E-book
7.35
drukowana A5
29.88
KADET

Bezpłatny fragment - KADET

ODDZIAŁ OMEGA


Objętość:
125 str.
ISBN:
978-83-8126-314-6
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 29.88

Rozdział pierwszy

— Słyszeliście o najnowszym pomyśle tutejszej akademii policyjnej? — zapytał Casey, wchodząc do pokoju socjalnego.

Mimo, że było już po dziewiątej, były w nim tylko trzy osoby.

— Co tym razem wymyślili? — zapytała siedząca przy stoliku kobieta.

Obdarzyła kolegę surowym spojrzeniem. Jako jedyna kobieta w wydziale zabójstw, długo musiała walczyć o pozycję. W wydziale prewencyjnym, do którego trafiła zaraz po ukończeniu akademii policyjnej, długie lata musiała borykać się z, często niestosownymi i niesmacznymi, żartami mundurowych. Obiecała sobie wtedy, że nigdy nie pozwoli na to, by ktokolwiek odebrał jej marzenia o zdobyciu odznaki detektywa. Dopięła swego. Od czterech lat piastowała urząd detektywa w wydziale zabójstw. Początkowo nowi koledzy nie byli jej zbyt przychylni, ale dość szybko udowodniła im na co ją stać.

Oprócz Alexis O’Donell w tej jednostce pracowała jeszcze trójka detektywów. Najstarszy z nich to Casey Thather. Policjanci ochrzcili go pseudonimem Lis, bo wiedzieli, że kiedy on zabiera się za przesłuchiwanie świadków, ci zawsze powiedzą mu to co chce się od nich dowiedzieć. Pracuje w policji od zaledwie dziesięciu lat. Wcześniej był żołnierzem. Wszystkim ten fakt jest bardzo dobrze znany, chociaż nikt nie wie, dlaczego porzucił armię. Dawniej chodziły pogłoski o tym, jakoby miał zostać z niej wyrzucony. Podobno kilkukrotnie nie wykonał poleceń przełożonego. Plotka ta szybko rozeszła się po komisariacie. Zważywszy na dość ciężki charakter Casey’a, wielu w nią uwierzyło. Ale nie śledczy wydziału zabójstw. Tylko im jest znany prawdziwy powód rezygnacji Thathera ze służby wojskowej. Trzymają się jednak, danego koledze, słowu, że zatrzymają tę wiedzę dla siebie. Jest ona przeznaczona tylko dla wybranych.

Nieco młodszy od Casey’a Thathera jest Otto Langer. Uchodzi za speca i maniaka komputerowego. Każdy na posterunku dobrze wie, że nie istnieje dla niego kod nie do złamania, czy zabezpieczenie nie do obejścia. Z tego powodu został ochrzczony mianem Dextera. Kiedy pierwszy raz przybył na posterunek w Denver miał spory problem z nawiązywaniem kontaktów. Nie jest powiem Amerykaninem z pochodzenia. Sprowadził się do stanów wraz z matką z Niemiec. Po komisariacie krążyła pogłoska zgodnie z którą, jego ojciec miał być niemieckim oficerem, który odsiadywał wyrok za zbrodnie wojenne w więzieniu w Monachium. Tam miał zostać zamordowany. On sam nigdy tych plotek ani nie potwierdził ani nie zdementował. Na temat ojca zawsze milczy. Kiedy ktokolwiek w rozmowie poruszy ten temat Otto albo usilnie próbuje go zmienić, albo milczy dopóki nie zostanie zmieniony.

Najmłodszym detektywem w wydziale zabójstw jest Daniel Wills. Kiedy wśród mundurowych rozeszła się wieść, że ma on zostać mianowany detektywem wydziału zabójstw spekulowano, ile czasu w nim wytrzyma. Wynikało to z faktu, że oddział, do którego miał dołączyć cieszy się specyficzną renomą. Nie ma dla nich sprawy nie do rozwiązania, ale słyną ze swoich niekonwencjonalnych metod działania. Detektyw, który ukończył akademię policyjną z wyróżnieniem, a takim właśnie jest Daniel Wills, niezbyt perfekcyjnie wpisywał się w ten kanon. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.


Reszta obecnych w pokoju socjalnym również spojrzała na Casey’a z zaciekawieniem.

— Mianowicie, dostaniemy do wydziału nową koleżankę.

— Jest! — krzyknęła wyraźnie uradowana Alexis.

Jej uciesze towarzyszyło postękiwanie kolegów.

— A co wspólnego ma z tym akademia policyjna? — zapytał dociekliwie Otto.

To właśnie była cecha, którą wszyscy funkcjonariusze cenili w nim najbardziej. Zwraca uwagę na każde wypowiedziane słowo.

— I tu jest właśnie haczyk. — powiedział Casey, siadając na najbliższym wolnym krześle. — Nasza nowa koleżanka to świeżo upieczona absolwentka akademii policyjnej.

Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy.

— Chwila. Chyba nie nadążam. — Alexis podniosła się z krzesła. — Chcesz mi powiedzieć, że dostaniemy do wydziału żółtodzioba?

— Nie dostaniemy tylko już dostaliśmy. — odpowiedział, siląc się na uprzejmy uśmiech.

— To są jakieś jaja. — skomentowała krótko i opadła na krzesło.

— To już jest pewne? — zapytał Daniel.

W jego głosie słychać było niedowierzanie.

— Tak. Właśnie wracam od Harry’ego. Jeśli was to pocieszy, zapewnił mnie, że każdy z wydziałów dostanie absolwenta. Niektóre nawet po kilku. Zarzeka się, że ta jest najlepsza.

— A ja zarzekam się, że kiedyś go zamorduje. — powiedziała zrezygnowanym tonem detektyw.

Na twarzach wszystkich widać było powątpiewanie.

— Powiedz, że żartujesz. — Po chwili milczenia powiedziała Alexis.

Na jej twarzy pojawił się niepewny uśmiech.

— Lubię żartować z ludzi, ale nie w taki sposób. — odpowiedział Casey wstając.

Skierował się do drzwi. Gdy trzymał już rękę na klamce z zamiarem zniknięcia po ich drugiej stronie ponownie odezwała się kobieta.

— A gdzie właściwie jest ta nowa dziewczyna? — zapytała zerkając na zegarek.

— Zaczyna od jutra. Harry tylko w geście życzliwości nas o tym poinformował. Nie miał obowiązku tego robić. Podobno większość wydziałów jeszcze o niczym nie wie. Założę się, że Kevin nikogo nie poinformował w narkotykowym.

— To by było bardzo w jego stylu. — powiedział z uśmiechem na twarzy Otto zerkając na Daniela.

— Jak ja się cieszę, że przenieśli mnie tutaj. Miałem już powyżej uszu tego dupka. — odezwał się Wills, po czym zabrał się za przygotowywanie kawy.

Kevin Martinez jest szefem wydziału narkotykowego. Piastuje to stanowisko już siódmy rok. Jako jednemu z nielicznych udawało się utrzymać na nim tak długo. Nic nie wskazuje na to by miało się to zmienić w ciągu najbliższych kilku lat. Nie cieszy się zbyt dobrą opinią wśród funkcjonariuszy. Według nich jest bezwzględnym i bezdusznym biurokratą. Nikt nie chce z nim pracować. Wielu, jego awans, uważa za skutek podlizywania się szefostwu. Za dawnych lat był partnerem Daniela Wills’a, gdy ten jeszcze należał do wydziału narkotykowego. To właśnie Daniel był jego głównym rywalem w walce o posadę szefa wydziału. Miał na koncie większe osiągnięcia i cieszył się lepszą opinią od Martineza. Komendant jednak zdecydował inaczej. Wills nie raz wspominał, że najwspanialszym dniem jego życia był ten, w którym dowiedział się o przeniesieniu do wydziału zabójstw.


