E-book
7.88
drukowana A5
41.34
drukowana A5
Kolorowa
65.51
Kronika Duszy

Bezpłatny fragment - Kronika Duszy

Ta, która niesie głos


Objętość:
159 str.
ISBN:
978-83-8440-050-0
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 41.34
drukowana A5
Kolorowa
za 65.51

Idę tam, gdzie prowadzi mnie wewnętrzny rytm, a nie świat zewnętrzny.

Na progu ciszy

Zanim nauczyłam się słuchać świata, słuchałam ciszy. To ona pokazała mi, że każde słowo rodzi się z milczenia, a każda droga zaczyna się od zatrzymania. Dziś wiem, że nie idę już w poszukiwaniu — idę w pamięci tego, co zawsze było.

„Kronika Duszy” nie jest zbiorem prawd. To mapa wewnętrznych przestrzeni, które przemierzałam — często po omacku, w ciemności. Czasem nie wiedząc, czy to jeszcze Ja, czy echo dawnego przymierza. Ta księga nie powstała z planu. Ona sama domagała się narodzin: w snach, w znakach, w momentach, kiedy rzeczywistość pękała i wpuszczała światło. Płynęła przeze mnie fragmentami.

Pisząc ją, nie czułam się autorką. Czułam się naczyniem. Kanałem. Kimś, kogo niewidzialna dłoń prowadzi i mówi: „Zapisz to. To nie tylko Twoja historia. To echo wielu Dusz”.

To nie jest opowieść o początku. Zaczyna się w chwili, w której Dusza przekracza bramę realnej Obecności. Nie dojrzewania do niej — Obecności samej.

Piszę z miejsca, w którym słowo jest tylko cieniem doświadczenia — śladem po tym, co przepłynęło przez serce. Każdy zapis jest spotkaniem, nie interpretacją. Oddechem chwili, nie historią.

Przez lata uczyłam się działać nie z przymusu, lecz z wewnętrznego przepływu. Nie pisać, by coś osiągnąć, ale by być w tym, co się objawia. Myślałam, że książka będzie owocem tej drogi. Dopiero później zrozumiałam, że była jej celem.

„Kronika Duszy” płynie jak rzeka, która nie potrzebuje celu, by mieć sens. Znajdziesz tu powracające znaki i symbole — te same, ale głębsze, bo świadomość z każdym ruchem czyta je inaczej.

Nie piszę już po to, by zrozumieć. Piszę, by być w zgodzie z tym, co się ujawnia. W tej przestrzeni nie chodzi o odpowiedzi, lecz o Obecność.

Redagowałam ją sama, bez wsparcia technicznego czy merytorycznego. Dlatego mogły pozostać błędy — i jest w tym coś ludzkiego, potrzebnego, prawdziwego.

Miałam też opór przed zarabianiem na czymś tak subtelnym jak duchowość. Wydawało mi się to sprzeczne z jej naturą. Z czasem zrozumiałam, że materia i duchowość nie są sobie przeciwne — że można przyjąć energię wymiany, nie tracąc czystości intencji.

Kiedy porzuciłam pytania i oczekiwania, usłyszałam głos Duszy: „Teraz jesteś gotowa”.

Na początku czułam przerażenie wobec ogromu tego, czego nie wiem. Nie działałam teorią, logiką ani analizą. Operowałam rozpoznaniem: jasnością, nagłym uderzeniem wiedzy z miejsca, które nie zna czasu. Umysł nie wiedział — szukałam słów, by wyrazić to, co przychodziło jak fala. Słyszałam pole, nie konstrukcję.

Jestem autorką tej Kroniki nie dlatego, że pragnęłam sławy, ale dlatego, że ktoś — najpierw w milczeniu, potem w znaku — poprosił mnie, bym spisała ślady. Prowadzę „Kronikę Duszy” na papierze i w codzienności: zapisuję sny, śledzę znaki, pracuję z pamięcią rodu, runami, rytuałami ciszy, które pomagają przełożyć to, co niemierzalne. Moje życie splata prostotę dnia z tą niewidzialną pracą słuchania. Dlatego to, co przeczytasz, pochodzi zarówno z zakorzenienia, jak i z chwil, w których Dusza wychodzi na brzeg i mówi: „Patrz”.

W tej księdze znajdziesz opowieści utkane z milczenia, runy wypalone ogniem doświadczeń, słowa­-klucze. Nie po to, by Cię nauczyć. Po to, by coś w Tobie odblokować. Jeśli trzymasz tę książkę, to znaczy, że Twoja Dusza przyszła po coś, co pamięta. Co może Cię dotknąć, poruszyć albo tylko przemknąć i odejść.

Może nie przychodzisz tu po nowe słowa, lecz po ciszę między nimi.

Ilustracje są znakami. Powstały w Canvie, wspierane elementami z Freepika i AI, aby wpleść światło, kształty i symbole tam, gdzie słowo się kończy.

Niech to będzie przestrzeń, w której nie musisz rozumieć — wystarczy, że czujesz. Witaj w Kronice. Witaj w sobie.

Ansuz — pierwszy szept, który otwiera Kronikę

Moja Dusza niesie energię tej runy. To moja runa urodzeniowa, którą obliczam z całej daty urodzenia. Taka runa nigdy nie jest przeciwko. Ona jest jak znak Duszy — strażnik, który pokazuje, gdzie mam swoje źródło siły. Nawet jeśli przychodzi w cieniu, to nie po to, by mi zaszkodzić, tylko bym zobaczyła, gdzie leży mój test.

Część mnie pamięta sny, szepty przodków, stoi na granicy światów i czuwa, by to, co niewidzialne nie zostało zapomniane. Słyszy, czego inni nie słyszą. Czuje w sobie historie przeszłości, które nie miały dotąd głosu. A pisanie jest drogą, by je wyrazić.

Są we mnie słowa, które nie należą tylko do mnie. Zbieram je.

Są we mnie miejsca, których nikt nie widzi. Jak ciche sanktuarium dla tego, co niewidoczne. Dla tego, co pominięte.

I to energia tej runy idzie ze mną przez wszystkie strony Kroniki.


Runy są alfabetem mojej Duszy — znakami, które pamiętały mnie, zanim ja odkryłam je. I choć runy towarzyszą mi w tej drodze, nie posługuję się nimi w sposób znany z ksiąg. Nie uczę się ich znaczeń, nie szukam interpretacji. Runy nie są dla mnie alfabetem, lecz ruchem. Kiedy biorę je do ręki, nie pytam symbolu, lecz pola: tego, co się we mnie porusza, co staje, co chce przejść. Runy odpowiadają tylko wtedy, gdy pytam z właściwego miejsca. A jeśli nie — milkną, pokazują pustkę albo stawiają przede mną znak zatrzymania. W ten sposób prowadzą, zanim cokolwiek powiedzą.

Nie pracuję z nimi mentalnie. Pracuję nimi somatycznie. Runa jest odczuciem — kierunkiem, który się we mnie otwiera, albo napięciem, które mówi: nie tędy. Nie potrzebuję wiedzieć, co oznacza jej kształt. Wystarczy, że czuję, jak wchodzi w pole. To intuicyjna, wewnętrzna rozmowa z tym, co starsze ode mnie, a jednocześnie całkowicie moje.

