Posłowie
Aby napisać kilka słów na temat zbioru wierszy „Kiedy odejdę” nie sposób przejść obojętnie obok ostatniego tomiku wydanego w grudniu 2018r. „W cieniu motyli”, który miał być być zapowiedzią odrodzenia, innym spojrzeniem na świat, zwiastunem wesołych nutek. „W cieniu motyli” to zbiór wierszy różnych gatunków literackich ubrany w nostalgiczne strofy. Już sam tytuł jest owiany tajemnicą, niemalże intryguje. Motyl — symbol duszy, szczęścia, natchnienia, lekkości, piękności, przemiany zewnętrznej i świadomości oznacza oświecenie, głębsze wejrzenie w naturę świata oraz przebudzenie się w miłości do świata. Miał w nim nastąpić przełom. Wówczas liczyłam, że może w końcu czytelnik sięgnie po rozmarzone, pełne ciepła strofy. Niestety życie przyniosło kilka rozczarowań, kilka kolejnych kropel łez.
„Kiedy odejdę” to zbiór wierszy owianych bólem, rozczarowaniem i samotnością. Poszukuję w nim prawdy i sensu życia, nie zapominając o upływającym czasie. W swojej wędrówce, w cieniu życia czy tańczącym korowodzie zatrzymuję się i szukam odpowiedzi — kim jestem? Staram się aby pęd życia, pragmatyka codzienności nie zachwiały moralnej równowagi. Aby w sprawach ważnych i mniej ważnych być wyczulonym na zło i krzywdę drugiego człowieka, by człowiek człowiekowi nie stawiał murów, rozkruszył kamienne serce. Czytelnik odnajdzie w nim liryczne strofy kobiety osamotnionej, ubranej w tęsknotę za światem doskonałym, rajskim ogrodem gdzie króluje dobro i miłość. Niektóre wiersze poprzez zastosowane środki poetyckie, formę uderzają w serca, zatrzymują, czasami szokują lecz każdy wiersz, każdy obraz wyrastają z ludzkiego bólu lub szczęścia, lęku bądź równowagi psychicznej.
„Zgorzkniali śmiertelnicy pośród własnych cieni
wciąż gnają niepokojem, włożyli pancerze.
Ich kamienna skorupa piękna nie dostrzeże.
Mkną, nie zauważają sterczących kamieni.”
W tym tomiku czytelnik razem ze mną będzie podążał drogą niepewności, zwątpienia. Pytał, kim jestem, dokąd zmierzam, kim są moi przyjaciele, z jakimi przeciwnościami przyjdzie mi się jeszcze zmierzyć? Dlaczego nieustannie podążam drogą pełną kamieni, szukam ucieczki w mroku? I gdy jestem przekonana, że w końcu osiągnęłam upragnioną harmonię, odnalazłam swój bezpieczny azyl, doświadczam kolejnego rozczarowania? Nie mogę wyjść z mroku a może po prostu nie chcę, może boję się kolejnego rozczarowania bo podświadomie wiem, że świat jest zbyt brutalny, dorosłość boli…
Mrok skrywa sekret świata —
noc ukazuje światło
Zatem kim jestem? Kobietą, która polubiła samotność i mrok.
od/nowa/
zatrzymał się świat
życie rozsypało się na milion kawałków
stając się mrzonką —
beznamiętny rytm serca
sama ze sobą
patrzyłam jak umiera dzień
pośród czterech ścian —
krzyczałam
szary świat
posępni ludzie
samotna ja
deszcz nie cierpiał
gdy kolejny raz
uderzał smutne parasole
Moje wiersze często owiane są smutkiem i samotnością jednak zawsze z nutą nadziei. Dlaczego poezja pełna melancholii? Uwielbiam sięgać po taką poezję, niejednokrotnie utożsamiam się z nią. W swoisty sposób porusza serce, a może po prostu taka jestem, mam taką duszę.
W tomiku „Kiedy odejdę” pojawił się wiersz napisany nową strofą i jej dokładny opis „Zakochana w wietrze” oraz kilka obrazów namalowanych na płótnie.
Na koniec przytoczę fragment wywiadu jakiego udzieliłam Adamowi Gabrielowi Grzelązka z cyklu „Człowiek z sąsiedztwa”, w którym można odnaleźć kilka odpowiedzi na nurtujące pytania w tymże tomiku wierszy.
