Prolog 👍
Witajcie drodzy zainteresowani czytelnicy!
Cieszę, się że chcecie odbyć tą interesującą, ale zarazem trudną podróż. To wiele dla mnie i mojego serca znaczy. Mam nadzieję, iż spróbujecie zrozumieć sens tej książki i temat doświadczeń o różnym nasileniu, traum oraz nauki zdobytej po spotkaniach z ludźmi. Wierzę, że kiedyś te aspekty nie będą już tematami tabu. Na pewno spotkam się z komentarzami odnośnie tego, że chcę się wybić na moich zdarzeniach z życia i udaję ofiarę. Otóż mój drogi czytelniku nic bardziej mylnego. Owszem im większa sprzedaż tym większy zysk. Natomiast słowo zysk ma inne znaczenie dla mnie. Moim marzeniem jest, aby ta historia trafiła do jak największej ilości czytelników, ale głównie tych, którzy podążają drogą z rzucanymi podobnymi kłodami pod nogi. Mam pragnienie, żeby tacy ludzie mniej się bali i zobaczyli, że nie są gorsi od innych. Jeśli borykasz się z problemami, leczysz się psychiatrycznie, jesteś niezrozumiany przez społeczeństwo, nawet to najbliższe to dobrze trafiłeś! Kochany\kochana jestem tu dla Ciebie! Ja rozumiem, słucham, a przede wszystkim mówię też w Waszym imieniu.
To co moi mili? Trzymajcie się mocno i pozwólcie sobie zagłębić się w moją historię…!
Imiona bohaterów są zmienione, aby zachować anonimowość.
Grafika została utworzona przez sztuczną inteligencję w aplikacji Bing.
I Rozdział — narodziny
….........................................................................
Cóż… moją historię zaczynam całkiem niepozornie. Każdy przeżył własne narodziny, ktoś zapyta: co w tym specjalnego?
No właśnie, wszyscy, którzy się narodzili są nawiasem mówiąc wyjątkowi, tylko niestety nie zawsze potrafią dostrzec tą iskrę tętniącą w ich żyłach.
Więc zacznijmy tą przygodę RAZEM!!!
Moje pojawienie się na tym świecie nie wszyscy chcieli miło powitać…
Zacznijmy od mojej rodzicielki zwanej mamą a raczej matką.
Kiedy dowiedziała, się że jest w ciąży z moich ojcem, którego niestety już z nami nie ma, chciała się mnie pozbyć na różne sposoby m.in. chciała dokonać aborcji. Tak, wiem, niektórym może się to wydawać normalne, tyle że mieliśmy rok 2000 i no wiecie, czasy były troszkę inne niż obecnie. Od podjęcia tej paskudnej, a wręcz okropnej decyzji odwiodły moją matkę babcia oraz ciocia- siostra mojego ojca ś.p..
W taki sposób jestem o to JA- niepozorna, ale pamiętajcie cicha woda brzegi rwie.
Wracając, dzień moich narodzin przypisuje się do dnia 18 lipca 2000 roku. Moja rodzina oraz lekarze spekulowali czy urodzę się zdrowa.
Moja rodzicielka, bo tak mi lepiej się o niej wypowiadać, spożywała różne nieostrożne trunki. Palenie papierosów jeszcze zrozumiem, ale picie alkoholu, chodzenie na jakieś schadzki, imprezy, na których nie chce wiedzieć co się działo, jest dla mnie- jej córki przypominam, czymś nie do pomyślenia. Matka nie miała zbyt poważnego i odpowiedzialnego towarzystwa. Z mojego źródła wiem, że pierwszy kieliszek przechyliła w wieku 13 lat. Ej zaraz, zaraz nie o niej tu mowa tylko o mnie, wybaczcie więcej o mojej rodzicielce dowiecie się w następnych rozdziałach i może jeszcze w tym. Wiele litrów “wypiłam” będąc jeszcze w brzuchu tej, która zdecydowała się mnie wypuścić na ten świat.
