IMPERIUM CHWIL
Anna Karolina Subiel-Fałat
2025
dedykuję każdej bliskiej mi osobie …
Wstęp
Imperium Chwil autorstwa Anny Karoliny Fałat to książka, która odsłania kruchość i
potęgę jednocześnie. To opowieść o ulotnych momentach, które budują całe życie, o
decyzjach, które wydają się błahe, a zmieniają wszystko, o emocjach, które tętnią w
codziennych gestach i słowach.
Czy chwila może stworzyć imperium? Czy jedno spojrzenie, jeden szept, jedno
wspomnienie może ważyć więcej niż lata? Bohaterowie tej historii odnajdują w zwykłych
zdarzeniach niezwykłą siłę — w miłości, w stracie, w przypadku, który okazuje się
przeznaczeniem.
To książka pełna refleksji, pasji i niedopowiedzeń, które składają się na obraz życia.
Imperium Chwil to nie tylko opowieść — to zaproszenie do zatrzymania się i
dostrzeżenia, że największa magia tkwi w tym, co ulotne.
…
Nie dzielę mojej książki na rozdziały, ponieważ
dla każdej osoby chwila może mieć inną długość — dla jednej to sekunda, dla drugiej
wieczność. Próbuję oddać wrażenie, że życie i jego momenty są płynne i nie da się ich
zamknąć w segmentach ciasnych rozdziałów.
…
Dzień był jak każdy inny — lekko pochmurny, a niebo zapowiadało deszcz. Mimo to, w
środku czułam niepokój, jakby czegoś mi brakowało, lecz nie potrafiłam określić, czego
dokładnie. Postanowiłam zerwać z rutyną i z dziećmi pod pachą, wybrać się do
koleżanki, robiąc spontaniczny wypad za miasto.
Gdy dotarłam, koleżanka wyszła mi naprzeciw z szerokim, serdecznym uśmiechem,
który od razu ogrzał mój chłodny dzień.
— Kochana, jak się cieszę, że cię widzę! — zawołała, obejmując mnie mocno, jakby
chciała nadrobić wszystkie te lata rozłąki. — Dawno się nie widziałyśmy, a mam tyle Ci
do opowiedzenia!
Nie tracąc czasu, z iskierką nadziei w głosie zapytałam:
— Co powiesz na biwak z dzieciakami? Może taki spontaniczny wypad na łono natury?
Bez wahania odpowiedziała:
— Kochana, to świetny pomysł! Chwila, zapytam dzieci, czy chcą jechać.
W mgnieniu oka rozległ się radosny okrzyk:
— Anastazjo! Felixie! Jedziemy na biwak?
— Tak, mamo! — odpowiedziały, a ich głosy przesycone były entuzjazmem.
— To wspaniale! — oznajmiłam, czując, że ciężar dnia powoli znika. — Ustalone, wyjazd za
godzinę!
Jeszcze dopytałam troskliwie:
— A czy twój wspaniały jedzie z nami?
Na co koleżanka westchnęła cicho:
— Niestety, pojechał na szkolenie z pracy. Niedawno dzwonił — już dojechał.
— Ok — odpowiedziałam, choć w jej tonie słyszałam ukryty smutek.
Po kilku minutach do nas dołączyły jej pociechy. Przywitały się serdecznie — obejmując
mnie i moje dzieci, Karola oraz Wiktora.
— Ciociu, a możemy pokazać im nasz ogród? — zapytały radośnie, pełne dziecięcej
ciekawości.
— Oczywiście, słońca! — odpowiedziałam z ciepłem i razem pobiegli ku domkowi na
drzewie.
W ogrodzie panował niezwykły spokój — barwy liści, krzewów, bylin, kwiatów, drzew,
ziół oraz różnorodne trawy — odbijały się w małym stawie, znajdując się nieopodal
domku na drzewie, tuż przy majestatycznej magnolii. Dzieci z zachwytem biegały
między kwiatami, a ja wróciłam do siebie, tracąc poczucie czasu.
Gdy zatrzymałam się na chwilę, by wsłuchać się w śpiew ptaków, usłyszałam głos
koleżanki:
— Czy nie czujesz, jakby czas tu się zatrzymał?
— Tak — odpowiedziałam cicho, — to miejsce naprawdę koi duszę, jest w nim coś
niezwykłego.
Wtedy, zauważywszy, że idzie z bagażem, uśmiechnęłam się i powiedziałam:
— Hej, pomóc ci z noszeniem?
Na co koleżanka, lekko przyspieszając kroku, odparła:
— Otwórz bagażnik, już jesteśmy gotowi!