Alexis siedziała przy swoim biurku kończąc pisać raport z ostatniego dochodzenia. Nigdy nie lubiła tej części pracy detektywa. Tona papierów do wypełnienia. Masa, jej zdaniem, straconego czasu. Wszelka praca biurowa zawsze ją przerażała.

Postawiła kropkę na końcu ostatniego zdania i złożyła podpis u dołu strony. Odchyliła się lekko do tyłu, wpatrując się w wypisane przez siebie słowa.

— Co się tak wpatrujesz? Raport to nie dzieło sztuki nowoczesnej. — zadrwił Otto.

Postawił jeden, z trzymanych przez siebie, kubków kawy na jej biurku.

— Zastanawiał się, dlaczego to zawsze ja muszę wypełniać te cholerne raporty. Jest nas czwórka, ale to zawsze ja muszę to robić. — powiedziała, mierząc kolegę morderczym spojrzeniem.

— Bo jesteś kobietą.

Uśmiechnął się i usiadł przy swoim biurku naprzeciwko.

— A co to ma do rzeczy? — oburzyła się.

— No wiesz… — zaczął.

— Gdybyśmy my mieli je pisać, trzeba by było zatrudnić speca od hieroglifów. — Z pomocą przyszedł mu Daniel, który właśnie wszedł do biura.

— Moglibyście pisać je na komputerze. Chyba, że przekracza to wasze zdolności intelektualne. — zadrwiła, sięgając po kawę.

— W zasadzie nie. — odpowiedział Otto.

Zerknął z nadzieją na Daniela licząc, że ten zajdzie jakikolwiek argument w ich damsko-męskiej potyczce o raporty.

— Moglibyśmy je pisać na komputerze, to fakt, ale trzeba by było je wydrukować. Niestety komendant wprowadził drastyczne cięcia budżetowe. Tusz i te sprawy. Rozumiesz?

Alexis posłała mu mordercze spojrzenie.

— Myślałeś kiedyś nad karierą adwokata? — zapytała wstając z fotela.

Ściągnęła z oparcia szarą marynarkę, założyła ją i skierowała się do drzwi.

— Nie. A dlaczego pytasz?

— Bo mówią, że to zawód diabła. Czyli coś dla ciebie.

— Też cię lubię.

— Spróbowałbyś powiedzieć inaczej. Lecę do domu. Do jutra. — rzuciła wychodząc z biura.

Była już prawie przy windzie kiedy usłyszała za plecami głos swojego zwierzchnika. — O’Donell wychodzisz już? — zapytał.

W jego głosie nie słychać było pretensji czy dezaprobaty. Kobieta odwróciła się w jego stronę. Stał przed nią trzydziestoparoletni brunet, o pięknym ale przenikliwym spojrzeniu.

Harry McDower jest szefem wydziału zabójstw. W przeciwieństwie do Kevina Martineza, on cieszy się sympatią swoich współpracowników. Ma na koncie sporo zasług i sukcesów. Jedyną osobą, która może na tym polu z nim konkurować jest tylko Alexis O’Donell. Ale ona przecież jest kobietą.

— W zasadzie tak. Raport jest gotowy na moim biurku. Nowej sprawy nie mamy, więc w zasadzie na dziś skończyłam.

— Prosiłbym cię jeszcze na chwilę. Chciałbym pogadać z całym oddziałem. — uśmiechnął się delikatnie, jakby właśnie zaprosił ją na randkę.

— Tak, jasne. — odpowiedziała i razem z nim wróciła do biura oddziału Omega.

Panowie toczyli zażartą dyskusję na temat najnowszego modelu Jaguara.

— I po co wam to? I tak was na niego nie stać. — zaśmiał się Harry, zwracając tym samym na siebie ich uwagę.

Detektywi odwrócili się w jego stronę.

— Pomarzyć można. — odpowiedział żartobliwie Otto.

Posiadał zaskakującą zdolność szybkiego i skutecznego rozładowywania stresujących i nieprzyjemnych sytuacji. Niewątpliwie zaliczyć do nich można wizytę przełożonego. Mimo, że Harry należy do grona raczej bezkonfliktowych ludzi, to jednak w dalszym ciągu jest szefem.

— Zajmę wam dosłownie minutkę. — zaczął obiecująco McDower. — Za chwilę będziecie mogli iść spokojnie do domu. — Spojrzał z uśmiechem na Alexis.

Odpowiedziała tym samym. Usiadła na krawędzi biurka. Złożyła ręce na piersiach, czekając na to, co ma do powiedzenia ich przełożony.

— Jak zapewne wiecie, bo mniemam, że Casey, jako dobry kolega, podzielił się z wami tą informacją, od dnia jutrzejszego dołączy do waszego zespołu młoda absolwentka akademii policyjnej.

— Casey nie jest naszym kolegą.

Otto miał poważny problem z zachowaniem powagi i w każdym możliwym momencie rzucał żartami.

— Usunę cię ze swojego testamentu. — odpowiedział Casey i cisnął w niego ołówkiem.

Detektywi znowu się zaśmiali.

— A więc. — Harry za wszelką cenę starał się przywrócić tej rozmowie poważny ton, ale za dobrze znał ludzi tworzących oddział Omega, by łudzić się, że mu się to uda.

Są to nie tylko zgrani zawodowo profesjonaliści swojego fachu. Są przede wszystkim przyjaciółmi, potrafiącymi się razem świetnie bawić, a w razie konieczności, stanąć wzajemnie w swojej obronie.

— Wasza nowa koleżanka, kadet Andrea Green, dołączy do was w ramach nowego programu podyplomowych szkoleń akademii policyjnej. Sam program ma na celu zaznajomienie kadetów z rzeczywistością, z jaką mają do czynienia funkcjonariusze policji. Aby sami, na własnej skórze przekonali się, jak to wygląda naprawdę, a nie na filmach pokazowych. Ma również za zadanie określić predyspozycje konkretnych funkcjonariuszy do pracy w konkretnych wydziałach.

— Czyli to oznacza, że jeśli się sprawdzi… — zaczęła niepewnie Alexis.

— Istnieje możliwość, że zostanie z wami na stałe. Ale tego dowiemy się po stażu.

— Jak długo ma trwać ten staż? — zapytał Casey.

— Około dwóch tygodni. — odpowiedział Harry. — Jakieś pytania? — zerknął na detektywów.

— Naprawdę musi do nas dołączyć?

W głosie Otto słychać było nadzieję.

— Tak.

— Ale co mamy jej pokazać? — zapytała rzeczowo Alexis.

— Codzienność waszej pracy. Miejsce zbrodni, badanie dowodów, przesłuchiwania świadków. — wyliczał na palcach.

— Autopsja na pewno zrobi na niej wrażenie. — zaśmiał się Otto.

— O tak. Na pewno ją zaciekawi. Oby tylko nie skończyła tak jak ty podczas swojej pierwszej wizyty w prosektorium. — rzucił Danie i odwracając się do Casey’a przybił mu piątkę.

— Czyli jak? — Alexis nie miała pojęcia o co chodzi.

— Zemdlał. — zaśmiał się Harry.

Policzki Otto pokryły się rumieńcem.

— Co takiego? — zapytała z niedowierzaniem.

Zawsze uważała go za twardego, nie odczuwającego strachu mężczyznę.

— Pracowaliśmy już wtedy razem. — zaczął wspominać Casey. — Zeszliśmy do prosektorium by uczestniczyć w sekcji zwłok. To był pierwszy raz Otta. Założyliśmy rękawiczki, ochraniacze. Stanęliśmy przy stole autopsyjnym. Nie minęło pięć minut jak usłyszeliśmy huk. Odwracam się i co widzę? Otto leży jak długi na podłodze.