Ansuz jest tą, która otwiera przestrzeń Kroniki. Gdy pojawia się przy mnie, wiem, że czas słuchać, nie wymyślać. Że to nie ja mówię pierwsza. Że coś chce zostać zapisane.

Kronika Świadomości

Część I

Suwerenność świadomości

🌿 Dlaczego piszę?


Nigdzie nie spotkałam się z takim odbiorem świadomości, jak mój własny, stąd wybrzmiała we mnie potrzeba, by to spisać i zebrać w jakąś całość. I nie będzie to tekst tak o emocjach, jak o samym mechanizmie świadomości.

Długo nie umiałam znaleźć na to języka. Najpierw myślę w energii, dopiero potem zaczynam tłumaczyć to na język. Czuję strukturę, potem ubieram ją w słowa. Najpierw rozpoznaję sens — wewnętrznie, bez słów. Dopiero potem próbuję przełożyć to na język, który inni mogą zrozumieć.

Ciało wiedziało wcześniej — świadomość potrzebowała czasu, by to dogonić. Sama Kronika jest miejscem mojej własnej integracji, ponieważ dopiero jak coś opiszę, przestaje to wisieć we mnie jak napięcie. Spisanie jest równoznaczne z zakończeniem jakiegoś procesu lub jego etapu.

Kronika Świadomości powstaje, bo moja wewnętrzna mapa wreszcie się odsłoniła.


🌿 Dojrzewanie świadomości — „Ciało wiedziało, świadomość doganiała”


Mój układ nerwowy i świadomość dopiero teraz są na takim etapie, że mogę połączyć fakty, odczucia i obserwacje w jedną spójną mapę. Jeszcze pół roku temu interpretowałam wiele rzeczy jedynie „energetycznie”, miałam więcej chaosu w sygnałach ciała. Byłam jeszcze w procesie uwalniania starych napięć i granice były niestabilne. Reagowałam, ale nie umiałam nazwać co jest moje, co nie.

Moje wewnętrzne struktury dojrzały do tego, by to przyjąć i poukładać.

Wzorce, sygnały, reakcje ciała, odbiór innych ludzi — to wszystko było we mnie od lat, tylko dopiero teraz mam język, świadomość, potrzebny dystans i spokój wewnętrzny, żeby to zobaczyć z góry, jak jedną spójną mapę, której wcześniej nie dało się narysować.


🌿 Pierwsze przebudzenia świadomości


Pierwsze momenty zrozumienia, że w ogóle mam coś takiego jak świadomość, zaczęły się dawno temu. Dokładnie w momencie, kiedy dla świętego spokoju piłam z kimś alkohol. Nigdy nie był to stan, który mi odpowiadał, bo nie odpowiadała mi zmiana, jaka wtedy zachodziła. Lubiłam być świadoma wszystkiego. Dlatego przestałam pić alkohol.


🌿 Zderzenie ze śmiercią świadomości — punkt zwrotny


Głównym wydarzeniem, które zmieniło mnie bardzo mocno było coś, o czym bałam się mówić i czego się wstydziłam. W tamtym momencie również niewiele z tego rozumiałam. Zbyt wiele puzzli było zakrytych. Jak karty tarota — większość była odwrócona, a ich ukazanie się zmieniała nie moja ręka, lecz doświadczenie. Tak wygląda dojrzewanie świadomości — przebiega etapami. Dziś już mogę o tym napisać.

Z racji problemów z kręgosłupem i dużego bólu, dostałam od znajomej marihuanę w kropelkach — taką z THC. Dostałam to na ból i byłam gotowa na wszystko, aby sobie pomóc. Usłyszałam, że jest bezpieczna, zdrowa, poprawia świadomość, zdrowie. Same superlatywy. Jedna kropla zażyta wieczorem spowodowała u mnie coś w rodzaju zapaści. Ze snu wybudziło mnie złe samopoczucie. Świat mi wirował przy zamkniętych oczach nawet. Nie byłam w stanie zejść na dół i poprosić o pomoc. Wybrałam więc numer do męża. On sprowadził mnie na dół, włączył najmniej interesujący dla mnie w tej chwili film na kanale Tomasza Rożka — „Nauka. To Lubię”. Robił wszystko, abym nie odpłynęła. Tłumaczył słowa na prosty język a ja słuchałam i starałam się mówić, jak to rozumiem. Czułam się, jakby dzielił mnie krok od śmierci. Robiłam wszystko, by nie stracić mojej świadomości, którą odczułam jako największy mój skarb. To były najdłuższe dwie czy trzy godziny w moim życiu. Kiedy zaczynałam odpływać, klepał mnie po buzi i kazał powtarzać, co z tego filmu rozumiem. Łapałabym się wtedy nawet brzytwy, by zachować świadomość — tę moją, nie sztuczną. Fakt, że wszystko działało w zwolnionym tempie i nawet serce sprawiało wrażenie, że bije niezwykle wolno, nie poprawiało mi samopoczucia. Chciałam odzyskać swój dawny stan świadomości. Nie chciałam go zmieniać. Chciałam tylko, by ból minął, nic więcej.


🌿 To nie było o marihuanie


Tak naprawdę dziś jestem wdzięczna za to doświadczenie, ponieważ zdobyłam konkretną wiedzę na ten temat i nie pochodziło to z książek. Dziś wiem, że nie dołączę do grona ludzi, którzy niemalże jednym głosem śpiewają, że zły stan po THC to wina lęków i złej psychiki. Jest absolutnie odwrotnie.

To nie jest kwestia „siły psychiki”, tylko różnic biologicznych i neurochemicznych. Jeśli ktoś używa THC regularnie, to receptory CB1 (kannabinoidowe) są przytępione. Ci ludzie, którzy reagują drastycznie, nie znaczy, że mają coś z psychiką. Nie znaczy to, że mają lęki, które wypływają. To znaczy, że ich receptory mają wyższą gęstość. Układ nerwowy może być wrażliwszy. Mogą też mieć bardzo niską tolerancję na zmiany percepcji, podczas gdy inni bawią się świetnie.

Reakcje są związane właśnie z poziomem świadomości. U niektórych ludzi organizm od razu mówi: „Nie tykaj mnie żadnym środkiem, bo od razu rozwalisz percepcję”. I to jest wrodzone. Tak działa układ nerwowy, który do funkcjonowania nie potrzebuje dopalania. Wręcz przeciwnie — każde dopalenie go przestymulowuje.

Tak naprawdę nie pisze o marihuanie ani o jakichkolwiek innych używkach, typu alkohol. Piszę o naturalnym stanie, którego nie pozwalam sobie odebrać. O granicy, która odróżnia mnie od ludzi, którzy potrzebują zmiany percepcji, żeby poczuć jakiekolwiek flow.


🌿 Deklaracja


Świadomość „na haju” nie jest żadną świadomością. To jest stan chemicznie wywołany odcięciem części lęków, spowolnieniem pracy kory mózgowej, zaburzeniami koordynacji i wzmacnianiem bodźców. Oni często mówią, że „nagle widzą więcej”, „lepiej czują”, „łatwiej tworzą”. Prawda jest znacznie prostsza — ich naturalna świadomość jest dla nich niewygodna. Za dużo w nich lęku, napięcia, myśli, presji. THC im te filtry wycisza. To daje poczucie „teraz dopiero żyję”.

