E-book
31.5
drukowana A5
55.62
drukowana A5
Kolorowa
72.94
IMPERIUM CHWIL

Bezpłatny fragment - IMPERIUM CHWIL

Objętość:
94 str.
ISBN:
978-83-8414-395-7
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 55.62
drukowana A5
Kolorowa
za 72.94

IMPERIUM CHWIL

Anna Karolina Subiel-Fałat

2025

dedykuję każdej bliskiej mi osobie …

Wstęp

Imperium Chwil autorstwa Anny Karoliny Fałat to książka, która odsłania kruchość i

potęgę jednocześnie. To opowieść o ulotnych momentach, które budują całe życie, o

decyzjach, które wydają się błahe, a zmieniają wszystko, o emocjach, które tętnią w

codziennych gestach i słowach.

Czy chwila może stworzyć imperium? Czy jedno spojrzenie, jeden szept, jedno

wspomnienie może ważyć więcej niż lata? Bohaterowie tej historii odnajdują w zwykłych

zdarzeniach niezwykłą siłę — w miłości, w stracie, w przypadku, który okazuje się

przeznaczeniem.

To książka pełna refleksji, pasji i niedopowiedzeń, które składają się na obraz życia.

Imperium Chwil to nie tylko opowieść — to zaproszenie do zatrzymania się i

dostrzeżenia, że największa magia tkwi w tym, co ulotne.

Nie dzielę mojej książki na rozdziały, ponieważ

dla każdej osoby chwila może mieć inną długość — dla jednej to sekunda, dla drugiej

wieczność. Próbuję oddać wrażenie, że życie i jego momenty są płynne i nie da się ich

zamknąć w segmentach ciasnych rozdziałów.


Dzień był jak każdy inny — lekko pochmurny, a niebo zapowiadało deszcz. Mimo to, w

środku czułam niepokój, jakby czegoś mi brakowało, lecz nie potrafiłam określić, czego

dokładnie. Postanowiłam zerwać z rutyną i z dziećmi pod pachą, wybrać się do

koleżanki, robiąc spontaniczny wypad za miasto.

Gdy dotarłam, koleżanka wyszła mi naprzeciw z szerokim, serdecznym uśmiechem,

który od razu ogrzał mój chłodny dzień.

— Kochana, jak się cieszę, że cię widzę! — zawołała, obejmując mnie mocno, jakby

chciała nadrobić wszystkie te lata rozłąki. — Dawno się nie widziałyśmy, a mam tyle Ci

do opowiedzenia!

Nie tracąc czasu, z iskierką nadziei w głosie zapytałam:

— Co powiesz na biwak z dzieciakami? Może taki spontaniczny wypad na łono natury?

Bez wahania odpowiedziała:

— Kochana, to świetny pomysł! Chwila, zapytam dzieci, czy chcą jechać.

W mgnieniu oka rozległ się radosny okrzyk:

— Anastazjo! Felixie! Jedziemy na biwak?

— Tak, mamo! — odpowiedziały, a ich głosy przesycone były entuzjazmem.

— To wspaniale! — oznajmiłam, czując, że ciężar dnia powoli znika. — Ustalone, wyjazd za

godzinę!

Jeszcze dopytałam troskliwie:

— A czy twój wspaniały jedzie z nami?

Na co koleżanka westchnęła cicho:

— Niestety, pojechał na szkolenie z pracy. Niedawno dzwonił — już dojechał.

— Ok — odpowiedziałam, choć w jej tonie słyszałam ukryty smutek.

Po kilku minutach do nas dołączyły jej pociechy. Przywitały się serdecznie — obejmując

mnie i moje dzieci, Karola oraz Wiktora.

— Ciociu, a możemy pokazać im nasz ogród? — zapytały radośnie, pełne dziecięcej

ciekawości.

— Oczywiście, słońca! — odpowiedziałam z ciepłem i razem pobiegli ku domkowi na

drzewie.

W ogrodzie panował niezwykły spokój — barwy liści, krzewów, bylin, kwiatów, drzew,

ziół oraz różnorodne trawy — odbijały się w małym stawie, znajdując się nieopodal

domku na drzewie, tuż przy majestatycznej magnolii. Dzieci z zachwytem biegały

między kwiatami, a ja wróciłam do siebie, tracąc poczucie czasu.

Gdy zatrzymałam się na chwilę, by wsłuchać się w śpiew ptaków, usłyszałam głos

koleżanki:

— Czy nie czujesz, jakby czas tu się zatrzymał?

— Tak — odpowiedziałam cicho, — to miejsce naprawdę koi duszę, jest w nim coś

niezwykłego.

