E-book
11.03
drukowana A5
38.83
KOLOROWY PARASOL

Bezpłatny fragment - KOLOROWY PARASOL

"NOWY ŚWIAT"- zbiór wierszy

Objętość:
172 str.
ISBN:
978-83-8414-792-4
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 38.83

PARASOL

Bądź mi parasolem, gdy burza nad głową

Gdy świat cały na mnie chce legnąć z impetem

Bądź mi parasolem, gdy łzy lecą srogo

Gdy świat cały płacze, ja już płakać nie chcę.


Bądź mi parasolem, który mnie ochroni

Tym który mi godnie, da iść przez to życie

Uwielbiam deszcz ciepły, ale nie ten srogi

Który chce mnie zalać, tym smutkiem ohydnym


Bądź mi parasolem, gdy wokół potoki

Ludzi płaczących nad wszystkim i niczym

Bądź mi parasolem, a ja tu postoję

Nauczę się cieszyć, tym deszczem co płynie.

Powiem sobie!

Powiem sobie dosyć -dość już, i przestanę

Powiem sobie idę-powiem- pójdę dalej

Powiem sobie czekaj-powiem i tak zrobię

Powiem jest jak musi-powiem ze spokojem


Powiem sobie zrobię-powiem- tak uczynię

Powiem -cel nakreślę-w czasie będzie finał

Powiem sobie nic to- nic- bo ot to chwila

Powiem i się poddam-to niczyja wina


Powiem taka droga-powiem i uwierzę

Wyjdę z klatki uczuć- zamknę rozdział siedem

Powiem sobie samej-nikomu innemu

Powiem idę dalej-powiem -i do celu

BIBLIOTEKA

Jesteśmy jak księga wypchana po brzegi

Albo jak ksiąg tysiąc na półkach wszechświata

Może swoje półki mamy lecz nie wiemy

Swoje własne życia schowane w zaświatach


Jesteśmy jak księga wielka, poszarpana

Bo czytana co dzień chodź sami nie wiemy

Gdy wspomnienie wraca, to jest wyciągana

Daje lekcję teraz, uśmiech, ból, łzy, szczęście.


Czasem strach jest czytać niektóre rozdziały

Bo przynoszą gorycz, żal i smutków masę

Ale jest ten rozdział, toż nie pominiemy

Książkę czytać trzeba, po kolei zawsze.


Są takie lektury, prosto z życia wzięte

O to jest ta książka, tuż przy prawej stronie

Że wracamy do nich z największym przejęciem

I czytamy stale, bez przerwy i co dzień.


Są i takie i księgi na tej naszej półce

Co leży daleko w ludzkiej świadomości

Że sięgamy po nie- po lekcje po prostu

Sprawdzić co źle było-a co było dobrze.


Łatwo czytaj wszakże losy innych ludzi

Utkane z słów wielu, wielkiego autora

A o sobie czytać, czy ciężko czy nudnie?

Nie- to nasze tylko- to tylko nasz temat.


Wiem że są i ludzie co ksiąg nie czytają

Co żyją tu teraz, bez łez i rozczuleń

Zazdroszczę im szczerze, spokoju i wiary

Zazdroszczę im szczerze, że żyją bez złudzeń.


Lecz lubię swe księgi, nawet te co smutne

Te co je w okładkę czarna przyodziałam

Uczyć się z nich będę, co dzień- bo i muszę

Zawsze wszystko zbytnio mocno pamiętałam.


Wiec teraz o sobie czytam sobie czasem

Rozsiadam się cicho wśród gwiazd w bibliotece

A piszę co inne, by lżej było duszy

Tam się księgi tworzą- moje-lecz już piękne.

Rozmowa z Bogiem — TAKA DROGA

Gdzie Cię najpierw wysłać

Spytał Bóg raz duszę

Nie chcę iść na ziemie-odparła

A muszę!!


Musisz takie prawo

Potom Ciebie stworzył

W jakiej to istocie

Chciałbyś się narodzić?


Chcę być najpierw skałą

Co patrzy i słucha

Co deszczem płukana

Słońca stale szuka


Chce tak obserwować

I uczyć się co dzień

Dobrze niech Ci będzie

Bądź skałą-tak zrobię.


