Za Szumawy Wyżyną, za Bawarii Borem,
Płynie rzeka Inn swoim krętym torem.
Przed podgórskie doliny jak wąż się przeciska,
By z Dunaju wodami połączyć zlewiska.
Ten alpejski strumień pędem swego prądu
Dość wyraźnie wytycza granic Austrii kontur.
Począwszy od Chlodwiga, po obu stronach rzeki
Niemieckie imperium kształtowały wieki.
Jeden zwarty naród, który tam zamieszkiwał
Padł ofiarą krwawego francuskiego żniwa.
Niski, młody generał z przebiegłością lisa
Triumf rewolty mieszczańskiej swym asom przypisał.
Ręką armii wielkiej łupów blaskiem zaćmionej,
Z głowy Franza Josepha zdjął cesarską koronę.
By podbitym Niemcom podwoić torturę
Na wiek wieków od Rzeszy odciął Austrię murem.
Na granicznym brzegu, w alpejskiej dolinie
Wyrosło miasto Braunau, co z rzemiosła słynie.
Miasteczko to za strażniczą służyć mogło wieżę,
Z niej pękniętej ziemi znać było rubieże.
W tej małej mieścinie, w urzędniczym domu
Przyszedł na świat zwiastun Europy pogromu.
Swój krnąbrny charakter wykazał już za młodu,
Gdy szkolnych ław unikał jak diabeł świętej wody.
Mimo woli ojca, by syn był księgowym,
Stos papierów wzbudzał u niego bóle głowy.
Zamiast pilnie się uczyć i w biurze pełnić staże
Syn habsburskiej ziemi malował pejzaże.
Gdy dorósł, by rozpocząć naukę w akademii,
Wiarę wjego talent wciśnięto do ziemi.
Profesor od malarstwa zgromił go surowo,
Że ludzi jak budynki pędzlem odwzorował.
Więc zdobyć chciał w stolicy architekta pracę,
Lecz miejsca mu zabrali żydowscy partacze.
Gdy w Wiedniu nie miał dlużej perspektyw życiowych,
Wyjazd do Monachium był szansą odnowy.
To co rad był widzieć nareszcie tam znalazł
Niemców dzieła prawdziwych piękne jak Valhalla.
Nim się gość monachijskim upoił nastrojem,
Rozwarły się wojskowej kariery podwoje.
W roku czternastym wieku dwudziestego
Wieść wstrząsającą przyniosło tam echo.
Głosiła ona, iż mord w Sarajewie
Stanie się wielkiej wojny zarzewiem.
W czasie gościnnej w Bośni wizyty
Następca tronu w zamachu zabity.
Gdy serbskiego mordercę rząd Austrii gniecie,
Mikołaj, car Rosji, rusza wnet w odwecie.
W obronie swego słowiańskiego brata,
Wojnę centralnym państwom wypowiada.
Gdy Austria zbłądziła w wojny mroczne knieje,
Na rzece Inn granica niczym lód topnieje.
W obliczu zagrożenia dla germańskiej duszy,
Niemiec wraz z Austriakiem do boju wyruszył.
Bohater nasz — chybiony malarz, lecz dzielny jak lew!
Żelazny krzyż, kaprala stopień, wojownicza krew.
Niemiecki żołnierz nieustraszony
Życie by dał dla Kaisera obrony.
Nie zadrży przed hukiem bomb ani armat,
Gdyż pobyt w okopach to jest jego karma.
I wierzy, że Niemców Bóg z niebios popiera,
Więc ziemie zdobywa na znak oficera.
Od Renu po Niemen, od mórz po Adygę
Gotowy na ciężką, wojenną fatygę.
Gdy dzień zwycięstwa bliski był Wilhelma wojom,
Nagle kraj rebelią czerwoni rozstroją!
Zdrada się w kraju szerzy jak jad w krew wstrzyknięty,
Białą chorągiew wznoszą junkierskie zastępy.
W kolejowym wagonie marszałka Francji — Focha
Kapitulacja Niemiec — nad nią naród szlocha.
Zdruzgotana armia wraca do ojczyzny,
Po wersalskim traktacie nie zanikną blizny.
A najgorszy widok — że zdrajcy cesarza,
Miast na stryczkach wisieć — uśmiech mają w twarzach!
