E-book
29.4
drukowana A5
Kolorowa
79.24
Imperium aniołów

Bezpłatny fragment - Imperium aniołów

OCALENIE ZIEMI


Objętość:
258 str.
ISBN:
978-83-8384-205-9
E-book
za 29.4
drukowana A5
Kolorowa
za 79.24

TOM II

Godra Sol Invictus

CZĘŚĆ 3

Kosmiczny Anioł

#1 Kiss & Ride

Generał Orzeł 007 stał w ciemnym, metalicznym wnętrzu dowództwa, jego twarz oświetlona blaskiem licznych monitorów. „Nadlatują!” — głos generała rozbrzmiał w przestrzeni, niesiony przez echa technologicznego kokpitu. Przekazany do mikrofonu rozkaz dotarł do każdej jednostki w MegaCityWawa. Dawna stolica Polski była teraz statkiem-miastem, chronionym przez masywną kopułę energetyczną. Na horyzoncie widać było złowrogie sylwetki Robo-Mecho-Zaurów, atakujących Bramę Brzeską, a nad przedpolem miasta unosiły się robo-pterodaktyle, z rzadka wystrzeliwujące rakiety w stronę kopuły osłony energetycznej.

„Zwijamy się!” — rozkaz generała Orła 007 brzmiał jak wyrok. Miasto musiało przygotować się do ewakuacji powietrznej. Wielkie klapy na brzegach muru granicznego MegaCityWawa zaczęły się podnosić, powoli, ale skutecznie. W ciągu ostatnich dwóch godzin mieszkańcy byli przygotowywani do ucieczki: odzież, plecaki ucieczkowe, zbroje ochronne, a także mini sprzęt do przetrwania w kosmosie — wszystko było już wydawane. Ulice pustoszały, ludzie biegli w stronę Kościołów Godra, ale paniki nie było. CyberPolacy Imperium byli ludźmi zatwardziałymi w bojach, odmawiającymi modlitwy bojowe. Seniorki z różańcami szeptały słowa: „Ojcze Imperatorze nasz, chleba energii słońca nam dasz!”

Zgodnie z planem i szkoleniami, wszystko odbywało się sprawnie. Tymczasem, na przedpolach miasta, mecha-T-Rexy o wysokości trzech pięter wgryzały się w mury, a mecha-triceratopsy szturmowały pierwsze bariery miasta. Rakiety przeciwnika uderzały z coraz większą częstotliwością, punktowo osłabiając tarcze. Miejscami pole energetyczne zaczynało nie wytrzymywać, otwierając drogę dla lądowych oddziałów wroga. Z transporterów pancernych mechów wyskakiwali żołnierze lądowi, a czoptery podlatywały z załadowanymi mega-czołgami.

Każda jednostka przeciwnika była oznaczona czarnym X w czerwonym kółku. CyberMoskale, nigdy nie porzucili swoich imperialistycznych ambicji. Odrobili lekcje historii i teraz, korzystając ze starej technologii, budowali bazy produkcyjne w podziemiach, niewykrywalne dla skanerów Imperium Aniołów CyberGodra.

Generał Orzeł 007 wiedział, że to będzie dramatyczna walka o przetrwanie. Wiedział też, że Warszawa nie padnie bez walki. Mieszkańcy miasta, choć zmuszeni do ewakuacji, byli gotowi stawić czoła każdemu przeciwnikowi. Pod dowództwem generała Orła, MegaCityWawa zamierzała walczyć do ostatniej kropli krwi, do ostatniego promienia słońca.

Nad miastem unosił się zapach ozonu i spalonych metali. W oddali rozlegał się ryk mecha-T-Rexów, a huk eksplozji wypełniał powietrze. Generał Orzeł 007 spojrzał na ekran, na którym widać było zbliżające się roboty. W jego oczach była determinacja i nieugięta wola przetrwania.

„Do wszystkich jednostek,” — mówił z zimną precyzją. „Przygotować się do kontrataku! Nie oddamy CyberWarszawy bez walki. Dla Imperium! Dla naszych dzieci! Dla przetrwania CyberPolski!”

I tak, pod rozkazem generała Orła 007, rozpoczęła się najważniejsza bitwa w historii MegaCityWawa. Bitwa, która miała zadecydować o przyszłości Imperium Aniołów.

Generał Orzeł 007

#2 Przebudzenie Mocy

1 kwietnia 2583 roku Aniołów Ziemi. W Pałacu CyberOlkusz panowała cisza, przerywana jedynie szmerem nanobotów pracujących nieustannie na rzecz Imperium CyberGodra. Generał Orzeł 007, z surową determinacją, meldował: „CyberWawa pod ostrzałem, statek-miasto rozpoczął procedurę startu. Jakie rozkazy, Imperatorze?”

Henryk, władca Ziemi, podniósł lekko głowę. Kącik jego ust zadrgał w uśmiechu. "Nareszcie" - pomyślał. Jego oczy błyszczały zimnym ogniem, który zapowiadał bezlitosną determinację. "Kod Żółty dla wszystkich miast-statków na planecie. Wyślijcie szturm Archaniołów z orbity. Przetestujemy nasze prototypy robotów. Sekcja Gwardii Pałacowej, gotowość za kwadrans pod Drzewem Życia!"

Do wiadomości publicznej natychmiast rozesłano zdjęcia, a reporterzy i Kam-Drony już obserwowały miejsce zdarzenia. Nikt nie spodziewał się, że przestarzały, lecz skuteczny atak kinetyczny Rosji może zagrozić technologicznie zaawansowanemu Imperium. Rosja, podzielona na gubernatorie, zdołała ukryć swoje fabryki, a ich Mechozaury dały się we znaki.

"RA!" - zaklął Henryk Imperator, a z szafy zaczęły snuć się biało-czerwone opary. Dym oplótł jego ciało, a z drugiej strony zaczęła napływać granatowa masa nanobotów Eternium i Erytonu, utwardzając jego zbroję. Przemiana była pełna.

"Za mną, Orły!" - krzyknął Henryk, wyskakując przez taras, co czynił już niejednokrotnie. Symbiot wygenerował białe cyber-skrzydła, pozwalając Imperatorowi wylądować miękko pod Drzewem Życia (EyeTree). Apostołowie już czekali, ich pióra naostrzone, gotowe do lotu i cięć.

Henryk stanął przed swoimi wojownikami, jego głos brzmiał jak grzmot, odbijając się echem od murów pałacu. "Bracia i siostry, dzisiaj stajemy przed próbą, która pokaże naszą siłę i determinację. Nasze miasto-statek, Warszawa, jest pod ostrzałem, ale my nie jesteśmy bezbronni. Jesteśmy aniołami Imperium, potomkami samego Słońca Ra, i dzisiaj przypomnimy naszym wrogom, dlaczego nasza władza jest niepodważalna. Wyruszamy nie tylko bronić naszych ziem, ale także pokazać światu, że nasza potęga jest niezrównana. Transformacja - Biało-Czerwony Rycerz!"

