Rosnąca namiętność
Prolog
Byłem Królem — osobą odpowiedzialną za część świata, w którym magia istniała i była używana na porządku dziennym.
Mój świat był połączony z Ziemią grubą liną — to dzięki możliwości udania się na nią możemy przeżyć dzieciństwo, a potem stać dorosłymi ludźmi.
Dzieje się tak dlatego, iż świat, w którym żyliśmy — przez istniejącą w nim magię — zatrzymuje wszelkie procesy związane ze starzeniem w ludzkim ciele. Działało to na każdego człowieka — każdego oprócz takiego, który miał w sobie krew demonów.
Demony były istotami ściśle związanymi z magią — tym terminem określano niegroźne zwierzęta demony oraz demony w pełnym znaczeniu tego słowa.
Ja narodziłem się ze sporą domieszką demonicznej krwi — na szczęście jednak moja magia była na tyle potężna, że nie starzałem się tak samo jak zwykli ludzie. Mój syn — Faran — miał tej krwi jeszcze mniej, jednak jego magia była słabsza niż moja — tak naprawdę jedynym, co sprawiło, że przestał się starzeć to to, że jego matka była tak bardzo „ludzka”, że bardziej się nie dało.
Samo jej wspomnienie przypominało mi rozgoryczenie i ból, jakie przez nią doświadczyłem.
To, że złamała mi serce, było jednak — jak sobie w pewnej chwili uświadomiłem — najmniejszym z problemów tamtego okresu mojego życia.
Ona zraniła moją dumę. Wykiwała mnie, wykorzystała do cna… jednak dała mi Farana i gdy nadszedł czas, wygnałem ją z Królestwa, a Faran został ze mną drogą własnego wyboru.
Mijały lata, a ja coraz bardziej pogrążałem się w cierpieniu, poczuciu osamotnienia, świadomości, że mimo iż miałem kochającego mnie syna, na zawsze pozostanę sam.
Takiego dokonałem wyboru… jednak żyjące we mnie pragnienia chciały inaczej.
Pragnienia, by ktoś zwyczajnie pokochał mnie jako mężczyznę.
I jednego dnia — jednej nocy — wszystko w moim życiu się zmieniło.
Było to trzynaście lat temu, w chwili, kiedy miałem już dość pustki i zapragnąłem zasnąć i się nie obudzić.
Do tej pory pamiętałem ten sen tak szczegółowo, że widziałem go nawet z otwartymi oczami.
Szedłem korytarzem jakiegoś nieznanego mi, ziemskiego mieszkania. Otoczenie wyglądało jak w każdym domu, lecz poczucie pustki, samotności i zagrożenia, czaiło się w każdym zakamarku.
Nie wiedziałem, gdzie byłem, jednak mało mnie to interesowało — w pewnej chwili poczułem jednak czyjąś obecność obok zamkniętych drzwi i wszedłem tam, słysząc zaraz pełen strachu krzyk.
— Nie zbliżaj się — usłyszałem płaczliwe i ujrzałem młodą nastolatkę, chowającą się za staromodnym już teraz telewizorem. — Czego wy ode mnie chcecie? Zostawcie mnie w końcu… — błagała, a ja patrzyłem na nią przejęty, czując się tak, jakby mnie z kimś myliła.
Zacząłem:
— Nie skrzywdzę cię.
Ona jednak na to:
— Wszyscy tak mówią. Mówią, a i tak to robią — nikt mnie nie potrzebuje, wszyscy tylko śmieją się ze mnie.
Podszedłem bliżej… i ujrzałem jej przerażone oblicze, skryte za okularami. Była bardzo młodziutka, od razu wiedziałem, że nie miała więcej niż piętnaście lat.
Nagle coś gwałtownie otworzyło drzwi, przez które wszedłem i ujrzałem jakiegoś potwora.
Dziewczyna schowała się ponownie, mówiąc:
— Proszę, zniknij. Przestań mnie ścigać.
Spojrzałem na macki stwora i w mojej ręce ukazał się miecz.
Zabiłem go jednym ruchem, zdziwiony, jaki mimo wyglądu był słaby.
Spojrzałem na dziewczynę, ale ta nadal trzęsła się z przerażenia.
— Chcę się obudzić — usłyszałem nagle. — Chcę się ocknąć.
Już wtedy powinienem był się domyśleć, że jej słowa nie są normalne w śnie, na dodatek moim własnym. Jednak, gdy je wypowiedziała, sam się obudziłem, skołowany tym, co się właściwie stało.
Nie myślałem jednak o tym śnie przez cały dzień, dopóki zmęczony nie położyłem się następnej nocy do spania.
Tym razem sen był taki, jak każdy inny — byłem w zamku, siedząc w pustej sali, wiedząc, że nikt mnie nie potrzebuje.
Nagle jednak usłyszałem dźwięk zza drzwi i te otworzyły się gwałtownie — wbiegła w nie jakaś dziewczyna, cała spanikowana i przerażona, a gdy próbowała je zamknąć z powrotem, te otwarły się na pełną szerokość, aż ją odrzuciło i walnęła plecami na glebę.
Wstałem zaskoczony, by ujrzeć, że to, co ją goni, przypomina wielkiego lwa.
— Czemu to musi być lew? — zapytała dziewczyna ze strachem, próbując się podnieść i odsunąć. — Czemu to nie tygrys?
Wtedy złapałem ją za ramię, uniosłem i wycelowałem miecz w lwa.
Nim jednak go zabiłem, ta krzyknęła:
— Nie zabijaj go!
Lew wtedy zamarł w pół gestu, tak samo, jak ja.
— To musi być jakieś zaklęcie — rzekła przejęta, a ja w końcu rozpoznałem dziewczynę z ostatniego snu. — Zwierzęta same nie atakują ludzi.
Miała rację, dlatego zamiast zabić lwa zakląłem go, aż zaryczał i zniknął.
Usłyszałem, jak ta osuwa się na podłogę, dysząc.
— Dlaczego lwy nigdy mnie nie słuchają? — zapytała, jawnie zapominając, że tu jestem. — Tygrysy i wilki mnie strzegą, czemu inne kotowate mnie nie lubią?
— Em… — zacząłem i ta zamarła i podniosła na mnie wzrok.
Patrzyliśmy na siebie chwilkę, aż wyznała zaskoczona:
— Ja cię kojarzę.
I tak to się zaczęło — niemal każdej nocy, gdy tylko zasypiałem, spotykałem ją w swoim śnie. Z biegiem czasu zaczęliśmy rozmawiać, aż w pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że widzę ją nie tylko w czasie snu — gdy zamykałem w ciągu dnia oczy, by choć na chwilę odpocząć, bardzo często stawała przed moim obliczem, aż nauczyłem się wyczuwać chwile, kiedy mogłem z nią porozmawiać.
Jednak, kiedy minęły jakieś dwa lata, jej sny zaczęły się zmieniać, były coraz mroczniejsze, coraz gorętsze, a ja nie potrafiłem się jej oprzeć. Była młodą kobietą, w której przebudziłem prawdziwe pożądanie — sam maskowałem swój wiek, nie wyjawiając go, jednak ona pokochała mnie bezwarunkowo, widząc we mnie swoje oparcie i jedyny sposób, by przetrwać dni codzienności. Dla mnie zaś… była nie tylko ucieczką czy duchem, którego pragnąłem z całą mocą.
Była moim wybawieniem — moją siłą, dzięki której przetrwałem do tej pory.
Aż w końcu los naprawdę postawił ją na mojej drodze.
Smoke
Siedziałam w komnatach Blakea, zajadając się ciastem od jego dawnej opiekunki — Miry — i czekając na jego powrót.
Kilka godzin temu zabrał mnie z Dziecięcego Sanktuarium Smoków, obwieszczając wszem wobec, że jestem jego przyszłą żoną i królową.
Na samo wspomnienie jego zachowania czułam zarówno ciepło, jak i potworne zawstydzenie.
— Powiedz mi skarbie — zaczęła nagle Mira, siadając naprzeciw mnie na kanapie. — Jak się teraz czujesz?
Tak niewinne pytanie… a jednak spaliłam buraka, aż ta zachichotała, zauważając ciepło:
— Cóż, nasz Król przeszedł samego siebie tym wyznaniem. Nikt nawet nie wątpi w jego intencje wobec ciebie.
Poczułam takie gorąco w policzkach, że aż je zasłoniłam.
