E-book
29.4
drukowana A5
48.71
Kiedyś ucieknę

Bezpłatny fragment - Kiedyś ucieknę


5
Objętość:
280 str.
ISBN:
978-83-8273-117-0
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 48.71

Serdecznie dziękuję mojej kochanej Agacie Mąder,

która dzielnie wspierała mnie podczas pisania tej powieści, a później wymusiła na mnie

stworzenie jednej z postaci.

Prolog

Jak to jest możliwe, że mimo upływu czasu, niektóre społeczeństwa zatrzymują się i przestają rozwijać? Przecież to ani dobre, ani wygodne i, chociaż w reszcie kraju jest już XXI wiek, to w mojej wsi czas zatrzymał się kilkaset lat temu. Tutaj panują inne zasady, do których trzeba się dostosować, zwłaszcza nam kobietom. Od urodzenia jesteśmy przeznaczone do pracy i rodzenia dzieci, a handel ludźmi nie jest tu ani niczym złym, ani niezrozumiałym, choć ja tego nie umiem pojąć. Ba, często żywy towar sam długo przygotowuje się do sprzedaży, chcąc wypaść jak najlepiej i pójść pod młotek za jak najwyższą cenę. Tu rządzą mężczyźni i każdy od urodzenia jest do tej roli przygotowywany, ma wiedzieć, jak zmusić kobietę do posłuszeństwa.

Zaczynając moją historię od początku, nazywam się Marika Głowacka i z pochodzenia jestem Romką po ojcu i Polką po matce. Moi rodzice żyli jak typowi Romowie, a tu są ludzie albo niewyobrażalnie bogaci, albo skrajnie biedni. Moja rodzina niestety należała do tej drugiej grupy, mieszkaliśmy w malutkiej wsi, w rozpadającym się domu, w którym nie było ani kanalizacji, ani prądu.

Mamy nie było mi dane poznać, ponieważ zmarła zaraz po moim urodzeniu. Od tamtej pory byłam obwiniana o jej śmierć. Ojciec zawsze traktował mnie z pogardą i wyrzutem, że zabiłam mamę. Nie miałam w domu żadnych praw, nie mogłam się uczyć i z nikim rozmawiać, w zasadzie byłam tylko od pracy. Już jako siedmiolatka musiałam zabijać przydomowe ptactwo, żeby ugotować obiad dla reszty rodziny. Jak dziś pamiętam dzień, w którym moja o dwa lata starsza siostra pomogła mi odcedzić makaron i ojciec to zobaczył… Bił ją tak długo, aż straciła przytomność, a ja nie umiałam jej pomóc, potem zresztą i mnie się dostało, złamał mi wtedy rękę, której nie obejrzał żaden lekarz, od tamtej pory nie prosiłam nigdy nikogo o pomoc. Po kryjomu uczyłam się czytać i pisać ze starych podręczników rodzeństwa i robiłam to po nocach, żeby nikt mnie nie przyłapał.

Nauczona byłam tylko walki o przetrwanie i tego, że na nikogo nie mogę w życiu liczyć. Życie z tyranem w świecie, gdzie nikt ci nie pomoże jest strasznie trudne, ale idzie do tego przywyknąć. Zawsze wierzyłam, że kiedyś będzie lepiej, że ojciec odpuści i przestanie się nade mną znęcać, ale to płonne nadzieje, on mnie nienawidził i nawet trochę go rozumiałam, byłam nikim, a dla niego również przyczyną tragedii, jaka go spotkała.

W tym domu nie miałam szans na jakiekolwiek życie, ale wiedziałam, że przyjdzie czas na zmiany, że wydarzy się w końcu coś, co odmieni mój los, że kiedyś ucieknę. Nie spodziewałam się jednak, że to będzie hasło przewodnie prawie całego mojego życia…

Rozdział 1

Mój dzień odkąd pamiętam zawsze wyglądał tak samo. Wstawałam zawsze przed wszystkimi, żeby zdążyć przygotować dla całej rodziny śniadanie, a nie było nas mało, ojciec i troje rodzeństwa, ja byłam czwarta, ale ja nigdy nie wliczałam się do rodziny i ilości jedzenia. Zazwyczaj jadłam to, co zostało, o ile cokolwiek zostało i dopóki byłam mała i potrzebowałam mniejszej ilości jedzenia, to dało się jakoś wyżyć na resztkach, niestety dzieci rosną i w krótkim czasie zaczął doskwierać mi głód. Kilka razy spróbowałam przygotować dla rodziny większą ilość, żeby więcej zostało, ale niestety ojciec szybko zauważył o co mi chodzi i solidnie mnie wtedy ukarał. Musiałam sobie radzić sama, bo na rodzeństwo też nie mogłam liczyć, bracia brali przykład z ojca i byli zawsze wobec mnie agresywni, a siostra się po prostu bała o siebie. Wcale się nie dziwię, w naszym świecie kobieta nie przedstawiała żadnej wartości. Bardzo rzadko kładłam się spać najedzona, w sumie to nie pamiętam, kiedy w swoim rodzinnym domu w ogóle byłam najedzona. Często zbierałam po obiedzie kości, na których były resztki niedojedzonego mięsa i gotowałam sobie na tym cienką zupę z ziemniakami, i to tylko wtedy, kiedy wiedziałam, że ojca ani braci nie będzie przez minimum dwie godziny w domu. Nie buntowałam się przeciwko takiemu traktowaniu, to, że byłam nikim nie było dziwne, bo żadna kobieta nie mogła być kimś, poza tym nie miałam najmniejszego wykształcenia, co nie stawiało mnie w dobrym świetle jako materiał na żonę, więc o ucieczce w małżeństwo też nie miałam co myśleć, bo nikt by mnie nie chciał poślubić. Zresztą nigdy nie byłam ładna, miałam dziwną urodę, bo byłam skrzyżowaniem rodziców, po ojcu miałam czarne włosy, które w słońcu przybierały rudy odcień, to cecha odziedziczona po mamie, która miała piękne miedziane włosy, oczy miałam całkowicie bez wyrazu, ciemnobrązowe z kilkoma zielonymi plamkami na jednej tęczówce, usta zwyczajne i dołek w brodzie. Nic nadzwyczajnego, zresztą nie miałam po co i komu się podobać, czy nie podobać, bo tak naprawdę nigdy mnie nie było. Żyłam w cieniu swojego rodzeństwa. Ojciec nigdy o nas nie dbał, traktował wszystkich jak obowiązek, a mnie jak odrzutka i, o ile Denis i Niko jako pełnoletni mogli już opuścić dom i iść na swoje, tak ja z Mają musiałyśmy czekać na ślub, do czasu, w którym nie pojawił się chętny narzeczony nie wolno nam było nawet widywać się z chłopcami. Maja miała łatwiej o zamążpójście, bo wychodziła z domu do szkoły dla dziewcząt, w której uczyła się szyć, gotować i zajmować domem. Ja nie opuszczałam domu i w sumie cieszyłam się z tego, bo nigdy nie nadawałam się do pokazywania ludziom. Ojciec nigdy nie kupował mi ani ubrań, ani butów, nosiłam wszystko po siostrze i sama łatałam dziury. Ciężko mi było, ale po tylu latach przywykłam i do tego stylu życia, i do traktowania mnie jak popychadło, w sumie, to gdzieś w środku byłam popychadłem, nie znałam innego życia i nie umiałam zachowywać się inaczej, wiedziałam doskonale, że do śmierci właśnie tak będę funkcjonować, bo na nic innego nie zasługiwałam i nic nie byłam warta.

Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca i szybko zerwałam się na nogi, jak najciszej udałam się do kuchni, żeby przygotować wszystko, zanim reszta rodziny powstaje. To małe pomieszczenie z kilkoma szafkami i czteropalnikową kuchenką gazową, w której działały tylko dwa palniki, największy i najmniejszy. Kiedy śniadanie miałam już przygotowane, usłyszałam pierwsze kroki w pokoju obok, a to oznaczało, że bracia też są już na nogach. Szybko rozłożyłam talerze na stoliku i poukładałam szklanki na herbatę, musiałam się wyrobić przed przyjściem ojca, bo nie wolno mi było być z nimi podczas posiłku. Zanim chłopaki zawitali, usłyszałam za sobą głos siostry.

— Dzień dobry — szepnęła i szybko pocałowała mnie w głowę, żeby nikt tego nie zauważył.

— Cześć — odpowiedziałam szeptem — jak spałaś?

— Na pewno lepiej od ciebie — mruknęła, nie spuszczając wzroku z korytarza, w którym za kilka minut powinien pojawić się ojciec — długo wczoraj siedziałaś?

— Do czwartej.

— Zamęczysz się — wyczuwałam w jej głosie smutek, ale to niczego nie zmieniało.

— Daj spokój, jakoś muszę sobie radzić — nie mogłyśmy mówić dalej, bo oto nadszedł pan i władca ojciec.

Bez słowa usiadł przy stole, a zaraz za nim moi bracia, którzy coraz bardziej robili się do niego podobni. Bez wytchnienia układałam na talerzach pieczywo i nalałam do szklanek świeżo zaparzoną herbatę. Spojrzałam ostatni raz, czy wszystko, co potrzebne jest na stole i ruszyłam w stronę drzwi, niestety, ojciec w ostatnim momencie złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do siebie tak mocno, że prawie się przewróciłam. Bez ostrzeżenia uderzył mnie w twarz i kolejny raz pociągnął za rękę, sprowadzając mnie do klęku. Nie wiedziałam o co chodzi i z błaganiem o litość patrzyłam w oczy rodzeństwa. Chłopaki nie zwracali na mnie uwagi, za to Maja wyglądała na zaskoczoną.

— Nie wiesz o co chodzi? — ojciec głośno warknął i zacisnął dłoń na moich włosach, czekając na odpowiedź.

Ja tylko pokręciłam przecząco głową, bo nigdy nie chciał, żebym się do niego odzywała. Nie zdążyłam pomyśleć jak uniósł stojącą na stole szklankę i gorącą herbatą chlusnął w moją twarz. Nieopisany ból przeszył moją skórę, czułam, jakby moje oczy się topiły od gorąca, ale powstrzymywałam krzyk bólu, bo wiedziałam, że to nie pomoże, dostałabym drugi raz. Skóra paliła mnie coraz bardziej, a on nie odpuszczał, podniósł się z krzesła i uderzył ponownie, tym razem upuszczając mnie na podłogę. Słyszałam jak do mnie podchodzi i szybko się podniosłam, ze łzami w oczach patrzyłam jak robi kolejny krok w moją stronę i bałam się nawet na niego patrzeć.

— Nie posłodziłaś herbaty niemoto — warknął tuż przy mojej twarzy — nie nauczyłaś się przez tyle lat? Odpowiadaj!

— Przepraszam, już szykuję świeżą — szeptałam, bojąc się, że znów będzie mnie bił.

— I? — szarpnął mnie za włosy, odchylając głowę mocno do tyłu.

— To się już nigdy nie powtórzy — przełknęłam ślinę, licząc, że to wystarczy, żeby mnie puścił.

Poczułam ulgę i zobaczyłam jak otrzepuje dłoń z włosów, które mi wyrwał. Miałam ochotę się rozpłakać, mój podbródek drżał tak bardzo, że zaczęłam szczękać zębami. Szybko odwróciłam się w stronę kuchenki, żeby tego nie zauważył i jak najszybciej starałam się przygotować gorący napój, tym razem nie zapomniałam o niczym. Ustawiłam dzbanek na stoliku i szybko uciekłam, nie chcąc rozpłakać się przy nich.

Kiedy wybiegłam przed dom, moje emocje wybuchły, szloch wstrząsał moim ciałem, a ja starałam się jakoś pohamować, żeby nikt mnie nie usłyszał, zasłoniłam dłońmi usta, ale ból poparzonej skóry dał o sobie znać, nie miałam nawet dostępu do leków i nie mogłam złagodzić cierpienia. Pobiegłam za dom i wyciągnęłam ze studni wodę, zanurzyłam w niej zdjętą ze sznurka ścierkę i przyłożyłam do twarzy. Pierwszych kilka sekund było najgorsze, szczypanie było nie do zniesienia, dopiero po chwili poczułam ulgę i co kilka minut płukałam cienki materiał i przykładałam do twarzy kolejny raz.

— Coś ci się stało? — usłyszałam głos i nerwowo rozejrzałam się wokoło, za płotem stał około dwudziestoletni chłopak i dziwnie na mnie patrzył.

— Nie — mruknęłam i podniosłam się z ziemi.

— Przecież widzę, może ci pomogę — patrzyłam jak podchodzi bliżej sztachet i chce przejść na drugą stronę.

— Nie podchodź! — podniosłam głos i rozejrzałam się, czy nikt nas nie widzi.

— Nie zrobię ci krzywdy, mam na imię Paweł, mieszkam tu od wczoraj — wskazał mi mały dom po drugiej stronie płota.

— Nie obchodzi mnie to — warknęłam, bo czułam, że ta rozmowa skończy się dla mnie tragicznie — i nie odzywaj się do mnie nigdy.

— Ktoś cię skrzywdził? — chłopak nie odpuszczał, a ja powoli rozpadałam się ze strachu.

Nie odpowiedziałam, przerzuciłam przez sznurek mokrą ścierkę i rozglądając się wokoło poszłam w stronę domu. Miałam dziś sporo pracy, bo oprócz drobiu mieliśmy jeszcze ogródek, którym też musiałam się zajmować, żeby mieć co jeść, czasem ojciec podglądał z daleka czy podczas pielenia nie jem jakichś warzyw lub owoców. Poszłam do komórki, która jednocześnie była moim pokojem, po grabie i motykę, i ruszyłam w stronę grządek. Był początek lata, słońce pięknie świeciło, a ja pociłam się w długich ubraniach, bo nie wolno mi było pokazywać nagiego ciała, nawet na koszulkę z krótkim rękawem nie miałam co liczyć, za taki negliż ojciec by mnie chyba zabił. Według niego nawet myśleć o takich rzeczach przed ślubem nie wolno, na szczęście nie umiał czytać w moich myślach i póki co mogłam swobodnie marzyć o mężczyźnie swojego życia, takim pięknym i dobrym, takim, który by mnie kochał i dbał tylko o mnie, którego bym się nie bała, a on z uśmiechem szeptałby mi do ucha coś miłego i powoli zdejmowałby ze mnie ubrania, sycąc oczy widokiem mojego już niewychudzonego i posiniaczonego ciała. Który każdego dnia dziękowałby mi za to, że wydałam na świat jego dzieci i byłby dobrym, kochającym ojcem i mężem.

Otarłam z policzków łzy i pot, który po mnie spływał z wysiłku. Nie miałam złudzeń, to tylko chore marzenia, które nigdy się nie ziszczą. Ojciec wyda Maję za mąż, bo jest śliczną dziewczyną i mimo tego, że jest biedniejsza od polnej myszy, to na pewno ktoś zechce ją za żonę, a ja? Brzydka, chuda, poobijana i ledwo umiejąca czytać i pisać. Kto się na mnie skusi? Ani ładna, ani mądra, ani bogata. Od urodzenia byłam skazana na śmierć z wycieńczenia i czasem żałowałam, że ojciec pozwolił mi przeżyć.

— To nie za ciężka praca do ciebie? — znów ten sam chłopak.

— Nie twoja rzecz — warknęłam, nie odwracając do niego twarzy, żeby z daleka nie było widać, że rozmawiamy.

— Jak masz na imię?

— Nie interesuj się — odchyliłam się mocno w tył, bo strasznie bolały mnie plecy i mimowolnie odwróciłam twarz do uśmiechniętego chłopaka — Marika.

— Ładnie — wyszczerzył się, a ja wróciłam do pracy.

— Na twoim miejscu bym tu nie sterczała, bo to się źle skończy.

— Chyba mi wolno — oparł się o płot i wgapiał we mnie.

— Tobie może i tak — mruknęłam i odeszłam kilka grządek dalej.

Kątem oka dostrzegłam zmianę w jego twarzy, zrobił się nagle poważny i jakby zły, ale przecież nic mu takiego nie powiedziałam. Widziałam, jak z niedowierzaniem pokręcił głową i odszedł w stronę swojego domu. Ulżyło mi, bo już się bałam, że będzie chciał tu przyjść, a tego byśmy nie przeżyli oboje.

Doszłam do końca grządki i zrobiłam sobie przerwę, chociaż przerwa to trochę zbyt wiele powiedziane, zamieniłam po prostu jedną pracę na inną, teraz był czas na pranie. Nie mieliśmy nawet najprostszej pralki i wszystko musiałam prać ręcznie. Wystawiłam na podwórko metalowe wanienki, jedną do prania, drugą do płukania i poszłam do kotłowni po gar z gorąca wodą. Spojrzałam na swoje przedramiona i wspomnienia pierwszego prania wróciły, przewróciłam wtedy na siebie garnek z wrzątkiem i poparzyłam ręce, do dziś mam blizny, które na szczęście są już mało widoczne.

Przelałam wodę do dużego, metalowego wiadra i niosłam przez podwórko, to nic, że dwóch braci siedziało przed domem, żaden mi nie pomógł, bo to nie ich robota. Po przygotowaniu wszystkiego rozdzieliłam ubrania na kolory i zaczęłam od najjaśniejszych, wrzuciłam je do wanienki z proszkiem i zanurzyłam dłonie w gorącej wodzie, szorowałam w rękach kolejne kawałki ubrań i czułam, jak proszek przeżera mi skórę. Otarłam z czoła pot i zabrałam się za kolejne ubrania, nie było tego wiele, więc szybko szło, wyżymałam w rękach bluzki i wrzuciłam do wanienki z czystą wodą przygotowaną do płukania. Tym razem moje dłonie doznały szoku, kiedy zanurzyłam je w zimnej wodzie, ale po chwili przyzwyczaiłam się do temperatury i po wypłukaniu wszystkiego znów odcisnęłam wodę i powiesiłam ciuchy na sznurku. Poszłam po kolejne wiadro gorącej wody i w połowie drogi powrotnej potknęłam się o coś i przewróciłam, połowa zawartości wiadra wylała się na trawę, świetnie, zaniosłam to, co zostało do wanienki, ale zanim się odwróciłam, ktoś złapał mnie za kark i przycisnął do ziemi, nie wiedziałam, co się dzieje, nie mogłam się poruszyć.

— Myślisz, że woda i opał jest za darmo — poznałam głos ojca i już czekałam na karę — do nędzy nas doprowadzasz darmozjadzie.

Zacisnął jeszcze silniej dłoń na mojej szyi i popchnął do przodu, zanurzając moją głowę w gorących mydlinach. Starałam się wyrwać z uścisku, ale wiedziałam, że nie wygram, mimo to szarpałam ciałem, czując szczypanie i tak już poparzonej twarzy. W końcu ojciec wyciągnął mnie z wody i wzięłam głęboki wdech, nie miałam siły, dyszałam głośno, starając się opanować płacz, ale zanim cokolwiek zrobiłam, kolejny raz zanurzyłam głowę w wodzie. Spokój to jedyne, co mogło mnie uratować. Czekałam, aż mnie wyciągnie, ale czułam, że za chwilę zabraknie mi powietrza. Znów byłam na powierzchni, zaczynałam kaszleć i krztusić się, ale ojcu to nie wystarczyło, teraz z głośnym śmiechem zanurzał mnie w wodzie i prawie od razu wyciągał, zanim złapałam oddech, powtarzał ruch i znowu, i znowu, dusiłam się i traciłam przytomność. W końcu rzucił mną o ziemię i odszedł, zostawiając mnie na trawie. Nie byłam w stanie się poruszyć, w głowie mi się kręciło, a oczy i skóra twarzy szczypały tak, że ledwo wytrzymywałam.

— Długo będziesz się guzdrać z tym praniem? Obiad to na kolację będzie? — głos ojca grzmiał od strony domu, a ja ostatkiem sił starałam się przekręcić na brzuch i jakoś podeprzeć, żeby wstać.

Złapałam za brzeg metalowej wanienki i podpierając się na niej podniosłam obolałe ciało i wróciłam do pracy, już niewiele mi zostało. Podniosłam wzrok i zobaczyłam wbite we mnie ciemne oczy sąsiada, patrzył na mnie z litością, której nie potrzebowałam, ale mimo tego nie umiałam odwrócić wzroku, czułam płynące po policzkach łzy i drżenie podbródka. Chłopak otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale kiwnęłam przecząco głową i wzięłam się za pranie. Szybko skończyłam robotę i zabrałam się za obiad, wyciągnęłam z piwniczki ziemniaki i usiadłam na trawie z nożem w ręce. Czasem miałam ochotę użyć tego noża, żeby skrócić swoje życie, ale nigdy nie zdobyłam się na odwagę. Z gotowymi warzywami poszłam do kuchni i wzięłam się za gotowanie. Ze względu na małą ilość palników najczęściej robiłam dania jednogarnkowe, dziś nie było wyjątku, obsmażyłam warzywa na patelni i wrzuciłam do dużego garnka. Odwróciłam się do stołu, żeby móc pokroić kiełbasę i podskoczyłam, kiedy w progu kuchni stanął Paweł.

