E-book
22.05
drukowana A5
37.13
drukowana A5
Kolorowa
56.6
Jak przeganiać chmury, które przesłaniają niebo.

Bezpłatny fragment - Jak przeganiać chmury, które przesłaniają niebo.

Uważna fotografia


Objętość:
70 str.
ISBN:
978-83-8104-738-8
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 37.13
drukowana A5
Kolorowa
za 56.6

Jarosław Chybicki, Gdańsk, 2016

Wstęp

Z zaciekawieniem i przyjemnością przeczytałem Uważną fotografię. Autor, Jarosław Chybicki jest moim przyjacielem, a to, co nas najbardziej zbliżyło przez ostatnie lata to wspólna praktyka medytacji. Obaj jesteśmy mnichami Buddyjskiej Wspólnoty Zen Kannon. Na miarę naszych możliwości angażujemy się w działania popularyzujące medytację. W lipcu 2016 r. prowadziliśmy trzytygodniowe odosobnienie. Chybicki w swoich publicznych mowach mówił min. o robieniu zdjęć, jakie to ma znaczenie w jego życiu i jak się zmienia jego podejście do fotografii.

Zawsze podziwiałem jego zdjęcia, szczególnie robione podczas odosobnień medytacyjnych, ich prostotę i świeżość. Jestem pod wrażeniem, jak trafnie zdjęciem owocu, kamienia czy cienia Chybicki potrafi oddać atmosferę i ducha wykonywanej tam praktyki.

Zaskoczył mnie książką o fotografii. Tym, jak szybko powstała i ciekawą formułą zawierającą min. ćwiczenia dotyczące robienia zdjęć. Wyjątkowość tej książki polega też na tym, że widać w niej praktykę medytacji. Podczas medytacji przestajesz się interesować światem zewnętrznym i zaczynasz badać kim jest ten kto medytuje. Chybicki proponuje podobny proces podczas robienia zdjęć: eksperymentuj i poznawaj, kim jest ten, kto fotografuje i dlaczego wybiera określone kadry.

Mnie od 35 lat interesuje proces widzenia. Uczę jak go poprawiać i zapobiegać różnym problemom ze wzrokiem i oczami. Po tych wszystkich latach najbardziej mnie fascynuje odkrywanie i dzielenie się wiedzą o tym jaką ułudą jest to, co widzimy. Czy dokładniej rzecz ujmując — myślimy, że widzimy. Nie widzimy obiektywnego świata, tylko go stwarzamy. To co widzimy uwarunkowane jest naszym aparatem percepcyjnym ale też w ogromnym stopniu doświadczeniem. Co innego w nieznanym mieście widzi architekt, ogrodnik czy krytyk kulinarny. Co innego widzi Eskimos a co innego europejski rolnik. Nie chodzi tylko o obiekty, które nas otaczają ale też prawidłowości widzenia. Pigmeje, którzy pierwszy raz wyszli z lasu na otwartą przestrzeń byli zdumieni, że widzą tam ludzi mniejszych od paznokcia. Po prostu żyjąc w gęstym lesie nigdy nie widzieli kogoś daleko więc nie znają zasady relatywnego zmniejszania się dalekich obiektów. Takich przykładów można podawać bardzo wiele.

Chybicki też o tym pisze: zakwestionuj obiektywność tego co widzisz. Eksperymentuj: rób takie zdjęcia, w których wręcz pomijasz obiekt który fotografujesz. Skup się na procesie fotografowania. Ale też zastanawia się jak pokazać na zdjęciu ciszę, czy Absolut. Jako mnich z ponad 20. letnim doświadczeniem medytacji ma w tej sprawie ciekawe sugestie.

Większość ludzi myśli, że wszyscy widzą tak samo i to samo. Ale kiedy robią zdjęcia — każdy fotografuje coś zupełnie innego. Dlaczego ktoś wybiera konkretny kadr? Uważna fotografia zawiera inspirujące przemyślenia na ten temat. Co więcej zwraca uwagę na to, czego ludzie zazwyczaj nie widzą. Chybicki pisze:

Szukaj w zdjęciach tego, co pomijane — bądź pewien, że oczy świata w większości są skierowane nie tam gdzie jest Absolut. Zobacz to, co większość ludzi pomija.

