E-book
14.7
drukowana A5
21.71
Idź po lepsze

Bezpłatny fragment - Idź po lepsze


5
Objętość:
67 str.
ISBN:
978-83-8384-572-2
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 21.71

Przedmowa

Ważne cytaty, które pomogą Ci w życiu:

Jack Sparrow — Piraci z Karaibów:

„Jedynymi zasadami, które naprawdę się liczą, są te: co człowiek może zrobić i czego człowiek nie może zrobić.”

Laska — Chłopaki nie płaczą:

„Musisz dowiedzieć się, co chcesz w życiu robić, a później zacząć to robić.”

Mam 35 lat (kiedy zaczynałem pisać tę książkę, miałem 34) i jestem dzieckiem lat 90. Chcę podzielić się swoimi doświadczeniami oraz tym, jak zmieniało się moje postrzeganie życia i samego siebie na przestrzeni lat. Opowiem o mojej szkole, pracy oraz o różnych sytuacjach, które na mnie wpłynęły. Nie jestem leniwy, jednak nie lubię wykonywać pracy której można uniknąć osiągając ten sam cel. Część osób będzie nosiła cegły całe życie, część weźmie taczki, ktoś inny sprawi by zrobili to za niego, a finalnie praca w każdym przypadku zostanie wykonana. Na olimpiadzie też nie przyznają nagród za włożony wysiłek, oraz za to ile ktoś poświęcił by to uzyskać, nagradzają pierwszego na mecie.

Każdy z nas ma jedno życie, ale można je podzielić na kilka etapów. Jednym z nich jest okres między dzieciństwem, a dorosłością. Do momentu założenia rodziny jesteś odpowiedzialny tylko za siebie i masz czas tylko dla siebie. Możesz podejmować ryzykowne decyzje, nie martwiąc się o konsekwencje dla bliskich. Kiedy skutki decyzji są niekorzystne, dotykają tylko ciebie. Jednak, kiedy masz rodzinę — żonę i dzieci — przed każdym działaniem musisz zastanowić się, czy nie zaszkodzisz również im i czy warto podjąć ryzyko. Nasz umysł podświadomie sugeruje, że warto trzymać się znanych i sprawdzonych ścieżek, ponieważ zapewniły one przetrwanie nam lub naszym rodzicom. Przykładem może być znalezienie pracy na etacie i pozostanie w niej do emerytury. Wszelkie odstępstwa, jak poszukiwanie nowej pracy, wiążą się z ryzykiem i obawami. Bezpieczeństwo jest naszą pierwotną potrzebą, dlatego możesz utknąć w pracy, której nie lubisz, ale która pozwala opłacić rachunki i kupić jedzenie. Opowiem Wam moją historię, wskażę punkty zwrotne, które może pomogą Wam spojrzeć na swoje życie z boku i zastanowić się, jak Wy byście postąpili.

Kontekst

Gdy byłem mały, nie mieliśmy telefonów komórkowych. Mogliśmy za to po szkole jeździć na rowerach i nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy i co robimy poza domem. Dawało to inne poczucie wolności oraz odpowiedzialności za swoje słowa. Tak długo, jak wracałeś o umówionej porze lub nie wyszło na jaw, że byłeś gdzie indziej, mogłeś robić co chciałeś. Nikt nie mógł do ciebie zadzwonić ani sprawdzić twojej lokalizacji w aplikacji. Oglądało się to, co było w telewizji lub miało się na kasecie, a później płycie. W domu był jeden lub dwa telewizory i kilka kanałów do wyboru — nie mieliśmy kablówki ani dekodera do telewizji satelitarnej, ponieważ koszty były naprawdę spore. Nie było wszystkich filmów i seriali na wyciągnięcie ręki. Były to czasy kupowania nielegalnych płyt i ubrań na stadionie (nazywanym wtedy największym bazarem Europy), nagrywania piosenek z radia, ponieważ nie można było ich wyszukać i posłuchać w dowolnym momencie. Jak wiele się od tego czasu zmieniło. Jestem Boomerem?

