E-book
4.73
drukowana A5
71.39
IDOL

Bezpłatny fragment - IDOL

Objętość:
477 str.
ISBN:
978-83-8384-149-6
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 71.39

Wszyscy bohaterowie w tej książce są fikcyjni, oprócz Halila Ibrahima Ceyhana, Sili Turkoglu i Berata Ruzgara Ozkana oraz pozostałych bohaterów serialu Dziedzictwo — Emanet, którzy zainspirowali mnie do napisania tej powieści.

Wszystkie wydarzenia w tej książce są fikcją literacką i nigdy nie miały miejsca w rzeczywistości.


***


Tę książkę poświęcam Wszystkim twórcom serialu EMANET — DZIEDZICTWO: reżyserom, scenarzyście, autorowi oprawy muzycznej, a przede wszystkim aktorom za danie nam, jako widzom, duchowej strawy, dużej dawki adrenaliny i nadziei, że prawdziwa miłość jest w każdym z nas.

Musimy zdjąć z siebie tylko tę skorupę, którą wdziewamy na siebie jak ochronny pancerz w obawie przed odrzuceniem.

Od autorki

IDOL

Patrzę na jego skupioną twarz,

gdy siedzi przy fortepianie i gra,

pewnie nie widzi publiczności,

zatopiony w swojej melodii.


Kosmyk czarnych włosów

zasłonił jego piękną twarz,

nie widzę jego ust, tylko ciemny

zarost, w którym mu do twarzy.


Jego piękne dłonie i smukłe

palce delikatnie muskają

klawiaturę fortepianu

i po chwili rozlega się jego głos.


Jest kojący jak ciepły wiatr

wiejący znad pustyni, który chłodzi

rozgrzane słońcem ciało, i miękki

jak płynące po niebie obłoki.


Słowa piosenki się powtarzały

jak refren, słuchacze wstrzymali

oddech, nie chcą uronić ani jednej nuty,

która wydobywała się z ust ich Idola.


On oślepiony błyskiem świateł

rampy opuścił głowę i śpiewał

z uczuciem, jakby robił to dla ukochanej.

Kiedy skończył, ukłonił się publice.


Widownia zaczęła wiwatować

na jego cześć i klaskać jak szalona,

a z jego twarzy nie znikał uśmiech,

słychać było głośne brawa.


Popatrzył na widownię i w podzięce

złożył głęboki ukłon, nie za głośny

aplauz, ale za podziw, że go doceniono

jako wokalistę i muzyka.


Polska — Radom, dnia 05.11.2023 r. Krystyna Wanda Serdeczna


Halilowi Ibrahimowi Ceyhan — w dowód uznania

Rozdział 1

Kaja Nawrocka, dwudziestopięcioletnia dekoratorka wnętrz, była już znana na rynku pracy w swojej branży. Była dobra w tym, co robiła, polecali ją koledzy i koleżanki klientom, którzy byli bogaci, i znani w świecie biznesu. Miała swoje biuro i choć było ją stać na nowe mieszkanie w ekskluzywnym apartamencie, wybrała rodzinny dom, w którym mieszkała z matką w blokowisku osiedlowym. Kilka miesięcy temu umarł jej ojciec. Nie mogła zostawić matki samej. Ona nie mogła pogodzić się z jego śmiercią, a cóż miała powiedzieć matka, która przeżyła z ojcem blisko dwadzieścia pięć lat. Dlatego wybrała życie z matką, aby nie zostawiać jej pogrążonej w smutku, życie w końcu toczyło się dalej.

Kiedy wracała do domu zmęczona, jej wytchnieniem była telewizja. Nie przepadała za serialami, ale wpadła jej w oko reklama serialu tureckiego i od pierwszego odcinka uzależniła się od niego. Nosił tytuł Emanet, co po polsku znaczyło Dziedzictwo.

Muzyka, którą podłożyli realizatorzy filmu była wprost obłędna, była nie tylko artystyczną oprawą serialu, ale podkreślała emocje aktorów. Twórcy serialu: Ayhan Ozen, Serkan Mut, Taner Tunc oraz wspaniała obsada w roli głównej: Sila Turkoglu, Halil Ibrahim Ceyhan i Berat Ruzgar Ozkan, nie miały sobie równych. Byli nie tylko piękni, wrażliwi, ale wspaniale odgrywali swoje role. Pozostali aktorzy drugoplanowi, również byli kreatywni, dali pokaz wysokiego kunsztu aktorskiego i doświadczenia w swoim zawodzie.

Dzięki internetowi dowiedziała się, że serial ten cieszył się powodzeniem na całym świecie. Nic dziwnego, fabuła filmu była ciekawa i wzruszająca. Najpierw zginął od kuli ojciec pięcioletniego Yusufa, a potem zginęła tragicznie w rezydencji jego matka, siostra Seher, Kevser, do śmierci której przyczyniła się Ikbal, żona Ziyi, brata Yamana, którzy mieszkają w rezydencji. Opiekę nad małym osieroconym Yusufem Kevser na łożu śmierci powierzyła Seher, swojej siostrze, którą wezwali do szpitala. Kevser dała jej wtedy srebrny medalion, w którym była fotografia jej synka, mówiąc, że odtąd Yusuf jest jej dziedzictwem, o który ma zadbać i aby zabrała go z rezydencji. Ostatnia scena tego odcinka zupełnie ją rozkleiła.

Kaja siedziała przed telewizorem i płakała rzewnymi łzami, co jakiś czas ocierała chusteczką twarz. Odcinek 118 zupełnie ją roztroił emocjonalnie. Yaman Kyrimly, bogaty biznesmen na pozór twardy i bezlitosny, ponownie dał dowód swojej miłości i uratował Seher od fanatycznego nauczyciela muzyki Omera, który wziął ją za swoją nieżyjącą narzeczoną.

W takim stanie zastała ją matka, która zajęta była w kuchni gotowaniem obiadu. Nigdy nie dała się namówić córce na wspólne oglądanie tego serialu, ciągle wyszukiwała sobie jakąś pracę, powtarzała w kółko, że szkoda na to oczu.

— Dziecko, a ty znowu oglądasz to samo? — zapytała zdziwiona i usiadła obok córki, która zwinęła się w kłębek w rogu otomany i okutała ciepłym kocem. Miała zaczerwienione oczy i czerwony nos od ciągłego wycierania.

— Żałuj, że nie oglądałaś tego odcinka. Był porywający i przeraźliwie smutny — zaczęła córka i wyłączyła telewizor. Ostatnia scena, kiedy ranny Yaman wyniósł nieprzytomną Seher na rękach z domu Omera i sam w końcu upadł na ziemię obok niej nieprzytomny, była bardzo sugestywna. Kaja czuła jego ból i miłość do Seher, a ona jako fanka osobiście czuła złość na Selima, przyjaciela Seher z dzieciństwa, który się w niej podkochiwał za jego bezradność i głupotę, że śmiał marzyć o dziewczynie, która traktowała go jak siostra. Seher wiele razy dawała mu do zrozumienia, że traktuje go jak brata, ale on ignorował jej uwagi, i narzucał się jej przy każdej okazji.

— No, już dosyć się dzisiaj naoglądałaś, kochanie. Który to już był odcinek z kolei? — zapytała matka z ciekawością.

— Przecież wiesz, że nagrywam z całego tygodnia a oglądam, dopiero po pracy, kiedy mam wolny czas i nastrój — odparła córka, składając koc, który położyła w rogu kanapy.

— Zapraszam cię na obiad, kochanie. — Matka stanęła w drzwiach pokoju córki ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Nie zamierzała jej pobłażać. Minęło kilka miesięcy od śmierci jej męża i jeszcze obie nie mogły dojść do siebie. Michał miał niecałe 50 lat, był dobrym człowiekiem i wspaniałym ojcem.

— Prawdę mówiąc, to nie jestem głodna — stęknęła żałośnie Kaja.

— Oczywiście, że jesteś, tylko przez te emocje serialowe, nawet nie czujesz głodu. Tak nie można, dziecko. Dzisiaj jest wolna sobota. Wyjdź na spacer, zadzwoń do którejś koleżanki. To siedzenie w domu i oglądanie seriali, nie wyjdzie ci na dobre — powiedziała matka, spoglądając na Kaję zatroskanym wzrokiem.

— Mamo, z kim to miałabym wyjść na spacer? No, może mi powiesz? Co? Wszystkie moje koleżanki z liceum i ze studiów wyszły za mąż albo wyjechały zagranicę za pracą. — Kaja stanęła przed matką z wojowniczym nastawieniem, aby powiedzieć coś dosadnego, ale widząc jej przygnębioną twarz, zmieniła w ostatniej chwili zdanie.

— No, już dobrze, mamuś. Przepraszam, ale czuję się taka rozbita. Najpierw tata, potem choroba i śmierć pani Wiesi, naszej sąsiadki, którą traktowałam jak babcię, jakoś nie mogę się pozbierać, dlatego wolę oglądać już mój ulubiony serial. Przynajmniej popatrzę na mojego idola. Jest taki przystojny — westchnęła rozmarzonym głosem.

— No, już cicho, maleńka. Ojciec miał już za sobą jeden zawał, wiedział, czym mu grozi następny, ale uparł się, aby jeszcze pracować, kiedy mógł pójść na rentę, jakbyśmy przymierali głodem, a Wiesia miała już swoje lata. Biedna nie mogła się doczekać przyjazdu prawnuka. Tak bardzo się cieszyła, że z nią zamieszka, ale śmierć przyszła tak niespodziewanie, że zaskoczyła nas wszystkie.

— Dobrze wiesz, że tata kochał nas i dbał, abyśmy żyli na jako takim poziomie — spróbowała bronić ojca.

— Wiem, córuś, ale właśnie ociec taki był, chciał więcej, niż potrzebowaliśmy. No i po co? — Matka szybko otarła łzę, która zakręciła się jej w oku i stanęła przy kuchni. — Nie warto zanadto przyzwyczajać się do rzeczy materialnych, przecież nie zabierzemy ich ze sobą, kiedy odchodzimy na tamten świat — dodała zrezygnowanym głosem. I choć wypłakała morze łez, na samo wspomnienie męża, zupełnie się rozklejała.

— Jak to kiedyś w wywiadzie powiedział pan Michał B.: że nie zależy mu na pieniądzach, bo trumna nie ma przecież kieszeni — powiedziała Kaja, aby poprawić matce samopoczucie.

Kobiety na ten żart piosenkarza roześmiały się głośno. Wesoły nastrój przerwał głośny rumor na klatce schodowej.

— Co to było? — zapytała Kaja z przestrachem w oczach.

— To pewnie Seba, prawnuk naszej Wiesi przywiózł swoje rzeczy — odparła matka, szybko ocierając twarz mokrą od łez.

Pierwsza dopadła do drzwi Kaja i otworzyła je na oścież. Przed nią stał wysoki, muskularny mężczyzna i trzymał w rękach pudło, z którego wypadła duża ilość książek. Nie sprawiał pozytywnego wrażenia. Miał mocno opaloną cerę, jakby wylegiwał się na Karaibach, a czarne, przydługie włosy i zarost nadawały jego twarzy ponury wygląd. Sprawiał wrażenie, jakby całe życie spędził na siłowni. Jego mięśnie jeszcze bardziej uwypuklała czarna koszulka.

— Zapomniałam ci powiedzieć, że będziemy mieć nowego sąsiada — powiedziała matka na widok mężczyzny, który patrzył na nich z zaciekawieniem.

— Przepraszam, jeśli przestraszyłem panie — odezwał się po raz pierwszy, chropowatym głosem, jakby po jego krtani ktoś przejechał papierem ściernym.

Mimo że nie sprawiał dobrego wrażenia, Kaja postanowiła mu pomóc. Schyliła się po leżące na posadzce książki i położyła je na szafce, która stała obok drzwi wyjściowych. Przetrzymywały w niej słoiki na przetwory a przy okazji, kiedy wracały z zakupów z pełnymi siatkami, zanim otworzyły drzwi z zasuwy, miały gdzie je położyć.

— Pomogę panu — zaofiarowała się z pomocą Kaja.

— Dziękuję. Nie trzeba. — Jego głos znowu zabrzmiał chropowato, jakby miał zapalenie gardła. Zamierzał ją wyminąć i wejść do domu, kiedy dno pudła całkowicie się rozpadło.

— Cholera! — zaklął siarczyście.

— Nie użył pan taśmy klejącej, dlatego pudło nie wytrzymało, a książki są przecież ciężkie. Teraz musi pan je pojedynczo zanieść do domu. Nie ma innego wyjścia — poradziła roztropnie.

— Chyba tak zrobię — mruknął pod nosem.

— Pomogę, tylko proszę wskazać miejsce, gdzie je mam położyć.

— Nie musi pani…

— Ale chcę. — Kaja ułożyła sobie na rękach mały stosik. — No, na co pan czeka?

Mężczyzna wziął na rękę kilkanaście woluminów i wszedł pierwszy do domu a ona podążyła za nim.

Kaja od dawna nie była w domu pani Wiesi. Trochę się tu zmieniło. Przede wszystkim prawnuk pomalował ściany na biało. Zniknęło stare złoto w małym pokoju a łososiowy w salonie. W oknach nie było już firan ani ciężkich zasłon, tylko ciemne rolety. Stare meble zostały. Blat stołu, biblioteka i masywne biurko świeciło czystością. Krzesła i kanapa zmieniły tapicerkę na ciemno brązową skórę, podłoga lśniła świeżością. Dopiero po chwili Kaja zauważyła, że mozaika została odnowiona i polakierowana, stąd ten błysk na drewnianej podłodze. Stary dywan w turecki wzorek, który pamiętał dawne czasy, został zmieniony na mały, czarny dywanik, na którym stał niewielki stolik a na nim olbrzymia, nocna lampa z ciemnym abażurem. W rogu królował fikus, duma pani Wiesi. Nowy właściciel domu zmienił mu tylko donicę, ze zwyczajnej glinianej na czarną kamionkę. Widać było, że mężczyzna miał upodobanie do ciemnych kolorów, ale musiała przyznać, jako dekoratorka wnętrz, że zrobił to z wyczuciem smaku i według swojego męskiego upodobania.

— O, jak się tu zmieniło… — powiedziała, rozglądając się po znajomych meblach, które nabrały nowego charakteru. — To pana zasługa? — zapytała, kładąc książki na stół.

— Taka mała metamorfoza — powiedział i zniknął znowu za drzwiami.

— Widać, że męska ręka dekorowała ten pokój — stwierdziła sama do siebie, ale musiała przyznać, że wnętrze wyglądało obecnie korzystniej i pasowało do tego mężczyzny. Było proste i praktyczne, ale i eleganckie.

Kaja pomogła wnieść mężczyźnie wszystkie książki, które gospodarz układał na półkach w biblioteczce.

— Ma pan jeszcze coś do wniesienia? — zapytała ochoczo.

— Dziękuję. Zostało już niewiele. Gramofon i płyty.

— Może jednak?

— No, dobrze. Skoro uparła się pani mi pomóc, to proszę za mną. Sebastian jestem, ale wszyscy mówią na mnie Seba — przedstawił się po drodze.

— A ja, Kaja.

Na półpiętrze podali sobie prawe dłonie. Poczuła moc jego siły, ale nie wyciągnęła ręki z jego muskularnej dłoni tak szybko, jak tego oczekiwał.

— Chyba nie chcesz mi jej złamać? — zapytała, unosząc wysoko głowę, aby spojrzeć mu prosto w oczy.

— Przepraszam, ciągle zapominam, że mam więcej siły niż inni.

— Chwalipięta — mruknęła.

— Mówiłaś coś? — zapytał, doganiając ją na schodach.

— Zdawało ci się — odparła z uśmiechem.

— Widzę, że lubisz się przekomarzać — zauważył, otwierając klapę samochodu.– Poradzisz sobie? — Sebastian wyciągnął pudło, w którym był gramofon. — Tylko uważaj, jest naprawdę ciężki.

— Podaj mi je. — Nie było tak lekkie, na jakie wyglądało, ale dała radę i zaniosła je do domu a potem zeszła ponownie po następne pudła.

— Myślałem, że żartujesz, a ty naprawdę mi sporo pomogłaś. Co chcesz w zamian? — zapytał, siadając w fotelu.

— No, wiesz? To była tylko sąsiedzka pomoc. Nie oczekuję żadnej zapłaty.

— Nie krępuj się, powiedz… — Jego głos zawisł na widok zmarszczonych brwi dziewczyny.

— Miałam cię za sympatycznego człowieka, ale widzę, że z ciebie materialista jak inni, nawet zwykłą uprzejmość chcesz przeliczyć na pieniądze — powiedziała i wyszła z podniesioną głową. Zamierzała użyć dosadniejszego słowa jak dupek, ale w ostatniej chwili się powstrzymała, ze względu na dobrą pamięć jego babki.

— Kaju, zaczekaj…

Dziewczyna już nie słyszała jego prośby, zamknęła za sobą głośno drzwi. Kiedy wróciła do domu, matka od razu zauważyła jej zdenerwowanie.

— Co się stało, kochanie? Nie spodobał ci się nasz sąsiad?

Kaja przecząco pokręciła głową.

— Nie o to chodzi. Wiesz, że on chciał mi zapłacić?

— Za co? — zapytała matka zdziwiona.

— Za wniesienie kilku kartonów. Wyobraź sobie…

— Przyznaję, trochę przesadził — przyznała matka z lekkim uśmiechem.

— Trochę? Gdzie on do tej pory mieszkał, że nie zna podstawowych zasad grzeczności? — zapytała oburzona.

Matka celowo odwróciła się tyłem do córki, aby ta nie wyczytała z niej emocji, które nią zawładnęły. Znała historię prawnuka Wiesi. Siedział rok w więzieniu za pobicie łobuza ze skutkiem śmiertelnym. Otrzymał mniejszą karę, bo stanął w obronie drugiego człowieka. Potem najął się do wojska i przez pięć lat służył w Legii Cudzoziemskiej. Był twardzielem na zewnątrz, ale w środku był wciąż małym chłopcem, którego wcześnie opuścili rodzice i dziadkowie. Przez jakiś czas przebywał pod opieką swojej prababki, która szybko go rozszyfrowała. Miał dobre serce. Wiesia tylko jej ufała i kazała przysiąc, że nikomu nie wyjawi historii jej prawnuka. Pragnęła, aby ludzie poznali go takiego, jakim był obecnie.

— Nie dziw się, wiele lat służył w Legii Cudzoziemskiej, dlatego obce są mu zasady savoir vivre, dziecko — powiedziała matka, rozkładając talerze. — Idź po niego. Pewnie jest głodny.

— Jeszcze czego. Jeśli chcesz, sama go zaproś — odparła z hardą miną Kaja.

— No, idź po niego. Nie ociągaj się. Jeszcze nie raz on tobie pomoże. Sebastian sprawia tylko wrażenie groźnego macha a gruncie rzeczy to dobry chłopak. — Matka ciepło spojrzała na córkę.

— No, już dobrze. Robię to tylko ze względu na świętej pamięci panią Wiesię, którą bardzo lubiłam.

Kaja zapukała do drzwi nowego sąsiada, ale nikt nie odpowiadał. Nie były zamknięte na zasuwę, więc weszła do pokoju, skąd dochodziła cicha muzyka. Na skórzanej kanapie leżał Seba, sprawiał wrażenie, jakby spał. Kiedy zamierzała dotknąć jego ramienia, chwycił ją mocno za nadgarstek i natychmiast się podniósł.

— Nie zamierzałam cię przestraszyć… — wybąkała zaskoczona, że tak błyskawicznie zareagował.

— Nie przestraszyłaś, tylko zaskoczyłaś, a tego bardzo nie lubię — powiedział twardym głosem.

Kaja nie spuszczała z niego wzroku. Jego oczy były ciemne jak noc, pełne usta zaciśnięte, a nozdrza drgały jak u narowistego ogiera. W swojej złości wyglądał na niepokonanego bohatera, niczym Yaman Kyrymly. W tym momencie uśmiechnęła się do siebie na to porównanie.

— To wcale nie jest śmieszne. Masz szczęście, że nie miałem przy sobie noża ani innej broni — tłumaczył Seba, wypuszczając z uchwytu jej dłoń.

Musiała sobie rozetrzeć nadgarstek, aby nie został na nim siniak.

— Przepraszam, jeśli sprawiłem ci ból — powiedział cicho.

Kaja znowu się uśmiechnęła i skonstatowała w myśli, że Seba nie mógł być podobny do Yamana. Yaman nie przepraszał. Zbywał milczeniem wszystkie niuanse, jakiekolwiek miały miejsce w jego życiu. Uczył nawet małego Yusufa, aby był twardy i chodził zawsze z podniesioną głową, jak przystało na członka rodziny Kyrymly.

— Mama zaprasza cię na obiad — powiedziała łagodniejszym głosem. — I nie przyjmuje odmowy — dodała, wychodząc z jego domu.

