Lawenda i proch
moje nagie stopy
zanurzone
w lawendowym polu
ręce zakrwawione
z oczu łzy
z potem zmieszane
w tym wszystkim ja…
i pustka, która
moją duszę trzyma
w dłoniach…
świat kręci się
nie zatrzymuje
serce puls produkuje
i oddech, którego
złapać mi nie dano
w końcu krzyk (!)
wydaję
lecz wstyd mi za to
… w tak pięknym świecie
mnie i mojej duszy
nie wypada tak…
zrywam garściami lawendę
wycieram nią łzy
i rany
Boże, co ja zrobiłam?
kim jestem
i kim się stanę?
a mówili:
„prochem jesteś
i w proch się obrócisz”
więc kładę się powoli
otulam kwiatami…
jeszcze jedna
jedyna
ostatnia
łza spływa…
…a potem…?
a potem już mnie
nie ma.
Luty
anielskie pióra
opadają z nieba
z taką gracją
jak kocie łapki
stąpające po ziemi
jeden z zimnych płatków
opadł na moje czoło
i z jego zimnym pocałunkiem
znów poczułam
że żyję
chwila ta, trwała tak długo
jak gdybym była
w zwolnionym tempie
lub kapsule czasu
zamknięta
i tyle szczęścia
się ze mnie wylało…
poczułam kim tak naprawdę
od zawsze byłam
moje serce płonie
tak gorące aż parzy w dłonie
a moje codzienne ubrania
w białą sukienkę zaklęte
i tańczyłam boso
nie wśród kwiatów
a białego puchu
niesiona przez wiatr
tyle radości w tym
smutnym świecie
tyle mnie we mnie
tam było…
poczułam na chwilę
jak odzyskuję to
co dawno straciłam
Myśli z czasu, kiedy miałam 16 lat…
Na chwilkę zapomniałam
o tej Ani w granatowej
tiulowej sukience
granatowych lakierkach
czarnych włoskach kręconych
i szmince czerwonej
zapomniałam o tej
trumnie dębowej
o tych gorzkich łzach
których nikt nade mną
nie wyleje
ale ona do mnie wróciła
i znów mam nad sobą
tę garstkę osób
na pogrzebie
myślałam że się
szczęściem obleję
że to już za mną
a to znowu się dzieje…
Szatan
Moją głowę opętano
szatan zrobił sobie z niej
produkcję złych myśli
wspomnień i słów
i wyciska ze mnie łzy
żołądek wykręca
serce wyrywa
i co jakiś czas
jakby mu jeszcze
było mało
swoją agresję
kieruje na mnie…
Maluje mi po rękach
nogach i brzuchu
czerwoną farbą
figury geometryczne
linie i odcinki
fioletową zaś
nierówne kółka
małe i duże
które znikają po tygodniu
Zła siło bezduszna,
jeśli mnie słyszysz
opuść ciało moje
zostaw mnie
w spokoju
zabierz mnie do domu
proszę…
Miłosne zagadki
Jeżeli należałabym
do twoich wspomnień
— czy wspomniałbyś
jej o mnie?
Czy zrzuciłbyś płaszcz mój
z twojego języka
i patrzyłbyś
jak pamięć o mnie zanika?
Czy do ucha
byś jej szepnął
że szczęśliwszy byłeś
ze mną?
Powiedz skarbie,
powiedz szczerze
czy w twą miłość
warto wierzyć?
Tyle pytań mam
bez odpowiedzi
lecz ty nie chcesz
odpowiedzieć
Wolisz milczeć
wolisz odejść
a mi smutno
serce boli
I wiem, gdy usta jej
całować będziesz
to poczujesz
czerwień moich...
Zatańcz ze mną
raz ostatni
a gdy umrę
niech ta miłość
nie przepadnie…
Dystans
żal ogromny
serce moje biedne
rozrywa na kawałki
...kruszę się…
jego cząstki
wypłakuję,
krwawe łzy
ciekną z powiek
tak zmęczonych…
już nie mam
ni grama nadziei
ni szczęścia na wargach
zapisanego
wczoraj jeszcze
widziałam się w welonie
i twoich objęciach
a dzisiaj…
nie widzę siebie wcale
tak cię kocham…
jesteś jak jutrzenka,
tylkoś zbyt daleko
bym cię dotknąć mogła
przepraszam Cię
mój ukochany…
tyle ze mną masz
nie spokoju i lęku
tyle zmartwienia
tyle nienawiści
a łez mych kiedyś
zabraknie
i marność zostanie
marność nad marnościami
i wszystko marność…
Chcę wrócić tam…
chcę wrócić tam,
gdzie rysowałam koty
w byle jakim
zeszyciku
i mama mi mówiła
że to dzieło sztuki…
chcę wrócić tam,
gdzie za tę jej brązową,
długą spódnicę chwytałam
i goniłam dookoła
beztrosko…
chcę wrócić tam,
gdzie moja huśtawka
z patyka zrobiona
i te łąki za rzeką…
i gdybym mogła,
tak bym chciała
wyzbyć się tego bólu,
żalu i gniewu
i wrócić tam,
gdzie wierzyłam
że tata mnie kocha
a mama żyć będzie
wiecznie.
Miłość
Ona i jej ogień
w oczy parzy mnie
Gdy przez ulicę biegnę
światła kręcą się
Tak mi jest (nie)dobrze
Jezu Chryste mój
Jestem znów niczyj
a mogłem być twój…
Gdybyś tylko była
jedną z moich dam,
jednym z miejsc na świecie,
które dobrze znam
Przysiąc bym ci mógł
na tysiąc jasnych gwiazd,
gdybyś ty mnie nie kochała,
jak płomień bym zgasł…
Ta miłość mnie zabije,
dobrze o tym wiem…
ale bez niej zginę,
bez niej nie ma mnie.
A mogłabym
A gdybym mogła
być kimś innym,
kimś kim zawsze
pragnęłam być
Mogłabym mieć
śliczną talię
tatuaże
i tego borderlajna brak…
Byłabym wyluzowana,
zadbana
i kochałabym siebie
tak mocno…
A gdybym mogła
tej wrażliwości się pozbyć,
wyzbyć przywiązania
do Ciebie
ah, jak ja bym chciała
cię nie kochać
mój skarbie
największy
Mogłabym być wtedy
idealna,
łamać serca
a w zamian swoje
w całości zachować
Nie bałabym się niczego.
Byłabym taka,
jaką zawsze pragnęłam być.
A tak to… ah,
jak ja sobą gardzę,
jak ja siebie nienawidzę,
nie znoszę,
przecierpieć nie mogę!
A mogłabym
siebie
kochać.