Rozdział pierwszy
Zielony
Skocz ze mną w otchłań szaleństwa
Bądź wariatem
Błaznem który po świecie lata z uśmiechem na ustach
i oczami szaleńca
przemierzaj miejsca które człowiek normalny unika
w obawie przed zbzikowaniem
szaleńcy mogą więcej
zasiewają trwogę a zarazem śmiech w oczach szarych
lecz ja na takich patrzę z dumą
bo oni z dumą patrzą na to czego inni nie dostrzegają
w pogoni za odtwarzaniem codziennej rzeczywistości
która szybko uciekając przed nimi leci w dal
i tworzy coś co każdy zna
co jakiś czas jedynie lepiąc nową rzeczywistość
która zaskakuje każdego
lecz nie jego
szaleńca który po wydarzeniach skacze z lekką dla siebie stopą
jakby świat był dla niego skakaniem po chmurach
kiedy dla innych jest stąpaniem po gorącym asfalcie
unosi się i robi krok
tam gdzie szarzy czołgają się i nie mogą nabrać sił
na nowe przeżycie
męczące dla nich i doprowadzające do łez
a wariat skacze po chmurce
nie wiedząc co jest rzeczywistością
a co wytworem jego chorej wyobraźni
alternatywne światy to jest to co tworzy osobowość szaleńca
przebiera w nich jak w w kartach podczas gry w pokera
wybiera najlepsze dla siebie jednostki
wykłada na stół
i tworzy królewską parę która zawsze odnajdzie się wtedy
kiedy on tego potrzebuje
wejdzie w ten stół który aktualnie mu odpowiada
i tam tworzy siebie
trzymając wszystkich zwykłych za sobą
którzy jedyne co potrafią robić to wyrzucać pojedyncze karty
i odtwarzać stare metody gry
Zainspiruj sie samym sobą i TWÓRZ!
to jest czynność którą inni gardzą
jedynie żyjąc w świecie odtwarzania
tego co kochają i tego co nienawidzą
byle tylko osiągnąć nie ich sukces a sukces ich wyobraźni
w tym świecie pełnym nudnej codzienności
który jedynie kończy się ciekawie
oszukując nas i tworząc różne wyobrażenia końca
dziewice w raju
chóry anielskie
albo zamianę w nową formę stworzenia
Śmierć jest ciekawsza jak wszystko inne
bo jest tym czego człowiek nie okiełzna
nie nauczy się i nie ściągnie od Boga
Bądź szaleńcem
łąmiącym zasady codzienności
przełamującym nijakość
i tym od którego inni się uczą
najważniejszej umiejętności definiującej
wariactwa i koloru pośród szarości jednostek
Nie przejmuj się niezrozumieniem
kpinami od szarych
oni są zagubieni w labiryncie codzienności
i swojemu czołganiu się po życiu
wariaci są zawsze przed wszystkimi
wyprzedzają nijakich
mając swoją wizję swojego świata
który jak obrazy malują w naszym świecie
inspirując wybitnych
i unosząc na chwilę w górę zwykłych
kiedy przeskakują po chmurach
Idź z nami
z dziwakami
z wariatami
z niecodziennością
po to by twoja codzienność
stała się nieregularnym kształtem
który możesz obracać i kształtować w rękach jak plastelinę
Do zobaczenia!
Tam gdzie jesteśmy my
w świecie ponad chmurami
połączeni myślą
gestem
emocją
i historią wszelkiego dziwactwa
Koniec nowego początku
Będziesz stał tam gdzie wszyscy zaczynali
spoglądał w miejsce gdzie zaczełą się historia
tworząc coś co później samo siebie wykończy
oddając się temu który wszystko zapoczątkował
i temu który wszystko zakończy
Koniec początku
Tak nazywa się miejsce wiecznej zmiany
przeistoczenia złego w dobre i dobrego w złe
Miejsce ciche
Przepełnione wigorem walki
Ale i dymem który oznacza jej koniec
Aby tajemne wejście odnaleźć potrzebujesz klucza
sekretnego metalowego pręcika
który toruje zakazane dla ludzi miejsce
Pomyśl o tym co cię tutaj przywiodło
Co sprawiało ci radość
ale też męczyło nocami
coś co pięknym jest kiedy NAS dotyczy
a najgorszym kiedy pozostawia samego
w półmrocznym kącie spokoju
Jeżeli już wiesz czym jest klucz
Otwórz drzwi
a twoim oczom ukażę się biały płomień
Ten sam który rozpalił krzew na pustyni
I ten który każdy z nas ma w głębi siebie
Wypali on całą mgłę z zadymionej sali
Po to by na końcu móc pojawić się w twojej koronie
Gdzie miejsce na klejnot szpeciło pustką
nie ukazując nic ze środka
a jedynie dumając nad tym co jest pod nim
Przyjmij ogień i daj się nim sparzyć
niech wniknie w miejsce gdzie mało kto wnika
niech ukaże to co ukazać musi
w każdym z nas
prostych śmiertelników
szukających klucza do tajemniczego pokoju
Kwiat
Jest taki jeden kwiat
ktory rośnie tam gdzie inne już nie dają rady
na ziemi spopielonej przez wyniszczone marzenia
tych którzy już przesiąkneli szarością
On lecz stoi
dumnie wyrasta
jakby niestrwożony
a jednak swoją pychą zapchały
nie wie co robi
łodyga jego spanikowana telepie się na boki
pod byle powiewem wiatru
innym przynosi on spokój
wytrwałość
unosi w powietrze
wzmacnia poczucie siebie
i trwoży siłę
tam gdzie jest jedynie słabość trwania
w jednakowej szarości
trzeba poszukać ogrodnika
kogoś kto mocą swoich narzędzi wskrzesi żyzne jednak pola
na których kiedyś rosły ogromne fale błękitu
przemieszanego z czerwienią tulipanów
nadać im nowy kolor
skończyć z szarością!
