Wstęp: Imperium cienia: narodziny mitu i mechanizmu kontroli
W historii nowoczesnej Europy niewiele instytucji wzbudzało tak intensywne emocje, tak głęboką fascynację i tak trwały lęk jak radziecka służba bezpieczeństwa — znana pod skrótem KGB. Choć jej korzenie sięgają rewolucyjnego chaosu roku 1917, a jej formalna nazwa zmieniała się wielokrotnie, to właśnie pod szyldem Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (Komitet Gosudarstvennoj Bezopasnosti) instytucja ta osiągnęła apogeum swojej potęgi, stając się nie tylko filarem systemu sowieckiego, lecz także jego najbardziej wyrafinowanym narzędziem kontroli, manipulacji i ekspansji.
KGB nie było zwykłą służbą wywiadowczą. Nie było też jedynie policją polityczną, choć pełniło obie te funkcje z brutalną skutecznością. Było raczej czymś więcej — swoistym państwem w państwie, strukturą równoległą wobec oficjalnych instytucji, która nie tylko nadzorowała społeczeństwo, lecz także kształtowała jego świadomość, wpływała na decyzje polityczne, a nierzadko decydowała o losach jednostek i narodów. KGB było zarazem lustrem i architektem sowieckiego porządku: odbijało paranoje władzy, a jednocześnie je wzmacniało; rejestrowało każdy przejaw niezależności, by natychmiast go zdusić; analizowało świat zewnętrzny, by lepiej go penetrować i destabilizować.
W tym sensie historia KGB to nie tylko opowieść o instytucji — to historia idei. Idei totalnej kontroli, idei państwa jako organizmu wszechwiedzącego i wszechobecnego, idei, w której lojalność wobec systemu była wartością nadrzędną, a jednostka istniała tylko o tyle, o ile służyła jego interesom. To także historia lęku: lęku władzy przed własnym społeczeństwem, lęku przed obcym światem, lęku przed prawdą, która mogłaby podważyć fundamenty ideologii. KGB było odpowiedzią na ten lęk — odpowiedzią brutalną, systematyczną i bezwzględną.
Aby zrozumieć KGB, trzeba cofnąć się do momentu narodzin sowieckiego państwa, kiedy to rewolucyjna euforia mieszała się z przerażeniem przed kontrrewolucją. W grudniu 1917 roku powołano Czekę — Wszechrosyjską Komisję do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem — której zadaniem było „oczyszczenie” nowego porządku z wrogów klasowych. Czeka nie była instytucją prawa, lecz instytucją przemocy. Jej funkcjonariusze nie prowadzili dochodzeń — oni wydawali wyroki. Nie zbierali dowodów — oni eliminowali podejrzanych. W tym sensie Czeka była prototypem KGB: instytucją, która nie tyle chroniła państwo, co je definiowała poprzez terror.
Z biegiem lat struktura ta ewoluowała, zmieniając nazwy i kompetencje, ale zachowując swój fundamentalny charakter. GPU, OGPU, NKWD — każda z tych instytucji była kolejnym wcieleniem tej samej logiki: logiki podejrzenia, logiki inwigilacji, logiki eliminacji. W czasach Stalina aparat bezpieczeństwa osiągnął niespotykany wcześniej poziom brutalności, stając się narzędziem masowych czystek, deportacji i egzekucji. Miliony obywateli ZSRR padły ofiarą tej machiny, a jej funkcjonariusze działali z przekonaniem, że służą wyższemu celowi — obronie rewolucji przed wewnętrznym rozkładem.
Po śmierci Stalina system nie został zdemontowany — został zracjonalizowany. W 1954 roku powołano KGB jako odrębną instytucję, której zadaniem było nie tylko kontynuowanie tradycji poprzednich służb, lecz także ich modernizacja. KGB miało być bardziej profesjonalne, bardziej techniczne, bardziej „cywilizowane”. Ale to była tylko fasada. W rzeczywistości KGB kontynuowało te same praktyki: inwigilację obywateli, kontrolę nad mediami, infiltrację środowisk akademickich, represje wobec dysydentów. Różnica polegała na tym, że teraz wszystko odbywało się z większą precyzją, większą dyskrecją i większym wyrafinowaniem.
