E-book
22.05
drukowana A5
37.73
drukowana A5
Kolorowa
63.59
Killer in the hostel

Bezpłatny fragment - Killer in the hostel


5
Objętość:
202 str.
ISBN:
978-83-8369-422-1
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 37.73
drukowana A5
Kolorowa
za 63.59

OSTRZEŻENIE

Książka nie jest odpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Cały tekst jest fikcją literacką, wobec tego nie należy brać niczego do siebie. Jako autor, nie zachęcam do powtarzania zachowań bohaterów książki. W książce może wystąpić przemoc fizyczna oraz samobójstwo. Jeśli zmagasz się z depresją, nie czytaj tej treści.

PROLOG

Sophie Langer. Tak nazywa się recepcjonistka, pracująca w jednym z Wrocławskich hosteli. Hostel Zero Hour, mieścił się na obrzeżach miasta. W dzielnicy Psie Pole. Nie spodziewała się jednak, że po kilku latach pracy w tym miejscu, jej życie będzie w wiecznym stresie i przerażeniu. Hostel był otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę, a obok niego, znajdował się złom, który również działał dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc nie cieszył się bardzo dobrymi opiniami. Złom jak sama nazwa wskazuję, był bardzo hałaśliwym i niemiłym wspomnieniem dla przyjezdnych. Przez to, bardzo często zdarzały się sytuację, kiedy to Sophie musiała tłumaczyć gościom, że wcale tu nie jest tak źle jak wygląda oraz, że spędzą miło czas, a rano zjedzą przepyszne śniadanie, które chyba jako jedyne podwyższa standard tego budynku. Musiała kłamać i doskonale zdawała sobie sprawę, że kłamanie po trzech latach weszło jej w nawyk. Nie chciała pracować gdzieś indziej, póki na rynku pracy nie będzie dużo więcej płatnych ofert. Przyzwyczaiła się, więc nie chciała rezygnować.

Kobieta mieszkała sama, ale bardzo często przebywał u niej David Burst. Mężczyzna, którego poznała kilka miesięcy temu. A dokładniej, w kwietniu. Teraz mamy październik. David był dla niej bardzo bliski ale nie tak bardzo, aby uznać ich relację związkiem. Byli dla siebie jak coś więcej niż przyjaciele ale nie mieli w planach się wiązać, póki co. Mężczyzna przychodził do niej, kiedy tylko miał wolną chwilę po pracy, a najczęściej spotykali się, gdy Sophie chciała mu opowiedzieć o zwariowanych historiach związanych z hostelem. Dzisiaj Sophie śniła o lepszym życiu, o takim gdzie nie będzie musiała się wiecznie stresować i martwić o to czy właściciel zafunduje to i owo. Tylko sen pozwalał zapomnieć jej o negatywnych emocjach związanych z tym miejscem.

CZĘŚĆ PIERWSZA

„Nie trzeba umierać, żeby być martwym”

1

Wrocław, 5 października 2023, poniedziałek.

Nadszedł poniedziałek. Najbardziej wymagający dzień w pracy Sophie. Dostawy, jak i rozliczanie całego tygodnia. Dzień wypłat dla pracowników służby pięter oraz ogrom wyjazdów gości po spędzonym weekendzie. Do tego dochodzi jeszcze porządkowanie papierów, którymi zazwyczaj zajmowała się Sophie. Dbała o estetykę i była bardzo poukładana, jeżeli chodzi o dokumenty, które dla niej musiały mieć swoje miejsce.

— Proszę Cię Barry, tylko na chwilę wyjdziemy na spacer. Nie mam dziś dużo czasu. I tak już jestem spóźniona na autobus. — odparła do swojego psa.

Sophie wyjęła z szafki smycz, założyła Barremu i skierowała się w stronę wyjścia.

Pogoda na zewnątrz była nieco zmienna. Chwilę padał deszcz, a zaraz potem wyszło słoneczko. Spacer trwał niecałe dwadzieścia minut, a Sophie wiedziała, że już była spóźniona do pracy, jednak postanowiła, że nie będzie się tym martwić. Większość jej koleżanek i tak zawsze się spóźniała. A kiedy nadszedł czas na powrót do domu, zdała sobie sprawę, że dziś musi odebrać paczkę z nowym odkurzaczem dla pań pokojowych, więc pospiesznym krokiem skierowała się w stronę domu i odprowadziła pupila do sąsiadki, a sama szybko wtargnęła do mieszkania po torebkę i wyjściowy płaszcz.

Chwilę później znalazła się w autobusie i przemierzała ulice miasta ze słuchawkami w uszach. Nie miała pojęcia, o czym rozmawiają siedzący obok niej ludzie i bardzo to lubiła. Nie słyszała zbędnych historii, kłótni czy też słownych przepychanek. Zatraciła się w muzyce, która dodawała jej otuchy na następne kilka godzin.

Wysiadła na przystanku, tuż przy paczkomacie, a następnie skierowała się prosto do hostelu.

— Hej. Jak dobrze, że jesteś. Miałam wyjść pół godziny temu, ale się spóźniłaś. — odparła Olivia, kiedy Sophie przekroczyła firmowy próg, a wysoka i szczupła kobieta, od razu wstała z fotela i ruszyła na przywitanie.

Sophie poznała Olivię już pierwszego dnia w pracy. To ona ją uczyła tych wszystkich rzeczy związanych z hotelarstwem. Dzięki niej dowiedziała się o wielu ważnych zasadach oraz perspektywach. Lubiły się od początku i ani razu nie zdążyły się kłócić o byle co. Zwłaszcza w pracy.

— Najmocniej Cię przepraszam, ale były straszne korki. — skłamała. Zresztą jak zwykle. Do tego przecież miałam odebrać paczkę. Ale już jestem i możesz się powoli zbierać.

— No dobrze. To siadaj na swoje miejsce i słuchaj co mam Ci do przekazania, bo dziś od rana się sporo dzieje. Ciągle przychodzą jacyś ludzie i nawet nie ma chwili, pójść do toalety.

— Współczuję, ale mam nadzieję, że chociaż ja będę miała więcej spokoju na zmianie.

— Tego Ci życzę. — odpowiedziała i przez następne kilka minut, pokazywała Sophie, co dziś udało się jej zrobić a, czego nie zdążyła.

— Ehh. Miejmy nadzieję, że przetrwam dzisiejszą zmianę i szybko wrócę do domu. — rzekła Sophie, opierając się o wygodny fotel.

— Tutaj kochana masz jeszcze kilka płatności do przyjęcia. Najlepiej do godziny osiemnastej, bo w każdy poniedziałek się sporo dzieję, a wiesz jaki jest nasz szef.

— Taa. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

— To dobrze.

— Powodzenia. Muszę już lecieć, także życzę Ci miłego dnia.

Po dwóch godzinach od rozpoczęcia zmiany, Sophie miała już sporo za sobą. Dokumenty znalazły swoje miejsce, zdążyła rozpakować paczki i ułożyć na półkach niezbędne rzeczy. Udało jej się, również zjeść śniadanie prosto z rąk najlepszej kucharki, jaką znała. Emmy. Emma ukończyła technikum gastronomiczne i miała na swoim koncie dwa certyfikaty za kursy kucharskie. Zdobyła również kilka pierwszych miejsc w konkursach kulinarnych.

— Czy mogłabyś zeskanować dla mnie te faktury? — zapytała Agnes i rzuciła na biurko cały stos faktur za ostatnie zakupy.

