Wstęp
Wiara chrześcijańska w planie bożym jest największym darem jaki Bóg, Istota Najwyższa, dała ludzkości. Nie tylko dała lepsze życie determinowane miłością chrześcijańską, ale także dała dostęp do Mocy Boga poprzez nasze usynowienie. To, co odróżnia nas od dawnych Izraelitów czy współczesnych Żydów to właśnie ta możliwość korzystania z Mocy Boga, oczywiście w ograniczony sposób, odpowiedni do Jego łaskawości i naszego zaangażowania. Wydawać by się zatem mogło, że to prosta droga do szczęśliwego świata, bez złości, wojen, podstępu czy agresji. Ludzie, doświadczając miłości Boga i korzystając z Jego darów, wspaniałości, którymi nas obdarza, zarówno w życiu przyziemnym, jak i w tym duchowym, nie powinni już myśleć o niczym innym jak tylko o szczęśliwym życiu, obdarzając się tym szczęściem wzajemnie. Dlaczego tak się nie stało, skoro wiara chrześcijańska jest taką wspaniałością?
Odpowiedź na powyższe pytanie jest prosta, choć wielowątkowa, ale każdy z wątków można sprowadzić do tego samego wniosku: ludzie tak naprawdę nie znają wiary chrześcijańskiej. Nie znają także Boga. Uważają Go czasem wręcz za potwora, który nic innego nie robi, tylko wtrąca ludzi do piekła. To bardzo mylne i krzywdzące. Trudno ocenić właściwie wartość czegoś, jeśli się tego nie zna. Nie inaczej jest z wiarą chrześcijańską.
Kiedy Pan Jezus rozesłał Apostołów, aby głosili Dobrą Nowinę nauka chrystusowa i wiedza o Bogu szybko rozeszła się po świecie, niejednokrotnie zderzając się na danym terenie z inną filozofią, ideologią, wierzeniami i zabobonami. To wszystko zaczęło przenikać tę naukę, głównie filozofia grecka i gnoza, zaciemniając prosty przekaz Chrystusa: największym szczęściem człowieka jest bliskość z Bogiem i poprzez miłość mamy się odmieniać, krocząc tą samą drogą co On.
Nie ma drugiego takiego systemu wierzeń, który tak powszechnie obecny, nie byłby jednocześnie tak nieznany i niezrozumiany, a czasem też zakłamywany. Już Apostołowie musieli się wspólnie zebrać na pierwszym Soborze Jerozolimskim, aby ustalić wspólny przekaz, naukę chrześcijańską, bo różni Apostołowie głosili różną naukę, nierzadko sprzeczną z tym, co głosił inny Apostoł. Skoro nawet Apostołowie, uczniowie Jezusa, ktoś, kto znał Chrystusa osobiście, chodził za Nim i słuchał nauk, nie głosili od początku w pełni tej samej nauki, to można sobie wyobrazić jakiemu zniekształceniu i zaciemnieniu ta nauka ulegała w późniejszym czasie, trafiając do innej kultury i innej filozofii. O tej walce z błędną nauką czytamy zresztą w listach apostolskich. Każdy z Apostołów, który zakładał nową wspólnotę chrześcijańską, musiał potem prostować tę chrystusową naukę, oczyszczając ją z błędnej nauki, jaka się do tej społeczności wkradała.
Wiara chrześcijańska coraz bardziej przestawała być filozofią życia i bezpośrednią relacją z Bogiem a coraz częściej stawała się systemem religijnym: należało pójść do kościoła, odmówić modlitwę i znać na pamięć dekalog. Relacja z Bogiem została zastąpiona praktyką religijną. Świetnie to podsumowuje Anthony de Mello w jednej ze swych opowieści. Oto jej skrócona wersja:
W prymitywnej społeczności, która nie znała sposobów na rozniecanie ognia, a ludzie żyli w ciemności i marzli od przejmującego chłodu, pewnego dnia zjawił się Nauczyciel, który przyniósł im ogień. Zaraz wszyscy docenili, jak wielki jest to dar, dar, który rozjaśnił ich wieczory i dał tak potrzebne ciepło. Nauczyciel wybrał spośród tej społeczności kilka osób, którym przekazał całą potrzebną wiedzę na temat rozniecania ognia, zostawił także drewniane pałeczki, którymi rozniecał ogień, aby mogli kontynuować jego dzieło, zanosząc ten ogień do najdalszych regionów państwa, i aby nauczyli ludzi rozniecania ognia. Osoby te spisały całą naukę Nauczyciela, aby nic z tego, co mówił, nie zostało zapomniane, pałeczki służące do rozniecania ognia umieścili w przepięknym, przeźroczystym pudełku i, zgodnie z życzeniem Nauczyciela, chodzili od miejscowości do miejscowości, pokazując wszędzie niezwykłe pałeczki Nauczyciela i głosząc jego naukę. Zaczęli od mieszkańców wymagać, aby znali tę naukę i aby oddawały hołd pałeczkom, bo przyniósł je sam Nauczyciel. To cenna w końcu relikwia. Jest tak cenna, że absolutnie nie można jej wyciągać i używać, bo pałeczki mogłyby się zniszczyć. Ludzie, choć znali sposób na rozniecanie ognia, z braku pałeczek nie byli w stanie tego ognia rozniecić i tak oto po pewnym czasie w tej społeczności na nowo pojawiła się ciemność i chłód.
Powyższa opowieść doskonale pasuje do tego, co stało się z nauką Chrystusa. Wszyscy ją znają, ale nikt nie wie, jak jej używać. Tym ogniem z opowieści w wierze chrześcijańskiej jest miłość. Ludzie chodzą do kościoła, modlą się, znają dekalog, ale o tej Mocy i wspaniałościach, jakie daje wiara chrześcijańska, mogą przeczytać jedynie w Piśmie świętym, bo na co dzień w swoim życiu czegoś takiego nie doświadczają i nie znają nikogo, kto by tego doświadczał. W ten sposób pojawiło się pojęcie „martwa wiara”, wiara, z której nic nie wynika i która nie jest w stanie skorzystać z dobrodziejstw dla niej przygotowanych. Ubolewał nad tym już Jezus, kiedy Jego zlęknieni uczniowie na środku wzburzonego jeziora zaczęli wołać swego Mistrza na pomoc. Rozgoryczony Jezus, który po tafli jeziora przyszedł do nich i uspokoił wody, powiedział wtedy, że gdyby posiadali, choć odrobinę tej wiary, którą On ma, to powiedzieliby tej górze „idź i rzuć się w morze” i ona by to zrobiła. Niezwykłe? Czy byłoby coś takiego możliwe? Ze swojego doświadczenia przytoczę zdarzenie, które może na to odpowiedzieć. Raz, podczas doświadczania rzeczywistości duchowej, wyczułem przechodzącą przede mną jakąś Moc. Nie wiem, do kogo należała, ale czułem wyraźnie, że gdybym tę moc miał w sobie, to te słowa o górze rzucającej się w morze były czymś oczywistym. Było to odczucie, że nie ma w tym nic niezwykłego, że byłoby to możliwe do zrobienia i to zupełnie tak prosto, jak przewrócenie książki na półce.
Po zdefiniowaniu „martwej wiary” zaraz pojawiło się jej przeciwieństwo, dążenie do pierwotnej wielkości, czyli „żywa wiara”. Żywa wiara pozwala nam w pełni korzystać ze wszystkich wspaniałości wiary chrześcijańskiej i Mocy, z jakiej możemy dzięki łaskawości Boga skorzystać. To wszystko bowiem co zostało zapisane w Piśmie świętym, włącznie z cudami, jakie czynili po śmierci Chrystusa Jego uczniowie i ich następcy jest aktualne i możliwe także dziś. Jednak nie przy tak małej wierze i nierozwiniętej duchowości jak teraz; nie wspominając już w ogóle o realnej bliskości z Panem Bogiem, o którą jeszcze trudniej w naszych czasach niż o jakąkolwiek duchowość. Bez tego niewiele uda się osiągnąć. To właśnie bliskość z Bogiem jest źródłem tych wszystkich wspaniałości wiary chrześcijańskiej i Mocy sprawczej. To także ta moc sprawcza kontruje tezy pseudoempiryków głoszących, że te wszystkie doznania i wartości duchowe płynące z wiary chrześcijańskiej to efekt autosugestii, wmawiania sobie, że coś dobrego w nas się dzieje, względnie — w przypadku doznań mistycznych — choroba psychiczna. To wszystko byłoby prawdopodobne, gdyby nie właśnie ta moc sprawcza. Możemy uznać, że to, co dzieje się w nas to efekt autosugestii, ale są też zdarzenia zewnętrzne, poza naszym wnętrzem, i niezależne od naszej woli czy wmawiania sobie, które dzięki tej wierze się dzieją. Są to zdarzenia obiektywne, empiryczne, każdy je widzi, nie sposób zaprzeczyć, że one się wydarzyły. Wspomnieni pseudoempirycy, poddając się intelektualnie, kwitują takie zdarzenia, że to tylko zbieg okoliczności. Sam osobiście wszedłem w żywą wiarę chrześcijańską jako empiryk i logik, i to właśnie ogrom tych „zbiegów okoliczności”, po wykluczeniu innych możliwości, przekonał mnie, że Bóg naprawdę istnieje i aktywnie działa w moim życiu. W moim przypadku nie jest to zatem (ślepa) wiara tylko przekonanie, że Bóg istnieje, bo mam za dużo dowodów potwierdzających to z życia codziennego.