KGB było też instytucją o ambicjach globalnych. Jego wywiad zagraniczny — Pierwszy Zarząd Główny — prowadził operacje na całym świecie, od Waszyngtonu po Luandę, od Paryża po Kabul. Agenci KGB przenikali do struktur NATO, ONZ, rządów państw zachodnich, organizacji pozarządowych, mediów, uniwersytetów. Ich celem nie była tylko kradzież informacji — była nim destabilizacja, dezinformacja, wpływ. KGB nie tylko obserwowało świat — ono go kształtowało, zgodnie z interesami Kremla.
W tym kontekście warto podkreślić, że KGB nie było monolitem. Składało się z wielu zarządów, departamentów i jednostek, z których każdy miał własne cele, metody i kulturę organizacyjną. Były zarządy zajmujące się kontrwywiadem, ochroną granic, komunikacją szyfrową, analizą danych, ochroną przywódców partyjnych. Były też jednostki specjalne, które prowadziły operacje nielegalne, w tym zamachy, porwania, sabotaż. KGB było więc nie tylko instytucją administracyjną — było organizmem wielofunkcyjnym, zdolnym do działania na wielu poziomach jednocześnie.
Nie można też zapominać o roli KGB w kształtowaniu świadomości społecznej. Poprzez kontrolę nad mediami, edukacją, kulturą i religią, KGB wpływało na to, jak obywatele postrzegali rzeczywistość. Tworzyło narracje, które legitymizowały władzę, demonizowały przeciwników, usprawiedliwiały represje. W tym sensie KGB było nie tylko instytucją fizycznej przemocy — było też instytucją przemocy symbolicznej. Jego funkcjonariusze nie tylko bili — oni pisali scenariusze, które sprawiały, że bicie wydawało się konieczne.
Z perspektywy historycznej KGB jawi się jako instytucja paradoksalna. Z jednej strony była niezwykle skuteczna — potrafiła utrzymać porządek w państwie o ogromnych napięciach społecznych, potrafiła prowadzić operacje wywiadowcze na najwyższym poziomie, potrafiła eliminować zagrożenia zanim się zmaterializowały. Z drugiej strony była instytucją głęboko destrukcyjną — niszczyła zaufanie społeczne, paraliżowała inicjatywę obywatelską, generowała atmosferę podejrzeń i strachu. Jej sukces był zarazem jej klęską: im skuteczniej działała, tym bardziej degradowała społeczeństwo, które miała chronić.
Upadek ZSRR w 1991 roku nie oznaczał końca KGB. Instytucja ta została formalnie rozwiązana, ale jej kadry, struktury i metody przetrwały. W nowej Federacji Rosyjskiej powołano Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB), która przejęła większość kompetencji KGB. Wielu byłych funkcjonariuszy KGB zajęło kluczowe stanowiska w administracji państwowej, gospodarce, mediach. W tym sensie KGB nie zniknęło — ono się przekształciło, zreorganizowało i dostosowało do nowych warunków politycznych, zachowując jednak swoją esencję: obsesję kontroli, kult tajemnicy, hierarchiczną lojalność i zdolność do działania poza zasięgiem prawa.
W rzeczywistości postsowieckiej Rosji duch KGB nie tylko przetrwał, ale zyskał nową legitymizację. Władza, która wyłoniła się z chaosu lat 90., potrzebowała struktur zdolnych do stabilizacji, do tłumienia niepokojów społecznych, do zarządzania informacją i do prowadzenia polityki zagranicznej w sposób nieformalny, często niejawny. W tym kontekście dawni funkcjonariusze KGB stali się nie tylko administratorami, lecz także architektami nowego ładu. Ich doświadczenie, kontakty i mentalność okazały się bezcenne — nie tylko w Rosji, ale także w relacjach z byłymi republikami sowieckimi, z Zachodem, z Chinami, z Bliskim Wschodem.
