Kiedy odejdę

Bezpłatny fragment - Kiedy odejdę

w zamyśleniu

Poezja
Polski
Objętość:
116 str.
ISBN:
978-83-8155-859-4

Posłowie

Aby napisać kilka słów na temat zbioru wierszy „Kiedy odejdę” nie sposób przejść obojętnie obok ostatniego tomiku wydanego w grudniu 2018r. „W cieniu motyli”, który miał być być zapowiedzią odrodzenia, innym spojrzeniem na świat, zwiastunem wesołych nutek. „W cieniu motyli” to zbiór wierszy różnych gatunków literackich ubrany w nostalgiczne strofy. Już sam tytuł jest owiany tajemnicą, niemalże intryguje. Motyl — symbol duszy, szczęścia, natchnienia, lekkości, piękności, przemiany zewnętrznej i świadomości oznacza oświecenie, głębsze wejrzenie w naturę świata oraz przebudzenie się w miłości do świata. Miał w nim nastąpić przełom. Wówczas liczyłam, że może w końcu czytelnik sięgnie po rozmarzone, pełne ciepła strofy. Niestety życie przyniosło kilka rozczarowań, kilka kolejnych kropel łez.

„Kiedy odejdę” to zbiór wierszy owianych bólem, rozczarowaniem i samotnością. Poszukuję w nim prawdy i sensu życia, nie zapominając o upływającym czasie. W swojej wędrówce, w cieniu życia czy tańczącym korowodzie zatrzymuję się i szukam odpowiedzi — kim jestem? Staram się aby pęd życia, pragmatyka codzienności nie zachwiały moralnej równowagi. Aby w sprawach ważnych i mniej ważnych być wyczulonym na zło i krzywdę drugiego człowieka, by człowiek człowiekowi nie stawiał murów, rozkruszył kamienne serce. Czytelnik odnajdzie w nim liryczne strofy kobiety osamotnionej, ubranej w tęsknotę za światem doskonałym, rajskim ogrodem gdzie króluje dobro i miłość. Niektóre wiersze poprzez zastosowane środki poetyckie, formę uderzają w serca, zatrzymują, czasami szokują lecz każdy wiersz, każdy obraz wyrastają z ludzkiego bólu lub szczęścia, lęku bądź równowagi psychicznej.

„Zgorzkniali śmiertelnicy pośród własnych cieni

wciąż gnają niepokojem, włożyli pancerze.

Ich kamienna skorupa piękna nie dostrzeże.

Mkną, nie zauważają sterczących kamieni.”

W tym tomiku czytelnik razem ze mną będzie podążał drogą niepewności, zwątpienia. Pytał, kim jestem, dokąd zmierzam, kim są moi przyjaciele, z jakimi przeciwnościami przyjdzie mi się jeszcze zmierzyć? Dlaczego nieustannie podążam drogą pełną kamieni, szukam ucieczki w mroku? I gdy jestem przekonana, że w końcu osiągnęłam upragnioną harmonię, odnalazłam swój bezpieczny azyl, doświadczam kolejnego rozczarowania? Nie mogę wyjść z mroku a może po prostu nie chcę, może boję się kolejnego rozczarowania bo podświadomie wiem, że świat jest zbyt brutalny, dorosłość boli…

Mrok skrywa sekret świata —

noc ukazuje światło

Zatem kim jestem? Kobietą, która polubiła samotność i mrok.

od/nowa/


zatrzymał się świat

życie rozsypało się na milion kawałków

stając się mrzonką —

beznamiętny rytm serca


sama ze sobą

patrzyłam jak umiera dzień

pośród czterech ścian —

krzyczałam


szary świat

posępni ludzie

samotna ja

deszcz nie cierpiał

gdy kolejny raz

uderzał smutne parasole

Moje wiersze często owiane są smutkiem i samotnością jednak zawsze z nutą nadziei. Dlaczego poezja pełna melancholii? Uwielbiam sięgać po taką poezję, niejednokrotnie utożsamiam się z nią. W swoisty sposób porusza serce, a może po prostu taka jestem, mam taką duszę.


W tomiku „Kiedy odejdę” pojawił się wiersz napisany nową strofą i jej dokładny opis „Zakochana w wietrze” oraz kilka obrazów namalowanych na płótnie.