Wtedy, zauważywszy, że idzie z bagażem, uśmiechnęłam się i powiedziałam:

— Hej, pomóc ci z noszeniem?

Na co koleżanka, lekko przyspieszając kroku, odparła:

— Otwórz bagażnik, już jesteśmy gotowi!

Następnie zawołała dzieci:

— Dzieciaki, chodźcie! Zrobiłam wam kanapki i macie tu picie. Tylko uważajcie,

schodząc!

Na co jeden z maluchów z uśmiechem dodał:

— Jeszcze chwilkę, proszę, mamo!

— Ok.

Usiadłyśmy przy drewnianym stole w cieniu drzewa, gdzie rozmowa szybko się

rozkręciła.

— Wiesz, nic się nie zmieniłaś — powiedziałam, patrząc na koleżankę. — Wręcz kwitniesz!

Jak to robisz?

— Och, zdradzę ci sekret — zaśmiała się cicho, — zaczęłam się wysypiać. Codzienne

spacery z Exelem i Pixelem naprawdę dodają mi energii


— Ty też kwitniesz, kochana. Nadal emanujesz optymizmem, mimo wszelkich problemów

— pochwaliłam ją.

Na to ona wzruszyła ramionami:

— E tam! Nie myślę o problemach — pokonuję je na bieżąco. Mam wspaniałego

mężczyznę, który każdego dnia sprawia, że czuję się ważna i kochana. Dzieci to widzą,

czują i uczą się od nas. To, co mamy, jest bezcenne.

W międzyczasie dzieci wbiegły zawołując:

— Ciociu, chodź zobaczyć, jaki domek zbudowaliśmy przy magnolii!

— No proszę, pokażcie — zawołałam, podążając za ich beztroskimi krokami.

Tak, w tej chwili, otoczone pięknem ogrodu, zapomniały o troskach szarego dnia — a ja

poczułam, że w ich śmiechu kryje się cała moc życia.

— Ciociu — zapytała cicho Anastazja — czy moglibyście dzisiaj nocować u nas?

Spojrzałam na koleżankę i odpowiedziałam z uśmiechem:

— Jeśli Wasza mama się zgodzi, to zostaniemy. Choć przyznam, że myślałam o spaniu w

namiocie.

— W namiocie to jutro każdy z nas będzie spać — odpowiedziała Anastazji z uśmiechem

koleżanka — Ale dziś zapraszam Was do nas!

Zastanowiłam się przez chwilę. Pomysł spania w namiocie wydawał mi się ekscytujący,

ale perspektywa spędzenia wieczoru u kolezanki również miała swój urok. W końcu

spojrzałam na nią i skinęłam głową.

— W takim razie zostajemy! Ale obiecaj, że jutro faktycznie śpimy w namiocie.

Anastazja klasnęła w dłonie z radością.

— Obiecuję! Ale dziś czeka was wieczór pełen niespodzianek!

Zaciekawiona uniosłam brwi.

— Niespodzianek?

— Tak! — powiedziała tajemniczo. — Ale nie powiem nic więcej. Musicie poczekać!

Spojrzałam na resztę. Wszyscy wydawali się równie zaintrygowani co ja. Pełni

ekscytacji ruszyliśmy w stronę domu nie mogąc się doczekać, co takiego dla nas takiego

przygotowała. Zapraszam na niespodziankę do kuchni zrobiłam lemoniadę i ciasto

Chodźcie, bo zjem całe!

— Mamo, czy mogłabym cię prosić, abyś przyniosła słomki?

— Kochanie, zapomnialam kupić słomek — odpowiedziała

— nic nie szkodzi

Po chwili wszyscy siedzieliśmy, odpoczywając po pracowitym dniu.

— czy możemy dzisiaj urządzić wieczór rodzinnych gier planszowych? — zapytała

Anastazja.

— Nie wiem, czy mama nie szykuje dla was niespodzianki…

— Nie, kochanie, nie szykuje — odparła koleżanka, zwracając się do mnie i dzieci

— W takim razie, skoro nie ma innych pomysłów, dziś będzie wieczór gier planszowych.

Pasuje wam?

— Fajnie, tak, jupi! — podskoczyła Anastazja, trzymając w ręce ulubioną planszówkę.

— A możemy zagrać w „Było sobie życie”, potem w „Potwórze, który zniknął do szafy”,

Dixcit i partię szachów?

— A ja chcę w Monopoly i warcaby, a ja w „Milionerów” — dodał jeden z chłopców.

— A ja wolę Catan — zauważył ktoś inny.

— Spokojnie, zagramy w każdą grę, ale najpierw zjemy kolację. Póki co — zbierzmy

narzędzia, weźmy szybkie prysznice i potem zasiądziemy do stołu.

