WSTĘP
Moja przygoda z kanarkiem Zbyszkiem zaczęła się pod koniec marca 2023r. Wcześniej nie przepadałem za zwierzętami, były mi obojętne i nigdy nie chciałem mieć jakiegokolwiek zwierzaka. Znajomi mieli, sąsiedzi mieli, a mnie to nigdy nie kręciło. Nawet dziadkowie mieli kanarka ponad 10 lat temu, ale nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia.
Aż nagle początkiem roku 2023r. po paru przypadkowych filmikach o kanarkach złapała mnie zajawka, aby może jakiegoś „orzełka” skombinować. I tak natrafiłem na pewnego hodowcę, który miał jednego, młodego kanarka, który wpadł mi w oko.
Zbyszek jest już u mnie dwa lata i w ciągu tego czasu pojawiło się u mnie jeszcze wielu innych kanarkowych towarzyszy oraz sporo się działo.
Ale Zbychu jest dla mnie numer jeden, pierwszy kanarek i swym wyglądem, charakterkiem, zachowaniem stał się dla mnie niezastąpiony. To bardzo dumny ptaszek, zadziorny wobec rówieśników, ale wobec młodych świetny rodzic, opiekun.
W tej książce przedstawię zmagania Zbyszka nie jako dokument, ale bardziej w skromnej, humorystycznej formie.
Ja, jako jego wlaściciel będę tutaj zwał się „wujek”.
99% wydarzeń miało swoje rzeczywiste miejsce, a wszystkie zdjęcia zostały przeze mnie wykonane (oprócz z wikimedia commons).
Oto moje zmagania z kanarkiem Zbyszkiem…
Mateusz Juszczyk
ROZDZIAŁ 1. ZBYSZEK
Wujek przeglądając jedną ze stron internetowych natrafił na pewnego kanarka. Za dużego w sumie nie było wyboru, ale wyglądem i cenowo wydawał się strzałem w dziesiątkę.
Zobaczył małego urwisa, który wg opisu wykluł się w lutym 2023r., a więc miał już około dwóch miesięcy.
Był to wtorek i miał nadzieję, że będzie mógł go odebrać już na drugi dzień, ale kontaktując się ze sprzedawcą okazało się, że możliwość będzie dopiero w piątek.
Cóż, chrapka była duża, żeby dziubusia szybko zgarnąć, ale trzeba było jeszcze poczekać i uzbroić się w cierpliwość.
W międzyczasie przeglądał klatki jaką wybrać na otwarcie. Nie mógł zamawiać z przesyłką, bo termin odbioru był trochę dłuższy, a więc skontaktował się z innym hodowcą, który miał do wyboru nowe klatki. Wujek poprosił, aby przyjechał z dwiema, a na miejscu po obejrzeniu zdecyduje o wyborze jednej z nich.
Dobrze zrobił, bo wpierw kierując się na dużą, prostokątną klatkę na miejscu okazało się, że karmidełka są wewnętrzne i bez wysuwanej szufladki. A druga nieprostokątna była trochę mniejsza, ale ładnie się prezentowała z beżową kuwetą, wysuwaną szufladką i zewnętrznymi karmidełkami. Wybór padł na tą.
„Samiec czy samica?” — zapytał sprzedawca klatek.
„Jeszcze nie wiadomo, bo młody kanarek jest, ale jak będzie samiczka to też dobrze, przynajmniej będzie trochę ciszej” — zażartował wujek.
„A i samiczki ładnie, krótko nucą” — dodał po chwili.
Wujek zakupił klatkę i zaraz musiał się udać po odbiór kanarka.
Tymczasem u Zbyszka w pokoju zapanowała ciemność — „Kto zgasił światło?!?!” — wyćwierkał w myślach. Zaraz poczuł, że wpadł w objęcia i został przemieszczony do małego miejsca z prześwitami.
„Pięknie, chyba przyszedł czas na mnie” — pomyślał.
Przebywając z innymi kanarkami i papugami widział jak od czasu do czasu znikały.
Myślał, że jemu się to nie przytrafi, ale i jego kolej nadeszła.
„Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba” — zadumał sobie.
Wujek odebrał kanarka w malutkim pudełeczku, a zaglądając przez otwory kartonika widział jego chudziutke nóżki.
Wracając autobusem momentami przy nierównej drodze czasami zarzucało, a wujek trochę się martwił czy kanarek tam w pudełku głowy sobie nie obije. Po dłuższym czasie kanarek dawał znać o sobie w autobusie ruszając się w pudełku.
„Co jest?!” — zaćwierkał w myślach Zbychu. Przybywając do domu wujek wsadził pudełeczko do klatki i powolutku otwierając kartonik zobaczył łepeczek spoglądający na niego.
„Uff, cały i zdrowy” — pomyślał wujek.
Chcąc poprawić kartonikowe skrzydełka, aby lepiej mu było wydobyć się ze środka Zbychu wyprzedził wujka i zaraz wyfrunął do swojej kawalerki.
Taaaadaaaam! Zbyszek w klatce!
„Witamy w domu” — zawołał wujcio do Zbysia.
Zbyszka nosiła adrenalina, przechadzając po klatce i zaglądając w każdą stronę badał nowe otoczenie, a wujek w tym czasie nalał mu przegotowanej wody do karmidełka i zaraz szybko podskoczył do pobliskiego sklepu zoologicznego.
Sprzedawczyni poleciła mu jedną karmę jako najlepszą i zaraz wrócił z jedzonkiem dla Zbycha.
Wujek myślał, że jak mu nasypie to zaraz się rzuci aby przegryźć, a kanarek jeszcze nie zmierzał ku temu. Dopiero po dłuższym czasie zobaczył Zbysia wcinającego ziarenka.
„W końcu! Smacznego Zbychu!” — powiedział do kanarka.
Zbyszek gdy wyleciał z pudełka zaraz zauważył — „O nie, plastikowe żerdzie, mam nadzieję, że niebawem je zmieni” — pomyślał.
„Chyba właściciel żółtodziób, jeszcze nieopierzony w praktyce hehe” — zażartował sobie Zbychu.
„Nowa baza, trochę mały pokoik, ale może być”.
Tak wyglądały pierwsze godziny w nowym otoczeniu.
Mijały dni, a wujek próbował stworzyć jak najlepsze warunki.
„O! W końcu zabrał te plastiki, jeszcze trochę i bym odciski miał” — podsumował Zbyszek.
Właściciel zamienił plastikowe żerdzie na bardziej naturalne.
„Zawsze coś” — pomyślał Zbychu.
W ciągu paru następnych dni właściciel przynosił kolejne akcesoria.
„Super! Drabinka jest, pewnie na wychodne z klatki i powroty, taki mój lotniskowiec” — pomyślał Zbychu.
Ale zaraz wujek włożył mu to wszystko do klatki.
„Po co mi to daje, ja nie papuga, nie potrzebuję dzwoneczka w klatce i skośnie postawionej drabinki, to dla falistych” — próbował wyćwierkać to do wujka, ale jeszcze nie mógł.
„Ok, dobra, początkujący” — zrozumiał Zbychu.
„Haha” — zaśmiał się Zbyszek w myślach gdy zobaczył jak wujek owija folią dolną część klatki.
„Uważasz, że tym sposobem ja nie naśmiecę? Ale możesz próbować. Staram się jak mogę, ale jak nasionka są na samym dole karmidełka to muszę je jakoś wygrzebać” — wyćwierkał do wujka.
„I proszę o systematyczne zmiany „prześcieradła”, bo kupki często zrzucam. I poproszę jeszcze, kup mi jakieś „kabanosy” na patyku” — dodał po chwili.
Zbychu ćwierkał pojedynczo do wujka przedstawiając listę życzeń mając nadzieję, że to wszystko załatwi.
PIERWSZE LOTY PO POKOJU
„Trochę już mi się nudzi w klatce, chciałbym coś poszybować. Z pokoikiem się zaznajomiłem. Widzę, że mogę lądować na szafce obok i na klatce” — główkował kanarek.
