E-book
8.82
drukowana A5
41.81
Kakofonia słów

Bezpłatny fragment - Kakofonia słów

wiersze zebrane

Objętość:
199 str.
ISBN:
978-83-8324-734-2
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 41.81

***

Wczoraj skończyłem lat pięćdziesiąt jeden

Dużo i mało uciekło gdzieś w pustkę

Nigdy nie wróci


Sądząc pochopnie o utracie czasu

Myślę że nie odzyskam już straconego

Zbyt szybko schodzi jeden dzień po drugim

I nie ma na to leku bezpiecznego


A dzień jest inny bez szablonu taki

Ciekawy, smutny, wesoły, nijaki,

Lecz wraz odchodzi, zatraca się, znika

Jest wręcz ulotny, jak człowiek co znika


Poddaje się władzy, zniewala z wiekiem,

Analizuje, podgląda, gromadzi, oddaje,

Łasi się, kłamie, porzuca, jest zbiegiem

W końcu ostatkiem tchnienia się poddaje


Jak gdyby czekał na te ważne chwile

Oddaje siebie nie chce być samotnym

Odkrywa lądy, podróżuje, grając wodewile

Nie będąc do końca nad życiem swym władnym

***

Gdy patrzę na twarze bez końca

Zakryte bezimienne tajemnicze

Jak pragną odrębnego słońca

Jak z cieniem walczą o życie


Codziennie są inne niekształtne

Oddzielnie są smutkiem spowite

Ze wzrokiem utkwionym na ślepo

W godzinę bezmiernych już szczytów


Ze strachu być może kruchego

Nic z nich odczytać nie umiem

Szukając spojrzenia innego

Całą tę bojaźń rozumiem

***

W uśpionym mieście zupełnie sam

W kolorach słońca smagany deszczem

przechodzę obok nieznanych bram

Czasem się dziwię jak długo jeszcze


Codziennie rano opuszczam dom

Tą dobrą przystań takim jest miejscem

W tym świecie kiczu bezpieczny ląd

Ciepły malutki jak z dziecka snów


Wędruję sensu szukając wewnątrz

Studiując duszę ciałem zapijam

Być może można zmienić coś jeszcze

Nim zgaśnie płomień i umrze chwila

Spieszysz

Spieszysz a powiedz dlaczego,

Bo świat jest szybki, życie nazbyt krótkie,

Bo brak Ci czasu, czasu niczyjego,

A liczyć upływ to bezsprzecznie ludzkie.