— A propos ciasta — ciocia — gdzie znalazłaś ten przepis — „to ciasto jest przepyszne!

Gdzie się tak nauczyłaś piec?

— Osobiście wolę ciasta kruche, bo do biszkoptów nie mam ręki. Przepis mam w książce

kucharskiej mojej babci.”

— Teraz już rozumiem, dlaczego przypomina mi smak mojego dzieciństwa.

A pokolacji tego wieczoru zagrałyśmy tego wieczoru z dziećmi w partyjkę remika a dzień

powoli zamienił się w noc. Dzieci pora do spania, bo jutro nowy dzień i nowe wyzwania.

— A będzie opowiastka …? Zapytał na półśpiąco Felix

— Tak

Felix uśmiechnął się i poszedł przygotowywać się do snu podobnie jak reszta.

— Dzieci, zastanówcie się nad tematem opowieści dziwnych treści — powiedziała

koleżanka.

— Gdy będziecie gotowi, dajcie znać, ok?

— Ok, my dopijemy herbatę — odpowiedziały dzieci. — Macie jeszcze długą godzinę aż do

21:00.

Po czym dzieciaki pobiegły na strych po materace, by je napompować i przebrać

pościele, a my zostałyśmy na dole.

— Jak się czujesz? Chcesz porozmawiać? — zapytała niepewnie koleżanka.

— Niechętnie… — odparłam.

— W takim razie, zagramy w szachy. Dawno tego nie robiłam, a ty?

— Na co czekasz? Rozłóżmy planszę! — zachęciła mnie.

Po partii wróciłyśmy do dzieci, które już czekały na wieczorne opowiadanki.

— Jaką myśl przewodnią wybraliście na dzisiaj?

— A może ktoś z was podpowie mi tą myśl? — zapytała koleżanka, oparta o framugę, z

pasją i czułością w głosie.

— Mamy myśl na dziś: „Wilk”.

— Słyszę też, że zapowiada się historia Czerwonego Kapturka…

— Teraz wszyscy pod pierzyny! — poleciła koleżanka.


Nastąpiła cicha chwila, a opowieść zaczęła się:

„Pewnego razu — albo może niedawno — była sobie ciotka z drewna modrzewiowego, z

okiennicami starannie struganymi, w której mieszkała rodzina: tata, mama i

dziewczynka, którą nazwali Czerwony Kapturek. Pewnego dnia babcia Kapturka

napisała, że jej kran przecieka, zabrakło mleka i prosi, aby ktoś przyszedł jej pomóc.

Młoda rodzina wyruszyła leśną ścieżką, a echo ich piosenki niesione przez wiewiorki,

sarny i bobry witało ich z uśmiechem…”

Opowieść toczyła się dalej, a dzieci słuchały z zapartym tchem.

— Kiedy przyszli do babci, zobaczyli w sieni wilka-borsuka z kolecem wbitym w nos. Tata

zawołał: „Pomogę ci, przyjacielu!” — kontynuowała koleżanka.

Na koniec, gdy opowieść dobiegła końca, Wiktor, zasypiając, wyszeptał:

— Śpijcie dobrze.

— Ty także

— Cicho — zamykając drzwi


Po porannych rytuałach — ścielenie łóżek, toaleta, śniadanie, malowanie paznokci,

ubieranie — wyruszyliśmy nad wodospady.

Dzieci były przeszczęśliwe: ciepły dzień, możliwość pluskania się pod wodospadem w

specjalnie wyznaczonym miejscu. Na obiad rozpaliliśmy ognisko, bo w pobliżu

znajdowało się wyznaczone miejsce do biwakowania. Słońce prażyło, a koleżanka była

zachwycona moim pomysłem.

Dzieci zbierały kamyki, budowały zamki z żwiru, chlapały wodą, krzycząc:

— Prysznic wodospadów!

Nagle koleżanka odebrała telefon od męża — ucieszyła się, bo powiedział, że skończył

szkolenie i wraca jutro z rana.

— A dzisiaj, co będzie robił? — pomyślałam z lekkim niepokojem.

— Powiedz, jak tam po szkoleniu? — zapytałam.

— Jutro rano będę już z wami i mam dla was niespodziankę — odpowiedział.

— Ciekawe, co to za niespodzianka! — dodałam, czując mieszankę zazdrości i radości.

Po porannych rytuałach nadszedł czas sprzątania i generalnego porządku w domu oraz

ogrodzie. Każdy miał wyznaczone zadanie.

— Anastazjo, Felix, Karol, Wiktor, mężu, ciociu — zaczęła koleżanka — „wybierajcie, którą

część domu posprzątacie. Ogród sprzątamy wspólnie.”