Wszyscy zaczęli się śmiać.

— Szkoda, że nie wspomniałeś, że ofiarą był mężczyzna, który spłoną żywcem. — bronił się detektyw.

— Autopsje możecie sobie darować. — zakomunikował Harry, gdy udało mu się w końcu opanować.

— Hej, szefie. Nie niszcz nam zabawy. — zaprotestowała Alexis.

— Nie spieszyłaś się przypadkiem do domu? — zapytał mężczyzna kierując się już w stronę swojego gabinetu.


Weszła do mieszkania. Plecak i marynarkę położyła na kanapie. Odpięła z paska kaburę z pistoletem i odznakę. Schowała je do szuflady biurka, które do złudzenia przypominało to, przy którym urzędowała na komisariacie. Podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej puszkę coli. Usiadła przed telewizorem. Tego wieczora mogła oddać się w ręce błogiego lenistwa. Wszystkie sprawy w wydziale, prowadzone przez oddział Omega, zostały oficjalnie zamknięte. Nie było żadnych dowodów czekających dopiero na zbadanie. Żadnych świadków do przesłuchania. Ani żadnych cholernych raportów do wypisania. Bezmyślnie przerzucała programy poszukując czegoś interesującego. Wygrał teleturniej. Siedziała wpatrzona w szklany ekran, i choć zawsze odgadywanie odpowiedzi wraz z uczestnikami stanowiło dla niej niezłą zabawę, tego wieczora nie zwracała na nie kompletnie uwagi.

Rozmyślała nad tym, co czeka ich następnego dnia. Powróciły wspomnienia z jej początków w oddziale Omega. Stres i obawa, jak zostanie przyjęta przez nowych kolegów. Niepewność, czy podoła nowym obowiązkom. Z początku było jej bardzo ciężko, ale koledzy okazali jej mnóstwo wsparcia. Z dnia na dzień było coraz lepiej. To właśnie za jej przyczyną jednostka zyskała nazwę Omega. W oryginalnej wersji miał to być żart śledczych z innych wydziałów. Symbol końca jednostki po dołączeniu do niego kobiety. Dowcip ten najbardziej wkurzał Casey’a. Alexis odnosiła czasem wrażenie, że bardziej dotknęło to jego niż ją. W końcu, wraz z Otto, wymyślili inne tłumaczenie. O wiele sensowniejsze. Nazwa Omega miała oznaczać, że każda podjęta przez ten oddział sprawa doczeka się finału. Taka opcja zdecydowanie bardziej przypadła Alexis do gustu. Mimo, że jednostki na ich posterunku nie zwykły nadawać sobie nazw, to miano oddziału Omega przyjęło się wśród funkcjonariuszy na stałe. Niezależnie od tego, którą wersję tłumaczenia przyjmowano, każdy mundurowy doskonale wiedział, o jaką jednostkę chodzi. Bardzo szybko zyskali miano tej najlepszej, a marzeniem każdego detektywa śledczego było móc do niej należeć.

Wypiła colę do końca. Wzięła prysznic i położyła się do łóżka. Długo jeszcze nie mogła zasnąć, rozmyślając nad tym, jak długą drogę musiała przejść, by jej koledzy po fachu przestali sobie stroić z niej żarty. Zastanawiała się, co czuliby jej rodzice widząc, że ich córka nosi odznakę i broń. Czy byliby z niej dumni? Czy drżeliby za każdym razem gdy odbierała telefon z informacją o, czekającym na rozwiązanie, morderstwie? Tego niestety nigdy się nie dowiedziała i nigdy nie będzie miała okazji się dowiedzieć. Jej rodzice zginęli w pożarze rodzinnego domu gdy miała dziesięć lat. Zginął w nim również jej brat, Patrick. Ją uratowało to, że tamtą feralną noc spędzić miała u przyjaciółki. Od tamtej pory była sama. Nigdy nie udało się namierzyć żadnej jej rodziny. Po długich poszukiwaniach okazało się bowiem, że matka była jedynaczką, a starszy brat ojca zmarł kilka lat wcześniej na raka.

Z rozmyślań wyrwał ją powrót Adama. Spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej. Godzina dwudziesta trzecia trzydzieści. Powoli wygramoliła się z łóżka i weszła do salonu. Wiedziała już, w jakim stanie zastanie swojego narzeczonego. Nie myliła się. Już z daleka czuć było od niego alkohol.

— Co tym razem świętowaliście? — zapytała z pogardą.

Usiadła na kanapie i szczelniej okryła się szlafrokiem. Adam nie spieszył się zbytnio z odpowiedzią. Położył swoją torbę roboczą koło szafki na buty i skierował się do kuchni po butelkę piwa.

Alexis coraz częściej zadawała sobie pytanie, dlaczego w ogóle jeszcze jest z Adamem. Czasy swojej świetności ten związek miał już dawno za sobą. Za każdym razem gdy dopadały ją takie myśli dochodziła do wniosku, że przyczyną jest jej obawa przed samotnością. Przez większość życia była sama. Więc kiedy na horyzoncie pojawił się mężczyzna poczuła, że jej życie w końcu nabiera kolorów. Do tamtej pamiętnej chwili, gdy po raz pierwszy spotkała Adama, całym sensem jej życia była praca. Dobrze wiedziała, że z racji na wykonywany zawód, większość facetów będzie omijała ja szerokim łukiem. Nie myliła się. Ale Adam był inny. Od samego początku akceptował to, że jego dziewczyna nosi odznakę i mundur. Wszystko diametralnie się zmieniło kiedy awansowała na detektywa i została włączona do jednostki Omega. Wtedy zaczęły się kłótnie, najczęściej z głupich powodów. Coraz późniejsze powroty mężczyzny do domu. Coraz częściej czuła od niego alkohol. Najgorsze dla niej było uczucie bezsilności. Czuła, że go traci ale nic nie mogła na to poradzić. Nie potrafiłaby pogodzić się z faktem porzucenia pracy w policji. Nie wyobrażała sobie, co innego mogłaby w życiu robić.

— Odpowiesz na moje pytanie? — zapytała gdy mężczyzna opadł ciężko na kanapę.

— O co pytałaś?

Spojrzał na nią chociaż miał spory problem ze skupieniem wzroku na jednym punkcie.

— Pytałam co tym razem świętowaliście? Czuć od ciebie alkohol na kilometr.

— Oddaliśmy dzisiaj kolejny dom w willowej dzielnicy. Oblewaliśmy koniec budowy. Przecież wiesz, że taki mamy zwyczaj. — odpowiedział i zdrowo pociągnął z butelki.

No tak. Kolejna budowa. Szkoda tylko, że budowa naszego związku powoli lega w gruzach. Pomyślała.

— Odstaw już te butelkę. Mało już dzisiaj wypiłeś?

— A jak jej nie odstawię to co? Aresztujesz mnie? Pani detektyw?

Ostatnie słowa wypowiedział z taką pogardą jakiej Alexis jeszcze nigdy u niego nie słyszała. Mimo, że w pracy uchodziła za zimną, bezwzględną i nieustępliwą, w tym momencie nie była w stanie powstrzymać łez.

— Dlaczego to robisz? — zapytała, a łzy pociekły maleńkimi strumyczkami po jej policzkach.

— Dlaczego co? Ciągle się mnie o coś czepiasz. Ciągle coś jest źle. Zawsze to ty masz być najważniejsza. Nieustraszona pani detektyw.

— Dobrze wiedziałeś jaką mam pracę. Wiedziałeś jaka jest dla mnie ważna. Wiedziałeś z kim się wiążesz. Kiedyś ci to nie przeszkadzało. Co się zmieniło? To, że awansowałam? To, że dobrze wykonuję swoją pracę? Może w końcu otwarcie powiesz o co chodzi? Co ci nie pasuje?