Agnes była jedną z dwóch managerów hostelu. Jeden z nich zajmował się sprawami związanymi z restauracją, natomiast Agnes zajmowała się służbą pięter, jak i częścią odpowiadającą za pierwszy kontakt z gośćmi oraz wizerunek firmy, czyli ujmując w całość — recepcją.

— Jasne. Nie ma problemu, na razie i tak nic się nie dzieje. — odparła i spełniła prośbę managerki.

Godziny mijały i w końcu zostało ostatnie dwadzieścia minut do wyjścia. Sophie spojrzała na zegar i z uśmiechem na twarzy zaczęła pisać notatki dla następnej zmiany. Wiedziała dobrze, że jeśli za niedługo stąd wyjdzie, to jutro wróci dopiero na nockę.

— Czy mogłaby pani podejść na chwilę do góry? — zapytał jeden z gości, schodząc po schodach.

— Oczywiście. Już do pana idę. Co się takiego stało?

— Nie działa mi telewizor. Pokazuje brak sygnału i nie mam pojęcia dlaczego, skoro w pokoju obok państwo oglądają wiadomości, które słychać przez ścianę. Mogłaby pani coś zaradzić?

Mawia się, że klient nasz pan, więc Sophie przerwała skanowanie faktur i skierowała się na górę, biorąc ze sobą telefony i klucze. Była pewna, że jeśli do tej pory nic się nie działo, to nie będzie się działo do końca dnia. Ale myliła się.

— Proszę pana, wystarczy nacisnąć ten przycisk. — odparła i dokładnie przedstawiła problem, przez który telewizor faktycznie nie działał.

— Musiał ktoś przełączyć na HDMI. Teraz będzie wszystko w porządku. — dodała.

— Dziękuję.

Wychodząc z pokoju gościa, natknęła się na dziwny zapach, wydobywający się z pokoju trzydzieści sześć. Zapach wskazywał na coś, co musiało tam gnić. Pomyślała, że być może są to śmieci, trzymane przez gościa od kilku dni. Zignorowała ten smród i podążała w stronę recepcji, w której czekał już jeden z pracowników, aby zacząć swoją zmianę.

— Chciałam Ci jeszcze przekazać, że trzeba dokończyć skanowanie ośmiu pozostałych faktur i wysłać je na maila Agnes. Aha i z pokoju trzydzieści sześć strasznie śmierdzi i przez ten zapach cały korytarz cuchnie zgniłym jedzeniem. To do zobaczenia. Lecę już, bo jestem umówiona. — odparła Sophie, po czym skierowała się do wyjścia.

Pogoda na zewnątrz wskazywała na to, że za chwilę zacznie padać. Wiatr wiał tak mocno, że dziewczyna ledwo doszła do pobliskiego sklepu. Musiała zrobić małe zakupy, gdyż w lodówce ukazywała się pustka, a wcześniej umówiła się z Davidem na wieczór filmowy.

— Cześć, co dziś jemy na kolację? — przyłożyła do ucha dzwoniący telefon.

— A na co masz ochotę? Właśnie jestem w sklepie i chętnie coś dla nas przygotuję.

— Może makaron z kurczakiem w sosie szpinakowo-pieczarkowym? — zapytał David.

— Jasne. Najszybsze danie, jakie mogłeś wybrać. Przynajmniej dbasz o to, żebym nie stała przy garach calutki wieczór. Podziwiam haha! — odparła i wrzuciła do koszyka dwa białe wina.

Wychodząc ze sklepu, zamówiła taksówkę. Pomyślała, że w taką pogodę nie będzie stała na przystanku i mokła, zwłaszcza z zakupami, a zresztą kierowca taksówki przyjechał po niecałych czterech minutach i szybko wsiadła do samochodu. Ulewa była coraz mocniejsza.

— Dzień dobry, pani Sophie? — zapytał kierowca, aby się upewnić czy dobrze trafił.

— Tak. To właśnie ja.

— Do domu z pracy?

— Tak, na szczęście już skończyłam pracę.

— W takim razie będę jechał najszybciej, jak się da, aby mogła sobie pani odpocząć. — uśmiechnął się, a Sophie odwzajemniła miły gest.

Podróż kosztowała kobietę około dwunastu złotych. Zapłaciła kierowcy i szybkim tempem ruszyła do mieszkania sąsiadki, by odebrać pupila.

— Hej, hej. Dziękuje, że zajęłaś się Barrym. — Sophie odparła do stojącej przed nią kobiety.

— Nie ma sprawy. Zresztą jak, co poniedziałek kochana. Barry bardzo się stęsknił, więc już Ci go oddaje. — zawołała psa, a ten w kilka sekund znalazł się przy nodze Sophie.

— To do następnego poniedziałku. — odparła i z uśmiechem na twarzy, zamknęła drzwi.

Sąsiadka Sophie to starsza, przemiła kobieta o siwych włosach i nieziemskiej kondycji. W każdy poniedziałek zajmowała się Barrym, ponieważ to był jedyny dzień, kiedy Sophie miała poranne zmiany i nie miałby, kto wyprowadzić psa na spacer.

Starsza kobieta wychodziła z nim biegać oraz zabierała go do parku dla psów. Barry za każdym razem, kiedy Sophie zabierała go do domu, padał jak mucha.

— Chodź malutki, idziemy do domku. Rozpakujemy zakupy i położymy się na kanapie. — rzekła do pupila i skierowali się piętro wyżej.

Poukładanie produktów, jak i przygotowanie kuchni do stanu idealnego zajęło Sophie dwie godziny. Miała świadomość, że trochę nabałaganiła i wcale się tego nie wstydziła. Nie czuła potrzeby, że musi codziennie sprzątać i wcale się do tego nie fatygowała, a kiedy już załatwiła jedną rzecz, zabrała się za następną. Powędrowała do salonu, aby pozbierać wszystkie śmieci leżące na kanapie. Puste paczki chipsów, kartonik po ciasteczkach oraz opakowanie po pizzy. Sprzątanie zajęło jej kolejne kilka minut, aż w końcu poczuła, że może usiąść wygodnie i kontynuować swój serial.

— Chodź Barry, połóż się wygodnie obok mnie i razem zaczekamy na Davida. — odparła, kierując słowa do psa, na co ten od razu się jej posłuchał i wsunął się pod koc.

Czekanie na Davida trwało wieczność. Bardzo chciała się już przytulić do bliskiej jej osoby i pragnęła, aby przy niej był. Sophie często potrzebowała odrobinę czułości, a David chętnie dawał jej to, czego pragnie. Oboje byli młodzi i zafascynowani sobą nawzajem. Zdawali sobie sprawę, jak ważne są dla nich uczucia w tej relacji. Nie chcieli się z niczym spieszyć i traktowali poważnie siebie nawzajem.

Zadzwonił dzwonek do drzwi i Sophie od razu wyrwała się z kanapy, aby je otworzyć.

— Nareszcie! — krzyknęła zniecierpliwiona, przytulając mężczyznę.

— Nie mogłaś się doczekać, aż przyjadę? — zapytał z uśmiechem na twarzy i objął w talii swoją przyjaciółkę.

— Czekałam i czekałam. Myślałam, że zasnę, zanim przyjedziesz.

— To w takim razie już jestem. Stęskniony i głodny. Dali mi dzisiaj nieźle w kość. Praca prokuratora nie jest wcale taka łatwa.