— Idź stąd — warknęłam cicho i spojrzałam, czy ojciec nie idzie.

— Dziewczyno co on ci robi? — szepnął do mnie, a ja myślałam, że zaraz się rozpłaczę.

— Wynoś się — podeszłam z nożem, ale się mnie nie bał.

— Jak potrzebujesz pomocy, to powiedz — złapał mnie za nadgarstek, ale szybko się wyrywam i podeszłam do stołu.

— Nie ma ojca proszę pana, niech pan później przyjdzie- specjalnie powiedziałam to głośno, bo usłyszałam kroki ojca za drzwiami.

Drzwi z hukiem się otworzyły, ojciec spojrzał na mnie, a po sekundzie przeniósł wzrok na chłopaka.

— Czego tu? — burknął, a mnie przeszedł dreszcz na samą myśl co się stanie.

— Jestem nowym sąsiadem — na szczęście Paweł załapał o co chodzi — przyszedłem się przywitać.

Ojciec z niedowierzaniem na niego popatrzył, a ja, jakby nigdy nic szykowałam posiłek. Paweł stał jeszcze chwilę w progu, ale żaden z nich się nie odzywał.

— Pójdę już, do widzenia — chłopak wyszedł, a ojciec trzasnął za nim drzwiami i jednym krokiem stał już przy mnie.

— Co on tu robił? — warknął, a ja podniosłam na niego przerażony wzrok i wzruszyłam ramionami — nie będę tolerował kurewstwa w domu!

— Ale ja nie…

— Milcz suko! — spojrzałam jak bierze zamach i ostatnie co zapamiętałam, to jak upadłam na stolik, a potem tylko ból w skroni i ciemność.

Rozdział 2

Powoli uchyliłam bolące powieki i pierwsze co zobaczyłam, to delikatne światełko z lampki stojącej na podłodze po drugiej stronie pokoju. Moja głowa boleśnie pulsowała, a piszczenie w uszach było nie do wytrzymania. Starałam przypomnieć sobie co się wydarzyło, ale nic nie przychodziło mi do głowy, dopiero po chwili jak przez mgłę zaczęły do mnie docierać strzępki wspomnień, ojciec, jego ostatniego pamiętałam, nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moim obolałym ciele na samo wspomnienie tego, co zrobił, niestety tym razem znów przeżyłam. Wiedziałam, że nie uwierzy w moje zapewnienia i zanim się porządnie wyżyje, to będę długo cierpiała.

Starałam się poruszyć i usiąść na łóżku, ale wszystko mnie strasznie bolało, przekręciłam delikatnie głowę na bok i wytężyłam wzrok, próbując określić, gdzie właściwie jestem, bo nie była to komórka, w której sypiałam, a nie sądziłam, że ojciec pozwolił położyć mnie w domu. Wyostrzyłam wzrok i zamrugałam szybko kilka razy, to nie było żadne z pomieszczeń mojego domu. Poderwałam się na łóżku, ale szybko opadłam z głośnym jękiem.

— Leż spokojnie — usłyszałam cichy, spokojny głos, ale nie widziałam nikogo obok siebie, to omamy?

Kolejny raz uniosłam lekko ciało i wsparłam się na rękach, nagle znikąd pojawił się nade mną wysoki mężczyzna, odruchowo uchyliłam się od ciosu i czekałam na uderzenie, które miało za moment nastąpić, a jednak nic takiego się nie stało. Poczułam jak materac obok mnie się ugiął, a ja zaczęłam się trząść.

— Nie bój się, niczego złego ci nie zrobię.

Powoli otworzyłam oczy i z bólem spojrzałam w oczy mojego rozmówcy, wiedziałam, że tragedia wisi w powietrzu.

— Gdzie jestem? — spytałam cicho i odsunęłam się od wpatrzonego we mnie Pawła.

— U mnie w domu — odpowiedział spokojnie i przysunął się do mnie — słyszałem jak na ciebie krzyczał, a później wybiegł z domu. Przyniosłem cię tu i wezwałem lekarza.

Zasłoniłam ciało rękami i sama nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Wiedziałam, że ojciec zabije mnie jak tylko mnie znajdzie.

— Opowiesz mi co się stało? — chłopak wyciągnął do mnie dłoń, a ja nerwowo odskoczyłam, uderzając głową w ścianę za plecami.

Skrzywiłam się z bólu, ale się nie odezwałam, bałam się, bo miałam zawroty głowy i uczucie, jakbym miała zaraz zwymiotować. Paweł chyba się tego spodziewał, bo w mgnieniu oka podsunął mi przed twarz miskę. Starałam się powstrzymać, bo nie wyobrażałam sobie zrobić tego przy nim, ale to było silniejsze od mojej woli. Kilkoma chluśnięciami wyrzuciłam z siebie zawartość żołądka i kiedy tylko poczułam, że jest lepiej wyrwałam mu naczynie z ręki.

— Przepraszam — mój głos drżał ze strachu — ja to zaraz posprzątam, nie chciałam.

Chłopak popatrzył na mnie, marszcząc brwi, a ja mało się nie rozpłakałam. Zanim zareagował, poderwałam się z łóżka i prawie upadłam na podłogę. W ostatniej chwili Paweł mnie złapał i wziął na ręce, nie wiedziałam, jak mam zareagować w takiej chwili, nikt nigdy tak się wobec mnie nie zachowywał.

— Przepraszam cię — wyszeptałam bezsilnie i pociągnęłam nosem.

— Nie przepraszaj — mówił do mnie tak czule, jak jeszcze nikt nigdy — masz wstrząs mózgu, musisz odpocząć.

— Muszę do domu — zaczęłam płakać, bo doskonale wiedziałam, jak ta wizyta się dla mnie zakończy — wypuść mnie.

— Co on ci robi? — spojrzał na mnie tym razem poważnie i wręcz groźnie.

— Nic takiego, zasłużyłam…

— Co ty gadasz? Nikt nie zasługuje na takie traktowanie! — podniósł głos, a ja wcisnęłam się plecami w ścianę.

— To mój ojciec.

— Bydlę nie ojciec! — krzyknął, a ja się uchyliłam.

— Nie mów tak, jemu też nie jest łatwo — płakałam i zasłaniałam twarz dłońmi.

— Słyszysz co ty bredzisz? Jaki ojciec traktuje tak swoje dziecko?

Nie odpowiedziałam, otarłam z policzków łzy i powoli wstałam z łóżka. Niespodziewanie facet złapał mnie mocno, ale nie boleśnie za ramiona i przyciągnął lekko do siebie.

— Dziewczyno, ocknij się! Nie można tak żyć.

Patrzyłam w te jego śliczne, ciemne oczy i bałam się odezwać, chciałam podzielić się z kimś swoim bólem, ale nie wiedziałam, czy mogę mu zaufać. Po tylu latach bałam się każdego mężczyzny, ale on… w nim było coś innego, coś łagodnego, coś z czym nigdy się nie spotkałam.

— Zasłużyłam na takie życie — widziałam w jego oczach niepewność, ale nie odezwał się i nie wypuścił mnie z uścisku — zabiłam swoją mamę — szepnęłam i opadłam na łóżko, zalewając się łzami — pewnie gdyby żyła, to wszystko wyglądałoby inaczej, ojciec nie traktowałby nas w ten sposób.

— Jak to zabiłaś? Co zrobiłaś? — kucnął przed moją twarzą i otarł mi z policzków łzy.

Naprawdę miałam mu opowiadać historię swojego życia? Znałam go raptem jeden dzień, a on zachowywał się jak mój najlepszy przyjaciel, podobało mi się to dokładnie tak samo jak przerażało, nie ufałam nikomu nigdy i zawsze byłam zdana tylko na siebie. Dlaczego tak nagle pojawił się obcy facet, który chce mi pomóc? Z drugiej strony co miałam do stracenia? Nic.

Podciągnęłam nogi bliżej siebie i objęłam je rękami, odsuwając się tym samym od niego, mimo wszystko bardzo się bałam dotyku. Powoli opowiedziałam mu o tym jak ciężki mama miała poród, jak mimo dobrej opieki lekarskiej nie można było zatamować krwawienia i jak zmarła kilka godzin później. Zanosiłam się płaczem, wspominając, ile razy w życiu ojciec mi przypominał tę tragedię, o którą do dziś wszyscy mnie oskarżają.

— Rodzeństwo całe lata patrzyło na mnie jak na mordercę, a ja nie chciałam przecież tego zrobić — płakałam, szukając w jego oczach zrozumienia, ale tylko pokręcił głową i wyszedł z pokoju.

Czego miałam się spodziewać? Współczucia? Wsparcia? Nigdy go nie dostałam, przez osiemnaście lat swojego życia nikt nie interesował się tym jak mi się żyje ze świadomością, że jestem matkobójczynią.

Wykorzystując, że nie było go w pokoju powoli zeszłam z łóżka i spojrzałam pod nogi w poszukiwaniu butów, niczego nie znalazłam i na boso ruszyłam w stronę drzwi, wszędzie panowała ciemność, która mnie przytłaczała. Bezszelestnie uchyliłam drzwi wyjściowe i spojrzałam na ścieżkę, kręciło mi się w głowie, ale nie mogłam dłużej tu zostać, jeden krok Marika, mówiłam sama do siebie, wierząc, że to mi pomoże, gdzieś z oddali słyszałam głos ojca, pewnie się martwił, gdzie zniknęłam, mimo tego jak mnie traktował wierzyłam, że gdzieś w środku mnie kocha, był w końcu moim ojcem. Chciałam się odezwać, żeby mnie znalazł, ale w tej samej chwili Paweł zacisnął dłoń na moich ustach, a drugą ręką mocno objął w pasie i pociągnął do wnętrza. Gorący dreszcz lęku przeszedł przez moje ciało i wręcz bałam się pomyśleć co mi zrobi. Mimo tego, że mocno mnie trzymał to był delikatny, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę, to było dziwne uczucie, ale przyjemne, pierwszy raz nie chciałam, żeby mnie puszczał, potrzebowałam jego dotyku i bliskości, której do tej pory bardzo się bałam. Jego szybki oddech owiewał moją szyję, a ja zaczynałam drżeć.

— Nie uciekaj — warknął dość groźnie, a ja zacisnęłam powieki — tu nic ci nie grozi.

Odetchnęłam z żalem, kiedy poluźnił uścisk i pozwolił mi się do niego odwrócić.

— Kiedyś będę musiała wrócić do domu — szepnęłam i opuściłam wzrok.

— Możesz tu mieszkać — mruknął, ale na mnie nie patrzył.

— Mam dom.

Dopiero teraz podniósł na mnie wzrok i litościwie się zaśmiał.

— Miejsce, w którym jesteś bita, poniewierana i głodzona nazywasz domem? — znów zaczynał krzyczeć, a ja strasznie się tego bałam — nawet najpodlejsze zwierzęta nie traktują tak swoich dzieci!

— Nie rób tego — zrobiłam krok w tył, szukając za plecami klamki.

— To ty tego nie rób — podszedł tak blisko mnie, że czułam na sobie jego ciepło, było inaczej, było dziwnie przyjemnie — zostań chociaż kilka dni, on cię już tu szukał, na szczęście zdążyłem cię ukryć i więcej tu nie przyjdzie. Daj sobie czas na wydobrzenie.

— Boję się — zaszlochałam, a on schował mnie w swoich ramionach.

Nigdy nie podejrzewałam, że bliskość drugiego człowieka może być taka miła, jednak wiedziałam, że to długo nie potrwa, ponieważ albo ojciec mnie znajdzie, albo Paweł zacznie mnie bić.

— Zostań — szepnął blisko mojego ucha, a ja poczułam przyjemny dreszcz i jeszcze bardziej się w niego wtuliłam.

Niespodziewanie chłopak uniósł mnie nad ziemię i jak dziecko zaniósł z powrotem do pokoju. Bez słowa położył się razem ze mną na łóżku i nie wypuszczając z objęć zaczął mną lekko kołysać. Robiło mi się coraz bardziej błogo, ale nie chciałam zasypiać, bałam się stracić cokolwiek z tej chwili, w końcu sen wziął górę i odpłynęłam, wsłuchując się w ciche pomrukiwania mojego… przyjaciela?

Zaspałam! To pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, zanim jeszcze otworzyłam oczy. Zerwałam się z materaca i zakołysało mi się w głowie, resztką siły złapałam się ramy łóżka i przypomniałam sobie, gdzie jestem. Szybko obleciałam wzrokiem pomieszczenie, w którym byłam, to niewielki pokój, w którym stało tylko dość szerokie łóżko, dwie komody i stolik z krzesełkiem. Pawła nigdzie nie było ani słychać, ani widać, trochę mnie to przeraziło, ale zanim się podniosłam drzwi pokoju się otworzyły i stanął w nich on, facet, na którego widok się uśmiechałam, i którego z każdą mijającą minutą przestawałam się bać. Trzymał w rękach kubki, a zapach kawy rozchodził się po całym pomieszczeniu.

— Nie wiedziałem czy słodzisz, czy z mlekiem? — uśmiechnął się, jakby zawstydzony, a mi serce rosło.

— W zasadzie nie wiem — teraz to ja ze wstydem opuściłam wzrok — nigdy nie piłam kawy.

Spojrzałam w górę i dostrzegłam zmianę w jego twarzy, był zły i nie umiał tego ukrywać, podszedł do stolika i ustawił na nim niebieskie kubki.

— No to dziś spróbujesz, jak nie będzie ci smakować, to przygotuję herbatę.

— Nie! — krzyknęłam i skuliłam się z obawy przed jego reakcją — tylko nie herbatę — czułam, jak drży mi podbródek — kawa na pewno będzie pyszna.

Paweł ze zrozumieniem pokiwał głową i przysunął stolik, tak żebym mogła sięgnąć kubek bez wstawania z łóżka. Kawa była ohydna, ale nie chciałam robić przykrości gospodarzowi i nic nie mówiłam, po kilku łykach sam chyba dostrzegł mój niesmak i przyniósł mleko i cukier. Teraz była zdecydowanie smaczniejsza i w sumie mogłabym polubić poranną kawę, zwłaszcza w tak miłym towarzystwie.

Paweł prawie cały dzień nie wychodził z domu, a jeśli już znikał to dosłownie na kilka minut. Trochę mnie to krępowało, bo nie chciałam nadużywać jego gościnności, pomijając już ryzyko wtargnięcia tu ojca, tym razem by mnie chyba zakatował. Ze względu na utrzymanie tajemnicy nie mogłam nawet wyjrzeć przez okno, siedziałam cały dzień zamknięta w pokoju, Paweł nie pozwalał mi niczego zrobić, nie rozumiejąc, że chciałam się jakoś odwdzięczyć za pomoc. Było tu inaczej, niż w domu, było cicho i spokojnie, a mimo wszystko podskakiwałam na każdy głośniejszy dźwięk, czy kroki Pawła. Chłopak przestał się nawet odzywać, bo źle reagowałam na każdy podniesiony nawet podczas śmiechu głos.

Wieczór zbliżał się wielkimi krokami i zwiększał się mój lęk o siebie i o niego.

— Posłuchaj — stanął w drzwiach, ale nie wszedł dalej — ja będę dziś spał w kuchni co? Będziesz się swobodniej czuła — uśmiechnął się lekko i cofnął, zamykając za sobą drzwi.

Otuliłam się kołdrą po samą głowę i rozmyślałam o swoim życiu, wiedziałam, że nie mogę zostać na zawsze. Paweł w końcu będzie chciał mieć ze mnie jakiś użytek i znów będzie to samo lub wyrzuci mnie z domu, a ojciec zrobi ze mną co zechce. Nie było dobrego wyjścia, każdy kolejny dzień byłby dla mnie czekaniem na nieuniknioną egzekucję. Po długich rozmyślaniach postanowiłam uciec, musiałam tylko uśpić jakoś czujność Pawła i przeczekać poszukiwania ojca.

Ze snu wyrwał mnie dziwny hałas, jakby głośna rozmowa, usiadłam na łóżku, ale zanim zapaliłam lampkę do pokoju z impetem wbiegł Niko, zamarłam, bo już wiedziałam, co się święci.

— Tu jest ta szmata! — krzyknął i po chwili w progu stanął mój ojciec.

Najdziwniejsze było to, że nie bałam się o siebie, rozglądałam się za Pawłem, ale nigdzie go nie było. Ojciec jednym skokiem był już przy mnie, uderzył mnie z całej siły w twarz, a potem znowu i jeszcze raz, i jeszcze, po czwartym uderzyłam policzkiem w ramę łóżka i upadłam na podłogę. Ojciec chwycił mocno mój nadgarstek i bez litości ciągnął po podłodze w stronę wyjścia, nie płakałam, nie krzyczałam, szukałam Pawła, musiał gdzieś tu być. Ojciec zawlekł mnie do kuchni i zobaczyłam jak kilku wielkich facetów okłada leżącego na podłodze chłopaka, wiedziałam od razu kim jest. Zaczęłam się szarpać i wyrywać z uścisku za co dostałam kopniaka w żebra. Twarz chłopaka ociekała już krwią, a jego ciało bezwładnie kołysało się od kolejnych uderzeń. Nie mogłam sobie podarować, że to przeze mnie. Łapałam się wszystkiego, czego mogłam, żeby się zatrzymać i móc go przeprosić, ale bracia chwycili mnie za obie ręce i wynieśli z domu. Będąc przed domem słyszałam jak go biją i jedyne, czego chciałam, to umrzeć, nie umiałabym spojrzeć mu w oczy…

W domu czekała mnie moja kara, ojciec bił mnie skórzanym pasem tak długo, aż straciłam czucie, skóra na moich plecach była pocięta do krwi, a ślady od klamry miałam na nogach i rękach. Kiedy już nie miałam siły się poruszyć zostawił mnie w mojej komórce i wyszedł. Dławiłam się krwią spływającą mi do gardła, a przed oczami wciąż miałam Pawła, prosiłam, żeby dał mi odejść nie bez powodu, czułam, że tak się to skończy. Otarłam dłonią spływające łzy pomieszane z krwią i zawyłam z rozpaczy, wiedziałam, że ojciec nie da mi umrzeć, będzie się teraz nade mną pastwił, ale to nic, ja wszystko zniosę, muszę przeprosić Pawła, chociaż na jego miejscu nie chciałabym się do mnie zbliżać.

Obudził mnie nieopisany ból całego ciała, nie byłam w stanie się podnieść, a musiałam iść przygotować śniadanie. Ostatkiem siły podniosłam się z pryczy i opuściłam stopy na podłogę, była przyjemnie chłodna, spojrzałam na swoje nogi i zamarłam, były całe sine. Nie mogłam wsunąć stóp w buty, bo były tak opuchnięte, trudno, chciałam wstać, ale tylko się zachwiałam i usiadłam z powrotem.

— Dalej Marika — powiedziałam sama do siebie, ale kiedy tylko się podniosłam rąbnęłam jak długa na betonową podłogę.

Nie miałam siły, nie mogłam i, choćbym chciała, to nie dałabym rady wstać do pracy. Znów odpłynęłam, widząc przed sobą uśmiechnięte oczy swojego jedynego przyjaciela. On jeden darzył mnie jakimś dobrym uczuciem, a przeze mnie spotkał go taki los.

Skrzypnięcie drzwi wyrwało mnie ze snu, ale nawet nie drgnęłam, było mi już wszystko jedno kto przyszedł i po co. Zaskoczona poczułam delikatne dłonie na twarzy i uchyliłam powieki.

— Boże co on ci zrobił — Maja szepnęła tak cicho, że ledwo ją zrozumiałam.

— Idź stąd, nie może cię tu zobaczyć — spojrzałam przerażona w stronę drzwi.

— Wszyscy trzej gdzieś pojechali, mamy parę minut — mruknęła i pomogła mi wstać z podłogi.

— Wiesz, co z Pawłem? — odważyłam się spytać.

— Nie wiem — szepnęła — ojciec zakazał mi wychodzić i wybacz, ale go posłucham.

— Wiem, bardzo dobrze. Ja jutro będę mogła już wstać to sama postaram się czegoś dowiedzieć, a teraz idź już — odepchnęłam ją od siebie, bo nie chciałam, żeby skończyła jak ja.

Przespałam prawie cały dzień i dziwiłam się, że nikt do mnie nie zaglądał, chociaż słyszałam głosy braci i ojca. Dopiero w środku nocy przyszła Maja. Cicho usiadła obok mnie, ale milczała, w jej oczach były łzy i aż bałam się zapytać co jej zrobili.