Wiktor oburzył się:

— Dlaczego mam tu sprzątać? Po co?

— Wiktor, rozumiem twoje stanowisko, ale u mnie nikt nie jest pomijany — odpowiedziała

spokojnie. — Każdy jest ważny, a każda pomoc jest cenna. Każdy z nas tworzy porządek,

a to sprawia, że wszyscy czujemy się lepiej.

Wiktor skinął głową.

— Każdy chce czuć się doceniony — dodała koleżanka, podając przykład dwóch toalet:

jednej lśniącej i pachnącej, a drugiej brudnej i rdzawej.

— Wybieram tę czystą — rzekł Wiktor.

— Brawo! — ucieszyła się koleżanka.

Następnie każdy dostał przydział: ja miałam zająć się kuchnią i przygotować obiad. Po

kilku godzinach dom lśnił czystością, a kuchnia wypełniał zapach śląskiego obiadu:

kluski śląskie, rolada, kapusta zasmażana, kompot z rabarbaru, a na deser — galaretki z

owocami na biszkoptowym cieście. Po posiłku przyszedł czas na porządki w ogrodzie.

— Anastazja z Wiktorem plewili, Felix z Karolem podlewali kwiaty, kosiłam trawę,

rozkładałyśmy meble ogrodowe, ławę tak by na przyjazd koleżanki męża wszystko było

gotowe.

„Stworzyliśmy zadbany park” — skomentował Felix co podchwycił Karol, obserwując

całą akcję.

Felix wyszedł z domu, niosąc tacę z kawałkami ciasta i dzbanem kompotu z czereśni

— komu komu, bo idę do domu …i ciasto, i kompot — zaśmiał się, dodając:

— daje na drewniany stolik

— ok

Przygotowania do posiłku trwały w najlepsze. Koleżanka nakryła stolik a my wspólnie

delektowaliśmy się pysznym ciastem, który wzbogacił rozmowy o wspomnienia z

młodości, maturalne perypetie i wspólne żarty.

— Pamiętacie, jak zdawaliśmy maturę? — zapytała mama, wywołując uśmiechy na

twarzach.

Rozmowy płynęły swobodnie, a w tle dzieci przygotowywały się do wieczoru filmowego.

Gdy nagle psy zaczęły radośnie szczekać. Oho już jest. Po kilku minutach zobaczyłam

jej męża wysoki szczupły dobrze zbudowany mężczyzna. Kiedy zaczął iść w naszym

kierunku naprzeciw wybiegły dzieci przekrzykując radośnie tata, wujek!

Dajcie mu usiąść.

Usiadł obok żony objął ją czule swoją ręką i dał namiętny pocałunek w usta.

Dzień dobry Kochanie, myślałem, że już nie dojadę takie korki co chwilę ruch wahadłowy.

Mam dla ciebie mały prezent i wyciągnął z kieszeni małe pudełko. To dla Ciebie.

Otworzyłam a tam kolczyki z białego złota wypełnione brylantami szmaragdem i

rubinem

Jakie śliczne

Dziękuję Kochanie. Jesteś najwspanialszym mężczyną jakiego znam i pocałowała go

namiętnie w usta. Dzieci a dla Was jest to pudło. To wielkie? Zapytała Anastazja

Tak otwórzcie. Dzieci poleciały szybko odpakowywać prezent. A w środku były gadżety

m&m” s ów i tik taki. Tato Wujku jesteś cudowny hura i rzuciły mu się na szyję wszystkie

jednocześnie aż prawie wywrócili się z ławy.

Cieszę się, że Wam zrobiłem przyjemność.

Dzień miał się już ku zachodowi.

Na koniec każdy dostał swoje zadanie: po szybkim prysznicu przebraliśmy się do piżam,

zrobiliśmy popcorn z gryki i zasiadliśmy na kanapie, gotowi na seans filmowy pod

tytułem „O psie, który jeździł koleją”.

— Zgaśnie światło — oznajmiła ciocia — i zaczynamy ogladac.

następny dzień od samego wczesnego rana zapowiadał się interesująco

A, zapomniałbym dodać tego– usłyszałam z dołu jak tylko się rozbudziłam

Wiktor powiedziało reszty, która siedziała obok w salonie na dywanie i wymieniając

dostępne pola na planszy kontynuował

• Leukocyt lub Lekarstwo — Jeśli natrafisz na te pola, dostajesz do swojej kolejki

po jednym żetonie odpowiadającym polu, na którym stoisz.

• Bakteria — Musisz oddać żetonglobinki lub żeton lekarstwa. Jeśli ich nie masz,

tracisz kolejkę. Jeśli przechodzisz przez start, otrzymujesz 3 globinki, 2 leukocyty i 2

lekarstwa.