Chciałbyś pokonać odwrócić porządek

Zamroczyć umysł dotrzeć do początku

Powrócić by zacząć nieskończone

Odszukać słów co nie gubią wątku


Nie tylko w snach ale i na jawie

W świcie i w czerni szarej smutnej nocy

Malujesz obraz odmienny tak prawie

Chcąc czas stracony do tyłu przeskoczyć

***

Gdybym chciał zapisać

Wszystkie swoje myśli

Te zielone kochane

I te pełne zepsucia pełne nienawiści


Nie ma takiego notesu

Co przyjąć by to zdołał

Bo mówią że milczenie to złoto

A czymże są te myśli i słowa


W ogrodzie lirycznych frazesów

Epicznie rozrosły się zdania

Zarasta logiczne myślenie

Wżerając się w ból i cierpienie

Podnosząc ten obraz istnienia

***

Z maleństwa przez chłopca

Młodzieńca do dojrzałego faceta

Ta droga jest by odnaleźć człowieka

W tym świecie niczym rwąca rzeka


Schowane pragnienia małe zwierzenia

Wzloty upadki i podniesienia

Czary ustępstwa kolory duszy

Bezmiar radości ogromy wzruszeń


Odnajdywanie nieodgadnionych

Powroty by znowu odejść

Szczęście pozorne śmiechem zakryte

Rozdarte serce na pół rozprute


Błędy młodości odnajdzie starzec

Przyjaciół z fałszem co ranią słowem

W zapamiętaniu tego co będzie wiotkie

Szczerość i prawda są  tak ulotne

Niekiedy nie wiem czy wiem to wszystko

Trudno zrozumieć

Trudno zrozumieć to co jest wokół

Jaki wewnątrz nas jest spokój

Zamknięty odmienny każdego los

Nieodgadnionych zdarzeń trzos


Zaplanowane nie sprawdza nigdy się

Nieprzewidywalne od początku jest

Korekta planu to norma taka

Chcemy dobrze życie figle płata


Zapominamy zaraz chyba wszyscy

Chcemy odetchnąć jesteśmy szybcy

Zależy nam na czymś rwiemy pasy

Żyjemy zbyt szybko bo takie czasy


Nie liczy się nikt inny zupełnie dzisiaj

Czy będzie tak zawsze czy to już zwyczaj

Potrzeba kolorów zmiany potrzeba

Lecz jak to zrobić gdy sensu nie ma

***

Złotym szlakiem jesień

Świetli przemyślenia

Czerwonym blaskiem zmywa

Bezkarność przeznaczenia


Postukując lekko w szyby

śmiałym zimnym deszczem

Rozmawia wspominając

ciepło poranków pachnących

wiosennym nadzieniem


Wciąż słyszalne głosy niepewnie

Mówiące, że przecież będzie dobrze

Są głębokim echem, odbiciem jak kolcem

Jakże nielubianym  kłamstwem

Innym rozżaleniem, oby nigdy końcem

***

Na zewnątrz cisza

A w uszach straszny wrzask

Łomot bęben metal gitara

W zamglonych okularach blask


Co chce przekazać wokal ten

Agresję miłość lepszy dzień

Lub się po prostu tak drze

Wypluwając z gardła bycia zew


Nie łatwo jest dziś być na topie

Wszystko już było i nic nie cieszy

Chcesz porwać tłumy musisz śpieszyć

Rozlewać wokół serce jak w ukropie

Koszmary

Poczułem powiek ciężki żar

I sen opuścił zaraz mnie

Myśli spływają drżąco w mrok

Oddech zbyt płytki zmieniam się


Granica ta jest cienką kreską

Tatuaż krzywo wryty we mnie

Faluje umysł smutno tańcząc

Brak odpoczynku w noc zdradziecką


Płytki niechciany oddech męczy

Umysł pracuję  niczym kowal

Nie wiesz co w nocy dalej będzie

Gdzie odejść i jak się teraz schować

Kręgi

Zataczając kręgi nie zawsze powrotne

Chcemy na początku drogi być zawrotnej

Stoimy, biegniemy, byliśmy już wszędzie

Lecz czy już wiemy jak i co nam będzie

Omylność wpisujesz w natury istnienie

Nie chcesz tego przyznać, swoiste to brzemię

Prawda goni kłamstwo, fałsz roztkliwienie

Nie ma słów omylnych, w rozmowach jest drżenie

Myślisz jesteś wolnym, bez sensu, nieprawda

Zawsze więcej kajdan, rozkazów, zakazów

Przecież jest tak dobrze, nie dzieje się krzywda

Brak jest entuzjazmu, brak jest braw aplauzów

W wielkim kręgu kłamstwa jesteśmy zamknięci

Nadmiar nonszalanccy bo zawsze zawzięci

Jesienna depresja

Jesienna depresja lecz co to znaczy

W te ciemne poranki i nijakie dni

