowagi, część całej tej zapomnianej cywilizacji.

— Nie będziesz sam w tej walce, Janek. — Ziya złapała go za ramię. — Razem zrobimy to, co musimy.

Gdy wyciągnęła rękę w stronę medalionu, coś się zmieniło. W powietrzu zawisła energia, jakby cała przestrzeń była napięta do granic możliwości. Przed nimi zaczęły się formować wrota, ciemne, pulsujące z tajemniczą siłą. Każdy ich ruch zdawał się przyspieszać rytm tych drzwi, jakby coś miało przejść przez nie.

Janek spojrzał w stronę Ziyi, czując ogromną odpowiedzialność, ale także… zrozumienie. Wiedział, że ta chwila była ich wspólną chwilą, że tylko razem mogą podjąć tę ostateczną decyzję. Cały czas trzymał medalion w dłoni, a jego moc zdawała się przepływać przez niego, czując, jak cała przestrzeń wokół niego staje się coraz bardziej nierealna.

— Musimy to zrobić, Janek. Zatrzymać ciemność. Zakończyć to raz na zawsze. — Ziya była pewna, ale Janek czuł, że to nie było takie proste. W tej decyzji było coś, czego nie potrafił w pełni pojąć.

Medalion zaczął świecić coraz mocniej, a wrota zaczęły się otwierać. Z ciemności wyłaniały się potężne cienie, gotowe do walki. Janek wiedział, że nadszedł czas. Nadszedł czas, by zaryzykować wszystko i zakończyć to, co zostało obudzone.

Wtedy, czując potęgę i przerażenie, Janek wyszeptał słowa, które znowu zabrzmiały w jego umyśle:

— הכוח שלנו לא ייכנע. (Nasza moc nie ustąpi.)

I wtedy wszystko wybuchło.

Eksplozja światła z medalionu rozświetliła całą komnatę, a echo potężnego dźwięku odbiło się od kamiennych ścian. Cienie, które dotychczas krążyły w mroku, zaczęły wirować w powietrzu, jakby w panice przed rosnącą mocą, którą Janek i Ziya wyzwolili. To była chwila, kiedy siły starożytne i niepojęte zaczęły się spotykać w jednym punkcie, zderzając przeszłość z przyszłością, zapomniane legendy z rzeczywistością.

Medalion, trzymany w ręce Janka, emitował teraz tak intensywne światło, że zdawało się, iż cała przestrzeń zaczyna się kurczyć. Gdy Janek spojrzał na Ziyę, jej twarz była skupiona, a jej dłoń, wyciągnięta w stronę niego, wciąż trzymała odłamki kryształu, które zaczęły błyszczeć podobnym, ale mniej intensywnym blaskiem. Czuł, jak ich moc zaczyna się jednoczyć. Ta jedność była kluczem.

Niechcący spojrzał z powrotem na postać stojącą w cieniu, która wciąż patrzyła na niego z wymownym spojrzeniem. Jej twarz, teraz widoczna w pełni, była pełna oczekiwania, a w oczach kryła się prawda, która dopiero miała ujrzeć światło.

— Jestem z wami, Janek. — Usłyszał w swoim umyśle głos tej postaci. Brzmiał spokojnie, niemal z ulgą. — Ale pamiętaj… to, co robisz, nie tylko uwolni ciemność, ale także ją przywróci. Bez równowagi nie ma pokoju.

Janek poczuł, jak napięcie w powietrzu wzrasta, a każda cząstka jego ciała drży. To nie była tylko walka o przetrwanie — to była walka o przywrócenie harmonii, o zrozumienie, dlaczego ta starożytna cywilizacja, która zginęła, pozostawiła po sobie tak potężny artefakt. Czy ich misja miała doprowadzić do ocalenia świata, czy też może pogłębić chaos, który wciąż tkwił w tej zapomnianej mocy?

Cienie zaczęły się zbliżać, ale ich ruchy były bardziej powolne, jakby miały świadomość, że napotkały coś silniejszego. Janek poczuł w sobie energię, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył. To była siła samego medalionu, ale także coś, co pochodziło od niego samego, jego woli i decyzji.

— Zrób to teraz, Janek! — Ziya krzyknęła, wstrzymując powietrze w piersiach. — Czas się kończy!

Bez namysłu, Janek wyciągnął dłoń w stronę wyłaniających się z cieni postaci. W tym samym momencie światło z medalionu rozbłysło na nowo, a cienie zaczęły drgać, jakby miały się rozpaść. W powietrzu wibrowała energia, jakby cała przestrzeń miała zatonąć w tej niewidzialnej fali. A potem nadszedł moment, kiedy Janek, czując ciężar tej decyzji, wypowiedział słowa, których nie rozumiał do końca, ale które już były częścią jego losu:

— נזכור אתכם. (Pamiętamy was.)

Te słowa były kluczem. Kluczem, który zjednoczył moc medalionu z magią przeszłości. W chwili, gdy je wypowiedział, niebo nad nimi zadrżało. Postacie z cieni zaczęły znikać, a wokół Janka i Ziyi zaczęła rozchodzić się świetlista fala, która jak wir spijała z otoczenia wszystkie ciemne energie. Korytarz wypełnił się odgłosami wibracji, które brzmiały jak echo dawnych dni, jakby cała historia tej zapomnianej cywilizacji zaczynała na nowo żyć w ich duszach.

Gdy światło z medalionu zaczęło zanikać, a ciemność ustępować, Janek poczuł, jak jego ciało wraca do rzeczywistości. Otworzył oczy, patrząc na Ziyę. Obok nich stał posąg, który zdawał się powoli kruszyć, jakby ta starożytna energia, która tkwiła w nim przez wieki, teraz zniknęła, nie miała już mocy, by trwać.

— Zrobiliśmy to… — Ziya powiedziała cicho, ale w jej głosie była siła. — Zatrzymaliśmy to.

Janek poczuł, jak odpada z niego nieznane napięcie, które trzymało go w garści przez tak długi czas. Byli wolni, przynajmniej na chwilę, ale w jego sercu wciąż tliła się niepewność. Czy to naprawdę koniec? Czy coś, co zostało uwolnione, nie wróci, by ich zniszczyć? Nie mógł tego wiedzieć. Wiedział jednak, że teraz czekało ich inne wyzwanie. Zrozumiał, że ten medalion nie był tylko przedmiotem mocy — był mostem, który łączył przeszłość z przyszłością, z wielką odpowiedzialnością.

— To nie koniec, Janek. — Ziya spojrzała na niego z determinacją. — Ale jesteśmy gotowi. Razem.

I w tej chwili, wiedział, że czeka ich jeszcze długa droga, pełna nieznanych wyzwań, ale teraz mieli szansę, by na nowo kształtować przyszłość.

Janek poczuł, jak powoli wraca do rzeczywistości. Światło z medalionu już nie tliło się tak intensywnie, a wokół zapadła cisza, której nie było przez cały czas ich podróży. Wydawało się, że wszystko wokół zamarło, jakby czas się zatrzymał. Tylko echo ich oddechów wypełniało pustkę komnaty, a ich ciała wciąż były oszołomione siłą, którą poczuli chwilę wcześniej.

Ziya patrzyła na Janka, a jej oczy były pełne wątpliwości, jakby coś ją dręczyło. Janek również czuł niepokój, bo chociaż pokonali ciemność, ta tajemnicza moc, która była z nimi przez całą podróż, wciąż wisiała w powietrzu.

— Co teraz? — zapytał Janek, wciąż próbując uporządkować myśli.

Ziya podeszła do niego, a jej ręka spoczęła na jego ramieniu. — Musimy dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się z tą cywilizacją. Co sprawiło, że zostały zbudowane te wrota i dlaczego to wszystko jest związane z medalionem.

Janek spojrzał na posąg, który teraz stał w cichym, niemal majestatycznym spokoju, jakby na chwilę zapomniano o jego obecności. Na jego dłoniach wciąż tlił się odłamek kryształu, a jego energia nie była już tak intensywna, ale wciąż miała w sobie coś niepokojącego. Był to fragment tej samej mocy, która łączyła ich z medalionem, a teraz stawał się częścią ich wspólnej podróży.

Ziya uniosła kawałek kryształu w stronę Janka. — To część odpowiedzi. To nie jest tylko zwykły kamień.

Janek przyjrzał się uważniej, a kryształ zaczął lekko pulsować, emitując cichą wibrację. Było w tym coś dziwnie znajomego. Czuł, że to, co trzyma w dłoni, może być kluczem do rozwiązania tej zagadki. W tym momencie medalion na jego szyi zadrżał, jakby rozpoznał nową obecność.

— Musimy wrócić. — powiedziała Ziya, przerywając ciszę. — Musimy dowiedzieć się, co jeszcze kryje się w tym świecie. Jeśli nie rozwiążemy tej zagadki, nie będziemy w stanie uciec przed tym, co się za nią kryje.

Kuba, który od pewnego czasu milczał, w końcu podszedł do nich. Jego twarz była poważna, a w oczach widać było zmęczenie, ale i determinację. — Zgadzam się. Widziałem to w wizjach, które przelatywały przez moją głowę. Coś jeszcze jest w tej komnacie, coś, co pozwala na kontrolowanie tej mocy.

Wspólnie spojrzeli na posąg. Janek czuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna wibrować. To było jak zaproszenie, jakby komnata sama wołała ich, aby odkryli jej tajemnice. Ciemne zakamarki ścian kryły symbole, które teraz stawały się bardziej wyraźne. Były to zapomniane znaki, które wskazywały na pradawną wiedzę. Wiedzę o mocy, która miała swoje źródło w tej samej cywilizacji, którą próbowali zrozumieć.

W tej chwili Janek zrozumiał. To nie była tylko walka z ciemnością. To było coś głębszego, coś, co miało wpływ na całą rzeczywistość. Medalion i kryształ były tylko fragmentami większej układanki. Dla Janka było jasne, że musieli teraz rozwiązać zagadkę, by uniknąć katastrofy.

— Przygotujmy się. — Janek powiedział spokojnie, ale z pełną świadomością tego, co ich czeka. — Ale zanim to zrobimy, musimy zrozumieć, co kryje się w tym kręgu.

Ziya skinęła głową. Zaczęli badać komnatę, szukając wskazówek, które mogłyby ich naprowadzić na właściwy trop. Każdy symbol na ścianach wydawał się opowiadać jakąś historię. Historia upadłej cywilizacji, która kiedyś rządziła tymi ziemiami i opanowała moc, jakiej nie potrafili pojąć ani oni, ani ich przodkowie.

Po chwili Ziya znalazła coś, co wyglądało jak tajemniczy mechanizm w ścianie. Wzór runiczny na nim zdawał się wskazywać na jakieś słowa, które były niewidoczne gołym okiem. Janek poczuł, jak serce bije szybciej. To było to. Zrozumiał, że mechanizm jest częścią tego, co ich łączyło z dawną mocą.

— To tu. — Janek wyciągnął rękę, dotykając symboli. — To musi być część rozwiązania.

W tej chwili mechanizm zadrżał, a cała komnata zaczęła się powoli zmieniać. Podłoga drżała, a ściany zaczęły się przesuwać. Wokół nich wyłoniły się drzwi — duże, pokryte jeszcze bardziej skomplikowanymi runami. Były zamknięte, ale wyglądały jakby wzywały ich, by je otworzyli.

Ziya spojrzała na Janka z niepokojem. — Co teraz?

Janek nie odpowiedział od razu. Poczuł, jak moc medalionu staje się jeszcze silniejsza, jakby sam przedmiot wybierał ich drogę.

— To jest nasza droga, Ziya. I nie mamy wyboru. Musimy przejść dalej.

I z tymi słowami, Janek otworzył drzwi.

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem, a powietrze za nimi wypełniło się duszącym, niemal złowrogim zapachem stęchlizny i wilgoci. Komnata, do której prowadziły, była ogromna, jej ściany pokryte starożytnymi inskrypcjami, które wciąż emanowały dziwną, niemal niewidoczną mocą. Janek poczuł, jak medalion w jego dłoni zadrżał, reagując na otaczającą ich atmosferę. Ziya, stojąc obok, również poczuła narastające napięcie.

— Co to za miejsce? — zapytała Ziya, rozglądając się uważnie, jakby próbując znaleźć odpowiedzi w tych enigmatycznych znakach.

Kuba, który nie mówił nic od dłuższej chwili, podszedł bliżej ściany, dotykając symboli, które zaczynały powoli świecić w odpowiedzi na dotyk.

— To wygląda jak starożytna sala rytualna… — stwierdził, wciąż rozglądając się z niepokojem. — Chyba nigdy nie widziałem czegoś podobnego w żadnej z książek.

Janek zbliżył się do posągu stojącego w centrum pomieszczenia. Był większy niż wszystkie, które widzieli dotychczas. Wyglądał na stworzonego z jakiegoś innego, nieznanego materiału. Jego oczy były puste, jakby chciały coś powiedzieć, ale nie potrafiły. W jednej z rąk trzymał medalion, który wyraźnie przypominał ten, który Janek nosił. Jego serce zabiło mocniej, a medalion w jego dłoni rozbłysnął intensywnym światłem.

— To… to chyba jest ten sam medalion. — szepnął, nie odrywając wzroku od posągu.

W tej chwili cała komnata wypełniła się potężnym dźwiękiem, jakby sama przestrzeń zaczęła wibrować. Ziya i Kuba odskoczyli w tył, a Janek poczuł, jak coś ciężkiego zaczyna naciskać na jego klatkę piersiową. Ściany zaczęły się przesuwać, a z podłogi wyłoniły się linie, które zaczęły świecić w rytm pulsującego światła medalionu.

— To nie jest zwykły posąg, Janek! — krzyknął Kuba, spoglądając na niego z przerażeniem. — Musisz coś zrobić! To jakieś pradawne przejście, a ty jesteś jego strażnikiem!

Janek nie wiedział, co dokładnie miał zrobić, ale instynktownie wyciągnął rękę w stronę posągu, trzymając medalion w drugiej dłoni. Kiedy dotknął powierzchni posągu, poczuł, jak energia zaczyna przepływać między nimi, jakby posąg i medalion były jednym i tym samym przedmiotem, jednym ciałem.

W tym momencie cała komnata zaczęła rozbłyskiwać w jaskrawej, złotej poświacie. Insrykpcje na ścianach zaczęły się układać w słowa, które Janek mógł teraz zrozumieć. Głos, który wcześniej słyszał w swojej głowie, teraz mówił wyraźnie:

— Jesteś wybrańcem. Przejmujesz odpowiedzialność. Otwórz drzwi, przejdź przez nie, i odwróć to, co zostało zapoczątkowane.

Janek poczuł, jak ciepło medalionu przenika przez jego ciało, jakby wypełniał go nową siłą, którą musiał zrozumieć i opanować. Z jego ust wydobyły się słowa, które wciąż były dla niego obce, ale które teraz brzmiały znajomo i naturalnie:

— הַסִּיּוּם יָבוֹא וְהַתָּחִיל יָשׁוּב. (Koniec nadejdzie, a początek wróci.)

Światło z medalionu eksplodowało, a ziemia pod nimi zadrżała. Janek poczuł, jak coś się zmienia, jakby otworzyła się nowa rzeczywistość. W tej samej chwili drzwi w ścianie, które dotąd były zamknięte, zaczęły powoli się otwierać, prowadząc do kolejnego pomieszczenia. Za nimi rozciągała się ciemna przestrzeń, ale w jej głębi pojawił się blask, który Janek rozpoznał jako nieznane, ale jednocześnie znajome źródło mocy.

Ziya spojrzała na niego, jej oczy pełne były lęku, ale także nadziei. — Janek, to… to przejście?

Janek nie odpowiedział. Spojrzał tylko na medalion, który wciąż świecił w jego dłoni, czując, jak jego moc zaczyna stawać się częścią niego, jakby to on stał się jego strażnikiem.

— To nie koniec. — powiedział cicho, patrząc na swoich przyjaciół. — To dopiero początek.

Ziya skinęła głową, a Kuba stanął obok nich. Chociaż wszyscy czuli się zmęczeni i oszołomieni, wiedzieli, że to, co czeka ich za tymi drzwiami, będzie miało jeszcze większe konsekwencje. Janek nie wiedział, co znajdą, ale jedno było pewne — musieli stawić czoła temu, co czeka na końcu tej drogi, by rozwiązać tajemnicę medalionu, jego mocy i zapomnianej cywilizacji, która go stworzyła.

Zgromadzili się przy drzwiach. Janek poczuł, jak powietrze staje się coraz gęstsze, a siła, która wypełniała komnatę, zaczęła napierać na ich umysły. Wszyscy wiedzieli, że wchodząc przez te drzwi, już nie będą tacy sami. To, co miało ich czekać, przekroczyło granice wszystkiego, co dotychczas znali. Ale byli gotowi.

Z krokami pełnymi determinacji przekroczyli próg.

Za drzwiami znajdowała się wielka sala, zupełnie inna od tych, które do tej pory widzieli. Powietrze było tu zimniejsze, a ściany — pokryte mistycznymi symbolami — zaczynały lśnić w odcieniach purpury i srebra, jakby odbijały blask nieznanego źródła światła. Ściany były gładkie, jakby wykute w jednym kawałku kamienia, a w samym środku sali stała ogromna, kamienna figura, przypominająca gigantycznego smoka. Smocze łuski były pokryte tajemniczymi runami, a oczy posągu świeciły na czerwono, jakby żyły własnym życiem.

Janek poczuł dreszcz przechodzący po plecach. Czuł, że to miejsce nie jest zwykłym pomieszczeniem. To była świątynia. Świątynia, której istnienie zostało zapomniane przez wieki. Ale teraz, kiedy patrzył na ten posąg, czuł, jakby cała moc, którą odkryli, była związana z tym miejscem.

— To… to jest coś innego. — Ziya szeptała, wciąż patrząc na posąg. — To miejsce nie jest zwykłe. Ma w sobie jakąś siłę.

Janek powoli podszedł do posągu. Medalion w jego dłoni wciąż świecił, ale teraz promieniował jeszcze silniej, jakby reagując na to, co znajdowało się w tym pomieszczeniu. Kiedy stanął tuż przed smoczym posągiem, coś się zmieniło. Ziemia zadrżała, a posąg nagle zaczął się poruszać. Jego oczy zaświeciły się jaśniej, a usta zaczęły się otwierać, wypuszczając z siebie cichą, wibrującą falę powietrza.

Janek poczuł, jak energia z medalionu przepływała przez niego, łącząc się z tą, która emanowała z posągu. To była ta sama moc. Moc, która ożywiała to miejsce. W tej samej chwili zaczęły się dziać rzeczy, których Janek nie potrafił opisać słowami. Na ścianach zaczęły pojawiać się ruchome obrazy, jakby przedstawiały fragmenty historii tej zapomnianej cywilizacji. Ukazywały upadek, ich połączenie z magią, która została zaklęta w medalionie.

— Oni… oni używali tej mocy, aby kontrolować rzeczywistość. — Kuba powiedział cicho, patrząc na zmieniające się obrazy. — To nie była tylko magia. To była nauka, która łączyła ich z całą przestrzenią i czasem.

Ziya podeszła bliżej, a jej wzrok padł na jeden z obrazów. Ukazywał grupę ludzi, którzy stali wokół ogromnego kryształu, a ich dłonie były wyciągnięte ku niemu. Widzieli, jak ich ciała powoli znikają, jakby przechodzili do innego wymiaru.

— Oni… zniknęli. — powiedziała Ziya, wskazując na obraz. — Zostali wciągnięci w ten kryształ. To… nie jest tylko artefakt. To może być brama.

Janek poczuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej. To, o czym mówiła Ziya, miało sens. Kryształ, który widzieli wcześniej, musiał być kluczem. A posąg smoka, który stał przed nimi, był strażnikiem tej tajemnicy. Wszystko zaczynało się układać w całość.

Ziya spojrzała na Janka z powagą w oczach. — Musimy to zrobić. Musimy otworzyć bramę. Tylko wtedy dowiemy się, co stało się z tą cywilizacją i co tak naprawdę się wydarzyło.

Janek skinął głową. Czuł, że nie mają wyboru. Medialon w jego ręku zaczynał drżeć z niepokojem, jakby czuł to samo. Zbliżył się do smoczego posągu, a jego ręka powoli uniosła się w kierunku kryształu, który znajdował się w sercu figury. Kiedy jego palce dotknęły powierzchni, znowu poczuł tę moc, tę nieziemską siłę, która przepływała przez jego ciało, łącząc go z tym zapomnianym światem.

Nagły wybuch światła ogarnął całą komnatę. Wzrok Janka zrobił się zamglony, a cała przestrzeń przed nim zaczęła falować, jakby rzeczywistość sama się rozpadała. W tej chwili obraz zmienił się. Nie widział już tylko smoka ani posągu. Zamiast tego pojawiły się tajemnicze ruiny, które rozciągały się na horyzoncie. A w ich centrum stała ogromna brama, przez którą wpadało niezwykle intensywne światło.

Janek poczuł, jak zostaje wciągnięty. Jego ciało zniknęło w świetle, a z nim Ziya i Kuba. W okamgnieniu przenieśli się w inne miejsce. Zamiast chłodnej, kamiennej sali, teraz stali na ciepłej, otwartej przestrzeni, a wokół nich rozciągały się tajemnicze ruiny. Coś w powietrzu było inne. Byli w innym świecie, w innej rzeczywistości.

— Gdzie… gdzie jesteśmy? — Ziya zapytała, patrząc na ruiny z zdumieniem.

Janek poczuł, jak serce bije mocniej. Stojąc na tej obcej ziemi, zdał sobie sprawę, że właśnie wkroczyli do miejsca, które było kluczem do wszystkiego. To, co odkryli, nie było tylko tajemnicą starożytnej cywilizacji. To było coś, co mogło zmienić bieg historii.

— To nie jest koniec. — szepnął Janek. — To dopiero początek.

Przestrzeń wokół nich była cicha, zaledwie szum wiatru przeszywał niebo, które zdawało się nie mieć granic. Ruiny, w których się znaleźli, były dziwnie piękne, ale i przerażające. Monumentalne struktury, pozbawione czasu, stały nieruchomo, ale Janek miał wrażenie, że coś w tej przestrzeni nie jest stałe. Powietrze było gęste, pełne echa, które zdawały się odpowiadać na każde ich słowo, jakby były częścią zapomnianej opowieści, którą ktoś zapisał dawno temu.

— To naprawdę inny świat. — Ziya spojrzała w górę, gdzie powoli przesuwały się chmury, dziwnie lśniące w świetle, które wydobywało się zza horyzontu. — Coś tu nie pasuje.

Janek czuł to samo. Jego umysł z trudem przetwarzał wszystko, co się działo. Z jednej strony, wiedział, że znaleźli się w miejscu, które było zarówno wytworem pradawnej cywilizacji, jak i czymś, co wykraczało poza to, co znał. Wokół nich nie było żadnych znaków życia. Ziemia pod stopami była twarda, jakby zmumifikowana przez wieki, a zrujnowane świątynie wyglądały na pozbawione życia od czasów, które miały miejsce przed ich narodzinami.

— Musimy iść dalej. — Kuba, który dotąd milczał, w końcu przełamał ciszę. Jego wzrok był pełen determinacji. — Nie wiemy, co tutaj może się wydarzyć, ale musimy znaleźć odpowiedzi.

Janek skinął głową. Nie wiedział, co dokładnie miało ich czekać, ale instynktownie wiedział, że nie mają wyboru. Ich obecność w tym miejscu nie była przypadkowa. Medalion wciąż emanował ciepłem, a jego blask powoli zanikał, jakby chciał za nimi podążać. Wydawało się, że w tym świecie nie ma nic, co byłoby zupełnie martwe — wszystko miało swoją historię, swoją energię, którą Janek mógł poczuć.

Wędrowali przez ruiny przez długie godziny, przekraczając zniszczone mosty i zapomniane bramy, aż dotarli do centralnego punktu — do kolosalnej struktury, która wydawała się być sercem tego miejsca. Była to piramida, ogromna i potężna, z wyrytą na niej tajemniczą inskrypcją. Czuć było w powietrzu, że to właśnie tam musieli znaleźć odpowiedzi na swoje pytania.

Janek zbliżył się do piramidy, czując na skórze dreszcze. Nie był pewien, co go czeka, ale coś w jego wnętrzu mówiło mu, że to miejsce jest kluczem do wszystkiego.

— Wszystko zaczyna się tutaj. — powiedział, patrząc na Kubę i Ziyę.

Ziya podeszła do niego, przyglądając się dokładniej ścianom piramidy. W jej oczach pojawiła się mieszanka niepokoju i determinacji.

— Jeśli to tu, musimy być gotowi. — jej głos drżał, ale wiedziała, że nie mogą się cofnąć. To była ich droga, ich przeznaczenie.

Janek chwycił medalion i położył go na wyrytym w piramidzie symbolu. W tej samej chwili ziemia zaczęła drżeć, a wokół nich zaczęły rozbrzmiewać niskie, głębokie tony, jakby cała struktura była żywa. Z całej siły przycisnął medalion, czując, jak z niego wypływa energia, łącząc się z tym, co znajdowało się w kamiennej powierzchni. Słowa, które wcześniej wypowiedział, teraz brzmiały w powietrzu, jakby były częścią tego miejsca:

— הַגַּם הַנּוֹעַם וְהַכָּבוֹד. (Także harmonia i chwała.)

Piramida zadrżała, a przed nimi pojawił się cień, który powoli zaczynał przybierać formę. Był to cień osoby — starożytnego kapłana, który stał w środku pomieszczenia, w którym właśnie się znajdowali. Jego twarz była ukryta w cieniu, ale jego postać emanowała potężną energią.

— Witamy, strażnicy. — głos był niski, pełen mocy, jakby sam czas ustępował przed jego obecnością. — Jesteście tutaj, aby przejąć dziedzictwo i odpowiedzialność, która nie powinna nigdy zostać zapomniana.