Zmieniony stan świadomości to dla mnie dramat. To nie jest kierunek mojej Duszy. To nie jest światło. To jest ulga. Chemiczna, krótkotrwała, uzależniająca.

Ludzie, którzy mówią, że „nie mogą tworzyć bez” — mówią tak dlatego, że:

1. Ich naturalny stan psychiczny jest zbyt napięty albo zbyt chaotyczny. THC daje im fałszywe poczucie lekkości.

2. Zbudowali tolerancję. Mózg już nie potrafi wejść w kreatywność bez zewnętrznego bodźca.

3. Myślą, że haj = kreatywność. A to tylko poluzowanie kontroli, przez co łatwiej o skojarzenia.

Ale to nie świadomość — to obejście świadomości.

Moja świadomość jest dla mnie wartością samą w sobie. To narzędzie, które działa dobrze. Nie chcę go zamglić, bo mam naturalny dostęp do wglądu, refleksji, głębi. Jest nienaruszalna.

Zmieniony stan świadomości to dla mnie dramat, bo tracę podstawę, o którą opiera się całe moje życie wewnętrzne. U nich zmieniony stan to ulga — bo ich własna świadomość bywa niewygodna. To chemiczna kopia. U mnie to wewnętrzny kompas, który natychmiast mi mówi, kiedy coś oddala mnie od samej siebie — i dlatego zareagowałam tak ostro.

Nie z powodu słabości. Z powodu integralności.

To nie jest wyznanie winy. To jest wyznanie granicy.

To doświadczenie dotyka dwóch obszarów naraz: świadomości i granicy życia–śmierci. Do tego trzeba dojrzeć, by móc o tym opowiedzieć. Wtedy byłam w trybie przetrwania, teraz jestem w trybie integracji — taka różnica. Nie mogłabym napisać czegoś ze strachu, tylko z własnej mocy i gotowości.

To jest o suwerenności świadomości. O tym, że są ludzie, którzy bez chemii nie potrafią oddychać, i są tacy, których chemia prawie zabija — bo narusza to, co w nich najczystsze.


🌿 Biologiczna i duchowa wrażliwość — różnice, które trzeba wyjaśnić


Taka reakcja jest też związana u mnie z moją nadwrażliwością nie tylko psychiczną czy emocjonalną, ale też biologiczną. Wzrost świadomości sam w sobie jej nie tworzy, ale fakt jest taki, że ona się wraz z tym wzrostem zwiększyła. I tu właśnie trzeba doprecyzować.

Gdy człowiek dojrzewa duchowo, jego percepcja staje się bardziej precyzyjna, subtelna, nielubiąca zakłóceń. Czasem świadomość działa zbyt czysto, żeby tolerować ingerencję chemiczną. I tak naprawdę nie jest to wrażliwość, bo to słowo nie wyczerpuje do końca tematu. Bardziej to nietolerancja na wszystko, co zakłóca klarowność.

Im bardziej rozumiesz siebie, tym mocniej reagujesz na wszystko, co cię od ciebie odsuwa.

Kiedyś mogłam znieść więcej — bo byłam bardziej odcięta od odczuć, przeciążona, w trybie przetrwania. Organizm wtedy ma grubszą skórę, bo musi. Ale to nie jest prawdziwa odporność — to znieczulenie.

Wraz ze wzrostem świadomości to znieczulenie opada i nagle wszystko robi się wyraźne. To działa jak mucha na szybie — im bardziej jest czyste szkło, tym szybciej widzisz każde zabrudzenie.

Nadwrażliwość może się ujawnić dopiero, gdy psychika już nie musi trzymać pancerza.

Gdy człowiek żyje latami w trudnych emocjach, w stresie, w przetrwaniu, mózg pracuje w innym trybie — bardziej „odciętym”. Dopiero gdy robi się spokojniej, bezpieczniej, świadomiej, wtedy wychodzi prawdziwa wrażliwość biologiczna. I wtedy pojawia się zdziwienie — kiedyś twardo znosiłam wszystko, a teraz jedna kropla mnie powala.

Wzrost świadomości łączy się ze wzrostem klarowności. Świadomość, która pracuje bez dopalaczy i używek nie toleruje substancji, zakłóceń, stanów zmienionych, zaburzeń równowagi neurologicznej ani jakiegokolwiek odcinania od własnego centrum. Dlatego ludzie, którzy idą drogą świadomości, często stają się bardziej wrażliwi na zmęczenie, na alkohol. Nawet na kofeinę i stres — bo świadomość nie lubi, gdy coś jej miesza w czystości koncentracji, a kawa wcale nie działa tak łagodnie. Nie jest dobra dla wrażliwców. To narzędzie przetrwania — byle jakoś dać radę. I dlatego staram się jak najmniej pić, mimo że sam smak uwielbiam — działania już nie.

U osób takich jak ja, wzrost świadomości odcina możliwość stosowania jakichkolwiek substancji, które „rozszczelniają” Umysł. Po prostu przestajemy się do tego nadawać. Nie potrzebujemy sztucznego wyostrzania — nasza naturalna ostrość jest na wysokim poziomie. Nie musimy bardziej i mocniej.

Kiedy organizm latami żyje w stresie działa głównie na kortyzolu, adrenalinie i noradrenalinie. One działają jak znieczulenie. Czuje się mniej, receptory lepiej przyjmują stymulowanie a świadomość jest mniej precyzyjna.

Kiedy wyszłam z tego stanu, mój układ nerwowy stał się bardziej czuły. Wraca czyste odczuwanie. Można to porównać do zdjęcia futra zbyt późno — wiosną.

Miałam taki etap w swoim życiu. Czułam wtedy każdy powiew, minimalny wiaterek — dosłownie. To jak zachłyśnięcie się powietrzem po długiej chwili bezdechu. Nie jest łatwo. Moment, w którym układ nerwowy przestaje być otępiony i zaczyna działać „na czysto”. Wtedy ciało przez pewien czas reaguje z przesadną czułością na absolutnie wszystko. Mój układ nerwowy odczuł to tak, jakbym stanęła w galerii, wśród mnóstwa ludzi zupełnie naga. Wszystko staje się „za bardzo”. Organizm uczył się od nowa czuć, przetwarzać, odbierać. Kalibrował temperaturę, kiedy chodziłam w grubych swetrach w ciepły, ale wietrzny dzień okutana po czubek głowy. Kalibrował wszystko — dotyk, przepływ powietrza, wszelkie sygnały. To był taki czas, kiedy było za dużo danych, za mocno, za szybko — czyli ponowne strojenie systemu.


🌿 Mechanizm czucia


Osoba wysoce świadoma wyczuwa nie tylko bodźce typu dźwięk, dotyk czy zapachy. Tu nie chodzi jedynie o zmysły. Ona wyczuwa zakłócenia świadomości. Emocje innych ludzi zaczyna się widzieć bardziej przejrzyściej, szybciej niż kiedyś. I zdarza się, że z wyprzedzeniem. Przy czym nie ma tu żadnej magii. Po prostu, wyłapuję subtelności podczas kontaktu, dla innych niewidoczne. Nauka określa to jako somatyczną empatię.