Gdy słońce już tylko wspomnieniem jest lata

I wiatr się wkrada jak złodziej przez drzwi


Przedziwnie jest tak z każdą jesienią

Odmiennie tak smutna co roku jest inna

Lecz zawsze szara ponura i wręcz zimna

Bo choć kolory drzew tęczą się mienią

Umiera ciepło zamiera bezlitośnie życie

Tak trudno odradzać się w te przyszłe dni

W już wiosennych świtach zwykle po

depresji zimnej

Człowieczeństwo

Upadamy, podnosimy się, upadamy

Omijamy rzeki by nie wejść raz jeszcze

Poddajemy się fali wiodącej nas w mrok

Nabieramy rozpędu, ostateczny jest skok


Pęd zawrotny i otchłań chcesz zbadać

Jesteś ty i jestem ja, jak cała reszta

Nie istnieje, w niebycie zakłamań

Bezchmurnego zatęchłego powietrza


To co może nas spotkać niebawem

Nieodgadłe, nieznane wręcz obce

Jeden z drugim rozmawia jak błazen

Człowieczeństwo zrzucając w manowce

Weryfikacja

Byliśmy młodzi świat leżał u stóp

Chcieliśmy ojczyzny przepięknej ze snów

Każdy z nas wstąpił do armii wolności

Oficer żołnierz by bronić godności


Ciężkie nauki i kursy i trud

I zawód serca po co ten znój

Gdy niepotrzebny ten żołnierz tam był

I niepotrzebnie za wolność się bił


Ref.:

Bo gdy Cię rząd tak głupio zdradzi

I długi nóż w twe plecy wsadzi

Nie będziesz mógł wykrzyczeć skrycie

Że zdrajca w rządzie przy korycie


W otwartych bojach na misjach w kraju

Gdzie śmierć bawiła się z wami jak w raju

Wczoraj żołnierze dziś już bandyci

Wrócili cicho, milczący dzicy


Na stołkach w rządzie tak wymyślili

Weryfikację wnet zarządzili

I już odeszli oficerowie

Od dziś wilkami dzikimi w sforze

Tworzenie

Tworzenie nowych nierealnych światów

Halucynogennych w oparach opiatów

Myśleniem innym jest obraz poezji

Igraniem słowem poematem herezji


Ten świat realnym jest tylko w papierze

Nigdy go nie ma na jawie czy we śnie

Wiosna i lato i jesień bezsprzecznie

Jest dodawana do rymów skutecznie


Autor co lubi się bawić wyrazem

Odkrywać lądy, rymem poużywać

Słodzi swą miłość, bojaźnie odrywa

Od rzeczywistych swoich życia zdarzeń

Bezsilność

W tych ciekawych czasach

Niewiele warte jest życie

Kto kogo pamięta, może wzmianka, prasa

Było minęło jesteś i nie ma cię


Pandemiczny taniec

Oko w oko z frustracją

Nieunikniony jest znów koniec

Wewnętrzny z anihilacją


Coraz trudniej człowieczyć

Podnosić się z upadków

Rzadko przechodząc jest baczyć

Na rozwój beznadziejnych przypadków

Wyobcowanie

Trudna do odczytania

Mimika twarzy w oczach

Grymas, niewypowiedziane zdania

Rozmowy nie słychać w głosach


Kolory tęczówek inne

Fałszywe przyjazne dziwne

Nic nie mówiące chwile

Wpatrzone w zimny ekran


Alienowanie zasad życia

Osobność chwil uniesień

Zmuszani do innego bycia

Będziemy żyć bez wskrzeszeń

***

Nieznajome twarze znajomych

Obserwujesz i myślisz że wiesz

Jak wygląda codzienny ich dzień

Co popycha do aktów szalonych


Czy te maski są prawdziwe

A uśmiechy zgorzkniałe i kąśliwe

Przemyślane mowy, słowa

Zaprzątnięta sercem głowa


Postrzegamy tylko to co widać

Wnętrze trudno ze zdjęć oddać

Kolor myśli wciąż zamglony

Czy prawdziwy lub może zmyślony

Kłamstwa

W przekrzywionych zwierciadłach

Odbić prawd prostych brakuje

Odwrócone pasjanse

Kolorem figur tajemnych rysujesz


To co prawdą być winno

Jest półprawdą lub kłamstwem na pewno

Szereg luster zmyślonych

Pozornych bezdusznych już pękło


W iluzyjnym raju odniesień

Szukamy idiomów jak wskrzeszeń

To co białe jest czarne

A ta twarz nie należy do Ciebie

Zamęt

Być może dojdzie do tego

Że niemożliwe stanie się możliwym

Najbrudniejsze sny będą rzeczywiste

A człowiek będzie niczym, zaiste


Ten bezradny krzyk gniewu

Bezsilność jest niczym dziecko

Podziały, rozdwojenia jaźni

Wpychają nas w przepaść dlaczego?