Nasz bohater wierzący w potęgę Germanów,
Własnym oczom nie wierzy, widząc zdradę stanu.
Komuniści i innych czerwonych kolumny
Swej samotnej ojczyźnie wbili gwóźdź do trumny.
Dla młodego herosa miarka się przebrała,
Więc najszczerszą wrogością do zdrajców zapałał.
Gdy po walce powrócił w rodzinne swe strony,
Przez bezdomność i biedę był upokorzony.
Los okrutny, żebraczy przypadł mu w udziale,
Tak jak wielu tysiącom — zamiast przyjścia w chwale.
Lecz kilka lat służby go zahartowało,
By się nie poddawał depresji zawałom.
Więc zebrał kompanów z niedawnej wojaczki,
By mrówkom czerwonym poturbować flaczki.
Bojówki Freikorpsów, SA i Stahlhelmu
Z pałkami czyhały na żydowskich szelmów.
By plebs przed burżujów uchronić wyzyskiem,
Połączył swą przyszłość z Drexlera nazwiskiem.
Do partii roboczej wniósł skromne aktywa,
By pierwsze w niej skrzypce niebawem odgrywać.
W stronnictwie tym mówcy rozpoczął karierę
I stał się serc tłumów wybornym treserem.
Z talentem przywódczym po partii ster sięgał
„świat wolny od Żydów” — brzmi jego przysięga.
Gdy nierząd weimarski wersalski ład chwalił,
On zdeptać go pragnął podeszwą ze stali.
Impetem szturmowych oddziałów natchniony
Pucz wzniecił, by sługów obalić mamony.
Marsz zwartych chorągwi Monachium ożywił,
Swastyką zdobieni szturmowcy prawdziwi.
Lecz plany krzyżuje znów Judasz — spiskowiec.
Sprowadza olbrzymie policji pogłowie
Miast dumnie przewodzić rządowym debatom,
Reżyserom puczu przyszło żyć za kratą.
Ale nie próżnuje główny ich myśliciel.
Dzieło swego życia pisze w celi skrycie.
Nie jest chlubą Landsbergu z dawnych wieków twierdza,
On w niej książkę tworzy — racje swoje stwierdza.
Gdy powraca na wolność wierny swym poglądom,
Ufa, że wnet władzę z druhami posiądą.
Gdy zawiodło wodza zbrojne wystąpienie,
Demokracji droga marzeń da spełnienie.
Partia do wyborów staje w szranki zatem,
Finansują ją głównie kartele bogate.
W propagandzie Goebbelsa sprawne majstersztyki
Z roku na rok podnoszą poparcia wskaźniki.
Prasowe ataki na frakcje odmienne
Są w rozgłoś na świecie i w Rzeszy brzemienne.
Burd ulicznych burza przez kraj się przewala,
Katoliccy księża już biją na alarm.
Polityczne wiece, z pompą urządzone,
Przeciągają masy na nazistów stronę.
Nieudolność rządów i inflacji galop
Sprawią, iż się tłumy ze złości rozpalą.
Bezrobocia przyrost i kryzys giełdowy
Uderzą jak cegły w socjalistów głowy.
Od kłótni gmach Reichstagu w szwach jak balon pęka,
Nieznośną jest dla Rzeszy demokracji męka.
Remedium na udręki Goebbels Niemcom głosi,
By za wodzem niezłomnym poszli niczym Włosi.
Do wyborczej rozgrywki kompania gotowa,
W gmachu parlamentu miejsc niemal połowa.
Na partyjnych szczytach targi ostre trwają:
„Stanowiska kanclerza nie dajmy hultajom!”
Gabinety cieni w proch się sypią drobny
I do stajni Augiasza bezład ten podobny.
Gdy kolejnym kanclerzom Reichstag daje veto,
Nawet ufny Hindenburg przeczy ich dekretom.
Coraz większe uznanie dla kandydatury,
Która reżim chce w Niemczech wprowadzić ponury.
Nasz bohater intryg gęstą sieć snujący
Pewnym krokiem idzie po diadem zarządcy.
Tak Schleicher jak i Papen — bez prawicy głosów,
Więc kanclerstwo nazisty to jedyny sposób.
Ciężką ręką prezydent stawia nominację,
Ale lud podniecony gromkie śle owacje.
Jednak wredny komintern nie da za wygraną,