— I co, przyjdzie? — zapytała matka, stawiając wazę z gorącą zupą na stole.

Po kilku minutach ktoś zapukał do drzwi.

— To pewnie on.

Niestety zamiast nowego lokatora w drzwiach stał sąsiad z drugiego piętra, Leszek Nowakowski, za którym nie przepadała od dzieciństwa, bo narzucał się jej przy każdej okazji z pomocą, której wcale nie potrzebowała.

— Słyszałyście ten hałas? Co to było? — zapytał podniesionym głosem.

— Nic szczególnego. Z szafki zrzuciłam niechcący zakupy. Wracaj do domu. No, na co czekasz? — zapytała Kaja ostrzejszym tonem i zamknęła mu drzwi przed nosem.

Chłopak był dobrze zbudowany, ale daleko mu brakowało do sylwetki Seby. On była nalany a nie umięśniony. Nie lubiła go, bo nie szanował starszych sąsiadów, ani nie był zbyt elokwentny. Ukończył zawodówkę, ale nie pracował w swoim zawodzie jako malarz, który ostatnio był poszukiwanym i popłatnym zawodem. Wałęsał się po osiedlu wśród podejrzanych typów, którzy mieli za sobą niejeden wyrok, o czym świadczyły więzienne tatuaże i nieciekawe twarze.

— Kto to był? — zapytała matka, nalewając zupę do jej talerza.

— Ten spod szesnastki.

— Widzę, że nie zmieniłaś stosunku do Leszka? A on tak się biedny stara — zadrwiła matka z uśmiechem.

— Poczuł chyba twoją zupkę, dlatego przyleciał aż na czwarte piętro.

Kiedy Kaja sięgnęła po łyżkę, rozległ się dzwonek do drzwi.

— To z pewnością Sebastian. Idź, otwórz — poprosiła matka.

Kaja uśmiechnęła się na widok Seby. Musiał wziąć szybki prysznic i ogolił się, bo wyglądał teraz znaczniej korzystniej.

— A już myślałam, że zrezygnowałeś z domowego jedzonka.

— Chyba przyszedłem w samą porę, bo na klatce rozchodzą się takie zapachy, że palce lizać — powiedział, wchodząc do ich mieszkania.

— Proszę, usiądź. Przed chwilą wlałam ci zupę. Mam nadzieję, że będzie ci smakowała. Weź kromkę chleba, przypomnisz sobie przynajmniej, jak smakuje polski chleb i to od nie byle jakiego piekarza, bo od samego Wojcieszka. — Matka spojrzała na niego cieplejszym wzrokiem.

Kaja nie lubiła zbytniej poufałości a matka wszystko robiła, aby Seba czuł się jak u siebie w domu.

— Nie jadłem grzybowej od wieków — przyznał ochoczo i sięgnął po łyżkę, ale zanim spróbował zupy, pociągnął nosem, wdychając jej aromat.

— Słyszałam od twojej babci, że była to jedna z twoich ulubionych zup — zauważyła Maria i kiedy talerz był pusty, dolała mu jeszcze dwie chochle.

— Nie krępuj się, jedz. Potrzeba ci teraz dużo energii — uśmiechnęła się zachęcająco.

— Dziękuję. Nie odmówię, bo smakuje wybornie — powiedział uprzejmym tonem.

Maria z Kają obserwowały go z zainteresowaniem, matka ze zrozumieniem i troską matki, której prawie nie znał, a Kaja dziewczyny, która uciekała od spojrzeń podobnych do niego mężczyzn, którzy sporo mieli za uszami. Kiedy Sebastian zjadł, wstał od stołu, podziękował i włożył talerz do zlewozmywaka.

Kaja mimo woli spojrzała na jego brzuch, był płaski jak deska. Zdziwiła się, gdzie on to wszystko mieści, skoro tyle zjadł.

— Wpadaj do nas, gdy tylko zechcesz. Nie krępuj się, twoja babcia była naszą najbliższą sąsiadką. Traktowała mnie jak córkę a Kaję jak swoją wnuczkę. Choćby z tego względu muszę mieć na ciebie oko — powiedziała matka i pocałowała Sebę w policzek.

— Dziękuję jeszcze raz za pyszną zupę i dobre wspomnienie o babci — odparł i schylił się nad ręką Marii w głębokim ukłonie.

Kaja znowu utwierdziła się w przekonaniu, że Sebie daleko było do Yamana. On by nawet nie przyszedł do ich domu, ale w tej samej chwili przypomniała sobie, że Yaman w chwili wzburzenia zawsze udawał się do Arifa Baby i jemu się wyżalał ze swoich rozterek, a ten zawsze dawał mu mądre rady.

Doszła do wniosku, że musi zaakceptować nowego lokatora takim, jaki był.

Rozdział 2

Kaja dyskretnie obserwowała z daleka nowego lokatora, ale nie chciała narzucać się już z pomocą, choć była bardzo ciekawa, jak sobie radzi w nowym domu i obcym otoczeniu. Kiedyś wpadał do domu swojej babci tylko na wakacje, teraz, kiedy otrzymał w spadku jej mieszkanie, dbał o nie i ciągle coś w nim ulepszał.

— Ciekawa jestem czy Seba znalazł sobie pracę? Czy odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Jak myślisz, mamo? — myślała głośno podczas obiadu.

Maria spojrzała na córkę i uśmiechnęła się, bo zaskoczyło ją wypytywanie o sąsiada, który na ogół nikomu nie okazywał zainteresowania, a już najmniej jej córce. Był z natury samotnikiem. Bagaż przykrych doświadczeń osobistych i pięcioletnia służba w Legii Cudzoziemskiej zrobiła z niego twardziela i samotnego wilka.

— Wydaję mi się, że nie musiał jej szukać… — zaczęła matka niepewnym głosem, nie chcąc zdradzić planów Sebastiana.

— Rozmawiałaś z nim?

— Podczas ostatniej rozmowy wspomniał coś o pracy, ale nic konkretnego.

— No, cóż nie wygląda na gamonia i pewnie sobie poradzi — stwierdziła córka, nie drążąc tematu. — Dziękuję, mamuś. Obiad był pyszny jak zawsze a teraz idę na ucztę duchową.

— Och, ty niepoprawno romantyczko — zaśmiała się matka i odprowadziła córkę ciepłym spojrzeniem.

Dla Kai oglądanie serialu Emanet było wielką przyjemnością, mimo że najbliższe odcinki trochę się rozciągały, oglądała je z zapartym tchem, bo była ciekawa, jak się zakończy relacja głównych bohaterów, Seher i Yamana, jako ciotki i stryja, którzy wspólnie opiekowali się Yusufem. Seher zrozumiała, że kocha Yamana, nie dlatego że sama do tego doszła, bo poczuła mocniejsze bicie serca na jego widok czy tańczące w brzuchu motyle, ale uświadomił ją w tym Selim, zazdrosny o swojego rywala. Najpierw obrzucił Yamana obelgami, wyzywając go od morderców i gangsterów, a na końcu zadał Seher jedno pytanie: zakochałaś się w nim? Seher nie dała mu odpowiedzi, bo była zbyt oszołomiona i zaskoczona. Skąd mogła wiedzieć, jak wygląda miłość, skoro przedtem nikogo nie kochała. Kaja rozumiała dziewczynę i jej rozterki.

Kiedy Yaman z obstawą pojechał na akcję, aby rozprawić się ze swoimi wrogami, Seher dowiedziała się o tym od Zuhal, siostry Ikbal, i pojechała na teren opuszczonej fabryki. Weszła na plac z podniesioną głową pomiędzy strzelających, prosto pod kule nieprzyjaciela. Kiedy zobaczyła Yamana z pistoletem w ręku, szła w jego stronę, nie dbając, że któraś z kul ją dosięgnie. Yaman w porę ją zauważył i wciągnął w bezpieczne miejsce, a potem zostawił swoich ludzi, a sam wsiadł z Seher do samochodu. Był na nią wściekły, że tak lekkomyślnie się zachowała, nie dbając o swoje życie. Yaman wyszedł a właściwie wypadł z samochodu i podniesionym głosem zarzucił Seher, że źle zrobiła, przyjeżdżając za nim.

— Nie zastanawiałaś się, że któraś z kul mogła cię dosięgnąć? — zapytał, krzycząc.

— A gdyby ciebie trafiła? Zastanawiałeś się, jak bardzo byś unieszczęśliwił Yusufa? Jesteś tak samo dla niego ważny, jak on dla ciebie. Tak samo cierpiałby Ziya, ja… — i znowu niedopowiedzenie zawisło jak wielki znak zapytania. Selim siedząc w samochodzie, podglądał ich z daleka, zwijając się z zazdrości.

W następnym odcinku nie zmieniło się tempo akcji, Seher podnosiło się ciśnienie i tętno za każdym razem, kiedy Yaman stawał w pobliżu niej, co wykazał ciśnieniomierz, którym Yusuf się bawił.

Dla odprężenia i rozładowania emocji, pojechali na kofty do Arifa Baby, który w lesie prowadził jadłodajnię na swoim barakowozie. Kiedy siedzieli na prowizorycznych siedliskach, czekając na swoje kofty, Yusuf na widok małżeńskiej pary z synkiem, powiedział, patrząc na Yamana i Seher, że są dla niego jak mama i tata.

Yaman wysłuchał tę uwagę w milczeniu a Seher zaczerwieniła się, jakby nagle dostała temperatury. Pobiegła za barakowóz i odkręciła kurek z wodą, i obmyła twarz, która aż ją paliła od wypieków. Kiedy spojrzała w lusterko, ujrzała obok twarz Yamana, który obserwował ją z zainteresowaniem i zapytaniem w ciemnych oczach, i znowu się zaczerwieniła. Czy Yaman naprawdę się nie domyślał, jakie emocje targają Seher? On chyba także nigdy wcześniej nie był w nikim zakochany, stąd te pytające spojrzenia na zarumienioną ciotkę Yusufa.

— Czy ty się mnie boisz? — zapytał, widząc, że od kilku dni Seher dziwnie się zachowywała.

W tym momencie dziewczyna przypomniała sobie, jak brzydko traktował ją przed zamieszkaniem w rezydencji, zanim nie osłoniła go przed kulą nieprzyjaciela. Wtedy to ona została ranna. Yaman wówczas zrozumiał, że Seher kochała swojego siostrzeńca i gotowa była poświęcić życie, aby go uratować, bo Yusuf bardzo kochał stryja.

W tej samej chwili Yaman przypomniał sobie, gdy jego nieprzyjaciele porwali Seher i zakopali do głębokiego dołu. Oczywiście Yaman zrobił wszystko, aby ją uratować. Zdążył w ostatniej chwili. Dziewczyna na jego widok rzuciła mu się w ramiona. Do tej pory pamiętał mocny uścisk jej ramion i drżenie całego ciała, które przeniknął chłód ziemi i strach. On wtedy się też bał, że ją utraci.

— Kiedyś cię nie znałam, ale teraz znam — odpowiedziała na jego pytanie.

Kaja wyłączyła telewizor, była zdegustowana zakończeniem odcinka. Znowu nic się nie działo, co by podniosło jej adrenalinę. Brakowało jej emocji, nie myślała o strzelaninie, bo to było niebezpieczne dla nich obojga, ale myślała o uczuciach, ich spojrzeniach, drobnych gestach, które potwierdziłyby, że coś do siebie czują. Była rozczarowana biegiem wydarzeń, które miało tempo żółwia.

Miała ochotę na spacer na świeżym powietrzu, chciała odreagować. Zamierzała namówić matkę, aby wybrała się z nią do pobliskiego parku.

— Mamo, masz ochotę na spacer? — zapytała, zatrzymując się raptownie w progu kuchni na widok sąsiada, który siedział do niej tyłem.– Przepraszam, nie wiedziałam, że przyszedłeś?

— Cześć, Kajka! — odwrócił się do niej przodem i kiwnął głową na powitanie.

— Cześć, Seba. Co tam u ciebie słychać? Wszystko w porządku? — Kaja była ciekawa jego wrażeń na nową rzeczywistość, w jakiej się znalazł po kilku latach nieobecności w kraju, ale nie chciała być nachalna.

— Wszystko jest w najlepszym porządku. Czy nadal masz ochotę na spacer? — zapytał, wstając od stołu.

Kaja spojrzała zaskoczona na mężczyznę i uśmiechnęła się mimo woli.

— Czemu się uśmiechasz?

— Chodźmy. Z tobą będę przynajmniej bezpieczniejsza — powiedziała z uśmiechem.

— Ktoś ci groził?

— Sąsiad z drugiego piętra jest czasem namolny. Dlatego poprosiłam mamę do towarzystwa, ale skoro sam się zaofiarowałeś, to chodźmy.

— Załóż kurtkę, wieczory są już chłodne — poradził rozsądnie.

— A ty, dlaczego nie założyłeś żadnej kurtki czy bluzy?

Teraz Seba się uśmiechnął, zastanawiając, czy nie wyznać jej prawdy o sobie, aby miała jaśniejsze wyobrażenie o jego minionym życiu, które znacznie się różniło od przeciętnego obywatela.

— Służąc w Legii Cudzoziemskiej pewnie się zahartowałeś na specjalnych misjach, które nie zawsze były w Afryce. Mam rację? — ubiegła jego odpowiedź.

Seba był w dżinsach i bawełnianej koszulce z krótkim rękawkiem.

— Masz rację. Jestem odporny na chłód i mróz — odparł lakonicznie, jak zwykle był oszczędny w słowach.

— Było ciężko? — zapytała po długiej chwili milczenia.

— Nawet bardzo, dlatego trzeba było od pierwszego dnia służby złamać swoje zasady, przezwyciężyć strach i grać bohatera. Inaczej nie wyszedłbym cało z żadnej akcji. Odwaga i determinacja były moją zbroją.

Kaja spojrzała na mężczyznę. Miał blisko sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, był dobrze umięśniony, ale nieprzesadnie, z pewnością ważył blisko sto kilogramów. Jego ręce przypominały dwa małe bochenki chleba. Na przedramieniu miał widoczne blizny. Pod tatuażami ukrył te najgłębsze, okrągłe, domyśliła się, że te musiały być po kulach. Ciekawa była, ile jeszcze miał takich, i ile przeszedł akcji, w których ryzykował swoim życiem.

Spuściła oczy, aby nie poczuł skrępowania pod jej natarczywym spojrzeniem. Kiedy uniosła głowę, napotkała złowrogie spojrzenie sąsiada z drugiego piętra. Szedł chodnikiem w ich stronę i podejrzliwie na nich patrzył. Nie w smak mu była znajomość Kai z nowym sąsiadem, który przypominał kulturystę.

— Nie gniewaj się, że wezmę cię teraz pod rękę. Chciałabym dać temu gagatkowi do zrozumienia, że łączy nas coś więcej niż sąsiedzka znajomość. — Nie czekając na jego zgodę, Kaja ujęła go pod ramię i z uśmiechem minęli chłopaka, który, jak głosiła fama na osiedlu, miał styczność ze światkiem przestępczym i handlem narkotykami, dlatego omijała go szerokim łukiem.

Chłopak przeszedł obok nich w milczeniu, ale, gdy tylko go minęli, zatrzymał się i odwrócił, długo na nich spoglądał, dopóki nie zniknęli mu z pola widzenia.

— Rzeczywiście nie sprawia dobrego wrażenia. Gdyby cię zaczepiał, powiedz tylko, przypomnę mu, jak traktuje się kobiety — powiedział stanowczym głosem Seba.

— Chcesz być moim obrońcą? — zapytała z uśmiechem.

— A chciałabyś? — zapytał, ujmując jej dłoń, którą trzymała pod jego ramieniem.

— Nie masz innych zobowiązań? — zapytała, jakby od niechcenia.

— Czy widziałaś, abym sprowadzał do domu dziewczyny? Nie interesują mnie w tej chwili przelotne romanse. Najpierw chciałbym odpocząć psychicznie i fizycznie.

— Rozumiem. Ale kumplami możemy być?

— Oczywiście, tym bardziej że mieszkamy blisko siebie, więc będziemy się widywać każdego dnia. Zauważyłem, że pasjonują cię filmy.

— Owszem, ostatnio oglądam serial, który wciągnął mnie od pierwszego odcinka.

— O czym jest?

— Naprawdę interesuje cię fabuła serialu czy pytasz tylko z grzeczności?

— Opowiedz, mamy przecież czas.

— Fakt, mamy.– Kaja przez chwilę się zastanawiała od czego ma zacząć, ale po chwili zrezygnowała ze streszczenia filmu.

— Wiesz, mam pomysł. Ponieważ mam nagrany każdy odcinek, obejrzysz sobie kilka pierwszych i będziesz w temacie. Możemy zacząć od dzisiaj. Jeśli tylko masz ochotę, oczywiście?

— Prawdę mówiąc, nie planowałem nic na wieczór, kolacja i lulu.

— No, to idziemy do nas, ale przedtem mama nie daruje nam kolacji…

— Chyba nie muszę cię zapewniać, że kocham kuchnię twojej mamy — zaśmiał się chrapliwie.

— Zauważyłam już pierwszego dnia, że polubiłeś zupę grzybową — powiedziała, chcąc przełamać niechęć do Seby, nie dlatego, że lubił kuchnię jej mamy, ale zachowywał się zwyczajnie i zamierzał bronić ją przed natarczywym sąsiadem. To wystarczyło, aby zmienić o nim zdanie.

— Babcia Wiesia często mi ją gotowała, gdy byłem mały.

— Nie pamiętasz swoich rodziców?

— Jak przez mgłę, ale babcia Jagoda, matka mojego ojca, dała mi tyle ciepła, że niczego mi nie brakowało do szczęścia. Kiedy umarła, bardzo przeżyłem jej odejście. Wtedy zajęła się mną babcia Wiesia, babka mojej matki. Miała wielkie serce i duże poczucie humoru. Z wykształcenia był nauczycielką, wiele mnie nauczyła. Miała rozległą wiedzę na temat geografii i historii. Zaszczepiła we mnie miłość do polskiej literatury. To ona nauczyła mnie języka francuskiego. Kiedy wstąpiłem do Legii Cudzoziemskiej, nie musiałem się doszkalać jak inni, bo mówię i piszę po francusku poprawnie. Oczywiście, zauważono to, dlatego zostałem lektorem i prowadziłem kurs języka francuskiego dla początkujących rekrutów.

— To chyba dobrze?

— Wtedy się przekonałem, jak trudno być nauczycielem, kiedy ma się tępych uczniów. Musiałem wymyślać im różne ćwiczenia i zadania po służbie, aby wkuwali aż do znudzenia. Żadnemu nie przepuściłem. Musieli pokonać wstyd i zmęczenie. Czasem i ja miałem tego dosyć, ale w efekcie żmudnej pracy, nauczyli się nie tylko mówić z francuskim akcentem, ale i poprawnie pisać. Wszyscy zaliczyli testy wysiłkowe, biegi na długie dystanse na 10 kilometrów, pompki i pływanie oraz te najcięższe, to był test na wytrzymałość psychiczną w trudnych warunkach. Nie każdy zaliczył test za pierwszym razem. Powtarzał go tyle razy, że stał się szybki i sprawny jak maszyna. Jedyną rekompensatą była miesięczna zapłata 1500 euro a za specjalne misje, na przykład wyjazd do Ugandy, gdzie ścigano przestępców, którzy nieprawnie wydobywali złoto, otrzymywaliśmy dodatkową zapłatę.

— Wielu było Polaków?

— Było nas tylko dwóch. Przemek Walczak był z Warszawy, ja z Radomia.

— Dlaczego powiedziałeś o nim w czasie przeszłym?

— Zginął podczas akcji w amazońskiej dżungli — odparł twardym tonem.

— Był pewnie kimś więcej niż krajanem?

— Owszem, ale tam właśnie tak jest, jedziesz i nie wiesz, czy wrócisz z misji, do której cię przydzielono.

— Wtedy pieniądze są bez znaczenia.

— Tak, wtedy nie mają żadnej wartości. Najcenniejsze jest ludzkie życie, nawet, jeśli nie masz przed sobą żadnych perspektyw, jest nadzieja, że kiedyś się odmieni.

— Tak, nadzieja umiera ostatnia.

Doszli do domu w milczeniu.

***

Po kolacji Kaja namówiła matkę do oglądania z nimi serialu Emanet. Muzyka na wstępie filmu z widoczną na ekranie obsadą była przejmująca, najbardziej słychać było skrzypce, fortepian oraz inne instrumenty, które wprowadzały niesamowity nastrój. Kiedy serial się rozpoczynał, miała wrażenie, jakby przenosiła się do rezydencji i była w niej jednym z gości.

