Joga-wianki
Na tej łące, co jak morze
Tata z mamą ćwiczą jogę
A ty dziecię zbieraj kwiatki
Chabry, mlecze i bławatki
Piękny wieniec upleć z tego
I roześmiej się z niczego
I podglądaj jak rodzice
Ćwiczą dzielnie
Dzieckiem bycie
Wąż
Panie wężu, drogi panie
Co pan jada na śniadanie
Jak pan spędza całe dnie?
No i przede wszystkim gdzie?
To jest przecież jakiś cud
Tak poruszać się bez nóg!
Co pan myśli, kiedy pływa
Czy pan w karty czasem grywa?
Ile dni pan sypia w roku
Wąż zasyczał:
— Daj mi sssssspokój!
Księżyc
Wielki, srebrny, zimny, blady
Wciąż rozmyśla- Nie dam rady
Świecić tak jak złote słońce
I promienie słać gorące
Żebym choć był wielkim królem
No bo przecież rządzić umiem
Chciałbym piękną mieć koronę
Służbę, powóz i ochronę
Pałac, skarby, złota tonę
Najpiękniejszą z wszystkich żonę
Albo mógłbym wilkiem zostać
Taka to wesoła postać
Zjeść kapturka czerwonego
Schrupać babcię, leśniczego
I tak snuje swe powieści
Któż je wszystkie w głowie zmieści
Miesiąc w miesiąc śni i marzy
O tym co się nie wydarzy
Świeca
Świeca poszła do doktora
I powiada- Jestem chora
Przez ten pożar nie śpię wcale
Zaraz cała w proch się spalę
Doktor chwycił kubek wody
Chlusnął na nią dla ochłody
— Sprawa jest już załatwiona
Świeca zgasła, lecz zmartwiona
— Wolę chyba wcale nie żyć
Niż bez światła życie przeżyć
Zapłonęła więc ponownie
Już nie skarży się pochopnie
Mój dom
W moim domu jest miotła, co smutki zamiata
Jest wielka miękka i ciepła kanapa
I stół dębowy, a na nim dzban
A w nim bogactwo zapachów i barw
I gdy do domu swojego wracam
Cieszą się wszyscy: stołek i szafa
Śmieje się grzebień, choć stary szczerbaty
Cieszy się dywan kupiony na raty
Swe grzbiety prężą książki stęsknione
Pieszczot i spojrzeń nie nasycone
Nawet żyrandol, choć dumny wyniosły
Z radości rozświetlił największe ciemności
Fotel ramiona szeroko rozkłada
I kiedy głęboko w niego zapadam
Gapię się w ogień, deszcz stuka o szyby
Nie pragnę niczego, jestem szczęśliwy
Pisklak
Gdzieś całkiem blisko, a może tu
Żył pisklak brzydki i smutny
I się wszystkiego strasznie bał
I płakał i chodził brudny
A że malutki jeszcze był
I fruwać nie umiał wcale
Grzebiąc się w ziemi pomyślał
Ech, żyć mi się nie chce dalej
I wlazł na skałę klnąc na los
I w czarną rzucił się przepaść
I uratować nie miał kto
I pisklak w otchłani przepadł
I wtedy się wydarzył ten
Największy z cudów świata
I poszybował pisklak hen
Bo się nauczył latać
Chmurki dwie białe
Pisklunia z pisklaczkiem
Się przemienili w chmurki dwie białe
I sobie siedli na niebieskiej trawie
I popłynęli patrząc ciekawie
W dół
Tam gdzie ziemia
A na niej rwetest
Śmiech, płacz i wrzawa
Jajko na twardo
Gorąca kawa
Misje i sprawy
Leczenia kaca
Hulanki zabawy
I ciężka praca
I tak patrzyli
Jak to się wszystko w kółko obraca
W kałuży
Kiedy już mnie życie nuży
Wchodzę sobie do kałuży
Oczy lekko wybałuszam
Kumkam, skrzeczę, piszczę grucham
I szeroko śmieję się
Czy deszcz pada
Czy też nie
Pisarz
Pisarz pisał, pisał, pisał
A długopis cicho zgrzytał
Wreszcie krzyknął: dość już STOP
Chcę napisać swego coś
Dostał kartkę tak jak chciał
Zaczął pisać właśnie tak:
Jestem martwy
Więc normalne że się martwię
Że te słowa co je kreślę, są nie moje
A ja myślę, że przydało by się czasem
Wylać sobie się na papier
Że te życie jest paskudne
I że kocham pióro w pudle
Co to stoi w górnej szafie
Kleksy robi, drapie papier
Mam też kupę innych spraw
Tak bym pragnął pisać sam…..
Odtąd pisał sobie czasem
Gdy pan pisarz pił herbatę
.
Dziewczynka za oknem
Dziewczynka za oknem, smutna i blada
Patrzy na ptaki radosne
Pewnie tak samo chciałaby latać…
Wolna i lekka …jak one
I dnia pewnego o pewnej porze
Ktoś okno zostawił otwarte
I koń skrzydlaty wpadł do pokoju
Tak było, było naprawdę!
Witaj dziewczynko z oczami jak morze
Powiedział machając ogonem
Kiedyś Cię może nauczę latać
Dziś na przejażdżkę zabiorę
Wsiadła na konia, chwyciła za grzywę