a miłości bym nie miał…
*** /okruchami lustra…/
okruchami lustra
wpadła mi miłość
do oka
niewidomy
szukam ciebie
choć jesteś tylko
formą ciemności
a dotknięcie dłoni
jest tak nierealne
jak płatki szczęścia
na dnie
twych zimowych oczu
*** /kiedy błądziłem…/
kiedy
błądziłem po omacku
nie wiedziałem
że niebem mogą być
dwa kawałki błękitu
utopione w twych oczach
ZAPATRZENIE
niebo i ziemia
spotkały się na krawędzi
dłoni
w witrażach twoich oczu
nasze zapatrzenie
niech trwa
mam ci przecież
tak wiele do zamilczenia
PODZIELENIE
dzieli nas ledwie
dwa lata świetlne
dziesięć przecznic i trzy piętra
dzieli nas tylko
różnica wzrostu
różnica płci
różnica spojrzeń
dzieli nas jeszcze
mnogość powietrza
czas
przestrzeń
mury
i wieża Babel
dzieli nas kreska ułamkowa —
a jednak wciąż
jesteśmy razem
*** /noc bez ciebie…/
noc bez ciebie
to ocean samotności
w którym tonę
to czarne kruki niepokoju
zjadające każdy mój sen
to wysypany z klepsydry
czasu piasek
pod moimi powiekami
*** /błogosławieni ubodzy…/
„błogosławieni ubodzy”
— mówisz —
i kradniesz mi
serce
NIENASYCENIE
niepokój w twoich oczach
ma kolor nieba
napełniasz nocą filiżanki
miodem smarujesz usta
i na tacy prześcieradła
podajesz mi swoje ciało…
za chwilę coś się stanie
*** /chwytasz mnie mocno…/
chwytasz mnie mocno
pocałunkiem
i przekładasz moje wiersze
na swój język
rozpływam się
w twoich ustach
szybciej niż moje
czekoladowe serce
które ściskasz
w dłoni
*** /oddałem ci ręce…/
oddałem ci ręce
teraz zatrzymać cię
nie potrafię
oddałem ci usta
już nie mogę
szeptać słów czułych
oddałem ci serce
nie usłyszysz już
że bije dla ciebie
przed chwilą
oddałem ci oczy…
siedzimy w milczeniu
obok siebie
i teraz nawet nie wiem
czy to ty
*** /w dążeniu do doskonałości…/
w dążeniu do doskonałości
heksametrem wypełniam
mury helikonu
na pięciolinii
wieszam nuty
piękno zamykam
na rozpiętych płótnach
najdelikatniej na świecie
całuję twe usta
*** /znam na pamięć…/
znam na pamięć
łuki twych brwi
i owal twarzy
kąt pod jakim
przechylasz głowę
patrząc na mnie
potrafię zmierzyć
czułość twych spojrzeń
i temperaturę uczuć
— a ciągle nie wiem
gdzie w geometrii
twego ciała
ukryta jest
skończona doskonałość
którą jesteś
*** /widziałem jak płoniesz…/
widziałem jak płoniesz
z miłości
nie pomogła
zimna woda
gaśnicza piana
ani azbestowe koce
przykryłem cię
własnym ciałem
teraz płoniemy razem
gdy wypalimy się
do szczętu
zostaną po nas
na śniegu prześcieradła
rozkwitłe kwiaty
*** / K…O…C…H…A…M…/
K…O…C…H…A…M…
wystukiwane twymi palcami
na klawiaturze telefonu
to niemal jak
sześć pocałunków
sześć westchnień
sześć uderzeń serca
obietnica siódmego nieba
PSIE SERCE
ja pies łańcuchowy
przykuty do swojej słabości
by nie wyć z bólu
łapy obgryzam
aż do kości
Matko Boska
od psiego serca
zerwij mi z pyska
kaganiec tajemnic
bym choć raz
mógł na cały świat
wyszczekać moją miłość
NIE ODCHODŹ
zniknę
jeśli odejdziesz
zbrzydnę
bez twego spojrzenia
bez twej miłości
zmienię się
w żabę
w żonę Lotha
w Morze Martwe
w omszały nagrobek
w proch
z którego powstałem
*** /w krzywym zwierciadle…/
w krzywym zwierciadle
moich oczu
uśmiech jak bólu grymas
głupota mądrość udająca
słońce odbite
koślawym zajączkiem
bazyliszek przeglądający się
po raz ostatni
— i tylko ty
niezmiennie piękna
BEZ
bez ciebie
na stole jedna
filiżanka
łóżko za szerokie
umysł za ciasny
czas uciekający
bezpowrotnie
zwiędły bez
za moim oknem
*** /bez zbędnego targowania…/
bez zbędnego
targowania
oddam kilo
szczęścia
za gram twego
smutku
za uśmiechu
ćwierć
za dziesięć
sekund
byś mogła
powiedzieć
„dla ciebie jestem”
DO ŚW. JACKA
miłość doskonała
nie potrzebuje żadnych
wyznań i zapewnień
zbędnej ornamentyki
słów
ani koloratury
czułych westchnień
minimalizmu
forma czysta
wolna o wszelkich
ułomności…
Święty Jacku z pierogami!