Janek poczuł, jak jego serce przyspiesza. To było coś, czego się nie spodziewali. Stało przed nimi coś, co miało ogromną moc, coś, co wykraczało poza ich zrozumienie.

— Kim jesteś? — zapytała Ziya, chociaż jej głos zdradzał więcej strachu niż pewności.

— Jestem tym, który nie miał umrzeć. — odpowiedział kapłan. — I wy, strażnicy, jesteście tymi, którzy muszą utrzymać równowagę między światami. Nie możecie pozwolić, by moc tego miejsca trafiła w niepowołane ręce.

Janek poczuł ciężar jego słów. To, czego się dowiedzieli, wyjaśniało wiele. W tym miejscu była moc, która mogła zmieniać nie tylko czas, ale i przestrzeń. W rękach niewłaściwych osób mogła doprowadzić do zniszczenia całych światów. To była odpowiedzialność, której nie byli pewni, czy mogą udźwignąć. Ale nie mieli wyboru.

Wiedzieli, że muszą stawić czoła tej mocy, nawet jeśli nie byli gotowi na to, co ich czekało.

Wzrok Janka błądził po postaci kapłana, której ciało zdawało się być utkane z cienia, a jednocześnie emanowało niewypowiedzianą potęgą. Każdy krok, który stawiali w tej tajemniczej przestrzeni, wydawał się wstrząsać nie tylko ziemią, ale i samym czasem. To, co widzieli, było zarówno piękne, jak i przerażające. To nie była tylko historia starożytnej cywilizacji — to była opowieść, która łączyła przeszłość z przyszłością, życie z śmiercią.

— Co mamy zrobić? — zapytała Ziya, jej głos drżał, ale widać było w jej oczach determinację. — Jak mamy utrzymać równowagę?

Kapłan uniósł dłoń, a w powietrzu zaczęły pojawiać się migoczące symbole, które wznosiły się i opadały w rytm jego słów.

— Równowaga jest delikatna. Każdy ruch, każda decyzja, może zmienić nie tylko wasze życie, ale i życie wszystkich światów. Wy, którzy przyszliście, zostaliście wybrani. Ale to nie znaczy, że macie wybór. W tej chwili wszystko jest już zapisane.

Janek poczuł dziwny ucisk w piersi. „Wybrani” — te słowa brzmiały jak klątwa, jak coś, czego nie można było odwrócić. Nie byli tu przez przypadek. To nie była przygoda, którą mogli zakończyć, kiedy tylko zechcą. To była odpowiedzialność, która sięgała daleko poza granice ich zrozumienia.

— Dlaczego my? — zapytał Janek, patrząc na kapłana. — Dlaczego my, a nie ktoś inny?

Kapłan uśmiechnął się, a jego twarz zniknęła w cieniach, jakby wcale jej nie miał.

— Ponieważ wy, jak i wasze przedmioty, jesteście połączeniem dwóch światów. Medalion, który trzymasz, jest kluczem do tej bramy. I tylko wy, którzy macie w sobie jego moc, możecie zrozumieć, co się stanie, gdy ten klucz przekroczy granicę.

Janek spojrzał na medalion, który w jego dłoni nadal drżał, jakby reagując na słowa kapłana. Jego blask słabł i pulsował w rytm jego własnego oddechu, ale Janek miał wrażenie, że trzyma coś o wiele potężniejszego, niż mógł sobie wyobrazić.

— Co stanie się, jeśli otworzymy tę bramę? — zapytała Ziya, w jej głosie teraz pojawiła się odrobina niepokoju.

Kapłan spojrzał na nią z cichym smutkiem w oczach.

— Bramę otwierają ci, którzy wiedzą, że nie ma już odwrotu. Kiedy ją przekroczycie, staniecie się częścią czegoś większego, czegoś, co już nie należy do tej rzeczywistości. — jego głos stał się cichszy, jakby słowa te same w sobie miały moc, by zniszczyć. — Otworzycie drogę do czasów, które nigdy nie miały się wydarzyć. A wtedy rzeczy, które wybrały tę ścieżkę, nie będą już tylko wasze.

Ziya i Kuba wymienili spojrzenia, a Janek poczuł, jak dreszcz przebiega przez jego ciało. „Rzeczy, które wybrały tę ścieżkę…” Co to mogło oznaczać?

— Jest jeszcze coś, czego musicie się nauczyć. — Kapłan wyciągnął rękę, a z mroku zaczął wyłaniać się obraz. Był to obraz świata, jakiego jeszcze nigdy nie widzieli. Był to świat pełen chaosu, w którym niebo było czerwone, a ziemia pokryta bliznami po dawnych bitwach. Na horyzoncie majaczyły ruiny miast, które wyglądały jak z koszmaru. — Tak wygląda świat po otwarciu bramy. To, co widzicie, to jeden z możliwych końców. Ale możecie go zmienić.

Obraz zniknął równie nagle, jak się pojawił, a w powietrzu pozostała tylko cisza.

— Jak mamy zmienić to, co widzieliśmy? — zapytała Ziya, a jej głos brzmiał zaskakująco spokojnie, jakby w jej umyśle zaczęły się układać puzzle.

Kapłan opuścił rękę, a w jego oczach pojawił się błysk, który Janek uznał za coś więcej niż tylko znak. To była wiedza, której kapłan teraz dzielił się z nimi.

— Macie dwie drogi do wyboru. Pierwsza to zamknąć bramę, co pozwoli zachować ten świat w równowadze. Druga to otworzyć ją na zawsze. Wtedy świat, który znacie, zniknie, a pojawi się nowy, tworzony przez waszą wolę. Ale nie myślcie, że możecie po prostu wrócić do domu, jak gdyby nic się nie stało. W każdej z tych dróg są konsekwencje, których nie da się cofnąć.

Janek poczuł, jak ziemia pod jego stopami staje się bardziej niestabilna, a powietrze wokół nich gęstnieje. Czuł się przytłoczony, jakby przed nim stanęła decyzja, od której zależała przyszłość nie tylko ich świata, ale i wszystkich rzeczywistości.

Ziya spojrzała na niego, a jej wzrok był pełen nadziei, ale i niepokoju. Kuba milczał, jego oczy błądziły po okolicy, jakby zastanawiał się, co naprawdę dzieje się wokół nich.

— Co zrobimy? — zapytała Ziya.

Janek spojrzał na medalion, który wciąż trzymał w dłoni. Wydawał się być żywy, pulsujący własnym rytmem. Czuł, że to on musiał podjąć decyzję. To od niego zależało, który świat będzie ich światem.

Poczuł, jak energia z medalionu przepływa przez niego, łącząc go z przeszłością i przyszłością. Zdecydował się. Otworzył usta, by wypowiedzieć swoje słowa, a w tej chwili poczuł, że jest częścią czegoś większego niż jakakolwiek decyzja, którą miał podjąć.

— Otwórzmy bramę.

Światło, które wybuchło wokół nich, było tak intensywne, że Janek poczuł, jakby jego ciało zostało przeszyte energią, która zrywała wszystkie granice rzeczywistości. Zatracił poczucie czasu i przestrzeni, a wokół niego wszystko zaczęło się kręcić, jakby sam świat podlegał obcym, nieznanym prawom.

Chciał krzyczeć, ale jego gardło było suche, jakby coś w nim zamarło. Światło z medalionu wpadało w nieustanny wir, zmieniając kolor, od białego do intensywnie czerwonego, aż do nieziemskiego zielonego.

— Janku! — Ziya krzyknęła, ale jej głos był zniekształcony, jakby dochodził z ogromnej odległości. — Janku, wracaj!

Wszystko zawirowało, a nagle światło zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Ziemia pod nogami Janka stała się twarda i zimna, a on sam opadł na kolana. Poczuł, jak wciąga go ciężka cisza. Kiedy otworzył oczy, zrozumiał, że już nie stoi w tej samej przestrzeni, co przed chwilą.

Znalazł się w mrocznym, zrujnowanym miejscu, pełnym dziwacznych kształtów i przesuniętych, nierealnych proporcji. Powietrze było gęste, jakby pełne kurzu i zapachów zgnilizny. W oddali, na tle czarnego nieba, dostrzegł zamglony horyzont, na którym unosiły się gigantyczne, poruszające się cienie.

Ziya i Kuba byli obok niego, ale ich twarze wykrzywiały się od strachu. Ich oczy lśniły w ciemności, a ręce trzymały się kurczowo broni.

— Gdzie my jesteśmy? — wyszeptała Ziya, jej głos brzmiał, jakby wypowiadała zaklęcie w nieznanym języku.

Janek poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po plecach. Ich otoczenie nie przypominało żadnego znanego świata. Niezidentyfikowane ruiny wznosiły się wokół nich, a z powietrza wciąż dobiegały dziwaczne, niskie tony, jakby sam teren był wypełniony jakimś niezrozumiałym echem.

Z nagła zza jednej z ruin wyłoniła się postać. Była to zniekształcona figura, przypominająca człowieka, ale jej ciało było pokryte czymś, co przypominało skrzepłą krew, spływającą wzdłuż jej ramion i nóg. Nie miała oczu, a zamiast nich pojawiały się tylko puste, czarne dziury.

Janek poczuł, jak serce zamarło mu w piersi. To nie była istota, którą mógłby zrozumieć. Była to sama esencja strachu, coś, co nie miało kształtu, a jednocześnie było absolutnie realne.

Ziya, trzymając w dłoni kawałek rozbitego kryształu, zrobiła krok do przodu, gotowa bronić się przed nieznaną istotą. Jej ręka trzęsła się, ale wiedziała, że nie ma wyboru.

— Czym jesteście?! — krzyknęła.

Postać tylko wyciągnęła ręce w ich stronę, a powietrze wokół niej zaczęło drgać, wypełniając się wibracją, której nie dało się opisać. Jakby coś zaczynało się budzić. Zza jej pleców wyłaniały się kolejne zniekształcone sylwetki, które zaczęły się zbliżać.

Janek cofnął się, czując, jak zimny pot zaczyna pokrywać jego skórę. To była godzina, w której rzeczy, które nigdy nie miały istnieć, zaczynały się materializować. Zrozumiał, że przekroczyli coś, co nie miało wrócić.

— Biegiem! — krzyknął Kuba, chwytając Janka za ramię. — Nie możemy tu zostać!

Nie czekając, wybiegli z miejsca, a za nimi dobiegały przeraźliwe, nieziemskie dźwięki. Postacie za nimi zaczęły ich gonić, nie wydając żadnych dźwięków, jedynie prześladowały ich krok po kroku, jakby po prostu były. Świat wokół nich zaczynał się zlewać, jakby nie istniał sens w przestrzeni i czasie.

Pędzili przez zrujnowane ulice, mijając rozpadające się budynki, których mury zdawały się pełzać, jak żywe organizmy. Ziemia pod nogami trzęsła się od kroków nieznanych stworzeń, które były teraz wszędzie, spoglądając na nich swoimi puste oczami.

— O nie… — jęknęła Ziya, patrząc w górę. Na niebie pojawił się ogromny cień, który przesłonił wszystko. Była to istota, przypominająca nieco skrzydlatą bestię, ale jej skrzydła były jak kawałki ciemności, które zlewały się z niebem.

Janek poczuł, jak serce zaczyna mu szybciej bić. Coś nad nimi zawisło, czekając na moment, by zaatakować.

Nagle, w tej chwili, coś wybuchło z ziemi. Z potężnym hukiem, jakby cała ziemia pod nimi eksplodowała. Z wstrząsów, które przebiegły przez ziemię, wyrwały się kolejne postacie, ale tym razem nie były to zniekształcone ludzkie sylwetki. To były bestie, większe od ludzi, z oczami, które błyszczały jak ogień, i z paszczami pełnymi ostrych zębów. Ich ciała były pokryte skórą jakby kamienną, a ich ciała pełzały na czworakach.

Janek zrozumiał, że nie tylko brama otworzyła drogę do koszmaru. To, co teraz się działo, to była konsekwencja ich wyboru. A za tymi bestiami, w głębi ciemności, wyłaniała się jeszcze jedna figura. Stała tam, czekając, jakby rozumiejąc, że to oni są teraz celem tej rzeczywistości. I że nigdy nie wrócą.

Janek, Ziya i Kuba biegli przez ruiny, ich kroki wybijające echo w pustce. Ziemia pod nogami drżała, jakby sam świat nie był już pewny swojej struktury. Janek czuł, jak jego oddech staje się coraz szybszy, a w sercu narasta niepokój. To, co się działo, wymykało się jego rozumowi. Powinien zrozumieć wcześniej, że coś, co wygląda na przeznaczenie, może być pułapką.

Za nimi, na każdym kroku, podążały zniekształcone postacie, które nie wydawały się już ludzkie. Ich ciała były wyciągnięte, a ich oczy wypełniały tylko czarne, pustkowia. Chwilami Janek miał wrażenie, że sama przestrzeń, którą przemierzali, zmienia się z każdą chwilą. To, co wydawało się być jednym miejscem, z każdą sekundą stawało się czymś innym — bardziej obcym, pełnym pustki i strachu.

Ziya, trzymając w ręku kawałek rozbitego kryształu, odwróciła się, z trudem oddychając. Jej twarz była blada, a w oczach można było dostrzec strach.

— Musimy się zatrzymać! — krzyknęła, ale jej głos był stłumiony przez odgłos uciekających kroków. — Nie wytrzymamy dłużej w tym szaleństwie!

Janek zerknął na nią, widząc, jak jej dłoń drży. Wiedział, że nie ma już czasu na zastanawianie się. Jeśli nie podejmą kolejnego kroku, jeśli nie znajdą odpowiedzi, staną się tylko kolejnymi ofiarami tego, co się budziło. Wszystko, czym się stali, było częścią większej układanki, którą wciąż musieli zrozumieć.

Kuba, który biegł obok, w końcu zatrzymał się, patrząc na nich z wyrazem pełnym determinacji i strachu.

— Nie ma już odwrotu! — powiedział, po czym rozejrzał się wokół. — Otworzyliśmy tę bramę i nie ma już powrotu. Musimy znaleźć sposób, by to wszystko zatrzymać, zanim będzie za późno.

Janek spojrzał na medalion, który teraz leżał w jego dłoni. Zrozumiał, że to coś, co miało ich prowadzić do odpowiedzi, było również związane z tym, co zaczynało się dziać. Medalion zaczynał pulsować, a wokół niego powietrze zdawało się drgać.

Ziya patrzyła na niego, niepewna, ale i z nadzieją.

— Co to oznacza? — zapytała, jakby wiedziała, że to, co trzymali, może być kluczem.

Janek nie odpowiedział od razu. Czuł, jak rozum nie nadąża za tym, co działo się wokół. W głowie wciąż brzmiał mu obcy głos, który usłyszał przy otwieraniu bramy. „Przebudzony…” Co to mogło oznaczać?

— To nie jest tylko medalion. — powiedział w końcu, patrząc na niego w skupieniu. — To coś, co ma nas poprowadzić, ale też coś, co zostało zapieczętowane, coś, czego nie powinniśmy budzić.

W tej samej chwili, z ciemności, która ich otaczała, wyłoniła się postać. Tym razem jednak nie była to żadna z potworów, które ich ścigały. To była postać ludzka, choć równie dziwaczna. Była ubrana w starożytną szatę, jej twarz była zakryta mrocznym, niemal czarnym welonem, który nie pozwalał dostrzec szczegółów. Jej sylwetka była subtelna, ale budziła niepokój, jakby w niej kryło się coś znacznie większego, niż można by było pojąć. To była istota, która nie pasowała do żadnego znanego świata.

— Przebudzenie… — usłyszeli, gdy postać otworzyła usta. Jej głos był jak szept w wietrze, ale miał w sobie ogromną moc, coś, co czuło się w samych kościach. — Wszystko ma swoją cenę. A wy… zapłacicie za swoje działanie.

Janek poczuł, jak jego ciało zastyga. Ta postać była tym, czego się bał. Nie mógł jej zrozumieć, ale czuł, że jej obecność nie jest przypadkowa. Otworzyli bramę, wyzwolili coś, co teraz próbowało ich pochłonąć.

— Nie chcieliście tego. — głos tej istoty znowu się rozbrzmiał, choć tym razem brzmiał jak wyrok. — Ale teraz jesteście częścią tego, co zostało uwolnione.

Janek zrobił krok do przodu, czując jak powietrze staje się gęstsze, cięższe. Ziya chwyciła jego rękę, jakby nie chciała go zostawić, ale również jakby czuła, że muszą coś zrobić.

— Nie możemy się poddać! — wyszeptała Ziya. — Musimy znaleźć sposób, by powstrzymać to, co uwolniliśmy.

W tej samej chwili postać wyciągnęła rękę, a w mroku zaczęły pojawiać się kształty. Cienie, które nie były cieniami, a żywymi, poruszającymi się bytami, zaczęły wychodzić z ziemi, ich ciała były złożone z płynnej, ciemnej materii, pełne wyciągniętych ramion, które zbliżały się ku nim. Twarze tych istot były pełne bólu i gniewu, ich wykrzywione w grymasie puste oczy spoglądały na nich z nieznanej głębokości.

— Czas… — postać mówiła powoli, jakby w tej jednej chwili czas miał się zatrzymać. — Czas już minął.

Janek nie miał już wątpliwości. Zrozumiał, że to, co zrobili, nie było tylko początkiem walki o przeżycie. To była bitwa o ich umysły, ich dusze. Coś, co zostało zapieczętowane przez wieki, zostało teraz uwolnione. I w tej chwili, wszystko, co się wydarzyło, miało zapisać się w ich historii w sposób, który już na zawsze zostanie z nimi.

Medalion w jego dłoni zadrżał, a świat wokół nich znów zaczął się zmieniać. Oto nowy koszmar, który nie kończył się nigdy.

Wokół Janka, Ziyi i Kuby świat znowu zaczął się zmieniać, jakby czas i przestrzeń przestali mieć jakiekolwiek znaczenie. Ziemia pod ich stopami drżała, a powietrze wypełniało się gęstym mrokiem, który zdawał się oddychać. Cienie przesuwały się, jakby były żywą materią, a postać, która wciąż stała przed nimi, unosiła się w powietrzu, jakby nie miała fizycznej formy. Tylko jej oczy, czarne jak otchłań, patrzyły na nich z niepojętą mocą.

— Co… co to ma znaczyć? — wyszeptał Kuba, zaciskając pięści. — Kim jesteś?

Postać nie odpowiedziała od razu. Jej ciało poruszało się nienaturalnie, jakby z każdą chwilą przybierało inne formy. Raz była zaledwie cieniem, raz zbliżoną do ludzkiej figury, a raz czymś, co Janek mógłby nazwać potworem. Tylko jej głos pozostał niezmienny, pełen grozy, wibrujący w powietrzu.

— Jestem tym, co zostało zapomniane… tym, co zostało odcięte. — Głos tej istoty niósł się w powietrzu, jakby przenikał przez wszystko, co stało przed nią. — Jestem tym, czym wy się staliście, po tym, jak otworzyliście bramę.

Janek poczuł, jak jego serce bije mocniej, a jego umysł staje się coraz bardziej zagubiony. Czuł, że to nie był tylko koszmar, nie był to tylko jakiś sen. To była rzeczywistość, której nie potrafił pojąć, a jednocześnie nie miał wyboru, by ją zaakceptować.

Ziya wstrzymała oddech, patrząc na istotę z przerażeniem, ale także z determinacją.

— Musimy to powstrzymać! — powiedziała, jej głos drżał, ale nie brakowało w nim siły. — Nie pozwolimy, by to przejęło nasz świat!

Kuba, wciąż trzymając Ziyę za rękę, cofnął się o krok, patrząc na postać z rosnącym lękiem.

— Ale jak? Jak mamy to zrobić, skoro to, co wyzwoliliśmy, nie jest częścią naszego świata? — jego głos był pełen rozpaczy, ale i niemal beznadziejnego pytania.

Janek spojrzał na medalion, który wciąż pulsował w jego dłoni. Był to jedyny przedmiot, który zdawał się mieć jakąkolwiek moc w tym martwym świecie, pełnym cieni i nieznanych sił. Medalion miał w sobie coś, co ich łączyło z tą rzeczywistością. Czy to on miał dać im odpowiedź?

Postać wyciągnęła ręce w ich stronę, jej palce były długie i zniekształcone, jakby same nie były częścią jej ciała. Z ziemi zaczęły wyłaniać się kolejne cienie, ich sylwetki zbliżały się powoli, jakby nie śpieszyły się, wiedząc, że to, co zaczęło się, i tak ma swój nieunikniony koniec.

— Zatrzymać? — szepnęła postać. — Nie ma powrotu. Ziemia, na której stąpacie, nie należy już do was. Przekroczyliście granicę.

Janek poczuł, jak jego ręka zaczyna drżeć. Medalion w jego dłoni błysnął intensywnie, jakby chcąc dać im sygnał. I wtedy przypomniał sobie słowa, które wypowiedział podczas swojej konfrontacji z cieniami w komnacie. Wyglądało na to, że musiał ponownie użyć tego samego zaklęcia, ale tym razem musiał to zrobić w pełnej świadomości, że cena, którą zapłacą, może być wyższa, niż się spodziewali.

Ziya i Kuba patrzyli na niego, czując, że nie mają już wyboru. To, co zaczęli, muszą teraz zakończyć. Zija, trzymając fragment kryształu, który wciąż świecił w jej dłoni, ruszyła ku Jankowi.

— Zrób to. Ale bądź ostrożny, Janek. Ciemność, którą budzisz, nie zna litości. — powiedziała, jej głos był pełen napięcia.

Janek uniósł medalion w górę. Poczucie niepokoju narastało. Wiedział, że to, co miało się teraz wydarzyć, nie zmieni już niczego — to nie będzie tylko walka o ich przetrwanie, to będzie walka o zachowanie jakiejkolwiek równowagi w tym, co zbudowali.

Z zamkniętymi oczami, trzymając medalion, wypowiedział słowa, które wciąż brzmiały w jego głowie, jakby były odwiecznym zaklęciem, które musiało zostać wypowiedziane:

— דַלְקִי, אוֹר!

Chwile wstrzymania oddechu. Medalion wybuchł światłem tak silnym, że oślepiło ich wszystkich. Ciemność, która ich otaczała, na chwilę ustąpiła, ale to nie była zwykła jasność. To było światło, które zdawało się walczyć z samą materią rzeczywistości.

Świat wokół nich zadrżał. Ziemia wstrzymała swój oddech. Postać, która stała przed nimi, zaczęła kruszyć się, jakby była tylko cieniem w świetle, który powoli rozpływał się w powietrzu. Cienie, które za nią podążały, rozpadły się w miliony iskier, które zniknęły w mroku.

Ale coś w powietrzu pozostało. Czuło się to w ogniu, który rozświetlił ich oczy, w drżeniu, które jeszcze długo po tym nie ustępowało. Czuć było, że to dopiero początek — że ich droga, pełna mroku i nieznanych tajemnic, nie ma końca.

Światło z medalionu zgasło równie szybko, jak się pojawiło, pozostawiając ich w nieprzeniknionej ciemności. Nagle zrobiło się zbyt cicho, jakby cały świat zatrzymał swój oddech. Żadne echo ich kroków nie rozbrzmiewało w pustce. W powietrzu wciąż wisiała obecność czegoś, czego nie potrafili opisać. Czegoś, co zostało uwolnione.

Ziya, trzymając fragment kryształu, stała blisko Janka, ale jej ciało drżało. Nie była pewna, czy uda im się stąd wyjść. W głębi tunelu wciąż czuć było tę samą obecność, ale teraz stała się bardziej realna, jakby wypełniała każde miejsce, do którego docierał ich wzrok. Ciemność zdawała się przesuwać, jakby była żywą istotą, wciąż zbliżającą się do nich.

— Coś tu jest… — powiedziała Ziya, jej głos niemal zniknął w gęstym powietrzu.

Kuba zaczął się nerwowo rozglądać, trzymając się blisko Ziyi. Jego twarz była blada, oczy szeroko otwarte, pełne lęku, ale także zrozumienia, że nie ma już ucieczki.

— To niemożliwe… nie może być. — Jego głos drżał, jakby wciąż nie wierzył w to, co się działo. — My to obudziliśmy. To nie tylko cienie, to coś znacznie gorszego.

Nagle powietrze zrobiło się gęstsze, jakby otaczały ich ciemne dłonie, chcące ich pochłonąć. Janek poczuł coś niepokojącego w swojej klatce piersiowej, jakby jego serce zatrzymało się na chwilę, a potem zaczęło bić szybciej, zbijając się w jednym, wielkim uderzeniu.

Z ziemi, tuż przed nimi, zaczęły się wyłaniać kształty, ledwie widoczne w ciemności, ale ich obecność była nieunikniona. Twarze — zniekształcone, pokryte ranami, ich oczy świeciły w martwej ciszy. Byli to ludzie, ale jednocześnie nie byli. Ich ciała były jak spalone, zdeformowane, przypominające tylko cienie dawnego życia. Janek odwrócił wzrok, nie mogąc uwierzyć, że te istoty mogą być czymś, co istniało kiedyś w ich świecie.

Ziya podniosła kryształ, który w jej dłoni zaczął świecić słabym, niepokojącym blaskiem. Jednak to nie wystarczyło. Cienie zbliżały się. Były szybkie, wręcz nieziemsko szybkie. Ich ręce — wysmukłe, kościste, z długimi, cienkimi palcami — wyciągały się ku nim, a z ich ust wydobywały się stłumione, nieludzkie odgłosy, jakby próbowały coś powiedzieć, ale ich słowa były zagłuszone przez mrok.

— Musimy stąd wyjść! — Kuba wrzasnął, chwytając Ziyę za rękę, próbując ją pociągnąć za sobą. — To nas zabije, jeśli zostaniemy tu dłużej!