Następnie zawołała dzieci:
— Dzieciaki, chodźcie! Zrobiłam wam kanapki i macie tu picie. Tylko uważajcie,
schodząc!
Na co jeden z maluchów z uśmiechem dodał:
— Jeszcze chwilkę, proszę, mamo!
— Ok.
Usiadłyśmy przy drewnianym stole w cieniu drzewa, gdzie rozmowa szybko się
rozkręciła.
— Wiesz, nic się nie zmieniłaś — powiedziałam, patrząc na koleżankę. — Wręcz kwitniesz!
Jak to robisz?
— Och, zdradzę ci sekret — zaśmiała się cicho, — zaczęłam się wysypiać. Codzienne
spacery z Exelem i Pixelem naprawdę dodają mi energii
— Ty też kwitniesz, kochana. Nadal emanujesz optymizmem, mimo wszelkich problemów
— pochwaliłam ją.
Na to ona wzruszyła ramionami:
— E tam! Nie myślę o problemach — pokonuję je na bieżąco. Mam wspaniałego
mężczyznę, który każdego dnia sprawia, że czuję się ważna i kochana. Dzieci to widzą,
czują i uczą się od nas. To, co mamy, jest bezcenne.
W międzyczasie dzieci wbiegły zawołując:
— Ciociu, chodź zobaczyć, jaki domek zbudowaliśmy przy magnolii!
— No proszę, pokażcie — zawołałam, podążając za ich beztroskimi krokami.
Tak, w tej chwili, otoczone pięknem ogrodu, zapomniały o troskach szarego dnia — a ja
poczułam, że w ich śmiechu kryje się cała moc życia.
— Ciociu — zapytała cicho Anastazja — czy moglibyście dzisiaj nocować u nas?
Spojrzałam na koleżankę i odpowiedziałam z uśmiechem:
— Jeśli Wasza mama się zgodzi, to zostaniemy. Choć przyznam, że myślałam o spaniu w
namiocie.
— W namiocie to jutro każdy z nas będzie spać — odpowiedziała Anastazji z uśmiechem
koleżanka — Ale dziś zapraszam Was do nas!
Zastanowiłam się przez chwilę. Pomysł spania w namiocie wydawał mi się ekscytujący,
ale perspektywa spędzenia wieczoru u kolezanki również miała swój urok. W końcu
spojrzałam na nią i skinęłam głową.
— W takim razie zostajemy! Ale obiecaj, że jutro faktycznie śpimy w namiocie.
Anastazja klasnęła w dłonie z radością.
— Obiecuję! Ale dziś czeka was wieczór pełen niespodzianek!
Zaciekawiona uniosłam brwi.
— Niespodzianek?
— Tak! — powiedziała tajemniczo. — Ale nie powiem nic więcej. Musicie poczekać!
Spojrzałam na resztę. Wszyscy wydawali się równie zaintrygowani co ja. Pełni
ekscytacji ruszyliśmy w stronę domu nie mogąc się doczekać, co takiego dla nas takiego
przygotowała. Zapraszam na niespodziankę do kuchni zrobiłam lemoniadę i ciasto
Chodźcie, bo zjem całe!
— Mamo, czy mogłabym cię prosić, abyś przyniosła słomki?
— Kochanie, zapomnialam kupić słomek — odpowiedziała
— nic nie szkodzi
Po chwili wszyscy siedzieliśmy, odpoczywając po pracowitym dniu.
— czy możemy dzisiaj urządzić wieczór rodzinnych gier planszowych? — zapytała
Anastazja.
— Nie wiem, czy mama nie szykuje dla was niespodzianki…
— Nie, kochanie, nie szykuje — odparła koleżanka, zwracając się do mnie i dzieci
— W takim razie, skoro nie ma innych pomysłów, dziś będzie wieczór gier planszowych.
Pasuje wam?
— Fajnie, tak, jupi! — podskoczyła Anastazja, trzymając w ręce ulubioną planszówkę.
— A możemy zagrać w „Było sobie życie”, potem w „Potwórze, który zniknął do szafy”,
Dixcit i partię szachów?
— A ja chcę w Monopoly i warcaby, a ja w „Milionerów” — dodał jeden z chłopców.
— A ja wolę Catan — zauważył ktoś inny.
— Spokojnie, zagramy w każdą grę, ale najpierw zjemy kolację. Póki co — zbierzmy
narzędzia, weźmy szybkie prysznice i potem zasiądziemy do stołu.
— A propos ciasta — ciocia — gdzie znalazłaś ten przepis — „to ciasto jest przepyszne!
Gdzie się tak nauczyłaś piec?
