„(…) wtedy
przywołuję te niewielkie
doskonałe w swoim zgiełku pośpiechu trzepocie
moje usta same składają się w uśmiech
i modlę się do szybkich skrzydeł jaskółki
o zmierzch łaskawy
żeby przyszedł
i moje boskie oczy zmęczone wiecznością — uśpił”
Halina Poświatowska, Monolog
***
Proces twórczy
Jaskółko — kaligrafio!
Jako pierwsza kreśliłaś
Na tle nieba poezję
Krążąc po rozlanym atramencie.
Jaskółko — cierniu chmury!
Wskazówko zegarowa
Wyznaczająca godzinę
Naszej krzyżowej Golgoty.
Jaskółko — ciszo natchniona!
Inspiratorko poezji,
Wędrówki ziemskiej
I drogi do Zbawienia.
***
Słowem wstępu
Drogi Czytelniku!
Pragnę życzyć Ci, by otaczały Cię jaskółki, bo tam, gdzie one są — tam zawsze jest dobro. By prowadziły Cię w stronę nadziei i przeznaczenia. Niech będą dla Ciebie zapowiedzią ożywczego deszczu i kojących promieni słońca. Niech zwiastują Ci radość!
Czas lektury niech zaś będzie obfity w przemyślenia, wyda owoce refleksji, a być może wywoła wspomnienia minionego lata? Jaskółki to jedyne stworzenia, które nie potrafią żyć pozbawione wolności. Poezja bez wolności również umiera. Zatem interpretację powierzam Tobie.
Niechaj i dla Ciebie, Drogi Czytelniku, Jaskółka stanie się prawdziwą inspiracją! Wystarczy byś skierował wzrok ku Niebu…
***
Skrzydła nieba
W obłoku rzekomej niezmienności,
niepewnej, bo choć
jeden przechodzi w kolejny —
czasem bezchmurnie i czysto.
Chmuro czarna na białym niebie
przemów do nas
przez złocistą gwiazdę
i powiedz Dokąd…
Płyń chmuro postrzępiona
po oceanie nieba
i falami piór
wzbudź pragnienie.
Chmuro skrzydlata
podobna do nas, bo jak Anioł upadła,
a pragnęliśmy tylko spróbować
ziemskiej rozkoszy.
Chmuro potępiona
jedynie nocą,
bo w jasności dnia jesteś Zbawiona
światłością słońca.
Obłoku miłości
zamieszkaj w nas,
stworzymy prywatne
niebo piekielne.
Chmuro nasza:
z czarnych piór
z żaru ognia
z popiołów.
Balustrady nieba
Balustrady nieba wstępują wyżej,
Zmieniając adres do korespondencji
I tych, co znaczą jak piórem na kopertach
Coś więcej, a nie na potem — postscriptum,
Bowiem otwarcie skrzynki to zadanie na teraz.
Ogrodziły niebiański ogród,
Obrodziły w chabry i niezapominajki,
Klucz do furtki w rękach nielicznych:
Wyryty na posągach kamiennych,
Potężnych, trwałych… niedostępny?
Czy czas już, by niebo opuścić?
Czy przez przypadek tu jesteśmy?
Włamaliśmy się za kraty jak Skazańcy —
Pora wyjść na wolność, moja wolna wola!
Będziemy kamienni i dopiero wtedy bezgrzeszni.
„Nie zstępujcie z niebios” — brzmią pewnie
Trąby i harfy szepcą: „zostańcie”,
Bo nie zmieni się człowiek w anioła od razu,
Jak święty nie stanie się świętym,
A nagroda tkwi w samych nieba metaforach.
Jestem Julią na rajskim balkonie — tu żyję,
Więc nie omijaj balustrad niebieskich,
Poczekaj, otworzą za chwilę.
Za złotą bramą i w mglistym świcie
Zamieszkaj, obudź się — nie zniknie.
Za oknem I
Niebo Ciałem się stało Mlecznym:
I Bielą okryło świat cały,
I Ziemskie żywota ludzkie.
Oni pokryci aniołów piórami
Wzlatują i upadają w przestrzeni.
W drodze mlecznej do Ciebie,
Prowadzona nicią pajęczą,
Nitką babiego lata,
Struną nadszarpniętą —
Trafiłam wprost w Twoje ramiona.
Pejzaż za oknem opowiadał tę historię,
A mówił jedynie Bielą — słuchałam.
Aż do zachodu i Powrotu, potem zamilkł.
Byśmy okryli się również czerwienią
Zmysłów, doznań, Światła…
Nadejdzie noc czarna
Zapowiadająca Mleczny Świt.
Za oknem II
Oddech stał się niebem, milczenie ciałem,
a słowo chlebem się stało, okruchem rzuconym
między wróbla i jaskółkę, dla białego gołębia złote ziarno.
Okręt spieniony ponad głębiną błękitu niesie
poza kadr spojrzenie, na linii zjawisk