• Szansa i Pech — Po stanięciu na tych polach bierzesz jedną kartę z stosu i na

głos odczytujesz polecenie. Wśród nich możesz odnaleźć karty Mistrz i Wirus, które

zostawiasz dla siebie.


• Pytanie — Sam decydujesz czy chcesz odpowiadać na pytania łatwe czy trudne. Do

każdego pytania przyporządkowane są trzy odpowiedzi — poprawną odczytasz po

przyłożeniu detektora do pola zamalowanego na czerwono na karcie. Za poprawną

odpowiedź na pytanie łatwe otrzymujesz jeden żeton globinka, a za trudne — dwa.

Możesz też zagrać „va banque” i odpowiedzieć na kolejne pytanie (tylko raz w jednej

kolejce). Za poprawne odpowiedzi żetony sumują się, a za błędne tracisz wszystkie

zdobyte.

Karta Mistrz i Wirus — Możesz wyzwać kogoś na pojedynek z pytaniami. Jeśli

wygrasz, zabierasz przeciwnikowi 4 globinki i 1 hemo. Jeśli przeciwnik odpowie, zadaje

pytanie tobie. Kartą Wirus możesz też kogoś zaatakować — wtedy gracz musi oddać do

banku 3 globinki lub inne żetony zgodnie z przelicznikiem.

— No to wszystko już wiesz, Karol? — spytał Wiktor. — Wydaje się, że tak — odpowiedział

Karol. — Ok, to zaczynamy grę! Grali tak przez dobrą godzinę. To była świetna gra! a

teraz my zrobimy dla nich niespodziankę szepnęła cichutko Anastazja popatrzyli na

siebie i stwierdzając, no ok dobra, ale co dokładnie. A co można robić z samego rana pić

kawę a my kakao — odezwała sie. Ok to ja nastawiam czajnik, a ja zrobię kanapki ja

nakryję do stołu ok a ja pozbieram grę dodała. — dobrze. Jak powiedzieli tak

zrobili. Cofnelam się w stronę sypialni i położyłam się jeszcze na chwilę na boku

wpatrując się w malowniczy krajobraz za oknem. Po chwili czuć było w domu unoszący

się zapach świeżo mielonej kawy.

Puk puk

Tak?

Mamy coś dla Ciebie mamo

O a co takiego i w tym samym momencie otworzyły się drzwi proszę zrobiliśmy Ci kawę i

krosanta maślanego. Uśmiechnęłam się czule do dzieci. Ale zrobiliście mi niespodziankę

łaz miło. Dziękuję Wam moi kochani.

W tym samym czasie Anastazja i Felix zapukali do drzwi obok gdzie w łóżku leżeli

przytuleni do siebie ich rodzice. Puk puk kto tam powiedział mąż koleżanki to my

możemy wejść? Mamy niespodzianki cicho się uśmiechając. Tak można wejść

Niespodzianka! Na tacy były dwie filiżanki świeży bukiet polnych kwiatów i i dwa

rogaliki z czekoladą. O proszę jakie mamy wspaniałe dzieciaki. Tak To

prawda. dziękujemy wamchodzcie tu niech was uściskam. Jak spałaś zapytała mie

wychodząc po kawie do toalety koleżanka. Wiesz tej nocy bardzo rozbolała mnie głowa.

Poszłam po tabletkę, lecz okazała się nieskuteczna. Westchnęłam cicho do siebie i

próbowałam zasnąć, ale nie mogłam — wierciłam się, liczyłam barany, ryby i owce,

rozwiązywałam w myślach zaplątane sprawy, które od dłuższego czasu czekały na

swoją kolej. I nic. w końcu, po kwadransie, wstałam, otworzyłam okno i poszłam pod

ciepły prysznic. Po powrocie na kanapę założyłam słuchawki bezprzewodowe,

nastawiłam szum morza, cicho zamknęłam okno i przykryłam się pierzyną. Masując

rękami mięśnie żwacze i skroń używając olejku z lawendy… i pomogło.wstałam jak

nowa. A ta kawa ….

Po dłuższej chwili przy wspólnie przygotowanym śniadaniu rzekłam przy stole:

— Dziś dzień wyjazdu, moi kochani!

— Ale jak to, mamo? — zapytał Wiktor.

— No właśnie, my chcemy być tu jeszcze — dodał od razu Karol.

— Ciociu, plissss, plissss — powiedziała Anastazja, patrząc oczami pełnymi nadziei.

Felix zaniemówił, skrzywił się i wstał od stołu.

— Ja nie chcę, abyście jechali — oznajmił, łkając cicho.

— Ciociu, dziś dzień żaby i festyn! — dodała Anastazja.

