E-book
13.65
drukowana A5
21.15
Kilka opcji trwania

Bezpłatny fragment - Kilka opcji trwania

Tomik w trzech aktach


5
Objętość:
122 str.
ISBN:
978-83-8245-876-3
E-book
za 13.65
drukowana A5
za 21.15

TOMIK W TRZECH AKTACH

osoby:

On

One

Oni

oraz

Moritz Piesch


AKT PIERWSZY

(scena lepi się od miłości i niepewności, dookoła skarłowaciałe

drzewa, z proscenium powoli wyrasta wielki nóż, muzyka

osładza uszy, postacie spragnione, przestraszone, lekko

unoszą się w drażliwych barwach świateł,

czas jest przejęty przemijaniem)


obfita wiosna

drzewa puściły pączki

dziś tłusty czwartek


z zimy pozostał tylko gwizd

nieznaczne pozostały

pomruki wiatru

gwizd zapomnianych melodii

cisza próbuje wygodnie

usadowić się w fotelu


zabiłem drzwi

z ich krwi piję

ciepłą herbatę z miodem


Leith, 30 kwietnia 1873 roku

portowa dzielnica łypie okiem

na morze zataczają się latarnie

w światłach tańczą tawerny

rybi smród filtruje ze szczynami


w zaułku kurwa wróży z kutasa

dzieci przychodzą na świat

w przytułkach ze śpiewem na ustach

okno to wszystko połyka


trawi co noc pod sufitem

my na łóżku nadzy wpatrzeni

nasze oddechy jak łodzie

bujają się spokojnie o siebie


(śśś)

zróbmy to tak albo tak

między brzózkami na łące na plaży

na podłodze w kuchni na stole

w namiocie w wannie w piwnicy

zróbmy to na powitanie i na pożegnanie

na trzeźwo i po ciemku

wolno acz brutalnie

zróbmy to nareszcie i na próżno

z nogami wysoko i tak też można

i tak bez zabezpieczeń ze strachem

zróbmy bo i oni to robią w ciemności

jęków i obok zbyt głośno i chce się

jak w filmie to zróbmy

jak w życiu

ale nim to zrobimy poszukajmy apteki

po nocy i zróbmy to w moim pokoju

na nowo i za darmo we dwójkę samemu

spontanicznie w milczeniu na zewnątrz

i tylko raz ale bezpiecznie

w pociągu autobusie w oknie

i po pijaku w półśnie to zróbmy

na plecy i na brzuch czasami do buzi

i wypluć i wytrzeć i po przebudzeniu

zróbmy by tobie było długo

a potem zróbmy mi szybko

i palcem to zróbmy językiem to

zróbmy i miejmy to za sobą zrobione

zmęczone papierosa zapalone

wypełnione

tak

spełnijmy naszą pustkę


chodzą po ludziach, dzwonią po drzwiach, coś chcą

nie utopimy w tym roku Marzanny to niepoprawne

nie wiem też czy wypada słuchać Michaela Jacksona

nie przepadałem za nim

jako dziecko

byłem także ministrantem i to niestety pamiętam

dlaczego złe rzeczy pamięta się dobrze

czy to nie ironia?


za oknem maszeruje wiosna

bociany w dziobach niosą nam nowych

narodowych bohaterów

nim się obejrzę (jeżeli zdążę)

na czterdzieste siódme urodziny dostanę AK-47

czy to nie ironia?