Janek miał wrażenie, że w powietrzu zaczęły unosić się odgłosy niewidocznych, odległych kroków, jakby inne istoty, niepojęte dla ludzkiego umysłu, zbliżały się do nich. W oddali usłyszeli dziwne, stłumione warczenie, jakby coś podążało za nimi w ciemności.

Janek spróbował wypowiedzieć zaklęcie, ale słowa, które wypływały z jego ust, brzmiały dziwnie. Ich wymowa była inna, jakby język, którym się posługiwali, nie był tym, co znali. A mimo to coś w tym rytuale sprawiało, że poczuł się silniejszy, że to mogło pomóc. Zresztą, nie mieli nic do stracenia.

— דַלְקִי, אוֹר!

Światło wybuchło z medalionu, ale było inne niż wcześniej. To światło nie rozproszyło ciemności. Wręcz przeciwnie. Wydawało się, że ciemność zaczęła pochłaniać je w całości, jakby wchłaniała tę moc. Jasność nie była w stanie już powstrzymać tego, co nadchodziło. Wtedy Janek zobaczył je. Twarze… setki twarzy, rozpościerające się w nicości. Były martwe, pełne cierpienia, patrzyły na nich, jakby były częścią tego samego mroku.

I wtedy to zobaczył. U ich stóp, w ciemności, zaczęły pojawiać się ręce — dłonie, które wysuwały się z ziemi, a ich pazury skrobały o kamienną powierzchnię. Istoty, które dotąd były tylko cieniem, teraz stały się realne. Ich ciała były pełne blizn, zgnilizny, widać było, jak krew spływa z ich pustych ciał.

Ziya, przerażona, zaczęła cofać się w kierunku Kuby, ale napotkała na coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Znikąd, jakby wyskakując z mroku, wyskoczyła niewielka, ciemna postać, uśmiechając się z grymasem pełnym szaleństwa.

To było jak spełnienie ich najgorszego koszmaru.

W tym momencie rozległ się straszliwy, wibrujący dźwięk. Był to krzyk, jakby coś nieziemskiego zostało uwolnione. Twarze z ciemności zaczęły się zbliżać, a ich wargi zaczęły wydawać dźwięki, jakby próbowały zrealizować swoje nieznane, pradawne proroctwo.

Medalion w rękach Janka nagle zaczynał się rozgrzewać. Błyszczał intensywnie, jakby poczuł, że coś nadchodzi. Jednak tym razem nie było już żadnego zaklęcia, które mogłoby ich uratować. Ciemność dosłownie ich pożerała, a z każdą chwilą wszystko wokół nich stawało się coraz bardziej nierzeczywiste.

Ciemność zaczęła zaciskać się wokół nich niczym straszna, bezlitosna pętla. Janek, czując jak ciepło medalionu staje się niemal nie do zniesienia, poczuł, że jego siły zaczynają go opuszczać. Powietrze stawało się gęste, duszące. Każdy oddech był coraz trudniejszy, jakby coś w tej przestrzeni nie pozwalało im oddychać.

Ziya i Kuba trzymali się blisko niego, ale coś w ich oczach mówiło, że nie wierzą już w jakąkolwiek nadzieję. Ich twarze były wykrzywione strachem, ich kroki coraz bardziej niepewne, jakby nie wiedzieli, czy mają biec, czy stać w miejscu.

Wtedy Janek dostrzegł coś dziwnego. Na ścianach zaczęły pojawiać się symbole, jakby sam krajobraz wchłaniał tę niezwykłą rzeczywistość, formując słowa, które były tak stare, że nie były w stanie istnieć w ludzkim języku. Te symbole pulsowały, jakby żyły własnym życiem, a wśród nich pojawił się obraz — obraz medalionu, który Janka trzymał w dłoni.

Symbol zaczął pulsować. W tej samej chwili rozbrzmiał straszliwy dźwięk — nie był to krzyk, ale coś głębszego, bardziej pierwotnego, jakby cała przestrzeń zaczęła drżeć w odpowiedzi na nieziemską moc, która teraz ogarniała to miejsce.

Janek poczuł, jak coś w jego wnętrzu zaczyna się zmieniać. Medalion w jego dłoni reagował, drgał i wibrował jakby chciał się rozpaść w rękach, ale zaraz potem wybuchł potężnym światłem. Jednak to światło nie rozpraszało mroku — ono go pochłaniało.

Na ścianach tunelu zaczęły się pojawiać cienie, które wyciągały swoje ręce ku nim. Ręce, które były zbyt długie, zbyt nienaturalne. Palce przypominały kościste gałęzie, a skóra była tak ciemna, że mogła być częścią samej ciemności. Istoty te nie były w pełni materialne — były tylko cieniem, ale były żywe. Żywe w swojej strasznej, niepojętej formie.

— Musimy uciekać! — krzyknął Kuba, chwytając Janka za ramię.

Ale Janek nie ruszył się. Stał w miejscu, wpatrując się w jedno z tych przeszywających oczu, które zaczęły pojawiać się w cieniu. Zauważył, że ciemność wokół nich nie tylko się zbliżała — ona zaczynała je wciągać, pochłaniając każdy ich ruch, każdy oddech. Kiedy Janek zrozumiał, co się dzieje, poczuł, jakby całe jego ciało zaczęło tonąć w mroku.

— To nas zniszczy… — wyszeptał Kuba, jego twarz blada, pełna przerażenia.

Ale Janek wciąż trzymał medalion. W tej chwili coś w nim pękło — poczuł, że ten przedmiot ma w sobie moc, której nie rozumiał. Czuł to w samej głębi swojej duszy. Medialon zaczynał świecić coraz jaśniej, emitując świetlistą, srebrzystą aurę, która zaczęła wyrywać się z jego wnętrza.

Wtedy usłyszeli to. Ciche, przerażające szepty. Tysiące głosów, które wychodziły z samej ciemności. Wydobywały się z niej jak straszliwa melodia, której nie dało się zapomnieć. To były głosy ludzi, którzy byli częścią tego miejsca, którzy zostali wchłonięci przez mrok.

Głosy stawały się coraz głośniejsze. Wkrótce były wszędzie, we wszystkich kierunkach. Ziya, próbując chronić siebie i swoich towarzyszy, podnosiła fragment kryształu, ale to nie pomagało. Blask kryształu gasł, nic nie było w stanie przebić tej ciemności.

— Nie możemy zostać! — Janek powiedział stanowczo, czując, że nadszedł moment, w którym wszystko się zmieni. — Trzeba zrobić to teraz!

Poczuł, że moc medalionu wzmaga się, a słowa, które wypowiedział, były w pełni nieświadome. Jednak z każdym wypowiedzianym zdaniem czuł, jak wciągają go nieznane siły. Na moment przestał rozumieć, co się dzieje, jakby był w transie. I wtedy w jego oczach wszystko zaczęło się zmieniać.

Ostatnie, co zapamiętał, to widok mrocznych istot, które zbliżały się do nich. W ciemności rozbłysły nieziemskie oczy, a straszliwy krzyk rozdarł powietrze.

Świat zadrżał.

Cisza nastała nagle, przytłaczająca, jakby świat zamarł na chwilę. Janek, czując, jak medalion w jego dłoni wciąż drży, odwrócił wzrok od zbliżających się cieni. Wydawało się, że cała przestrzeń wokół nich jest zawieszona w czasie, jakby zbliżający się koniec czekał na moment, w którym coś miało się wydarzyć.

Nagle, z wnętrza ciemności, rozbłysło jasne światło. Nie była to zwykła jasność — to światło emanowało z medalionu, które teraz płynęło jak rzeka, wypełniając każdą szczelinę tunelu. Znikały cienie, wypełniając przestrzeń strumieniem energii, który przelewał się jak fala, zbliżając się do ich ciał.

Ziya zacisnęła zęby, patrząc na to, co się działo. Jej ręka z fragmentem kryształu wciąż trzymała się blisko ciała, ale nie miała pojęcia, czy to pomoże. Kuba był blady, jego wzrok pełen niepokoju. Uciekli, ale nie wiedzieli dokąd. Wciąż nie wiedzieli, co robić.

Janek zaczął czuć, że medalion ma w sobie coś więcej. Coś, czego nie potrafił zrozumieć. To, co było tylko kawałkiem metalu, stało się jakby źródłem potężnej mocy. W tej chwili zrozumiał, że coś w tym miejscu nie jest przypadkowe. To, co się działo, musiało mieć swój cel. Jego dłonie poczuły nagły przypływ ciepła. Słowa, które wypowiedział wcześniej, były tylko zaczynem, ale to teraz miało się wydarzyć coś prawdziwego.

Dźwięk warczenia zaczął znowu wybrzmiewać z mroku, ale tym razem było to inne warczenie — głębokie, jakby z wnętrza samej ziemi. Wszystko wokół zaczęło wibrować, jakby sama ziemia przygotowywała się do pęknięcia.

Kuba spojrzał na Janka, w jego oczach lśniła panika. — Janek, co robisz?! — zapytał, ledwo łapiąc oddech. — To nie może się wydarzyć, to nie może się zdarzyć!

Janek spojrzał na niego, a w jego spojrzeniu było coś, czego Kuba nie rozumiał. To nie był strach. To była determinacja. — Muszę to zakończyć.

Medalion zajaśniał jeszcze jaśniej, a w tym samym momencie, tuż przed nimi, w mroku, coś zaczęło się poruszać. Istota. Głowa z dziwnie ukształtowanymi oczami, które migały w rytm wibracji. Ciało, jakby zrobione z mroku, ale wciąż będące czymś żywym. Zbliżało się ku nim z szybkością, której nie spodziewali się zrozumieć.

Kuba wrzasnął i cofnął się, chwycił Ziyę, gotów do ucieczki. Ale Janek poczuł, jak siła medalionu zaczyna go wciągać. To światło nie było już tylko światłem — było pułapką, zaczęło zakleszczać się wokół niego. W tej samej chwili obraz przed nim rozmył się, a w głowie rozległ się głos — obcy, nieziemski, niosący ze sobą przerażający ładunek.

„Wybrani…”

Dźwięk był potężny, niemal niosący w sobie ból, jakby rozdzierał nie tylko przestrzeń, ale także umysł. Janek poczuł, jak wszystko wokół niego staje się nieosiągalne. Słowa, które teraz wypowiadał, były w innym języku — języku, którego nie rozumiał. Jednak z każdą chwilą wibrowały w jego wnętrzu jak prawda, jak coś, co powinno się wydarzyć. I wiedział, że nie mógł tego zatrzymać.

„Obudzeni, przeznaczeni do… końca.”

Ciemność zbliżała się do nich z każdej strony. W powietrzu zagościł zapach starej, zbutwiałej ziemi, jakby same ściany tej przestrzeni były żywe, a ich ciała miały się stać częścią tego, co powstaje w tej dziwnej pustce.

Ziya i Kuba nie wiedzieli, co robić, ale coś w Janku się zmieniało. Czuł, jak moc medalionu wzbiera, jakby sam kamień reagował na otaczający ich świat. Cienie zaczęły podnosić się, zbliżając się z szaleńczą prędkością. To, co miało się wydarzyć, nie mogło zostać powstrzymane.

Z Ziyi’ą i Kubą patrzącymi na niego z przerażeniem, Janek spojrzał w dół, na medalion. Zrozumiał. Wszystko musiało skończyć się teraz, w tej chwili.

**„Koniec…”

Janek poczuł, jakby cała przestrzeń wokół niego zaczęła drżeć. Z każdą sekundą, która mijała, medalion w jego dłoni emitował coraz silniejsze światło, które zdawało się przełamywać mrok, który ich otaczał. Głos, który wcześniej słyszał w swojej głowie, stawał się coraz bardziej wyraźny, niczym wezwanie, którego nie mógł zignorować.

„Jesteś wybrany…”

Janek poczuł, jak jego serce bije szybciej, a jego ręce drżą, trzymając medalion. Wraz z każdym kolejnym słowem, które powtarzało się w jego umyśle, rozumiał, że to, co się wydarzy, ma swoje przeznaczenie. To nie był przypadek, że znalazł się w tym miejscu. To nie był przypadek, że to on trzymał ten medalion.

„Muszę to zrobić…” — pomyślał, wpatrując się w zbliżające się cienie.

Ciemność, która jeszcze przed chwilą zdawała się być tylko w tle, teraz zaczęła nabierać kształtów. Potworne sylwetki wychodziły z mroku, ich ciała nie miały wyraźnych konturów, poruszały się jakby w rytm jakiejś niewidocznej siły. Twarze tych istot były zniekształcone, wykrzywione w bólu i gniewie, ich oczy świeciły czerwoną poświatą.

Ziya i Kuba byli coraz bardziej przerażeni. Ziya trzymała w dłoni kawałek rozbitego kryształu, który ledwie świecił, jakby tracił moc. Kuba, którego twarz była blada, ściskał ją mocno, patrząc na Janka z lękiem.

„Nie możemy tego zrobić. Janek, to nas zniszczy!” — krzyczał Kuba. — „Zatrzymaj to! Musimy uciekać!”

Ale Janek nie mógł. Wiedział, że nie mają już czasu na ucieczkę. Medalion w jego rękach pulsował, jakby czekał na moment, by ujawnić swoją prawdziwą moc. Czuł, jakby to, co miało się wydarzyć, było nieuniknione.

„Obudź się… Obudź ich…”

Te słowa wciąż brzmiały w jego głowie, niczym nieodparte wezwanie. Janek nie wiedział, co dokładnie oznaczają, ale wiedział, że musiał je wypowiedzieć. Z zamkniętymi oczami, z całych sił wypowiedział słowa, które nie były jego:

„דַלְקִי, אוֹר!” (Dálki, or!)

W tej samej chwili medalion wybuchł światłem, które oślepiło wszystkich. Światło to miało w sobie taką moc, że cienie wykrzyknęły w języku, który nie miał znaczenia dla ludzkich uszu. Jednak to, co się stało później, było niewyobrażalne.

Światło nie tylko rozproszyło cienie, ale wciągnęło je w siebie, jakby zaczynały się rozpływać w tym niezwykłym blasku. Ciało Janka drżało pod wpływem mocy, która zdawała się nie mieć końca. Medialon wciąż świecił, jego blask stawał się coraz silniejszy, aż w końcu światło zamieniło się w wir, który wciągał wszystko do siebie.

Ziya i Kuba wpadli na ziemię, próbując ochronić się przed tym potężnym zjawiskiem. Janek czuł, jakby sam stał się częścią tej mocy, jakby przestał być sobą, a stał się czymś większym, czymś, co miało zniszczyć to, co zbliżało się do nich.

Nagle wir zniknął, a w jego miejscu pojawiła się cisza. Ciemność, która ich otaczała, rozpadła się, jakby w jednej chwili została zniszczona. Zniknęły cienie, zniknęły potworne sylwetki, a przestrzeń znów stała się pusta. Janek stał w miejscu, czując, jak jego ciało wraca do normalności.

Spojrzał na Ziyę i Kubę. Ich twarze były przerażone, ale jednocześnie pełne ulgi.

„Co się stało?” — zapytała Ziya, jej głos drżał. — „Co to było?”

Janek nie odpowiedział od razu. Czuł, jak jego umysł jest zmieszany. Czuł się tak, jakby właśnie przeszli przez coś, czego nie da się wyjaśnić słowami. Coś, co było nie tylko koszmarem, ale czymś, co miało znaczenie w kontekście ich życia, ich przeznaczenia.

Z medalu w jego ręku nic już nie emanowało. Był zwykłym kawałkiem metalu, nie lśnił, nie pulsował.

Ale Janek wiedział, że to nie był koniec. To była tylko przerwa. To, co zaczęło się tej nocy, miało dopiero się rozwinąć.

Ciemność była ich wrogiem, ale także częścią czegoś większego. I Janek wiedział, że nie mogą uciekać. Muszą stawić czoła temu, co czeka na nich w przyszłości.

„To dopiero początek…” — wyszeptał do siebie, czując, że nadchodzi coś jeszcze gorszego.

Janek stał w absolutnej ciszy, wciąż trzymając medalion w ręce, który teraz wydawał się zwykłym kawałkiem metalu. Czuł, jak jego serce bije szybko, jak adrenalina wciąż buzowała w jego żyłach. Ale to, co miało się wydarzyć, wciąż wisiało w powietrzu. Wiedział, że to tylko chwilowa przerwa. I choć w tej chwili wszystko wydawało się spokojne, czuł, że coś się czai w ciemnościach, coś, co nigdy nie zniknęło.

Ziya podeszła do niego, wciąż z trzymanym w ręku kawałkiem kryształu, który ledwie świecił. Jej twarz była blada, oczy pełne strachu, ale też jakiegoś dziwnego zrozumienia.

„Co się stało?” — zapytała cicho. Jej głos drżał. — „Co z tym wszystkim?”

Janek odwrócił wzrok, patrząc na ciemność w tunelu, która zdawała się nie być zwykłym mrokiem. Była jak żywa, jakby nieustannie czuwała. Nagle poczuł, jak zimny wiatr przemyka przez korytarz, a w powietrzu pojawił się zapach starego drewna, wilgoci, jakby całe miejsce żyło swoją własną tajemnicą.

„To… to jeszcze nie koniec” — powiedział w końcu, choć sam nie wierzył w to, co mówił. — „To tylko przerwa, żeby… żeby nas zwieść.”

Kuba, który stał nieco dalej, spojrzał na niego ze strachem, ale też z jakąś dziwną determinacją. Chciał coś powiedzieć, ale słowa utknęły mu w gardle. Wiedział, że Janek ma rację, ale nie chciał w to wierzyć. Nic nie mogło go przygotować na to, co się stało. I to, co nadchodziło, nie miało dla niego sensu.

„Chodźmy stąd,” — Kuba powiedział nagle, szukając w jego słowach jakiejś drogi ucieczki. „Nie wiem, co to wszystko znaczy, ale nie chcę zostać tutaj dłużej. Mówiłem ci, że to miejsce jest… niebezpieczne.”

„Nie możemy teraz uciekać” — odparł Janek stanowczo, patrząc na niego, jakby to było jedyne rozwiązanie. „Zniknęlibyśmy, ale to nie zmieniłoby nic. Zobacz, co się stało… te cienie… one nie są przypadkowe. To miejsce nie pozwala na ucieczkę.”

Ziya podeszła do Janka, patrząc mu w oczy. Z jej twarzy można było wyczytać to samo przerażenie, które czuła od samego początku, ale teraz, kiedy patrzyła na medalion, czuła coś jeszcze — coś, czego nie potrafiła opisać. Było to jak przebłysk jakiejś ukrytej prawdy, jakby cały ten koszmar był częścią większego obrazu.

„Musimy wiedzieć, co to wszystko znaczy. Skąd ten medalion? Co on naprawdę robi?” — powiedziała cicho, w jej głosie było coś, czego Janek nie potrafił zignorować.

Janek spojrzał na nią, czując, jak ciśnienie w jego głowie rośnie. Wiedział, że Ziya ma rację. Czuł, jakby to, co robili, miało znaczenie, jakby to, co się wydarzyło, miało ich zaprowadzić do kolejnego etapu tej mrocznej podróży.

„Zgadza się. Ale musimy dowiedzieć się więcej. Jeśli nie poznamy prawdy, nic się nie zmieni. To miejsce… ono nas nie wypuści, nie pozwoli nam odejść.”

W tym momencie, jakby na potwierdzenie jego słów, z głębi tunelu dobiegł dziwny, niskotonowy dźwięk, który wibrował w powietrzu. To nie było warczenie cieni. To brzmiało jak coś innego — coś znacznie starszego.

Ziya i Kuba spojrzeli na siebie. Przerażenie znowu wróciło, ale tym razem było silniejsze. Nie mogli tego ignorować. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy, a ciemność zaczynała się poruszać.

„Musimy otworzyć tę bramę,” — powiedział Janek, mimo że słowa te były najcięższą decyzją, jaką musiał podjąć. „Tylko w ten sposób dowiemy się, co nas czeka. Tylko w ten sposób dowiemy się, jak to wszystko zakończyć.”

Kuba spojrzał na niego, jego oczy były pełne bólu i lęku, ale po chwili, jakby rozumiejąc, że nie ma innego wyboru, skinął głową. Wszyscy wiedzieli, że nie ma już drogi odwrotu.

Janek podszedł do bramy, która była w tej samej komnacie, w której ich podróż rozpoczęła się. Zatrzymał się przed nią, patrząc na złożone w niej symbole, które zaczęły się rozbłyskiwać delikatnym, zielonym światłem. Medalion w jego ręce znowu zaczął wibrować, jakby coś z niego wnikało w całą przestrzeń.

Ziya i Kuba stali za nim, czekając na jego ruch. Janek spojrzał na nich, potem na bramę. Wiedział, że jeśli ją otworzą, przekroczą granicę, która nie pozwoli im wrócić.

„Gotowi?” — zapytał cicho.

Wszyscy trzej wiedzieli, że nie ma już drogi powrotnej. To, co miało się wydarzyć, nie było już tylko ich wyborem. To było przeznaczenie.

Janek wyciągnął rękę i dotknął symbolu na bramie. W tej samej chwili z bramy wydobył się głośny, nieziemski dźwięk, jakby coś się uwalniało, a ziemia pod nimi zaczęła drżeć.

I wtedy, w głębi tunelu, pojawiła się potworna postać.

Postać, która wyłoniła się z ciemności, była ogromna. Jej sylwetka zdawała się wykraczać poza granice rzeczywistości. Pochodziła z samego jądra mroku, a jej kształty zmieniały się w dziwny sposób, jakby były jednocześnie tam i gdzie indziej. Cienie otaczały ją, zdawały się żyć, poruszać wokół niej. Była to istota, której nie dało się opisać słowami — coś z innego wymiaru, wykraczającego poza ludzkie pojmowanie.

Ziya cofnęła się instynktownie, trzymając w ręce kawałek kryształu, który teraz lśnił zimnym światłem. Kuba zaś, bledszy niż zwykle, nie potrafił wydobyć z siebie żadnego słowa. Jedynym dźwiękiem, który przebijał się przez ciszę, było przyspieszone bicie ich serc.

„To… to niemożliwe!” — wyszeptał Kuba, czując, jak nogi miękną. Czuł, że cała jego pewność siebie, która towarzyszyła mu przez całe życie, teraz została całkowicie rozbita.

Janek patrzył na zbliżającą się postać. Czuł, jak świat wokół niego zaczyna się rozmywać, jakby rzeczywistość sama w sobie stawała się niepewna. Medalion w jego dłoni wciąż pulsował, jakby reagował na to, co działo się wokół.

Potwór zbliżał się, a jego potężne, cieniste ramiona poruszały się w rytm nieznanego, niemal hipnotyzującego dźwięku. Każdy krok był jak uderzenie dzwonu, jakby sama ziemia drżała pod jej ciężarem. Jej twarz była niepełna, zamglona, z dziurami zamiast oczu, przez które wydobywała się ciemność. Jej usta otworzyły się w dziwnym grymasie, który przypominał złośliwy uśmiech.

„Ona… to ona jest źródłem tego wszystkiego…” — pomyślał Janek, zdając sobie sprawę, że ta postać była kluczem do całego koszmaru. To ona miała kontrolę, to ona miała moc, która wszystko manipulowała.

Postać zatrzymała się tuż przed nimi, a z jej ciała zaczęły wypływać cieniste wstęgi, które wiły się jak węże, oplatając przestrzeń wokół nich.

„Chcieliście wejść tam, gdzie nie należy…” — głos potwora był jak grzmot, przerażający i groźny, jakby emanował ze wszystkich ciemnych zakątków tej rzeczywistości. „Nie mieliście prawa sięgnąć po to, co nie jest wasze.”

Janek zadrżał, czując, jak wszystko w nim zamiera. Wiedział, że mają tylko chwilę na podjęcie decyzji. Ta istota nie pozwoli im uciec. Czuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna reagować, jakby coś w nim się zmieniało, a w głowie zaczęły mu krążyć słowa, które nie były jego.

„Zatrzymajcie się!” — usłyszał w swojej głowie, jakby ten głos dochodził od samego medalionu. Wydawało się, że to nie była tylko reakcja, to było coś więcej. To było jak ostrzeżenie.

Ziya nie wytrzymała dłużej. Chwyciła swój kawałek kryształu w dłoni i uniosła go, jakby gotowa do ataku, ale w jej oczach widoczna była także walka, wewnętrzna walka, bo wiedziała, że to nie będzie zwykła walka. To była bitwa o życie i śmierć. I nie byli pewni, czy mają jakiekolwiek szanse.

„Czekaj!” — krzyknął Janek, bo zrozumiał coś, czego nie dostrzegł wcześniej. To nie była kwestia walki. To była kwestia wyboru.

Medalion w jego ręce zaświecił ponownie, ale tym razem nie był to zwykły blask. To było oślepiające światło, które otoczyło ich wszystkich, wciągając ich do wnętrza siebie. Oczy Janka zaszły łzami, a wokół niego zaczął się tworzyć wir.

„Cóż to za moc?” — wykrztusił Kuba, patrząc na medalion. W jego głosie było coś, co przypominało przerażenie, ale i nadzieję.

Ziya po raz kolejny spróbowała uderzyć kryształem w stronę potwora, ale jej ręka była zatrzymana przez siłę, której nie mogła kontrolować. Zamiast tego poczuła, jak jej ciało zaczyna się unosić, jakby była częścią samego powietrza. Wokół niej pojawiły się pulsujące, nieziemskie obrazy. Wizje z innych światów, pełne przerażenia i ciemności.

Postać przed nimi zaczęła się zmieniać, jej twarz zaczynała zniekształcać się w niezliczoną ilość wykrzywionych twarzy, wszystkie skrzywione bólem, wszystkie pełne nienawiści. Z jej ust zaczęły padać słowa, które nie miały sensu, ale ich dźwięki były niczym grzmoty, burzące wszystko wokół.