— Spójrzcie na obsadę. Główni bohaterowie są rewelacyjni, zresztą sami się o tym przekonacie. Już nie gadam, ale uprzedzam z góry, serial jest bardzo wciągający. Akcja jest bardzo wartka i wspaniała gra aktorów przyciąga widzów. Nie wspomnę o urodzie głównych bohaterów, Seher, Yaman a nawet mały Yusuf ujmują od razu za serce.

— Nie gadaj tyle, tylko siadaj przy nas, bo już zaczynają się dialogi — upomniała ją matka.

Kaja ukradkiem zerkała na matkę i Sebę, którzy z zainteresowaniem wpatrywali się w sceny przedstawiające aktorów w różnych sytuacjach.

Na pierwszym planie pokazana była Seher, która otrzymała ze szpitala wiadomość, że jej siostra, Kevser, która opuściła rodzinny dom bez błogosławieństwa ojca, bo wyszła bez jego zgody za bogatego biznesmena, jest umierająca i wzywa ją do szpitala. Kevser była wdową po bracie Yamana, błaga Seher, aby ta zajęła się jej pięcioletnim synkiem Yusufem, i aby zabrała synka z posiadłości Kyrymly. Wręczyła jej medalion, w którym była fotografia małego Yusufa. Odtąd Yusuf miał być ich dziedzictwem, o który mają zadbać z ojcem. Seher musiała jej to przyrzec. Kevser umarła. Ojciec Seher na pozór twardy mężczyzna, gdy dowiedział, że jego starsza córka nie żyje i pozostawiła po sobie Yusufa, ugina się pod ciężarem bólu, który skrywał przez wiele lat. Wyraża zgodę, aby Seher pojechała do rezydencji Yamana Kyrymly i poprosiła go, aby oddał jej siostrzeńca. Nie zastała Yamana, stryja Yusufa, przywitała ją Ikbal, żona Ziyi, brata Yamana. Pod pretekstem odwiedzin i aby Yusuf poznał dziadka, po którym otrzymał swoje imię, zabiera siostrzeńca z rezydencji do swojego domu. Pierwsze spotkanie z wnukiem było dużym przeżyciem dla starego człowieka. Chcąc mu zrobić przyjemność, wyszedł z domu, aby kupić wnukowi w pobliskim sklepie pomarańcze.

W międzyczasie do domu Seher przyjechał wściekły Yaman ze swoimi ludźmi i odbierają Yusufa przemocą. Stryjek Yusufa daje dowód swojej potęgi i władzy oraz braku wrażliwości na łzy ciotki, która z płaczem, tłumaczy, że Kevser, prosiła ją na łożu śmierci, aby to ona z ojcem zajęli się jej dzieckiem. Yaman nawet nie próbuje jej wysłuchać. Zabiera śpiącego Yusufa do samochodu i odjeżdżają spod ich domu. Na tę scenę nadchodzi ojciec Seher i widząc arogancką postawę bogatego biznesmena i rozpacz klęczącej na ulicy córki, dostaje ataku serca. Pomarańcze, które przyniósł dla wnuka wypadły mu z torby i poturlały się po ulicy. Seher z głośnym krzykiem dopadła do leżącego ojca, który wkrótce umiera w szpitalu. Po pogrzebie ojca, Seher znów próbuje dostać się do rezydencji Yamana Kyrymly, ale nie jest to łatwe. Po drugiej stronie ogrodzenia przy bramie stoją uzbrojeni w czarnych garniturach dwaj mężczyźni.

— Ależ z niego macho, tak się pastwić nad biedną dziewczyną! — wtrąciła matka, którą wzruszyła scena, kiedy Seher nie wpuszczono do rezydencji, usiadła więc pod bramą zziębnięta i głodna, czekała, aż Yaman zmieni zdanie i pozwoli spotkać się z jej siostrzeńcem.

— No, a ty Seba, co sądzisz o Yamanie? — zapytała Kaja, widząc, że serial go zainteresował.

— Mama ma rację. Straszny z niego macho, ale myślę, że to tylko jego pancerz, który chroni go przed jego wrogami — odparł Seba wyważonym tonem.

— Już po pierwszym odcinku to odgadłeś? — zdziwiła się Kaja, zaskoczona jego przenikliwością.

Maria spojrzała również na Sebastiana trochę zdziwiona, że jako mężczyzna potrafił wniknąć w serce bohatera, który grał twardziela i odgadł w tak krótkim czasie jego prawdziwe oblicze.

— Ma rację? — zapytała córkę.

— Mamo, nie tak szybko, emocje trzeba stopniować — zaśmiała się córka.– Obejrzyjcie sobie następny odcinek. Ja tymczasem zaparzę herbatę i przyniosę ciasteczka, aby przyjemniej wam się oglądało.

Weszła do pokoju z tacą, kiedy na ekranie pojawiła się Seher uwięziona w kotłowni na terenie rezydencji. Do jej pilnowania Yaman zostawił wielkiego psa, którego uwiązał do rury, jakby nie wystarczyło, że zamknął ją na klucz. Na odgłos szczekania i wołania o pomoc, do kotłowni dostaje się Yusuf. Po chwili w kotłowni wydobywa się dym, Seher i Yusuf zostają zaczadzeni. Yaman odkrywa skutki swojego złego postępowania, wynosi na rękach Yusufa i Seher, którzy po szybkiej interwencji lekarzy dochodzą do siebie. W szpitalu Yaman odkrył, że ręce ciotki Yusufa były poranione, domyślił się, że próbowała rękoma podkopać posadzkę tuż pod drzwiami, aby Yusuf mógł oddychać świeżym powietrzem. Zrobiła to, aby ratować własnego siostrzeńca.

— Co za drań z tego Yamana — powiedziała matka z irytacją w głosie.

— Innym razem, jego prawa ręka Nedim, próbuje nastraszyć Seher i spuszcza ją uwiązaną na linie ze statku do morza. Seher jednak się nie ugina i walczy o Yusufa. Jest młoda dziewczyną, ale ma dzielne serce — objaśniła im Kaja.

— Wiesz, zaciekawił mnie ten serial. Chyba będę oglądała go razem z tobą — powiedziała matka, zagryzając nerwowo ciasteczka.

— A widzisz, uprzedzałam, że cię wciągnie — zaśmiała się Kaja.

Film kończył się piękną i romantyczną muzyką, która była ważnym aspektem każdej akcji w serialu. Kaja słysząc ją, miała wrażenie, że znajduje się w filharmonii. Orkiestra była w komplecie, słyszało się fortepian, skrzypce, wiolonczelę i perkusję oraz wiele innych instrumentów, które w całości dawały istny nektar pożywki dla wrażliwego ducha.

Rozdział 3

Najbliższe dni dla Kai były normą dnia codziennego, praca, spotykanie się z potencjalnymi klientami, czytanie książek, które kupowała w promocji w Taniej Książce na ulicy Focha i oczywiście oglądanie ulubionego serialu. Tę monotonię urozmaicały sobie smażeniem śliwek, na które był teraz sezon. Co przerobiły kilka kilogramów, matka dokupowała następne, tłumacząc, że takie piękne były, że nie mogła się im oprzeć, no i w miarę tanie, bo na pobliskim zieleniaku były po sześć złotych a ona zapłaciła za kilogram po trzy złote. Trudno było się dziwić matce, że szukała okazji, by zrobić zakupy taniej. Obecnie wszystko podrożało, artykuły spożywcze, przemysłowe, budowlane, czynsz, energia, gaz. Szukało się wszędzie oszczędności, na żywności najwięcej. Sama o tym wiedziała, kiedy szukała w sklepach oryginalnych eksponatów albo materiałów dekoracyjnych do domu klienta. Wszystko poszło w górę przynajmniej dwa razy, jeśli nie więcej.

— Mamo, Seba się nie odzywa od dwóch dni. Co z nim? Wyjechał gdzieś? — zapytała Kaja z ciekawości, kiedy usiadła do obiadu.

— Nie wspominał o żadnym wyjeździe. Sama byłam zdziwiona, że nie przyszedł wczoraj na obiad, mimo że go zaprosiłam.

— Może zajrzę do niego? — Nie czekając na zgodę matki, zapukała do drzwi sąsiada, ale nikt jej nie odpowiadał. Przez drzwi usłyszała jakby ciche westchnienie. Nacisnęła na klamkę, drzwi nie były zamknięte na zamek. W tej samej chwili poczuła mrowienie na całym ciele. Wbiegła do pokoju, przeczuwając, że stało się coś złego. Miała rację, Seba leżał na podłodze, kiedy przyklęknęła i dotknęła pulsu na szyi, z ulgą stwierdziła, że żył. Było słabo wyczuwalne tętno.

— Boże, co tu się stało? — rozejrzała się po salonie, w którym zawsze panował nieskazitelny porządek, na pozór wszystko leżało na swoim miejscu. Postanowiła pobiec po matkę.

— Dziecko, co się stało? — zapytała na widok mocno wystraszonej córki.

— Chodź szybko! Seba!

Matka nie zastanawiając się, rzuciła obieraczkę do warzyw na stół i pobiegła za nią. Seba leżał na brzuchu. Z rany na głowie, płynęła strużka krwi, która zdążyła skrzepnąć i zmienić barwę na brunatną.

— Boże! Co mu się stało? — zapytała wystraszona. — Dzwoń po karetkę! — rzuciła w stronę córki.

Kaja wyjęła z kieszeni spodni komórkę i wybrała numer 112. Po chwili odezwała się dyżurna pielęgniarka. Podała nazwisko i adres Seby. Nie potrafiła wytłumaczyć powodu zasłabnięcia sąsiada.

— Proszę pójść do łazienki i poszukać w apteczce leków. Może naprowadzą nas do postawienia właściwej diagnozy.

Kaja ze słuchawką przy uchu poszła do łazienki. Apteczka wisiała obok lustra nad umywalką, ale oprócz podstawowych medykamentów, jak: waciki, woda utleniona, plaster, Paracetamol, nie zauważyła nic więcej.

— Dobrze, za dziesięć minut, przyjedziemy.

Matka pochylona nad Sebą, oklepywała go lekko w policzki, prosząc, aby otworzył oczy.

— Seba, otwórz oczy — mówiła w miarę głośno. — Seba…

Mężczyzna po chwili otworzył oczy. Spojrzał na matkę a potem na Kaję.

— Seba, co ci jest? — zapytała matka, która dotknęła jego zimnej twarzy.

— Proszki na stole…

Kaja zauważyła, że na stole oprócz owocarki leżało pudełeczko, na którym była nazwa Arechin, pobiegła do kuchni po szklankę wody a potem wyjęła jedną ampułkę.

— Jedna wystarczy? — zapytała, wkładając mu do ust.

Zamknął powieki na potwierdzenie.

— Długo tu tak leżysz? — zapytała Kaja ze współczuciem.

— Jakiś czas… — powiedział w zwolnionym tempie i popił tabletkę wodą.

Zadzwonił domfon. Kaja otworzyła drzwi sanitariuszowi, za którym wszedł lekarz, wysoki i postawny mężczyzna. Przy nim ratownik wyglądał jak chuchro.

— Co my tu mamy? — zapytał lekarz, pochylając się nad leżącym mężczyzną.

— Malaria… — odparł Seba i usiłował wstać, ale lekarz mu zabronił.

— Gdzie pan się jej nabawił?

— W Afryce — odparł cicho.

— Sebastian służył pięć lat w Legii Cudzoziemskiej. Wrócił do domu kilka tygodni temu — uzupełniła matka jego wypowiedź, widząc, że mężczyzna był zupełnie bezsilny i miał ograniczoną koncentrację w mówieniu.

— Rozumiem. Co z głową? Rozbił ją pan podczas upadku? — Delikatnymi ruchami przekręcił mu głowę i badał ranę.

— Musiałem stracić przytomność.

— Nie musimy szyć, przygotuj tylko opatrunek. Nie ma pan zawrotów głowy? Jak ogólnie samopoczucie? Dreszcze minęły, widzę temperatura także — wypytywał lekarz, po czym usiadł przy stole i zaczął wypisywać receptę. — Proszę podać dane.

Sebastian spojrzał na lekarza nieco przytomniej, podał nazwisko i imię, adres oraz pesel. — Kończy mi się Arechin…

— Zauważyłem, dodatkowo wypisałem panu lek przeciwko zakażeniu i temperaturze. Widzę, że ma pan pomoc fachową. Proszę zmieniać opatrunek codziennie, przedtem należy ranę przemyć Rivanolem — zwrócił się do kobiet. — Może się pan podnieść?

Sebastian był silnym mężczyzną, ale malaria potrafiła złamać każdego człowieka, nawet tego najsilniejszego.

— Seba, gdzie rozłożyć ci posłanie? — zapytała Kaja.

— W pokoju obok.

Przy pomocy ratownika i lekarza Seba trafił do łóżka, na którym się położył. Dziewczyna starannie okryła go kołdrą.

— Proszę położyć się na boku i nie urażać rany, bo zacznie krwawić.

— Dziękuję — wyszeptał i zamknął oczy.

Maria z Kają patrzyły na niego z niepokojem.

— Zasnął. Sen dobrze mu zrobi. Musi odreagować stres, który przeszedł — powiedział lekarz.

— Stres?

— W jego przypadku, powrót do normalności będzie trwał jakiś czas. Kiedy się obudzi, pewnie będzie głodny. Porządnie go nakarmcie, ale czymś lekkostrawnym. Tu są recepty do zrealizowania.

— Jest ubezpieczony, mówię tak na wszelki wypadek — podpowiedziała Kaja.

— Tak, wiem. Jest w naszej bazie. Zaznaczyłem to na recepcie.

— Dziękuję.

— Gdyby coś się działo, proszę zadzwonić pod ten numer — podsunął jej karteczkę lekarz.

— Dziękujemy, panie doktorze.

Po wyjściu lekarza, Maria zajrzała do lodówki Sebastiana. Była prawie pusta.

— Czy on samym powietrzem żyje? — mruknęła pod nosem.

Po chwili dołączyła do niej Kaja.

— Co się stało? — zapytała matkę.

— Zostań z nim a ja pójdę do apteki i zrobię zakupy.

— Jeśli chcesz, ja mogę pójść.

— Ty lepiej zostań przy nim, na wszelki wypadek, gdyby się obudził.

Matka wstąpiła do domu, włożyła na siebie płaszcz, bo na dworze zaczynało być już trochę chłodniej, torbę i portmonetkę z pieniędzmi na zakupy i poszła do pobliskiej Biedronki.

***

Sebastian w malignie znalazł się w dżungli, choć mieli rozkaz odwrotu, ale przyjaciel, który trzymał się blisko niego, nagle zniknął. Wrócił po niego, był pewny, że został ranny. Nie mógł postąpić inaczej, honor mu na to nie pozwalał. Miał włączone radio. Słyszał poszczególnych kolegów z jego jednostki, dzięki którym wiedział, gdzie się kierują, ale on zawrócił i skierował się nad rzekę, tam, gdzie rozpoczęła się strzelanina o niewielki kawałek ziemi, na której stał dom, w którym ukrywali się zbiegli separatyści, którzy chcieli zagarnąć nieswoje ziemie. Wymordowali miejscową ludność, aby mogli swobodnie wydobywać dobra tej ziemi. Złoto.

Przemek leżał ciężko ranny na środku rozmokłej drogi. Był nieprzytomny i strasznie ubłocony, że nie widać było, gdzie trafiła go kula. Zarzucił go sobie na plecy i pobiegł drogą, która prowadziła do helikoptera, który czekał na obrzeżach dżungli. Zdążył. Kiedy usiadł a koledzy stwierdzili, że jego przyjaciel nie żyje, po raz pierwszy się załamał. Jego krzyk rozpaczy słychać było nad dżunglą jak wycie dzikiego zwierzęcia.

Kaja domyśliła się, że Seba ma znowu majaki. Krzyczał i wypowiadał niezrozumiałe dla niej słowa, szarpał i miętosił pościel, zaciskając pięści, jakby zamierzał z kimś walczyć.

— Seba. Seba, to tylko zły sen — mówiła cicho, odgarniając włosy, które przylgnęły mu do spoconego czoła.

Uspokoił się, teraz jego klatka piersiowa równomiernie się podnosiła i opadała wraz z jego oddechem. Sprawiał wrażenie, jakby znowu zasnął.

Kaja przysunęła sobie fotel, aby mieć go w zasięgu wzroku. Była już nieco spokojniejsza. Właśnie ten spokój i cisza utuliły ją do snu. Zwinęła się w fotelu w kłębek i zasnęła.

— Kaju, obudź się — szepnęła jej matka za uchem.

Kaja musiała mocno zasnąć, bo matka musiała potrząsnąć ją za ramię, aby ją obudzić.

— Co się stało? — zapytała wyrwana ze snu.

— Nic się nie stało. Seba się ocknął i zadzwonił po mnie. Kochanie, jest już późny wieczór.

— Gdzie on jest? — zapytała, zrywając się nagle z fotela.

— W łazience.

— Jak się czuje? Wszystko z nim w porządku? — zapytała z obawą w głosie.

— Tak, teraz już dobrze się czuje. Bierze prysznic — wyjaśniła matka. — Zaraz przyniosę mu obiad. Musisz coś cieplejszego na siebie włożyć, bo przemarzłaś. No, chodź do domu.

— Jesteś pewna, że możemy zostawić go samego?

— Seba pewnie nie jeden raz miał atak. Zna swój organizm i wie, co robić w takiej sytuacji.

— Jakby znał, to poczułby, że atak nadchodzi, a wtedy nie runąłby na podłogę i nie rozbiłby sobie głowy — tłumaczyła matce z niepokojem.

Maria spojrzała na córkę wyrozumiale.

— Wiem, że martwisz się o niego, ale musimy dać mu czas na dojście do siebie. Wracajmy do domu.

Tego dnia Kaja nie miała nastroju oglądać następnego odcinka swego ulubionego serialu. Postanowiła poczekać w domu na Sebę a potem zaniosła mu kolację naleśniki z białym serem i herbatę w termosie.

Rozdział 4

W kilka dni później przed telewizorem usiedli wszyscy: Maria, Seba i Kaja. Już na początku matka była zła na Selima, bo z zazdrości doprowadził do aresztowania Yamana za nielegalne przemycanie uchodźców przez granicę. Selim zaznajomił się z gangsterami, którzy sprowadzili skądś uciekinierów i zamknęli ich w magazynie, który należał do Yamana. A dowodem tego miałoby być potwierdzenie jednego uchodźcy, że to Yaman Kyrymly ich tu przetrzymywał.

— No, popatrz, jaka kanalia z tego Selima. Zdradził i ma czelność marzyć jeszcze o Seher. A ten naiwny policjant Ali, wierzy, że przestępca zostawiłby swoje nazwisko uchodźcom — mówiła do siebie matka.

Kaja spojrzała z uśmiechem na Sebę. On też uśmiechał się pod nosem, ale nic nie mówił.

— Ten Ali jest uprzedzony do Yamana. To widać gołym okiem. I jaki z niego służbista. Słyszeliście, co powiedział, nawet, gdyby ktoś z jego bliskich złamał prawo, on nie miałby litości i zamknąłby go.

— Mamo, nie bierz sobie dosłownie do serca jego słów, to przecież tylko film. Tak napisali scenariusz, według którego Ali gra, jak mu karzą.

— Na jego miejscu bałabym się wyjść na ulicę — mruknęła matka.

Kaja z Sebą nie wytrzymali i wybuchnęli śmiechem, po chwili dołączyła do nich Maria.

— No, wiesz, mamo. Nie wiedziałam, że do tego stopnia będziesz dopingowała Yamanowi, którego przedtem nie cierpiałaś! — wytknęła matce Kaja.

— Bo odróżniam dobro od zła — odparła z buńczuczną miną.

Kolejny odcinek, szczególnie dla Marii, był próbą wytrzymałości opanowania, kiedy odbył się wstępny proces sądowy i Yaman został osądzony i trafił do więzienia. Świadek, którego odnalazł Nedim, poświadczył przed sądem o winie Yamana, choć widać było po jego całej postawie i strachu, który malował się na jego twarzy, że kłamał w żywe oczy. Zauważyli to nawet Ali i Firat, policjanci obecni na sali sądowej, którzy go zaaresztowali.

Kiedy Yaman został zatrzymany w areszcie policyjnym, przyszła do niego Seher, której pomógł Firat, jej brat. Przyniosła Yamanowi w termosie kawę i upieczone przez siebie ciasteczka.

— Przecież powiedziałem, że nie chcę nikogo widzieć — powiedział zrezygnowany Yaman.

— Wiem, ale, kiedy twoi ludzie szukają tego kłamcy, ja mogę zrobić dla ciebie tylko tyle, wiem, że zaczynasz dzień od kawy. — Wyjęła termos i nalała do plastikowego kubka kawę a potem wyjęła z pudełka ciasteczka przez siebie upieczone i poczęstowała go.

Wtedy Yaman spojrzał na Seher tym swoim znaczącym spojrzeniem i przez kratę wziął od niej kubek i ciastko.