— Kochana moja, nie płacz — objęłam ją tyle, ile mogłam i przytuliłam — przepraszam, gdybym mogła wstać to na mnie by się wyżywali.

— To nie o to chodzi — mruknęła i otarła łzy z policzków — nic mi nie zrobili, tylko krzyczą.

— To czemu płaczesz?

— Ten chłopak, u którego cię znaleźli… — wstrzymała oddech i opuściła wzrok — nie żyje…

Rozdział 3

Wstrzymałam oddech i jedyne, co do mnie docierało, to dźwięk uderzeń własnego serca. Nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć w to, co przekazała mi siostra. Łudziłam się, że to kłamstwo, żebym nie chciała się z nim więcej spotykać, a jednak czerwone od płaczu oczy Mai zdradzały prawdę.

Moje wargi zaczynały drżeć, a ja wybuchłam płaczem, Majka wtuliła mnie w swoje ciało i lekko kołysała, ale ja nie umiałam się uspokoić, to była najgorsza rzecz, jaka mogła mnie spotkać. Już druga osoba straciła przeze mnie życie, teraz kolej na mnie, nie będę umiała żyć ze świadomością, że jestem mordercą, to ponad moje siły.

— Kto ci o tym powiedział? — szepnęłam.

— Pani Sofia — Maja odwróciła się lekko, spoglądając na drzwi — jakiś jego znajomy znalazł go w jego domu.

— Zakatowali go — szlochałam, wspominając ostatni obraz, jaki pamiętałam z tamtego dnia — i za co? Bo mi pomógł?

— Kochanie, nawet nie wiesz jak mi przykro — ułożyła mnie delikatnie na kocu i okryła — będę zaglądać jak ich nie będzie.

— Nie rób tego — pokręciłam głową — Maja uciekaj stąd póki możesz.

Widziałam, jak zaciska szczęki, powstrzymując płacz i doskonale wiedziałam, że tego nie zrobi, dokładnie jak ja. Cicho wyszła z komórki, a ja do rana wracałam wspomnieniami do Pawła, do jego delikatnego dotyku, do ciepłego oddechu, który zostawiał na mojej szyi. Do ślicznych, ciemnych oczu, które mrużył, kiedy mnie słuchał. Płakałam co chwilę, nie potrafiąc opanować wzruszenia i żalu, jaki miałam do całego świata, a przede wszystkim do siebie samej.

Nie wiem która była godzina, kiedy się obudziłam, ale z pewnością było po południu. Głowa wciąż bardzo mnie bolała, a rany na skórze nie pozwalały mi spokojnie ani leżeć, ani siedzieć. Jak dotąd nikt do mnie nie przychodził, a to nie było normalne, wiedziałam, że ojciec tak łatwo mi nie odpuści i prędzej czy później znów dostanę parę razy za to, co zrobiłam. Tym razem sama tego chciałam, powinnam odpokutować śmierć niewinnego człowieka. Słyszałam głosy na podwórku, jak ojciec krzyczał na Maję, ale nie byłam w stanie podnieść się z pryczy, bo oprócz niemiłosiernego bólu byłam bardzo głodna. Dopiero w nocy drzwi komórki skrzypnęły i zobaczyłam w nich siostrę z niedużą miską w rękach.

— Ojciec kazał przynieść ci jedzenie — mruknęła, ale uciekała wzrokiem.

— Nie kłam, wiem, że to ty sama — powiedzialam trochę zła, a trochę rozżalona — spójrz na mnie.

Maja chwilę siedziała bokiem do mnie, w końcu odwróciła twarz, a ja dostrzegłam zadrapanie na jej opalonym, lekko piegowatym policzku.

— Który to? — spytałam nadzwyczajnie spokojnie, co mnie samą zaskoczyło.

— Denis — szepnęła, ocierając łzę.

— Za co?

Nie odpowiedziała, wzruszyła ramionami i podała mi naczynie z zupą. Zaczęłam łapczywie jeść, nie zwracając uwagi na siostrę, dopiero po kilku łyżkach zwolniłam tempo i znów spojrzałam na Maję, czułam, że jest coś jeszcze, ale nie chciałam w to wchodzić, wiedziałam, że siostra też obwinia mnie o wszystko, co dzieje się w naszym domu, więc jakiekolwiek szukanie w niej wsparcia nie miało sensu. Zresztą było mi wszystko jedno, co działo się wokół mnie. Kiedy skończyłam jeść, Majka bez słowa zabrała ode mnie miskę i podeszła do drzwi, w ostatnim momencie odwróciła do mnie twarz i spojrzała pod nogi.

— To, co się stało z tym chłopakiem… — zawiesiła głos, a mnie samo wspomnienie Pawła bardzo bolało — to moja wina. Przepraszam — westchnęła, a ja zesztywniałam z przerażenia.

Patrzyłam w jej ciemne oczy i nie wiedziałam, co zrobić, to nie działo się naprawdę.

— Majuś co ty mówisz? — pytałam drżącym głosem, bo czułam się jeszcze gorzej, niż przed chwilą.

Dziewczyna podbiegła do mnie i klęknęła tuż przy moim łóżku, w sekundę zalana była łzami, a ja płakałam razem z nią.

— Widziałam, jak wynosił cię z domu — nie przestawała szlochać — potem ojciec wpadł wściekły i cię szukał. Milczałam, bo chciałam cię chronić i spodziewałam się, że zaraz wrócisz do domu, ale jak nie wróciłaś na noc, to wiedziałam, że wyrwałaś się z tego koszmaru, a ja będę tu tkwić — zaczynała krzyczeć, a ja wstrzymałam powietrze, czekając co dalej — Tak bardzo ci zazdrościłam…

Jej szept dudnił mi w głowie, a ja nie umiałam zareagować.

— I co było dalej? — spytałam, choć bałam się słuchać odpowiedzi.

— To ja podpowiedziałam ojcu, gdzie ma cię szukać — szepnęła, odwracając wzrok — wiedziałam, że będzie awantura i że cię stamtąd przyciągnie siłą, ale nie sądziłam, że jest zdolny zabić. Wybacz mi…

Patrzyłam w jej zapłakane oczy i niczego nie czułam, pierwszy raz w życiu byłam tak obojętna na jej łzy, to nie była jej wina, a jednak miałam do niej żal, nie umiałam jej tego ani wybaczyć, ani zrozumieć. W jednej sekundzie dotarło do mnie, że nawet dla niej jestem tylko popychadłem i nic nieznaczącym śmieciem. Mój świat się zawalił, wierzyłam, że chociaż ona będzie moim wsparciem, ale przeliczyłam się.

— Idź już — szepnęłam i z cichym jękiem przekręciłam się na bok plecami do niej.

Czułam jej wzrok na sobie, ale nie reagowałam, nie potrafiłam się przełamać. Po kilku minutach usłyszałam jak wstaje z podłogi i wychodzi. Dopiero teraz mogłam dać upust emocjom i się rozpłakałam. Chciałam stamtąd uciec, schować się gdzieś i spokojnie umrzeć, ale miałam zbyt mało siły, żeby wyjść nawet poza własne podwórko, nie mówiąc już o jakiejkolwiek ucieczce.

Poranek był dla mnie zaskoczeniem, co prawda nie wiem, kto wszystko przygotował i kiedy, ale zanim otworzyłam oczy poczułam zapach jedzenia, poderwałam się z bólem i spojrzałam na kilka kanapek ułożonych na desce. Obok stała szklanka z herbatą, a kawałek dalej na podłodze była miednica z wodą, a obok ręcznik i kostka mydła. Mimo wszystko uśmiechnęłam się na ten widok, najwyraźniej komuś jeszcze zależało na tym, żebym nie zdechła z głodu. Zanim się umyłam pochłonęłam szybko wszystkie kanapki i popiłam gorzką herbatą, która dziś wyjątkowo mi smakowała. Po śniadaniu podniosłam się z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do miski z wodą, była jeszcze ciepła, więc ktoś ją tu wstawił nie tak dawno, nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo, nabrałam wodę w dłonie i umyłam obolałą twarz, poczułam ulgę, zmywając z siebie resztki zaschniętej krwi i kurz. Powoli zdjęłam z siebie bluzkę, która okropnie drapała rany na plecach i ostrożnie umyłam ręce, dekolt i brzuch, o umyciu pleców nie miałam co marzyć. Okryłam się ręcznikiem i zanurzyłam stopy w misce, wciąż były opuchnięte, ale dawałam radę zrobić kilka kroków. Wciąż byłam bardzo słaba, chciałam podnieść się z podłogi, ale nie dałam już rady, nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a w uszach słyszałam nieprzyjemny pisk. Chyba odpłynęłam, bo pamiętam tylko wpatrzone we mnie ciemne oczy mojego zmarłego wybawcy. Uśmiechał się do mnie tak samo łagodnie jak wtedy, kiedy u niego byłam, jego zmrużone powieki wciąż tak samo kojąco na mnie działały, a oddech wręcz czułam na skórze, wziął mnie na ręce i przełożył na moją pryczę, nie chciałam go tracić, wyciągnęłam bezsilnie dłoń, żeby móc go objąć, ale okrył mnie kocem i rozpłynął się w powietrzu. Nie chciałam się budzić, chciałam zasnąć na zawsze, żeby móc być przy nim, czy ja się w nim zakochałam? To możliwe po jednym dniu znajomości? Czy to zwykła wdzięczność i wyrzuty sumienia, że zginął przeze mnie? Nieważne, ważne, że pojawiał się przy mnie, choćby jako przywidzenie i senne marzenie.

Kiedy się obudziłam poczułam na sobie palący wzrok pełen nienawiści, to był ojciec i niestety to nie był sen, już wiedziałam, jak jego wizyta się skończy. Poderwałam się z podłogi i skuliłam, obejmując nogi rękami, każda część mojego zbolałego ciała zaczynała powoli dygotać, a każda minuta czekania na karę dłużyła się w nieskończoność.

— Mówiłem, że nie będę tolerował kurewstwa — warknął, ale nie podszedł bliżej, wciąż stał oparty o ścianę — nie posłuchałaś i poniesiesz tego konsekwencje.

Nie odpowiedziałam, wiedziałam doskonale, że ani nie czeka na moją odpowiedź, ani się z nią nie liczy.

— Powinienem cię zatłuc, jak tego twojego kochasia — na samo wspomnienie Pawła łzy napłynęły mi do oczu, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać — zszargałaś dobre imię naszej rodziny! Nigdy nie było w naszej rodzinie dziwek, ale ty to zmieniłaś, Maja pewnie męża też już nie znajdzie! Wszystko przez ciebie suko!

Wiedziałam, że tak się to skończy, podbiegł do mnie i uderzył mnie w twarz, skóra paliła mnie jak ogniem, ale było mi to obojętne, mógł mnie teraz zabić, a ja pierwszy raz byłabym mu za to wdzięczna. Podniosłam na niego wzrok i w myślach błagałam, żeby skrócił moje cierpienia i po prostu pozbawił mnie życia. Tego jednego teraz pragnęłam, ojciec z obrzydzeniem na mnie patrzył, ale nie powtórzył ciosu, wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami i przekręcając klucz w zamku. Jęcząc z bólu podniosłam sie z podłogi i opadłam bez siły na materac, długo płakałam, zanim znów zasnęłam, ale tym razem nikt nie pojawił się w moim śnie.

Dni mijały mi nadzwyczajnie spokojnie i bezboleśnie, ojciec już do mnie nie przychodził, zresztą nikt tego nie robił. Co dzień rano znajdywałam przy łóżku kilka kanapek, a wieczorem miskę zupy pod drzwiami. Nie wiem, kto mi to przynosił i kiedy, bo ile razy nie starałabym się pilnować drzwi, tyle razy jedzenie pojawiało się niepostrzeżenie. Domyślałam się, że to moja siostra, ale wciąż nie umiałabym spojrzeć jej bez żalu w oczy.

Moje rany zaczynały się powoli goić, a siniaki przybrały już zielonożółty odcień. W sumie odkąd byłam zamknięta żyło mi się lepiej, dawno tyle nie jadłam i nie spałam, w zasadzie to nawet nie wiedziałam, ile czasu jestem zamknięta, bo wciąż leżałam na łóżku, z toalety korzystałam w nocy, kiedy wszyscy spali, bo nie chciałam narażać się na spotkanie ojca lub braci.

Patrzyłam na świat przez szpary między deskami ścian i przez maleńkie okienko pod sufitem. Maja zamiast mnie zajmowała się teraz domem, ogródkiem i kaczkami. Było mi jej żal, bo nigdy tak ciężko nie pracowała i na pewno była już bardzo zmęczona, a ja siedziałam zamknięta i nie mogłam jej pomóc. Mogłam już pracować, dobrze się czułam i spokojnie mogłam wrócić do swoich obowiązków, jednak nikt nie chciał mnie wypuścić.

Kolejny dzień przyniósł zmiany, o świcie przyszła moja siostra i nie patrząc mi w oczy stanęła obok mnie.

— Ojciec cię woła — mruknęła i od razu wyszła.

Pięknie, znów się zacznie, szybko się ogarnęłam i wyszłam na dwór, mimo bardzo wczesnej pory było ciepło, głęboko zaciągnęłam świeże powietrze i rozkoszowałam się śpiewem ptaków. Głośne chrząknięcie Mai mnie ocknęło i przypomniałam sobie o ojcu. Kiedy weszłam do kuchni, ojciec siedział przy stole z kubkiem kawy i nawet na mnie nie patrzył. Stałam przed nim jak skazaniec czekający na egzekucję i milczałam.

— Nie będę przypominał, jaką hańbą okryłaś nasze nazwisko — warknął — i nie obchodzi mnie co dalej się z tobą stanie.

Nie bardzo go rozumiałam, ale iskierka nadziei pojawiła się w moim sercu na myśl, że wyrzuci mnie z domu, a to oznaczałoby wolność.

— Wśród ludzi i tak jesteśmy już skończoną patologią i nie da się tego naprawić — mówił bez emocji i nadal na mnie nie patrzył — jednak będę litościwym ojcem, chociaż suko na to nie zasługujesz — podniósł lekko głos, ale szybko odpuścił — i nie dam zginąć ci z głodu.

To było dla mnie coś nowego, nie zgadzałam się z nim, bo nie uważałam, że zrobiłam coś złego, ale ciekawiło mnie co zamierza dalej zrobić.

— Maja! — krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam, a w ciągu sekundy siostra stała już obok niego — daj tej kurwie swoje najlepsze ubrania i buty.

— Ojcze… — szepnęła, prawie płacząc i od razu dostała w twarz.

— Powiedziałem coś! Spakuj kilka najlepszych ubrań i ogarnij ją jakoś, żeby nie wyglądała jak ostatni łach! Za godzinę ma być gotowa! — warknął i uderzył dłonią w stół.

— Tak — Maja szepnęła, pochylając głowę i obie czekałyśmy, aż ojciec wyjdzie.

Kiedy znalazłyśmy się w pokoju, siostra patrzyła na mnie z żalem i chyba z zazdrością, a ja nadal nie wiedziałam, o co chodzi.

— Sama się pakuj — warknęła, rzucając mi małą torbę podróżną.

— Maja co tu się dzieje do cholery? — nie miałam już siły na tę niepewność.

— Wyrażaj się gówniaro! — patrzyła na mnie ze łzami w oczach — puściłaś się z tym gościem i dostajesz jeszcze za to nagrodę.

— Z nikim się nie puściłam, uwierz mi — płakałam — jaką nagrodę?

— Wyrwiesz się z tego gówna, a ja zostanę tu za ciebie!

— Skąd wiesz, co mnie czeka?

— Nie wiem! — krzyknęła i spojrzała na drzwi — a będzie ci gdzieś gorzej, niż tutaj? Zastanów się! Gdzie byś nie trafiła, to na pewno będzie ci lepiej…

Miała trochę racji, ale co miałam zrobić? Upychałam w torbie rzeczy, które mi podawała i po niecałej godzinie ubrana w jasnoniebieską spódnicę sięgającą do kostek i czerwoną bluzkę z długim rękawem byłam gotowa do wyjścia nie wiadomo dokąd.

Ojciec czekał już na mnie przed domem, bez słowa zmierzył mnie wzrokiem i pokręcił z niesmakiem głową, nie wiem, czego się spodziewał, ale starałam się wyglądać jak najlepiej. Wsiadłam do auta i poczułam się wyjątkowo, bo pierwszy raz nim jechałam, do tej pory nawet zbliżyć się do niego nie mogłam. To nie był nowy samochód, ale na nasze warunki to i tak był całkiem niezły. Siedziałam z tyłu i nawet się nie rozglądałam, czekałam dokąd dojedziemy, miałam nadzieję, że odda mnie do jakiejś szkoły, chciałam się uczyć. Kiedy się zatrzymaliśmy, od razu wysiadłam i chwyciłam swoją torbę, nie znałam tego miejsca, szłam za ojcem między ludźmi i z każdym krokiem bałam się bardziej, pierwszy raz widziałam takie tłumy, miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i widzą we mnie morderczynię, dygotałam w środku, czując, że zaraz się rozpłaczę. Nagle ojciec szarpnął mnie za rękaw i pociągnął do niewielkiego budynku, w środku stało kilka krzeseł, a na kilku innych siedzieli mężczyźni i kobiety. Wszyscy odwrócili się w moją stronę, a z drugiej strony sali podszedł do nas wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Przestraszyłam się na jego widok, bo wyglądał dość groźnie, minął mnie i od razu odciągnął ojca na bok. Nie słyszałam ich rozmowy, ale co chwilę któryś z nich na mnie spoglądał. Stałam jak kołek na środku sali, a po chwili kilku starych facetów podeszło do mnie i zaczęli mnie oglądać, jakbym była na sprzedaż, starałam się od nich odsunąć, ale nie pozwalali mi na to i zaczynali dotykać, łzy leciały mi z oczu i kiedy traciłam nadzieję na ratunek, za moimi plecami rozległ się niski, lekko ochrypnięty głos.

— Łapy przy sobie panowie, bo odstrzelę!

Obejrzałam się za siebie i wbiłam wzrok w zielone oczy chłopaka, z którym przed chwilą gadał ojciec.

— Igor, no co ty — jeden z facetów obleśnie się zaśmiał i wyciągnął do mnie rękę.

Chłopak bez zastanowienia wyciągnął pistolet i przystawił facetowi do głowy, a ja zacisnęłam powieki, nie chcąc na to patrzeć.

— Powiedziałem łapy! — warknął groźnie — jest moja.

Zamarłam, co on powiedział? Otworzyłam oczy i spojrzałam niepewnie na chłopaka, a potem na ojca, który trzymał w ręce plik pieniędzy. Po chwili podniósł na mnie swój pełen pogardy wzrok.

— Sprzedałem cię, przynajmniej taki pożytek z ciebie będzie — mruknął od niechcenia, a ja poczułam jak ktoś chwyta mnie za łokieć i ciągnie za sobą, ale nie odwracałam wzroku od ojca, który wciąż stał w tym samym miejscu i liczył pieniądze.

Rozdział 4

Facet prowadził mnie między wpatrzonymi we mnie obcymi ludźmi, a ja mimo wszystko w każdych oczach szukałam ratunku. Nie wiem, czy ja tak źle wyglądałam, czy mój nowy właściciel tak groźnie, ale co chwilę ktoś na nas spoglądał i odwracał wzrok, to nie wróżyło niczego dobrego, choć dla mnie nie miało to już znaczenia, starałam się wierzyć, że tam, dokąd jadę będzie mi lepiej. Wyszliśmy poza plac targowiska, podchodząc do ślicznego, srebrnego auta. Nigdy czegoś takiego nie widziałam, w sumie to rzadko widywałam samochody. Ten był wyjątkowy, wielki, elegancki i chyba nowiutki, drobinki na lakierze mieniły się w słońcu, a ja wpatrywałam się w to cudo jak urzeczona, jedno było pewne kosztował majątek. Chłopak wyjął z kieszeni małe urządzenie i nacisnął guzik, w tym samym momencie światła w aucie zamrugały, a ja uśmiechnęłam się jak mała dziewczynka. Chłopak spojrzał na mnie litościwie i próbował wyjąć mi torbę z ręki, odskoczyłam w nerwach, ale on nie bardzo reagował na moje odruchy. Szarpnął torbę i wrzucił ją na tył auta, chciałam usiąść, ale zamknął mi drzwi przed nosem i otworzył te z przodu. Nie wiedziałam, jak się zachować, odruchowo rozejrzałam się wokoło, sądząc, że to nie ja mam tam usiąść. Nagle chłopak położył dłoń na moich plecach i lekko popchnął mnie w stronę otwartych drzwi.