Niniejsza książka, kolejna z cyklu „Poradnik Praktyka” jest przekazaniem mojej wiedzy i doświadczenia na temat tego, jak ożywić swoją wiarę. W kolejnych rozdziałach podejmuję szerzej nakreślone w tym Wstępie zagadnienia, wskazując kierunek, w którym warto pójść i podając wiele sugestii mających zainspirować Szanownego Czytelnika do własnych poszukiwań i rozwijania swej wiary i bliskości z Bogiem.
Można potraktować tę publikację jako poradnik typu „krok po kroku”, ale nie jest to wymagane. Każdy bowiem z nas jest na innym poziomie rozwoju duchowego, ma inną wiarę, doświadczenia, a nawet oczekiwania, które znacząco potrafią zmienić naszą drogę i podejmowane działania. Nie należy zatem traktować tej książki jako wyznacznik, bo w końcu pisał ją praktyk, ktoś, kto tą drogą podążył i doszedł do właściwego celu. Są różne drogi prowadzące do Boga, choć we wszystkich zalecane jest, aby na pierwszym miejscu pielęgnować miłość do Pana Boga i rozwijać z Nim bliskość. Do tego przyda się właśnie ta książka. Potem należy rozpoznać swoje powołanie, na czym nam najbardziej w swojej aktywności życiowej zależy.
Niektórzy odczuwają potrzebę działania, czynem sławienia Boga, inni są bardziej kontemplacyjni, sami pozostawiając w świecie niewielki ślad po swoim istnieniu, lecz za to poświęcają swoje życie na wymadlanie dla innych potrzebnych łask, także dla tych osób czynnych, które w tym czasie działają, zmieniając wokół siebie świat i ludzi. One nie mają tyle czasu na modlitwę i kontemplację. Są stworzone do działania.
Nie naśladujmy w ciemno zatem nikogo i nie idźmy bez zastanowienia czyjąś drogą. Możemy jedynie ogólnie się na swoją drogę przygotować. Potem nasza droga, ta właściwa, odpowiednia do naszych predyspozycji i oczekiwań, objawi się nam. Nigdy jednak nie unikajmy inspiracji, poszukiwań, co by tu jeszcze w naszej wierze, w naszym życiu i w nas samych można by poprawić, rozwinąć. Także nasza droga do Boga razem z upływającym czasem zmienia się, a nawet całkowicie może się odmienić. Bądźmy więc otwarci, zapatrzeni w Boga i bezgranicznie ufający w Jego opiekę i prowadzenie. Swoją właściwą wartość wszystko objawi we właściwym czasie, nawet to zło, które nam się w życiu przydarzyło. Warunek jest jednak jeden: żywa wiara. Tylko ona potrafi przemienić zło w dobro i czerpać korzyść nawet z tego zła, które nas spotkało. Zadbajmy o realną bliskość z Panem Bogiem, a wtedy cokolwiek w nas w życiu spotka, nawet złego, na tle tych wspaniałych doznań duchowych, będzie tylko jak głuche, dalekie dobijanie się kogoś do drzwi, niemogące zmącić naszego spokoju ani oderwać nas z miłosnego uścisku. To wszystko jest możliwe, a nawet nie jest zbyt trudne do osiągnięcia, co potwierdzam jako praktyk, wymaga jednak naszego zaangażowania, ale tak na poważnie, na sto procent. Pan Bóg wiele może nam dać, ale też wiele od nas oczekuje. Od nas tylko zależy, ile z tego skorzystamy. Zasada jest prosta: mało dasz, mało otrzymasz. Dasz od siebie dużo, to i Bóg nie poskąpi swojej łaski. Błogosławieni ci, którzy wyzwolą się ze swojej maleńkości, bo oni doświadczą żywych barw wiary chrześcijańskiej. Na pewno tego nie pożałują.
Test pobożności
Aby w sposób poglądowy zorientować się, na jakim etapie rozwoju duchowego i religijnego jesteśmy, proponujemy wypełnić poniższy test. Można go wydrukować i wypełnić w tradycyjny sposób lub można zapisać na kartce tylko numer pytania i odpowiedzi. Przy każdym pytaniu należy zaznaczyć tylko jedną odpowiedź jak najlepiej oddającą naszą postawę.
Po wypełnieniu testu należy w tabeli punktacji odczytać ilość punktów przyznanych za daną odpowiedź, a następnie wszystkie punkty podsumować. Na wykresie poniżej tabeli odnajdujemy miejsce odpowiadające tej sumie punktów, które powie nam jak blisko lub jak daleko jesteśmy od Boga, oraz określi tytuł, jaki nam w związku z powyższym przysługuje.
Jeżeli tytuł będzie dla nas niepochlebny, proszę się nie obrażać, tylko zastanowić nad swoją wiarą. Warto zapoznać się w tabeli z najwyżej ocenianymi odpowiedziami i zastanowić się, czy rzeczywiście taka postawa nie byłaby właściwsza.
Powodzenia!
Pytanie 1:
Jak często się modlisz?
[_] a) w ogóle
[_] b) 1—2 razy dziennie
[_] c) więcej niż 2 razy dziennie
Pytanie 2:
Do modlitwy przystępujesz…
[_] a) z radością
[_] b) z obowiązku
[_] c) z przyzwyczajenia
Pytanie 3:
Kim dla ciebie jest Bóg?
[_] a) Panem
[_] b) Ojcem
[_] c) Przyjacielem
[_] d) Nikim
Pytanie 4:
Myśląc o Bogu odczuwasz…
[_] a) strach
[_] b) miłość
[_] c) nienawiść
[_] d) nic nie odczuwasz
Pytanie 5:
Jak często myślisz o Bogu lub Jezusie poza modlitwą?
[_] a) kilka razy dziennie
[_] b) kilka razy w tygodniu
[_] c) kilka razy w miesiącu
[_] d) w ogóle nie myślę
Pytanie 6:
Jak często dziękujesz za coś Bogu poza modlitwą?
[_] a) kilka razy dziennie
[_] b) kilka razy w tygodniu
[_] c) kilka razy w miesiącu
[_] d) w ogóle nie dziękuję
Pytanie 7:
Kiedy nie udaje ci się coś wtedy…
[_] a) jesteś wściekły i przeklinasz
[_] b) jesteś zły, ale nie przeklinasz
[_] c) przyjmujesz to spokojnie
Pytanie 8:
Jak często się złościsz?
[_] a) Kilka razy dziennie
[_] b) Kilka razy w tygodniu
[_] c) Kilka razy w miesiącu
[_] d) Kilka razy w roku
Pytanie 9:
Jak długo nosisz w sercu urazy względem kogoś?
[_] a) w ogóle nie noszę
[_] b) kilka dni
[_] c) kilka tygodni
[_] d) kilka miesięcy
Pytanie 10:
Na drugiego człowieka patrzysz z…
[_] a) miłością
[_] b) życzliwością
[_] c) obojętnością
[_] d) z niechęcią lub nienawiścią
Pytanie 11:
Gdyby ktoś cię zaatakował i chciał pieniędzy wtedy…
[_] a) używasz siły, by mu się przeciwstawić
[_] b) nie używasz siły, tylko próbujesz go uspokoić
[_] c) dajesz mu je bez niczego
Pytanie 12:
Gdy widzisz kogoś leżącego na trawie bez ruchu wtedy:
[_] a) sprawdzasz osobiście, czy nie potrzebuje pomocy
[_] b) powiadamiasz odpowiednie służby bez podchodzenia do niego
[_] c) nic nie robisz w tej sprawie
Pytanie 13:
Spełniasz dobre uczynki, bo…
[_] a) odczuwasz z głębi serca taką potrzebę
[_] b) tego oczekuje od nas Bóg
[_] c) dzięki temu pójdziesz do Nieba
[_] d) nie spełniasz dobrych uczynków
Pytanie 14:
Pismo Święte czytasz…
[_] a) raz dziennie
[_] b) kilka razy w tygodniu
[_] c) kilka razy w miesiącu
[_] d) w ogóle nie czytam
Pytanie 15:
Cierpienie Pana Jezusa na krzyżu jest dla ciebie…
[_] a) bolesne
[_] b) smutne
[_] c) obojętne
Pytanie 16:
Dla cierpiącego na krzyżu Jezusa zrobiłbyś…
[_] a) aby ulżyć Mu w cierpieniu zawisłbyś zamiast Niego
[_] b) pocieszałbyś Go
[_] c) pozabijałbyś żołnierzy i uwolnił Jezusa
[_] d) nic byś nie zrobił
Co daje żywa wiara chrześcijańska
Pytanie zawarte w tytule tego rozdziału z punktu widzenia żywej wiary chrześcijańskiej jest bardzo niewłaściwe i w jej obrębie w zasadzie niewystępujące. Rozdział ten dedykowany jest głównie dla osób małej wiary, osób poszukujących lub dla osób niewierzących, które zastanawiają się, czy jest sens chodzić do kościoła, odmawiać modlitwy oraz starać się nie grzeszyć i „co ja z tego wszystkiego będę miał”. To podejście, bardzo interesowne, jest obecne wśród ludzi nie od dziś. Kiedy zanika wiara, pojawiają się pytania miłości własnej: „Po co mam się starać?”, „Co ja z tego będę miał?”. Informacja, że „jak będziesz grzeszył, to pójdziesz do piekła” lub „Pan Bóg będzie się na ciebie gniewał” nie każdego przekonuje. Trudno oczekiwać, aby takie argumenty przekonały osobę niewierzącą lub osobę małej (martwej) wiary. Są to bowiem rzeczy zbyt abstrakcyjne, zbyt dalekie mentalnie od nich. Oni oczekują konkretów, czegoś, co można dotknąć i zobaczyć na własne oczy.