David pracuje w prokuraturze rejonowej we Wrocławiu od dwóch lat. Przeważnie zajmuje się ściganiem przestępstw i postępowaniem karnym prowadzonym przez służby mundurowe, koordynacją działań związanych ze ściganiem przestępstw, a także tworzeniem aktów oskarżenia. Czasem prowadzi sprawy przed sądem. Do prokuratury trafił po studiach, które były dla niego strzałem w dziesiątkę. Marzył o tej pracy i spełnił swoje marzeniem, zwłaszcza że udało mu się wyprowadzić z domu i swoje pierwsze, zarobione pieniądze w gospodarstwie rodzinnym przeznaczył na mieszkanie tuż obok Wrocławia. Jakiś czas później wprowadził się do samego centrum miasta i tam właśnie poznał Sophie. W jednym z klubów na rynku.

— Naprawdę? Co takiego musiałeś dziś załatwiać? — zapytała zaciekawiona.

— Szef stwierdził, że mam zająć się jedną sprawą, która dotyczy zabójstwa w pobliskim miasteczku. Policja dostała wezwanie do domu staruszki, z którą mieszkał syn, ale niestety zabili go na jej oczach. Musiałem przeprowadzić z nią mały wywiad i dowiedzieć się, czy jej syn miał wcześniej styczność z jakimiś podejrzanymi ludźmi. Czy może ktoś do nich przyjeżdżał, a on im płacił? No wiesz, typowe lewe sprawy. Pewnie zabili go, bo wisiał im sporo kasy. Ostatnio takie rzeczy zdarzają się coraz częściej. Widocznie okolice przejęła mafia. Nie mam pojęcia, co z tego wyjdzie. Pewnie i tak ich nie złapią, a ja zawieszę sprawę na kilka dobrych lat. — rzekł, a Sophie zrobiła zszokowaną minę.

— No ale nie ma się czym martwić. Staruszka została zabrana do domu opieki i będzie musiała pogodzić się z utratą syna. Dostała świetną pomoc i na pewno sobie poradzi. — dodał.

— A co jeśli sam popełnił samobójstwo? Był sam? Miał kogoś?

— Był wdowcem. Żona zmarła dwanaście lat temu na raka, ale z tego, co mówiła jego matka, to się z tym pogodził. Żył chwilą i pewnie wpierdzielił się w jakieś bagno. Przynajmniej ja tak podejrzewam.

— Rozumiem. No cóż, sam tego chciał, skoro tak było. Mógł z nikim nie zadzierać. A co do jego matki, to przykra sprawa. — odparła Sophie i podała mężczyźnie talerz z jedzeniem.

— Zgadzam się z Tobą.

— Smacznego kochany. Oby ci smakowało.

— Zawsze robisz przepyszne jedzonko. Na pewno będzie mi smakować. — odpowiedział i zabrali się do posiłku.

Po kolacji oboje postanowili poleżeć i poprzytulać się w najlepsze. Dziewczyna nie miała pojęcia, że następnego dnia w pracy spotka ją coś, czego dotychczas się nie spodziewała.

2

Wrocław, 6 października 2023, wtorek.

Sophie Langer nie odrywała wzroku od leżącego w łóżku ciała mężczyzny, którego meldowała pięć dni temu. Stała w progu drzwi pokoju trzydzieści sześć i nie mogła złapać oddechu. Mężczyzna był oparty o ramę łóżka, a krew zdążyła wchłonąć się w biały materac. Prześcieradło przybrało koloru bordowego, a ręce i nogi pana Thomasa zrobiły się sine. Na brzuchu miał otwartą ranę, która zdążyła się zrosnąć skrzepniętą krwią.

Dokładnie wiedziała, co powinna zrobić, ale przez pierwsze dwie minuty przerażenie z nią wygrywało. Nie mogła się ruszyć, a tym bardziej nic zrobić.

— O boże. — odparła na głos, kiedy w końcu zrozumiała widok, na który miała skierowany wzrok.

— To nie jest sen. — dodała, trzy razy mrugając oczami i wyciągnęła telefon z kieszeni.

Wybiła godzina trzecia w nocy. Nie mogła krzyczeć, by nikogo nie obudzić. Wiedziała, że musi wezwać policję i na szczęście nie musiała długo czekać na ich przyjazd. Byli w pobliżu.

— Panie policjancie? — zapytała stojąca za oficerem Sophie.

Funkcjonariusz obejrzał się przez ramię, wyciągając z kieszeni rękawiczki.

— Co mam robić? — zapytała.

— Nic. Może pani odejść na recepcję, a nasi technicy kryminalistyczni będą za jakieś pół godziny. Zabezpieczymy miejsce zgonu i za chwilę wrócimy do pani spisać zeznania.

— Dobrze.

Sophie skierowała się ku dołowi. Recepcja przez dłuższą chwilę była pusta i zdążyło przyjść kilka osób.

— W czym mogę pomóc? — zapytała, kierując słowa do gości, stojących przy ladzie. Nie miała ochoty teraz z nikim rozmawiać, ale musiała.

— Czy znajdzie się dla nas wolny pokój?

— Jasne. Mamy wolny pokój z jednym łóżkiem małżeńskim oraz dwoma pojedynczymi łóżkami, w cenie dwustu czterdziestu złotych. Czy odpowiada państwu?

— Tak. Zapłacimy gotówką. — Sophie spisała dokumenty i wydała państwu paragon, a następnie klucz. Sama jednak zabrała się do wpisania informacji w systemie.

W tym czasie funkcjonariusze policji zeszli na hol recepcyjny, a Sophie od razu wstała z fotela.

— Jak mogę pomóc w tej sprawie? Mam tylko imię, nazwisko, jak i pesel pana z pokoju trzydzieści sześć. — zestresowana szukała czegoś, co pomoże policjantom.

— Spokojnie. Poprosimy panią o te informacje, jak i podanie dnia, w którym został zameldowany.

— Thomas Priet. Meldowałam go pierwszego października, między godziną dwudziestą trzecią a godziną pierwszą w nocy.

— Wyglądał jakoś podejrzanie? Zachowywał się przyzwoicie czy raczej coś panią zaskoczyło?

— Nie. Przyszedł tutaj tak, jak zwykły gość. Powiedział, że miał zarezerwowany pobyt i bez problemu podał dowód i zapłacił. Nie wyglądał jakoś podejrzanie, chociaż zdziwiła mnie jedna rzecz. — recepcjonistka odpowiedziała i spojrzała w bok, aby przypomnieć sobie, jak wyglądała cała ta sytuacja.

— Jaka? — zapytał funkcjonariusz.

— Pan Thomas nie miał ze sobą bagażu, mimo że pobyt miał na kilka dni. A odkąd wszedł do pokoju, na moich zmianach z niego nie wychodził. Nie widziałam go od tamtego dnia do teraz. — Sophie się rozpłakała. Nerwy i stres puściły, kiedy przypomniała sobie widok martwego ciała.

— Proszę pani. Wiemy, że to dla pani jest ciężkie, ale musimy wiedzieć coś więcej. Jak pani myśli? Ktoś do niego przychodził? Może nagrania z kamer pomogłyby nam w jakikolwiek sposób?

— Nie wiem, kamery możemy sprawdzić dopiero jutro. Nie mam do nich dostępu, natomiast pamiętam, że strasznie było czuć od niego alkohol. — odparła.

— Meldujecie pijanych gości?