To kolejny ważny temat. Wg mnie widzenie jest przede wszystkim pomijaniem spostrzegania tego co widzimy, a nie oglądaniem otaczającego świata. Żebyśmy zobaczyli wróbla na płocie musimy pominąć tysiące innych obiektów, widoków, kadrów.

Cały czas wybieramy, co zobaczyć a co zignorować. Nie zauważamy większości tego, co nas otacza. Nie zauważmy czyli nie mamy tego świadomości. Ale cały czas trwa proces nieuświadomionego spostrzegania i odrzucania obrazów, które mózg interpretuje jako nieważne. Tylko ułamek tych spostrzeżeń zostanie uświadomiony. Chybicki jak mało kto dostrzega ten proces i o nim pisze.

Uważna fotografia może pomóc lepiej zrozumieć fotografowanie ale też to, kim jest ten, kto robi zdjęcia.


Mikołaj Uji Markiewicz Roshi, opat Sanghi Zen Kannon

Jak przeganiać chmury, które zasłaniają niebo

Uważna fotografia


Zen ma silne związki z estetyką. Potocznie estetyka Zen jest utożsamiana z ulotnym nastrojem, minimalizmem, czystością form, prostotą, spokojem. W książce postaram się przybliżyć jak osiągnąć stan umysłu, który może prowadzić do naturalnego tworzenia fotografii będących jego emanacją. Być może czasem uda się dotknąć serca estetyki Zen. Być może uda się zrobić zdjęcie Zen.

Zdjęcia, które robią się same

Studiować Ścieżkę Buddy, to studiować siebie.

Studiować siebie, to zapomnieć o sobie.

Zapomnieć o sobie, to być oświeconym przez dziesięć tysięcy dharm (rzeczy).

Być oświeconym przez dziesięć tysięcy dharm, to wyzwolić ciało i umysł, swoje i innych.

Nie pozostaje żaden ślad oświecenia i ów „nie-ślad” trwa w nieskończoność.

Dogen


Dogen, wielki Mistrz Zen, twórca szkoły soto w Japonii precyzyjnie opisuje drogę, jaką przechodzą adepci Zen.

Używając nieco bardziej współczesnych słów i stosując je do fotografii, można powiedzieć, że droga ta polega na przejściu od szukania natchnienia w sobie, do odkrywania natchnienia na zewnątrz. Od odkrywania inspiracji we własnych myślach, do odkrywania inspiracji pięknem świata. Dostrzegania takiego piękna, które wymyka się nazwom, które nie jest konwencjonalnie rozumianym pięknem. Jest w gruncie rzeczy poza pięknem i brzydotą. Jest za to jakąś prawdą o świecie, a w związku z tym i o nas samych. Ciekawe, że ta prawda o świecie jest cały czas przed naszymi oczyma. Światło, słońce, cuda są obecne wszędzie, nie zawsze jednak je widzimy. Jak to wszystko dostrzegać, to główny temat tej książki. Jak przeganiać chmury, które zasłaniają niebo.


Jakkolwiek prosto to brzmi, bywa, że do zrobienia pierwszego kroku potrzeba treningu. W książce proponuję ćwiczenia, które być może okażą się pomocne w tej drodze. Jest bowiem uważna fotografia ćwiczeniem i praktyką medytacyjną. Jak zresztą wszystko inne co robimy. Nie chodzi w niej o efekt, jakim jest zdjęcie, raczej o efekt, jakim jest szczególny stan umysłu. W takim stanie, który czasem być może uda się nam osiągnąć, zdjęcie jest w gruncie rzeczy efektem ubocznym. Jest naturalnym wyrazem naszego zapomnienia o sobie. Wynika z naszego zjednoczenia ze wszystkim. Co więcej, zdjęcie takie może być docenione przez nielicznych, tych, którzy choć raz zanurzyli się w podobnym stanie umysłu. Ale to przestaje mieć znaczenie. W kolejnych rozdziałach mam ambicję opisywać ten stan używając jednak różnych określeń. Zen zawsze mówi o tym samym, o Wielkim Umyśle, o Twojej Prawdziwej Twarzy. Jednak czasem używa do opisu innych słów. Uważna fotografia może być określona również jako fotografia Zen.