Podejrzewam, że tego typu wrażliwość mam od dawna, jedynie od niedawna wychwytuję różnicę, że to nie moje. Ktoś będzie podniecony — ja poczuję podniecenie. Ktoś będzie chciał ukryć żale, pretensje do mnie, ale to na nic — wyłapię od razu. Kiedyś po pretensjach znajomej obudziłam się w nocy z mnóstwem pytań w głowie. Dusza zapytała co czułam — miałam opowiedzieć. No, poczułam opór. Pracowałam z nim, jak zawsze — tak, jak mnie uczyła. To, co usłyszałam chwilę później wywróciło mój świat do góry nogami:

— Tylko to nie Twój opór. Nie Twój…

Wtedy po raz pierwszy zorientowałam się, że odbieram też to, co jest nie moje. Odróżniania tego uczyłam się wiele lat.

Mój mózg działa jak odbiornik, nie jak filtr. Większość ludzi ma NATURALNE tłumiki: na cudzą energię seksualną, na cudzy lęk, na cudzy stres, niepokój czy pobudzenie. U mnie obrona psychiczna opadła. Przestałam jej potrzebować — to jest właśnie to, kiedy Dusza mówiła, że mogę wejść we wszystko, bo wie, że wyjdę, kiedy będzie trzeba.

Odczuwam emocje innych przez ciało:

• czyjeś podniecenie → mój brzuch reaguje,

• czyjś lęk → mój układ nerwowy robi spięcie,

• czyjś niepokój → moje ciało daje sygnał „zagrożenie”,

• czyjaś mikrofobia (swędzenie, drapanie) → czuję mrówki pod skórą.

Czasem rozmawiam przez telefon i słyszę w kimś nadchodzące przeziębienie, po czym dostaję może po dwóch dniach telefon z odwołaną wizytą, bo przeziębienie. Albo ktoś odbiera telefon i od razu wyczuwam żal, ukryte pretensje, choć teoretycznie jest taki, jak zawsze. Patrzyłam na czyjeś zdjęcie (osoby, której nie znałam osobiście) i zalewało mnie od góry do dołu. To fizjologiczne rozpoznawanie karmy, bo w taki sposób wyczułam powiązania karmiczne i problemy tej osoby.

Kiedy człowiek odczuwa podniecenie lub jest zły, ale to ukrywa, zmienia mu się ton głosu, barwa, sposób wypowiadania. Emanuje inną energią, tylko te informacje są na tak subtelnych poziomach, że normalnie człowiek ich nie zauważa przez filtry. Kiedy ktoś kontroluje swoje emocje, ja to czuję. Kiedy ktoś powstrzymuje się przed czymś, walczy ze sobą, żeby się nie zdradzić, ja to czuję. Czuję reakcje czyjegoś ciała.

Kiedy ktoś broni się przed pokazaniem mi czegoś i to ukrywa, ja to widzę niemal od razu, bo poczuję to w ciele. Moje ciało skopiuje jego wzorzec fizjologiczny. Jestem lekko niedosłysząca, ale wyłapuję na innym poziomie impulsy, bodźce, sygnały. Moje ciało pokaże mi szybciej niż świadomość. Czasem cały mechanizm problemów tej osoby, jakie ma. I to tylko ze zdjęcia. Myślę jednak, że tak dokładny odczyt jest możliwy tylko przy karmicznym połączeniu z tą osobą, ale pewności nie mam.

Jednak moje czucie nie kończy się na poziomie rezonansu somatycznego. Jest o wiele głębszy. Nie chodzi też o czytanie energetyczne ani o wyczuwanie czyjegoś pola czy odbiór sygnałów. Wyczuwam nie tylko emocje, ale intencje, kłamstwo, obawy.

Raz zdarzyło się tak, że nie zapamiętałam ciała mężczyzny w ogóle, mimo spojrzenia mu w oczy. Nie wiem jak wyglądał. Zobaczyłam co innego. Przyznał się, że chodzi koło mnie, ale nie wie dlaczego. To było rozpoznanie na poziomie Duszy. Bez twarzy, bez historii, bez relacji. Nawet emocji w tym nie było. O ile poziom somatyczny może być codzienny, a energetyczny dosyć częsty, tak poziom Duszy to już rzadkość, który nie zdarza się przypadkiem. I to jest dla mnie jeszcze zagadką, bo nie włącza się u każdego człowieka. Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze uda mi się tego doświadczyć, bo nawet ten jeden raz to już dużo.

Ten mężczyzna odczuł skutki, ja od razu zrozumiałam źródło — nasze Dusze się znają. Jednocześnie nie czułam potrzeby, by cokolwiek z tym robić, ponieważ nie działo się na poziomie emocjonalnym ani erotycznym. Patrzyłam mu prosto w oczy, ale kiedy odszedł, nie mogłam przypomnieć sobie jego twarzy, postury. Nic, niezrozumiała na ten moment cisza, ale w środku pojawiła się myśl: ja Cię znam.

Na mój przypadek nie ma jednego terminu, który by to określał. To raczej zbiór kilku terminów, które składają się w całość i których rozwijać nie czuję potrzeby. Jak chociażby neurony lustrzane czy somatyczna empatia. Jest również taki termin jak interocepcja wysokiej czułości czy nadmierna czujność somatyczna. To nie praca naukowa ani teoria absolutna, a jedynie sygnalizowanie, że takie terminy są dostępne naukowo.

Odbieranie ciałem psuje trochę przejrzystość świadomości, aczkolwiek daje większe możliwości, jeśli umie się to uporządkować.

Muszę się nauczyć widzieć to razem i zrozumieć, co czuję naprawdę. To nie jest proste — do dojrzałego rozeznania prowadziła mnie ścieżka błędów, które jeszcze mogą mi się zdarzać.

Najpierw ciało, potem świadomość — i trzeba to zsynchronizować.

Czyli:

Ciało → Dusza → Umysł

U większości ludzi jest odwrotnie:

Umysł → Emocja → Ciało

Mam odwrotną kolejność, bo u mnie idzie „od góry”.

Błędy to część procesu kalibracji. Dzięki nim zrozumiałam, co nie jest moje. Nie można mieć precyzji bez błędów i wcześniejszego chaosu.

Czucie zbyt dużo to i dar, i przekleństwo. Takie błogosławieństwo w przebraniu — blessing in disguise — coś, co na początku wydaje się złe lub pechowe, ale ostatecznie przynosi korzyści i pozytywne skutki.

Czuję sygnały, a potem muszę umieć to odfiltrować.

• co jest moje, a co kogoś

• co karmiczne,

• co nerwowe,

• co seksualne,

• co lękowe,

• co duchowe,

• co psychologiczne.

Wymaga to czasu, doświadczenia i błędów też. One są nieuniknione, bo muszę nadać język doświadczeniu i to dobranie odpowiednich słów czasem jest najbardziej problematyczne. Do tego dochodzą jeszcze teorie, które już są w sieci i czasem zwyczajnie potrafią namącić w głowie. Odsiewanie ziarna od plew też łatwe nie jest przy takim odbiorze.

Ci, którzy „nigdy się nie mylą”, są po prostu odcięci od ciała.