Na wstępie wspomnieliśmy, że z punktu widzenia żywej wiary chrześcijańskiej pytanie zawarte w tytule jest niewłaściwe i niewystępujące z tej prostej przyczyny, że przy odpowiednim zaangażowaniu, rozwiniętej duchowości i bliskości z Bogiem nieustannie jesteśmy obsypywani różnego rodzaju łaskami, które Pan Bóg nam nie skąpi. Nikomu jednak nie przyjdzie do głowy zapytać „A co ja z tego będę miał?”, bo bliskość z Panem Bogiem jest tak wspaniała, że to już wystarcza nam za nagrodę. Trudno to jednak zrozumieć osobie, która takiej bliskości nie doświadczyła. Podobnie nie sposób wytłumaczyć komuś, jak to jest kogoś kochać. Ta osoba sama musi się zakochać, aby w pełni zrozumieć, jak to jest.
Wiara chrześcijańska w jej pełnym bogactwie, w ujęciu chrystusowym, którą popularnie nazywamy żywą wiarą chrześcijańską, daje człowiekowi możliwości, jakie wielu się nawet nie śniło. Są one jednak dostępne tylko dla osób zaangażowanych, będących w bliskości z Panem Bogiem, dla których Pan Bóg jest częścią ich życia. Tu objawia się już zupełnie inna rzeczywistość często wręcz niezrozumiana dla „zwykłego” człowieka. Wychodząc jednak naprzeciw takim osobom, opiszemy pokrótce jakich „korzyści” można się spodziewać, praktykując żywą wiarę chrześcijańską. Są one dostępne dla każdego, kto choć trochę się zaangażuje i zacznie rozwijać swą chrześcijańską duchowość. Bez tego trudno nawiązać bliskość z Panem Bogiem, a to z niej większość opisywanych tu korzyści pochodzi.
Korzyści płynące z wiary chrześcijańskiej
Spokojne życie
Pierwszą widoczną korzyścią płynącą z wiary chrześcijańskiej jest uspokojenie: uspokojenie siebie i zrównoważenie swojego życia. Tutaj nawet nie musimy zbyt mocno wierzyć w Pana Boga ani Go kochać. Wystarczy, że będziemy stosowali się do nauki Pana Boga zawartej w Piśmie świętym. Piszemy o tym szerzej w rozdziale pt. „Pismo święte jako poradnik życiowy”.
Spokojne, zrównoważone życie nie każdy jednak odbierze jako wartość. W naszym obecnie brutalnym świecie, pędzącym coraz szybciej, wiele osób myśli, że bez pośpiechu, frustracji, negatywnych emocji, podstępu i egoizmu nie da się żyć, że są to normalne elementy codziennego życia. Otóż nie są to normalne elementy życia. To wszystko charakteryzuje właśnie życie osób bez Boga. Porady życiowe zawarte w Piśmie świętym uspokajają nasze życie i zmieniają perspektywę, pozwalając wysiąść z tego kołowrotka, w którym do tej pory biegliśmy jak ogłupiały chomik.
Zmiana zasad życia i zmiana moralności przynosi nam realną korzyść. Stajemy się mniej nerwowi, mniej sfrustrowani, nie gonimy za nic nieznaczącymi mrzonkami i bezwartościowymi rzeczami, które do tej pory trzymały nas w niewoli negatywnych emocji. Zmieniają się w końcu nasze relacje z innymi ludźmi, bo to uspokojenie siebie zmienia nasze postrzeganie rzeczywistości i innych osób.
Pomoc Pana Boga
Kiedy zaczynamy zmieniać swoje życie, bardzo angażujemy się w swojej wierze i zaczyna nam bardziej zależeć na Panu Bogu, wtedy mamy w Nim naturalnego sprzymierzeńca. Panu Bogu bowiem nie zależy na tym, aby nas karać, ale zależy Mu na tym, abyśmy zmieniali się na lepsze i bardziej zbliżyli się do Niego. Wtedy widząc nasze starania, pomaga nam, przestaje być głuchym na nasze prośby. Pan Bóg pomaga nam głównie poprawić swoje życie i rozwinąć się duchowo, ale nie brakuje także Jego pomocy w rozwiązywaniu naszych życiowych problemów, nawet tych finansowych czy materialnych. W późniejszym czasie, kiedy będziemy już w bliskości z Panem Bogiem, Pan Bóg będzie spełniał nasze pragnienia, zanim zdążymy je wyartykułować lub sformułować jako prośbę. Tak przecież działa miłość: nie czeka na wypowiedzenie prośby przez kochaną osobę, tylko widząc, czego pragnie, z miejsca to daje. Ta właściwość bliskości z Bogiem opisana jest w Piśmie świętym i ja, bazując na swoich doświadczeniach, potwierdzam, że rzeczywiście tak jest. Pan Bóg często spełnia moje pragnienia czy oczekiwania, chociaż tylko o nich pomyślałem, o nic w myślach ani w słowach nie prosiłem.
W im większej będziemy bliskości z Panem Bogiem, tym chętniej Pan Bóg będzie brał udział w naszym życiu, obsypując nas łaskami i spełniając nasze prośby często w jednej chwili.
Łaski boże
Dwie pierwsze korzyści płynące z wiary chrześcijańskiej, które przed chwilą opisaliśmy, dostępne są jako pierwsze, jak tylko zwiększymy swoją uwagę i zaangażowanie w rozwijaniu swojej wiary. Pozostałe korzyści pojawiają się wtedy, gdy oprócz zmiany swojego życia, zaczniemy rozwijać swoją duchowość.
Jak tylko wejdziemy na drogę rozwoju duchowego (duchowość chrześcijańska), Pan Bóg zacznie udzielać nam różnych łask, zazwyczaj duchowych lub mentalnych, pomagających nam coś lepiej (właściwiej) zrozumieć lub zrobić postępy w tym duchowym rozwoju.
Łaski duchowe dla kogoś zupełnie duchowo nierozwiniętego mogą wydawać się czymś mało atrakcyjnym i niewartym uwagi, bez większej wartości, ale to jest ten sam problem, co z dzieckiem czteroletnim, które nie rozumie, jaka jest wartość z nauczenia się czytać i pisać. Jemu bowiem wystarczy rysowanie szlaczków. Dopiero za kilka lat, gdy mentalnie będzie już bardziej rozwinięte, pozna właściwą wartość czytania i pisania. Zupełnie tak samo jest z duchowością i łaskami duchowymi. Docenić ich wartość może tylko ten, kto już jest na odpowiednim poziomie rozwoju.
Głównym celem pomagania nam przez Pana Boga jest nasz rozwój duchowy, który ustawi nas na odpowiednim miejscu w świecie (w Rzeczywistości), w odpowiedniej relacji z drugim człowiekiem i, przede wszystkim, w bliskości z Nim. W ten sposób swoją przyziemną, zwierzęcą naturę przemienimy w końcu w naturę duchową, coraz bardziej upodabniając się do Jego Syna, Jezusa Chrystusa. Łaski duchowe i mentalne dawane przez Pana Boga będą realizowały właśnie ten cel: krok po kroku będą prowadzić nas przez coraz większe zrozumienie i będą odmieniać nas, aby zrozumienie mogło przemienić się w czyn, bo wiara chrześcijańska nie jest ideologią do intelektualnego rozważania; jest filozofią życia do praktycznego zastosowania.
Doznania duchowe
Łaski duchowe i mentalne są wstępem do czegoś o wiele wspanialszego z ludzkiego, przyziemnego punktu widzenia. Kiedy zaczniemy rozwijać swoją duchowość i korzystać z łask dawanych nam przez Pana Boga zostajemy mentalnie przygotowani do tego, aby w Panu Bogu nie widzieć martwej, prawie mitycznej istoty opisanej w Biblii tak jak to było do tej pory, lecz Pan Bóg staje się dla nas coraz bardziej realną, żywą istotą. Na poziomie duchowym pragniemy tej istoty całym sobą. Nie tyle chcemy czytać w Biblii o Bogu, ile pragniemy Go bezpośrednio, duchowo doświadczać. Z tego mentalnego pragnienia i duchowego pożądania pojawiają się pierwsze doznania duchowe, które niestety są trudne do opisania. Jest to takie duchowe uniesienie, jakby się było pod wpływem narkotyku, z tym że po narkotyku to uczucie mija po kilku godzinach, a tu ten stan potrafi utrzymywać się przez wiele dni.