Jeśli powyższe rozważania brzmią dla Ciebie dziwacznie, przyjrzyjmy się temu od strony bardziej technicznej. Technicznie rzecz biorąc, odwróć kolejność, która zwykle jest taka: idea obrazu — sfotografowany obraz, czyli najpierw myślenie — potem widzenie. Zrób dokładnie odwrotnie. Nie zastanawiaj się nad tym, co z Twoich pomysłów pokazać i uwypuklić, ale zauważ, co świat pokazuje Tobie. Stań się nie twórcą, ale odbiorcą niespożytej energii twórczej świata. A jeszcze lepiej — po prostu zobacz, bez podkładania pod to co widzisz idei, a jeśli się uda i nazw. Pozwól sobie zobaczyć kolory, kształty, układy, które nie muszą czegokolwiek oznaczać. Nie muszą opowiadać historii, anegdoty, być wyrazem czegokolwiek, mogą być same dla siebie i niczym więcej. Zacznij od zewnątrz, od tego, co widzisz, szukaj obrazów w świecie, nie w sobie. Zgodnie z cytatem z Dogena, zapomnij o sobie, a będziesz oświecony przez wszystkie rzeczy.


Chodzi o poszukiwanie bezpośredniego doświadczania świata, bez pośrednictwa, bez prób sprzedaży, pokazania, wywarcia wrażenia na kimkolwiek, nawet na sobie samym. Z tego punktu widzenia fotografie, jakie przy tej okazji powstają, są w gruncie rzeczy mniej ważne. Ale są i można je oglądać. Może się zdarzyć, że odkryjesz, że warto oduczyć się wszystkiego, czego się nauczyłeś na temat robienia zdjęć. Na przykład radykalnie ogranicz przestrzeń do fotografowania, ogranicz się tylko do szyby w swoim oknie, swojego podwórka, lasu, w którym spędzasz wiele godzin na spacerze. Odpuść dramatyzowanie zdjęć, dynamizowanie ich. Pozwól odejść wszystkim Twoim kalkom i filtrom, jakie nakładasz na rzeczywistość: ładne, brzydkie, ciekawe, nieciekawe. Zrelaksuj się i zobacz, co jest przed Tobą. Czekaj, wolno spaceruj, niespiesznie rozglądaj się. Przeskakuj od detalu do ogółu, patrz na linie, zderzenia, zagięcia, maleńkie i wielkie nie dające się ogarnąć przestrzenie. Może tak się zdarzyć, że jeśli popatrzysz na te zdjęcia okiem „zawodowca”, będziesz wobec nich krytyczny, bo nie będą spełniać reguł kompozycji, tematu, napięcia, historii, ale być może pokażą świat taki, jaki jest.


Jak to zrobić, o tym jest ta książka.


Ćwiczenie:

Podejmij decyzję, że podczas następnej okazji fotografowania, czy to będzie spacer, impreza, wycieczka, zrobisz co najwyżej dwa, trzy zdjęcia. Zacznij stopniowo wprowadzać zasadę: mniej znaczy więcej. Naucz się eliminowania wszystkiego co zbędne. Ze zdjęcia, z Twojego życia.

Ulotność, czyli Głodne Duchy

Fotografia w sposób najbardziej podstawowy zatrzymuje chwilę. Tymczasem prawdziwe piękno polega na tym, że pozwalamy chwilom odejść. Na tym polega chwila, na odchodzeniu. Fotografując uważnie, pozwalamy chwilom odejść. Robimy zdjęcie w czasie, gdy chwile odchodzą. Robimy zdjęcia nie po to, aby je zatrzymać, ale aby uczestniczyć w procesie odchodzenia.