— Co mi nie pasuje? Twoja praca. To, że kiedy wrócę zmęczony do domu, nie słucham o niczym innym tylko o kolejnym śledztwie. Ciągle tylko ta pieprzona Omega. Odnoszę wrażenie, że już kompletnie się dla ciebie nie liczę.

Po tych słowach, nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia ze strony Alexis, wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Tej nocy już nie wrócił, a kobieta nie zasnęła. Dawno już nie płakała tak jak wtedy.


— Cześć Alexis. — powitał ją, jak zwykle uśmiechnięty Otto.

— Czy ten uśmiech znika kiedyś z twojej twarzy? — zapytała, biorąc kubek by nalać sobie ciepłej kawy z termosu.

— Czasem potrafię być poważny.

— Chyba jak zemdlejesz na widok trupa. — odpowiedziała siadając do biurka.

W tym momencie żałowała, że skończyła pisać raport poprzedniego dnia. Miałaby przynajmniej zajęcie, które zmusiłoby ją do myślenia o czymś innym niż kłótnia z Adamem.

— Czołem załoga. — zawołał Casey wchodząc do biura.

Spojrzał na Alexis i od razu poznał, że coś jest nie tak. Podszedł do niej, położył jej dłoń na ramieniu i zapytał.

— Wszystko gra?

— Tak. — skłamała, nie podnosząc nawet wzroku znad gotowego raportu. — Dlaczego pytasz?

— Bo widzę, że coś jest na rzeczy. — odpowiedział spokojnym, wręcz ojcowskim tonem.

— Jak ty to robisz? — spojrzała na niego. — Dopiero wszedłeś. Jeszcze nie zdążyliśmy zamienić ani słowa, a ty już wiesz.

— Tym razem to nie było trudne. — Uśmiechnął się. — Trzymasz raport do góry nogami.

Alexis uśmiechnęła się zawstydzona ale nie odezwała się już ani słowem. Nie miała zamiaru opowiadać kolegom z pracy o swoich problemach w relacjach z narzeczonym. Nigdy nie popierała przenoszenia problemów rodzinnych do miejsca pracy.

— Gdzie Daniel? — zapytał Otto.

Chyba bardziej kierowała nim chęć przerwania panującej ciszy, niż troska o kolegę z jednostki.

— Jak wchodziłam to widziałam go w kawiarence. — powiedziała Alexis odchylając się na krześle. — Wyglądał jakby na kogoś czekał.

— Pewnie na Elize.

— Jaką Elize? — zapytała detektyw, patrząc na Casey’a ze zmarszczonymi brwiami.

Nie przypominała sobie, żeby Daniel wspominał kiedykolwiek o jakiejś, bliskiej jego sercu, kobiecie.

— To jego siostra. Ale on nie lubi o niej rozmawiać. Wręcz unika tego tematu. Nie wiem o co chodzi. I was też proszę, nie mówcie mu, że wam o tym powiedziałem. Będzie chciał to sam powie.

W tym momencie do biura wszedł brakujący członek jednostki. Alexis od razu poznała, że nie tylko ona ma dzisiaj podły nastrój. Mężczyzna usiadł ciężko przy biurku. Wpatrywał się przez chwilę w okno, po czym odwrócił się w ich stronę.

— Co jest? Umarł tu ktoś? — zapytał siląc się na uśmiech. Efekt był jednak dość mizerny.

— Zdaje się, że dobry humor twój i Alexis. — odpowiedział Casey, zerkając na kolegę.

— Ja tam nie narzekam. — odpowiedział dziarskim tonem Otto.

— Ty prędzej sam umrzesz niż opuści cię dobry humor. — skwitowała krótko kobieta.

Wszyscy się zaśmiali. Chwilo powróciła dobra atmosfera.

— Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale niech ten cholerny telefon w końcu zadzwoni. — milczenie przerwał Daniel.

— Chyba jesteśmy zbyt dobrzy. Dawno już nie zabrnęliśmy do momentu kiedy wszystkie sprawy były zamknięte. Sami siebie wysyłamy na bezrobocie. — zauważył Casey.

— Czyżbyś uważał, że za bardzo się staramy? — zapytała ironicznie Alexis.

— Mordercy w Denver chyba doszli w końcu do wniosku, że z nami nie ma żartów i zmienili pole łowieckie poza naszą jurysdykcję. — zaśmiał się Otto.

Z braku lepszego zajęcia postanowili posegregować wszystkie, luźno leżące dokumenty. Nie dane im jednak było dokończyć zadania. Po niecałej godzinie do biura wszedł Harry McDower. Towarzyszyła mu młoda brunetka. Uśmiechnęła się do nich nieśmiało.

— Witam załoga. — powiedział przełożony. — Przedstawiam wam waszą nową koleżankę. Andrea Green spędzi z wami dwa tygodnie. Zapoznajcie ją, jak najlepiej tylko potraficie, z pracą śledczych wydziału zabójstw.

— Ale jak? — zapytał Daniel.

— Rozmawialiśmy wczoraj na ten temat. — powiedział cicho Harry, mierząc go lodowatym spojrzeniem.

— Szefie, chodzi o to, że nie mamy żadnej otwartej sprawy. — Alexis pospieszyła Danielowi na ratunek.

— Nic? — zapytał zdziwiony. — Kompletnie nic?

— Nie. Chyba, że na potrzeby szkoleniowe sam szef kogoś sprzątnie. — podsunął Otto.

— Najlepiej Kevina Martineza. — dorzucił z uśmiechem Daniel.

— Jego akurat by chyba nikt nie żałował. — zauważył Casey.

— Za dobrzy jesteście. Mówiłem wam już to? — zapytał z uśmiechem Harry. — To detektywi wydziału zabójstw. — powiedział zwracając się do dziewczyny. — Słynna jednostka Omega. Obserwuj ich pracę i ucz się.

Po tych słowach wyszedł z biura i skierował się w stronę swojego gabinetu.

— No to witamy w jednostce. — pierwsza odezwała się Alexis.

Spojrzała na kolegów szukając w nich poparcia.

— To detektyw Casey Thather. Pracuje w wydziale najdłużej z nas wszystkich. To Otto Langer, nasz spec komputerowy i Daniel Wills. Jeszce do zeszłego roku pracował w wydziale narkotykowym.

— Dlaczego Omega? — zapytała nieśmiało dziewczyna.

Rozdział drugi

Było już grubo po jedenastej. Większość gości opuściła już pub O’Hara świadoma konieczności pobudki następnego dnia rano. Przy stoliku zostały tylko Alexis i Andrea. Młoda dziewczyna samotnie mieszkała w Denver, od kiedy sprowadziła się tutaj w nadziei zdobycia odznaki policyjnej.

— Dlaczego zostałaś gliną? — zapytała Alexis, kończąc już trzecią butelkę piwa.

— Rodzinny zawód. Tata jest policjantem, dziadek też nim był. Brat się wyłamał i został prawnikiem.

— To też stróż prawa, jakby nie patrzeć. — zaśmiała się detektyw.

— No nie do końca. Brat jest adwokatem. I to cholernie dobrym adwokatem.

— Boże, naprawdę? Uwielbiam kiedy w pokoju przesłuchań pada hasło „żądam adwokata”.

— Tak. Tata próbował namówić go na szkołę oficerską ale nic to nie dało. Upór to my mamy chyba we krwi.

— To pożądana cecha u dobrego policjanta.

— Tak, wiem. Ty też pochodzisz z rodziny policjantów?

— Nie. Moi rodzice zginęli gdy miałam dziesięć lat więc, w sumie niewiele o nich wiem.

— Wybacz. — powiedziała cicho.

