E-book
15.75
drukowana A5
28.83
Kawałek po kawałku

Bezpłatny fragment - Kawałek po kawałku


Objętość:
107 str.
ISBN:
978-83-8104-784-5
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 28.83

Dla wszystkich, którzy przy mnie są i wspierają mnie w tym, co robię. Kocham Was.

Aromat kawy

Czas rozdziela dusze

Połączone

Które mają swój początek

W przeszłości


Pamiętają dzień

W którym się spotkali

I stworzyli coś własnego

Wtedy jeszcze

Nie myśleli o końcu

Który jest nieunikniony

Ale było to tak odległe

Że skupili się na sobie


Lata

Mijają jak sekundy

Tykają jak stary zegar

Z kukułką

Która szepcze

Ze coś nieubłaganie się zbliża

Pożegnanie


Trudno pomysleć ile dróg

Przebytych razem

W tamtej chwili

Się urwało


I trudno przewidzieć

Czy jeszcze się spotkają

Może nieprzypadkowo

Gdzieś na ulicy

Może założą już

Swoje rodziny

I wdadzą się tylko

W krótka pogawędkę

A może usiądą

I przy aromacie kawy

Powrócą myślami

Do wspólnego gniazda

Bariera

nakryj mnie kocem

podczas letniej nocy

chłodniejszej niż zwykle

gdy będę marzła

nakryj moje sekrety

wady

i porażki

tak

by nikt ich nie widział

a potem

wsuń się pod ten koc

który jak bariera

ochroni mnie przed urazami

świata zewnętrznego

i udawaj

choć przez chwilę

że wszystko jest idealne

Bez ciebie

Zmęczony uśmiech

odzwierciedla wszystkie nieprzespane noce

i te chwile w których miałeś być

A cię nie było


Może to przyzwyczajenie

że znów o tobie piszę

Może cierpienie jest poetyckie

ale coraz rzadziej przywołuję

twoją twarz we wspomnieniach


Czy to znak że rany się goją

Czy może po prostu

zaakceptowałam życie

z twoją nieobecnością

Bez tytułu

książki

zakurzone

pachnące tysiącem

nieopowiedzianych historii

na półkach

w księgarni

a każda z nich inna

i marna poezja

pisana przez każdego

jak myśli które

kłębią się w głowie

zbyt gęsto

przelane na papier

rozlany atrament

bo akurat ręką potrąciła

pisząc o tobie

Beznadziejnie

Beznadziejnie

Jest tęsknić

Za zachodem słońca

Letniej nocy

Za zapachem twojej skóry

I słowami które kołysały mnie do snu

Jak niemowlę

Beznadziejnie

Kiedy brakuje

Splecionych dłoni

Pustych obietnic

Żartów

I niekończących się spacerów

Na koniec tęczy

I z powrotem

Beznadziejnie

Kiedy to wszystko

Staje się wspomnieniem

Zatartym przez ciebie

I beznadziejna

Jest ta przeterminowana miłość

Która zamiast przenosić góry

Ugięła się pod ich ciężarem

Bezsenność

Zamykam oczy

Widzę swoje myśli

Jak odległe planety

Ale sen nie przychodzi

Nerwowo przewracam się

Z boku na bok

Muzyka zmienia się w kołysankę

Ale tylko w moich uszach

I nawet ona nie chce

Mnie uśpić

Łza

Jedna

Druga

Zegar tyka

Już coraz pózniej

Godzina

Jedna

Druga

Może jestem zbyt niecierpliwa

Ale nie chcę tylko leżeć bezczynnie

Wpatrzona w sufit

Panuję nad oddechem

I jeszcze raz

Powoli opuszczam powieki

I jeszcze raz

Otwieram je

Tej nocy nie zasnę

Bolesny krok

Łzy przestaną płynąć

Rany się zabliźnią

Serce się poskleja

Bezsilność się ulotni

Nie zapomnę nawet

gdy stanie się przeszłością

Tylko dumnie uniosę głowę

I ruszę przed siebie

Chociaż ból wyczuję w każdym kroku

Braki

Powietrze przesiąkło wiosną

Która tak bardzo kojarzy mi się z tobą

Zaciskam usta

Odwracam wzrok

Nie możesz widzieć

Z jaką trudnością

Oczy pieką od łez

I znowu się odwracam

Ostatni raz

Ty też na mnie patrzysz

Dlaczego twój wzrok wędruje w moją stronę?

Dręczy cię ciekawość czy tęsknota?