Aż niebawem wujek otworzył klatkę i tak pozostawił uchylone drzwiczki. Zbyszek mega się zdziwił i zaraz się domyślił, że to już chyba ten moment. „Juupii!” — zaćwierkał sobie.
Zbychu zeskoczył z górnej żerdzi na poniższą i zaraz znalazł się u progu wyjścia.
Zbysiu latał po całym pokoju, zaliczył wiele powietrznych kółek. Nie za bardzo chciał wrócić do siedziby, aż w końcu wylądował na klatce i… zrobiło się ciemno.
„Pięknie… to już ma mnie”. Kanarki słabo widzą po ciemku, dlatego właściciel czekał na okazję, aż wyląduje niżej, zgasi światło i go złapie.
„Trachhh” — Zbysiu złapany, ale przez to, że tego nie lubi dziobał palce wujka.
„Trudno… oby szybko mnie włożył do domku” — pomyślał Zbychu.
Ale coś zaczęło niepokoić Zbyszka.
Wujek trzymał go w dłoni, ale oddalał się od klatki.
„Co on kombinuje?” — ćwierkał w myślach Zbysiu. Nagle zobaczył, że wujek wydobył małe nożyczki.
„O nieeeee, już po mnie!!!” — szamotał się Zbychu w dłoni próbując się wydostać, ale bez skutku.
„Skończę jak kurczak?!?!” — lamentował kanarek.
Ale kątem oka zobaczył, że wujek zabiera się do jego nóżek.
„Ufff, chyba nie będzie tak źle” — odetchnął z ulgą Zbysiu.
Wujek przy okazji, że jak już go złapał to chciał tylko trochę skrócić mu pazurki.
„Tylko uważaj, dobrze się przyjrzyj człowieczku. U mnie nie można tak hopsiup obciąć pazurki, mam zakończenia nerwowe i pod odpowiednim kątem proszę obcinaj” — doradzał orzełek.
„Ttttyyżżż!!!”.
Poszedł pierwszy pazurek, a kanarek bólu nie poczuł.
„Chyba dobrze przymierzył” — dodał ptaszek.
Zaraz poszły kolejne i cała operacja się zakończyła.
„Dobrze, na dzisiaj wystarczy Zbysiu” — powiedział wujek i odstawił go do klatki.
Zbyszek trochę wyczerpany lataniem i niespodziewaną, tajną operacją szybko wziął pare łyków wody.
„Och, ale ulga” — wyćwierkał.
POEZJA ZBYSZKA
Wreszcie na wylocie.
Ile można w klatce
tak siedzieć co dzień.
Troszku pofruwam,
skrzydełka rozprostuję
i się dużo lepiej poczuję.
Zdrowie podreperuję,
kondycję poprawię
i życie tu pewnie będzie ładne.
PRZYGODA Z KOTEM
Po pewnej nocy gdy Zbyszek się obudził strasznie się wystraszył — „AAAAAAAAaaaaaaaaaaaa!!!!” — wyćwierkał. Zobaczył czarnego kota na parapecie spoglądającego smacznie na niego. Zbysiu zaraz ochłonął i coś sobie przypomniał. — „O, to chyba kot Sylwester, jak w tej bajce z ptaszkiem Tłitim. Jak ten Tłituś mówił?” — zastanawiał się Zbysiu.
„Aaa, chyba widziałem kotecka, tak, tak, widziałem kotecka” — przypomniał sobie.
Kotek chyba miał ochotę na szybką, smaczną przekąskę, ale Zbyszek nic sobie z tego nie robił. Miał „pancerną” szybę jak prezydent i spokojnie sobie siedział.
W maju pogoda już znacznie się poprawiła i Zbysiu po raz pierwszy wyszedł na taras.
„Ojej, ale super, tyle czasu w czterech ścianach” — uradował się.
Mógł na żywo zobaczyć innych ptasich towarzyszy lądujących na płocie.
A to sikorka, a to raniuszek, sroki i wróble.
„I jeszcze przydałby się basenik w tak słoneczną pogodę” — dodał. Wujek też o tym pomyślał i zaraz dostarczył mu kąpielisko.
„Ostrożnie, nie zalej mi żarcia” — ćwierkał Zbysiu.
