Initium

Bezpłatny fragment - Initium

WIERSZE UNITÓW ZESZYT NR 8


Proza współczesna
Poezja
Polski
Objętość:
49 str.
ISBN:
978-83-8369-743-7

„Trochę węgla ożywia okręt,

trochę serca — człowieka…”

B. Prus „Lalka”


Initium

*** [Dziś umarłam]

Dziś umarłam.

Mamo, nie gniewaj się, otrzyj łzy.

Wiem, że nie tego chciałaś sprowadzając mnie na świat.

Przepraszam. Tak bardzo nie chciałam już żyć.

Wiem, że musiałam.

Mamo, wiem, że nie powinnam. Wiesz i Ty.

Wiem, że wyobrażając sobie macierzyństwo

Nie widziałaś mnie martwej.

Przepraszam. Tak wiele dałabym byś mogła żyć normalniej.


Stojąc na krawędzi dachu, tyłem do wschodu,

Twarzą w twarz ze zmierzchem,

Ciążyłam w dół, jak kamień na wolnym wietrze.

Niesiona przez fale, tłuczona przez świat,

Wygładzana przez kwitnące w głowach zaćmienia.


Świat postanowił, że nie będę chciała żyć.

Harpie

Jeśli masz zamiar mnie chwalić, zaprzestań.

Jedyne czego chciałeś to przepaść, zaginąć.

Jeśli masz mnie wielbić, nie rób tego…

Bo oto wstąpiłam na niezbadaną przystań.

Pożałujesz nim oset zdąży zwiędnąć.


Jestem wszystkim, a wszystko jest nie do ogarnięcia.

Korzyść miałbyś z tego niezwykle mierną.

Jestem niczym, a niczego przecież nie ma.

Tylko lśniące, żółte punkty, które się chełpią.


Od dawna duszę mą toczy choroba.

Powoli przechodzi przeze mnie zgnilizna.

W górę, potokiem tryska śmierdząca ropa.

Czuję się jak na farmie trupów, gdzie tylko stęchlizna.


Leżeć, szlamem we krwi wzbierać.

W moim brzuchu zalęgło się gniazdo much.

Co się dzieje?! Nie mogę oddychać!

Płuca me wyschły. Głupia byłam, myślałam — to zaduch.


Czasem przychodzi kulawy kojot.

Czasem ukąsi, czasem rozszarpie.

Mlaszcze, głodny duszy i ciała mego. Niedługo padnie.

Przylecą po mnie. Zabiorą do piekła skrzydlate harpie.


Wiersz publikowany w: "Almanach poetycki", Lublin, 2023


Labirynt

W natłoku spraw, w labiryncie życia

Porzucam dotąd ważne dla mnie akty.

Akt wrażliwości, akt miłości i uczciwości.

Pozbawiam ich życia w tak obłudny sposób,

Odtrącając kolejno wartości.

Upragnione cele straciły swoje barwy.

Burzę schody do nieba i piekła.

Pozostaję tu — w labiryncie przyziemnego istnienia.

Pragnę mówić, lecz milczę.

Pragnę tańczyć, lecz stoję,

Jak zastygnięty płatek bzu w lodzie.

Chcę walczyć, lecz poddaję rundy.

Chcę iść dalej, lecz dzień się ciągnie okrutny.

Płaczę, bo milczę.

Płaczę, bo stoję.

Płaczę, bo słabnę.

W cierpieniu istnienia,

Jak ćma, błąkam się po labiryncie swojego nieistnienia.

Umysłożerca

Miękki pokój bez okien, bez zasłon.

Miejsce głuche, jasne, gdzie światła nigdy nie gasną.

Tylko ja i huk moich myśli,

W tej cholernej ciszy.

Pokój bez cienia, pokój bez kąta,

Pokój, w którym zasnąć nigdy nie można.

Daleko od nich, blisko zbawiciela.

Rozmawiam tylko ze sobą,

Lecz mówię do przyjaciela.

Leżąc w piżamce, pielęgnując umysłożercę,

Ściskam zębami kurewski knebel.

Pokarmem mym — szmery.

Łóżkiem zaś — wytrzymałe pasy uprzęży.

Ciągle ktoś po pokoju się krząta.

Widać też wykluczona jest ta istota się uśmiechająca,

Biały pokój, wszędzie gąbka.

To moja codzienność godna twego potomka.

Szuflada

Pozostawić po sobie chcę coś,

Zanim całkowicie odejdę w zapomnienie.

W szufladzie parę moich łez,

Nutkę frustracji i oburzenia,

Próby odnalezienia siebie w labiryncie mojego nieistnienia.

Lecz jak mam na papier przelać pustkę?

Przecież tego nie ma.

Piszę to, by z końcem mojego ziemskiego nieistnienia,

W Waszych sercach zapłonął ogień

Mojego niedoszłego istnienia.

Ja — to będą tylko wspomnienia.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.