Nie sposób zrozumieć współczesnej Rosji bez zrozumienia KGB. Nie sposób pojąć logiki jej polityki wewnętrznej i zagranicznej bez analizy mechanizmów wypracowanych przez tę instytucję. KGB nie było tylko narzędziem represji — było laboratorium idei, które dziś znajdują zastosowanie w nowych formach: w cyberprzestrzeni, w mediach społecznościowych, w wojnie informacyjnej, w strategiach wpływu. Dziedzictwo KGB nie jest zamkniętym rozdziałem historii — jest żywym kodem, który wciąż kształtuje rzeczywistość.
Dlatego też niniejsza książka nie jest jedynie skróconą kroniką instytucji. Nie jest też próbą moralnej oceny jej działań, choć nie unika krytyki tam, gdzie jest ona niezbędna. Jest raczej próbą zrozumienia — zrozumienia logiki, która kierowała jej rozwojem; zrozumienia mechanizmów, które pozwoliły jej przetrwać; zrozumienia ideologii, która legitymizowała jej istnienie. To historia nie tylko faktów, lecz także idei. Historia nie tylko ludzi, lecz także struktur. Historia nie tylko przeszłości, lecz także teraźniejszości.
Każdy rozdział tej książki stanowi osobną odsłonę tej opowieści. Od narodzin Czeki w ogniu rewolucji, przez stalinowskie czystki, zimnowojenne operacje wywiadowcze, aż po transformację w FSB — śledzimy ewolucję instytucji, która przez dekady była sercem sowieckiego systemu. Analizujemy jej strukturę, jej metody, jej kadry, jej sukcesy i porażki. Pokazujemy, jak KGB wpływało na losy jednostek i narodów, jak kształtowało świadomość społeczną, jak redefiniowało pojęcie bezpieczeństwa.
Nie unikamy trudnych pytań. Jak to możliwe, że instytucja tak głęboko zakorzeniona w przemocy i manipulacji przetrwała upadek systemu, który ją stworzył? Jakie mechanizmy pozwoliły jej zachować wpływy w nowej rzeczywistości? Czy KGB było tylko produktem sowieckiej ideologii, czy też wyrazem głębszych tendencji obecnych w historii Rosji — tendencji do centralizacji, do kontroli, do podejrzliwości wobec jednostki?
Nie oferujemy prostych odpowiedzi. Historia KGB jest zbyt złożona, zbyt wielowarstwowa, zbyt pełna sprzeczności, by dało się ją sprowadzić do jednej narracji. Ale właśnie dlatego warto ją zgłębiać. Bo w tej historii odbija się nie tylko los jednej instytucji — odbija się los całego XX wieku. Los ideologii, które obiecywały wyzwolenie, a przyniosły zniewolenie. Los państw, które chciały budować nowy świat, a stworzyły nowe formy opresji. Los ludzi, którzy wierzyli, że służą wyższemu celowi, a stali się trybikami w machinie przemocy.
„Krótka historia KGB” nie jest więc tylko książką o przeszłości. Jest książką o mechanizmach władzy, o strukturach kontroli, o ideologii, która potrafiła przekształcić aparat bezpieczeństwa w fundament państwowości. Jest książką o tym, jak historia instytucji może stać się historią narodu — i jak zrozumienie tej historii może pomóc nam lepiej pojąć teraźniejszość.
Zapraszam do lektury.
Rozdział 1: Z krwi i rewolucji: Czeka jako matryca terroru państwowego
W grudniu 1917 roku, w zaledwie kilka tygodni po przejęciu władzy przez bolszewików, zrodziła się instytucja, która miała zdefiniować charakter nowego państwa bardziej niż jakakolwiek inna. Wszechrosyjska Komisja do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem — znana jako Czeka — nie była tylko odpowiedzią na zagrożenia zewnętrzne. Była manifestem ideologicznym, narzędziem rewolucyjnej zemsty i fundamentem przyszłego systemu represji. Jej powstanie nie wynikało z potrzeby ochrony państwa, lecz z potrzeby jego uformowania poprzez przemoc.
