Pan Domino
Kolorowa fabryka
To był szczególny dzień. Hałas, krzyki, zamieszanie — te słowa najlepiej pasują do tego, co działo się w kolorowej fabryce. Przygotowania były już prawie zakończone, ale każdy chciał, żeby wszystko udało się idealnie. Był ku temu wyjątkowy powód — dostawa nowych kredek. Zazwyczaj było tu pełno śmiechu, rozmów oraz pięknych rysunków. Tego dnia dawało się wyczuć lekkie zdenerwowanie.
— Ruszaj się szybciej! Musi tu być czyściej! — dobiegł okrzyk z grona ekipy sprzątającej. Inna grupa kończyła mocowanie sceny a kolejna już zabierała się za wieszanie ozdób. Przywiązywano balony napełnione helem. Serduszka oraz gwiazdeczki unosiły się w powietrzu. Były też ozdobne lampki i plakaty z napisem “WITAMY”. Wreszcie włączono muzykę. To próba generalna sprzętu grającego. Głośniki działały bez zarzutu. Po krótkiej chwili zostały wyłączone. Wszystko było jak należy. Sala wypełniła się już do ostatniego miejsca. Ogólny zamęt powoli ustępował miejsca atmosferze wyczekiwania. Wreszcie nastała niemal zupełna cisza. Taki stan trwał dość długo. Światło przygasło. Znów słychać było szepty. Było tak ciemno, że ledwo dało się zaobserwować to, co znajdowało się tuż obok.
— Jadą! Zaraz tu będą całą plejadą — wyrwał się głos z tłumu przerywając ciszę. Faktycznie dało się dostrzec jakiś ruch. Wieki jupiter rzucił delikatne, ciepłe światło. Lampa powoli się rozgrzewała i coraz wyraźniej widać było obiekty na scenie. Włączono cichutką muzykę.
— Pociąg! Pociąg widzę. To nagroda w mej fatydze — zawołał ktoś z przodu. Pierwsze rzędy musiały zająć swoje miejsca dużo wcześniej niż inni. Dodatkowo byli uciskani przez rzędy kolejne. Każdy chciał zobaczyć to wspaniałe wydarzenie jak najlepiej. Jedni wspinali się na co się dało, by mieć lepszy widok. Inni obserwowali przez lornetki. Jeszcze inni przepychali się do przodu, pomimo dużego tłoku.
— Teraz widzę już dokładnie. Pociąg wyszedł całkiem ładnie — padł kolejny komentarz. Publika oklaskami przywitała ciuchcię z trzema wagonami. Pierwszy wagonik wiózł kredkę w kolorze czerwonym. Kredka była smukła, wysoka. Zadowolona z owacji machała do wiwatującego tłumu. Kolejny wagonik przywiózł kredkę koloru zielonego. Ta kredka jadąc, uśmiechała się szeroko. Ostatni, trzeci wagonik za pasażera miał fioletowa kredkę. Sprawiała ona wrażenie lekko onieśmielonej tak hucznym powitaniem. Muzyka stopniowo podgłaśniana sprawiała, że kolejnych głosów widowni już nie dało się usłyszeć. Pociąg paradując po scenie zatoczył kilka kółek. Wreszcie się zatrzymał. Muzyka ucichła. Ciuchcię opuściła malutka kredka. Była tak krótka, że nie było jej widać gdy była w środku. Gdy podeszła do ustawionego na środku mikrofonu, rozległy się oklaski.
— Koniec udręk wielodniowych! Dawać, dawać tutaj nowych — krzyknęła jedną z kredek w tłumie.
— Zamilcz w końcu ty grandziarzu! Bo wystraszysz ich od razu — odpowiedziała mu inna. Ilość kredek obserwujących prezentację była tak duża, że nie dało się ich zliczyć. Kredka stała przy kredce tworząc wyjątkowy, niezwykle barwny pejzaż. Wszystkie, pomimo rozstawionych krzesełek, stały i wychylały jedną przez drugą, by lepiej widzieć. Gwar nie ustawał.
— Cicho wreszcie wszyscy bądźcie. Skończcie gadać i usiądźcie — wyrwał się ktoś inny. Cisza zapadła jednak dopiero, gdy kredka na scenie przemówiła.
— Witam grzecznie moi mili. Dziś będziemy się bawili! Doczekaliście się wreszcie. Zaczynamy, więc się cieszcie! Krótka pauza wypełniła się burzą oklasków.
— Dobrze, cisza. Już wystarczy. Ten gość wrażeń nam dostarczy. Młody, krnąbrny, lecz uroczy. Pewnie nieraz nas zaskoczy. Redward — oto imię jego. Chodź na scenę mój kolego! Owacja przywitała czerwoną kredkę. Nowy wyszedł ze swojego wagonika i pewnym krokiem podszedł do mikrofonu.
— Jestem Redek. Najładniejszy z wszystkich kredek — przedstawił się krótko. Zgromadzone kredki biły brawo, krzyczały, gwizdały. Wrzawa opadła dopiero po dłuższej chwili. Do mikrofonu ponownie podeszła mała kredka prowadzącą imprezę.
— By nie tracić ani chwili, idźmy dalej moi mili. Drugi Grinbert ma na imię. Kolor co z nadziei słynie. Dostarcz nam emocji wielu nasz zielony przyjacielu. Zielona kredka udała się na środek sceny i przemówiła takimi słowami:
— Jestem Grinbert w skrócie Grin. Odczytuje z waszych min, że was trapi ta obawa, kiedy zacznie się zabawa. Też to dręczy moją głowę a więc kończę już przemowę. Wystąpienie zielonej kredki również zostało przyjęte owacją. Grinbert ustąpił miejsca małej kredce.