Potem błagam panie

Drzewem spraw bym został

Był poczuł coś więcej

Był poczuł ze rosnę


Masz plan widzę dobry

Tak więc też uczynię

Rośnij jako drzewo

Ucz się żyć w dolinie


Potem drogi panie

Pragnę być ja mrówką

Pracy się nauczę

I czucia pod skórą


A co potem powiedź

Długa droga przecież

Czy nie chcesz od razu

Zrodzić się człowiekiem?


Potem drogi panie

Pragnę być motylem

Pięknem móc się pławić

Chodź przez krótką chwilę


Potem ptakiem proszę

By docenić świat

By szybować nad nim

Wolnym być od tak


Dobrze niech ci będzie

Dalej chcesz wędrować

Na koniec mi powiesz

Po co ci ta droga


Panie mój dziś koniem

Co mknie wprost wprost przed siebie

Co silny, mocarny

Co wolny jest przecież


Nie chcesz być człowiekiem

Bronisz mi się strasznie

Będziesz idealny

Obiecuję- znam się!


Panie mogę ja już

ludzką przybrać skórę

Ale chce być ślepy

Chcę więcej zrozumieć


Potem chcę być głuchy

W tym kolejnym życiu

Będę widzieć więcej

Dusze wszakże ćwiczą.


Ćwiczyć mówisz pragniesz

Dobrzem Ciebie stworzył

Mądrym człekiem będziesz

Oczy Ci otworzę.


Panie jeszcze jedno

nim trafię na ziemię

Chcę mieć chromosomów

Najwięcej na świcie


Na co ci to powiedz

Jam bardzo ciekawy

Chcę ja być ciut inny

Ale doskonały


Chce ja widzieć więcej

Niźli inni ludzie

A potem zobaczę

A nawet poczuję


Dobrze ale na co

Tobie taka droga

Mogłeś prościej przecież

Żyć jak inni z wolna


Ja nie chcę jak inni

Ja chcę wszystko widzieć

Chcę czuć i oddychać

Doświadczać swe życie


Chce ten świat coś dał mi

Te chwile na ziemi

Docenić mój Boże

Po prostu docenić!


Jak chcesz to docenić

Toż to tylko życie

Tak wszyscy wszak mówią

SŁYSZĘ CO MÓWICIE!


Nie chcę będąc człekiem

Byle jak przemykać

Chce ja widzieć, słyszeć

W obraz Twój chcę wnikać


Chcę ja się nauczyć

Być silnym jak skała

Jak drzewo cierpliwym

Co słucha nie gada


Chcę pracę szanować

Jak mrówka maleńka

Chce jak motyl czerpać

Każdą chwile czerpać


Chce jak ptak być wolnym

Choć przez krótką chwilę

Chce jak koń być dumnym

Galopować życiem


Chcę jak ślepiec słyszeć

Wszystko doskonale

I jak głuchy widzieć

Po stokroć dokładnie


Chcę potrafić czytać

Z duszy innych ludzi

A potem powoli

Znów się tu obudzić!


A w jaka cię skórę oblec

Też masz koncert życzeń?

Nie zrób jak uważasz

Jeno OBUDŹ SKRYCIE.


Spraw bym kiedyś dostrzegł

Że to wszystko umiem

Bym w biegu codziennym

nie zmarł w wielkim trudzie


Spraw bym dnia pewnego

Obudził się rano

I krzyknął z uśmiechem

UDAŁO SIĘ-UDAŁO!

Jestem nadal.