Ważnym aspektem w moim życiu jest różnica między technologią z czasów mojego dzieciństwa i wczesnej młodości a tym, co mamy obecnie. Czy gdybyście wiedzieli, co można zrobić, a czego unikać, znając mechanizmy funkcjonowania w społeczeństwie, postąpilibyście inaczej? Perspektywa, którą posiadacie, wydaje się jedyną prawdziwą, ale z upływem czasu wiele moich zachowań z przeszłości wydaje się bezsensownymi lub głupimi. Nie chodzi tu o rozpamiętywanie wszystkich sytuacji, ale o zdanie sobie sprawy, że coś, co kiedyś było naprawdę ważne, teraz nie ma najmniejszego znaczenia.

Kiedy pojawiły się telefony komórkowe, a komputery zaczęły być używane nie tylko w firmach, ale także w domach- ludzie zaczęli korzystać z internetu, oczywiście za pośrednictwem telefonu stacjonarnego. Jeżeli nie miałeś gotówki to nie miałeś pieniędzy, karty rzadko kiedy były akceptowane, płatności blikiem czy przelewem nie mogłeś zrobić w każdej chwili. Przesyłki były drogie i obsługiwała je poczta więc na wszelkie internetowe zakupy czekało się bardzo długo. Teraz każdy ma w zasięgu ręki praktycznie wszystko: ulubioną piosenkę w kilka chwil, zawsze i wszędzie, nie ważne, że premiera odbyła się 10 min temu, zakupy, informacje o wszystkim co się dzieje na świecie.

Edukacja

Chcę opowiedzieć Wam o mojej drodze edukacyjnej. Wybory, które podejmowałem, miały ogromny wpływ na moje życie. Choć mogłoby się wydawać, że wiele zmieniłbym, gdyby była taka możliwość, to jednak wtedy nie byłbym tu, gdzie jestem teraz. Być może moje doświadczenia, wnioski z nich i przemyślenia pomogą komuś w jego poszukiwaniach swojego miejsca, radzeniu sobie i uczeniu się na cudzych błędach.

Takim przykładem mogą być ludzie, których spotykaliście — siedzieliście z nimi w ławce i bawiliście się na przerwach. Ja, ze względu na miejsce zamieszkania, uczęszczałem do zespołu szkół, w którym od przedszkola do końca gimnazjum byłem praktycznie w tym samym towarzystwie. Bardzo przywiązałem się do ludzi i obawiałem się nowej szkoły — liceum, oraz tego, co będzie potem. Jak się okazało, nie było to tak straszne jak myślałem, choć nie było też specjalnie przyjemne. Ale po kolei.

W szkole podstawowej i gimnazjum (taki był wtedy system szkolnictwa) radziłem sobie bardzo dobrze, nawet bez dużego wkładu podczas zajęć i niewielkiej pracy w domu mogłem bez trudu dostawać dobre oceny i zaliczać przedmioty. Nie musiałem przygotowywać ściąg ani kombinować, wystarczyło zajrzeć do podręcznika, czasem kogoś zapytać. Większym problemem było to, gdy o czymś zapomniałem, a nie że nie umiałem. Nigdy nie byłem dobry z polskiego, jednak udawało mi się dostać ocenę 4, co było prawie wystarczające na pasek na świadectwie, który kiedyś był bardzo pożądany.

W podstawówce nie udało mi się uzyskać paska — zawsze brakowało mi jednej piątki. Kończyłem ze średnią 4,69, bez paska, ale z wyróżnieniem. Test po szkole podstawowej zdałem na 100%, uzyskując 40/40 punktów jako jedna z kilku (może trzech) osób w szkole i jedyny w klasie, jednak średnia tego nie odzwierciedlała. Może dlatego po przejściu do gimnazjum, gdy zmienili się nauczyciele, zdobyłem pasek za średnią 5,0 i wyrobiłem sobie dobrą renomę na kolejne lata.

Po osiągnięciu tego bez nadmiernego siedzenia nad książkami czułem się komfortowo i miałem poczucie, że nauka przychodzi mi bez trudu, więc w kolejnych latach, jak to mówią, odpuściłem. Nadal nie spędzałem dużo czasu nad książkami, uznając, że i tak jestem dobry, więc wystarczy tylko trochę uważać na lekcjach i rzucić w domu okiem na zadany materiał. Zacząłem mieć inne podejście do nauki i przestało mi zależeć na utrzymaniu opinii dobrego ucznia. Wtedy zacząłem poświęcać więcej czasu na gry komputerowe, jeszcze offline, np. GTA San Andreas, NFS Underground, The Sims czy Worms. Od tych gier można było odejść w każdej chwili, “zapauzować je”, nie było tam rankingów czy mikropłatności. Stopniowo przestawało mi zależeć na dobrych wynikach w nauce.