czasem patrzę na to wszystko człowiekiem

zakładam na rękę solidny zegarek szwajcarskiej firmy Mors

świat biegnie w dwóch przeciwnych kierunkach


nie zaczyna się od więc

więc

całkiem niedawno położyłem się dość wcześnie

i wers po wersie układałem w myślach

wiersz za wierszem

potem zasnąłem z głową ciężką w formacie A4

przyśnił mi się pająk z łbem koguta

mów dalej ja słucham


więc

nie doszedłem do końca twojej książki

potykałem się wciąż o przecinki

aż w końcu wyrżnąłem głową o wykrzyknik

który postawiłaś w miejscu dla

niepełnoprawnych poddanych Erato

cóż więc tak


nie czekam

wychodzę na zewnątrz

jest dzień jest miasto

jest niczym nieskrępowana przestrzeń

dookoła kroi się wiosna


to puryści podpalają stosy

królestwo na wyprzedaży

na skrzyżowaniach

straganami wieszczą

końcem świata

który nie opłaca się

nawet Bogu

kiełkuje tylko

strach kwiatem

z dalekiego miasta

gdzieś w Chinach


chwilę czekałem

Słońce po tylu dniach

zjawiło się tak nagle

na Bacewicz okrakiem

stanęło nad przystankiem


Do końca dnia kobiety

były dla nas szczodre

podsuwały uśmiechy

i czarne rajstopy


Daliśmy się przekupić

na brudne wiersze

palcem wilgotnym

przewracane kartki


(śśśśśś)

leżysz naga nieruchoma i wsłuchana

w każdy swój nerw w każdy powiew oddechu

zamknięte oczy — usta płatki rozchylone

nektar spływa cienką strugą jak linia co podkreśla

słowo — przyjdzie

mój palec pasterz niestrudzony na drumli twoich uniesień

gra melodie jędrne i soczyste

czekam a ty wyginasz się ku górze

zabierasz mnie w skurczach i jękach

za rękę do krwi tulisz

prowadzisz do światła co białe jest

jak cukier


pierwszy cień wiosny

Dzieci wyprowadzamy jak psy, tęsknią do swoich,

Liżą sobie puste łapki, sikając, nucą przedszkolne modlitwy.

Apokalipsa prognozowana jest do pierwszych upałów,

Z jesienią przyjdzie druga fala, zatopi przylądki dobrej nadziei.


Król Karol i królowa Karolina wypatrują statków

Zakotwiczonych na zachodniej stronie nieba, podobno

Świecą jasnym strachem, trudno ich nie zauważyć.

W necie ludzie umierają, jakby nigdy tego nie robili.


Flautą wsłuchuje się w oddech, tylko długopis lekko się trzęsie.

Jeszcze — tak powoli, nabiera znaczenia, puchnie cieniem.

niewolnicy dnia następnego

nawróciłem się

i pobiegłem na łąki ukwiecone gdzie węże strumyków

wiją gniazda dla niezrozumiałych znaków

gdzie zapach lasu dociera przy południowym wietrze

kusi i przeraża woła mnie z powrotem


przewróciłem się

upadłem twarzą w trawę

nic już nie widzę tylko słyszę

czuję jak po plecach chodzą mi prorocy z psalmami na ustach

wdeptując mnie w ziemię aż nabiorę w usta piasku

klepsydra przesypię się z trzewi do głowy


Znalazłam — powiedziała cicho z wyuczoną pewnością

Ale co? — zapytałem

Prawdę

Czyli — co?

Sama …

Sama nie wiem.

bieguny

Tytani poezji ciskają w siebie

postami refleksji gdzieś za siódmą górą siódmą rzeką

za tysiącami światłowodów

a pani Halinka w domu kultury


Promuje swój nowy tomik

kiedyś mówiono że pióra są wieczne

że unoszą w powietrze


Bal wyciągniętych palców

tańczących na klawiaturze

bal baloników nadmuchanych

sterowców

Nie staram się zrozumieć

mam swój lęk wysokości

Josef M. pisze list do wydawcy

ile tomików wierszy

w formacie A4

można obić w skórę poety

metr siedemdziesiąt jeden

siedemdziesiąt sześć kilogramów

lekka nadwaga raczej krępy

rasa biała


spocony (albo riesageberge)

schodzę

na razie

raz po razie

wchodzę i schodzę mijam co chwila

prosto w oczy kiwam potakuję

potykam się czasem zawieszam w przestrzeni


patrzę już rzadziej


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 13.65
drukowana A5
za 21.15