— Nie, jeśli stwarzają jakiekolwiek problemy, a pan Thomas ich nie stwarzał. Grzecznie wziął ode mnie klucz i skierował się do swojego pokoju. Goście nic na niego nie donosili. Musiał od razu tamtej nocy iść spać.

— Dobrze. Dziękujemy za informację. Jutro będziemy musieli koniecznie prosić o nagrania z kamer. Proszę przekazać tę informację właścicielowi. — odparł funkcjonariusz i zapisał każdą ważną dla śledztwa notatkę.

Technicy kryminalistyczni weszli do środka i pod obecnością recepcjonistki skierowali się do pokoju trzydzieści sześć. Sprawdzili dokładnie miejsce prawdopodobnego morderstwa, zrobili zdjęcia do sprawy i pobrali próbki materiału dowodowego z ciała mężczyzny.

— Podejrzewamy, że to zabójstwo. Mężczyzna posiada ślad na brzuchu w okolicach śledziony, przypominający rozcięcie tego miejsca nożem. Ciężko, by sam sobie to miejsce naciął, ze względu na ból, który musiałby odczuwać. Sekcja zwłok wykaże, co dokładnie tu zaszło i kiedy doszło do tego incydentu. — odparł jeden z techników.

Sophie wprawiało o mdłości, kiedy spojrzała ponownie na łóżko. Przeprosiła funkcjonariuszy i szybko pobiegła do łazienki. Wymiotowała i poczuła jak, ból głowy narastał. Pierwszy raz ujrzała trupa na oczy i nie wiedziała jak zareagować. Dziwiła się policjantom, że to była dla nich zwykła sprawa, niemalże codzienna.

— Zabierzemy ciało, ale pokój musimy zabezpieczyć na wypadek, gdyby za niedługo zjawił się prokurator. Prosimy o zamknięcie go jutro na klucz i nie zaglądanie tam, ponieważ możemy znaleźć konkretne dowody, jakie mógł zostawić zabójca. Jutro jeszcze będziemy zmuszeni przyjechać po nagrania. Prosimy o ich przygotowanie. A pani pewnie nie dużo czasu jeszcze zostało do końca zmiany. — odparł jeden z funkcjonariuszy i kierował się do wyjścia na zewnątrz, czekając na prokuratora.

— Dziękuję, że szybko państwo zareagowali. To się nie zdarza zbyt często. A nagrania mogę załatwić na dziś. Tylko zadzwonię do szefa. — odpowiedziała Sophie.

— Działamy tak szybko, jak tylko możemy. I byłoby fantastycznie gdyby pani szef przyjechał. — rzekł funkcjonariusz.

Sophie znów została sama, ale na szczęście tylko na recepcji. Nie mogła uwierzyć, co się wydarzyło. Strach przeszywa jej ciało i podpowiada, że piętro wyżej właśnie znaleziono trupa. Trupa, który leżał tam, nie wiadomo ile czasu i gnił.

Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że to nie było jednak jedzenie hodowane przez gościa od kilku dni, które wyczuła przechodząc obok pokoju trzydzieści sześć. Tak naprawdę czuła smród gnijącego człowieka.

Znów pobiegła do łazienki, ale tym razem na dłużej.

3

Wrocław, 6 października 2023, wtorek.

Prokurator David Burst, po godzinie dotarł na miejsce zbrodni, ponieważ to on tym razem pełnił dyżur zdarzeniowy. Swoim zakresem obejmował on wszelkie okoliczności w wyniku, których doszło do nagłej śmierci człowieka. Wliczały się w to zarówno przypadki śmierci samobójczych jak i zabójstw. Jeśli taka sytuacja miała miejsce, śledczy pełniący dyżur jest zobowiązany udać się na miejsce zdarzenia i przeprowadzić stosowne czynności procesowe, mające na celu zabezpieczenie ważnych dowodów dla dalszego śledztwa.

David obejrzał klucz znaleziony przy łóżku zamordowanego człowieka, potem podał go dzielnicowemu.

— Co to jest?

— Proszę to zabrać. Na pewno się przyda.

Dzielnicowy założył rękawiczki, a David zabrał się za zrobienie zdjęć z każdej strony. Przedmiot umieszczony w woreczku miał trafić do zakładu daktyloskopii w celu pobrania odcisków palców, jak i do innych następujących po sobie miejsc. Następnie pochylił się, aby sprawdzić, czy nic więcej nie kryło się pod łóżkiem.

— Tam jest jakiś zeszyt. — odparł.

— Proszę go wyjąć, zabezpieczyć i schować do walizki.

David przyglądał się uważnie zeszytowi, a w środku znalazł wiersze i cytaty, pisane prawdopodobniej przez pana Thomasa.

— Wybitny poeta. — uśmiechnął się.

— Co by robił w takim okropnym miejscu? — zapytał funkcjonariusz.

Dzielnicowy Arthur i David Burst znali się od dwóch miesięcy. Kiedy coraz częściej spotykali się w miejscu zbrodni i musieli wspólnie przeszukiwać teren, coraz bardziej się ze sobą zgadzali.

— Nie wiem. Wydaje się to dziwne. Z cytatów wynika, że musiał mieć depresję, niech pan spojrzy. — David pokazał jedną ze stron zeszytu i wraz z funkcjonariuszem zastanawiali się, co może kryć się za pełnym smutku cytatem.

— Ktoś musiał go męczyć psychicznie. Nikt zdrowy by takich rzeczy nie pisał. Co pan myśli? — zapytał David.

— Może Thomas faktycznie popełnił samobójstwo. Ale w taki sposób?

— Dowiem się tego. — rzucił z przekonaniem.

— Czy to już wszystkie podejrzane przedmioty?

— Tak. Nic więcej nie znalazłem. Możemy opuścić pomieszczenie.

David przez chwilę obserwował pokój i próbował sobie wyobrazić, jak mogło dojść do tego, co się stało, a następnie skierował się do biura, w którym był monitoring. Sophie wraz z szefem już na niego czekała. Kamery nie pokazały nic, co mogło wydawać się podejrzane. Nikt nie odwiedził pana Thomasa od jego przyjazdu w to miejsce, jak i on również z pomieszczenia nie wyszedł ani razu.

— Obawiam się, że faktycznie się zabił. — odparła Sophie, stojąc przed monitorem jednego z komputerów.

— Na to wychodzi moja droga. — odpowiedział David i przyjrzał się uważnie Thomasowi.

— Widzisz? Nie miał bagażu.

— Masz rację. Musiał to zaplanować, innych opcji nie biorę pod uwagę.

— Tak więc na nas już czas. Za tydzień przyjdą wyniki sekcji zwłok a za dwa tygodnie wyniki próbek z rzeczy, które udało nam się znaleźć. — odezwał się funkcjonariusz.

— Na wszelki wypadek, wezmę nagrania z kamer, abym mógł przejrzeć je na spokojnie w biurze. — David wstał z fotela i spakował płytę do torby.

Chwilę później, pożegnał się z przyjaciółką i wyszedł z hostelu, kierując się w stronę samochodu.

Zanim odpalił silnik, spojrzał na hostelowe okna, myśląc o panu Thomasie. W jednym z nich już od rana było widać imprezę, w drugim zaś stał facet palący papierosa a w trzecim, lekko przyciemnionym ujrzał czarną postać. Zmrużył oczy i dokładnie próbował przyjrzeć się temu widokowi. Wyszedł, więc z samochodu i podszedł bliżej mrocznego zjawiska. Postać zniknęła, a w pokoju zapaliło się światło. Odwrócił wzrok na ziemię, a następnie z powrotem spojrzał na okno.