Rozstanie

Chwytając za słomki

Żeby nie paść

Basho


Podczas kilkudniowej wycieczki do Parku Yosemite straciłem wszystkie zdjęcia, jakie tam zrobiłem. Coś się stało z kartą, na której były te zdjęcia. W ogóle większość moich elektronicznych urządzeń przestała działać, w tym telefon z nawigacją. Zaraz po tej wycieczce pojechałem na siedzenie do Sonoma Mountain Zen Center i miałem naprawdę dużo czasu, aby tej stracie się przyjrzeć. Zazwyczaj robię zdjęcia po coś. Motywy mogą być różne: pokazać innym emocje i przeżycia, uzyskać pozytywne komentarze na FB, pochwalić się, mieć dla siebie wspomnienia, zatrzymać te wspomnienia na dłużej. Piękne widoczki aż proszą się o zachowanie na zawsze, zapisanie na dysku komputera. Daje to poczucie bogactwa. Jednak, jeśli się przyjrzeć bliżej, tak naprawdę nie możemy nic zatrzymać. Przychodzimy i odchodzimy z pustymi rękami. Wielu ludzi zamęcza się pytaniem: „Co po mnie zostanie?” Jednak ostatecznie nic po nas nie zostanie. Choć w gruncie rzeczy zostanie wszystko. Strata konfrontuje nas z tym, że nic do nas nie należy. Nawet piękne chwile, które chcemy utrwalić na zdjęciu. Wszystko to trwa moment, a potem znika. Jak nasze życie. Chwila po chwili. W każdej chwili umieramy i, czy chcemy tego czy nie, czy się przed tym bronimy, tak właśnie jest. Życie to powolne umieranie, tracenie wszystkiego. Jednak w tej samej chwili — wszystko posiadamy, a dowiadujemy się tego tylko wtedy, kiedy wszystko stracimy. Nie musimy wszystkiego tracić fizycznie, wystarczy, że pozwolimy odejść, wówczas okaże się, że wszystko jest nasze. Ale nie w sensie posiadania, tylko w sensie bycia częścią nas. Częścią, która nie musi być pokazana, przekazywana, dzielona z innymi.


Zdjęcia, robione z uważnością, są wyrazem paradoksu, że wszystko jest ulotne, niemożliwe do zatrzymania, ale jednocześnie jest niezmienne, stałe, niemożliwe do stracenia. Takie zdjęcia mogą pojawiać się tylko w momencie, kiedy zaakceptujesz, docenisz, uszanujesz przemijalność, niemożność uchwycenia ulotności, dasz jej odejść w jej majestacie. Uważne zdjęcie rodzi się wtedy, kiedy ulotność, zmienność wzbudzi w Tobie szacunek taki, że nie trzeba się nim dzielić, że do niczego tego szacunku nie da się wykorzystać. Nawet do zdjęcia. Wówczas można zrobić zdjęcie. Wówczas Rzeczywistość pokaże się w pełnej krasie. Kiedy nie trzeba będzie robić zdjęcia — wówczas można zrobić Uważne zdjęcie.


Daj odejść całej Twojej psychologii, oczekiwaniom zrobienia ładnego zdjęcia, pochwalenia się, zatrzymania bogactwa świata, poczuciu bycia dobrym fotografem, bycia lepszym od całego zgiełku światowego. Daj odejść całej filozofii, znaczeniom tego, co widzisz, poczuciu przemijalności i ulotności. Daj odejść, umrzyj choć na chwilę jako świadek, jako człowiek, a wówczas otrzymasz list z Pustki (jak mówił Roshi Shunryu Suzuki). I nie będzie wówczas specjalnie ważne, czy zrobisz zdjęcie. Fotografia będzie skutkiem ubocznym Twojego stanu umysłu, tak jak skutkiem ubocznym medytacji jest na przykład spokój.


Dla mnie jakiegoś rodzaju wyrazem tego stanu są zdjęcia, na których ważną rolę odgrywa cień. Jest on bowiem niezwykle tajemniczy, niezrozumiały, nie wiem skąd pochodzi, dokąd odchodzi, trudno go zrozumieć, a jeszcze trudniej ująć słowami. Jest też bardzo ulotny i efemeryczny. Myślę, że nauka nigdy nie znajdzie odpowiedzi na pytanie: Jaka jest natura cienia? Cień jest jednocześnie stały, stale bowiem się pojawia, ulotny, trwa tylko małą chwilę, jeśli słońce, chmury, pora dnia na to pozwalają. Jest wreszcie dość fotogeniczny. Uwypukla naturę rzeczy. Ale jednocześnie jest ich naturą także. Czasem takie zdjęcia aż chce się dotknąć, pogłaskać, wejść w nie. Mają głębię, ale przede wszystkim są cichym wyrazem tego, czego wyrazić nie sposób. I o to chodzi.


Ćwiczenie:

Zrób zdjęcie czegoś, czego nie ma. Tego, co pozostało po przedmiocie, człowieku, zjawisku. Zrób zdjęcie płomienia, który zgasł. Wiosny, która odeszła. Chmury, która odpłynęła. Nieobecnej obecności. Technicznie rzecz biorąc, zadanie może polegać na tym, aby tematem zdjęcia było tylko tło. Bez pierwszoplanowej figury.