Nagle Mira zapytała z uśmiechem:
— Co najbardziej w nim lubisz?
Wtedy zamrugałam i spojrzałam na nią.
— Najbardziej? — zapytałam, a ta pokiwała głową.
— To, że jest bardzo przystojny, to jedno — rzekła z szerokim uśmiechem. — Ale zawsze się zastanawiałam, co przeważy szalę dla kobiety, która go pokocha.
Zamyśliłam się.
— Najbardziej chyba to… że jest taki kochany — wyznałam w końcu z ciepłym uśmiechem. — Od zawsze o mnie dbał, o to, bym dobrze się przy nim czuła… zawsze mnie wysłuchał, zawsze potrafił podnieść na duchu.
Patrzyła na mnie przez chwilkę, aż nagle ujrzałam w jej oczach łzy.
— To takie słodkie — stwierdziła w końcu, wycierając mokre policzki. — Prawie nikt tego nie dostrzega, a on ma tak dobre serduszko.
— Tak — przyznałam, czując w sercu czułość. — Blake ma wiele wad… jednak jest bezgranicznie oddany i dba o tych, na których mu zależy. Nigdy… nie czułam się przez nikogo tak kochana, jak przez niego — wyznałam cicho i ta, siorbiąc nosem, poprosiła:
— Skarbie dbaj o niego. On na to zasługuje.
— Nie wiem, czy jestem w stanie się nim zająć tak, jak na to zasługuje — wyznałam cicho. — Ale zrobię wszystko… by nie żałował tego, że mnie pokochał.
— Mogę wiedzieć, dlaczego musiałaś to dodać?
Spojrzałyśmy na drzwi widząc Blakea, którego oblicze, mimo słów, było pełne czułości. Czułości… i niespodzianki.
— Panie, wyglądasz oszałamiająco — Mira aż wstała, klaszcząc w dłonie. — Mówiłam, że tak będzie sto razy lepiej.
Blake przeczesał swoje jeszcze niedawno długie za ramiona włosy, by pokazać, jak każdy krótki kosmyk zaraz wraca na swoje miejsce. Zarost jednak zostawił, przycinając go do takiego stopnia, by wyglądał „porządnie”.
Kiedy go ujrzałam…
— Panienko, czy on nie… — Mira zamilkła i niemal czułam, jak wybałusza na mnie oczy.
Blake spojrzała na mnie i jego piękne szafirowe oczy rozszerzyły się na moment, by zaraz rozkosznie opaść i pociemnieć z pożądania.
Ruszył do mnie powoli, nie spuszczając wzroku z mojego pełnego namiętności spojrzenia.
Tyle razy widziałam go takiego w swojej głowie. Tyle razy widziałam to cudowne spojrzenie pełne miłości i pragnienia…
Jednak tym razem, kiedy do mnie podszedł i wyciągnął dłoń, by ująć mój policzek… Dotyk, którym mnie obdarzył, niemal wypalił mi skórę.
— Smoke… — wyszeptał i złapał mnie z tyłu za szyję, a ja rozogniona pozwoliłam się mu przyciągnąć, aż obdarzył mnie pocałunkiem, którego poczułam w palcach u stóp.
Nim pojęłam, co robię, mruczałam w jego usta, odwzajemniając jego pocałunek, a moje ręce sunęły do góry, by objąć go za szyję, a potem wsunąć w gęste, krótkie włosy.
Nagle poczułam, jak na mnie napiera, aż wylądowałam zaskoczona na kanapie, a on klęknął nade mną, dysząc i wyglądając, jakby chciał mnie po prostu wziąć na oczach Miry.
— Blake — wyszeptałam i ujęłam jego policzek, widząc, że jest tak podniecony, że jego sylwetka emanuje pragnieniem. — Cii — poprosiłam i delikatnie pociągnęłam kciukiem po jego ustach.
Zamknął oczy i ujął moją dłoń, przyciskając do swojego policzka, całując ją w identyczny sposób, jak ja jego, zanim obwieścił swoim poddanym, kim dla niego jestem.
Kiedy znów na mnie spojrzał, nadal wyglądał tak, jakby pragnął tylko jednego, lecz wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, ujął i moją drugą rękę, by obie czule pocałować.
— Wiesz… że jedyne, czego teraz pragnę, to cię wziąć?
Jakaś część mnie obawiała się tego… Ale większa, pragnąca go od trzynastu lat, niemal się tego nie bala.
Niemal.
— To nie jest dobry moment — wyznałam cicho, na co zamknął oczy…
By po chwili spojrzeć na mnie nadal pełny namiętności… i uśmiechu?
— Wiem o tym — wyznał czule. — Jedynie myśl, że wkrótce będę cię miał, naprawdę miał, sprawia, że potrafię nad sobą zapanować.
Patrzyłam na niego chwilkę, by wyznać z całym uczuciem:
— Kocham cię.
Wtedy zamknął oczy i opadł na mnie, wtulając się w moje ciało.
Objęłam go bez słowa i dodałam, przepełniona emocjami:
— Od zawsze… istniałeś dla mnie tylko ty.
Blake
Ten nastrój towarzyszył mi do końca dnia. Czułem spokój i jednocześnie wypełniał mnie ogień, który wiedziałem, że odbija się w moich oczach, które miały głębszy i ciemniejszy kolor niż zwykle.
Nigdy czegoś takiego nie czułem — nie w rzeczywistym świecie.
A to, że towarzyszyła mi tego dnia wszędzie, z własnej woli, sprawiło, że ogień mieszał się we mnie z poczuciem, że w końcu wszystko w moim życiu jest na swoim miejscu.
Siedziałem akurat w swoim gabinecie, wypełniając papiery — Faran poprosił, czy też raczej zażądał, że skoro już tu jestem, mógłbym mu trochę pomóc.
Westchnąłem, widząc, że wielka starta dokumentów ani trochę się nie zmniejsza.
Cóż — nic na to nie mogłem poradzić.
Nagle jednak spojrzałem w stronę okna — Smoke była tak cicha, że niemal zapomniałem o jej obecności w pokoju.
Siedziała na parapecie, wpatrzona w świat poza murem z lekkim uśmiechem na ustach, a wiatr owiewał ją, bawiąc jej długimi włosami.
Nagle jakby wyczuła moje spojrzenie i jej piękne oczy padły na mnie.
— Tak tygrysie? — zapytała łagodnie, a ja poczułem, jak moje serce drży od czułości w jej głosie, od miłości we wzroku, który widział dużo więcej niż moje ciało.
Nagle poczułem strach. Bałem się, że to tylko sen, że moje pragnienie spotkania jej było tak silne, że mój umysł zwyczajnie ją wykreował, stawiając na mojej drodze.
Nagle uśmiech Smoke zniknął jak zdmuchnięty i wstała, by do mnie podejść.
Boże… niech ona nie będzie kolejnym snem…
— Blake? — wyszeptała i wyciągnęła do mnie dłoń.
Kiedy poczułem dotyk jej dłoni jedna, jedyna łza wymsknęła się w mojego oka.
— Blake — rzekła czule i spojrzała na mnie tym swoim wszystkowiedzącym wzrokiem. — Głuptas — szepnęła i po raz pierwszy schyliła się, by obdarzyć mnie pocałunkiem.
Po chwili odsunęła się lekko i spojrzała na mnie czule.
— Jestem tu — wyznała delikatnie, a ja uniosłem dłoń, by wpleść ją w jej włosy i przyciągnąć do siebie, by połączyć nasze usta.
Całowałem ją, czując w sobie ogrom uczuć, pragnąc, by je wszystkie poczuła, by wiedziała, jak bardzo jest dla mnie ważna, jak bardzo jestem jej wdzięczny za każdą chwilę, która doprowadziła ją w końcu do mnie.
Kiedy poczułem, że ogień zaczyna zbyt mocno lizać moją skórę, delikatnie oswobodziłem jej wargi i przytknąłem zdyszany czoło do jej czoła.
— Wytrzymaj ze mną — poprosiłem. — Nie zostawiaj mnie…
— Blake — ujęła mój policzek. — Nigdzie się nie wybieram — wyszeptała, lecz wyznałem jej:
— Boję się. Boję się, że odwrócę na chwilę wzrok, a ty znikniesz jak kolejny sen.
Jej oczy otworzyły się szerzej, by po chwili opaść delikatnie, a policzki zabarwił rumieniec.
— Więc co mam zrobić?