Duchowa radość
Doznania duchowe opisane w poprzednim punkcie, choć wspaniałe i ważne w naszym rozwoju, są tylko gestem Pana Boga doceniającym nasze staranie i zachętą do jeszcze większego zaangażowania. Z duchowego punktu widzenia są to tylko takie duchowe słodkości bardziej nas zachęcające niż rozwijające, ale to zrozumiemy dopiero potem, gdy będziemy na wyższym poziomie duchowego rozwoju.
Prawdziwą wartością, „korzyścią” jakby to uznał zwykły, nierozwinięty człowiek jest duchowa radość. Jest ona kwintesencją dotychczasowych doznań duchowych. Jest to taka delikatna radość, która nas przenika, tak jak taki delikatny, ciepły wiaterek, który stale wieje. Nie jest to poczucie humoru ani wesołkowatość, jest to taka radość bez powodu.
Moje rozumienie tego zjawiska jest następujące: Kiedy dusza znajduje się w bliskości z Bogiem, przenika ją radość. Ta radość spływa następnie w dół, przez świadomość aż do ciała fizycznego napełniając je w pełni od stóp do głowy i przez twarz zostaje wyemanowana na zewnątrz, dlatego po radosnym (ale stonowanym) wyglądzie twarzy można rozpoznać człowieka Boga.
Jako ciekawostkę wskażę, że ta delikatna radość jest niezależna od naszej woli i starań, jest także niezależna od naszej świadomości i psychiki, w związku z czym czasem mogę obserwować w sobie dwa skrajne uczucia jednocześnie: z psychiki płynie stan depresyjny, a z duszy cały czas płynie ta delikatna radość. Ode mnie tylko zależy, na którym z tych dwóch uczuć skupię uwagę. Wtedy to uczucie (wybieram zawsze radość od smutku) dominuje drugie. Tamto uczucie nie znika, ale jest zdominowane przez to, na którym skupiłem uwagę.
Miłość chrześcijańska
Miłość chrześcijańska opisywana w Piśmie świętym nie jest czymś wymyślonym lub aktem woli, do którego mamy dążyć w swym chrześcijańskim wzroście. Jest to jak najbardziej realne uczucie, które doświadczamy. Miłość chrześcijańską otrzymujemy od Pana Boga jako łaskę na średnio zaawansowanym poziomie rozwoju duchowego. W swoich przejawach miłość chrześcijańska jest zupełnie podobna do miłości między mężczyzną a kobietą, tylko że to, co w tej drugiej odczuwamy do jednej osoby, w miłości chrześcijańskiej odczuwamy do każdej osoby, dosłownie. To, co zdecydowanie różni obie miłości to przede wszystkim sfera seksualna i zawłaszczenie (jesteś tylko mój, a ja tylko twoja), które w miłości chrześcijańskiej nie występują. Reszta jest taka sama.
Mężczyzna kocha jedną kobietę, ona jest dla niego najważniejsza i za nią gotów jest oddać bez wahania życie. Chrześcijanin (obdarzony miłością chrześcijańską) kocha każdą osobę, każdy człowiek jest dla niego najważniejszy i bez wahania odda swe życie za każdą osobę, bez względu na to, czy ją zna, czy nie.
Jako ciekawostkę napiszę, że co prawda każda osoba jest dla mnie najważniejsza i każdą osobę kocham jednakową miłością jednak w danej chwili, w danym momencie najbardziej kocham tę osobę, z którą akurat w jakiś sposób wchodzę w relację, na przykład rozmawiając z kimś spotkanym na spacerze. W tym momencie to ta osoba jest dla mojej miłości najważniejsza. Wystarczy jednak, że się pożegnamy, a ja za chwilę wejdę w relację z inną osobą. Wtedy to ona będzie najważniejsza i ją będę kochał najmocniej. Tamtą, poprzednią osobę będę kochał już mniej, na równi z innymi ludźmi.
Miłość chrześcijańska jest kolejnym etapem naszego wzrastania duchowego, w którym radość duchowa opisywana w poprzednim punkcie jest zaledwie preludium do tej wartości, jaką daje miłość chrześcijańska. I ona spływa do nas od Boga z duszy będącej z Nim w bliskości.
Ktoś, kto choć raz kochał w swoim życiu, wie jaką wartością jest miłość. Świat wygląda zupełnie inaczej. Jeśli to uczucie doświadczamy stale i to do każdej osoby, można sobie wyobrazić jakie miejsce zajmuje w boskim planie względem nas. To, co determinowało działalność Pana Jezusa na naszym ziemskim padole, to nie była Jego boskość, ale właśnie miłość. Ta sama miłość w żywej wierze chrześcijańskiej przemienia teraz nas i teraz my gotowi jesteśmy do tych dzieł, które czynił Jezus, włącznie z oddaniem swego życia za drugiego człowieka.
Poza delikatnością i czułością względem drugiego człowieka, którą niestety mój rozum zazwyczaj blokuje, aby dostosować moje zachowanie do ogólnie przyjętych norm zachowania (jakby to wyglądało, gdybym przy spotkaniu obcej kobiety czule ją przywitał i pocałował w policzek? Mógłbym zostać oskarżony o molestowanie, dlatego rozum blokuje takie zapędy miłości), jedną z najważniejszych wartości dla nas, poza rozwojem duchowym, jest brak uczucia lęku. Pisze o tym także w Piśmie świętym, że „miłość usuwa lęk”. Kiedy się bowiem kocha, patrzy się na kogoś z miłością, wtedy się nie odczuwa lęku, co ta osoba złego może nam zrobić, zwłaszcza jeśli jest to wyimaginowane przez nasze stereotypy niż realne zagrożenie.
Miłość chrześcijańska w połączeniu z duchową radością nakładają na naszą wrodzoną naturę nakładkę w postaci natury chrześcijańskiej. Tak jak do tej pory nasze życie było spokojne i zrównoważone, tak teraz to uspokojenie (boski pokój) jest jeszcze bardziej daleko idące, wzbogacone ponadto barwami nie do opisania. To wszystko jednak jest zaledwie przedsmakiem do jeszcze większych wspaniałości, jakimi są doznania mistyczne.
Doznania mistyczne
Doznania mistyczne mogą pojawić się na każdym etapie naszego życia z woli bożej, kiedy Pan Bóg chce zrealizować swój plan lub na zaawansowanym poziomie rozwoju duchowego, kiedy człowiek całkowicie oddaje się pod kierownictwo Boga. Niewiele osób jednak chce oddać Bogu nie tylko całe swoje życie, ale także całego siebie, stąd też korzyści płynące z tego tylko zasygnalizujemy, że coś takiego jest. Tak zaangażowane relacje z Bogiem nie są tematem tej książki, dlatego też nie będziemy tych korzyści szczegółowo opisywać. Wystarczy jedno zdanie: wszystko jest możliwe. W takiej zażyłości Pan Bóg gotów jest czynić nawet cuda, coś, co obiektywnie jest niemożliwe, czego dowody znajdujemy bez liku w historii zwykłych ludzi, którzy za wstawiennictwem świętych i błogosławionych doznały cudownego uzdrowienia.
Jak zbliżyć się do Pana Boga — 5 pierwszych kroków
W życiu człowieka przychodzi czasem taki czas, że przypomina sobie o Bogu i pragnie wrócić do Niego (jeśli do tej pory był osobą niewierzącą) lub zbliżyć się bardziej niż dotychczas (jeśli jest osobą wierzącą). Intuicyjnie podejmuje pewne działania mające to umożliwić, ale wciąż dostrzega różnice w swojej wierze w porównaniu z tą Mocą, o której czyta w Piśmie Świętym. Zaczyna się więc zastanawiać, czy wszystko robi tak, jak trzeba i czy to, co czyta, aby na pewno jest prawdą. Śmiało możemy odpowiedzieć, że wszystko, co jest w Biblii napisane o mocy płynącej z wiary, jest prawdą, jednak by ją doświadczyć, musimy być w bliskości z Panem Bogiem.
W tym rozdziale przedstawiamy pięć pierwszych kroków, jakie należy wykonać, aby wstąpić na drogę żywej wiary, drogę prowadzącą do Pana Boga. Jest ona wspólna zarówno dla tych, którzy wierzą, ale chcą swoją wiarę pogłębić, jak i dla osób niewierzących, które chcą otworzyć się na wiarę chrześcijańską i na Pana Boga.
