E-book
5.88
drukowana A5
19.93
Klakson, Julek i czerwone trampki

Bezpłatny fragment - Klakson, Julek i czerwone trampki

Objętość:
65 str.
ISBN:
978-83-8245-967-8
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 19.93

Rozdział I

Nasza paczka — Rajmund, Nikola, Julek, Olek i Zuzia

Mundek

Mam jedenaście lat, jasne włosy, kilka piegów i wiele pomysłów na wakacje. Na imię mam Rajmund. Słyszeliście już o takim imieniu? Nie? Tak myślałem. To jest imię wymyślone przez moich rodziców. Niestety, tak to już jest, że rodzice czasami mają dziwne pomysły. Chociaż już tak nie uważam. Moja babcia zawsze mi mówiła, że trzeba polubić swoje imię i polubić siebie, bo wtedy życie jest fajne. Dużo fajniejsze, niż wtedy, gdy się nie lubi swojego imienia. Zatem potrafiłem się zmienić i od dawna już się nie wstydzę, kiedy się przedstawiam: Mundek Dąbrowski. Mundek to zdrobnienie od imienia Rajmund. O ile Rajmund powodowało, że na ustach dzieci pojawiał się uśmieszek, to Mundek zaczął wzbudzać podziw:

— Ale fajne imię!

Tak powiedziała mi Nikola. To było bardzo miłe.

To miała być opowieść o Klaksonie, a nie o moim imieniu, ale na początku musiałem wam powiedzieć również o tym. Zanim zacznę o Klaksonie, przedstawię wam, całą naszą paczkę z osiedla.

Nikola

Ma bardzo długie, jasne włosy, niebieskie oczy, chodzi ze mną do tej samej klasy. Lubi malować obrazy, ale nie takie na kartce papieru, ale na płótnie farbami akwarelowymi. Czasem nawet nas wszystkich z naszej paczki namawia do malowania. Ma na mnie bardzo dobry wpływ — potrafi „ugasić” moje złoszczenie się i robi w to śmieszny sposób:

— Mundek włączył tryb: „zły Rajmund”.

Od razu wtedy przechodzi mi zły humor i potrafię się śmiać nawet z samego siebie. Bo człowiek nieraz się złości zupełnie niepotrzebnie. Lepiej jest się pośmiać.

Julek

Julek ma osiem lat. Brązowe włosy, niebieskie oczy, krótki nos, krótkie spodnie, długie nogi, niebieską koszulkę i czerwone trampki.


Julek każdego wieczoru, kiedy rodzice kazali mu iść spać zaczynał mieć bardzo dużo pytań. To dlatego jego tata ma tyle siwych włosów. Jedno pytanie Julka to jeden siwy włos, a że na jednym pytaniu się nie kończy, to jego tata jest już całkiem siwy, chociaż nie ma jeszcze pięćdziesiątki. Tak więc około godziny 21.00 Julek rozpoczyna swój cykl pytań, z których najważniejsze dotyczą gwiazd i planet:

— Jakie gwiazdy można zobaczyć dzisiaj nad Wejherowem. Czy widać stąd Wenus albo Marsa? Czy jedynie wielki i mały wóz, a co oznacza ta żółta gwiazda za blokami? Czy do obserwacji nieba wystarczy dobra lornetka czy trzeba kupić specjalistyczną lunetę. Czy mając taką lunetę zobaczymy kratery na księżycu?

Zuzia

Zuzia ma dopiero siedem lat. W sumie jest za mała, żeby należeć do naszej paczki, ale należy, bo jej starszy brat Olek ją przyprowadził kiedyś na nasze zebranie i tak już zostało. Zuzia ostatnio chwaliła się, że w doniczce na balkonie już niedługo wyrosną arbuzy. Zuzia ma okrągłą buzię i okrągłe oczy. Wielkie jak pięć złotych. A jak się uśmiecha to w policzkach jej się pojawiają takie dwa śmieszne dołeczki. Bardzo lubi opowiadać, co zrobiła i w dodatku ma dużo pytań. Ostatnio musieliśmy wysłuchać opowieści o posadzeniu pestek arbuza w doniczce, ich podlewaniu, pielęgnowaniu i czekaniu na pojawienie się pierwszego arbuza. Ale, kiedy tylko Zuzia dowiedziała się, że będziemy szukać Klaksona, to wtedy arbuzy przestały już być aż tak ważne. A od kogo Zuzia się dowiedziała? Oczywiście od swojego starszego brata Olka, który wypalił:

— Przestań opowiadać o tych arbuzach, my teraz mamy ważną misję do spełnienia. Będziemy szukać Klaksona!