— Nie wiem — wyznałem. — Mam wrażenie, że nigdy nie pozbędę się tego strachu.
Wtedy zamknęła oczy, a gdy na mnie spojrzała, ujrzałem w jej oczach miłość i to, że podjęła jakąś decyzję.
Nim pojąłem, co się dzieje, położyła ręce na moje ramiona, wcisnęła się między mnie a biurko i usiadła okrakiem na moich kolanach, obejmując za szyję.
Dyszałem, widząc to, ponieważ w naszych głowach robiła to często, pragnąc mnie pocieszyć swoją obecnością lub dać znać, że mnie pragnie tak bardzo, że nie może czekać.
Teraz wiedziałem… że zrobiła to z obu powodów, a gdy wplotła dłonie w moje włosy, moje dłonie — same z siebie — wylądowały na jej gorących udach okrytych spodniami.
Kiedyś nie czułem jej dotyku — nie naprawdę. Nie wiedziałem, jak pachnie, jaka naprawdę jest w dotyku.
Teraz czułem to zatrważająco mocno, aż poczułem, jak gorąco zabarwia moje oblicze, a penis wypełnia twardością moje spodnie.
— Jesteś słodki — wyszeptała i pocałowała mnie czule w usta. — Jeśli kiedyś… choć spojrzysz w ten sposób na inną kobietę… — zaczęła nagle. — …to przysięgam, że cię wykastruję.
Patrzyłem na nią bez słowa, by po chwili — mimo jej groźby — poczuć na ustach szczęśliwy uśmiech.
— Jesteś jedyną kobietą, przy której tan stary wycior stoi jak u dzieciaka — wyznałem. — Wszystko we mnie wybrało cię na moją Królową — już nigdy, nikogo, nie zapragnę w ten sposób.
Od razu spoważniała, patrząc na mnie badawczo.
— Czy ty… chcesz mi powiedzieć, że twoje ciało będzie reagować w ten sposób już tylko na mnie?
— Mówiłem ci — zauważyłem. — Jedyny prawdziwy związek, jaki może mieć Król… powstaje wtedy, gdy ten odnajdzie swoją Królową — ująłem jej dłoń, zdjąłem ze swojego ramienia i położyłem na swoim twardym jak skała członku. — Odkąd cię pierwszy raz ujrzałem… moje ciało nie zareagowało w ten sposób na żadną kobietę.
Momentalnie spojrzała zarumieniona na swoją dłoń, obejmującą przez spodnie mojego penisa. Jednak nie minęła chwila, a ujrzałem coś w jej spojrzeniu… coś, co ujrzałem po raz ostatni jeszcze w naszych umysłach.
Uniosła na mnie pociemniały wzrok i bez ostrzeżenia przesunęła rękę tak, by przykryć mojego członka całą dłonią.
Wziąłem głęboki oddech, widząc ciemność jej duszy… ciemność, której seksualność ukrywała w sobie przed wszystkimi… tylko nie przede mną.
Widziałem jak mrok jej duszy — głęboko skrywana strona jej „ja” — ujawnia się przede mną po raz pierwszy w sposób realny, a ja, zamiast przywołać ją z powrotem, wyrwać ze szponów jej pragnień… pozwoliłem jej posiąść swoje usta.
— Blake — zamruczała niskim głosem pełnym seksu. — Kocham cię.
— Wiem — wyznałem niskim głosem i by sprawdzić, jak bardzo się zatraciła, przesunąłem dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, patrząc, jak jej ciało podaje mi się bez oporu.
Słowo „namiętność” nie oddawało stanu, w jakim teraz była. „Seks” było zaś zbyt wulgarne, ponieważ pragnienie ciała nie było wszystkim, co uosabiała.
Ona była moją zgubą — grzechem, który ukrył się w postaci niepozornej na pierwszy rzut oka kobiety.
Ujęła moje policzki i zażądała namiętnie:
— Pocałuj mnie.
Musiałem jednak ją zastopować, bo w każdej chwili ktoś mógł tu wejść.
— Musimy przestać — wyznałem cicho, z żalem i potarłem placem jej usta. — Ktoś tu zaraz może wejść.
Wtedy przechyliła głowę, odrzucają włosy za plecy.
— Odmawiasz mi?
— Nie — rzekłem od razu i spróbowałem inaczej.
Przycisnąłem ją do siebie, aż jej cudowny biust rozpłaszczał się na mojej piersi i wyznałem w jej usta:
— Jednak nie mam ochoty się tobą dzielić, gdyby ktoś tu wszedł i postanowił do nas dołączyć.
Wtedy zamrugała ciężkimi powiekami i zapytała:
— Nie chcesz się dzielić?
Delikatnie zsunąłem dłoń i ścisnąłem lekko jej cudowny pośladek, aż wzięła niekontrolowany, głęboki oddech.
— Ani trochę — wyznałem poważnie, na co ujrzałem, że jej ciemność się chowa, a wzrok przejaśnia.
Usłyszałem:
— Wybacz… nie wiem, dlaczego tak… — zamilkła, bo pocałowałem ją czule.
— Nie przepraszaj — poprosiłem z dwuznacznym uśmiechem: — Nie mogę się doczekać, kiedy wyzwolisz tę część siebie, kiedy będziemy w naszej sypiali.
Zarumieniła się i na chwilkę odwróciła wzrok.
Po chwili jednak spojrzała na mnie i zapytała:
— Naszej sypialni?
Pokiwałem głową.
Zamyśliła się i rzekła w końcu:
— Skoro jest nasza… to chcę mieć w łazience wannę.
Dziwność tego wszystkiego
Sparks
Szłam jednym z bocznych korytarzy zamku, zastanawiając się, gdzie jest Faran — chyba po raz pierwszy nie zastałam go w głównej sali.
W pewnej chwili jednak skręciłam i ujrzałam go w korytarzu — stał przy jakichś przymkniętych drzwiach, patrząc do środka, a jego twarz, w widoczny sposób, robiła się coraz bardziej czerwona.
W pewnej chwili jednak się wycofał i obrócił tyłem, by nie patrzeć, ewidentnie rozdarty wewnętrznie.
Podeszłam i zagadnęłam go cicho:
— Faran?
Podskoczył zaskoczony i od razu zatkał mi usta, prosząc gestem, bym była cicho i za nim poszła.
Przechodząc jednak obok tamtych drzwi, nie potrafiłam sobie odmówić i zerknęłam… widząc coś, co sprawiło, że i ja poczerwieniałam, szybciutko doganiając Farana.
Kiedy byliśmy już dość daleko, zwolniliśmy i ten oparł się o ścianę, biorąc głęboki oddech.
— Niech to cholera — zaczął w końcu, przeczesując swoje długie włosy od grzywki. — To było zwyczajnie… sam nie wiem — wyznał. — Ale mój ojciec… — nagle jego wzrok stał się nieobecny. — Nigdy go takiego nie widziałem — wyjawił mi w końcu, a ja odważyłam się spytać:
— Czy… przeszkadza ci to, co ich połączyło?
— Przeszkadza? — od razu się wyprostował i pokręcił głową. — Nie, ani trochę — wyznał tak szczerym głosem, że poczułam w środku ulgę. — Dobrze wiem, jaka jest moja matka i to, jaki jest mój ojciec. Jeśli mam byś szczery… to może i jest to trochę dziwne, ale bardzo się z tego cieszę.
— …więc o co chodzi? — zapytałam, szczerze chcąc mu jakoś pomóc. — Wspominałeś coś, że to dla ciebie „dziwne”, ale dlaczego aż tak bardzo?
— Cóż, ostatni raz widziałem ojca w towarzystwie kobiety… Boże, naprawdę wiele lat temu. Znam Lady Smoke dopiero kilka dni… tymczasem oni zachowują się tak, jakby byli starym, dobrym małżeństwem, a nie spotkali w tym samym odstępie czasowym co my — zauważył i widziałam, że to to jest problemem. — On jest jej tak bardzo pewny, na starcie wyznaje jej miłość, całują się, jakby świata poza sobą nie widzieli, a napięcie seksualne między nimi jest wręcz trudne dla mojego serca — jak to usłyszałam, aż zachichotałam. — To nie jest zabawne — stwierdził, lecz również lekko się zaśmiał. — Po prostu… nie wiem o niej dosłownie nic, tymczasem on wydaje się wiedzieć wszystko. Nie mam jak się do niej odnieść — czy ją przetestować, czy to ma sens, czy ojciec nie urwie mi jaj, jeśli spróbuję.