„To nie jest koniec, dzieci. To dopiero początek… początek waszego upadku.”

Wszystko wokół nich zaczęło się zmieniać. Ciemność przekształcała się w wir. Wir, który z każdą chwilą stawał się coraz potężniejszy. Janek wiedział, że nie mają już żadnej kontroli nad tym, co się działo. To, co miało się wydarzyć, mogło być czymś, czego nie da się powstrzymać.

Janek czuł, jak jego serce bije w zawrotnym tempie, jakby próbowało wyrwać się z jego piersi. W głowie wciąż huczały słowa potwora, odbijające się echem od ścian tej dziwnej rzeczywistości. Wiedział, że nie mają już wyboru. Cokolwiek to było, co ich otaczało, nie miało zamiaru pozwolić im odejść. Ale medalion w jego dłoni wciąż promieniował intensywnym światłem, a jego moc zaczynała rosnąć.

Kuba klęczał na ziemi, trzymając się kurczowo głowy, jakby próbował wyrzucić z siebie wizje, które przepełniały jego umysł. Czuł się, jakby był rozdarty na kawałki, jakby ciemność wnikała w niego, chcąc zniszczyć jego tożsamość, sprawić, by stał się jednym z tych przerażających, zniekształconych cieni, które ich otaczały.

Ziya patrzyła na medalion, jakby dostrzegała w nim coś, czego nie mogła zrozumieć, ale wiedziała, że to jedyna nadzieja, jaką mają. Cała ta sytuacja wydawała się nieosiągalna. Potwór, który stał przed nimi, był tylko początkiem. Wiedziała, że jeśli nie podejmą właściwej decyzji teraz, wszystko skończy się katastrofą.

„Janek, co się dzieje?” — Ziya uniosła rękę do czoła, jakby chciała osłonić oczy przed jaskrawym światłem medalionu. Jej głos drżał. — „Co mamy zrobić?”

Janek spojrzał na nią, czując, że nie ma już czasu na zastanawianie się. Medalion zdawał się mieć coraz większą moc, jakby wchłaniał całe ich otoczenie. Pojawiły się kolejne obrazy, tym razem bardziej wyraźne. Wizje pełne tajemniczych symboli, runów, które wciąż wirowały wokół niego, jakby chciały się połączyć w jedno, tworząc ogromną całość, której nie rozumiał.

„Musimy go zatrzymać!” — powiedział Janek, z trudem próbując wydobyć słowa. Jego głos drżał, ale wciąż miał w sobie determinację. Spojrzał na Ziyę. „To medalion… to on nas prowadzi. Wydaje się być kluczem.”

W tej samej chwili potwór wydał z siebie niski, wibrujący dźwięk. Jego ciało zaczęło się zmieniać, z nieznaną prędkością przekształcało się w coś, co bardziej przypominało formę cienia niż ciała. Z jego ciała zaczęły wyłaniać się dziwne macki, które przesuwały się z niewyobrażalną prędkością. Zdawały się wyciągać w stronę Janka, Kuby i Ziyi, jakby próbowały ich pochłonąć.

„Nie damy się!” — krzyknęła Ziya, rzucając się do przodu. W jej ręce błysnął kawałek kryształu, który nagle lśnił jasnym światłem. Jej oczy zapłonęły determinacją, choć strach nie znikał. „Musimy je powstrzymać!”

Ziya podniosła kryształ, a Janek, wciąż trzymając medalion, poczuł, jak dziwna energia zaczyna w nim pulsować. Jego ciało wypełniał chłód, a po chwili zaczął dostrzegać, jak wirujące symbole w jego umyśle zaczynają się układać w jeden spójny obraz. To było jak odsłanianie zasłony, jakby przekraczał granice swojego umysłu, wkraczając w inny wymiar.

„Musimy połączyć siły!” — powiedział Janek, zbliżając medalion do kryształu Ziyi. W tym momencie poczuł, jak moc z medalionu zaczyna łączyć się z mocą kryształu. Światło, które wydobywało się z ich przedmiotów, zalało całe pomieszczenie, tworząc potężną eksplozję światła, jakby dwie ogromne energie zderzały się ze sobą.

Potwór zareagował natychmiast. Jego ciało zaczęło się kurczyć, a macki zacisnęły się w mrocznej spirali, jakby próbowały uwolnić się od wpływu światła. Jego wrzask rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu, przerażający i pełen bólu. Cienie wokół niego wirowały w coraz szybszym tempie, zmieniając się w potworne, zniekształcone twarze, które wyły w męce.

„To nie wystarczy… Nie możemy go zatrzymać w ten sposób!” — krzyknął Kuba, czując, jak jego nogi słabną. „Musimy znaleźć sposób na zniszczenie tego! Na jego same źródło!”

Janek spojrzał na Ziyę i Kube, a potem znowu na medalion. W jego oczach pojawiło się zrozumienie. Wiedział, że rozwiązanie nie leży tylko w mocy przedmiotów, ale w ich jedności. To, co trzymali, nie było zwykłymi artefaktami. To były fragmenty czegoś o wiele potężniejszego. Ich połączenie miało potencjał, którego nie rozumieli w pełni, ale musieli to odkryć, zanim będzie za późno.

Zgromadził całą swoją wolę i zawołał w myślach: „Otwórz się!”

Janek poczuł, jak ciemność wokół niego drży. Światło medalionu zaczęło falować, a kryształ Ziyi mienił się w dłoniach intensywnymi barwami, jakby reagował na jego wołanie. Potwór zaczął się kurczyć, ale jego zniekształcone ciała nadal pełzały w gęstym mroku, starając się dosięgnąć trójki bohaterów. Widzieli teraz tylko fragmenty twarzy, które wyłaniały się z mroku — zmienione, przerażające, wypełnione nienawiścią.

„Nie możemy tego znieść dłużej!” — powiedział Kuba, wyczerpany i zrozpaczony. Jego wzrok padł na Ziyę, która trzymała kryształ, i na medalion w dłoni Janka, który wciąż emanował potężną mocą.

„To nie tylko przedmioty. To część czegoś znacznie większego, czegoś, co zostało tu zamknięte. Musimy połączyć je w coś, co może nas uratować!” — krzyknął Janek, czując, jak jego umysł zaczyna się przepełniać nowymi, nieznanymi obrazami. Widok ten zaskoczył go — ukazały się przed nim fragmenty jakiejś pradawnej mapy, symbole, których nie rozumiał. Każdy z tych symboli zdawał się emitować wibracje, wstrząsające całym pomieszczeniem.

„Ziya, musisz trzymać kryształ blisko medalionu. Zrób to teraz!” — rozkazał, gdy poczuł, jak jego dłoń zaczyna pulsować w rytm dziwnej melodii, która wybrzmiewała w jego uszach. Każde słowo, które wypowiadał, zdawało się rezonować w tym dziwnym wymiarze. Ziya nie czekała, zrozumiała, że to może być ich jedyna szansa.

Kiedy tylko kryształ znalazł się w pobliżu medalionu, oba przedmioty zajaśniały jeszcze mocniej. Światło, które wydobywało się z ich połączenia, zaczęło wyzwalać dziwne, nieziemskie dźwięki — jakby cała rzeczywistość wokół nich drżała, jakby same fundamenty tego miejsca nie wytrzymywały tej nieznanej mocy.

Ciało potwora zaczęło się rozciągać, a z jego wnętrza wyłoniła się ogromna, czarna postać. Miała gigantyczne, oślepiające oczy, które świdrowały ich na wskroś. „Przebudziliście mnie” — wyszeptała potworna istota, jej głos był przesiąknięty bólem i gniewem, który przechodził w drżenie powietrza.

„Nie!” — wykrzyknął Janek, czując, jak jego ręce drżą pod wpływem rosnącej mocy. „To koniec!”

Ziya chwyciła kryształ mocniej. Z jej oczu wypływały łzy, nie z przerażenia, ale z nieznanego jej wewnętrznego przymusu. Wiedziała, że nie mogą się poddać. Spojrzała na Janka, który trzymał medalion, a potem spojrzała na Kubę. Wszyscy zdawali się być w tym momencie częścią czegoś większego, czegoś, co wymagało ich wspólnego wysiłku.

„Zróbmy to teraz!” — rozkazał Kuba, czując, jak wokół niego zaczyna krążyć ciemność. Jego słowa były pełne strachu, ale również determinacji. Chciał przeżyć. Musieli to pokonać. I wtedy… medalion i kryształ błysnęły najjaśniej ze wszystkich momentów.

Na moment nastała całkowita cisza. Potwór, który przed chwilą rósł w oczach, zaczął cofać się, jakby wiatr zdmuchiwał go w otchłań. Cienie, które były jego częścią, rozpraszały się na wszystkie strony, jakby coś, co je łączyło, zostało zerwane. A potem nadszedł niesamowity huk, jakby cały tunel i wszystkie otaczające ich przestrzenie miały się zawalić.

„Nie… nie teraz!” — krzyknęła Ziya, która upadła na kolana, oszołomiona mocą, jaka wybuchła w tym momencie. Czuła się, jakby była wyrwana z rzeczywistości.

Janek również poczuł się, jakby jego ciało traciło równowagę. Światło wokół nich stawało się zbyt intensywne, a powietrze gęstniało, jakby były na granicy innego wymiaru. Potem… cisza. Ciemność. I tylko oddychanie, ich własne, zacięte oddechy.

Kiedy Janek otworzył oczy, wszystko wydawało się nierzeczywiste. Nie byli już w komnacie z posągiem. Zamiast tego stali na pustyni, a wokół nich unosił się opar, jakby świat wokół zniknął, pozostawiając jedynie samotną ziemię, która ciągnęła się w nieskończoność. Nigdzie nie było śladów cieni. Żadnego potwora. Tylko martwa pustka. A w dłoni Janka medalion wciąż emitował bladą, zieloną poświatę.

„To… nie koniec…” — wyszeptała Ziya, patrząc na horyzont, który nie miał końca.

Janek, Ziya i Kuba stali na pustyni, ich ciała wyczerpane po intensywnym starciu. Ciepłe powietrze uderzało ich w twarze, niosąc ze sobą niepokojącą ciszę. Mimo że nie było śladów potwora ani cieni, które ich prześladowały, uczucie niepokoju nie opuszczało Janka. Coś w tej pustce było dziwne — nierealne, jakby znajdowali się w jakimś alternatywnym świecie.

„Gdzie jesteśmy?” — Ziya głos zabrzmiał cicho, jakby bała się, że ich słowa zakłócą tę niezrozumiałą ciszę.

Kuba spojrzał na horyzont, jakby próbował dostrzec coś w tym niekończącym się pustkowiu. „To nie jest miejsce, które znamy. Coś nas tu przeniosło. Ale dlaczego?”

Janek trzymał medalion w dłoni, który wciąż świecił bladem, zielonym światłem. To dziwne światło wydawało się pulsować z każdym ich krokiem, jakby chciało prowadzić ich w określoną stronę. Jego serce zaczęło bić szybciej. To musiał być jakiś znak. Może medalik był kluczem do wyjścia z tej nieznanej rzeczywistości.

„Chyba musimy pójść tam, gdzie prowadzi nas to światło,” — powiedział Janek, patrząc na Ziyę i Kubę. „Może tam znajdziemy odpowiedzi.”

Ziya spojrzała na niego, jakby szukała w jego oczach jakiejś pewności, której samej nie czuła. W końcu skinęła głową, jakby zgodziła się z jego słowami, choć strach nadal chował się głęboko w jej sercu.

„Nie mamy wyboru. Chyba musimy podjąć ryzyko,” — dodała.

Kuba, choć wyraźnie przestraszony, postanowił podążać za nimi. „Dobrze, ale nie podoba mi się to. Każdy krok w tym miejscu to jak gra w ruletkę.”

Ich kroki były ciche na pustynnej ziemi, a pustka wokół nich zdawała się pochłaniać wszelkie dźwięki. Czasem, w oddali, mogli dostrzec migotanie, jakby coś poruszało się w piasku, ale za każdym razem, gdy spoglądali w tamtym kierunku, niczego nie było widać.

Po kilku godzinach marszu wciąż nie pojawił się żaden ślad cywilizacji, żadnych roślin, żadnych zwierząt. Tylko piasek, niebo, i niekończąca się pustka. Wkrótce zaczęli dostrzegać coś, co przypominało ruinę. Pośród piasków wyrastały zrujnowane kolumny, kawałki nieistniejących murów, jakby to miejsce niegdyś było częścią jakiejś zaawansowanej cywilizacji, teraz jednak zapomnianej przez czas i przestrzeń.

„To chyba tutaj,” — powiedziała Ziya, wskazując na ruiny. Medalion w dłoni Janka świecił coraz mocniej, jakby rzeczywiście prowadził ich w stronę tego tajemniczego miejsca.

Gdy dotarli do ruin, Janek poczuł, jak ziemia pod ich stopami drży. Zbliżali się do czegoś, czego nie rozumieli. Wkrótce stanęli przed dużą, kamienną bramą. Była zdobiona tajemniczymi symbolami, których nigdy wcześniej nie widzieli. Medalion w ręku Janka zaczął pulsować jeszcze intensywniej, a z wnętrza bramy dobiegały dziwne dźwięki — jakby coś się budziło.

„To musi być ta brama, która prowadzi dalej,” — powiedział Janek, patrząc na Kubę, który niepokojąco wstrzymał oddech.

„Nie możemy tego otworzyć,” — Kuba złapał go za ramię, patrząc na niego z przerażeniem w oczach. „Nie mamy pojęcia, co za tym stoi. Zatrzymajmy się, zanim będzie za późno.”

„Ale co, jeśli to jest nasza jedyna szansa na powrót?” — Ziya spojrzała na Kubę, a jej głos był pełen wahania. „Co jeśli to, co za tym stoi, ma odpowiedzi, które musimy znać?”

Kuba spojrzał na nią, a potem na Janka. „Nie jestem gotowy na to, żeby otworzyć tę bramę. Co jeśli znowu wypuścimy coś, czego nie da się już zatrzymać?”

Janek poczuł w sobie dylemat, który nie dawał mu spokoju. Co, jeśli Kuba miał rację? Co, jeśli ich działania tylko pogorszą sytuację? Ale medalion w jego dłoni zaczął emanować coraz bardziej intensywnym światłem. Czuł, że nie mają już czasu na zastanawianie się. Otwierając tę bramę, mogą odkryć, co się za nią kryje — być może odpowiedzi na pytania, które tak długo ich męczyły.

„Musimy to zrobić,” — powiedział Janek, zdecydowanie patrząc na Ziyę i Kubę. „Inaczej utknęlibyśmy w tym świecie na zawsze.”

Ziya spojrzała na niego z niezdecydowaniem, ale w końcu skinęła głową. „Róbmy to. Jeśli się nie uda, przynajmniej spróbujemy.”

Kuba nadal wstrzymywał oddech, ale widział determinację w oczach swoich przyjaciół. „Dobra, ale jeśli coś pójdzie nie tak… nie będę odpowiedzialny,” — dodał, czując, jak rośnie w nim poczucie niepokoju.

Janek podszedł do bramy i wstrzymał oddech. Medalik w jego ręce zaczął lśnić, a potem delikatnie dotknął jednej z tajemniczych symboli na kamiennej powierzchni. W tej samej chwili brama zaczęła się powoli otwierać, skrzypiąc przeraźliwie, jakby nie była otwierana od setek lat. Z wnętrza zaczęły wyłaniać się cienie, które powoli wypełniały otaczający ich przestrzeń. I wtedy, zza bramy, rozległ się głośny dźwięk, jakby coś ogromnego zaczynało się budzić…

Gdy brama otworzyła się na tyle, by można było przejść, Janek poczuł, jak serce bije mu coraz szybciej. Cienie, które zaczęły wychodzić z wnętrza, były niejednoznaczne — nie można było określić, czy to była tylko gra światła i cienia, czy coś naprawdę niepokojącego zaczynało wychodzić na powierzchnię.

„Zamknijcie oczy, jeśli to będzie za dużo!” — krzyknął Kuba, jednak Janek poczuł, jak coś pcha go do przodu. Medalion w jego ręce emitował oślepiające światło, a przed nimi otworzył się nowy świat, którego nie rozumieli. Ziemia pod nimi zmieniała się w coś nieziemskiego. Mimo że powietrze wydawało się lekkie, wciąż niosło w sobie jakąś tajemniczą siłę. Czuł, jak coś niewidzialnego przesuwa się wokół niego, jakby sam był częścią jakiegoś pradawnego rytuału.

Ziya i Kuba zbliżyli się niepewnie, a ich kroki odbijały się echem w pustce. Janek spojrzał w głąb bramy. Wydawało się, że prowadziła do korytarza, który nigdy się nie kończył. A jednak coś w nim zadziałało — coś, czego nie potrafił wyjaśnić.

W powietrzu pojawiła się gęsta mgła, a cała ich wizja zaczęła zamazywać się, jakby przekraczali granice zwykłego świata. Zza mgły wyłoniły się dziwne, niepokojące kształty — postacie, które miały twarze, ale były niepełne. Jakby ich rysy były roztopione w przestrzeni, nieuchwytne i zmienne. Oczy ich postaci były puste, a w powietrzu unosił się dziwny, obcy zapach — coś, co przypominało spalony pył.

„To nie jest miejsce, które znamy,” — wyszeptała Ziya, jej głos drżał. „Gdzie jesteśmy?”

Janek czuł, jak ciemność wokół nich staje się ciężka, jakby ich otaczała. Z każdą chwilą było coraz bardziej klaustrofobicznie. Dźwięk, który dochodził z głębi tunelu, przypominał niepokojące warczenie — jakby coś ogromnego czaiło się w ciemnościach.

„Musimy stąd wyjść!” — Kuba złapał Janka za ramię, szarpnął go, ale Janek nie ruszył się. Jego oczy wciąż były utkwione w tajemniczych postaciach.

„Nie możemy uciekać,” — powiedział, jego głos był cichy, prawie jakby szepczący w odpowiedzi na nieistniejącą obecność. „Musimy dowiedzieć się, co to jest.”

Ziya spojrzała na niego z niepokojem, ale w jej oczach było coś więcej niż strach. „Ale co jeśli to nie jest coś, co możemy pokonać?” — zapytała.

Janek nie odpowiedział, czując jak medalion w jego dłoni zaczyna wibrować. Jego intensywne światło rozświetliło całą przestrzeń, wywołując efekt, jakby te niepełne postacie zaczynały się poruszać. Każdy ich ruch był płynny, jak cień, który nie miał formy.

I wtedy to się stało.

Światło z medalionu eksplodowało w nieoczekiwanym blasku, wstrząsając powietrzem i sprawiając, że wszystko wokół nich zaczęło drżeć. Postacie zbliżyły się do nich, ich cienie zbliżyły się do powierzchni ziemi, zaczynając wypełniać całą przestrzeń, której nie potrafili zrozumieć. Były nieistniejące, a jednak prawdziwe, jak złowieszcze byty z innego wymiaru.

Ziya cofnęła się, a Kuba stanął obok niej, gotów do ucieczki. Ale Janek stał w miejscu, nie mogąc oderwać wzroku od tajemniczych postaci. W ich oczach zaczęły pojawiać się refleksy, które wydawały się przeszywać duszę. „One nas widzą,” — szepnął Janek, nie mogąc odwrócić wzroku.

„Janku, nie patrz na nie!” — krzyknęła Ziya. „Zatrzymaj się!”

Ale Janek nie mógł. Zatrzymał się na chwilę, wpatrując się w postacie, a jego umysł zaczął przepełniać dziwne obrazy. Widok, który go ogarnął, był niczym sen o piekle. Kształty w ciemności poruszały się w sposób nieziemski, ich ciała falowały, a ich głosy, choć ledwo słyszalne, brzmiały jak straszliwy szept.

„To… to nie może się dziać!” — powiedział Kuba, wycofując się. „To nie jest możliwe!”

Janek poczuł, jak ziemia pod jego stopami zaczyna się trząść. Oczy postaci w ciemności zaczęły się rozświetlać, a dźwięk, który z nich płynął, stawał się coraz bardziej intensywny. Jakby szaleństwo wypełniało przestrzeń wokół nich.

„Musimy stąd wyjść, teraz!” — zawołała Ziya, ciągnąc Janka za rękę. Ale Janek stał jak wryty. W jego głowie rozbrzmiewały nieznane słowa, które wypływały z jego ust bez jego woli.

„Janku, nie!” — Kuba rzucił się do niego, próbując go szarpnąć. Ale wtedy, jakby w odpowiedzi na jego próbę, postacie zaczęły się przemieszczać, wkraczając w ich przestrzeń.

Zabłysnęły złowrogie światła, a z głębi tunelu wydobyły się przerażające dźwięki, jakby cały ten wymiar zaczynał się otwierać. To, czego się obawiali, działo się właśnie teraz. Nie mieli już gdzie uciekać.

— To tylko początek — wyszeptał Janek, czując, jak jego własne ciało przestaje mu odpowiadać.

Ziya zacisnęła zęby, próbując chwycić Janka za ramiona, ale jego ciało wydawało się jakby zniekształcone w świetle, które emanowało z medalionu. Wzrok Janka był pusty, a jego usta wypowiadały słowa, których nikt z nich nie rozumiał. Cała scena wydawała się spowolniona, jak w złamanym czasie.

„Janku, nie!” — krzyknęła Ziya, jej głos drżał. „Co się z tobą dzieje?”

Janek nie odpowiedział. W jego oczach pojawiła się pustka, jakby już nie był obecny w tym świecie. Medalion w jego dłoni pulsował, a jego światło stawało się coraz bardziej intensywne. Nagle z ciemności wyłoniła się postać — nie była to zwykła figura, ale coś, co przypominało połączenie cienia i światła. Jego kształt zmieniał się w mgnieniu oka, jakby nie miało formy, ale raczej istniało w nieskończonej przestrzeni. Był wysoki, niemalże nieziemski, z długimi, opadającymi ramionami, których końce przypominały odkształcone dłonie.

„To… to nie jest prawdziwe!” — Kuba wykrztusił, cofnął się, nie mogąc uwierzyć w to, co widział. Postać zaczęła zbliżać się do nich, wydając z siebie niskie, rezonujące dźwięki, które przechodziły przez ich ciało, wstrząsając ich wnętrznościami. Było to niczym wibrująca fala, która pochłaniała dźwięk, a jednocześnie wywoływała w umysłach przerażenie.

Ziya poczuła, jak zimny dreszcz przeszywa ją od głowy aż po palce. „Co to jest?” — zapytała w panice. „Skąd się wzięło?”

Medalion w dłoni Janka zaczął wibrować jeszcze mocniej, jakby reagował na obecność istoty. W jego oczach pojawił się błysk — coś, czego nie potrafili zrozumieć. A wtedy postać stanęła przed nimi, zbliżając się tak blisko, że ich ciała zaczęły wibrować w rytm jej obecności. Kiedy jej twarz pojawiła się w świetle, Janek poczuł, jak jego umysł wypełnia się bólami i obrażeniami, które nie były jego.

To nie była twarz człowieka — to było coś, co wykraczało poza ludzką wyobraźnię. Długie, białe włosy spływały na jej ramiona, ale nie wyglądały jak naturalne, a raczej jak zrobione z jakiegoś miękkiego, połyskującego metalu. Skóra była szorstka, pokryta cienką warstwą zmarszczek, jakby była to starożytna powłoka, wykrzywiona w dziwnych, niepokojących kształtach.

„Nie… to niemożliwe…” — Kuba odsunął się wstecz, jakby chciał uciec, ale jego nogi były jak zbetonowane do ziemi.

Istota uniosła ręce, a na ich końcach zaczęły pojawiać się ciemne strużki, które zaczęły tworzyć coś, co przypominało pajęcze nici. Z nich wyłoniły się dziwne, rozmyte sylwetki, które nie były do końca istotami, ale raczej odbiciami czegoś zupełnie innego. Ich ciała przesuwały się w przestrzeni, a każdy ich ruch wydawał się wciągać wszystko do wnętrza tego samego mrocznego świata.

„Przebudziliście nas,” — wyszeptała postać. Jej głos był jak piekielny szept, który nie był tylko dźwiękiem, ale czymś, co wdzierało się do umysłów. „Jesteście teraz naszymi.”

W tym momencie Ziya poczuła, jak powietrze wokół nich zaczyna gęstnieć, a każda cząsteczka w jej ciele zaczęła drżeć. W jej oczach pojawiła się panika. „Nie, to nie może być prawda!”

Postać uniosła rękę, a przestrzeń wokół nich nagle się zmieniła. Korytarz, w którym się znajdowali, zniknął, zastąpiony przez mroczne, nieznane otoczenie. Ziemia pod nimi była zimna, nierówna, a niebo nad nimi zapełniało się dziwnymi, nieziemskimi kształtami. Ciemność wypełniała powietrze, a cienie wydawały się żyć własnym życiem, poruszając się w rytm tajemniczego, wibrującego dźwięku.

„Janku, jeśli nas słyszysz…” — Ziya chwyciła jego rękę, ale Janek nie odpowiadał. Jego wzrok był zamglony, a jego ciało było jakby nieobecne, jakby już nie należało do niego. „Musisz walczyć!”

Medalion zaczął świecić jeszcze mocniej. Jego blask zaczął przyciągać uwagę istoty, a jej twarz zaczęła wypełniać się jeszcze większym zainteresowaniem. „To… nie to, co sądziliście,” — powiedziała istota, a jej głos był teraz głośniejszy, wyraźniejszy. „Wasze przeznaczenie… się spełni.”

W tym momencie Janek uniósł wzrok, a w jego oczach pojawił się dziwny, mroczny błysk. „Przeznaczenie…” — powtórzył, a jego głos brzmiał jak coś, co nie należało do niego.