— Co za akcja… — westchnęła Maria.

— No… — przytaknęła wzruszona Kaja.

Następną sceną, która ich poruszyła, był Yaman wchodzący do celi więziennej w czarnym garniturze i białej koszuli pod krawatem. W celi siedziało prawie dziesięciu mężczyzn, każdy z nich patrzył na niego spode łba. Najstarszy z nich wysunął się do przodu i zapytał jednego z nich:

— To o nim mówili bracia Gamgoz?

— Tak, To słynny Yaman Kyrymly — odparł tamten.

— Skoro trafił do nas, należy przyjąć gościa herbatą — powiedział ostentacyjnie, bawiąc się różańcem.

Yaman w geście odmowy wyciągnął wyprostowaną dłoń. Wtedy podszedł do niego młody mężczyzna i przedstawił się.

— Pamięta mnie pan? — zapytał.– Pomógł mi pan, kiedy miałem kłopoty.

Yaman spojrzał na mężczyznę i przytaknął głową, że go rozpoznał.

— Jestem na pana rozkazy, panie Yaman — powiedział mężczyzna.

— Co pan tu robi? — zdziwił się Kyrymly.

— Wplątałem się w taką jedną aferę a teraz za nią płacę — stwierdził osadzony.

Mężczyźni odprowadzili ich złowrogim spojrzeniem. Yaman siedział nadal na łóżku milczący i smutny, jakby jeszcze nie dowierzał, że to jego właśnie spotkało, został posądzony o coś, czego nie zrobił. Nie potrafił się z tym pogodzić.

Kiedy Seher wróciła do domu smutna i przygnębiona, dopadła ją w holu wściekła Zuhal zazdrosna o Yamana.

— Co z Yamanem? — zapytała, obrzucając ją jadowitym spojrzeniem.

— Został aresztowany i przewieziony do więzienia — odparła Seher przygnębionym głosem.

— Przecież Yaman zabronił wszystkim członkom rodziny, aby nikt go nie odwiedzał w areszcie. A ty poszłaś do niego, mimo że nie należysz do rodziny! Jesteś tylko ciotką Yusufa! — wykrzyczała jej w twarz.

Seher była zbyt przybita, aby odeprzeć atak Zuhal. Poszła do swojego siostrzeńca, który mimo że był dzieckiem, czuł, że w domu nie wszystko mu mówią i dzieje się coś złego.

— Kiedy wróci stryjek? — zapytał Seher.

— Wkrótce — odparła dziewczyna, choć nie była tego pewna.

Pod koniec filmu Maria z Kają znowu poczuły, że muzyka wzięła je we władanie, wysłuchały jej do końca. Była zbyt piękna, szczególnie smętne tony skrzypiec wprowadzały je w osobliwy nastrój.

— Jestem ciekawa twojej opinii, Seba. Co sądzisz o tym serialu jako mężczyzna? — zapytała Kaja.

Sebastian przez długi czas siedział w milczeniu, wciąż patrzył na końcówkę filmu, na której byli wyszczególnieni sponsorzy.

— Powiem tak. Ze wszystkich znajomych mi seriali, nawet polskich, żaden mnie nie zainteresował jak ten. Mam tu na myśli tematykę problemu. Przyznaję ci rację, Kaju, że obsada jest świetna pod każdym względem, gra aktorów jest na najwyższym poziomie. O aparycji już nie wspomnę, bo główni bohaterowie mówią za siebie, piękne kobiety, przystojni mężczyźni. Zafascynowała mnie również fabuła serialu, bardzo ciekawa. Muzyka jest niewątpliwie piękna, powiedziałbym nawet porywająca. Zresztą widziałem, jak działa na panie. Nigdy nie byłem aż tak wrażliwy na odbiór muzyki, ale czuję się ją gdzieś tam w środku. — Wskazał na serce.

— Ładnie to ująłeś, Seba — przyznała Kaja, patrząc na sąsiada życzliwszym spojrzeniem.

— Nawet nie myślałam, że potrafisz tak ładnie się wypowiadać. Zawsze jesteś taki oszczędny w słowach.

— Pani Mario, tak to zabrzmiało, jakbym nie potrafił sklecić kilku zdań — obruszył się mężczyzna.

— Nie gniewaj się, nie chciałam cię obrazić. Powinieneś to potraktować jako komplement.

— Okay. Dziękuję. I rzeczywiście na ogół tyle nie mówię, ale chciałyście znać moją opinię, to wam powiedziałem, co o tym myślę.

— Sam fakt, że oglądasz z nami ten serial, mówi sam za siebie — podsumowała rozmowę Kaja.

Maria podniosła się z kanapy ociężale i głośno westchnęła.

— Strawy duchowej najadłyśmy się co nie miara, czas zadbać teraz o nasze żołądki. Jeśli chcecie, możecie pójść ze mną do kuchni, to obiad będzie wcześniej — zaproponowała Maria.

— Zamierzałam skończyć szkice do ostatniego projektu. Mojemu klientowi nie podobały się moje propozycje. Muszę wymyśleć coś innego, bardziej oryginalnego — stęknęła Kaja, patrząc na matkę proszącym wzrokiem.

— No, już dobrze leć i rób, co zamierzasz zrobić — wyraziła zgodę Maria.

— To może ja ziemniaki obiorę? — zaofiarował się z pomocą Seba.

— Dziękuję. Naprawdę nie masz nic innego do roboty? — zapytała Maria, widząc, że Seba nie ogląda się za pracą. Nie chciała go dotknąć swoimi pytaniami, dlatego chciała zaspokoić swoją ciekawość okrężną drogą, nie tak bez ogródek.

— Nie nudzi ci się siedzieć tak w domu? — zerknęła na mężczyznę ciekawa jego reakcji.

Sebastian domyślił się, co nurtowało panią Marię. Zresztą nie trudno było się domyślić, bo każda kobieta zabiegała o bezpieczeństwo i wygodę domu oraz o dobro jego mieszkańców.

— Proszę się nie martwić o moje finanse. Jestem zabezpieczony na wiele lat — zapewnił ją, nie chcąc wdawać się w dyskusję na temat pieniędzy. To była jego indywidualna sprawa i nie zamierzał kwestionować ją z sąsiadką albo przechwalać się, ile euro albo złotych ma na koncie. Nie zamierzał ich przepuścić ani przejeść, ale wolał tę informację zatrzymać dla siebie.

— Przepraszam, nie chciałam być wścibska, ale chodziło mi jedynie o twoje dobro — powiedziała wyważonym tonem, aby mężczyzna znów nie poczuł się dotknięty.

— Najlepsze w życiu, co mnie spotkało po odejściu ze służby w Legii Cudzoziemskiej, to poznanie was, moje drogie panie — powiedział i spojrzał poważnym wzrokiem na Marię.

Marii zakręciły się w oczach łzy wzruszenia. Pani Wiesia miała rację, Seba był dobrym wnukiem, a ona traktowała go jak syna.

— Chodź tu do mnie, niech cię przytulę. To najmilsze słowa, jakie słyszałam. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć — dodała miękkim głosem.

— Dziękuję. Jesteście dla mnie ważne jak rodzina. — Mężczyzna patrzył na nią z wysoka i uśmiechał się radośnie.

— Już jesteś członkiem naszej rodziny — zgodnie przytaknęła.

Na tę czułą scenkę weszła do kuchni Kaja.

— Widzę, że zebrało się wam na czułości. Co świętujecie? — zapytała.

— Chodź tu do nas, jak przystało na rodzinę, musimy trzymać się razem — powiedziała matka a Seba objął ją ramieniem i przytulił do drugiego ramienia.

— Tak z dnia na dzień was wzięło? — zapytała z uśmiechem.

— Czasem wystarczy chwila, aby zrozumieć, że są wartości, których się nie kupi za żadne skarby ziemi — powiedział Seba sentencjonalnie.

— A już myślałam, że przekonałyśmy cię do nas naszą grzybową zupką — roześmiała mu się Kaja w twarz.

— Masz rację, zupka była tylko preludium do zacieśnienia naszej znajomości — odparł ze śmiechem Seba.

Kaja z Marią spojrzały na niego zaskoczone. Seba rzadko kiedy tak szczerze i spontanicznie wybuchał śmiechem. I gdzieś zniknęła ta charakterystyczna chropowatość w jego głosie. To było miłe dla nich zaskoczenie.

Po chwili usiedli wspólnie do kolacji.

***

Następnego dnia Kaja po kilkunastogodzinnym ślęczeniu nad rysunkami do najnowszego projektu wnętrz u znanego radomskiego biznesmena, postanowiła się zrelaksować. Musiała wyjść na zewnątrz, pooddychać świeżym powietrzem, aby nabrać dystansu do wykonanej pracy. Poszła na spacer sama, bo matka wyszła na targ a Seba załatwiał swoje sprawy w mieście. Nie wypytywała jakie, bo nie chciała wyjść na zbyt ciekawską.

Minął ciepły wrzesień, dodatnie temperatury dochodziły nawet do 28 stopni Celsjusza w niektórych regionach Polski. Kilka dni deszczu sprawiły, że trawniki znowu się zazieleniły.

Początek października był równie słoneczny, dzieci z pobliskiego przedszkola bawiły się na placu zabaw. Starsze panie siedziały na ławeczkach i uśmiechały się, patrząc na gołębie, które wyrywały sobie okruchy chleba, które im rzucały mimo zakazu służb miejskich.

Kaja szła główną aleją, czuła pod butami pierwsze zeschłe liście i kasztany, które wiatr porozrzucał na wszystkie strony. Schyliła się i wzięła ich kilka do domu na ozdobę. Po godzinnym spacerze usiadła na pobliskiej ławce. Odchyliła głowę i zamknęła oczy, wdychając rześkie powietrze, przesiąknięte wilgocią podściółki. Była tak zamyślona, że nie zauważyła, kiedy usiadł obok niej Seba.

— Uważaj, bo ktoś cię okradnie — szepnął jej na ucho, aż się wzdrygnęła.

— No, wiesz! Przestraszyłeś mnie! — zrugała go, wlepiając w niego zdziwione oczy. — Co ty tu robisz?

— Miałem kilka spraw w różnych urzędach, więc się trochę nachodziłem, dlatego chciałem odpocząć.

— Przynajmniej załatwiłeś, co chciałeś?

Kaja spojrzała na Sebę, który oparł się na ławce i przymknął oczy. Był jakiś niewyraźny. Był z natury skrytym mężczyzną, nie lubił się zanadto rozgadywać, ale widać było w jego ciemnych oczach, że coś najwyraźniej go gryzło.

— Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi i możesz mi zaufać. Przecież widzę, że coś cię niepokoi — próbowała zachęcić go do rozmowy.

Sebastian spojrzał na nią tym swoim przenikliwym spojrzeniem, ale po chwili szybko podniósł wzrok na wysokie drzewa a potem jeszcze wyżej, w błękitne niebo, na który mnie było ani jednej chmurki. Wtedy zauważyła, że za tym niepokojem ukrywał strach. Niewiele myśląc, przytuliła się do niego.

— Co robisz? — zapytał cicho zaskoczony.

— Oddaję ci trochę mojego ciepełka. Przecież widzę i czuję, że coś jest nie tak. Powiedz, co cię gnębi?

Sebastian siedział nadal milczący. Po długim zastanowieniu, odepchnął ją lekko od siebie i spojrzał w oczy.

— To mój problem i sam muszę go rozwiązać — powiedział twardo.

Kaja obrzuciła go długim, taksującym spojrzeniem i nagle ją olśniło.

— Twój atak malarii mnie zmylił, dopiero potem wpadłam na myśl, że przecież ty musisz czuć, że on nadchodzi, jest ci wtedy słabo, masz zawroty głowy, trzęsiesz się z zimna, więc siadasz albo się kładziesz do łóżka. Mam rację?

— Poniekąd to prawda, co mówisz, ale co chcesz przez to powiedzieć?

— Nie upadłeś sam, ktoś cię zaatakował, bo leżałeś na brzuchu. A ranę miałeś z tyłu głowy. To logiczne wytłumaczenie.

Sebastian kiwnął twierdząco głową. Nie miał innego wyjścia, jak podzielić się z nią swoimi podejrzeniami. Dziewczyna była zbyt inteligentna i dociekliwa.

— Chciałeś to ukryć przed nami? Ładnie to tak? — zdziwiła się Kaja.

— Nie chciałem was martwić. Znając cię, od razu pobiegłabyś do niego i zrobiła mu awanturę. W tej sytuacji musimy zachować ostrożność, on nie może wiedzieć, że go podejrzewamy. Rozprawię się z nim po swojemu. Słyszałem, że ma wiele za uszami. Tutejszy dzielnicowy ma na niego oko. Obserwują go.

— Dobrze by się stało, gdyby go przymknęli — westchnęła ostentacyjnie Kaja. — Mam nadzieję, że zgłosiłeś tę napaść?

— Oczywiście.

— To dobrze, gdy pójdzie do pierdla, będzie jednego gada mniej — dodała z wojowniczą miną.

Seba tylko się uśmiechnął na taką rypostę. Czasem dobrze mieć sprzymierzeńca nawet w takim chuchrze jak Kaja, która była mądra i miała współczujące serce a przede wszystkim wspaniałą intuicję — pomyślał i spojrzał na dziewczynę przychylniejszym wzrokiem.

Rozdział 5

Sebastian nie chciał Kai przedstawić swojego planu działania. Kierował się bezpieczeństwem jego sąsiadek. Wszedł w porozumienie z policją, oddziałem od narkotyków i razem chcieli na Nowakowskiego zrobić zasadzkę.

Ale przedtem musiał załatwić jedną sprawę, zamierzał odwiedzić miejscowe schronisko zwierząt. Zadzwonił i umówił się z weterynarzem, który był zatrudniony również na etacie administratora schroniska, że przyjedzie w najbliższą sobotę. Postanowił zabrać ze sobą również Kaję.

— Masz ochotę na przejażdżkę? — zapytał spod bloku, siedząc w czarnej toyocie.

— Konkretnie dokąd? — zapytała, wkładając na siebie bluzę polaru i adidasy.

— Zobaczysz. — Seba jak zwykle się nie rozgadywał.

Zbiegła po schodach jak na skrzydłach. Była w dobrym nastroju, bo wczoraj oddała gotowy dom do zamieszkania i to przed umówionym terminem. Dzięki temu zamówieniu nieźle zarobiła i to z premią, której wcale się nie spodziewała. Cieszyła się, że konto oszczędnościowe zaokrągliło się już do pięciu zer.

Na widok nowego samochodu sąsiada Kaja mocno się zdziwiła.

— Seba coraz bardziej mnie zaskakujesz. Jestem pod wrażeniem — powiedziała z uznaniem, że wreszcie młody mężczyzna zaczął aktywnie żyć.

— Wsiadaj i nie podniecaj się tak. Samochód jak samochód — uciął jej euforię krótko.

— Co tam samochód! — machnęła niedbale ręką.– Cieszę się niezmiernie, że powoli wracasz do żywych! — dodała z entuzjazmem.

— A co wyglądałem na umarlaka?

— Brakowało ci tej ikry, którą z pewnością masz, tylko głęboko ją w sobie ukryłeś. Teraz widzę błysk w twoich oczach. I wreszcie się uśmiechasz.

Seba pewnego dnia postanowił, że zacznie życie od nowa. Zaczął od kupna samochodu, nastawił się na życie bardziej konsumpcyjne włącznie z uzupełnieniem lodówki, bo postanowił dobrze się odżywiać. Dobrze się stało, że Kaja była pod ręką, chciał ją wykorzystać, ale wyłącznie do dobrych celów, zbeształ się w myśli.

— No, to dokąd jedziemy? — zapytała zaciekawiona, widząc, że Seba wjechał na trasę E7.

— Ależ jesteś niecierpliwa. Za parę minut będziemy na miejscu — powiedział, aby ją uspokoić.

Kaja spojrzała na niego z szerokim uśmiechem na ustach, domyślając się, co zamierzał zrobić.

— O jakiej rasie pomyślałeś? — zapytała, patrząc przed siebie.

Teraz Seba był zaskoczony.

— Czytasz w moich myślach?

— Łatwo było to odgadnąć, skoro powiedziałeś, że będziemy na miejscu za parę minut. Jadąc w tę stronę, możemy dojechać na Firlej, na cmentarz, ale twoja babcia jest pochowana na cmentarzu przy ulicy Limanowskiego, więc pozostaje druga opcja, schronisko dla zwierząt.

Dojechali na miejsce. Od razu usłyszeli głośne ujadanie psów. Weszli do budynku, w którym urzędował doktor Raczek.

Na ich widok zza biurka wyszedł starszy mężczyzna w białym kitlu.

— Dzień dobry. To ja do pana dzwoniłem w sprawie adopcji psa. Sebastian Bieńkowski a to moja znajoma Kaja Nawrocka.

Podali sobie ręce jak starzy znajomi.

— Witam, państwa. Tomisław Raczek. Chodźcie za mną.

Im bardziej zbliżali się do drucianych boksów, tym większy był hałas. Nie wiadomo czy psy reagowały na ich obecność, czy tak bardzo domagały się, aby wziąć ich ze sobą.

Kaja patrzyła na zwierzęta oszołomiona ich głośnym zachowaniem. Niektóre z nich były spokojne, chyba te najstarsze, jakby pogodziły się z myślą, że nikt ich nie weźmie, bo na ogół przyszli właściciele wybierali najmłodsze szczenięta. Kiedy dziewczyna przyglądała się tym bardziej osowiałym zwierzakom, Seba zainteresował się białym labradorem, który zawisł przednimi łapami na siatce i wlepił w niego proszące spojrzenie.

Minęli boks z labradorem i przeszli kawałek, gdzie spoczywał owczarek niemiecki.

— Jeśli chce pan psa obronnego, to polecam tę właśnie rasę — polecił mu doktor Raczek. — To Jerry, ma trzy lata. Jego matka służyła w policji. Została zastrzelona w trakcie napadu rabunkowego. Jest łagodnym psem, dopóki ktoś nie zaatakuje go pierwszy. Ma to we krwi. Zresztą każde jedno zwierzę, jeśli zostanie zaatakowane, broni się jak człowiek, to leży w ich naturze.

— Jerry… — szepnął do siebie na wspomnienie kolegi z wojska. Pochodził ze stanu Utah (Juta), skąd uciekł przed narzuconą przez ojca dziewczyną. Nie chciał się żenić, ale ojciec postawił mu ultimatum: albo ślub z niekochaną dziewczyną, albo opuści dom. Wybrał drugą opcję. Został żołnierzem w Legii Cudzoziemskiej i był szanowanym oficerem wśród starszych kolegów z większym doświadczeniem. Przyjął się na służbę, mając zaledwie dwadzieścia lat, a obecnie miał trzydzieści i nie zamierzał wrócić do swojej ojczyzny.

— Mogę wejść do jego klatki? — zapytał, zwracając się do weterynarza.– Chciałbym sprawdzić, jak na mnie zareaguje?

— Proszę. — Doktor Raczek powolnym ruchem otworzył drzwi boksu.

Pies podszedł do drzwi i wyciągnął do Seby łapę.

— Cześć, piesku. — Seba wyciągnął rękę i przetrzymał jego łapę. Pies spojrzał mu prosto w oczy i cicho zaskowyczał.

— Zaakceptował pana. To dobrze. Nie do każdego chce podejść — powiedział lekarz.

— Słyszałam, że to nie właściciel wybiera, ale pies cię wybierze. I Jerry właśnie to zrobił — przytaknęła Kaja.

— Co ty na to, Jerry? — zapytał Seba i wyszedł z boksu a pies za nim.

— Ja jestem Seba a to moja przyjaciółka, Kaja. Przywitaj się z nią.

Kaja podała mu rękę a potem w odruchu czułości, klęknęła przed nim i objęła go za szyję.

— Jerry, odtąd masz już swego pana — powiedziała ciepłym głosem.

— I swoją panią, jak widzę — dodał weterynarz z uśmiechem, patrząc na dwoje młodych, sympatycznych ludzi.

— Nie jesteśmy parą — odparła Kaja i wciąż tuliła się do psa i głaskała po karku, co najwidoczniej sprawiało mu to przyjemność, bo chętnie nadstawiał łeb, aby nie przestawała.

— Pies najwidoczniej inaczej uważa — roześmiał się weterynarz.

— Jerry, do mnie! — zawołał Seba, kierując się do budynku, chcąc załatwić formalności z adopcją psa.

Jerry posłusznie za nim poszedł a Kaja za nimi. Było wiadomo, kogo wybrał na swego pana. Nawet w samochodzie usiadł obok Seby.

— Zaakceptował cię od pierwszego spojrzenia. Będę jego kumpelką jak twoją. Pozwolisz mi czasem go wyprowadzić?