Na koniec przytoczę fragment wywiadu jakiego udzieliłam Adamowi Gabrielowi Grzelązka z cyklu „Człowiek z sąsiedztwa”, w którym można odnaleźć kilka odpowiedzi na nurtujące pytania w tymże tomiku wierszy.

1. Czym jest dla ciebie poezja?

Poezja jest najdoskonalszą formą ludzkiej mowy często pisaną łzami. Łzami smutku i radości, która z łez tworzy perły. Poezja to też pewien rodzaj muzyki, którą dzięki Poetom jest dane nam ją słyszeć. To zbiór wewnętrznych doznań, przepełnionych emocjami i przeżyć przeniesionych przez autora na papier. Często świat abstrakcji, ucieczki przed bólem i samotnością. Poezja to ta część duszy, którą cały czas odkrywamy, modelujemy by nadać utworowi pożądanych cech za pomocą środków stylistycznych i uczuć. To swoisty sposób wyrażenia siebie, wieczna pustynia, którą podążamy by dotrzeć do kresu podróży. Pociągiem sunącym po szynach wyobraźni, wyzwoleniem duszy. Piękną metaforą zbyt często przepełnioną złudzeniami. Jednak i bezpieczną przystanią gdzie zarzucamy kotwice, która chroni przed nadchodzącą falą tęsknoty i smutku.

2. Kim jest poeta?

Poeta to malarz słowa, który dostrzega więcej, widzi więcej… patrzy na świat innymi oczyma. Potrafi ubrać stare powalone drzewo, zepsutą furtkę w piękną szatę, nadając przedmiotom delikatności. Dać im duszę. To wrażliwa dusza, twórcą wierszy, poezji. Często idealizuje otaczający świat i ludzi. Wieczny malarz z piórem w ręku. Może poeta to anioł, który rozkłada skrzydła gdy niebo płacze. Rybak, który łowi ludzkie serca, czy zaś jubiler starannie szlifujący diamenty by nadać słowom szczególnego blasku. To ogrodnik, który wśród kwiatów rodzi swoje złote myśli, ozdabiając duszę. Niejednokrotnie dziwak, ska­zany na sa­mot­ność za zbyt wrażliwe serce.

Puentując poeta to misjonarz, który nade wszystko kocha życie, ludzi, przyrodę, który w martwe przedmioty potrafi tchnąć życie, dać im duszę. Jego słowa są ogromna siłą sprawczą, starannie wyważone strofy, często bywają najdoskonalszym lekarstwem dla zagubionych serc. Poprzez poezję zasklepiają nie tylko własne rany ale często i czytelnika.


Małgorzata Marcinkowska

A kiedy, odejdę…

Kiedy odejdę niewiele po mnie zostanie

same słowa — stosy kartek zapisanych.

Będą te wyraźne, inne od łez wyblakłe.


Dzisiaj jeszcze litery pieszczę i całuję,

i nie na niby obejmuję je i tulę.

Tyle rozterek piórem zapisanych,

miłowanie, ból, rozstanie.


A serce przetrwało wszystko

silne — lecz o skały się rozbiło…

Gładzi je mgliste powietrze

a wiatr szepcze:

pisz jeszcze, jeszcze…


Echo niesie smutku melodię,

ptaki wiadomość głoszą

że komuś żal,

że popłynęła goryczy łza…

Tylko czym jest żal?

Kiedy obok byłam

tkwiłam wiecznie w zmarzniętej ciszy.

Coraz częściej nadzieję zabierałam ze sobą,

marzeniom podcinano skrzydła…

A słowa choć nie chciałam —

ubierałam

w drobinki kryształowych łez.

I gdy zlepek słów w wiersz ułożyłam

dumałam —

czego było w nim więcej

liter czy łkania?

Czego więcej się w nim tli

namiętności czy smutku? —

Pocałunki łzami w wersach przeplatane…


Czy dzisiaj nastał koniec mojego świata?


A kiedy odejdę…

proch po mnie zostanie,

atramentem będą pachnieć szuflady…

Gdy je otworzysz

słowa niczym źródło ze skały wytrysną

i pojmiesz, że byłam zwykłą dziewczyną,

która przez całe życie z piórem tańczyła…

a towarzyszyła jej rozszlochana cisza.


Dziś w smutku pulsują czyjeś skronie

łzy chwyta w drżące dłonie.

Po co?

Jutro się znowu obudzę

i stwierdzę, że nic się nie zmieniło.