Feliks Dzierżyński, jej założyciel i pierwszy przewodniczący, nie był biurokratą ani technokratą. Był fanatykiem idei, ascetą rewolucji, człowiekiem, który wierzył, że terror jest nie tylko konieczny, ale wręcz moralnie uzasadniony. W jego oczach Czeka nie była instytucją administracyjną — była mieczem rewolucji, który miał przeciąć więzy starego świata. „Nie szukamy dowodów winy — my ją zakładamy” miał powiedzieć, i to zdanie stało się nieformalnym mottem całej instytucji.
Pierwsze miesiące działalności Czeki były chaotyczne, brutalne i pozbawione jakichkolwiek ram prawnych. Egzekucje odbywały się bez procesu, aresztowania były arbitralne, a definicja „wroga ludu” tak szeroka, że obejmowała każdego, kto nie okazywał entuzjazmu wobec nowej władzy. W Moskwie, w piwnicach siedziby Czeki przy ulicy Łubianka, krew płynęła strumieniami. Ofiary były rozstrzeliwane, duszone, topione, a ich ciała porzucane na ulicach jako ostrzeżenie dla innych.
Ale Czeka nie była tylko instytucją fizycznego terroru. Od samego początku rozwijała też aparat inwigilacji, zbierania informacji, analizy danych. Jej funkcjonariusze przenikali do organizacji politycznych, środowisk akademickich, struktur religijnych. Tworzono kartoteki, rejestrowano rozmowy, przechwytywano korespondencję. Rewolucja, która miała wyzwolić człowieka, stworzyła system, który uczynił go najbardziej kontrolowaną jednostką w historii.
W tym sensie Czeka była matrycą — wzorcem, który miał zostać powielony i rozwinięty w kolejnych dekadach. Jej struktura, metody i ideologia stały się fundamentem dla GPU, OGPU, NKWD, a w końcu KGB. Każda z tych instytucji dziedziczyła nie tylko techniczne rozwiązania, lecz także mentalność: przekonanie, że państwo ma prawo do absolutnej kontroli, że jednostka jest potencjalnym zagrożeniem, że lojalność musi być wymuszona, a nie zdobyta.
Czeka działała w warunkach wojny domowej, co dawało jej niemal nieograniczone możliwości. Władza bolszewicka była krucha, zagrożona z wielu stron, a Dzierżyński i jego ludzie uznali, że tylko totalny terror może ją utrzymać. W ciągu dwóch lat działalności Czeki zamordowano dziesiątki tysięcy ludzi — nie tylko przeciwników politycznych, lecz także zwykłych obywateli, którzy padli ofiarą podejrzeń, donosów, pomyłek. Terror był nie tylko środkiem — był celem samym w sobie. Miał zastraszyć, sparaliżować, podporządkować.
Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów działalności Czeki była jej zdolność do adaptacji. W miarę jak zmieniała się sytuacja polityczna, instytucja ta dostosowywała swoje metody, struktury i priorytety. W okresie NEP-u, kiedy władza próbowała złagodzić kurs, Czeka została przekształcona w GPU, a następnie OGPU — ale zmiana nazwy nie oznaczała zmiany charakteru. Nadal prowadzono masowe aresztowania, nadal inwigilowano społeczeństwo, nadal eliminowano „elementy niepożądane”.
Warto podkreślić, że Czeka nie działała w próżni. Miała wsparcie partii, wojska, struktur lokalnych. Jej funkcjonariusze byli traktowani jak elita — nie tylko ze względu na władzę, którą posiadali, lecz także ze względu na ideologiczne znaczenie ich misji. W oczach bolszewików Czeka była gwarantem rewolucji, jej strażnikiem, jej zbrojnym ramieniem. Dlatego też jej działania były nie tylko tolerowane, ale wręcz celebrowane. Terror nie był błędem — był cnotą.