Jak trudno jest żyć w tym strachu

Czy to ta jesień bez wiary

A może podłość pokoleń

Co wpycha w koszmar ten naród

Oddając za darmo złu

Ten kraj przepiękny jak z baśni

***

Poematy ludzkich zdarzeń

trudne zawsze niezbadane


Myśli chcemy mieć dla siebie

Dzielić trudno się nam zawsze.

Czy te myśli do nas należą?

Czy winni jesteśmy je komuś?


Poematy ludzkich zdarzeń-

żywa scena dla naszych ról.


Komedianci w nie swoich szeregach

Jak ci wszyscy patrzący się w metrze

Powtarzamy tą scenę niezmiennie

Więzi tworząc te obce, kolejne.

***

To marzenie bezsenne,

W dzień się wdarło koszmarem.

Goląc zarost odwieczny,

w głowie gryząc kawałek.

Rozmawiamy ze sobą,

Bezpłciowo, na krawędzi niebytu.

Cóż ta mara zmyślona,

Zaprzęgnęła myśli dnia w pożogę.

Noc przejmuje przewagę,

Dzień tak walczy bez sensu.

Oba światy tak różne,

Będą chciały złożyć się w całość.

To zaborcza jest wojna,

Nocy, dnia i umysłu,

bez końca.

Sieci

Te blogowe codzienne wzniesienia

Memy, hashtagi, mnogie polubienia

Jakże mają się teraz

Do tego co było dawno

w naszych marzeniach


Gdzie te listy pachnące

Gdzie słuchawki ściśnięte gorące

Brak tych rozmów bez sieci

Alienacja, zatrute umysły jak śmieci


Czy niebawem już będzie inaczej

Czy nie można bez tego zdziwaczeć

Nie wiem jednak czy długo tak będzie

Macki sieci wraz człowiek oderwie

By być wolnym i ludzkim

W świecie sztucznym cyfrowym niezmiernie

Oczy

Były tak piękne

szybko zniknęły

Tak tajemnicze

w umysł mój wniknęły

Oczy jak ogień

grzejący co wieczór


Nie me niestety taki to los

Odległe bardzo gdzieś tam daleko

Ciepłe jak głębia co w nich zawarta

Mówiące tajemnie kolorem brązu

Zwierciadłem duszy jest ten wzrok

***

Zaplotłem serce w zimy warkocz

Zmrożonych rąk szukając ciepłem

Zgrabiały oddech tak martwa cisza

W soplach odbiciem światła pisze


Zimowy poem w lodowym świecie

Pisany mroźnym piórem bieli

Na posypanych śniegiem drzewach

Chłodnym tak wzrokiem światło dzieli


Ten czas zimowych jasnych nocy

W którym malujesz w szybach kwiaty

Jest tą tęsknotą za ciepłem wiosny

I ma swój urok gdy mrozem szczypiesz

Strata

Zawsze gdy wspominam

Zapachy słodkie dzieciństwa

Czuję w głowie, bzy wiosny

Pracę pszczół wewnątrz kwiatów

Maki, chabry zdziczałe

zboże latem pachnące

Jeżyny, jesień grzybów

Jabłek, śliwek i miodu.

Świerków ubranych radośnie

W wigilijne papierowe ozdoby

Opłatka przed śledziem i makiem.

Wszyscy mamy wspomnienia

Część z nich jest już niestety

tylko w naszych marzeniach.

Tęsknię za tym co było

Patrzę i myślę co będzie

Wiele z tego straciłem

Życiem w zbyt szybkim obłędzie.