1. Czym jest dla ciebie poezja?
Poezja jest najdoskonalszą formą ludzkiej mowy często pisaną łzami. Łzami smutku i radości, która z łez tworzy perły. Poezja to też pewien rodzaj muzyki, którą dzięki Poetom jest dane nam ją słyszeć. To zbiór wewnętrznych doznań, przepełnionych emocjami i przeżyć przeniesionych przez autora na papier. Często świat abstrakcji, ucieczki przed bólem i samotnością. Poezja to ta część duszy, którą cały czas odkrywamy, modelujemy by nadać utworowi pożądanych cech za pomocą środków stylistycznych i uczuć. To swoisty sposób wyrażenia siebie, wieczna pustynia, którą podążamy by dotrzeć do kresu podróży. Pociągiem sunącym po szynach wyobraźni, wyzwoleniem duszy. Piękną metaforą zbyt często przepełnioną złudzeniami. Jednak i bezpieczną przystanią gdzie zarzucamy kotwice, która chroni przed nadchodzącą falą tęsknoty i smutku.
2. Kim jest poeta?
Poeta to malarz słowa, który dostrzega więcej, widzi więcej… patrzy na świat innymi oczyma. Potrafi ubrać stare powalone drzewo, zepsutą furtkę w piękną szatę, nadając przedmiotom delikatności. Dać im duszę. To wrażliwa dusza, twórcą wierszy, poezji. Często idealizuje otaczający świat i ludzi. Wieczny malarz z piórem w ręku. Może poeta to anioł, który rozkłada skrzydła gdy niebo płacze. Rybak, który łowi ludzkie serca, czy zaś jubiler starannie szlifujący diamenty by nadać słowom szczególnego blasku. To ogrodnik, który wśród kwiatów rodzi swoje złote myśli, ozdabiając duszę. Niejednokrotnie dziwak, skazany na samotność za zbyt wrażliwe serce.
Puentując poeta to misjonarz, który nade wszystko kocha życie, ludzi, przyrodę, który w martwe przedmioty potrafi tchnąć życie, dać im duszę. Jego słowa są ogromna siłą sprawczą, starannie wyważone strofy, często bywają najdoskonalszym lekarstwem dla zagubionych serc. Poprzez poezję zasklepiają nie tylko własne rany ale często i czytelnika.
Małgorzata Marcinkowska
A kiedy, odejdę…
Kiedy odejdę niewiele po mnie zostanie
same słowa — stosy kartek zapisanych.
Będą te wyraźne, inne od łez wyblakłe.
Dzisiaj jeszcze litery pieszczę i całuję,
i nie na niby obejmuję je i tulę.
Tyle rozterek piórem zapisanych,
miłowanie, ból, rozstanie.
A serce przetrwało wszystko
silne — lecz o skały się rozbiło…
Gładzi je mgliste powietrze
a wiatr szepcze:
pisz jeszcze, jeszcze…
Echo niesie smutku melodię,
ptaki wiadomość głoszą
że komuś żal,
że popłynęła goryczy łza…
Tylko czym jest żal?
Kiedy obok byłam
tkwiłam wiecznie w zmarzniętej ciszy.
Coraz częściej nadzieję zabierałam ze sobą,
marzeniom podcinano skrzydła…
A słowa choć nie chciałam —
ubierałam
w drobinki kryształowych łez.
I gdy zlepek słów w wiersz ułożyłam
dumałam —
czego było w nim więcej
liter czy łkania?
Czego więcej się w nim tli
namiętności czy smutku? —
Pocałunki łzami w wersach przeplatane…
Czy dzisiaj nastał koniec mojego świata?
A kiedy odejdę…
proch po mnie zostanie,
atramentem będą pachnieć szuflady…
Gdy je otworzysz
słowa niczym źródło ze skały wytrysną
i pojmiesz, że byłam zwykłą dziewczyną,
która przez całe życie z piórem tańczyła…
a towarzyszyła jej rozszlochana cisza.
Dziś w smutku pulsują czyjeś skronie
łzy chwyta w drżące dłonie.
Po co?
Jutro się znowu obudzę
i stwierdzę, że nic się nie zmieniło.
Więc wybacz — odejdę po cichutku
lecz nim to uczynię
jeszcze łzy z deptaka pozbieram
bym miała w co nowe słowa ubierać…
Odchodzę, po cichu…
Na nowe —
gotowa…
Zaraza
Obrzydliwość na niebie, brzydota na ziemi
przysłoniła firmament, skąd ona się bierze?