Z perspektywy historycznej Czeka jawi się jako instytucja, która zdefiniowała sowiecki model państwowości. Nie poprzez konstytucje, nie poprzez reformy, lecz poprzez przemoc. Jej dziedzictwo jest widoczne w każdej kolejnej służbie bezpieczeństwa, w każdej strukturze represji, w każdej formie kontroli społecznej. To ona stworzyła język podejrzeń, logikę donosów, kulturę strachu. To ona nauczyła państwo, że obywatel nie jest partnerem, lecz potencjalnym wrogiem.
Nie można też zapominać o symbolicznym wymiarze Czeki. Jej siedziba przy Łubiance stała się ikoną terroru — miejscem, które budziło grozę, które funkcjonowało w świadomości społecznej jako epicentrum cierpienia. Ludzie przechodzili obok tego budynku ze spuszczonym wzrokiem, z przyspieszonym oddechem, z poczuciem, że za jego murami dzieje się coś, czego lepiej nie znać. Łubianka była nie tylko budynkiem — była symbolem systemu, który opierał się na tajemnicy, przemocy i lojalności wymuszonej strachem.
Czeka stworzyła też nowy typ funkcjonariusza państwowego — człowieka, który nie służył społeczeństwu, lecz partii; który nie chronił obywateli, lecz ich kontrolował; który nie działał w ramach prawa, lecz ponad nim. Ten model przetrwał przez dekady, stając się wzorcem dla kolejnych pokoleń agentów bezpieczeństwa. Funkcjonariusz Czeki nie był urzędnikiem — był żołnierzem ideologii, gotowym do poświęceń, do przemocy, do działania w cieniu.
W tym sensie Czeka była nie tylko instytucją represji — była instytucją formacyjną. Kształtowała mentalność, tworzyła kadry, budowała struktury, które miały przetrwać każdą zmianę polityczną. Jej wpływ był głęboki, trwały i trudny do wymazania. Nawet po jej formalnym rozwiązaniu, jej duch pozostał obecny — w metodach działania, w języku, w strukturze państwa.
Rozumienie Czeki jako matrycy terroru państwowego pozwala lepiej pojąć logikę sowieckiego systemu. To nie była instytucja wyjątkowa — to była instytucja fundamentalna. Bez niej rewolucja nie przetrwałaby, państwo nie uformowałoby się, ideologia nie zyskałaby realnej siły. Czeka była fundamentem — brutalnym, krwawym, ale skutecznym. I to właśnie ta skuteczność sprawiła, że jej model był powielany, rozwijany i doskonalony przez kolejne dekady.
W kolejnych rozdziałach tej książki przyjrzymy się, jak ten model ewoluował — jak GPU, NKWD, a w końcu KGB przejmowały dziedzictwo Czeki, jak je modyfikowały, jak dostosowywały do nowych warunków. Ale zawsze — niezależnie od nazwy, niezależnie od epoki — rdzeń pozostawał ten sam. Rdzeń, który ukształtowała Czeka: bezwzględna lojalność wobec ideologii, przekonanie o konieczności totalnej kontroli, gotowość do użycia przemocy jako narzędzia polityki.
Warto zatrzymać się na chwilę przy ideologicznym fundamencie, który legł u podstaw tej instytucji. Rewolucja bolszewicka nie była tylko przewrotem politycznym — była próbą stworzenia nowego człowieka, nowego społeczeństwa, nowego świata. Ale ten świat nie miał się narodzić w sposób organiczny. Miał zostać wymuszony, wyciśnięty z materii społecznej siłą, przemocą, terrorem. Czeka była narzędziem tej przemiany — nie tylko eliminowała przeciwników, ale także modelowała rzeczywistość, w której ich obecność była niemożliwa.
