Dla wszystkich, którzy przy mnie są i wspierają mnie w tym, co robię. Kocham Was.
Aromat kawy
Czas rozdziela dusze
Połączone
Które mają swój początek
W przeszłości
Pamiętają dzień
W którym się spotkali
I stworzyli coś własnego
Wtedy jeszcze
Nie myśleli o końcu
Który jest nieunikniony
Ale było to tak odległe
Że skupili się na sobie
Lata
Mijają jak sekundy
Tykają jak stary zegar
Z kukułką
Która szepcze
Ze coś nieubłaganie się zbliża
Pożegnanie
Trudno pomysleć ile dróg
Przebytych razem
W tamtej chwili
Się urwało
I trudno przewidzieć
Czy jeszcze się spotkają
Może nieprzypadkowo
Gdzieś na ulicy
Może założą już
Swoje rodziny
I wdadzą się tylko
W krótka pogawędkę
A może usiądą
I przy aromacie kawy
Powrócą myślami
Do wspólnego gniazda
Bariera
nakryj mnie kocem
podczas letniej nocy
chłodniejszej niż zwykle
gdy będę marzła
nakryj moje sekrety
wady
i porażki
tak
by nikt ich nie widział
a potem
wsuń się pod ten koc
który jak bariera
ochroni mnie przed urazami
świata zewnętrznego
i udawaj
choć przez chwilę
że wszystko jest idealne
Bez ciebie
Zmęczony uśmiech
odzwierciedla wszystkie nieprzespane noce
i te chwile w których miałeś być
A cię nie było
Może to przyzwyczajenie
że znów o tobie piszę
Może cierpienie jest poetyckie
ale coraz rzadziej przywołuję
twoją twarz we wspomnieniach
Czy to znak że rany się goją
Czy może po prostu
zaakceptowałam życie
z twoją nieobecnością
Bez tytułu
książki
zakurzone
pachnące tysiącem
nieopowiedzianych historii
na półkach
w księgarni
a każda z nich inna
i marna poezja
pisana przez każdego
jak myśli które
kłębią się w głowie
zbyt gęsto
przelane na papier
rozlany atrament
bo akurat ręką potrąciła
pisząc o tobie
Beznadziejnie
Beznadziejnie
Jest tęsknić
Za zachodem słońca
Letniej nocy
Za zapachem twojej skóry
I słowami które kołysały mnie do snu
Jak niemowlę
Beznadziejnie
Kiedy brakuje
Splecionych dłoni
Pustych obietnic
Żartów
I niekończących się spacerów
Na koniec tęczy
I z powrotem
Beznadziejnie
Kiedy to wszystko
Staje się wspomnieniem
Zatartym przez ciebie
I beznadziejna
Jest ta przeterminowana miłość
Która zamiast przenosić góry
Ugięła się pod ich ciężarem
Bezsenność
Zamykam oczy
Widzę swoje myśli
Jak odległe planety
Ale sen nie przychodzi
Nerwowo przewracam się
Z boku na bok
Muzyka zmienia się w kołysankę
Ale tylko w moich uszach
I nawet ona nie chce
Mnie uśpić
Łza
Jedna
Druga
Zegar tyka
Już coraz pózniej
Godzina
Jedna
Druga
Może jestem zbyt niecierpliwa
Ale nie chcę tylko leżeć bezczynnie
Wpatrzona w sufit
Panuję nad oddechem
I jeszcze raz
Powoli opuszczam powieki
I jeszcze raz
Otwieram je
Tej nocy nie zasnę
Bolesny krok
Łzy przestaną płynąć
Rany się zabliźnią
Serce się poskleja
Bezsilność się ulotni
Nie zapomnę nawet
gdy stanie się przeszłością
Tylko dumnie uniosę głowę
I ruszę przed siebie
Chociaż ból wyczuję w każdym kroku
Braki
Powietrze przesiąkło wiosną
Która tak bardzo kojarzy mi się z tobą
Zaciskam usta
Odwracam wzrok
Nie możesz widzieć
Z jaką trudnością
Oczy pieką od łez
I znowu się odwracam
Ostatni raz
Ty też na mnie patrzysz
Dlaczego twój wzrok wędruje w moją stronę?
Dręczy cię ciekawość czy tęsknota?
