Pod pretekstem
Pod pretekstem bycia w zgodzie
z samym sobą
Już od rana siedzę w chłodzie
nic nie robiąc
Degustuję swoje myśli
mało smaczne
Czy w ogóle dzisiaj projekt
jakiś zacznę?
Chodzą tutaj mi po głowie
wielkie rzeczy
Lecz zamykam w cudzysłowie
w pochwie miecza
Tu brawury w mym wydaniu
nie uświadczysz
Raczej na bezradność duszy
się napatrzysz
Słowa sobie — czyny sobie
tak od lat
Taki jest przeciętny człowiek
czyli ja
Wybacz że cię rozczaruję
mimo chęci
Chciałbym umieć lepić garnki
jak ci święci
Wbrew naturze
Moim zdaniem — morsowanie
wbrew ludzkiej naturze
No bo takie w wodzie stanie
niczemu nie służy
Niby ciało swe hartujesz
zanużon po szyję
Lecz kalorie swe marnujesz
chudniesz a nie tyjesz
Bóbr czy ryba pływa w wodzie
lecz pod skórą tłuszcz ma
I tak robi przecież co dzień
stworzeń całe mnóstwo
No a człowiek — liche zwierzę
chce się równać z morsem?
Lepiej ciepło się ubierze
i zje chlebek z czosnkiem
Futra nie masz ani skóry
jak niedźwiedź czy słoń
Więc jak chcesz z nim iść w konkury
delikatną mając dłoń
To żeś przetrwał ewolucję
to już hardcor spory
Siedź więc w domu przy kominku
tak jak do tej pory
Radzio
Radzio to człowiek
poukładany
Jak płytka — co się
nie trzyma ściany
Jak chodnik — który
się zapada
Jak dysk co wiecznie
z kręgu wypada
On słucha taty
on słucha mamy
Dlatego w życiu
nie da plamy
Na prawo jazdy
chodził dwa lata
Tylko dla niego
cała wypłata
Choć ma dziewczynę
to się nie żeni
Liczy że ona
jeszcze się zmieni
Mógłby zamieszkać
sam — ale po co
Kto jemu zmieni
pampersa nocą?
Takiego gościa
jak on — nie ma
I tu się kończy
cały dylemat
Gdy bierze udział
w jakiejś dyskusji
To doprowadza
do szewskiej pasji
Kto jego zna
przyzna mi rację
Ten gość pogłębia
ludzką frustrację
To cud że jeszcze
się nie rozmnożył
Choć na wesele
kasę odłożył
Gdy kiedyś odejdzie
świat zaliczy stratę
Więc póki żyje
cieszmy się zatem …
W nowym roku
W nowym roku
nowe łaty
Na ubraniu będę
szył
Bo nie starcza
mi wypłaty
Abym godnie
sobie żył
Nic tu się
nie zapowiada
By zmieniło
się na lepsze
W życiu jedna
jest zasada
Nie rzucaj
perły przed wieprze
Ten kto wcześniej
coś odłożył
Teraz żyje
z oszczędności
Oby tak
starości dożył
Pusty ten
róg obfitości
Jedni mają
inni nie
Ciężko tu
o równowagę
Ilu z was
już jest na dnie
Do pół masztu
spuśćmy flagę
Przy rozmowie o świętach
Coraz to więcej ludzi
nie czuje magii świąt
Chociaż się bardzo trudzi
skąd wziąć ją — powiedz skąd?
Święta które pamiętasz
nigdy już nie wrócą
A te kolejne co spędzasz
z pamięcią twoją się kłócą
Coraz mniej ludzi przy stole
a coraz więcej wspomnień
Na kogo teraz jest kolej
o niebo się upomnieć?
Sam ze sobą opłatka
przecież łamać nie będziesz
Oto przyszłości zagadka
z kim do stołu usiądziesz
Chciałbyś wrócić do świąt
które spędziłeś w dzieciństwie
Prezent wziąć z matki rąk
pokłócić się znów z rodzeństwem
Wigilia na stare lata
to wcześniejsza stypa
Z duchami przeszłości się bratasz
ostatnie to święta już chyba …
Świąteczne jedzenie
Obżarstwo na święta
to rzecz naturalna
Do tego okazja
jest wręcz idealna
Bo tradycja mówi
byś wszystkiego spróbował
Choć ciebie to zgubi
i będziesz żałował
To jesz jak popadnie
wszystko co ci dadzą
Inaczej dla gospodyni
będzie to obrazą
Że coś nie daj boże
ci nie smakowało
Przesolone może
lub za długo stało
Na stole — i ciepło
zepsuło potrawę
Będziesz miał biegunkę
zdajesz sobie sprawę
Nawet setka wódki
cię nie uratuje
Opłakane skutki
kiedy się zatrujesz
No i resztę świąt
spędzisz w samotności
Bo jak biesiadować
kiedy biorą mdłości?
