I
Niestrawności miłosne
Nakarmiłaś mnie
Diamentem
Wszedł
Przez żołądek
do serca
I spadł
Z serca
Do żołądka
Teraz czekam
Aż go strawię
***
Usuwasz obciążniki z kącików moich ust.
Dzięki Tobie mogę się uśmiechać.
***
Ukryję Cię w sakiewce
Ją zaś na szyi powieszę
Bić Ci będzie moje serce
Kiedy o Tobie pomyślę
***
Druga połowa szafy
Opustoszała
Zniknął płaszcz
Sweter zimowy
Plecak
Druga połowa szafy
Opustoszała
Nawet mole
Zabrały klamoty
Odeszły
Druga połowa serca
Wieszaki puste miejsca
Sąd
Nie mi sądzić innych
Nie nam sądzić Boga
Lecz Ciebie nie ma.
Więc jak nie sądzić
Że Boga też
nie ma?
Wróć
Przyszła do mnie pewnej nocy
Blaskiem księżyca tuliła
Moje dłonie łydki oczy
Tuż obok się położyła
Przyszła do mnie i odeszła
Odbierając resztki ufności
Leżała tu obok przeszła
Jakieś żarty z tej miłości
Przyszła do mnie odmłodzona
Wskoczyła na stół wazon stłukła
Patrzę dziwię — To nie ona!
To nie ta co kiedyś znikła
Przyszła do mnie i została
Jajecznica na śniadanie
Zmarzła gdy w kuchni tak stała
Przytuliłem na przywitanie
Przyszła do mnie i odeszła
Pojedyncze miejsce w kinie
Ona była i znów jej nie ma
Single topią smutki w winie
Przyszła do mnie zastukała
Raz dwa trzy potem dzwoniła
Nie otworzyłem pukała
Nigdy więcej nie wróciła
* * *
Przychodzę do niej co noc
Czekam na nią do śniadania
Owładnęła mną niemoc
Bez miłości powracania
***
Po niebie skaczą pioruny
Rozdzielając chmur granice
Dźwiękiem deszczowej struny
Melancholią biją w życie
***
Jesteś moją miłością
— traktujesz rzeczy tak,
Jak ja chciałbym,
By je traktowano.
Nieznajoma
Nieznajoma
Z minionej chwili
Jednej z wielu
Jeden z wielu
Na zawsze Twój
Wzrok zapamiętam
Koleżanko
Z pamiętnej nocy
Kurczących mięśni
Jednego zwłaszcza
Na zawsze Twój
Dotyk zostanie
Przyjaciółko
Z przedpołudnia
Chłodnej kawy
Wylanej niechcący
Na zawsze Twój
Uśmiech wspomnę
Kobieto
Z wiązanką dalii
W przód rzuconą
Omyłkowo chyba
Na zawsze Twój
Pocałunek będzie
Nieznajoma
Na zawsze
Twój
II
Randka
Spotykam się z odrzuceniem,
Wśród ludzi siedzimy w parku.
Od słońca złączeni cieniem
Na tyłach miast zakamarków.
Do wczoraj wciąż uciekałem
W inne dłonie, piersi, oczy.
Ulgi wśród obcych szukałem,
Nadziei, że coś się nie kończy.
Dziś wiem, to była rozpusta.
To nie było rozwiązanie.
Mimo to smak ust na ustach
Stał się lęku wspominaniem.
* * *
Spotykam się z odrzuceniem,
Idziemy w pobliski zagaj —
Chroni cienie przed zbliżeniem,
Wtedy słyszę ciche „żegnaj”.
Tylko
Tylko nie pchaj mnie nigdy do przodu
Bo kiedy przewrócę się na ulicę
Nie dotknie mnie koło samochodu
Lecz Twe stopy pędzące w życie
Tylko nie łap mnie za dłoń spoconą
Bo kiedy umrę będę bagażem
Tym razem nie ja jestem koroną
Lecz dzięki Tobie głupim szczęściarzem
Tylko nie stój za moimi plecami
Bo kiedy coś złego się wydarzy
Będę miał oddech nad ramionami
Lecz nie ujrzę Twojej pięknej twarzy
***
Przez te nasze wspólne chwile,
Sprawę sobie teraz zdałem,
Mam nadzieję, że się mylę,
Bo się chyba zakochałem.
Nie wrócisz
Ktoś dotyka mojego ciała
Palcem sunie jak po mapie
Zagubionych skarbów
Nie dokopie się
Nie odnajdzie