Krok 1: Wyrażenie swojej woli
Pan Bóg dał wszystkim istotom, jakie stworzył wolną wolę, aby istoty te nieprzymuszone odgórnie mogły Go poznać i pokochać. Mógł oczywiście stworzyć sobie istoty zaprogramowane, które machinalnie powtarzałyby: „kocham Cię…, kocham Cię…, kocham Cię…”, ale — jak się zastanowimy — wiemy po sobie, że my sami nie chcielibyśmy nikogo takiego dla siebie. Chcielibyśmy, aby druga osoba sama od siebie, z głębi swego serca wyznawała nam miłość. Z Panem Bogiem jest dokładnie tak samo. Dał nam wolną wolę, abyśmy mogli Go pokochać dobrowolnie, szczerze i prawdziwie.
Choć Pan Bóg stale jest przy nas (nawet gdy w Niego nie wierzymy), niewiele może zrobić, abyśmy Go zapragnęli, bo musiałby zaingerować w naszą wolną wolę, a nie po to ją nam dawał, aby teraz w nią ingerować. Pozostaje Mu tylko czekać, aż człowiek przypomni sobie o Nim.
Chcąc poszerzyć swoje życie o wiarę chrześcijańską lub zbliżyć się do Pana Boga, pierwsze co powinniśmy zrobić to wyrazić swoją wolę, najlepiej na głos, że chcemy, aby Pan Bóg był dla nas ważny i chcemy, aby angażował się w nasze życie. Pamiętajmy, że zawsze to my — jako posiadacze wolnej woli — musimy w stosunku do Pana Boga uczynić pierwszy krok. Pan Bóg może tylko na tę wolę odpowiedzieć, dlatego cierpliwie czeka, oczekując naszej zgody.
Wypowiedzenie swojej woli należy traktować jako początek drogi do Pana Boga, ale jeśli nie chcemy być tylko bożą owieczką, lecz chcemy, aby Pan Bóg aktywnie brał udział w naszym życiu, warto złożyć jeszcze przy tym swoje oczekiwanie co do Pana Boga.
Ja na przykład (gdy wracałem do Pana Boga) wyraziłem swoje oczekiwanie, że nie chcę martwego boga, który gdzieś tam wisi sobie na ścianie w postaci krzyżyka lub w milczeniu przypatruje się z Nieba na moje życie. Skoro Pan Bóg jest bogiem żywym i prawdziwym (jak czytamy w Piśmie Świętym) to chcę, aby mój bóg brał aktywny udział w moim życiu, i skoro chce, abyśmy nazywali Go Ojcem, to też niech się zachowuje jak ojciec i będzie blisko mnie. Tak też się stało.
Czy możemy w ten sposób podchodzić do Pana Boga i wiary chrześcijańskiej? Jak najbardziej tak, dlatego że żywa wiara chrześcijańska jest relacją Ojca z dzieckiem, gdzie bliskość emocjonalna, mentalna i duchowa jest podstawą wiary. Święty Jan od Krzyża pisze: „Tyle od Boga otrzymujemy, ile się od Niego spodziewamy…”, na co nie trudno znaleźć potwierdzenie w Piśmie Świętym.
Pan Bóg chce nam dużo dawać i chce być z nami w dużej bliskości, ale to tylko od nas zależy, ile z tego przyjmiemy. Po pierwsze, jeśli niewiele będziemy od Pana Boga oczekiwali, niewiele będziemy się spodziewać po wejściu na drogę wiary, to też i niewiele otrzymamy, a nasza wiara będzie martwa.
Po drugie, jeśli nawet będziemy oczekiwać więcej, ale nie do końca będziemy wierzyli, że to otrzymamy, to także niewiele otrzymamy. Wyobraźmy sobie nasze dziecko, które z jednej strony chce coś od nas dostać, ale zaraz z drugiej strony powątpiewa w naszą miłość lub że mu to damy. Czy takie nastawienie pozytywnie nas nastraja? Bardziej nas rani i sprawia, że nie dajemy tyle, ile moglibyśmy dawać. Jednak, gdy dziecko jest grzeczne i samo od siebie rzuca się w nasze ramiona, mówiąc, że nas kocha, to przecież z tej miłości do niego — gdybyśmy tylko mogli — nieba byśmy mu uchylili. Z Panem Bogiem jest tak samo. Powątpiewanie w Jego miłość, miłosierdzie czy dobrą wolę nie przybliży Go do nas, wręcz przeciwnie: odsunie, a nawet może rozgniewać.
Krok 2: Modlitwa
Modlitwa jest chyba pierwszym pomysłem, jaki przychodzi nam do głowy po podjęciu decyzji o zaangażowaniu się w swoją wiarę. Najbardziej klasyczną i podstawową modlitwą jest „Modlitwa Pańska” zwana popularnie modlitwą „Ojcze nasz”. Jest ona na początek wystarczającą modlitwą, ponieważ zawiera wszystkie najważniejsze elementy, jakie powinniśmy wyartykułować. W miarę potrzeby i rozwoju duchowego można potem stosować inne, dodatkowe modlitwy, które znajdziemy w kolejnych rozdziałach.
Krok 3: Pragnienie i myślenie o Bogu
Myślenie o Bogu tylko na czas modlitwy w żaden sposób nie ożywi naszej wiary i nie zbliży nas do Niego. Trudno nawiązać bliską więź z osobą, o której się często nie myśli i nie pragnie jej. Modlitwa jest tylko pewnym ukoronowaniem zaangażowania swoich myśli i uczuć w rozwijanie bliskości z Bogiem. Powinniśmy częściej o Nim myśleć i pragnąć Go, bo tam, gdzie skupiają się nasze myśli i uczucia, tam też płynie nasza Moc.
Krok 4: Czytanie Pisma Świętego
Skoro już podjęliśmy decyzję o zbliżeniu się do Pana Boga, to naturalną tego konsekwencją powinna być chęć lepszego poznania wiary chrześcijańskiej i samego Boga. Pierwszym miejscem, gdzie uzyskamy odpowiednią wiedzę, jest Pismo Święte. Zalecamy także czytanie pism osób błogosławionych i świętych oraz przekazów z Nieba, bo świetnie one rozświetlają zawiłości wiary chrześcijańskiej i często tłumaczą — jak to się mówi — z polskiego na nasze, jak żywa wiara powinna wyglądać. Nie da się zbliżyć do Pana Boga, nie poznając Go. To tak, jakby jeździć samochodem bez znajomości kodeksu drogowego, owszem można, ale prędzej czy później spowodujemy kolizję, bo zachowaliśmy się nie tak, jak powinniśmy.
Krok 5: Oczyszczenie swojego życia
Czytając Pismo Święte, dowiemy się, jacy powinniśmy być, aby Pan Bóg nas uznał. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż Pismo Święte to nie tylko księgi religijne mówiące o Bogu, ale także świetny poradnik życiowy, nawet dla osób niewierzących. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w Boga, ale będzie stosował się do tych rad i oczekiwań, jakie zawarte są w Piśmie Świętym (księgi mądrościowe Starego Testamentu i cały Nowy Testament), to jego życie poprawi się, bo jest to wiedza pokoleń na temat tego, jak żyć, aby było dobrze. Dopiero teraz, jeśli ktoś zechce wpuścić Boga do swego życia, to jego życie jeszcze bardziej się polepszy i nabierze barw, o których ludzie niewierzący często mogą sobie tylko pomarzyć. Wystarczy na nich spojrzeć: złość, frustracja, agresja, nienawiść, napięcie… Życie zgodnie z nakazami Pana Boga zawartymi w wierze chrześcijańskiej uwalnia nas od takich rzeczy.
Ten piąty z podstawowych kroków, jaki musimy wykonać, jest jednym z najważniejszych w tym pierwszym etapie, ponieważ od niego dużo będzie zależeć. Po naszych deklaracjach, modlitwach i czytaniu Pisma Świętego Pan Bóg nie zawsze od razu nas przyjmie i nie od razu zaangażuje się w nasze życie. Będzie to zależało od naszego „poziomu startowego”. Dobrze to zrozumiemy, przywołując słowa Boga: „Jestem po trzykroć święty i brzydzę się nawet najmniejszym grzechem”. Chcąc więc, aby Pan Bóg zwrócił na nas swoją uwagę, musimy pozbyć się z siebie i swojego życia wszystko to, co razi Pana Boga. Pismo Święte pomoże nam poznać te niewłaściwe elementy.
Powyższy warunek łatwo zrozumiemy, przywołując obrazowy przykład: Wyobraźmy sobie, że właśnie wyszliśmy z kąpieli (a więc jesteśmy czyści i pachnący), a tu wyciąga do nas ręce, aby się przytulić jakaś brudna i śmierdząca osoba, która dopiero co skończyła czyścić szambo. Nawet jeśli będzie ona rzewnie wyznawała nam miłość, my z lekkim niesmakiem, odsuwając się od niej, powiemy jej: „Idź się najpierw wykąp…”
Podobnie można wyobrazić sobie nas na tym pierwszym etapie zbliżania się do Pana Boga, dlatego tak ważne jest, aby wraz z przyjęciem Boga zmieniać swoje życie i oczyszczać się z tzw. grzechu. O co dokładnie chodzi z tym oczyszczaniem i doskonaleniem zrozumiemy, przytaczając słowa św. Faustyny. Pisze ona mianowicie tak: „Pan Bóg o tyle nas uzna i przyjmie, o ile będzie widział w nas podobieństwo do swego Syna, Jezusa Chrystusa…”.