— Nic nie szkodzi. Nie przepraszaj. — odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając.

Przez chwilę panowała cisza. Słychać było tylko dźwięk odkładanych przez barmana kufli na półkę za barem.

— Twój tata pracuje na naszym posterunku? — zapytała Alexis, bo za nic nie potrafiła skojarzyć nazwiska Green z jakimkolwiek znanym jej funkcjonariuszem.

— Nie. — zaśmiała się dziewczyna. — Ja w ogóle nie pochodzę z Denver. Tutaj przyjechałam do akademii. Moja rodzina mieszka w Portland.

— W Portland? — zapytała zszokowana detektyw. — Przecież to kawał drogi stąd.

— Zgadza się. — potwierdziła z uśmiechem dziewczyna.

— Nie chciałaś uczyć się gdzieś bliżej.

— Mój ojciec jest znanym i szanowanym oficerem policji. Nie chciałam by ktokolwiek mnie posądzał o czerpanie korzyści z faktu bycia jego córką.

— No tak. To zrozumiałe.

Ich rozmowę przerwał dźwięk telefonu Alexis. Odpięła go od paska i spojrzała na ekran. Jeden rzut oka wystarczył by wiedziała o co chodzi.

— Mamy sprawę. — powiedziała do Andrei, po czym nacisnęła przycisk odbierania połączeń i przyłożyła telefon do ucha.

— O’Donell. — rzuciła i dopiła piwo do końca.

Dwie minuty później schowała telefon do kieszeni.

— Chodź. Robota wzywa.

— Mogę jechać na miejsce zbrodni? — zapytała dziewczyna nie dowierzając.

— A jak inaczej chcesz się czegoś nauczyć? — z uśmiechem odpowiedziała detektyw i obie wyszły z pubu w ciemną noc, kierując się w stronę srebrnego passata Alexis.


Dwadzieścia minut później dotarły do skrzyżowania ulicy siódmej i Franklina. Już z daleka widać było niebieskie światła radiowozów policyjnych. Podjechały najbliżej jak tylko było to możliwe. Tłum zgromadzonych gapiów nie ułatwiał sprawy. Wysiadły z samochodu i przeszły pod żółtą taśmą policyjną, kierując się w stronę domu. Na werandzie czekał już na nich Otto Langer.

— Ty już tutaj? — dziwiła się Alexis.

Otto zazwyczaj docierał na miejsce zbrodni jako ostatni. Czasem nie pojawiał się tam wcale.

— Mieszkam po drugiej stronie parku. — odpowiedział.

— To co mamy tym razem? — zapytała detektyw, zacierając ręce gotowa do działania.

Założyła lateksowe rękawiczki i ochraniacze na buty.

— Małżeństwo. Kobieta to Joanne Faren, lat trzydzieści dziewięć. Mężczyzna Thomas Faren, czterdzieści dwa lata. Brak śladów włamania. — odczytał Otto, przerzucając kartki w swoim notesie.

— Coś więcej o ofiarach? — zapytała Alexis, kiedy cała trójka weszła do kuchni.

— Oboje lekarze. Ona ginekolog, on internista. Według sąsiadki, która nas zawiadomiła, miłe, spokojne małżeństwo. Chociaż dzisiaj podobno doszło między nimi do kłótni.

— Która to sąsiadka?

— Z domu obok. Daniel i Casey już z nią rozmawiają.

— Czyli tym razem to my przyjechałyśmy ostatnie? — zapytała z niedowierzaniem detektyw.

Andrea uśmiechnęła się delikatnie, a Otto wzruszył ramionami.

— Bywa i tak.

Alexis spojrzała na ciała. Zwłoki kobiety leżały w głębi kuchni. Rana na piersi ewidentnie świadczyła o tym, że została zastrzelona. Błękitna koszula, którą miała na sobie, nasiąknięta była krwią.

— Kobieta zmarła na wskutek wykrwawienia po postrzale. — powiedział wysoki blondyn ściągając rękawiczki. Był to Edmund Holt, lekarz sądowy.

— A on?

Detektyw wskazała na mężczyznę leżącego przy drzwiach w kałuży krwi.

— Samobójstwo. Rana na głowie jednoznacznie świadczy o strzale z bliskiej odległości. — odpowiedział patolog.

Kucnął przy zwłokach i wskazał prawą skroń denata.

— Brzegi rany nie są poszarpane i widać na nich resztki prochu.

— Czyli co? Zabił ją i strzelił sobie w łeb? — zapytała zerkając na Otto.

— Sąsiadka twierdzi, że słyszała ostrą kłótnię. Później dwa wystrzały. Między jednym, a drugim miała być chwila przerwy. — odpowiedział, zaglądając do swojego nieodłącznego notesu.

— Mówiłeś, że uchodzili za szczęśliwą parę. O co mogli się pokłócić? — zapytała Alexis.

— Może o rozwód? — wtrąciła się Andrea.

— Co? — Otto odwrócił się w jej stronę.

— Na stoliku, w salonie, leżą niepodpisane przez niego papiery rozwodowe.

— Może ona chciała rozwodu. On nie chciał podpisać papierów. To by miało sen. — powiedziała po chwili zastanowienia Alexis. — Jakieś ślady?

— Brak śladów włamania. Na tarasie znaleźliśmy odcisk buta. Męska dziesiątka, najprawdopodobniej ofiary. Dwie łuski. Kaliber dwadzieścia dwa. Leżały koło ciała mężczyzny. Zabezpieczyliśmy też broń, z której strzelano. Denat trzymał go w prawej dłoni. Dostaniecie jutro zdjęcia. — wyrecytował technik zabezpieczający dowody.

— Na kogo jest zarejestrowana broń? — zapytał Otto.

— Na waszego denata. Miał pozwolenie. Należał do lokalnego klubu strzeleckiego.

— Czyli klasycznie. — skwitowała Alexis.

— Zdaje się, że tak. — zgodził się Otto.


— O której mniej więcej godzinie słyszała pani wystrzały? — zapytał Casey starszą kobietę trzymającą na kolanach rudego kota.

— O dwudziestej. — odpowiedziała bez chwili wahania.

— Jest pani tego pewna? — dopytywał Daniel.

— Tak. Na pewno była to godzina dwudziesta bo dawałam wtedy Feliksowi kolację. W budziku mam ustawione alarmy żeby mi o tym przypominały. Wiecie panowie jak to jest ze starszymi osobami. Pamięć już nie ta.

— Ale pamięta pani, że to była godzina dwudziesta?

— Tak. Alarmy ustawione są na godzinę ósmą, trzynastą i dwudziestą. Pierwszy huk usłyszałam kiedy alarm przestał piszczeć. Przestraszyłam się, że może budzik eksplodował. Te chińskie rzeczy. Nie wiadomo co się ma człowiek po nich spodziewać. Zajrzałam do pokoju ale nie zobaczyłam nic dziwnego. Wtedy usłyszałam drugi huk. Przestraszyłam się i po was zadzwoniłam.

— A widziała pani może kogoś w okolicach domu Farenów? — zapytał Casey, notując skrupulatnie wszystko co usłyszeli od staruszki.

— Kiedy wyjrzałam przez okno, zobaczyłam tylko kogoś idącego w stronę siódmej ulicy.

— Kobieta, mężczyzna?

— Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć. Było ciemno, a ten ktoś był już dość daleko.

— A co może nam pani powiedzieć o państwie Faren? — zapytał Daniel.

— Chyba to samo co wszyscy sąsiedzi. Miłe, spokojne małżeństwo. Z tego co wiem, oboje byli lekarzami. Nigdy nie było z nimi żadnych problemów.

— Powiedziała pani wcześniej, że słyszała kłótnię. — powiedział Casey, zerkając do notatek posterunkowego, spisanych zaraz po przyjęciu zgłoszenia.