Akurat w tym dniu wujek nie zabezpieczył klatki i przebywając dłużej w pokoju nie zaglądał na taras, aż w pewnym momencie usłyszał trzask, huk, coś spadło.
„Zbychu!!!!”.
Wujek wybiegł na taras i zobaczył klatkę na trawie. Zbychu stał na prętach ściany klatki i kot przy nim, a na widok wujka zaraz szybko czmychnął.
Zbyszek później zdał raport, że wtedy kot wskoczył na klatkę i poleciała ze stołu. Pomimo niebezpieczeństwa Zbyszek cały czas kontrolował sytuację.
Przynajmniej tak mówił.
Zbysiu trochę to przeżył.
Równo przez 24 godziny od 17 w niedzielę do 17 w poniedziałek nic nie śpiewał, ale po tym czasie pozbierał się po tym wydarzeniu i ponownie się rośpiewał.
Wujek odetchnął z ulgą — „Zbychu twardziel”.
Z czasem klatka została zabezpieczona w fotelu, a wujek widząc nieraz zbliżającego się kota zauważył, że po chwili odchodził zrezygnowany jakby wiedząc, że nie uda się już złapać kanarka.
Czarny kot wiele razy wpadał na taras, ale nigdy nic złego nie zrobił. A nowy kot w białych skarpetkach już po pierwszym lub drugiej wizycie rzucił się na klatkę. Kotek Sylwester zaglądał nawet późną nocą jak widać na jednym z następnych zdjęć.
„Uff, to cud, że jeszcze żyję!” — rozmyślał ptaszek.
„Muszę się mieć na baczności”.
POEZJA ZBYSZKA
O, widzę kotka za oknem.
Czy Ty wujek żeś mu
wspominał o mnie?
Mnie się to nie podoba,
że się tak na mnie patrzy,
wkrótce coś może się wydarzy.
Chyba okna mu nie otworzysz,
bo to oznaczałoby,
żem długo nie pożył.
O, i przychodzi tuż przed północą,
widzę, że chciałby mnie i dopaść nocą.
Jak nie za dnia to po ciemku,
chciałby mnie mieć na talerzu.
PO ATAKU KOTA
Co się dziwisz, żem ucichł,
Ty wujek żes w pokoju leniuchował,
a mnie tu pomimo ładnego dnia,
zanosiło na zawał.
Kot przywędrował
i na mą klatkę się wpakował.
Zbyszek też raz czmychnął wujkowi z pokoju. Otwierając klatkę nie zamknął drzwi i orzełek szybko śmignął do drugiego pomieszczenia.
„Zbychu wracaj!!” — zawołał.
Zbyszek wylądował na jednym kwiatku, a wujek pomału się do niego skradał. Ptaszek zaraz zrobił kilka lotów po dużym pokoju po czym zmęczony, awaryjnie lądował na dywanie.
„Trochę za dużo jak na jeden raz” — pomyślał zdyszany Zbychu.
Wujek szybko podszedł do niego i w sekundę go złapał.
„Ty urwisie” — mówił uśmiechając się do Zbyszka.
„Cały czas mnie interesowało jak wygląda pozostała część twojego mieszkania” — odpowiedział kanarek.
"Widziałem jak leciałeś za mną przerażony" - zaśmiał się Zbychu.
„A jakby okno było otwarte i poleciałbyś za płot?” — zapytał wujek.
„Albo prosto w łapy kota!” — przeraził się Zbyszek.
„Przepraszam wujek, ale moje bezpieczeństwo to twoja działka. Musisz wszystko posprawdzać zanim mnie wypuścisz z klatki, bo inaczej ciekawość mnie poniesie” — dodał. Wujek pogłaskał urwisa i zaniósł go do klatki.
Pewnego dnia Zbyszek usłyszał więcej głosów w mieszkaniu.
„Dzieci przyszły?” — zastanowił się kanarek. Wujek jeszcze nie wspominał o kanarku i szykował niespodziankę, a dzieci sciągając buty jeszcze nie zauważyły klatki w drugim pokoju.