— Osobiście wolę ciasta kruche, bo do biszkoptów nie mam ręki. Przepis mam w książce
kucharskiej mojej babci.”
— Teraz już rozumiem, dlaczego przypomina mi smak mojego dzieciństwa.
A pokolacji tego wieczoru zagrałyśmy tego wieczoru z dziećmi w partyjkę remika a dzień
powoli zamienił się w noc. Dzieci pora do spania, bo jutro nowy dzień i nowe wyzwania.
— A będzie opowiastka …? Zapytał na półśpiąco Felix
— Tak
Felix uśmiechnął się i poszedł przygotowywać się do snu podobnie jak reszta.
— Dzieci, zastanówcie się nad tematem opowieści dziwnych treści — powiedziała
koleżanka.
— Gdy będziecie gotowi, dajcie znać, ok?
— Ok, my dopijemy herbatę — odpowiedziały dzieci. — Macie jeszcze długą godzinę aż do
21:00.
Po czym dzieciaki pobiegły na strych po materace, by je napompować i przebrać
pościele, a my zostałyśmy na dole.
— Jak się czujesz? Chcesz porozmawiać? — zapytała niepewnie koleżanka.
— Niechętnie… — odparłam.
— W takim razie, zagramy w szachy. Dawno tego nie robiłam, a ty?
— Na co czekasz? Rozłóżmy planszę! — zachęciła mnie.
Po partii wróciłyśmy do dzieci, które już czekały na wieczorne opowiadanki.
— Jaką myśl przewodnią wybraliście na dzisiaj?
— A może ktoś z was podpowie mi tą myśl? — zapytała koleżanka, oparta o framugę, z
pasją i czułością w głosie.
— Mamy myśl na dziś: „Wilk”.
— Słyszę też, że zapowiada się historia Czerwonego Kapturka…
— Teraz wszyscy pod pierzyny! — poleciła koleżanka.
Nastąpiła cicha chwila, a opowieść zaczęła się:
„Pewnego razu — albo może niedawno — była sobie ciotka z drewna modrzewiowego, z
okiennicami starannie struganymi, w której mieszkała rodzina: tata, mama i
dziewczynka, którą nazwali Czerwony Kapturek. Pewnego dnia babcia Kapturka
napisała, że jej kran przecieka, zabrakło mleka i prosi, aby ktoś przyszedł jej pomóc.
Młoda rodzina wyruszyła leśną ścieżką, a echo ich piosenki niesione przez wiewiorki,
sarny i bobry witało ich z uśmiechem…”
Opowieść toczyła się dalej, a dzieci słuchały z zapartym tchem.
— Kiedy przyszli do babci, zobaczyli w sieni wilka-borsuka z kolecem wbitym w nos. Tata
zawołał: „Pomogę ci, przyjacielu!” — kontynuowała koleżanka.
Na koniec, gdy opowieść dobiegła końca, Wiktor, zasypiając, wyszeptał:
— Śpijcie dobrze.
— Ty także
— Cicho — zamykając drzwi
Po porannych rytuałach — ścielenie łóżek, toaleta, śniadanie, malowanie paznokci,
ubieranie — wyruszyliśmy nad wodospady.
Dzieci były przeszczęśliwe: ciepły dzień, możliwość pluskania się pod wodospadem w
specjalnie wyznaczonym miejscu. Na obiad rozpaliliśmy ognisko, bo w pobliżu
znajdowało się wyznaczone miejsce do biwakowania. Słońce prażyło, a koleżanka była
zachwycona moim pomysłem.
Dzieci zbierały kamyki, budowały zamki z żwiru, chlapały wodą, krzycząc:
— Prysznic wodospadów!
Nagle koleżanka odebrała telefon od męża — ucieszyła się, bo powiedział, że skończył
szkolenie i wraca jutro z rana.
— A dzisiaj, co będzie robił? — pomyślałam z lekkim niepokojem.
— Powiedz, jak tam po szkoleniu? — zapytałam.
— Jutro rano będę już z wami i mam dla was niespodziankę — odpowiedział.
— Ciekawe, co to za niespodzianka! — dodałam, czując mieszankę zazdrości i radości.
…
Po porannych rytuałach nadszedł czas sprzątania i generalnego porządku w domu oraz
ogrodzie. Każdy miał wyznaczone zadanie.
— Anastazjo, Felix, Karol, Wiktor, mężu, ciociu — zaczęła koleżanka — „wybierajcie, którą
część domu posprzątacie. Ogród sprzątamy wspólnie.”
Wiktor oburzył się:
— Dlaczego mam tu sprzątać? Po co?