Wybór Liceum i Wyzwania Związane z Przyjściem do Nowej Grupy

Oczywiście, z uwagi na moje przywiązanie do kolegów, chciałem być w nowej szkole przynajmniej z jednym z dotychczasowych kolegów. W pewnym stopniu mi się to udało. Jeden z moich bliższych kolegów trafił do tej samej klasy, a kilka osób do równoległych (oczywiście nie ze wszystkimi żyłem w pełnej zgodzie). Z perspektywy czasu uważam, że uczęszczanie do tej samej szkoły od przedszkola do gimnazjum może negatywnie wpływać na chęć do późniejszych zmian. Teraz widzę, że bycie z tymi samymi kolegami przez wiele lat może być przyjemne, ale prowadzi do lęku przed zmianami, a gdy są one nieuniknione — jak np. konieczność zmiany środowiska — musisz na nowo budować swoją pozycję w grupie. Obserwowałem, jak nowi uczniowie w mojej klasie gimnazjalnej byli traktowani nieprzyjaźnie. Przychodzili ludzie z innych szkół z pobliskich wsi lub z powodu przeprowadzki, a grupa, która znała się od lat (w tym ja), traktowała ich jak gorszych. Widziałem, jak źle się czuli ci nowi uczniowie. Teraz uważam to za słabe zachowanie, ale gdy jesteś częścią grupy, zachowujesz się jak reszta.

W liceum, gdy poza dwoma kolegami nie znałem nikogo, poczułem, jak trudno jest wkomponować się w jakąkolwiek grupę. Często byłem odrzucany, nie umiałem się odnaleźć i trzymałem się na uboczu. Teraz rozumiem, że byłem w błędnym przekonaniu, że nowi koledzy będą mnie postrzegać tak, jak ci, z którymi znałem się od lat. Nie przyszło mi do głowy, że wchodząc w nowe środowisko, muszę na nowo dać się poznać i przedstawić się tak, jak chciałbym być postrzegany. Przecież nikt o mnie nic nie wiedział, a moi nowi koledzy nie pytali moich dotychczasowych znajomych, jaki jestem.

Dodam, że byłem bardzo szczupły i niski, co powodowało niską samoocenę. W kwestiach edukacyjnych oznaczało to, że zawsze byłem wybierany na W-Fie jako ostatni, nie miałem też talentu do sportów z piłką — każdą piłką, więc nikt nie chciał słabego zawodnika w drużynie.

Warto również wspomnieć, że rodzice mieli pewien wpływ na wybór mojej szkoły. W moim mieście był ogólniak o kiepskiej reputacji (niska zdawalność matur oraz słaba jakość nauczania), a w najbliższym mieście były dwa licea, które również nie były wybitne. Nie chodziło tylko o rankingi szkół, ale także o ludzi, którzy tam uczęszczali — jeśli nie chcieli się uczyć, to nie musieli. Ja chciałem, aby ktoś więcej ode mnie wymagał, ponieważ sam nie potrafiłem. Uważałem, że lepiej być najgorszym wśród najlepszych niż najlepszym wśród najgorszych. Miałem obawy, że jeśli będę chodził do szkoły, gdzie inni nie są zbyt ambitni, to skończy się to źle. Rzeczywistość jednak zweryfikowała te przekonania, część osób, które kończyły te szkoły potem radziła sobie świetnie w życiu, mimo że w szkole szło im słabo.

Rodzice podzielali moje obawy, szczególnie mama, więc pchali mnie w stronę bardziej wymagającego liceum. Jasne było, że nie chcieli żebym trafił do najbliższej szkoły. Pojawiały się pierwsze wątpliwości — czy będę musiał dojeżdżać dalej, tracić więcej czasu i więcej się uczyć, podczas gdy moi koledzy będą mieli łatwiejsze życie? Jednak udało się znaleźć kompromis, ponieważ to miasto nie było tak daleko, a nie byłem tam sam.