Jeden siostrzeniec wszedł zaraz i z wielkim zaskoczeniem krzyknął —
„Woooww! Kanarek!!! Zobaczcie!!!”. Reszta dzieci i rodzinka przybiegła do pokoju, i podobnie byli radośnie zaskoczeni.
Oczywiście cały dzień dzieci przyglądały się kanarkowi jak w zoo. Zbyszek tylko słuchał z małym przerażeniem i miał nadzieję, że wujek nie spełni zachcianek dzieci… przynajmniej nie dzisiaj. „A możemy go wziąść do ręki… a możemy go pogłaskać… a może go wypuścimy po pokoju?”.
Pytaniom nie było końca, ale wujek zadecydował, żeby na pierwszy rzut to dziś tylko przez klatkę go obserwować.
Zbysiu trochę w panice przelatywał z patyka na patyk licząc, że do łapanki nie dojdzie. „O nie, o nie, o nie, zagłaszczą mnie na amen” — pomyślał. „On już kąpał się wczoraj, dziś raczej nie będzie chciał” — powiedział wujek. „Dokładnie, dokładnie, dziś mi nie potrzeba już kąpu-kąpu, chlapu-chlapu” — przytakiwał Zbychu…
POEZJA ZBYSZKA
Czym Cię tak zaskoczył,
tym żem z klatki tak szybko wyskoczył?
Hej wujek, pijesz kawę?
Daj mi może trochę na spróbowanie.
O nie Zbysiu, to nie dla Ciebie.
Weźmiesz łyka
i serce twe nie wytrzyma.
Ok, to zamiast mi się tak przyglądać,
proszę mi karmidełka pouzupełniać.
ROZDZIAŁ 2. KUBUŚ
Pewnego dnia Zbysiu widział wujka przy kompie spoglądającego na kanarki.
„O nie, chyba mi towarzystwo szykuje” — pomyślał.
„Ale drugiej klatki nie masz i chcesz mi tu wpakować kanarka, wiesz co tu będzie się działo?” — ćwierkał do wujka.
„Załatw proszę wpierw drugą klatkę, a nie narażasz mnie na niepewnego osobnika” — dalej ćwierkał.
Pod koniec maja, Zbysiu będąc na tarasie zauważył, że wujek zawitał do niego z tajemniczym pudełkiem.
„HHmmm, w podobnym i ja przybyłem” — pomyślał.
I zaraz się domyślił — „Cooo?!?! Chyba coś tam jest, albo mnie chce tam wpakować!” — dalej główkował.
Wujek włożył pudełko do klatki i powoli otwierał.
„Ciekawe co zaraz tu wyskoczy, oby nie papugi, bo mnie zadziobią” — rozmyślał orzełek.
Było ciepło, więc wujek jeszcze popsikał niespoidziankę w pudełku. Po chwili wyskoczył żółty, masywny kanarek trochę zamroczony po podróży. Zbysiu przyglądał mu się z góry… z góry dość długo, bo żółty kanarek po podróży i upalnym dniu trochę zdezorientowany nie mógł wzbić się wyżej.
Tuptał głównie na parterze klatki, bądź próbował wzbić się na najniższą żerdź. Rozglądał się co się dzieje, gdzie jest, ale jeszcze nic nie wyćwierkał.
Gdy ten w końcu trochę się ogarnął wziął łyka wody i chciał coś przekąsić. Gdy Kubuś jadł z karmidełka Zbychu zaczepiał nowego lokatora i dziobał go po ogonie.
„Sioo!” — odpowiadał wzburzony nowy kanarek i dalej kontynuował jedzenie.
Ale Zbysiu urwisek ponownie zawitał na parter i zaczepiał ogonek kanarka. Kiedy skończył jeść podleciał na najwyższą żerdź, a Zbysiu przywitał nowego lokatora:
„Dziób dobry”.
„Dziób dobry” — odpowiedział Kubuś (tak go nazwał wujek).
Krótko pogadali i względnie się tolerowali.
Ale na drugi dzień, gdy wujek się przebudził usłyszał, że w drugim pokoju w klatce między Zbychem i Kubusiem trwa wielka zadyma. Słychać było trzepotanie skrzydeł i ciągłe przelatywanie.