Z pałacu Cyber Olkusz uniósł się huk ambientowej melodii, a nad nim pojawił się w jasności 50-metrowy Anioł-Rycerz. Masywny, lśniący pancerz odbijał promienie słońca, tworząc spektakl świetlny, który wstrzymał oddech całego miasta. Dziewczynka w parku upuściła loda z wrażenia, wróble poderwały się do lotu, a mężczyźni podnieśli ręce, wskazując na niebo. "Jest!" - krzyknęli. "Wreszcie go zobaczyliśmy!"

Rycerz zalśnił, rozwinął płonące skrzydła i uniósł się w powietrze, odrzucając gromy i błyskawice. Jego lot w stronę Wawy był niczym nadzieja i zapowiedź odkupienia. Henryk wiedział, że dla mieszkańców taki pokaz to nie lada przeżycie, które doda im otuchy w tych ciężkich czasach.

Światło Anioła-Rycerza przebiło się przez chmury, a jego płomienne skrzydła rzucały cienie na ziemię. Rozpoczęła się wielka bitwa o Warszawę, a Henryk, w swojej potężnej zbroi, poprowadził swoich wojowników do chwalebnego boju. Imperium Aniołów nie miało zamiaru poddawać się bez walki. Dzisiaj, na oczach całego świata, miała się rozegrać epicka walka o przetrwanie.

Kosmiczny Archanioł

#3 Kris Bullet

2565 rok, Baza US w Kalifornii. Krater, który jeszcze niedawno był polem bitwy między Krakenem a Biało-Czerwonym Rycerzem, teraz wypełniały szczątki pokonanego potwora. Wokół porozrzucane były fragmenty łusek, poskręcane macki i resztki szkieletu, które kiedyś stanowiły ciało tej morskiej bestii. Żołnierze i naukowcy krzątali się po pobojowisku, zabezpieczając perymetr. Wielka hala powstawała na zgliszczach, mająca stać się centrum badawczym i miejscem analizy pozostałości po starciu.

W powietrzu unosił się zapach ozonu, rozgrzanego metalu i krwi. Wszystko wydawało się martwe, aż nagle spod gruzów wyłoniła się postać. Zakrwawiony, ledwo trzymający się na nogach, jedyny ocalały Serafin wynurzył się z chaosu.

Grupa żołnierzy Marines natychmiast zareagowała, otaczając rannego anioła i kierując lufy swoich karabinów prosto w jego twarz. "Stój!" - rozkazał dowódca, jego głos drżący od napięcia.

Serafin, blady i wycieńczony, spojrzał na nich z mieszanką bólu i wyzwania w oczach. Jego skrzydła, teraz poszarpane i brudne, zwisały bezwładnie po bokach. Mimo ran, w jego postawie wciąż była duma i niewzruszoność, jakby gotów był stawić czoła każdemu, kto ośmieliłby się go zaatakować.

Nagle lufy karabinów rozsunęły się, a między żołnierzy wkroczył Generał Joe Black. Jego twarz była surowa, wyraz twardego mężczyzny, który widział zbyt wiele bitew i zbyt wiele śmierci. "Cóż my tu mamy?" - zapytał, jego głos niósł się echem po kraterze.

Generał zbliżył się do Serafina, jego oczy badały anioła z ciekawością i ostrożnością. "Zawijamy go," - rozkazał, a jego ton nie znosił sprzeciwu. Żołnierze szybko przystąpili do działania, obezwładniając Serafina i zakładając mu na nadgarstki specjalne kajdanki, zaprojektowane do powstrzymania nawet najbardziej niezwykłych istot.

Podczas gdy Serafin był prowadzony przez żołnierzy do prowizorycznej hali, generał Black kontynuował obserwację. Zbliżył się do niego, idąc tuż obok, by móc lepiej przyjrzeć się tej niezwykłej istocie. "Kim jesteś i co tutaj robisz?" - zapytał, jego głos teraz bardziej miękki, ale wciąż pełen stanowczości.

Serafin spojrzał na generała z oczami pełnymi bólu i determinacji. "Jestem strażnikiem Imperium Aniołów. Walczyłem z Krakenem, aby chronić wasz świat," - odpowiedział, jego głos cichy, ale pewny.

Generał Black skinął głową, jego twarz pozostawała nieczytelna. "W takim razie mamy wiele do omówienia," - stwierdził, kierując się w stronę hali, gdzie naukowcy i żołnierze przygotowywali się do przesłuchania.

Wewnątrz hali, światła jarzeniowe oświetlały wnętrze, tworząc surową, niemal klaustrofobiczną atmosferę. Serafin został umieszczony na metalowym krześle, a wokół niego zgromadzili się naukowcy i wojskowi. Generał Joe Black stanął przed nim, jego oczy były chłodne i przenikliwe.

"Posłuchaj, aniele," - powiedział generał, jego głos niosący się echem po pomieszczeniu. "Masz teraz szansę, by wyjaśnić nam, co się tutaj stało. Kim naprawdę jesteś i dlaczego walczyłeś z Krakenem?"

Serafin uniósł głowę, a jego oczy spotkały spojrzenie generała. "Jestem jednym z obrońców tego świata," - odpowiedział, jego głos był silniejszy niż wcześniej. "Nasze Imperium Aniołów chroni Ziemię przed zagrożeniami, które wy, ludzie, nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić."

Generał Black milczał przez chwilę, przetwarzając słowa Serafina. "Dobrze," - powiedział w końcu. "Ale teraz musimy zrozumieć, co dokładnie się tutaj wydarzyło. Jesteś naszym więźniem, ale również kluczem do odkrycia prawdy."

Serafin skinął głową, jego twarz pełna była determinacji. "Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wam pomóc," - powiedział. "Ale musicie zrozumieć, że walka, którą toczymy, jest większa niż wy sobie wyobrażacie. To nie tylko bitwa o przetrwanie, to wojna o przyszłość całego świata."

Generał Joe Black spojrzał na Serafina, jego oczy były pełne zrozumienia i twardej determinacji. "W takim razie zaczynajmy," - powiedział, jego głos był jak stal. "Razem odkryjemy prawdę i będziemy walczyć o przyszłość, której obaj pragniemy."

W ten sposób, na pobojowisku pełnym szczątków i zgliszczy, rozpoczęło się niezwykłe sojusz między ludźmi a Serafinem. Wojna, która miała nadejść, była pełna niepewności i nieznanych zagrożeń, ale razem mieli szansę stawić czoła każdemu wyzwaniu, jakie postawi przed nimi los.

Mroczny Anioł

#4 Pustynia Błędowska

Sierpień 2024 roku, Rezerwat Pazurek niedaleko Pustyni Błędowskiej. GodraAmbient obudził się nagle, zlany potem. Koszmar, w którym spadał w mrok, wciąż tkwił w jego umyśle. Usiadł na krawędzi łóżka, chwytając twarz obiema rękami. Na smartfonie była 2:13. W pokoju panowała głęboka ciemność i cisza. Zapalił małą lampkę, jej ciepłe światło rozświetliło pedalboardy i głośniki rozstawione wokół.