Zdecydowałem się na liceum o dobrej reputacji, choć wiedziałem, że może nie będzie łatwo. I tak właśnie było — napotkałem wiele trudności. Byłem najlepszym uczniem w gimnazjum, jednak nie zdawałem sobie sprawy, że chodziłem do słabej szkoły, która nie przygotowała mnie odpowiednio na wyzwania liceum. Zaczęły się kiepskie oceny, a ja bardzo źle się z tym czułem. Średnia między 3 a 4 była przytłaczająca i czułem się „głupi”. Byłem nawet zagrożony z kilku przedmiotów a bardziej zdolni nowi znajomi nabijali się ze mnie. Bycie przyjezdnym automatycznie sprawiało, że czułem się gorszy od rdzennych mieszkańców — na szczęście nie wszyscy tak mnie traktowali.

W liceum poznałem dwóch przyjaciół, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Najciekawsze jest to, że ci ludzie w jakiś sposób zobaczyli we mnie bratnią duszę, czego nie dostrzegało wielu innych, którzy raczej byli wrogo nastawieni. Gdybym nie wybrał tej szkoły, nie poznałbym też mojej żony, która mieszkała kilka kilometrów ode mnie. Jakimś cudem udało mi się poradzić sobie z tym liceum, z troszkę zegarmistrzowską precyzją — średnia ważona pozwalała mi dostać wiele jedynek, które mogłem zrekompensować trójką lub z czwórką z ważniejszego sprawdzianu. Byłem w klasie o profilu matematyczno-informatycznym, a miałem zagrożenia z polskiego, chemii i prawie z angielskiego. Na lekcjach angielskiego bałem się ośmieszenia, trafiłem do grupy dobrych uczniów, którzy nie rozumieli, dlaczego sobie nie radzę. Bałem się odezwać i poprosić o pomoc, pojawił się strach przed lekcjami i poczucie niższości.

Chciałbym zwrócić uwagę na absurd polskiego systemu edukacji — mogłeś mieć pozytywne oceny z czternastu przedmiotów, ale jedną jedynkę i nie zdawałeś. To typowe karanie za błędy, a nie nagradzanie za sukcesy. Musiałeś powtarzać 95% opanowanego materiału — cały rok, by zaliczyć ten jeden nieudany przedmiot — to logika liceum, która na studiach już nie obowiązuje (powtarzasz tylko to, czego nie zaliczysz, a resztę materiału omijasz).

Patrząc wstecz, problemem gimnazjum było przyjmowanie „patologicznych dzbanów”, którzy uczęszczali do klasy z normalnymi ludźmi. Gdy miałem 14 lat, byłem w klasie, gdzie przyjęto 17-letniego typa, który robił co chciał, edukacja była dla niego bez znaczenia, natomiast lubił znęcać się nad kolegami. Część mniej ambitnych kolegów podziwiała go za to. On był nieudacznikiem, który potrzebował pomocy, ale dostawał aprobatę. Rozumiem, że nie miał łatwo, ale miał ogromny wpływ na innych. Z perspektywy szkoły rozumiem intencję — chcieli go przepchnąć jak najszybciej, niestety kosztem reszty uczniów.

Zakończyłem liceum z marnymi wynikami, ale z dobrą średnią z matury rozszerzonej (matury podstawowe poszły mi o wiele lepiej, ale nie miały znaczenia przy rekrutacji na studia). Ciekawostką jest to, że nie było wtedy czatu GPT, ale byli ludzie, którzy za opłatą przygotowywali z Wami prezentacje, które zapewniały zaliczenie egzaminu maturalnego z języka polskiego. To był moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że lepiej jest oddać coś fachowcowi niż samemu wymyślać koło od nowa.

Na szczęście udało mi się dostać na studia dzienne na Wydziale Transportu na Politechnice. Wybrałem ten kierunek, bo starsi znajomi mówili, że tam nic się nie robi, a i tak się zalicza — chciałem mieć studia z głowy jak najszybciej i bez większego wysiłku. Muszę przyznać, że nie lubię siedzieć nad książkami i wkuwać nieinteresujących mnie treści. Niestety, po roku okazało się, że jednak trzeba coś robić, jest sporo materiału — projekty, ćwiczenia, kolokwia. Studia dzienne miały nieobowiązkowe wykłady, więc skoro mogłem je opuścić, to po co na nie chodzić? Później okazało się, że osoby uczęszczające były zwalniane z egzaminu, ale nie było to jasne od początku. Poczucie wolności i wyboru może być zgubne, ale kiedy próbowałem uczęszczać na wszystkie wykłady, często zasypiałem, więc nic nie zyskiwałem.