— Na początku chcę, aby Jerry poznał mój dom i będę wyprowadzał go sam. A potem poznam go z twoją mamą. Nie chcę, aby spoufalał się z wszystkimi sąsiadami. Nie po to go kupiłem, aby był maskotką dla innych, ale moim wiernym i oddanym przyjacielem, który w razie niebezpieczeństwa przyjdzie mi z pomocą.

— Masz rację.

Jerry słysząc swoje imię, cicho zaskomlał. Siedział na przednim siedzeniu i z uwagą patrzył na jadące obok nich samochody. Seba zasunął szybę, aby nie docierał do nich szum przejeżdżających aut.

***

Minęło kilka tygodni odkąd Jerry zamieszkał u Seby. Co ciekawsze było, kiedy szli na spacer, Jerry najpierw drapał w drzwi sąsiadek, zapraszając Kaję tym sposobem na spacer. Kiedy miała wolny czas, szła z nimi, ale kiedy zostawała w domu, Jerry był zawiedziony.

— Innym razem piesku, mam za dużo pracy — tłumaczyła, tarmosząc go za ucho.

Seba nie chciał głośno mówić o pewnych sprawach, aby nie przestraszyć Kai i jej matki. Były sprawy, które musiał zatrzymać dla siebie.

— Jerry, mówiłem ci, że Kaja i Maria, są naszymi sąsiadkami. Nie musisz się tak bardzo z nimi spoufalać. Nie zapominaj, że jesteśmy na służbie. Zrozumiałeś? — zwrócił się do psa, który w lot chwytał ton głosu swego pana. Na potwierdzenie cicho zaskomlał i szedł przy nodze pana.

Tego dnia Seba szedł na spotkanie ze swoim byłym przełożonym, z którym był umówiony przed przyjazdem do Polski. Carlos Rodriguez był mieszańcem, ojciec pochodził z Hiszpanii a matka była Polką. To spotkanie miało charakter prywatny. Nie chcieli zwracać na siebie uwagi, więc umówili się w parkowej kawiarni. Pierwszy przyszedł Carlos. Siedział z dala od innych stolików, aby mogli swobodnie rozmawiać. Był elegancki jak zawsze, ubrany był w czarny golf, czarne dżinsy i skórzaną kurtkę. Na nogach miał czarne kowbojki. Swoją wysoką i muskularną sylwetką przyciągał wzrok nie tylko kobiet, ale i mężczyzn.

— Cześć, Carlos! — Przywitali się, poklepując po plecach, jak dobrzy znajomi.

— Cześć, Seba! — Po przywitaniu, mężczyźni spojrzeli sobie w oczy. — Patrzę czy zdążyłeś już obrosnąć w piórka, czy jeszcze nie zdążyłeś? — zaśmiał się Rodriguez.

Do ich stolika podeszła młoda kelnerka z notesikiem w ręku.

— Słucham, panów — uśmiechnęła się zachęcająco.

— Prosimy dwie kawy — powiedzieli prawie równocześnie. — Czarną po turecku i bez cukru — dodał Seba.

Dziewczyna odeszła, ale szybko wróciła z tacą i dwoma filiżankami kawy.

— Dziękujemy.

— Może coś na słodko? Mamy świeże napoleonki — zaproponowała.

Mężczyźni potrząsnęli przecząco głowami.

— Dziękujemy.

Dziewczyna podeszła do innego stolika a oni mogli swobodnie rozmawiać.

— Odkąd wróciłem z wojska, ciągle mam jakieś zajęcie. Zacząłem od malowania mieszkania, częściowo wymieniłem meble, postanowiłem też nadrobić zaległości w czytaniu, zaznajomiłem się z sąsiadkami i częściej chodzę do kina.

— Wszyscy mamy w czymś zaległości, bracie, tylko w jednym jesteśmy dobrzy… — powiedział Carlos cicho.

Nie musiał kończyć, Seba domyślił się, co chciał powiedzieć.

— Nie myśl teraz o zabijaniu. Przyjechałeś do kraju swojej matki, aby odpocząć. Zrelaksuj się, weź sobie jakąś dziewczynkę…

Carlos zgromił go spojrzeniem a potem odwrócił twarz, aby przyjaciel nie widział jego łez, które zebrały się w kącikach oczu na samą myśl o Luizie i Juanie, którą zabili handlarze narkotyków. Odtąd był ich największym i zajadłym wrogiem, żadnemu przestępcy nie przepuścił. Wśród przemytników znany był jako nieuchwytny Jastrząb. Był szybki w działaniu i bezlitosny. Osobiście zaprowadzał przestępców przed oblicze władzy, a jeśli próbowali ucieczki, strzelał do nich bez mrugnięcia okiem.

— Przepraszam, zapomniałem, że dla ciebie to wciąż świeża rana. Jednak nie możesz żyć przeszłością. Minęło pięć lat od śmierci twojej żony i synka, nie wrócisz im życia. Masz czterdzieści lat i przyszłość przed sobą. Nie skazuj się na samotność.

Carlos milczał i słuchał młodszego przyjaciela, który również miał za sobą trudne dzieciństwo i nigdy nie zaznał od nikogo prawdziwej miłości. Był jak samotny okręt, który płynął przez wzburzone wody oceanu bez załogi.

— W którym hotelu się zatrzymałeś? — zapytał Seba, chcąc wyrwać przyjaciela z przygnębiającego nastroju.

— W Poniatowskim. Dlaczego pytasz?

— Zapraszam cię do siebie. O, przepraszam, nie przedstawiłem ci mojego przyjaciela. Wabi się Jerry. Przywitaj się z Carlosem, Jerry.

Pies posłusznie podał Carlosowi łapę i cicho zaskomlał. Seba widząc w pobliżu kelnerkę, przywołał ją gestem prawej ręki.

— Proszę o rachunek.– Seba zapłacił za dwie kawy i dał młodej dziewczynie spory napiwek.

— Dziękuję, panu — zaśmiała się i włożyła pieniądze do kieszeni fartuszka.– A teraz chodźmy. Radom, nie jest wielkim miastem. Jest ładna, słoneczna pogoda, dlatego przyszedłem na spotkanie pieszo. Spacer dobrze nam zrobi.


***

Kiedy weszli do bloku, w klatce stał Nowakowski z dwoma kumplami, głośno rozmawiali i śmiali się przy tym nienaturalnym śmiechem, który rozlegał się echem po całej klatce schodowej od parteru po czwarte piętro.

— Czuję odór marychy. A ty, bracie? — Carlos zatrzymał się między młodymi, którzy znani byli z chuligańskich wybryków na osiedlu i drobnych kradzieży.

Seba stanął na schodku, obejmując wzrokiem młodych, którzy rozochoceni patrzyli na nich ironicznie. Jerry zawarczał. Wyczuł zapach narkotyku.

— Co? Też chcecie? — zapytał Leszek Nowakowski z komicznym wyrazem na twarzy, któremu nieźle w głowie musiało szumieć, skoro nie widział poważnych twarzy obu mężczyzn, którzy z pogardą patrzyli na ich niekontrolowane zachowanie.

— Co z nimi robimy? — zapytał Carlos.

— Dzwonię do mojego znajomego z policji. Niech ich zgarną za palenie trawki i zbyt głośne zachowanie się w miejscu publicznym. To wystarczający argument, aby zgarnęli tych opryszków.

W kwadrans później pod ich blok podjechał na sygnale radiowóz, z którego wysiedli dwaj funkcjonariusze policji.

— Ludzie boją się wyjść ze swoich domów — powiedziała sąsiadka z parteru. — I tak każdego dnia się dzieje. Do czego to podobne? — skarżyła się ośmielona widokiem policjantów jedna z sąsiadek.

Po chwili otworzyło się kilka drzwi, z których wychyliło się kilka zaciekawionych lokatorów.

— To prawda. Przez jednego smarkacza wszyscy sąsiedzi boją się wychylać nosa z domu. Już dawno ktoś powinien zrobić z nim porządek i z tymi jego koleżkami.

— Czy znacie ich z nazwiska? — zapytał jeden z funkcjonariuszy.

— Tylko tego z naszej klatki, Leszek Nowakowski, mieszka pod szesnastym numerem. Tamci pozostali nie są z naszego osiedla — wyjaśniła sąsiadka z pierwszego piętra.

— W porządku. Wracajcie do swoich domów. Przynajmniej przez jakiś czas będziecie mieli spokój — powiedział drugi policjant.

— Myślę, że już nie będą sprawiać więcej kłopotów — powiedział Seba, patrząc, jak skutych mężczyzn, którzy stawiali opór, wpakowano na siłę do radiowozu.

— Dziękujemy, panom. Spadliście nam jak z nieba — powiedziała sąsiadka z parteru wdzięcznym głosem i obrzuciła mężczyzn życzliwym uśmiechem.

Carlos uśmiechnął się na tę uwagę a po chwili dołączył do niego przyjaciel. W tym momencie obaj poczuli to samo uczucie, kiedy byli na jakiejś akcji. Niebezpieczeństwo, które tam się czaiło, wyczuliło ich intuicję i psychicznie uodporniło. Nie mieli wtedy żadnych skrupułów, tak jak w tej chwili.

Rozdział 6

Seba otworzył drzwi z zasuwy, Jerry cicho zaskowyczał.

— O co mu chodzi? — zapytał zdziwiony Carlos, wchodząc do środka.

— Chce do Kai — odparł krótko.

— Tak się mają ku sobie? — zapytał, zdejmując buty w korytarzu i założył kapcie, które podsunął mu Seba.

— Ładnie się urządziłeś — powiedział z uznaniem Carlos, rozglądając się po całym domu.

— To mieszkanie po mojej prababci Wiesi. Wymagało częściowego remontu. Przyznaję, że mógłbym kupić nowe, ale mam sentyment do tego domu. Tu spędziłem szczęśliwe lata mojego dzieciństwa.

— Rozumiem. Wcale się nie dziwię, że się do niej przywiązałeś.

— Tak, była dla mnie jak matka. Nauczyła mnie wielu rzeczy. Nie wiem, czy wiesz, ale to ona nauczyła mnie języka francuskiego.

— Pamiętam, wspominałeś kiedyś o tym.

— Byłem pewny, że spałeś.

— Jak mogłem spać w tym zimnym i mokrym grajdole, kiedy siąpił deszcz a wokoło świstały kule? Dzisiaj mogę ci powiedzieć, że te twoje opowieści rozgrzewały nas wszystkich i zapominaliśmy, że jesteśmy w środku wojny domowej, w dżungli — wyznał Carlos szczerze.

— Chodź ze mną do kuchni. Wstawię wodę na herbatę i przygotuję coś do zjedzenia. Powspominamy dobre czasy, choć niejeden raz śmierć zaglądała nam w oczy — mówiąc to, zaśmiał się chrapliwie.

Carlos usiadł na krześle i patrzył na przyjaciela, który zręcznie kroił warzywa. Przypomniał sobie chwile, kiedy skończyły się im suchary i głód zaglądał im w oczy, Seba zawsze z niczego przyrządzał im jakieś proste dania. W jego plecaku był susz z owoców, trochę mąki, herbata a czasem miał w puszce czarną kawę i kostki cukru. Nawet mace przyrządzone na okrągłej fajerce, z którą nigdy się nie rozstawał, smakowały wybornie. Każdy z nich miał cynowy garnek, miskę i sztućce. Było ciężko, ale takie sytuacje zacieśniały ich przyjaźń. Wtedy można było się przekonać, na kim można było polegać.

W niecałe dziesięć minut na stole stał koszyk z chlebem, półmisek z wędliną i sałatka z pomidorów, cebulką i papryką a w imbryczku parzyła się herbata.

— Takie wspomnienia i dla mnie były czymś ważnym, były jak listy, które zapisane miałem w pamięci. Kiedy było mi smutno, powracałem do tych wspomnień i przypominałem sobie rady mojej babci.

— Była mądrą kobietą. Miałeś szczęście, że to ona cię wychowywała, nie musiałeś tułać się po sierocińcach.

— To prawda. Wiele jej zawdzięczam. Jedz, bo jesteś pewnie głodny i herbata stygnie. O, przepraszam zapomniałem o kubkach.

Kiedy wyciągał z wiszącej szafki kubki, ktoś zadzwonił do drzwi.

— To pewnie pani Maria albo Kaja. Otworzę.

W drzwiach stała Kaja niby ta sama, ale jakoś inaczej wyglądała. Dopiero po chwili zauważył, że rozjaśniła ciemne włosy na kasztanowy kolor, gdzieniegdzie przebłyskiwały złote pasemka.

— Cześć! Mama ugotowała bigos. Proszę. — Wręczyła mu garnek do ręki.– Nie jesteś sam? — zapytała, dziwiąc się, że w pobliżu nie było Jerrego.

— Przyjaciel mnie odwiedził.

— W takim razie, nie będę ci się naprzykrzała.

Seba zamierzał odesłać Kaję, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.

— Wejdź, poznasz Carlosa, przyjaciela z wojska.

Kaja w pierwszej chwili zamierzała wrócić do domu, ale ciekawość babska zwyciężyła.

— Bardzo chętnie poznam twojego przyjaciela — powiedziała z uśmiechem.

Carlos na odgłos kobiecego głosu wyszedł z kuchni. Kaja widząc postawnego bruneta, o smagłej cerze, ciemnych oczach i czarnym zaroście, pomyślała, że ma przed sobą Yamana Kyrymly. Był do niego bardzo podobny.

— Dzień dobry — powiedziała, wciąż zaskoczona widokiem nieznajomego.– Mam na imię, Kaja. — Wpatrywała się w niego, nie wierząc, że Halil Ibrahim Ceyhan, który grał Yamana, może mieć sobowtóra. Gdyby nie jego głos, pomyślała, że wyobraźnia płata jej figle i ma przed sobą słynnego gwiazdora tureckiego, który cieszył się obecnie popularnością na całym świecie.

Carlos głośno się roześmiał, ukazując rząd białych zębów. Yaman z pewnością nigdy tak otwarcie by się nie roześmiał. Spuściła oczy, aby gość Seby nie poczuł się urażony jej natarczywym spojrzeniem.

— Byłem pewny, że Kaja, to suczka twojej sąsiadki. Przepraszam, ale Jerry, tak natarczywie drapał w wasze drzwi, że w pierwszej chwili pomyślałem, że obok mieszka jego wybranka — szybko się zreflektował i w przepraszającym geście położył lewą rękę na sercu a prawą wyciągnął do dziewczyny.

— Ten dryblas, to Carlos Rodriguez. Kaja jest moją sąsiadką. Jerry ją uwielbia. Najchętniej przeprowadziłby się do ciebie, Kaju. Strasznie go rozpuściłaś — zwrócił się do milczącej dziewczyny.

— Widzę, że nie tylko Jerrego rozpuściłaś, ale i Sebie też dogadzasz. Czy dobrze czuję, to bigos? — zapytał beztroskim głosem.

— Tak, to bigos, ale to zasługa mojej mamy. Przez pamięć o pani Wiesi, traktuje Sebę jak syna.

— Twoja matka to wspaniała kobieta i muszę przyznać, że wspaniale gotuje — powiedział Seba, odstawiając garnek z bigosem na kuchni gazowej.

— To może spróbujmy tego rarytasu? Już zapomniałem jak smakuje prawdziwy, polski bigos — rozmarzył się Carlos.

— To na co czekacie? Siadajcie, obsłużę was. — Kaja wyjęła z szafki talerze i nałożyła każdemu po dwie chochle bigosu.

Carlos zauważył, że Kaja czuła się swobodnie w domu przyjaciela, ale udał, że tego nie zauważył.

— Co za zapach. Czuję tu grzybki suszone, wędzony boczek, kiełbaskę i podsmażone mięsko, kapustka taka, jaką lubię, niezbyt kwaśna. Pychota! — zachwalał Carlos, zajadając się potrawą, którą zagryzał chlebem.

— A może wypijemy po jednym? — zapytał Seba.

— A może lampka wytrawnego wina? — zasugerowała Kaja.

Po chwili siedzieli przy stole w salonie i pili wytrawne, czerwone wino.

— Kaju, co teraz robi twoja mama? — zapytał niespodziewanie Seba.

— Pewnie ogląda nasz serial? Dlaczego pytasz?

— Chciałbym, aby poznała mojego przyjaciela. Możesz ją poprosić?

Kaja spojrzała pytająco na Carlosa.

— Będzie mi niezmiernie miło — uśmiechnął się znad talerza.

Kaja wpadła do domu z szerokim uśmiechem na ustach.

— Mamo, Seba zaprasza cię do siebie — powiedziała z egzaltacją w głosie. –Przyjechał do niego przyjaciel z którym chciałby cię poznać.

— I stąd ten entuzjazm?

— Nie uwierzysz. Kiedy przyjdziesz do Seby, sama zobaczysz. To niesamowite. Jestem ciekawa, jaka będzie twoja reakcja na widok Carlosa?

— Nie rozumiem… — bąknęła matka z łazienki, rozczesując przed lustrem długie włosy. — Idź, zaraz dołączę do was, tylko się przebiorę.

— Mamo, nie przesadzaj, dobrze ci w tych dżinsach i do twarzy ci w tym pomarańczowym sweterku. Ostatnia wizyta u fryzjera nie tylko poprawiła nasze samopoczucie, ale sprawiła, że stałyśmy się jeszcze ładniejsze. Spójrz tylko w lustro — powiedziała Kaja, patrząc na matkę z podziwem. — Naprawdę wyglądasz rewelacyjnie, mamo. Użyj pomadki do ust i możemy już iść.

— Nie pospieszaj mnie. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. No, idź. Nie stój nade mną jak kat nad dobrą duszą, jak mawiała pani Wiesia.

Kaja wróciła do domu Seby. Carlos poprosił o dokładkę i nadal delektował się bigosem.

— Co z mamą? — zapytał znad talerza.

— Za chwilę przyjdzie. Mogę? — zapytała, biorąc do ręki imbryk z herbatą.

— Wy też się napijecie? — zapytała, nalewając sobie do kubka a kiedy Seba podstawił jej dwa kubki, nalała im także herbaty.

Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi.

— To pewnie twoja mama. Przepraszam, otworzę jej drzwi.

Kiedy Maria stanęła w drzwiach salonu, Carlos natychmiast się podniósł zza stołu i podszedł do niej blisko.

— Dzień dobry, panu — przywitała go najprostszym polskim pozdrowieniem.

— Pani Mario, to Carlos, mój przyjaciel z wojska. Był moim dowódcą. A to moja sąsiadka pani Maria Nawrocka, mama Kai.

Kobieta długo patrzyła na przyjaciela Seby z podziwem i zarazem z niedowierzaniem.

— Kaja miała racja, jest pan bardzo podobny do Yamana Kyrymly — powiedziała w końcu z uśmiechem.

— Kto to jest? — zapytał Carlos zaskoczony.

— Bez obawy, to nasz bohater filmowy. Gra go Halil Ibrahim Ceyhan, aktor turecki — szybko wyjaśniła Kaja. — I rzeczywiście jesteś bardzo do niego podobny. Co o tym sądzisz, Seba?

Carlos swobodniej odetchnął, co nie umknęło jej uwadze.

— No, może trochę — przytaknął Seba, nie chcąc wprawić przyjaciela w zakłopotanie, wiedząc, że ten nie lubił mówić o swoim życiu prywatnym.

— Proszę usiąść, pani Mario. Napije się pani z nami wina?

— Bardzo chętnie, dziękuję — odparła Maria, siadając za stołem, mimo woli zerknęła na Carlosa, który w tej samej chwili spojrzał na nią.

— Nie chciałam pana wprawić w zakłopotanie — powiedziała z uśmiechem.

Siedzieli na przeciwko i patrząc na siebie, uśmiechali się jak starzy znajomi. Marii nie krępowało jego badawcze spojrzenie, jego też nie onieśmielało. Widocznie szczerość Marii przełamała skrępowanie, które poczuł na widok pięknej kobiety, którą niewątpliwie była.

— Teraz rozumiem, dlaczego zamieszkałeś w domu babci — powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.

— Co przez to rozumiesz? — zapytał zdziwiony Seba.

— Gdybym miał do wyboru, też wybrałbym dom w pobliżu dwóch tak pięknych sąsiadek — powiedział z błyskiem w ciemnych oczach.

— Tę znajomość zawdzięczam mojej świętej pamięci babci Wiesi. Ona znała się na ludziach jak mało kto — wyznał z sentymentem Seba.

— Zanim wróciłeś z wojska, wiedziałam o tobie prawie wszystko. Pani Wiesia tylko mnie ufała i traktowała jak swoją córkę a Kaję, jak swoją wnuczkę. Zżyłyśmy się, pomagałyśmy nawzajem a kiedy zachorowała, wspierałyśmy ją duchowo i praktycznie spałyśmy u niej na przemian z Kają, aby nigdy nie zostawała sama. I tak, jak chciała, nie była wtedy sama, kiedy odeszła. Trzymałam ją za rękę do końca, dopóki nie wydała ostatniego tchnienia.