— Przetestować? — zapytałam od razu zaskoczona, na co pokiwał poważnie głową.
— Zostanie Królową, jest bardzo ważnym wydarzeniem przede wszystkim dla Króla — powiedział, przypominając mi o rozmowie na temat pasowania, jaką mieliśmy w ósemkę jakiś czas temu. — Jednak bez odpowiedniego przetestowania przyszłej Królowej, zwykle nie ma się pewności, czy ona w ogóle się do tego nadaje.
Milczałam przez chwilę.
— Czyli ten „test” ma potwierdzić lub zaprzeczyć, czy dana kobieta naprawdę jest Królową — podsumowałam. — Tymczasem Król Blake jest już tego pewny.
— Tak — przyznał. — Nie wiem, czy powinienem mu zaufać, czy nie jest zaślepiony… jednak takie zaślepienie zwykle zdarza się po kilku dniach znajomości, a nie po…
— Trzynastu latach — usłyszeliśmy i ujrzeliśmy Króla Blakea i Smoke. — Tak długo znam Smoke — wyznał, a Faran spojrzał na Lady Smoke, od razu się jej kłaniając.
— Przepraszam, jeśli moje słowa jakoś cię uraziły, pani, ale ja…
— Rozumiem to — usłyszeliśmy ciche i spojrzeliśmy na Smoke, która wzięła głęboki oddech i nagle wystąpiła do przodu. — Faranie, ja… — zaczęła, lecz zamilkła na moment, nim wyznała: — Muszę cię przeprosić.
— Co? — zapytał zaskoczony, jednak Król Blake wtrącił:
— Smoke, nie musisz nikogo przepraszać.
Ta jednak zmierzyła go wtedy właściwie mało przyjaznym wzrokiem i stwierdziła:
— Muszę, bo pojawiłam się właściwie znikąd. Ty mnie znasz, jednak masz syna, z którym nawet o tym nie porozmawialiśmy.
Spojrzałam na Farana, który ze zdumienia aż mrugał bez słowa.
— Faran nie jest już małym chłopcem, który nic nie rozumie — oszacował Król Blake, na co Smoke odparła:
— Jednak to ciągle twój syn, który nic o mnie nie wie. Nie wie, skąd się wzięłam i czy nie mam jakichś ukrytych celów, czy intencji.
— A ma pani? — zapytał od razu Faran, aż Król Blake zgromił go wzrokiem.
Smoke jednak odrzekła na to poważnie:
— Jeśli pytasz o cele, to na chwilę obecną nie mam żadnego. A intencje… — zarumieniła się lekko, lecz wyznała: — Chciałabym tylko móc być z twoim ojcem… chociaż czasem wychodzi z niego palant — dodała po chwili, aż opadła mi lekko szczęka i szybko spojrzałam na starszego Króla.
Króla, któremu — na jej ostatnie słowa — drgnęła powieka… lecz to było wszystko, aż coś we mnie zadziwiająco się wyciszyło.
Faran natomiast przyglądał się jej bez słowa, ignorując swojego ojca i jego ciężki, skupiony cały czas na nim wzrok.
Nagle Smoke zauważyła, jak ten na niego patrzy i bez słowa stanęła mu na nogę.
— Ej! — aż podskoczył, choć szczerze nie sądziłam, by to było z bólu. Facet był wielki i naprawdę dobrze zbudowany, wątpiłam, by coś takiego faktycznie go zabolało. — Za co to było? — zapytał i schylił się, by pomasować nadąsany stopę.
Tak… jego mina zdecydowanie była nadąsana.
— Za brak ogłady i łypanie bez powodu — odrzekła od razu. — Faran ma pełne prawo być ciekaw i zadawać pytania.
— Ale mi wcale nie musi się to podobać — stwierdził, prostując się, na co ta skrzyżowała na piersi ramiona i przyznała:
— Nie musi. Jednak mógłbyś okazać więcej wyrozumiałości.
— Wyrozumiałości? Przecież to…
— Zamilcz — rozkazała, unosząc dłoń i zatykając mu nią usta.
A ja zdałam sobie sprawę, że gdyby to do mnie powiedziała tym tonem, jak nic bym się zamknęła… na dodatek — z tego, co widziałam — na Króla Blakea ten ton zadziałał identycznie, jak na mnie.
Gdy zabrała w końcu dłoń, ten skrzyżował na piersi ramiona i odwrócił wzrok, wyraźnie obrażony.
Jednak milczał, ewidentnie nie potrafiąc się jej przeciwstawić. A Faran…
— To… jest naprawdę dziwaczne — wyznał, patrząc na ojca. — Nigdy cię takiego nie widziałem, nie przy kobiecie.
Król Blake się skrzywił, lecz to Smoke wyjaśniła:
— Jest taki, bo będzie miał zwyczajnie przesrane, jeśli mnie wkurzy.
Oboje wbiliśmy w nich wzrok.
— Lady Smoke… — zaczął nagle Faran. — Jesteś teraz zupełnie inna niż w dniu, kiedy tu trafiłaś — zauważył, a ja pokiwałam głową, przyznając mu rację.
Smoke zamrugała i uniosła dłoń, bo podrapać się niepewnie po głowie. W tym czasie ujrzeliśmy też, jak Król Blake na nią patrzy i uśmiecha się zadowolony.
— Rzekłbym, że to moja zasługa.
Od razu spojrzała na niego zirytowana… lecz po chwili jej wzrok stracił ostry wyraz i złagodniał, wypełniając czułością.
— Cóż… to może być prawda — wyznała łagodnie, nie patrząc na niego.
Wtedy poruszona ujrzałam, jak Król unosi dłoń i głaszcze ją po głowie, co wyraźnie ją uszczęśliwiło, choć chciała to ukryć.
Przypomniało mi się, jak mówiła nam, że głaskanie po głowie zawsze wydawało jej się miłym uczuciem… może to właśnie przez to, że osobą, która ją tak uszczęśliwiała, był sam Król?
Nagle jednak ten wplótł dłoń w jej włosy, przyciągnął i wtulił w siebie, wciskając twarz w jej włosy.
Kiedy na nich patrzyłam… tu nie było żadnego „ale”. Miłość emanowała od oboje tak silnie, że aż szczypały mnie oczy.
Wtedy jednak dobiegł nas cichy głos Farana:
— Przepraszam was.
Król Blake i Smoke spojrzeli na niego, a ten ukląkł na jedno kolano i oparł pięść o podłoże, by ukłonić im się w tej pozycji.
— Jeśli tego sobie życzycie… to po pasowaniu Lady Smoke odsunę się i będziecie mogli przejąć rządy.
Poruszył mnie tym, że chciał odsunąć się dla nich od władzy… dlatego tym bardziej zszokował mnie fakt, kiedy tamci wybuchli śmiechem.
Faran
Po ojcu mogłem się tego spodziewać… ale gdy wybuchł śmiech, zdałem sobie sprawę, że słyszę nie tylko jego, ale i Lady Smoke.
Uniosłem zaskoczony głowę i zobaczyłem, jak ta wręcz płacze ze śmiechu, a ojciec chowa twarz w jej szyję, próbując zdusić rozbawianie… jednak oczywiście, jego i tak było słychać najgłośniej.
— S… Synu rozbiłeś bank — wyznał w końcu ojciec i spojrzał na mnie ubawiony. — To było jeszcze zabawniejsze niż to, kiedy odkryliśmy, że zgubiłeś w jeziorze majtki.
Zaczerwieniłem się gwałtownie i rzekłem zażenowany:
— Tato!
Śmiał się jednak dalej, podczas gdy Lady Smoke ewidentnie próbowała nad sobą zapanować — to dlatego zwróciłem się do niej:
— Dlaczego aż tak was to ubawiło? Po ojcu się tego spodziewałem, ale pani?
Lady Smoke pociągła nosem, bo łzy leciały jej tak silnie, że aż dostała kataru. Nie myśląc, podałem jej chusteczkę, a ta przyjęła ją z wdzięcznością, by wytrzeć twarz.
— To… bardzo proste — wyznała, w końcu się pozbierawszy. — Ani mnie, ani Blakea nie interesuje przejęcie władzy.
Wyprostowałem się gwałtownie.