— Zapraszam — mruknął i podał mi dłoń, pomagając wsiąść.

To jakiś sen, nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę, nic nie rozumiałam z tego, co działo się wokół mnie i bałam się coraz bardziej. Patrzyłam jak facet okrąża wóz i siada za kierownicą, uruchomił silnik, ale nie ruszył z miejsca.

— Pasy — warknął, aż podskoczyłam.

Wyciągnęłam rękę i szarpnęłam pas, który po chwili się zatrzymał, przerażona szarpałam się ze łzami w oczach, zepsułam, na pewno coś zepsułam! Pociągnęłam pasem jeszcze kilka razy, ale nie wyjeżdżał dalej. Mało się nie rozpłakałam, kiedy facet z szerokim uśmiechem pochylił się w moją stronę i poluźnił mój pas. Był tak blisko mnie, że czułam jego ciepły zapach, ładnie pachniał. Wpatrywałam się w jego duże oczy z nieukrywanym strachem, ale tylko się śmiał, nawet nie zauważyłam, kiedy wyciągnął płynnie pas i wpiął klamrę w zamek.

Jechaliśmy w ciszy, kompletnej ciszy, bo nawet silnika nie było słychać. Ja bałam się odezwać, a mój towarzysz nawet nie zwracał uwagi na to, że tam byłam.

— No pytaj — mruknął, a ja się spięłam ze strachu.

Chwilę milczałam, ale w końcu odważyłam się odezwać.

— Czemu pan to zrobił? Jest pan… — urwałam nagle.

— Jaki?

— Może mieć pan każdą dziewczynę, po co ja panu? — szepnęłam i otarłam z policzka łzę.

Chłopak parsknął śmiechem i pokręcił głową.

— Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? — popatrzył na mnie z pogardą, dokładnie tak, jak patrzył na mnie ojciec.

— Przepraszam pana — mruknęłam i opuściłam głowę.

Jechaliśmy dość długo, ale samochód był bardzo wygodny, więc podróż nie męczyła, bardziej męczyła mnie niepewność mojej przyszłości, zwłaszcza że pan kierowca niewiele chciał mi powiedzieć.

— Nie kupiłem ciebie dla siebie — odezwał się w końcu — ja tylko za ciebie zapłaciłem. Po co mi dziewczyna? Świat jest pełen dziwek, które za kasę zrobią wszystko, na co mi panna?

— Przepraszam, myślałam… nie chciałam pana urazić — skubałam mankiet bluzki i nawet nie podnosiłam na niego wzroku.

Kiedy nasza podróż dobiegła końca, spojrzałam w przednią szybę i wstrzymałam oddech, dom, który widziałam przez otwierającą się bramę był ogromny i piękny, to był istny pałac. Wokoło było mnóstwo zieleni, po podwórzu biegało stado psów, a na każdym rogu stał facet z bronią i w tym wszystkim ja. Podjechaliśmy samochodem pod same drzwi willi i, zanim zdążyłam odpiąć pas, ktoś otworzył drzwi i podał mi rękę, źle się czułam, będąc tak obsługiwana, bo nie znałam dotąd takiego zachowania. Bez pomocy wysiadłam z auta i znów ciągnięta za łokieć zostałam poprowadzona do wnętrza.

W najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie czegoś tak pięknego, wszędzie było czysto i pachnąco, podłogi lśniły tak, że można było się w nich przeglądać jak w lustrze, wielkie okna udekorowane śnieżnobiałymi firankami wpuszczały dużo światła, a lustra na ścianach dodawały jeszcze więcej blasku. I znów nie widziałam tutaj siebie, bo niby po co i do czego? Nie pasowałam tutaj, a jednak nadal nikt mi nic nie mówił. Facet poprowadził mnie schodami na piętro, a później długim korytarzem prawie na sam koniec domu. Otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się duży, jasny pokój, w którym stały trzy łóżka, na dwóch z nich siedziały jakieś dziewczyny, obie spojrzały na mnie jak na dziwowisko i wcale się nie dziwię, porównując moje ubrania z ich, to wyglądałam, jakby mnie ze śmietnika wyciągnęli. Zawstydzona obejrzałam się na mojego przewodnika, ale kolejny raz miał mnie gdzieś. Bez słowa rzucił moją torbę na wolne łóżko i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie na pastwę losu i wpatrzonych we mnie dziewczyn.

Kiedy tylko kroki za drzwiami ucichły, obie wybuchły śmiechem, było mi strasznie wstyd, chciałam uciec, ale wiedziałam, że to na nic. Usiadłam na łóżku i starałam się powstrzymać łzy.

— Te, lalunia — odezwała się jedna z dziewczyn i rzuciła we mnie poduszką — w tym stroju raczej go nie rozpalisz.

Znów obie parsknęły śmiechem, a ja zaczynałam się rozpadać na kawałki. Ich śmiech nie ustawał, aż w końcu nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem, dziewczyny nagle spoważniały, a jedna z nich kucnęła obok mojego łóżka.

— Ej, laska no co ty — gładziła mnie po głowie — to takie żarty, nie ma co się tak przejmować. Skąd się tu wzięłaś? Sama się zgłosiłaś?

Pokręciłam przecząco głową i jeszcze bardziej się rozwyłam na wspomnienie ojca liczącego za mnie kasę.

— Daria — dziewczyna zwróciła się do koleżanki — daj coś na nerwy.

W mgnieniu oka dziewczyna wyciągnęła spod łóżka butelkę i mi ją podała. Niepewnie popatrzyłam na obie dziewczyny, ale tylko się uśmiechnęły.

— Spokojnie, musimy sobie jakoś pomagać nie? Violka jestem, pij, stary będzie dopiero jutro, więc dziś cię do siebie nie wezwie — dziewczyna wcisnęła mi butelkę w rękę, a ja od razu upiłam dwa łyki.

Skrzywiłam się, bo pierwszy raz miałam w ustach alkohol, przełyk trochę mnie szczypał, ale szybko mi przeszło.

— No to mów, skąd cię przywiało?

Wzruszyłam ramionami i znów wzięłam łyk.

— Ojciec mnie sprzedał — pociągnęłam nosem — nie wiem po co, nie wiem komu.

— Nieźle — tym razem odezwała się Daria — ile masz lat?

— Niedługo dziewiętnaście — posłusznie odpowiadałam w nadziei, że dowiem się jakichś konkretów.

— Dziewica?

Zawstydzona przytaknęłam głową, bo nie wiedziałam, jaka odpowiedź w tej sytuacji jest tą lepszą. Dziewczyny ze zrozumieniem popatrzyły na siebie i już wiedziałam, że domyślają się, o co w tym chodzi, ja nadal się łudziłam, że to sen i obudzę się na swojej pryczy w komórce na opał. Zanim zdążyłam się odezwać, zadzwonił dzwonek i obie dziewczyny poderwały się na równe nogi i opuściły pokój. Ja zostałam, nie wiedząc co mnie czeka.

Dziewczyny przyszły dopiero wieczorem i przyniosły ze sobą kolację, jedzenie było pyszne i pod dostatkiem, dziwiło mnie to, jak wszystko tutaj. Na nowo budziła się we mnie wiara, że tu będzie mi lepiej, dziewczyny nie wyglądały na zaniedbane pod żadnym względem, miały ładne ubrania, były czyste, pachnące i umalowane. Na ich mocno odsłoniętych ciałach nie było śladów siniaków, czy zadrapań, więc może i ja mogłabym tu żyć w spokoju i z dala od przemocy. Niestety, każde moje pytanie, co tu robią i do czego będę ja kończyło się na niczym, żadna nie chciała nic mówić, zasłaniając się zakazem rozmów na takie tematy. Wszystkiego miałam się dowiedzieć następnego dnia od swojego nowego właściciela.

We śnie odwiedził mnie Paweł, kolejny raz jego oczy się do mnie uśmiechały, a ja tak strasznie tęskniłam za jego ciepłem i dobrocią. Czułam na sobie jego dotyk i bezdźwięcznie wzdychałam, kiedy jego dłoń dotykała mojej nagiej skóry. Rozmarzona uchyliłam powieki i zamarłam, czując czyjąś dłoń na swoim ciele, szybko poderwałam się na łóżku i zobaczyłam nad sobą wielkiego faceta z blizną na policzku. Odruchowo rozejrzałam się za dziewczynami, ale nie było ich w łóżkach, chciałam się obudzić, to nie mogło dziać się naprawdę. Chciałam krzyknąć, ale facet zasłonił mi usta dłonią i przycisnął mnie do poduszki tak mocno, że nie byłam w stanie się poruszyć. Szarpałam się, starając się uwolnić, ale kiepsko mi szło, facet był zdecydowanie silniejszy, a ja nie miałam wprawy w samoobronie. Kopałam na oślep, ale z marnym skutkiem, facet drugą rękę włożył pod kołdrę i wsuwał pod moją koszulkę, najpierw delikatnie masował mój brzuch, a potem z całej siły ścisnął moją pierś, zawyłam z bólu i próbowałam się wyswobodzić, ale on nie odpuszczał, gniótł moje piersi, a po chwili ściskał w palcach sutki, płakałam z bólu i strachu. Machałam rękami, próbując go od siebie odepchnąć, ale w ogóle nie zwracał na to uwagi, w końcu klęknął nade mną okrakiem i z obleśnym uśmiechem zaczął oblizywać swoje wargi, czułam mdłości na samo wyobrażenie, co może mi zrobić. Facet jednym ruchem złapał moje ręce i wcisnął twarz w moją szyję, lizał mnie i ślinił, a ja traciłam już siły, powoli schodził coraz niżej, zaczął ssać moje sutki i gryźć je zachłannie i boleśnie. Już się nie wyrywałam, nie miałam na to siły, czekałam, aż skończy, bo tylko to mi zostało.

— Grzeczna — warknął, kiedy przestałam wierzgać i zabrał się z powrotem za lizanie mojego ciała — uwierz dobrze ci będzie mała dziwko.

Chciałam umrzeć. W końcu puścił moje ręce, ale mimo moich starań nie zszedł ze mnie, bawił się moimi piersiami, a ręką wędrował w dół mojego ciała, to była najstraszniejsza rzecz, jaką mogłam przeżyć, zaciskałam nogi, bo nie wyobrażałam sobie, żeby mógł tam wejść, ale nawet nie próbował, pocierał palcami moje krocze i warczał tak obrzydliwie, że miałam ochotę wymiotować, upajał się moim ciałem i moim cierpieniem. Słyszałam już tylko swój nierówny oddech i jego mlaskanie, ale nie wiedziałam, że jeszcze sporo przede mną. Jednym ruchem rozpiął swoje spodnie i wyciągnął z nich swoją męskość. Z obrzydzeniem zacisnęłam powieki i drżałam z przerażenia.

— Patrz kurwo! — warknął i szarpnął moją głową.

Otworzyłam oczy, a on zaczął robić sobie dobrze, myślałam, że zwymiotuję, jego ręka szybko poruszała się po przyrodzeniu, a ja płakałam z wciąż zaciśniętymi ustami. Nie chciałam na to patrzeć, ale, kiedy tylko odwracałam wzrok szarpał mnie i jeszcze bardziej do siebie przybliżał, to było obrzydliwe, facet jęczał i sapał tak głośno, że na pewno ktoś to słyszał, ale nikt nie chciał mi pomóc. Dyszenie tego faceta było coraz szybsze, a ja czekałam, aż mnie wypuści, niespodziewanie zabrał dłoń z moich ust i złapał za pierś. Wykorzystując okazję zaczęłam krzyczeć, ale on nie reagował, po chwili poczułam jak na mój brzuch wylewa się jego nasienie. Facet wciąż jęczał, a ja wierzgałam, próbując zrzucić go z siebie.

Nagle do pokoju wpadł Igor, odetchnęłam z ulgą, wierząc, że mi pomoże, ale on spokojnie podszedł do gościa i szturchnął go w ramię.

— Ruszyłeś ją? — spytał bez emocji.

— Żartujesz? — facet się wyszczerzył i wskazał głową na mój mokry od spermy brzuch.

— Wypad — warknął do faceta i kiwnął głową w stronę drzwi.

Zapłakana wbiłam wzrok w oczy chłopaka i czekałam na jego reakcję, ale popatrzył na mnie z litością, a może obrzydzeniem i wyszedł.

Na drżących nogach zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki, bałam się na siebie patrzeć, jednak czułam jak po mojej skórze spływają stróżki nasienia. Zanim się wytarłam padłam na kolana przed sedesem, wymiociny płynęły ze mnie bez ustanku, a ja czułam się upokorzona, brudna i zgwałcona. Mimo tego, że nie naruszył mojego ciała brzydziłam się siebie. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic, szybko się umyłam i ubrałam świeżą piżamę. Bałam się wrócić do łóżka, bałam się, że on tam wróci albo że przyjdzie ktoś inny, dlaczego on mi to zrobił, czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie? Miało być mi tu lepiej i co? I nic, znów będę na usługi innych, tym razem na usługi seksualne.

Usiadłam na zimnej podłodze w łazience i podkuliłam nogi, to ponad moje siły, oplotłam ciało rękami i oparłam czoło o kolana, chciałam, żeby ten koszmar się skończył…

Poczułam przyjemne kołysanie i ciepło czyjegoś ciała, szarpnęłam się, starając wyswobodzić się z uścisku.

— Cicho, śpij — usłyszałam cichy szept, był łagodny i przyjemny, uchyliłam powieki, ale nikogo przy mnie nie było, a ja leżałam w swoim łóżku.

Poranek nie należał do najmilszych, dziewczyny szczebiotały od świtu i wcale nie miałam ochoty z nimi rozmawiać, naciągnęłam kołdrę na głowę, chcąc zniknąć, ale ich śmiechy nie pozwoliły mi na spanie. Bez słowa wyszłam z łóżka i ubrałam się w spodnie i bluzkę z długim rękawem. Włosy związałam w wysoki kucyk i tyle. Nie malowałam się, w zasadzie nawet nie umiałam tego robić. Dziewczyny trochę się ze mnie podśmiewały, ale miałam to gdzieś, w duchu liczyłam, że nie będą mnie tu chcieli i wygonią mnie stąd.

Bez pukania ktoś wszedł do pokoju, wszystkie spojrzałyśmy na drzwi, w których stał Igor. Chłopak spojrzał na dziewczyny i kiwnął głową, na co one od razu wyszły.

— Idziemy — warknął do mnie i przesunął się w drzwiach tak, żebym mogła przejść.

Patrzyłam na niego z wyrzutem za dzisiejszą noc, ale nie zwracał na mnie uwagi, prowadził mnie jasnym korytarzem nie wiadomo dokąd, a z każdym kolejnym krokiem bałam się bardziej, po dzisiejszej nocy wiedziałam, czego mogę się spodziewać. W końcu zatrzymaliśmy się przed dwuskrzydłowymi, bogato zdobionymi drzwiami. Igor zapukał i nie czekając na zaproszenie otworzył je i puścił mnie przodem. W gabinecie za dużym, drewnianym biurkiem siedział około pięćdziesięcioletni mężczyzna, był łysy i gruby, jego dwudniowy zarost wyglądał niechlujnie, a kiedy się uśmiechnął w jego ustach zalśnił złoty ząb. Igor zostawił mnie przy drzwiach i wolnym krokiem ruszył do faceta.

— Żartujesz sobie? — facet się odezwał — kogoś ty mi tu przytargał?

Patrzył na mnie z oburzeniem i przeniósł wzrok na chłopaka.

Igor swobodnie podszedł do biurka i oparł się pośladkami o blat. Chwilę ze sobą rozmawiali, ale nie słyszałam co mówią. Po minucie Igor opuścił pomieszczenie, a mężczyzna zawołał mnie gestem dłoni i kazał usiąść na fotelu naprzeciwko niego.

— Nie jestem jakoś szczególnie zachwycony twoją obecnością tutaj, bo nie wyglądasz na odpowiedni materiał, ale trudno, skoro jesteś, to spełnij swoją rolę.

Milczałam, czekając na każde następne słowo.

— Rozejrzyj się — mruknął i założył ręce na piersiach — to wszystko może być twoje. Jest tylko jeden warunek, który musisz spełnić — wbił we mnie wzrok i chyba czekał na odpowiedź, ale nadal milczałam — dasz mi syna, to wszystko, czego chcę.

Rozdział 5

Wstrzymałam oddech, wierząc, że facet żartuje, ale chyba nie takiej reakcji z mojej strony się spodziewał, bo jego dłoń z hukiem opadła na blat.

— Dotarło? — prawie krzyczał, a ja bałam się nawet na niego patrzeć.

Kiwnęłam przytakująco głową i czekałam dalej, wiedziałam, że to jeszcze nie wszystko, co chce mi powiedzieć i nie myliłam się, wstał od biurka i podszedł bliżej mnie, opierając się pośladkami o blat, z bliska wyglądał jeszcze gorzej i śmierdział dymem papierosowym oraz gorzałą.

— Posłuchaj suko, bo nie mam ochoty się powtarzać — pociągnął mnie za włosy, tak żebym na niego spojrzała — potrzebuję syna i ty masz mi go dać. Masz pół roku, równe sześć miesięcy, żeby zajść ze mną, powtarzam ze mną w ciążę. Jeśli ci się to uda będziesz żyć jak królowa, a jeśli nie… — zawiesił głos, a ja zamarłam — to zobaczymy.

Puścił moje włosy i znów usiadł za biurkiem.

— Po pierwsze — znów zaczął mówić, a jego przepity, ochrypnięty głos wywoływał we mnie przykre wspomnienia — pojedziesz z Igorem na zakupy, nie możesz tak się pokazywać ludziom, a kilka razy na pewno będziesz musiała. Jutro przyjedzie lekarz… — znów wstrzymał oddech — ty w ogóle rozumiesz, co ja do ciebie mówię?

Pokiwałam tylko głową, a on podniósł szklankę z alkoholem do ust.

— Nieważne, teraz kwestia naszych kontaktów — na te słowa poczułam nieprzyjemny dreszcz na ciele — wiem, że nauka mówi, że kobieta płodna jest tylko kilka dni w ciągu cyklu, ale jakoś to do mnie nie trafia, więc będziemy to robić tak często, jak będę miał ochotę — zaczął podnosić głos, a ja coraz bardziej bałam się słuchać — nie oczekuję od ciebie niczego poza posłuszeństwem i wiernością. Nie uznam żadnego sprzeciwu w łóżku, masz ochotę jęczeć i krzyczeć to jęcz i krzycz, masz ochotę mnie ujeżdżać, ok, a jak masz ochotę leżeć jak kłoda i czekać, aż skończę, proszę bardzo mi nie zależy, ale jak usłyszę słowo nie albo zobaczę, że się ode mnie odsuwasz to spotka cię zasłużona kara. Więc od dziś zalewam cię spermą tyle, ile będę miał ochotę, a ty nie masz prawa głosu w tej sprawie, rozumiesz?

— Tak — wyszeptałam.

— Świetnie, zaciążysz i będziesz mieć wszystko, pieniądze, obsługę i wszystko, czego dusza zapragnie. Po urodzeniu będziesz mogła zostać z dzieckiem jako moja żona albo tylko jako matka mojego syna, będziesz też mogła odejść w każdej chwili, zostawiając dziecko oczywiście ze mną. Decyzja będzie należała do ciebie. Czy to jest jasne?

I co miałam mu odpowiedzieć, przecież i tak nie zależało mu na moim zdaniu ani na tym, czego chciałam, a chciałam nie być poniewierana. Teraz przez najbliższe pół roku miałam z nim sypiać? Jedyną nadzieją dla mnie było zajść w ciążę jak najszybciej i mieć to wszystko z głowy, żeby to tylko ode mnie zależało…

— Możesz iść do siebie — warknął — Igor po ciebie przyjdzie i zawiezie do sklepu. Idź, bo patrzeć na ciebie nie mogę — pokręcił głową i znów wypił alkohol ze szklanki.

Kiedy byłam już przy drzwiach odezwał się znowu.

— A i jeszcze jedno, tu jest sporo facetów — zaczął, a ja przypomniałam sobie mężczyznę z nocy — nie wtrącam się w to, co robią z dziewczynami i co będą robili z tobą, jest jeden warunek, tylko ja w ciebie wchodzę, reszty twojego ciała mogą używać jak chcą. Won!

Szarpnęłam ciężkie drzwi i prawie wybiegłam na korytarz, skuliłam się pod ścianą i prawie w głos się rozpłakałam, to nie mogła być prawda.

Nagle poczułam szturchnięcie w ramię, podniosłam zapłakany wzrok i spojrzałam we wbite we mnie zielone oczy.

— Co tu robisz? — Igor warknął, a ja znów się rozpłakałam.