— To straszne, kiedy odchodzi od nas najbliższa nam osoba. Sześć miesięcy temu umarł mój tato a potem twoja babcia. To były najgorsze miesiące tego roku — wyznała Kaja smutnym głosem.

Carlos spojrzał na kobiety ze zrozumieniem. On najlepiej wiedział, jak czuje się zaszczuty człowiek, kiedy na niego polują i jego rodzinę.

— Zmieńmy lepiej temat — zaproponował Seba, wznosząc toast lampką wina. — Za życie!

— Masz rację. Wypijmy za życie — zaproponował Carlos.

— Za życie — powtórzył za nim Seba.

— Za życie i miłość — dodała Kaja wesołym tonem.

Carlos poruszył się na krześle, jakby coś go uwierało w siedzenie.

— Ta sfera mnie nie dotyczy — powiedział oschle.

Kaja rzuciła mu spojrzenie, w którym było wyzwanie.

— Tylko nie mów, że żadna cię nie chciała, bo w to nie uwierzę — odparła beztroskim głosem.

— Kaju… — zaczął Seba. — Carlos nie ma ochoty o tym mówić — dokończył.

Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że zachowała się niezbyt grzecznie, próbując wejść z butami w życie gościa Seby.

— Przepraszam, jeśli cię uraziłam. Nie pomyślałam, że ty również masz za sobą przykre doświadczenie. — Jej skruszona mina mówiła za siebie. Żałowała, że poruszyła temat, który dla Carlosa był tematem tabu.

— Może już nadszedł czas, aby zacząć o tym mówić… — zaczął niepewnie.

Seba rzucił przyjacielowi spojrzenie pełne współczucia.

— Jeśli nie chcesz, nie musisz o tym mówić. Kaja to zrozumie — powiedział zdecydowanym tonem.

— Przepraszam jeszcze raz za nietaktowane zachowanie. Nie chciałam cię urazić, Carlosie. — Kai było przykro, że wywołała u Carlosa złe wspomnienia.

Mężczyzna odwrócił się w stronę dziewczyny i ujął jej dłoń poprzez stół. Poczuła ciepło jego ręki i prąd, który ją poraził. Wzdrygnęła się, była totalnie zaskoczona. Na szczęście jego twarz była spokojna, miała nadzieję, że on odebrał jej reakcję normalnie, bo ona nie umiała wytłumaczyć tego dreszczu emocji, który w tej samej chwili ją przeszedł po całym ciele.

— Luizę poznałem w Hiszpanii, zakochaliśmy się od pierwszego spojrzenia, szybko się pobraliśmy, jakbyśmy intuicyjnie czuli, że nasz czas jest zbyt krótki, aby go marnować na podchody. Po trzech latach Luiza urodziła ślicznego synka. Daliśmy mu na imię Juan. Pracowałem wówczas we francuskiej policji. Byłem zagorzałym wrogiem handlarzy narkotyków, ale przez to stałem się łatwym celem dla przestępców, którzy urządzili sobie na mnie polowanie. Nie łatwo było mnie zabić, więc za cel obrali sobie moją rodzinę, żonę i synka.

Palce Carlosa zacisnęły się mocno na jej dłoni, aż poczuła ból, ale nie odepchnęła jego ręki.

— Luiza była na zakupach z Juanem. Kiedy wsiedli do jej peugeota, w mgnieniu oka samochód wybuchł jak petarda, tylko ze zwiększoną siłą. Zginęli na miejscu. Mam nadzieję, że nie poczuli nawet bólu. — Jego twarz była jak z kamienia, żadnych emocji.

— Tak mi przykro — szepnęła Kaja.

— Minęło pięć lat a ja wciąż nie potrafię otrząsnąć się z tego koszmaru.

Maria wysłuchała Carlosa z bólem serca.

— Wcale się nie dziwię. Co innego, kiedy ktoś choruje i umiera, a co innego, kiedy ktoś nagle ginie śmiercią tragiczną i to tak w młodym wieku — powiedziała cicho. — Tym bardziej że była to twoja rodzina. Tak mi przykro. — Kaja miała łzy w oczach, nie mogła powstrzymać się od płaczu.

— Teraz rozumiesz, dlaczego nie chcemy z nikim się wiązać, bo to niesie za sobą niebezpieczeństwo i ból — wyznał na koniec.

— Rozumiem, ale nie możesz tak całkowicie się zamykać na życie…

— Kaju, wiem że życie jest piękne, ale nie dla mnie. Ja już je przeżyłem. Teraz już wiecie, dlaczego jestem sam.

Maria potakująco kiwnęła głową.

— Carlosie, przyznaję, że masz za sobą traumę i boisz się otworzyć na nowe doznania, ale od przeznaczenia nie uciekniesz — powiedziała z zagadkowym wyrazem twarzy.

— Jakoś do tej pory udało mi się nie angażować w żadne związki — odparł wyważonym tonem głosu.

— Do czasu, kiedy nie spotkasz tej jedynej. Zapewniam cię, że Ten na górze nie pozostawi cię złemu losowi i wynagrodzi ciężkie chwile. Jesteś jeszcze młody, możesz założyć nową rodzinę i nikt nie musi o tym wiedzieć.

Seba spojrzał na Marię pytającym wzrokiem.

— A co ze mną? Wiesz, co dla mnie przygotował Najwyższy? — zapytał z lekką kpiną.

— A co ja wróżka jestem? — zapytała Maria ze śmiechem.

— Byłaś taka przekonywująca, mamo, że i ja uwierzyłam, że mogę kogoś jeszcze pokochać — roześmiała się Kaja.

— Teraz ja jestem zdziwiony. Jesteś piękną dziewczyną i nie masz chłopaka?

— Nie mam czasu na randki. Mam zbyt absorbującą pracę, która pochłania cały mój wolny czas — wyznała szczerze.

— Zapomniałaś, że oprócz swojej pracy, masz drugą pasję — zaśmiał się Seba.

— Nie. Nie zapomniałam. Wolne chwile spędzam na oglądaniu mojego ulubionego serialu Emanet po naszemu Dziedzictwo — wyznała prawdę. — Stąd to porównanie ciebie do Yamana, głównego bohatera.

— Co to za serial? O czym jest? — zapytał zaciekawiony Carlos.

Kaja w skrócie opowiedziała treść serialu, kładąc nacisk na charakterystykę postaci głównych bohaterów.

— Widzę, że bardzo zaangażowałaś się w ten serial. Co cię głównie w nim ujęło?

— Naprawdę cię to interesuje?

— Nie pytałbym, gdyby mnie to nie ciekawiło. Wiem, że masz duszę artystki, dlatego nie interesowałby cię byle chłam.

— Masz rację, szkoda byłoby mi oczu na jakąś operę mydlaną. Ten serial wyróżnia się pośród innych ciekawą fabułą, w której jest odwieczna zemsta, rywalizacja o bogactwo, zazdrość i miłość. Gra głównych bohaterów i tych drugoplanowych jest rewelacyjna. Jest dużo emocji pozytywnych i negatywnych. Wspaniała muzyka, w której przeważają skrzypce, podkreśla atmosferę danej akcji, sprawiają, że ogląda się serial z zapartym tchem. Nie mogę doczekać się następnego dnia, aby obejrzeć kolejny odcinek.

— Zapomniałaś jeszcze o czymś? — podsunął jej Seba.

— Tak?

— Głównego bohatera Yamana Kyrymly gra Halil Ibrahim Ceyhan, turecki aktor i piosenkarz. Kaja jest pod jego ogromnym wrażeniem — powiedział to szczególnym tonem, jakby zamierzał dodać, jestem pewien, że zakochała się w nim na amen.

Kaja widząc jego rozbawioną minę, postanowiła obronić swoją rację.

— Bo zasługuje na uwagę, podobnie jak i jego partnerka Sila Turkoglu czy Berat Ruzgar Ozkan, który gra pięcioletniego Yusufa. Jest znakomity w swojej roli. Tak samo jak Gulderen Guler, która gra Kiraz i Melih Ozkaya, który gra Alego, szefa policji. Na moją szczególną uwagę zasługuje aktor, Tolga Pancaroglu, który gra Ziyę, brata Yamana. Jest wspaniały. Gra znerwicowanego mężczyznę, który po traumie z dzieciństwa, której nabawił się w sierocińcu, zachowuje się niekonwencjonalnie. Ma wielkie serce i od razu rozpoznaje w Seher bratnią duszę. Yaman kocha swojego brata. Mimo że jest pozornie silnym mężczyzną, w środku wciąż jest małym chłopcem, którego porzuciła matka, która na odchodne powiedziała, aby nigdy nie był słaby, jak jego ojciec. Po samobójczej śmierci ojca, Yaman stał się twardy a po odejściu matki znienawidził wszystkie kobiety. Sądząc, że wszystkie kobiety są podobne do jego matki.

— Więc nie jest pozytywnym bohaterem?

— Kiedy Seher, ciotka chłopca, siostra zmarłej matki Yusufa, zamieszkała w rezydencji, robiła wszystko, aby Yaman się zmienił i porzucił zemstę na swoich wrogach. Pragnęła, aby wyszedł z ciemności, która coraz bardziej go pogrążała. Pod jej wpływem zmienił swoje nastawienie, bo kochał Yusufa, swojego bratanka. Odtąd częściej się uśmiechał i spędzał więcej czasu ze swoim bratankiem i jego ciotką.

— Czy słusznie się domyślam, że między nimi zaiskrzy?

— Zanim do tego dojdzie, wiele się wydarzy. Pewnego dnia Seher osłania go swoim ciałem i zostaje ranna. Odtąd Yaman zaczyna ją doceniać. Innym razem to ranny Yaman ratuje Seher z rąk Omera, psychopaty. To pozytywni bohaterowie, zresztą jest ich jeszcze bardzo wielu, choćby Arif Baba, który prowadzi na barakowozie restauracyjkę w lesie, Yaman często przyjeżdża do niego, kiedy ma jakiś problem, on wtedy daje mu dobrą radę. Adalet jest kucharką w rezydencji a jej siostrzenica Neslihan, jako pomoc kuchenna jest słodka. Cenger, kamerdyner Yamana, który kiedyś był złym człowiekiem, ale dzięki pomocy Yamana wyszedł na prostą. Nedim, jego rolę powierzono Oguzowi Yagci, w tym serialu jest prawą ręką Yamana. Są też negatywni bohaterowie, jak na przykład Ikbal, żona Ziyi i jej siostra Zuhal albo Selim, przyjaciel z dzieciństwa Seher, w której kocha się od lat, ale ona traktuje go jak brata. Selim nie może się z tym pogodzić i sprawia Yamanowi kłopoty. Widzisz więc, że nie sposób się nudzić, oglądając ten serial — spuentowała rozmowę Kaja.

— W najbliższym czasie będę miał więcej czasu, postaram się go obejrzeć.

— Kaja również i mnie zaraziła swoim optymizmem. Codziennie siadamy przed telewizorem i gapimy się na nasz ulubiony serial Emanet, co znaczy Dziedzictwo. Czasem przyłącza się do nas Seba.

— Przyznaję, że serial ma wiele walorów artystycznych, dlatego zacząłem go oglądać — wyznał szczerze.

Resztę wieczoru spędzili przy następnej butelce czerwonego wina. Carlos tego wieczoru spał u Seby.

Rozdział 7

— Coście zrobili z Nowakowskim? — zapytała Kaja z niedowierzaniem.

— Dzięki naszej interwencji siedzi teraz w więzieniu za rozprowadzanie i zażywanie narkotyków oraz zastraszanie sąsiadów. Grozi mu od jednego roku do dziesięciu lat odsiadki — odparł Seba.

— Ale jak do tego doszło? — zapytała Kaja zaskoczona.

— Wróciliśmy z Carlosem z miasta, weszliśmy do klatki i nakryliśmy go na gorącym uczynku. Był w towarzystwie dwóch koleżków, którzy palili marychę. Zaciągali się, nie zwracając uwagi, że ktoś może z sąsiadów ich nakryć.

— Nawet chcieli nas poczęstować tym zielskiem — wtrącił Carlos ze śmiechem.

— Zaczęli być natarczywi i niegrzeczni. Głośno się zachowywali, czym przyciągnęli uwagę sąsiadów z parteru i pierwszego piętra. Nie pozostało nam nic innego jak zadzwonić pod 112. Policja wkrótce przyjechała i ich zgarnęła. Okazał się zwykłym i nieodpowiedzialnym głupkiem. Myślał, że jeśli ma pełne kieszenie szmalu, ominie go sprawiedliwość.

— No, dobrze, posiedzi, ale za jakiś czas wyjdzie. Nie boisz się jego zemsty? — zwróciła się do Seby, który był pewny siebie.

— Będzie siedział cicho jak mysz pod miotłą, bo wydał swoim kumpli. A oni tak łatwo nie zapominają zdrady — powiedział na swoje usprawiedliwienie.

— No, tak, to jest argument. Mimo wszystko, na twoim miejscu nie byłabym taka pewna siebie. Carlos wyjedzie, zostaniesz sam.

— Sam? Przecież ty będziesz i mnie obronisz — powiedział z uśmiechem. Kaja podejrzewała, że obecność Carlosa dodała mu tej pewności siebie.

— Wierzysz w moją moc? Przecież jestem tylko słabą kobietą — żachnęła się i spojrzała mu w twarz.

— Kaja ma rację Seba. Nie wolno ci bagatelizować nawet takiej płotki jak Nowakowski. On jest tylko jednym z nich a jego szef, który jest wciąż na wolności, może do ciebie się dobrać — odezwała się Maria, której również nie podobała się interwencja obu mężczyzn.

— To była konieczność, moje panie. Jeśli nie zareagowalibyśmy, oni staliby się bezczelniejsi i poszliby na całość — wyjaśnił jej Carlos.

— Jakbyś się zachowała, gdybyś znalazła się na naszym miejscu? Było ich trzech. Nie miałabyś żadnej szansy. Wciągnęliby cię do piwnicy i nie chcę kończyć, co mogliby ci zrobić. Byli w amoku. Porządnie wystraszyli sąsiadów szczególnie tych z parteru — dodał Seba pewnym głosem.

— Okay. Macie rację, że takich osobników trzeba tępić jak karaluchy. Tylko że potem mogą przyjść inni i zemścić się za tamtych. — Kaja nie dawała za wygraną i upierała się przy swojej racji.

— Przeżyliśmy znacznie trudniejsze akcje, w których walczyły między sobą dwa największe meksykańskie kartele, a my byliśmy pomiędzy nimi. Handlarze narkotyków, to wielcy mafiosi, barbarzyńcy, na którym zależy jedynie na przejęciu władzy i milionach dolarów, które przepływają przez różne banki na konta największych szefów karteli. Nie mieliśmy skrupułów, aby walczyć przeciwko nim. Walka z przestępczością, nie ważne w jakim kraju będziemy, zawsze naraża nie tylko nas na niebezpieczeństwo, ale zupełnie niewinnych ludzi, którzy znaleźli się przypadkowo na linii strzału — powiedział Carlos stanowczym głosem.

— Co w takiej sytuacji robi władza? Chyba nie jest bezczynna? — zapytała Kaja.

— Aresztowanie Ovidio Guzmana, syna słynnego Joaqina Guzmana, zwanego „El Czapo” jednego z liderów kartelu Sinaloa, pokazało, jak bezsilny był meksykański rząd. Z chwilą jego aresztowania, reakcja kartelu była błyskawiczna i brutalna, rozpętał wojnę i przejął brutalnie część stanu Sinaloa. Zginęło wiele bezbronnych ludzi — dodał Seba. — Nic nie mogą zrobić.

— Interweniowały nawet Meksykańskie Siły Powietrzne, ale i one poniosły fiasko i jeden z ich samolotów został ostrzelany. Na nic się zdały blokady dróg i zatrzymanie narkotykowych bossów. Odpłacali się podwójnym atakiem na stolicę kraju — dodał Carlos.

— W Meksyku kartele przeznaczają część swoich ogromnych zysków na opłacanie sędziów, urzędników i polityków. Wymuszają współpracę urzędników przez grożenie ich rodzinom, porywają urzędników i dziennikarzy. Władze od kilkunastu lat prowadzą walkę z narkokartelami, ale z niewielkim powodzeniem — uzupełnił jego wypowiedź Seba.

— Dziś meksykańskie kartele narkotykowe są głównymi dostawcami kokainy, heroiny, metamfetaminy i innych nielegalnych narkotyków do USA. Kokaina pochodzi z Kolumbii, natomiast większość heroiny i metamfetaminy produkowana jest w Meksyku. Jest również źródłem fentanylu, od którego umiera tysiące Amerykanów — wpadł mu w słowo Carlos.

— Rząd Stanów Zjednoczonych przystąpił do likwidacji podziemia narkotykowego, ale, gdy jeden kartel ginie albo trafiają jego liderzy za kratki, na jego miejsce powstają inne i zawierają między sobą sojusze i walczą o swoje terytoria i polityczne wpływy. — Carlos na chwilę przerwał a potem kontynuował stanowczym głosem.

— Są wszędzie i głęboko siedzą w kieszeniach sędziów, polityków i przekupnych urzędników, i choć sukcesywnie się ich eliminuje, powstają nowe gangi, przestępcze grupy i kartele, które zagrażają różnym społeczeństwom, na różnych jego szczeblach. Zagrożeni są najbardziej młodzi ludzie, którym imponuje chwilowy odlot — zakończył swoją wypowiedź Carlos.

— Teraz rozumiem, dlaczego z taką gorliwością tępicie dealerów narkotykowych — zauważyła Maria.

— Są jak pchły, jeśli od razu ich nie wytępisz, przeniosą się z psa na człowieka — odparł Carlos z lekkim uśmiechem.

Kaja z Marią zaśmiały się z tego porównania.

— Bardzo dobra komparacja, ale dosyć na dzisiaj mam tych wiadomości. Dziękuję wam panowie za wspaniały wykład na temat narkokarteli w Meksyku, ale czas najwyższy, aby zmienić temat. — Maria zerwała się z krzesła i z ochoczą miną powiedziała — sprawdzę, co z moim sosem.

— Czuję po zapachu, że jest już gotowy i kasza pewnie też się uparowała w woreczkach. Chodźmy więc panowie na obiad, a potem ja zaproszę was na ucztę duchową — zaproponowała Kaja.

***

Yaman zaprosił do rezydencji przedstawicieli firmy reklamowej, aby omówić projekt osiedla mieszkaniowego, który zamierzał wybudować dla mieszkańców najbliższych okolic, który nazwał Gniazdo. Myślą przewodnią miała być Rodzina. Ponieważ Adalet zajęła się chorą Neslihan, gości zamierzała obsługiwać Seher. Widok Seher z tacą, zdziwił Yamana, tylko Zuhal, siostra Ikbal, patrzyła na nią z ironią, czekając na najmniejsze jej potknięcie. Kiedy przedstawiciel firmy reklamowej poprosił Seher, aby wymieniła mu butelkę wody, twierdząc, że ta jest zbyt ciepła, Yaman wstał od stołu, sięgnął po zimną wodę i wręczył ją mu osobiście.

— Teraz jest dość zimna? — zapytał nieuprzejmym tonem.

Mężczyzna tylko kiwnął głową.

Potem było ogólne zaskoczenie, kiedy Seher podchodziła z półmiskiem do każdego z gości, częstując ich jedną z potraw, mimo woli słyszała ich wypowiedzi i tylko się uśmiechała. Yaman zauważył jej reakcję i ku zdumieniu wszystkich zebranych zapytał Seher, co o tym sądzi. Odpowiedziała z początku nieśmiało, ale potem ośmielona słowami Yamana, powiedziała, co sądzi o tym projekcie.

— Dom, to nie tylko mury i dach nad głową, ale ludzie, którzy tworzą rodzinę, która czuje się w nim bezpiecznie — spuentowała rozmowę.

— O to mi właśnie chodziło — potwierdził jej słowa Yaman.

Zuhal kipiała ze złości. Nie mogła znieść myśli, że Seher znowu była górą, że Yaman znowu ją wyróżnił, ją, prostą dziewuchę, jak ją nazywała. Najpierw przepisał jej udziały w firmie, chcąc ją zabezpieczyć, na wszelki wypadek, gdyby coś mu się przytrafiło, o czym przypadkowo Zuhal usłyszała i powtórzyła to Ikbal, swojej siostrze. Za jej namową dała popis swojego perfidnego charakteru w pokoju Seher, nazywając ją łowczynią fortuny. Dziewczyna, kiedy tylko się o tym dowiedziała, w czym pomogła jej Ikbal, zrzucając niby przypadkowo teczkę z dokumentem, Seher zauważyła na dokumencie swoje nazwisko i przeczytała go w całości. Pobiegła z nim do Yamana i wyrzuciła mu z pretensją, że nie jest tu dla pieniędzy, ale dla Yusufa, swojego siostrzeńca. Yaman ze spokojem wyjaśnił jej powód, którym się kierował. W ostateczności Seher się zgodziła pod warunkiem, że akcje przepisze na Yusufa a ona do czasu jego pełnoletności będzie miała nad nimi pieczę.