Sam w domku nad wodą, najwyżej obudzę dziki, pomyślał, wzruszając ramionami. Pstryknął przycisk "Power On", a światełka LED zaczęły pulsować, tworząc świetlną symfonię. Zaczął grać, struny gitary współpracowały z efektami, a soniczne pejzaże zaczęły wypełniać pokój i cały dom, niosąc się po stawie aż do lasu.

Nagle coś poszło nie tak. Loop zaciął się, wydając atonalne, niemelodyjne dźwięki. "Co jest?" - zapytał siebie, próbując naprawić problem. Na zewnątrz usłyszał przerażający gwizd. Psy z pobliskich gospodarstw zaczęły ujadać. Coś błysnęło za oknem, a potem huk! Coś ciężkiego zwaliło się do stawu z wielkim pluskiem.

Jacek, jak naprawdę nazywał się GodraAmbient, wybiegł na zewnątrz. Woda była wszędzie, tylko nie w stawie. W samym środku stawu pojawił się krater z małym meteorytem. Woda powoli wlewała się do niego, a wokół unosiła się mgła i ciepło od spalania w locie. W piżamie zjechał na tyłku w stronę krateru. Sięgnął po kamień, który nie był gorący, jak się spodziewał, ale zimny jak pieczony ziemniak. "To ci dopiero znalezisko," mruknął, wracając do łóżka. Położył kamień na szafce i poszedł spać.

Rano obudził go klakson radiowozu. Wyszedł zaspany, otwierając drzwi do bramy. Kątem oka zauważył, że woda w stawie była tylko do połowy. "Etam, napełni się," pomyślał, przypominając sobie lekcje hydrologii z uczelni.

"Dzień dobry," powiedział dzielnicowy z Powiatowej Policji. "Czy widział pan coś nietypowego wczoraj w nocy około trzeciej?"

"Tak, słyszałem burzę, chyba, nawet błysło," skłamał Jacek. "A coś się wydarzyło?"

„Tak, drogi panie. Psy od wczoraj w całej wsi szczekają, w jednym gospodarstwie konie i krowy powybiegały na drogę, jedna została potrącona. Świadkowie twierdzą, że kometa spadła gdzieś do rezerwatu i nie wiemy jeszcze gdzie, dlatego pytam.”

— Gdyby gdzieś tu spadła, to by było widać, prawda?”

— „Dobrze, drogi panie,” odpowiedział policjant, wręczając wizytówkę. „Tu moja wizytówka z telefonem, jakby coś się panu przypomniało. Miłego dnia życzę.”

— „Do widzenia,” odparł Jacek, patrząc na odjeżdżający radiowóz. Spojrzał jeszcze raz na staw, zamknął bramę pospiesznie i pobiegł do szafki, gdzie odłożył meteorytowy kamień.

„I co? Kamień zniknął.”

Łowca Archaniołów

#5 Konstatacja

Wszechświat wypełniał cisza, przerywana jedynie odległymi, niemal niesłyszalnymi odgłosami kosmicznych burz i zjawisk. Jednak teraz coś zmieniało tę równowagę. Wielka czarna materia, nieprzenikniona i złowieszcza, nadciągała w stronę Słońca, niosąc ze sobą zagładę.

Jowisz, największa planeta Układu Słonecznego, był pierwszym celem. Planeta, której potężne grawitacyjne pole chroniło Ziemię i inne planety przed niebezpiecznymi asteroidami, przestała istnieć. Wypchnięta z orbity przez nieznaną siłę, teraz dryfowała w mrocznej pustce.

Bazy międzyplanetarne wokół Jowisza zdążyły wysłać sygnały alarmowe do Imperium Aniołów na Ziemi, zanim same zostały zniszczone. Sygnały te były pełne desperacji i przerażenia, a ich treść budziła grozę. "Coś nas zaatakowało... Jowisz... Jądro... Pochłonięte przez mrok..." - to były ostatnie słowa, które dotarły do Ziemi, zanim cisza znów zapanowała w przestrzeni.

Jowisz stał się sceną niewyobrażalnej katastrofy. Coś potężnego i nieznanego wbiło się w planetę, rozbijając jej powierzchnię i wnikając głęboko do wnętrza. Wielka czarna materia, jak otchłań bez dna, pochłaniała wszystko na swojej drodze. Zbliżała się do jądra planety, a kiedy je dosięgła, Jowisz zaczął się rozpadać. Planeta, która była symbolem potęgi, teraz zmieniała się w chmurę pyłu i odłamków.

Mrok rozprzestrzeniał się coraz szybciej, pochłaniając kolejne fragmenty planety. Wielkie burze gazowe, które kiedyś były charakterystycznym znakiem Jowisza, zniknęły w otchłani. Gazy, które tworzyły atmosferę planety, zostały wessane do wnętrza czarnej materii, znikając bez śladu.

Imperium Aniołów na Ziemi natychmiast zareagowało na alarmowe sygnały. Na pałacu w Cyber Olkuszu zapanował stan gotowości. Imperator Henryk, w swojej zbroi z Eternium i Erytonu, zwołał swoich najbliższych doradców i wojowników. "Coś nadciąga z głębi kosmosu. Jowisz został zniszczony, a my musimy przygotować się na najgorsze," oznajmił, jego głos twardy jak stal.

W międzyczasie na Marsie, kolejnej planecie na torze mrocznej materii, naukowcy i żołnierze przygotowywali się na to, co miało nadejść. Bazy marsjańskie, które były symbolem ludzkiej determinacji i technologicznego postępu, teraz stały się miejscem ostatniej nadziei. Wszyscy wiedzieli, że Mars może być następną ofiarą.

Na Marsie panował chaos. Ludzie i maszyny pracowali bez przerwy, próbując przygotować się na nadchodzącą katastrofę. Wielkie anteny radiowe przesyłały sygnały do Ziemi, a obronne systemy były ustawiane w stan gotowości. Ale wszyscy wiedzieli, że ich szanse są niewielkie.

Imperator Henryk, obserwując te wydarzenia z Ziemi, zrozumiał, że nadchodzi najgorsze. "Musimy się przygotować. To nie jest zwykły wróg. To coś, co pochłania całe planety. Musimy znaleźć sposób, aby to zatrzymać, zanim dotrze do Ziemi," powiedział, jego głos pełen determinacji.

Wielka czarna materia zbliżała się do Słońca, a jej cel był jasny. Układ Słoneczny był w niebezpieczeństwie, a Imperium Aniołów musiało znaleźć sposób, aby powstrzymać nadciągającą zagładę. Czasu było coraz mniej, a stawka nigdy nie była wyższa.

Anioł Samurai

#6 Roczniki

Jan III Sobieski (1629—1696) — król Polski i wielki książę litewski w latach 1674—1696, zasłynął jako dowódca wojskowy, który w decydującej bitwie pod Wiedniem w 1683 roku odegrał kluczową rolę w zatrzymaniu tureckiej ekspansji na Europę Środkową.

Bitwa pod Wiedniem — starcie zbrojne, które miało miejsce 12 września 1683 roku między wojskami Imperium Osmańskiego a zjednoczonymi siłami Świętej Ligi, dowodzonymi przez Jana III Sobieskiego. Bitwa zakończyła się zwycięstwem chrześcijańskich sojuszników i stanowiła punkt zwrotny w wojnie z Turkami.