— Zabij mnie błagam — szlochałam cicho i błagająco patrzyłam mu w oczy.

— Weź laska ochłoń, nie będzie tak źle — pokręcił głową i pociągnął mnie za łokieć w górę — jedziemy.

Pozwalałam się prowadzić przez dom i posłusznie wsiadłam do auta, gdzieś w środku starałam się wmawiać sobie, że to moja szansa, że to jest jakiś sposób na życie, na wolność, ale sercem czułam, że to nie będzie tak piękne, jak widać na pierwszy rzut oka.

Igor nie odzywał się do mnie całą drogę do miasta i wcale mi to nie przeszkadzało, żyłam w swoim świecie i układałam w głowie wszystkie możliwe wyjścia z tej sytuacji. Auto nagle się zatrzymało i wysiedliśmy przed ogromnym sklepem, powoli zaczynało mnie to śmieszyć, że wszystko, co dla ludzi jest całkowicie normalne mnie dziwiło, bo pierwszy raz większość rzeczy widziałam. Igor, widząc moją niepewność podszedł bliżej i dotknął moich pleców, drgnęłam, przypominając sobie jak ojciec mnie bił. Chłopak poprowadził mnie do wnętrza budynku, a ja oniemiałam na widok bogactwa, jakie tu było. Ludzie chodzili między sklepami z torbami pełnymi drogich rzeczy, na wystawach stały buty w takich cenach, że nawet mi się nie śniły takie pieniądze, wszędzie było jasno i czysto. Czułam się osaczona tłumem, jaki mnie otaczał i z przerażeniem patrzyłam w przestrzeń, która mnie wręcz pochłaniała. Nie potrafiłam zrobić kroku w przód, mimo że widziałam, jak Igor się ode mnie oddala, to było silniejsze ode mnie. Zanim się obejrzałam chłopak pociągnął mnie za rękę w stronę najbliższego sklepu i postawił mnie przed regałem, na którym stały dziesiątki ślicznych butów, patrzyłam wręcz zakochana w tym widoku i ani drgnęłam.

— Wybieraj — mruknął tuż przy moim uchu, a ja podskoczyłam — które ci się widzą?

Nikt nigdy nie pytał mnie o zdanie i nikt nigdy się ze mną nie liczył. Zaskoczona pytaniem wzruszyłam ramionami i znów spojrzałam mu w oczy, stałam jak zahipnotyzowana i wgapiałam się w soczystą zieleń jego tęczówek, nic do mnie nie mówił, nie mrugał, jakby czekał co zrobię, a ja nie umiałam się odpowiednio zachować.

— Przepraszam — westchnęłam i opuściłam wzrok na swoje podarte buty — ja nie wiem…

Chłopak bez słowa kiwnął głową w stronę ekspedientki i już po chwili młoda, ładna dziewczyna stała obok nas, wsłuchując się w każde słowo mojego towarzysza jak w wyrocznię. Jej oczy, aż płonęły na jego widok i wcale się nie dziwię, bo sama im dłużej się na niego patrzyłam, tym bardziej mi się podobał.

Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i skrzywiła lekko usta, no cóż, nie wyglądałam pewnie jak typowa klientka w tym sklepie i pewnie, gdyby Igor za mną nie stał, to by mnie wyprosiła, ale teraz znosiła mi co chwilę inne buty, a ja mierzyłam wszystkie po kolei. Nie umiałam wybrać tych, które chciałam, Igor zrobił to za mnie. W kolejnych sklepach było podobnie, swoją drogą nigdy nie myślałam, że dziewczynie jest potrzebnych tyle rzeczy. W sklepie z ubraniami Igor już na mnie nie czekał, szedł przez sklep, zabierając z wieszaków kolejne ubrania, spódnice, bluzki, sukienki i oddawał wszystko mi, kiedy już prawie nic nie widziałam zza góry ubrań, wepchnął mnie do przymierzalni i zamknął za mną drzwi. Stałam jak kołek, ponieważ bałam się dotykać tych wszystkich rzeczy, bo były strasznie drogie.

— Mogę? — głos Igora zabrzmiał za drzwiami.

— Tak — odpowiedziałam i uchyliłam drzwi.

— Co stoisz? Przymierzaj, nie spędzimy tu całego dnia — warknął niezadowolony — jak coś ci się podoba, a nie pasuje to wołaj.

— To dla mnie za dużo, nie potrzebuję tyle — zawstydzona opuściłam wzrok.

— Nie ty o tym decydujesz — odwrócił się do połowy i znów cofnął, marszcząc czoło — jeszcze bielizna co?

Nie czekając na moją odpowiedź zamknął drzwi, zostawiając mnie samą. Zdjęłam z siebie bluzkę i spojrzałam na kilka niezagojonych do końca ran po klamrze paska i kilka siniaków na żebrach. Łzy napłynęły mi do oczu, ale słysząc kroki za drzwiami szybko je otarłam. Drzwi się uchyliły, ale nikt nie wszedł, w lustrze dostrzegłam wsuniętą rękę, w której było kilka kompletów bielizny w różnych kolorach. Wszystko było z pięknej, delikatnej koronki, nigdy nie miałam w rękach czegoś tak pięknego. Wpatrywałam się w każdy kawałek materiału i wyobrażałam sobie siebie w tych koronkach. Przymierzyłam chyba wszystko, co wybrał Igor, ale w niczym nie czułam się dobrze, wszystkie spódnice były bardzo krótkie, bluzki i sukienki odsłaniały strasznie dużo ciała i były mocno dopasowane. Miałam na sobie krótką, czerwoną sukienkę z koronkowymi, krótkimi rękawami i gołymi plecami, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.

— Zaraz wyjdę — mruknęłam cicho, ale drzwi się otworzyły, odruchowo się zasłoniłam, bo czułam się prawie naga.

Igor złapał moje ręce i odciągnął je od mojego ciała, byłam skrępowana i czułam, jak się rumienię.

— Całkiem nieźle — mruknął bez emocji i okręcił moim ciałem, zatrzymując znów twarzą do siebie, tym razem lekko się uśmiechał, ale po chwili wbił wzrok w lustro za moimi plecami.

— Co to jest? — warknął i chwycił moje ramię, obracając mnie plecami do siebie.

— Nic takiego — wyszarpnęłam się — to już nie boli, naprawdę — tłumaczyłam się i zasłaniałam.

— No na dzisiejszy wieczór ta sukienka nie przejdzie, potrzebujesz czegoś bardziej zasłoniętego, zaraz — mówił, jakby do siebie i znów chciał wyjść.

— Chwilka — zawołałam, chwytając go za dłoń — jak to na dziś wieczór?

— Nie wiem stary coś wymyślił, ale masz się z nim pokazać.

— Ale jak? Przecież ja…

— Gówno mnie obchodzi jak — przerwał mi — to nie moja sprawa.

Wyszedł i po chwili przyniósł mi chyba jeszcze piękniejszą kreację, całe plecy miała pokryte grubą koronką co zasłoniło moje zadrapania i niezagojone siniaki. Sięgała mi do połowy uda co dla mnie było krępujące, bo nigdy nie pokazywałam się ludziom taka goła, zdałam się jednak na Igora, bo najwyraźniej lepiej ode mnie wiedział, co mam mieć na sobie. Kiedy wyszliśmy ze sklepu, Igor zaciągnął mnie do jubilera, teraz czułam się jeszcze gorzej, nigdy nie miałam żadnej biżuterii, a teraz przymierzałam klejnoty za tysiące złotych.

— Nie podoba ci się? — zobaczyłam Igora w lustrze, w którym się przeglądałam.

Naszyjnik, który miałam na sobie był ze złota, wysadzany pięknymi zielonymi i żółtymi kamieniami, był przepiękny, patrzyłam na siebie i wręcz nie wierzyłam, że to nie sen, znów zaczynałam wierzyć, że może jednak wszystko się ułoży, może jakoś przywyknę do tego faceta, dam mu dziecko i do końca życia będę mieszkać w dostatku i spokoju. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, jak piękne może być życie.

— Wyglądasz dużo lepiej, jak się uśmiechasz — znów usłyszałam głos za plecami — do tego są jeszcze kolczyki.

Igor pokazał mi piękną biżuterię, ale co z tego?

— Nie mam przekłutych uszu — westchnęłam.

— Dobra, to to zabieramy ze sobą — zwrócił się do ekspedientki — i prosimy o podobny komplet, ale z klipsami.

Kiedy wracaliśmy do domu byłam już zmęczona i głodna, na tylnym siedzeniu było kilkanaście toreb wypchanych moimi nowymi rzeczami, a ja podrygiwałam nogami z nerwów przed wieczornym spotkanie z moim… hmm właścicielem? Kiedy podjechaliśmy pod dom złapałam torby, ale nie udało mi się wziąć wszystkich naraz, kilka pozostałych złapał Igor i razem poszliśmy w stronę mojej sypialni. Zanim dotarliśmy do schodów drogę zastąpił mi on, przyszły ojciec mojego przyszłego dziecka. Zmierzył mnie wzrokiem i pokręcił głową.

— Za dwie godziny masz być gotowa do wyjścia — warknął i łapiąc mnie za szczękę podciągnął moją twarz w górę — doprowadź się do porządku, bo ja to zrobię.

Odepchnął mnie od siebie i zniknął w długim korytarzu, a ja znów zaczęłam się zastanawiać, w jakim kierunku to zmierza.

Kiedy znalazłam się w swojej sypialni dziewczyn nie było, zaczęłam rozpakowywać torby i szukałam sukienki, którą miałam założyć. Kiedy wszystko miałam już gotowe weszłam pod prysznic, wciąż mnie zaskakiwało, że wszystko miałam, czyste ręczniki, których nie musiałam prać w rękach, szampon i żel do kąpieli. Usłyszałam zamykane drzwi pokoju, więc któraś z dziewczyn wróciła, może pomoże mi się uczesać i umalować. Szybko wyskoczyłam z kabiny i ubrałam na siebie miękki i przede wszystkim czysty szlafrok. Kiedy weszłam do pokoju, czekało na mnie dwóch facetów, jeden siedział na łóżku Darii, a drugi na moim z kompletem czarnej bielizny w ręce. Bałam się odezwać, a ich uśmiechy mówiły mi zbyt wiele, to nie mogło być to, o czy pomyślałam, zrobiłam krok w tył, ale facet zdążył wstać z łóżka i zastąpił mi drogę do łazienki. Odskoczyłam od niego, starając się jak najszybciej oddalić i uciec, ale drzwi wyjściowe zastąpił mi drugi facet, byłam w potrzasku i nie widziałam już dla siebie ratunku, powoli odsuwałam się od nich, a kiedy dotknęłam plecami ściany wiedziałam, że to był błąd, teraz nie miałam dokąd uciec. Jeden z facetów złapał mnie w pasie i rzucił na łóżko Violi, a drugi zaczął szarpać pasek mojego szlafroka, wierzgałam, ile sił, ale nic to nie dało, jeden ścisnął moje nadgarstki i zacisnął dłoń na moich ustach. Poczułam chłód, kiedy poły szlafroka zsunęły się z mojego nagiego ciała, a głośny śmiech i obrzydliwe mruczenie obu mężczyzn doprowadzało mnie do płaczu. Jeszcze chyba nigdy nie byłam tak upokorzona jak wtedy, facet bez żadnego skrępowania obmacywał moje ciało, śliniąc się przy tym i warcząc. Byłam na skraju wytrzymania, chciałam zapaść się pod ziemię ze wstydu, ale oni nie przestawali, facet rozchylił na siłę moje nogi i zaczął pocierać dłonią o moje krocze, starałam się krzyczeć, ale dłoń na moich ustach coraz mocniej się zaciskała. Facet położył się na mnie i czułam jak grzebie sobie przy rozporku, byłam przerażona, wyciągnął ze spodni członka i pocierał nim moją łechtaczkę, a dłonią zaczął ugniatać moją pierś.

— Dobrze ci suczko? — warczał, przyciskając twarz do mojej szyi, a ja jedyne, czego chciałam to, żeby przestał.

Wiłam się pod nim, próbując się odsunąć, ale to na nic, koszmar trwał, a ja nie mogłam liczyć na pomoc. Kroki na korytarzu brzmiały jak wybawienie, facet szybko schował fiuta w spodnie, ale nie wypuścili mnie i wciąż zabawiali się moim ciałem. Drzwi się otworzyły, ale z nieruchomą głową nie mogłam dostrzec kto wszedł.

— Panowie — poznałam od razu głos Igora — kurwa nie teraz!

Nie mogłam uwierzyć w jego zachowanie, spodziewałam się… myślałam, że mnie chociaż lubi, że mi pomoże.

— Stary, daj skończyć — odezwał się ten, który mnie trzymał.

— Dość mówię! — krzyknął — wypierdalać!

Facet puścił moje ręce i od razu zakryłam ciało kocem. Kiedy moi nieproszeni goście wyszli spojrzałam z wyrzutem na zielonookiego chłopaka, ale nie przejął się mną.

— Ogarnij się, za chwilę przyjdzie kosmetyczka i fryzjer — zamknął za sobą drzwi, a ja wybuchłam płaczem.

To było ponad moje siły. Bałam się, że całe moje życie będzie wyglądać właśnie tak, może tylko nowe dziewczyny tak są traktowane i kiedy przyjdzie następna, to ja pójdę w odstawkę?

Z przerażeniem zeskoczyłam z łóżka, kiedy drzwi znów się otworzyły, na szczęście to tylko Violka, dziewczyna zaskoczona patrzyła jak siedzę na podłodze pod oknem i płaczę.

— A tobie co? — spytała, marszcząc czoło.

Nie odpowiedziałam, drżąc od płaczu zawiązałam szlafrok i usiadłam na swoim łóżku.

— Viola — zaczęłam niepewnie, a dziewczyna wbiła we mnie swoje lekko skośne oczy — skąd się tu wzięłyście?

Wzięła głęboki wdech i usiadła obok mnie, długo patrzyła mi w oczy, jakby, zastanawiając się, co mi odpowiedzieć.

— Ja sama się zgłosiłam- odezwała się w końcu, a ja nie mogłam w to uwierzyć, jak sama? — widzisz wychowana byłam w domu bez zasad, miłości i całego tego słodkiego gówna, liczyła się kasa i przetrwanie. Kiedy dowiedziałam się, że Bruno szuka dziewczyny na rozpłód za kasę to sama przyszłam, parę miesięcy się przemęczyć, potem zostawić bachora w zamian za pieniądze do końca życia i bajeczka, żyjesz, jak chcesz.

— I co się stało, że nie wyszło?

Dziewczyna parsknęła śmiechem i litościwie pokręciła głową.

— A to nie wiesz? — zapytała z przekąsem — on nie może mieć dzieci.

Rozdział 6

Nie mogłam uwierzyć w jej słowa, coś mi się ciągle nie zgadzało, gdzieś był haczyk, o którym nikt nie wspominał.

— Co ty chcesz powiedzieć? Że…

— Żeee… — przerwała mi, trochę mnie przedrzeźniając — od dwudziestu lat nie jest w stanie spłodzić, choćby jednego dziecka. Co ty myślisz, że jesteś pierwszą, którą kupił na matkę bachora? Co pół roku sprowadza sobie nową, pieprzy do upadłego, a potem bierze następną. Każda z nas to przeszła, uwierz mi da się, nie wyrywaj się, nie rób scen, nie sprzeciwiaj się w niczym i będziesz miała luz. Jak przez te pół roku będzie z ciebie zadowolony, to pozwoli ci tu zostać, będziesz od gotowania, sprzątania, czy jeszcze czegoś innego, ale będziesz spokojnie żyć.

— Spokojnie? — podniosłam głos — wchodzenie mi do łóżka przez obcych facetów, kiedy tego nie chcę uważasz za spokojne życie?

— Jaka delikatna — westchnęła — ubyło cię? Nie, więc nie narzekaj, bo żaden nie zrobi ci nic złego, a to, że sobie przy tobie dogodzą to jeszcze nie koniec świata, korzystaj…

Nie mieściło mi się to wszystko w głowie, to jakieś brednie i nie wiedziałam, po co mi to mówiła, ale nie wierzyłam w ani jedno jej słowo, przecież nikt normalnie nie mógł tak myśleć.

— A ty kim tu jesteś? — zapytałam z przekąsem.

— No zgadnij! — warknęła i odwróciła się w stronę otwierających się drzwi, w których stały dwie kobiety z walizkami na kółkach.

No tak, zapomniałam, że dziś mam się specjalnie przygotować. Otarłam z policzków łzy i bez słowa spełniałam wszystkie prośby pań, które starały się jakoś doprowadzić mnie do porządku. Czasu było niewiele, a roboty sporo, więc żadna nawet się nie odzywała.

Patrzyłam w lustro, co ze mną robią i nie dowierzałam, że ja to ja, włosy miałam zagęszczone sztucznymi i wytwornie zaplecione w duży kok. Wyglądało to przepięknie, ale to nie byłam ja, czułam się jak kukiełka, lalka, którą ktoś sobie ozdobił według własnego upodobania, nie licząc się z tym, że ja się źle czuję. Trudno, musiałam to jakoś przeboleć, kiedy fryzura była już dopieszczona, makijażystka ściągnęła mi z twarzy nasączoną jakimś kremem ściereczkę i zabrała się za robotę, zamknęłam oczy i czekałam cierpliwie, aż skończy. Nie wiem, ile warstw na mnie nałożyła, ale czułam się dziwnie, bałam się ruszać ustami, bo miałam wrażenie, że to wszystko popęka, nie sądziłam, że ze mną, aż tak źle, że musi mnie zamalować.

— Skończyłam — dziewczyna cicho się odezwała — jak się pani podoba?

Otworzyłam oczy i nie poznałam siebie, jeszcze nigdy tak nie wyglądałam, moje oczy nagle stały się wielkie i piękne, a usta ponętne i sporo większe, niż miałam naturalnie, brwi miałam idealnie pomalowane, a rzęsy czarne i długie. Wszystko pięknie, ale w środku nie było mnie.

— Nie podoba się? — wyczułam w głosie dziewczyny strach.

— Jest pięknie — jąkałam się — nie mogę uwierzyć, że to ja.

— Jest pani piękną dziewczyną i nie napracowałam się za bardzo, podkreśliłam to, co trzeba i tyle.

Nie odpowiedziałam, wciąż gapiłam się w swoje odbicie.

— To może pomożemy pani założyć kreację, żeby niczego nie zepsuć.

— Jeśli mogłyby panie — nie odwracałam wzroku od lustra, szukając w swoim odbiciu dawnej Mariki.

Dziewczyny w mgnieniu oka przygotowały mi wszystko do ubrania i w zasadzie, nie pytając mnie o zdanie zaczęły ubierać, tak, one mnie ubierały, bo ja nie robiłam absolutnie niczego. Kiedy już wszystko miałam na sobie, został nam problem butów, nigdy nie chodziłam na obcasach. Panie wystawiły kilka ślicznych par, a ja miałam łzy w oczach.

— A może coś bez obcasów? — spytałam skromnie i opuściłam nieśmiało wzrok.

— Wykluczone, do tej sukienki musi być obcas — odezwała się fryzjerka i podała mi parę złotych butów.

Niechętnie wzięłam do ręki pantofelki i założyłam na stopy. Wyglądały idealnie do sukienki, ale ja nawet stać w nich nie umiałam, nie mówiąc już o jakimkolwiek poruszaniu się. Wstałam z łóżka i od razu się zachwiałam, nic z tego nie będzie…

— Może niższe? — spojrzała na mnie lekko skrzywiona.

— Może płaskie? — uśmiechnęłam się przepraszająco.

Dziewczyny popatrzyły na siebie i wzruszyły ramionami, w końcu jedna z nich wyciągnęła z torby dwie pary mniej eleganckich butów, ale chyba dla mnie bezpieczniejszych, jedne były na szerokim słupku, a drugie na koturnie. Od razu wzięłam do ręki te na słupku, bo były sporo niższe, a kiedy je założyłam wiedziałam już, że to to. Stanęłam przed lustrem i byłam zadowolona, nadal czułam się nieswojo i strasznie sztywno, ale wiedziałam, że inaczej nie mogę wyglądać, wciąż gdzieś w środku wierzyłam, że dam sobie ze wszystkim radę i przejdę przez te pół roku.

Zanim moje pomocnice wyszły z sypialni, drzwi się otworzyły i stanął w nich Igor, zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i przez chwilę wydawało mi się, że się uśmiecha, a jego oczy inaczej błyszczą, pewnie był zaskoczony tym, że z takiego brzydactwa udało się zrobić ładną dziewczynę. Stałam naprzeciwko niego i czekałam na rozkazy, bo przecież nawet nie powiedział, po co przyszedł.