— Jednak to jeden z gości. — pomyślał i z powrotem wsiadł do samochodu. Tym razem odpalając silnik i odjeżdżając w stronę własnego biura.

Rozsiadł się wygodnie na fotelu przy biurku, szukając jakichkolwiek informacji w internecie o panu Thomasie.

— Znalazłeś coś? — zapytał jego wspólnik. Kris Evans. Wchodzący do kancelarii o piątej nad ranem. David czuł, że musi po niego zadzwonić.

Kris jest z pozoru stanowczy i ma swoje życiowe zasady. Jednak przy wspólniku czuł się całkiem na luzie i wiedział, że oboje zawsze mogą na siebie liczyć. Czy to w sprawach służbowych, czy też prywatnych. Mieli w sobie wzajemne wsparcie i pomocną dłoń. Mężczyzna w porównaniu do Bursta założył już własną rodzinę. Ma żonę, dzieci i wielki dom z ogrodem.

Burst oraz Evans pracowali ze sobą dosyć długi czas. Praktycznie od samego początku. Przydzielili Krisowi Davida, gdy ten wykonał prawidłową postawę na szkoleniach. Mężczyźni od razu zaczęli się dogadywać, więc już tak zostało. Żaden z nich nie chciałby zmienić partnera.

— Tak. Pracował w firmie wydawniczej. Dosyć znanej, o nazwie „Twoja Gra Słów”. Z ich strony internetowej wynika, że był jednym z profesjonalnych redaktorów. Zajmował się redagowaniem tekstów wybitnych pisarzy.

— Jedźmy tam później. Może się czegoś dowiemy.

Burst dokładnie opowiedział wspólnikowi, o tym co się wydarzyło i wypili poranną kawę. Dwie godziny później wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę centrum miasta, a podróż tam, zajęła im czterdzieści minut. Gdyby nie korki, dojechaliby na miejsce znacznie szybciej.

— Dzień dobry. — głos Davida rozległ się w pomieszczeniu, kiedy weszli do środka.

— Witamy serdecznie. W czym możemy pomóc? — recepcjonistka wstała i przywitała dwóch mężczyzn.

— Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś na temat pana Thomasa Prieta. Podobno pracuje w tym miejscu. Jesteśmy z prokuratury.

— O boże, co się stało? Zabił kogoś? A może ktoś jego zabił? — zszokowana recepcjonistka podniosła słuchawkę stacjonarnego telefonu i zadzwoniła najprawdopodobniej do szefa.

— Panowie z prokuratury do pana. Chcieliby porozmawiać o Thomasie. Wpuścić panów? — kiwnęła głową w pozytywny sposób, a mężczyźni podziękowali.

— Pierwsze piętro i w lewo. Drugie drzwi. — powiedziała i przerażona wróciła do swoich obowiązków.

Burst, wraz ze swoim wspólnikiem skierowali się w stronę schodów i zapukali do ciemno-brązowych drzwi.

— Proszę wejść. — odezwał się głos z pomieszczenia.

— Dzień dobry. Chcieli panowie ze mną porozmawiać. Słucham. — starszy mężczyzna wstał z fotela i podszedł do mężczyzn.

— Proszę pana. Niestety z przykrością musimy pana poinformować, że pański bodajże pracownik? Nie żyję. Nie ustaliliśmy jeszcze przyczyny tego, co się wydarzyło, ale jesteśmy w trakcie rozwiązywania sprawy. Chcielibyśmy zapytać, kiedy pan Thomas był ostatni raz w pracy? — zapytał David.

— Rozumiem. Tak. Thomas to mój pracownik. Dziękuję, że przyszli panowie poinformować mnie o tym. Bardzo przykra sprawa. Thomas był ostatni raz w pracy niecały tydzień temu. Wziął urlop. Mówił coś, że musi jechać z dziećmi do lekarza. Podobno zachorowały.

— Na jak długo wziął ten urlop? — Kris spojrzał na okno, wychodzące na pobliski park.

— Powiedział, że do następnego tygodnia go nie będzie, ponieważ nie ma kto zająć się dziećmi.

— Rozumiem. A jego cechy charakteru? Zauważył pan coś, co mogłoby wskazywać na popełnienie przez niego samobójstwa?

— Samobójstwa? W życiu! Nie wydawał się po sobie poznać, choć czasem chodził jakiś przygnębiony. Pewnie to z powodu dzieci, które bardzo rzadko widywał.

— A jaki był na co dzień dla innych pracowników?

— Był bardzo uprzejmy. Nigdy nikt się na niego nie skarżył, ale czasem wszystko go irytowało i chodził zażenowany.

— Dobrze. Dziękujemy panu za informację. To wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć.

Mężczyźni skierowali się do wyjścia i prosto do samochodu.

— Wychodzi na to, że nie planował się zabić. Trzeba się dowiedzieć czegoś na temat jego rodziny. Bo skoro miał dzieci, to miał dla kogo żyć. Jak uważasz? — Burst spojrzał na wspólnika.

— Nie wiem. Może był nieszczęśliwy, skoro pisał te przygnębiające cytaty? Może nie układał mu się kontakt z dziećmi przez żonę? A co jeśli kłamał z tym lekarzem?

— Fakt. Sprawdzimy to. Jeśli popełnił samobójstwo, musiał zostawić list pożegnalny. Koniecznie trzeba przejrzeć jego zeszyt. — rzekł David, wkładając kluczyki do stacyjki, a następnie wybrał numer do asystentki i odpalił samochód.

— Proszę o przyniesienie dokumentów sprawy Thomasa Prieta i pozostawienie ich na moim biurku. Za niedługo przyjadę i je przejrzę. — odparł Burst do telefonu.

Asystentka Bursta nazywa się Keith Donner i jest w średnim wieku. Jej mąż jest szefem prokuratury rejonowej we Wrocławiu a dzieci, które wychowała na mądrych ludzi, studiują prawo. Keith jest bardzo dojrzałą osobą i ma swoje zasady. Nosi duże okulary w granatowych oprawkach, które co chwila poprawia wskazującym palcem, a tym sprawia że wygląda o niebo profesjonalniej i postrzega się ją, jako osobę dokładną w swoich wypowiedziach. Zrobiła to, o co ją prosił i przygotowała dla niego wszystkie najpotrzebniejsze papiery, jak i dowody. Zrobiła również kawę, co miło zaskoczyło Davida.

— Dziękuję pani bardzo. Jest pani niezastąpiona. — odparł i wyjął z kieszeni rękawiczki, a następnie zabrał się do przeglądania wszystkich zapisanych przez Thomasa notatek.

Po kilku godzinnym szukaniu listu pożegnalnego w notesie, który liczył ponad trzysta stron, Burst nie znalazł niczego co, by go nawet przypominało. Wyciągnął z szuflady papierosy i wyszedł na balkon. I mimo, że zdawał sobie sprawę, że nie powinien palić z powodu nadciśnienia tętniczego, które zdiagnozował lekarz dwa lata temu, jednak miał ochotę na nikotynę. Rzadko co, sprawy związane z pracą ciągnęły go do palenia. Stres, który towarzyszył mu przy aktualnej sytuacji, był szalenie duży, ponieważ sprawa Thomasa Prieta robiła wrażenie i wprawiała go o migrenowy ból głowy.

Niedługo potem, pojechał do domu. Po dyżurze powinien mieć wolne, a z powodu zabójstwa postanowił przepracować jeszcze dzień. Nie wyszło mu to na dobre. Spał do samego rana i nic więcej nie zrobił.