Spojrzałam na nich ciepło i, w pośpiechu, zacytowałam:

— Był plecak na plecach i były walizki… a teraz wakacje skończone, tornistry i teczki

czekają na wszystkich!

— Co za ponure miny! — powiedział mąż koleżanki, dodając: — Czeka was jeszcze wiele

wspólnych chwil, choćby pakowanie rzeczy do auta.

Dzieci kiwały głowami markotnie, niemal bez słów.

— Koleżanko, jest dziewiąta rano. Jeśli wszyscy się sprężymy z zapakowaniem, za

godzinę zacznie się Dzień Żaby i festyn — zaproponowała koleżanka.

— Dobry plan na dzisiejsze pożegnanie — zgodziłam się.

Gdy dzieci poszły zbierać i pakować, my kończyłyśmy picie porannej kawy.

— Chciałam wam bardzo podziękować za wspaniały czas, który mnie i dzieciom

podarowaliście. Cieszę się, że was mam. Kochana, zawsze jesteś u nas mile widziana —

powiedziała koleżanka, a jej mąż, wkładając naczynia do zmywarki, dodał, że cieszy się,

iż jego kochana żona nie była sama podczas jego nieobecności.

Pomyślałam: „Ale to urocze.”

— Mam coś dla was — dodałam, wręczając obrus z ręcznie haftowanymi kwiatami.

Widać było, że się wzruszyli — nie spodziewali się niczego, a ja nie potrafiłabym

odjechać ot tak.

Gdy dzieci pakowały walizki i plecaki do auta, zawołałam:

— Anastazja, Felix, Wiktor, Karol — jesteśmy tutaj, mamo!

— Wiem. Macie wszystko zapakowane? — zapytał Karol.

— Tak.

— To ok. A teraz moment, na który czekacie — czyli Dzień Żaby… i festyn! — zawołała z

radością Anastazja.

— Każdy z was ma tu pięć monet — zależy, co z nimi zrobicie. Dziękujemy! — uradowały

się dzieci.

Po dotarciu na miejsce, dzieci dowiedziały się, że Dzień Żaby to nie tylko nazwa festynu,

ale także międzynarodowy Dzień Żaby, przypadający na 20 marca.

— Ciociu, a wiedziałaś, że żaba to płaz? — zapytał Felix.

— Tak, wiedziałam.

— I jest symbolem szczęścia? — dodała Anastazja.

— Mamo, prawda, że żaby odgrywają ważną rolę w przyrodzie? — zapytał kolejny.

— Tak, kochani, to wszystko prawda.

— A czy wiedzieliście, że potrafią wykonać skok stanowiący 30-krotność długości

swojego ciała? To niesamowite! — zachwycił się Felix.

— No ale nie potrafią skakać w tył — dodał ktoś.

— A niektóre gatunki potrafią „latać” — wyjaśnił Wiktor, mówiąc, że przynajmniej

potrafią się przemieszczać w sposób przypominający latanie dzięki powiększonej błonie

między palcami.

— Co roku odkrywane są nowe gatunki żab — ostatnio opisane pochodzą z Afryki

Południowej i obejmują dwa gatunki żab deszczowych, trzy górskie oraz kilka rzekotek —

zakończył, budząc jeszcze większe zainteresowanie.

Masz bardzo bogatą wiedzę. Brawo.

A czy ja mogę mieć jedną prośbę do Ciebie odezwał się mąż koleżanki czy mogłabyś

dzisiaj jeszcze zostać na jedną noc i popilnować dzieci. Zarezerwowałem bilety do kina i

teatru.

— Oczywiście — odpowiedziałam.

…….

— Chodźcie na kolacje — oznajmił mąż koleżanki przejmując rolę szefa kuchni dla

wszystkich. — S’il vous plaît, bon appétit! Merci pour

— merci

Nazajutrz po śniadaniu, gdy wszystko zostało umyte i posprzątane, mąż koleżanki

zakomunikował z entuzjazmem:

— Zabieram was dzisiaj do Zoo

— Cudowny pomysł, kochanie! Poczekaj, zaraz będę gotowa.

— Kochanie, odpocznij w domu — wiem, że tego potrzebujesz.

Słowa, które słyszałam stojąc z boku, były dla nich naturalne, a dla mnie — niestety

obce. Pomyślałam, że dobrze, bo moi synowie to obserwują i słyszą.

Uśmiechnęłam się, robiąc duży łyk kawy…

…Po śniadaniu i sprzątaniu przytulił mocno żonę, czując ciepło jej uścisku.