— Wiktor, rozumiem twoje stanowisko, ale u mnie nikt nie jest pomijany — odpowiedziała
spokojnie. — Każdy jest ważny, a każda pomoc jest cenna. Każdy z nas tworzy porządek,
a to sprawia, że wszyscy czujemy się lepiej.
Wiktor skinął głową.
— Każdy chce czuć się doceniony — dodała koleżanka, podając przykład dwóch toalet:
jednej lśniącej i pachnącej, a drugiej brudnej i rdzawej.
— Wybieram tę czystą — rzekł Wiktor.
— Brawo! — ucieszyła się koleżanka.
Następnie każdy dostał przydział: ja miałam zająć się kuchnią i przygotować obiad. Po
kilku godzinach dom lśnił czystością, a kuchnia wypełniał zapach śląskiego obiadu:
kluski śląskie, rolada, kapusta zasmażana, kompot z rabarbaru, a na deser — galaretki z
owocami na biszkoptowym cieście. Po posiłku przyszedł czas na porządki w ogrodzie.
— Anastazja z Wiktorem plewili, Felix z Karolem podlewali kwiaty, kosiłam trawę,
rozkładałyśmy meble ogrodowe, ławę tak by na przyjazd koleżanki męża wszystko było
gotowe.
„Stworzyliśmy zadbany park” — skomentował Felix co podchwycił Karol, obserwując
całą akcję.
Felix wyszedł z domu, niosąc tacę z kawałkami ciasta i dzbanem kompotu z czereśni
— komu komu, bo idę do domu …i ciasto, i kompot — zaśmiał się, dodając:
— daje na drewniany stolik
— ok
Przygotowania do posiłku trwały w najlepsze. Koleżanka nakryła stolik a my wspólnie
delektowaliśmy się pysznym ciastem, który wzbogacił rozmowy o wspomnienia z
młodości, maturalne perypetie i wspólne żarty.
— Pamiętacie, jak zdawaliśmy maturę? — zapytała mama, wywołując uśmiechy na
twarzach.
Rozmowy płynęły swobodnie, a w tle dzieci przygotowywały się do wieczoru filmowego.
Gdy nagle psy zaczęły radośnie szczekać. Oho już jest. Po kilku minutach zobaczyłam
jej męża wysoki szczupły dobrze zbudowany mężczyzna. Kiedy zaczął iść w naszym
kierunku naprzeciw wybiegły dzieci przekrzykując radośnie tata, wujek!
Dajcie mu usiąść.
Usiadł obok żony objął ją czule swoją ręką i dał namiętny pocałunek w usta.
Dzień dobry Kochanie, myślałem, że już nie dojadę takie korki co chwilę ruch wahadłowy.
Mam dla ciebie mały prezent i wyciągnął z kieszeni małe pudełko. To dla Ciebie.
Otworzyłam a tam kolczyki z białego złota wypełnione brylantami szmaragdem i
rubinem
Jakie śliczne
Dziękuję Kochanie. Jesteś najwspanialszym mężczyną jakiego znam i pocałowała go
namiętnie w usta. Dzieci a dla Was jest to pudło. To wielkie? Zapytała Anastazja
Tak otwórzcie. Dzieci poleciały szybko odpakowywać prezent. A w środku były gadżety
m&m” s ów i tik taki. Tato Wujku jesteś cudowny hura i rzuciły mu się na szyję wszystkie
jednocześnie aż prawie wywrócili się z ławy.
Cieszę się, że Wam zrobiłem przyjemność.
Dzień miał się już ku zachodowi.
Na koniec każdy dostał swoje zadanie: po szybkim prysznicu przebraliśmy się do piżam,
zrobiliśmy popcorn z gryki i zasiadliśmy na kanapie, gotowi na seans filmowy pod
tytułem „O psie, który jeździł koleją”.
— Zgaśnie światło — oznajmiła ciocia — i zaczynamy ogladac.
…
następny dzień od samego wczesnego rana zapowiadał się interesująco
A, zapomniałbym dodać tego– usłyszałam z dołu jak tylko się rozbudziłam
Wiktor powiedziało reszty, która siedziała obok w salonie na dywanie i wymieniając
dostępne pola na planszy kontynuował
• Leukocyt lub Lekarstwo — Jeśli natrafisz na te pola, dostajesz do swojej kolejki
po jednym żetonie odpowiadającym polu, na którym stoisz.
• Bakteria — Musisz oddać żetonglobinki lub żeton lekarstwa. Jeśli ich nie masz,
tracisz kolejkę. Jeśli przechodzisz przez start, otrzymujesz 3 globinki, 2 leukocyty i 2
lekarstwa.