zaorać to co smutne i to co ujednolica nas z innymi
likwidując kolektywy
a na piedestał wstawiając ogromną potęgę
jaką są pojedyncze kolory
Nie patrz się tylko na piękny kwiat
obserwuj to co się dzieje na polach
wyrwany spod kajdan które oczy twoje na więzi trzymają
każąc spoglądać się na narcyza
Czas żeby zaorać fale jednolite
wyrywać z ziemi korzenie
które splecone ze sobą trzymają nas tworząc jedno monstrum
zamknięte w swojej obecności
ze wszystkim co nas łączy
Kwiat jest najpiękniejszy kiedy
sam w sobie dojdzie swojej ceny
głębię swoją ma największą kiedy stoi sam pośród szarości
wyróżnia się odcieniem swojego koloru
i jest w stanie stworzyć łąkę
na spopielonej już ziemi
Przebiśniegi czerwienią oblane
Urośnij mój kwiatku
Ty któryś dla mnie najcenniejszy
który się najlepiej prezentujesz
i który pierwszy wyrastasz
kiedy minie zima
Ty który jesteś dla mnie
wtedy kiedy ja nie jestem dla ciebie
świadcząc ci usługi opiekuńcze
i przyjacielskie
Pojawiasz się jako pierwszy
z dumą wyrzucając na świat swoje liście
nie bojąc się tego gdzie trafisz
i co będzie wokół ciebie
Kiedyś byłeś słabszy
nie było was aż tyle
nie było także i długiej zimy
trwającej latami okupacji mrozu
nad zieloną krainą
Lecz teraz wyrasta was coraz więcej
tylko jesteście nowe
inne jakby
ale jeszcze piękniejsze w swojej osobie
nabrałyście czerwieni
która jak plama krwista leży na waszych liściach
Tak
Teraz jest czas kiedy i kwiaty powstają
Prezentując się pięknie
Lekceważą te które boją się wychylić
z panującej zimy
Chciałbym być jak ty przebiśniegu
Wychylić głowę jako pierwszy
bez obawy o gilotynę nad sobą
Pójść zawalczyć o swoje
Nawet i oblać się czerwienią
Ale skończyć z czasem zimy
Odrzućmy mróz razem
i wejdźmy w nową porę roku
najpiękniejszego polskiego przedwiośnia
Krajobraz
Patrz się na stepy rozległe nabrzmiałe zielenią
na ich cisze wspaniałą
Patrz się na lasy głębokie
na wiewiórki delikatnie stukające o kore drzew
Patrz się na staw liliami usłany
na żaby kumkanie
Patrz się na góry olbrzymie
na płachte zieleni leniwie spoczywającej
Patrz się na morze szerokie
na słońce kiedy nad nim zachodzi
Patrz się pejzaże wszelakie
na jego cuda z nieba zesłane
Patrz się wreszcie na życie twoje
szare z pozoru
lecz napełnione widokami
napełnione myślami znad krajobrazów
koloru wnet nabierze
A choćby życie twoje kolorem czarnym się zakrywało
a na umyśle twoim rozsiadły się złowieszczo glizdy wszelakie
Twój umysł napełniony wspomnieniami
z tych dolich zielonych
i białych fal chmurowych na niebie
Od środka napełnią robactwo
które nagle w kolorowe motyle się przemieni
a te wylatując z twojej głowy
uczynią ten spokojny życiowy marsz
o wiele łatwiejszym
Legenda o Paniach Ż i Ś
Tak poległa konstrukcja Łazienek Królewskich
pod naporem kaczego śmiechu
i nowoczesnych dziwolągów
Pawie czują się przytłumione
nie są w stanie w swojej glorii ukazać pełnię swojego piękna
gdyż ta już dawno oddała się byłym Panom
architektom z Holandii i Polskim królom
relikwiom byłego czasu
Królewska duszo czemuż opuściłaś to miejsce
zostawiłaś nas na lodzie
zatrwożonych i samotnych
w obliczu tragedii nowego
Nie radzimy sobie z tym
klękamy pod naporem zmian
nowej historii świata
nowego rozdania kart
i nowych wartości kierujących ludźmi
W tym momencie nad głową przemkła mi jaskółka
która zaczełą unosić się nad taflą małego jeziorka
jakby dając mi sygnał tego
że pod taflą ukryte jest sedno
głębia tego co w zmianach jest zmianami
i tego co w starym jest stare
a co jeszcze może zostać użyte
na nowo wskrzeszone
i zaaplikowane do ludzkich serc
Moje marzenie!