Olek

Olek ma czerwone włosy, to znaczy rude, dużo więcej piegów ode mnie, wesołe, zielone oczy, jest bardzo wysoki i chudy jak widelec i ma już dwanaście lat. Olek to człowiek orkiestra: jeździ bez koszuli i bez trzymanki na rowerze po całym osiedlu z okrzykiem: z drogi śledzie, bo król jedzie, pływał w sadzawce z deszczówką, która powstała po tym jak dźwigiem wykopano wielką dziurę w miejscu, w którym ma zostać wybudowany nowy blok. Olek wyrywał też kwiaty z rabatki, a kiedy pani, która je posadziła chciała iść na skargę do jego rodziców, tłumaczył, że tylko je przesadzał. Tym razem Olek wymyślił, że musimy znaleźć Klakson.

— Jaki Klakson? Co to jest klakson? -wykrzyknął Julek, słysząc propozycję Olka.

— Jak to jaki? Rowerowy! — powiedział stanowczo Olek.

Rozdział II
Klakson rowerowy

— Po co mamy szukać klakson do roweru? Każdy z nas ma przecież dzwonek przy rowerze, to lepsze niż trąbka. Trąbki są dla dzidziusiów! — drążył temat Julek.

— Musimy znaleźć klakson od roweru, żeby zarobić pieniądze. Dużo pieniędzy! — odparł z przejęciem Julek.


Przysłuchiwałem się tej rozmowie, ale bez większego zainteresowania. Bardziej pochłaniało mnie malowanie chmur na płótnie farbami akrylowymi. Nikola wymyśliła, że zrobimy w naszej bazie na polanie przy drzewie letnią galerię sztuki, przyniosła kilka płócien, farby, ale tylko ona sama, Zuzia i ja zaczęliśmy malować, a Olek i Julek gadali cały czas o jakimś głupim klaksonie.

— Słuchajcie, zostawcie te farby i zacznijcie robić rzeczy ważne, na których można zarobić — złościł się Olek widząc kompletny brak zainteresowania z naszej strony. — Malarze się teraz wszyscy zrobili! — dodał z kpiną spoglądając na nasze płótna pełne chmurek, drzew i słońca.

— A ty co, krytyk?! — wypaliła mała Zuzia. Wszyscy się zaczęli śmiać, bo w ustach najmłodszej z nas zabrzmiało to szczególnie zabawnie.

— No, dobra, to mów, Olek, o co chodzi z tym klaksonem? — zapytałem, bo właśnie skończyłem swoje dzieło sztuki i mogłem zająć się już czymś innym.

Olek wydobył z kieszeni swoich wytartych dżinsów kawałek papieru, który wyglądał jak tajna mapa pirata. Rozwinął zwinięty w kwadrat papier na naszych oczach i rozpostarł, tak, żeby każdy mógł przeczytać:

KLAKSON — POSZUKIWANY — NAGRODA ZA ZNALEZIENIE — 2000 złotych!!! Pod ogłoszeniem widnia numer telefonu, pod który miał zatelefonować szczęśliwy znalazca cennej zguby.

— Dziwne, że ktoś daje tak wysoką nagrodę za zwykły klakson — powątpiewałem w prawdziwość tego ogłoszenia.

— Może ten klakson jest złoty? — Zuzia zawsze coś wymyśli.

— Może to był ulubiony klakson jakiegoś dziecka, które teraz płacze i nie chce żadnego innego, dlatego kwota jest taka duża — powiedziała Nikola. Wszyscy jej przytaknęli i zgodnie postanowiliśmy poszukać zguby z ogłoszenia.

— No, dobra, to szukajmy! — wykrzyknął Julek, ale żeby szukać, muszę najpierw sobie kupić wodę mineralną!

Wszyscy zgodzili się, że warto poszukać klakson od roweru, ale że Julek upierał się przy tej wodzie, więc najpierw poszliśmy do sklepu. Julek wpadł jak burza do środka i zniknął pomiędzy regałami, po chwili wrócił niosąc z dumą w ręku wodę mineralną. Myślałem, że za chwilę wypije ją duszkiem, bo umiera z pragnienia, ale Julek odkręcił korek i wylał wodę na chusteczki higieniczne i zaczął czyścić sobie trampki!

— O rany, Julek! To po to kupiłeś wodę, żeby wyczyścić sobie buty?! — zapytałem z niedowierzaniem.

— Tak — odparł ze spokojem Julek — to są nowe trampki i muszą być czyste!

Kiedy skończył czyścić buty, wstał zadowolony i powiedział.

— No dobra, a teraz możemy poszukać ten klakson — powiedział z szerokim uśmiechem.

Przeszliśmy całe osiedle. Zaglądaliśmy pod każdy samochód, zrobiliśmy przegląd rowerów zaparkowanych przed blokami, splądrowaliśmy rabatki, krzaki i zarośla, ale nigdzie nie było takiej zguby jak klakson rowerowy.