Na koniec zaznaczmy, iż zawsze warto zmieniać swoje życie, nawet te bez Boga, bo zawsze jest w naszym życiu coś, co możemy zmienić, poprawić, coś, co wyjdzie nam na korzyść. Zainteresowanych tą tematyką odsyłamy do naszej książki pt. „Jak zmienić swoje życie. Poradnik Praktyka”.
Budować w sobie twierdzę duchową czy świątynię?
W duchowości chrześcijańskiej spotykamy się z różnymi poradami, w jaki sposób budować swoją wiarę i jak bronić się przed wpływem Złego. Najczęściej mówi się o budowaniu w sobie albo twierdzy duchowej (św. Teresa) albo świątyni bożej.
W rozdziale tym podajemy ogólny zarys wznoszenia budowli powstałej z połączenia obu wspomnianych wcześniej koncepcji. Będzie to świątynia boża okalająca twierdzę duchową. Szczegóły wykonawcze do tej koncepcji znajdują się w kolejnych naszych artykułach i książkach z zakresu żywej wiary chrześcijańskiej i duchowości.
Twierdza duchowa i świątynia boża
Odpowiedź na pytanie, dlaczego musimy budować w sobie twierdzę duchową, jest chyba oczywista: aby chronić się przed negatywnym wpływem ze strony szatana i jego demonów. Najważniejszym celem szatana wcale nie jest opętanie człowieka, tylko zerwanie więzi człowieka z Bogiem. Realizuje to w różny sposób, między innymi przez pokusy i nakłanianie do złego. W ten sposób sprawia, że albo my odsuwamy się od Pana Boga, albo Pan Bóg, rozgniewany lub zniesmaczony, odsuwa się od nas, wstrzymując swoją łaskę. W jednym i drugim przypadku szatański cel zostanie osiągnięty: bez łaski bożej i bez naszej bliskości z Nim, bez naszego zaangażowania, nie stanowimy dla niego zagrożenia; weszliśmy ponadto na szeroką drogę prowadzącą ku przepaści. Jak bydło na rzeź będziemy dalej prowadzeni na szatańskim postronku, a koniec nasz będzie marny.
Zbudowanie w sobie twierdzy daje nam pewność, że nie ulegniemy Złu, bo zło nie będzie miało do nas dostępu. Będzie odbijało się od grubych ścian twierdzy. Będzie krążyło wokół nas jak wściekły lew, lecz wstępu do nas nie znajdzie.
Równolegle z budowaniem twierdzy rozpoczynamy budować w sobie świątynię bożą, chociaż z początku to, co uda się nam wznieść, będzie rozburzane przez naszą słabość i grzeszność, ale trzeba próbować. Zawsze coś z tego, co zbudowaliśmy, pozostanie. Szatan będzie robił wszystko, aby nie dopuścić do zbudowania tej świątyni, będzie nas zwodził, próbował doprowadzić do grzechu, bo to wszystko odsuwa nas od Boga, a tym samym burzy świątynię.
Gdy te najprostsze środki nie poskutkują, szatan sięgnie po inne: będzie nas zniechęcał, zastraszał, a nawet może objawić się nam pod postacią anioła i w ten sposób wpuścić w nasz umysł jad pychy, jacy to my nie jesteśmy święci, skoro doświadczamy objawień, a jak wiemy, nic tak nie razi Pana Boga, jak pycha człowieka. I w ten sposób cel szatański zostanie osiągnięty. Podsuwając nam kolejne „dary” duchowe, sprawi, że wpadniemy w błędną naukę, a Pan Bóg nie będzie już w centrum naszej uwagi.
Trudno budować w sobie świątynię bez mocnego i trwałego fundamentu, jakim jest zbudowanie wpierw twierdzy duchowej. Tylko mocny fundament uchroni naszą świątynię przed burzami i wichrami, jakimi są działania szatana skierowane przeciwko nam.
W dalszej części rozdziału przedstawiamy poszczególne etapy budowania twierdzy duchowej i świątyni bożej, wskazując na ważne aspekty w budowaniu bliskości z Panem Bogiem, bo temu to wszystko służy: stać się żywą świątynią Boga, w której w sposób bezpośredni będziemy mogli Go wielbić i doświadczać Miłości.
Jak zbudować w sobie twierdzę duchową?
Aby zbudować trwałą i mocną twierdzę, musimy wiedzieć, z jakimi zagrożeniami przyjdzie się nam zmierzyć w drodze do Pana Boga. Zwykły człowiek większości z tych rzeczy nie będzie doświadczał, bo takiemu wystarczy, jak szatan da do ręki piwo, posadzi w fotelu przed telewizorem lub podsunie mu smartfona, aby przez cały dzień przeglądał sobie media społecznościowe. Tacy nie będą się angażować w bliskość z Bogiem i nie będą czerpać z tego łask potrzebnych do zrobienia w życiu coś dobrego dla siebie i innych. Są wyłączeni z prawdziwego życia. My jednak chcemy praktykować żywą wiarę, chcemy się zaangażować, chcemy ponieść trud dla chwały Pana. To spotka się z reakcją szatana, który w różny sposób będzie próbował nam przeszkodzić lub odwieść od tego zamierzenia, dlatego musimy zbudować w sobie twierdzę duchową jako istotną część naszego rozwoju duchowego, aby niweczyć podstępy szatana.
Wskażemy teraz na ogólne sposoby działania szatańskiego i jak tę wiedzę wykorzystać przy budowaniu naszej twierdzy.
1. Emocje i uczucia — podstawowe narzędzie w rękach szatana
Budowę swojej twierdzy musimy rozpocząć od postawienia ściany frontowej, czyli panowanie nad emocjami i uczuciami, bo z tego kierunku płynie najwięcej szatańskich ataków z tej prostej przyczyny, że szatanowi bardzo łatwo rozgrywać nas właśnie wzbudzając w nas negatywne uczucia i emocje. Złość, agresja, zazdrość, nienawiść, zawziętość, hardość i wiele, wiele innych. To wszystko z jednej strony podtrzymuje nas w trwaniu w złym, a z drugiej strony odsuwa od nas Boga, który — jako najwyższa czystość — nie widzi z nami wiele wspólnego.
Językiem Boga jest miłość, a negatywne emocje czy uczucia nie mają nic wspólnego z miłością, stąd też Pan Bóg odsuwa się od nas, nie znajdując z nami wspólnego języka. O to właśnie chodzi szatanowi: odsunąć człowieka od Boga, aby nie mógł skorzystać z przygotowanych dla niego łask.
W jaki jeszcze sposób szatan może wykorzystać emocje i uczucia przeciwko nam? Pomijając skrajne przypadki, w których pod wpływem gniewu możemy kogoś pobić lub nawet zabić, wskażemy na inną grupę możliwych działań opisywaną już w naszej książce pt. „Jak uwolnić się z psychicznego bagna”.
Aby wyłączyć nas ze wszelkiego działania, wystarczy pobudzić negatywne wspomnienia, które czasem, przy słabej psychice, wręcz rozwalają nas, zamykają w negatywnych emocjach i reakcjach organizmu. Taka osoba nie zaangażuje się ani w swoje życie, ani w żywą wiarę, bo negatywne wspomnienia zbyt mocno ją oplotły. Taka osoba nie ma siły żyć, a co dopiero podjąć jakieś działanie.
Pobudzając negatywne emocje i uczucia, niewielkim wysiłkiem szatan szkodzi nam, niszcząc nasze życie, nas samych i naszą bliskość z Bogiem. Niewiele w żywej wierze chrześcijańskiej osiągniemy, jeśli będziemy dawali się szatanowi w ten sposób rozgrywać. Zapanowanie nad swoimi emocjami i uczuciami to podstawowe zadanie nie tylko w rozwoju duchowości chrześcijańskiej, ale także w każdym innym rozwoju duchowym, nawet świeckim.
Stawiając mocną ścianę przeciwko emocjom i uczuciom, wykonujemy duży krok naprzód w budowaniu naszej bliskości z Bogiem, wytrącamy szatanowi z rąk jego ulubione narzędzie pracy. Nie czas jednak, aby się z tego cieszyć, gdyż jedna ściana twierdzy nie ochroni na przed szatanem. Szybko bowiem szatan ominie naszą ścianę i zaatakuje nie od frontowej strony tylko z boku. W ten sposób przechodzimy do kolejnego etapu budowy twierdzy.
2. Pokusa, czyli brak posłuszeństwa wobec Boga
Naszej twierdzy, poza ścianą frontową (panowanie nad emocjami i uczuciami), potrzeba kolejnej ściany, ściany postawionej przeciwko pokusom i szkodliwego działania naszego ego.