Ono tam jest!
na dnie jeziora
Lecz w jaki sposób mam się tam dostać
skoro jest pod taflą lodu
Jaskółka odleciała
Najwidoczniej stwierdzając że dała mi
wystarczająco do zrozumienia
co mam robić
A więc wyszedłem z parku
ruszyłem przed siebie
i z obrazem jaskółki w głowie
rozpocząłem płomienne zmiany
w rozmowach między ludźmi
W gałęziach zamieszkiwał maluczki lud…
Twórzmy ziemi korzenie
by w tajemnicy przed koroną drzew podtrzymywać jej pień
stanowić wszystko a nie ukazywać się na wierzch
Chcesz mnie ujrzeć?
poszukaj swej prawdy
odnajdź gdzie tak naprawdę stoi ostoja
twego domku na drzewie
Podtrzymująca cały twój ład
wszystkie twoje żale
wszystkie twoje miłości i twoje smutki
Nie szukaj prawdy w koronie
szukaj jej tam gdzie oko nie dostrzega
bo to one
setki powiązanych korzeni
stanowią prawdziwą czapkę odwróconego drzewa
Bezowocnego płatu drewna
słuchają miliony
zielenią piękną omamieni
pomijając czarne doły zapełnione od wszelkiego śmiecia
Głos z ziemi nie wydobywa się
do tych którzy w liściach osiedleni
utracili swoją ciekawość prawdy o podstawie
na rzecz patrzenia po zieleni
utraty w sobie dziecięcej rzekomej głupoty
Szukaj korzeni
żeby przy jesiennej trwodze
kiedy patyk nagim pozostanie
móc nowe drzewo zasadzić
tam zostawić ziarno dziecięcej ciekawości
tam zbudować swój dom oparty o odwróconą koronę
Gnieźnieński cykl
I tak rośnie
leśna ściółka
Widząc konary swoich starszych braci
Pnące się ku nieskończonym oceanom bieli
Nadgania dziwny pęd popychający ją ku górze
Czuje zimny chłód przed i za swym obliczem
Przyśpiesza by z tchem swym ostatnim
Skoczyć
Złapać część korzenia uciekającego drzewa
By uciec zimie nie chcąc tracić swych liści
Ogień dawnego pożaru zczernił jej myśli
Zdusił mowę gorącym powietrzem
Zesmolił nogi chcące biec ku swym braciom
Wyprażył duszy waleczność
I porzucił w ciemny dół osamotnione serce
Lecz teraz nadszedł czas walki
By ściółki liście mogły drzewem się mianowawszy
Czoła stawić podgrzegaczowi ognia
I zdusić zimny mroźne wiatry
Podnieść gałęzi drewniane miecze
I jednym swym cięciem
Z okrzykiem „zabije cię swym potężnym orężem”
W mglisty bezmrok trafi
Bo dopiero gdy upadną ostatnie gwiazdy
I nieba lico czernią wybrzmi
Tedy i lasu król do swego gniazda wróci
A resztki popiołu pod swym pazurem zdusi
I tak rośnie leśna ściółka
Widząc konary swych starszych braci
Pnące się ku nieskończonym oceanom bieli
List do J
Między drzewami
Między losu strunami
Leci ona
Biały kruk
Przyjmując postacie zawarte w cieniu
Zostawiając za sobą czarne smugi wiatru
Goń go człowiecze ślepy
Nie widząc że gonisz jedynie wiatr
Kiedy ona osiadła już na swej gałęzi
W mroku cytadel
W parkach zieleni
W niskich grobowcach
Osiadło już twoje białe szczęście
Rechocząc za twoim nieustannym pędem
Zostawiłem cię nad potokiem myśli
Kiedy rozbijałem się o kamyki rwącego potoku
Szukając ujścia z niespokojnej rzeki
Dawałaś mi myśli, nadzieję
Że jutrzejsze plany dzisiejszymi się staną
Kiedy chłopiec mężczyzną zostając
nadziei niebieskie barwy przywdzieje
Przestań biec
Usiądź wygodnie i spójrz w karty swej historii
Nie jeden kruk na twej drodze ustanął
Lecz oblicze tego przyciąga swą bielą
Wbija się we wnętrze poety
I każe pióro wręczywszy
Dusze na papier przelewać
Czyniąc karty bogactwem serca
Daj się uwolnić myślom