Uśmiechnęła się do niego i pocałowała na pożegnanie, a on ruszył z dziećmi w stronę

samochodu. Były tak podekscytowane, że niemal skakały z radości, nie mogąc

doczekać się, kiedy w końcu dotrą do zoo.

— a będą lwy? — zapytała najmłodsza, wciąż nie mogąc uwierzyć, że już za chwilę

zobaczy zwierzęta na żywo.

— A słonie? — dopytywał Wiktor, uśmiechając się szeroko, wpatrując się w okno

samochodu.

— Zobaczymy wszystko, co tylko się da! — obiecałem, zapinając pasy i włączając silnik.

Tym czasem w domu …

— Wygląda na to, że mamy dziś dzień tylko dla nas.

Na to spokojnie odpowiedziałam:

— A ty, na co masz ochotę?

Zdziwiłam się, bo dawno nikt nie pytał, czego ja potrzebuję.

— A co proponujesz?

— Może wycieczkę do Port Grimaud? To niedaleko Saint-Tropez. Przepłyniemy

motorówką i pokażę ci Lazurowe Wybrzeże.

— Jak mogłabym ci odmówić? Dopijemy kawę, wezmę patent i ruszamy! Oczywiście, oto

rozwinięta wersja wycieczki po Port Grimaud:

Po kilku chwilach ciszy, wypełnionej tylko dźwiękiem fal uderzających o burtę

motorówki, zaczęliśmy zbliżać się do Port Grimaud, malowniczego miasteczka nad

Lazurowym Wybrzeżu. Widok, który rozpościerał się przed nami, był jak z pocztówki —

kolorowe domki w stylu prowansalskim, z dachami pokrytymi czerwoną dachówką,

przycupnięte na brzegu kanałów, a dookoła niewielkie łodzie cumujące wzdłuż wąskich

uliczek, które tworzyły małe wodne alejki.

— Witaj w małym Wenecji Francji — powiedział z uśmiechem, kierując motorówkę w

stronę jednego z mostów, pod którym musialysmy przejść.

Zatrzymałyśmy się na chwilę przy jednym z mostów, a ja podziwiałam piękno tego

miejsca. Woda była krystalicznie czysta, odbijając w sobie kolorowe domy, jakby

stworzona do malowania przez artystów. W powietrzu unosił się zapach soli i świeżo

parzonej kawy z pobliskiej kawiarenki.

Przepłynęłyśmy obok grupki ludzi spacerujących wzdłuż nabrzeża, ich rozmowy cichły,

gdy przyglądali się naszej motorówce. Czułam się, jakbym przeniosła się do zupełnie

innego świata — spokojnego, pełnego uroku i magii.

— Zobacz, tam na końcu portu jest mała tawerna. Idealne miejsce, by napić się kawy i

poczuć prawdziwy klimat tego miejsca — zauważyła, wskazując na mały taras, gdzie

goście siedzieli przy stolikach, rozkoszując się słońcem i widokiem na morze.

Zatrzymałyśmy się przy pomostach, gdzie woda błyszczała w słońcu, a motorówka

delikatnie kołysała się na falach. Stąd widok na miasteczko był jeszcze piękniejszy.

Domki z czerwonymi dachami kontrastowały z zielenią roślinności rosnącej wokół, a

wszystko to tworzyło niezwykły obraz, jakby z filmu.

— Chodź, przejdziemy się trochę po uliczkach. — Chwyciła mnie za rękę, a ja poczułam,

jak serce bije mi szybciej. W tym miejscu wszystko wydawało się takie spokojne, jakby

czas zwolnił.

Spacerowałyśmy wśród małych sklepików, których okna pełne były ręcznie robionych

pamiątek, lokalnych wyrobów i tradycyjnych francuskich przypraw. Nagle znaleźliśmy

się na rynku, gdzie odbywał się lokalny targ. Stoły były pełne świeżych owoców,

warzyw, serów i wędlin.

— To tutaj robią najlepszy ser kozi w okolicy — powiedziała, podchodząc do stoiska,

gdzie staruszek sprzedawał swoje wyroby.

Zatrzymałam się na chwilę, by porozmawiać z nim i spróbować kawałek sera, którego

smak był niezapomniany. Czułam się, jakbym była częścią tego miejsca, pełnego

tradycji i spokoju.

Po chwili wróciłyśmy na motorówkę, płynąc w stronę zachodzącego słońca, które

malowało niebo na złoto i pomarańczowo. Czułam, że to była najpiękniejsza wycieczka,

jaką mogłam sobie wyobrazić.

— Jak Ci się podobało? — zapytała mnie patrząc na mnie z uśmiechem.

— To było niesamowite. Dziękuję

Zadzwonię do męża i zapytam jak dzieci.

Wzięła telefon wybrała numer i po chwili rozmawiała z mężem.