Pokusa to nic innego jak szatańska podpowiedź, że to, co chcemy zrobić, to nic złego, że to jest przyjemne i dobre dla nas, że to takie normalne, wręcz naturalne, bo tak w końcu zostaliśmy stworzeni. Dlaczego mamy robić coś przeciwko sobie lub swojej naturze? Nie każdy w tym miejscu dostrzeże informację napisaną drobnym drukiem, że to, co chcemy zrobić, jest przez Pana Boga zakazane. Na tym to polega: przekonać nas, że to nic złego, takie normalne i w ten sposób doprowadzić do grzechu, a tym samym sprawić, że Pan Bóg się zdenerwuje na nas lub zniesmaczy, co zawsze wpłynie na wstrzymanie przez Niego łaski i spowolni naszą drogę do Boga.
Ulegając pokusie, czyniąc coś, co Pan Bóg zakazuje lub co Mu się nie podoba, wypowiadamy Bogu w ten sposób posłuszeństwo, bez względu na to, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie. Jest to bardzo szkodliwe dla naszej bliskości z Bogiem, ponieważ w tym momencie przypominamy Lucyfera, który swego czasu także wypowiedział Bogu posłuszeństwo. Trudno Bogu w takich warunkach budować z nami bliskość.
Nie tylko pokusę z tej strony szatańskiej działalności doświadczymy. Kolejnym narzędziem, równie często przez szatana wykorzystywanym jest nasze ego, miłość własna.
Jak wiemy, żywa wiara chrześcijańska przenosi uwagę z naszego dobra na dobro innych. To wymaga zaparcia się siebie, aby strącić z piedestału swoje dobro, myślenie przede wszystkim o sobie. Szatan o tym wie, że jeśli zapomnimy o swoim dobru, wtedy, w połączeniu z bożą łaską, będziemy w stanie czynić wielkie rzeczy dla chwały bożej, łącznie z wyrywaniem z jego szponów dusz grzeszników. Podsycanie w nas miłości własnej, myślenia o sobie (np. „co mnie inni obchodzą, każdy dba o siebie…”) to kolejny obszar rozgrywania nas wykorzystywany przez szatana.
Miłość własna z miłością chrześcijańską nie idą w parze. Dobrze chociaż, że przy naszym zaangażowaniu i łasce od Boga, miłość chrześcijańska powoli wypiera miłość własną, jako doskonalsza, ale musimy mieć świadomość naszego rozgrywania miłością własną i musimy przeciwstawiać się temu. Na tym też między innymi polega zaparcie się siebie, o którym mówi Pan Jezus.
3. Wiedza i zaangażowanie w żywej wierze chrześcijańskiej
Kontrolując swoje uczucia i emocje oraz wyrzekając się miłości własnej, mocno ograniczamy negatywny wpływ szatana na nasze życie, wiarę i bliskość z Panem Bogiem. Pamiętajmy jednak, że jak dotąd mamy postawione w naszej twierdzy zaledwie dwie ściany. To w niczym nas nie ochroni, bo szatan szybko znajdzie do nas dojście z innej strony. Stawiamy zatem kolejną ścianę naszej twierdzy przeciwko zasadzkom szatana. Będzie to wiedza i zaangażowanie.
Trudno uniknąć wpływu zła i szatańskich zasadzek, zwłaszcza na bardziej zaawansowanej drodze do Pana Boga, nie mając wiedzy o sposobach działania szatana, możliwych zagrożeniach i sposobach obrony przed nimi, a czasem te szatańskie działania (fizyczne lub duchowe) są bardzo subtelne, czasem wręcz pod pozorem dobra. Bez odpowiedniej wiedzy trudno będzie się nam obronić.
Jeśli dostąpimy wspomnianych wcześniej objawień, to dobrze czy źle? A jeśli otrzymamy dar kontaktowania się z duszami zmarłych? To dobrze? Możemy przecież w ten sposób pomagać innym, na przykład rodzinom w żałobie, które nie zdążyły się ze zmarłym pożegnać. A jeśli tym darem będzie odczytywanie przyszłości? Ile dobrego możemy zrobić, ostrzegając innych przed złem… Skoro otrzymaliśmy dar to po to, aby z niego korzystać, aby służył dla dobra innych…
Czy jesteś jednak pewny, że te dary pochodzą od Boga? A może w ogóle nie zastanawiałeś się, od kogo ten dar pochodzi? A może zaślepiła cię radość, a może miłość, a może pycha, a może po prostu brak ci odpowiedniej wiedzy? W artykule pt. „Rozmowa z duszami zmarłych, jako podstęp szatana” na naszym blogu przeczytasz na przykład o tym, dlaczego dar kontaktowania się z duszami zmarłych nie jest darem pochodzącym od Boga. Po lekturze tego artykułu lepiej zrozumiesz, jak bardzo trzeba uważać, a to, co objawia się jako dobre, nie zawsze z dobrem ma coś wspólnego. Bez wiedzy religijnej i duchowej zawsze padniesz ofiarą bardziej przebiegłego i podstępnego od ciebie Zła.
Jadłeś w dzieciństwie żółty śnieg podany ci przez kolegę jako inną odmianę śniegu? Gdybyś miał wiedzę, dlaczego ten śnieg jest żółty, nie stałbyś się pośmiewiskiem innych. Wiedza chroni nas przed błędami, dlatego w żywej wierze chrześcijańskiej jest ona równie ważna, jak miłość.
Drugim aspektem posiadania wiedzy potrzebnej w wierze chrześcijańskiej jest po prostu lepsza znajomość Pana Boga i tego, co od nas oczekuje. Po przykładzie z kontaktowaniem się z duszami zmarłych wiemy, że nie każdy dar jest dobry, bo jeśli korzystamy z niego w obszarze zakazanym przez Pana Boga, podlegamy grzechowi i gniewowi z Jego strony, i tak, zamiast zbliżać się do Boga będziemy się od Niego oddalać, nawet o tym nie wiedząc.
Myli się ten, kto myśli, że wystarczy tylko przestrzegać dziesięć przykazań. Na pewno w żywej wierze chrześcijańskiej to nie wystarczy, gdyż w Piśmie świętym odnajdujemy wiele innych nakazów i zakazów, a nawet przekleństw ze strony Pana Boga. Trudno właściwie postępować nie znając tego wszystkiego. Tę niewiedzę wykorzystuje właśnie szatan, obdarzając nas różnymi takimi „darami”. Na tym w końcu polega zasadzka, którą szatan z lubością wykorzystuje.
Wiedza przydaje się także do poznania natury samego Boga: jaki jest, co jest dla Niego ważne i na co zwraca uwagę… Trudno budować bliskość z kimś, kogo się tak naprawdę nie zna. Zawsze pojawią się problemy wynikające z nieznajomości i z niezrozumienia, a to będzie wpływało na wolniejsze tempo naszego postępowania w drodze do Pana Boga i mniejsze łaski, które są nam potrzebne do chrześcijańskiego wzrastania i działania.
Skąd tę całą wiedzę religijną, duchową i wiedzę o Bogu czerpać? W pierwszym rzędzie oczywiście z Pisma świętego, ale nie tylko. Nieocenioną pomocą w lepszym poznaniu Boga i żywej wiary są pisma i dzienniki (a także przekazy z Nieba) mistyków chrześcijańskich, błogosławionych i świętych, bo tam tę wiedzę mamy podaną niejako na tacy, bardzo często wręcz z pierwszej ręki, czyli od słów samego Pana Boga czy Pana Jezusa. Książki z zakresu duchowości chrześcijańskiej są także bardzo polecane.
Innym aspektem wiedzy jest jej kontemplacja. Nie wystarczy tylko tę wiedzę przeczytać, aby uzyskać poznanie. Trzeba także tę wiedzę dobrze zrozumieć i połączyć z pozostałą wiedzą, aby pojawił się pełny obraz boskiej rzeczywistości.
Zaangażowanie w żywej wierze chrześcijańskiej
Nie wspominaliśmy jeszcze nic o zaangażowaniu. To, oprócz zdobywania wiedzy równie ważny punkt oporu przeciw szatanowi. Pan Bóg lubi, kiedy się Go usilnie szuka i zabiega o Niego. Lubi także osoby, które przeciwstawiają się miłości własnej i dla dobra innych, na Jego chwałę, gotowi są do poświęceń. Takie osoby szczególnie obsypuje łaskami, aby mogły zrobić jeszcze więcej.
To w końcu szatan zniechęca się do takich osób, choć nigdy nie zaprzestanie takiej osobie szkodzić w myśl zasady „zmieni to coś czy nie, kopnąć zawsze można”.
Zaangażowanie i twórcza praca na rzecz Boga łączy ręce człowieka z łaską Boga w team, którego żadna siła nie jest w stanie zatrzymać, choć przeszkody ze strony Zła będą się pojawiać. Naszym zadaniem nie jest robić wielkie rzeczy, ale oddać się całkowicie pod prowadzenie Pana Boga, a jeśli On zechce wykorzystać nas jako swoje narzędzie, wtedy poczytujemy to za wielką łaskę z Jego strony, że mogliśmy się na coś przydać. Zawsze współpracujmy z łaską Boga, nigdy sami, takie jest oczekiwanie Pana Boga.