W tym sensie Czeka była instytucją utopijną i dystopijną jednocześnie. Utopijną, bo wierzyła w możliwość stworzenia doskonałego społeczeństwa poprzez eliminację „elementów szkodliwych”. Dystopijną, bo realizowała tę wizję poprzez systematyczne niszczenie jednostki, jej wolności, jej godności. To napięcie między ideą a praktyką, między marzeniem a koszmarem, definiowało nie tylko Czekę, ale cały sowiecki projekt państwowy.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że Czeka działała w atmosferze permanentnego zagrożenia. Rewolucja była krucha, otoczona wrogami, wewnętrznie niestabilna. W takiej sytuacji instytucja bezpieczeństwa nie mogła być tylko obserwatorem — musiała być aktywnym uczestnikiem procesu politycznego. Musiała nie tylko reagować, ale też inicjować działania, które miały zabezpieczyć władzę. To właśnie ta logika — logika prewencji, logika uprzedzającego uderzenia — stała się fundamentem sowieckiego myślenia o bezpieczeństwie.
Czeka nie znała granic. Jej działania obejmowały wszystkie sfery życia: politykę, gospodarkę, kulturę, religię, edukację. Funkcjonariusze Czeki byli obecni wszędzie — w fabrykach, w szkołach, w kościołach, w redakcjach. Ich zadaniem było nie tylko wykrywanie zagrożeń, ale także ich konstruowanie: poprzez prowokacje, manipulacje, dezinformację. W tym sensie Czeka była nie tylko instytucją represji, ale także instytucją kreacji — kreowała rzeczywistość, w której władza była niepodważalna, a opór niemożliwy.
Dziedzictwo Czeki jest trudne do przecenienia. To ona stworzyła język, którym posługiwały się kolejne pokolenia funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Język podejrzenia, język lojalności, język eliminacji. To ona stworzyła strukturę, która przetrwała każdą zmianę polityczną. To ona stworzyła mentalność, która do dziś jest obecna w wielu instytucjach państwowych — nie tylko w Rosji, ale także w innych krajach postradzieckich.
Rozdział ten nie kończy się wraz z formalnym rozwiązaniem Czeki. Kończy się wraz z uświadomieniem, że instytucja ta była czymś więcej niż tylko narzędziem rewolucji. Była jej sercem, jej mózgiem, jej ręką. I choć jej nazwa zniknęła z oficjalnych dokumentów, jej duch pozostał — w strukturach, w metodach, w ideologii. Czeka nie była epizodem — była początkiem. Początkiem historii, którą w kolejnych rozdziałach będziemy śledzić z uwagą, krytycyzmem i świadomością, że to, co zaczęło się w piwnicach Łubianki, nie skończyło się wraz z upadkiem ZSRR.
Bo historia KGB — jak każda historia instytucji władzy — to historia ciągłości. A ta ciągłość zaczyna się właśnie tutaj: w grudniu 1917 roku, w cieniu rewolucji, w blasku ideologii, w krwi pierwszych ofiar.
Rozdział 2: Od GPU do NKWD: ewolucja instytucji represji w latach chaosu
Gdy kurz rewolucji zaczął opadać, a bolszewicy umacniali swoją władzę, Czeka — brutalna, bezkompromisowa, ideologicznie fanatyczna — musiała przejść transformację. Nie dlatego, że jej metody były kwestionowane, lecz dlatego, że państwo, które dopiero co się narodziło, potrzebowało bardziej zinstytucjonalizowanego, bardziej „cywilizowanego” narzędzia represji. Tak narodziła się GPU — Państwowy Zarząd Polityczny, który w 1922 roku zastąpił Czekę, zachowując jej kadry, metody i misję, ale nadając im pozory legalności.