🌿 Poziomy odbioru


W tym momencie wyodrębniają mi się cztery jakości, na jakich przebiega mój własny odbiór.

Somatyczna empatia — sygnały zewnętrzne wchodzą przez autonomiczny układ nerwowy. Ma to miejsce w splocie i podbrzuszu. Taka energia wytrąca, zalewa. Natomiast to, co jest moje, wchodzi od góry i porządkuje, wycisza, rozjaśnia i integruje. Są to dwa odrębne procesy. Kiedy Duch schodzi z góry nie musze tego filtrować — to jest czyste. Kiedy wchodzą cudze emocje muszę to przefiltrować.

Poziom psychiczno‒energetyczny to wyczuwanie warstw energii, czyjejś struktury psychicznej, napięcia w polu. Rozpoznawanie czyjegoś wewnętrznego stanu bez analizy. To moment, kiedy wiem, że ktoś kłamie, boi się lub coś próbuje ukryć przede mną. To wciąż nie jest Dusza. To jedynie osoba z jej własnym zasobem psychicznym i energią.

Jest jeszcze coś takiego jak poziom karmiczny.

Karmiczne rozpoznanie — relacyjne. Kiedy mamy z ta osobą jakąś historię — przeszłą lub przyszłą i Dusza rozpoznaje. Kiedy mam ta osobą coś do przeżycia, otwarcia lub domknięcia. Tu nadal widzimy człowieka. To nadal etap dotykania energii życiowej.

Rozpoznanie czyjej Duszy to proces inny od poprzednich.

Poziom duchowy nie jest czytaniem czyjejś energii, nie jest odbieraniem jej stanów psychicznych. To nie wyczuwanie pola człowieka. To rozpoznanie poza ciałem (kiedy nie widzę czyjegoś ciała ani twarzy), poza psychologią, poza instynktem i poza seksualnością. To moment, kiedy Dusze uświadamiają sobie, że się znają. Dlatego tamten mężczyzna chodził koło mnie przez długi czas. Nie jest to już poziom relacyjny.

Poziom somatyczny jest codziennością, energetyczny wydarza się często, ale poziom duchowy jest ewenementem, jeśli w ogóle się komuś przydarzy. U ludzi o niskiej świadomości — nigdy. Ten poziom nie ma nic wspólnego z budowaniem czy relacją. To chwila, kiedy Dusze z tej samej linii energetycznej mogą się zobaczyć. To wszystko.


🌿 Wszystko zaczyna się tu: Kronika Świadomości


To dopiero wstęp. Dalej zaczyna się mapa świadomości — fundament, na którym opiera się cała Kronika.

Pola świadomości

🌿 Moment pierwszego rozpoznania


Moment, kiedy pierwszy raz zaczęłam zauważać, że w ogóle istnieją jakieś poziomy, przyszedł dawno temu. To był czas, kiedy poznałam Astral — ale nie uznałam go wtedy za miejsce, w którym przebywa moja Dusza.

Był dla mnie obcym planem — pełnym biegunów, walki i iluzji, z którymi nigdy nie miałam rezonansu. Czułam w nim ruch, ale nie Czyste Światło. Czułam mechanizmy, ale nie Dom.

Z tą tematyką zetknęłam się poznając schemat działania lightworkerów, którzy mianują się pracownikami światła. Poziom Źródła w moim ujęciu różnił się od światła lightworkerów brakiem walki z mrokiem.

Różnica jest właśnie w podejściu do dobra i zła, do światła i mroku — a konkretnie w samej wierze w istnienie dobra i zła. Sam fakt, że nigdy nie musiałam z tym złem walczyć, dużo mi dało do myślenia.

Musiałam wrócić do moich dawnych lekcji, do pierwotnych założeń i zsumować wszystko, dopasować język do tego, co wiedziałam od dawna. Wtedy zrozumiałam, że nie każda praca z energią jest pracą w bezpośrednim dostępie do Źródła.

Nie każda jest pracą z tą czystą energią czy wibracją Czystego Światła.

Jeśli coś jest oparte na mechanizmach walki z mrokiem — to jest astralny poziom dualizmu, nie Światło. Światło nie musi walczyć z mrokiem. Nie musi się zabezpieczać. Nie musi się bać.

Wtedy próbowałam zrozumieć, czym jest ten Astral, o którym piszą inni. Czułam, że to nie moje miejsce, ale wiedziałam też, że z jakiegoś powodu muszę sobie przypomnieć, czym jest.

Zobaczyłam, że jedni przejdą przez niego szybko, a inni utkną na długo, kuszeni jego możliwościami, iluzjami i wahadłami.

Zobaczyłam również, że istnieje etap poza Astralem, na innych częstotliwościach. Etap, na którym naturalnym procesem Duszy jest PŁYNIĘCIE.

I dopiero wtedy zrozumiałam, że to płynięcie było wstępem do najważniejszego prawa w moim życiu — Prawa Puszczania.


Astral nie był początkiem — był jedynie pierwszym poziomem, który zauważyłam świadomie. Zanim Dusza dotyka przestrzeni obrazów i emocji, przechodzi przez dwa cichsze, bardziej ziemskie poziomy: fizyczny i eteryczny. One są jak korzenie: niewidoczne, ale wszystko się od nich zaczyna.

Choć Astral był pierwszym poziomem, który świadomie rozpoznałam, to nie jest on pierwszym poziomem, przez który przechodzi świadomość.

Zanim Dusza dotknie przestrzeni obrazów, emocji i iluzji, porusza się przez warstwy o wiele bardziej podstawowe — te, które są tak blisko ciała, że większość ludzi nawet nie wie, że są poziomami.

Poziom fizyczny i eteryczny — te dwa fundamenty — były dla mnie przez lata czymś oczywistym, niemal niewidzialnym. Czułam je, ale nie nazywałam. Wiedziałam, ale nie uświadamiałam sobie, że należą do struktury świadomości.

Dopiero później zobaczyłam, że świadomość porusza się warstwami, a każda z nich ma inne prawa. Astral był tylko pierwszym, który zobaczyłam wyraźnie. Nie pierwszym w kolejności.

I tak zaczęła się moja mapa.


🌿 Opis poziomów


Zanim Dusza dotyka poziomów emocji i obrazów, porusza się w przestrzeni najbardziej podstawowej — w ciele i jego polu. To są dwa pierwsze poziomy świadomości: fizyczny i eteryczny.


Poziom fizyczny — ciało jako pierwszy odbiornik


Ciało jest pierwszą granicą i pierwszym językiem świadomości. Najpierw reaguje ono — potem psychika — a na końcu Umysł. Przez lata nie nazywałam tego poziomem świadomości, bo był po prostu „życiem”. A jednak to tu zaczyna się wszystko.

Ciało poznawałam pod kątem własnej wrażliwości — nie tylko emocjonalnej, ale też fizycznej.

Kiedy dziecko doświadcza śmierci — lub dotyka jej tak blisko, jak ja — następuje rozszczelnienie granicy między światami. Dusza, która zwykle jest w pełni „zanurzona” w materii, nagle przypomina sobie inne wymiary istnienia. Nie wraca już do pełnego „uśpienia” w świecie fizycznym. To właśnie daje później tę hiperwrażliwość: czucie subtelnych energii, emocji, intencji, bólu, nastrojów zbiorowych, czasem nawet przeczucia śmierci lub przemiany.