— Szef już czeka — warknął i ręką wskazał, żebym wyszła.

Złapałam przygotowaną wcześniej, czarną torebkę na grubym łańcuszku i wyszłam powoli na korytarz. Szliśmy tuż obok siebie i było mi dziwnie, jego łokieć co jakiś czas ocierał się o mój, a ja czułam przyjemne dreszcze przy każdym jego dotyku. Kiedy podeszliśmy do schodów położył delikatnie dłoń na moich plecach, a ja poczułam przez koronkę sukienki jego ciepło. Mimo wszystko nawet na mnie nie spoglądał, choć zdawało mi się, że robi to specjalnie, jakby to było zakazane. Po sprowadzeniu mnie do salonu zostawił mnie samą, stałam jak kołek w pustym domu i nie wiedziałam, jak się zachować, w końcu usłyszałam za plecami ciężkie kroki i już wiedziałam, kto się zbliża.

— Nie spodziewałem się takiego efektu — facet warknął tuż za moimi plecami, na co ja szybko się odwróciłam — całkiem, całkiem.

Patrzyłam, jak się obleśnie uśmiecha i bałam się do niego zbliżyć. Facet bez słowa wyjaśnienia złapał mnie za łokieć i szarpnął w stronę drzwi wyjściowych. Przed domem stał wielki, czarny samochód, jeden ze stojących w pobliżu mężczyzn otworzył mi drzwi, a trzymający mnie za rękę facet wręcz wepchnął mnie do środka. Kiedy samochód ruszył z miejsca facet odwrócił się w moją stronę i chwilę czekał, aż zrobię to samo.

— Impreza jest w kasynie — zaczął mówić, a ja starałam się wszystko zapamiętać, żeby niczego nie zepsuć — będzie tam kilku moich znajomych. Nie odzywasz się nieproszona, nie robisz niczego bez mojej zgody i robisz wszystko, na co zgodę wyrażę. Nie obchodzi mnie, czego chcesz, a czego nie, nawet do toalety pójdziesz wtedy, kiedy na to pozwolę. Zrozumiano?

Nie odpowiedziałam, bo niby co miałam odpowiedzieć? Przecież moje zdanie i tak się nie liczyło. Kiwnęłam przytakująco głową i tyle.

— To będzie impreza facetów, więc wszystkie dupy będą tylko ozdobami, ty nie jesteś wyjątkiem. Będę chciał cię klepać w tyłek, to masz się słodko uśmiechać i wypinać, a jak któryś z moich kolegów będzie miał na ciebie ochotę, to też będą mogli poużywać. Takie są zasady, nie reagujesz na to, co się tam będzie działo i, choćby ludzie zaczęli do siebie strzelać, to stoisz i patrzysz. Nie chcę słuchać żali i płaczu, masz się uśmiechać do wszystkich, bo inaczej źle skończysz.

Znów tylko kiwnęłam głową, ale już na niego nie patrzyłam, bałam się jego wzroku, łzy napłynęły mi pod powieki, ale nie mogłam pozwolić sobie na płacz.

Kiedy zatrzymaliśmy się już na miejscu, podniosłam wzrok na okazały, nowoczesny budynek. Kierowca wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi, powoli wysiadłam i spojrzałam na szklane ściany kilkupiętrowego budynku, na parkingu przed wejściem stało już kilkanaście luksusowych aut. Zanim ruszyliśmy w stronę wejścia, stanęło wokół nas kilku ochroniarzy z bronią. Lekko się spięłam od samego widoku, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Facet mocno chwycił moją rękę i pociągnął w stronę wejścia. Długi, jasny korytarz nie miał końca, moje obcasy głośno stukały o kamienną podłogę i w końcu znaleźliśmy się przy drzwiach, Igor stanął tuż obok mnie, lekko ocierając się o mój łokieć i położył dłoń na klamce, zanim ją nacisnął, mój właściciel dotknął dłonią moich pleców, ale nie poczułam tego przyjemnego ciepła, które miałam przy Igorze, teraz czułam jedynie obrzydzenie i lęk.

Drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazały się dziesiątki twarzy zwróconych na mnie i mojego partnera. Facet popchnął mnie lekko do przodu i powoli prowadził w stronę tłumu. Czułam jak nogi mi się trzęsą, a gardło robi się nieprzyjemnie suche.

— Bruno! — zawołał jeden z najbliżej stojących mężczyzn — nareszcie! Już się baliśmy, że nie przyjdziesz.

Faceci zaczęli się śmiać, a ja czułam na sobie ich wzrok. W końcu jeden z mężczyzn podszedł bliżej mnie i spojrzał na mnie z góry, jego wzrok był groźny i lodowaty.

— Nowa zdobycz? — facet zapytał ze wzrokiem wciąż wbitym we mnie, a ja nie wiedziałam czy mam coś odpowiedzieć, czy raczej czekać na Bruna.

— Tak — Bruno sapnął, nie patrząc nawet w naszą stronę — świeżynka.

— Zapraszam do stołu — facet cicho mruknął, lekko pochylając się do mojego ucha, a ja zacisnęłam wszystkie mięśnie, przypominając sobie, że jestem tu nikim i każdy może zrobić ze mną co tylko zechce.

Bruno odwrócił do mnie wściekłe spojrzenie i chwycił mnie mocno za nadgarstek, oczywiście zrobił to tak, żeby nikt nie zwrócił uwagi, że robi mi krzywdę.

— Uśmiechaj się dziwko, bo pożałujesz — warknął, spoglądając na mnie z obleśnym uśmiechem, nie miałam odwagi z nim walczyć i szybko wykrzywiłam usta w sztucznym uśmiechu.

Najwyraźniej to wystarczyło, bo facet poluźnił uścisk i prowadził mnie dalej.

W sali obok ustawione były stoły do gier, pierwsze, co zwróciło moją uwagę to to, że wszyscy mężczyźni siedzieli w fotelach, a kobiety stały obok nich, dopiero po chwili dostrzegłam jedną parę, która była inna, kobieta w czerwonej, pięknej sukni do kostek siedziała wygodnie w fotelu, a jej mężczyzna siedział bokiem na poręczy. Wciąż trzymał jej dłoń i z uśmiechem spoglądał jej w oczy, miło było na nich patrzeć. Reszta mężczyzn zajęta była grą w karty i klepaniem tyłków stojących obok dziewczyn. Od razu było widać kim są, bo żadna nie pasowała wiekiem do partnera i wiem, że wiek nie zawsze ma znaczenie, ale tu jasno były określone stosunki, one były do klepania i słodkich uśmieszków. Ja byłam jedną z nich i wcale mi się to nie podobało, a one wyglądały, jakby to sprawiało im przyjemność.

Bruno rozsiadł się wygodnie w fotelu z czarnej skóry i objął moje biodra, przyciągając mnie lekko do siebie. Kiedy zaczęli grać ucieszyłam się, że zabrał ze mnie swoje łapska, ale moje szczęście nie trwało długo, bo co jakiś czas kładł dłoń na moich pośladkach, to było wręcz obrzydliwe, jak można tak kogoś obmacywać? Nie bardzo znałam się na hazardzie i nie wiedziałam nawet w co grają, ale po kilku licytacjach Bruno rzucił karty i przyglądał się grze swoich towarzyszy, niestety ręce miał wolne, więc najpierw zaczął gładzić mój tyłek, a potem zjechał dłonią niżej, aż do zakończenia sukienki i wsunął palce między moje uda. Spięłam całe ciało i już chciałam się odsunąć, kiedy poczułam przyjemne ciepło za plecami, od razu poznałam Igora, ten chłopak zdecydowanie zbyt mocno na mnie działał.

— Nie — szepnął tak cicho, że ledwie go usłyszałam, ale zrozumiałam jego przekaz i przypomniałam sobie panujące tutaj zasady.

Cierpliwie znosiłam poruszające się po mojej skórze palce Bruna i w duszy liczyłam, że gra zaraz się skończy i będzie kolejne rozdanie. Żeby nie skupiać się na sobie zaczęłam dyskretnie rozglądać się po sali, wciąż nie mogłam zrozumieć jak te wszystkie młode dziewczyny to znoszą, nie wierzyłam, że wszystkie są kupione, Violka sama mówiła, że zgłosiła się do Bruna, co nimi kieruje? Tylko pieniądze?

Mój wzrok bezwiednie zatrzymał się na jednej ze stojących naprzeciwko mnie dziewczyn, to ładna, niewysoka blondynka. Patrzyłam jak bierze głębokie oddechy i robi się coraz bardziej blada. Chciała się czegoś chwycić, żeby nie upaść, ale w pobliżu miała tylko swojego partnera, który zdawał się wcale nie zwracać na nią uwagi. Nieznacznie odwróciłam się za siebie, wiedząc, że Igor wciąż stał za moimi plecami, ale widziałam tylko jak kręci głową. Zacisnęłam wargi ze złości, wiedząc, że dziewczyna za chwilę rąbnie na podłogę, a nikt nie chce jej pomóc. Zaczęłam przestępować z nogi na nogę i miałam ochotę do niej podejść.

— Niewygodnie panience? — Bruno warknął, a ja błagająco spojrzałam mu w oczy.

— Ona zaraz zemdleje — szepnęłam w nadziei, że pozwoli mi jej pomóc.

— Nie twój zasrany interes — zacisnął palce na mojej nodze z taką siłą, że aż zabolało.

Podniosłam wzrok na dziewczynę i w tym momencie zobaczyłam jak bezwładnie upada. Nikt, kurwa, nikt nie zwrócił na to uwagi, dziewczyny spoglądały na siebie i udawały obojętność, a jej facet nawet z fotela nie wstał, dopiero kiedy skończył swoją grę, spojrzał na podłogę i z hukiem odsunął fotel. Byłam pewna, że mimo wszystko jej pomoże, ale to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Stanął nad nią, jakby była przedmiotem i zaśmiał się tak głośno, że wszyscy zwrócili na to uwagę. Szturchnął ją nogą, a ja powoli traciłam nerwy, jedyne, co mnie hamowało to dłoń Bruna, którą wciąż trzymał moją nogę.

Facet nadal stał nad nieprzytomną dziewczyną, a po chwili kopnął ją w brzuch, podskoczyłam w nerwach i chciałam do niej podejść. Niestety mój właściciel nie bardzo przystał na ten pomysł i jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął.

Mrużyłam oczy, kiedy facet bez opamiętania bił tamtą dziewczynę, a jej jęki dudniły mi w głowie, uchyliłam powieki i zobaczyłam jak próbuje podnieść się z podłogi, jej warga krwawiła, a ręce i nogi się trzęsły, pewnie z wycieńczenia i ze strachu. Kiedy laska stanęła przed swoim facetem ten wziął zamach i z całej siły uderzył ją w policzek, dziewczyna zachwiała się i oparła o stół do gry. Widziałam, jak mężczyzna bierze kolejny zamach i zacisnęłam powieki.

— Dosyć! — odetchnęłam, kiedy usłyszałam damski, ale bardzo groźny głos.

Otworzyłam oczy, a wszystkie twarze zwrócone były w stronę siedzącej w fotelu kobiety. Na nikogo nie patrzyła, przerzucała w palcach kolorowe żetony i wpatrywała się w karty rozłożone na stole.

Facet chciał ją ponownie uderzyć, ale kobieta w czerwonej sukni podniosła na niego wzrok.

— Zostaw! — warknęła i rzuciła żetony na środek stołu.

Mężczyzna szepnął coś do dziewczyny, ale nawet na nią nie spojrzał i znów usiadł w fotelu. Serce mi pękało, kiedy widziałam, jak dziewczyna nie może zrobić kroku, wykorzystując sytuację, że Bruno dostał karty i mnie puścił szybko podeszłam do chwiejącej się dziewczyny. To nie był dobry pomysł, ale było już za późno na odwrót, wszyscy się na mnie gapili. Podeszłam i podałam dziewczynie rękę.

— Zostaw ją — facet na mnie warknął i chwycił mój nadgarstek.

— Ona nie może iść, chcę jej pomóc — szepnęłam i błagalnie patrzyłam mu w oczy.

Zanim udało mi się jej pomóc facet wstał i uderzył mnie w twarz, złapałam się za szczypiący policzek, a po chwili poczułam uderzenie na drugim, tym razem opadłam na stół. Nie potrafiłam powstrzymać płaczu, a zanim się podniosłam usłyszałam kłótnię i szarpaninę, odwróciłam się i zobaczyłam jak Igor szarpie się z facetem, okładali się pięściami, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Chwyciłam dziewczynę pod ramię i pomogłam jej odejść, ale niestety dopadł mnie mój właściciel, chwyci mocno moje ramię i szarpną mną do góry.

— Mówiłem, że masz się nie wtrącać! — krzyczał, a ja coraz bardziej się kuliłam.

— Chciałam… — zaczęłam mówić, ale uderzył mnie w twarz.

— To ci teraz kurwo pokażę, czego ja chcę!

Szarpnął mną w stronę stołu i podszedł do Igora, na niego też był wkurzony.

— Zabierz ją do pokoju — warknął i popchnął mnie do chłopaka.

Szliśmy długim korytarzem, a ja z każdym krokiem czułam większy strach, wiedziałam jedno, to nie będzie miła pogawędka, mój podbródek trząsł się tak, że zaczęłam dzwonić zębami. Igor otworzył mi drzwi i kiwnął głową, żebym weszła do środka. Usiadł na fotelu pod ścianą i patrzył na mnie z wyrzutem. Chciałam się odezwać, przeprosić, ale drzwi z hukiem się otworzyły i wparował do środka Bruno, w oczach miał mord i gdzieś w środku miałam nadzieję, że nie wyjdę z tego cało.

— Wypierdalaj! — warknął do Igora, a chłopak bez słowa opuścił pokój.

Bruno patrzył na mnie jak na ostatnią szmatę, nienawidził mnie i było to widać. Zdjął powoli marynarkę, a mnie przeszedł lodowaty dreszcz, kiedy zaczął podwijać rękawy koszuli.

— To teraz pokażę ci, co to znaczy być kurwą… — mruknął z obleśnym uśmiechem, a mój oddech się zatrzymał.

Rozdział 7

Patrzyłam jak Bruno podchodzi bliżej mnie i podciąga rękawy białej koszuli, gdzieś głęboko chciałam, żeby mnie zabił, nie chciałam takiego życia i takiego traktowania. Patrzył na mnie z góry i zanim się odezwał usłyszałam brzęk klamry paska, zacisnęłam wargi i bałam się spojrzeć w dół. Tak bardzo tego nie chciałam, tak strasznie chciałam się obudzić z tego koszmaru, niestety dotyk na mojej ręce był prawdziwy. Bruno z całej siły zacisnął dłoń na moim nadgarstku i szarpnął mną do góry. Jęknęłam z bólu, ale on tylko się uśmiechał.

— Mówiłem, że ukarzę cię za nieposłuszeństwo?

Milczałam, wiedziałam doskonale, że nie potrzebuje mojej odpowiedzi.

— Wiesz suko co narobiłaś swoim zachowaniem? Nie wiesz! — zaczął na mnie krzyczeć, a ja nadal nie wiedziałam, co złego zrobiłam.

— Przepraszam, nie chciałam…

— Milcz!

Krzyknął i uderzył mnie wierzchem dłoni w policzek, jego sygnet rozciął mi skórę w kąciku ust i już po chwili czułam posmak krwi. Moje wargi zaczęły drżeć z przerażenia, kiedy wyjął pasek ze spodni, wiedziałam, czym to się skończy, skuliłam się, jak mogłam najbardziej, ale nie zamierzał mnie bić, a przynajmniej nie na początku.

Szarpnął mną i rzucił na łóżko, tego bałam się jeszcze bardziej, starałam się podnieść, ale był silniejszy ode mnie, przygniótł mnie swoim ciałem do materaca i mimo moich starań zaczął mnie rozbierać. Krzyczałam na cały głos, ale bezskutecznie, pomoc nie nadchodziła, bo zresztą skąd. Trzymał mnie między swoimi nogami i jednym ruchem obrócił tyłem do siebie, rozpiął moją sukienkę i prawie ją ze mnie zdarł. Kiedy znów odwrócił mnie twarzą do siebie, był już bez spodni, z obrzydzeniem odwracałam wzrok od jego obwisłego członka, ale na próżno, rozerwał moje majtki i roześmiał się w głos. Oprócz niewyobrażalnego strachu czułam wstyd.

— Pierwszy i ostatni raz posuwam cię taką owłosioną — na te słowa skamieniałam, chyba nie ma zamiaru teraz… ze mną…

Zanim zdążyłam zareagować, chwycił moją dłoń i zacisnął ją na swoim przyrodzeniu. Skrzywiłam się z obrzydzenia i starałam się wyrwać, ale tylko mocniej ją na sobie zaciskał, a po chwili zaczął nią poruszać, próbując postawić swoją męskość do pionu. Nie mogłam na to patrzeć, mój żołądek zaciskał się z nerwów, a z oczu płynęły mi łzy. Facet głośno dyszał, a po chwili poczułam jak jego penis rośnie w mojej ręce. Bruno coraz głośniej jęczał, a ja zaciskałam powieki, starając się nie myśleć o tym, co dzieje się wokół mnie. Niestety to nie był koniec, kiedy jego członek był już pobudzony, oderwał od siebie moją dłoń i złapał mnie za biodra, wiedziałam, co się stanie, zaczęłam się szarpać i kopać, ale on nic sobie z tego nie robił, po chwili poczułam silne uderzenie w brzuch, zesztywniałam i objęłam się rękami, a on w tym czasie rozłożył moje nogi na boki i mocno we mnie wszedł.

Krzyknęłam z bólu, ale kolejny raz nic sobie z tego nie zrobił, zasłoniłam twarz dłońmi, starając się opanować jakoś nerwy i lęk, ale jego sapanie brutalnie wyrywało mnie do rzeczywistości. Zaczęłam się od niego odsuwać, ale złapał mocno moje ręce, a drugą ręką odwiązał swój krawat, nawet nie wiem kiedy miałam oba nadgarstki związane i przywiązane do ramy łóżka za głową, nie miałam ruchu, a Bruno nie wyglądał na delikatnego. Zacisnęłam z całej siły zęby, kiedy złapał moje nogi i zaczął się we mnie poruszać, okropny ból przeszywał moje krocze i brzuch, ale nie byłam w stanie się ani wyrwać, ani odsunąć, koszmar trwał i nic nie zapowiadało szybkiego końca. Płakałam tak głośno, że zagłuszałam nawet jego głośne oddechy, nie miałam już siły, jedyne, czego chciałam, to żeby już skończył, ból stawał się nie do zniesienia, a ja czułam jak coś ciepłego spływa po mojej skórze, domyślałam się, że to krew, byłam spięta, a to nie ułatwiało sprawy. Niestety facet nie zwalniał, zdawało mi się, że robił to coraz szybciej i mocniej. Nieprzyjemne tarcie w moim wnętrzu robiło się jeszcze bardziej bolesne i już zaczynałam drżeć z bólu. Jego biodra z całej siły uderzały w moje krocze, a on dyszał obrzydliwie i zbliżał dłonie do moich piersi. Mocno je chwycił i zaczął się nimi bawić, nie mogłam tego znieść. Znów próbowałam się wyrwać spod jego rąk, ale tym razem uderzył mnie mocno w twarz, moja głowa odskoczyła na bok i zatrzymała się na miękkiej poduszce, a on w końcu ze mnie wyszedł, czułam jak krew ze mnie wypływa, ale nie mogłam się nawet zasłonić, bo moje ręce były wciąż przywiązane. Kiedy myślałam, że już mi podaruje, złapał mnie za biodra i przewrócił na brzuch, moje obolałe ręce wykręciły się w stawach, a ja jęknęłam od kolejnego zadanego mi bólu. Starałam się podnieść, żeby ulżyć rękom, ale kiedy podkuliłam nogi Bruno chwycił moje pośladki i mocnym pchnięciem wbił się znów w moje ciało. Kolejny krzyk bezsilności wyrwał się z moich ust, nie miałam już siły z nim walczyć, byłam zmęczona, obolała i zdeptana. Robił ze mną, co chciał, a ja nie miałam, jak się obronić. Szczypiący ból rozrywał moje ciało, a on pieprzył mnie bez przerwy i wytchnienia, bolał mnie brzuch, a każde pchnięcie potęgowało to straszne uczucie. Krew spływała po wewnętrznej stronie moich ud, a ja krzyczałam z bólu, jaki mi zadawał. W końcu jego ruchy przyspieszyły i z głośnym jękiem wylał się we mnie. Czułam, że zaraz zwymiotuję, łzy płynęły po mojej twarzy, rozmazując makijaż, a ja trzęsłam się ze strachu, co jeszcze mnie czeka.