— Jak droga Kochanie?

— o część droga minęła szybko, mimo że dzieci nie przestawały zadawać pytań i

wymieniać się swoimi spostrzeżeniami.

⁃ było do przewidzenia,

⁃ jesteście już na miejscu?

⁃ Tak teraz dojechałem na miejsce, atmosfera ok. Dzieci wręcz wybuchają

radością, gdy tylko zaparkowałem. Nic to kończę kochanie, bo już mnie wołają… Odezwę

się później. całuję.

⁃ Ok.

Tato, wujku …

— patrz! Żyrafa! — wykrzyknęła córka, wskazując na pierwsze zwierzę, które

zobaczyliśmy tuż przy wejściu. Ogromna szyja żyrafy wystawała ponad wysokim

ogrodzeniem, a jej spokojne ruchy przyciągały wzrok.

— Widzicie, jak długo ma szyję? — zapytałem, wyjaśniając, że to, dlatego żyrafy mogą

jeść liście z najwyższych drzew.

Zanim zdążył odpowiedzieć, Felix pociągnął mnie za rękę, wskazując na kolejny wybieg.

— Ojej, patrz, tam są lemury! — zawołał, a jego oczy rozbłysły z zachwytu, gdy kilka

lemurów skakało z gałęzi na gałąź, bawiąc się wśród zieleni.

Dzieci nie mogły się zdecydować, które zwierzę podoba im się najbardziej, bo każde

kolejne było dla nich równie fascynujące. Lwy z grzywą poruszającą się majestatycznie,

dostojne żyrafy, zabawne pingwiny, które pozornie wydawały się ślizgać na lodzie, a

nawet hipopotamy leniwie wylegujące się w wodzie. Wszystko to sprawiało, że dzieci

były w szoku, a ja cieszyłem się, widząc ich zachwyt.

— Zobaczcie! Słonie! — krzyknął Felix, gdy dotarliśmy do wielkiego wybiegu, gdzie trzy

olbrzymie słonie spacerowały w cieniu drzew.

Anastazja zaczęła zadawać pytania:

— Dlaczego one mają taką długą trąbę? Jak one jedzą?

Wspólnie oglądali zwierzęta, a on tłumaczył im, jak słonie używają swoich trąb do picia

wody, zbierania pokarmu i komunikacji między sobą. Potem, przy wybiegu z małpami,

dzieci zaczęły się śmiać, bo małpy zafascynowane obecnością odwiedzających, zaczęły

podchodzić coraz bliżej, jakby chciały z nimi porozmawiać.

Oczywiście zaraz obok małp nie mogło zabraknąć tak zwanych małpich przysmaków nie

tylko dla małp.

— one chyba też chcą się z nami przywitać! — zaśmiała się Anastazja a jej śmiech był

zaraźliwy.

Po kilku godzinach w zoo, z pełnymi brzuszkami po lodach i frytkach, usiedliśmy na

jednej z ławek. Słońce powoli zaczęło zachodzić, a dzieci przytuliły się do mężczyzny,

zmęczone, ale wciąż pełne wrażeń.

— Fajny dzień

— Możemy tu wrócić? — dopytywał Karol patrząc na wujka z nadzieją.

— Oczywiście — odpowiedział z uśmiechem. — Ale następnym razem zabierzemy też

mame i ciocię

Dzieci pokiwały głowami, a on poczuł, że ten dzień zbliżył ich jeszcze bardziej do

siebie. Był pełen radości, śmiechu i chwil. Głodni? Zapytał. Odpowiedź była tylko jedna.

TAaaaK

Chodźcie idziemy coś zjeść. Tu jest knajpka to co pizza. Taak. Zajmijcie stolik. Okej...

dzień dobry poproszę pizzę xxxx z cebulą kaparami papryką szynką kukurydzą i serem A

do picia sok świeżo wyciskany pamiętam marchew ananas kiwi pomarańcza i wodę. Czy

coś jeszcze podać tak nispodziewajki, ile sztuk pięć. Proszę. Dziękuję.numer 563

zamówienia. Jeszcze dobrze nie rozsiadły się dzieci jak zamówienie przypłynęło rwącą

mini rzeką na łodziach. o jakie to cudne wujek to dla nas? Tak wziąłem zestaw z

niespodziewajkami. Co macie? Ja słonia a Ja lwa ja orła ja wielbłąda a ja fokę. No

proszę. Super. No nie a to co pizza w kształcie wieloryba. A te słomki do soków z

pelikanami dla mnie ja mam z niedźwiedziem a ja z emu ja ze skorpionem a ja z żyrafą. A

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 55.62
drukowana A5
Kolorowa
za 72.94