Liście mi opadły wszystkie

Ziemia wyschła pod nogami

Ciało uschło w środku całe

Ale „krew” płynnie żyłami


Już myślałam, że to koniec

Że mi tylko stać przy drodze

Cieszyc się z kropelek deszczu

Co ocucą -chociaż trochę


Co mi ukojenie dadzą

I pozwolą trwać mi dalej

Wtem mi słońce zaświeciło

I lunęło wielkim gradem


Wszystko na raz to się stało

Słońce pali jak szalone

Grad mi ciosy daje w ciało

Boli wszystko-wszystko boli


Ale czuje pomyślałam

Czuję więc ja nadal żyję

Mimo iż mnie prawie nie ma

Czuję teraz każdą chwilą


Słońce w chłodzie lekko grzeje

Grad rozpuścił pod stopami

Lud co we mnie walił śmiało

Zmienił w wodę doskonałą


I poczułam, że to szansa

Że to właśnie jest ta chwila

By wypuścić nowe liście

I na nowo móc oddychać


I oddycham czekam deszczu

Czekam słońca co da siłę

Czekam wiatru, co mnie popchnie

W dalszą drogę z wielką siłą


Czekam chwili gdy me liście

W płuca wepchną tyle tlenu

Że poczuje się znów pięknie

Że poczuję PO CO JESTEM…

Na zgliszczach

Ziemia wyschła całkiem-popękała srogo

Ni deszcz, ni ulewa, ni przypływ, ni potom

Ni dbanie wszechstronnę pomocy nie daje

Pustowie powtało-pustkowiem się stałam


Na zgliszczach nic nie ma, ani zywej duszy

A ja widze piekno-widze i się duszę

Siedzę długo sama, a dusza ma śpiewa

NAgle widze słońce, trawe piekne drzewa


Widzę wschód nad ranem, nad ziemią spekaną

Widze zachód słońca, w czerwieniach skąpany

Widzę blask pustyni, bo ona mi świeci

Moze tak i ze mną-zajrze trochę głębiej.


Ottworzylam oczy, zerkąłm jeszcze raz

Zobaczyłam głazy, drugi, trzeci głaz

Poszłam trochę dalej i oczom nie wirze

Kwiat na samym środku, mocrny i dzielny.


Jesli on na zgliszczach wyrósł i dał radę

To i ja podołam, ja zakwitnę z czasem.

Na największych zgliszczach wyrosnąć to cud

I trwać i oddychać i tworzyć -BYC ZNÓW

Szklanka

Nie zawrócisz rzeki która z góry płynie

Gdy jesteś szklanką, nie bedziesz kamieniem

Którego nie stłuczesz, który wszak jest nadal


Kamieniem rzucasz, a temu nic z tego

Ot taki sam-niezmieniony wcale

Może cos tam myśli w swej duszy ukrytej

Ale nadal twardy, leży jest, nie gada


Szklanka cóż jej czynić, inna od kamienia

Musi wciąż uważać, bo z niej pył zostanie

Można ją posklejać, można ja poskładać

Ale już nie działa - nie jest już jak dawniej.


Ciężko jest być szklaną, w świecie tym okrutnym

Ciężko wytłumaczyć , co dla nas tych szklanych

Znaczy koniec świata-kolejny okrutny

A dla innych przeto to tylko, to wcale nie dramat.


Chce być ja z kamienia, nie chce juz byc słaba

Chce mieć za nic wszystkie wielkie- małe sprawy

Chcę jak kiedyś chciałam, być woda płukana

I co rano nowa, co rano bez skazy.

Niebessłowie w ciszy

A gdyby tak w końcu nauczyć się ciszy

Ale takiej w słowa, w emocji ubranej

Nie ciszy bezsłownej, ale tej wewnętrznej

Głęboko ukrytej w naszej duszy słabej


Wyzbyć sie emocji, tych które nam szkodzą

Które niepotrzebnie wchodzą w nasze głowy

Wyzbyć się uniesień co królują głową

Zaprzątają umysł, brudzą tam i chodzą


Złości niepotrzebne, ubrać w akceptację

Tego co bo byc musi, albo jest i tyle

Nie przebijesz muru, krzykiem bezustannym

Walka tu nic nie da, cisza też to siła


A gdyby tak nagle, wszystkie wojny w sobie

Te o których krzyczysz i te tylko twoje

Stłamsić w środku pyłem, ugasić ten płomień

Stłamsić tak skutecznie by pokochać w sobie


Pięknie widzieć wszystko gdy obraz przejrzysty

Pięknie jest dostrzegać w wszystkim coś wartego

Pięknie jest doceniać wszystko co magiczne

Pięknie jest wyrzucić to co obraz niszczy


Lekko jest na duszy, gdy wiesz że juz nigdy

Nie pozwolisz sobie, na żal i złość wielką

Było, jest, minęło-od to słowa piękne

Jakoś lekko teraz -teraz jakoś lekko


A gdy przyjdzie chwila, gdy coś mnie zaboli

Gdy coś mnie ukłuje w serce bardzo mocno

Powiem tylko cicho, uspokój się duszo

To tez przecież minie i znów będzie pięknie.