GPU miało być bardziej uporządkowane, bardziej „proceduralne”. W praktyce oznaczało to jedynie lepsze maskowanie przemocy. Terror nie zniknął — został zracjonalizowany. GPU kontynuowało inwigilację społeczeństwa, represje wobec przeciwników politycznych, kontrolę nad mediami i kulturą. Jego funkcjonariusze byli nadal ideologicznymi żołnierzami, ale teraz działali w ramach struktur, które przypominały administrację państwową. To była nowa jakość: terror w garniturze, przemoc w biurokratycznym języku.
W 1923 roku GPU przekształcono w OGPU — Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny. Zmiana ta miała znaczenie nie tylko organizacyjne, ale także symboliczne. OGPU stało się instytucją ogólnokrajową, z rozbudowaną siecią lokalnych oddziałów, z własnym budżetem, z rosnącym wpływem na politykę wewnętrzną. Było już nie tylko narzędziem partii — było filarem państwa. I choć jego działania nadal koncentrowały się na „ochronie rewolucji”, to zakres tej ochrony był coraz szerszy: obejmował gospodarkę, kulturę, edukację, religię.
Lata 20. XX wieku były okresem względnej liberalizacji — przynajmniej w porównaniu z okresem stalinowskim. NEP (Nowa Polityka Ekonomiczna) wprowadził elementy rynku, ograniczył represje wobec chłopów i drobnych przedsiębiorców, pozwolił na pewną swobodę kulturową. Ale OGPU nie zniknęło. Przeciwnie — działało z większą dyskrecją, z większą precyzją, z większym wyrafinowaniem. Inwigilowano środowiska akademickie, kontrolowano publikacje, prowadzono operacje przeciwko „elementom kontrrewolucyjnym”. Terror był mniej widoczny — ale nie mniej obecny.
W tym okresie OGPU zaczęło też rozwijać swoje struktury wywiadowcze. Agenci byli wysyłani za granicę, zakładano siatki szpiegowskie, zbierano informacje o działaniach emigracji rosyjskiej, o polityce państw zachodnich, o nastrojach społecznych. Wywiad zagraniczny OGPU był jeszcze w powijakach, ale już wtedy kształtowała się logika, która w przyszłości miała zdominować działania KGB: logika penetracji, logika wpływu, logika dezinformacji.
Prawdziwa rewolucja nastąpiła jednak w latach 30., wraz z dojściem Stalina do pełni władzy. OGPU zostało wchłonięte przez Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych — NKWD. Ta instytucja, powołana w 1934 roku, była czymś więcej niż tylko służbą bezpieczeństwa. Była imperium. Jej kompetencje obejmowały nie tylko inwigilację i represje, ale także administrację obozów pracy, kontrolę nad milicją, nadzór nad transportem, a nawet zarządzanie gospodarką. NKWD było państwem w państwie — strukturą totalną, zdolną do działania na każdym poziomie życia społecznego.
W okresie Wielkiej Czystki (1936–1938) NKWD osiągnęło apogeum swojej brutalności. Setki tysięcy ludzi zostały aresztowane, przesłuchiwane, torturowane, skazywane na śmierć lub zesłanie do łagrów. Wśród ofiar byli nie tylko przeciwnicy polityczni, ale także członkowie partii, wojskowi, intelektualiści, zwykli obywatele. Paranoja Stalina, podsycana przez aparat NKWD, doprowadziła do zniszczenia całych struktur społecznych. Terror stał się codziennością, a strach — podstawowym mechanizmem kontroli.
NKWD działało według logiki totalnej prewencji. Nie czekano na dowody winy — wystarczało podejrzenie, donos, niejasna wypowiedź. Procesy były farsą, wyroki zapadały z góry, a przesłuchania miały na celu nie ustalenie prawdy, lecz wymuszenie przyznania się. Tortury były powszechne, a ich celem było nie tylko złamanie jednostki, ale także stworzenie narracji, która legitymizowała represje. Każdy aresztowany musiał „przyznać się” do udziału w spisku, do zdrady, do sabotażu — nawet jeśli był niewinny. A właściwie: zwłaszcza jeśli był niewinny.