Nawet ludzkie oblicze niczym dzikie zwierze
wśród betonowych domów — czy coś ich odmieni?
Zgorzkniali śmiertelnicy pośród własnych cieni
wciąż gnają niepokojem, włożyli pancerze.
Ich kamienna skorupa piękna nie dostrzeże.
Mkną, nie zauważają sterczących kamieni.
Zleciało czarne ptactwo nad barwione głowy
co świadomie skreśliły słowa Ewangelii.
Bliscy apokalipsy — czy jest ktoś gotowy?
Wkrótce zdechłe robactwo na ziemi dostrzegli.
Szepcząc: Boże dlaczego? — Boją się śmierci.
Biją kamienne serca — rośnie słupek rtęci…
Stelaż duszy — sonet
Raz pokonuję góry, potem gniewne morze.
Chociaż często jak liść drżę sama pośród burzy,
otwieram z naiwnością swoje okno duszy
i w biegu pragnę dotknąć dziś polarną zorzę.
Ach, cudowny świecie mój — z łzą w oku odchodzę
ty dotykiem motyla twarz gładzisz w podróży,
i nie pozwalasz znosić mi nocnych katuszy.
Czy to jest dar od losu, czy dłoń Boga może?
I chociaż groźnie ziemia spod nóg się osuwa
a jasne światło ginie gdzieś między palcami
to anioł swoją troską złe myśli odsuwa.
Chociażby śliski asfalt pokryty był łzami
to kolorami tęczy nad światem Bóg czuwa
aby życie lśnić mogło wciąż szczęścia perłami.
Przemijanie
Nie ma niczego, co by wiecznie trwało
więc po co gładzić wspomnienia uśpione
i przywoływać co umarło,
do lotu zrywać zmęczoną wronę?
Nie ma niczego, co mogłoby przetrwać
więc pieścić nie chcę dłużej w dłoniach marzeń,
najlepiej będzie je gdzieś schować.
Po co mi w głowie znów pełno wrażeń?
Nie ma niczego, niczego pewnego
więc zawiązuję warkocz retrospekcji.
Nie chcę oddechu czuć zimnego!
Nie przekonuj mnie do swoich racji…
Dziś jeszcze młoda, lecz młodość przeminie,
a twarz zmarszczkami szybko się pokryje
w nich smutek, który nie odpłynie,
ostatnie słowa, ach łzami zmyję.
Wówczas śmierć przyjdzie i otworzy bramę
szepnie: nie bój się, po czym zamknie usta,
na innej ziemi wtedy stanę.
Dziś zbudził budzik, godzina szósta…
Smutek
Jeszcze niedawno śpiewałam o świcie,
jak latem motyl bujałam w przestworzach.
Wkroczyła żałość, sens straciło życie,
na ostrzu noża.
Dziś, w głuchej ciszy słyszę nieme krzyki
a blaskiem straszą zakurzone lustra
i tylko ze mną gdzieś pośród liryki
rozpaczy pustka.
Do nocnej lampy jak ćmy się spieszymy,
tłucząc skrzydłami o samotne ściany
Po co? Na lepszy los już nie liczymy —
dobrze się znamy!…
Czasem próbuję wyrwać się z jej szponów
uciec daleko by przestała dręczyć.
Zostałam sama żywa pośród grobów.
Przestań już męczyć!
Pozbyć się chciałam męczących złych myśli
lecz w moje ciało wbijano widelce.
Brudne pazury dotykały kości —
ostygło serce…
Tej nocy naga na łóżku leżałam
ból był mi kocem, a poduszką smutek.
Dość! Z twarzy ucisk śmiało zdejmowałam —
nastał początek…
Idealizm świata
Znowu w przyciemnionym lustrze
z ironią patrzysz kiedy płaczę.
Po czym szybko mówisz:
znowu świat cię nie zrozumiał,
nikt nie odgadł twych intencji,
sądzisz że obchodzisz ludzi?…
Wyznaczoną drogą
każdy ciągnie własny bagaż
„z belką w oku” szuka próżni.
Czas dorosnąć, mała!
Zdjąć płaszcz naiwności
i zrozumieć, że świat ślepnie
nie uznaje uczuć.