W roku 1683 Imperium Osmańskie, pod wodzą wielkiego wezyra Kara Mustafy, rozpoczęło oblężenie Wiednia, stolicy Cesarstwa Austriackiego. Miasto znajdowało się na skraju upadku, gdy na pomoc ruszyły zjednoczone siły europejskie. Na ich czele stanął Jan III Sobieski, słynący z niezwykłej strategii i dowodzenia husarią, elitarną kawalerią polską.

11 września 1683 roku armie Świętej Ligi, składające się z wojsk polskich, austriackich, niemieckich i węgierskich, zebrały się na wzgórzach Kahlenberg, skąd miały rozpocząć swoje natarcie. Sobieski, jako naczelny dowódca, zaplanował zaskakujący atak na osmańskie pozycje, aby przełamać oblężenie i uratować Wiedeń.

O świcie 12 września 1683 roku, Jan III Sobieski wydał rozkaz do ataku. Husaria, słynna z niezwykłej siły uderzeniowej i taktyki, ruszyła w dół wzgórza, wzbudzając strach w szeregach tureckich. Atak husarii był przeprowadzony z niebywałą precyzją i zaciętością, co pozwoliło na szybkie zdobycie osmańskich pozycji.

Kulminacyjny moment bitwy nastąpił w godzinach popołudniowych. Husaria, wspierana przez inne oddziały Świętej Ligi, przełamała osmańskie linie, siejąc zamęt i panikę. Kara Mustafa próbował zorganizować obronę, lecz jego wojska były już zbyt rozbite i demoralizowane. Sobieski, na czele swoich wojsk, wkroczył do obozu wroga, a pozostałości armii osmańskiej zaczęły uciekać w popłochu.

Bitwa pod Wiedniem zakończyła się decydującym zwycięstwem wojsk chrześcijańskich. Straty osmańskie były ogromne, a Kara Mustafa został później stracony za niepowodzenie kampanii. Sobieski zyskał miano „Obrońcy Wiary” i „Lwa Lechistanu”, a jego triumf pod Wiedniem stał się symbolem oporu Europy przeciwko tureckiej ekspansji.

Noc była chłodna, a powietrze przesycone wilgocią, kiedy Jan III Sobieski stanął na wzgórzach Kahlenberg. Z ciemności wyłaniały się sylwetki jego wiernych husarzy, przygotowujących się do najważniejszej bitwy ich życia. W dolinie poniżej rozciągały się rozległe obozy tureckie, ich ogniska migotały niczym świetliki, zwiastując zagrożenie, które miało nadejść z porankiem.

Sobieski czuł ciężar odpowiedzialności. Wiedział, że jego imię przejdzie do historii, ale teraz, stojąc na czele swojej armii, myślał tylko o jednym – ocaleniu Wiednia i powstrzymaniu osmańskiej nawały. W powietrzu unosił się zapach krwi i potu, a przeczucie nieuchronnego starcia ściskało mu serce.

„To jest ta noc,” powiedział cicho do siebie. „Noc, która zmieni bieg historii.”

Z rozkazu Sobieskiego, armie Świętej Ligi ruszyły do ataku o świcie. Husaria, ozdobiona piórami i błyszcząca w pierwszych promieniach słońca, zjechała z wzgórza z prędkością i siłą, które zdawały się być nie z tego świata. Wróg, zaskoczony nagłością i brutalnością ataku, został zmiażdżony jak przez falę tsunami.

Walka była zaciekła i krwawa. Polscy rycerze, niczym demony, przedzierali się przez osmańskie linie, siejąc zniszczenie i śmierć. Dźwięk mieczy i toporów, krzyki rannych i ginących, tworzyły przerażający koncert wojny, który odbijał się echem po dolinie.

W sercu bitwy Sobieski walczył jak lew. Jego miecz, lśniący czerwienią krwi wrogów, nie znał wytchnienia. Widział przerażenie w oczach osmańskich żołnierzy, gdy husaria przetaczała się przez ich szeregi. Wiedział, że to był moment, na który czekał całe życie. W tym chaosie i zniszczeniu, stał się legendą.

Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, bitwa była już przesądzona. Tureckie wojska, pozbawione dowództwa i nadziei, uciekały w bezładzie. Kara Mustafa, w rozpaczy i gniewie, patrzył na klęskę swoich marzeń o podboju Europy.

Sobieski, otoczony swoimi rycerzami, wjechał do osmańskiego obozu. Wysoki na koniu, cały we krwi i potu, spojrzał na pozostałości wrogiej armii. Wiedział, że ta bitwa była tylko początkiem, że prawdziwe wyzwania dopiero nadchodzą. Ale teraz, w tej chwili, czuł triumf i ulgę. Wiedeń był ocalony, a on, Jan III Sobieski, stał się bohaterem, którego imię będzie żyć przez wieki.

Ninja Anioł

#7 Acedia

Noc była bezkresna, a niebo nad CyberOlkuszem spowijała mroczna poświata, jakby same gwiazdy zatrzymały swój blask w oczekiwaniu na coś strasznego. W pałacu, gdzie ściany były świadkami wielu triumfów i tragedii, działo się coś, czego nie mógł przewidzieć nawet najpotężniejszy z imperatorów. Henryk, władca Ziemi, stał na tarasie, patrząc na bezkresne ciemności kosmosu, nieświadom, że w jego sercu zaczyna kiełkować coś mrocznego.

Archanioł Gabriel, najwierniejszy z jego poddanych, schodził z niebiańskich wysokości, niosąc ze sobą światło i nadzieję. Jego skrzydła, białe jak śnieg, rozświetlały ciemności, a jego serce pełne było oddania i miłości do swojego imperatora. Ale tej nocy, coś było inaczej. Gabriel czuł, że jego dusza jest ciężka, jakby obciążona niewidzialnym brzemieniem.

Wszystko zaczęło się od niewinnej myśli, maleńkiej iskry, która rozżarzyła się w jego sercu. Początkowo to była tylko wątpliwość, pytanie o sens walki, o cel ich niekończącej się wojny. Z czasem, wątpliwość ta przerodziła się w gniew, gniew wobec Henryka i jego rządów, wobec niesprawiedliwości i cierpienia, które widział wokół siebie.

Gabriel nie mógł już dłużej tego znosić. Nocą, kiedy wszyscy spali, wyszedł na brzeg Pałacu CyberOlkusz. Jego skrzydła, zwykle promieniejące blaskiem, teraz były ciężkie i szare. Wzbił się w powietrze, szybując ponad miastem, a każda jego myśl była jak ciemna chmura zasłaniająca światło.

W głębi jego duszy rozgrywała się walka. Był archaniołem, istotą stworzona z czystego światła, ale teraz jego serce pulsowało mrokiem. Jego upadek był nieunikniony. W pewnym momencie stracił równowagę i zaczął spadać, szybciej i szybciej, jakby przyciągany przez niewidzialną siłę.