— Domyślam się jednak, czemu chciałeś to dla nas zrobić — wyznała nagle. — Chciałeś bym, jak już zostanę Królową, poczuła, jak to jest, bym spełniła „marzenie” nie jednej dziewczyny, prawda? Cóż, muszę ci wyznać… że choć wiele dziewczyn marzy, by stać się prawdziwą Królową, moim marzeniem zawsze było dobyć miecz i wyruszyć w świat, a najlepiej to zostać mistrzynią magii i miecza i samej decydować, komu pomogę, a komu nie. Tak naprawdę… bycie Królową jest ostatnią rzeczą, jakiej pragnę.
Przyznaję, gapiłem się na nią w autentycznym szoku. Wtedy jednak ojciec przyciągnął ją do siebie mocno i powiedział do mnie szczęśliwy:
— Czyż ona nie jest stworzona dla mnie?
Przyjrzałem mu się i zaryzykowałem pytanie, które po jej wyznaniu wręcz cisnęło mi się na usta:
— Skoro tak to wygląda… to dlaczego upierasz się na tym, by ją pasowano?
Od razu spoważniał i stanął przodem do mnie, by wyznać:
— Ponieważ, kiedy to zrobię… — jego dalsze słowa wręcz wbiły mnie w ziemię — …nie będzie mogła ode mnie odejść.
Pani Smoków
Blake
Na moje nieszczęście, kiedy podałem powód, dla którego chciałem nadać Smoke tytuł, w korytarzu akurat pojawili się Amador i Reno, którzy to usłyszeli.
Nie minęło pięć minut, a siedziałem w głównej sali spotkań, otoczony nimi jak małe dziecko… z tym że ci nie byli na mnie źli, lecz zwyczajnie zszokowani moim zachowaniem.
Z całej trójki tylko Amador miał pewne pojęcie o Więzi, dlatego jako jedyny nic nie mówił, obserwując mnie zamyślony.
— Ojcze, czy ty masz pojęcie, co właśnie powiedziałeś? — zapytał w końcu Faran, a ja oparłem się wygodnie o parcie krzesła, nałożyłem prawą łydkę na kolano drugiej nogi i splotłem dłonie, odzywając chłodno:
— Coś jeszcze? — Aż ich zamurowało. — Jeśli to wszystko, to wybaczcie, ale moja przyszła żona czeka.
Wstałem, lecz Reno momentalnie osadził mnie z powrotem. Złapałem jego łapę na swoim ramieniu i spojrzałem w twarz, ukazując czerwień mojego demonicznego spojrzenia:
— Jesteś moim przyjacielem, ale to nie zmienia faktu, że jak nie przestaniesz, złamię ci rękę.
— Opanuj się — poprosił spokojnie. — Chcemy tylko wiedzieć, co się z tobą dzieje. Ta kobieta jest tu dopiero kilka dni…
— Znam ją od trzynastu lat — przerwałem mu. — To wy znacie ją od kilku dni.
— I dlatego powinieneś nas zrozumieć — odezwał się Faran. — Dla nas… to wszystko jest zwyczajnie trudne i dziwne. My nic o niej nie wiemy, choć ty praktycznie znasz ją na wylot, widząc po raz pierwszy faktycznie na oczy.
Puściłem dłoń Reno i oparłem się z powrotem, stwierdzając cicho:
— Skoro tak, to proponuję wam zwyczajnie z nią porozmawiać, a nie zachowywać, jakby sama myśl was przerażała.
Ujrzałem, jak Reno i Faran niepewnie przestępują z nogi na nogę, aż zmarszczyłem brwi.
— Czy wy… się jej boicie?
— …bardziej obawiamy się twojej reakcji, jeśli się źle odezwiemy — wyznał w końcu Reno, na co zapytałem rozdrażniony:
— Do cholery, czy wy jesteście głupi? Kocham ją, ale chcę też, byście ją zaakceptowali. Nie urwę wam nóg, tylko dlatego, że z nią rozmawiacie.
— Czyli, jak rozumiem… — zaczął nagle Amador i spojrzałem na niego z uniesioną brwią. — Jesteś jej aż tak pewny, że nawet nie odczuwasz niepokoju, iż ta zmieni kierunek swojego zainteresowania?
Zamrugałem zaskoczony i zamyśliłem.
— Nie — stwierdziłem po krótkiej chwili. — Za długo z nią jestem, by tego nie wiedzieć. Gdyby miała przestać mnie kochać, już dawno by to zrobiła.
Patrzył na mnie chwilkę.
— A jak ona by się zachowała, gdyby koło ciebie zakręciła się jakaś kobieta?
Od razu poczułem, jak się krzywię z bólu.
— Już czuję, jak jej kolano ląduje na moich jajach. — Aż się otrzepałem.
— Zrobiłaby to? — zapytał Reno zaskoczony, a ja pokiwałem głową.
— W zasadzie… już tego doświadczyłem, tyle że widmowo. Nawet wtedy bolało — znów mnie otrzepało. — Ona jest czasem przerażająca.
— Zauważyliśmy — bąknął wtedy Amador i wrócił do tematu: — A kobieta? Co by z nią zrobiła?
Zamyśliłem się, widząc przed oczami kilka sytuacji.
— Sądzę… że wiele zależałoby od tego, kto to jest i jak bardzo byłaby napastliwa — wyznałem w końcu.
— Brak konkretnej odpowiedzi — zauważył od razu, lecz ja wzruszyłem ramionami.
— Jak zauważyliście, Smoke bywa różna. Jeśli wystarczyłoby z taką kobietą pogadać, podeszłaby do tego na spokojnie, nawet z uśmiechem. Jednak, gdyby tamta była bardziej agresywna…
— Mam idealny przykład — wtrącił Amador. — Co zrobi Lady Smoke, kiedy twoja była żona, zjawi się przed wami i zacznie zachowywać jak to ona?
Kiedy to usłyszałem, poczułem autentyczny strach.
— Ojcze? — Faran się zaniepokoił, a ja aż potarłem twarz.
— …sama myśl jest przerażająca — wyznałem po chwili, kiedy udało mi się trochę nad sobą zapanować. — Właśnie mi uświadomiłeś, że muszę ją na to przygotować. Po prostu nie wierzę, że ona przepuści okazję, by się tu zjawić, kiedy dojdzie do niej, że odnalazłem swoją Królową.
— O co dokładnie się obawiasz? — dopytał cicho Amador, a ja wyznałem:
— O to, że — jeśli one się zetną — w Królestwie będzie więcej szkód niż to wszystko warte.
— Lady Smoke widziała twoje blizny? — zapytał Faran domyślnie, a ja pokiwałem głową, wyjawiając:
— Wie ogólnie, skąd są, jednak nie wyjaśniałem jej jeszcze szczegółów. Tylko… jej reakcja, sama w sobie, powiedziała mi, że jeśli się spotkają, nie będzie ciekawie.
— Płakała? — zapytał Reno, lecz ja pokręciłem głową.
— Była wściekła — stwierdził bez wahania Amador, a ja spojrzałem na niego, przyznając:
— Tak… i to tak bardzo, że jedno nieodpowiednie słowo Seliny może posłać ją na tamten świat.
— …ona jest aż tak silna? — zapytał Faran cicho, na co uśmiechnąłem się ostro.
— Prawdziwe pytanie brzmi… czego ona nie potrafi?
Smoke
Bawiłam się ze smoczątkami na ich wybiegu. Od momentu, kiedy Blake określił mnie „Panią Smoków”, strażnicy i opiekunowie tych istot przestali zawracać sobie mną głowę, a tym bardziej powstrzymywaniem mnie przed czymkolwiek.
Trochę mnie to zaskoczyło, ale szybko zrozumiałam, że ten tytuł nie wziął się z powietrza. Blake musiał coś dostrzec — jakąś więź między mną a smokami. Czułam, że ma to związek z moją miłością do nich, moim przywiązaniem jeszcze z czasów, gdy byłam małą dziewczynką.
Uśmiechnęłam się do maluchów, aż jeden wskoczył mi z radości na plecy.
— Ej! — powiedziałam od razu. — Na plecy nie wolno.
Maluch od razu ze mnie zaskoczył i usiadł przede mną smutny.
Pogroziłam mu palcem i rzekłam:
— Nie wolno skakać ludziom na plecy. Ludzie są bardziej krusi niż ty i za niedługo będziesz o wiele więcej od nich ważył. Jeśli wtedy komuś to zrobisz, możesz zrobić mu krzywdę, a tego przecież nie chcesz, prawda?
Pokręcił łebkiem skruszony i przeprosił piskiem, a ja uśmiechnęłam się i pogłaskałam go ze słowami:
— Grzeczny chłopiec.