Szacunek i wdzięczność

Wszystko, co Cię otacza, ma swój początek miliardy lat temu. Chwila, jaką fotografujesz, istnieje tylko dlatego, że miliard lat temu ciąg przyczyn powołał ją do istnienia. Robiąc zdjęcia odkrywasz cały wszechświat w drobinie kurzu. Do tego odkrycia droga wiedzie przez szacunek. O taki stan umysłu chodzi. Szacunku wobec cudów Wszechświata.

Na mokrych liściach

Jarzenie się

Świateł wioski.

Ryota


Kiedy odkryjesz, że wszystko ma Naturę Buddy, zaczniesz wszystko otaczać szacunkiem: kamienie, zardzewiałe druty, odpady, termos na kawę, ludzi, drzewa, patyki i krzaki.


W praktyce medytacyjnej przychodzi taki moment, wcześniej lub później, prawdę mówiąc, lepiej, aby przyszedł później, że zadajesz sobie pytanie: kto oszalał, ja czy wszyscy inni? Może to wynikać z faktu, że zaczynasz dostrzegać nieadekwatność i konwencjonalność zwykłych wyznaczników ludzkiego życia: kariera, pieniądze, sensowość, korzystanie z życia, dobre emocje i przeżycia. Zaczynasz zauważać, że to, za czym tak goniłeś, jest jakiegoś rodzaju iluzją i snem. Widzisz jednak, że wszyscy wokół gonią za królikiem, którego i tak złapać nie dadzą rady, bo ten królik biegnie w środku, w Twoim własnym wnętrzu. Przy czym to odkrycie może być ożywcze. Może spowodować, że zaczniesz swoje życie przeżywać bardziej. Jako bardziej swoje, niezależnie od tego co myślą o Tobie inni. Nie jest to jednak koniec odkryć.


Może też, po jakimś czasie „siedzenia”, albo ot tak, spotkać Cię i inne doznanie. Pytanie „kto oszalał?” wróci z jeszcze większą mocą. I tu już są poważniejsze schody. Doznanie, że cały świat wokół Ciebie ma naturę Buddy, jest Twoją prawdziwą Twarzą, Twoją prawdziwą naturą. Cały świat. Jest tak, jakby świat nagle ożył, posiadł świadomość, a do tego jeszcze uważnie się Tobie przygląda. Co jest tym dziwniejsze, że i Ty jesteś całym światem. Doznanie to może być jednocześnie oczywiste, dotykalne, dotyczące każdego człowieka i kompletnie indywidualne. A co ważniejsze, w gruncie rzeczy niemożliwe do opisu i nazwania. W ten sposób mogą zniknąć nawet takie drogowskazy, jak język, kultura, bycie człowiekiem. Trudno to pomieścić i zachować, dlatego też lepiej, żeby zdarzyło się później niż wcześniej. Żebyśmy byli przygotowani na przyjęcie tego ogromu Wszechświata. Żeby nasze naczynie doświadczenia miało szansę pomieścić cały wielki Wszechświat. Jedną z reakcji na otwierającą się przed nami Pierwotną Rzeczywistość jest głęboki szacunek, jaki pojawia się spontanicznie i dojmująco. Na szacunek zasługuje wszystko, co widzisz. Jakbyś wszedł do świątyni, gdzie każdy przedmiot jest sacrum. I nawet jeśli tego nie wiesz, jeśli nie miałeś w swoim doświadczeniu podobnych przeżyć, uwierz na słowo, że wszystko zasługuje na szacunek. A zwłaszcza Ty sam. Naturalnym efektem głębokiego szacunku jest równie naturalna wdzięczność. Za to wszystko, co ukazuje się naszym oczom.