Zrodzeni

Zrodzeni z wody, powietrza i ognia

Z ziemi czarnej co daje siłę żeby wsrastać

Z krią przodków w krwi swojej , co żyły ochąłdza

W naszych ciałach młodcyh tłoczonych przez lawę


Zrodzeni by przetrwac, by walkę prowadzić

O byt, o codzienność, o to co być potem

Nie wiemy co będzie, a idziemy nadal

Biegniemy przed siebie, codziennie galopem.


Zrodzeni by umrzeć u kresu swej drogi

Gdy żal nam ogromny to wszystko zostawiać

Patrzymy przed siebie, szukając swej duszy

Z nadzieją tam w sercu, że coś będzie nadal

POZYTYWKA

Pozytywka stała na komodzie

Kto przechodził ją nakręcał

Grała wtedy pięknym tonem

Grała wtedy bardzo pięknie


Tak jak ktośik ją zmajstrował

Wychodziło jej cudownie

Nic być dla niej NOWA MODA

Ona zawsze była w modzie


Bo melodie zacne grała

Zawsze gdy ktoś tchu chciał nieco

To nakręcał i działała

A działała z magią wielką


Bo dawała lekkość duszy

Radość wielką, rozczulenie

Odpoczynek niosła cudny

Czasem wielkie uniesienie


Wspomnień garść nosiła w sobie

Dla każdego kto jej słuchał

Ot dźwięk płynie-potem obraz

I wzruszenie i zaduma


Czasem wachlarz innych doznań

Każdy co innego nosi

Każdy ją nakręcał dumnie

No i czekał co być potem


Raz rzecz stała się straszliwa

Ktoś nakręcił pozytywkę

Lecz ta skrzeczy i fałszuje

Aż bolało to straszliwie


Nie nie miło było słuchać

Ani patrzeć, ni nakręcać

Ot zepsuła się nam grajka

A niech stoi- stoi pięknie


Kurzem nagle już pokryta

Nikt nie patrzy, nikt nie słucha

Ale stoi ma swe miejsce

To i dobrze- dalej cudna


Nie dla wszystkich, toż to rupieć

Juz nie spełnia swojej roli

Miejsce ino tu zajmuje

Nic nie warta, czas wynosić


I zniknęła pozytywka

w czarny kosz ją wyrzucono

Leży, czeka, czas odlicza

Leży czeka wciąż na kogoś


I cud stał się dnia jednego

Człek odkopał pozytywkę

I ogląda ją z stron każdych

I zachwyca się niezwykle


Wytarł z kurzu porcelanę

Delikatnie patrzy w środku

Jedną śrubkę ino wkręcił

A ta gra mu od początku


Gra tak cudnie że dech w piersi

Człowiek stracił ten na chwilę

Któż wyrzuca takie cuda

Oj ja dziwie sie ja dziwię


Nie zapomną pozytywki

Toż tych dźwięków już ikt nie gra

To są zapomniane nuty

Dla mnie istna to poezja.

Miłość z daleka

Jak to jest z miłością

co w środku nas drzemie

Co jest tam ukryta

tak skrzętnie schowana


Co czujesz ją wszakże,

ale sam już nie wiesz

Czy ci których kochasz

czują ją też nadal


Jak jest z tym wszystkim

co miłość się zowie

Ta która na filmach

aż tryska na boki


Czy jeden gest mały

tak ważny dla Ciebie

Ten drugi kochany

odczuje na sobie


Jak to jest z kochaniem

tych którzy daleko

Czy musisz codziennie

im pisać te słowa


Czy oni twe myśli

przechwycą z daleka

Twe serce co stale

krzyczy do nich woła


A może ja miłość

tą nazwę inaczej

Będę ją dawkować

jak mogę, jak muszę


A potem po latach

sama ją zobaczę

Czy doszedł telegram

— jeden drugi, tuzin.


Zobaczę ja potem

czy język mój trudny

Został zrozumiany

tak jak być powinien


Świat nasz dookoła

jest tak bardzo trudny

Że trzeba ta miłość

telegramem puścić.