Jego ogon zaczął walić o ziemię jak szalony, a jego dwaj bracia — widząc, że już jest dobrze — podeszli, by się połasić.
Byli tacy słodcy, że moje serce topniało jak wosk.
Nagle usłyszałam głośny ryk i zaskoczona spojrzałam w tamtym kierunku. Ujrzałam, jak wszyscy opiekunowie zrywają się i biegną w tamtym kierunku, a ja — nie wiem czemu — poszłam ich śladem, wołając jeszcze do maluchów:
— Macie tu zostać!
Piszczeli ze strachu, ale zostali na miejscu.
Biegłam tak szybko, iż zrozumiałam, że robię to na złamanie karku. Bo wiedziałam, czyj ryk usłyszałam.
To był ryk Smoka. Smoka… który desperacko potrzebował pomocy.
Blake
Milczałem, ponieważ miałem już dość. Ile można pytać o jedno i to samo?
Nagle jednak, bez ostrzeżenia, cały zamek aż zawibrował od huku potężnej mocy i usłyszeliśmy przeraźliwie głośny, smoczy ryk.
Zerwaliśmy się w tej samej chwili i wypadliśmy z zamku bez słowa.
Jedni ludzie uciekali, podczas gdy pozostali biegli do miejsca, gdzie — sądząc po rozrastającym się ogniu — oszalał smok.
Nie dobrze. Ktoś musiał go nieźle podjudzić, a — sądząc po ilości zniszczeń, jakie już teraz były widoczne — musiał być dorosły i zwyczajnie wściekły.
Nagle uderzyła mnie fala mocy zwierzęcia i zrozumiałem, że jest jeszcze gorzej, niż myślałem.
Był nie tylko wściekły, ale i przerażony. Ktoś zranił go tak silnie, że jego serce niemal przeszło na drugą stronę — wyzwolił magię ochronną, którą Smoki posiadają.
Był to najgłębszy rodzaj magii, jaką posiadały smoki, a którą wyzwalały tylko w chwili wielkiego zagrożenia, pragnąć uratować nie tyle swoją skórę, co samą istotę swojego „ja”.
W końcu dobiegłem na miejsce i ujrzałem, który smok oszalał… lecz jej widok mnie przeraził.
To była Darcy. Nasza najłagodniejsza, czarna smoczyca.
Kto mógł doprowadzić to ciepłe, troskliwe stworzenie do takiego stanu?
— Ojcze! — od razu spojrzałem na Farana. — Ona jest na krawędzi, nikt nie umie do niej dotrzeć!
— Idę do niej! — krzyknąłem od razu. — Zajmijcie się gaszeniem ognia!
Podbiegłem najbliżej, jak mogłem i zawołałem:
— Darcy!
Smoczyca zaryczała po raz kolejny i spojrzała na mnie… a ja odskoczyłem gwałtownie, gdy zionęła na mnie ogniem.
Do diabła… to nie były jej oczy. Przejęły nad nią panowanie instynkty — rozum niemal całkowicie zniknął przez strach.
— Blake! — usłyszałem nagle i obróciłem się lekko, by ujrzeć Smoke.
— Uciekaj stąd! — krzyknąłem, podczas gdy Darcy, wykorzystując okazję, znów się na mnie zaczaiła. Odskoczyłem ponownie, wyznając: — Do niej nic nie dociera!
Nie spuszczałem wzroku z jej pyska i jedynie dlatego nie zauważyłem, co tak naprawdę się dzieje.
Darcy znów się na mnie zamierzyła, lecz gwałtownie przerwała atak, by spojrzeć na swój bok.
A ja — zwyczajnie przerażony — ujrzałem, że stoi obok niej Smoke, dotykając delikatnie jej nogę.
Darcy zaryczała i otworzyła pysk, gotowa do ataku. Wtedy jednak…
Poczułem obezwładniający spokój.
Smoke
Kiedy ujrzałam oczy smoczycy, do której wszyscy wołali Darcy, od razu zrozumiałam, że nie była sobą. Jednak nie potrafiłam zrobić tego, o co prosił mnie Blake, nie mogłam. Wiedziałam, że jeśli czegoś się nie zrobi, będą zmuszeni ją zabić.
— Ci… — poprosiłam, dotykając jej nogę.
Spojrzała na mnie wtedy i zaryczała, otwierając pysk. Ja jednak zostałam na miejscu, patrząc w jej pełne cierpienia oczy, czując, jak na sam ich widok łzy ciekną mi po policzkach.
Jednak, kiedy chciała mnie zaatakować, nie mogłam już tego znieść:
— Proszę, dość!
Smoczyca zatrzymała się gwałtownie, a jej wręcz bezrozumne oczy spojrzały w moje.
A ja, nadal zapłakana, nie zrywając kontaktu wzrokowego, dotknęłam jej wielki pysk i pogłaskałam czule.
— No już — poprosiłam cicho. — Uspokój się… ty nie jesteś taka — powiedziałam, naprawdę w to wierząc.
Nie ruszała się, więc zabrałam drugą dłoń z jej nogi i podeszłam jeszcze bliżej, by przytulić policzek do jej pyska.
Wtedy poczułam w sobie coś na kształt wibracji i usłyszałam w głowie jej płacz.
— Gdzie cię boli? — wyszeptałam i spojrzałam na nią. — Powiedz mi.
Wtedy jej wzrok się zmienił i ujrzałam w głowie to, jak ktoś dotyka jej ogon, a przez ten dotyk ciemność rozlewa się po jej wnętrzu, atakując każdy zmysł.
— Nie ruszaj się… i zaufaj nam teraz, to bardzo ważne — poprosiłam i zawołałam, zaglądając lekko w bok: — Blake! Potrzebujemy cię! — i znów zwróciłam się do niej: — Nie bój się Darcy, zaraz ci pomożemy.
Blake podbiegł do nas w powstałej nagle ciszy, spojrzał na smoka, potem na mnie, ale o nic nie zapytał, prosząc tylko:
— Prowadź.
Po raz ostatni poprosiłam Darcy, by była spokojna i nam zaufała, po czym szybko podbiegłam do jej ogona i rzekłam:
— Ktoś przez dotyk wpuścił do jej ciała ciemność.
— Ciemność? — zapytał i od razu dotknął ogon, aż ujrzałam, jak jego wzrok momentalnie robi się czerwony. — Do diabła — wysyczał, a ja, bez zastanowienia, dotknęłam jego ramię.
— Spokojnie — poprosiłam, od razu dostrzegając, jak jego oczy wracają do normalnego stanu.
— Smoke… — zaczął wtedy dziwnym tonem. — Nie puszczaj mnie teraz nawet na sekundę.
Zamrugałam zaskoczona, lecz ten spojrzał na mnie poważnie.
— Twoje bariery — wyznał, przypominając mi o tym, że kiedyś faktycznie wyobrażałam sobie, że takie mam. — One działają i teraz oddziałują też na mnie. To, co w niej jest… — spojrzał poważnie na jej ogon. — Działa również na moją demoniczność.
Od razu spojrzałam tam, gdzie on.
— Czy moje bariery zadziałają i na nią? — zapytałam, lecz jego słowa zabiły moją nadzieję:
— Ma w sobie tego za dużo, na dodatek musi to być przeraźliwie silne. Musimy się tego z niej pozbyć, inaczej nie odratujemy jej osobowości.
— Ale… Ale jak możemy to zrobić? — zapytałam. — To, jak mi to pokazała, naprawdę wyglądało jak mrok wpływający do jej ciała…
— Taką postać przybierają magiczne toksyny — wyjaśnił mi. — A z tego, co sam poczułem, ktoś stworzył ją tak, by infekowała każdego, kto dotknie nosiciela. Z drugiej strony, jeśli to z niej wydobędziemy, to świństwo dostanie się do atmosfery…
— Pieczęć — od razu wpadłam na pomysł. — Wypuśćmy ją do opieczętowanej strefy, by nie mogła się z niej wydostać.
Spojrzał na mnie poważnie i wyznał:
— Jesteś niesamowita.
Zarumieniłam się, podczas gdy on zawołał Amadora, któremu po chwili wyjaśnił, na co wpadłam. Amador po wysłuchaniu go przyjrzał mi się bacznie, lecz z widocznym szacunkiem.
— To może się udać.
I ruszył kawałek od nas, wciąż za plecami Darcy, wzywając kilka osób do pomocy.