Dzisiaj w cenie są układy i mamona
one rozszerzają wciąż źrenice.
Spróbuj, mała oszacować wartość drzewa?
Jedno martwe o wielu ramionach,
drugie żywe — jeszcze małe…
Zdejmij z oczu już zasłonę
na świat wystaw swoją twarz
idź przed siebie,
dobrze patrz…
Widzisz miłość pośród zastygłych serc?
Odpowiadasz w milczeniu — jest!
A więc znasz odpowiedź?
Szukaj życia, tam gdzie śmierć
a poznasz tajemnicę egzystencji…
Rozstanie
Spójrz w niebo mój kochany, odlatują ptaki
i dużymi krokami idzie pani jesień
czemu dla nas w koszyku tylko smutek niesie?
Słońce już nie chce świecić, życie barwy traci.
Czy teraz w nostalgii choć nie chcę żyć muszę
czy w parku pośród liści odnajdę dziś ciebie?
Umarła połowa mnie — rozpacz echo niesie
w deszczu wolno łzy płyną — uratuj mą duszę.
Proszę porzuć swój gniew. Przyjdź! Chcę poczuć twe ręce
I słodki zapach skóry — bo nie zapomniałam
Pamiętasz? Zawsze więcej, więcej ciebie chciałam.
Miły, otul miłością zagubione serce.
Powiedz…
Proszę, powiedz gdzie jest mój okręt
czy po spokojnych wodach pływa serce,
czy gdy zmieni wiatr kierunek
w sztormie pokona je morze
i wszystko przeminie,
i ja odejdę w zapomnienie?…
Gdzie moje szczęście?
Nazwij proszę, miejsce
w którym dzisiaj jestem —
przestrzeń pomiędzy
słodyczą a uwielbieniem.
Naciągnąłeś na oczy świeży wachlarz,
rozpiąłeś śmiało moje myśli,
które osamotnione przestały
rozbijać się o ścianę.
Coraz częściej dotykasz pytań…
niewinnych,
i tych czystych…
I ciężko mi…
gdy nie mogę czytać z twoich oczu
i chłonąć tego, co piękne.
I smutno mi…
gdy poranna mgła twój obraz zaciera
bym nie mogła go miłować…
Z każdym dniem
z każdym wschodem słońca
zakrzywiasz moją rzeczywistość,
zapisując nowe słowa.
Coś dziwnego mną kolebie.
A gdy noc przychodzi
z impetem w grzech ubierasz
zniewalasz moją duszę
krępujesz drżące ręce.
Powiedz, proszę jak to jest
że nie płaczę, kiedy płacze deszcz.
Z ciepłych słów buduję most
byś mógł nim przejść.
Ja tu, ty tam
to piekło czy raj?!…
Dwa szalone umysły
zamknięte w różnych przestrzeniach.
Dwa obce życia,
które ocierają się o siebie
dwa serca,
dwie twarze.
Czy to realność,
czy może herezje
a siły nadprzyrodzone władają
ciałem i duszą
na jawie i we śnie?
Więc powiedz mi, proszę
czy ty jesteś
i ja jestem…
Odkrywam iluzję
czy poznaję ciebie?
Buntowniczka z wieży
Między czterema ścianami
moje wnętrze zamknięte,
w swoim prywatnym zamczysku
z łez zbudowałam wieże —
otoczoną fosą.
Zaplątana w samotność
swój świat kreuję
gorzkie łzy rozbijam o ścianę
gdy doskwiera smutek.
Mieszkają ze mną cztery siostry
migrena
samotność
smutek
poezja —
tę ostatnią bardzo lubię
Czasem drzwi uchylę
na spacer wypuszczę
migrenę i smutek.
Samotność wyrzuciła klucze —
więc nie pukaj, proszę…
W piękną miłość nie wierzę,
trwalszy bywa płatek róży.
Samotna buntowniczka przed światem skryta
zamknięta w szklanej wieży…
Czasem jestem jak Aldona — Mickiewicza,
a może pasuje do mnie
postać Konrada
który w Dziadach” powiada:
„Nazywam się milion, bo za miliony kocham i cierpię katusze.”
Kim bym nie była, czwartej siostry
z komnaty nigdy nie wypuszczę…
moja wieczna towarzyszka,
jej oddam życie…
Nieoceniona miłość
Gdybym umiała zmierzyć miłość —
wiesz jaki byłby jej wymiar?