Uderzył o ziemię z przerażającą siłą, tworząc krater wśród lasów otaczających CyberOlkusz. Leżał tam przez chwilę, nieświadom, co się z nim stało. Gdy w końcu otworzył oczy, poczuł, że coś się zmieniło. Jego ciało było ciężkie, a jego skrzydła, kiedyś białe i promieniste, teraz były czarne jak smoła. Jego serce biło wolno, a każda jego myśl była przesiąknięta mrokiem.

Gabriel, teraz już nie archanioł, ale istota o sercu czarnym jak noc, podniósł się z ziemi. Jego upadek był kompletny. Stał się tym, czym nigdy nie chciał być – demonem, szatanem. Każda jego myśl, każde uczucie, były teraz skierowane przeciwko Henrykowi i jego rządom.

Stał na krawędzi krateru, patrząc na ciemne niebo, które kiedyś było jego domem. Wiedział, że nie ma już powrotu. Jego upadek był nieodwracalny, a jego serce płonęło gniewem i nienawiścią.

„To wszystko przez niego,” wyszeptał, a jego głos był jak szelest suchych liści na wietrze. „Henryk musi zapłacić za swoje rządy. Za niesprawiedliwość, za cierpienie, za wszystko, co mi zabrał.”

Gabriel, teraz już Szatan, wzbił się w powietrze na swoich czarnych skrzydłach, pełen mrocznej determinacji. Wiedział, że jego misją jest zniszczyć wszystko, co Henryk zbudował. Każdy promień światła miał zgasnąć, każda nadzieja miała być zniszczona. Szatan, dawny archanioł Gabriel, rozpoczął swoją mroczną krucjatę, a jego serce biło w rytmie zemsty.

Ciemność, która go pochłonęła, zaczęła rozprzestrzeniać się jak zaraza, a świat, który kiedyś był pełen nadziei, teraz stawał się miejscem pełnym cieni i strachu. Upadek anioła był tylko początkiem, a mroczna era dopiero miała nadejść.

Archanioł Sol Invictus

#8 Przebudzenie Trona

Laboratorium wojskowe w Kalifornii było miejscem, gdzie najnowocześniejsza technologia spotykała się z najciemniejszymi zakątkami ludzkiej wyobraźni. Tam, w centrum, pod sufitowymi lampami, podwieszony nago, wisiał Serafin, który jeszcze niedawno był dumnym aniołem w służbie Henryka Imperatora. Jego ciało, unieruchomione łańcuchami, było w stanie przedśmiertnej agonii. Jego skrzydła, teraz bezwładne, zwisały smutno, a jego oczy, kiedyś pełne życia, były teraz martwe.

Generał Joe Black, stojąc przed nim, trzymał w ręku strzykawkę wypełnioną płynnym Empirionem — substancją pozyskaną z wnętrzności potwora, który niegdyś rządził Marsem. Substancja ta była przerażająca, jej właściwości nieprzewidywalne, a jednak Joe nie wahał się ani chwili. Wstrzyknął ciecz bezpośrednio do żył Serafina, obserwując, jak ta rozprzestrzenia się w jego krwiobiegu.

Serafin zaczął drżeć. Jego ciało wyginało się w konwulsjach, a żyły na jego ciele zaczęły czernieć, wypełnione mroczną esencją Empirionu. Jego skóra zbladła, a w końcu przestał się trząść. Podniósł głowę, jego oczy otworzyły się szeroko, a w nich można było dostrzec głęboką przemianę.

„Jak cię nazywają w Imperium?” zapytał Joe, jego głos drżał z ekscytacji i przerażenia.

Serafin spojrzał na niego, a jego usta wykrzywiły się w dziwnym, nieludzkim uśmiechu. „Nazywam się Tron!” krzyknął, a jego głos rozbrzmiewał echem po całym laboratorium.

W jednej chwili Tron zerwał łańcuchy, które go więziły. Jego skrzydła, teraz czarne jak noc, rozwinęły się szeroko, a jego skóra nabrała ciemnoszarego odcienia. Tron uniósł się w powietrze, jego ciało promieniowało mroczną energią, która zdawała się pochłaniać całe światło w pomieszczeniu.

Strzały z karabinów rozległy się w sali, ale kule przelatywały przez ciało Trona, nie wyrządzając mu żadnej szkody. Jego rany zasklepiały się natychmiast, a krew nie wypływała. Żołnierze, przerażeni, starali się utrzymać spokój, ale każdy kolejny strzał zdawał się tylko potwierdzać ich bezsilność.

Tron spoglądał na Generała Joe Blacka z wyższością. Joe, drżący z przerażenia, wycelował w niego pistolet Glock i oddał kilka strzałów, ale żadna z kul nie dosięgła celu. Tron otoczył się swoimi skrzydłami, a jego ciało zaczęło zmieniać się, formując nową zbroję, czarną jak najciemniejsza noc.

„Teraz to ja cię troszkę poprowadzę,” powiedział Tron, jego głos był niski, niemal bestialski. „Potem będziesz mi służył.”

Z jego ust wylała się chmura czarnego dymu, która natychmiast otoczyła generała. Joe Black, wcześniej silny i zdecydowany, teraz upadł na kolana. Jego oczy zmętniały, a umysł został opanowany przez mrok. W jego sercu zapanowała żądza śmierci i zniszczenia, która wypierała wszelkie ślady jego dawnej osobowości.

Tron, teraz w pełni przemieniony, spojrzał na swoje nowe dzieło. Joe Black był już tylko cieniem samego siebie, posłusznym sługą mrocznego anioła. „A teraz, Generale,” powiedział Tron, „pokażemy światu, co znaczy prawdziwa potęga.”

Mroczny anioł i jego nowy sługa wyszli z laboratorium, a ich kroki były zwiastunem nadchodzącej katastrofy. Świat, który znał tylko światło i nadzieję, teraz miał poznać ciemność i rozpacz, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył. Tron, upadły Serafin, rozpoczął swoją misję, a jego serce biło w rytmie zemsty i zniszczenia.

Anioł Śmierci — Jeździec Apokalipsy

#9 Metropolia Godrapolitańczykównej

Ra był jednym z najważniejszych bóstw w panteonie starożytnego Egiptu. Jako bóg słońca, symbolizował życie, światło i porządek kosmiczny. Kult solarny Ra, rozwijający się przez tysiąclecia, odegrał kluczową rolę w egipskiej religii, polityce i kulturze. W tym rozdziale przyjrzymy się pochodzeniu, rozwojowi i znaczeniu tego kultu w kontekście egipskiej historiografii.

Ra, znany również jako Re, był czczony już w okresie Starego Państwa. Jego kult miał swoje centrum w Heliopolis, jednym z najstarszych i najważniejszych ośrodków religijnych starożytnego Egiptu. Ra był przedstawiany jako człowiek z głową sokoła, na której nosił dysk słoneczny otoczony kobrą. Był symbolem siły życiowej i cyklicznej odnowy, co odzwierciedlała codzienna podróż słońca po niebie.