Kiedy ci rozpoczęli budowę magicznej sfery, ja wyjaśniałam Darcy kojącym głosem, co chcemy zrobić. Była już spokojniejsza, lecz jej dusza ciągle płakała.
— Spokojnie kochanie, zaraz ci pomożemy — dokończyłam, nagle słysząc:
— Smoke, będziesz musiała mi pomóc — spojrzałam na Blakea, który wyznał: — Przyda mi się twoja precyzja.
— Co? Ale ja jeszcze nie umiem…
— Nie musisz się starać, by używać magii. Pomożesz mi samym tym, że wyobrazisz sobie, że toksyna wędruje do pola.
Nagle coś sobie uświadomiłam.
— Czy ją to będzie boleć?
Patrzył na mnie bez słowa, aż poczułam, że zaczynam drżeć.
— Zaczynamy.
Blake
Sam także pragnąłem oszczędzić Darcy więcej cierpienia, jednak skupienie się na odizolowaniu bólu i pozbyciu trucizny, było dla mnie teraz zbyt trudne, głównie przez to, że to, co w niej było, bardzo silnie dotykało mojej demoniczności. I choć zapory Smoke faktycznie na mnie działały, jakieś echo magii toksyny cały czas unosiło się wokół mnie, jakby czkając, aż spuścimy gardę.
Nie bałem się tego jednak — ufałem Smoke i wierzyłem, że nie pozwoli, by to coś znów na mnie wpłynęło. Echo toksyny jednak było dość silne, przez co o wiele trudniej było mi się skupić.
W końcu zacząłem, a magia — cienkim strumieniem — wydobywała się z ciała Darcy, która popiskiwała bólem przez cały czas.
W pewnej chwili poczułem, jak Smoke zaciska mocno dłoń na moim ramieniu, pada przy mnie na kolana i wciska twarz w moje ciało, podczas gdy gorące łzy moczą mi koszulę.
To było dla niej za trudne. Gdybym mógł, to bym ją pościł, lecz jej zapory — budowane przez te wszystkie lata — były tak silne, że blokowały praktycznie wszystkie próby ingerencji, nawet wtedy, kiedy dotykała nimi inne osoby.
Jednak w pewnej chwili poczułem, jakby coś w niej pękło — odsunęła się wtedy ode mnie, a ja jedyne, co zdołałem zobaczyć, to jej rozpacz… i wściekłość, gonioną krzykiem:
— Niech to jasna cholera! — i bez ostrzeżenia dotknęła ogon Darcy, tuż obok mojej ręki.
Momentalnie zajaśniała potężnym przypływem magii, aż niemal wywiało mnie od podmuchu jej mocy. Blask po chwili objął też Darcy, a toksyna — po dosłownie paru sekundach — wręcz wyskoczyła z każdej części jej ciała pod postacią dymu, kierując prosto do pieczęci.
Wściekłość Smoke jednak nie zmalała. Puściła nas oboje i podbiegła do oparów trucizny.
— Idź do diabła! — i ułożyła ręce w dobrze znanym mi geście.
W jej ręku ukazał się wielki, płonący łuk, którym wycelowała w truciznę. Kiedy strzeliła, od podmuchu jej magii niektórych magów powaliło na ziemię, a toksyna… cóż, spaliła się w dosłownie kilka sekund wraz z barierą.
Kiedy łuk w rękach Smoke zniknął, zerwałem się błyskawicznie, ponieważ zaczęła osuwać się na ziemię. Przytrzymałem ją, tuląc z dumą do swojej piersi i słysząc jedno zdanie przed tym, jak straciła przytomność:
— Pierwsze użycie magii, co?
— Tak kochanie — i pocałowałem ją w czoło. — A teraz śpij.
Smoke
Kiedy się obudziłam byłam tak zmęczona, jakbym przebiegła maraton.
Zaskoczona ujrzałam jednak nad sobą wszystkich najbliższych mi tutaj ludzi — wszystkich oprócz Blakea, co sprawiło, że poczułam się trochę niepewnie.
— Obudziła się — rzekła nagle Danika, jako pierwsza orientując się, że nie śpię i usiadła obok, by pogłaskać mnie z uśmiechem po głowie. — Jak się czujesz?
— Zmęczona — wyznałam od razu. — Pierwsze użycie mocy zawsze wykańcza.
— „Użycie mocy”? — powtórzył Faran. — To było coś więcej niż „użycie mocy”. Lady zachowała się tak, jakby władała magią od lat.
— Bo tak jest — odezwał się nagle Amador i stanął obok łóżka. — Prawda?
— Cóż… — zaczęłam. — W wyobraźni używałam sporo magii, nie przeczę.
— Naprawdę… masz Dar Przyswajania Wiedzy — wyznał nam. — Nigdy nie widziałem, by ziemianin, po zaledwie kilku dniach bycia tutaj, zaczął władać magią tak wysokiego poziomu, na dodatek bez uprzednich lekcji. Do tego pani pomysł — zauważył. — W życiu nie słyszałem, by ktoś wpadł na coś takiego w przebłysku chwili.
Milczałam — w sumie nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. On jednak pokręcił wtedy na mnie głową.
— Lady… okazuje się jeszcze większym szokiem dla nas, niż przewidywałem. Skąd Lady wiedziała, jak odizolować ból Darcy i wydobyć truciznę?
— Ja… rzekłabym, że to połączenie dwóch rodzajów uczuć — rzekłam niepewnie.
— Uczuć? — zapytał cicho, a ja pokiwałam głową niepewnie.
— Pozwoliłam… by ogarnęło mnie uczucie izolacji, całkowite poczucie braku bólu… — zaczęłam, lecz przerwałam. — Nie wiem, jak mogę to inaczej ująć…
— Mów dalej — poprosił wtedy, a ja spojrzałam na niego, widząc, że faktycznie rozumie, więc kontynuowałam, nadal trochę niepewnie:
— Potem wyobraziłam sobie, jak trucizna schodzi ze wszystkich zainfekowanych fragmentów w jej ciele, nie krzywdząc ich, łącznie z tym, jak opuszcza jej umysł. Pozwoliłam poczuć sobie to, jak wszystko w jej ciele jest zdrowe i czyste, a chmura trucizny i brudu wychodzi z niej w formie czarnego powietrza, by nie narazić jej ciała na dodatkowy stres…
Kiedy to usłyszał, aż usiadł na moim łóżku w szoku.
— Zrobiłaś to wszystko w ciągu tych kilku sekund?
— Zapomniałeś dodać „Lady” — nagle do pokoju wszedł Blake, a Amador momentalnie wstał w łóżka, odsuwając się.
Nie sądziłam, by obawiał się Blakea, byli przecież przyjaciółmi. Chociaż… już się przekonałam, że Blake potrafił być bardzo zaborczy w stosunku do mnie…
Okej, nie było tematu. Blake właśnie przeszedł obok Amadora i usiadł dokładnie w tym samym miejscu, co on siedział przed chwilą, kładąc czule dłoń na moim czole.
Znakowanie terenu, co? Ja można być takim głuptasem? Przecież dla mnie liczył się tylko on…
— Trochę się obawiałem, że możesz mieć gorączkę — wyznał nagle Blake, urywając moje myśli. — Ale widzę, że rumienisz się dlatego, że mnie widzisz — i uśmiechnął się tak rozkosznie, że nawet nie umiałam się na niego obrazić. Po chwili pocałował mnie czule na oczach wszystkich w pokoju. — Dobra robota — wyznał w końcu z uśmiechem, a ja zapytałam, naprawdę chcąc wiedzieć:
— Co z Darcy?
— Cała i w końcu bezpieczna. Czeka cierpliwie, aż ją odwiedzisz i będzie mogła ci podziękować osobiście. Dokonałaś niemożliwego w przeciągu kilku sekund — wyznał nagle. — Sprawiłaś, że teraz wszyscy nazywają cię Panią Smoków.
— To ty mnie tak pierwszy nazwałeś.
— Tak, jednak niektórzy w to nie wierzyli — wyznał i zerknął wrednie na Reno, który spojrzał na mnie przepraszająco. — Smoki są istotami, które nie każdy rozumie. Dokładnie tak… — pogłaskał mój policzek. — Jak ciebie.
Poczułam, że się uśmiecham.
— Czyli… mówisz, że przypominam ci smoka… — zamilkłam, bo nachylił się do mnie, i potarł nosem o mój nos.