Kakofonia słów

Zabawa słowem czy też słowami

Trudna gdy wszystko jest już za nami

Łatwo jest pisać gdy coś powstaje

Trudno gdy znajomość życie swe oddaje


Ulotne zdania fruwają wszędzie

Chwalą nas, dzielą, myślą, są w błędzie

Możemy mieć odmienne zdania

I chcemy krzyczeć gdy ktoś zabrania


Myśleć i mówić czy pisać łatwiej

Odwieczny problem milczących bardziej

Przekaz się liczy gorszy czy lepszy

I jest dziś ważne kto ma być pierwszym

A gdybym

A gdybym nagle miał zostać malarzem

Myśli malowałbym odmiennym obrazem

Pociągał pędzlem możliwości farbą

Nadając uczuć kształty inną barwą


Biały i szary, czerwony, żółcień

Niewinność, miłość, głębokości spojrzeń

Tańczą po płótnie na moim blejtramie

I pozostaną wiecznie w smutnej losu ramie


Zastygłe nagle tak jak wosk półcienie

Niewinnie raz dane jak ludziom istnienie

Ten moment stały krótki ten błysk flesza

Martwa natura co nie będzie wskrzeszać


Nieruchomy obraz mimo swych szczegółów

Zawsze będzie zimny stałością modułu

Chcąc weń tchnąć życie znaleźć jego duszę

Malować nie pędzlem ale sercem muszę

Bliżej

Czy wiedząc o nas wszystko

Jesteśmy bliżej siebie

Nie umiałem pojąć nigdy tego

Tak mało wiem zerkając w niebo

w chmury tak obłędnie śnieżne

Wysoko utkane smutne ciężkie

Zeszyte białą nicią

Splecione szarym życiem

Czy teraz za rok lub chwilę

Pozwolę sobie spocząć cicho

Pod smutnym starym dębem

W liściach rozmyślań

zasnąć wiecznie


Tak mało teraz wiem, to dziwne

Jaka mnie czeka przyszłość

Niezmiennie

Magia

Szaro za oknem, śnieg, zimnica

Pisane przez nas wiersze o czymś,

Zmiany tematów szybkich rozmów.

Czasem są ważne lub bez przemyśleń.

A magia przyszłych świąt nadchodzi,

W uśmiechach, życzeniach, bliskości duszy.

Odrodzimy się z pyłu codzienności,

Po to by poczuć wspaniałość wieczną.

Odnaleźć dziecka śmiech uroczy,

Na chwilę być ze szczęściem razem,

Smakować sobą zapachy i kolory.

Są chwile z życia, niecodzienne,

Podobnie brzmiące mimo różnic,

Których nie sposób zmienić bezwiednie,

Gdzie polubienia, memy, interszały,

Nie potrafią oddać tego piękna,

Realne, a nie gdy zamykasz oczy

Jest to, że wkrótce będą święta.

Inne zwyczajem lecz zawsze piękne.

Czas

Zatrzymany zegar ten co złapał chwilę

Zgaszony świecy żar gorący

Ratując bezradnie nocne skryte motyle

Wyobraźnia te inne umysłowe stany

Czas ten jest inaczej przez nas postrzegany

Rozmowy nieobecne światów poetyckich

Rysowane w twarzach z uśmiechem dziecięcym

Prowadzą nas w przestrzenie lekkie odmienne

W zaświaty podzielonych zachwytów

W zwodzonych mostach

Trudno przejście znaleźć

Można się zapomnieć

albo trwać tak dalej

Zgubić coś na zawsze,

nigdy nic nie znaleźć.