Po chwili facet przestał się we mnie poruszać i wyciągnął ze mnie swojego członka. Ulga mieszała się ze wstrętem, ale jedno było pewne, wiedziałam, że nigdy mu się nie sprzeciwię.

Zostawił mnie na łóżku i zniknął za drzwiami łazienki, a kiedy wyszedł był już ubrany w spodnie, przeraziłam się, kiedy podszedł do łóżka i usiadł obok mnie.

— To była najłagodniejsza kara, jaką mogłem ci wymierzyć, następne będą gorsze, miej to na uwadze, kiedy kolejny raz będziesz próbowała zrobić ze mnie pośmiewisko — warknął i znów mnie spoliczkował.

Pisnęłam od niespodziewanego bólu i ukryłam twarz. Kiedy otworzyłam oczy dostrzegłam tylko jego plecy i zamykające się za nim drzwi. Wtuliłam znów twarz w poduszkę i wykrzyczałam w nią swój ból i żal, pościel skutecznie tłumiła mój krzyk, a ja nie przestawałam wyć, to jedno mi pozostało. Kiedy trochę się uspokoiłam postanowiłam odwiązać ręce od ramy, niestety facet zacisnął krawat tak mocno, że nie dałam rady rozwiązać go zębami, szarpałam się, ale to nic nie dawało, ręce mi drętwiały i bolały, a ratunku nie oczekiwałam. Oparłam policzek na poduszce i zamknęłam oczy, umrzeć, tylko tego potrzebowałam. Bolało mnie krocze i podbrzusze, a nadgarstki były już mocno poobcierane, byłam zmęczona tym, co mi zrobił, jak i długim płaczem, przymknęłam oczy i nie wiem czemu widziałam przed sobą pierwszy raz nie Pawła, a Igora, jego zielone, szkliste oczy patrzyły na mnie inaczej, niż do tej pory, był troskliwy i dobry dla mnie, a przecież tak naprawdę był jednym z nich, pozwalał na to, co się ze mną działo, i to on był przyczyną mojego nieszczęścia, to on mnie kupił…

Kiedy otworzyłam oczy zaskoczona zauważyłam, że moje ręce są rozwiązane, a ja jestem przykryta lekkim kocem, w pokoju nikogo nie było, za to na łóżku leżała świeża bielizna, sukienka i kosmetyczka. Jasne i co, miałam teraz się ogarnąć i wrócić tam, jak gdyby nigdy nic? Udawać zadowoloną? Co ja takiego zrobiłam, że moje życie nie może być normalne. Niech będzie biedne i bez większego szczęścia, ale niech będzie też spokojne… Powoli spróbowałam wstać z łóżka, ale nogi mi się trzęsły, na udach miałam zaschniętą krew, a wspomnienia zaczynały do mnie wracać. Kiedy stanęłam na nogach, ostry ból brzucha spiął moje ciało, objęłam się ramieniem i zgięłam w pół, to nie był pierwszy raz, o jakim marzyłam, w zasadzie nigdy żadnego sobie nie wyobrażałam, wiedziałam, że ja i współżycie z mężczyzną nie idzie w parze. Podparłam się ręką o krzesło i starałam się dojść do łazienki, ból bioder nie ułatwiał chodzenia, a drżące nogi ledwie dawały radę mnie nieść. Weszłam powoli do płytkiego brodzika i odkręciłam wodę, starałam się nie zmoczyć włosów, bo nie dałabym rady ich na nowo ułożyć, opłukałam ciało letnią wodą, skupiając się najbardziej na swojej kobiecości, ciepła woda łagodziła nieco ból, ale otarcia wewnątrz mnie nadal powodowały dyskomfort podczas niemal każdego ruchu. Owinięta ręcznikiem wróciłam do sypialni i podskoczyłam, kiedy w drzwiach stanął Igor, odwróciłam się do niego plecami i czekałam, aż wyjdzie.

— Przepraszam, myślałem, że już się ubrałaś.

— Wybacz, już się ogarniam — mruknęłam, bojąc się jego reakcji.

— Bardzo cię skrzywdził?

To pytanie mnie zaskoczyło, nie wyobrażałam sobie, że miałabym z nim teraz dyskutować o tym, co zaszło, zwłaszcza że on tego nie zrozumie, nikt kto tego nie przeżył, nie zrozumie.

— Nie twoja sprawa — warknęłam zbyt wrogo i ugryzłam się w język za zbytnią śmiałość.

Dotyk na nagim ramieniu poderwał mnie do góry i uchyliłam się, bałam się jego dotyku, bardzo bałam się jego samego.

— Nie bój się. Nie jestem taki, jak on.

— Jasne — zaczęłam płakać, wracając myślami do bólu jaki mi zadawał — nie przejmuj się mną, nie zasługuję na lepszy los, powinnam cierpieć.

— Nie mów tak — wyciągnął dłoń, jakby chciał dotknąć mojego policzka, ale się odsunęłam — jeszcze kiedyś wszystko się poukłada.

— Nie chcę. Igor błagam, zabij mnie.

Patrzyłam na smutek w jego oczach i nie chciałam wierzyć, że jest tak samo zły jak tamci, a jednak fakty były, jakie były.

— Co ty mówisz?

— Masz pistolet, załatw to jednym strzałem, nie będę się bronić. Ja mam za mało odwagi, żeby skończyć ze sobą, pomóż mi proszę, będę ci wdzięczna, jeśli to dla mnie zrobisz — szepnęłam drżącym głosem i modliłam się, żeby się zgodził.

Niestety chłopak nie miał zamiaru mi pomagać, odda mnie mojemu właścicielowi i wciąż będzie udawał, że niczego nie widzi. Przywykłam, że dla nikogo nic nie znaczę.

— Ubierz się.

Patrzyłam jak wychodzi z pokoju i usiadłam na łóżku, nie chciałam tam wracać, nie chciałam tak żyć i bałam się co jeszcze mnie czeka.

Skrzywiłam się z bólu, kiedy starałam się naciągnąć na siebie koronkową bieliznę, a potem sukienkę. Wyjęłam zawartość kosmetyczki, ale nie bardzo wiedziałam co do czego jest, bo nigdy się nie malowałam. Niezdarnie nałożyłam na rzęsy tusz, a na usta jasną pomadkę.

Kiedy wyszłam na korytarz Igor już na mnie czekał, nie odzywał się, wyciągnął do mnie rękę, a kiedy stanęłam obok niego znów położył dłoń u dołu moich pleców, to bardzo przyjemne, ale teraz wywoływało we mnie jedynie strach.

Szliśmy w kierunku sali, a ja napinałam wszystkie bolące mnie mięśnie, wzrok mężczyzn skierował się na mnie, a ja patrzyłam na odwróconego plecami do mnie Bruna, Igor popchnął mnie lekko do przodu i bez słowa stanęłam znów obok fotela. Facet, jakby nigdy nic położył dłoń na moich pośladkach, a ja, aż podskoczyłam. Sam jego dotyk mnie bolał, starałam się jakoś opanować i głęboko oddychałam, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje.

Mijały kolejne godziny, a my tylko zmienialiśmy stoliki do gry. Kobieta w czerwonej sukni gdzieś zniknęła i panowie nie mieli już żadnych hamulców. Starałam się na nikogo nie patrzeć, nie chciałam powtarzać spotkania z Brunem, jedno wystarczyło, żeby złamać mnie na zawsze.

Rozdział 8

Powrót do domu również nie należał do przyjemnych, ale przynajmniej nikt mnie już nie dotykał. Bruno całą drogę krzyczał jaki przyniosłam mu wstyd i jaki jest łaskawy, że mnie nie ukarał tak, jak powinien. Nie wiem jak dla niego, ale dla mnie to, co mi zrobił było chyba najgorszą karą, a jeszcze większą była świadomość, że przez najbliższe pół roku właśnie tak będzie wyglądać moje życie. Gwałcona przez wszystkich i znikąd nie będę miała pomocy.

Kiedy podjechaliśmy pod drzwi facet wyciągnął mnie z auta i szarpiąc za ramię wlekł za sobą w stronę schodów na piętro. Miałam dość tego dnia i chciałam jak najszybciej znaleźć się w łóżku, niestety Bruno miał inne plany, nie wypuszczając mnie z uścisku poprowadził mnie na koniec korytarza, od razu poznałam drzwi do jego gabinetu. Wepchnął mnie do środka i przekręcił klucz w drzwiach.

— To, żeby nam nikt nie przeszkadzał — warknął i pchnął mnie tak, że upadłam na podłogę.

Zanim się podniosłam trzymał już w dłoni moje włosy, skrzywiłam się z bólu, ale starałam się nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Podciągnął mnie wyżej i przybliżył do swojej twarzy, śmierdział alkoholem, a mnie ten odór paraliżował.

— Posłuchaj mnie uważnie — warknął — nie będę przymykał oczu na takie zachowanie, jakie dziś byłaś łaskawa odstawić. Nauczę cię posłuszeństwa, i to skutecznie.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć z całej siły uderzył mnie w twarz, jęknęłam z bólu, ale było mi już wszystko jedno co mi robi. Nie chciałam żyć… Kolejne uderzenie wylądowało na moim brzuchu, skuliłam się i czekałam na następny cios. Na szczęście zamiast uderzenia, usłyszałam otwierane drzwi i oddalające się kroki. Nie miałam siły, żeby się podnieść, objęłam się rękami i płakałam, modląc się o jakąś pomoc, o szansę na ucieczkę. Było mi zimno, ale bałam się poruszyć, żeby wstać i wrócić do pokoju, nie chciałam spotkać żadnego z tutejszych facetów. Chyba niczego się tak nie obawiałam jak właśnie ich, mogłam tu zostać do rana. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w głuchą ciszę panującą wokół. Była nieprzyjemna i przerażająca. Śnił mi się Igor, obejmował mnie i gładził po włosach, starałam się od niego odsunąć, ale przycisnął mnie bardziej do siebie, był jak prawdziwy, czułam jego ciepły zapach, który mnie otulał i kołysałam się w jego ramionach. Zerwałam się z podłogi i rozejrzałam po pokoju, dziwne, bo zasypiałam w gabinecie na podłodze, a teraz leżałam w swoim łóżku, Viola z Darią też spokojnie spały, usiadłam na łóżku i zastanawiałam się nad swoim życiem, gdzieś w środku nie chciałam tu być, nie chciałam takiego życia, ale z drugiej strony, jaki los mnie czekał? Tu był chociaż cień, maleńka iskierka nadziei, że coś się zmieni. Oparłam głowę o poduszkę i od razu zasnęłam.

Tym razem noc minęła mi spokojnie, obudziłam się przed południem, w pokoju czuć było zapach świeżej kawy, ale mnie to mało interesowało. Nie miałam zamiaru wychodzić z łóżka, poza tym nie miałam w tym domu żadnych obowiązków poza zajściem w ciążę, więc donikąd mi się nie spieszyło. Jeszcze bardziej przykryłam się kołdrą i udawałam, że śpię. Niestety dziewczyny gadały tak głośno, że nie dało się zasnąć. Powoli wyszłam z łóżka i poszłam do łazienki. Moje odbicie w lustrze pozostawiało wiele do życzenia, miałam kilka śladów po uścisku na szyi i siniak pod okiem. Moje nadgarstki były poprzecierane, a ból między nogami przypominał mi co przeszłam, oparłam dłonie o blat i kołysałam ciałem, starając się choć trochę uspokoić, letni prysznic był jak ukojenie, woda długo lała się na moją głowę, a ja nie przestawałam płakać. Po prysznicu ubrałam dresowe spodnie oraz luźną koszulkę i wróciłam do łóżka, spędziłam tak kolejne godziny, patrząc w okno i słuchając rozmów dziewczyn, które bez żadnej litości gadały przez cały czas, bez przerwy, gadały i gadały, a mnie rozsadzało głowę… Pukanie do drzwi mnie sparaliżowało, spodziewałam się Bruna i zacisnęłam ze strachu zęby. W drzwiach stanął około pięćdziesięcioletni mężczyzna, twarz miał nawet przyjemną, spojrzał na każdą z nas i kiwnął do mnie głową.

— Pani jest nowa? — spytał i oparł się ramieniem o futrynę.

— Tak — szepnęłam.

— Zapraszam — nie czekając na mnie wyszedł z pokoju.

Spojrzałam na dziewczyny, ale wzruszyły tylko ramionami, świetnie, nie ma to jak słowo wyjaśnienia.

Wyszłam na korytarz i nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął moim ciałem, spojrzałam w stronę oddalającego się mężczyzny i ruszyłam za nim, nie wiedziałam ani kim jest, ani czego ode mnie chce, ale przecież nic gorszego mnie już spotkać nie mogło.

Facet otworzył drzwi i ruchem ręki zaprosił mnie do środka, dopiero kiedy weszłam do pokoju dotarło do mnie, o co chodzi.

— Niech pani siada, porozmawiamy chwilę.

Wykonałam polecenie i usiadłam na drewnianym krześle przy biurku.

— Ile pani ma lat?

— Skończyłam osiemnaście.

— Kiedy ostatnio robiła pani badania krwi i jakie? — spojrzał na mnie znad papierów.

— Nie miałam nigdy żadnych.

— Słucham?

Wzruszyłam ramionami, nic więcej nie mogłam mu powiedzieć.

— Niewiarygodne — szepnął do siebie i odwrócił się w stronę szafki ze szklanymi drzwiami.

Wyciągnął ze środka kilka małych przedmiotów i naciągnął na dłonie rękawiczki.

— Pobiorę krew do badania.

Kiwnęłam głową i położyłam rękę na blat, facet zacisnął opaskę na moim ramieniu i wbił igłę w żyłę, drgnęłam, ale to nie było zbyt bolesne. Po pobraniu facet spojrzał na mnie, jakby krępowała go moja obecność.

— Przejdziemy teraz do badania ginekologicznego dobrze?

Moja twarz chyba nie wyglądała zbyt dobrze, bo facet zmarszczył brwi i oparł się w fotelu. Ze zrozumieniem pokiwał głową i znów oparł łokcie o biurko.

— Jest pani dziewicą? — przewróciłam lekko oczami na to pytanie.

— Już nie — szepnęłam zawstydzona i opuściłam głowę.

— Już?

— Dziś w nocy… — zawiesiłam głos i otarłam dłonią spływającą łzę.

— Rozumiem, proszę się rozebrać od pasa w dół i położyć na fotelu — wskazał dłonią fotel przypominający bardziej narzędzie tortur, niż sprzęt lekarski.

Odeszłam kilka kroków i zawstydzona zaczęłam zdejmować spodnie i bieliznę, nie wiedziałam co zrobić, nigdy wcześniej nie byłam u lekarza, zwłaszcza takiego. Podeszłam do tego czegoś, co facet nazwał fotelem i usiadłam na papierowym ręczniku leżącym na siedzisku. Zacisnęłam nogi i czekałam, aż lekarz do mnie podejdzie, kiedy się do mnie odwrócił widziałam w jego oczach litościwy uśmieszek. Powoli do mnie podszedł i usiadł na stołku.

— Muszę cię zbadać — patrzył na mnie, jakby czekał na odpowiedź — żeby to zrobić musisz mi na to pozwolić, badanie ginekologiczne polega na tym, że muszę zobaczyć wnętrze twojej pochwy. Rozumiesz?

Kiwnęłam głową, był bardzo miły, a jednak na samą myśl, że mnie dotknie spinałam wszystkie mięśnie.

— Rozumiem, że to dla ciebie krępujące, zwłaszcza że nie miałaś do czynienia z takim badaniem, jest nieprzyjemne, ale nie bolesne. Połóż stopy tutaj — pokazał mi dwie podpórki oddalone od siebie tak bardzo, że zaczęłam się zastanawiać, czy dam radę tak rozłożyć nogi.

Nie patrząc na faceta wykonałam polecenie, niespodziewanie złapał mnie za biodra i lekko zsunął z siedziska. Kiedy usiadł, zasłoniłam twarz ze wstydu, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nagle poczułam nieprzyjemny chłód i bolesne rozpychanie wewnątrz ciała, cofnęłam pośladki i zasyczałam.

Kiedy skończył odsunął się bez słowa ode mnie i usiadł przy biurku.

— Możesz się ubrać — mruknął, nie odrywając się od papierów — wyniki krwi będą jutro, zostawię ci maść na otarcia. Nie powinnaś przez kilka najbliższych dni współżyć, ale wiem, że to nie od ciebie zależy.

Opuściłam wzrok, zdawałam sobie sprawę, że wie kim tu jestem i że Bruno nie uznaje sprzeciwu w tych sprawach.

Kiedy wróciłam do pokoju dziewczyny jadły już obiad, ja nie miałam apetytu, pierwszy raz tęskniłam za siostrą, pamiętam jej wzrok pełen pogardy i wyrzutu, gdyby wiedziała, co mnie tu spotyka pewnie by nie zazdrościła.

Spojrzałam w stronę drzwi, słysząc kroki na korytarzu, wiedziałam, kto to może być, przykryłam się kocem po czubek głowy i czekałam.

W końcu głosy dziewczyn ucichły i już wiedziałam, że ktoś musiał wejść do sypialni. Uchyliłam koc i spojrzałam we wbite we mnie zielone oczy.

— Zostaw mnie w spokoju — mruknęłam i znów się nakryłam.

— Zbieraj się — zerwał ze mnie koc i rzucił na ramę łóżka — dostałem polecenie, żeby przenieść cię do innej sypialni.

— Dlaczego? — usiadłam, opierając plecy o ścianę, chciałam być jak najdalej od niego.

— A jak sądzisz? Macie to robić tutaj? — rozejrzał się po pokoju.

Nie pomyślałam o tym, miałam być materiałem na matkę, więc seks był nieodzowną częścią mojego najbliższego życia. Podniosłam wzrok na Igora, a on kiwnął tylko głową, jakby chciał mnie popędzać. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, zebrałam z półek swoje kosmetyki i szlafrok, a kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam w odbiciu lustra jak Violka próbuje przytulić się do Igora, nie wiedziałam, że są razem, zresztą nic w tym dziwnego, Viola to ładna dziewczyna, a Igor też nie jest z kamienia i, mimo że się zapierał, że nie chce dziewczyny to pewnie już zmienił zdanie. Głośno chrząknęłam, stając w drzwiach łazienki i zobaczyłam jak od siebie odskakują. Patrzyłam pod nogi, bo gdzieś w środku im zazdrościłam, chciałabym, żeby ktoś kiedyś tak na mnie patrzył.

Igor stanął przy drzwiach i czekał, aż się zbiorę, nie miałam wielu rzeczy i pakowanie szybko mi poszło. Szliśmy pustym korytarzem, Igor kilka kroków przede mną, odwróciłam wzrok, kiedy zza rogu wyszedł jeden z mężczyzn, który mnie napadł, jak mnie minął poczułam szarpnięcie za rękę i upuściłam niesione rzeczy, facet wciągnął mnie w mały, boczny korytarz i przycisnął swoim ciałem do ściany. Chciałam krzyknąć, ale zasłonił mi usta dłonią. Nie wierzyłam, że to się dzieje i że Igor kolejny raz mnie zostawił, facet złapał moją pierś, ale zanim zdążył zrobić coś więcej, ktoś go ode mnie oderwał. Igor jednym ruchem powalił faceta na podłogę i zaczął go kopać, próbowałam go od niego oderwać, ale nie dałam rady. W końcu chłopak odpuścił i złapał mnie mocno za rękę, ciągnąc w stronę mojej nowej sypialni. Igor chwycił po drodze leżące na podłodze rzeczy i nie wypuszczając mojej ręki zaprowadził mnie na drugi koniec korytarza.

Sypialnia nie była bardzo duża, po prawej stronie pod ścianą stało podwójne łóżko, a naprzeciwko były drzwi do łazienki, obok była duża szafa, stolik i dwa fotele. Wszystkie ściany, meble i podłogi były w bardzo jasnych kolorach.

— Podoba się? — Igor mruknął tuż przy moim uchu, a ja poczułam dziwny ucisk w podbrzuszu.

— Pokój piękny, ale…

— Jak coś jest nie tak, to mów, zmienimy.

— Moja przyszłość jest nie taka, ale to nie twoja sprawa prawda? Masz swoje życie, nie będziesz się jeszcze mną martwił.

Mówiłam ze łzami w oczach i widziałam, jak wyciąga do mnie rękę, jakby chciał mnie objąć, ale się odsunęłam, bałam się dotyku.

— Przepraszam za to, co się stało w kasynie.

— To nie twoja wina — mruknęłam i odwróciłam się do niego plecami, nie chcąc, żeby widział moje łzy.

— Nie sądziłem, że aż tak zareaguje — podszedł do mnie i delikatnie położył dłonie na moich biodrach.