Być może i piękniej

gdy miłość tuz obok

Nawet i nie może

a przecież na pewno


To wszakże cudowne

móc jest kogoś dotknąć,

Przytulić, ukochać

— okadzić go pięknem.


Czasem pozostaje

z daleka słać listy

I wierzyć że słowa

gesty zrozumiałe


A potem zobaczyć

po prostu co przyjdzie

Wyglądam ja listu

wyglądam go stale.


A potem spotkania

od tak i po prostu

Gdy ludzie się znają

i kochają mocno


Że takie widzenie

wisienką na torcie

Zwykłe takie proste

ale jakże szczodre


I świadomość taka

że wystarczy słowo

W telegramie waszym

do mnie napisanym


A ja biorę torbę

i jestem tuż obok

Zrobię to co mogę i powiem

NA RAZIE…

NIE WIEM

Ktoś mi rzekł ostatnio

że każdy wiersz inny

W każdym co innego

strugiem liter płynie


W każdym inny temat

emocje ciut inne

W każdym inne frazy

inaczej utkane


Racja to jest przeto

jam inna co chwile

A może tak sama

jeno inne czucie


Toż jak wstajesz rano

nie wiesz jak dzień będzie

Czy opłynie w ciszy

czy w żalu okrutnym


Toż gdy wstajesz rano

nie wiesz jaka chwila

Tam do twojej głowy

wtargnie z wielką siłą


Czy to jest wspomnienie

idealne, cudne

Czy te które kipi

smutkiem, żalem, kpiną


Toż gdy wstanę rano

nie wiem cóż się zdarzy

Jakich ludzi spotkam

i jakie spojrzenia


Co z ich ust wypłynie

i jakie ołtarze

Nieco bałwochwalstwa

nieco uniesienia?


Nieco ignorancji

i zadumy w sobie

Nieco zdań odmiennych

ale nie krzywdzących


Nie wiem co za chwilę

zagości w mej głowie

I co spisać zechcę

— i nie wiem czy zdążę..


Ale wiem ja jedno

że wszystko co spiszę

To już tu zostanie

bo na karcie leży


To jest tylko przecież

moje marne życie

Grunt je jakoś przeżyć

— PO PROSTU JE PRZEZYĆ.

WILKI

Wilki stały przy mnie, cicho i spokojnie

Były stałe obok, chodź ich nie widziałam

Wilki czasem do mnie zawyły tak mocno

Że przy blasku nocy z dala je słyszałam


Wilki to dwa były, moje z krwi co we mnie

Nie skarżone żalem, ani kpiną nigdy

Zawsze byłam dla nich, one mi zbyteczne

Nie musiały walczyć-by kochać potrzebne.


Wilki raz dostrzegły, że dusze ja tracę

Że tchu mi brakuje i prawie mnie nie ma

Rozjuszone bardzo, rozpoczęły walkę

Nie taką jak wszystkie- całkiem inną- naszą.


Wilki dały siłę, pokazały drogę

Dały mi świadomość, że nie jestem sama

Potem gdym ruszyła, dalej w swoją stronę.

Schowały się w knieje- wy dla mnie

JA DLA WAS.

Ciężar

Czasem czuje się jak kamień

Idę światem ciężka cała

Czasem czuje jakbym

Miała na swej szyi wielki balast


Wiem, że odciąć go nie mogę

Będzie wisieć całe życie

Ale dźwigam go na sobie

To talizman jest ukryty


Czasem ciężar iść przeszkadza

Bo go czujesz w każdej chwili

Czasem marzysz żeby został

Gdzieś za tobą-ból niemiły


Lecz daje siłę wręcz ogromną

Kiedy przywykniesz do noszenia

Jestem ciężka, silna duchem

Świat powoli mój się zmienia.


A gdy chwila przyjdzie czasem

Że z ciężarem się pogodzę

Staje lekka się na chwilę

I podnoszę swoja głowę


Zamiast kamieni widzę niebo

Zamiast dróg szarych, słońce cudne

Zamiast butów widzę zieleń

Kwiaty, ptaki, świat jest cudny.

DIABEŁ

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 38.83