Zarumieniłam się, ale i poczułam, że się uśmiecham szczęśliwie.
— To my już może pójdziemy — powiedział Faran, a Danika rzekła:
— Tak, zostawmy ich. Smoke, jak poczujesz się lepiej, zapraszamy na babskie pogaduchy!
Zachichotałam i spojrzałam na nie, kiwając głową.
— Blake? — zaczął Amador, nim wyszedł. — Jak długo was nie będzie?
Zamrugałam zaskoczona.
— Podejrzewam, że około trzech dni.
— Będę czekał — wyznał i wyszedł.
— Jakie trzy dni? — zapytałam, lecz Blake spojrzał na mnie, pogłaskał po głowie i zaczął bawić moją grzywką.
— Jak się czujesz? — zapytał, zamiast odpowiedzieć, co mnie zastanowiło, dlatego przemyślałam odpowiedź.
— …nie wiem? — wyznałam w końcu, bo zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale nie wiem co.
Blake odsunął się wtedy i zaproponował:
— Spróbuj się unieść.
Zamrugałam i zmarszczyłam brwi. Co jest…
Spróbowałam wykonać polecenie… i przerażona od razu padłam na łóżko.
— Co się dzieje, nie mogę się ruszać!
— Cii… — od razu zetknął nasze czoła. — Nie bój się, to nic strasznego i jest krótkotrwałe.
— To przez to, że użyłam magii? — zapytałam, a on pokiwał głową.
— Efekt byłby słabszy, gdybyś użyła mniej mocy… Jednak byłaś tak wściekła, że nie myślałaś, ile jej używasz. Chciałaś tylko pomoc Darcy i zniszczyć truciznę, jednak nie pomyślałaś o konsekwencjach.
Uniosłam osłabłą dłoń i potarłam czoło.
— Czyli jestem przykuta do łóżka? — ledwo to powiedziałam i od razu poczułam coś dziwnego, dlatego spojrzałam na Blakea.
Blakea… który patrzył na mnie w satysfakcją i dwuznacznym uśmiechem.
— Tak… — przyznał, po czym dodał sugestywnie: — I to do mojego łóżka.
Przełknęłam ślinę i gdy zaczął się do mnie nachylać, odsunęłam się niżej na łóżku, chowając coraz bardziej twarz, aż włożyłam ją pod kołdrę.
Zaśmiał się, lecz wyznał:
— Nie jest ważne, jak bardzo będziesz się chować — i poczułam, jak przez kołdrę całuje moje czoło. — Nie uciekniesz ode mnie. Mam cię w końcu tam… gdzie jest twoje miejsce. Moja Smocza Królowo — wyznał z uśmiechem w głosie, a ja aż zamrugałam.
— Smocza Królowa?
Zachichotał, a ja odważyłam się i odsunęłam lekko kołdrę.
— Jeszcze się nie domyśliłaś? — zapytał z czysto męskim rozbawieniem. — Smoke, jak myślisz, skąd tu tyle smoków?
Zamrugałam tępo… by zaraz zrozumieć.
— Wiem, że tego nie wyjaśniłem, ale widać czas to zrobić. To nie jest po prostu „Królestwo” -wyznał. — To miejsce, moje Ziemie, należą do Państwa Smoków.
Otworzyłam gębę w szoku, a ten powiedział, po raz pierwszy nazywając rzeczy po imieniu:
— Jestem Smoczym Królem. A demon, którego magię w sobie noszę… to odmiana Smoka.
Jak ze zdobywcy stałem się zdobyczą
Blake
Po moim wyznaniu, że jestem Smoczym Królem, Smoke westchnęła ciężko i stwierdziła:
— Domyśliłabym się dopiero w innym życiu — po czym schowała się pod kołdrę. — Daj mi się chwilkę zdrzemnąć, nie umiem myśleć.
A ja jej na to pozwoliłem.
Siedziałem cicho, dopóki nie wyczułem, że naprawdę zasnęła — wtedy, nie mogąc dłużej czekać, bardzo wolno i delikatnie odsunąłem kołdrę, by ujrzeć jej twarz.
Nim pojąłem, o czym myślę, oparłem dłonie po bokach jej ciała i zawisłem nad nią, patrząc na jej spokojne oblicze, słuchając równego oddechu.
Ona naprawdę zasnęła. Albo była tak wykończona… albo po prostu było tak, jak zawsze mi mówiła.
Że przy mnie czuła się po prostu bezpiecznie.
Kiedy tak na nią patrzyłem, nagle zdałem sobie sprawę, że wszystko we mnie walczy. Tak bardzo pragnąłem, by czuła się przy mnie bezpiecznie… jednak z drugiej strony wyczuwałem, że jestem blisko granic swoich możliwości i moje pragnienie jej zaczyna powoli przejmować kontrolę.
Dotknij jej. Kochaj ją tak, jak zawsze pragnąłeś. Zdobądź ją i uczyń swoją w każdy możliwy sposób…
Wstałem i poszedłem do łazienki — musiałem się uspokoić, dlatego rozebrałem się i wszedłem do kabiny, odkręcając lodowato zimną wodę.
Od zawsze kąpałem się w niemal zimnej wodzie — wolałem to niż siedzenie w gorącu, miałem wrażenie, że moje ciało wtedy usypia…
Ledwo o tym pomyślałem i mimowolnie spojrzałem w głąb łazienki.
Smoke chciała wannę…
„Boże” — gwałtownie zamknąłem oczy. — Gdzie nie spojrzałem, widziałem ją, siedząca obok mnie.
Jednak prawda była taka… że ona spała teraz w moim łóżku. Prawdziwa, nie widmo. Była równie rzeczywista jak ja i w końcu mogłem jej dotknąć, kochać… związać z sobą do końca świata.
— Kurwa — mruknąłem i zwiększyłem strumień lodowatej wody.
Jak zdołam zapanować nad swoimi pragnieniami, dopóki nie będzie na tyle silna, by choć pomyśleć, by mnie przyjąć?
Smoke
Obudziłam się, ciągle bardzo wyczerpana, jednak od razu pojęłam, że Blakea obok mnie nie ma. Usłyszałam jednak dźwięk prysznica i moja głowa opadła, wtulając w poduszkę.
Nawet mnie nie dotknął. Choć zasnęłam, nawet nie wiem kiedy, nie zakłócił mojego snu, nie dobierał do mnie.
Z jednej strony… było to słodkie. Z drugiej zaś… było mi trochę przykro.
Westchnęłam cicho.
Sama nie wiedziałam, czego chciałam. Nigdy nie byłam z facetem, żaden nawet mnie nie pocałował poza Blakiem… i to na dodatek wtedy, kiedy odnaleźliśmy się w realnym świecie. Wiedział o tym. Dlatego kiedy pocałował mnie po raz pierwszy, prosił, bym mu zaufała i się nie wstydziła tego, że nie wiem, jak się w ogóle całuje. Nie byłam jednak dziewicą. Na ziemi… cóż, zaprzyjaźniłam się z wibratorem i kiedy kochałam się z nim w swojej głowie, wyobrażałam sobie, że to on mnie bierze, a nie że sama zaspokajam swoje ciało. Orgazmy… nie były zbyt mocne, lecz zaspokajały mnie na jakiś czas — tylko dzięki temu nie umarłam z frustracji seksualnej, bo moje ciało pragnęło seksu.
I to z wiekiem czułam, że coraz więcej.
Wiedziałam, że mnie pragnął — wiedziałam, że pożądał… Jednak czy mój stan skłoni go do wykonania kroku? Dobrze wiedziałam, że pod jego uśmiechem i tym kochanym zachowaniem ukrywa się mężczyzna, który dobrze wie, jak wykorzystać swoje ciało, by zaspokoić kobietę. Boże, on był tak wielki i tak wspaniale zbudowany, że jedno wspomnienie jego ciała powodowało, że robiłam się mokra, a moja kobiecość zaczynała pulsować na samą myśl, że może mnie dotknąć.
Wysunęłam dłoń spod kołdry, bo przypomniała mi się chwila, kiedy położył ją na swoim penisie ukrytym w spodniach. Moja dłoń nadal pamiętała jego kształt — to, jaki był twardy…
„Boże” — zajęczałam w duszy. — „Umrę zaraz”.
Zamknęłam oczy, próbując się wyciszyć…
Po pewnym czasie usłyszałam, jak drzwi łazienki otwierają się cicho i nastają delikatne kroki.