4

Wrocław, 13 października 2023, wtorek.

Równy tydzień później, David obserwował, jak Sophie chodziła w kółko po całym salonie. Wskoczył do niej w przerwie obiadowej. Wydawało mu się, że za moment powinna się uspokoić, ponieważ trochę czasu minęło od wydarzenia, ale ta, nie dawała się tak łatwo przekonać. Wstał i podszedł do niej, łapiąc ją za lewą dłoń, zatrzymując tuż przy swoim prawym barku i gładząc po policzku.

— Sophie. Wiem doskonale, że ten temat Cię męczy. I uważam, że powinnaś wziąć sobie wolne i rozstać się z tym miejscem na jakiś czas. Przysięgam, że na pewno będzie ci lżej. Poczekaj do zamknięcia sprawy i poczujesz ogromną ulgę.

— Nie ma takiej opcji. Wiesz jak ciężko zrozumieć, że doszło do tego na mojej zmianie? Dlaczego nikt wtedy tego nie sprawdził? Mówiłam nawet koledze, że tam strasznie śmierdzi obok tego pokoju. Olał to, a potem nikomu nie przekazał. Nikt naprawdę nie czuł, przechodząc obok tego pokoju, że tam śmierdzi?

— Uspokój się. Nikt nie mógłby sobie wyobrazić, że akurat ten smród, to gnijące ciało człowieka. Skąd mieli mieć taką pewność?

— Nie wiem. Przerażające jest to wszystko, ale nie poddam się i nie zamierzam brać wolnego. Pójdę tam i zmierzę się ze wszystkimi lękami. Tak jak przez ostatnie dwie noce po tym zdarzeniu.

— Rób jak, uważasz. Żeby później nie było, że nie próbowałem Ci pomóc. Jesteś uparta.

— Trudno. Obiecuję, że nie będę Cię oskarżać, że przez Ciebie boję się tam iść, jeśli oczywiście się tak stanie. — uśmiechnęła się do mężczyzny i wtuliła, ściskając go mocno.

David odwzajemnił gest kobiety i pocałował ją w czoło. Kobieta zdawała się, wyglądać na pewną siebie, co też uspokoiło myśli Davida. Bardzo chciał, aby była bezpieczna.

— Musisz już iść. Chciałabym w samotności oswoić się z myślami i przespać się przed moją zmianą. — mina Sophie posmutniała, a David zdawał sobie sprawę, że tego potrzebowała.

— Dobrze. Masz rację. Pójdę już, ponieważ i tak mam sporo do załatwienia. Muszę zadzwonić do laboratorium kryminalistycznego.

— Jak tylko się czegoś dowiesz, daj znać. Chciałabym wiedzieć, jak potoczy się całe dochodzenie i dlaczego to zrobił. A nagranie z kamer? Przejrzałeś je jeszcze raz? — zapytała.

— Tak. Niestety nikt nie odwiedził tego człowieka, ani też nie próbował się tam włamać, żeby zrobić mu krzywdę. Jestem pewny, że to samobójstwo, ale z drugiej strony, ten klucz i brak listu pożegnalnego trochę mnie dziwi.

— Może nie miał komu zostawić listu? A klucz może być do jego domu.

— Podobno miał dzieci. Muszę się dziś tym zająć. Czekam na adres od Krisa do jego rodziny. A klucz wydaje mi się, że nie zostawił on skoro, leżał na podłodze. Musiał ktoś go zgubić, więc będę czekał na wyniki. Także leć spać młoda damo, a ja się zajmę tym, czym powinienem. Do zobaczenia.

— Do zobaczenia. — rzuciła Sophie i odprowadziła przyjaciela.

David ucałował kobietę w czoło, po raz ostatni dzisiejszego dnia i ruszył przed siebie, zamykając za sobą drzwi. A następnie skierował się na parking, który znajdował się pod budynkiem.

Po drodze wyjął telefon i wybrał numer do laboratorium, ale rozmówczyni nie miała dla niego żadnych informacji. Wsiadł, więc do samochodu i ruszył w stronę dwupasmówki. Srebrny Mercedes-Benz GLE pędził przez obrzeża miasta i wyjechał na trasę prowadzącą go do rodzinnej miejscowości Thomasa Prieta. Adres dostał SMS-em od Krisa, który od rana szukał jego miejsca zameldowania.

— Halo? — wcisnął zieloną słuchawkę na ekranie telefonu i przełączył na tryb głośnomówiący.

— Jesteś już w drodze? — odezwał się jego wspólnik.

— Tak. Zostało mi jakieś dwadzieścia minut drogi i będę na miejscu. Obym tam kogoś zastał.

— Pamiętaj, że koniecznie musisz poinformować ich o tym delikatnie.

— Spokojnie. Doskonale wiem co mam robić. — odparł David i przekręcił oczami.

— No to świetnie. Zobaczymy się w firmie. Do usłyszenia.

— Do później. — odpowiedział i skupił się na drodze.

Burst miał nadzieję, że dowie się czegoś od rodziny tego człowieka. Zdawał sobie również sprawę, że wcale nie czeka go łatwa rozmowa, a zwłaszcza że po dotarciu na miejsce, matka Thomasa nie chciała wpuścić go do środka.

— Proszę mnie wpuścić. Jestem z prokuratury. — zapukał do drzwi po raz kolejny i zdawało mu się, że kobieta musi coś wiedzieć, skoro nie miała zamiaru z nim rozmawiać.

— Niech pan stąd odejdzie. Mój syn nic nie zrobił. On chciał po prostu zabrać dzieci na wyjazd. Ja nie zamierzam się wtrącać w tę dwójkę! — krzyknęła do Bursta prosto w twarz, kiedy zdecydowała się w końcu otworzyć. — David uniósł brwi.

— Proszę pani. Ja nie w tej sprawie do pani przyszedłem, ale dziękuję, że zgodziła się pani ze mną porozmawiać. Mógłbym wejść do środka? — zapytał, na co kobieta kiwnęła głową i wystawiła rękę, zapraszając go do środka.

— To w takim razie, o co chodzi jak nie o dzieci?

— Proszę sobie usiąść. To nie będzie łatwa rozmowa. — powiedział i rozgościł się na krześle w salonie.

Kobieta rozsiadła się na wersalce i skrzyżowała dłonie, patrząc na Bursta ze zdziwieniem.

— Czy on komuś coś zrobił? — zapytała.

— Nie. Niestety sytuacja wygląda nieco inaczej. Pani syn prawdopodobnie popełnił samobójstwo w jednym z hosteli we Wrocławiu. — odparł, a kobieta nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Uniosła momentalnie dwie dłonie, zakrywając nimi usta, a łzy napłynęły jej do oczu.

— To niemożliwe. On nigdy by nie był do tego zdolny. Pan wcale nie mówi prawdy. — ledwo z siebie wydyszała.

— Przykro mi. Ale niestety jest to prawda. To znaczy, pracujemy nad tym i próbujemy ustalić, czy na pewno doszło do samobójstwa, a wszystkie dowody wskazują na to, że tak mogło być.

— On nawet nie chorował na depresję. Nie chodził do psychologa, czy też psychiatry. Był całkiem zdrowy. Nigdy nikt nie zwątpił w jego plany, marzenia, a zwłaszcza w wygraną w sądzie, kiedy chciał zabrać dzieci. To nie jest możliwe, co pan teraz mówi. Nie wierzę panu! — krzyknęła, wyjmując z szuflady opakowanie chusteczek.