Sięgałaby stąd aż po wszechświat,
spadała na ciebie kroplami deszczu —
czujesz przecież dziś pada.
Ogrzewa ciepłym promieniem
w ciemnym tunelu światło zapala
widoczne tylko dla ciebie.
Nocą spójrz w górę
przeciągam się na niebie
i mrugam wyciągając ręce.
Gdybym umiała zważyć miłość
byłaby ja puch lekka
by unieść ją w przestworza —
tam gdzie nikt prócz nas nie mieszka.
Gdybym miała wycenić naszą miłość
byłaby droższa od najszlachetniejszych kamieni
/ona nie ma ceny/
i łzy tęsknoty
w kryształy zamienia
które ozdabiają nasze serca.
Pamiętaj najmilszy
jak biała brzoza
szumiąc swe ramiona otwiera
gdy wiatr ją otula
tak ty przenikasz moje serce —
budząc w miłość nadzieję.
odszedłeś
odszedłeś bez słowa
burząc równowagę mojego istnienia
dziś stoję samotnie
zatapiając myśli
w kolejnych zachodach słońca
roniąc kolejną łzę
byłeś snem moim
wschodzącym słońcem
dziś księżyc pobladł
i noc już nie ta sama
po smutnym dniu
nadchodzi noc —
znów sen mnie omija
znowu za dużo myślę
nad wyraz czuję
jest mnie coraz mniej —
rozrywa czas
i nim ostatnia gwiazda zginie
niebo runie na ziemię
wróć
poskładaj poplątane myśli
uspokój wzburzone morze
ustom daj prawdziwą rozkosz
wszystko ostatnie —
czy i ja bez ciebie zginę
nadzieja
odpuściła zima
ciepły powiew wiatru pociągnął za sobą
śpiew skowronka zagłusza smutek
harmonizuję się z nagim kamieniem
pozostawionym na zboczu szlaku
dziś jak siostry skamieniałe —
obie milczymy
wiosenne promienie oplatają ciało
jakby chciały tchnąć nową miłość
w puste serce
swoją pieszczotą osuszasz ostatnie łzy
pozostawione na policzkach
zamykając obraz minionych dni
oddaję się otchłani
pozostały
słowa niewypowiedziane
zapach myśli poplątanych
marzenia tracą na sile —
siedzę i myślę
noc otwiera przede mną nowy dzień
spadająca gwiazda znów budzi nadzieję
Samotność
W milczeniu siedziała
dokuczało jej osamotnienie,
krzyczała…
więc czemu echo milczało?
Nigdy nie skończyła zdania
może się bała…
Długimi wieczorami
łzy same napływały do oczu
gdy w gwiazdy patrzyła.
Dobro w człowieku widziała — ufała
potem cieszyła się gdy padało
z deszczem płakała.
Wciąż uśmiechem dzielić się chciała —
pod nim dawne blizny…
Wtedy przyszła ona
nie pytając buty zdjęła
w jej świat wkroczyła
syjamska siostra — była szczęśliwa.
W połowie kochała
czekała —
wszystko w połowie miała…
w duszy dwa słowa żyły
siostra i ja — moja samotność.
pragnienie nocy
ludzie tęsknią za miłością
a ja zawsze obok
krok od marzeń i tęsknoty
ciepłych westchnień
gdy się kończy długi dzień
czasem spłyną krople łez
jednak moim słowom wiarę daj
że nie szukam już miłości
więc dlaczego
na skrzydłach ciemnej nocy
gdy na niebie gwiazdy lśnią
ty jak księżyc morską wodę
onieśmielasz i przyciągasz wciąż
wśród tańczących złotych iskier
bierzesz w ręce moje serce —
zagubione na rozstaju dróg
i porywasz aż do gwiazd
zagubioną duszę —
by zabłysła w jasności
Anielska obietnica
Zbudziła się smutna, jesienna pora
zapłakane serce, zapłakane okna.
Niesforny wiatr myśli oplata
tańcząc, w rytm nostalgicznych dźwięków
i ja dałam upust swym emocjom.
Z drzew spadają ostatnie liście,
z nieba skrzydła anioła —
pierwsze łzy tej jesieni.
Samotnie przemierzam zapomniane aleje.
Nie pragnęłam wiele…
odrobinę szczęścia dla ciebie —
prawie nic dla siebie.
Obiecałam, pozostać cichym aniołem —