Na studia poszło ze mną dwóch dobrych znajomych z mojego miasta, z którymi miałem dobre relacje od podstawówki. Na drugim roku musiałem zdawać zaległe przedmioty z pierwszego roku, a część ćwiczeń miałem z innymi wykładowcami niż moi koledzy, co utrudniało mi sytuację. W końcu na trzecim roku musiałem podjąć decyzję o powtórzeniu roku. Była to już równia pochyła — nie mogłem zaliczyć pewnych przedmiotów, podczas gdy inni jakoś sobie radzili. Zacząłem coraz więcej czasu spędzać w grach online.

Pytanie, dlaczego się tu znalazłem, zadawałem sobie wielokrotnie. Byłem nauczony, że trzeba dokończyć to, co się zaczęło, bo inaczej będzie to zmarnowany czas. Teraz widzę to inaczej — czasami trzeba umieć się wycofać z błędnej decyzji, zamiast w nią brnąć. Porażka jest lekcją, której nie sposób było odrobić inaczej.

Po pewnym czasie nadal byłem zapisany na studia, opłacałem poprawki, ale nawet to nie zmotywowało mnie do ich ukończenia. Na drugim roku — z powodu słabych wyników -trafiłem na specjalizację kolejową, ale tam nie czułem się dobrze i przestałem chodzić na zajęcia. Specjalizacja mogła być przyszłościowa, ale miała etykietę najgorszej, a znałem społeczność kolejową zbyt dobrze, by chcieć iść tą drogą. Następnie zapisywałem się na uczelnię państwową w kolejnym roku, aby zachować status studenta i skorzystać z zniżki studenckiej. Udało mi się to realizować przez 2 lata. Możliwe, że zająłem czyjeś miejsce, kogoś kto by skorzystał z tej edukacji, jednak nie miałem wtedy za dużo pieniędzy i musiałem jakoś sobie radzić.

W rzeczywistości nie miałem szczególnych zainteresowań. Niektórzy już w szkole wiedzą, co chcą robić w życiu, a mnie nic szczególnie nie pociągało. Wiedziałem, że muszę się uczyć, bo bez tego nie znajdę dobrej pracy, ale widziałem też osoby po studiach z niskimi zarobkami, co nie motywowało mnie do bycia dobrym studentem. Studiowałem więc bez większego zainteresowania — po prostu, żeby mieć papier.

Po dwóch latach przerwy, kiedy już pracowałem, zdecydowałem, że muszę skończyć jakiekolwiek studia, bo bez nich trafiłem do pracy z ludźmi, z którymi nie wyobrażałem sobie spędzać reszty życia do emerytury. Po tylu latach marnowanych na studiach dziennych rozpocząłem studia zaoczne — skoro nie wiedziałem czego potrzebuję wybrałem kierunek ogólny, który wydawał się sensowny — Zarządzanie. Teraz nie miałem czasu ani w tygodniu, ani w weekendy. Udało mi się z rocznym poślizgiem obronić dyplom i w jakimś stopniu poczułem się lepiej. Znowu pojawiła się chęć bycia lepszym od innych — nie chciałem być gorszy z powodu braku matury czy wykształcenia wyższego. Czasami robimy to, co społecznie wydaje się dobre, ale niekoniecznie jest dobre dla nas.