— Tak. To było bardzo dziwne bo nigdy nie słyszałam żeby się kłócili. Ale tego wieczora doszło między nimi do ostrej wymiany zdań.

— I zaraz po tym usłyszała pani strzały? — zapytał Casey.

— Nie. Kłócili się dobre kilka minut. Później umilkli na chwilę. Dopiero po paru minutach usłyszałam strzały.

— A wie pani może, o co się pokłócili?

— Ona krzyczała coś o rozwodzie. On zaprzeczał. Ale nie wiem dokładnie o co chodziło.

Rozdział trzeci

Andrea i Casey wysiedli z windy i korytarzem skierowali się do biura oddziału Omega. W dłoniach dzierżyli, dymiące jeszcze kubki kawy. Dziewczyna nieustannie poprawiała, zarzuconą na ramiona skórzaną kurtkę. Po tych wszystkich długich miesiącach spędzonych w mundurze nie potrafiła przywyknąć do faktu, że na służbę przychodzi w cywilnym ubraniu. Przez przeszklone drzwi zauważyła Alexis siedzącą już przy biurku i przeglądającą jakieś zdjęcia. Spojrzała na zegarek. Była godzina siódma czterdzieści pięć co oznaczało, że zmianę mieli przejąć formalnie dopiero za piętnaście minut. Kiedy spojrzała na detektyw przerzucającą kolejne fotografie pomyślała, że musi ona siedzieć w biurze już dłuższy czas.

— Ona tak zawsze? — zapytała Casey’a, wskazując na koleżankę.

— Chodzi ci o to, że już jest w pracy? Przed czasem? — dopytywał, zatrzymując się przed drzwiami biura.

Wolał by detektyw O’Donell nie słyszała tej rozmowy.

— Tak. — potwierdziła Andrea.

— Ujmę to w ten sposób. — zaczął swoją wypowiedź, po czym zamilknął na chwilę, jakby poszukiwał najodpowiedniejszych słów by wyrazić dokładnie to co miał na myśli. — Alexis O’Donell to zdecydowanie najlepszy detektyw z jakim pracowałem. A pracowałem z całą armią detektywów. Fakt, że jest kobietą tylko podbudowuje jeszcze bardziej mój szacunek do niej. Alexis naprawdę bardzo wiele w życiu przeszła aby osiągnąć to co osiągnęła. Najważniejszą rzeczą jaką musisz o niej wiedzieć to to, że bardzo poważnie traktuje swoją pracę. Jeśli zachodzi taka potrzeba, potrafi siedzieć tutaj całymi dniami i nocami by rozwiązać sprawę. Dlatego jest taka dobra w tym co robi.

— Podziwiam takich ludzi. — powiedziała z uznaniem Andrea.

— Alexis to pierwsza kobietą, która dostała posadę w wydziale zabójstw. Nie było jej łatwo, ale przetrwała. Dzisiaj jest bardzo szanowaną detektyw. Ci, którzy kiedyś z niej żartowali powinni pluć sobie teraz za to w brodę. Miej to na uwadze. — mrugnął do niej przyjacielsko, po czym wszedł do biura.

— Jak zwykle pierwsza na stanowisku. — powiedział, witając się z koleżanką.

— Cześć. — rzuciła krótko nie uraczywszy ich spojrzeniem.

Casey zaglądnął jej przez ramię.

— Zdjęcia z wczoraj? — zapytał, biorąc jedno do ręki.

— Tak. — powiedziała odchylając się w fotelu.

Zerknęła na pozostawiony przez niego, na blacie jej biurka, kubek. Mierząc mężczyznę badawczym spojrzeniem sięgnęła po kawę.

— Wiesz, że pijesz zdecydowanie za dużo kawy? — zapytał z uśmiechem, odbierając jej swoją własność.

Andrea zaśmiała się cicho.

— Gadaliście z sąsiadką, która nas zawiadomiła?

Próbowała jeszcze walczyć o kubek. Po chwili zmuszona była odpuścić, by nie narazić dokumentów na zalanie.

— Tak. Z tego co mówiła wynika, że małżeństwo pokłóciło się wieczorem. Słyszała coś o rozwodzie.

— To by się zgadzało z naszą teorią. — powiedziała Andrea. — Znaleźliśmy papiery rozwodowe.

Alexis przytaknęła skinięciem głowy.

— Później mieli uspokoić się na chwilę. — ciągnął Casey.

— W tym czasie mogli przejść z salonu do kuchni, tam gdzie ich znaleźliśmy. — Andrea snuła dalej teorię.

— Strzał, chwila przerwy, znowu strzał. — zakończył mężczyzna.

— Zastrzelił żonę, zorientował się co zrobił i zastrzelił siebie. — powiedziała Alexis przyglądając się zdjęcia. — Wszystko się zgadza.

Schowała fotografie do teczki.

W tym momencie do biura weszli Otto i Daniel. Prowadzili ożywioną rozmowę na temat ostatniego meczu bejsbolowego.

— Cześć dziewczyny. — przywitał się Otto. — I ty, stary koniu. — dodał, odwracając się w stronę Casey’a.

W rękach trzymał dwa kubki kawy. Jeden postawił na biurku Alexis.

— Widzę, że pani detektyw doczekała się lokaja. — zaśmiał się Casey.

— Niektórzy potrafią dbać o kobiety, z którymi przebywają przez większość dnia. — odpowiedział rzeczowym tonem Otto, poprawiając marynarkę z godnością.

— Albo potrafią się podlizywać. — wtrącił Daniel.

Kobiety skwitowały to śmiechem.


Większość dnia minęła detektywom z wydziału zabójstw bez rewelacji. Żadnych nowych spraw. Tą z poprzedniego wieczora Harry McDower, po wysłuchaniu złożonego przez Casey’a raportu, uznał oficjalnie za zamkniętą. Koło piętnastej Andrea przysiadła się do biurka Alexis. Ta przeglądała sukienki w sklepie internetowym.

— Co ty robisz? — zapytała kadetka.

Nie potrafiła wyobrazić sobie koleżanki w sukience.

— W przyszłym tygodniu mamy zjazd klasowy. — odpowiedziała z rezygnacją.

Andrea spojrzała na nią z politowaniem.

— Mogę ci zająć chwilę? — zapytała po kilku minutach milczenia, przypominając sobie po co do niej przyszła.

— Tak. A o co chodzi?

Kadetka wstała od biurka i skierowała się do drugiego pomieszczenia. Detektywi z oddziału Omega nazywali je pokojem dochodzeniowym. Po środku niego stał długi stół z rzędami krzeseł po obu jego stronach. W rogu stała komoda z ekspresem do kawy i całą armią, gotowych do użytków, kubków. Na ścianie wisiał duży monitor, wyświetlający wszystko to, co detektywi otwierali na, podłączonym do niego, laptopie. To właśnie przy nim usiadła Andrea. Alexis zajęła swoje stałe miejsce na końcu stołu, czekając na wyjaśnienia.

— Chodzi o tę sprawę z wczoraj.

— Ona jest już zamknięta.

— Wiem. Ale poszperałam trochę w internecie. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego Joanne Faren złożyła pozew rozwodowy skoro uchodzili za parę idealną.

— Znalazłaś coś? — zapytała, wyraźnie zaintrygowana detektyw.

— Znalazłam to.

Na wyświetlaczu pojawiło się nagranie. Był na nim ich denat, siedzący na sali rozpraw. Pierwsze na co zwróciła uwagę Alexis to to, że siedział na miejscu dla oskarżonych. Co on tam, do cholery robi?, pomyślała. Lekarz pochylił się w stronę prawnika. Szepnął mu coś do ucha. Wziął do ręki kartkę papieru. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął pióro. Alexis śledziła uważnie każdy jego ruch, by wyłapać jak najwięcej szczegółów. Lekarz zapisał coś na kartce i podał ją adwokatowi. W tym momencie Andrea zatrzymała nagranie.