Kult Ra miał głębokie powiązania z egipską kosmologią i teologią. Uważano, że Ra codziennie podróżuje po niebie na swoim słonecznym barku, przynosząc światło i życie. W nocy podróżował przez podziemny świat, gdzie walczył z siłami chaosu, aby o świcie ponownie się narodzić. Ten mit o cyklicznej podróży Ra był centralny dla egipskiego pojmowania porządku kosmicznego i harmonii.

Kult Ra był ściśle powiązany z faraonami, którzy często identyfikowali się z bogiem słońca. Faraonowie byli uważani za synów Ra, co wzmacniało ich boskie prawo do władzy. Amenhotep III i jego syn Echnaton odegrali kluczowe role w rozwoju kultu solarnego. Echnaton wprowadził nawet rewolucję religijną, próbując ustanowić monoteizm oparty na kulcie Atona, aspektu słońca.

Świątynie poświęcone Ra były miejscem licznych rytuałów i ceremonii. Najważniejszą z nich była świątynia w Heliopolis, która służyła jako główny ośrodek kultu solarnego. Kapłani Ra odgrywali kluczową rolę w codziennych rytuałach mających na celu zapewnienie harmonii i porządku we wszechświecie. Rytuały te miały na celu podtrzymywanie ma’at — kosmicznego porządku i sprawiedliwości.

Kult solarny Ra miał ogromne znaczenie nie tylko religijne, ale także polityczne i społeczne. Faraonowie, identyfikując się z Ra, podkreślali swoje boskie pochodzenie i prawo do władzy. Kult solarny wpływał na egipską architekturę, sztukę i literaturę, kształtując duchowy i społeczny krajobraz starożytnego Egiptu przez tysiąclecia.

Kult solarny Ra był fundamentem egipskiej religii i kultury. Jego wpływ na politykę, społeczeństwo i codzienne życie Egipcjan był nieoceniony. Przez tysiąclecia Ra pozostawał centralną postacią w panteonie egipskich bogów, a jego kult przetrwał jako jedno z najważniejszych dziedzictw starożytnego Egiptu.

Piramidy są jednymi z najbardziej imponujących i trwałych świadectw starożytnej cywilizacji egipskiej. Najbardziej znane to piramidy w Gizie: Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa. Budowa tych monumentalnych struktur była przedsięwzięciem na ogromną skalę, wymagającym zorganizowanej pracy tysięcy ludzi. W tym rozdziale przyjrzymy się, kim byli budowniczowie piramid, jak wyglądała ich praca oraz jakie technologie i organizacja umożliwiły wzniesienie tych monumentalnych budowli.

Wbrew popularnym mitom, piramidy nie były budowane przez niewolników. Archeologiczne dowody wskazują, że budowniczowie piramid byli wykwalifikowanymi rzemieślnikami i robotnikami, którzy pracowali na zlecenie faraonów. Odkrycia w pobliżu Gizy, takie jak wioski robotników, cmentarze oraz napisy i graffiti, sugerują, że byli to wolni ludzie, często dobrze wynagradzani za swoją pracę.

Budowa piramid wymagała precyzyjnej organizacji i zarządzania. Robotnicy byli podzieleni na grupy, które miały określone zadania. Najważniejsze z nich to:

— Inżynierowie i architekci: Odpowiedzialni za projektowanie piramid i nadzór nad budową.

— Kamieniarze: Wydobywali, kształtowali i transportowali bloki kamienne.

— Rzemieślnicy: Zajmowali się precyzyjnymi pracami, takimi jak rzeźbienie inskrypcji.

— Robotnicy: Wykonywali prace fizyczne, takie jak przenoszenie kamieni.

Praca była organizowana w systemie rotacyjnym, co oznaczało, że robotnicy pracowali przez określony czas, a następnie wracali do swoich rodzin i obowiązków. System ten zapewniał stały dopływ świeżej siły roboczej, co było kluczowe dla utrzymania tempa budowy.

Technologia używana do budowy piramid była niezwykle zaawansowana jak na ówczesne czasy. Kluczowe elementy to:

— Rampa: Najbardziej prawdopodobna metoda transportu bloków kamiennych na wyższe poziomy piramidy. Rampa mogła być prostolinijna, zakrzywiona lub spiralna.

— Narzędzia: Kamieniarze używali prostych narzędzi z miedzi i kamienia do cięcia i kształtowania bloków.

— Logistyka: Skuteczna organizacja transportu materiałów z kamieniołomów do miejsca budowy była kluczowa. Stosowano transport rzeczny, aby przewozić kamienie na większe odległości.

Odkrycia archeologiczne w Gizie dostarczają informacji o życiu codziennym budowniczych piramid. Znaleziono tam pozostałości wiosek robotników, które składały się z prostych domów, piekarni, browarów i magazynów. Dieta robotników była stosunkowo zróżnicowana i obejmowała chleb, ryby, mięso i warzywa. Pracownicy mieli również dostęp do opieki medycznej, co świadczy o tym, że ich praca była dobrze zorganizowana i monitorowana.

Budowa piramid miała nie tylko znaczenie techniczne, ale również głęboko religijne i społeczne. Piramidy były grobowcami faraonów, którzy byli uważani za boskich władców. Budowa piramidy była aktem religijnym, mającym na celu zapewnienie faraonowi wiecznego życia po śmierci. Praca przy budowie piramid była również formą służby na rzecz państwa i religii, co mogło przynosić budowniczym prestiż społeczny.

Budowa piramid w starożytnym Egipcie była monumentalnym przedsięwzięciem, które wymagało zaawansowanej organizacji, technologii i zasobów ludzkich. Budowniczowie piramid byli wykwalifikowanymi rzemieślnikami i robotnikami, którzy pracowali w dobrze zorganizowanych strukturach. Ich praca pozostawiła trwały ślad w historii, a piramidy, które wznosili, są do dziś symbolem potęgi i innowacyjności starożytnej cywilizacji egipskiej.

Zbroja Imperatora Sol Invictus

#10 Nie Podążaj za Marzeniami

Rok 2024. Wczesne letnie słońce przebijało się przez liście drzew, kiedy Jacek, znany jako GodraAmbient, ruszał swoim motocyklem przez las Pazurek, kierując się w stronę Pustyni Błędowskiej. Jego serce biło w rytmie adrenaliny, a wiatr świstał w jego uszach. Przed nim rozciągały się piaszczyste wydmy, a on czuł, że ta podróż będzie wyjątkowa.

Na zakręcie, gdzie gęsty las stykał się z otwartą przestrzenią pustyni, nagle poczuł, jak tylne koło motocykla traci przyczepność. Jacek próbował odzyskać kontrolę, ale pojazd wpadł w poślizg. Czuł, że zaraz spadnie z siodła i uderzy o twardą ziemię. W tym momencie, gdy już niemal pogodził się z upadkiem, stało się coś niezwykłego.

Otworzył oczy i z zaskoczeniem stwierdził, że nie siedzi już na motocyklu. Zamiast tego, znajdował się na grzbiecie białego rumaka ze skrzydłami – Pegaza. Jacek spoglądał na otaczający go las z góry, unosząc się w powietrzu. Trzymał się grzywy Pegaza, czując, jak serce bije mu szybko, ale nie z powodu strachu, lecz ekscytacji.