— Proszę pani. Może ma pani rację, że taki nie był, ale przypuszczenia są takie, jakie właśnie pani przedstawiłem. Nie mam pewności czy popełnił samobójstwo, ale kamery nie kłamią. Nie wszedł nikt do jego pokoju, kto chciałby zrobić mu krzywdę. Bardzo mi przykro z powodu syna.

— O boże. A co na to dzieci? Co one powiedzą? Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Przecież on nigdy by im tego nie zrobił. — kobieta wstała z wersalki, wpadając w histerię.

— Proszę się uspokoić. Wiem, że to dla pani ciężkie do zrozumienia, że pani syn już nie wróci do domu, ale niech pani uspokoi się dla własnych wnucząt. Na pewno nie chciałyby zobaczyć babci w takim stanie. Proszę to dla nich zrobić. — odparł, trzymając rękę na ramieniu starszej kobiety.

— Ja ich pewnie nigdy więcej już nie zobaczę. Zabierze je Beatris i nigdy nie pozwoli mi się z nimi spotkać. Straciłam w tym momencie nie tylko syna, ale też wnuki. — kobieta się załamała, a Davidowi zrobiło się strasznie przykro. Czuł, że musi zapalić papierosa, kiedy tylko wyjdzie z domu staruszki.

— Może nie będzie tak strasznie, jak pani mówi. Wnuki same będą proponować swojej mamie, żeby zawiozła ich do pani. Proszę mi uwierzyć. Dzieci też potrzebują babci. — Burst uśmiechnął się do kobiety i miał zamiar zadać jedno pytanie.

— Oby tak było, jak pan mówi. — odparła i wyjęła kolejne opakowanie chusteczek.

— Czy wiedziała pani o pamiętniku syna? Znaleźliśmy go w jego rzeczach.

— Pamiętniku? Nic mi nie wiadomo o żadnym pamiętniku. — zdziwiona skierowała wzrok na podłogę, szukając w myślach sytuacji, kiedy mogła widzieć go z jakimś notesem w ręce. — nie przypominam sobie o tym, aby przy mnie coś pisał.

— Rozumiem. Znalazłem w nim przygnębiające cytaty. Wydaje mi się, że to były jego myśli. Z tego, co mi się mogło zdawać, nie był zbyt szczęśliwy. — odparł.

— Niestety nie pomogę w tym panu, ponieważ nie widziałam, żeby coś takiego pisał. Może to przez Beatris czuł, że świat mu się zawalił. A teraz proszę zostawić mnie samą. Przerosło mnie to wszystko. Niech pan już odejdzie. — zrozpaczona kobieta odprowadziła mężczyznę do przedpokoju, a zaraz potem otworzyła drzwi i pożegnała się z prokuratorem.

David rozumiał, że takie sytuacje się zdarzają. Był pewny, że nie dowie się wszystkiego na temat prywatnego życia Thomasa Prieta, ale przynajmniej po powrocie do kancelarii udało mu się wyszukać nijaką Beatris i miał nadzieję, że kobieta wszystko mu opowie. A przynajmniej to, czego musiał na pewno się dowiedzieć.

CZĘŚĆ DRUGA

„Śmierć nie jest końcem, to tylko nowy początek.”

1

Wrocław, 14 października 2023, środa.

Sophie Langer po kolejnym nieprzespanym popołudniu, wróciła do pracy i zabrała się za swoje obowiązki, których nie była w stanie wykonać przez ostatnią noc. Przychodząc tu dziś, zdawała sobie sprawę, że uzupełnienie tego wszystkiego zajmie jej sporo czasu, ale nie martwiła się tym. Noc była długa, a czasu również nie brakowało. Zajęła miejsce przy biurku, wyjmując z torby zeszyt, z którym nigdy się nie rozstawała. Wolała zapisywać wszystkie ważne informacje właśnie w nim i dzięki temu, nie zapominała o żadnych szczegółach potrzebnych jej do wykonywania swojej roli recepcjonisty.

— Dobry wieczór. — odezwał się jeden z gości, wychodzących na zewnątrz. — Jak się pani dziś czuje? — zapytał.

— W porządku. Kolejna nocka przede mną, ale jakoś daję sobie radę. Miło, że pan pyta. — odpowiedziała z uśmiechem na twarzy i schyliła się, aby sięgnąć po raporty dobowe spod biurka, robiąc to celowo.

— Widzę, że ma pani sporo pracy. Nie będę pani przeszkadzał. Pójdę sobie zapalić a później spać. Miłej zmiany życzę. — odparł, a Sophie odetchnęła z ulgą.

— Dziękuję. Miłej nocy. — odpowiedziała.

Kobieta nie miała ochoty z nikim rozmawiać o swoim samopoczuciu albo innych sprawach. Goście często przychodzili do niej na pogaduchy, przez które co prawda leciał jej czas, ale tym razem jednak sądziła, że jej go nie wystarczy.

— Dobranoc. — rzuciła w stronę wchodzących po schodach gości.

— Dobranoc. — usłyszała w odpowiedzi, a następnie zabrała się do czytania notatek w komputerze.

Przez następne dwie godziny pobierała płatności internetowe, uzupełniała Excela i sortowała paragony.

— Uff. Jeszcze sześć godzin. — odparła do samej siebie, wchodząc do biura po wizytówki, które zaraz potem uzupełniła na ladzie.

Sophie wróciła na swoje miejsce przy biurku i wyjęła z torby pojemnik z owocami. Trochę zgłodniała, więc pomyślała, że pora coś przekąsić, ale w tym momencie zadzwonił firmowy telefon. Od razu odebrała.

— Dobry wieczór, Sophie Langer. W czym mogę pomóc?

— Dobry wieczór. Zabrakło u nas prądu. Chcieliśmy włączyć telewizor, ale nagle wszystko zgasło. Czy mogłaby pani to sprawdzić? — głos kobiety wydawał się być zażenowany.

— Jasne. Już idę. — Sophie wstała z fotela i skierowała się piętro wyżej, biorąc ze sobą kluczyk do kantorka, w którym znajdowały się bezpieczniki.

— Faktycznie padły. — rzuciła sama do siebie i włączyła je z powrotem. A skoro była już na górze. Pomyślała, że sprawdzi, czy wszyscy goście przestrzegają ciszy nocnej.

Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Hostel posiadał tylko jedno piętro, więc przejście przez czterdzieści pokoi w tę i z powrotem zajmowało kilka minut.

— Spokój i cisza. — oznajmiła w myślach, ale idąc dalej, ujrzała coś, co wprawiło ją w osłupienie.

Drzwi do pokoju trzydzieści sześć były lekko uchylone. Przerażenie w oczach Sophie było nie do opisania, a mimo wszystko musiała je zamknąć.

— Przecież pokój był zablokowany w systemie. Nie możliwe, że ktoś go sprzedał. — odparła szeptem.

Uruchomiła w telefonie program rezerwacyjny i zjechała palcem na sam dół.

— Zablokowany. — zdziwiła się i chcąc nie chcąc podeszła bliżej drzwi, łapiąc za klamkę.