Przyszedł ten dzień, 18 lipca 2000 roku i….. urodziłam się zdrowa, zostałam oceniona przez lekarzy w tej ich całej skali 9/10. Całkiem dobra ocena jak na dziecko, które miało się urodzić przynajmniej niepełnosprawne. Zaglądałam nieraz do Książeczki Zdrowia, ponieważ często zapominałam jaką mam grupę krwi. Posiadam grupę A+, jak oceny w anglojęzycznych krajach — zawsze najlepsza, (to oczywiście mały żart sytuacyjny). Podałam wam tą informację, ponieważ wyczytałam w/w księdze, że matula ma grupę A-…
Jeśli nie wiesz co to oznacza, już wyjaśniam: mianowicie jeśli współczynnik przy grupie krwi, czyli plusik lub minusik, są różne u matki i dziecka to ciąża jest zagrożona. Dzieje się tak, gdyż łożysko może w cudzysłowiu zaatakować płód. Kolejny dowód na to, że jakaś siła mnie tutaj nie chciała, bo jak mówiłam cicha woda brzegi roz….wala!
Gdy już się pokazało moje zgrabne ciałko ważące 3600g i mieżące 54cm babcia i w/w ciocia bardzo się ucieszyły. Od pierwszych chwil poczęcia mojej rodzicielki i od kiedy byłam widoczna na tym pięknym ekraniku z USG było wiadome, że urodzi się chłopczyk. Miałąm mieć na imie Patryk. Cała rodzina żyła z tym przekonaniem aż do mojego pierwszego płaczu. Nagle moja matka usłyszała: Gratuluje ma Pani córeczkę…. Czekajcie, zaraz co???
Tak zgadza się, taka mała pomyłka, przecież to tylko inna płeć, żaden problem. Jakby ja to rozumiem bo, 20 lat temu sprzęt do badania USG był słabszej jakości niż towarzyszące nam teraz.
Moja babcia słysząc te niesłychane wieści krótko mówiąc wpadła w szał. Wiecie jak babcia potrafi czasem dokopać więc wtedy też pokazała kto rządzi na oddziale położniczym. Nie ukrywała żadnych słów znanych potocznie z tzw. polskiej łaciny. Krzyczała, machała rękami, kłóciła się, próbowała wmówić personelowi szpitala, że ona ma racje. Myśłę, że domyślacie się w jakiej kwestii tyle zamieszania. Tak moi drodzy, MIAŁ BYĆ CHŁOPCZYK!!!
Z opowieści wiem, że krzyczała mniej więcej słowa sugerujące podmiane dzieci i oszustwo personelu. Parę chwil minęło zanim do babci doszło, że nie zdarzyła się żadna pomyłka i że ma WNUCZKĘ, nie wnuczka. Wtedy szybkie kombinowanie jakie dać imię nowonarodzonej??? Imię wybrała ciocia z babcią, rodzicielce było wszystko jedno. Była zacięta walka między Paulina a Julia. Obecne przedstawicielki mej rodziny poszły na kompromis. Dostałam na imię Paulina Julianna (czuję się zaszczycona, serio).
Tatuś był obecny przy mnie do około 3 roku życia, więc to jak mnie traktował wiem z opowiadań babci i jego siostry- mojej ukochanej cioci. Był człowiekiem bardzo pracowitym, mądrym, wykształconym (z zawodu ślusarzem) o ciepłym i dobrym sercu. Całymi dniami pracował, później gotował, a pod koniec dnia opiekował się, bawił, karmił i usypiał swoją córeczke. Moja rodzicielka w tamtym czasie była na urlopie macierzyńskim i kiedy tatuś był w pracy niestety nie potrafiła się mną zająć. Po krótce opowiem jedną sytuację, którą z opowiadań pamiętam. Kiedy miałam około roczku zostałam zabrana do szpitala z dusznościami i gorączką, ponieważ moja matka paliła w piecu podczas gdy pogoda pokazywała około 30 stopni Celcjusza.
Jak widać rolę mamy i taty pełnił nie kto inny jak Tatuś, babcia i ciocia.
DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚ! JESTEŚ WYJĄTKOWY\A! <3
II Rozdział — lata do 9 roku życia — dzieciństwo część I
Witajcie moi mili czytelnicy, gotowi na ciąg dalszy?
Więc zaczynajmy!!!
W tym momencie zaczynają się jeszcze “ciekawsze” momenty mojego różnobarwnego życia. Wszystko się zaczęło kiedy miałam zaledwie trzy latka i matula postanowiła wyrzucić mojego tatusia z domu. Zrobiła ten niewybaczalny czyn, ponieważ uznała, że za mało zarabia, będąc ślusarzem. Zacznę od pierwszych wydarzeń, które pamiętam. Matka miała dwie młodsze koleżanki i ich brata. One były odpowiedzialne za rzekomą opiekę nade mną. W rzeczywistości wyglądało to tak, że te dziewczyny: Romina i Arleta, upiększały moją matkę i razem z nią wychodziły do barów, klubów, sam jeden Bóg wie gdzie jeszcze i zostawiały mnie ze swoim bratem: Arianem. Rodzicielka miała wtedy drugiego męża, (pierwszego nie pamiętam za dobrze, bo byłam za malutka) ale zawsze po nocnych zabawach przyprowadzała nowego osobnika płci przeciwnej zabawiając go swoją pustą głową i zgrabnym ciałem. Jedyne wspomnienie jakie mam z pierwszym partnerem matki jest smutne, nieodpowiedzialne i obrzydliwe. Niestety od małego brzdąca przeżywałam w domu mówiąc delikatnie własne prywatne ujęcia z filmu porno…. Przy drugim odbywało się to samo. Słowa, które wypowiadała w moją stronę brzmiały następująco: “Cicho bądź”, “Zamknij się”, “No i co ryczysz”, “Nie masz prawa głosu”. Podczas tych bezwstydnych i brzydkich sytuacji jedyne co robiłam to modliłam się, niestety ani razu nikt tego płaczu i słów nie wysłuchał. Od tamtego momentu zaczęła się moja walka o przetrwanie. W wieku około 6 lat byłam już bardziej świadoma tego co się w domu dzieje. Początkowo uciekałam w zabawę z “przyjaciółmi” na dworze. Po szkole spędzałam tak każdy dzień. Przez zachowanie matki, brak zainteresowania i zrobienie z mieszkania domu publicznego zaczęłam się masturbować. Tak moi kochani miałam tylko 6 lat. Raz mnie przyłapano, ale bez żadnych słów, żadnych konsekwencji, wytłumaczenia. Co dziecko mogło sobie wtedy myśleć? Nic tylko tyle, że poczuło jakby dostało z liścia. Z każdym dniem samotność zyskiwała na sile. Moja matka ma jeszcze dwie siostry i brata. Jej brat został wybrany moim chrzestnym. Dzięki temu miałam bardzo dobry kontakt z ich córką Dominiką, a moją kuzynką. Stali się oni moją drugą deską ratunku. Bardzo dużą część dzieciństwa spędziłam u nich. Od malutkiego bobaska wspierała mnie babcia i ciocia Bernadeta — siostra tatusia, o której już wspominałam. Gdy nie miałam co włożyć do ust zawsze mogłam na nich polegać, ale najbardziej na cioci, ponieważ mieszkała naprzeciwko podwórza, w którym mieszkałam. Każdy grosz od niej zabierała mi matka. Przeznaczała je na swoją jedyną miłość, czyli nie zgadniecie… alkohol. Do dnia dzisiejszego kocha tylko to, trunki wyskokowe.