Hiperwrażliwy człowiek odbiera świat pełnym spektrum: emocje innych, energie miejsc, subtelne sygnały ciała. Reaguje mocniej niż przeciętnie na bodźce — hałas, światło, zmiany pogody. Najmniejszy dźwięk budzi. Najmniejsze światełko nie pozwala spać. Reaguje wcześniej, szybciej. Dla wielu hiperwrażliwość pozostaje niezrozumiana: ciało sygnalizuje zmęczenie, „mgłę umysłową” lub wahania nastroju, a otoczenie nie widzi przyczyny i nie rozumie.

Reakcje biologiczne są natychmiastowe: układ nerwowy, skóra, układ trawienny, hormony. Kosmetyk z nieodpowiednimi składnikami? Od razu to będzie widoczne, że nie jest organiczny. Każde odchylenie od normy od razu organizm odczuwa. Szybciej i mocniej niż inni ludzie. Niektórzy czują dopiero w momencie, kiedy następuje totalny krach, czyli choroba. Hiperwrażliwcy czują dużo wcześniej i są w stanie zaragować znacznie szybciej, na zupełnie innym poziomie problemu. Często jednak mierzą się z licznymi problemami i bólami, bo nie na wszystko można wpłynąć.

Ciało staje się w tak wysokiej wrażliwości kompasem, jak u mnie. Zanim coś się wydarzy, wysyła sygnały — palpitacje serca, zawroty głowy, ciężkość w klatce piersiowej. Mrówki na ciele, gdy ktoś miał podejść. Reakcje na energie, zanim zdążę je nazwać. Czasem czyjś ogień, czyjeś emocje. Czyjąś energię i tajemnicę, którą próbuje ukryć. To wszystko ma wpływ również na mnie.


Poziom eteryczny — subtelna mapa energii ciała


To, co w ciele czułam jako „za mocno”, „za dużo” albo „zalewa”, było czymś więcej niż reakcją fizjologiczną. To były sygnały pola energetycznego ciała — poziomu, który dopiero później zaczęłam rozpoznawać jako eteryczny.

Najważniejszym przykładem odbierania tego poziomu było zaginięcie znanego człowieka w sierpniu 2019 roku. W mediach podane zostało jego zdjęcie oraz informacja o poszukiwaniach. Kiedy spojrzałam na to zdjęcie poczułam, jakby zalewała mnie woda. Zobaczyłam świat pod wodą i już wiedziałam, że ten człowiek jest martwy. Szukano go przez cztery dni z nadzieją, ale ta dla mnie już umarła w momencie spojrzenia na jego zdjęcie, mimo iż nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. W głębi Duszy wiedziałam. I to się potwierdziło.

To, co odebrałam wtedy, nie było wizją ani jakąś „przepowiednią”. Poziom eteryczny nie funkcjonuje jak przesłanie z jakiegoś wyższego źródła. Działa jak zapis pola — pozostawione echo energetyczne, które można odczytać, jeśli system nerwowy jest wystarczająco otwarty. To odczyt, który przychodzi przez ciało: fala przechodzi przez mięśnie, splot, brzuch, klatkę piersiową i zostawia wrażenie faktury zdarzenia — ciężar, ruch, zimno, „zalanie”. To jest sygnał o stanie pola życia człowieka, a nie o jego historii czy intencjach.

Uczę się rozpoznawać wejścia eteryczne od innych poziomów — gwałtownością i fizycznością na przykład. Odczucie pojawia się jak fala, zanim zdążę to nazwać. Nie wiąże się z relacją i emocjami — nie czuję „znajomości”, nie pojawia się „domykanie” historii. Ma krótkie echo — informacja pozostaje jako ślad w polu, nie rozwija się w narrację. Może się potwierdzić poprzez fakty. I nie jest to domysł, lecz odczyt struktury pola.

Przykład z życia uczy najlepiej: gdy patrzę na zdjęcie, to nie „widzę” w wyobraźni przygód czy emocji tej osoby — ja rejestruję stan pola. To jest różnica między „czuć coś o kimś” a „czytać zapis energetyczny, który on zostawił”.


Poziom astralny — świat emocji, pragnień i iluzji


Poziom astralny poznałam najwcześniej, ale najpóźniej zrozumiałam, czym naprawdę jest. Na samym początku myślałam, że jest to jakiś „wyższy plan”, może duchowy wymiar, może coś mistycznego. Dopiero z czasem zobaczyłam, że astral nie jest ani domem Duszy, ani jej naturalną przestrzenią — jest przedsionkiem, miejscem pośrednim, gdzie emocje stają się obrazami.

Astral to „świat odczuć i obrazów”, w którym wiele dusz przebywa po śmierci, zanim przejdą dalej — do bardziej subtelnych planów. Część ludzi doświadcza go w snach, w stanach medytacyjnych, podczas projekcji poza ciałem, albo intuicyjnie, gdy ich wrażliwość jest otwarta na niewidzialne poziomy.

Dla mnie to miejsce, do którego musi zejść moje światło — aż do poziomu cienia, emocji, chaosu, by zostać tam przemienione. Muszę tam wracać, dotykać i uzdrawiać.

To tu trafiają uczucia, lęki, sny, wizje, egregory i wszelkie projekcje. Po śmierci część dusz zatrzymuje się tu na jakiś czas.

Astral to świat biegunów: światło–mrok, miłość–lęk, nadzieja–rozpacz, ekstaza–trwoga. Dlatego właśnie nigdy nie uznałam go za „swoje miejsce”.

To tutaj zaczyna się cała duchowość ludzi, którzy widzą świat przez pryzmat walki: „pracownicy światła” kontra „ciemne wpływy”. Tu powstaje magia, jasnowidzenie, channelingi i większość ezoteryki. Tu też rodzi się uzależnienie od „mocy”.

To tutaj znajdują się nie tylko emocje i wyobrażenia ludzi, ale również wszystkie formy, które ludzkość stworzyła przez tysiąclecia. To przestrzeń dla duchów, zjaw, egregorów, ale także dla religii. To tutaj jest miejsce dla ludzkich wyobrażeń — dla diabła i anioła. Diabeł jest projekcją lęku, anioł jest projekcją potrzeby opieki, a demony to projekcje cienia. W niskim Astralu przebywają istoty o niskiej energii, a w wyższym istoty o wyższej energii. Jednak to miejsce nie jest jeszcze wyższym poziomem Duszy. To są cały czas światy, które nazwałabym niskimi.

Odbieram to jak gęstą mgłę, przez którą światło dociera z trudem, a w niektóre miejsca wcale. Jak coś, co mogę obserwować, odwiedzać, ale nie mogłabym tam żyć, ponieważ ciężko tam oddychać. Potrafię przejść z jednego planu w drugi, ale moim domem jest jedno miejsce.