Praca i pieniądze

Praca to ważny element naszego życia po szkole. Jeśli wybierzemy etat, będziemy tam spędzać 8 godzin dziennie — dużą część naszego dnia. Musimy się w niej czuć dobrze w każdym aspekcie, musimy akceptować swoje obowiązki, a nie tylko je tolerować. Inaczej będziemy codziennie wstając rano walczyć z myślą o tym, co nas czeka, męcząc się w pracy i czując, że czas płynie bezcelowo. Musimy mieć na uwadze, że pracujemy po to, aby zarabiać pieniądze, i obecnie nie mamy lepszych opcji. To, co nas spotyka, powinno nas motywować do rozwoju — zmiany obowiązków lub pensji, albo nawet zmiany pracy na inną, jeśli ścieżka w obecnej pracy jest zamknięta. Podczas mojej “kariery” napotykałem przykłady łamania lub naginania przepisów, Prawa Pracy czy Praw Człowieka. Co ciekawe możecie robić to samo co osoba siedząca obok, jednak z uwagi na formę zatrudnienia (umowa o prace, B2B, umowa zlecenie, na czarno) obowiązywać Was będą odrębne przepisy oraz inne stawki. W przypadku umowy o pracę możemy oczekiwać najwięcej, jeżeli chodzi o obowiązki, których musi dopełnić pracodawca, a jeżeli tego nie robi możemy zgłosić to do Inspekcji Pracy. Nikt nie spodziewał się pandemii. Kiedy się pojawiła osoby pracujące na czarno zostały na lodzie. Pracodawca nie był im nic winien, czerpali profit pracując “na lewo” jednak nie zdawali sobie sprawy z ryzyka, że każdy dzień może być ich ostatnim dniem w pracy.

Pamiętajmy — wartość pracy jest taka, ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić, a nie zawsze ilość pracy wykonanej jest proporcjonalna do wynagrodzenia. Ludzie ciężko pracują w różnych miejscach, a ich wynagrodzenie może się znacząco różnić. To kolejny aspekt, który powinien decydować o wyborze ścieżki zawodowej. Niektórzy nie mogą siedzieć przed komputerem cały dzień i wolą spędzać czas na świeżym powietrzu machając łopatą, a to powinno być brane pod uwagę przy wyborze pracy.

Zarządzanie Finansami i Praca

Kolejnym elementem, który przychodzi mi na myśl, jest to, że niektóre prace są odpowiednie w różnych momentach życia, w zależności od naszej sytuacji rodzinnej i osobistych preferencji. Gdy jesteś młody, możesz podjąć dodatkową pracę w fast foodach, dostarczać pizzę lub być barmanem. Żadne z tych zajęć nie zapewni Ci doświadczenia w przyszłej wymarzonej pracy, ale z pewnością zapewni dodatkowy dochód. Kiedy jednak masz 40 lat i rodzinę, praca, którą każdy może wykonywać po szybkim przeszkoleniu, może nie być najlepszym wyborem. Łatwo Cię zastąpić, a praca w niestandardowych godzinach może odcinać Cię od życia rodzinnego. Musisz doświadczać i podejmować decyzje, nikt nie zrobi tego za Ciebie.

Teraz, o pieniądzach…

Moje pierwsze pieniądze dostawałem jako kieszonkowe od Babci w podstawówce — 2 zł dziennie, co dawało mi pewne możliwości. Dlaczego o tym wspominam? Okazało się, że ten okres ukierunkował mnie na przyszłość, ucząc mnie zarządzania pieniędzmi. Mogłem oszczędzać lub wydawać, a później dostawałem 10 zł na cały tydzień, więc musiałem planować zakupy. Nie lubiłem, kiedy koledzy pożyczali ode mnie pieniądze, niektórzy nawet uważali, że nie muszą ich oddawać. Kiedy masz pieniądze w młodym wieku i ktoś to zauważy, może na Tobie żerować i tu należy być czujnym. To była moja pierwsza lekcja zarządzania finansami i traktowania ich z konkretnym przeznaczeniem: na oszczędności lub na bieżące wydatki — pączek, batonik czy napój (Big Łyk za 2 zł). Na urodziny mogłem dostać 50—100 zł, a nie jak dzisiaj kilka tysięcy.

Gdy miałem około 12 lat, latem malowałem płoty u dziadków za 100 zł — to miało być początkiem mojej przygody z zarabianiem, ale więcej okazji się nie trafiło. Kolejną próbą było roznoszenie ulotek. Kiedy mieliśmy około 13 lat — zarobiliśmy z kolegą po 20 zł za rozniesienie 1000 ulotek. Nasz pracodawca oczekiwał, że odwiedzimy każdą klatkę schodową i pozostawimy ulotkę pod drzwiami. Finalnie część ulotek wylądowała w koszu, mieliśmy dość, a zarobione pieniądze poszły na automaty jeszcze tego samego dnia. Było to dość rozczarowujące.