Każdy dzień wyglądał tak samo, wychodziła w nocy na imprezy, (jej mąż był górnikiem i często miał nocki, z których wracał nawet niewypity, a sami sobie dokończcie…), a mną opiekował się wtedy około 14-letni Arian. On i jego siostry też pochodziły niestety z rodziny dysfunkcyjnej, ale najbardziej odbiło się to na nim, gdyż był jedynym chłopakiem i synem swoich rodziców. Gdy skończyłam około 8 lat zaczął swoje “zabawy”. Wystarczyło, że zostawaliśmy sami i pierwsze co wchodziło na ekrany to puszczenie w telewizji filmów dla dorosłych. Tak moi drodzy chodzi, o te które widziałam na co dzień w domu. Następnym krokiem jego zajmowania się mną było dotykanie mojego ciała, dobieranie się, próby dotarcia do miejsca, do którego pod żadnym pozorem nie powinien starać się dostać. Nie opierałam się, nie protestowałam, ponieważ się bałam. Był jednak dwa razy starszy, silniejszy, wyższy. I tak każdego dnia sam na sam. Cóż, do kulminacyjnego momentu miało dojść podczas zwyczajnego zejścia do piwnicy po worki z ciuchami. Już wyjaśniam skąd się one wzięły, mianowicie na podwórzu mieliśmy sklep z używaną odzieżą. Kiedy szefostwo sklepu wyrzucało niesprzedane produkty, moja matka chętnie zabierała je ze śmietnika i znosiliśmy te worki do piwnicy, a potem partiami do domu. Mieszkałam w kamienicy na 3 lub 4 piętrze, nie pamiętam dokładnie, więc wiecie ile wniesie 8 letnia dziewczynka…?
Wracając do traumatycznego tematu, schodziłam do piwnicy jako pierwsza, potem Arian, a na końcu matka, gdyż musiała najpierw wypić zawartość kieliszka, a ta chwila zaniedbania i zaufania temu człowiekowi wystarczyła. Kiedy zmierzaliśmy schodami kamienicy do naszej piwnicy nic nie zapowiadało jakiegokolwiek złego wydarzenia. Będąc już na dole, w korytarzu komórki usiadł na ławce. Jako dziecko myślałam, że chce po prostu odpocząć, jednak trochę schodów pokonaliśmy. Nic bardziej mylnego moi kochani czytelnicy. Złapcie się teraz czegoś bardzo mocno. A więc gdy postanowiłam się odwrócić zobaczyłam, że miał do połowy opuszczone spodnie. Serce zaczęło szybciej bić, panika sprawiła, że nie potrafiłam się poruszyć. Modliłam, się żeby rodzicielka szybciej przyszła, ale wtedy jakby czas stanął w miejscu. Nagle usłyszałam słowa wydobywające się z jego ust: “Chodź, usiądź na mnie…” Matka nadal nie przychodziła, nie zastanawiałam się długo, ze strachu postanowiłam usiąść. W ostatniej chwili zapaliła mi się lampka, że coś złego chce mi zrobić. Moja mądra mała główka postanowiła dać mi sygnał, żebym zacisnęła pośladki. Nie rozumiałam wtedy tej sytuacji, ale ten impuls przetrwania po raz pierwszy dobitnie uratował mnie. Matka wolała kontynuować swoją biesiadę, mówiąc delikatnie. Wiedząc już jako dziewczynka jakie nastawienie ma do mnie rodzicielka, zamknęłam się w swoim świecie przetrwania i nie powiedziałam jej o wyżej opowiedzianej sytuacji.
Moja matka miała tylko jedno zajęcie, nigdy się mną specjalnie nie interesowała. Jedyne czego jej zagubiona głowa pragnęła to: alkohol, uprawianie sportów “łóżkowych”, pieniądze. Jestem jej wdzięczna tylko, za to że mnie wydała na ten świat. Dzięki niej poznaje smak życia i mogę kierować do was słowa opisujące moją historię.