Nagle świat zadrżał, a powietrze stało się tak gęste, że zaczęli mieć trudności z oddychaniem. Z cieni zaczęły wychodzić postacie, które wyglądały jak przerażone dusze, wciąż przywiązane do tej przestrzeni. Wszystkie spojrzały na nich, a ich oczy były wypełnione nienawiścią i żalem.

„Nie możecie uciec,” — wyszeptała istota, a jej usta zaczęły się rozszerzać w nienaturalny sposób. „Myślicie, że wasz medalion jest waszą siłą? To tylko pułapka. I teraz… my będziemy waszymi…”

Ciemność wokół nich była coraz gęstsza, a mroczne postacie zbliżały się powoli, ich puste, szkliste oczy patrzyły na Ziyę i Kubę. Każdy krok, który stawiali, powodował, że powietrze stawało się jeszcze bardziej stłumione, jakby coś niewidzialnego starało się ich pochłonąć. Nagle dźwięk, który rozbrzmiewał w przestrzeni, przeszył ich umysły, wywołując ból, którego nie potrafili znieść. Czuły, jakby w ich wnętrznościach zaczynał ściskać się lodowaty uścisk, odbierający im całą siłę.

Ziya zacisnęła zęby, czując, jak nierealna rzeczywistość zaczyna ją przytłaczać. Podjęła desperacką próbę oporu, sięgając po rozbity kawałek kryształu, który miała w ręce. Jego ostrze, chociaż drobne, wydawało się jej jedynym punktem oparcia. Jednak przed nią, zbliżając się coraz bardziej, pojawiła się postać — ta sama istota, której twarz była jeszcze bardziej przerażająca w świetle. Miała rozwarte usta, jakby zamierzała wykrzyczeć coś, czego nikt nie chciał usłyszeć.

„Zamknijcie się!” — krzyknęła Ziya, cofając się, ale jej głos brzmiał tak, jakby przechodził przez gęstą mgłę. „Nie możemy się poddać! Janku! Kuba! Musimy walczyć!”

Kuba patrzył na nią z przerażeniem, próbując oprzeć się mrocznym postaciom, które zaczynały pojawiać się z każdej strony. „Nie damy rady!” — wykrztusił, wciąż starając się poruszać, ale nogi miał jak z ołowiu. „To niemożliwe, to nie jest realne!”

Medalion w dłoni Janka zajaśniał po raz kolejny, ale tym razem blask wydawał się być inny — był niemal paraliżująco silny, jakby cała energia, którą pochłonął, zaczęła wzbierać w nim w przerażający sposób. Janek wciąż nie odpowiadał, jego ciało było nieruchome, a jego oczy puste, jakby nie był już sobą.

„Musimy go przywrócić do życia!” — Ziya nie miała wątpliwości. „Ten medalion to jedyna szansa, jeśli nie zrobimy tego teraz, wszystko będzie stracone!”

Chwyciła medalion w obie ręce, a jej palce drżały. Czuła, jak energia z tego przedmiotu przechodzi przez jej ciało, wbijając się głęboko w jej kości, wywołując dziwne wrażenie ciepła i chłodnej siły zarazem. Było to jak nieodwracalny proces, coś, co wykraczało poza jej ludzką zdolność pojmowania. Z tą mocą przychodziło jednak coś przerażającego — ciemność, która zdawała się wchłaniać wszystko w swoim zasięgu.

Ziya upadła na kolana, czując, jak ciemność otacza ją z każdej strony. Z każdą chwilą stawało się coraz trudniej oddychać. Ale wtedy, w samym środku tej rozgoryczonej pustki, dostrzegła coś. Przebłysk — krótką iskrę, która nie była produktem tej ciemności, ale czymś… innym.

„Janek!” — zawołała desperacko, patrząc w stronę chłopca. „Musisz się obudzić! Teraz!”

W jej oczach pojawiła się iskra nadziei, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością, którą widziała wokół. W tej samej chwili medalion w rękach Janka rozbłysnął po raz ostatni. Jego światło rozszerzyło się, zalewając całą przestrzeń potężnym, przenikliwym blaskiem. Ziya poczuła, jak moc tego przedmiotu nagle zmienia się w coś, czego nie była w stanie kontrolować. Przeszyła ją niewyobrażalna siła, która wydawała się mieć własną wolę.

Potężny huk rozległ się, a mrok zaczął się cofać. Postacie zniknęły, a ciemność powoli traciła swoją moc. W jednej chwili wszystko zamarło w miejscu. Nastała cisza, jakby świat wstrzymał oddech. Ziya opadła na kolana, wyczerpana, ale ze świadomością, że coś się zmieniło.

Janek otworzył oczy. Spojrzał na Ziyę, a jego wzrok był bardziej obecny, bardziej ludzki. W jego oczach nie było już pustki, choć nadal widział coś, czego nie potrafił w pełni zrozumieć. Jego ciało drżało, ale nie był już martwy w swoim umyśle. Ziya zauważyła, jak jego palce powoli zaciskają się wokół medalionu.

„Co się stało?” — zapytał cicho Janek, a jego głos był zniszczony, jakby z trudem przychodził do niego.

„Udało się…” — szepnęła Ziya, a jej serce wciąż biło szybko. „Udało się, Janku, ale nie możemy tu zostać.”

Na ich twarzach pojawiły się wyrazy ulgi, ale wiedzieli, że to, co wydarzyło się tej nocy, nie zakończyło się na tej chwili. To był dopiero początek ich podróży przez świat pełen mroku, nieznanych sił i niebezpieczeństw, które czyhały na każdego, kto odważył się przekroczyć granicę między światami.

Ziya podniosła się z ziemi, czując, jak jej ciało jest wyczerpane, ale jednocześnie pełne nowego zrozumienia. Czuła się, jakby przekroczyła jakiś próg, jakby na chwilę spojrzała w otchłań, a teraz musiała zmierzyć się z tym, co zobaczyła. Chociaż nie rozumiała jeszcze wszystkiego, wiedziała, że ta noc zmieniła ich na zawsze.

Janek wstał z trudem, jego nogi wciąż miały trudności z utrzymaniem ciężaru ciała, jakby jeszcze nie do końca wrócił do siebie. Jego ręka drżała, a medalion wciąż błyszczał w jego dłoni, jakby żył własnym życiem. Spojrzał na Ziyę, a w jego oczach pojawił się strach. „Co teraz? Co się stało z tymi… cieniami?”

„Nie wiem…” — odpowiedziała Ziya, czując, jak ciemność, która ich otaczała, zaczyna ustępować. „Ale nie sądzę, żeby to koniec. Ci, którzy nas ścigali, ci, których wybudziliśmy, nie znikną tak po prostu. I nie jestem pewna, czy to my mamy wszystko pod kontrolą.”

Kuba stał w milczeniu, wciąż blady, z rękoma opartymi na kolanach, jakby próbował odzyskać równowagę. Widać było, że przeżywał to wszystko równie intensywnie jak Ziya i Janek, ale w jego oczach nie było tej samej determinacji. Strach miał na nim większy wpływ.

„Nie możemy tu zostać. Musimy uciekać, póki jeszcze możemy…” — powiedział Kuba, jego głos był drżący. „Nie wierzę, że udało się nam wyjść z tego żywi. To wszystko… To nie jest normalne. Żadne z tego nie jest normalne.”

Ziya nie odpowiedziała od razu. W głowie wciąż mieli echo warczenia cieni, tych postaci, które zdawały się żyć w cieniu tej przeklętej bramy. Ale coś w tym wszystkim wciąż ją niepokoiło. Medalion, który trzymała w ręce, nie wydawał się tylko źródłem energii, mocy i światła. Czuła, że coś w nim jest, coś, co nie było z tego świata. Jakby sam przedmiot miał własną wolę. Jakby był czymś o wiele starszym niż cokolwiek, co mogła sobie wyobrazić.

„Będziemy musieli stawić czoła temu, co czeka na nas w przyszłości.” — powiedziała w końcu, wbijając wzrok w medalion. „To nie jest zwykły artefakt. To coś, co ma więcej mocy, niż kiedykolwiek mogliśmy przypuszczać. A to, czego doświadczyliśmy, to tylko przedsmak tego, co się wydarzy.”

Janek spojrzał na nią z konsternacją, ale nie zaprzeczył. Czuł to samo. W głębi serca wiedział, że nic, co zdarzyło się tej nocy, nie było przypadkiem. Cienie, które ich ścigały, nie były zwykłymi duchami czy potworami. One były czymś znacznie bardziej przerażającym — były czymś, co żyło w mrocznych zakamarkach przestrzeni, poza wymiarami, które znał ludzki umysł. I wiedział, że medalion był kluczem — może nie tylko do ich przetrwania, ale do odkrycia, czym naprawdę jest to, z czym mają do czynienia.

„Musimy dowiedzieć się, kim naprawdę byli ci ludzie, których wybudziliśmy,” — dodał Janek, patrząc na Ziyę. „Musimy wiedzieć, co to za przedmioty i dlaczego są tu, w tym świecie, z nami.”

„Ale to nie będzie łatwe,” — odpowiedziała Ziya, jej głos był pełen niepokoju. „Chociaż przetrwaliśmy, to wcale nie oznacza, że mamy czas. W rzeczywistości, im dłużej tu jesteśmy, tym bardziej zaczynają się budzić… ci, którzy są jeszcze silniejsi.”

Kuba zadrżał. „I co, zamierzamy stawić im czoła? Z tym czymś w ręce? To nie tak, że mamy jakąś broń czy cokolwiek, co pozwoli nam przetrwać więcej niż chwilę.”

„To nie broń, Kuba,” — odpowiedziała Ziya. „To nie jest coś, co możemy kontrolować jak zwykły przedmiot. To coś znacznie potężniejszego, ale może to być nasza jedyna szansa.”

Ziemia pod ich stopami znów drżała, jakby odpowiedź na to, co powiedzieli, nadchodziła z samego centrum tej mrocznej krainy. W ciemnościach, które otaczały tunel, pojawił się nowy dźwięk — niski, ciągnący się odgłos, który nie był odgłosem kroków, lecz czymś, co zdawało się dźwiękować jak zbliżający się czas. I wtedy w powietrzu znowu poczuli to przerażenie, coś, co nie dało się zignorować. Ciemność była ich wrogiem, ale też wyzwaniem, którego nie mogli zignorować.

„Uważajcie…” — szepnął Kuba, wpatrując się w ciemność, która zdawała się zbliżać. „Oni nie odpuszczą. To dopiero początek.”

Ziya i Janek spojrzeli na siebie. Wiedzieli, że nie mieli wyboru. Czas na ucieczkę minął. Teraz musieli stanąć do walki.

Ziya przygryzła wargę, próbując zebrać myśli. W jej umyśle krążyły sprzeczne emocje — strach, determinacja, ale także nadzieja, że mimo wszystko będą w stanie przeżyć. Wszystko zależało od ich decyzji, teraz, w tym mrocznym tunelu pełnym nieznanych niebezpieczeństw. Ciemność zdawała się gęstnieć, jakby sama wchłaniała światło, które emanowało z medalionu.

„Musimy się stąd wydostać, zanim to, co czai się w tej ciemności, znajdzie nas” — powiedziała Ziya, jej głos był twardy, mimo narastającego niepokoju. „Ale musimy też dowiedzieć się, czym jest ten medalion. On nie jest przypadkowy. To część czegoś większego, nie z tego świata.”

Janek skinął głową, choć wciąż czuł w sobie tę dziwną siłę, która jakby wchodziła w jego ciało, kiedy dotykał medalionu. Nie wiedział, czy to on kontroluje medalion, czy może to medalion kontroluje jego. Wiedział jedno — to nie było normalne. To, co trzymali w ręku, było czymś, co nie miało miejsca w zwykłym świecie. W tym momencie przypomniał sobie głos, który przemówił w jego głowie, kiedy dotknął posągu: „Przebudzony…”

„To coś, co wykracza poza naszą wyobraźnię,” — dodał Janek, jego głos nieco słabszy niż wcześniej. „I musimy się dowiedzieć, co się dzieje, zanim będzie za późno. Jeśli nie, to… nie wiem, co się z nami stanie.”

Ciemność w korytarzu zaczynała pulsować, jak żywy organizm, który oddychał w równym rytmie z ich sercami. W powietrzu czuło się chłód, który z każdym oddechem stawał się coraz bardziej przenikliwy. Nie było widać niczego poza tymi migotliwymi światłami medalionu, które zdawały się ledwie walczyć z nadciągającą ciemnością.

„Musimy iść dalej,” — powiedział Kuba, chociaż jego głos brzmiał zmęczenie i lękiem. „Jestem przerażony, ale jeśli to wszystko ma nas zniszczyć, nie możemy stać w miejscu. Musimy znaleźć odpowiedzi.”

Ziya kiwnęła głową, gotowa na to, co miało nadejść. Spojrzała na medalion, który wciąż emanował bladem, ale równocześnie intensywnym światłem. Nagle poczuła, jakby coś się zmieniało, jakby zbliżał się moment, w którym dowiedzą się prawdy. Jakby byli coraz bliżej odkrycia, które wyjaśni, co naprawdę kryje się za tymi wydarzeniami.

„Gdzieś tu musi być wyjście. Musimy znaleźć sposób, by się stąd wydostać,” — powiedziała Ziya, podchodząc do wąskiego korytarza, który odgałęział się w stronę, której wcześniej nie zauważyli. „Ale musimy być ostrożni. Ciemność nie jest naszym jedynym wrogiem.”

Chłopaków ogarnęło dziwne uczucie. Wszystko, co znali, zaczynało się rozmywać, a świat wokół nich stawał się coraz mniej realny. Tak, jakby zaczynali się zanurzać w czymś, co nie miało nic wspólnego z ich życiem przed tą nocą. W powietrzu czuć było, jakby sama rzeczywistość była na granicy rozpadu.

„To nie jest świat, w którym żyliśmy,” — dodał Kuba, biorąc głęboki oddech. „Myślę, że dopiero teraz zaczynamy rozumieć, czym naprawdę jest ta brama.”

Ziya spojrzała na niego, a jej wzrok stał się twardszy. „I musimy odkryć, co nas tu przyciągnęło. Nie możemy uciekać w nieskończoność.”

Zaczęli iść w stronę ciemnego korytarza, pełni niepokoju, ale również z rosnącą determinacją. Kroki, które echo niosło w mrocznym tunelu, brzmiały jak powolne uderzenia w ich serca. Z każdą chwilą mrok wciągał ich coraz głębiej.

Nagle, w ciemności, gdzieś w oddali, pojawił się kolejny dźwięk. Tym razem był to głośny trzask, jakby coś wielkiego rozpadło się na kawałki. Cień przesunął się, a powietrze stało się jeszcze bardziej stłumione, jakby zasysało ich dusze. Na chwilę cała przestrzeń wokół nich wydała się żywa.

Ziya zamarła. „Słyszeliście to?”

Janek i Kuba spojrzeli na siebie, w ich oczach odbijał się ten sam lęk. To nie było zwykłe zjawisko. To było coś, co wykraczało poza jakiekolwiek wyjaśnienia.

Zza najbliższego rogu zaczęły się wyłaniać postacie, które nie wyglądały jak żywe istoty. Były cieniste, niemal przezroczyste, ich ciała zmieniały się w nieprawdziwy sposób. Twarze, które pojawiały się w ich wnętrzu, miały wykrzywione wyrazy bólu i cierpienia. Były tu, w ich przestrzeni, a jednak jakby nie miały z nią nic wspólnego. Wszystko było niejasne, zniekształcone i przerażające.

„To oni…” — wyszeptał Kuba, cofając się o krok, jakby już nie miał odwagi patrzeć na te twory.

Ale Ziya nie mogła się cofnąć. Była jak zahipnotyzowana, patrząc na te postacie, które zbliżały się do nich, a z ich ciał wysuwały się cienie — gęste, wibrujące, pełne wściekłości i niepokoju.

„To dopiero początek,” — dodała Ziya, wyciągając rękę w stronę medalionu. „Musimy stawić im czoła. Nie mamy wyboru.”

Ziya mocniej ścisnęła medalion, czując, jak w jego wnętrzu zaczyna budzić się ta sama dziwna energia, która wcześniej ich ratowała. Światło z jego wnętrza zaczęło pulsować, ale tym razem nie wydawało się już tak łagodne. Czuła, jak prąd energii przechodzi przez jej ciało, wzbierając w niej jak fala tsunami, gotowa do wybuchu. Na jej twarzy pojawił się niepokój, ale też niechęć do poddania się. To nie mogło tak skończyć się.

„Nie możemy pozwolić, żeby nas przejęły,” — powiedziała Ziya, odwracając się w stronę Janka i Kuby. Jej głos brzmiał twardo, ale serce waliło jej w piersi, jakby samo wyjście z tego tunelu miało zadecydować o ich losie. „Zróbmy to, zanim będzie za późno.”

Kuba spojrzał na nią, a w jego oczach wciąż malował się strach, ale nie był już w stanie cofnąć się. Wszystko, co działo się od ich wejścia do tej mrocznej przestrzeni, było jednym wielkim koszmarem, ale mieli już tylko siebie. Musieli walczyć, inaczej zostaliby wchłonięci przez to, co zbliżało się do nich.

„Zróbmy to,” — powiedział Kuba, jego głos był szorstki. Ale nie było już odwrotu.

Janek podniósł rękę, trzymając medalion w jej wnętrzu, czując jak chłód jego krawędzi wdziera się w skórę. Tak jak wtedy w komnacie z ołtarzem, medalion zaczynał rezonować. To światło, które emanowało z jego wnętrza, było inne niż przedtem. Czuł, jak przemyka przez niego coś o wiele silniejszego niż sama energia, jakby to, co trzymali w ręku, miało swoją własną wolę.

„DALKI, OR!” — wykrzyczał, nie rozumiejąc słów, które wydobywały się z jego ust.

Poczuł, jak jego ciało zostaje przepełnione dziwną, silną energią, jakby sam medalion oddychał razem z nim. Światło z jego wnętrza wybuchło w jasnym, oślepiającym blasku, a przestrzeń wokół nich zaczęła drgać. Mrok cofnął się na moment, jakby w obawie przed tą siłą. W oddali echo ciemnych postaci zaczęło milknąć, a znikome cienie zatrzymały się, zawieszone w przestrzeni.

„Nie poddawajcie się!” — krzyknęła Ziya, widząc, że energia medalionu zyskuje na sile. Jej słowa były jak iskrzący się ogień, który podsycał wiarę w ich sukces.

Nagle mrok przed nimi zaczął się zniekształcać. Postacie, które jeszcze chwilę temu wyglądały jak cienie pełne gniewu, zaczęły tracić swoje formy. Ich sylwetki wykrzywiały się, rozpływały, jakby coś nieoczywistego próbowało je rozedrzeć na kawałki. Wszystko stało się chaotycznym tańcem przerażających obrazów, jakby sama przestrzeń poddawała się woli medalionu. Jednak to, co się działo wokół nich, nie było już tylko fizycznym zagrożeniem. Czuć było, jak powietrze staje się gęste, jakby coś z nadprzyrodzonego miało przejąć nad nimi kontrolę.

Janek poczuł w sobie niepokój, ale nie odwrócił wzroku. Musiał to zakończyć. Medalion, który trzymał w ręku, nie był jedynie artefaktem mocy — to było coś znacznie starszego. Był kluczem, bramą, a może nawet więzieniem.

„To nie koniec,” — szepnął Janek, czując, jak dziwna siła zaczyna wchodzić w jego umysł. W jego głowie pojawiły się obrazy — zamki wznoszące się na mglistej powierzchni, tajemnicze symbole, ogromne, przerażające twarze, które już kiedyś widział. To były obrazy przeszłości, ale równie dobrze mogłyby być przyszłością.

Ziya, widząc, że ich czas w tym miejscu się kończy, chwyciła Janka za ramię. „Musimy stąd wyjść, zanim to wszystko nas pochłonie!” — powiedziała, jej ton był pilny.

Kuba ruszył do przodu, wyciągając rękę w stronę najbliższego wylotu z tunelu, jakby wyczuwając, że ten moment miał znaczenie większe niż jakikolwiek inny. Słowa zniknęły, ale wszyscy wiedzieli, że nie chodzi już o zwykłą ucieczkę. Musieli znaleźć sposób, by zniszczyć tę całą siłę, której zostali częścią.

Nagle ściany zaczęły drżeć, a odgłos wielkiego, potężnego stukotu ogarnął ich z każdej strony. Z hukiem rozwarły się wrota, a zza nich pojawiła się czarna postać o nienaturalnym, obciążonym wyglądzie. Długie ramiona zwisały z niej jak liny, a jej oczy świeciły intensywnym, czerwonym światłem. Postać nie była z tego świata — była czymś znacznie starszym, czymś, co czekało na ich przybycie.

„To on…” — wyszeptał Kuba, łamiącym się głosem.

„Musimy go powstrzymać!” — krzyknęła Ziya.

Z dala widać było, jak postać zaczyna zbliżać się do nich z niebywałą szybkością. Ziya i Kuba wstrzymali oddech, a Janek poczuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna szaleńczo wibrować. Ostatni raz spojrzał na przyjaciół, wiedząc, że to, co teraz zrobią, zadecyduje o wszystkim.

Z wyciągniętą ręką, Janek wykrzyczał ostatnie zaklęcie, które rozbrzmiało echem w tym przeklętym miejscu.

Ziya przygryzła wargę, próbując zebrać myśli. W jej umyśle krążyły sprzeczne emocje — strach, determinacja, ale także nadzieja, że mimo wszystko będą w stanie przeżyć. Wszystko zależało od ich decyzji, teraz, w tym mrocznym tunelu pełnym nieznanych niebezpieczeństw. Ciemność zdawała się gęstnieć, jakby sama wchłaniała światło, które emanowało z medalionu.

„Musimy się stąd wydostać, zanim to, co czai się w tej ciemności, znajdzie nas” — powiedziała Ziya, jej głos był twardy, mimo narastającego niepokoju. „Ale musimy też dowiedzieć się, czym jest ten medalion. On nie jest przypadkowy. To część czegoś większego, nie z tego świata.”

Janek skinął głową, choć wciąż czuł w sobie tę dziwną siłę, która jakby wchodziła w jego ciało, kiedy dotykał medalionu. Nie wiedział, czy to on kontroluje medalion, czy może to medalion kontroluje jego. Wiedział jedno — to nie było normalne. To, co trzymali w ręku, było czymś, co nie miało miejsca w zwykłym świecie. W tym momencie przypomniał sobie głos, który przemówił w jego głowie, kiedy dotknął posągu: „Przebudzony…”

„To coś, co wykracza poza naszą wyobraźnię,” — dodał Janek, jego głos nieco słabszy niż wcześniej. „I musimy się dowiedzieć, co się dzieje, zanim będzie za późno. Jeśli nie, to… nie wiem, co się z nami stanie.”

Ciemność w korytarzu zaczynała pulsować, jak żywy organizm, który oddychał w równym rytmie z ich sercami. W powietrzu czuło się chłód, który z każdym oddechem stawał się coraz bardziej przenikliwy. Nie było widać niczego poza tymi migotliwymi światłami medalionu, które zdawały się ledwie walczyć z nadciągającą ciemnością.

„Musimy iść dalej,” — powiedział Kuba, chociaż jego głos brzmiał zmęczenie i lękiem. „Jestem przerażony, ale jeśli to wszystko ma nas zniszczyć, nie możemy stać w miejscu. Musimy znaleźć odpowiedzi.”

Ziya kiwnęła głową, gotowa na to, co miało nadejść. Spojrzała na medalion, który wciąż emanował bladem, ale równocześnie intensywnym światłem. Nagle poczuła, jakby coś się zmieniało, jakby zbliżał się moment, w którym dowiedzą się prawdy. Jakby byli coraz bliżej odkrycia, które wyjaśni, co naprawdę kryje się za tymi wydarzeniami.

„Gdzieś tu musi być wyjście. Musimy znaleźć sposób, by się stąd wydostać,” — powiedziała Ziya, podchodząc do wąskiego korytarza, który odgałęział się w stronę, której wcześniej nie zauważyli. „Ale musimy być ostrożni. Ciemność nie jest naszym jedynym wrogiem.”

Chłopaków ogarnęło dziwne uczucie. Wszystko, co znali, zaczynało się rozmywać, a świat wokół nich stawał się coraz mniej realny. Tak, jakby zaczynali się zanurzać w czymś, co nie miało nic wspólnego z ich życiem przed tą nocą. W powietrzu czuć było, jakby sama rzeczywistość była na granicy rozpadu.

„To nie jest świat, w którym żyliśmy,” — dodał Kuba, biorąc głęboki oddech. „Myślę, że dopiero teraz zaczynamy rozumieć, czym naprawdę jest ta brama.”

Ziya spojrzała na niego, a jej wzrok stał się twardszy. „I musimy odkryć, co nas tu przyciągnęło. Nie możemy uciekać w nieskończoność.”

Zaczęli iść w stronę ciemnego korytarza, pełni niepokoju, ale również z rosnącą determinacją. Kroki, które echo niosło w mrocznym tunelu, brzmiały jak powolne uderzenia w ich serca. Z każdą chwilą mrok wciągał ich coraz głębiej.

Nagle, w ciemności, gdzieś w oddali, pojawił się kolejny dźwięk. Tym razem był to głośny trzask, jakby coś wielkiego rozpadło się na kawałki. Cień przesunął się, a powietrze stało się jeszcze bardziej stłumione, jakby zasysało ich dusze. Na chwilę cała przestrzeń wokół nich wydała się żywa.

Ziya zamarła. „Słyszeliście to?”

Janek i Kuba spojrzeli na siebie, w ich oczach odbijał się ten sam lęk. To nie było zwykłe zjawisko. To było coś, co wykraczało poza jakiekolwiek wyjaśnienia.