Światy

Bezmyślność w naszym świecie zdarzeń

Nierealność jakby tylko w strefie marzeń

Najczarniejsze zdania rysujemy bezsprzecznie

Myślimy że tak ale czy to bezpieczne


Słowa co kłamstwem prawdą się stają

Po tysiąckroć wmawiane wciąż się powtarzają

Nie chcemy w to wierzyć na oślep zaiste

Bo jednak nam lepiej patrzeć w niebo rozpalone gwiaździste


To tam szukamy zwolnienia spokoju i ciszy

Liczymy liczymy trudno jest policzyć

Te światy bliźniacze odległe i inne

Być może nieprzyjazne wrogie nam i obce

Pragniemy poznawać taka jest natura

I czy nas pożre wielka czarna dziura

Nikt tego nie wie przyszłość jest nieznana

Więc tu i teraz jakaś nadzieja jest nam dana

Gdy się wydaje

Gdy się wydaje nam

Że stracimy wszystko teraz

Serce duszę miłość radość

To chyba tylko tak się nam wydaje

A pozostaje wiara w przyszłość

Nadzieja która odchodzi ostatnia

Bo nie beznadziejny los człowieka

Popycha nas jeszcze i jeszcze

Po myśli do nowego istnienia

Do życia które się rodzi i zmienia

Do pragnień skrywanych w nas samych

Bo życie choć krótkie jest piękne

Fresk

Obraz na ścianie namalowany

Wśród arlekinów i komediantów

Pałac królowej nocy bezsennej

W cieniu słonecznych palm taneczny


W tańcu wiruje zakryty człowiek

Co chce przekazać czy widzi drogę

Do pani serca swojego życia

Do wszystkich myśli do jej zdobycia


Obraz ten wieczny fresk sztuczny ścienny

A w nim zastygłe postaci inne

Taki jest szczery mówi obliczem

Historię martwą a jednak żywą

Poematy ludzkich zdarzeń

Poematy ludzkich zdarzeń

trudne zawsze niezbadane


Myśli chcemy mieć dla siebie

Dzielić trudno się nam zawsze.

Czy te myśli do nas należą?

Czy winni jesteśmy je komuś?


Poematy ludzkich zdarzeń-

żywa scena dla naszych ról.


Komedianci w nie swoich szeregach

Jak ci wszyscy patrzący się w metrze

Powtarzamy tą scenę niezmiennie

Więzi tworząc te obce, kolejne.

Nieznane

Bezśnieżne pola skuł mróz

Drzewa bez kołdry jakby marzną

Wszyscy czekamy na jakiś cud

W powtarzającym się życia cyklu


Do schyłku stary rok się skłania

Nowy już blisko stoi w progu

Słońce zegarmistrz czas nasz pogania

Czy nam przyniesie ukojenie światłem


Wchodząc w nieznane nowe wody

Chcemy być bliżej siebie wiedząc

Że razem wspólnie jest łatwiej przeżyć

To co nam spłata nowy rok, dzień, miesiąc.