Więc wybacz — odejdę po cichutku

lecz nim to uczynię

jeszcze łzy z deptaka pozbieram

bym miała w co nowe słowa ubierać…

Odchodzę, po cichu…

Na nowe —

gotowa…


Zaraza

Obrzydliwość na niebie, brzydota na ziemi

przysłoniła firmament, skąd ona się bierze?

Nawet ludzkie oblicze niczym dzikie zwierze

wśród betonowych domów — czy coś ich odmieni?


Zgorzkniali śmiertelnicy pośród własnych cieni

wciąż gnają niepokojem, włożyli pancerze.

Ich kamienna skorupa piękna nie dostrzeże.

Mkną, nie zauważają sterczących kamieni.


Zleciało czarne ptactwo nad barwione głowy

co świadomie skreśliły słowa Ewangelii.

Bliscy apokalipsy — czy jest ktoś gotowy?

Wkrótce zdechłe robactwo na ziemi dostrzegli.


Szepcząc: Boże dlaczego? — Boją się śmierci.

Biją kamienne serca — rośnie słupek rtęci…

Stelaż duszy — sonet

Raz pokonuję góry, potem gniewne morze.

Chociaż często jak liść drżę sama pośród burzy,

otwieram z naiwnością swoje okno duszy

i w biegu pragnę dotknąć dziś polarną zorzę.


Ach, cudowny świecie mój — z łzą w oku odchodzę

ty dotykiem motyla twarz gładzisz w podróży,

i nie pozwalasz znosić mi nocnych katuszy.

Czy to jest dar od losu, czy dłoń Boga może?


I chociaż groźnie ziemia spod nóg się osuwa

a jasne światło ginie gdzieś między palcami

to anioł swoją troską złe myśli odsuwa.


Chociażby śliski asfalt pokryty był łzami

to kolorami tęczy nad światem Bóg czuwa

aby życie lśnić mogło wciąż szczęścia perłami.

Przemijanie

Nie ma niczego, co by wiecznie trwało

więc po co gładzić wspomnienia uśpione

i przywoływać co umarło,

do lotu zrywać zmęczoną wronę?


Nie ma niczego, co mogłoby przetrwać

więc pieścić nie chcę dłużej w dłoniach marzeń,

najlepiej będzie je gdzieś schować.

Po co mi w głowie znów pełno wrażeń?


Nie ma niczego, niczego pewnego

więc zawiązuję warkocz retrospekcji.

Nie chcę oddechu czuć zimnego!

Nie przekonuj mnie do swoich racji…


Dziś jeszcze młoda, lecz młodość przeminie,

a twarz zmarszczkami szybko się pokryje

w nich smutek, który nie odpłynie,

ostatnie słowa, ach łzami zmyję.


Wówczas śmierć przyjdzie i otworzy bramę

szepnie: nie bój się, po czym zamknie usta,

na innej ziemi wtedy stanę.

Dziś zbudził budzik, godzina szósta…

Smutek

Jeszcze niedawno śpiewałam o świcie,

jak latem motyl bujałam w przestworzach.

Wkroczyła żałość, sens straciło życie,

na ostrzu noża.


Dziś, w głuchej ciszy słyszę nieme krzyki

a blaskiem straszą zakurzone lustra

i tylko ze mną gdzieś pośród liryki

rozpaczy pustka.


Do nocnej lampy jak ćmy się spieszymy,

tłucząc skrzydłami o samotne ściany

Po co? Na lepszy los już nie liczymy —

dobrze się znamy!…


Czasem próbuję wyrwać się z jej szponów

uciec daleko by przestała dręczyć.

Zostałam sama żywa pośród grobów.

Przestań już męczyć!


Pozbyć się chciałam męczących złych myśli

lecz w moje ciało wbijano widelce.

Brudne pazury dotykały kości —

ostygło serce…


Tej nocy naga na łóżku leżałam

ból był mi kocem, a poduszką smutek.

Dość! Z twarzy ucisk śmiało zdejmowałam —

nastał początek…

Idealizm świata

Znowu w przyciemnionym lustrze

z ironią patrzysz kiedy płaczę.

Po czym szybko mówisz:

znowu świat cię nie zrozumiał,

nikt nie odgadł twych intencji,

sądzisz że obchodzisz ludzi?…


Wyznaczoną drogą

każdy ciągnie własny bagaż

„z belką w oku” szuka próżni.


Czas dorosnąć, mała!

Zdjąć płaszcz naiwności

i zrozumieć, że świat ślepnie

nie uznaje uczuć.