***

Carlos siedział na jednym fotelu, Seba na drugim obok niego, na przeciwko nich siedziały Maria z Kają. Były przejęte rozwijającą się sytuacją, która udzieliła się im podczas emisji filmu, muzyka jeszcze bardziej podkreślała klimat, jaki panował w rezydencji.

— Nie ma dziewczyna łatwo — odezwał się pierwszy. Ukradkiem zerknął na Kaję, ciekawy jej reakcji.

— No, co tak na mnie patrzysz? — zapytała odruchowo, nie odwracając twarzy.

— Byłem ciekawy, jak zareagujesz na zachowanie Zuhal i Ikbal — odparł z uśmiechem, ciekawy, jak to odgadła, skoro nawet na niego nie spojrzała.

— Najchętniej bym jej przyłożyła nie z liścia, ale prawym sierpowym. Wtedy nie zniszczyłby się ten fioletowy makijaż, który sobie zrobiła pod kolor pomadki do ust — odparła zgryźliwym tonem.

Najbardziej zabawną sytuacją była rozmowa z przybraną mamą Seher Nadire, która przyniosła wełnianą lalkę, którą zrobiła dla małej Seher. Piwnica Nadire została zalana i niektóre pudła się zmoczyły, i woda zniszczyła ich zawartość, wśród nich były cenne pamiątki z jej dzieciństwa. Tak samo było ze zdjęciem matki Seher, które Yaman dał do odnowienia. Nadire o tym nie wiedziała, kiedy zobaczyła je jak nowe i oprawione w ramkę, nie była zaskoczona postępkiem Yamana, ale już nie miała wyrzutów sumienia, że ostatnia pamiątka po matce Seher została zniszczona.

Rozmawiały przy otwartych drzwiach, za którymi stał Yaman, o czym nie wiedziały. Wtedy mama Nadire powiedziała, że są do siebie bardzo podobni, tylko jej dobroć widać na zewnątrz a jego ukryta jest głęboko pod sercem, że pasowaliby do siebie. Yaman chciał się pożegnać z mamą Nadire i wyszedł przed dom. Wtedy Seher domyśliła się, że musiał słyszeć ostatnią uwagę Nadire i bardzo się speszyła. Odtąd unikała jego wzroku, aby nie wyczytał z jej oczu, że ona także darzyła go pełnym zaufaniem i szanowała za to, że kochał swojego bratanka ponad życie.

Była zaskoczona, że Yaman po chwili poprosił ją do swojego gabinetu na rozmowę, jej serce podeszło aż do gardła. Uspokoiła się dopiero w chwili, kiedy Yaman zaczął rozmowę na temat bratanka, twierdząc, że jest już w takim wieku, że mógłby pójść już do szkoły. I co ona myśli na ten temat. Seher odpowiedziała, że już zaczął się rok szkolny, ale mogą już wybrać szkołę dla Yusufa, aby w przyszłym roku mógł do niej uczęszczać. Yaman podał jej tablet z wykazami szkół. Seher spłoszona powiedziała, że obejrzy je w swoim pokoju i musi wracać do Yusufa. Mężczyzna uśmiechnął się i pomyślał: Uciekaj dalej, zobaczymy, jak długo zdołasz.

Innego dnia, Seher wyszła z pokoju Yamana, trzymając w dłoniach puste filiżanki po kawie. Uśmiechała się do swoich myśli, po tym, co usłyszała od Yamana. Kiedy Yusuf zapytał ich, dlaczego nie rozmawiają, Yaman odparł, że niektórzy nic nie muszą mówić, bo rozumieją się bez słów. Po wyjściu z pokoju Yamana Seher spotkała na korytarzu Zuhal, której nie spodobało się, że dziewczyna wyszła od niego rozpromieniona.

— Widzę, że stałaś się jego cieniem — mówiła wściekła. — Nigdy nie zostawiasz go samego. Doskonale wiem, co zamierzasz zrobić.

Seher nie rozumiała, o co Zuhal ją podejrzewała.

— Jesteś łowczynią fortuny a Yusuf jest jedynie twoją wymówką! Oszukujesz Yamana, udając rolę troskliwej ciotki. Swoją niewinnością próbujesz zrobić na nim dobre wrażenie. Zrobiłaś wszystko, aby wydostać się ze slumsów i zamieszkać w rezydencji. Co się stało, droga Seher? Nie masz nic do powiedzenia, ponieważ mam rację? — ciągnęła Zuhal, patrząc na poruszoną jej słowami dziewczynę.

— Zuhal, twoje słowa są…

W tym momencie z gabinetu wyszedł Yaman. Zuhal szybko zmieniła temat. W tym momencie nadszedł Cenger i poinformował Yamana, że przyszły pracownice z opieki społecznej. Yaman natychmiast skontaktował się telefonicznie z Nedimem, który stwierdził, że był to donos.

— Jeśli to prawda, osobiście się nim zajmę. I sprowadź do rezydencji prawników! — polecił stanowczym głosem.

Ikbal spojrzała na Zuhal znaczącym spojrzeniem. Już nie miała tak pewnej miny jak przed chwilą.

***

Yusuf na widok urzędniczek z opieki społecznej przeraził się w obawie, że chcą go zabrać z rezydencji do sierocińca. Seher uspokoiła go, że panie chcą tylko z nim porozmawiać na osobności. Yusuf wyszedł spod koca, który nazwał namiotem i ośmielony przychylnym nastawieniem obu pań, odpowiadał logicznie na zadawane mu pytania. Nie dało się ukryć, że chłopiec bardzo kochał ciocię i stryja, i nie wyobrażał sobie bez nich życia.

W tym czasie Seher w obawie, że mogą im zabrać Yusufa, rozpłakała się rzewnymi łzami. Yaman próbował ją uspokoić, wyjął z kieszeni marynarki płócienną chusteczkę i Seher otarła nią mokrą twarz.

Na widok Ikbal i Zuhal, Yaman zaprowadził Seher do jego pokoju. I tam jej powiedział, że to on ponosi całkowitą winę, bo to on poprosił, aby zamieszkali razem w rezydencji.

Po rozmowie z Yusufem, pracownice poprosiły Seher. Na wstępie zapytała ją jedna z nich:

— Dlaczego złamała pani postanowienie sądu i zamieszkała z Yusufem w rezydencji?

— Zrobiłam to dla jego dobra. Yusuf bardzo kocha wujka Ziyę i przyszliśmy go odwiedzić, bo źle się poczuł — odparła zdecydowanym głosem Seher.

— Podjęłaś ryzyko utraty Yusufa dla jego dobra? — zapytała pracownica z niedowierzaniem.

— Tak — potwierdziła Seher. — Yusuf nie ma rodziców, dlatego jest bardzo z nami związany. Jest nieszczęśliwy, gdy któregoś z nas brakuje. Więź między nim a stryjem jest bardzo silna. A poza tym Yaman zmienił się na korzyść. Jest gotów zrobić wszystko dla szczęścia Yusufa. Uważam, że postąpiłam słusznie — powiedziała Seher zdeterminowana.

— To my o tym zadecydujemy, pani Seher — oznajmiła urzędniczka.– Kiedy zobaczy pani ostateczny wynik raportu, przekona się, że czasami lepiej kierować się logiką a niżeli sercem — dodała oschle.

Kiedy Seher rozmawiała z urzędniczkami opieki społecznej, Yaman zadzwonił do swoich prawników i przekazał im problem. Kiedy pracownice zamierzały przedłożyć im raport, powstrzymał ich mówiąc:

— Zanim panie nam go wręczą, najpierw przeczytają go nasi prawnicy — oznajmił Yaman zdecydowanym głosem.

Pewne miny urzędniczek zrzedły, ale tylko na chwilę, bo według sądu miały prawo zabrać z rezydencji Yusufa, ale tego dnia nie zabrały chłopca ku zadowoleniu Yamana i Seher oraz wuja Ziyi.

Rozdział 8

Carlos wrócił do hotelu, choć Seba zapraszał go do siebie, aby zamieszkał u niego w domu, dopóki nie postanowił, co zamierzał zrobić ze swoim życiem.

— Najpierw muszę się wymeldować z hotelu, ale wrócę, Seba. Przedtem jednak muszę kogoś odwiedzić — powiedział na odchodne, przeczesując ręką zmierzwione włosy na tył głowy.

— Kobieta? — zapytał zaciekawiony Seba.

— W pewnym sensie. Przyjdzie czas, wszystko ci opowiem — odparł Carlos.

Seba był zawiedziony. Przyzwyczaił się do codziennych śniadań i wspólnych obiadów u pani Marii. Nawet polubił Kaję i jej serialowe hobby, które oglądali razem przy kawie albo herbacie. Dawniej brakowało mu tej domowej sielanki, teraz napawał się tym domowym ciepłem. Maria i Kaja były dobrymi kobietami, nawet atrakcyjne, ale przede wszystkim, można było z nimi porozmawiać na każdy temat. Kilka miesięcy temu nie wyobrażał sobie podobnego życia, bo było mu obce. Dzisiaj zdążył się do niego przyzwyczaić. Przedtem twierdził, że takie spokojne życie prowadzą tylko szczury lądowe a on do nich nie należał. Dzisiaj nie zamieniłby je na inne. Było mu wygodnie tak żyć, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że czas nie stoi w miejscu. Musiał się zastanowić nad swoją przyszłością. Miał trzydzieści lat, za sobą żołnierskie, proste życie, ale doświadczenia z kobietami nie miał żadnego. Był internet, mógł skorzystać z randek w ciemno, ale wrodzona nieśmiałość do kobiet nie pozwalała mu przełamać tej bariery.

— No, cóż, babciu, widocznie szczęście rodzinne nie jest mi pisane — westchnął, patrząc na fotografię babci Wiesi, która uśmiechała się do niego.

— Domyślam się, co poradziłabyś mi teraz: abym poczekał, nie spieszył się z podjęciem tak ważnej decyzji. I tak zrobię, nie mam innego wyjścia — westchnął.

Jego rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Kiedy je uchylił, Kaja wparowała do niego z impetem.

— Mam! Dostałam ją! — krzyknęła z entuzjazmem w głosie.

— Ale, co? — zapytał zdziwiony Seba, zamykając za nią drzwi.

— Od kilku tygodni czekałam na ciekawy projekt dekoracji wnętrza. I nic nie przychodziło mi na e-maila, jakby każdy kupował gotowe już mieszkanie z wyposażeniem. Dzisiaj otrzymałam telefoniczną propozycję na kompleksowe urządzenie całego domu! — krzyknęła, nie mogąc się powstrzymać od radości.

— Telefoniczne, nie na adres mailowy?

— Tak. To było, jak grom z jasnego nieba! Wyobraź sobie! Cały dom! — krzyknęła po raz wtóry, nie mogąc opanować euforii.

— Cieszę się razem z tobą — odparł Seba lecz z mniejszym zapałem.

— Ja chyba bardziej! Wybacz, ale nie mogę się powstrzymać. Wszystko we mnie drży z emocji, jakbym nałykała się jakiś prochów albo zapaliła trawkę! — zaśmiała się.

Jej oczy błyszczały jak u kota, który wypił śmietankę, tylko Jerrego i jego nie roznosiła radość. Pies leżał na swoim legowisku i nie reagował na jej pieszczoty.

Seba z jakiś powodów, tylko sobie znanych, nie potrafił się cieszyć razem z nią. Nie mógł tego wyjaśnić, ale czuł, że za tą propozycją kryje się coś, co nie przyniesie jej tyle satysfakcji, jakiej oczekiwała. Nie chciał jej jednak martwić swoimi przypuszczeniami.

— Lecę do domu, muszę się przygotować na spotkanie — oznajmiła z entuzjazmem w głosie, który jej nie opuszczał.

Kiedy była już przy drzwiach, Seba postanowił jej pomóc.

— Kaju, podwiozę cię — zaproponował.

Dziewczyna dopiero teraz zauważyła poważną twarz Seby.

— Nie musisz. Zleceniodawca sam przyjedzie po mnie.

— Gdzie to jest konkretnie? Możesz podać mi adres?

— Gdzieś za miastem. Naprawdę nie musisz. Sam się zobowiązał.

Seba czuł, że musi interweniować nawet wbrew jej woli.

— Proszę cię, Kaja, posłuchaj mnie uważnie. Jesteś osobą dorosłą a zachowujesz się jak małolata. Dałaś się łatwo namówić jakiemuś klientowi, którego nawet nie znasz — próbował ją ostrzec.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, nie spodobała się jej ostatnia uwaga Seby.

— Widzę, że brakuje ci zabawy w żołnierzyka. Wszędzie widzisz podstęp — powiedziała z ironią. Widząc, że mężczyzna próbuje chwycić ją za rękę, wyrwała się i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Seba nie zważając na jej protesty, włożył na siebie kurtkę, na nogi sportowe buty za kostkę a na głowę wełnianą, czarną czapkę. Wrócił do pokoju i wyciągnął z szuflady komody portfel z dokumentami, paroma setkami złotych i kluczyki od samochodu.

— Jerry, idziemy. Kaja zupełnie zwariowała. Nie zdaje sobie sprawy, że to może być pułapka — powiedział do psa, który stał już gotowy do wyjścia. Po drodze sięgnął do zgrzewki po butelkę wody niegazowanej, zamknął drzwi na zasuwę i zbiegł po schodach. Pies ochoczo pobiegł za nim.

— Daję ci pięć minut, zrobisz to, co musisz i wsiadasz do samochodu — rozkazał.

Jerry pobiegł za blok, potem okrążył podwórko i po chwili położył łapę na masce samochodu.

— Ok. Wejdź. Odjedziemy trochę dalej, aby nas Kaja i ten podejrzany klient nie zauważyli. — Zatrzymał się pomiędzy kilkoma samochodami, aby niewidoczny był z klatki ich bloku. Minęła dobra godzina, kiedy pod ich blok podjechała czarna toyota corolla x z radomską rejestracją. Zanotował sobie w pamięci numery. Po chwili z klatki wyszła Kaja z przewieszoną dużą torbą przez ramię, w której nosiła szkicownik i przybory do szkicowania i pisania. Przez boczne szyby samochodu nie mógł zauważyć kierowcy. Postanowił wysiąść z samochodu i zagadać do Kai. Jerry wyskoczył za nim, blokując drogę na wszelki wypadek, gdyby kierowca czarnej toyoty chciał ruszyć.

— Kaju, chcę cię o coś zapytać — grzecznie poprosił. W tej samej chwili usłyszał odgłos blokady drzwi a po chwili samochód ruszył. W porę odskoczył, niewiele brakowało, aby poczuł koła wozu na palcach obydwu stóp, zdążył jednak podłożyć pod maską wozu lokalizator GPS.

— Cholera! Niepotrzebnie wysiadałem z samochodu — jęknął rozczarowany, postanowił skontaktować się z przyjacielem, ale Carlos nie odbierał, więc nagrał się, nie wchodząc w szczegóły.

— Kaja otrzymała niby lukratywną propozycją wystroju całego domu pod miastem. Nie powiedziała dokładnie gdzie, bo sama nie wiedziała. Klient odebrał ją spod bloku. Dokładnie nie widziałem go, bo był w ciemnych okularach i miał przydymione boczne szyby. Jego samochód to czarna toyota corolla x. — Tu podał numery wozu. — Nie podoba mi się to, dlatego jadę za nim w pewnej odległości, aby go nie zgubić. Odezwij się na komórkę.


***

Carlos wracał z rodzinnych stron spod Krakowa. Nie podjął ostatecznej decyzji w sprawie pozostania w kraju. Zostawił matce pieniądze, aby nie brakowało jej na życie i opał w czasie zimy, którą tego roku zapowiadano na bardzo mroźną, choć bardzo się wzbraniała, bo twierdziła że ma pokaźną emeryturę i stać ją na utrzymanie siebie i domu. Podjechał pod dom dostawczym wozem z opałem, aby sąsiedzi nie wiedzieli, że przyjechał. Dla jej i swojego bezpieczeństwa nigdy nie uprzedzał o swoim przyjeździe. Otworzył bramę swoim pilotem. Matka, jak zawsze przywitała go z otwartymi ramionami i ze łzami w oczach.

— Synku, czy jeszcze kiedyś cię zobaczę? — zapytała, żegnając go czule.

— Zobaczysz, mamo, prędzej, niż sądzisz — odpowiadał niezmiennie.

Dawniej nie zastanawiał się długo, pakował się do plecaka i pierwszym samolotem odlatywał do celowego miejsca, które mu przydzielono. Dzisiaj nie był skory do wyjazdu, choć musiał przyznać, że brakowało mu tej adrenaliny, którą odczuwał podczas każdej akcji, ale jakaś wewnętrzna siła go zatrzymywała, jakby tu na miejscu miał ważną misję do spełnienia. Monotonię jego rozmyślań przerwał odgłos dzwonka sms. Był od Seby. Po wysłuchaniu jego nagrania, przyspieszył. Na szczęście był na autostradzie, gdzie mógł sobie pozwolić na szybką jazdę.

— Rozłączmy się, możemy być na podsłuchu — rzucił Carlos do słuchawki i obaj wyłączyli telefony i wyjęli z niego karty.

Spotkali się w połowie drogi od toyoty corolli x.

— Próbowałeś do niej się dodzwonić? — zapytał Carlos.

— Oczywiście. Musiała wyłączyć telefon. Jeśli tak, to głupio postąpiła. Nie wierzę w uczciwość tego zleceniodawcy, ale na szczęście miałem nosa i podłożyłem lokalizator GPS.

— Dobrze zrobiłeś, Seba. Przynajmniej poznamy docelowe miejsce pobytu twojej Kai.

— Mojej? — zdziwił się Seba.

— Byłem pewny, że kręcisz z nią?

— Jesteśmy tylko sąsiadami. Pani Maria jest równą babką a Kaja kumplem, tyle że w spódnicy. Mamy dobry kontakt i tyle — odparł krótko, nie chcąc wdawać się w dłuższą dyskusję.

— Teraz to najmniej istotne. Zawsze miałeś intuicję, która cię nigdy nie zawiodła. Wierzę że i tym razem tak będzie. Ruszajmy!

***

Kaja obudziła się związana na gołej, betonowej posadzce. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, które przypominało piwnicę opuszczonego budynku. Była jeszcze oszołomiona jak po narkotyku albo środku nasennym, straciła przytomność z chwilą, kiedy weszła do samochodu. Zdążyła tylko zauważyć, że kierowca nie wyglądał na bogatego biznesmena lecz na jednego z narkotykowych dealerów i to z długą odsiadką, bo wydziergany był od pasa po łysą głowę. Nie sprawiał dobrego wrażenia. Teraz zastanawiała się, w którym momencie ją odurzono, że nie zorientowała się, że napastnik miał wobec niej złe zamiary. Zresztą to było teraz najmniej ważne. Była głupia, że nie posłuchała rady Seby, który ją ostrzegał, ale ona była głucha na wszystko. Omamił ją lukratywny projekt. Była pewna, że złapała Pana Boga za nogi, ale wyszło na to, że przyjaciel miał rację.

— Wreszcie się obudziłaś, księżniczko — zagadnął ją mężczyzna, który siedział tyłem do nikłego światła, które sączyło się przez brudne szyby niewielkiego okienka.

— Gdzie ja jestem? — zapytała, choć gołym okiem mogła stwierdzić, że w podziemiu opuszczonego domu.

— Jak widzisz, jesteśmy tu sami.

— Przecież widzę. Dlaczego mnie tu zwabiłeś? Czego ode mnie chcesz? — zapytała, próbując zmienić pozycję na nieco wygodniejszą.

— Zaraz się wszystkiego dowiesz. Poczekamy, aż przyjadą po ciebie twoi znajomi.

— Kogo masz na myśli?

— Nie udawaj naiwnej, dobrze wiesz, kogo mam na myśli — odparł mężczyzna, cedząc słowa.

— Niby skąd mam wiedzieć?

— Choćby dlatego, że jesteście sąsiadami.

— A co ja mam z nim wspólnego, oprócz tego, że mieszkamy na tym samym piętrze? — zapytała zaczepnym tonem.

— To właśnie się okaże. Może macie więcej wspólnego, niż ci się wydaje?

— Po czym tak sądzisz?

— Jeszcze nie wiem, ale wkrótce się dowiem.

— Porwałeś mnie i nie jesteś pewien, dlaczego to zrobiłeś?

— Nie gadaj tyle, bo zrobię ci krzywdę, a szkoda byłoby pokiereszować taką ładną buzię.

— Co ty nie powiesz… — powiedziała złośliwym tonem.