Pegaz wzniósł się wyżej, aż wleciał w chmurę. Jacek trzymał się mocno, czując wilgoć na twarzy i dłoniach. Nagle chmura zaczęła się przerzedzać i Pegaz zaczął opadać, szybując w dół. Pod nimi roztaczał się widok na cały Olkusz. Jacek widział małe budynki i ulice, a wszystko to z perspektywy, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczył.

Przelatując nad miastem, mijali wojskowy samolot. Skoczkowie spadochronowi patrzyli na nich z niedowierzaniem, ich twarze były pełne zdziwienia. Jacek, trzymając się grzywy Pegaza, machał do nich z uśmiechem, czując się, jakby był bohaterem w swoim własnym filmie.

Lot kontynuowali nad Krakowem i Katowicami, podziwiając rozległe krajobrazy Polski. Wszystko wydawało się takie małe z tej wysokości, a Jacek czuł się wolny jak nigdy wcześniej. Pegaz wykonywał majestatyczne manewry, a Jacek z każdą chwilą czuł, jakby stawał się częścią tego mistycznego stworzenia.

Nagle, dźwięk alarmu wyrwał go z tego niezwykłego snu. Jacek otworzył oczy i znalazł się z powrotem w swoim łóżku. Była noc, a zegarek pokazywał 2:13. Serce waliło mu w piersi, ale czuł się cały i zdrowy.

Zszedł na dół, wciąż oszołomiony snem. Poszedł do garażu, by sprawdzić swój motocykl. Stał tam, nienaruszony, jakby nic się nie stało. Jacek poczuł mieszaninę ulgi i zdziwienia. Czy to wszystko było tylko snem?

Patrzył na motocykl, a w jego umyśle zaczęły kiełkować pytania. Co to było? Coś więcej niż zwykły sen? Uśmiechnął się do siebie, wspominając ten niezwykły lot. Może to była tylko wyobraźnia, a może coś więcej.

Jedno było pewne — ta noc zmieniła jego spojrzenie na rzeczywistość. A może, gdzieś tam, w przestworzach, naprawdę czekał na niego Pegaz, gotowy zabrać go na kolejną niezwykłą przygodę.

Serafin Tron

#11 Triumf Biało-Czerwonego Anioła

Biało-Czerwony Anioł Mocy Imperium przemknął przez pole bitwy jak błyskawica, zostawiając za sobą pas zniszczenia na całej długości flanki wrogów. Mechozaury, które miały stanowić groźną przeszkodę, były teraz jedynie gruzem. Gdyby rów utworzony przez jego szaleńczą szarżę zalać wodą, powstałaby gigantyczna fosa, która mogłaby zatrzymać każdą armię. Skala jego niszczycielskiej mocy była nie do pojęcia — dla jednostek rosyjskich, Henryk wydawał się być istotą z innego wymiaru, jego działania miały w sobie coś z teatralnego pokazu siły.

Ogniste skrzydła anielskie rozpostarły się szeroko, przysłaniając całe miasto. W tej chwili wrogie rakiety wypełniły niebo niczym szarańcza, lecąc wprost w miasto. Biało-Czerwony Rycerz bez wahania osłonił je własną piersią. Ogień pochłonął wszystkie pociski, a potężne uderzenie jego skrzydeł wywołało wiatry tak silne, że wrogie maszyny traciły przyczepność i przewracały się jak domki z kart.

Rozkaz został wysłany do robotów, które ustawiły się w szyku, tworząc siatkę-płot, chroniąc wielkiego robota. Miasto-statek CyberWawa miało już zwinięte klapy i silniki przygotowane do startu. Z daleka wyglądało to jak ogromna piramida, której ramiona były polem siłowym rozciągającym się nad mobilnym miastem. Powoli unosiło się w powietrze, oddalając od powierzchni ziemi.

„Gryźć!” — rozkazał Henryk. Robo-anioły ruszyły do ataku, kosząc wrogie maszyny. Armaty i rakiety wysunęły się z ich ciał, otwierając ogień. Pierwszy rząd zaczął od ognia ciągłego, rażąc jednostki przeciwnika, podczas gdy drugi i trzeci rząd, unoszący się wyżej w powietrzu, używał dział plazmowych, które z łatwością przebijały pancerze czołgów i metalowych dinozaurów. Wrogowie nie zdążyli nawet odpowiedzieć.

Wystarczyły trzy minuty, by zapanowała cisza. Nikt nie odpowiedział na atak, nie było żadnego odwetowego strzału. Wrogie jednostki były w strzępach. MegaAnioł złożył swoje ogniste skrzydła i rozkazał rozłączenie rycerzy. CyberWawa mogła spokojnie wracać na powierzchnię. Praca została wykonana z sukcesem, bez żadnych strat własnych. Misja zakończyła się pełnym sukcesem.

Miasto-statek CyberWawa zaczęło lądować, a Henryk, Biało-Czerwony Anioł, obserwował, jak jego rozkazy były realizowane z doskonałą precyzją.

„Dobra wymiana!” pomyślał z satysfakcją. Misja została wykonana w 100%. Można wracać do domu. Jednak w jego umyśle zaczęły kiełkować pytania o to, co przyniesie przyszłość. Wiedział, że to nie koniec walki, ale jedynie bitwa w dłuższej wojnie. Ale na razie mógł odpocząć, zadowolony z kolejnego zwycięstwa Imperium Aniołów.

Kiedy CyberWawa bezpiecznie osiadła na ziemi, mieszkańcy miasta zaczęli wychodzić z ukrycia, witając swoich obrońców z wdzięcznością i podziwem. Henryk uniósł rękę, przyjmując hołdy, ale w jego myślach już kształtował się plan na przyszłość. Wiedział, że muszą być gotowi na wszystko, co przyniesie następny dzień.

Anioł Głodu — Jeździec Apokalipsy

#12 Koncert w Podziemiach Olkusza

To był trzeci dzień od tajemniczego zniknięcia meteorytu. Jacek, znany pod pseudonimem GodraAmbient, miał nadzieję, że dzisiejszy wieczór będzie zwyczajny. Mimo dziwnych wydarzeń ostatnich dni, zaplanował koncert, który miał odbyć się w podziemiach Olkusza. Było to miejsce o gotyckiej atmosferze, idealne dla jego mrocznej i klimatycznej muzyki.

GodraAmbient przygotowywał się do występu od rana. Sprzęt już podłączony, czekał na scenie. Goście zaczęli się schodzić, zamawiając drinki przy barze. Atmosfera była napięta, wszyscy czekali na coś wyjątkowego. Jacek wszedł na scenę zamaskowany, jego twarz ukryta za czarną maską. Gasły światła, a sala pogrążyła się w półmroku. Dym wypełnił przestrzeń, tworząc mistyczną aurę.

Zaczęło się od noise na gitarze. Flow state był mocny, a dźwięki przechodziły przez ciało każdego obecnego jak fale energii. Było ostro i gęsto, wibracje wypełniały całe pomieszczenie. Jacek czuł, że to będzie jego najlepszy występ.