strzeż mnie proszę
od takiej miłości
O CZEKANIU
posprzątałem już
po samotności
czekam…
na stole płaskim
jak świat Sokratesa
Morze Czarne faluje
w chińskiej porcelanie
różę wiatrów
wplotłem ci we włosy
byś nie ominęła mnie
nigdy więcej
*** /chciałem napisać…/
chciałem napisać
dla ciebie wiersz
ale na dłoni pięciolinii
nie zadźwięczało
żadne słowo
w metafor akantach
kartka pusta…
spójrz
jak pięknie potrafię
o tobie milczeć
ANOREKSJA
moja miłość anorektyczna
dwuwymiarowa niemal
każdy pocałunek
dzieli na czworo
usycha z tęsknoty
przez kolejny chudy rok
do perfekcji opanowała
sztukę mimikry
a bezczynność przyprawia ją
o dystrofię uczuć
moja miłość ascetyczna
dokładnie cedzi
każde słowo
i na cienkiej bibule
spisuje monosylabowe wiersze
POŁĄCZ KROPKI
odciski moich palców
na twym nagim ciele
jak nasza prywatna
Polinezja
jak „połącz kropki”
aby odkryć
sekretną mapę
mojego nienasycenia
PENELOPA
ona jeszcze nie wie
że na próżno
ciało ponętne
w łuk tęskny wygina
a może właśnie wie
i na cięciwie naprężonej
drży lekko
jej skrywane pożądanie
już widać białe żagle
Z BRAKU DOWODÓW
wiem dobrze
że nie jestem w stanie
przekonać cię
o tej miłości
lecz wsłuchaj się
w codzienną mantrę
spójrz na pamięci ikonostas
muzeum mych osobliwości
i zobacz
jak przed tobą stoję
z tajemnic obdarty
do naga
do mięśni
do kości
mało?
na rentgenowski zdjęciu
serce i tak
jest tylko plamą szarą
*** /zatańcz ze mną…/
zatańcz za mną
to nic że nie potrafię
kochać też nie potrafię
a kocham
wprawdzie wolałbym
byś kochała trochę za mnie
bo ja umiem
tęsknić tylko
do wszystkich
miejsca na ziemi
gdzie ty jesteś
a mnie nie ma
i choć jasno widzę
ciemną stronę życia
to uwierz mi
że jeśli nawet kiedyś coś
to przecież nic…
nic to
ALTRUIZM ODWZAJEMNIONY
powinienem być tam
gdzie mnie nie ma
opatrzyć odleżyny
na twym sercu
w bólu zatopionym
jak w bursztynie
skleić na nowo
ciało kruche
z chińskiej porcelany
na cynkowej bieli
prześcieradła
namalować twoją postać
policzyć kreski
na termometrze
krople w rurce krętej
każde twe ciche westchnienie
gdy świt przyjdzie
trzymać cię za rękę
IMAGINACJA
coraz więcej lat nas dzieli
od wszystkiego
potykamy się o siebie
w przedsionkach serca
czekamy na miłość
lub śmierć
patrzymy wokół
bezradnym wzrokiem
gdy nagłówkami gazet
świat krzyczy
że kiedyś było lepiej
i już nigdy nie będzie
a gdyby tak
życie odłożyć na później
i w sen wskoczyć
gdzie tylko ty i ja
i w mżawce jazzu
ta chwila która wiecznie trwa…
to trochę więcej niż wszystko
ZMYSŁY
pytasz mnie
co czuję
a mi ktoś laką czerwoną
serce opieczętował
i zamknął w pudełku
z napisem „TAJEMNICA”
mogę ci tylko powiedzieć
że czuję zapach kawy
którą pić będziemy
o poranku
czuję smak
dojrzałych słów
które same
ułożą się w wiersze
czuję wagę spojrzeń
które mówią więcej niż słowa
czuję jak w promieniach
słońca paruje
nasza ziemia obiecana…
czujesz?
WIELKI ZDERZACZ HADRONÓW
na początku było słowo
choć niektórzy twierdzą
że chaos
w zalewie ciemnej materii
boska cząstka
to właśnie wtedy
wymyślono ziemię
piekło i niebo
drogę mleczną
czas
poezję
i całą resztę
w labiryncie mózgu
ożyły dendryty i aksony
bym mógł otworzyć oczy
i po raz pierwszy
ujrzeć ciebie
tak przeminął dzień
wieczór i poranek
ósmego dnia
NA SMUTKI
pakuję wiersze w słoje