Piszę

Kazano mi napisać wiersz

Jakby to było proste zawsze

O czymś niemądrym lekkim

A przecież to tylko myśli własne


Kazano mi napisać coś

Taki bzdet mało ważny

I siedzę głowiąc się tutaj

Jakby to zacząć może od nazwy


Prosto przelewać myśli w grzech

Myślą nie grzesząc jakby wcale

Łatwo jest pisać poematy

Broniąc się przed czymś w liter szale

Być może…

Być może istnieją takie dni

Że wszystko jest jasne i łatwe

Być może są tacy wśród nas

Co wszystko przychodzi im z myślą


Podajemy siebie do końca zawsze

Nie prosząc w zamian o niewiele straszne

Będziemy więc dawać nie tylko rozdawać

Choć lepiej jest brać, po co się dzielić


Pomiędzy jedną kawą a drinkiem

Szukamy sensu i nadziei kilku kliknięć

Rozwiązujemy splątane i niemożliwe

Bo chcemy być kiedyś sami zrozumiani

Równanie z niewiadomą

Tyleż samo niewiadomych co próżności

Jest w nas samych, niesprzecznie

Uśmiechamy się sztucznie ulegle

Chociaż tu wcale nie bywa bajecznie


Chcemy żyć tak naprawdę

Oblizując się jak po ciastku z kremem

Myślą, słowem i czynem

Odbieramy tożsamość jako tę ideę

Że możemy być grzesznym cieniem


Powędrować by można

W szczęśliwości krainy odmienne

Zaznać ciepła, uśmiechów i słońca

Jednak trzyma nas w sobie

Zwykła ludzka zmęczona udręka

Bez koloru w szarości zaklęta

Życie nie teatr

Na teatralnej scenie życia

Aktorstwo nie jest fachem wziętym

Wkuwamy słowa powtarzając role

Najlepsi chcemy wyjść na deski


Jedna pomyłka mała jest tragedią

I sufler nie poda za nic ręki

Widzowie nie zostawią na tobie strzępa

Będą cię szarpać po ból słysząc jęki


Z czasem przycichnie poklasków bicie

Kolejnych aktów rozbrzmią takty

Od nowa inaczej odegrasz życie

Bez powtarzalnych błędów klęski

Skrytość

W półcieniach schowana postać

Od dawna skrytością emanuje

Zwinnie się skrada pręży

Słabych oznak zapach wychwytuje


Zmysłowo wabi swoje ofiary

Czerwienią szminki zapachem słodkim

Uwodzi stosując powabu czary

Chce być miłości wspomnieniem słodkogorzkim


Tańczy wirując lekko

Bawi się wzrokiem przeszyta

Pragnie być delikatnie kochaną

Od zmroku do bladego świtu

Lajki

Piszesz tworzysz żyjesz

Nie po to by mieć setki lajków

Chcesz coś pokazać światu

Nie aby mieć swych followersów


Tak trudno być poetą dzisiaj

I smutno jest o ważnym pisać

Tak mało kto do końca czyta

Mimo że dają serca


Może nie jestem modny wcale

Bo sztuka to trudna i są ciekawsze

Lecz ty mi powiedz mój wędrowcze

Czy warto jest kraść serca całe

Bezimiennie i raz na zawsze

Zmora

W noc tak spokojną i białą

Koszmar na gardle jak nóż

Szarpał mnie, zranił me ciało

Przeszedł do wewnątrz jak tchórz


Dręczył do świtu bladego

Opowieść swą snując niegrzeczną

Zjawił się jakby z niczego

Krusząc tą noc bezpieczną


Sen to był dziwny doprawdy

Z tamtego świata niechciany

Wiem, że nie dasz mu wiary

— Przecież nie byłeś pijany?


Dobrze, że świt szybko nastał

Wygrał znów bitwę umysłu

Pewnie nie zasnę dziś łatwo

Nocy nie oddam już diabłu.

Budowanie uczuć

Jest coś takiego w budowaniu uczuć

Zaklęta chęć bycia zawsze razem blisko

Nie da się tak jednak, co mnie może smucić

Gdyż życie to nie tylko bale

Tak pomimo wszystko

Nie spijamy tylko szampana dziś razem

Lecz gorycz dni codziennych,

szarych i bez wrażeń

Jesteśmy ze sobą mimo błędów, klęsk i żali

Tworząc widnokrąg uczuć i innych detali

My zawsze odmienni jak nasza natura

Burzliwi, weseli, kapryśni, chociaż zawsze szczerzy

Może ktoś jak nie zna i w to nie uwierzy

I niechęcąc osąd wyda, wnet bez pomyślenia.

Trudno jest pokazać całą swą naturę

Zadowolić wszystkich przejść przez słów cenzurę

Cóż jest począć wtedy gdy widzą Cię inni

Nie bezbronną duszę lecz naturę zimną

Musisz otrzeć oczy i ruszyć z kopyta

Szanuj, kochaj, bądź istotą inną.

Pycha

Szarym haftem wyszywane życie nasze

Znalezione nie zgubione tak jak serce

W myślach pycha przed upadkiem zawsze kroczy

Chcemy wierzyć może ujdzie nam dziś wszystko wielce

Błąd za błędem popełniamy niczym dzieci

Rozgrzeszenia chcemy zaznać oby szybko

Lecz nie łatwo z sumień ludzkich dobro sklecić

Gdyż w umysłach naszych zagnieżdżone zło nie dobro

Jest w obrazie ludzkim coś niepojęte

Że na krzywdy patrzy smutno obojętnie

Nie oddając choćby małej cząstki z siebie

A jest pewien że się znajdzie obok tronu w niebie

***

Dziesiątki przemyśleń krąży wokół

Dźwięcznych bezdźwięcznych

Całkiem jałowych

Przekazujemy i oddajemy

wielki niezmierny jasny spokój

Ale i chcemy poczuć

nagły odskok, burzliwy powiew

Zieleń drzew smętnie tęskna

Słońce słabo mruży oczy

Połyskując w cieniach czarów

Przywołuje zasłabłe dni

I tysiące słów rozproszonych w wiatr

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 41.81