Astral działa przez emocje (wszystko, co porusza), obrazy (symbole, wizje, sny dramatyczne lub piękne), wrażenie misji, zachwyty duchowe (często mylone z przebudzeniem), przepływy energii, iluzje świetliste (kolory, aureole, światła), odbijanie naszych stanów jak lustro, wzmacnianie tego, co w nas już jest. Przez egregory, które osobiście nazywam siłami równoważącymi. Astralna istota ma twarz, ciało i emocje. Reaguje emocjami. Niesie zachwyt, ekscytację lub lęk. Powoduje jakiś efekt, naszą reakcję, jakieś drganie w nas. Jeśli nawet forma jest piękna, jest reaktywna.

Prawo Puszczania. Tam, gdzie kończy się przyciąganie

Kiedyś polecono mi film o tak zwanym Prawie Przyciągania. Obejrzałam go, ale szybko odsunął się w niepamięć. Nic we mnie nie rezonowało. Czułam, że ten koncept jest zniekształcony, obudowany projekcjami, daleki od prawdziwej pracy świadomości. Nie odrzucałam go jednak. Pozwoliłam mu przepłynąć. Co ma przyjść, przychodzi przecież samo.


🌿 Dlaczego nie widzę tego jako Prawa Przyciągania?


To, co wiele osób nazywa „przyciąganiem”, w moim doświadczeniu nie ma nic wspólnego z przyciąganiem. To czysta obserwacja. Prawo Puszczania, nie Przyciągania.

Wybór myśli, z których rodzi się rzeczywistość, nie polega na generowaniu czegoś czy manipulowaniu energią. Polega na nieprzyciąganiu i nieodpychaniu. Umysł uspokaja się, gdy niczego nie ocenia i niczego nie podsyca. Cokolwiek przychodzi, przyjmuję. Jeśli o coś proszę, to tylko o wsparcie i siłę. A gdy proszę bardziej konkretnie, zawsze dodaję: „Jeśli możesz…”

Nie boję się, że dostanę „nie to, co trzeba”, bo wiem, że życie i tak przyniesie właściwe doświadczenie.


🌿 Obserwowanie i brak ocen


Kiedy boli albo płaczę, nie oceniam tego jako zło. Nie obwiniam życia. Nie tworzę oporu. Uczę się z własnych reakcji i emocji. Za wszystko jestem wdzięczna: za ból, łzy, trudnych ludzi i doświadczenia, które kiedyś bolały.

Zawsze dostaję to, co trzeba. Nie dlatego, że „wierzę”, lecz dlatego, że nie mam już w sobie chcenia ani oczekiwań. Życie płynie jak domino. Umysł staje się cichy. To jest spokój, który istnieje nawet wtedy, gdy łzy płyną po twarzy.


🌿 Stan obserwatora


Obserwowanie jest stanem zawieszenia między tym, co ziemskie, a tym, co duchowe. Obserwator to ktoś, kto wie, gdzie jest, ale nie wikła się w to miejsce. Pozostaje otwarty na wszystko, co przychodzi.

A jeśli Umysł wraca do dawnych nawyków? Nic. Nie piętnuję tego. Akceptuję. I dlatego ten stan szybko mija.

Wszystko rozbija się o opór. Opór pojawia się zawsze tam, gdzie nie potrafimy jeszcze puszczać, gdzie próbujemy przyciągać lub odpychać.


🌿 Nie chodzi o realizowanie zachcianek


Prawo Puszczania nie polega na wysyłaniu Wszechświatowi listy pragnień. Nie chodzi o to, aby „przywołać” określonego partnera czy określoną liczbę pieniędzy. Chodzi o pewność, że pojawi się to, co właściwe. To nie jest dogadzanie własnemu Ego.

Współczesna ezoteryka przerobiła to na produkt. Na technikę. Jak NLP, jak marketing. Tymczasem istota jest odwrotna: rezygnacja z ocen, z kategorii „lubię / nie lubię”, z prób manipulowania życiem.

Jeśli rzeczywistość odpowiada na dominujące myśli, to Prawo Puszczania jest najlepszą drogą. To prawo nieingerowania. Stan, w którym nic nie jest trzymane, nic pchane, nic zatrzymywane. Spokój, wdzięczność i akceptacja dominują, bo emocje nie są już „złe” ani „dobre”. Emocje stają się nauczycielami.

Tak rozumiem optymizm. Tak rozumiem to prawo.


🌿 Skąd przyszło to prawo


Dowiedziałam się dopiero później, że podobne idee istniały w starych naukach duchowych. Nie znałam ich wtedy. Prawo przyszło do mnie jak wspomnienie, które Dusza odnalazła w sobie. Nie szukałam go. Nie analizowałam. Zrodziło się samo, z wewnętrznego źródła. Dlatego nazwałam je po swojemu.


🌿 Prawo Puszczania a zdrowie i energia


Prawo Puszczania nie jest cudownym mechanizmem uzdrawiania. Nie chroni magicznie, ale utrzymuje przepływ energii w równowadze. Czasem, gdy plan Duszy i warunki życia nie są temu przeciwne, harmonia sprawia, że ciało pozostaje nienaruszone nawet przy ekspozycji na coś szkodliwego.

Przykładem była kobieta opiekująca się silnie napromieniowanym mężem po awarii Elektrowni w Czarnobylu. Była przy nim bez ochrony, całowała go, a mimo to pozostała zdrowa. Lata zastanawiałam się, jak to możliwe.

Nie chodziło o cud, lecz o brak oporu. Nie generowała strachu. Nie przyciągała cierpienia, ani nie odpychała go. Była w stanie czystego bycia. W takim stanie destrukcja nie ma punktu zaczepienia.


🌿 Choroba nie jest brakiem równowagi


Są jednak ludzie, którzy mimo głębokiej świadomości i życia w zgodzie z Duszą, doświadczają chorób. Nie dlatego, że „źle manifestują”, ale dlatego, że ich doświadczenie ma inny cel.

Niektóre Dusze niosą ciężar rodowych i karmicznych wzorców. Ciało staje się miejscem oczyszczenia. Do zdrowia nie prowadzi tylko Umysł: wpływ mają plan Duszy, astrologia, geny, emocje rodu, środowisko. Każdy człowiek jest inną konstelacją.

Ja sama mam nadwrażliwy układ nerwowy, co widać w moim horoskopie: Jowisz retro w Bliźniętach w szóstym domu. To czułość większa niż u wielu ludzi. Nie wszystko zależy ode mnie.

To nie cud. To fizyka energetyczna Duszy. Tam, gdzie nie ma oporu, energia nie ma w co uderzyć.


🌿 Brak oporu nie jest brakiem emocji


Brak oporu nie oznacza braku uczuć. To zgoda na to, co jest. Łzy nie są słabością. Milczenie nie jest ucieczką. Smutek i lęk są częścią przepływu. Kiedy pozwalam sobie na autentyczność, nic nie zastyga.

Uczenie się, by nie walczyć również z emocjami innych ludzi, to kolejny poziom tego prawa. Nie ratować, nie przejmować, nie odciążać siebie cudzym doświadczeniem. To współczucie, które nie zabiera wolności drugiemu człowiekowi.


🌿 To prawo jest moje, choć jego echo jest stare


Prawo Puszczania, z nazwą i założeniami, jest moją koncepcją. Tak je usłyszałam. Tak przyszło. Dopiero później odkryłam, że takie idee istnieją od tysięcy lat w buddyzmie, taoizmie, chrześcijańskiej mistyce i psychologii. Nie znałam ich. To była moja odpowiedź Duszy na Prawo Przyciągania, którego nie czułam.