To bez znaczenia

Bo kiedy zobaczę cię ponownie

Znów będę zmuszona udać

Że nie widzę

Burzliwa

Jest burzliwa

I humorzasta

Niezadowolona

Odpowiada ironią

Albo ignoruje

Lecz tylko nieliczni wiedzą

Że to jej

Mechanizm obronny

W ten sposób może

Nie dopuszczać do siebie innych

Nie angażować się

I nie cierpieć

Kiedy przyjdzie

przewidywalny

koniec

A wystarczy

Oswoić ją

Jak Mały Książę

Zaopiekować się

jej poranioną duszą

I kochać

Tym razem

Prawdziwie

Chłopak z ostatniej ławki

Ten chłopak

Który siedzi

W ostatniej ławce

Z burzą włosów

I uśmiechem

Łobuzersko błąkającym się

po twarzy

Patrzy z ironią

W zmęczony sposób

Choć jest w nim coś pogodnego

Jakby nie przejmował się niczym

I mówi

że to jego sprawa

czy niszczy sobie życie

jego decyzje

jego wybory

A obojętność

która od niego bije

mnie przeraża

Drżę

Bo jak bardzo

Może kogoś

nie obchodzić

własne istnienie

Ci którzy mieli być

Zranili mnie

ci którzy obiecywali

że tego nie zrobią

Zniszczyli mnie

ci którym

oddałabym słońce

Zostawili mnie

osłabioną

zagubioną

niepewną

I nie pomogli naprawić

wyrządzonych szkód

Cyniczny

W sieci kłamstw

Jak pająk

zaplątany

z ofiarą

i fikcja

która może się urzeczywistnić

wpadając w obłęd

zapomnisz kim był

i jaki miał defekt

a gdyby słowo mogło go opisać

użyliby; cyniczny

pewnie ze względu na fałsz

w jaki się obrócił

Dla odmiany

Moje imię

Brzmi w twoich ustach

Wyjątkowo bezpiecznie


I wciąż przywołuję

Dźwięk twojego głosu

W pamięci


Uśmiecham się

Bo dobrze jest dla odmiany

Poczuć coś innego niż tęsknotę

Dni pełne słońca

Zawsze

Kiedy się rozstajemy

Jest mi smutno

Jakbyśmy więcej

Miały nie zobaczyć

Się w tym samym miejscu

Niewytłumaczalne przeczucie

Bez uzasadnienia

Wykwitło

Tylko w mojej głowie

Choć za każdym razem

Do siebie wracamy

A potem znowu tęsknimy

Czy na dłuższą metę

można tak żyć

Istnieć

I oczekiwać

Jak na dni

Pełne słońca

Gdybym mogła

Gdybym mogła wykrzyczeć

cały ból

zalegający w mojej duszy

Zdarłabym gardło


Gdybym mogła wypłakać

cały smutek

nawiedzający mnie niejednokrotnie

Zabrakłoby łez


I gdybym mogła trzymać cię

dopóki kawałki mojego serca

nie zjednoczyłyby się ponownie

Nigdy bym nie puściła

Historia

Ułóż myśli

w kolejności alfabetycznej

Uporządkuj je

Jak książki na półkach

Żeby ułatwić

to co niezrozumiałe

Znaleźć sens

wsród wszystkich zmartwień

powód

dla którego

niszczysz swoje nerwy

w najbardziej drastyczny sposób

i przejmujesz się

tym co niepojęte

analizujesz

każde słowo

gest

jakbyś miała na nie wpływ

po czasie

i cofasz się

do przeszłości

która blokuje

teraźniejszość

a co by było gdyby…

gdybyśmy przestali żyć historią

Haftowanie

jak pojedyncza nić

pośród falban

złocistej sukienki

o niej decyduje

tak każdy błąd

i decyzja

kształtuje charaktery

kieruje losami

więc

pod pościelą

swoich kłamstw

zrzuć z siebie

sieć

nienawiści

która omamia cię

i otula

jak ciepły sweter

w jesienne wieczory

spędzane na huśtawce

pod rozgwieżdżonym niebem

przyjdź do mnie

zapukaj

kiedy będę chciała cię zawołać

wyprzedź mnie

zaimponuj

wyczuciem czasu

przytul

i nie puść

nawet gdy

zacznę płakać

o nic nie pytaj

tylko trzymaj w objęciach

dopóki oboje

nie zatracimy się w pocałunku

nie poznamy

swoich ust

stęsknionych

milimetr po milimetrze

i swoich dłoni

a prędzej czy później

może wszystko się wyjaśni

ułoży

kiedy będziemy mieli siebie

u swych boków

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 28.83