Nagle, po dziesięciu minutach, stało się coś dziwnego. Jacek zniknął. W jednej chwili był na scenie, a w następnej jego ciało zniknęło z widoku. Publiczność była w szoku, nie wiedząc, co się dzieje. Dźwięki z głośników nagle ucichły, a dym zaczął się rozpraszać.

Jacek poczuł, jakby spadał w nieskończoną ciemność. Otaczał go mrok, nie wiedział, co się dzieje ani gdzie jest. Jego ciało było w stanie zawieszenia, jakby unosił się w przestrzeni między wymiarami. Próbował zrozumieć, co się stało, ale myśli były rozproszone, a umysł zdezorientowany.

Po chwili, która wydawała się wiecznością, Jacek zobaczył światło. Było jasne i intensywne, jakby przebijało się przez samą esencję mroku. Zbliżał się do niego z ogromną prędkością, aż nagle został wyrzucony w inną rzeczywistość. Znajdował się na otwartej przestrzeni, pod ogromnym, nieskończonym niebem pełnym gwiazd.

Przed nim stała postać. Była wysoka i eteryczna, jakby złożona z czystej energii. Jacek zdał sobie sprawę, że to nie była zwykła istota. Była to manifestacja siły, której wcześniej nie znał.

„GodraAmbient,” przemówiła postać, „przybyłeś do miejsca, gdzie czas i przestrzeń nie mają znaczenia. Jesteś wybranym, aby zrozumieć i przynieść światło w mrok.”

Jacek poczuł, jak energia przepływa przez jego ciało, jakby zjednoczył się z kosmosem. Wiedział, że to, co się wydarzyło, miało głęboki sens. Był częścią czegoś większego, czegoś, co przewyższało jego dotychczasowe doświadczenia.

W mgnieniu oka znalazł się z powrotem na scenie, w podziemiach Olkusza. Publiczność wciąż była w szoku, ale dźwięki powróciły, a Jacek kontynuował swój występ jakby nic się nie stało. Tym razem jednak jego muzyka miała w sobie coś więcej. Była pełna nowej energii, która przenikała każdą nutę, każdy dźwięk.

Kiedy koncert dobiegł końca, Jacek wiedział, że jego życie już nigdy nie będzie takie samo. To, co przeżył, było tylko początkiem większej podróży, która miała dopiero się rozpocząć. Mrok, w którym się zanurzył, był tylko preludium do odkrycia nowej, nieskończonej mocy, która miała zmienić jego świat na zawsze.

Czerwonogłowy Anioł

#13 Złoty Wiek

Pamiętniki Romana, prowadzone od wczesnej młodości aż do późnych lat życia, stały się bezcennym źródłem informacji o życiu codziennym w Polsce w pierwszej połowie XX wieku. Szczególną uwagę przyciągnęły jego opisy czasów wojny, okupacji oraz trudnych lat powojennych. Roman używał specjalnego tuszu, który miał unikalną właściwość zachowywania koloru i jakości przez dekady, co pozwoliło jego zapiskom przetrwać w doskonałym stanie do naszych czasów.

Roman Dmowski (1864—1939) był jednym z najważniejszych polskich polityków i działaczy narodowych przełomu XIX i XX wieku. Jako współzałożyciel Narodowej Demokracji, odegrał kluczową rolę w kształtowaniu polskiego ruchu narodowego oraz w odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku.

Roman Dmowski urodził się 9 sierpnia 1864 roku w Kamionku pod Warszawą. Studiował nauki przyrodnicze na Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim, gdzie aktywnie angażował się w działalność patriotyczną. Był jednym z przywódców Związku Młodzieży Polskiej "Zet" oraz współzałożycielem i liderem Ligi Narodowej.

Dmowski zasłynął jako wybitny publicysta i polityk. W 1893 roku założył Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne (endecja), które stało się jednym z najważniejszych ugrupowań politycznych w Polsce. W latach 1917-1919 był członkiem Komitetu Narodowego Polskiego, który zabiegał o międzynarodowe uznanie dla niepodległej Polski.

Roman Dmowski był płodnym pisarzem i autorem wielu ważnych prac, które miały ogromny wpływ na kształtowanie polskiej myśli narodowej. Jego najważniejsze publikacje to:

1. „Myśli nowoczesnego Polaka” (1903) — manifest polityczny, w którym Dmowski przedstawił swoje poglądy na temat tożsamości narodowej, patriotyzmu i roli państwa.

2. „Niemcy, Rosja i kwestia polska” (1908) — analiza sytuacji geopolitycznej Polski w kontekście rywalizacji niemiecko-rosyjskiej.

3. „Polityka polska i odbudowanie państwa” (1925) — wspomnienia i refleksje Dmowskiego na temat działań podejmowanych w celu odzyskania niepodległości.

Dmowski prowadził również dzienniki, które stanowią cenne źródło informacji o jego działalności politycznej oraz osobistych przemyśleniach. Publikacje te były często pisane specjalnym tuszem, który miał zapewnić ich trwałość i odporność na zniszczenie, co sprawiło, że jego zapiski przetrwały w doskonałym stanie do naszych czasów.

Roman Dmowski jest uznawany za jedną z najważniejszych postaci w historii Polski. Jego działalność polityczna i publicystyczna miała kluczowy wpływ na kształtowanie polskiej myśli narodowej i polityki. Był głównym architektem idei narodowej, która zdominowała polską scenę polityczną na początku XX wieku.

Dmowski był również jednym z głównych polskich delegatów na konferencję pokojową w Wersalu w 1919 roku, gdzie odegrał znaczącą rolę w negocjacjach dotyczących granic odradzającej się Polski. Jego działania przyczyniły się do uzyskania przez Polskę korzystnych warunków pokojowych.

Roman Dmowski zmarł 2 stycznia 1939 roku w Drozdowie koło Łomży. Jego dziedzictwo wciąż wywołuje debaty i jest przedmiotem badań historycznych. Dmowski pozostaje jedną z najbardziej wpływowych i kontrowersyjnych postaci w historii Polski, a jego prace są nadal czytane i analizowane przez badaczy i polityków.

Roman jest ceniony przez historyków za swoją dokładność i obiektywizm. Jego prace są uważane za ważne źródło wiedzy o historii Polski XX wieku. Pamiętniki, pisane z pasją i zaangażowaniem, stanowią cenny wkład w zrozumienie codziennego życia oraz nastrojów społecznych tamtych czasów. Użycie specjalnego tuszu sprawiło, że jego oryginalne zapiski przetrwały w doskonałym stanie, co pozwala współczesnym badaczom na korzystanie z nich bez obaw o ich zniszczenie.

Orbitalna Gwardia Pałacowa

#14 Edoen

Henryk, władca Ziemi, zmęczony nieustannym świętowaniem sukcesów w pałacu, zdecydował się opuścić huczną ucztę. Pałac Cyber Olkusz, ze swoimi błyszczącymi salami, bogatymi dekoracjami i stołami uginającymi się od przysmaków, nie mógł zaoferować mu spokoju, którego teraz pragnął. Z wysoka wyskoczył z tarasu, rozpostarł skrzydła i miękko wylądował na ziemi, kierując się w stronę strumienia.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
Kolorowa
za 79.24