Wystarczyło jedynie
jeść ile potrzeba
Ludzie wszak nie świnie
zamykamy temat
Podsumowanie
Powoli kończy się rok
więc czas go podsumować
Namieszał ci w życiu że szok
lecz nie ma czego żałować
Finanse raczej pod kreską
bo brak podwyżek wypłaty
To boli dumę męską
gdy wiesz że coraz mniej znaczysz
Zdrowie w tym wieku to los
jak na jakiejś loterii
Dobrze że w ogóle je masz
więc nie popadaj w histerię
Coś się w domu zepsuło
nadszarpnęło twój budżet
Stan konta ci zmieniło
a miało starczyć na dłużej
Martwisz się o podwyżki
gazu prądu i wody
Czy w nowym roku bliski
będziesz załamań nerwowych?
Może tak źle nie będzie
ważne byś płacił podatki
Bo fiskus znajdzie cię wszędzie
i trafisz gdzie? — za kratki
Więc teraz kilka słów życzeń
na tę przyszłość nieznaną
Weź w garść się — przestań ryczeć
to nic że stoisz pod ścianą
Miłosne wątpliwości
Połączyła nas miłość
mocna — chociaż chwiejna
W oczach mej kobiety
na wskroś beznadziejna
Niby jest żar i ogień
w łóżku trzęsienie ziemi
Lecz nie poparte słowem
które ona tak ceni
Kochać — a mówić o tym
to są dwie różne rzeczy
Słowa cóż warte bez czynu
chyba mi nie zaprzeczysz
Że to co w sobie czujesz
to jest miłość największa
Czekając — czas marnujesz
wszak nie będziesz piękniejsza
Bo to ja cię ubóstwiam
choć słów używam mało
Patrz kochanie do lustra
ile czasu zostało?
Aby nasze uczucie
mogło trwać wieki całe
Zamiast kochać — ty czekasz
tu na słowną pochwałę …
Topografia
Już od dawna po głowie
chodziła mi myśl
Bym wypisał — co wiem
i to jeszcze dziś
A konkretnie nazwiska
ludzi co tu żyli
Część z nich już umarła
inni się wyprowadzili
W ich domach kto inny
teraz pomieszkuje
Lub zwyczajnie pusty stoi
i się rozsypuje
Wiem że pamięć już nie ta
lecz gdy kartkę wziąłem
W części mnie oświeciła
więc pisać zacząłem
Zacząłem od końca wioski
na sam jej początek
Aby w trakcie pisania
nie zginął mi wątek
I tak powstała mapa
stworzona mą ręką
Czerwonków — nie pępek świata
zwyczajna wieś nad rzeką
Ale moja twoja nasza
i tak pozostanie
Od Annasza do Kajfasza
na wieki wieków amen …
Zabawa Sylwestrowa
Zabawa Sylwestrowa
zależna w dużej mierze
Od ilości alkoholu
który ze sobą zabierzesz
Bo gdy towarzystwo nie sprzyja
rozkręceniu imprezy
Wina to będzie czyja
że przedsięwzięcie leży?