🌿 Różnice pomiędzy prawami


Prawo Przyciągania działa w polu astralno-mentalnym. To przestrzeń pragnień, projekcji i rezonansu. Może działać, ale tylko w niższych sferach świadomości.

Prawo Puszczania działa z poziomu Buddhi i wyżej.

Tu nie ma polaryzacji. Nie ma chcę / nie chcę. Nie ma przyciągania i odpychania. To czysta obecność, neutralność i akceptacja. Nie manifestacja, lecz harmonia z planem Duszy.

Na tych poziomach przyciąganie po prostu nie istnieje.

Prawo Przyciągania próbuje ściągnąć rzeczywistość do siebie. Prawo Puszczania pozwala rzeczywistości rozwinąć się samoistnie w zgodzie z wyższym planem.


🌿 Co dodałam od siebie


We współczesnych tradycjach puszczanie bywa bierne: pozwól, nie walcz. U mnie to świadoma decyzja energetyczna. Akt oddania.

Puszczam tę relację, bo mnie nie rozwija. Puszczam tę pracę, bo się skończyła. Puszczam coś, bo otwieram przestrzeń na to, co nowe.

To ruch zgodny z porządkiem boskim: stare odchodzi, by mogło wpłynąć nowe. To nie bierność. To działanie w rytmie Źródła.

Fala, która zmienia wszystko

Moja mistyczna Dusza zna ciszę. Potrzebuje głębi, samotności, autentyczności. Ważne jest dla mnie to, co naprawdę dotyka Duszy. Noszę w sobie pradawną mądrość — trudną do wyrażenia słowami i trudną do zrozumienia.


🌿 Spotkania na poziomie Duszy


Nie przypuszczałam, nawet w najśmielszych myślach, że pewne spotkanie — czysto duchowe — pomoże mi zrobić tak ogromny krok do przodu. Spotkanie, którego nie było… przynajmniej nie w fizycznym świecie.

Czasem spotykamy kogoś jedynie w przestrzeni Duszy — i to wystarcza, by wszystko się zmieniło. By nagle zrozumieć własne emocje, schematy, uwikłania. By zobaczyć, jak wszystkie puzzle życia wskakują na swoje miejsce. Choć Umysł nie nadąża — serce wie.


🌿 Obudzenie Duszy Skorpiona


Takie iskry spotykamy, gdy coś w nas musi się obudzić. Gdy zmiana staje się koniecznością. Gdy jesteśmy gotowi na sztorm, który wywróci do góry nogami relacje, schematy i priorytety.

Czyjaś obecność dotknęła we mnie miejsca uśpionego, a jednak czekającego… Może przez całe moje życie. A może przez wiele wcieleń. Nie chodzi o ciało. Nie chodzi o czas. Zburzyła stary porządek. Obudziła we mnie Duszę Skorpiona.

Wiem już, że nie mogę żyć tam, gdzie mój Duch nie jest karmiony. Bo kiedy raz poczujesz Prawdę — nie da się jej już odczuć mniej.


🌿 Obsydian — znak końca i początku


Jakiś czas temu — jeszcze zanim wszystko się zaczęło — spadł mi z szyi mój czarny obsydian. Rozpadł się na kilka kawałków. Był ze mną przez wiele lat. Dla mnie to był znak — zakończenia. A może też tego, że coś na siebie przyjął. Że ochronił mnie, i pękł.

W chwilach głębokiej transformacji niektóre części nas naturalnie odchodzą. Coś przestaje nas wspierać. I mój kamień też mi to pokazał.

Mój obsydian umarł, bo ja się odrodziłam.

Dziękuję Ci za wszystkie lata ochrony. Wracasz do Matki Ziemi — tam, skąd przyszedłeś.


🌿 Fala świadomości i karmiczne drzwi


Ten czas przyniósł mi świadomość. Odsłonił dawne wzorce i schematy, których wcześniej nie zauważałam. Przyszła fala — tak ogromna, że czasem aż trudno mi oddychać. Ale wiem, że to fala transformacji. Najpotężniejsza, jakiej doświadczyłam.

Jestem w procesie, który zmienia mnie na głębokim poziomie. Zmienia też moje relacje. I choć wszystko wydaje się inne — to, co przychodzi, przynosi mi spokój.

Otwierają się drzwi, do których wcześniej nie miałam dostępu. Widzę odpowiedzi na pytania, których nawet nie zdążyłam zadać. Dostrzegam to, co wcześniej było niewidzialne.

Zaczęłam rozpoznawać karmiczne relacje, w których coś zgrzytało, choć nie wiedziałam, co. Zawroty głowy przy niektórych osobach, uczucie, jakby coś po mnie chodziło — wszystko to znikało po odejściu tych ludzi.

Zrozumiałam, że tak teraz reaguję na czyjąś wibrację. Na energię, która jest dla mnie nieczysta. Zabrudzona.

Czuję w ciele, zanim nazwę. Zawroty głowy to nie tylko objaw — to pamięć. To echo przestrzeni, która była kiedyś skrępowana, a dziś próbuje się wyzwolić.

Nie muszę już powtarzać starych wzorców. Nie muszę nosić cudzych historii. Nie muszę uzdrawiać nikogo swoim światłem ani cierpieć przez czyjś cień.

Mogę być w swojej energii — czystej, wolnej, głębokiej. I mogę puścić to, co mnie z kimś wiązało.


🌿 Moja świątynia i cisza drzew


Dziś nawet duch mojego domu opowiada mi swoje historie. Podpowiada, kto może wejść, a kto nie ma do tego dostępu.

Zauważyłam, że niektórzy bronią się przed wejściem do mojego pokoju. Wymyślają powody, by mnie nie odwiedzić. A przecież czasem ich zapraszam. Moja przestrzeń prywatna to moja świątynia.

W moim pokoju czuć Ducha tego domu. I on dba o to, by niepowołane energie nie przeniknęły do środka.

Nie jestem osobą, która otwiera dom dla każdego. To nie ten adres. Mój dom to nie hotel.

Tak wrażliwe istoty, jak ja, muszą dbać o swoją energię bardziej niż ktokolwiek.

Kiedy gdzieś jadę, by doświadczyć ciszy, nie potrzebuję zabierać ze sobą kilku osób. Są miejsca, do których wyrusza się samotnie.

Zauważyłam, że drzewa nie lubią tłumów. Nie lubią hałasu ani rozmów w stylu „sto pytań do”.

To, że wciąż naciskały, bym przyjeżdżała sama — było bardziej wymowne, niż sądziłam. Za dużo chaosu. Za mało Prawdy.


Dlatego postanowiłam zamknąć pewne drzwi. I jeszcze szerzej otworzyć inne — te, które prowadzą do mnie. Wrócić do tego miejsca, gdzie było mi najlepiej. Do przestrzeni, która zna moje milczenie. Do drzew, które nie potrzebują słów. Do ciszy, która jest rozmową Dusz.

Do mnie samej. Tej części, która nie musi zadawać pytań poza sobą, by uzyskać odpowiedzi.

Przekazanie ognia — ciężar rodu

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 41.34
drukowana A5
Kolorowa
za 65.51