To bez znaczenia
Bo kiedy zobaczę cię ponownie
Znów będę zmuszona udać
Że nie widzę
Burzliwa
Jest burzliwa
I humorzasta
Niezadowolona
Odpowiada ironią
Albo ignoruje
Lecz tylko nieliczni wiedzą
Że to jej
Mechanizm obronny
W ten sposób może
Nie dopuszczać do siebie innych
Nie angażować się
I nie cierpieć
Kiedy przyjdzie
przewidywalny
koniec
A wystarczy
Oswoić ją
Jak Mały Książę
Zaopiekować się
jej poranioną duszą
I kochać
Tym razem
Prawdziwie
Chłopak z ostatniej ławki
Ten chłopak
Który siedzi
W ostatniej ławce
Z burzą włosów
I uśmiechem
Łobuzersko błąkającym się
po twarzy
Patrzy z ironią
W zmęczony sposób
Choć jest w nim coś pogodnego
Jakby nie przejmował się niczym
I mówi
że to jego sprawa
czy niszczy sobie życie
jego decyzje
jego wybory
A obojętność
która od niego bije
mnie przeraża
Drżę
Bo jak bardzo
Może kogoś
nie obchodzić
własne istnienie
Ci którzy mieli być
Zranili mnie
ci którzy obiecywali
że tego nie zrobią
Zniszczyli mnie
ci którym
oddałabym słońce
Zostawili mnie
osłabioną
zagubioną
niepewną
I nie pomogli naprawić
wyrządzonych szkód
Cyniczny
W sieci kłamstw
Jak pająk
zaplątany
z ofiarą
i fikcja
która może się urzeczywistnić
wpadając w obłęd
zapomnisz kim był
i jaki miał defekt
a gdyby słowo mogło go opisać
użyliby; cyniczny
pewnie ze względu na fałsz
w jaki się obrócił
Dla odmiany
Moje imię
Brzmi w twoich ustach
Wyjątkowo bezpiecznie
I wciąż przywołuję
Dźwięk twojego głosu
W pamięci
Uśmiecham się
Bo dobrze jest dla odmiany
Poczuć coś innego niż tęsknotę
Dni pełne słońca
Zawsze
Kiedy się rozstajemy
Jest mi smutno
Jakbyśmy więcej
Miały nie zobaczyć
Się w tym samym miejscu
Niewytłumaczalne przeczucie
Bez uzasadnienia
Wykwitło
Tylko w mojej głowie
Choć za każdym razem
Do siebie wracamy
A potem znowu tęsknimy
Czy na dłuższą metę
można tak żyć
Istnieć
I oczekiwać
Jak na dni
Pełne słońca
Gdybym mogła
Gdybym mogła wykrzyczeć
cały ból
zalegający w mojej duszy
Zdarłabym gardło
Gdybym mogła wypłakać
cały smutek
nawiedzający mnie niejednokrotnie
Zabrakłoby łez
I gdybym mogła trzymać cię
dopóki kawałki mojego serca
nie zjednoczyłyby się ponownie
Nigdy bym nie puściła
Historia
Ułóż myśli
w kolejności alfabetycznej
Uporządkuj je
Jak książki na półkach
Żeby ułatwić
to co niezrozumiałe
Znaleźć sens
wsród wszystkich zmartwień
powód
dla którego
niszczysz swoje nerwy
w najbardziej drastyczny sposób
i przejmujesz się
tym co niepojęte
analizujesz
każde słowo
gest
jakbyś miała na nie wpływ
po czasie
i cofasz się
do przeszłości
która blokuje
teraźniejszość
a co by było gdyby…
gdybyśmy przestali żyć historią
Haftowanie
jak pojedyncza nić
pośród falban
złocistej sukienki
o niej decyduje
tak każdy błąd
i decyzja
kształtuje charaktery
kieruje losami
więc
pod pościelą
swoich kłamstw
zrzuć z siebie
sieć
nienawiści
która omamia cię
i otula
jak ciepły sweter
w jesienne wieczory
spędzane na huśtawce
pod rozgwieżdżonym niebem
przyjdź do mnie
zapukaj
kiedy będę chciała cię zawołać
wyprzedź mnie
zaimponuj
wyczuciem czasu
przytul
i nie puść
nawet gdy
zacznę płakać
o nic nie pytaj
tylko trzymaj w objęciach
dopóki oboje
nie zatracimy się w pocałunku
nie poznamy
swoich ust
stęsknionych
milimetr po milimetrze
i swoich dłoni
a prędzej czy później
może wszystko się wyjaśni
ułoży
kiedy będziemy mieli siebie
u swych boków