• Szansa i Pech — Po stanięciu na tych polach bierzesz jedną kartę z stosu i na
głos odczytujesz polecenie. Wśród nich możesz odnaleźć karty Mistrz i Wirus, które
zostawiasz dla siebie.
• Pytanie — Sam decydujesz czy chcesz odpowiadać na pytania łatwe czy trudne. Do
każdego pytania przyporządkowane są trzy odpowiedzi — poprawną odczytasz po
przyłożeniu detektora do pola zamalowanego na czerwono na karcie. Za poprawną
odpowiedź na pytanie łatwe otrzymujesz jeden żeton globinka, a za trudne — dwa.
Możesz też zagrać „va banque” i odpowiedzieć na kolejne pytanie (tylko raz w jednej
kolejce). Za poprawne odpowiedzi żetony sumują się, a za błędne tracisz wszystkie
zdobyte.
Karta Mistrz i Wirus — Możesz wyzwać kogoś na pojedynek z pytaniami. Jeśli
wygrasz, zabierasz przeciwnikowi 4 globinki i 1 hemo. Jeśli przeciwnik odpowie, zadaje
pytanie tobie. Kartą Wirus możesz też kogoś zaatakować — wtedy gracz musi oddać do
banku 3 globinki lub inne żetony zgodnie z przelicznikiem.
— No to wszystko już wiesz, Karol? — spytał Wiktor. — Wydaje się, że tak — odpowiedział
Karol. — Ok, to zaczynamy grę! Grali tak przez dobrą godzinę. To była świetna gra! a
teraz my zrobimy dla nich niespodziankę szepnęła cichutko Anastazja popatrzyli na
siebie i stwierdzając, no ok dobra, ale co dokładnie. A co można robić z samego rana pić
kawę a my kakao — odezwała sie. Ok to ja nastawiam czajnik, a ja zrobię kanapki ja
nakryję do stołu ok a ja pozbieram grę dodała. — dobrze. Jak powiedzieli tak
zrobili. Cofnelam się w stronę sypialni i położyłam się jeszcze na chwilę na boku
wpatrując się w malowniczy krajobraz za oknem. Po chwili czuć było w domu unoszący
się zapach świeżo mielonej kawy.
Puk puk
Tak?
Mamy coś dla Ciebie mamo
O a co takiego i w tym samym momencie otworzyły się drzwi proszę zrobiliśmy Ci kawę i
krosanta maślanego. Uśmiechnęłam się czule do dzieci. Ale zrobiliście mi niespodziankę
łaz miło. Dziękuję Wam moi kochani.
W tym samym czasie Anastazja i Felix zapukali do drzwi obok gdzie w łóżku leżeli
przytuleni do siebie ich rodzice. Puk puk kto tam powiedział mąż koleżanki to my
możemy wejść? Mamy niespodzianki cicho się uśmiechając. Tak można wejść
Niespodzianka! Na tacy były dwie filiżanki świeży bukiet polnych kwiatów i i dwa
rogaliki z czekoladą. O proszę jakie mamy wspaniałe dzieciaki. Tak To
prawda. dziękujemy wamchodzcie tu niech was uściskam. Jak spałaś zapytała mie
wychodząc po kawie do toalety koleżanka. Wiesz tej nocy bardzo rozbolała mnie głowa.
Poszłam po tabletkę, lecz okazała się nieskuteczna. Westchnęłam cicho do siebie i
próbowałam zasnąć, ale nie mogłam — wierciłam się, liczyłam barany, ryby i owce,
rozwiązywałam w myślach zaplątane sprawy, które od dłuższego czasu czekały na
swoją kolej. I nic. w końcu, po kwadransie, wstałam, otworzyłam okno i poszłam pod
ciepły prysznic. Po powrocie na kanapę założyłam słuchawki bezprzewodowe,
nastawiłam szum morza, cicho zamknęłam okno i przykryłam się pierzyną. Masując
rękami mięśnie żwacze i skroń używając olejku z lawendy… i pomogło.wstałam jak
nowa. A ta kawa ….
Po dłuższej chwili przy wspólnie przygotowanym śniadaniu rzekłam przy stole:
— Dziś dzień wyjazdu, moi kochani!
— Ale jak to, mamo? — zapytał Wiktor.
— No właśnie, my chcemy być tu jeszcze — dodał od razu Karol.
— Ciociu, plissss, plissss — powiedziała Anastazja, patrząc oczami pełnymi nadziei.
Felix zaniemówił, skrzywił się i wstał od stołu.
— Ja nie chcę, abyście jechali — oznajmił, łkając cicho.
— Ciociu, dziś dzień żaby i festyn! — dodała Anastazja.