„Hmm fałszywy pokój się skończył, pewnie przeganiają się, jeszcze nie minęły 24 godziny, a już się kłócą” — pomyślał wujek jeszcze leżąc. — „Klatki nie mam, a jednak trzeba ich rozdzielić” — dodał zaraz.
Była to sobota, ażeby przetrwać do nowego tygodnia musiał coś skombinować, a nie chciał aby tak się cały czas atakowały.
Wieczorem przy meczu piłkarskim wujek musiał skombinować tymczasową komnatę dla Kubusia. Gdy już zmajstrował składaną skrzynkę przeniósł go do tymczasowej siedziby.
„Przepraszam Kubuś, ale musisz w tym przetrwać do poniedziałku. W tym dniu dostanę tymczasową klatkę” — powiedział wujek i przykrył zadaszenie skrzynki szybą, a boczne uchwyty zakrył klamerkami.
„Ale masz klatkę, jak dla chomika” — zdziwił się Zbychu mówiąc do Kubusia.
„Skąd Ty jesteś” — zapytał Zbyszek, a Kubuś podał dokładny adres.
„Ta ulica? Ja też tam pomieszkiwałem. Nie widziałem Ciebie wcześniej. Może dlatego, że ja jestem z lutego, a po około 2 miesiącach tu się pojawiłem. A Ty z którego miesiąca?”.
„Z kwietnia” — odpowiedział Kubuś.
„A jak papugi, wszystkie poszły?” — zapytał Zbyszek o sytuacji u poprzedniego właściciela.
„Tak, choć jeszcze kilka falistych zostało” — odpowiedział Kubuś. Będąc rozdzieleni, ochłonęli i mogli spokojnie pogadać. Kubuś przetrwał jakoś niedzielę i nie mógł się doczekać następnego dnia. W poniedziałek wujek dostał przejściowe klatki.
„Zobacz, chyba przybyła twoja posiadłość. Szału nie ma, ale lepsze to niż ta skrzynka” — stwierdził Zbyszek.
„W ciemno biorę tę klatkę” — odpowiedział zadowolony Kubuś.
„Większa, przejrzysta, a w tej skrzyni to już mi się robiło czarno w oczach” — dodał po chwili.
Ale niebawem po kilku dniach oba kanarki zdziwiły się, bo okazło się, że klatka Kubusia składa się z dwóch mniejszych klatek.
A Zbycha dotychczasowa klatka została sprzedana, aby załatwić nową, większą.
Zbyszek zawitał do niebieskiej, a Kubuś do żółtej.
„Cóż, musimy to przeżyć, oboje teraz mamy warunki jak chomiki” — zaśmiał się Zbyszek.
„Ale widziałem, że zamawiał nową klatkę” — dodał po chwili.
„W tych ciasnych klatkach jesteśmy jak więźniowie” — powiedział Zbychu. — „Albo jak jeńcy wojenni. Te klatki wyglądają jak czołgi z pierwszej wojny światowej — ciasne, ślamazarne i na krótką metę” — dodał po chwili.
„Skąd wiesz?” — zapytał Kubuś.
„Wujek ogląda programy historyczne, czasami zerkam” — odpowiedział Zbychu.
Po kilku dniach przyszła nowa, duża klatka, a Zbyszek i Kubuś będąc w niej w miarę się dogadywali. Kubuś był bardziej pokojowy, nawet próbował dogadywać się ze Zbyszkiem, ale za to Zbychu kibol, "terytorials" czasami szukał zaczepki spoglądając ostro na Kubusia.
Wujek widząc z czasem, że na traktat pokojowy się nie zanosi niebawem ostatecznie rozdzielił orzełki. Dodatkowy wpływ na to miały też kolejne, następujące zdarzenia...
ROZDZIAŁ 3. BASIA
W drugiej połowie czerwca, kiedy Zbychu i Kubuś naparzali się w klatce nie zauważyli, że niedaleko od nich pojawiła się ona… Basia.
Basia była ostatnim kanarkiem byłego posiadacza.