Podróżując po Stanach kamperem z grupą przyjaciół, zajechaliśmy późnym wieczorem, a w zasadzie nocą, na parking niedaleko stacji benzynowej. Zamierzaliśmy spędzić tam noc. Okoliczności nam wyraźnie sprzyjały — postój w tym miejscu był bezpłatny, co na Stany jest wyjątkowe. Parking nie wyglądał zbyt przyjaźnie, ot wielka, betonowa pustynia. W jednym tylko miejscu, pod latarnią był mniej więcej metr kwadratowy zwykłej ziemi. Poszedłem pod tę latarnię, popatrzeć na ziemię. Leżał tam niewielki patyczek. Poczułem się bratem patyczka, podobnie jak on zagubiony w nocy, w obcym kraju, wśród betonu. Za chwilę jednak usłyszałem dochodzące od samochodu niespokojne głosy. Okazało się, że jeden z kolegów zatrzasnął drzwi auta, zamykając w środku klucze. Zaczęło się nerwowe rozmyślanie, co zrobić. Było około północy, nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Klucze, telefony, pieniądze, słowem wszystko, co mogłoby nam pomóc w wydostaniu się z tej opresji, zostało zatrzaśnięte w aucie. Każdy z nas na swój sposób przeżywał tę trudną sytuację. Ktoś poszedł na pobliską stację benzynową, dowiedzieć się, gdzie my właściwie jesteśmy. Ktoś przeżywał głębokie poczucie winy; kogoś innego jeszcze obezwładniała bezradność. Ja postanowiłem stawić czoła wyzwaniu. Obstukałem całe auto, sprawdziłem wszystkie zamki. Dwie rzeczy stały się oczywiste: wszystkie zamki są pozamykane jak należy i potrzebuję jakiegoś narzędzia, paznokciem nic nie zrobię. Tylko skąd, na betonowej pustyni, wziąć jakieś narzędzie? I przypomniałem sobie patyczek — brata mojej niedoli. Pobiegłem pod latarnię, gdzie patyczek od wielu już lat czekał na mnie i na to właśnie zdarzenie. Okazało się, że patyczek idealnie pasuje do jednego z okienek. W ten sposób weszliśmy do auta. Poczułem głęboką wdzięczność i szacunek do patyczka.


Szacunek w fotografii pojawia się wtedy, kiedy zaczynasz dostrzegać wydarzenia wszechświatowe w spadającym z drzewa liściu, nie dlatego, że to cokolwiek symbolizuje. Dlatego, że czujesz wielki szacunek do tego, co Cię otacza. W tym także do liścia. Nawet łatwiej wówczas skupić się na czymś małym, zwykle niezauważanym, pomijanym, bo w tej sytuacji szacunek jest jeszcze jakoś wyrażalny, jakoś możliwy do ogarnięcia i przeżycia. W gruncie rzeczy nie ma wielkiego znaczenia, co wówczas sfotografujesz, czy uda Ci się przez fotografię przekazać szacunek i wdzięczność. Będziesz wdzięczny cokolwiek pojawi się przed obiektywem.

Dwie cytryny leżące obok równo ustawionych sandałów. Ktoś je tam położył, żeby nie leżały pod drzewem. Ktoś ułożył swoje buty, ktoś inny zmontował barierkę. A wszystko to pokazuje nam niezliczone prace, jakie musiały być wykonane od początku świata, aby ten obraz powstał. Drzewo cytrynowe rosło wiele lat, a nam pokazuje całą swoją cytrynowość, tak zupełnie za darmo.


Ćwiczenie:

Przeprowadź swoisty eksperyment intelektualny. Wyobraź sobie, że cały świat jest wypełniony drogocennymi klejnotami. Każdy kwiat, kamień, motyl, leżący patyk, pogięty i zardzewiały drut są największymi skarbami. Albo że wszystko jest przejawem Boga, naturą Buddy. Nie jest po prostu kamyczkiem, ale kreacją, przejawem Absolutu, a nawet samym Absolutem. Absolut nie istnieje inaczej niż „w” i „poprzez” to wszystko, co jest. Utrzymując to przeświadczenie podnieś aparat do oka.

Droga Środka — poza ładne i nieładne

W uważnej fotografii pozwalamy odejść konwencjonalnie rozumianej estetyce. Dokładniej rzecz biorąc, pozwalamy odejść pojęciu „estetyka”. Pozwalamy odpłynąć zwykłemu pojmowaniu, temu, co uznajemy za „ładne i nieładne”, „ciekawe i nieciekawe”, „warte sfotografowania i niewarte sfotografowania”. Aby móc odkryć „piękno” świata, musimy opróżnić głowę z naszych koncepcji piękna.