Spojrzałam na nich ciepło i, w pośpiechu, zacytowałam:
— Był plecak na plecach i były walizki… a teraz wakacje skończone, tornistry i teczki
czekają na wszystkich!
— Co za ponure miny! — powiedział mąż koleżanki, dodając: — Czeka was jeszcze wiele
wspólnych chwil, choćby pakowanie rzeczy do auta.
Dzieci kiwały głowami markotnie, niemal bez słów.
— Koleżanko, jest dziewiąta rano. Jeśli wszyscy się sprężymy z zapakowaniem, za
godzinę zacznie się Dzień Żaby i festyn — zaproponowała koleżanka.
— Dobry plan na dzisiejsze pożegnanie — zgodziłam się.
Gdy dzieci poszły zbierać i pakować, my kończyłyśmy picie porannej kawy.
— Chciałam wam bardzo podziękować za wspaniały czas, który mnie i dzieciom
podarowaliście. Cieszę się, że was mam. Kochana, zawsze jesteś u nas mile widziana —
powiedziała koleżanka, a jej mąż, wkładając naczynia do zmywarki, dodał, że cieszy się,
iż jego kochana żona nie była sama podczas jego nieobecności.
Pomyślałam: „Ale to urocze.”
— Mam coś dla was — dodałam, wręczając obrus z ręcznie haftowanymi kwiatami.
Widać było, że się wzruszyli — nie spodziewali się niczego, a ja nie potrafiłabym
odjechać ot tak.
Gdy dzieci pakowały walizki i plecaki do auta, zawołałam:
— Anastazja, Felix, Wiktor, Karol — jesteśmy tutaj, mamo!
— Wiem. Macie wszystko zapakowane? — zapytał Karol.
— Tak.
— To ok. A teraz moment, na który czekacie — czyli Dzień Żaby… i festyn! — zawołała z
radością Anastazja.
— Każdy z was ma tu pięć monet — zależy, co z nimi zrobicie. Dziękujemy! — uradowały
się dzieci.
Po dotarciu na miejsce, dzieci dowiedziały się, że Dzień Żaby to nie tylko nazwa festynu,
ale także międzynarodowy Dzień Żaby, przypadający na 20 marca.
— Ciociu, a wiedziałaś, że żaba to płaz? — zapytał Felix.
— Tak, wiedziałam.
— I jest symbolem szczęścia? — dodała Anastazja.
— Mamo, prawda, że żaby odgrywają ważną rolę w przyrodzie? — zapytał kolejny.
— Tak, kochani, to wszystko prawda.
— A czy wiedzieliście, że potrafią wykonać skok stanowiący 30-krotność długości
swojego ciała? To niesamowite! — zachwycił się Felix.
— No ale nie potrafią skakać w tył — dodał ktoś.
— A niektóre gatunki potrafią „latać” — wyjaśnił Wiktor, mówiąc, że przynajmniej
potrafią się przemieszczać w sposób przypominający latanie dzięki powiększonej błonie
między palcami.
— Co roku odkrywane są nowe gatunki żab — ostatnio opisane pochodzą z Afryki
Południowej i obejmują dwa gatunki żab deszczowych, trzy górskie oraz kilka rzekotek —
zakończył, budząc jeszcze większe zainteresowanie.
Masz bardzo bogatą wiedzę. Brawo.
A czy ja mogę mieć jedną prośbę do Ciebie odezwał się mąż koleżanki czy mogłabyś
dzisiaj jeszcze zostać na jedną noc i popilnować dzieci. Zarezerwowałem bilety do kina i
teatru.
— Oczywiście — odpowiedziałam.
…….
— Chodźcie na kolacje — oznajmił mąż koleżanki przejmując rolę szefa kuchni dla
wszystkich. — S’il vous plaît, bon appétit! Merci pour
— merci
Nazajutrz po śniadaniu, gdy wszystko zostało umyte i posprzątane, mąż koleżanki
zakomunikował z entuzjazmem:
— Zabieram was dzisiaj do Zoo
— Cudowny pomysł, kochanie! Poczekaj, zaraz będę gotowa.
— Kochanie, odpocznij w domu — wiem, że tego potrzebujesz.
Słowa, które słyszałam stojąc z boku, były dla nich naturalne, a dla mnie — niestety
obce. Pomyślałam, że dobrze, bo moi synowie to obserwują i słyszą.
Uśmiechnęłam się, robiąc duży łyk kawy…
…Po śniadaniu i sprzątaniu przytulił mocno żonę, czując ciepło jej uścisku.
Uśmiechnęła się do niego i pocałowała na pożegnanie, a on ruszył z dziećmi w stronę
samochodu. Były tak podekscytowane, że niemal skakały z radości, nie mogąc
doczekać się, kiedy w końcu dotrą do zoo.