Dzisiaj w cenie są układy i mamona

one rozszerzają wciąż źrenice.


Spróbuj, mała oszacować wartość drzewa?

Jedno martwe o wielu ramionach,

drugie żywe — jeszcze małe…


Zdejmij z oczu już zasłonę

na świat wystaw swoją twarz

idź przed siebie,

dobrze patrz…

Widzisz miłość pośród zastygłych serc?

Odpowiadasz w milczeniu — jest!

A więc znasz odpowiedź?

Szukaj życia, tam gdzie śmierć

a poznasz tajemnicę egzystencji…

Rozstanie

Spójrz w niebo mój kochany, odlatują ptaki

i dużymi krokami idzie pani jesień

czemu dla nas w koszyku tylko smutek niesie?

Słońce już nie chce świecić, życie barwy traci.


Czy teraz w nostalgii choć nie chcę żyć muszę

czy w parku pośród liści odnajdę dziś ciebie?

Umarła połowa mnie — rozpacz echo niesie

w deszczu wolno łzy płyną — uratuj mą duszę.


Proszę porzuć swój gniew. Przyjdź! Chcę poczuć twe ręce

I słodki zapach skóry — bo nie zapomniałam

Pamiętasz? Zawsze więcej, więcej ciebie chciałam.

Miły, otul miłością zagubione serce.

Powiedz…

Proszę, powiedz gdzie jest mój okręt

czy po spokojnych wodach pływa serce,

czy gdy zmieni wiatr kierunek

w sztormie pokona je morze

i wszystko przeminie,

i ja odejdę w zapomnienie?…


Gdzie moje szczęście?

Nazwij proszę, miejsce

w którym dzisiaj jestem —

przestrzeń pomiędzy

słodyczą a uwielbieniem.


Naciągnąłeś na oczy świeży wachlarz,

rozpiąłeś śmiało moje myśli,

które osamotnione przestały

rozbijać się o ścianę.

Coraz częściej dotykasz pytań…

niewinnych,

i tych czystych…


I ciężko mi…

gdy nie mogę czytać z twoich oczu

i chłonąć tego, co piękne.

I smutno mi…

gdy poranna mgła twój obraz zaciera

bym nie mogła go miłować…


Z każdym dniem

z każdym wschodem słońca

zakrzywiasz moją rzeczywistość,

zapisując nowe słowa.

Coś dziwnego mną kolebie.

A gdy noc przychodzi

z impetem w grzech ubierasz

zniewalasz moją duszę

krępujesz drżące ręce.


Powiedz, proszę jak to jest

że nie płaczę, kiedy płacze deszcz.

Z ciepłych słów buduję most

byś mógł nim przejść.


Ja tu, ty tam

to piekło czy raj?!…

Dwa szalone umysły

zamknięte w różnych przestrzeniach.

Dwa obce życia,

które ocierają się o siebie

dwa serca,

dwie twarze.

Czy to realność,

czy może herezje

a siły nadprzyrodzone władają

ciałem i duszą

na jawie i we śnie?


Więc powiedz mi, proszę

czy ty jesteś

i ja jestem…

Odkrywam iluzję

czy poznaję ciebie?

Buntowniczka z wieży

Między czterema ścianami

moje wnętrze zamknięte,

w swoim prywatnym zamczysku

z łez zbudowałam wieże —

otoczoną fosą.


Zaplątana w samotność

swój świat kreuję

gorzkie łzy rozbijam o ścianę

gdy doskwiera smutek.


Mieszkają ze mną cztery siostry

migrena

samotność

smutek

poezja —

tę ostatnią bardzo lubię


Czasem drzwi uchylę

na spacer wypuszczę

migrenę i smutek.


Samotność wyrzuciła klucze —

więc nie pukaj, proszę…

W piękną miłość nie wierzę,

trwalszy bywa płatek róży.


Samotna buntowniczka przed światem skryta

zamknięta w szklanej wieży…

Czasem jestem jak Aldona — Mickiewicza,

a może pasuje do mnie

postać Konrada

który w Dziadach” powiada:

„Nazywam się milion, bo za miliony kocham i cierpię katusze.”


Kim bym nie była, czwartej siostry

z komnaty nigdy nie wypuszczę…

moja wieczna towarzyszka,

jej oddam życie…

Nieoceniona miłość

Gdybym umiała zmierzyć miłość —

wiesz jaki byłby jej wymiar?