Kiedy stałem się bardziej samodzielny (byłem już pełnoletni), moja ciocia remontowała mieszkanie i potrzebowała pomocy. Fachowiec od wykończeniówki był bardzo dokładny i bardzo długo wszystko robił. Zaproponowano mi połowę jego stawki godzinowej za prostsze prace niewymagające specjalistycznej wiedzy. Nie mając doświadczenia musiałem się nauczyć (pod jego nadzorem), jak przygotować pokoje do zamieszkania. W tym czasie, gdy on zajmował się łazienką, ja przygotowałem trzy pomieszczenia (szlifowanie, gruntowanie, malowanie ścian, lakierowanie sufitów i układanie paneli oraz listewek). Po 10 dniach wróciłem z całkiem przyzwoitą kasą, około 2500 zł, których przez ten czas praktycznie nie wydałem (mieszkałem w tym mieszkaniu, które remontowałem). Do dziś nie pamiętam, co zrobiłem z tymi pieniędzmi.

Wtedy jeszcze nie miałem auta, co w przyszłości okazało się być dużym wydatkiem. Było to jedno z pierwszych poważnych zobowiązań, które mogło mnie ograniczyć w życiu. Podobnie jak kredyt, który trzeba spłacać, nie można sobie pozwolić na kilka miesięcy bez dochodu lub ryzykować stracenia pracy. To samo dotyczy relacji — gdy wyjedziesz za granicę na wymianę szkolną lub do pracy, wiesz, że możesz stracić związek, więc unikasz takich działań. Podświadomie tworzymy zobowiązania, które przywiązują nas do miejsc i ludzi, aby nasze ego było spokojne. To nie pozwala nam się rozwijać, gdyż dążymy do stabilizacji, a nie doświadczania nowych rzeczy. Gdybym nie miał znajomych i dziewczyny to byłbym gotowy na wyjazd i wszystko wyglądałoby inaczej, czy lepiej nie wiem, jednak nie żałuję. Wizja nigdy niezrealizowanego wyjazdu na Erazmusa lub “za pracą” pozwala myśleć co by było, gdyby, a to ślepy zaułek wiec w moim przypadku nie brnijmy w niego. Kiedy już masz rodzinę, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane — decyzje, takie jak wyjazd za granicę, będą miały wpływ na życie wielu osób.

Wracając do pracy. Pamiętam, że w tamtych czasach minimalna krajowa wynosiła około 1500 zł brutto, co oznaczało około 1200 zł netto w kieszeni. Nie było żadnych ulg podatkowych dla młodzieży czy studentów do 26 roku życia, jak ma to miejsce dzisiaj. W tamtym czasie złamałem obojczyk w wypadku rowerowym, co zatrzymało mnie w moich ambitnych planach na ten rok. Miałem wtedy tytanową płytkę na obojczyku, nie mogłem podejść do egzaminu na prawo jazdy.

Miałem zacząć kurs na prawo jazdy kategorii B przed osiemnastymi urodzinami, ale musiałem poczekać do końca rehabilitacji. Teorię zdałem od razu, ale z praktyką miałem pewne trudności. Mimo to byłem zdeterminowany, żeby zdobyć prawo jazdy i podejmowałem kolejne próby. Pierwsza próba była całkiem dobra, ale potem, gdy napotkałem sznur zaparkowanych aut na poboczu, podjąłem złą decyzję o ominięciu ich, gdy z naprzeciwka jechał samochód. Nie zdałem. Byłem wtedy bardzo zdenerwowany, czułem, że ktoś obserwuje każdy mój ruch i oczekuje na mój błąd, choć naprawdę tak nie było. Mój stres zwiększał się i moja noga na sprzęgle latała jak oszalała. Za drugim razem wiedziałem, że nie zdam, jak tylko zobaczyłem egzaminatora — wydawało mi się, że już na jego twarzy było napisane — „oblałeś”. Kiedy ruszyliśmy w miasto, na jednym z pierwszych skrzyżowań po skręcie zamiast na odpowiedni pas ruchu, wjechałem na zatokę autobusową. Trzecia próba była udana — warunki i mój spokojny egzaminator sprawili, że pokonałem wszystkie wyzwania.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 21.71