Zza najbliższego rogu zaczęły się wyłaniać postacie, które nie wyglądały jak żywe istoty. Były cieniste, niemal przezroczyste, ich ciała zmieniały się w nieprawdziwy sposób. Twarze, które pojawiały się w ich wnętrzu, miały wykrzywione wyrazy bólu i cierpienia. Były tu, w ich przestrzeni, a jednak jakby nie miały z nią nic wspólnego. Wszystko było niejasne, zniekształcone i przerażające.

„To oni…” — wyszeptał Kuba, cofając się o krok, jakby już nie miał odwagi patrzeć na te twory.

Ale Ziya nie mogła się cofnąć. Była jak zahipnotyzowana, patrząc na te postacie, które zbliżały się do nich, a z ich ciał wysuwały się cienie — gęste, wibrujące, pełne wściekłości i niepokoju.

„To dopiero początek,” — dodała Ziya, wyciągając rękę w stronę medalionu. „Musimy stawić im czoła. Nie mamy wyboru.”

Ziya mocniej ścisnęła medalion, czując, jak w jego wnętrzu zaczyna budzić się ta sama dziwna energia, która wcześniej ich ratowała. Światło z jego wnętrza zaczęło pulsować, ale tym razem nie wydawało się już tak łagodne. Czuła, jak prąd energii przechodzi przez jej ciało, wzbierając w niej jak fala tsunami, gotowa do wybuchu. Na jej twarzy pojawił się niepokój, ale też niechęć do poddania się. To nie mogło tak skończyć się.

„Nie możemy pozwolić, żeby nas przejęły,” — powiedziała Ziya, odwracając się w stronę Janka i Kuby. Jej głos brzmiał twardo, ale serce waliło jej w piersi, jakby samo wyjście z tego tunelu miało zadecydować o ich losie. „Zróbmy to, zanim będzie za późno.”

Kuba spojrzał na nią, a w jego oczach wciąż malował się strach, ale nie był już w stanie cofnąć się. Wszystko, co działo się od ich wejścia do tej mrocznej przestrzeni, było jednym wielkim koszmarem, ale mieli już tylko siebie. Musieli walczyć, inaczej zostaliby wchłonięci przez to, co zbliżało się do nich.

„Zróbmy to,” — powiedział Kuba, jego głos był szorstki. Ale nie było już odwrotu.

Janek podniósł rękę, trzymając medalion w jej wnętrzu, czując jak chłód jego krawędzi wdziera się w skórę. Tak jak wtedy w komnacie z ołtarzem, medalion zaczynał rezonować. To światło, które emanowało z jego wnętrza, było inne niż przedtem. Czuł, jak przemyka przez niego coś o wiele silniejszego niż sama energia, jakby to, co trzymali w ręku, miało swoją własną wolę.

„DALKI, OR!” — wykrzyczał, nie rozumiejąc słów, które wydobywały się z jego ust.

Poczuł, jak jego ciało zostaje przepełnione dziwną, silną energią, jakby sam medalion oddychał razem z nim. Światło z jego wnętrza wybuchło w jasnym, oślepiającym blasku, a przestrzeń wokół nich zaczęła drgać. Mrok cofnął się na moment, jakby w obawie przed tą siłą. W oddali echo ciemnych postaci zaczęło milknąć, a znikome cienie zatrzymały się, zawieszone w przestrzeni.

„Nie poddawajcie się!” — krzyknęła Ziya, widząc, że energia medalionu zyskuje na sile. Jej słowa były jak iskrzący się ogień, który podsycał wiarę w ich sukces.

Nagle mrok przed nimi zaczął się zniekształcać. Postacie, które jeszcze chwilę temu wyglądały jak cienie pełne gniewu, zaczęły tracić swoje formy. Ich sylwetki wykrzywiały się, rozpływały, jakby coś nieoczywistego próbowało je rozedrzeć na kawałki. Wszystko stało się chaotycznym tańcem przerażających obrazów, jakby sama przestrzeń poddawała się woli medalionu. Jednak to, co się działo wokół nich, nie było już tylko fizycznym zagrożeniem. Czuć było, jak powietrze staje się gęste, jakby coś z nadprzyrodzonego miało przejąć nad nimi kontrolę.

Janek poczuł w sobie niepokój, ale nie odwrócił wzroku. Musiał to zakończyć. Medalion, który trzymał w ręku, nie był jedynie artefaktem mocy — to było coś znacznie starszego. Był kluczem, bramą, a może nawet więzieniem.

„To nie koniec,” — szepnął Janek, czując, jak dziwna siła zaczyna wchodzić w jego umysł. W jego głowie pojawiły się obrazy — zamki wznoszące się na mglistej powierzchni, tajemnicze symbole, ogromne, przerażające twarze, które już kiedyś widział. To były obrazy przeszłości, ale równie dobrze mogłyby być przyszłością.

Ziya, widząc, że ich czas w tym miejscu się kończy, chwyciła Janka za ramię. „Musimy stąd wyjść, zanim to wszystko nas pochłonie!” — powiedziała, jej ton był pilny.

Kuba ruszył do przodu, wyciągając rękę w stronę najbliższego wylotu z tunelu, jakby wyczuwając, że ten moment miał znaczenie większe niż jakikolwiek inny. Słowa zniknęły, ale wszyscy wiedzieli, że nie chodzi już o zwykłą ucieczkę. Musieli znaleźć sposób, by zniszczyć tę całą siłę, której zostali częścią.

Nagle ściany zaczęły drżeć, a odgłos wielkiego, potężnego stukotu ogarnął ich z każdej strony. Z hukiem rozwarły się wrota, a zza nich pojawiła się czarna postać o nienaturalnym, obciążonym wyglądzie. Długie ramiona zwisały z niej jak liny, a jej oczy świeciły intensywnym, czerwonym światłem. Postać nie była z tego świata — była czymś znacznie starszym, czymś, co czekało na ich przybycie.

„To on…” — wyszeptał Kuba, łamiącym się głosem.

„Musimy go powstrzymać!” — krzyknęła Ziya.

Z dala widać było, jak postać zaczyna zbliżać się do nich z niebywałą szybkością. Ziya i Kuba wstrzymali oddech, a Janek poczuł, jak medalion w jego dłoni zaczyna szaleńczo wibrować. Ostatni raz spojrzał na przyjaciół, wiedząc, że to, co teraz zrobią, zadecyduje o wszystkim.

Z wyciągniętą ręką, Janek wykrzyczał ostatnie zaklęcie, które rozbrzmiało echem w tym przeklętym miejscu.

Janek zamknął oczy, czując jak potężna fala energii przepływa przez jego ciało. Z jego dłoni wydobywało się nie tylko światło, ale coś znacznie silniejszego — coś, co nie pochodziło z tego świata. Medalion w jego ręku zaczął pulsować w równym rytmie, jakby miał swoją własną wolę, własną misję. Czuł, jak jego serce bije szybciej, a powietrze wokół niego gęstnieje, aż staje się niemal niemożliwe do oddychania.

Ziya i Kuba cofnęli się nieco, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. Cień, który wyłonił się zza wrot, przesuwał się z niesamowitą prędkością, jakby czuł, że ta chwila jest decydująca. Jego czerwone oczy świeciły jak ogień, a długie ramiona zdawały się zbliżać do ziemi, zmieniając kształt na bardziej demoniczny. Jego obecność była przytłaczająca, niczym ciemność, która nie zna granic.

„Janek, musisz to zrobić! Wykorzystaj medalion!” — krzyknęła Ziya, czując jak jej serce zaczyna bić w szybszym tempie. Wiedziała, że ich przeżycie zależy tylko od niego. Tylko Janek mógł w tej chwili wyzwolić moc, której nikt inny nie mógłby kontrolować.

Janek zaciągnął głęboki oddech. W tej chwili poczuł, jak cała przestrzeń wokół niego zniknęła. Światło z medalionu oślepiło go, ale nie czuł bólu — tylko spokój. W tym momencie coś niezwykłego zaczęło się dziać. Obrazy przeszłości, krainy, w których nigdy nie był, twarze, których nigdy nie widział, przeplatały się w jego umyśle. To były obrazy, które stanowiły nie tylko jego przeszłość, ale także przyszłość. I te obrazy mówiły jedno — ten medalion to klucz, nie tylko do wyjścia, ale także do pokonania tego, co ich ścigało.

Postać zbliżyła się na wyciągnięcie ręki. Janek poczuł jej chłód wbijający się w jego ciało, jakby zbliżający się cień mógł pożreć wszystko, co było żywe. Czuł strach, ale to uczucie zniknęło w momencie, gdy wzrok postaci spotkał się z jego.

„Nie uciekniemy” — powiedział z uśmiechem na ustach cień, jego głos był jak echo w opuszczonej przestrzeni. „Wasze lęki już nigdy się nie skończą…”

Ale Janek nie zamierzał się poddawać. Z każdym oddechem czuł, jak moc medalionu rośnie. Jego palce, mocno zaciskające się na zimnej powierzchni artefaktu, zaczęły się trząść. Z jego ust wydobyły się słowa, których nie rozumiał, ale które zdawały się mieć ogromną moc.

„הַפְּרוֹץ הַגָּדוֹל” — wypowiedział, a jego głos był jak grzmot w samym sercu tej ciemności.

Światło wybuchło z medalionu, rozbłyskując z taką siłą, że ziemia zaczęła drżeć. Cień zbliżający się do nich zawył, jego postać zaczęła pękać, jakby nie mogła utrzymać się w tym wymiarze. Janek poczuł, jak jego ciało zostaje otoczone przez gorącą, niemal palącą falę energii. Wokół nich, z każdej strony, zaczęły pojawiać się jasne refleksy, jakby światło samego medalu ożywało. Ziya i Kuba musieli odwrócić wzrok, by nie oślepiło ich całkowicie.

Nagle, tak jakby cała przestrzeń zatrzymała się na chwilę, cień wykrzyknął coś w niezrozumiałym języku, jakby jego istnienie miało zostać zniszczone przez to, co właśnie się wydarzyło.

„To… to nie może się skończyć!” — wołał, ale jego słowa zaczęły zamieniać się w szum, w coś, co przypominało rozpadający się dźwięk.

Medalion w rękach Janka zaczynał świecić jeszcze mocniej, a sama przestrzeń wokół nich zaczęła się zaciskać. Z każdą chwilą cień topniał, rozpływał się w powietrzu, jakby nie mógł wytrzymać intensywności światła, które go otaczało.

I w końcu, w jednej chwili, postać zniknęła. Cała przestrzeń wypełniła się ciszą. Tylko echo pulsujących drgań z medalionu pozostawało w powietrzu.

Janek klęczał, ledwie trzymając się na nogach. Ziya i Kuba podeszli do niego, czując ulgę, że udało im się przetrwać. Jednak wiedzieli, że to, co się wydarzyło, to tylko początek. Nie potrafili jeszcze pojąć w pełni siły, którą obudzili. Zaledwie zaczynali rozumieć, czym naprawdę jest ten medalion, ale jedno było pewne — czekały ich kolejne wyzwania.

„Musimy dowiedzieć się, co to wszystko znaczy” — powiedział Kuba, jego głos pełen determinacji. „Nie możemy pozwolić, by to się powtórzyło.”

Janek spojrzał na niego, czując, że ich podróż dopiero się zaczyna.

Janek powoli podniósł się na nogi, czując jak nogi drżą pod jego ciężarem. Jego oddech był szybki i nierówny, jakby wciąż czuł ciężar tego, co się wydarzyło. Jednak w jego oczach pojawiła się nowa determinacja, której nie dało się ukryć. Wciąż trzymał medalion, a jego chłodna powierzchnia wywoływała delikatne drżenie w jego palcach. Czuł, jak energia z tego artefaktu nadal pulsuje, jakby chciała go poprowadzić dalej.

Ziya podeszła do niego ostrożnie, spoglądając na medalion. Widziała, jak światło powoli zanika, ale nie zniknęło całkowicie. Nadal było tam, jakby coś czekało na ich kolejne ruchy. W jej oczach był strach, ale również coś, czego nie potrafiła nazwać. Wiedziała, że przed nimi coś o wiele gorszego.

„Co to było? Co się stało?” — zapytała, jej głos pełen niepewności. „To nie koniec, prawda?”

Janek nie odpowiedział od razu. Jego umysł wciąż przetwarzał wszystko, co się wydarzyło. To, co widział, te nieznane symbole, obrazy, które przemknęły przez jego umysł, nie były przypadkowe. Te rzeczy musiały mieć jakiś sens. A te cienie, które za nimi podążały… nie mogły zostać zniszczone tak łatwo. Czuł to w swoim sercu.

„Musimy znaleźć odpowiedzi” — powiedział w końcu, w jego głosie brzmiała pewność, ale i troska. „To, co tu robimy, to nie tylko przypadek. To coś więcej. Musimy dowiedzieć się, co ten medalion naprawdę oznacza.”

„Ale jak?” — zapytał Kuba, spoglądając na niego z niepokojem. „Gdzie szukać? Co mamy teraz zrobić?”

Janek spojrzał na niego i po chwili milczenia powiedział: „Znam miejsce. Miejsce, które może nam pomóc. Musimy udać się tam teraz.”

Ziya spojrzała na niego, w jej oczach pojawiła się wątpliwość. „Co to za miejsce?” — zapytała.

„To stare ruiny, które odwiedziłem dawno temu” — odpowiedział. „Mówiło się o nich, że skrywają odpowiedzi na pytania, które są dla nas teraz najważniejsze. To może być nasza jedyna szansa.”

Kuba wstrzymał oddech. „Ruiny? To brzmi… niepokojąco.”

„Nie mamy wyboru” — odpowiedział Janek, patrząc na niego poważnym wzrokiem. „Jeśli nie ruszymy, to nic się nie rozwiąże. Musimy dowiedzieć się, co się stało z tym wszystkim.”

I tak, mimo obaw, wyruszyli w stronę starożytnych ruin. Były oddalone o kilka dni marszu, więc mieli czas, by zastanowić się nad tym, co działo się wokół nich, choć ich głowy wciąż były pełne pytań.

W ciągu następnych dni podróży Janek czuł, że coś w powietrzu zaczyna się zmieniać. Nocami śnił o tym miejscu, o tych symbolach, które widział w swojej głowie. Z cienia wydobywały się postacie, których twarze były zniekształcone, a ich oczy pozbawione wszelkich emocji. Czuł się, jakby były obserwowane przez coś o wiele starszego niż cokolwiek, co znał. A medalion wciąż pulsował, choć teraz coraz bardziej nieregularnie.

Pewnej nocy, gdy dotarli w pobliże ruin, atmosfera stawała się coraz gęstsza. Powietrze wydawało się ciężkie, a wiatr przynosił z sobą dziwne szepty. Kuba, który szedł za Jankiem, zatrzymał się nagle. „Czujecie to?” — zapytał, patrząc na swoich towarzyszy.

Janek również stanął w miejscu, czując jak w jego klatce piersiowej narasta dziwne napięcie. „Tak. To coś… coś nas obserwuje.”

Ziya zbliżyła się do niego, a jej wzrok stał się czujny. „Powinniśmy się stąd wynieść. To nie jest zwykłe miejsce.”

„Za późno na to” — odpowiedział Janek, spoglądając w stronę ruin, które teraz wydawały się jeszcze bardziej przerażające w ciemności. „Musimy iść dalej. Jeśli nie wejdziemy, nic się nie rozwiąże.”

Po kilku minutach dotarli do głównego wejścia ruin — gigantycznej kamiennej bramy, z której wyrastały dziwaczne rzeźby. Każda postać wydawała się być zniekształcona, ale Janek nie miał czasu na wahanie. Wszedł przez bramę, a Ziya i Kuba poszli za nim.

W środku było zimno, ciemno, a powietrze wypełniał ciężki zapach zgnilizny. Tylko światło medalionu oświetlało drogę przed nimi, rzucając niepokojące cienie na ściany. Po kilku minutach natrafili na główną komnatę. Na jej środku znajdował się ołtarz, a na nim starożytny tekst wyryty w kamieniu.

Janek podszedł do ołtarza, czując, jak medalion zaczyna drgać. Czuł, że to tu znajdą odpowiedzi na swoje pytania.

„To tutaj” — powiedział, przystępując do badania tekstu. „To tutaj musimy znaleźć rozwiązanie.”

Nagle rozległ się głośny huk, jakby coś zaczęło się przesuwać w ciemności. Cienie na ścianach zaczęły tańczyć, a powietrze stało się cięższe niż kiedykolwiek.

„Szybko!” — krzyknął Kuba, czując, jak coś zaczyna się zbliżać.

W tym momencie ołtarz zaświecił intensywnym światłem, a z jego wnętrza wydobył się dźwięk, jakby same kamienie zaczęły przemawiać.

„To nie koniec…”

Janek poczuł, jak serce bije mu w piersi coraz szybciej, a powietrze wokół staje się coraz gęstsze. Próbował sięgnąć po coś w umyśle, jakby szukając wskazówki, która pomoże mu zrozumieć, co dzieje się wokół. Jego ręka powoli zbliżyła się do wyrytego tekstu na ołtarzu, który wydawał się pulsować jak żywy organizm.

Kuba stanął tuż obok niego, wyraźnie przerażony. „Co to za tekst? Co się tu dzieje?”

„Nie wiem…” Janek odpowiedział, czując, jak coś znowu zaczyna go przenikać. „Ale… musimy go odczytać. To może być jedyna szansa.”

Ziya, która stała tuż za nimi, patrzyła na medalion, który wciąż świecił bladym światłem, wydając się reagować na zbliżający się nieznany dźwięk. W tej chwili wszyscy usłyszeli to wyraźnie — z głębi ruin dochodził szum, jakby z każdej strony coś zaczynało się budzić do życia.

„Zatrzymajcie się!” — krzyknęła Ziya, patrząc na sufit, który zaczął pękać. Na ścianach zaczęły pojawiać się niepokojące symbole — przypominały starożytne runy, które zaczęły mienić się w świetle medalionu. W jednym z kątków sali z materializował się mroczny kształt.

Janek zadrżał, ale nie odwrócił wzroku. Przełknął głośno ślinę i zaczął stukać palcami po kamiennej powierzchni ołtarza, próbując odnaleźć jakiekolwiek wskazówki w tym dziwnym, nieczytelnym tekście. Poczuł na sobie narastające ciśnienie. Im bardziej starał się skupić, tym bardziej miał wrażenie, że coś zbliża się do nich, coś, co nie należało do tego świata.

Wtedy usłyszeli to. Niskie, gardłowe mruczenie wypełniło całą komnatę. Wokół nich materializowały się cienie, które zaczęły przesuwać się w ich stronę, zbliżając się z każdym chwilą, jakby poruszały się w rytm tego dźwięku. Janek zamarł. W powietrzu unosił się teraz inny zapach — zimny, zgniły, jakby jakiś pradawny duch budził się z głębin tej ziemi.

„Będą nas ścigać…” — powiedziała Ziya, jej głos drżał. „Musimy stąd wyjść!”

Janek wziął głęboki oddech i szybko wyjął medalion z kieszeni, trzymając go w obu dłoniach. Światło z niego zaczęło pulsować, ale w tym momencie zdawało się inne — bardziej gwałtowne, jakby sam artefakt walczył z czymś, co się zbliżało. Janek spojrzał na Ziyę, a potem na Kubę, który trzymał broń w dłoni.

„Musimy to skończyć teraz!” — powiedział, starając się zapanować nad sobą. „Jeśli nie zrobimy tego teraz, wszystko zostanie pochłonięte!”

W tym momencie, z głębi ruin, wyskoczyły potężne cienie, przypominające postacie w kapturach, ich twarze były wykrzywione w bolesnych grymasach, pozbawione oczu. Janek, wciąż trzymając medalion, zaczął wymawiać słowa, które wyłaniały się z jego ust w języku, którego nie rozumiał. To, co mówił, brzmiało jak pradawna inkantacja, której moc wypełniała każdy centymetr powietrza wokół niego.

„חַשְׁמַל, מַאֲרָךְ!”

Z przestrzeni przed nimi wystrzelił jasny snop światła, który momentalnie rozprzestrzenił się po całej komnacie, oświetlając chmury cieni, które zaczęły się cofać. Ale to, co pojawiło się w odpowiedzi, było gorsze, niż mogli sobie wyobrazić.

Potężna, cienista postać wyłoniła się z mroku, stojąc w samym środku komnaty. Jej figura była niemal niewyobrażalna — zdawała się być zlepkiem cieni, odkształconych ciał, pełna grozy i ciemności. Z jej ust wydobywał się krzyk, a powietrze wypełniał wstrząsający dźwięk.

„To… nie jest… koniec” — wymruczał ten głos, który brzmiał jak tysiące umierających istot w jednym, zlepionym okrzyku.

Janek poczuł, jak jego serce bije szybciej, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Medalion w jego dłoni wciąż świecił, ale teraz jego blask zdawał się słabnąć w starciu z tą przerażającą siłą.

„Musimy stąd uciekać!” — krzyknął Kuba, łapiąc Ziyę za rękę.

Ale Janek nie mógł się ruszyć. Patrzył na postać, która zbliżała się do nich, czując, jak ciemność przenika przez jego ciało. Wtedy zrozumiał — to było coś, co nie miało prawa istnieć w tym świecie, coś, co było zbyt potężne, by dać się pokonać.

Janek zamknął oczy, czując jak potężna fala energii przepływa przez jego ciało. Z jego dłoni wydobywało się nie tylko światło, ale coś znacznie silniejszego — coś, co nie pochodziło z tego świata. Medalion w jego ręku zaczął pulsować w równym rytmie, jakby miał swoją własną wolę, własną misję. Czuł, jak jego serce bije szybciej, a powietrze wokół niego gęstnieje, aż staje się niemal niemożliwe do oddychania.

Ziya i Kuba cofnęli się nieco, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. Cień, który wyłonił się zza wrot, przesuwał się z niesamowitą prędkością, jakby czuł, że ta chwila jest decydująca. Jego czerwone oczy świeciły jak ogień, a długie ramiona zdawały się zbliżać do ziemi, zmieniając kształt na bardziej demoniczny. Jego obecność była przytłaczająca, niczym ciemność, która nie zna granic.

„Janek, musisz to zrobić! Wykorzystaj medalion!” — krzyknęła Ziya, czując jak jej serce zaczyna bić w szybszym tempie. Wiedziała, że ich przeżycie zależy tylko od niego. Tylko Janek mógł w tej chwili wyzwolić moc, której nikt inny nie mógłby kontrolować.

Janek zaciągnął głęboki oddech. W tej chwili poczuł, jak cała przestrzeń wokół niego zniknęła. Światło z medalionu oślepiło go, ale nie czuł bólu — tylko spokój. W tym momencie coś niezwykłego zaczęło się dziać. Obrazy przeszłości, krainy, w których nigdy nie był, twarze, których nigdy nie widział, przeplatały się w jego umyśle. To były obrazy, które stanowiły nie tylko jego przeszłość, ale także przyszłość. I te obrazy mówiły jedno — ten medalion to klucz, nie tylko do wyjścia, ale także do pokonania tego, co ich ścigało.

Postać zbliżyła się na wyciągnięcie ręki. Janek poczuł jej chłód wbijający się w jego ciało, jakby zbliżający się cień mógł pożreć wszystko, co było żywe. Czuł strach, ale to uczucie zniknęło w momencie, gdy wzrok postaci spotkał się z jego.

„Nie uciekniemy” — powiedział z uśmiechem na ustach cień, jego głos był jak echo w opuszczonej przestrzeni. „Wasze lęki już nigdy się nie skończą…”

Ale Janek nie zamierzał się poddawać. Z każdym oddechem czuł, jak moc medalionu rośnie. Jego palce, mocno zaciskające się na zimnej powierzchni artefaktu, zaczęły się trząść. Z jego ust wydobyły się słowa, których nie rozumiał, ale które zdawały się mieć ogromną moc.

„הַפְּרוֹץ הַגָּדוֹל” — wypowiedział, a jego głos był jak grzmot w samym sercu tej ciemności.

Światło wybuchło z medalionu, rozbłyskując z taką siłą, że ziemia zaczęła drżeć. Cień zbliżający się do nich zawył, jego postać zaczęła pękać, jakby nie mogła utrzymać się w tym wymiarze. Janek poczuł, jak jego ciało zostaje otoczone przez gorącą, niemal palącą falę energii. Wokół nich, z każdej strony, zaczęły pojawiać się jasne refleksy, jakby światło samego medalu ożywało. Ziya i Kuba musieli odwrócić wzrok, by nie oślepiło ich całkowicie.

Nagle, tak jakby cała przestrzeń zatrzymała się na chwilę, cień wykrzyknął coś w niezrozumiałym języku, jakby jego istnienie miało zostać zniszczone przez to, co właśnie się wydarzyło.

„To… to nie może się skończyć!” — wołał, ale jego słowa zaczęły zamieniać się w szum, w coś, co przypominało rozpadający się dźwięk.

Medalion w rękach Janka zaczynał świecić jeszcze mocniej, a sama przestrzeń wokół nich zaczęła się zaciskać. Z każdą chwilą cień topniał, rozpływał się w powietrzu, jakby nie mógł wytrzymać intensywności światła, które go otaczało.

I w końcu, w jednej chwili, postać zniknęła. Cała przestrzeń wypełniła się ciszą. Tylko echo pulsujących drgań z medalionu pozostawało w powietrzu.

Janek klęczał, ledwie trzymając się na nogach. Ziya i Kuba podeszli do niego, czując ulgę, że udało im się przetrwać. Jednak wiedzieli, że to, co się wydarzyło, to tylko początek. Nie potrafili jeszcze pojąć w pełni siły, którą obudzili. Zaledwie zaczynali rozumieć, czym naprawdę jest ten medalion, ale jedno było pewne — czekały ich kolejne wyzwania.

„Musimy dowiedzieć się, co to wszystko znaczy” — powiedział Kuba, jego głos pełen determinacji. „Nie możemy pozwolić, by to się powtórzyło.”