— a będą lwy? — zapytała najmłodsza, wciąż nie mogąc uwierzyć, że już za chwilę
zobaczy zwierzęta na żywo.
— A słonie? — dopytywał Wiktor, uśmiechając się szeroko, wpatrując się w okno
samochodu.
— Zobaczymy wszystko, co tylko się da! — obiecałem, zapinając pasy i włączając silnik.
Tym czasem w domu …
— Wygląda na to, że mamy dziś dzień tylko dla nas.
Na to spokojnie odpowiedziałam:
— A ty, na co masz ochotę?
Zdziwiłam się, bo dawno nikt nie pytał, czego ja potrzebuję.
— A co proponujesz?
— Może wycieczkę do Port Grimaud? To niedaleko Saint-Tropez. Przepłyniemy
motorówką i pokażę ci Lazurowe Wybrzeże.
— Jak mogłabym ci odmówić? Dopijemy kawę, wezmę patent i ruszamy! Oczywiście, oto
rozwinięta wersja wycieczki po Port Grimaud:
Po kilku chwilach ciszy, wypełnionej tylko dźwiękiem fal uderzających o burtę
motorówki, zaczęliśmy zbliżać się do Port Grimaud, malowniczego miasteczka nad
Lazurowym Wybrzeżu. Widok, który rozpościerał się przed nami, był jak z pocztówki —
kolorowe domki w stylu prowansalskim, z dachami pokrytymi czerwoną dachówką,
przycupnięte na brzegu kanałów, a dookoła niewielkie łodzie cumujące wzdłuż wąskich
uliczek, które tworzyły małe wodne alejki.
— Witaj w małym Wenecji Francji — powiedział z uśmiechem, kierując motorówkę w
stronę jednego z mostów, pod którym musialysmy przejść.
Zatrzymałyśmy się na chwilę przy jednym z mostów, a ja podziwiałam piękno tego
miejsca. Woda była krystalicznie czysta, odbijając w sobie kolorowe domy, jakby
stworzona do malowania przez artystów. W powietrzu unosił się zapach soli i świeżo
parzonej kawy z pobliskiej kawiarenki.
Przepłynęłyśmy obok grupki ludzi spacerujących wzdłuż nabrzeża, ich rozmowy cichły,
gdy przyglądali się naszej motorówce. Czułam się, jakbym przeniosła się do zupełnie
innego świata — spokojnego, pełnego uroku i magii.
— Zobacz, tam na końcu portu jest mała tawerna. Idealne miejsce, by napić się kawy i
poczuć prawdziwy klimat tego miejsca — zauważyła, wskazując na mały taras, gdzie
goście siedzieli przy stolikach, rozkoszując się słońcem i widokiem na morze.
Zatrzymałyśmy się przy pomostach, gdzie woda błyszczała w słońcu, a motorówka
delikatnie kołysała się na falach. Stąd widok na miasteczko był jeszcze piękniejszy.
Domki z czerwonymi dachami kontrastowały z zielenią roślinności rosnącej wokół, a
wszystko to tworzyło niezwykły obraz, jakby z filmu.
— Chodź, przejdziemy się trochę po uliczkach. — Chwyciła mnie za rękę, a ja poczułam,
jak serce bije mi szybciej. W tym miejscu wszystko wydawało się takie spokojne, jakby
czas zwolnił.
Spacerowałyśmy wśród małych sklepików, których okna pełne były ręcznie robionych
pamiątek, lokalnych wyrobów i tradycyjnych francuskich przypraw. Nagle znaleźliśmy
się na rynku, gdzie odbywał się lokalny targ. Stoły były pełne świeżych owoców,
warzyw, serów i wędlin.
— To tutaj robią najlepszy ser kozi w okolicy — powiedziała, podchodząc do stoiska,
gdzie staruszek sprzedawał swoje wyroby.
Zatrzymałam się na chwilę, by porozmawiać z nim i spróbować kawałek sera, którego
smak był niezapomniany. Czułam się, jakbym była częścią tego miejsca, pełnego
tradycji i spokoju.
Po chwili wróciłyśmy na motorówkę, płynąc w stronę zachodzącego słońca, które
malowało niebo na złoto i pomarańczowo. Czułam, że to była najpiękniejsza wycieczka,
jaką mogłam sobie wyobrazić.
— Jak Ci się podobało? — zapytała mnie patrząc na mnie z uśmiechem.
— To było niesamowite. Dziękuję
Zadzwonię do męża i zapytam jak dzieci.