Drgnęłam od dotyku i odruchowo chciałam się odsunąć, ale nie pozwolił mi na to. Przyciągnął mnie do siebie i obrócił tak, że staliśmy do siebie przodem. Nie patrzyłam na niego, odwracałam głowę, kryjąc płacz i przerażenie. W jednej chwili przycisnął mnie do siebie tak bardzo, że oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

— Nie płacz, jeszcze wszystko się poukłada, obiecuję — szepnął i pocałował mnie w czubek głowy.

— Nic się nie poukłada, od urodzenia byłam skazana na porażkę, to się nie zmieni, nikt tego nie zmieni, ty też nie.

Starałam się odsunąć, ale nie wypuszczał mnie z objęć, a po chwili kołysał mną jak małym dzieckiem.

— Przysięgam, że przyjdzie dzień, w którym ci pomogę, jeszcze nie dziś, nie jutro i pewnie nie za miesiąc, ale pomogę.

— Nie obiecuj. Dasz mi tylko nadzieję, a ja jej nie chcę.

Odsunął mnie od siebie i spojrzał w oczy, były inne, niż zawsze, były… były szkliste, głębokie i takie nadzwyczajne, nie pierwszy raz je widziałam, a jednak działały na mnie w bardzo dziwny sposób.

— Potrzebujesz czegoś? — spytał tak nagle, że podskoczyłam.

— Tego, co potrzebuję to mi nie jesteś w stanie zapewnić, więc dzięki. Zostaw mnie.

— Maryś, jakbyś czegoś potrzebowała… — przerwałam mu parsknięciem — no co?

— Maryś?

— Jakoś tak — uśmiechnął się, pokazując zęby i potarł dłońmi moją talię — pasuje do ciebie. Przepraszam muszę już iść.

— Jasne — kiwnęłam głową i chciałam odejść, ale wciąż mnie trzymał, dziwnie się poczułam, jakby czegoś ode mnie oczekiwał, a ja… Nagle zbliżył do mnie swoją twarz i złożył długi, czuły pocałunek na moim czole. To było bardzo przyjemne, choć dla mnie chyba zbyt osobiste, miałam złe przeczucia, że nasze relacje schodzą na inny tor, niż powinny być, a to zrodzi same kłopoty.

Kiedy Igor wyszedł od razu przekręciłam klucz w drzwiach, bałam się nieproszonych gości. Cały dzień spędziłam sama w zamkniętym pokoju i było mi z tym dobrze, mimo głodu nie miałam zamiaru wychodzić na zewnątrz. Przed wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi, nawet nie podniosłam się z łóżka i czekałam co się stanie, Bruno na pewno by nie pukał, więc to nie on, dziewczyny nie za bardzo mnie polubiły… tylko faceci mieli po co do mnie przychodzić, dlatego udawałam, że mnie nie ma.

— Maryś otwórz proszę — usłyszałam cichy głos za drzwiami i od razu się uśmiechnęłam.

Przekręciłam klucz w drzwiach i chciałam wpuścić go do środka, ale nawet nie próbował wejść.

— Stało się coś? — spytałam ze strachem w głosie.

— Nic złego — oparł się ramieniem o futrynę — Bruno wyjeżdża na trzy dni.

— Naprawdę? — pierwszy raz szczerze się uśmiechnęłam.

— Tak, właśnie wyszedł z domu, więc od niego masz spokój.

— Od niego… — westchnęłam, przypominając sobie, że każdy może tu ze mną zrobić co chce.

— Właśnie dlatego przychodzę, nie wychodź sama z pokoju, jedzenie będę ci przynosił osobiście, drzwi miej zamknięte i nie wyjmuj klucza z zamka. Nie otwieraj okien, uchylaj tylko i nigdy nie wychodź z pokoju, jeśli będą niedomknięte, nawet do łazienki. Jeśli będzie taka sytuacja, że będziesz musiała opuścić pokój, to zrobisz to w moim towarzystwie. Przynajmniej tyle mogę zrobić.

— Dziękuje ci — położyłam dłoń na jego ramieniu, a on od razu ją chwycił i lekko pocałował.

— Jeszcze jedno, jutro organizujemy sobie imprezę z okazji wolności od szefa, wszyscy domownicy są zaproszeni.

— Chyba wolę nie — odsunęłam się o krok i zaplotłam ręce na piersiach.

— Będę cię pilnował.

— Mimo wszystko — opuściłam wzrok — chyba nie czuję się na siłach.

— I tak po ciebie przyjdę, więc szykuj się na siedemnastą — bez czekania na moją odpowiedź, pochylił się i cmoknął mnie w policzek.

Rozdział 9

Dawno tak dobrze i tak długo nie spałam, tak jak sądziłam, na początku ktoś próbował dobić się do drzwi, ale według polecenia Igora zamknęłam je i nawet się nie poruszyłam, udając, że mnie nie ma. Od północy do samego rana był już spokój. Obudziły mnie ptaki siadające na parapecie i z uśmiechem podniosłam powieki, była piękna pogoda, słońce świeciło prosto w okno, a ja pierwszy raz w życiu miałam ochotę na leżenie w ogrodzie i nic nie robienie, niestety to nie był najlepszy pomysł, bo wciąż byli tu ludzie, których nie chciałam spotykać. Wskoczyłam pod prysznic i szybko umyłam ciało pachnącym żelem, to był ewidentny plus tego, co na mnie spadło, nigdy wcześniej nie miałam pod dostatkiem tylu kosmetyków i ciepłej wody, mogłam się myć bez żadnych wyrzutów i strachu. Dla innych to norma, dla mnie szczyt luksusu. Myłam głowę pięknie pachnącym szamponem, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, czar prysł i znów ogarnęło mnie przerażenie, że to któryś z facetów zechciał mnie zgwałcić. Nie odzywałam się, zakręciłam wodę i czekałam co dalej. Pukanie się powtórzyło, ale nie było ani głośne, ani nerwowe. Ubrana w szlafrok podeszłam bliżej drzwi i nasłuchiwałam odgłosów z korytarza, ktoś, kto stał po drugiej stronie musiał mnie usłyszeć, bo tym razem, zamiast zwykłego pukania usłyszałam dźwięk, jakby ktoś pocierał palcami drewno.

— Maryś — usłyszałam cichy szept i od razu się uśmiechnęłam, chyba polubię to imię.

Niestety moje lęki mnie nie opuszczały i, mimo że wiedziałam, kto stoi za drzwiami, to wciąż miałam obawy, czy jest sam i czy mnie nie wystawi. W końcu zebrałam się na odwagę i przekręciłam klucz w zamku. Nikt nie wszedł, nieśmiało nacisnęłam klamkę i spojrzałam w zielone tęczówki uśmiechniętego chłopaka.

— Z czego się śmiejesz? — spytałam, udając groźną, bo szczerze to cieszyłam się, że go widzę.

— Bo masz szampon na włosach.

— Przepraszam, kąpałam się i…

— Nie przepraszaj, to ja się nie zapowiedziałem. Przyniosłem ci kawę, myślałem, że może razem wypijemy, ale jak nie masz teraz czasu…

— Chętnie — wybuchłam i nieco się zawstydziłam, nie chciałam, żeby zbyt wiele sobie pomyślał — to znaczy, jeśli poczekasz, aż się ogarnę — zaczęłam się tłumaczyć.

— Mogę? — wskazał głową najpierw trzymany w ręce dzbanek, a potem stolik.

Chwilę się zawahałam, ponieważ nie bardzo chciałam, żeby do mnie wchodził, bądź co bądź pod szlafrokiem byłam naga, a nie przywykłam jeszcze to takich sytuacji. Zanim jednak odpowiedziałam Igor zdążył wejść i ustawić na stoliku dzbanek i dwie filiżanki z pięknej, białej porcelany.

— Jak się wstydzisz to poczekam na korytarzu — podniósł na mnie wzrok i zmierzył mnie od góry do dołu, a w zasadzie to od dołu do góry.

— To znaczy, bo ja… — jąkałam się i patrzyłam na jego poszerzający się uśmiech — nie, żebym…

— Dobra, poczekam na korytarzu, jak skończysz, to mnie wpuść — zrobił kilka kroków w stronę drzwi — no chyba że jednak nie życzysz sobie mojego towarzystwa, zrozumiem, jeśli nie chcesz mnie widzieć.

— Zostań, jeśli chcesz — odważyłam się powiedzieć i z napiętymi nerwami patrzyłam jak zatrzymuje się z dłonią na klamce.

Opuścił lekko głowę i odwrócił się nieznacznie, chyba jednak chciałam, żeby został.

— Poczekam, kąp się spokojnie.

Kiedy zamknął za sobą drzwi, dla pewności przekręciłam klucz i wróciłam do łazienki, szybko spłukałam z siebie szampon i ubrałam się w dresowe spodnie i bluzkę na ramiączkach, patrzyłam na siebie w lustrze i wspominałam ojca, który nie pozwalał mi się tak ubierać. Pokręciłam głową i związałam włosy w wysoki kitek. Po powrocie do sypialni uchyliłam delikatnie drzwi i dostrzegłam Igora opartego o ścianę, wpatrzony był w ekran telefonu i szeroko się uśmiechał, oparłam się o futrynę i długo wpatrywałam się w jego twarz. Nagle przestałam się go bać, był teraz inny, mniej służbowy, niż przy swoim szefie. Śmiał się prawie w głos i co chwilę ocierał łzy z oczu. Powstrzymywałam śmiech, nie chcąc go rozpraszać, ale kiedy głośno parsknął, to się nie powstrzymałam i zaśmiałam się równie głośno jak on. Chłopak podniósł na mnie szklisty wzrok i od razu do mnie podszedł.

— Zaprosi mnie pani na kawę? — przechylił lekko głowę na bok.

— Zapraszam pana na kawę, panie Igorze — odsunęłam się i kiwnęłam głową w stronę pokoju.

W zasadzie nie rozmawialiśmy, do smaku kawy powoli się już przyzwyczajałam, ale do towarzystwa jeszcze nie bardzo. Mimo że pokój znów zamknięty był na klucz, to i tak się bałam. Igor chyba to dostrzegł, bo nagle odstawił filiżankę i oparł się mocno w fotelu.

— Gotowa na wieczór?

— Mówiłam, że nie chcę, to nie dla mnie — mruknęłam trochę zawstydzona.

— Bo?

— Igor, nie udawaj, popatrz na mnie, nigdy nie byłam na takim spotkaniu, nie wiem ani, jak się ubrać, ani, jak się zachować, poza tym… — urwałam, a do oczu napłynęły mi łzy.

— Co poza tym?

— Boję się — szepnęłam bezdźwięcznie — sam wiesz, co mi robili, nie chcę tego powtarzać.

— A jak obiecam, że nie pozwolę ci nic zrobić?

— Nie gniewaj się, ale pozwalałeś na to — nie wytrzymałam i na samo wspomnienie w głos się rozpłakałam.

Igor odchylił głowę w tył i długo patrzył w sufit.

— Wybacz, nie jestem tu panem i też muszę wykonywać polecenia, nie znaczy, że sprawia mi to radość. Pod pewnymi względami jestem tu na tych samych zasadach co ty.

— On mnie kupił — warknęłam z żalem w głosie.

— A mnie dostał za darmo — odpowiedział dość groźnie — nie będziemy się teraz licytować. Zbieraj się.

— Co? Jak zbieraj? Igor ja nie chcę — prawie płakałam.

— Masz dziś wolne, trzeba to wykorzystać — mrugnął do mnie okiem i wstał z fotela, wyciągając do mnie dłoń.

Nie chwyciłam jego ręki, jakoś nie bardzo mi to pasowało, ale wstałam z fotela i spojrzałam na swoje ubrania.

— Ubierz coś krótszego, jest upał — zaśmiał się, a ja poczułam, jak się rumienię.

Chyba dostrzegł moją niepewność, bo odszedł w stronę szafy i otworzył drzwi, chwilę patrzył na ubrania i wyciągnął czerwone, krótkie spodenki z cienkiego materiału.

— Masz minutę — kiwnął głową w stronę łazienki.

Szliśmy pustym korytarzem, a ja miałam jakieś dziwne przeczucie, że coś złego się wydarzy, nie myliłam się, na parterze spotkaliśmy kilku mężczyzn, wśród których byli również mi już znani, siedziało z nimi kilka dziewczyn, Viola patrzyła na mnie z zawiścią, a na Igora… z miłością? Może raczej z uwielbieniem, nie dało się nie zauważyć, że jej się podoba, albo nawet więcej, niż podoba. Wcale jej się nie dziwiłam, bo nie należał do mężczyzn nieatrakcyjnych, był dobrze zbudowany, zawsze zadbany i pachnący. Patrzyłam pod nogi, nie chcąc mieć z nimi żadnego kontaktu, jednak jeden z facetów do mnie podszedł i położył dłoń na moim tyłku, lekko mnie do siebie przyciągając. Chciałam go odepchnąć, ale był silniejszy, przycisnął twarz do mojej szyi i zaczął mnie lizać, było mi niedobrze, wyrywałam się i zastanawiałam się, czemu Igor nie reaguje, stał obok i patrzył.

— Słodka jesteś — facet warknął mi w szyję, a ja zdrętwiałam — wieczorem spróbuję innych twoich zakamarków.

— Już? Skończyłeś? — Igor się odezwał, ale zrobił to całkowicie obojętnie, jakby mu w ogóle na mnie nie zależało, zresztą, czego miałam się spodziewać, że mu na mnie zależy? — Idziemy — złapał mnie za łokieć i mocno szarpnął w stronę wyjścia, szedł tak szybko, że prawie za nim biegłam.

Jednym ruchem wsadził mnie do auta i z piskiem opon wyjechał za bramę, dopiero po chwili się odezwał, choć wcale nie chciałam go słuchać.

— Przepraszam, musiałem.

— Jasne — mruknęłam i patrzyłam w szybę na mijające nas drzewa.

— Muszę być wobec ciebie obojętny, a nawet wrogi, rozumiesz? Nikt nie może wiedzieć, że ci pomagam.

— Rozumiem, będziesz patrzył jak mnie gwałcą, a po wszystkim mnie przytulisz na pocieszenie, obejdzie się — czułam jak moje wargi zaczynają drżeć.

— Maryś, nie mów tak, jeśli tylko dam radę, to będę cię ochraniał, przed Brunem nie mogę sama wiesz…

— Nieważne, wiem, że dla nikogo się nie liczę, przywykłam już do tego i naprawdę nie oczekuję współczucia.

— Nie mów tak, jesteś wartościową…

— Nie znasz mnie i nic o mnie nie wiesz — weszłam mu w zdanie — to dokąd mnie wieziesz?

Nie odpowiedział, głośno wypuścił powietrze z ust i docisnął gaz. Po półgodzinnej jeździe w kompletnej ciszy zatrzymaliśmy się na niedużym, przydrożnym parkingu.

Igor bez słowa wysiadł z auta i otworzył mi drzwi, ale zanim wysiadłam, podszedł na tył samochodu i wyciągnął z niego małą torbę, nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało, zastanawiałam się co chce zrobić, ale wciąż się do mnie nie odzywał. Kiwnął na mnie głową i ruszył w stronę pobliskiego lasu. Szłam kilka kroków za nim, a las zdawał się robić coraz gęstszy, patrzyłam na każdy jego ruch, żeby w razie czego szybko zareagować i zdążyć uciec, nagle Igor skręcił w prawo i teraz weszliśmy na niedużą polanę, przełknęłam z trudem ślinę i z niepokojem patrzyłam, jak chłopak rozpina torbę i coś z niej wyciąga, moje serce biło coraz mocniej, aż w końcu zaczęłam się śmiać, widząc jak rozkłada na trawie koc.

— Naprawdę? — patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

— A myślałaś, że po co cię tu przytargałem? Mówiłem, że musisz odpocząć. Kładź się, dziś jest dzień tylko dla ciebie.

Podeszłam niepewnie i usiadłam na dużym, czarnym kocu, patrzyłam przed siebie na kaczki siadające na rzece płynącej kilkanaście metrów od nas. W ogóle było tu przepięknie, drzewa cicho szumiały, a wokół nas słychać było brzęczenie pszczół i innych owadów. Zmrużyłam oczy przed słońcem i głęboko oddychałam pachnącym kwiatami powietrzem.

— Zadowolona?

Nie otwierając oczu kiwnęłam głową i położyłam się na kocu, było mi dobrze, tak swobodnie i beztrosko. Pierwszy raz czułam, że żyję, nie bałam się, nie ukrywałam, nie nasłuchiwałam niczyich kroków…

Poczułam ruch tuż obok siebie i otworzyłam oczy, chyba musiałam zasnąć, zmrużyłam powieki i patrzyłam jak Igor ubrany jedynie w bokserki idzie w stronę rzeki, nie mogłam się na niego napatrzeć, był idealny, męski i pociągający. Jego ciało kołysało się na boki, a po chwili zniknął w wodzie, słyszałam tylko plusk i obróciłam się na brzuch. Podparłam głowę na rękach i rozglądałam się wokoło, trawa, trawa, krzaki, trawa, trawa…

Zimne krople spadły na moje rozgrzane od słońca nogi i z piskiem odwróciłam się za siebie.

— Pospałaś trochę — Igor stał nade mną prawie goły i ociekający wodą.

— To źle?

— Nie, pięknie wyglądasz jak śpisz — uśmiechnął się i zgarnął włosy z czoła do tyłu.

— Yhy — mruknęłam i odwróciłam się do niego plecami.

Po chwili poczułam go obok siebie, swobodnie położył się tak blisko, że dotykał mnie swoim ramieniem, dziwnie się czułam, przesunęłam się delikatnie, tak żeby go nie dotykać. Milczeliśmy, ale to było przyjemne, widziałam, że kilka razy chciał się odezwać, ale rezygnował. Może i dobrze, wcale nie miałam ochoty na rozmowy.

— Umiesz pływać? — w końcu się odezwał, a ja się zaśmiałam.

— Żartujesz? Nawet myć się porządnie nie umiem.

— Chcesz się nauczyć?

— Po co? Myślisz, że będę kiedyś miała okazję pływać? — odpowiedziałam trochę nerwowo.

— Tego nie wiadomo.

— Wiadomo — otarłam łzę z policzka.

Bez odpowiedzi podniósł się z koca i łapiąc mnie w pasie postawił przed sobą. Zapiszczałam, ale nie zwracał na mnie uwagi, złapał za dół mojej bluzki i jednym ruchem zdjął ją ze mnie, przerażona zasłaniałam ciało, ale on nawet na mnie nie patrzył, wziął mnie na ręce i przerzucił sobie przez ramię. Machałam nogami i rękami, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi, usłyszałam plusk wody, a po chwili zdjął mnie z siebie i postawił w wodzie, no on chyba zwariował.

— Nie bój się, nie utopię cię — zaśmiał się głośno.

— Chciałabym, żebyś to zrobił — odpowiedziałam całkowicie szczerze i wbiłam w niego śmiertelnie poważny wzrok — zrób to… błagam, utop mnie Igor — ostatnie słowa wyszeptałam łamiącym się głosem — jesteś wystarczająco silny, żeby to zrobić, to mój jedyny ratunek, pomóż mi…

Zamiast odpowiedzieć, objął mnie ramieniem i mocno do siebie przytulił. Czułam, jakbym się przewracała i dopiero po chwili zrozumiałam, że Igor, trzymając mnie położył się na wodzie, przestraszyłam się, zaczęłam wyrywać i zanurzyłam się pod powierzchnię, poczułam na sobie uścisk i po chwili kaszlałam, starając się jakoś uspokoić. Igor zgarnął z mojej twarzy włosy i otarł twarz, chwycił mnie mocno i położył delikatnie na wodzie, trzymając dłonie pod moimi plecami. Moje oddechy były szybkie i płytkie.

— Uspokój się, nic ci się nie stanie — powiedział tuż przy mojej twarzy, a jego oddech delikatnie łaskotał moja mokrą skórę — weź głęboki wdech i rozłóż ręce na boki.

Wykonałam polecenie i po chwili poczułam jak unoszę się na wodzie, to było niesamowite uczucie, jakbym latała.

— Odepchnij się — mruknął, a ja z chęcią poruszyłam rękami.

Niestety tym razem nie było tak fajnie, straciłam panowanie nad ciałem i odchyliłam się w tył. W sekundę byłam pod wodą, zachłysnęłam się tak mocno, że mimo szybkiej reakcji Igora nie mogłam złapać oddechu, szybko wyciągnął mnie na brzeg i oklepywał plecy, nie mogłam złapać tchu i wciąż było mi niedobrze, w końcu zwymiotowałam resztkę wody i opadłam na trawę.

— Maryś, przepraszam — słyszałam jego głos, ale nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, poczułam jak bierze mnie na ręce i niesie na koc.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 48.71