Janek spojrzał na niego, czując, że ich podróż dopiero się zaczyna.

Janek powoli podniósł się na nogi, czując jak nogi drżą pod jego ciężarem. Jego oddech był szybki i nierówny, jakby wciąż czuł ciężar tego, co się wydarzyło. Jednak w jego oczach pojawiła się nowa determinacja, której nie dało się ukryć. Wciąż trzymał medalion, a jego chłodna powierzchnia wywoływała delikatne drżenie w jego palcach. Czuł, jak energia z tego artefaktu nadal pulsuje, jakby chciała go poprowadzić dalej.

Ziya podeszła do niego ostrożnie, spoglądając na medalion. Widziała, jak światło powoli zanika, ale nie zniknęło całkowicie. Nadal było tam, jakby coś czekało na ich kolejne ruchy. W jej oczach był strach, ale również coś, czego nie potrafiła nazwać. Wiedziała, że przed nimi coś o wiele gorszego.

„Co to było? Co się stało?” — zapytała, jej głos pełen niepewności. „To nie koniec, prawda?”

Janek nie odpowiedział od razu. Jego umysł wciąż przetwarzał wszystko, co się wydarzyło. To, co widział, te nieznane symbole, obrazy, które przemknęły przez jego umysł, nie były przypadkowe. Te rzeczy musiały mieć jakiś sens. A te cienie, które za nimi podążały… nie mogły zostać zniszczone tak łatwo. Czuł to w swoim sercu.

„Musimy znaleźć odpowiedzi” — powiedział w końcu, w jego głosie brzmiała pewność, ale i troska. „To, co tu robimy, to nie tylko przypadek. To coś więcej. Musimy dowiedzieć się, co ten medalion naprawdę oznacza.”

„Ale jak?” — zapytał Kuba, spoglądając na niego z niepokojem. „Gdzie szukać? Co mamy teraz zrobić?”

Janek spojrzał na niego i po chwili milczenia powiedział: „Znam miejsce. Miejsce, które może nam pomóc. Musimy udać się tam teraz.”

Ziya spojrzała na niego, w jej oczach pojawiła się wątpliwość. „Co to za miejsce?” — zapytała.

„To stare ruiny, które odwiedziłem dawno temu” — odpowiedział. „Mówiło się o nich, że skrywają odpowiedzi na pytania, które są dla nas teraz najważniejsze. To może być nasza jedyna szansa.”

Kuba wstrzymał oddech. „Ruiny? To brzmi… niepokojąco.”

„Nie mamy wyboru” — odpowiedział Janek, patrząc na niego poważnym wzrokiem. „Jeśli nie ruszymy, to nic się nie rozwiąże. Musimy dowiedzieć się, co się stało z tym wszystkim.”

I tak, mimo obaw, wyruszyli w stronę starożytnych ruin. Były oddalone o kilka dni marszu, więc mieli czas, by zastanowić się nad tym, co działo się wokół nich, choć ich głowy wciąż były pełne pytań.

W ciągu następnych dni podróży Janek czuł, że coś w powietrzu zaczyna się zmieniać. Nocami śnił o tym miejscu, o tych symbolach, które widział w swojej głowie. Z cienia wydobywały się postacie, których twarze były zniekształcone, a ich oczy pozbawione wszelkich emocji. Czuł się, jakby były obserwowane przez coś o wiele starszego niż cokolwiek, co znał. A medalion wciąż pulsował, choć teraz coraz bardziej nieregularnie.

Pewnej nocy, gdy dotarli w pobliże ruin, atmosfera stawała się coraz gęstsza. Powietrze wydawało się ciężkie, a wiatr przynosił z sobą dziwne szepty. Kuba, który szedł za Jankiem, zatrzymał się nagle. „Czujecie to?” — zapytał, patrząc na swoich towarzyszy.

Janek również stanął w miejscu, czując jak w jego klatce piersiowej narasta dziwne napięcie. „Tak. To coś… coś nas obserwuje.”

Ziya zbliżyła się do niego, a jej wzrok stał się czujny. „Powinniśmy się stąd wynieść. To nie jest zwykłe miejsce.”

„Za późno na to” — odpowiedział Janek, spoglądając w stronę ruin, które teraz wydawały się jeszcze bardziej przerażające w ciemności. „Musimy iść dalej. Jeśli nie wejdziemy, nic się nie rozwiąże.”

Po kilku minutach dotarli do głównego wejścia ruin — gigantycznej kamiennej bramy, z której wyrastały dziwaczne rzeźby. Każda postać wydawała się być zniekształcona, ale Janek nie miał czasu na wahanie. Wszedł przez bramę, a Ziya i Kuba poszli za nim.

W środku było zimno, ciemno, a powietrze wypełniał ciężki zapach zgnilizny. Tylko światło medalionu oświetlało drogę przed nimi, rzucając niepokojące cienie na ściany. Po kilku minutach natrafili na główną komnatę. Na jej środku znajdował się ołtarz, a na nim starożytny tekst wyryty w kamieniu.

Janek podszedł do ołtarza, czując, jak medalion zaczyna drgać. Czuł, że to tu znajdą odpowiedzi na swoje pytania.

„To tutaj” — powiedział, przystępując do badania tekstu. „To tutaj musimy znaleźć rozwiązanie.”

Nagle rozległ się głośny huk, jakby coś zaczęło się przesuwać w ciemności. Cienie na ścianach zaczęły tańczyć, a powietrze stało się cięższe niż kiedykolwiek.

„Szybko!” — krzyknął Kuba, czując, jak coś zaczyna się zbliżać.

W tym momencie ołtarz zaświecił intensywnym światłem, a z jego wnętrza wydobył się dźwięk, jakby same kamienie zaczęły przemawiać.

„Prawdziwy koszmar dopiero się zaczyna…”

Wewnętrzne światło medalionu ożyło na nowo, pulsując jak serce olbrzyma, a kamienie ołtarza zdawały się drżeć w odpowiedzi. Janek wpatrywał się w starożytne runy, które zaczynały jarzyć się bladym blaskiem, jakby chciały coś przekazać. W tle rozlegał się ciężki dźwięk przesuwającego się kamienia, a w cieniach coś zaczęło się materializować.

„To nie jest zwykły tekst… to mapa” — wyszeptał Janek, patrząc na rzeźbienia, które układały się w coś, co przypominało schematyczny plan. „Ale dokąd prowadzi?”

Zanim Ziya i Kuba zdążyli zareagować, z ciemności wyłoniła się zniekształcona postać. Była to plątanina cienia i światła, która wydawała się rozciągać i kurczyć w jednym momencie. Z jej wnętrza dobywały się dziwne, wręcz obłędne szepty, a oczy — jeśli można je tak nazwać — świeciły złowrogim blaskiem.

„Uciekajmy!” — krzyknęła Ziya, ale Janek uniósł rękę, zatrzymując ich. Medalion w jego dłoni pulsował coraz intensywniej, jakby reagował na obecność istoty.

„Nie możemy. To jest to, na co czekała. Musimy dowiedzieć się, co to za miejsce i dlaczego chce nas zatrzymać” — odpowiedział Janek, a w jego głosie wybrzmiała determinacja, choć ręce lekko mu drżały.

Postać wydała z siebie głuchy ryk, który odbił się echem od ścian komnaty, a cienie zaczęły zbierać się w jedno miejsce, tworząc coraz większą i bardziej przerażającą formę. Kuba cofnął się, szukając drogi ucieczki, ale zauważył, że wejście za nimi zaczęło się zamykać, jakby ruiny żyły własnym życiem.

„Jesteśmy w pułapce!” — krzyknął.

Janek skupił się na medalionie, starając się zrozumieć, jak go użyć. Wtedy przypomniał sobie sny — te dziwne symbole, które widział, układały się w sekwencje. Runy na ołtarzu zdawały się odpowiadać tym wizjom. Janek zaczął dotykać kamiennych znaków, odtwarzając układ, który widział w snach.

„Co ty robisz?! Ona zaraz nas zaatakuje!” — krzyczała Ziya, ale Janek nie słuchał.

Gdy nacisnął ostatni symbol, z ołtarza wystrzelił snop światła, który trafił w postać. Istota wydała z siebie przerażający wrzask, cofając się w mrok, ale nie zniknęła. Światło otoczyło medalion, a Janek poczuł, jak jakaś obca siła wnika w jego umysł.

W jego głowie pojawił się głos — niski, głęboki, jakby pochodził z otchłani. „Jesteście na ścieżce, z której nie ma powrotu. Medalion to klucz, ale i więzienie. Będzie was prowadził, ale też niszczył. Jeśli chcecie przeżyć, musicie odnaleźć Ostatnią Pieczęć.”

Janek zachwiał się, próbując utrzymać równowagę. „Co to jest Ostatnia Pieczęć? Gdzie ją znaleźć?!” — krzyknął, ale głos zamilkł.

Cień, choć osłabiony, zaczął znów formować się w kształt. Tym razem jego ruchy były szybsze, bardziej agresywne. „Nie pozwolę wam przejść dalej!” — ryknął, a z jego ciała wystrzeliły macki cienia, które zaczęły oplatać komnatę.

Kuba wyciągnął nóż, który miał przy sobie, ale było jasne, że to nie wystarczy. Ziya, widząc, co się dzieje, zaczęła szukać czegokolwiek, co mogłoby ich ochronić. Jej wzrok zatrzymał się na runach, które Janek wcześniej aktywował. Pomyślała, że może uda się je wykorzystać ponownie.

„Janek, co teraz?! Ta rzecz zaraz nas pochłonie!” — zawołała, gdy cień zbliżał się coraz bardziej.

Janek, wciąż oszołomiony, spojrzał na medalion, który wciąż świecił. „Musimy go użyć… jeszcze raz!” — krzyknął, unosząc artefakt wysoko nad głowę.

Światło medalionu rozbłysło jeszcze mocniej, a w jednej chwili całe ruiny zaczęły drżeć. Runy na ścianach zapaliły się, tworząc coś w rodzaju tarczy ochronnej. Cień wrzasnął, jakby odczuł nieopisany ból, ale nie zniknął. Tym razem jego kształt był mniej wyraźny, bardziej chaotyczny.

„To go tylko powstrzyma na chwilę!” — powiedziała Ziya. „Musimy stąd wyjść!”

„Nie możemy… Nie bez odpowiedzi” — odpowiedział Janek, patrząc na ołtarz. Teraz, w jego świetle, zobaczył coś, czego wcześniej nie zauważył — wyrzeźbioną mapę, która zdawała się wskazywać kolejne miejsce.

„Tam musimy iść” — powiedział, wskazując na miejsce oznaczone symbolem słońca. „To tam znajdziemy Ostatnią Pieczęć.”

„A co z nim?!” — krzyknął Kuba, wskazując na cień, który znów zaczął przybierać formę.

Janek spojrzał na medalion i ołtarz. „Musimy zaryzykować. Jeśli tu zostaniemy, zginiemy. Biegnijmy!”

Nie zastanawiając się dłużej, cała trójka ruszyła biegiem w stronę wyjścia, które zaczęło otwierać się na nowo pod wpływem pulsującego światła medalionu. Cień rzucił się za nimi, wydając przerażający ryk, ale światło zdawało się go powstrzymywać, choć tylko na chwilę.

Kiedy wybiegli na zewnątrz, ruiny zaczęły zapadać się za nimi. Powietrze było gęste od pyłu, a ich serca biły jak szalone. Stanęli na wzgórzu, patrząc na miejsce, które zostawili za sobą.

„To dopiero początek” — powiedział Janek, spoglądając na mapę wyrytą w medalionie. „Musimy znaleźć Ostatnią Pieczęć, zanim ta rzecz nas dopadnie.”

Ziya i Kuba spojrzeli na niego, w ich oczach widać było mieszankę strachu i determinacji. Wiedzieli, że teraz nie ma odwrotu.

Cisza, która zapanowała po ucieczce z ruin, była złowieszcza. Każdy z nich czuł, że coś wciąż na nich spogląda. Powietrze było ciężkie, jakby przytłaczała ich niewidzialna siła, a medalion w rękach Janka pulsował, wysyłając ciepłe, nieregularne impulsy.

„Nie możemy się tu zatrzymać” — powiedział Janek, spoglądając na mapę wyrytą w medalionie. „To miejsce… to tylko jeden z etapów. Następny punkt jest daleko stąd, na południu.”

„A co, jeśli to nas tylko prowadzi w pułapkę?” — zapytała Ziya, spoglądając na Janka z cieniem wątpliwości. „Nie wiemy, czym to jest ani dlaczego nas wybrało.”

„Jeśli nie pójdziemy, nigdy się nie dowiemy” — odpowiedział Janek, jego głos był spokojny, ale zdecydowany. „To coś… ta istota. Nie zniknęła. Będzie nas ścigać, dopóki nie znajdziemy Ostatniej Pieczęci.”

Kuba milczał, spoglądając na zniszczone ruiny za nimi. „Więc co teraz? Marsz w ciemność i nadzieja, że nie zginiecie po drodze?”

„Nie. Marsz po odpowiedzi” — odparł Janek, ruszając w stronę ścieżki prowadzącej w dół wzgórza. „Jeśli chcesz zostać, droga wolna, ale ja idę.”

Ziya spojrzała na Kubę, a ich spojrzenia wymieniły więcej niż słowa. Wiedzieli, że nie mogą go zostawić samego, nie teraz, gdy wszystko stało się tak skomplikowane. Bez słowa ruszyli za nim.

Droga na południe była długa i wyczerpująca. Słońce zdawało się palić mocniej, a noce były chłodne i pełne dziwnych odgłosów. Czasami wydawało się, że z cienia coś ich obserwuje, ale za każdym razem, gdy próbowali znaleźć źródło niepokoju, widzieli tylko pustkę.

Każdej nocy Janek śnił o medalionie. Wizje były coraz bardziej intensywne — symbole, których znaczenia nie rozumiał, migotały w jego umyśle. Postacie bez twarzy mówiły do niego w języku, którego nie znał, a na końcu zawsze widział słońce. Jego światło było zarówno piękne, jak i przerażające, a w tle słychać było szept: „Czas się kończy.”

Pewnej nocy, gdy rozbili obóz na skraju lasu, Ziya zbliżyła się do Janka, który siedział przy ogniu, wpatrując się w medalion.

„Nie śpisz?” — zapytała, siadając obok.

„Nie mogę” — odpowiedział Janek, nie odrywając wzroku od artefaktu. „Czuję, że coś nas śledzi. Medalion… on mnie ostrzega. Ale nie wiem, przed czym.”

„Może to właśnie on jest tym, czego powinniśmy się bać” — powiedziała Ziya, jej głos był cichy, niemal szeptem. „Może to nie nasza droga, tylko jego.”

Janek spojrzał na nią, a w jego oczach pojawił się cień wątpliwości. „Może masz rację. Ale jeśli to prawda, to już jest za późno. Nie możemy go porzucić. To jedyna szansa, żeby zrozumieć, co się dzieje.”

Zanim Ziya zdążyła odpowiedzieć, z lasu dobiegł dziwny, niski dźwięk. Było to coś między wiatrem a rykiem zwierzęcia, ale w tym brzmieniu było coś nieludzkiego, coś, co sprawiło, że krew w ich żyłach zamarła. Janek zerwał się na równe nogi, chwytając medalion.

Kuba, który spał kawałek dalej, obudził się gwałtownie, sięgając po nóż. „Co to było?!”

Dźwięk powtórzył się, tym razem bliżej. Z lasu zaczęły wychodzić dziwne kształty — sylwetki, które wyglądały jak ludzie, ale były zbyt wysokie, zbyt cienkie, ich kończyny były nienaturalnie długie. Ich oczy lśniły w ciemności, a w powietrzu unosił się ciężki zapach gnijącego drewna.

„Nie ruszajcie się” — wyszeptał Janek, ale było już za późno. Jedna z postaci wydała z siebie przeraźliwy dźwięk, a cała grupa ruszyła w ich stronę.

Janek uniósł medalion, który zaczął świecić intensywnym światłem. Postacie zatrzymały się na chwilę, jakby to światło je raniło, ale zaraz potem zaczęły poruszać się szybciej.

„Uciekajmy!” — krzyknęła Ziya, chwytając Kubę za rękę.

Biegli, ile sił w nogach, a las zdawał się nie mieć końca. Światło medalionu pulsowało, oświetlając drogę przed nimi, ale Janek czuł, że traci kontrolę. Pulsowanie stawało się nieregularne, a jego ręka zaczęła drżeć pod wpływem siły, która zdawała się pochodzić z artefaktu.

W końcu wybiegli na polanę, gdzie pośrodku stał dziwny kamienny krąg. Symbol słońca wyryty na jednym z głazów zaświecił w momencie, gdy medalion zbliżył się do niego. Światło otoczyło ich, a postacie zatrzymały się na skraju polany, jakby nie mogły wejść dalej.

Janek spojrzał na krąg i zrozumiał, że to miejsce było jednym z punktów na mapie. Ale dlaczego miało ich chronić?

„To nie koniec” — powiedział, opierając się o jeden z głazów. „To miejsce… ono nas prowadzi, ale pytanie brzmi: dokąd?”

Cisza na polanie była niemal namacalna, a napięcie wisiało w powietrzu. Sylwetki otaczające krąg stały nieruchomo, ich nieludzka obecność wypełniała mrok lasu. Janek spojrzał na medalion, który nadal pulsował światłem, teraz jednak spokojniej, jakby samo miejsce tłumiło jego moc.

„Nie możemy tu zostać na długo” — powiedział Kuba, oddychając ciężko. „One tylko czekają… one się nie poddadzą.”

Ziya podeszła do jednego z głazów, dotykając wyrzeźbionego symbolu słońca. Czuła ciepło bijące z kamienia, jakby kryło się w nim coś więcej niż tylko pradawna magia. „To miejsce… jest inne” — wyszeptała. „Ale nie czuję, że jesteśmy tu bezpieczni.”

Janek przyklęknął na środku kręgu, trzymając medalion nad symbolem wyrytym w ziemi. Światło artefaktu nagle przybrało na sile, a cały krąg zaczął świecić. Kamienie zadrżały, a w ich wnętrzach pojawiły się delikatne, złote linie, jakby przebiegały nimi pradawne ścieżki energii.

„Co ty robisz?” — zapytał Kuba, patrząc na Janka z niepokojem.

„To miejsce jest kluczem” — odparł Janek, jego głos był pełen napięcia. „Ono chce nam coś pokazać.”

Nagle ziemia pod ich stopami zaczęła drżeć, a z kamieni wystrzeliły w niebo smugi światła, tworząc nad nimi świetlistą kopułę. Cienie na skraju polany wydały z siebie przeraźliwy syk i cofnęły się, znikając między drzewami. Powietrze wypełniło się dźwiękiem przypominającym daleki szept, jakby tysiące głosów mówiło naraz.

Janek poczuł, jak medalion rozgrzewa się w jego dłoni. Obrazy zaczęły przemykać przed jego oczami — wizje ruin, pustyń, gór pokrytych śniegiem, a w centrum każdej z nich widniał ten sam symbol słońca. W jednej z wizji zobaczył również siebie i swoich towarzyszy, stojących naprzeciw czegoś, co było zbyt ogromne i zbyt mroczne, by mógł to zrozumieć.

Wtedy światło zniknęło, a kopuła rozpadła się na drobne cząsteczki, które powoli opadły na ziemię jak świecący pył. Wszystko ucichło.

Janek otworzył oczy i spojrzał na Ziyę oraz Kubę. Ich twarze wyrażały mieszaninę strachu i zaskoczenia. „Widziałem coś” — powiedział cicho, wciąż trzymając medalion. „To nie tylko o nas. To o czymś większym… o czymś, co było tu przed nami.”

„Co dokładnie widziałeś?” — zapytała Ziya, jej głos drżał, choć próbowała zachować spokój.

„Miejsca” — odpowiedział Janek, wstając powoli. „Ruiny, góry, pustynie… i coś jeszcze. To coś czeka. To miejsce, do którego zmierzamy, nie jest końcem. To dopiero początek. Ten medalion… on nas prowadzi, ale nie wiem, czy do czegoś dobrego.”

Kuba westchnął i odwrócił wzrok. „Czyli idziemy dalej, ślepo, wprost na to coś, co może nas zniszczyć?”

„Nie mamy wyboru” — odpowiedział Janek, jego głos brzmiał twardo. „To, co widziałem, to nie była wizja przypadkowa. Jeśli się zatrzymamy, wszystko, co widzieliśmy, może nas dosięgnąć. Nie tylko nas, ale wszystkich.”

Ziya spojrzała na medalion w jego dłoni. „A jeśli to, co nas prowadzi, nie jest naszym sprzymierzeńcem?” — zapytała. „Jeśli ta siła, która nas pcha, ma swoje własne zamiary?”

„Może i tak” — przyznał Janek. „Ale jeśli to prawda, to jedyna droga, żeby to zrozumieć, to iść dalej. Lepiej zrozumieć wroga, niż czekać, aż nas znajdzie.”

Kuba skrzyżował ramiona. „To brzmi jak plan szaleńca. Ale szczerze… nie mamy lepszej opcji.”

Ziya wzięła głęboki oddech, spoglądając na Janka. „Więc dokąd teraz?”

Janek spojrzał na medalion, który zaczął delikatnie drgać. „Na południowy wschód” — powiedział. „Tam znajdziemy kolejne miejsce. I może… kolejne odpowiedzi.”

Kiedy opuścili polanę i ruszyli dalej, nie wiedzieli, że ktoś — lub coś — wciąż ich obserwuje. W głębi lasu, tam, gdzie cienie znikały w mroku, otworzyły się oczy. Były zimne i błyszczące, a ich spojrzenie przeszywało powietrze jak ostrze.

„Jeszcze się spotkamy…” — rozległ się cichy, niski szept, którego nikt z trójki nie mógł usłyszeć.

Dni mijały powoli, a ich podróż stawała się coraz bardziej uciążliwa. Las, który jeszcze niedawno otaczał ich gęstą zielenią, zaczynał ustępować miejsca skalistym wzgórzom. Słońce świeciło coraz słabiej, jakby nawet ono obawiało się tego, co czaiło się na horyzoncie. Cisza, która ich otaczała, była równie niepokojąca jak szepty, które wcześniej słyszeli w lesie.

Janek nie mógł pozbyć się wrażenia, że medalion stawał się cięższy. Każdego wieczoru, gdy siadali przy ognisku, czuł, jak energia z artefaktu pulsuje, próbując coś przekazać. Problem polegał na tym, że Janek nie potrafił jeszcze tego odczytać.

„Jesteśmy pewni, że idziemy w dobrym kierunku?” — zapytał Kuba jednego wieczoru, zerkając na Janka, który siedział z medalionem w dłoni.

„Medalion wskazuje drogę” — odpowiedział Janek, nie odrywając wzroku od delikatnego blasku. „Czuję to.”

„Czuć to trochę za mało” — mruknął Kuba, wrzucając do ogniska kawałek suchego drewna. „Nie mamy mapy, nie wiemy, co nas czeka, a ten medalion… może równie dobrze prowadzić nas prosto do paszczy bestii.”

„Jeśli masz lepszy plan, chętnie posłucham” — odpowiedział Janek, podnosząc wzrok. W jego głosie było więcej zmęczenia niż gniewu.

„Przestańcie” — przerwała Ziya, jej spojrzenie było twarde. „Nie możemy się teraz kłócić. To niczego nie zmieni. Musimy zaufać temu, co mamy.”

Kuba westchnął, ale zamilkł. Wiedział, że Ziya ma rację, choć jego frustracja rosła z każdym dniem. Podróż wydawała się nie mieć końca, a niewiedza, co czeka na ich drodze, była niemal nie do zniesienia.

Gdy dotarli do pierwszych skał, krajobraz zmienił się diametralnie. Wokół nich rozciągały się tylko nagie, postrzępione szczyty i wąwozy, które zdawały się prowadzić donikąd. Wiatr wiał mocniej, a powietrze było suche i chłodne.

„Tu coś jest” — powiedziała Ziya, gdy zatrzymali się na wąskim przesmyku. Jej oczy wpatrywały się w coś w oddali.

Janek i Kuba spojrzeli w tym samym kierunku. Na jednym ze szczytów widać było coś, co przypominało wieżę lub zrujnowaną budowlę. Była ledwo widoczna, ale wystarczająco wyraźna, by wzbudzić ich zainteresowanie.

„Myślisz, że to tam?” — zapytał Kuba, jego głos był cichy, jakby obawiał się, że głośniejsze słowa mogłyby coś przyciągnąć.

„To możliwe” — odpowiedział Janek, wyciągając medalion. Artefakt pulsował teraz szybciej, a jego blask nabierał intensywności, jakby potwierdzając ich przypuszczenia.

„Chodźmy” — powiedziała Ziya, ruszając przodem.

Droga do wieży była trudna. Ścieżki były strome, a kamienie pod ich stopami osypywały się z każdym krokiem. Wiatr zdawał się wzmagać, a jego zawodzenie brzmiało niemal jak odległe głosy.

Gdy w końcu dotarli do celu, przed nimi ukazała się zrujnowana budowla. Była większa, niż się spodziewali, a jej kamienne mury były pokryte starożytnymi symbolami podobnymi do tych, które widzieli na polanie. Drzwi, które prowadziły do wnętrza, były uchylone, jakby ktoś niedawno je otworzył.

„Ktoś tu był” — powiedziała Ziya, dotykając zimnego kamienia.

„Albo wciąż jest” — dodał Kuba, spoglądając na mrok za drzwiami.

Janek nie czekał. Wszedł do środka, trzymając medalion w wyciągniętej dłoni. Jego światło oświetlało wąski korytarz, prowadzący w głąb budowli. Za nim szli Ziya i Kuba, ich kroki odbijały się echem od ścian.