Światło nagle zgasło, a przerażający pisk kobiety na drugim końcu korytarza wzbudził w Sophie dreszcze i nagłą adrenalinę. Pisk był drastycznie głośny, przez co goście zaczęli wychylać się z pokoi, aby sprawdzić, co się stało. Niestety brak prądu nie pozwalał ujrzeć zupełnie nic, więc

recepcjonistka włączyła w telefonie latarkę i pobiegła w stronę kantorka, włączając bezpieczniki. A następnie skierowała się do pokoju, z którego wydobywał się coraz głośniejszy dźwięk.

— Jakby ktoś tę kobietę zaatakował. — odezwał się jeden z gości, stojący za nią.

Nie odezwała się. A kobieta przestała piszczeć.

— Co tu się kurwa dzieje? — zapytał pijaczek, który ledwo wszedł po schodach.

— Proszę iść do pokoi. Zajmę się tym, co tu zaszło. Proszę się nie martwić. — odparła do wszystkich gości stojących na korytarzu i skierowała się w stronę pokoju dwanaście. Przypuszczała, że ten wrzask był właśnie z tego pomieszczenia. Myliła się, ponieważ na drzwiach do pokoju osiem. Ktoś wyrył ogromną dziurę, przez którą wtargnął do środka i zaatakował kobietę.

— O matko! — Sophie krzyknęła w myślach i od razu wybrała numer na policję.

Nie spodziewała się, że znów musi przeżywać to samo. Weszła do środka i spojrzała na martwą kobietę. Tym razem wszystko wskazywało na to, że było to zabójstwo. Leżała na łóżku a jej ciało było całe zakrwawione. Cała była pocięta czymś, co przypominało nóż, a na jej brzuchu był ten sam ślad, który posiadał pan Thomas Priet. Sophie zrobiła wielkie oczy i szybko zadzwoniła po przyjaciela. Dziś słodko sobie spał i nie musiał przyjeżdżać na takie wezwania, ale wiedziała, że on przyjedzie szybciej niż policja. Ostatnim razem tylko się jej trafiło to, że byli na miejscu w dziesięć minut.

2

Wrocław, 14 października 2023, środa.

Prokurator Burst pochylił się nad ofiarą mimo, że dziś nie pełnił dyżuru. Dokładnie się jej przyglądając, robił zdjęcia, które będą potrzebne dla porównania z poprzednią ofiarą z tego miejsca.

— Widzisz? Ma identyczną ranę na brzuchu. Taką samą jak miał pan Thomas. Zobacz! — odezwała się przerażona Sophie.

To ona zadzwoniła po Davida, kiedy już smacznie spał. Jest środek nocy, ale mimo to przyjechał i wspólnie czekali, aż zjawi się policja.

— Masz rację Sophie. To jest właśnie dowód na to, że Thomas nie popełnił samobójstwa. Masz niezłe oko.

— Nie chciałam tego zauważyć, ale sytuacja mnie zmusiła.

— Wiem. Jesteś pierwszą osobą, która widzi przed sobą trupa, zanim ktoś przyjedzie to zbadać. Wcale Ci się nie dziwię, że jesteś ciekawa, co się wydarzyło. — odparł Burst i zrobił kolejne zdjęcie.

— Myślisz, że może to mieć coś ze sobą wspólnego? — zapytała kobieta i przełknęła ślinę.

— Nie wiem, ale wygląda to bardzo obrzydliwie. Jak zabójca może się do tego posunąć? Przecież ona musiała się męczyć.

— Ale skoro chciał ją zabić, to dlaczego zostawił po sobie ślad na drzwiach?

— Być może nie mógł się dostać i stało się to całkiem przypadkiem. A może to zaplanował, abyśmy go szukali. Czasem tak jest, że sprawca szuka nagłośnienia swojej przerażającej postaci.

— Dlaczego? — skrzywiła się.

— A no dlatego, że jeśli zabijanie połączone z adrenaliną sprawia mu przyjemność, to chce być sławny. Niektórzy zabijają i nie mają wyrzutów sumienia. Tak jak właśnie ten sprawca. A teraz przynajmniej będzie mógł się przed kimś chować i zabijać, jeśli nikt nie widzi. Proste, ale jednak ciężko zrozumieć rozum takiej osoby.

— Czyli jakiś psychopata.

— Dokładnie. Psychopata to doskonałe podsumowanie mojej wypowiedzi.

Sophie nagle poczuła, że zbiera jej się na wymioty, ale tym razem postanowiła z tym zawalczyć.

— A ty przypadkiem nie musisz pilnować recepcji? — zapytał mężczyzna i podszedł do niej.

— Trochę się boję. A co jeśli on tam na mnie czeka?

— W sumie masz rację. Może jednak przyda Ci się urlop? I tak już za dużo złych rzeczy zobaczyłaś. Wiesz, że to źle działa na psychikę? A zwłaszcza że ja nie chciałbym, abyś żyła w strachu cały czas. — David pochylił się nad kobietą i pocałował ją w czoło.

— Naprawdę sądzisz, że potrzebuję urlopu?

— Tak. Zdecydowanie tak.

— Ale jeśli nie będę pracować, to nie będę miała pieniędzy na życie. Przecież wiesz, że nie mam umowy o pracę, tylko zlecenie.

— Poradzimy sobie. A jak już będziesz na urlopie, to zaczniesz szukać nowej pracy, a tą rzucisz od razu jak, tylko znajdziesz inną.

— Przestań. Ja się tak łatwo nie poddam. Przecież to tylko dwa trupy. Zresztą widziałam już wiele innych rzeczy, które się tutaj działy i jakoś nie czuję obrzydzenia ani nie wiadomo jak dużego strachu. Jestem przyzwyczajona do chorych sytuacji. — oznajmiła z ogromną pewnością siebie, mimo strachu przeszywającego jej ciało

— Czyli jakich? Co widziałaś gorszego od martwego człowieka, który właśnie przed chwilą został zamordowany? To nie jest wystarczający dowód na to, żeby wreszcie stąd za przeproszeniem spierdalać? — Burst się oburzył i przykucnął, aby sprawdzić, czy znów znajdzie coś pod łóżkiem.

— Może nie jest to gorsze niż trup, ale na przykład sytuacja, kiedy dziewczyna rzucała szklanymi butelkami w swojego byłego, przecinając mu tym całą głowę, no albo koleś, który nasrał w całym korytarzu. Byli też tacy, którzy uprawiając seks w łazience, poślizgnęli się, łamiąc sobie przy tym kark i rękę, z której wystawała kość. Także wiele rzeczy już widziałam i mimo to dalej tu pracuję.

— Więc sama widzisz. W normalnym hotelu nie byłoby takich rzeczy. Przecież to jest jeden wielki żart, co tu się wyprawia. Nigdy nie spotkałem się z takimi sytuacjami w innych obiektach, w których spałem.

— Ja też nie, ale poniekąd mnie to śmieszy, że nic nie jest w stanie mnie nowego zaskoczyć. No dobra pierwszy raz zobaczyłam trupa w pokoju trzydzieści sześć i prawie zemdlałam, ale już widząc kolejnego trupa jestem znieczulona. — skłamała, aby David dał jej spokój.

— Co takiego jest z tobą nie tak, że nie chcesz pracować gdzieś indziej? — zapytał.

— Może szukam wrażeń? — odpowiedziała złośliwie.

— Tak? Lubisz oglądać trupy i ze strachem przychodzić do pracy?

— Ehh David. Dobrze wezmę wolne, ale tylko na kilka dni. Później tutaj wrócę i dalej będę martwić się o to, czy spotkam jakiegoś trupa. — znów rzuciła złośliwy komentarz.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 37.73
drukowana A5
Kolorowa
za 63.59