— Wiecie, co, ile macie pieniędzy? Zrobimy zrzutkę — powiedział w końcu zniechęcony poszukiwaniami Olek.

— A po co zrzutka?

— Pójdziemy do sklepu rowerowego i kupimy klakson. Opłaca się wydać parę złotych, żeby zgarnąć dwa tysiące nagrody — zapewniał Olek.

— Ale nie wiemy, czy kupimy taki sam klakson — przerwała mu Nikola.

— Zadzwońmy i podpytajmy jak ten klakson wyglądał — zaproponowałem.

— Dobra, to dzwoń — Olek podał mi swój telefon.

— Ty zadzwoń, to twój pomysł — odparłem, ale że nikt nie chciał zadzwonić, sam w końcu wybrałem numer.

— Halo, dzień dobry, nazywam się Rajmund Dąbrowski, mieszkam na tym osiedlu i znalazłem państwa ogłoszenie. Chciałem zapytać jak wygląda ten klakson?

— Przecież jest zdjęcie — odparł mi głos starszej pani w telefonie.

— Ale my tutaj mamy ogłoszenie urwane, jest tylko treść bez zdjęcia — wyjaśniłem.

— No, Klakson jest biały w szare cętki i ma czarne skarpetki na przednich łapkach.

— Słucham? — byłem zdumiony tym, co usłyszałem, jak klakson może mieć czarne skarpetki na przednich łapkach?!

— Co się tak dziwisz chłopczyku?

— Myślałem, że jest niebieski albo czerwony… — zacząłem wyjaśniać, a wtedy głos w telefonie przestał być miły. Starsza pani się zdenerwowała bardzo:

— To mój wnuczek płacze za naszym Klaksonem, a ty sobie, chłopcze żarty stroisz, widziałeś kiedyś czerwonego albo niebieskiego kota?!

— Kota? To chodzi o kota?!

— Tak! A co sobie myślałeś?!

— Myślałem, że to klakson rowerowy!

— Klakson rowerowy to kosztuje najwyżej dziesięć złotych, a nasz kot jest rasowy i mój wnuczek Maciuś jest bardzo do niego przywiązany!

— A, no to ja dziękuję za informację, do widzenia — szybko zakończyłem rozmowę, było mi głupio, że ja mówiłem o klaksonie rowerowym, a tu po prostu kot ma na imię Klakson.

— No to, przynajmniej mamy sprawę jasną — Olek był zadowolony — wystarczy teraz znaleźć kota. Poszukajmy jeszcze na osiedlu takiego ogłoszenia, może znajdziemy zdjęcie tego zwierzaka.

Przeszliśmy jeszcze raz całe osiedle i na drzewie, niedaleko naszej bazy wisiało na gwoździu ogłoszenie ze zdjęcie. KLAKSON — POSZUKIWANY. Pod spodem była fotografia kotka, który był biały w szare cętki i ma czarne skarpetki na przednich łapkach.

— No to sprawa jest jasna i prosta — rzekł z zadowoleniem Olek. Sprawa może była jasna, ale na pewno nie prosta, bo mimo dwugodzinnych poszukiwaniach nawet poza naszym osiedlem, nie znaleźliśmy kota Klaksona.

I wtedy Olek powiedział:

— Musimy jechać do Dąbrówki!

Rozdział III

Klakson, Julek i czerwone trampki

— W Dąbrówce znajduje się schronisko dla bezdomnych zwierząt. Można tam pojechać i przygarnąć sobie psa albo kota. Pewnie trzeba za to trochę zapłacić. Wszyscy się złożymy z kieszonkowego i sprawa załatwiona.

— Ale to nie będzie prawdziwy Klakson — zmartwiła się Nikola.

— I co z tego, kot to kot wszystkie są takie same, znajdziemy białego w cętki z czarnymi skarpetkami i po sprawie Nagroda będzie nasza. Jedziemy! — Olek nie lubił, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał. Zresztą kwota nagrody na każdym z nas wywarła wielki wrażenie, więc postanowiliśmy pojechać do tej Dąbrówki po kota, który by wyglądał tak samo jak Klakson.

— Będziemy potem mogli pojechać na diabelskie koło do wesołego miasteczka w Gdyni — planował już Julek.

— I kupimy nowe płótna i farby — dodała Nikola

— I jeszcze jedną parę czerwonych trampek — dorzucił Julek.

— Ja chcę nową lalkę z długimi włosami — wtrąciła Zuzia.

— Podzielimy równo pieniądze i każdy sobie kupi o chce — postanowił Olek za nas wszystkich.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 19.93