Kaja była wściekła na siebie, że dała się tak łatwo podejść jakiemuś bandycie. Oczywiście domyśliła się, że jej porwanie miało wiele wspólnego z zatrzymaniem Leszka Nowakowskiego i jego koleżków. Była pewna, że to sąsiad zlecił jej porwanie, i z pewnością brało w nim udział kilku bandziorów a nie tylko ten łysol, który siedział naprzeciw niej i gapił się na nią jak sroka w gnat.

Minęła godzina, odkąd znalazła się w tym opuszczonym pomieszczeniu.

— Chce mi się pić — jęknęła, starała się usiąść i oprzeć o filar.

— Nie będzie żadnego picia ani siusiu. Zrozumiałaś, laleczko? — zapytał, nie odrywając od niej oczu.

Kaja zauważyła już wcześniej plastikową butelkę z niewielką ilością wody, która stała na stoliku pod ścianą.

— Choć dwa łyki… — poprosiła grzecznie, patrząc błagalnie na butelkę.

Mężczyzna był jednak nieprzejednany. Kai udało się wygodniej usiąść i oprzeć plecami o betonowy filar. Przez szybę zauważyła ruchomy cień, który przemieszczał się blisko ściany budynku. Szybko spuściła oczy, aby mężczyzna nie zauważył jej spojrzenia, które wpatrywało się w okno. Odetchnęła z ulgą. Może nadeszła pomoc, pomyślała odruchowo. Nasłuchiwała, ale wokoło panowała cisza. Czas mijał, słońce powoli dogasało. Na szybie widać było warstwę kurzu, aż w końcu mrok wieczoru całkowicie ją zakrył. Nagły sygnał dzwonka wyrwał ją z zamyślenia. Mężczyzna odebrał telefon i oddalił się na drugi koniec pomieszczenia. Wtedy ich zobaczyła. Ich sylwetki przypominały jej dobrych znajomych. Jeden z nich przystawił mężczyźnie do głowy łom i coś szepnął mu na ucho, po czym ten szybko się rozłączył. I dopiero wtedy otrzymał potężny cios w głowę. Kiedy mężczyzna upadł na posadzkę, wtedy wyjęli mu z kieszeni telefon a zza paska spodni pistolet, który bardziej przypominał zabawkę a nie prawdziwą broń. Nie zrzucili z siebie kominiarek, ale po zapachu mogła rozróżnić, który jest którym.

— Co tak długo? — zapytała żałosnym głosem.

— Nie czas na gadanie. Spływajmy stąd! — Carlos zdążył przeciąć taśmę z jej rąk i nóg, kiedy przed budynek podjechał samochód. Usłyszeli głośne trzepnięcie drzwiami i męskie głosy.

— Cholera! Co robimy? — zaklął cicho Seba.

— Do drzwi! — krzyknęła Kaja, zabierając ze sobą taboret.

Carlos mimo woli się uśmiechnął.

— Coraz bardziej lubię tę dziewczynę — mimo że powiedział to cicho, Seba usłyszał tę uwagę i skwitował ją uśmiechem.

Pod drzwiami rozległy się kroki. Seba przeciągnął bezwładne ciało leżącego mężczyzny, który pilnował Kai, a potem stanął po jednej stronie drzwi, a Carlos po drugiej, przedtem odebrał Kai taboret.

— Stań za nami i nie waż się ruszać. To niebezpieczne typy. Zanim podniosłabyś taboret i próbowała rzucić w napastnika, strzeliłby do ciebie.

— Tak? — zdziwiła się, ale posłusznie stanęła za Carlosem.

Metalowe ciężkie drzwi trzasnęły gdzieś obok a po chwili twardym butem ktoś pchnął drzwi, za którymi stali Seba z Carlosem. Cierpliwie czekali na wejście pierwszego napastnika. Wszedł do środka z nożem w ręku. Był wysoki i barczysty, ale pozwolili, aby drugi napastnik przekroczył próg magazynu.

— Tu nikogo nie ma! — krzyknął pierwszy i zanim się odwrócił, został powalony przez Sebę jednym ciosem prawej ręki i przeciągnięty pod ścianę obok leżącego mężczyzny.

— Co jest? — Drugi wtargnął, na oślep machając metalową rurką.

Tego napastnika Carlos załatwił jego własną bronią. Chwycił go za rękę i wykręcił mu do tyłu, a drugą złapał jego łapsko, w której trzymał rurkę i przyłożył mu do gardła, aż ten zaskowyczał jak ranny pies.

— Będziesz mówił czy mam ci uszkodzić krtań? Kto zlecił wam porwanie dziewczyny? Pytam tylko raz — Carlos był stanowczy.

— Brat Nowakowskiego — odparł ze spuszczoną głową.

— Gdzie on teraz jest?

Jego wzrok powędrował do drzwi.

— Siedzi w samochodzie?

— Uważajcie, on ma broń — dodał cicho mężczyzna.

— Wyjdziesz teraz do niego i zapytasz, co masz zrobić z dziewczyną? Gdyby o coś pytał, powiesz, że nikogo tu nie ma oprócz zakładniczki.

Mężczyzna posłusznie wyszedł i skierował się do samochodu.

— W środku nikogo nie ma oprócz tej dziewczyny i tego łapserdaka, który wyszedł przed chwilą do kibla. Ci dwaj jej pilnują. Co mamy robić? — zapytał mężczyzna, zachowując spokój.

— Zostawię jej coś na pamiątkę! — krzyknął i wyskoczył z samochodu z bronią w ręku.

— Wiesz że ma groźnego sąsiada? Lepiej zostawmy dziewczynę w spokoju — próbował go zatrzymać mężczyzna.

Leszek Nowakowski był chuchrem a jego brat nieco tęższy, widać było po nadwadze, że lubił sobie dobrze podjeść, ale był odważny tylko z bronią w ręku. Gdy wszedł do środka, zorientował się, że krzesło było puste, i ani śladu po dziewczynie. Kiedy zamierzał się odwrócić na odgłos kroków, ktoś wytrącił mu broń z ręki. Za nim stali dwaj zamaskowani mężczyźni.

— Co jest, k…a? — zapytał zaskoczony.

Nie zamierzali z nim rozmawiać. Jeden z nich zamachnął się i trzepnął go porządnie w głowę. Stracił przytomność. Po chwili Carlos z Sebą zadzwonili po policję. Oni mieli się nimi zająć, a sami pojechali z Kają na komisariat, aby złożyć zeznania.

Mężczyznę, który pomógł im w ujęciu brata Nowakowskiego, puścili wolno. Nawet nie musiał składać zeznań na policji.

— Zapamiętaj sobie, że z takimi typami jak Nowakowscy, nie warto się zadawać. Otrzymałeś od życia jeszcze jedną szansę, chłopie. Radzę ci, dobrze ją wykorzystaj — powiedział mu wówczas Carlos i wręczył mu parę setek.

Mężczyzna spojrzał na niego zaskoczony.

— To za to, że stanąłeś po właściwej stronie — powiedział Carlos i mrugnął do niego znacząco.

— Dziękuję — powiedział i rzucił się do ucieczki.

Seba pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Nigdy się nie zmienisz, co? Kiedyś to twoje miękkie serce naprawdę ktoś podepcze.

— Każdy z nas otrzymał szansę. My z niej skorzystaliśmy. Mam nadzieję, że on zrobi to samo.

Rozdział 9

Matka patrzyła na Kaję z pobłażaniem, bo domyśliła, ile strachu musiała się najeść jej córka, kiedy uświadomiła sobie, że została porwana. Miała jeszcze mokre włosy, bo niedawno wyszła z wanny. Ciepła kąpiel ją trochę odprężyła. Siedziała na kanapie okutana ciepłym kocem, i rozmyślała, ile zawdzięczała Sebie i Carlosowi. Wstyd dławił ją w gardle, nawet matce nie potrafiła spojrzeć prosto w oczy.

— Córcia, powiedz coś…

— Co mam powiedzieć? Wstyd mi, że dałam się podejść takiemu gnojkowi a Seba mnie upominał, ostrzegał, ale zlekceważyłam jego słowa — mówiła z pretensją w głosie, zła na siebie jak osa.

— Chciałaś dobrze, rozpierała cię radość na duży zarobek, dlatego nie zauważyłaś zagrożenia, Kaju.

— Mamo, nie pierwszy raz pojechałam do klienta taksówką, bo mieszkał na peryferiach miasta. Skąd mogłam wiedzieć, że Nowakowscy, to bandyci. Nic dziwnego, że matka zostawiła ich na pastwę losu i wyprowadziła się w nieznane, bo ci psychole wykończyliby ją na amen.

— Ponoć wyjechała zagranicę do swojej siostry.

— Wcale jej się nie dziwię, choć ja na jej miejscu najpierw wpakowałabym ich za kratki za psychiczne znęcanie się nad nią. To wcielone diabły. Dziwię się, że święta ziemia takich nosi.

— Następnym razem będziesz uważała na lukratywne propozycje — zaśmiała się matka.

— I ty Brutusie przeciwko mnie? — odparła pytaniem Kaja, ale już z pogodniejszym wyrazem twarzy. — Mamo, chciałabym zaprosić w ramach podziękowania Carlosa i Sebę na obiad. Co ty na to?

— Myślisz, że to wystarczy? Ja na twoim miejscu zaproponowałabym teatr albo operę, coś, czego nie mają na co dzień. W końcu uratowali cię przed tym oprawcą i pomogli wsadzić za kratki na pięć lat.

— Tak myślisz?

— Oczywiście. Coś, co długo zapamiętają. Będziesz mogła się elegancko ubrać i pokazać naszym panom, że nie tylko w dresie ci do twarzy.

— Mamo, masz osobliwe poczucie humoru.

— Ale to prawda, córeczko.

— Okay. Porozmawiam z nimi dzisiaj.

— Musisz się pospieszyć, bo Carlos ma zamiar wyjechać.

Kaja zerwała się z kanapy, zrzucając koc na podłogę. Niewiele brakowało, aby się w niego zamotała i upadła.

— To niemożliwe! — zawołała z paniką w oczach.

— Rozmawiałam dzisiaj z Sebą, wspomniał coś o tym, ale nie mówił nic konkretnego.

— Muszę koniecznie z nim porozmawiać, on nie może… — jej głos zawisł a zdumione spojrzenie zetknęło się z oczami matki, które było pełne troski i zrozumienia. Właśnie uświadomiła sobie, że podświadome upodabnianie Carlosa do Yamana było tylko iluzją. Nie mogła zaprzeczyć, że Yaman był jej idolem, ale Carlos był tu i teraz. I nie mógł wyjechać bez pożegnania. Musiał wiedzieć, że…

— Zanim pójdziesz do niego, wysusz sobie włosy — poradziła matka.

Wysuszenie włosów i ubranie się, zajęło jej pół godziny. Nie nakładała sobie makijażu, ani nie modelowała włosów, bo szkoda było jej marnować czas na tego typu drobiazgi. Pociągnęła delikatnie usta szminką i wybiegła z domu.

— Cześć, Seba! Jest Carlos w domu? — zapytała, ciężko oddychając, jakby biegła po schodach co najmniej po dwa schodki.

— Jest… — widząc jej roztargnione zachowanie i spanikowane oczy, wskazał na pokój, który Carlos zajął tymczasowo.

— Zamierzałem pójść do sklepu po zakupy — powiedział Seba, domyślając się, że rozmowa Kai z Carlosem nieco się przeciągnie.

— Nie spiesz się… — Kaja spojrzała na niego prosząco.

— Okay.

— Mama zaprasza cię na kawę — powiedziała, nie patrząc nawet na niego, tylko na oszklone drzwi, za którymi był Carlos.

Kaja zapukała, ale nikt jej nie odpowiedział. Weszła niepewnym krokiem. Carlos leżał na kanapie i sprawiał wrażenie, jakby spał. W pierwszej chwili zamierzała wyjść, ale to uczucie, które ją ogarnęło na wieść, że Carlos zamierzał wyjechać, a ona nie miałaby okazji wyznać, co do niego czuje, zupełnie ją samą zaskoczyło. Czuła, jakby spadł na nią grom z jasnego nieba i kompletnie ją obezwładnił. Musiała mu to wyznać tu i teraz.

Carlos łapał drzemkę, kiedy poczuł kwiatowy zapach i czyjąś obecność. Mimo woli westchnął. To było miłe uczucie. Nie chciał się go pozbywać.

— Carlos…

Jednak to nie był senny majak, ale kobiecy głos a raczej szept.

— Chciałabym z tobą porozmawiać…

Carlos zdjął rękę z czoła i zobaczył przed sobą klęczącą Kaję. Raptownie usiadł i spojrzał przytomniej w twarz zmieszanej dziewczyny.

— Przepraszam, musiałem się zdrzemnąć — powiedział zaskoczony.

— Czy możesz poświęcić mi chwilę…

— Oczywiście. Gdzie Seba?

— Prawdę mówiąc, zaprosiłam go do nas na kawę, aby móc z tobą spokojnie porozmawiać — wyznała szczerze.

— O czym?

Kaja spojrzała w czarne jak noc oczy Carlosa, w których mogła się przejrzeć. Na samą myśl, że odważyła się wejść do jego pokoju bez zapowiedzi, zarumieniła się niczym pensjonarka. W tej samej chwili przyszła jej na myśl Seher. Ona by tak nie postąpiła, bo była zbyt nieśmiała, ale ona miała Yamana na miejscu, a jej Carlos zamierzał właśnie wyjechać, więc musiała do niego przyjść.

— Nie wiem, kiedy to się stało, ale zakochałam się w tobie, Carlosie — powiedziała bez ogródek, po czym usiadła obok niego. Czuła, że jej puls przyspieszył a serce zaczęło bić jak oszalałe.

Mężczyzna odwrócił do niej twarz i zatopił się w jej oczach, które błyszczały niczym gwiazdy. Znał to spojrzenie zakochanej kobiety. Historia się powtórzyła, tylko tym razem była Kaja, niewinna dziewczyna o wielkich oczach w kolorze zielonego mchu w ciemnej oprawie.

— Dlaczego nic nie mówisz? — zapytała cicho z obawą w głosie, że Carlos mógł nie podzielać jej uczucia. Nie brała tej opcji pod uwagę.

— Bo jestem dla ciebie za stary? Bo widzisz we mnie kogoś innego?

— Nie rozumiem…

— Może jesteś bardziej zakochana w Yamanie a nie we mnie?

— Tylko takie masz obiekcje, Carlosie Rodriguezie? — zapytała i ujęła jego twarz w swoje dłonie.

— To poważne zarzuty…

— Zanim coś zrobię, powiem ci, że Yaman Kyrymly kocha Seher, a Halil Ibrahim Ceyhan kocha Silę Turkoglu. Od dłuższego czasu są parą a może tylko przyjaciółmi. To nieważne. A teraz nie daj się prosić i pocałuj mnie, nie tak jak Yaman Seher w czoło, ale tak naprawdę, kiedy byłeś zakochany w swojej Luizie.

— Nie przeszkadza ci to, że kiedyś kochałem jedyną kobietę, jaką poznałem?

— Luiza z pewnością chciałaby, abyś znów kochał i był kochany, Carlosie. Czy mam zrobić to pierwsza? — Kaja dotknęła palcami jego brody, która okazała się w dotyku miękka i jedwabista. Pachniała jego wodą kolońską. Jej pocałunek był nieśmiały, jakby czekała na jego inicjatywę.

— Wodzisz mnie na pokuszenie, Kaju — szepnął.

— Nie mam innego wyjścia, kochanie.

Carlos wreszcie się przemógł i przejął inicjatywę, choć miał opory, czy zadowoli tę młodą dziewczynę, która miała przed sobą całe życie. Rozbierali się nawzajem, aż zupełnie zostali nadzy. Kaja przytuliła się do niego a potem stanęła przed nim i otworzyła jak kwiat. Carlos usiadł na krawędzi kanapy i pociągnął ją na kolana. Smak jego pocałunków na piersiach i zapach rozgrzanego ciała, uderzyły jej do głowy.

— Czy ty to samo czujesz, co ja? — zapytała między pocałunkami. — Wiesz, że tej chwili nigdy nie zapomnimy? — szepnęła gorączkowo, oddając mu się całkowicie i bezwarunkowo.

— Wierzę, bo ty jesteś niesamowita i…

Carlos zdumiony spojrzał na nią z zapytaniem w oczach.

— Nie przerywaj, kochany, proszę…

Carlos po raz pierwszy poczuł pełne oddanie kobiety, która z miłości ofiarowała mężczyźnie nie tylko serce, ale i swoje niewinne ciało. Poczuł się wyróżniony i naprawdę kochany.

— Moja maleńka, mój skarbie… — odetchnął głęboko i zamknął ją w ramionach. Pragnął, aby ta chwila, trwała wiecznie.

Przez długą chwilę leżeli bez ruchu, nie odrywając się od swoich rozgrzanych ciał.

— Czy możemy powtórzyć to, kochanie? — zapytała nieśmiało, oplatając swoimi nogami jego długie nogi.

— Pewnie, że możemy… — Nie dokończył, bo coraz śmielsze pocałunki Kai zamknęły mu usta.

— Czy kiedyś pokochasz mnie, jak ja ciebie? — zapytała, kiedy po raz któryś poczuli tę rozkosz, którą czuli tylko zakochani, którzy wciąż mieli niedosyt spełnienia.

— Nigdy nie kochałbym się z kobietą, do której bym nic nie czuł — odparł, tuląc ją do siebie, jakby nie zamierzał wypuścić ją z ramion.

— Mam marzenie.

— Tylko jedno?

— Jedno z tych największych.

— Możesz mi je wyjawić?

— Chcę mieć z tobą dziecko — wyznała cicho.

Carlos raptownie się podniósł i ujął ją za ramiona.

— Ale my… chyba nie… czy ty? — pytał z przestrachem w oczach.

— Nie mam pojęcia. Czy można zajść w ciążę tak po pierwszym razie?

— Kaju, czy naprawdę chciałabyś mieć ze mną dziecko? — zapytał z niedowierzaniem.

— Z nikim innym — odparła pewnym głosem.

— Moja kochana, gdybym wcześniej cię nie pokochał, zrobiłbym to właśnie teraz. Czy wiesz, że dałaś mi nadzieję i odpowiedź na wszystkie nurtujące mnie pytania — mówił z błyszczącymi oczami.

— Mam nadzieję, że nie tylko po pierwszym razie, ale po wielu naszych uniesieniach, nazwijmy to tak ładnie, zaszłam już w ciążę — zaśmiała się radośnie i przysunęła do niego na tyle blisko, że poczuła jego gotowość do ponownej współpracy.

Rozdział 10

Kaja wróciła do domu ogromnie podekscytowana i rozpromieniona, co nie uszło uwadze matki.

Maria domyśliła się, że między Carlosem i jej córką rodzi się uczucie, którego córka była jeszcze nieświadoma. Ona, jako matka, intuicyjnie wyczuła, że nie skończy się to na kilku randkach. Znała swoją córkę. Miała żelazne zasady i do tej pory trzymała się ich, Carlos natomiast był zbyt mądry i doświadczony, i nie chciał zaczynać czegoś, co mogło mieć dla niego przykry koniec. Dzisiaj mieli przekonać się, co tak naprawdę ich łączy. Uśmiechnęła się do siebie, bo była pewna, że pomogła córce w podjęciu decyzji.

— Mamo, nie zapytasz, co tak długo robiłam w domu Seby? — zapytała zalotnym tonem.

— Domyślam się, moja droga — zaśmiała się matka, spoglądając córce w oczy, które błyszczały teraz niczym gwiazdy na niebie.

— Naprawdę? — zdziwiła się Kaja.

— Dziwię, że dopiero teraz zauważyłaś, że Carlos patrzy na ciebie inaczej.

— To znaczy jak?

— Oj, córcia, Seba traktuje cię jak kumpla, ale Carlos spogląda na ciebie zupełnie inaczej.

— To znaczy, jak? — zapytała ponownie.

— Jak zakochany facet na swoją kobietę.

— Mamo, dlaczego mi nie powiedziałaś?

— Dziecko, do takich rzeczy, trzeba dojrzeć. A poza tym, masz swój rozum i serce, i nimi powinnaś się kierować — wyjaśniła jej matka.

— Jak widać do tej pory wszystko we mnie drzemało. Miałaś rację, że wszystko dzieje się za sprawą Najwyższego, chociażby to moje porwanie. Dobrze się stało, że przez ten przykry incydent poczułam strach, nabrałam przez to pokory i dystansu do życia. Doszłam do wniosku, że pieniądze to nie wszystko, ważniejsze od nich są uczucia i stosunki między ludźmi.

— O, właśnie. Teraz mówisz rozsądnie jak dojrzała kobieta.

— Ale przedtem musieli mnie porwać, upokorzyć i porządnie wystraszyć. Gdyby w porę nie zjawili się Carlos z Sebą, byłoby już po mnie. Aż się boję pomyśleć, co ten bandzior planował mi zrobić.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 71.39