„A kuku!” — odezwała się do nich Basieńka.
Ci zaniemieli.
„Czy ja dobrze widzę?” — zastanawiał się Zbychu nachylając się na patyczku. „Czy jednak tak mi Kubuś przyfasoliłeś, że widzę innego kanarka?” — dopytywał Zbychu.
Kubuś też nie był pewien czy dobrze widzi, ale zaraz do niego doszło, że nie są sami i od razu zaczęli popisywać się przed Basieńką.
Szczególnie Kubuś rozkręcił się.
„Zobacz, ma pomalowanego dzióbka, ma zieloną szminkę” — zauważył Zbyszek.
Basia gdy była zabierana miała trochę ziolengo dzióbka po jakiejś zieleninie, ale wujek po powrocie oczyścił jej dzióbek.
Jak widać na następnym zdjęciu, wieczorem Zbychu miał zrzędną minę, albo raczej dzioba. — „Wszyscy u mnie i jeszcze na tym samym patyku” — szemrał Zbychu.
Wujek zrobił wspólne zdjęcie dla udokumentowania — „Uśmiech” — powiedział. Tylko Basia ładnie wyszła, dzióbek uśmiechnięty, Kubuś mega senny, a Zbyszek dalej narzekał — „Ciasno mi, jak ja zasnę, potrzebuję więcej miejsca”.
A zbliżała się noc, więc wujek zabrał je do pokoju.
ROZDZIAŁ 4. ZOSIA
Początkiem sierpnia wujek przyprowadził przyszłą wybrankę Zbyszka. Basia przywitała koleżankę pojedynczym ćwierknięciem, ale gdy Zosia odpowiedziała wszyscy się zdziwili — „HHee!?!?!”.
Zosia miała trochę zachrypnięte gardełko i trochę cieższym głosem się przywitała. Nawet wujek się zdziwił.
„Mam coś z gardełkiem, ale myślę, że niebawem mi przejdzie” — wytłumaczyła Zosieńka.
Następnego dnia Zosia podleciała wysoko, bardzo wysoko w pokoju. Zbysiu, Kubuś i Basia ze zdziwieniem przyjrzeli się gdzie ona wylądowała. „Hee? Nas tam jeszcze nie było”.
Rzeczywiście, dopiero Zosia pokazała, że można lądować na karniszach. Wszyscy ładnie współpracowali.
We wrześniu jednak musieli się pożegnać z Kubusiem i Basią. Wujek niestety musiał pożegnać jedną z par, a wybór był oczywisty. Zbysia się nie pozbędzie, a więc jak już to trzeba pożegnać się z Basią i Kubusiem. Już w połowie sierpnia taka myśl przychodziła, że zabawa na dwie klatki to trochę za dużo, ale jednak jeszcze dawał sobie szansę. Ale już początkiem września podjął decyzję, że jednak muszą polecieć dalej, gdzie indziej. Wujek przed oddaniem pożegnał się z nimi — „Bardzo dziękuję za te 3 miesiące, trzymajcie się!”.
Zbysiu i Zosia też ładnie sie pożegnali. Zbychu dał na zgodę z Kubusiem klepiąc się skrzydełkiem po grzbieciku.
„Przepraszam, że tak Cię przeganiałem” — zaczął Zbysiu.
„Przepraszam, że tak głośno darłem dzioba” — odpowiedział Kubuś.
Basia i Zosia długo się tuliły i z łezką w oku życzyły sobie wszystkiego najlepszego.
„Dobra, to może zróbmy sobie zdjęcie na pamiątkę. Szybko, lećmy na karnisze, tam ustawimy się do zdjęcia”.
Ptaszki w mig poszybowały pod sufit. — „Basiu szybciej się ustawiaj, bo wujek robi zdjęcie” — pośpieszał Kubuś.
„Juz, już” — odpowiadała Basia.
Wujek napstrykał trochę zdjęć i pokazał je kanarkom. — „Hehe Basiu coś nie wyrobiłaś z ustawieniem” — wszystkie kanarki głośno się uśmiały i mimo wszystko w pogodnym nastroju się rozstały...