— Zauważyłaś to? — zapytała.

Detektyw wpatrywała się chwilę w ekran.

— Coś ty tam zobaczyła? — Po chwili dała za wygraną.

Andrea cofnęła nieznacznie nagranie. Zatrzymała je w momencie kiedy pióro dotknęło kartki papieru. Alexis usilnie próbowała ustalić o co chodzi. Po kilku minutach doznała olśnienia.

— Jesteś genialna. — powiedziała.

Podniosła się z krzesła i szybkim krokiem podeszła do drzwi.

— Otto, ciała Farenów są w kostnicy?

— Zaraz się dowiem. — obiecał i podniósł słuchawkę telefonu. Po chwili ją odłożył. — Tak. Za dwie godziny mają jechać do domu pogrzebowego.

— Nigdzie nie jadą. — zakomunikowała Alexis.

— Jak to? — zdziwił się Casey.

— To nie było samobójstwo. — uśmiechnęła się do Andrei. — Mamy podwójne morderstwo.

Rozdział czwarty

— Zgodnie z tym co ustaliliście było to samobójstwo. — powiedział Harry uważnie przyglądając się Casey’owi i Alexis.

— Zgadza się. Ale znaleźliśmy, a właściwie pani kadet znalazła dowód na to, że nie było to samobójstwo tylko morderstwo. — powiedziała rzeczowym tonem detektyw.

— Jaki dowód? — zapytał zaintrygowany McDower.

— Znalazła nagranie z toczącego się przeciwko niemu procesu…

— Chcecie mi powiedzieć, że ten dowód to proces sądowy? — przerwał jej Harry.

W jego głosie słychać było niedowierzanie.

— Nie chodzi o sam proces. Na tym nagraniu widać, że Thomas Faren jest leworęczny.

— Co w tym dziwnego? Sama jesteś leworęczna. — zapytał z uśmiechem.

W odpowiedzi sięgnęła do teczki i wyciągnęła z niej zdjęcie z miejsca zbrodni. Przedstawiało mężczyznę leżącego w kałuży krwi.

— Na zdjęciu widać, i potwierdził to funkcjonariusz, który jako pierwszy przybył na miejsce zbrodni, że denat trzymał broń w prawej ręce.

W tym momencie Harry McDower zrozumiał do czego zmierzają,

— Mańkut nie byłby w stanie oddać strzału prawą ręką. — powiedział.

— Co więcej. Jestem pewna, że autopsja wykaże, że strzał padł z prawej strony.

— Działajcie. — powiedział Harry zbierając dokumenty.

Casey i Alexis wrócili do biura Omegi. Reszta detektywów spojrzała na nich pytająco.

— Zaczynamy zabawę. — zakomunikował Casey.


Godzinę później, Alexis i Andrea zeszły do sali autopsyjnej. Detektyw próbowała zniechęcić młodą kadetkę do oglądania sekcji zwłok. Ta jednak nie dawała za wygraną. Tym razem to Alexis zmuszona była ustąpić. W prosektorium panował przyjemny chłód. Mimo, że lato jeszcze nie rozpoczęło się na dobre, w godzinach popołudniowych temperatura przekraczała poziom komfortu.

Na dwóch stołach leżały ciała. Edward pochylał się nad zwłokami kobiety kończąc wypełniać raport z autopsji. Szary garnitur, w którym zazwyczaj go widywano i nienagannie zawiązany krawat na idealnie wyprasowanej koszuli zastąpił czarnym uniformem lekarskim. Kobiety założyły ochraniacze i podeszły do stołu.

— Masz coś dla nas? — zapytała Alexis.

Widok ciała, z charakterystycznym nacięciem w kształcie litery Y, biegnącym przez całą długość torsu, nie robiło już na niej tak piorunującego wrażenia jak na początku jej policyjnej kariery. Odwróciła wzrok na Andreę. Dziewczyna zdawała się dobrze znosić widok zwłok. Przynajmniej nie zemdlała tak jak Otto.

— Tak jak podejrzewaliście. Kobieta zmarła na wskutek wykrwawienia po postrzale w klatkę piersiową. Kaliber dwadzieścia dwa. Taki sam jak u mężczyzny. Poza tym żadnych obrażeń. Badania krwi wykazały tylko śladowe ilości alkoholu.

— W salonie, koło dokumentów rozwodowych stała, ledwie rozpoczęta butelka wina. — wtrąciła Andrea.

— To by wyjaśniało dlaczego było go tak niewiele. — odpowiedział patolog. — Nowa detektyw? — zapytał, uśmiechając się do dziewczyny.

— Póki co stażystka, z braku lepszego słowa. — Alexis chciała jak najszybciej wrócić do tematu sekcji zwłok.

Dobrze wiedziała, że jeśli Edmund podchwyci temat to nie wyjdą stąd do wieczora.

— Co z mężczyzną? — zapytała.

— I tu mam dla was kilka niespodzianek. — powiedział mężczyzna z uśmiechem na twarzy. — Po pierwsze, wasz denat jest mańkutem.

— To już wiemy. — wpadła mu w słowo detektyw. — Jesteś w stanie dowieść takiej rzeczy podczas sekcji zwłok? — zapytała zdziwiona.

— Tak. W tym konkretnym przypadku tak.

— Co znaczy „w tym konkretnym przypadku”?

— Już tłumaczę.

Obszedł stół i stanął po prawej stronie denata.

— Na prawym nadgarstku mężczyzny znalazłem liczne ślady od igieł oraz otarcia powstałe, najprawdopodobniej od paska zegarka. Oznacza to, po pierwsze, że nasz kolega był leworęczny, bo inaczej nie dałby rady robić sobie zastrzyków. Po drugie, najprawdopodobniej był uzależniony od narkotyków.

— Kto wstrzykuje sobie narkotyki w nadgarstek? — zapytała zdziwiona Andrea.

— Pamiętaj, że był lekarzem. Ślady po igłach mógł z łatwością ukryć pod zegarkiem, tak by nikt ich nie widział. — wyjaśniła Alexis.

— Badania krwi nie wykazały obecności alkoholu czy narkotyków. — kontynuował patolog. — Oddałem do badania wycinek z wątroby. Jeśli był uzależniony i brał od dłuższego czasu, na pewno się tego dowiemy.

— Co z raną postrzałową?

— Na pewno nie postrzelił się sam.

— To już wiemy.

— Ale napastnik był wyższy od ofiary.

— Jak to stwierdziłeś? — zapytała zaciekawiona Andrea.

— Trajektoria lotu pocisku. — uśmiechnęła się Alexis.

— Dokładnie. Pocisk nie leciał w linii prostej ale lekko w dół co dla nas, a właściwie dla was oznacza, że szukacie mordercy tego samego wzrostu co ofiara lub ciut wyższego.

— A co z ubraniami?

— Żadnych śladów napastnika.

— Czyli w sumie mamy zastrzeloną kobietę i zastrzelonego, leworęcznego ćpuna. — skwitowała Alexis, kierując się ku wyjściu.

— Uwielbiam jak tak wszystko skracasz. — powiedział Edmund, wracając do niedokończonego raportu.

— Wiem. Dlatego to robię.


Wróciły do biura wydziału i skierowały się do pokoju dochodzeniowego. Daniel i Otto siedzieli przy stole. Przed nimi stały dwa dymiące kubki kawy. Alexis podeszłą do komody by też się w nią zaopatrzyć. Usiadła na krześle. Andrea zajęła miejsce po drugiej stronie stołu. Pierwszy przemówił Otto.