Przejdźmy do rzeczy. Przez sytuację w domu, szkoła też była dla mnie problemem. Moi drodzy nie chodzi o naukę, stopnie miałam całkiem dobre, ponieważ zdolna ze mnie laska. Niestety byłam dość wycofaną osobą, która była popychadłem zawziętych i bezlitosnych rówieśników. Bałam się postawić, czy nawet coś odpowiedzieć na przykre słowa. W klasach 1—3 podstawówki szkoła wcale nie pomagała. Sytuacja, która była dla mnie i innych koleżanek bardzo krępująca to przymus wspólnego przebierania się przed lekcją wychowania fizycznego. Kryłyśmy się między ławkami, mając nadzieje, że uciekniemy przed wzrokiem i nieodpowiednimi uwagami (jak na ten wiek) chłopców. Jeśli było się w dobrych stosunkach z dziewczynkami to jedna drugą zasłaniała. Ja do nich nie należałam, więc zostały mi ławki. Po matce odziedziczyłam dysfunkcję wzroku w postaci zeza. Przez ten mały ubytek często słyszałam wyzwiska: (głównie na wychowaniu fizycznym, bo ćwiczyłam bez okularów) “Zezowata”, “Ej ty patrzysz na mnie czy za mnie?”, “Ile palców pokazuje?”. Zabawne, że większość społeczności nie tylko szkolnej myślała, iż zez objawia ślepotę. Moi drodzy to tak nie działa. Gdy masz zeza często w parze z nim jest astygmatyzm, owszem wzrok jest słabszy, ale nie oznacza, że jest się niewidomym. Gdyby tak było to jakbym uczestniczyła na wf-ie? Po jakimś czasie próbowałam je lekceważyć, jednak za każdym razem bolały tak samo i sprawiały, że się nimi dusiłam. Unikając ich szukałam sojuszników. Kilka osób się znalazło jednak wszyscy po czasie okazali się egoistami i kłamcami. O jednej niewiaście opowiem w późniejszym rozdziale, także spokojnie nic nie stracicie.
Opiszę Wam również moją komunię, bo myślę, że warto się na niej na chwilkę skupić. Otóż cała ceremonia w kościele była piękna i tematyczna. Chcę się zatrzymać przy późniejszych momentach takich jak obiad komunijny. Rodzina dopisała obecnością poza matką chrzestną, która w moim życiu pojawiła się tylko albo aż na chrzcinach. Jedzonko też było smaczne, ale w trakcie okazało, się że tort komunijny był niezapłacony. Mój chrzestny poprosił żebym ja za pieniądze, które otrzymałam, (całe 150zł zostało przeznaczone) wydała na pokrycie kosztu. Myślicie, że matka mi to oddała? Prawda jest inna, chrzestny mi zwrócił całą kwotę. Tą sytuację można jeszcze jakoś przeboleć, ale to co dzieje się potem jest niesmaczne. Rodzicielka musiała pokazać, że to ona jest najważniejsza wraz ze swoim mężem i znajomymi. Jak myślicie w jakim stanie była? Zgadliście jej stan upojenia był ponad granicami pokazania się w towarzystwie. Z przykrością przyznaję, że reszta jej “przyjaciół” nie była w lepszej sytuacji i położeniu. Pamiętam, że odbyły się dyskusje i próba wygonienia ich, ale niestety bezskuteczna. Z tych okropnych okoliczności uratował mnie wspólny prezent komunijny od babci i cioci Gosi, a mianowicie MP3. Całkowicie się zamknęłam w jej świecie. Dużą część dzieciństwa spędziłam u nich właśnie. Gosia pokazała mi jak mogę sobie zgrywać piosenki z jej komputera na mój nowy sprzęt do słuchania, ratując mnie. Z nią zawsze mogłam porozmawiać, o tym co się dzieje w moim życiu, ale rozwinę ten wątek później. Babcia zawsze gotowała pyszne jedzonko, ale niestety jest alkoholiczką. Faktem jest, że nigdy mnie nie zaniedbała, ale już jako dziecko wiedziałam w czyje ślady podążyła matka. Teraz potrafi już z tym walczyć, impulsem jest to gdy zdarzy jej się jakaś przykra sytuacja, ale jestem z niej dumna, bo jest świadoma swojej choroby i staje w prawdzie przed sobą.
Cóż, nie potrafiłam już tak żyć, to że byłam czysta i miałam czasem co jeść nie znaczy, iż byłam kochana. Pewnego dnia zaprosiła mnie na rozmowę Pani Pedagog w szkole. W głowie mówiłam sobie: “Paulina to twoja szansa, powiedz wszystko”. Tak też zrobiłam, chciałam pomocy, a to była ostatnia okazja, by zaalarmować.