Sięgałaby stąd aż po wszechświat,

spadała na ciebie kroplami deszczu —

czujesz przecież dziś pada.


Ogrzewa ciepłym promieniem

w ciemnym tunelu światło zapala

widoczne tylko dla ciebie.


Nocą spójrz w górę

przeciągam się na niebie

i mrugam wyciągając ręce.


Gdybym umiała zważyć miłość

byłaby ja puch lekka

by unieść ją w przestworza —

tam gdzie nikt prócz nas nie mieszka.


Gdybym miała wycenić naszą miłość

byłaby droższa od najszlachetniejszych kamieni

/ona nie ma ceny/

i łzy tęsknoty

w kryształy zamienia

które ozdabiają nasze serca.


Pamiętaj najmilszy

jak biała brzoza

szumiąc swe ramiona otwiera

gdy wiatr ją otula

tak ty przenikasz moje serce —

budząc w miłość nadzieję.

odszedłeś

odszedłeś bez słowa

burząc równowagę mojego istnienia

dziś stoję samotnie

zatapiając myśli

w kolejnych zachodach słońca

roniąc kolejną łzę


byłeś snem moim

wschodzącym słońcem

dziś księżyc pobladł

i noc już nie ta sama


po smutnym dniu

nadchodzi noc —

znów sen mnie omija

znowu za dużo myślę

nad wyraz czuję

jest mnie coraz mniej —

rozrywa czas


i nim ostatnia gwiazda zginie

niebo runie na ziemię

wróć

poskładaj poplątane myśli

uspokój wzburzone morze

ustom daj prawdziwą rozkosz


wszystko ostatnie —

czy i ja bez ciebie zginę

nadzieja

odpuściła zima

ciepły powiew wiatru pociągnął za sobą


śpiew skowronka zagłusza smutek


harmonizuję się z nagim kamieniem

pozostawionym na zboczu szlaku

dziś jak siostry skamieniałe —

obie milczymy


wiosenne promienie oplatają ciało

jakby chciały tchnąć nową miłość

w puste serce


swoją pieszczotą osuszasz ostatnie łzy

pozostawione na policzkach

zamykając obraz minionych dni


oddaję się otchłani


pozostały

słowa niewypowiedziane

zapach myśli poplątanych

marzenia tracą na sile —

siedzę i myślę


noc otwiera przede mną nowy dzień

spadająca gwiazda znów budzi nadzieję

Samotność

W milczeniu siedziała

dokuczało jej osamotnienie,

krzyczała…

więc czemu echo milczało?

Nigdy nie skończyła zdania

może się bała…


Długimi wieczorami

łzy same napływały do oczu

gdy w gwiazdy patrzyła.


Dobro w człowieku widziała — ufała

potem cieszyła się gdy padało

z deszczem płakała.


Wciąż uśmiechem dzielić się chciała —

pod nim dawne blizny…


Wtedy przyszła ona

nie pytając buty zdjęła

w jej świat wkroczyła

syjamska siostra — była szczęśliwa.


W połowie kochała

czekała —

wszystko w połowie miała…

w duszy dwa słowa żyły

siostra i ja — moja samotność.

pragnienie nocy

ludzie tęsknią za miłością

a ja zawsze obok

krok od marzeń i tęsknoty

ciepłych westchnień


gdy się kończy długi dzień

czasem spłyną krople łez


jednak moim słowom wiarę daj

że nie szukam już miłości


więc dlaczego

na skrzydłach ciemnej nocy

gdy na niebie gwiazdy lśnią

ty jak księżyc morską wodę

onieśmielasz i przyciągasz wciąż


wśród tańczących złotych iskier

bierzesz w ręce moje serce —

zagubione na rozstaju dróg

i porywasz aż do gwiazd

zagubioną duszę —

by zabłysła w jasności

Anielska obietnica

Zbudziła się smutna, jesienna pora

zapłakane serce, zapłakane okna.

Niesforny wiatr myśli oplata

tańcząc, w rytm nostalgicznych dźwięków

i ja dałam upust swym emocjom.

Z drzew spadają ostatnie liście,

z nieba skrzydła anioła —

pierwsze łzy tej jesieni.


Samotnie przemierzam zapomniane aleje.


Nie pragnęłam wiele…

odrobinę szczęścia dla ciebie —

prawie nic dla siebie.


Obiecałam, pozostać cichym aniołem —

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.