— Prześwietliłem tego gościa.

Na komputerze wyświetlił zdjęcie Thomasa Farena.

— Nie miał problemów finansowych. Nie znalazłem też żadnych podejrzanych transakcji.

— A proces? — zapytała detektyw.

— Chodziło o błędy w sztuce lekarskiej.

Daniel poprawił się na krześle i przejął temat.

— Trzy miesiące temu, podczas jego dyżuru na oddziale ratunkowym, zmarł dwudziestotrzyletni David Brown.

Otto wyświetlił zdjęcie młodego mężczyzny. W sportowej koszulce wyglądał na zdrowego, zadowolonego z życia chłopaka.

— Jego ojciec, Cameron Brown, złożył przeciwko Farenowi pozew o błędy w sztuce medycznej. — ciągnął Daniel. — Pierwsza rozprawa odbyła się trzy tygodnie temu. Druga, kończąca proces, odbyła się dokładnie w dniu zabójstwa. Lekarza uniewinniono.

— Jaka była przyczyna śmierci chłopaka? — zapytała Andrea.

— Przedawkowanie narkotyków. — odpowiedział Otto.

— Porozmawiajmy z ojcem chłopaka. Zobaczymy co ma na ten temat do powiedzenia. — zakomunikowała Alexis.

— Miałby motyw. Oskarżał lekarza o śmierć syna, a ten zostaje uniewinniony. — powiedział Otto, sięgając po kubek kawy. — Uwielbiam ten moment kiedy mogę użyć stwierdzenia „miał motyw”. — dodał z uśmiechem.

— Ja też. I to nie wiesz jak bardzo.

Detektyw wpatrywała się w zdjęcie chłopaka.


Casey, Alexis i Andrea pojechali pod adres wskazany przez Daniela. Stał tam skromny, nieduży dom. Wiedzieli, że zamieszkująca go rodzina to ludzie średniozamożni. Ona — pracownica poczty, on — robotnik budowlany. Chłopak miał w tym roku skończyć szkołę średnią.

— Jakim cudem miał dwadzieścia trzy lata i chodził jeszcze do szkoły średniej? — zapytała Andrea.

— Nie należał do wybitnych uczniów. Wagary, złe oceny, naganne zachowanie. Trochę tego było. Kilka razy zawalił rok. — wyjaśnił Casey.

Podeszli do drzwi frontowych. Zapukali. Drzwi otworzyły się po kilku sekundach. Stał w nich dobrze zbudowany, barczysty mężczyzna. Miał na sobie flanelową koszulę i robocze spodnie. Po twarzy i rękach widać było, że nie jest to człowiek zarabiający na życie siedzeniem za biurkiem.

— Cameron Brown? — zapytał Casey, zerkając ukradkiem do notesu by przypomnieć sobie imię mężczyzny.

— Tak, a o co chodzi? — odpowiedział, uważnie im się przyglądając.

— Detektywi Thather i O’Donell oraz kadet Green, wydział zabójstw. Możemy wejść?

— Wydział zabójstw?

Na twarzy mężczyzny pojawiło się zdziwienie. Odsunął się w drzwiach by mogli wejść.

Wnętrze domu było tak samo skromne jak jego zewnętrzny wygląd. Drewniana podłoga delikatnie uginała się pod ich stopami. Ściany w holu, już dawno domagały się gruntownego remontu. Nie inaczej było z salonem, który znajdował się naprzeciwko drzwi frontowych. Nieduży pokój z kanapą, mogącą pomieścić całą rodzinę, dwoma wysłużonymi fotelami i niskim stolikiem kawowym. Na meblościance stało kilka rodzinnych fotografii w ozdobnych ramkach. Widać było na nich łudzące podobieństwo syna do ojca.

— Co się stało? — zapytał mężczyzna.

— Znał pan Thomasa Farena?

— Niestety tak. — odpowiedział siadając w fotelu.

Wskazał detektywom kanapę i gestem zaprosił by usiedli.

— Przez niego mój syn nie żyje.

— Wniósł pan przeciwko niemu oskarżenie, zgadza się?

— Tak. Przyjmował mojego syna na oddziale ratunkowym trzy miesiące temu. — Głos mu się łamał gdy o tym mówił. — Stwierdził, że David przedawkował narkotyki i nie zrobił nic by mu pomóc.

— Sąd go uniewinnił. — powiedziała Alexis, która do tej pory milczała.

— Nie wiem dlaczego, ale tak.

— Nie zgadzał się pan z tym wyrokiem. — Alexis dosłownie prześwietlała go wzrokiem jak promieniami rentgena.

— A pani by się pogodziła z tym, że człowiek, którego obowiązkiem było udzielić pomocy pani synowi, nie zrobił tego? Pogodziłaby się pani z tym, że ten człowiek nie poniósł za to żadnej kary, nie został pociągnięty do odpowiedzialności? — zapytał, ze łzami w oczach, ojciec chłopaka. Detektyw milczała. — Ja nie. I nigdy nie będę w stanie się z tym pogodzić.

— Gdzie pan był dwa dni temu, między dziewiętnastą, a dwudziestą pierwszą. — zapytał Casey.

— W domu.

Mężczyzna podniósł na nich nieprzytomny wzrok.

— Dlaczego pytacie?

— Rutynowe pytania. — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem Alexis.

— Czy coś mu się stało? — Ojciec chłopaka nie odpuszczał.

— Thomas Faren nie żyje. — zakomunikował Casey.

— O nie. — powiedział załamanym głosem Cameron. — Byłem wściekły na tego gościa. Chciałem się odwołać od decyzji sądu. Ale nie życzyłem nikomu śmierci.

— Czy ktoś może potwierdzić, że był pan wtedy w domu?

— Tak. Moja żona.

— A gdzie ona teraz jest?

— W pracy. Kończy o piętnastej.

Alexis wyciągnęła z kieszeni notes i długopis.

— Proszę zapisać adres i numer telefonu.

Wrócili do samochodu. Alexis schowała telefon komórkowy do kieszeni.

— Otto zaraz potwierdzi dane kobiety i wyśle Daniela, żeby potwierdził alibi męża. — powiedziała zajmując miejsce koło kierowcy. — Co o tym myślicie?

— To raczej nie on. — Casey jeszcze przez chwilę przyglądał się budynkowi.

— Młoda?

Detektyw odwróciła się w fotelu by spojrzeć na dziewczynę.

— Sama nie wiem. Wydawał się wstrząśnięty informacją o śmierci lekarza. Ale mogło to być spowodowane tym, że nosił się z zamiarem odwołania od wyroku. A skoro lekarz jest już trupem, szansa na sprawiedliwy, w jego opinii, wyrok przepadła. — powiedziała niepewnie.

Alexis spojrzała na Casey’a.

— Dobra jest. — skwitował z uśmiechem.

Kobieta przytaknęła skinięciem głowy.

— Nosi podobny rozmiar buta co ofiara. — dodała Andrea.

— Co? — zapytał Casey odwracając się w jej stronę.

— Nie mówię, że to ten sam, ale na miejscu zbrodni, na tarasie technicy zabezpieczyli odcisk buta. Męska dziesiątka. Podobny nosi ojciec chłopaka.

— Rozpoznajesz rozmiar buta na oko? — zdziwiła się Alexis.

Sięgnęła do kieszeni po telefon.

— Mój brat takie nosi. — odpowiedziała nieśmiało.

— Otto potwierdził dane kobiety. Dzwonił do niej. Jego alibi się potwierdziło. Żona twierdzi, że nie wychodził z domu całą noc. Nic tu po nas.

Casey przekręcił kluczyk w stacyjce i skierował się na wschód ku centrum.

Rozdział piąty

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 29.88