W końcu dotarli do dużej komnaty. Na środku stał kolejny ołtarz, podobny do tego, który widzieli w kręgu kamieni. Nad nim unosiła się złota kula światła, która pulsowała w rytm medalionu.

„To… to jest to” — wyszeptał Janek, podchodząc bliżej.

Gdy tylko zbliżył się do ołtarza, złota kula wystrzeliła w jego kierunku, wnikając w medalion. Światło eksplodowało, oświetlając całą komnatę, a ich ciała zostały unieruchomione, jakby jakaś niewidzialna siła chwyciła ich w swoje szpony.

W powietrzu rozległ się głęboki, nieludzki głos.

„Nie jesteście pierwsi, którzy tu trafili… i nie będziecie ostatni. Jeśli szukacie prawdy, musicie zapłacić cenę.”

Cienie na ścianach zaczęły się poruszać, formując postacie o zdeformowanych twarzach. Ich oczy świeciły złotem, a ręce wyciągały się w stronę Janka, Kuby i Ziyi.

Janek poczuł, jak medalion zaczyna pulsować coraz silniej, niemal wyrywając się z jego ręki. Miał wrażenie, że artefakt żyje, że reaguje na obecność tych cieni. Blask z medalionu rósł, odpychając zbliżające się postacie, ale energia, którą pochłaniał, zaczynała wyczerpywać samego Janka.

„Nie możemy tu zostać!” — krzyknął Kuba, spoglądając na cienie, które otaczały ich ze wszystkich stron. „To miejsce nas pochłonie!”

„Nie!” — odpowiedział Janek, choć jego głos był pełen napięcia. „To próba… To wszystko ma znaczenie!”

Ziya przyklękła obok niego, spoglądając na medalion. „Janek, co widzisz? Czego chce ten głos?”

Janek zamknął oczy, próbując skoncentrować się na tym, co czuł. Medalion wydawał się przekazywać mu obrazy, przebłyski scen, które nie miały miejsca w rzeczywistości — starożytną komnatę, podobną do tej, w której się znajdowali, ale pełną światła i żyjących ludzi. Słyszał śpiew w nieznanym języku, a w powietrzu unosiła się energia tak potężna, że niemal go powaliła.

„To… to portal” — wyszeptał. „Medalion to klucz, ale potrzebuje… energii.”

„Jakiej energii?” — zapytała Ziya, patrząc na niego z niepokojem.

„Naszej” — odpowiedział Janek, otwierając oczy. W jego spojrzeniu pojawiła się determinacja, ale i strach. „Musimy coś poświęcić, żeby go aktywować.”

Kuba spojrzał na niego z niedowierzaniem. „Chcesz powiedzieć, że mamy oddać coś temu… temu czemuś?”

„Nie wiem, co to oznacza dokładnie” — przyznał Janek, wciąż patrząc na pulsujący medalion. „Ale wiem jedno — jeśli tego nie zrobimy, te cienie nas nie wypuszczą.”

Cienie zbliżały się coraz bardziej, ich wyciągnięte ręce niemal dotykały krawędzi światła emitowanego przez medalion. Janek poczuł, jak coś w nim pęka — nie fizycznie, ale emocjonalnie. Wiedział, że musi podjąć decyzję, zanim będzie za późno.

„Dobrze” — powiedziała nagle Ziya, jej głos był spokojny, choć drżał. „Oddam coś. Jeśli to nas uratuje, nie mam wyboru.”

„Ziya, nie!” — krzyknął Kuba, chwytając ją za ramię.

„A jeśli nie ma innego wyjścia?” — spojrzała na niego, jej oczy były pełne łez. „To, co teraz mamy, i tak jest niczym, jeśli zginęliśmy już wcześniej.”

Janek spojrzał na Ziyę, a potem na Kubę. Medalion pulsował mocniej, jakby reagował na ich rozmowę.

„Nie chodzi o to, żeby oddać życie” — powiedział w końcu Janek, jego głos był cichy, ale pełen zrozumienia. „Chodzi o coś, co ma dla nas znaczenie. Wspomnienia, nadzieje, może coś, co nas definiuje… Musimy zdecydować, co możemy stracić.”

Ziya spuściła głowę, jej dłonie zacisnęły się w pięści. „Jeśli to jedyna droga… jestem gotowa.”

Kuba wyglądał na rozdartego, ale po chwili również skinął głową. „Jeśli mamy to zrobić… zróbmy to razem.”

Janek uniósł medalion, a jego blask oświetlił całą komnatę. Z cieni zaczęły wyłaniać się twarze — stare, młode, pełne cierpienia i nadziei. Głos znów rozległ się w powietrzu:

„Wasze poświęcenie otworzy drogę. Wybierzcie mądrze, bo raz utracone, nigdy nie wróci.”

Janek spojrzał na swoich towarzyszy. „Gotowi?”

Ziya i Kuba skinęli głowami.

„Dobrze” — wyszeptał Janek, zamykając oczy. „Zaczynajmy.”

Światło medalionu eksplodowało. Cienie zaczęły znikać, a powietrze wypełniło się potężną energią, która zdawała się drżeć w każdej cząstce ich ciał. Każdy z nich czuł, jak coś w nich zostaje wyrwane, coś głęboko osobistego. Ziya poczuła, jak znika jej wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa, jedynego momentu, który przypominał jej o dawnym spokoju. Kuba stracił obraz swojej rodziny — twarze, które trzymały go w trudnych chwilach. Janek poczuł, jak znika z niego pewność siebie, która pozwalała mu przewodzić.

Gdy wszystko ucichło, medalion rozbłysnął ostatnim światłem i otworzył się przed nimi portal, wirując w powietrzu niczym żyjąca energia.

„To nasza droga” — powiedział Janek, jego głos był słaby, ale pełen determinacji.

Bez słowa weszli w portal, gotowi na to, co czekało ich po drugiej stronie.

Kiedy Janek, Ziya i Kuba przekroczyli próg portalu, świat wokół nich zmienił się w jedną, wielką, oślepiającą jasność. Nie czuć było pod stopami ziemi, powietrze wydawało się nienaturalnie lekkie, a czas płynął inaczej — jakby każda sekunda trwała wieczność. Pulsowanie medalionu ustało, pozostawiając w ich sercach pustkę, ale również dziwne uczucie oczekiwania.

Gdy światło powoli zaczęło opadać, znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Było to coś, co wyglądało na starożytną bibliotekę, ale zbudowaną z materiałów, jakich nigdy wcześniej nie widzieli. Ściany zdawały się lśnić delikatnym blaskiem, jakby same emitowały energię. Księgi unosiły się w powietrzu, przewracając strony, jakby w rytualnym tańcu. Podłoga przypominała taflę szkła, a pod nią widać było nieskończoną przestrzeń pełną gwiazd i mgławic.

„Co to za miejsce?” — zapytał Kuba, rozglądając się z niedowierzaniem.

„To… to wygląda jak świątynia wiedzy” — wyszeptała Ziya. Jej głos brzmiał, jakby bała się, że zakłóci harmonię tego miejsca.

Janek podszedł ostrożnie do jednego z unoszących się tomów. Wyciągnął rękę, a księga zniżyła się i otworzyła przed nim na pierwszej stronie. Zapisana była w języku, którego nie znał, ale dziwne symbole zdawały się wprawiać w ruch obrazy w jego umyśle. Zobaczył sceny, które przypominały historię medalionu — starożytni ludzie, posługujący się jego mocą, walczący z cieniami, które widzieli w ruinach.

„To opowieść” — powiedział Janek, odwracając się do towarzyszy. „Medalion był tworzony jako klucz do ochrony przed czymś… czymś o wiele większym, niż sobie wyobrażamy.”

„Większym?” — Ziya spojrzała na niego zaniepokojona. „Przecież te cienie były wystarczająco przerażające.”

„To tylko fragment” — odpowiedział Janek, zamykając księgę. „Cienie to zaledwie posłańcy. Prawdziwe zagrożenie… ono dopiero nadchodzi.”

W tym momencie cała przestrzeń wokół nich zadrżała. Księgi zaczęły unosić się wyżej, a blask, który wcześniej wypełniał ściany, zaczął pulsować niepokojąco. W oddali usłyszeli niski, dudniący dźwięk, jakby coś wielkiego zbliżało się w ich stronę.

„Co się dzieje?” — krzyknął Kuba, próbując utrzymać równowagę.

Z sufitu zaczęły spływać smugi światła, które układały się w coś na kształt postaci — wysokiej, majestatycznej, ale jednocześnie budzącej lęk. Jej twarz była zamazana, a z całego ciała emanowała niesamowita energia.

„Wy, którzy obudziliście klucz, słuchajcie!” — głos postaci był jednocześnie potężny i łagodny, jak echo, które przenikało ich dusze. „Nieświadomie otworzyliście wrota do pradawnej walki. Wasze poświęcenie pozwoliło mi was tu sprowadzić, ale to dopiero początek waszej drogi.”

„Kim… czym jesteś?” — zapytała Ziya, jej głos drżał, choć próbowała zachować spokój.

„Jestem Strażnikiem Pradawnej Mocy” — odpowiedziała postać. „Wasz świat stoi na krawędzi, a wy musicie zdecydować, czy staniecie do walki, czy pozwolicie, by wszystko przepadło.”

„Ale jak mamy walczyć z czymś, czego nawet nie rozumiemy?” — Kuba spojrzał na Strażnika z desperacją. „Nie jesteśmy wojownikami, ledwo przetrwaliśmy tamte cienie!”

Strażnik uniósł rękę, a w powietrzu pojawiły się kolejne obrazy — rozległe krainy, płonące miasta, sylwetki cieni rozprzestrzeniające się jak zaraza. Na końcu zobaczyli siebie — trójkę młodych ludzi, stojących na polu bitwy, z medalionem w centrum, rozbłyskującym światłem.

„Wasze losy zostały splecione z losem medalionu” — powiedział Strażnik. „Ale musicie się przygotować. Wiedza, siła i odwaga będą kluczem. Czasu jest mało, a prawdziwy wróg już się przebudza.”

„Jak mamy to zrobić?” — zapytał Janek, trzymając medalion, który znów zaczął pulsować. „Gdzie mamy szukać odpowiedzi?”

Strażnik spojrzał na nich, a jego postać zaczęła powoli zanikać. „Ścieżka wiedzie przez trzy próby. Znajdźcie je, pokonajcie, a będziecie gotowi. Pamiętajcie — świat nie jest taki, jakim się wydaje. Każdy wybór niesie konsekwencje.”

Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, postać Strażnika zniknęła, a biblioteka zaczęła się zmieniać. Ściany rozsypywały się w pył, księgi znikały, a pod ich stopami pojawił się wir świetlistych runów. Nim zdążyli zrozumieć, co się dzieje, zostali wciągnięci w nową przestrzeń — miejsce, które wyglądało jak bezkresna pustynia, z trzema olbrzymimi kolumnami wznoszącymi się na horyzoncie.

„To muszą być te próby” — powiedział Janek, patrząc na kolumny.

„Nie ma odwrotu” — dodała Ziya, zaciskając dłonie w pięści.

„Zróbmy to razem” — zakończył Kuba, ruszając w stronę pierwszej kolumny.

I tak rozpoczęła się ich prawdziwa droga — pełna wyzwań, tajemnic i decyzji, które miały zaważyć na losach całego świata.

Rozdział 2: Pieczęć Cienia

Powietrze w komnacie było ciężkie jak ołów, a pulsujące światło medalionu rzucało na ściany złowrogie cienie. Ziya i Kuba ledwo oddychali, spoglądając na Janka, który zdawał się pogrążony w jakimś głębokim transie. Znaki na ścianach zaczęły się poruszać, jakby żyły własnym życiem. Linie tworzyły nowe wzory — spirale, pentagramy, krzyże i tajemnicze symbole, których znaczenia nikt z nich nie potrafił odgadnąć.

Kuba podszedł bliżej jednej ze ścian, próbując zrozumieć, co się dzieje. Dotknął jednego ze znaków, a jego dłoń natychmiast ogarnął lodowaty chłód. Krzyknął, cofając rękę, która zaczęła drżeć, jakby wibrowała w niej jakaś obca energia.

— Nie dotykaj ich! — krzyknęła Ziya, chwytając go za ramię. Jej głos był pełen paniki, ale również determinacji. Wiedziała, że to miejsce, cokolwiek to było, nie miało litości.

Janek, wciąż na środku komnaty, wyglądał, jakby walczył z czymś niewidzialnym. Jego ciało drgało w konwulsjach, a z ust wydobywał się niezrozumiały bełkot. Medalion w jego dłoni świecił coraz mocniej, pulsując w rytmie jego przyspieszonego oddechu.

— Ziya… musimy coś zrobić — powiedział Kuba, ocierając pot z czoła. — On nie wytrzyma. To go zabija!

— To nie medalion… — wyszeptała Ziya, patrząc na znaki na ścianach. — To te symbole… one są kluczem do tego miejsca. One karmią to, co się tutaj dzieje.

Jej spojrzenie zatrzymało się na największym z nich — pentagramie, który teraz jaśniał czerwoną, niemal krwawą poświatą. W jego centrum widniał otwór, jakby czekał na coś, co go wypełni.

— To ołtarz. — Jej głos zadrżał, gdy zrozumiała, co widzi.

Janek upadł na kolana, a jego oczy rozwarły się szeroko. Były czarne jak noc, wypełnione pustką, która zdawała się pochłaniać światło wokół niego.

— Oni… przyjdą po mnie… — wyszeptał, a jego głos był przesiąknięty rozpaczą i strachem.

Ziya i Kuba rzucili się w jego stronę, próbując go podnieść, ale niewidzialna siła odrzuciła ich oboje na ziemię. W tym samym momencie podłoga zaczęła się poruszać, jakby coś wielkiego budziło się pod ich stopami.

— Musimy uciekać! — krzyknął Kuba, ale Ziya wiedziała, że nie mają dokąd.

Z ciemności wyłoniły się postacie. Były nieludzkie, ich ciała wydłużone, poruszające się w nienaturalny sposób. Ich puste oczodoły zdawały się spoglądać wprost na Ziyę i Kubę, a ich zniekształcone ręce unosiły się w niemym geście wskazującym na ołtarz.

— On jest ofiarą… — wyszeptała Ziya, patrząc na Janka. — To wszystko jest o nim.

Kuba podniósł się z ziemi i chwycił Ziyę za rękę.

— Nie pozwolimy na to. Musimy to zatrzymać.

— Ale jak? — zapytała z rozpaczą. — To miejsce… to coś więcej niż my.

Janek uniósł głowę, a jego spojrzenie było pełne bólu, ale także czegoś innego — jakiejś dziwnej świadomości.

— Medalion… to jedyna szansa… — wyszeptał. — Ale nie dla mnie… dla was.

Jego dłonie zacisnęły się na medalionie, a jego ciało zaczęło się rozświetlać. Światło było oślepiające, ale niosło ze sobą coś nieziemskiego.

— Janek, co robisz?! — krzyknęła Ziya, próbując do niego dosięgnąć, ale medalion wywołał falę energii, która odrzuciła ją z powrotem.

Janek spojrzał na nią ostatni raz, a jego usta wykrzywiły się w ledwo widocznym uśmiechu.

— Zamknijcie to miejsce… dla mnie…

Z jego ciała wybuchło światło, które wypełniło całą przestrzeń. Ziya i Kuba poczuli, jak coś chwyta ich ciała i wyrzuca w tył. W tym samym momencie wszystko ucichło.

Kiedy otworzyli oczy, byli z powrotem na powierzchni, w ruinach starożytnego zamku. Medalion leżał na ziemi, ale był martwy — pozbawiony blasku. Po Janku nie było śladu.

Ziya podniosła medalion i spojrzała na Kubę.

— On… poświęcił się.

Kuba skinął głową, ale jego twarz była pełna bólu.

— To nie koniec… — wyszeptał. — To miejsce… i te symbole… one wciąż istnieją.

Ziya zacisnęła medalion w dłoni, czując, jak jego powierzchnia pulsuje. Wiedziała, że to nie była tylko historia Janka. To było dopiero początkiem ich własnego koszmaru.

W oddali, z ruin zamku, dobiegł głuchy, nieludzki dźwięk. Coś wciąż tam czekało.

Powietrze drżało, jakby sama rzeczywistość była napięta do granic wytrzymałości. Ziya i Kuba stali w milczeniu, otoczeni cichym, niemal nierealnym spokojem ruin. Mimo że byli na powierzchni, nie mogli pozbyć się wrażenia, że coś ich obserwuje. Cienie wokół nich wydawały się zbyt żywe, zbyt świadome. Medalion, który Ziya ściskała w dłoni, zdawał się wciąż delikatnie pulsować, jakby w jego wnętrzu istniał żar niedostrzegalny dla oka.

— Co teraz? — Kuba przerwał ciszę, ale jego głos był cichy, jakby bał się, że jakiekolwiek słowa obudzą to, co wciąż czaiło się pod ruinami.

Ziya spojrzała na niego, ale jej oczy były zamglone. Nie miała odpowiedzi. Wspomnienie Janka, jego poświęcenia, było wciąż zbyt świeże, zbyt bolesne. Opuściła wzrok na medalion. Wyglądał tak niewinnie, jak kawałek zwykłego metalu, a jednak wiedziała, że to coś o wiele potężniejszego.

— To miejsce… — zaczęła, ale zawahała się. Zdała sobie sprawę, że słowa nie oddadzą tego, co czuła. — Nie możemy tu zostać.

Kuba skinął głową i zaczął się rozglądać.

— Ale co, jeśli to się nie skończyło? — zapytał, wskazując na medalion. — Co, jeśli to coś wciąż nas śledzi?

Ziya nie odpowiedziała. Zamiast tego ruszyła w stronę ścieżki, która prowadziła w dół zbocza. Wiedziała, że muszą się oddalić, jak najdalej od zamku i od wszystkiego, co się tutaj wydarzyło. Ale w głębi duszy czuła, że nie uciekną.

Ich droga przez gęsty las była pełna napięcia. Każdy trzask gałęzi, każdy szelest liści sprawiał, że odwracali się z przerażeniem. Kuba zaczął szeptać modlitwy, które pamiętał z dzieciństwa, a Ziya milczała, czując ciężar medalionu w swojej kieszeni.

Dotarli do małej polany, gdzie zdecydowali się odpocząć. Kuba usiadł na ziemi, ciężko oddychając, a Ziya wyciągnęła medalion. Obracała go w palcach, przyglądając się wyrytym na nim symbolom, które wciąż zdawały się emanować jakąś tajemniczą energią.

— Co to wszystko znaczy? — zapytał Kuba, patrząc na nią z boku.

Ziya potrząsnęła głową.

— Nie wiem. Ale czuję, że to, co się tu dzieje, ma związek z tymi symbolami. Na ścianach, na medalionie… — Jej głos zadrżał. — One są czymś więcej niż tylko znakami. Są kluczami.

— Kluczami do czego? — Kuba nachylił się bliżej, ale jego oczy zdradzały strach.

Ziya spojrzała na niego poważnie.

— Do tego, co jest za Bramą.

Kuba zamilkł, jakby słowa Ziyi były wystarczająco ciężkie, by odebrać mu oddech. Wiedział, że to prawda. To, co zobaczyli pod zamkiem, to tylko przedsmak czegoś o wiele bardziej przerażającego.

Nagle medalion zaczął pulsować silniej. Ziya niemal upuściła go, gdy jego powierzchnia zaczęła się rozgrzewać. Światło wydobywające się z jego wnętrza rzucało na ziemię dziwne, zniekształcone cienie, które poruszały się, jakby były żywymi istotami.

— Co się dzieje?! — krzyknął Kuba, wstając na równe nogi.

Ziya próbowała puścić medalion, ale jej palce jakby przykleiły się do jego powierzchni.

— To… coś nas woła! — powiedziała przez zaciśnięte zęby. Jej głos brzmiał, jakby pochodził z daleka.

W tym momencie las wokół nich zamilkł. Żaden ptak, żaden szelest wiatru. Tylko ich przyspieszone oddechy i pulsowanie medalionu wypełniały przestrzeń.

Z cienia na skraju polany wyłoniła się postać. Była wysoka, szczupła, a jej ciało pokrywały znaki identyczne z tymi, które widzieli na ścianach pod zamkiem. Jej oczy lśniły czerwienią, a dłoń wskazywała na medalion.

— Oddajcie klucz — powiedziała, a jej głos brzmiał, jakby pochodził z głębi ziemi.

Ziya spojrzała na Kubę, a potem na medalion. Wiedziała, że nie mogą tego zrobić. Wiedziała też, że ta istota nie odejdzie bez niego.

— Co teraz? — wyszeptał Kuba, a jego głos drżał.

Ziya zacisnęła medalion w dłoni i spojrzała na istotę.

— Walczymy.

Wiedziała jednak, że walka z tym, co stało przed nimi, może być ich ostatnią.

Cisza opadła na polanę, ale była to cisza pulsująca napięciem. Kuba wstrzymał oddech, próbując zrozumieć, jak mogli stawić czoła istocie, która wyglądała bardziej jak koszmar niż rzeczywistość. Jej sylwetka zdawała się falować, jakby była częścią cienia, a nie realnego świata.

— Oddaj klucz. — Głos istoty ponownie rozbrzmiał, tym razem głośniejszy, wibrujący w ich czaszkach.

Ziya wzięła głęboki oddech i zacisnęła medalion jeszcze mocniej. Była gotowa umrzeć, ale wiedziała, że oddanie klucza byłoby jak otworzenie wrót piekła na oścież.

— To nie jest twój klucz! — zawołała, choć głos jej drżał.

Istota przekrzywiła głowę w nienaturalny sposób, jakby próbowała zrozumieć słowa Ziyi. Wtem cienie wokół polany zaczęły drgać, jakby reagowały na niewidzialny sygnał. Poruszały się szybko, zmieniając kształty i zbliżając się do nich. Kuba chwycił leżącą obok gałąź, choć wiedział, że nie będzie to skuteczna broń.

— Ziya, to się źle skończy… — wyszeptał, niemal błagalnie.

— Wiem — odparła. — Ale nie mamy wyboru.

Z ziemi wokół istoty zaczęły wyłaniać się kolejne cienie, przypominające sylwetki ludzi, lecz ich kontury były rozmazane i nierealne. Ziya cofnęła się o krok, a medalion w jej dłoni zaczął pulsować tak intensywnie, że czuła, jak wibruje jej całe ramię.

— Ty… — wyszeptała istota, wskazując na Ziyę. — Nie rozumiesz. Klucz nie jest twoją własnością.

Ziya poczuła, jak coś w niej pęka. To, co mówiła istota, niosło ze sobą echa prawdy, ale ta prawda była jak trucizna. Medalion wydawał się niemal żywy, czuła, jak jego energia wnika w nią, jakby próbował jej coś powiedzieć, ale słowa były zniekształcone.

— Nie oddam ci go! — krzyknęła, choć wiedziała, że jest to akt desperacji.

Istota uniosła rękę, a cienie na polanie skupiły się w jednym miejscu, tworząc wirującą, czarną masę. Nagle wystrzeliła ona w kierunku Ziyi i Kuby. Ziya upadła na ziemię, starając się zasłonić medalion własnym ciałem, a Kuba rzucił się na cienie z gałęzią w dłoni.

Krzyk Kuby rozdarł ciszę, gdy został odrzucony na bok przez niewidzialną siłę. Upadł ciężko, uderzając głową o kamień. Leżał nieruchomo, a krew zaczęła powoli sączyć się z rozcięcia na czole.

— Kubo! — krzyknęła Ziya, ale nie mogła do niego podbiec. Cienie zaczęły ją otaczać, a medalion w jej dłoni wyzwolił nagły wybuch światła.

Istota cofnęła się, zasłaniając oczy, a cienie zawirowały chaotycznie, jakby to światło było dla nich trucizną. Ziya poczuła, jak medalion zaczyna ją ciągnąć. Nie wiedziała, dokąd, ale musiała podążyć za tym instynktem.

— Jeśli teraz nie zrobisz kroku, wszystko przepadnie! — usłyszała głos w swojej głowie, głos, który nie był jej, ale wydawał się znajomy.

Ziya wstała chwiejnie i ruszyła w stronę środka polany, gdzie medalion zdawał się pulsować najsilniej. Kuba wciąż leżał nieprzytomny, a istota z cienia obserwowała ją z boku.

— Nie zrozumiesz, dopóki nie zobaczysz prawdy — powiedziała istota, a jej głos niósł w sobie cień triumfu.

Ziya zatrzymała się. Ziemia pod jej stopami zaczęła pękać, odsłaniając coś, co wyglądało jak kamienny ołtarz, pokryty tymi samymi symbolami co medalion. Pulsujące światło rozświetliło ołtarz, a Ziya poczuła, jak medalion wciąga ją coraz głębiej w coś, czego nie mogła pojąć.

Nagle zza pleców usłyszała jęk.

— Janek? — wyszeptała, odwracając się.

Ale to, co zobaczyła, nie było Jankiem. Postać, która powoli wychodziła z cienia, była zniekształcona, jej ciało było pokryte symbolami, a oczy były puste, jakby nie należały do żywego człowieka.

— Ziya… — wychrypiał głos Janka, a jego ton był mieszanką błagania i nienawiści. — To wszystko twoja wina.

Ziya cofnęła się, przerażona. Medalion w jej dłoni rozbłysnął jeszcze jaśniej, a cienie wokół niej zaczęły szaleć. Czuła, jak ziemia pod nią trzęsie się, a rzeczywistość zaczyna pękać.

— Nie mogę… — wyszeptała. — Nie mogę tego zrobić sama.

Czuła, że jest na granicy. Wszystko, co działo się wokół niej, było częścią większego planu, którego nie mogła jeszcze zrozumieć. I wiedziała, że cokolwiek zrobi, konsekwencje będą nieodwracalne.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 17.33 13
drukowana A5
za 79.85