W dodatku partner którego
wzięłaś na Sylwestra
W tańcu jest do niczego
choć nie fałszuje orkiestra
Wtedy jedynie wódka
z rozrywki ci pozostaje
I patrzenie na innych
przynajmniej dobrze się najesz
A gdy dotrwałaś w końcu
do tej dwunastej godziny
Nawet toast i race
nie poprawiły ci miny
Wychylasz więc ostatni kieliszek
i ciągniesz partnera za szmaty
Do domu — tam chociaż jest ciszej
bo bawić się już nie masz ochoty
Roczny bilans
Są tacy którzy lubią
rok mijający sumować
Co dokonali — się chlubią
a co spieprzyli — tuszować
I ja mam też w zwyczaju
cofnąć się kilka miesięcy
Wspomnąć co było w maju
prześledzić rok mijający
Są rzeczy które zawiodły
odeszły w zapomnienie
I nie pomogły tu modły
lub inne biadolenie
Są rzeczy które pomogły
dały nadzieję na przyszłość
Więc rok był względnie dobry
bo przeważyła tu miłość
Tam gdzie gorące uczucie
to nawet pieniądz nie ważny
Bo przecież ważni są ludzie
razem i z osobna każdy
Więc kiedy będziesz sumował
rok który właśnie ci mija
Wspomnij czym cię obdarował
czy chociaż szczęście ci sprzyja
Przejść do porządku
Ciężko po świętach się otrząść
przejść do porządku dziennego
Mieć na cokolwiek gotowość
i nie zmarnować tego
Siły zwyczajnie uciekły
człowiek się zrobił leniwy
Patrzę wstecz na rok ubiegły
i na nic nie mam już siły
Chciałbyś coś postanowić
i nawet trzymać się tego
Jakieś kontakty odnowić
podnieść z kolan swe ego
Lecz gdy się bardziej zagłębiasz
tym mniej to się staje realne
Choć siebie za to potępiasz
wiesz że to nie jest karalne
Bo co chcieć od siebie samego?
Łatwiej jest sobie pobłażać
Nie zmuszać się — gdy wiesz że nic z tego
a błędy nikt nie chce powtarzać
Skoro sam się usprawiedliwiam
to kary też nie wymierzę
I tak sam siebie podziwiam
co złego nie ja — na papierze …
Pobłażanie
Czy lubicie pobłażanie
samo w sobie?
Pewnie tak — żyjemy przecież
w takiej dobie
Gdzie wyrozumiałym być
to cecha jest nagminna
Przecież musisz jakoś żyć
i twa rodzina
Skarcić kogoś — łatwiej jest
niźli pobłażać
Niby taki prosty gest
chcesz go powtarzać
Czujesz się jak król
co wstrzymał egzekucję
W zamian wielbi ciebie tłum
skandując reelekcję
Pobłażanie i wyrozumiałość
w jednym
Tworzy twej osoby całość
w geście tak pochlebnym
Że już prawie czujesz
się aniołem
Prawda jednak taka
że lekarstwa dziś nie wziąłem …
Dzieje grzechu
Dzieje grzechu piszę wolno
bez pośpiechu
Przecież każdy inny jest
życie — to najlepszy test
Grzeszyć to jest ludzka rzecz
prawo nie zadziała wstecz
A grzech owszem — działa dłużej
pnie się po nas jak te róże
Których nikt już nie przycina
grzeszę — ale czyja wina?
Że on tak się rozprzestrzenił
nam się nie da już wyplenić
Trudno — przecież wszyscy grzeszą
świętym być rzecz najtrudniejsza
Ręce złożysz i co potem?
Jak już zaprzedałeś cnotę
Grzesz a Bóg ci tak wybaczy
człowiek przecież nic nie znaczy
Miej ich trochę na swym koncie
by na ostatecznym sądzie
Wyznać skruchę — żal prawdziwy
a Bóg tak jest litościwy
Wskaże miejsce przy swym boku
obejdzie się bez wyroku
Syrena
Spokojne morze mgłą spowite
to utrapienie żeglarzy
Gdy nie ma wiatru — bladym świtem
wszystko się może zdarzyć
Donośny głos śpiewu syren
statek na skały sprowadzi
Pół kobiet — pół ryb jest tu tyle
że nikt temu nie zaradzi
Nie wiem co gorsze — sztorm czy flauta
a może syren śpiewy
Na statku podwojona wachta
nie widać żadnej mewy
Jedna syrena wplątana w sieci
wyciągnięta na pokład
W blasku księżyca jej łuska świeci
uśmiecha się do niej załoga
Nie jeden majtek chciałby ją dotknąć
lecz boi się uroku
Nie sztuka z ręki jej utonąć
w głębinach — doznając amoku
Po pertraktacjach co z nią zrobić
wrzucają syrenę do morza
Zaczęło wiać i mgła opadła
pokazała się zorza
Syreny są tylko bezpieczne
w morskich opowieściach
To nic że piękne są bajecznie
lecz nie przyniosą ci szczęścia
Zaliczka
Raz w życiu brałem zaliczkę
i powiem wam szczerze
Czułem się wtedy troszeczkę
jak żebrak w operze
Sam wtedy pracowałem
więc tylko jedna wypłata
Kobieta z dzieckiem małym
więc wszystko płacisz w ratach
Idę więc do księgowej
i mówię że chcę zaliczkę
A ona mi tłumaczy