— Równie ważna, choć na końcu. Blaskiem dorównuje słońcu. To Fioletta czyli Fiola, bycie gwiazdą to jej rola. Ostatnia kredka opuściła wagonik i podeszła do mikrofonu. Oczy wszystkich były skierowane tylko na nią. Każdy nasłuchiwał co powie, jak się przedstawi.
— Część. Jestem Fiola. Możecie też mówić Fiolka. Dzięki za huczne powitanie. Nie mogę się już doczekać, aż coś razem narysujemy. Nastąpiła totalna cisza. Twarze kredek wyrażały ogromne zaskoczenie. Pojedyncze oklaski wybrzmiały po chwili i niejako podkreśliły atmosferę zdumienia. Fioletta zauważyła, że kredki były rozczarowane jej przemowa. Zrobiło jej się przykro, ale starała się tego nie okazywać.
— Może biedaczka choruje, przecież wcale nie rymuje — wyszeptała jakaś kredka pod nosem. Malutka kredka prowadzącą imprezę przejęła kontrolę nad sytuacją.
— Wszystkim bardzo dziękujemy, teraz bawić się już chcemy. Puścić muzykę do tańca, czas zaczynać połamańca. Połamaniec był nazwą tradycyjnego tańca kredek. Wszystkie umiały go tańczyć a nowe szybko zrozumiały jak mają się ruszać w rytm muzyki. Żadna z kredek nie doznała złamania co mogłaby sugerować nazwa. Kolory w tańcu mieniły się tworząc niezapomniany spektakl. Każda z barw reprezentowana była przez niezliczone odcienie. Zabawa trwała długo. Gdy wreszcie wyłączono muzykę, najwytrwalsza grupa zaczęła się rozchodzić. Wszyscy nowi stali obok siebie. Nie bardzo wiedzieli, gdzie mają się udać. Podeszła do nich grupka kilku kredek.
— Hejka nowi, co tam słychać? Chcecie już do łóżek zmykać? — zapytała troskliwie jedną z kredek.
— Pójdę spać jak będę chciał, teraz spadam, nara, ciao — odpowiedział Redward i samotnie odszedł.
— Jakiś dziwny ten czerwony, udał się w sypialni strony. Nie mógł wiedzieć, no bo nowy, chyba mało kontaktowy. Co wy robić byście chcieli? Na co byście chęci mieli?
— Spać bym poszedł całkiem chętnie, ale najpierw spytam skrzętnie. Wiedzieć jesteśmy łakomi, kim jesteście nieznajomi? — dociekał Grin. Redek zorientował się właśnie, że trafił na dział sypialniany więc zawrócił. Przeszedł obok grupy kredek nie zwracając na nie uwagi.
— Będę z wami całkiem szczery, zaniedbałem dziś maniery. Wielu wrażeń to jest wina, to prawdziwa jest przyczyna. Bluno jestem druhu nowy, to mój zastęp kolorowy. Jeluś, Blakuś i Pinktrycja, to przyjaciół definicja. Jeszcze w grupie jest Grejżyna, cała to już jest drużyna.
— Miło poznać ale raczej, spać już pójdę, nie inaczej — odparł Grinbert i poszedł w kierunku sypialni.
— A ty co chcesz młoda damo, spać iść już jak on tak samo?
— No tak właściwie to chętnie bym porozmawiała jeszcze. Jest coś co chciałabym wiedzieć.
— Nie ma sprawy, pytaj śmiało. Co cię zaintrygowało?
— Wiesz, nie rozumiem dlaczego jak się przedstawiłam była taka straszna cisza. Chłopakom wszyscy klaskali. Dlaczego?
— Dziwię ci się kredko nowa. Kwestia priorytetowa. Żadnych różnic nie dostrzegasz? Powiem, jeśli tak nalegasz — wtrąciła się do rozmowy Grejżyna. Była to kredka szara. Ona podobnie jak i cała grupka była nieco niższa od Fioletty. Wzrost nie był jednak kluczową według niej różnicą. Różne kredki w fabryce były zupełnie różne pod tym względem. Nowe kredki, które nie zdążyły nic jeszcze narysować, były najdłuższe.
— Grejka hamuj arogancję, ja promuje tolerancję — upomniał koleżankę Bluno.
— Osobiście i prywatnie, wolę mówić delikatnie — poparła Bluna żółta kredka. Jelołsław, bo tak miała na imię żółta kredka, do tej pory nie uczestniczył w rozmowie. Jeluś rzadko zabierał głos w grupie. Tym razem jednak postanowił wyrazić swoje zdanie, gdyż temat wydał mu się bardzo ważny. Pozostałe kredki przytakując również okazały swoje poparcie.
— Róbcie jak tam sobie chcecie, ja spać idę już w odwecie — pożegnała się zniesmaczona Grejżyna.
— To powiecie wreszcie, o co wam chodzi? — dopominała się Fiola.
— Bądź spokojna moja droga, nie masz wcale nas za wroga. Co do reakcji na sali, podczas powitalnej gali. Słowa nam się podobały, lecz się kredki wszystkie bały. Czy się u nas dobrze czujesz, skoro wcale nie rymujesz — powiedział wreszcie Bluno.
— No zauważyłam, że tak jakoś dziwnie gadacie, ale dla mnie to nie jest problem. Czy to jakieś przestępstwo, że nie używam rymów?