4. Zniechęcanie i zastraszanie jako wyższa forma działania szatańskiego
Szatan i jego demony jak każde zło (także wśród ludzi) nie lubi się wysilać, dlatego jego głównym obszarem działania są obszary związane z naszą naturą: emocjonalnością, seksualnością, miłością własną, niewiedzą i brakiem zaangażowania, czyli to wszystko, o czym do tej pory pisaliśmy. Są to obszary, w których bez większego wysiłku można nam zaszkodzić, wystarczy tylko lekko szarpnąć strunę, aby zło wybrzmiało w naszym chrześcijańskim życiu.
Inna rzecz ma się z osobami, które znając tę naszą słabą stronę i wynikające z tego zagrożenia podjęły trud pracy nad sobą i zbudowały w swoim wnętrzu twierdzę, która chroni ich przed atakami i podstępami zła. Pamiętajmy jednak, że nasza twierdza jak do tej pory ma tylko trzy ściany. Bez problemu szatan ominie je i zaatakuje nas z zupełnie innej strony. Tą stroną będą działania mniej oczywiste, ale równie skuteczne, jak doprowadzanie nas do grzechu.
Kiedy już w swoim zaangażowaniu lub determinacji przemy do przodu jak strzała, pierwsze, z czym możemy się spotkać jako kontr działanie szatana to wzbudzanie w nas zniechęcenia, wątpliwości czy to wszystko, co robimy, ma sens, zwłaszcza jeśli nie mamy widomych efektów naszego działania, a tym bardziej, jeśli zamiast dobra w zamian doświadczamy z otoczenia zło. Szatan jest mistrzem w sianiu w naszym umyśle tego typu myśli i odczuć oraz w nakłanianiu nas do tego, aby sobie odpuścić.
Na wojnie wcale nie trzeba koniecznie zabijać żołnierzy przeciwnika. Wystarczy sprawić, aby nie chcieli walczyć. Najważniejsze jest przecież tylko osiągnięcie celu. Wiele twierdz w ten właśnie sposób było w historii świata zdobytych, chociażby zamek krzyżacki w Malborku. Po co walczyć skoro można swój cel osiągnąć perswazją?
Szatan tę taktykę stosuje także wobec nas. Skoro nie udało mu się nas do tej pory odsunąć od Boga, a my przeszliśmy do działania, będzie próbował nas na różne sposoby zatrzymać, zniechęcić do dalszego działania. Budując swoją twierdzę przeciw szatanowi, musimy mieć tego świadomość i w swojej twierdzy postawić kolejną ścianę (tym razem tylną). Nie dajmy się i w ten sposób rozgrywać.
Z opisywanych tu działań zniechęcanie nas jest najbardziej powszechne, najczęściej wykorzystywane, bo działać szatanowi Pan Bóg może zabronić, ale mówić nie. Stąd też nieustannie, na różnym poziomie naszego rozwoju i drogi do Pana Boga szatan wypowiada swoje przebiegłe słowa zniechęcenia, że: „to wszystko nie ma sensu”, „a nawet nie wiem, czy Bóg na pewno istnieje”, „a po co się starać i tak nikt tego nie doceni…” itp. To osłabia nasze zaangażowanie i spowalnia w działaniu.
Może szatan wytworzyć także zniechęcenie lub żal do Boga, że „tyle się staram i nic z tego nie mam”. Popadając w apatię, jesteśmy jak porzucony czołg: niby groźny, ale obecnie nieszkodliwy. Cel szatański został osiągnięty.
Drugą próbą zatrzymania nas w drodze do Boga jest uczucie rozczarowania: „Tyle się starałem i robiłem, a wciąż spotyka mnie w życiu coś złego”. Niektórzy dodają do tego: „Mam gdzieś takiego Boga! Zamiast mi pomagać i chronić mnie, nic nie robi!”. Jeśli pozwolimy się w ten sposób rozgrywać, już przegraliśmy, bo taka postawa odsunie od nas Boga i zacznie się nasz powolny (czasem szybki) upadek i odstąpienie od Boga. Przy zaawansowanej drodze do Boga cierpliwość i wytrwałość wbrew wszystkiemu, co nas spotyka, jest obowiązkowa.
Jeśli nie uda się nas zniechęcić ani rozczarować „takim Bogiem” wtedy szatan będzie próbował nas przestraszyć. Początkowo w nocy, gdy będziemy spali lub podczas śnienia. Może się nam wtedy pokazać we śnie któryś z jego demonów. Spotkanie takie jest przerażające, a tym różni się od koszmaru sennego, że poziom przerażenia jest dużo większy oraz tym, że człowiek przelękniony z miejsca ucieka w modlitwę do Pana Boga czy Matki Bożej intuicyjnie czując, że tylko u Boga jest jedyny ratunek.
W przypadku osób jeszcze bardziej zaawansowanych, aspirujących do świętości szatan może pod różną postacią zamanifestować się fizycznie (także na jawie), uciekając się do przemocy fizycznej (pobicia św. ojca Pio) lub zastraszania (wściekłe psy u św. Faustyny).
W każdym takim przypadku przydaje się wiedza, jak postąpić, względnie bezgraniczna ufność i miłość do Boga, która podsunie nam myśl, jak mamy się zachować. Nie należy się zrażać czy zniechęcać takim stanem rzeczy, bo na to właśnie liczy szatan: nie próbujcie nawet, bo źle się to dla was skończy. Trzeba pamiętać o tym, że bez pozwolenia Pana Boga szatan nic nam nie zrobi. Gdyby tylko mógł, już dawno by to zrobił, bo tak nas nienawidzi. Dlatego może nas tylko próbować zastraszyć.
Jak w takich warunkach zbudować odporną ścianę naszej duchowej twierdzy? Choćby tak jak św. Faustyna: miłością i bliskością z Bogiem, bezgraniczną ufnością i pełnym oddaniem Bogu, no i niewzruszonym spokojem. Pisze o tym w swoim dzienniku, że w trakcie pisania szatan za jej plecami roztrzaskuje parawan, ale „ja sobie nic z tego nie robię, a ten mój spokój doprowadza go do wściekłości…”
To są już zaawansowane doświadczenia, niewiele osób do tego poziomu dochodzi, ale warto o tym pamiętać, że coś takiego lub podobnego może się zdarzyć, a najlepszą obroną jest oddanie się Bogu i niewzruszony spokój. To my dajemy szatanowi siłę do walki z nami. Jeśli pozwolimy, aby strach przejął nad nami kontrolę, przegraliśmy. Jedyna nasza nadzieja powinna być w Bogu, całkowite poddanie się Jego woli, nawet jeśli ma to się źle dla nas skończyć. Za to otrzymamy chwałę.
5. Fałszywa mistyka jako podstęp szatana
Kiedy szatanowi nie uda się przebić przez żadną ze ścian, jaką w swojej twierdzy duchowej zbudowaliśmy, spróbuje czegoś bardziej wyrafinowanego i przebiegłego, w myśl zasady „jak nie oknem, to kominem”. Zbudowaliśmy co prawda cztery ściany naszej twierdzy, ale szatan może nas jeszcze zaatakować z góry (dosłownie). Musimy naszą twierdzę zaopatrzyć w solidny dach.
Przychodzi taki moment w rozwoju religijnym, że wydaje się nam, że wszystko jest na dobrej drodze: nie grzeszymy, nie ulegamy złu, omijamy zasadzki i podstępy szatana, a swoim działaniem zaskarbiliśmy łaskę Boga. Jesteśmy na dobrej drodze do świętości. Jak jest to złudne, wielu już się przekonało.
Jeśli szatanowi nie udało się nas do tej pory zwieść, a my jesteśmy już za mocni, aby nas odwieść od Boga w tak prosty sposób, jak pokusy czy grzech, wtedy rzutem na taśmę szatan chce nas pokonać naszą własną bronią, czyli wiarą.
Podstawową strategią w tym obszarze szatańskiego działania są objawienia podsuwane takiemu człowiekowi. Mogą mieć one charakter czysto duchowy (głosy, widzenia, „dary”) lub fizyczny (objawienia, moc sprawcza). To wszystko może dać także Bóg, dlatego z początku trudno rozeznać z czyim działaniem mamy do czynienia. Święty Jan od Krzyża zaleca natychmiastowe odrzucenie takich objawień i nie oczekiwanie ich, bez rozstrzygania jakiej są natury, a jeżeli już, to należy je bezwzględnie przedstawić swojemu kierownikowi duchowemu lub spowiednikowi. Samodzielnie nie należy ich przyjmować jako od Boga.
Doświadczając nas takimi „darami”, szatan oczywiście ma w tym swój cel, a jest nim odsunięcie nas (mimo wszystko) od Boga, a sposobów na to jest wiele. Najbardziej powszechne to próba wbicia człowieka w pychę, jaki to on jest niezwykły, wręcz święty, że nawet Bóg mu się objawia. W ten sposób robak pychy zacznie toczyć człowieka, wzbudzając w nim kolejne myśli o swojej wyjątkowości, a może nawet do uznania Pana Boga czy Ducha Świętego za swego kumpla. Na forach internetowych poświęconych duchowości można spotkać czasem takie osoby.