E-book
7.88
drukowana A5
Kolorowa
44.59
Jednorożce w proch

Bezpłatny fragment - Jednorożce w proch

Objętość:
63 str.
ISBN:
978-83-8431-545-3
E-book
za 7.88
drukowana A5
Kolorowa
za 44.59

wszystkim, którzy uwierzyli

Kropka

Kropka,

a w niej stodoły, kózki i woły,

estakady i całkiem malutkie miasteczka,

fortepiany i cynicy.


Wszak to ona wszystko zaczyna

i kończy, co już rozpoczęte.


Bywa, kiedy nie ma innego rozwiązania

kresce miejsca ustępuje

z wymuszoną ochotą

i uśmiechem sztucznie doklejonym.


Kreska, nawet najidealniej prosta

w nieskończoności się przetnie z lustrzaną siostrą,

kropka nigdy nie porwie się na tak spoufałe posunięcie

z siostrą bliźniaczą.


Kiedyś miałem okazję zamienić z nią dwa słowa,

długo musiałem czekać, pić kawę już zimną.

Powiadała, że wciąż nie gotowa,

nie ma się w co ubrać i dzisiaj taka nie w sosie.


Potem wyszła ze swojej skrytki,

poskakała mi na kartce,

wykonała popisowy piruet

tylko po to żeby zostawić

cień samej siebie.

Mikroopowiadanie

Droga do pracy:


słońce za oknem, kilka linijek wiersza

poszarpane wzburzonym silnikiem

autobusu linii miejsko-podmiejskiej.


Sen czai się na karku, a na horyzoncie

— kawa.


Kamienny mur mijany codziennie,

trawa rosnąca w nieskończonym uporze,

twarze. Podobne — inne, zmienne choć wciąż tak samo

anonimowe.


Staje się poranek, natura i zarośla za oknem,

mrok filtruje światło.


Jeszcze pięć minut i koniec poezji.

Na rzecz excela i zgodnych rachunków

księgowego z przymusu portfela.

Gonitwa

Gonimy codziennie, bo goni nas świat.

Żarłoczna bestia sekundy piszczy i skomli kiedy siedzimy,

To ona wciąż pragnie naszego skupienia,

biegania, budowy i spraw organizacji.

Chce tylko zapomnieć, że tutaj, że tam,

że jest i trwa, bo za szybko przemija.


Brakuje mi teraz i zawsze tak będzie
cierpliwości zaklętej w żołędziu, czy pestce.

One potrafią żyć pełnią siebie, milcząco czekają,

aż przyjdzie ich kolej.


Zamknięte w skorupie, pełne siebie do środka,

dla świata zbyt piękne
by naruszył ich powłokę przed czasem.


Kiedy jest już czas w erupcji tworzenia
i eksplozji życia, pękają i nieśmiało,

jak dzikie koty, początkowo nieufnie, dają życie z zarodka

lub cicho odchodzą przedwcześnie,

dokarmiając żarłoczną grzybnię — skarbnicę

tajemnic, czy innego chętnego na
ich wątłe ciała.


A gdzie jest na świecie drobniejszy przystanek,

niż świst wiatru w szczelinie,

złotem najszczerszym promień światła

zza chmury połyskujący, gęsta i czysta kropla

pierwsza przed burzą?


Czas wymaga uwagi, a kiedy mu jej brak,

pokrywa milcząco ściany wilgotnym filmem

z porostów i zaczyna tworzyć największe swe dzieło

— obraz rozpadu kruszy ściany,

odrywa w abstrakcyjnym tempie płaty farby,

co kiedyś bieliły okno, różowiły sień

i gankowi nadawały przyjemny zapach

lakierowanego drewna — ostoi skrzypiącego spokoju.


Gdzieś tam jest sens

w tym biegu na oślep, tylko czy wciąż ma sens

wpychać swoje kroki, między śladami innych?

Nas legion biegnących, szukających rozwoju,

bez tlenu w kurniku dyszącego miasta,

co umierając żyje,

a po każdej swej śmierci odradza się

i znów i jeszcze i trochę

wciąż mniej żywe.


Gdzie jest droga do prawdy? Ścieżka  sensu bycia tutaj,

na gapę i chwilę w wagonie istnienia?

Czy tu trzeba ekspresu i tempa,

a może wagonu na węgiel,

co nieśpiesznie turkoce metr za metrem

powoli, choć do przodu?

Czy może przesiąść się do drugiej klasy,

raz jechać o czasie, a w przestoju zachwycić się

pięknem mijającego dnia

na starym dworcu gdzieś w miejscu,

co zwykle się tylko mija
i pamięta?


Wysiadam, oddycham i znów biegnę na pociąg zagubiony.

w sieci

w samotności sieci siedzę

jestem z nimi powiązany

oni tylko tu dla siebie

są i ich nie mam


nadal siedzę ciągle myślę

czy też kiedyś mi się zdarzy

też

status zmienić na podwójny

już samotność mnie

przygniata

Gdy świerszcz zagra

W ogromie życia — machinie śmierci

czas ucieka, jak konik polny.

Ni go zatrzymać, złapać się

nie da

i nie

wróci.

Gdy świerszcze zagrają nam pieśń żałobną

już za późno.

Nie dosłyszymy

jej dźwięków.

Wiadro i woda — życie

wyschnie i przepadnie,

nie otworzymy gdzieś znów

oczu?


Wylewając uważaj,

aby żadna kropla momentu nie zniknęła

niepostrzeżenie

w strumieniu zapomnienia

chwilą

Umarł i.

Umarł. Pewnie dlatego, że pił.

Pił.

Bił?

Nie bił,

żonaty był.

Małżeństwo pokręcone.

Mąż i Żona z dwóch końców wsi,

po ślubie on u siebie z ojcem, ona u siebie z matką została.

dzieci? Były, ale z nią.


Popijał,

jej matka wygrażała,

że umrze jeśli ją opuści

i została.

Taki to żywot człowieka wiejskiego,

prostego, nieszczęśliwego.

Nie ma radości i ciepłego ogniska, popija i za młodu śp.


Tylko lat czterdzieści miał.


W siedemnastu linijkach biogram nieboszczyka nieszczęśnika.

dzieciństwo

rodzisz się

i co


robisz co ci nakazują

gwardie robotów

hordy bibelotów

góry zabawek cię zasypują

zasypują i ty jesteś szczęśliwy

dajesz się manipulować kierować

nagle stajesz się


dorastasz za szybko

i stwierdzasz że zmarnowałeś dzieciństwo

twoje wspomnienia to plastik

góry plastiku

kiczu

tandety

której mogłeś się oprzeć

a gdy wyczerpie się bateria już nikt nie powie

kocham cię mamusiu

i ty też zaraz możesz jej nie mieć


było warto wciąż chcieć?


pomyśl

gdy jeszcze jest

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
Kolorowa
za 44.59