Wzięła telefon wybrała numer i po chwili rozmawiała z mężem.
— Jak droga Kochanie?
— o część droga minęła szybko, mimo że dzieci nie przestawały zadawać pytań i
wymieniać się swoimi spostrzeżeniami.
⁃ było do przewidzenia,
⁃ jesteście już na miejscu?
⁃ Tak teraz dojechałem na miejsce, atmosfera ok. Dzieci wręcz wybuchają
radością, gdy tylko zaparkowałem. Nic to kończę kochanie, bo już mnie wołają… Odezwę
się później. całuję.
⁃ Ok.
Tato, wujku …
— patrz! Żyrafa! — wykrzyknęła córka, wskazując na pierwsze zwierzę, które
zobaczyliśmy tuż przy wejściu. Ogromna szyja żyrafy wystawała ponad wysokim
ogrodzeniem, a jej spokojne ruchy przyciągały wzrok.
— Widzicie, jak długo ma szyję? — zapytałem, wyjaśniając, że to, dlatego żyrafy mogą
jeść liście z najwyższych drzew.
Zanim zdążył odpowiedzieć, Felix pociągnął mnie za rękę, wskazując na kolejny wybieg.
— Ojej, patrz, tam są lemury! — zawołał, a jego oczy rozbłysły z zachwytu, gdy kilka
lemurów skakało z gałęzi na gałąź, bawiąc się wśród zieleni.
Dzieci nie mogły się zdecydować, które zwierzę podoba im się najbardziej, bo każde
kolejne było dla nich równie fascynujące. Lwy z grzywą poruszającą się majestatycznie,
dostojne żyrafy, zabawne pingwiny, które pozornie wydawały się ślizgać na lodzie, a
nawet hipopotamy leniwie wylegujące się w wodzie. Wszystko to sprawiało, że dzieci
były w szoku, a ja cieszyłem się, widząc ich zachwyt.
— Zobaczcie! Słonie! — krzyknął Felix, gdy dotarliśmy do wielkiego wybiegu, gdzie trzy
olbrzymie słonie spacerowały w cieniu drzew.
Anastazja zaczęła zadawać pytania:
— Dlaczego one mają taką długą trąbę? Jak one jedzą?
Wspólnie oglądali zwierzęta, a on tłumaczył im, jak słonie używają swoich trąb do picia
wody, zbierania pokarmu i komunikacji między sobą. Potem, przy wybiegu z małpami,
dzieci zaczęły się śmiać, bo małpy zafascynowane obecnością odwiedzających, zaczęły
podchodzić coraz bliżej, jakby chciały z nimi porozmawiać.
Oczywiście zaraz obok małp nie mogło zabraknąć tak zwanych małpich przysmaków nie
tylko dla małp.
— one chyba też chcą się z nami przywitać! — zaśmiała się Anastazja a jej śmiech był
zaraźliwy.
Po kilku godzinach w zoo, z pełnymi brzuszkami po lodach i frytkach, usiedliśmy na
jednej z ławek. Słońce powoli zaczęło zachodzić, a dzieci przytuliły się do mężczyzny,
zmęczone, ale wciąż pełne wrażeń.
— Fajny dzień
— Możemy tu wrócić? — dopytywał Karol patrząc na wujka z nadzieją.
— Oczywiście — odpowiedział z uśmiechem. — Ale następnym razem zabierzemy też
mame i ciocię
Dzieci pokiwały głowami, a on poczuł, że ten dzień zbliżył ich jeszcze bardziej do
siebie. Był pełen radości, śmiechu i chwil. Głodni? Zapytał. Odpowiedź była tylko jedna.
TAaaaK
Chodźcie idziemy coś zjeść. Tu jest knajpka to co pizza. Taak. Zajmijcie stolik. Okej...
dzień dobry poproszę pizzę xxxx z cebulą kaparami papryką szynką kukurydzą i serem A
do picia sok świeżo wyciskany pamiętam marchew ananas kiwi pomarańcza i wodę. Czy
coś jeszcze podać tak nispodziewajki, ile sztuk pięć. Proszę. Dziękuję.numer 563
zamówienia. Jeszcze dobrze nie rozsiadły się dzieci jak zamówienie przypłynęło rwącą
mini rzeką na łodziach. o jakie to cudne wujek to dla nas? Tak wziąłem zestaw z
niespodziewajkami. Co macie? Ja słonia a Ja lwa ja orła ja wielbłąda a ja fokę. No
proszę. Super. No nie a to co pizza w kształcie wieloryba. A te słomki do soków z
pelikanami dla mnie ja mam z niedźwiedziem a ja z emu ja ze skorpionem a ja z żyrafą. A