W mojej chacie nie ma wiosny

Nie ma nic,

Jest wszystko.

Basho


Jest taka opowieść o Buddzie, kiedy ten po długich umartwianiach się, siedząc pod drzewem i medytując usłyszał rozmowę dwóch przechodzących opodal muzyków. Jeden z nich dawał radę drugiemu, w jaki sposób uzyskać najlepszą muzykę. Powiedział: „Nie naciągaj za bardzo strun swojej gitary, bo się zerwą. Nie trzymaj ich też zbyt luźno, bo nie dobędziesz z nich muzyki. Trzymaj się drogi środka”. Według tej legendy, Budda usłyszawszy te słowa, zrozumiał, że umartwianie się prowadzi tylko do osłabienia ciała, nie zaś do ostatecznej prawdy. Od tamtej pory postanowił podążać Drogą Środka, czyli drogą pomiędzy umartwianiem się a pobłażaniem sobie.


W naszej kulturze osobą propagującą, wydawałoby się, podobne podejście jest Arystoteles. To jemu zawdzięczamy pojęcie „złotego środka”, a więc kierowanie się nie skrajnościami, ale takie postępowanie, w którym nie ignorujemy własnych żądz, ale też im nie ulegamy. Tylko wówczas, twierdził Arystoteles, człowiek może osiągnąć szczęście. Inaczej można to nazwać kierowaniem się cnotami, z których na przykład odwaga to coś pomiędzy brawurą a tchórzostwem.


Obawiam się, że nasze myślenie, dualistyczne w ten sposób, w gruncie rzeczy zawęża, a być może nawet wypacza, pojęcie Drogi Środka. Droga Środka nie jest bowiem drogą „pomiędzy” skrajnościami, ale „poza” skrajnościami, jak i zresztą innymi pojęciami. Droga Środka w fotografii nie będzie zatem poszukiwaniem umiarkowanej estetyki, ale zgoła estetyki „poza estetyką”. Droga Środka jest wyjściem poza to, co zwykle uważamy za „piękne” lub „brzydkie”, poza rozróżnianie, poza „ładne/nieładne”. Nie jest poszukiwaniem pięknego w brzydkim lub, na odwrót, brzydkiego w pięknym, co może nam w pierwszej chwili przyjść do głowy jako przykład Drogi Środka.


Droga Środka to droga nie tyle poza skrajnościami, ile poza pojęciami te skrajności opisującymi. Rzeczywistość bowiem nie składa się z przeciwieństw, to my te przeciwieństwa w odniesieniu do niej, aby ją zrozumieć i praktycznie się w niej poruszać, stworzyliśmy. W gruncie rzeczy w Rzeczywistości nie ma tego, co jest ładne lub nieładne, te rozróżnienia, jak większość lub wręcz wszystkie inne, są tworzone przez ludzi. Życie udane/nieudane, dobre/złe, i tak dalej. Droga Środka to umysł, który nie rozróżnia. Nierozróżniający umysł jest podstawą Uważnej fotografii. Jest podstawą Zen. Kiedy udaje nam się choćby na chwilę zobaczyć świat w sposób nierozróżniający, wówczas zwykła estetyka znika. W jej miejsce pojawia się wszystko.


Żeby sprawy nieco skomplikować, zauważmy, że jednak są drzewa duże i małe, góry wielkie i pagórki. Są więc różnice pomiędzy różnymi elementami Rzeczywistości. Jednak różnice to nie to samo co różnicowanie. Nie jest drzewo wysokie lepsze od niskiego lub odwrotnie. Chodzi zatem o zawieszenie swojego, zwykle działającego, wartościującego filtra. Filtr ten wpycha nas w objęcia wartościowania, rozróżniania na lepsze i gorsze. Wpycha nas w dualizmy, które są naszym pojęciowym wymysłem, a nie czymś immanentnie przynależnym Rzeczywistości.


Ćwiczenie:

Zrób zdjęcie, które trudno będzie nazwać. Nie będzie możliwe nadanie mu tytułu, określenie tematu, czy też opisanie tego, co na nim widać. Nie za bardzo wiadomo, gdzie jest góra, gdzie dół, lewa czy prawa strona. A jednak coś przyciąga oczy do oglądania.

Kompozycja

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 37.13
drukowana A5
Kolorowa
za 56.6